Słowo Boże na dziś – 7 sierpnia 2014r – czwartek – Miłować bliźniego miłością nadprzyrodzoną to miłować Ciebie, Boże mój.

95942879.75dde6ee0ce4e4.4

Myśl dnia

Przede wszystkim nie zapominaj, że nie możesz być niczyim sędzią.

Fiodor Dostojewski

Słowo bł. Edmunda na dziś

0708-bojanowski_1

Modlitwa jest prawdziwym nerwem

chrześcijańskiego życia.

Człowiek modlący się

jest człowiekiem pragnienia – dążenia.

 

 

Czwartek, 07 sierpnia 2014
Świętych męczenników Sykstusa II, papieża, i Towarzyszy
Św. Kajetana, prezbitera
Bł. Edmunda Bojanowskiego

 

 

 

CZWARTEK XVIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE (Jr 18,1-6)

Nowe przymierze

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

Pan mówi: «Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą, mówi Pan.
Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać mówiąc jeden do drugiego: „Poznajcie Pana”. Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał.»

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 51 (50), 12-13. 14-15. 18-19)

Refren:Stwórz, o mój Boże, we mnie serce czyste.

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste *
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *
i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

Przywróć mi radość z Twojego zbawienia *
i wzmocnij mnie duchem ofiarnym.
Będę nieprawych nauczał dróg Twoich *
i wrócą do Ciebie grzesznicy.

Ofiarą bowiem Ty się nie radujesz, *
a całopalenia, choćbym dał, nie przyjmiesz.
Boże, moją ofiarą jest duch skruszony, *
pokornym i skruszonym sercem, Ty, Boże, nie gardzisz.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Por. Dz 16,14b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Otwórz, Panie, nasze serca,
abyśmy uważnie słuchali słów Syna Twojego.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mt 16, 13-23)

Wyznanie Piotra i pierwsza zapowiedź męki

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?»
A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków».
Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»
Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».
Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam Ty jesteś Piotr – Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».
Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem.
Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie».
Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie».

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Myśli Boże i myśli ludzkie

Nie wystarczy wiedzieć, kim jest Jezus. Trzeba także Mu zaufać! Jezus mówiąc Piotrowi: „Idź za Mną”, uzmysławia mu, że jeśli pragnie, aby wypełniła się wola Ojca, aby Jezus wypełnił swoje posłannictwo mesjańskie, a on wypełnił swoje posłannictwo bycia skałą, konieczne jest, aby szedł za Mistrzem, po Jego śladach, bez wyprzedzania czy narzucania własnych pomysłów. Potrzeba, aby Piotr powierzył własny sposób myślenia – egoistyczny, pełen lęku i troski jedynie o siebie – Bogu, poddał się Jego myślom i pragnieniom zbawienia każdego człowieka.

Jezu, pragnę Ci pomagać w pełnieniu woli Ojca, a nie przeszkadzać moimi pomysłami. Powierzam Ci mój lęk o siebie, wyzwalaj mnie do stawania się darem dla innych.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

 

 

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

 

Serce Piotra rozpoznało w Jezusie Mesjasza. Ale nie było jeszcze gotowe, aby w pełni przyjąć Boży plan zbawienia, które miało się dokonać przez mękę i śmierć Chrystusa. Wczoraj oglądaliśmy zapowiedź przyszłej chwały Syna Bożego, która w przyszłości ma stać się także naszym udziałem. Módlmy się, aby nasze serca były gotowe przyjąć cały plan Bożej miłości wobec naszego życia, w tym także cierpienie, które – przeżywane razem z Chrystusem – dopełni w nas Jego obraz i podobieństwo, i doprowadzi nas do chwały nieba.

Bogna Paszkiewicz, „Oremus” sierpień 2008, s. 31-32

KTO JEST MOIM BLIŹNIM?

Panie, daj, abym wzrastał i obfitował w miłości dla wszystkich (1 Tes 3, 12)

„Uzasadnieniem miłości bliźniego jest Bóg — mówi św. Tomasz; istotnie, powinniśmy miłować bliźniego ze względu na jego wszczepienie w Boga” (II-a II-ae 25, 1). Znaczy to, że mamy miłować bliźniego ze względu na jego przynależności do Boga, którego jest stworzeniem, dzieckiem; to znaczy też uznawać i miłować Jego prawo do uczestnictwa w odkupieniu, w przynależności do Ciała Mistycznego Chrystusa, prawo do posiadania życia i szczęśliwości wiecznej. Ze względu na ten prosty fakt, że każdy człowiek jest stworzeniem Boga, każdy jest wezwany do posiadania tych dóbr, a jeśli jeszcze ich nie posiada, to miłość teologiczna miłuje Go ze względu na nie, pomagając mu je osiągnąć. Miłość nie jest nigdy tylko sympatią lub afektem ludzkim albo czystą filantropią, lecz jest miłowaniem ze względu na Boga, w odniesieniu do Boga. Tylko tak może być powszechną i obejmować również tych, którzy na nią nie zasługują ani nie są mili, czy tych, którzy są powodem cierpienia, są niewdzięczni, a nawet niekiedy stają się zdrajcami. Czy nie tak właśnie Bóg umiłował ludzi? „Bóg okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8). Bóg nie ociągał się, aby nas umiłować, a Chrystus nie odkładał śmierci za nas, dopóki nie będziemy bez grzechu i nie staniemy się godnymi Jego miłości.

Chrześcijanin, choćby ochrzczony, nie jest dzieckiem Ojca niebieskiego ani bratem Chrystusa, jeśli nie żyje miłością Ojca i Syna. Ta jest miłość Boga, że „On sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4, 19), Dlatego miłość chrześcijańska zawsze pierwsza uczyni krok; nie czeka na to, by uprzedzono ją grzecznością czy pobudzono dowodami uszanowania albo też postawą czci lub sympatii. Ta jest miłość Chrystusowa, „że On oddał za nas życie swoje, więc i my także winniśmy oddać życie za braci” (tamże 3,16). Czy to za wiele świadczyć dobrodziejstwa, spieszyć z pomocą, służyć tym, którzy nas nie kochają, i poświęcać się aż do oddania — nie należy tego wykluczać — życia za nich, skoro Chrystus oddał życie za nas, gdy byliśmy umarłymi wskutek grzechu, a może nie byliśmy nigdy Jego prawdziwymi przyjaciółmi?

  • Miłować bliźniego miłością nadprzyrodzoną to miłować Ciebie, Boże mój, w człowieku, a człowieka w Tobie; to miłować Ciebie tylko dla miłości Twojej i miłować także stworzenie z miłości ku Tobie… O dobry Boże! Czyż widząc naszego bliźniego, stworzonego na obraz i podobieństwo Twoje, nie powinniśmy powiedzieć sobie wzajemnie: patrz na to stworzenie, jak jest podobne do Stworzyciela? Czyż nie powinniśmy objąć go w uścisku… i płakać nad nim z miłości? Czyż nie powinniśmy życzyć mu wszystkich i wielkich błogosławieństw? Z jakiego powodu? Z miłości ku niemu? Nie, na pewno nie, albowiem nie wiemy, czy ono samo w sobie jest godne miłości lub nienawiści. Dlaczego więc? Z miłości ku Tobie, o Panie, który je stworzyłeś na obraz i podobieństwo swoje, a zatem uczyniłeś je zdolnym do uczestnictwa w Twojej dobroci, łasce i chwale… Dlatego, o Miłości boska, Ty nie tylko nakazujesz miłować bliźniego, ale sprawiasz i rozlewasz tę miłość w naszych sercach… dlatego, jak człowiek jest Twoim obrazem, tak miłość święta człowieka dla drugiego człowieka jest prawdziwym obrazem niebiańskiej miłości człowieka ku Tobie (św. Franciszek Salezy).
  • O Panie, spraw, abyśmy byli miłosiernymi i nakłaniali serce ku wszystkim nędzom ciała, a jeszcze więcej ku nędzom duszy…
    Polecasz nam miłować całe Twoje ciało, o Jezu; wszystkie Twoje członki zasługują z naszej strony na równą miłość, wszystkie bowiem są Twoje. Lecz jedne są zdrowe, inne zaś chore. Jeśli wszystkie powinny być równo miłowane, członki chore wymagają z naszej strony tysiąckrotnie więcej wszelkich starań niż inne. Zanim namaszczać się będzie inne wonnymi olejkami, naucz nas zatroszczyć się o te, które są poranione, zbite, chore, to znaczy o wszystkich, którzy potrzebują pomocy co do ciała i duszy, przede wszystkim o tych ostatnich, głównie o grzesznikach… daj, abyśmy wierzyli, że możemy wszystkim ludziom bez wyjątku czynić dobrze naszymi modlitwami, pokutami, naszym osobistym uświęceniem
    (Ch. de Foucauld).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 28

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140807.htm

______________________________________________________

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

8 sierpnia

Święty Dominik, prezbiter

 

Święty Dominik urodził się około 1170 roku w Caleruega w Hiszpanii. Pochodził ze znakomitego rodu kastylijskiego Guzmanów. Jego ojcem był Feliks Guzman, a matką – bł. Joanna z Azy. Miał dwóch braci – bł. Manesa (który wstąpił potem do założonego przez Dominika zakonu) i Antoniego, kapłana diecezjalnego. Gdy Dominik miał 14 lat, rodzice wysłali go do szkoły w Palencji. Następnie studiował w Salamance. W 1196 roku, po ukończeniu studiów teologicznych, przyjął święcenia kapłańskie i wkrótce został mianowany kanonikiem katedry w Osmie. Pięć lat później został wiceprzewodniczącym tej kapituły. Gorliwie pracował tam nad sobą i nad bliźnimi, głosząc im słowo Boże.

Król Kastylii, Alfons IX, wysłał biskupa diecezji, w której pracował Dominik, Dydaka, z poselstwem do Niemiec i Danii. Dydak był przyjacielem Dominika, dlatego też przyszły święty towarzyszył biskupowi w podróży, w czasie której znalazł się w okolicach Szczecina i polskiego Pomorza. Dominik był świadkiem najazdu pogańskich Kumanów z Węgier na Turyngię. Wkrótce po zakończeniu powierzonej im misji udał się do Rzymu, by prosić Innocentego III o zezwolenie na pracę misyjną wśród Kumanów. Papież jednak takiej zgody nie udzielił.
Wracając do Hiszpanii, Dydak i Dominik zetknęli się w południowej Francji z legatami papieskimi, wysłanymi tam do zwalczania powstałej właśnie herezji albigensów i waldensów. Sekta ta pojawiła się ok. 1200 r. w mieście Albi. Jej członkowie zaprzeczali ważnym prawdom wiary, m.in. Trójcy Świętej, Wcieleniu Syna Bożego, odrzucali Mszę świętą, małżeństwo i pozostałe sakramenty. Burzyli kościoły i klasztory, niszczyli obrazy i krzyże.

W porozumieniu z legatami Dominik postanowił oddać się pracy nad nawracaniem odszczepieńców. Do tej akcji postanowił włączyć się bezpośrednio także biskup Dydak. Ponieważ heretycy w swoich wystąpieniach przeciwko Kościołowi atakowali go za majątki i wystawne życie duchownych, biskup i Dominik postanowili prowadzić życie ewangeliczne na wzór Pana Jezusa i Jego uczniów. Chodzili więc od miasta do miasta, od wioski do wioski, by prostować błędną naukę i wyjaśniać autentyczną naukę Pana Jezusa. Innocenty III zatwierdził tę formę pracy apostolskiej. W centrum herezji znajdowało się miasto Prouille, położone pomiędzy Carcassonne a Tuluzą. Tam Dominik założył klasztor żeński, w którym życie zostało oparte na całkowitym ubóstwie.
Pojawiły się pierwsze sukcesy. Niebawem biskup musiał powrócić do swojej diecezji. Natomiast do Dominika dołączyło 11 cystersów, którzy postanowili wieść podobny tryb życia apostolskiego. Z nich właśnie w 1207 r. powstał zalążek nowej rodziny zakonnej. W tym samym jednak roku papież ogłosił przeciwko albigensom i waldensom zbrojną krucjatę na wiadomość, że heretycy ruszyli na kościoły, plebanie i klasztory, paląc je i niszcząc. To skomplikowało pracę apostolską Dominika. Wtedy Dominik zwiększył posty, umartwienia, częściej się modlił. Dotychczasowe doświadczenie wykazało, że okazyjnie werbowani do tej akcji kapłani często nie byli do niej wystarczająco przygotowani. Wielu zniechęcał prymitywny rodzaj życia i połączone z nim niewygody.
Dominik wybrał więc spośród swoich współtowarzyszy najpewniejszych. Na jego ręce złożyli oni śluby zakonne w 1215 r. Tak powstał Zakon Kaznodziejski – dominikanów. Jego głównym celem było głoszenie słowa Bożego i zbawianie dusz. Założyciel wymagał od zakonników ścisłego ubóstwa, panowania nad sobą i daleko idącego posłuszeństwa. Dzięki poparciu biskupa Tuluzy, Fulko, w Tuluzie powstały wkrótce aż dwa klasztory dominikańskie, które miały za cel nawracanie albigensów i waldensów. W tym samym roku odbył się Sobór Laterański IV. Dominik udał się wraz ze swoim biskupem, Fulko, do Rzymu. Innocenty III po wysłuchaniu zdania biskupa Tuluzy ustnie zatwierdził nową rodzinę zakonną.
Zaraz po powrocie z soboru (1216) Dominik zwołał kapitułę generalną, na której przyjęto za podstawę regułę św. Augustyna i konstytucje norbertanów, którzy wytyczyli sobie podobny cel. Wprowadzono do konstytucji jedynie te zmiany, które w zastosowaniu do specyfiki zakonu okazały się konieczne. Kiedy Dominik po odbytej kapitule ponownie udał się do Rzymu, papież Innocenty III już nie żył (+ 1216). Bóg pokrzepił jednak Dominika tajemniczym, proroczym snem: pojawili mu się Apostołowie św. Piotr i św. Paweł, i zachęcili go, by na cały świat wysyłał swoich synów duchowych jako kaznodziejów. Dlatego kiedy tylko powrócił do Tuluzy, rozesłał grupę 17 pierwszych zakonników: do Hiszpanii, Bolonii i do Paryża. W dniu 22 grudnia 1216 r. papież Honoriusz III zatwierdził nowy zakon. Co więcej, wydał polecenie dla biskupów, by udzielili nowej rodzinie zakonnej jak najpełniejszej pomocy.
Dominik założył również zakon żeński, zatwierdzony przez Honoriusza III dwa lata później.

Kapituła generalna w Bolonii w 1220 r. odrzuciła z reguły i z konstytucji to wszystko, co okazało się nieaktualne. W miejsce odrzuconych wstawiono nowe artykuły, wśród których znalazł się między innymi ten, że zakon nie może posiadać na własność stałych dóbr, ale że ma żyć wyłącznie z ofiar. W ten sposób zakon wszedł do rodziny zakonów mendykanckich (żebrzących), jakimi byli w XIII w. franciszkanie, augustianie, karmelici, trynitarze, serwici i minimi.
W 1220 r. kard. Wilhelm ufundował dominikanom w Rzymie klasztor przy bazylice św. Sabiny, który odtąd miał się stać konwentem generalnym zakonu. Niemniej hojnym okazał się sam papież, który ofiarował dominikanom własny pałac. Tutaj właśnie Dominik miał wskrzesić bratanka kardynała Stefana z Fossanuova. Przed śmiercią Dominik przyjął do zakonu i nałożył habit św. Jackowi i bł. Czesławowi, pierwszym polskim dominikanom. Wysłał też swoich synów do Anglii, Niemiec i na Węgry.
Dominik odbywał częste podróże, głosząc Ewangelię i organizując wykłady z teologii. Zakładał nowe klasztory zakonu, który bardzo szybko się rozpowszechnił. W 1220 r. Honoriusz III powołał Dominika na generała zakonu.

Dominik prowadził pracę misyjną na północy Włoch. Wyczerpany pracą w prymitywnych warunkach, wrócił do Bolonii. Jego ostatnie słowa brzmiały: “Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie od ubóstwa”. Zmarł 6 sierpnia 1221 r. na rękach swych współbraci. W jego pogrzebie wziął udział kardynał Hugolin i wielu dygnitarzy kościelnych. Dominik został pochowany w kościele klasztornym w Bolonii, w drewnianej trumnie, w podziemiu (w krypcie) tuż pod wielkim ołtarzem. Jego kult rozpoczął się zaraz po jego śmierci. Notowano za jego wstawiennictwem otrzymane łaski. Dlatego papież Grzegorz IX nakazał rozpocząć proces kanoniczny. Po jego ukończeniu wyniósł sługę Bożego do chwały świętych w 1234 r.
Dominik odznaczał się wielką prawością obyczajów, niezwykłą żarliwością o sprawy Boże oraz niezachwianą równowagą ducha. Potrafił współczuć. Jego radosne serce i pełna pokoju wewnętrzna postawa uczyniły z niego człowieka niebywale serdecznego. Oszczędny w słowach, rozmawiał z Bogiem na modlitwie albo o Nim z bliźnimi. Żył nader surowo. Bardzo cierpliwie znosił wszelkie przeciwności i upokorzenia.

Imię Dominik pochodzi od łacińskiego dominicus, co znaczy Pański, należący do Boga. Przed św. Dominikiem imię to było znane, ale właśnie Dominik Guzman spopularyzował to imię w całej Europie.
Największą zasługą św. Dominika i pamiątką, jaką po sobie zostawił, jest założony przez niego Zakon Kaznodziejski. Zakon dał Kościołowi wielu świętych. Wśród nich do najjaśniejszych gwiazd należą św. Tomasz z Akwinu (+ 1274), doktor Kościoła, św. Rajmund z Penafort (+ 1275), św. Albert Wielki (+ 1280), doktor Kościoła, św. Wincenty Ferreriusz (+ 1419), św. Antonin z Florencji (+ 1459), papież św. Pius V (+ 1572), św. Ludwik Bertrand (+ 1581), św. Katarzyna ze Sieny (+ 1380), doktor Kościoła i patronka Europy, oraz św. Róża z Limy (+ 1617). Zakon położył wielkie zasługi na polu nauki, wydając uczonych na skalę światową w dziedzinie teologii, biblistyki czy liturgii. Kiedy zostały odkryte nowe lądy, dominikanie byli jednymi z pierwszych, którzy na odkryte tereny wysyłali swoich misjonarzy.

 

 

 

 

 



 

W ikonografii św. Dominik przedstawiany jest w dominikańskim habicie. Jego atrybutami są: gwiazda sześcioramienna, infuła u stóp, lilia – czasami złota, księga, podwójny krzyż procesyjny, pastorał, pies w czarne i białe łaty trzymający pochodnię w pysku (symbol zakonu: Domini canes – “Pańskie psy”), różaniec.

 

 

Pomarańcze i płacz Dominika

MARCIN JAKIMOWICZ

 

To tu na posadzce leżał nocami św.Dominik i płakał: Boże, co stanie się z grzesznikami? Tu oblókł w habit św. Jacka. Rzymska bazylika św. Sabiny kryje niejedną tajemnicę.

Pomarańcze i płacz Dominika   Józef Wolny /Foto Gość Św. Dominik

Nad Rzymem rozpętała się burza. Przyszła nieoczekiwanie. Wieczne Miasto stało się wietrznym miastem. Tonące w zieleni wzgórze Awentynu w ciągu chwili zostało zalane strumieniami deszczu. W kompletnie pustej bazylice św. Sabiny brat Jan szepcze modlitwy przed wystawionym Najświętszym Sakramentem.

Przejmującą ciszę kościoła zakłóca dolatujący z zewnątrz warkot skuterów. Włosi mkną na vespach i paggio, i przeklinają pod nosem deszcz. Tu na posadzce leżał nocami św. Dominik. Wedle tradycji, rozwścieczony diabeł miał cisnąć w niego czarną bryłą bazaltu. Chybił. Głaz roztrzaskał tablicę, na której leżał święty. Czarny kamień można do dziś oglądać przy wejściu do świątyni. Dominik przez cały dzień chodził po mieście i rozmawiał z ludźmi. Ale gdy zapadł zmrok, bracia widzieli, jak zamykał się w kościele, kładł krzyżem na posadzce i płakał: „Boże, co stanie się z grzesznikami?”. Dominikanie zrodzili się właśnie z tego krzyku.

Tomaszu, nie jedz tyle spaghetti!
Spacerujemy po krużgankach, po których krążył sam św. Dominik. Mieszkał tu prawdopodobnie przez 2 lata. Przez 3 lata pracował tu św. Tomasz z Akwinu. W zatopionym w zieleni klasztorze pisał rozdział o Eucharystii. Czy można się dziwić, że właśnie tu znajduje się dom generalny dominikanów? Bazylika stoi na miejscu domu Sabiny, rzymskiej patrycjuszki, która oddała za Jezusa życie. W 1219 r. świątynię przekazano Dominikowi i jego nowo powstałemu zakonowi.

Wchodzimy do zacisznego ogrodu. – Jesteśmy niemal w centrum Rzymu, a tu jest jak na wsi. Inna Roma! – uśmiecha się brat Jan Zając. Mieszka w tym klasztorze ponad 30 lat. Z błyskiem w oku opowiada o św. Dominiku. Pokazuje jego celę. Ubogi pokoik zamieniono na piękną kaplicę. Zakonnicy zatrudnili samego Berniniego. „Przybyszu bądź uważny, w tym miejscu świeci mężowie Dominik i Franciszek odbywali nocne czuwania” – czytam.

Patrzę na obraz w centrum celi i momentalnie przypomina mi się opowieść o. Joachima Badeniego. – Trzymamy się pewników: płaszcza Matki Bożej – opowiadał mi dominikanin – arystokrata. – My, dominikanie, mamy opowieść, że ktoś poszedł do nieba i nie znalazł tam ani jednego dominikanina. Okazało się, że wszyscy schowani są pod płaszczem Matki Bożej, nawet bardzo gruby św. Tomasz, do którego Matka Boża powiedziała: Tomaszu, mówiłam ci, nie jedz tyle spaghetti. Trzymać się płaszcza Matki to najpewniejsza droga do nieba.

Pomarańczowa historia
Za oknem plus 16 stopni Celsjusza. Włosi kulą się opatuleni puchowymi kurtkami, ale dla nas – przybyszów z północy – to niemal upał. Brat Jan pokazuje drzewko pomarańczowe. Posadził je sam Dominik. Takie drzewa nie były znane w średniowiecznym Rzymie. W środkowej Italii nikt ich nie sadził. Dominik przywiózł roślinę z Hiszpanii. Zasadził ją w klasztornym ogrodzie. Po latach wokół klasztoru wyrósł prawdziwy pomarańczowy gaj.

Do dziś jest ulubionym miejscem spotkań rzymian. Widać stąd, jak na dłoni, centrum miasta. Nad rdzawymi, skąpanymi w słońcu dachami góruje kopuła Bazyliki św. Piotra. – Drzewo zasadzone przez Dominika zaowocowało. Święta Katarzyna ze Sieny zrywała z niego pomarańcze, robiła z nich dżem i wysyłała go do papieży w czasie niewoli awiniońskiej.

 

Chciała ich w ten sposób zachęcić do powrotu do Rzymu – uśmiecha się brat Jan. Do serca przez żołądek. W 700. rocznicę jej śmierci zaniesiono Janowi Pawłowi II pomarańczę zerwaną z tego drzewa. To drzewko zaszczepione z oryginalnej rośliny Dominika. To nie oliwka, która żyje 2 tys. lat. Drzewko pomarańczowe wytrzymuje jakieś 50, 60 lat…

Wchodzimy do kaplicy, w której modlił się papież Pius V, dominikanin. „Z bazyliki Piotrowej uczynię stajnię dla moich koni!” – odgrażał się sułtan Selim II. Nie żartował. Sto lat wcześniej jego armia zdobyła Konstantynopol, serce wschodniego chrześcijaństwa. Teraz spoglądała łapczywie na Zachód. Sztandar Proroka łopotał już na Bałkanach, na Węgrzech, zagroził Wiedniowi. Pius V wezwał chrześcijan do wyciągnięcia tajnej broni: Różańca. Rozpoczął się szturm do nieba.

Ludzie w całej Europie modlili się, przesuwając w dłoniach paciorki. Sam papież przez długie godziny nie wstawał z kolan. Przez rozpalone słońcem uliczki Rzymu sunęły barwne procesje Bractw Różańcowych. Rankiem 7 października 1571 roku flota chrześcijan starła się z turecką armadą w pobliżu miasta Lepanto i zwyciężyła. Nie zdziwiło to papieża. W czasie krwawego starcia miał mistyczne widzenie. Wiedział, komu zawdzięcza zwycięstwo.

Do dziś modlący się w kaplicy dominikanie spoglądają na obraz przedstawiający wizję Piusa V, pierwszego „białego papieża”. Zostając następcą św. Piotra, nie zmienił zakonnego habitu. Kolejni papieże zachowali biały kolor szat. Co roku odwiedzali bazylikę św. Sabiny. Stąd rusza procesja rozpoczynająca każdego roku Wielki Post. To tradycja sięgająca VII wieku.

Anioł wpuszcza Dominika
Wycieczka młodzieży z Mediolanu gromadzi się pod potężnymi, misternie rzeźbionymi drzwiami. Studenci patrzą na najstarszy na świecie wizerunek ukrzyżowanego Chrystusa (z 422 roku). Drzwi są niezwykle mocne. – Drewno cedrowe, z którego je wykonano, jest twarde jak metal. Nieźle się napociliśmy, by przybić tu szklaną osłonę – opowiada brat Jan. – Do klasztoru wchodzono innymi drzwiami. Zamykano je na klucz koło 20.00. Jeśli jakiś zakonnik spóźnił się, musiał nocować pod drzewkiem.

Pewnego dnia do klasztoru wracał Dominik. Spóźnił się. Trwała już cisza nocna. Drzwi były zamknięte na cztery spusty. Tradycja podaje, że zjawił się wówczas anioł, który otworzył spóźnialskiemu bramę. Dziś do naszej bazyliki przychodzą studenci liturgiki, by uczyć się, jak wyglądały starożytne chrześcijańskie świątynie. Przychodzi tu też sporo rzymian. Lubią tu brać śluby. Sam przygotowałem z 5 tys. takich nabożeństw – uśmiecha się dominikanin.

Na północ!
– Awentyn jest niezwykle ważny dla nas, Polaków. To stąd ruszały misje ewangelizacyjne Wojciecha, Brunona i Jacka – opowiada ks. Arkadiusz Nocoń. Pracuje w Watykanie ponad 20 lat. To on walczył jak lew, by na bazylice zawisła tablica (również w języku polskim) wskazująca, że właśnie w tym kościele przyjął dominikański habit Jacek, wielki apostoł Północy. O świętym z Kamienia Śląskiego może opowiadać godzinami. Jacek świetnie się zapowiadał. Pochodził ze znakomitej rodziny. Nic dziwnego, że wysłano go na zagraniczne studia. Wylądował w Rzymie. Przechodząc przez jeden z gwarnych, kolorowych placów, ujrzał wielki tłum. Gapie cisnęli się i… rozdziawiali usta ze zdumienia. Na placu stał szczupły mnich. Pod nim na bruku leżał martwy człowiek. Mnich – jak donoszą stare kroniki – „wyciągnął ręce w górę i swoją modlitwą wyrwał brata ze śmierci”. Człowiek podniósł się i otworzył oczy. Tłum zamarł.

Taką scenę ujrzał Jacek
Odrowąż. Miał 37 lat. Wydarzenie było dla jego wiary trzęsieniem ziemi. Zmieniło go całkowicie. Mnichem, którego spotkał, był Dominik. Połączyło ich ogromne pragnienie zaniesienia Ewangelii na krańce świata. – Kiedyś traktowałem tę opowieść jako pobożną legendę – opowiada ks. Nocoń – ale znalazłem w kronikach dokładny opis cudu. Związana jest z nim ciekawa historia. Papież prosił Dominika, by zjednoczył w jednym klasztorze mniszki, które modliły się rozproszone po całym Rzymie. Dominik zaprosił je do kościoła św. Sabiny na Środę Popielcową. A jednak, jak podają kroniki, musiano z ważnych przyczyn przesunąć to spotkanie na pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Dlaczego? Bo wydarzył się cud wskrzeszenia, o którym opowiadał cały Rzym.

Prałaci szczerzą zęby jak koty morskie
Gdy wuj Jacka Iwo Odrowąż prosił Dominika: Przyślij mi dominikanów, ten zapytał: A kogo mam posłać? Wówczas podszedł do niego Jacek. – Poślij mnie – odparował. W bazylice św. Sabiny oblókł się w biały habit. – Był pierwszym kanonizowanym uczniem Dominika. Więcej – pierwszym świętym „z legalnymi papierami” – opowiada ks. Nocoń. – Dotąd kanonizacje odbywały się poprzez papieski dokument czy aklamację. W 1588 roku ruszyły prace Kongregacji Rytów. Pierwszym procesem kanonizacyjnym wedle nowych norm był właśnie proces Odrowąża. Komisja spotkała się na ponad 40 sesjach, zbadała kilkadziesiąt cudów. Gdy ruszyły przygotowania do kanonizacji, Polacy się przestraszyli. Do Watykanu przybył wysłannik króla, wojewoda Miński.

W starych kronikach zachował się zabawny opis jego wjazdu do Wiecznego Miasta. Jechał na rosłym rumaku otoczony pełnym przepychu orszakiem. Na powitanie ruszyli watykańscy prałaci. Jechali na swym małych mulikach. Widząc ich uśmiechnięte twarze, dumny wojewoda zapisał: „Witają nas, zęby szczerząc jako te koty morskie”. – Nie mamy pieniędzy, zróbmy tę kanonizację po cichu, bez rozgłosu – przekonywał Klemensa VIII wojewoda. Papież się zdenerwował. Był wcześniej przedstawicielem Watykanu w Krakowie i widział kult, jakim mieszkańcy grodu Kraka otaczali grób Jacka. Powiedział: – Nie ma mowy! Cicha kanonizacja tak wielkiego świętego? To nie do pomyślenia.

Na uroczystości kanonizacyjne Jacka w 1594 roku przybył tak ogromy tłum, że ludzie wypełniali teren od Bazyliki św. Piotra aż po Zamek Anioła. Jestem już długo w Rzymie, ale takie tłumy na kanonizacji widziałem tylko dwukrotnie: w czasie wyniesienia na ołtarze Ojca Pio i Escrivy de Balaguera – opowiada ks. Nocoń. Rozmawiamy w kaplicy św. Jacka. W ogromnej bazylice zaledwie kilka osób. Bo w prastarym kościele św. Sabiny znajdziesz to, czego próżno szukałbyś w zapełnionej tysiącami pstrykającymi fotki turystów Bazylice św. Piotra. Ciszę, spokój. Oddech. A może usłyszysz nawet płacz samego Dominika?

http://kosciol.wiara.pl/doc/490887.Pomarancze-i-placz-Dominika/3

 

Dziewięć sposobów modlitwy
świętego Dominika (XIII w.)

 


Wstęp

Święci nauczyciele Augustyn, Leon. Ambroży, Grzegorz, Hilary, Izydor, Jan Chryzostom, Jan Damasceński, Bernard i inni oddani nauczyciele, zarówno greccy jak łacińscy, mówili bardzo wiele o modlitwie, zalecając ją i opisując. Mówili nam, jak jest ona konieczna i użyteczna, jak ją odprawiać, jak się do niej przygotowywać. Wskazywali również przeszkody, które mogą stanąć na drodze. Dopełniając tych nauk, sławny i chwalebny nauczyciel brat Tomasz z Akwinu, a także  Wilhelm i Albert, z Zakonu Kaznodziejów, w swoich różnych książkach omawiających traktat o cnotach, znakomicie i systematycznie, pobożnie i ciekawie wyłożyli ten temat.

Jednakże to, o czym musimy opowiedzieć tutaj, to praktyka modlitewna, w której dusza używa członków ciała, by wznieść się bardziej gorliwie do Boga. I z kolei sama, pobudzając ciało do aktywności, jest przez nie pobudzana, tak że czasem wchodzi w ekstazę jak św. Paweł, czasem w agonię jak Zbawiciel, a czasem w uniesienie jak prorok Dawid. Błogosławiony Dominik często podejmował tego typu modlitwę.

Zauważmy, że święci mężowie Starego i Nowego Testamentu czasem też tak się modlili. Taki sposób modlitwy ożywia pobożność: dusza pobudza ciało, a ciało z kolei pobudza duszę. Nieraz doprowadzało to św. Dominika do łez i tak zapalało jego szlachetną wolę, że umysł nie był w stanie zapobiec ujawnieniu w zewnętrznych gestach jego wewnętrznej modlitwy. Czasem samą siłą rozmodlonego umysłu, wznosił się on w prośbach, błaganiach i dziękczynieniu.

Poza zwykłymi sposobami modlitwy, tj. poza Mszą świętą i śpiewaniem psalmów w czasie godzin kanonicznych, które celebrował z wielkim oddaniem czy to w chórze, czy to w drodze – w czasie których nieraz był porywany w zachwycie, by rozmawiać z Bogiem i aniołami – jego sposoby modlitwy były następujące:

 

I

Najpierw pochylał się pokornie przed ołtarzem; jakby Chrystus, którego ołtarz symbolizuje, był tam nie tylko przedstawiony, ale rzeczywiście i osobiście obecny. W myśl słów: Modlitwa tego, kto się uniża przeniknie obłoki (Syr 35, 17). Nieraz przypominał braciom powiedzenie Judyty:  modlitwa pokornych i cichych zawsze się Tobie podobała (por. Jdt 9, 11n). Niewiasta kananejska zdobyła pokorą to, o co prosiła. Podobnie i syn marnotrawny. Mawiał też: nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój (Mt 8, 8) A także: Uniżaj bardzo, Panie, ducha mego, albowiem całkowicie upokorzony jestem przed tobą, o Panie (Syr 7, 17; Ps 119, 107). W ten sposób stojąc wyprostowany, święty Ojciec skłaniał głowę i serce przed Chrystusem, swoją Głową. Oddawał się cały postawie adoracji, rozważając to, że podczas gdy on sam jest ubogim, pospolitym sługą, Chrystusowi przysługuje godność najwyższego szlachectwa.

Uczył braci, aby czynili to samo za każdym razem, kiedy przechodzić będą koło Krzyża, ukazującego uniżenie Chrystusa. Aby Chrystus, który tak bardzo się upokorzył dla nas, widział nas uniżonych przed Jego wielkością. Podobnie powiedział braciom, aby się upokarzali przed całą Trójcą Świętą, pochylając głowę, gdy odmawia się uroczyście Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Ten sposób modlitwy, przedstawiony na ilustracji, był początkiem jego życia modlitwy: głęboki ukłon.

II

Modlił się też często leżąc krzyżem na ziemi. Jego serce było wtedy przeniknięte skruchą i wstydem z powodu samego siebie, i czasem wypowiadał słowa Ewangelii tak głośno, iż można było go słyszeć: Panie, zmiłuj się nade mną grzesznym (Łk 18, 13). W wielkim rozmodleniu i ze czcią powtarzał wtedy słowa Dawida: To ja zgrzeszyłem, to ja zawiniłem… (1 Krn 21, 17). Płakał i szlochał z wielkim bólem, po czym znowu mówił: Panie, nie jestem godzien oglądać wysokości nieba z powodu tak ciężkich nieprawości moich, pobudziłem Twój gniew i uczyniłem, co złe jest przed Tobą. Powtarzał też modlitewnie i z uczuciem następujący wers z psalmu: ‘W proch runęła moja dusza, ciałem przylgnąłem do ziemi (Por. Ps 44 [43], 26), albo też: W proch powalona jest moja dusza, Panie, przywróć mi życie według Twego słowa (Ps 119, 25).

Czasem też, chcąc nauczyć braci, z jaką czcią powinni się modlić, mawiał: Magowie, owi pobożni królowie, weszli do domu i znaleźli Dziecię z Matką Jego. Teraz też jest pewne że znaleźliśmy Go, Boga i człowieka, z Maryją Jego Służebnicą. Chodźmy zatem, padnijmy na twarze i uwielbiajmy Go, płaczmy wobec Boga, który nas stworzył.

Zachęcał także młodych braci, mówiąc: Jeśli nie możecie płakać z powodu swoich grzechów, bo ich nie macie, jest jeszcze wielu grzeszników, czekających, by ich zwrócić ku miłosierdziu i miłości. Z ich powodu prorocy i apostołowie płakali w wielkim żalu. Oni to sprawili, że i Jezus, gdy zobaczył ich, zapłakał gorzko. Podobnie święty Dawid płakał i mówił: ‘Widziałem odstępców i miałem wielki żal’. (por. Ps 119, 158)

III

Z tego powodu, podnosząc się z ziemi brał dyscyplinę (bicz) z żelaznymi łańcuszkami, mówiąc: ‘Twoja dyscyplina kieruje mnie prosto ku mojemu celowi‘. Dlatego właśnie w całym Zakonie ustalono, że wszyscy bracia, z szacunku dla przykładu św. Dominika, powinni w dni powszednie przyjmować codziennie po komplecie dyscyplinę z gałązek na obnażone plecy, odmawiając Miserere lub De Profundis. Mają to czynić bądź za swoje grzechy, bądź za grzechy tych, którzy wspierają ich swoimi ofiarami. Zatem nikt, choćby był niewinny, nie powinien uchylać się od naśladowania tego świętego przykładu.

IV

Innym razem stojąc przed ołtarzem, albo w kapitularzu, kierował swój wzrok na Krzyż, uważnie wpatrując się w Chrystusa ukrzyżowanego, raz po raz przyklękając, czasem i do stu razy. Zdarzało się, że trwał tak na modlitwie przez cały czas od komplety do północy, już to wstając, już to klękając, na wzór św. Jakuba Apostoła, albo na wzór trędowatego z Ewangelii, który padłszy na kolana wołał: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8, 2). Czy wreszcie na wzór św. Szczepana modlącego się na kolanach wielkim głosem: Panie, nie poczytuj im tego grzechu (Dz 7, 60). I wzrastała wtedy w świętym Ojcu Dominiku wielka ufność wobec miłosierdzia Bożego – co do siebie samego, wszystkich grzeszników, a także, co do Bożej ochrony  wobec najmłodszych braci,  których zwykł był rozsyłać wszędzie wokół, by przepowiadali sercom ludzkim. I nie mógł nieraz powstrzymać głosu, tak iż bracia słyszeli, jak mówił: Do Ciebie, Panie, wołam, nie bądź wobec mnie głuchy, bym wobec Twego milczenia nie stał się jak ci, którzy zstępują do grobu. (Ps 28 [27], 1).

Czasem zaś modlił się w duchu tak, że  zupełnie nie było słychać jego głosu. Pozostawał w ciszy na kolanach, z umysłem pogrążonym w zachwycie, i trwało to nieraz długo. Czasem widać było z wyrazu twarzy, że duch jego przeniknął niebo, bo oto twarz rozjaśniała się radością i  tryskały mu z oczu łzy. I widać było, że czegoś gorąco pożąda, tak jak człowiek spragniony wody, gdy się zbliża do źródła, lub jak podróżnik, gdy już jest blisko swej ojczyzny. Stawał się wtedy bardziej zdecydowany i nalegający, jego ruchy stawały się bardziej dynamiczne, gdy na przemian już to wstawał, już to znowu klękał. Zachowywał jednak przy tym wielką godność postawy. I tak już był przyzwyczajony do przyklękania, że w czasie podróży, po trudach dnia, w zajazdach, czy nawet podczas drogi, kiedy inni spali lub odpoczywali, powracał do swojego przyklękania, jak do szczególnej swojej sztuki i służby. Tego sposobu modlitwy uczył św. Dominik bardziej przykładem swoich praktyk niż słowami.

V

Zdarzało się także, gdy święty Ojciec Dominik był w jakimś konwencie, że przystawał   wyprostowany przed ołtarzem nie opierając się o nic. Bez żadnego podparcia stał prosto na swych nogach. Nieraz trzymał przed sobą dłonie rozpostarte jak otwartą księgę, i stał tak w postawie wielkiej czci i oddania Bogu,  jakby coś czytał w obecności Boga. Zdało się, że kosztuje swymi ustami słodyczy słowa Bożego, że to słowo z upodobaniem powtarza. Przyswoił sobie w ten sposób, to co czynił Pan, o czym czytamy u św. Łukasza: Jezus w dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. (Por. Łk 4,16). Podobnie też i w psalmie powiedziane jest: Powstał Pinchas, odczytał modlitwę, i zaraza ustąpiła (Por. Ps 105, 30).

Niekiedy składał dłonie, trzymając je przed swymi oczami ściśle przylgnięte, i cały się zginał. Kiedy indziej znowu rozkładał ramiona na kształt krzyża, tak jak to kapłan czyni we Mszy świętej, i zdało się, że całą uwagę natęża, aby usłyszeć coś, co ktoś do niego mówi. Gdy się go tak widziało rozmodlonego, w postawie wyprostowanej, pomyślałbyś że patrzysz na proroka rozmawiającego z aniołem, albo z Bogiem, już to mówiącego coś, już to słuchającego, już to rozmawiającego o tym, co mu zostało objawione.

Będąc w podróży, niezauważenie chwytał nadarzające się chwile na modlitwę.  Przystawał, całym swym umysłem momentalnie zwrócony ku niebu. I zaraz można było usłyszeć, jak wypowiadał z najwyższym upodobaniem i przyjemnością jakiś piękny fragment z samego serca Pisma świętego, jakby go właśnie zaczerpnął z żywych źródeł Zbawiciela.

Bracia byli pod wielkim wrażeniem tego przykładu, gdy widzieli swego ojca i mistrza modlącego się w taki sposób. Ci bardziej oddani spośród nich, widzieli w tym najlepszą naukę modlitwy  nieustannej i pełnej czci: jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów i jak oczy służącej na ręce jej pani… (Ps 123 [122], 2).

VI

Czasem, jak mi to opowiedział naoczny świadek, widywano świętego Ojca Dominika, jak modlił się z ramionami rozłożonymi na kształt krzyża. Rozciągając ręce aż do granic możliwości, wyprostowywał ciało, jak tylko to mógł. W taki właśnie sposób modlił się w Rzymie, w kościele św. Sykstusa, gdy Bóg  powrócił do życia, na skutek jego modlitwy, młodego Napoleona; zarówno w zakrystii, jak i potem w kościele w czasie odprawiania Mszy świętej, kiedy uniósł się w górę ponad ziemię. Opowiadała mi o tym oddana i świątobliwa siostra Cecylia, która była obecna wraz z mnóstwem innych ludzi, i widziała to wszystko. Eliasz, gdy wskrzesił syna wdowy, podobnie rozciągnął się nad ciałem dziecka (1 Krl 17,21).

Tak samo modlił się św. Dominik, gdy w okolicach Tuluzy uratował pielgrzymów z Anglii, gdy prawie już tonęli w rzece, jak opowiedziano o tym na innym miejscu (por. Vitae Fratrum II,3). W ten sposób i Zbawiciel mając ramiona rozciągnięte na Krzyżu, modlił się z głośnym wołaniem i płaczem, i został wysłuchany dla swej uległości (Hbr 5, 7).

Święty mąż Boży Dominik nie używał tego sposobu modlitwy regularnie, lecz tylko wtedy, gdy wiedział, dzięki Bożemu natchnieniu, że jakiś wielki cud ma się zdarzyć za sprawą jego modlitwy. Braciom ani nie zabraniał tak się modlić, ani też ich do tego nie zachęcał.

Nie wiemy, jakie słowa wypowiadał, gdy modląc się w postawie stojącej, z wyciągniętymi na kształt krzyża ramionami, wskrzesił owego młodzieńca. Skoro naśladował sposób modlitwy Eliasza, być może użył Eliaszowych słów: O Panie, Boże mój! Błagam Cię, niech dusza tego dziecka wróci do niego! (1 Krl 17, 21). Ale ani bracia i siostry, ani kardynałowie, ani inni, którzy się tam znajdowali – zadziwieni nie znanym im i prawdziwie niespotykanym sposobem modlitwy – nie zwrócili uwagi na słowa, które wypowiadał. A później, nikt nie śmiał zapytać o nie samego świętego i podziwu godnego Męża, gdyż zdarzenie to napełniło wszystkich wielką czcią i bojaźnią wobec niego.

Jednakże, czasem wypowiadał on słowa z Psałterza, które odnoszą się do tego sposobu modlitwy: Codziennie wołam do Ciebie, Panie, do Ciebie ręce wyciągam… (Ps 88 [87], 10)  oraz Wyciągam ręce do Ciebie; moja dusza pragnie Ciebie jak zeschła ziemia. Prędko wysłuchaj mnie, Panie… (Ps 143 [142], 6) .

Jest to wskazówka dla każdego męża oddanego modlitwie, pomocna w zrozumieniu nauki świętego Ojca, podejmującego taki szczególny sposób modlitwy, wtedy gdy pragnął być przedziwnie pociągniętym ku Bogu jej mocą, czy raczej kiedy on sam czuł się popchnięty przez Boga w taki niezwykły sposób, ze względu na pewną szczególną łaskę dla siebie albo dla kogoś innego. Może on oprzeć się tu na nauczaniu Dawida, na symbolicznym geście Eliasza, na miłości Chrystusa i na modlitewnym zaangażowaniu Dominika.

VII

Można było nieraz widzieć św. Dominika, jak na modlitwie stał wyprostowany na wzór strzały wypuszczonej z łuku w górę do nieba. Ręce zbliżone do siebie i jakby nieco otwarte, silnie wyciągał nad głową, tak jak gdyby miał coś z niebia otrzymać.

Wierzymy, że w takich chwilach szczególnie wzmagało się w nim działanie łaski i porwany w zachwycie wypraszał wtedy u Boga dla Zakonu, który założył dary Ducha Świętego. A także dla siebie i dla braci taką radość i rozkosz praktykowania Ośmiu Błogosławieństw, że każdy mógł uznać siebie błogosławionym, nawet doświadczając najgłębszego ubóstwa czy gorzkiego żalu, w czasie okrutnego prześladowania, w wielkim głodzie i pragnieniu sprawiedliwości, pośród wszystkich trosk i zmartwień miłosierdzia. I że wszyscy byli w stanie uznać, że przyjemnością jest pełne poświęcenia zachowywanie Przykazań, oraz pójście za radami ewangelicznymi.

Zdawało się w takich chwilach, jakoby św. Ojciec nagle wchodził do Świętego Świętych i do trzeciego nieba. Toteż po tego rodzaju modlitwie we wszystkim, co robił, czy to w upominaniu, czy w dyspensach, czy to w karaniu, kierował się jakimś proroczym duchem, jak to było wspomniane w księdze Cudów. Ale w tak podniosłym stanie modlitwy św. Ojciec długo nie trwał i powoli przychodził do siebie, jakby z daleka wracając, a sądząc po wyglądzie i sposobie bycia, zdawał się być pielgrzymem na tym świecie.

Nieraz też bracia słyszeli wyraźnie, jak podczas modlitwy wypowiadał słowa, takie jak prorok: Usłysz głos mojego błagania, gdy wołam do Ciebie, i gdy wznoszę ręce do świętego przybytku Twego. (Ps 28 [27],2).

Słowem i przykładem święty nasz Mistrz zachęcał braci do takiej modlitwy. Przytaczał następujące słowa psalmu:  Nocą wznieście wasze ręce ku Miejscu Świętemu (Ps 134 [133],1). I psalm 141 [140],2: Niech wzniosą się me ręce, jak ofiara wieczorna.

VIII

Miał św. Ojciec Dominik jeszcze jeden piękny sposób modlenia się, pełen ducha i łaski: po zakończeniu którejś z godzin kanonicznych, a także po wspólnej modlitwie dziękczynnej po posiłku, Ojciec szedł szybko na miejsce osobne, do celi albo gdzieś indziej, trzeźwy i czuwający, namaszczony duchem pobożności, zaczerpniętym z natchnionych słów, które były śpiewane w chórze albo przy posiłku; tam siadał, by czytać i modlić się, skupiwszy się w sobie i postawiwszy się w obecności Bożej. Siedząc cicho, otwierał przed sobą jakąś książkę i, wpierw przeżegnawszy się, czytał. Odczuwał w duchu wielką słodycz, tak jakby słyszał samego Boga mówiącego. Jak powiada psalm: Będę słuchał tego, co Pan Bóg mówi w mym sercu (Ps 85 [84], 9). I jakby prowadził dysputę z przyjacielem, raz przybierał postać zniecierpliwionego kręcąc energicznie głową, potem jakby cicho słuchał i bił się w piersi. I znów widziałeś go dyskutującego i zmagającego się, i śmiejącego się i płaczącego – wszystko naraz. Gdyby ktoś przez ciekawość chciał się z ukrycia przyjrzeć św. Dominikowi, zobaczyłby, że jest on jak Mojżesz, który udawszy się w głąb pustyni, zobaczył tam krzak gorejący i usłyszał Boga mówiącego i  wzywającego, by się przed Nim uniżył. Miał mąż Boży typową dla proroków cechę szybkiego przechodzenia od czytania do modlitwy, i od rozmyślania do kontemplacji.

I gdy tak czytał w samotności, zwykł był  uczcić książkę, którą czytał – skłaniał się przed nią, czasem całował ją. Szczególnie, gdy był to rękopis Ewangelii, lub gdy czytał słowa, które wypowiedział Chrystus swoimi ustami. A czasem ukrywał swoją twarz i odwracał ją, albo pogrążał twarz w dłoniach i chował nieco w szkaplerzu. I nieraz wtedy stawał się jakiś niespokojny i pełen tęsknoty, i z szacunkiem nieco unosił się  i skłaniał się, jakby dziękował jakiejś bardzo szczególnej osobie, za dobro, które mu wyświadczyła. Następnie całkiem odprężony i z nowymi siłami wracał do lektury książki.

IX

Ten sposób modlenia się zwykł był zachowywać także, gdy wędrował z jednej miejscowości do drugiej, zwłaszcza, gdy znalazł się w jakimś ustroniu. Znajdował radość w swoich rozmyślaniach przenikniętych kontemplacją. Nieraz też mawiał do towarzyszy podróży: Oto napisane jest u Ozeasza: chcę ją na pustynię wyprowadzić i mówić jej do serca. (2, 16). Toteż nieraz oddalał się od towarzysza podróży, wyprzedzał go albo częściej pozostawał daleko w tyle. Idąc tak  osobno modlił się, a jego rozmyślanie rozpalało się jak ogień. Temu sposobowi modlitwy towarzyszył dziwny ruch ręką, jakby odganiał sprzed twarzy kurz lub muchy. Raz po raz osłaniał się także znakiem krzyża. Bracia byli przekonani, że poprzez taką modlitwę święty mąż zdobył doskonałą biegłość w natchnionych Pismach, sięgnął do samego serca rozumienia Bożych słów. Zdobył moc i odwagę, by głosić homilie z gorliwością, a także wszedł w wewnętrzną, intymną więź z Duchem Świętym, dającą poznanie rzeczy ukrytych.

 


Tłumaczenie własne – KB. Na podstawie angielskiego tłumaczenia S. Tugwella OP, wersji francuskiej, a także fragmentów wersji polskiej z książki “Pełnia modlitwy” o. Jacka Woronieckiego OP.

http://www.kbroszko.dominikanie.pl/dominik-m_pl.htm

 

Bł. Edmund Bojanowski

Nie był księdzem, a założył zgromadzenie zakonne. Został beatyfikowany przez Papieża Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 roku.

  sluzebniczki.pl Bł. Edmund Bojanowski

Pochodził z okolic Gostynia w Wielkopolsce. Przeżył 56 lat, lecz od czwartego roku życia był naznaczony cierpieniem. Nie szczędził jednak swych wątłych sił, aby nieść pomoc innym cierpiącym.

Dał tego dowód podczas epidemii cholery, która nawiedziła Wielkopolskę w roku 1849. W swoim mieszkaniu przygotowywał leki i pielęgnował chorych. Założył mały szpital i sierociniec, a także ochronkę, która stała się sensem jego życia. Jego doczesne szczątki spoczywają w Luboniu koło Poznania, gdzie znajduje się Dom Generalny Sióstr Służebniczek Wielkopolskich. Dziś jego dzieło realizują Siostry Służebniczki Najświętszej Maryi Panny. Ich charyzmatem, zgodnie z ideą założyciela, jest służba ubogim, dzieciom i chorym. Oprócz nich, według zasad wytyczonych przez bł. Edmunda żyją także Siostry Służebniczki Śląskie, Starowiejskie i Dębickie.

Za życia pragnął kapłaństwa, ale zły stan zdrowia na to mu nie pozwolił. Arcybiskup Ledóchowski powiedział wtedy, że jego drogą do świętości jest świecki stan życia. Po jego śmierci „Tygodnik Katolicki” napisał, że odszedł wzór „cichej pobożności, łagodnej wyrozumiałości i wyrzeczenia się siebie”.

Za najważniejsze pole swojej działalności uważał wychowanie religijne i moralne, zwłaszcza w środowiskach wiejskich. Spalał się w imię miłości Chrystusa, stając się iskrą, która zapaliła wielu troską o ubogich. Sam będąc dotkniętym chorobą, udowodnił, że można być wyczulonym na niedolę człowieka, mimo swego niedomagania. Dał temu świadectwo jako świecki na długo przed Soborem Watykańskim II, który podkreślił rolę świeckich w Kościele.

W odpowiednim dokumencie soborowym czytamy: „Świeccy powinni podjąć trud odnowy porządku doczesnego jako własne zadanie i spełniać je bezpośrednio i zdecydowanie, kierując się światłem Ewangelii i duchem Kościoła, przynagleni miłością chrześcijańską”. Te słowa, napisane prawie 100 lat po jego śmierci, najlepiej charakteryzują życie i działalność bł. Edmunda Bojanowskiego. Pozostaje on wzorem apostolskiego działania. Podczas Mszy świętej beatyfikacyjnej Jan Paweł II charakteryzując postać Błogosławionego stwierdził, że dał on „wyjątkowy przykład ofiarnej i mądrej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła”. (ks. S.M.).

Tekst z 2004 roku

http://kosciol.wiara.pl/doc/490533.Bl-Edmund-Bojanowski

 

W ogrodach Papieskiego Wydziału Teologicznego przy ul. Katedralnej 9 we Wrocławiu stanął pomnik błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. 8 września 2001 abp Juliusz Paetz, metropolita poznański, wraz z kard. Henrykiem Gulbinowiczem oraz biskupami Józefem Pazdurem i Janem Tyrawą poświęcili monument. Uroczystość poprzedziły wykład poświęcony E. Bojanowskiemu oraz Msza św. dziękczynna w 130. rocznicę śmierci Błogosławionego, odprawiona w kościele pw. Krzyża Świętego na Ostrowie Tumskim. Uczestniczyli w niej przedstawiciele władz miejskich i wojewódzkich. Po Eucharystii, w dolnym kościele dwupoziomowej świątyni, poświęcono obraz oraz kaplicę bł. Edmunda Bojanowskiego.

“Litość wobec ludzkiej biedy była jedną z najważniejszych cech jego osobowości – powiedział podczas homilii ks. prof. Ignacy Dec, rektor PWT we Wrocławiu. – Innym rysem jego osobowości była szczególna miłość do Kościoła i narodu polskiego”. Mimo że był świeckim, był w pełni wierny Kościołowi. Swoją działalność prowadził w ścisłej współpracy z księżmi i biskupami. Jak powiedział ks. I. Dec, był prekursorem nauczania Soboru Watykańskiego II o roli świeckich w Kościele. “Jest przykładem niezwykłej spójności wiary i chrześcijańskiego miłosierdzia. Potrafił stawić czoła współczesnym mu trendom i w pełni oprzeć swoje życie na Ewangelii” – stwierdził kaznodzieja.

Jak zapowiedział Metropolita wrocławski, Katolickie Liceum w Henrykowie, które rozpocznie działalność w przyszłym roku, będzie nosiło imię E. Bojanowskiego, gdyż jest on prawdziwym wzorem troski o młode pokolenia Polaków.

Pochodzący z Wielkopolski bł. E. Bojanowski we Wrocławiu spędził cztery lata młodzieńczego życia. Od 1832 do 1836 roku studiował na Uniwersytecie Wrocławskim. Mieszkał w kamienicy przy ul. Katedralnej 9, w ogrodach której poświęcono jego pomnik. Na ścianie tego budynku znajduje się już tablica upamiętniająca ten fakt.

Jest założycielem Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. To obecnie najliczniejszy zakon w Polsce. Funkcjonuje w czterech odrębnych zgromadzeniach: wielkopolskim, starowiejskim, śląskim i dębickim. Łącznie w jego szeregach jest przeszło 3,5 tysiąca zakonnic. Siostry służebniczki pracują wśród dzieci w szkołach, sierocińcach, zakładach wychowawczych. Opiekują się chorymi w domach opieki społecznej, szpitalach, wspierają biednych. Nie brakuje ich także na misjach, wśród chorych na AIDS.

 

http://kosciol.wiara.pl/doc/490533.Bl-Edmund-Bojanowski/2

 

7 sierpnia

Błogosławiony Edmund Bojanowski

Edmund Bojanowski urodził się 14 listopada 1814 r. w Grabonogu. W dzieciństwie został cudownie uzdrowiony za przyczyną Matki Bożej Bolesnej, czczonej na Świętej Górze w Gostyniu.
Otrzymał staranne wychowanie w katolickiej rodzinie. Poważna choroba uniemożliwiła mu ukończenie studiów filozoficznych, które podjął na uniwersytetach we Wrocławiu i w Berlinie. Po intensywnej kuracji zamieszkał w rodzinnej miejscowości. Chociaż wykazywał zainteresowania literackie, jego głównym charyzmatem okazała się praca społeczna i charytatywna. Zakładał czytelnie dla ludu, rozpowszechniając dobre czasopisma, by w ten sposób pomagać ubogiej młodzieży w zdobywaniu wykształcenia. Dał się poznać jako człowiek wielkiej wytrwałości i dobroci serca. Wielokrotnie był zapraszany do uczestnictwa w stowarzyszeniach niosących pomoc ubogim. Podczas epidemii cholery w 1849 r. poświęcił się służbie zarażonym.

Będąc człowiekiem głęboko religijnym i praktykującym, na każdego człowieka, a zwłaszcza na biedne dziecko, patrzył przez pryzmat miłości do Boga. Mimo słabego zdrowia robił wszystko, by nieść pomoc zaniedbanemu ludowi wiejskiemu przez organizowanie ochronek dla dzieci i opieki nad chorymi, troszcząc się jednocześnie o podniesienie moralności dorosłych. Chociaż był człowiekiem świeckim, 3 maja 1850 r. założył zgromadzenie zakonne Sióstr Służebniczek Maryi Niepokalanej.
Problemy zdrowotne uniemożliwiły mu realizację marzeń o kapłaństwie, chociaż podejmował próby studiów seminaryjnych.
Dla otoczenia był zawsze przykładem heroicznej wiary, prostoty, miłości i ufności w Bożą Opatrzność. Już za życia przez wielu ludzi uznawany był za człowieka świątobliwego. Doczesne życie zakończył 7 sierpnia 1871 r. na plebanii w Górce Duchownej.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-07c.php3

 

WARSZAWA 13.06.1999

Jan Paweł II

Beatyfikacje
Msza Święta – Homilia

1. «Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią» (Mt 5, 7).

Umiłowani Bracia i Siostry!

Ze słowami tego Chrystusowego błogosławieństwa zatrzymuję się na moim pielgrzymim szlaku pośród was – wiernego ludu Warszawy. Serdecznie pozdrawiam wszystkich zgromadzonych tu wiernych, kapłanów, zakonników i siostry zakonne oraz wiernych świeckich. Słowa braterskiego pozdrowienia kieruję do księży biskupów, zwłaszcza do księdza Prymasa i biskupów pomocniczych archidiecezji warszawskiej. Pozdrawiam Pana Prezydenta, Pana Premiera, Panią Marszałek Senatu i Pana Marszałka Sejmu, przedstawicieli władz państwowych i samorządowych oraz zaproszonych Gości.

Dziękuję Opatrzności Bożej, że dane mi jest ponownie stanąć na tym miejscu, na którym przed dwudziestu laty, w pamiętną wigilię Zesłania Ducha Świętego, w sposób szczególny przeżywaliśmy tajemnicę Wieczernika. Wraz z Prymasem Tysiąclecia, Kardynałem Stefanem Wyszyńskim, z biskupami i licznie zgromadzonym Ludem Bożym stolicy zanosiliśmy wtedy gorące wołanie o dar Ducha Świętego. W tamtych trudnych czasach przyzywaliśmy Jego mocy, aby rozlała się w sercach ludzi i obudziła w nich nadzieję. Było to wołanie płynące z wiary, że Bóg działa i mocą Ducha Świętego odnawia i uświęca wszystko. Było to błaganie o odnowę oblicza ziemi. Tej ziemi. Jakże dziś nie dziękować Bogu w Trójcy Jedynemu za to wszystko, co na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat odczytujemy jako Jego odpowiedź na tamto wołanie!

Czyż nie jest odpowiedzią Boga to, co w tym czasie dokonało się w Europie i w świecie, poczynając od naszej ojczyzny? Na naszych oczach następowały przemiany systemów politycznych, społecznych i gospodarczych, dzięki którym poszczególne osoby i narody na nowo ujrzały blask swojej godności. Prawda i sprawiedliwość odzyskują swoją wartość, stając się palącym wyzwaniem dla wszystkich, którzy doceniają dar swej wolności. Za to dziękujemy Bogu, patrząc z nadzieją w przyszłość.

Nade wszystko jednak oddajemy Mu chwałę, za wszystko, co to dwudziestolecie wniosło w życie Kościoła. Jednoczymy się zatem w dziękczynieniu z Kościołami tradycji zachodniej i wschodniej pośród ludów nam bliskich, które wyszły z katakumb i otwarcie pełnią swą misję. Ich żywotność jest wspaniałym świadectwem mocy Chrystusowej łaski, która uzdalnia słabych ludzi do heroizmu posuniętego nierzadko aż do męczeństwa. Czy nie jest to owoc działania Bożego Ducha? Czy nie dzięki temu tchnieniu Ducha w najnowszej historii mamy dziś niepowtarzalną sposobność doświadczania powszechności Kościoła i naszej odpowiedzialności za świadectwo o Chrystusie i za głoszenie Jego Ewangelii «aż po krańce ziemi» (Dz 1, 8)?

W świetle Ducha Świętego Kościół w Polsce odczytuje na nowo znaki czasu i podejmuje swoje zadania, wolny od zewnętrznych ograniczeń i nacisków, jakich doznawał jeszcze nie tak dawno. Jak nie dziękować dziś Bogu za to, że w duchu wzajemnego szacunku i miłości Kościół może prowadzić twórczy dialog ze światem kultury i nauki! Jak nie dziękować za to, że ludzie wierzący bez przeszkód mogą przystępować do sakramentów i słuchać słowa Bożego, aby potem otwarcie dawać świadectwo swej religijności! Jak nie oddawać chwały Bogu za tę mnogość świątyń wybudowanych ostatnio w naszym Kraju! Jak nie dziękować za to, że dzieci i młodzież mogą ze spokojem poznawać Chrystusa w szkole, w której obecność kapłana, siostry zakonnej czy katechety jest postrzegana jako cenna pomoc w pracy nad wychowywaniem młodego pokolenia! Jak nie chwalić Boga, który swoim Duchem ożywia wspólnoty, stowarzyszenia i ruchy kościelne, i sprawia, że misja ewangelizacji jest podejmowana przez coraz szersze kręgi ludzi świeckich!

Gdy podczas mej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny stałem na tym miejscu, cisnęła się na myśl modlitwa Psalmisty:

 Przyjdź nam z pomocą,
 abyśmy ujrzeli szczęście Twych wybranych,
 radowali się radością Twojego ludu,
 chlubili się razem z Twoim dziedzictwem» (106[105], 4-5).
 Dziś, gdy patrzymy wstecz, na to ostatnie dwudziestolecie naszego wieku, przypomina się wezwanie z tego samego Psalmu:
 «Chwalcie Pana, bo dobry,
 bo na wieki Jego łaskawość.
 Któż opowie dzieła potęgi Pana,
 ogłosi wszystkie Jego pochwały?
 Błogosławiony Pan (...)
 od wieków na wieki!» (1-2.48).

2. «Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią» (Mt 5, 7). Liturgia dzisiejszej niedzieli nadaje naszemu dziękczynieniu szczególny wymiar. Pozwala bowiem zobaczyć wszystko, co dokonuje się w historii tego pokolenia, w perspektywie odwiecznego Bożego miłosierdzia, które najpełniej objawiło się w zbawczym dziele Chrystusa. «On to został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia» (Rz 4, 25). Paschalne misterium śmierci i zmartwychwstania Bożego Syna nadało ludzkiej historii nowy bieg. Jeżeli obserwujemy w niej bolesne znaki działania zła, to mamy pewność, że ostatecznie nie może ono zapanować nad losami świata i człowieka. Ta pewność płynie z wiary w miłosierdzie Ojca, który «tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne» (J 3, 16). Dlatego dziś, kiedy św. Paweł wskazuje na wiarę Abrahama, «który nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze» (Rz 4, 20), pozwala nam dostrzec źródło tej siły, dzięki której nawet najcięższe doświadczenia nie były w stanie oderwać nas od miłości Boga.

Dzięki wierze w Boże miłosierdzie trwała w nas nadzieja. Nie odnosiła się ona jedynie do społecznego odrodzenia i przywrócenia godności człowiekowi w wymiarach tego świata. Nasza nadzieja sięga o wiele głębiej, kieruje się bowiem ku Bożym obietnicom, które wykraczają daleko poza doczesność. Jej ostatecznym przedmiotem jest udział w owocach zbawczego dzieła Chrystusa. Może nam być poczytana za sprawiedliwość, jeżeli «wierzymy w Tego, co wskrzesił z martwych Jezusa, Pana naszego» (Rz 4, 24). Tylko bowiem nadzieja płynąca z wiary w zmartwychwstanie może nas pobudzić do dawania w codziennym życiu godnej odpowiedzi na niezmierzoną miłość Boga. Jedynie z tą nadzieją możemy iść do tych, «którzy się źle mają» (Mt 9, 12) i być apostołami Bożej, uzdrawiającej miłości. Jeżeli przed dwudziestu laty mówiłem, że «Polska stała się w naszych czasach ziemią szczególnie odpowiedzialnego świadectwa» (Homilia na Placu Zwycięstwa, 2. 06. 1979), to dziś trzeba dodać, że musi to być świadectwo czynnego miłosierdzia, zbudowane na wierze w zmartwychwstanie. Tylko takie świadectwo jest znakiem nadziei dla współczesnego człowieka, zwłaszcza dla młodego pokolenia; a jeśli dla niektórych jest ono również «znakiem sprzeciwu», to niech ten sprzeciw nigdy nas nie odwiedzie od wierności Chrystusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu.

3. Omnipotens aeterne Deus, qui per glorificationem Sanctorum novissima dilectionis tuae nobis argumenta largiris, concede propitius, ut, ad Unigenitum tuum fideliter imitandum, et ipsorum intercessione commendemur, et incitemur exemplo – tak modli się Kościół wspominając w Eucharystii świętych i święte: «Wszechmogący, wieczny Boże, Ty dajesz nam nowe dowody swojej miłości, gdy pozwalasz Świętym uczestniczyć w Twojej chwale, spraw, aby ich modlitwa i przykłady pobudzały nas do wiernego naśladowania Twojego Syna» (Comune sanctorum et sanctarum, Collecta). Takie też wołanie zanosimy dziś, gdy podziwiamy przykład świadectwa, jakie dają nam wyniesieni przed chwilą do chwały ołtarzy błogosławieni. Żywa wiara, niezachwiana nadzieja i ofiarna miłość zostały im poczytane za sprawiedliwość, bo głęboko tkwili w paschalnym misterium Chrystusa. Słusznie zatem prosimy, abyśmy za ich przykładem wiernie podążali za Chrystusem.

Błogosławiona Regina Protmann, pochodząca z Braniewa założycielka Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny, oddała się całym sercem dziełu odnowy Kościoła na przełomie XVI i XVII w. Jej działalność, płynąca z umiłowania Pana Jezusa ponad wszystko, przypadła na czasy po Soborze Trydenckim. Czynnie włączyła się w posoborową reformę Kościoła, wielkodusznie pełniąc pokorne dzieło miłosierdzia. Założyła zgromadzenie, które łączyło kontemplację Bożych tajemnic z opieką nad chorymi w ich domach oraz z nauczaniem dzieci i młodzieży żeńskiej. Szczególnie wiele uwagi poświęciła duszpasterstwu kobiet. Zapominając o sobie, błogosławiona Regina dalekowzrocznym spojrzeniem obejmowała potrzeby ludu i Kościoła. Hasłem jej życia stały się słowa: «Jak Bóg chce». Żarliwa miłość przynaglała ją do pełnienia woli Ojca Niebieskiego, na wzór Syna Bożego. Nie lękała się podejmować krzyż codziennej służby, dając świadectwo Chrystusowi zmartwychwstałemu.

Apostolstwo miłosierdzia wypełniło również życie błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. Ten wielkopolski ziemianin, obdarowany przez Boga licznymi talentami i szczególną głębią życia religijnego, mimo wątłego zdrowia, z wytrwałością, roztropnością i hojnością serca prowadził i inspirował szeroką działalność na rzecz ludu wiejskiego. Wiedziony pełnym wrażliwości rozeznaniem potrzeb, dał początek licznym dziełom wychowawczym, charytatywnym, kulturalnym i religijnym, które wspierały materialnie i moralnie rodzinę wiejską. Pozostając świeckim człowiekiem, założył dobrze w Polsce znane Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej. We wszelkich działaniach kierował się pragnieniem, by wszyscy ludzie stali się uczestnikami odkupienia. Zapisał się w pamięci ludzkiej jako «serdecznie dobry człowiek», który z miłości do Boga i do człowieka umiał skutecznie jednoczyć różne środowiska wokół dobra. W swojej bogatej działalności daleko wyprzedzał to, co na temat apostolstwa świeckich powiedział Sobór Watykański II. Dał wyjątkowy przykład ofiarnej i mądrej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła. Dzieło błogosławionego Edmunda Bojanowskiego kontynuują Siostry Służebniczki, które z całego serca pozdrawiam i dziękuję im za cichą i ofiarną służbę dla człowieka i Kościoła.

4. Munire digneris me, Domine Jesu Christe (…), signo sanctissimae Crucis tuae: ac concedere digneris mihi (…) ut, sicut hanc Crucem, Sanctorum tuorum reliquiis refertam, ante pectus meum teneo, sic semper mente retineam et memoriam passionis, et sanctorum victorias Martyrum – oto modlitwa, jaką odmawia biskup zakładając krzyż pektoralny: «Racz mnie umocnić, Panie, znakiem Twego krzyża, i spraw, abym tak, jak ten krzyż z relikwiami świętych noszę na swojej piersi, tak zawsze miał w myśli i pamięć męki Twojej i zwycięstwo, jakie odnieśli Twoi męczennicy». Dziś czynię to wezwanie modlitwą całego Kościoła w Polsce, który niosąc od tysiąca lat znak męki Chrystusa wciąż odradza się z posiewu krwi męczenników i żyje pamięcią zwycięstwa, jakie oni odnieśli na tej ziemi.

Dziś właśnie świętujemy zwycięstwo tych, którzy w naszych czasach oddali życie dla Chrystusa, aby posiąść je na wieki w Jego chwale. Jest to zwycięstwo szczególne, bo dzielą je duchowni i świeccy, młodzi i starzy, ludzie różnego pochodzenia i stanu. Pośród nich jest arcybiskup Antoni Julian Nowowiejski, pasterz diecezji płockiej, zamęczony w Działdowie; jest biskup Władysław Goral z Lublina torturowany ze szczególną nienawiścią tylko dlatego, że był biskupem katolickim. Są kapłani diecezjalni i zakonni, którzy ginęli, gdyż nie chcieli odstąpić od swojej posługi i ci, którzy umierali, posługując współwięźniom chorym na tyfus; są umęczeni za obronę Żydów. Są w gronie błogosławionych bracia i siostry zakonne, którzy wytrwali w posłudze miłości i w ofiarowaniu udręk za bliźnich. Są wśród tych błogosławionych męczenników również ludzie świeccy. Jest pięciu młodych mężczyzn ukształtowanych w salezjańskim oratorium; jest gorliwy działacz członek Akcji Katolickiej, jest świecki katecheta zamęczony za swą posługę i bohaterska kobieta, która dobrowolnie oddała życie w zamian za swą brzemienną synową. Ci błogosławieni męczennicy i męczennice wpisują się w dzieje świętości Ludu Bożego pielgrzymującego od ponad tysiąca lat po polskiej ziemi.

Jeśli dzisiaj radujemy się z beatyfikacji stu ośmiu męczenników duchownych i świeckich, to przede wszystkim dlatego, że są oni świadectwem zwycięstwa Chrystusa – darem przywracającym nadzieję. Gdy bowiem dokonujemy tego uroczystego aktu, niejako odżywa w nas wiara, że bez względu na okoliczności, we wszystkim możemy odnieść pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (por. Rz 8, 37). Błogosławieni męczennicy wołają do naszych serc: Uwierzcie, że Bóg jest miłością! Uwierzcie na dobre i na złe! Obudźcie w sobie nadzieję! Niech ta nadzieja wyda w was owoc wierności Bogu we wszelkiej próbie!

5. Raduj się, Polsko, z nowych błogosławionych: Reginy Protmann, Edmunda Bojanowskiego i 108 Męczenników. Spodobało się Bogu «wykazać przemożne bogactwo Jego łaski na przykładzie dobroci» twoich synów i córek w Chrystusie Jezusie (por. Ef 2, 7). Oto «bogactwo Jego łaski», oto fundament naszej niewzruszonej ufności w zbawczą obecność Boga na drogach człowieka w trzecim tysiącleciu! Jemu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen.

Copyright © by L’Osservatore Romano and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/warszawa_13061999.html#

 

Jan Paweł II

DOCIERAJCIE Z EWANGELIĄ DO WSZYSTKICH LUDZI

10 VI 2000 — Audiencja papieska dla sióstr służebniczek

W sobotę 10 czerwca w Auli Pawła VI Jan Paweł II przyjął na audiencji kilka grup pielgrzymów, wśród których największą (ok. 600) stanowiły siostry służebniczki: wielkopolskie, starowiejskie, śląskie i dębickie. Przybyły one do Wiecznego Miasta z przełożonymi generalnymi i prowincjalnymi czterech swoich zgromadzeń, zrzeszonych w jedną Federację, aby podziękować Ojcu Świętemu za ubiegłoroczną beatyfikację ojca założyciela Edmunda Bojanowskiego (1814-1871), uczcić przy grobach apostołów 150. rocznicę powstania ich pierwotnego zgromadzenia oraz obchodzić wspólnie Wielki Jubileusz Roku 2000. Na początku spotkania przewodnicząca Federacji m. Joanna Światłowska powitała Ojca Świętego, który następnie wygłosił do sióstr służebniczek przemówienie, wyrażając im wdzięczność za pracę i świadectwo życia bez reszty oddanego Bogu i braciom.

1. Drogie moje siostry, jest to dla mnie wielka radość, że mogę spotkać się z wami dzisiaj, na tej audiencji w Watykanie. Serdecznie was witam. Pozdrawiam również ks. abpa Zenona Grocholewskiego, prefekta Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, jak również obecnych tutaj kapłanów i czcicieli bł. Edmunda Bojanowskiego.

Wielką rodzinę Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej tworzą cztery zgromadzenia: służebniczki dębickie, starowiejskie, śląskie i wielkopolskie. Pozdrawiam przełożone generalne tych zgromadzeń, przełożone prowincjalne i wszystkie siostry tu obecne, jak również mieszkańców Gostynia i Grabonoga — rodzinnej miejscowości waszego założyciela. Matce generalnej i równocześnie przewodniczącej Federacji Sióstr Służebniczek dziękuję za słowa skierowane do mnie przed chwilą.

2. Przybyłyście do Rzymu, do grobów świętych apostołów Piotra i Pawła, aby podziękować za beatyfikację waszego założyciela, Edmunda Bojanowskiego, który przed stu pięćdziesięciu laty powołał do istnienia waszą rodzinę zakonną. Ta pielgrzymka przypada w Roku Wielkiego Jubileuszu i dlatego nabiera szczególnej wymowy. W liście apostolskim Tertio millennio adveniente napisałem, że «pierwszoplanowym celem Jubileuszu jest rozbudzenie prawdziwej tęsknoty za świętością, mocne pragnienie nawrócenia i osobistej odnowy w klimacie żarliwej modlitwy i solidarności z bliźnimi, zwłaszcza z tymi najbardziej potrzebującymi» (n. 42). Na ten czas jubileuszowy i na zawsze Kościół wskazuje wam, jako przykład do naśladowania, waszego założyciela, którego beatyfikacja przypadła podczas mojej pielgrzymki do Ojczyzny, w Warszawie 13 czerwca 1999 r. Ta beatyfikacja stanowi szczególny dar Bożej Opatrzności dla waszych zgromadzeń i wpisuje się na trwałe w wasze dzieje. U progu nowego tysiąclecia Pan Bóg zechciał przez tego wielkiego apostoła polskiego ludu, heroicznego świadka Ewangelii wskazać wam drogę na przyszłość.

Bł. Edmund Bojanowski miłował Boga i miłował człowieka. Był mężem modlitwy. Jego miłość do ludzi, która odznaczała się heroicznymi czynami zrodziła się z głębokiego zjednoczenia z Bogiem przez modlitwę. Z niej czerpał siłę do służby człowiekowi. Ta miłość dojrzewała u niego na klęczkach, ażeby potem wydawać owoce. Dzięki modlitwie jego życie stało się nieustanną służbą człowiekowi potrzebującemu, zwłaszcza dzieciom. Sprawy Boże były dla niego równocześnie sprawami ludzkimi, a miłość Boga — miłością człowieka.

3. Drogie siostry, życie i czyny bł. Edmunda — waszego założyciela — winny stać się dla was w tych dniach pielgrzymki tematem szczególnej refleksji. Bóg przez niego chce wam powiedzieć, iż świętość, dążenie do świętości, jest najważniejszym zadaniem osób konsekrowanych. Jest szczególną racją bytu wszystkich wspólnot zakonnych. Jesteście wezwane do dawania osobistego i wspólnotowego świadectwa świętości, która stanowi istotę powołania zakonnego.

Aby wydawać owoce trzeba «zapuścić głęboko korzenie w Chrystusie, na Nim budować całe swe życie i postępowanie» (por. Kol 2, 7). On winien stać się glebą urodzajną waszego wzrastania i dojrzewania tego, co zostało zapoczątkowane na chrzcie św. «Umarliście — mówi apostoł Paweł — i wasze życie jest ukryte w Bogu. Ale powstaliście z Chrystusem z martwych i dlatego szukajcie tego, co w górze, nie tego, co na ziemi» (por. Kol 3, 1-3). Naśladujcie zatem samego Chrystusa, który był całkowicie poddany woli Ojca; naśladujcie Jezusa w Jego modlitwie, na którą poświęcał długie godziny; naśladujcie Jezusa w Jego miłości do człowieka. «Tak niechaj świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre czyny i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie» (por. Mt 5, 16).

Świadectwo waszego życia autentycznie i bez reszty oddanego Bogu i braciom jest niezbędne, aby uobecniać w świecie Chrystusa i docierać z Ewangelią do wszystkich ludzi.

4. Chciałbym w tym miejscu podkreślić waszą ofiarną służbę potrzebującemu człowiekowi. W ten sposób wypełniacie wiernie pragnienie waszego założyciela, które wyraził w słowach: «Służebniczki Bogarodzicy za cel mieć będą maluczkim i ubogim służyć z miłości dla Chrystusa». Od stu pięćdziesięciu lat nieprzerwanie dajecie świadectwo tej miłości nie tylko w Polsce, ale w kilkudziesięciu krajach na wszystkich kontynentach świata. Opiekujecie się dziećmi, chorymi, ludźmi w podeszłym wieku, samotnymi i biednymi. Pracujecie w szpitalach, domach opieki, sierocińcach, internatach i ochronkach. Poświęcacie się działalności katechetycznej i pracy przy parafiach.

Spotkanie dzisiejsze stanowi dla mnie szczególną okazję, aby wyrazić wam wdzięczność za to apostolstwo miłości, które jest najbardziej skutecznym przepowiadaniem Chrystusa we współczesnym świecie i konkretną też realizacją charyzmatu zakonnego.

Pragnąłbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną bardzo ważną sprawę, a mianowicie na wasz bogaty udział w działalności misyjnej Kościoła. Chrystusowe wezwanie: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!» (Mk 16, 15), realizujecie na kontynencie afrykańskim i w południowej Ameryce. Kilka lat temu podjęłyście również pracę na Białorusi, Ukrainie, w Rosji, w Kazachstanie, Mołdawii, a ostatnio na Syberii. Jest to wielki wkład waszych zgromadzeń w nową ewangelizację oraz w misję pośród narodów.

5. Włączam się przez modlitwę w to wielkie dziękczynienie Bogu za wyniesienie na ołtarze waszego założyciela oraz za sto pięćdziesiąt lat waszej obecności w Kościele. Kościół nadal liczy na wasze wielkoduszne poświęcenie, na waszą bezinteresowną i ofiarną miłość. Bądźcie przejrzystym znakiem Ewangelii dla wszystkich. Bądźcie żywymi świadkami nowej cywilizacji miłości! Niechaj Duch Święty działa w was nieustannie i niech wzbudza w sercach wielu młodych dziewcząt zamiar podobny do waszego — pragnienie pójścia za Chrystusem. Niech was strzeże i zachowuje w swej opiece Niepokalana Maryja. Naśladujcie Ją, Ona była doskonale posłuszna woli Bożej. Słuchajcie Jej, kiedy wam przypomina to, co kiedyś powiedziała w Kanie Galilejskiej: «Zróbcie wszystko, cokolwiek [Syn] wam powie» (J 2, 5).

Proszę Boga, ażeby łaska waszego powołania zakonnego przynosiła obfite owoce duchowe. Z całego serca błogosławię wam tu obecnym i wszystkim siostrom służebniczkom, a także tym, których nosicie w waszych sercach i których ogarniacie modlitwą.

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (7-8/2000) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/audiencje/sluzebniczki_10062000.html

 

Modlitwa o uproszenie łaski za przyczyną
Bł. Edmunda Bojanowskiego

Boże, Ojcze Niebieski, dawco i źródło wszelkiego dobra, proszę Cię za wstawiennictwem Błogosławionego Edmunda, który całym sercem Cię miłował, w Tobie bezgranicznie pokładał nadzieję i niczego w swym życiu Ci nie odmówił, o udzielenie mi łaski…………….

       Ufając w pośrednictwo Niepokalanej Służebnicy Pańskiej, błagam, by Błogosławiony Twój Edmund, opiekun dzieci, ubogich i chorych, stał się dla Ludu Bożego świętym orędownikiem we wszystkich jego potrzebach. Amen.

       Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…

Wiadomości o otrzymanych łaskach prosimy przesyłać na adres:

Zgromadzenie SS. Służebniczek NMP NP     
36-201 Stara Wieś 460

http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/edmund_bojanowski/

Bł. Edmund Bojanowski – apostoł ludu wiejskiego

 

Marek Wójtowicz SJ

 

 

Edmund urodził się w małej wiosce w Grabonogu (Wielkopolska) w rodzinie szlacheckiej, 14 listopada 1814 roku. Był wątłym i chorowitym dzieckiem. W wieku czterech lat bardzo poważnie zachorował i bliski był śmierci. Jego matka wyprosiła dla niego łaskę uzdrowienia przed cudownym obrazem Matki Bożej Bolesnej na Świętej Górze w Gostyniu. Nauki pobierał prywatnie w domu.

 

Jego rodzina była bardzo religijna i patriotyczna. Gdy w 1830 roku wybuchło powstanie, ojciec i dziadek Edmunda zgłosili się do powstańczego wojska. Duże znaczenie na ukształtowanie się jego osobowości odegrał ks. Jan Siwicki, wikariusz w Dubinie, dokąd przenieśli się rodzice Edmunda. Był uzdolniony humanistycznie, rozczytywał się w utworach A. Mickiewicza i w innych twórcach epoki romantyzmu. Interesował się filozofią i podejmował studia z tej dziedziny na uniwersytetach we Wrocławiu i w Berlinie, ale musiał je przerwać z powodu pogarszającego się zdrowia. Nie mogąc uczestniczyć orężnie w walkach o odzyskanie niepodległości Polski, pragnął służyć zniewolonej przez zaborców Ojczyźnie swymi zdolnościami i majątkiem.

 

Edmund miał serce niezwykle wrażliwe i szybko zorientował się, jak bardzo zaniedbane są wiejskie dzieci. Ich trudną sytuację materialną i duchową pogarszała narastająca germanizacja tych ziem przez władze pruskie. Dlatego całym sercem zaangażował się w pracę społeczną i charytatywną. Zakładał biblioteki i czytelnie dla prostego ludu. Starał się rozpowszechniać wartościowe czasopisma i pomagał ubogiej młodzieży w zdobywaniu wykształcenia. W czasie epidemii cholery w 1849 roku włączył się w bezpośrednią opiekę nad chorymi.

 

Żeby zapewnić stałą opiekę nad zaniedbanymi dziećmi, zaczął zakładać tzw. ochronki współpracując z miejscową ludnością, która darzyła go wielkim zaufaniem. Opiekował się chorymi i troszczył się o moralny poziom społeczeństwa. Mimo, iż Edmund był człowiekiem świeckim, nie dziwi fakt, że idąc za natchnieniem pochodzącym od Boga, 3 maja 1850 roku założył Zgromadzenie Zakonne Sióstr Służebniczek Maryi Niepokalanej, które jest najliczniejszym i najpopularniejszym zakonem żeńskim w Polsce. Dzisiaj kilkutysięczna wspólnota sióstr kontynuuje pracę swojego charyzmatycznego założyciela w naszej Ojczyźnie i na misjach w różnych częściach świata.

 

Choć Edmund marzył o kapłaństwie, to jednak problemy zdrowotne nie pozwoliły mu na podjęcie studiów teologicznych. Dla swego otoczenia był zawsze wzorem głębokiej wiary, dziecięcej ufności względem Bożej Opatrzności oraz wielkiej prostoty w relacjach z innymi ludźmi. Zmarł 7 sierpnia 1871 roku na plebanii w Górce Duchownej.

 

Papież Jan Paweł II w dniu beatyfikacji Edmunda Bojanowskiego w Warszawie, 13 czerwca 1999 roku, powiedział podczas Mszy św. w homilii:

 

Apostolstwo miłosierdzia wypełniło również życie błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. Ten wielkopolski ziemianin, obdarowany przez Boga licznymi talentami i szczególną głębią życia religijnego, mimo wątłego zdrowia, z wytrwałością, roztropnością i hojnością serca prowadził i inspirował szeroką działalność na rzecz ludu wiejskiego. Wiedziony pełnym wrażliwości rozeznaniem potrzeb, dał początek licznym dziełom wychowawczym, charytatywnym, kulturalnym i religijnym, które wspierały materialnie i moralnie rodzinę wiejską. Pozostając świeckim człowiekiem, założył dobrze w Polsce znane Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej. We wszelkich działaniach kierował się pragnieniem, by wszyscy ludzie stali się uczestnikami odkupienia. Zapisał się w pamięci ludzkiej jako «serdecznie dobry człowiek», który z miłości do Boga i do człowieka umiał skutecznie jednoczyć różne środowiska wokół dobra. W swojej bogatej działalności daleko wyprzedzał to, co na temat apostolstwa świeckich powiedział Sobór Watykański II. Dał wyjątkowy przykład ofiarnej i mądrej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła. Dzieło błogosławionego Edmunda Bojanowskiego kontynuują Siostry Służebniczki, które z całego serca pozdrawiam i dziękuję im za cichą i ofiarną służbę dla człowieka i Kościoła.

http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,105,bl-edmund-bojanowski-apostol-ludu-wiejskiego.html

Dzień 7 sierpnia… Człowiek z pasją – czy to także o mnie?

7 sierpnia świętujemy uroczystość bł. Edmunda Bojanowskiego. W codziennych sprawach, w spotkaniach, w małym czlowieku i prostym ludzie odkryć fascynujacą drogę pasjonaty. O kim mowa? Bł. Edmund to człowiek życiowej pasji…
Rzadko słucham Radia Maryja, a nawet bardzo rzadko, ale kiedy już słucham, trafiam na bardzo ciekawe audycje. Tak też było na początku maja. W piątkowy wieczór podczas audycji dla młodzieży, ksiądz Zbigniew Kucharski i młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży dyskutowali nad pytaniami związanymi z tematem „pasja”, a więc: Co to jest pasja? Jakie cechy charakteryzują człowieka z pasją i które z nich są konsekwencją pasji? Dlaczego warto rozwijać w sobie pasje? Jakie niebezpieczeństwa niesie z sobą rozwijanie niewłaściwych pasji?… Ksiądz, chcąc pobudzić młodzież do myślenia, zastosował w tej dyskusji metodę „burzy mózgów”, która dała każdemu z uczestniczących, możliwość nieskrępowanych wypowiedzi na podany temat. W ten sposób w krótkim czasie zgromadzono wiele informacji. Podsumowaniem tej dyskusji było stwierdzenie, że pasja angażuje człowieka czasowo, fizycznie i emocjonalnie. Pasjonat, to osoba wrażliwa, systematyczna, konsekwentna, cierpliwa, zaangażowana, otwarta na drugiego człowieka, ale przede wszystkim radosna, pełna pozytywnej energii i optymizmu, to osoba żyjąca wartościami oraz czerpiąca przyjemność z uprawiania pasji. Niektóre z tych cech (radość, optymizm, przyjemność) są konsekwencją pasji, nie trzeba nad nimi pracować, „przychodzą” do nas wraz z pasją. Człowiek musi jednak być bardzo czujnym, aby pasje nie stały się obsesją, aby się w nich nie zatracić.
Niestety, nie udało mi się wysłuchać tej audycji do końca. Pobudziła mnie ona jednak do refleksji nad tym, jak ważną rolę w życiu odgrywają nasze pasje. Odkrywając je możemy sprawić, że nasze życie będzie bardziej wartościowe, radosne, przyjemne. Gdy jesteśmy w czymś dobrzy, wtedy zaczynamy to kochać. Jednak, aby tak się stało, musimy podjąć działanie, dzięki któremu odkryjemy to, co nas cieszy, co daje nam satysfakcję. Z pewnością nie dokona się to w nas, gdy będziemy codziennie robili to samo. Tylko próbując najróżniejszych rzeczy i szukając, odnaleźć możemy to, co sprawia nam radość.
W jaki sposób mamy więc odkrywać swoje pasje? Nie ma jednego sprawdzonego sposobu. Każdy z nas jest inny i ma inną drogę życia. Jedni odkrywają swoje pasje w dzieciństwie, inni dopiero w życiu dorosłym. Nieraz pomogą nam w tym rodzice, nauczyciele, katecheci, rówieśnicy, a nieraz utrata pracy, do której byliśmy przyzwyczajeni czy sytuacja życiowa. Pięknym przykładem odkrywania swojego powołania, swojej życiowej pasji, jest z pewnością bł. Edmund Bojanowski. Bardzo wcześnie ujawniły się u niego zamiłowania historyczno-literackie, którym ksiądz Siwicki, jego ówczesny nauczyciel i wychowawca, nadał główny kierunek zachęcając go do pisania o problematyce narodowej. Edmund już w wieku 16-stu lat czytał wiele dzieł z dziedziny literatury. Próbował także swych sił w samodzielnej twórczości. Zainteresowania literackie rozwijał Edmund podczas studiów na Uniwersytecie Wrocławskim, a później na Uniwersytecie Berlińskim. Niestety, podczas studiów w Berlinie dała o sobie znać jego choroba z lat dziecięcych – gruźlica. Edmund musiał wyjechać na kurację i już nie powrócił do Berlina. W rodzinnych stronach, w modlitewnej ciszy rozważał „znaki czasu”. W Grabonogu i okolicy odwiedzając wiejskie chaty przyglądał się życiu na wsi. Widział wielką nędzę i zaniedbanie ludu wiejskiego, a jednocześnie wielkie bogactwo zwyczajów i obrzędów. Już podczas studiów postanowił zbierać wszystko, co dotyczy kultury ludowej. Z wielką pasją spisywał piosnki, przysłowia, obrzędy, zwyczaje ludowe. To wszystko przydało się, gdy odkrył swoją nową pasję, a mianowicie zakładanie ochronek wiejskich i wychowanie w nich dzieci w duchu chrześcijańskim i poczuciu narodowej tożsamości. Inspiracją były dla niego rozważania Augusta Cieszkowskiego na temat ochron. Jednak Edmund znając psychikę dziecka i mając wyczucie pedagogiczne, a także doświadczenie zdobyte przy zakładaniu domu dla sierot w Gostyniu oraz dwóch miejskich ochron, sam opracował program dla ochronek i wskazówki dla wychowawczyń. Wychowawczyniami miały być dziewczęta wiejskie, bo tylko one rozumiały realia życia i psychikę dziecka wiejskiego. W ten to sposób, pasją bł. Edmunda stały się dzieci i ich dobre wychowanie – temu poświęcił swoje dalsze życie. Nie zatracił jednak swoich pasji literackich, rozwijał je w inny sposób – dla dobra dzieci, a nie dla własnej satysfakcji. Czyż to nie jest piękne?
Niech więc ten, któremu rok 2014 jest poświęcony z racji jego dwusetnej rocznicy urodzin, będzie dla nas wzorem, jak odkrywać swoje pasje i rozwijać je nie tylko dla własnego dobra. Niech one sprawiają, że w tym, co robimy będziemy bardziej kreatywni i otwarci na drugiego człowieka, a to z pewnością da nam poczucie spełnienia i dobrze przeżytego życia. Wsłuchujmy się też w głos Boży w nas. W ciszy swojego serca odkryć możemy, jakie są nasze marzenia, co chcemy w życiu osiągnąć, co sprawia nam radość i daje satysfakcję. A może już to odkryliśmy i można o nas powiedzieć „To jest człowiek z pasją, który nie myśli tylko o sobie, ale również o innych”?

 

sM. Weronika Bartkowiak

http://www.sluzebniczki.pl/news,dzien_7_sierpnia_czlowiek_z_pasja_%E2%80%93_czy_to_takze_o_mnie,277.html

7 sierpnia

Święty Sykstus II, papież i męczennik


Sykstus pochodził z Aten, był synem filozofa. O latach dziecięcych oraz młodzieńczych przyszłego papieża nic nie wiemy. Wstąpił na stolicę Piotrową 30 sierpnia 257 r. po śmierci św. Stefana I. Załagodził spór wśród biskupów azjatyckich i afrykańskich w sprawie ważności chrztu, udzielanego przez heretyków. Biskupi Azji i Afryki byli zdania, że nie jest on ważny. Mieli oni silne poparcie także w św. Cyprianie, biskupie Kartaginy.

Święci męczennicy Sykstus II i TowarzyszeJuż w następnym roku, podczas niedawno rozpoczętego prześladowania chrześcijan przez cesarza Waleriana (253-260), Sykstus został aresztowany podczas celebrowania Mszy św. w katakumbach św. Kaliksta. Ścięto go mieczem na jego biskupim krześle 6 sierpnia 258 r. wraz z towarzyszącymi mu diakonami: św. Januarym, św. Magnusem, św. Wincentym i św. Stefanem. Tego samego dnia zostali ścięci dwaj inni diakoni: Felicysyn i Agapit oraz kapłani – ich imion jednak nie znamy.
Imię św. Sykstusa wymienia się w Kanonie rzymskim, syryjskim i kartagińskim. Św. Cyprian nazywa św. Sykstusa II “kapłanem dobrym i pokojowym”. W roku 1854 odkryto jego grób w katakumbach św. Kaliksta, w krypcie papieży.

W ikonografii św. Sykstus przedstawiany jest w papieskich szatach, w ornacie, paliuszu i prostej tiarze. Jego atrybutami są: miecz, moneta w dłoni, palma, pastorał z podwójnym krzyżem, sakiewka, sakiewka na księdze.

7 sierpnia

Święty Kajetan, prezbiter

0708-kajetan_1

Kajetan urodził się w 1480 r. w Vicenza (Italia). Jako młodzieniec udał się na studia do Padwy, gdzie uzyskał doktorat z prawa rzymskiego i kościelnego (1504). W 1506 roku przeniósł się do Rzymu, gdzie na dworze papieskim pełnił funkcję protonotariusza papieskiego. W dwa lata potem został mianowany proboszczem. Taki bowiem był zwyczaj, że świeccy ludzie albo klerycy ze święceniami niższymi otrzymywali parafie, by mogli z nich się utrzymać, chociaż w ich zastępstwie obowiązki duszpasterskie wypełniali kapłani. Kajetan, mimo że nie posiadał jeszcze święceń kapłańskich, nawiedzał szpitale i przytułki dla ubogich. Prowadził bardzo intensywne życie wewnętrzne. Dopiero mając 36 lat przyjął święcenia kapłańskie (1516). Mszę prymicyjną odprawił w bazylice Matki Bożej Większej. Lubił tu przychodzić na modlitwę do kaplicy Żłóbka Pana Jezusa. W nagrodę za to miał otrzymać łaskę niezwykłą, mianowicie objawiła mu się Najświętsza Maryja Panna z Dzieciątkiem i złożyła mu swojego Syna na ręce. Odtąd Kajetan zaczął wyróżniać się jeszcze większym nabożeństwem do Dzieciątka Jezus. To szczególne nabożeństwo przekazał swoim synom duchowym. Wierzył głęboko w Opatrzność Bożą.
W 1520 roku na wezwanie matki opuścił Rzym i powrócił do rodzinnego miasta Vicenza. Tu oddał się całkowicie pracy apostolskiej: na ambonie, w konfesjonale, w katechizacji ubogiej dziatwy i młodzieży, w odwiedzaniu chorych w szpitalach i ubogich w przytułkach. Dokoła niego zaczęli gromadzić się uczniowie. W trzy lata potem (1523), po załatwieniu spraw rodzinnych, powrócił do Rzymu. Z powodu wielkiej gorliwości zwano go “łowcą dusz”. W rok później otrzymał breve papieskie zatwierdzające nową rodzinę zakonną (1524). Wśród jego pierwszych towarzyszy znaleźli się: Giampietro (Jan-Piotr) Caraffa, biskup Chieti, późniejszy papież Paweł IV, Bonifacy Colli i Paweł Consiglieri. Z nimi jako z pierwszymi współzałożycielami Kajetan złożył uroczystą profesję. Tak powstał nowy zakon Kleryków Regularnych, zwanych pospolicie teatynami.

W 1527 roku cesarz Niemiec i król Hiszpanii – Karol V – z regularną armią hiszpańską najechał Rzym. Ucierpieli na tym również teatyni. Sam Kajetan był przez pewien czas więziony. Druga placówka zakonu została założona w Wenecji. Tam teatyni wyróżnili się i wsławili niezwykłym poświęceniem w posłudze chorym w czasie zarazy w latach 1528-1529. Kajetan zetknął się ze św. Hieronimem Emiliani, który założył także nową rodzinę zakonną dla opieki nad sierocą i opuszczoną dziatwą. W 1547 roku na kapitule generalnej w Rzymie zapadła decyzja przyłączenia się do teatynów rodziny zakonnej pod nazwą somasków, założonej przez św. Hieronima. Unia jednak nie trwała długo, gdyż po śmierci Kajetana obie rodziny zakonne rozeszły się i zaczęły iść własną drogą, wyznaczoną przez Opatrzność.
W tym samym 1547 roku w Neapolu wybuchła wojna domowa. Kajetan miał prosić Boga, by przyjął ofiarę jego życia dla zahamowania rozlewu krwi. Bóg widać przyjął ofiarę swego wiernego sługi, gdyż tego samego roku dnia 7 sierpnia Kajetan zmarł po 67 latach życia. Beatyfikacja sługi Bożego odbyła się w 1629 r. Dokonał jej Urban VIII. Do chwały świętych wyniósł Kajetana Klemens X w 1671 r. On też rozszerzył jego kult na cały Kościół (1673). Relikwie św. Kajetana złożono w okazałym grobowcu w kościele S. Paolo Maggiore w Neapolu.

W ikonografii św. Kajetan przedstawiany jest w zakonnym habicie przepasany rzemieniem, w białych skarpetkach, w birecie, z różańcem w dłoni. Jego atrybutami są m.in.: czaszka, Dziecię Jezus na rękach, krzyż, lilia, otwarta Ewangelia, ptak, zwój.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-07b.php3

Żywot świętego Kajetana,
założyciela zakonu

(żył około roku Pańskiego 1547)

Święty Kajetan urodził się z bogatych i zacnych rodziców w roku 1480 w mieście Vicenza, w rzeczypospolitej Weneckiej. Skoro tylko ujrzał światło dzienne, pobożna matka ślubowała oddać go na służbę Boga i Najświętszej Panny. Już jako dziecię pilnie wystrzegał się grzechu, był miłosierny dla ubogich, wstawiał się za nimi u rodziców i zbierał dla nich jałmużny u krewnych. Najmilszą jego zabawą było budować ołtarzyki, które przystrajał obrazkami Bogarodzicy i kwieciem.

Dorósłszy, udał się na uniwersytet do Padwy i uzyskał tam stopień doktora prawa. Wysokie urodzenie, wielka uroda, nadto bogactwa i zdolności, które dla tylu młodzieńców bywają pokusą do złego, były dla niego podnietą do największej prostoty i pokory. Brali mu to za złe krewni i łajali go, mówiąc: “Taka pokora może być zaletą u biedaków, ale u wysoko urodzonych jest czymś nikczemnym”.

Następnie udał się Kajetan do Rzymu, aby w zaciszu poświęcić życie Bogu i modlitwie, ale blask jego cnót bił tak jasno, że papież Julian II powierzył mu ważny urząd protonotariusza apostolskiego. Wysoka ta godność w niczym nie zmieniła jego pokory. Kilku prałatów i ludzi świeckich utworzyło było w owym czasie “Towarzystwo miłości Bożej” dla powstrzymania moralnego upadku, szerzącego się we Włoszech wskutek ustawicznych wojen i zamieszek, jako też dla położenia tamy odszczepieństwu w Niemczech. Kajetan przystąpił do tego towarzystwa, złożył swój urząd i licząc lat trzydzieści sześć, przyjął święcenia kapłańskie.

Naglące interesy powołały go niezadługo do Vicenzy. Znalazłszy tam takie samo towarzystwo, z radością przystąpił do niego, mimo szorstkich wymówek ze strony swych krewnych. Słowa jego i przykład utrwaliły dalszy byt towarzystwa. Na prośby swego spowiednika, podjął się Kajetan reformy wielkiego szpitala w Wenecji, z którego to zadania wywiązał się w podziwu godny sposób. Wróciwszy do Rzymu, połączył się ze znakomitym Piotrem Karaffą, biskupem teatyńskim, i dwoma innymi kapłanami, postanawiając założyć zakon, którego zadaniem miało być dostarczanie ludom dzielnych spowiedników.

Według statutów członkami zakonu mieli być kapłani świeccy, żyjący w klasztornym odosobnieniu i oddający się wyłącznie duszpasterstwu; ślubować mieli ubóstwo, nie posiadać ani dóbr, ani stałych dochodów, a żyć tylko z tego, co im przyniesie dobrowolna ofiara. Zbieranie jałmużny było zabronione. Statuty te spotkały się z surową krytyką ze strony ogółu, szczególnie zaś ganiono nakaz najzupełniejszego ubóstwa. Kajetan, powołując się na czasy apostolskie, odpowiadał: “Odkądże to straciły znaczenie słowa Jezusowe o liliach polnych i ptakach niebieskich? czy nad nami czuwa Opatrzność Boża tylko w latach urodzajnych i spokojnych? Czy Ojciec niebieski przestał liczyć włosy na głowach naszych?” Papież Klemens VII zawołał zdumiony: “Zaiste, takiej wiary w Izraelu nie znalazłem!”, i natychmiast zatwierdził nowy zakon. W roku 1525, w dzień podniesienia krzyża świętego, złożyło szczupłe grono zakonników święte śluby, obrało przełożonym Karaffę, który zrzekł się godności biskupiej, i zajęło niewielki dom w Rzymie.

Nadszedł straszny dla Rzymu rok 1527. Wojsko cesarza Karola V we Włoszech, nie pobierając od dawna żołdu, domagało się natarczywie oddania mu na łup jakiego bogatego miasta, a w końcu wzięło szturmem Rzym i zaczęło w nim po barbarzyńsku gospodarzyć. Dość powiedzieć, że znieważano nawet kościoły mordami, rabunkami i bezwstydem. W tym utrapieniu niemałą pociechą dla nieszczęsnej ludności Rzymu było przykładne i budujące zachowanie się księży teatynów. Uratowali oni życie wielu Rzymianom, pielęgnowali rannych, pocieszali umierających i ratowali nędzarzy od śmierci. Jednakże i im rozpasane żołdactwo dało się srodze we znaki, gdyż ich ubogi klasztor nie uszedł rabunku, a Kajetana i Karaffę uwięziono i katowano, aby wydali ukryte skarby, których oczywiście nie posiadali. Uwolnieni udali się do Wenecji, gdzie ich praca, zwłaszcza podczas zarazy w roku 1530, wzbudziła powszechny podziw.

Święty Kajetan

W jakiś czas potem zwróciło się do św. Kajetana miasto Neapol z prośbą, aby i u nich założył dom zakonny. Gdy święty zakonodawca z sześciu kapłanami stanął na miejscu, bogaty hrabia Opido chciał mu darować wygodnie urządzony dom wraz kaplicą i znacznym rocznym dochodem, ale Kajetan nie przyjął darowizny. Wyrzekł wtenczas pamiętne słowa: “Włości i dokumentów nie potrzebuję. Mam obietnicę Jezusa Chrystusa, stwierdzoną krwią Jego najświętszą, a ta obietnica upewnia nas, że mnie i moim na niczym zbywać nie będzie, byle byśmy Mu wiernie służyli”. Wkrótce potem jawnie się pokazało, dlaczego ich Opatrzność powołała do Neapolu, pojawiły się bowiem w mieście pisma Lutra, a dwóch mnichów zaprzańców zaczęło lud bałamucić i namawiać do przyjęcia nowej wiary. Kajetan zdarł maskę z obłudników, doniósł władzom o tajnych schadzkach i wymógł u rządu, aby zwodzicieli wygnano z miasta. Jego święty przykład sprawił, że religijność i moralność duchowieństwa i ludu tamtejszego podniosły się na dawno niewidziane wyżyny, ale te olbrzymie prace wyczerpały jego siły i powaliły go na łoże boleści. Lekarze radzili mu, aby dla zdrowia przestał sypiać na gołych deskach, on jednak odpowiedział: “Zbawiciel mój umarł na krzyżu, niechże mi więc będzie wolno skonać w popiele”, po czym kazał się położyć na worze pokutnym, rozciągniętym na ziemi posypanej popiołem, przyjął sakramenta święte i oddał Bogu ducha dnia 7 sierpnia 1547 r. W roku 1629 zaliczono go do Błogosławionych, a w roku 1671 do Świętych. Zakon jego rozkrzewił się po Włoszech, Hiszpanii, Niemczech i w naszym kraju, ale przewroty i burze polityczne późniejszych czasów dużo mu zaszkodziły.

Nauka moralna

Życie świętego Kajetana opierało się na dwóch zasadniczych prawdach nauki Chrystusowej: Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, który nam wskazuje drogę życia i zaopatruje potrzeby nasze, i dlatego zasługuje na ufność naszą. Wszyscy stanowimy jedną rodzinę, jesteśmy sobie braćmi i siostrami, a ta miłość nie pozwala, byśmy dla bogactwa, urody, talentów, nauki, znakomitego rodu, rozrywali to braterstwo, czynili jakieś wyjątki, przywłaszczali sobie przywileje.

Hrabia Opido był człowiekiem porywczym i nieraz o drobnostkę unosił się gniewem na swą czeladź. Jednego razu odezwał się do niego święty Kajetan: “Panie hrabio, czy jesteś gotów tak skwapliwie słuchać rozkazów Boga, jak żądasz, aby cię bliźni słuchał?” W tych słowach dał dumnemu magnatowi naukę, że powinniśmy być pobłażliwymi względem podwładnych.

Innego razu prosił go jeden z przyjaciół, aby się wstawił u pewnego dostojnika za synem, ubiegającym się o posadę sędziego. Święty Kajetan wysłuchał cierpliwie prośby i po krótkim namyśle dał mu taką odpowiedź: “Kochany przyjacielu, dobrze to, gdy lud otrzymuje godnych i uczciwych sędziów, ale wątpię, czy by to było dobrze, gdyby się mnich chciał mieszać w sprawy świeckie”.

Córce brata, która mu z żywą radością donosiła o swym bliskim, ślubie, odpisał: “Człowiek, który dla świata zapomina o prawdziwej ojczyźnie i Niebie, podobny jest do wędrowca, który upił się w karczmie i odurzony nie może odnaleźć drogi do domu”.

Pewien uczony pragnął wstąpić do jego zakonu, ale będąc słabowitego zdrowia, prosił, aby mu dawano lepszą strawę i pozwolono wychodzić według upodobania. Święty Kajetan odpowiedział: “Mój kochany, nic więcej zakonowi nie szkodzi, jak te nieszczęsne wyjątki dla pewnych osób. Podeszły wiek i zdrowie zasługują na uwzględnienie, ale sprawa ta należy do starszych klasztornych, a naszą starszyzną klasztorną jest Opatrzność Boska. Kto chce do nas wstąpić, winien się rzucić do nóg Chrystusowi, a nie żądać przywilejów dla siebie”.

Nie był święty Kajetan nierozsądnym, zdając siebie i braci na Opatrzność Bożą i nie troszcząc się o dzień następny. Wiedział, że służy Panu, który go nigdy nie zawiedzie. Nigdy też nie zabrakło braci zakonnej chleba, ubioru i pomieszczenia. Naśladujmy go w tej ufności, nie troszczmy się zbytecznie o to, co będziemy jeść i co będziemy pić, bo Bóg nas nie opuści.

Modlitwa

Boże, któryś z miłosierdzia Twego świętemu Kajetanowi, Wyznawcy Twojemu, dozwolił jak najwierniejszy żywot naśladować, spraw łaskawie, abyśmy za jego pośrednictwem i przykładem w Tobie jedynym ufność naszą pokładali i przede wszystkim pragnęli dóbr niebieskich. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

Historia zakonu

Zakon powstał w czasach Kontrreformacji przed Soborem Trydenckim obierając za zadanie odnowę życia moralnego wśród kleru oraz powrót do ideałów życia apostolskiego. Zakon Kleryków Regularnych, później zwanych Teatynami, został założony poprzez złożenie ślubów wieczystych w Bazylice św. Piotra w Rzymie 14 września 1524 r. na ręce biskupa Kazerty i delegata papieskiego Jana Chrzciciela Boncianni przez św. Kajetana Thiene, Bonifacego de Colli, Pawła Consiglieri i Jana Piotra Carafa, ówczesnego biskupa Chieti (po łacinie Theate, od którego to miasta teatyni biorą swoją nazwę, gdyż właśnie Jan Piotr Karafa został

pierwszym Prepozytem przełożonym zakonu).

Pierwszy Prepozyt Teatynów, późniejszy papież Paweł IV

Papież Klemens VII zatwierdził zakon bullą papieską Dudum pro parte vestra z dn. 7 marca 1533 r.

Warto jednak podkreślić, że Zakon Kleryków Regularnych Teatynów powstał na fundamencie Wspólnoty Boskiej Miłości, założonej również w Rzymie na mocy breve apostolskiego papieża Klemensa VII Exponi nobisz dnia24 czerwca 1524r., który dzielił mu pozwolenia na złożenie trzech ślubów zakonnych: ubóstwa, posłuszeństwa i czystości, prowadzenia życia wspólnotowego, używania habitu zakonnego w jakimkolwiek miejscu przez nich wybranym pod jurysdykcją Stolicy Apostolskiej, corocznego wybierania przełożonego, który będzie nosił tytuł prepozyta i który może być ponownie wybierany na to stanowisko nie więcej niż 3 razy, przyjmowania nowych kandydatów, którzy odbędą nowicjat według prawa kanonicznego. Ponadto Klemens VII udzielił całemu zakonowi przywilejów, jakie przysługiwały Kanonikom Regularnym Laterańskim.

W następnych latach Teatyni otworzyli klasztory w wielu miastach włoskich: pierwszy w Weronie (1528r.), gdzie przybyli na zaproszenie tamtejszego biskupa Jana Mateusza Giberti; następnie w Neapolu (11 lutego 1533 r.) dzięki arcybiskupowi Oliviero Karafa (wujek Jana Piotra), otrzymali jako siedzibę bazylikę San Paolo Maggiore. W tymże mieście, gdzie silnie rozwijał się ruch waldensów, Teatyni zajęli zwalczaniem owej herezji. Pod kierownictwem Teatynów w Neapolu powstała fundacja Góry Miłosierdzia, od której wziął początek Bank Neapolitański.

W1555roku Jan Piotr Karafa został wybrany na papieża pod imieniem Pawła IV, po czym podarował swoim współbraciom kościół św. Sylwestra na Kwirynale jako siedzibę generalną zakonu.

Powstanie pierwszych klasztorów filialnych poza granicami Włoch zawdzięcza się Placydowi Frangipane klasztory w Hiszpanii (Madryt, Sarasgossa, Barcelona); we Francji (Paryż, 1644 r., gdzie teatyński architekt Guarino Guarini wybudował dla swoich współbraci kościół św. Anny przy pałacu Louvre); w Portugalii (Lizbona, 1648 r.); w Bawarii (Monachium 1663 r., na życzenie Henrietty, żony Ferdynanda, elektora Bawarii, wybrano zakon teatynów, który miał przyczynić się do odrodzenia miejscowego duchowieństwa diecezjalnego i rozwijać działalność misyjną, a sam kościół teatynów stał się miejscem pochówku Wittelsbachów, między innymi cesarza Karola VII, królów Ottona I, Maksymiliana I); w Czechach (Praga), w Austrii (Wiedeń), w Rzeczypospolitej Obojga Narodów (Warszawa, Lwów).

Teatyni poświęcali się też pracy misyjnej: w 1626 roku pierwsi zakonnicy przybyli do Gruzji, Armenii, Kolchidy, w 1639 zostali wysłani do Indii Wschodnich, a w 1687 na Borneo. W 1906 roku pod kierownictwem generała zakonu Franciszka di Paolo Ragonesi pierwsi misjonarze Teatyni przybyli do Stanów Zjednoczonych (Kolorado).

Papież Urban VIII w 1627 roku powierzył Teatynom formację misjonarzy w kolegium Propaganda Fidei, założonym właśnie przez Teatynów (obecnie Pontyfikalny Uniwersytet Urbaniana).

Wiek XVII i pierwsza połowa XVIII były złotym okresem w dziejach Zakonu Teatynów, gdyż często był nazywany Szkołą Biskupów”, co wiązało się z tym, że wielu zakonników zostawało biskupami i kardynałami. Teatyni byli też znani jako teolodzy, liturgiści, historycy, filozofowie, archeolodzy, architekci, muzycy, matematycy, astronomowie, pisarze, misjonarze.

Niestety już pod koniec XVIII wieku i przez cały wiek XIX, zakon zaczął się chylić ku upadkowi. Było to spowodowano polityką władz państwowy. Z Francji Teatyni zostali wyrzuceni przez rewolucję francuską, z Polski po ostatnim rozbiorze przez Katarzynę II, z Niemiec w czasach kulturkampfu, we Włoszech po zjednoczeniu się, państwo zaczęło zamykać klasztory teatynów, tak że pod koniec XIX wieku zakon był bliski wymarcia.

Natomiast Stolica Apolstolska spostrzegała charyzmat Teatynów jako wielki skarb dla Kościoła powszechnego, więc zatroskany o przyszły los zakonu papież Pius X pragnął za wszelką cenę zachować jego istnienie. Troskę o odnowę Teatynów powierzył swojemu spowiednikowi oraz prefektowi do spraw zakonów kard. José de Calasanz Vives y Tutó O.F.M.Cap. Dnia 15 grudnia 1909 roku w dokumencie Auspicato, Teatyni zostali połączeni z nowo powstałą wspólnotą Synów Świętej Rodziny, założoną przez Josepha Manyaneta y Vives, a w 1910 r. zostali połączeni ze zgromadzeniem św. Alfonsa Marii de Liguori, powstałym na Majorce w 1867 r.

Aktualnie Teatyni mają 6 prowincji zakonnych: włoską, hiszpańską, argentyńską, brazylijską, meksykańską i amerykańską. Teatyni pracują także w Kolumbii, oraz prowadzą misje w Afryce (Burundi). Dom generalny znajduje się przy bazylice Św. Andrzeja Apostoła (Sant’Andrea della Valle w Rzymie).

 

Back to Top

Pius X i Zakon Teatynów.

Pius X, odnowiciel i patron zakonu Teatynów.

pius X

 

W historycznym wydarzeniu beatyfikacji Piusa X nie mało było zakonów i instytutów zakonnych, które w poczuciu obowiązku pamięci zasług pragnęły złożyć mu hołd. Jednak niewiele z nich zawdzięcza mu tyle co Zakon Teatynów.

Z końcem XIX w. z wielu racji wewnętrznych i zewnętrznych, społecznych i politycznych, rodzina teatyńska, która przez przeszło trzy wieki cieszyła się wysokim prestiżem w dziedzinie świętości i nauki, przeżywała kryzys, najbardziej trudny od momentu fundacji. Aby obdarzyć ją nowym życiem, Bóg powierzył ją serdecznej opiece Piusa X. Narzędziem jego Opatrznościowej odnowy Zakonu Teatynów stał się pobożny i uzdolniony kard. Józef Vives Tutó, Prefekt św. Kongregacji Instytutów Zakonnych, który był prawą ręką w dziele odrodzenia duchowego, według myśli i pod kierownictwem Ojca św. W efekcie Pius X posłużył się dwoma niedawno założonymi w Hiszpanii instytutami zakonnymi, których działalność zakonna niewiele różniła się od tej którą podejmowali Klerycy Regularni św. Kajetana Thiene. Był to: Instytut Synów Św. Rodziny i kongregacja diecezjalna św. Alfonsa De Liguori. Na te dwie rodziny Pius X zwrócił szczególną uwagę wspierany przez kard. Vivesa, aby wzmocnić nowy zalążek wielowiekowego dziedzictwa Teatynów.

 

Tutò                  Kardynał Józef Vives Titò.

W Motu Proprio z 15 grudnia 1909 r. papież włączył do Zakonu Teatynów instytut św. Rodziny. Podobnym dekretem z następnego roku, 2 lutego, w święto Ofiarowania, uczynił to samo z kongregacją Liguorinów z Majorki. Zgodnie z papieskimi dokumentami, nowi zakonnicy mieli dużą swobodę co do reguł teatynów, stając się prawowitymi synami św. Kajetana i pełnoprawnymi członkami Zakonu Kleryków Regularnych z wszystkimi prawami i przywilejami jakie zakon posiada. Jako szczególne nabożeństwa zakonu wraz z tymi, które dotyczyły Modrego Szkaplerza, powierzonego Teatynom od wieków, Pius X nakazywał również rozpowszechnianie wśród rodzin katolickich nabożeństwa do Świętej Rodziny. Jednocześnie zostało ustanowione Konsylium Generalne Zakonu, na którego czele stanął o. Franciszek Ragonesi jako Prepozyt Generalny.

Opiekunem zakonu pozostawał nadal kard. Vives Tutó. Następnym dekretem z dnia 24 września 1910 r. Pius X zatwierdził Konstytucje Teatynów, które zawierały fundamentalne części starych praw i tradycji Zakonu. Dopełnieniem nowych Konstytucji była ich aktualizacja i przystosowanie do nowych potrzeb czasów, która polegała na odnowieniu aktywności pastoralnej i społecznej Zakonu. Aktem prawnym i uroczystym włączeniem dwóch kongregacji była profesja wieczysta pierwszych ich przedstawicieli dokonana w Watykanie u stóp Piusa X. Z nowych zakonników, ludzi wysokiej formacji zakonnej, z których wielu objęło ważne stanowiska w Zakonie Teatynów należy wymienić czcigodnego o. Bartłomieja Montoliu, wikariusza generalnego.

Na pamiątkę tego historycznego wydarzenia, papież udzielił Teatynom przywileju dodania imienia św. Kajetana w recytacji Confiteor podczas Komplety, oraz celebracji każdego ósmego dnia miesiąca uroczystej mszy św. do Niepokalanej. W 1916 r. Instytut Synów Świętej Rodziny odrodził się w swoim pierwotnym charakterze odzyskując niezależność. Jednak niektórzy z jego członków, najbardziej zaangażowani w odnowę teatynów, pozostali Klerykami Regularnymi. Zakonnicy pełni cnót, gorliwości i obserwy, którzy nadali nowy kierunek Zakonowi dzięki ich cennej energii i zaangażowaniu. Czterowiekowa rodzina teatyńska tym nowym tchnieniem życia mogła z ufnością patrzeć w przyszłość. Kwitnąca działalność zakonu na terenie Włoch, Hiszpanii, Meksyku, Argentyny, wydaje się być ojcowskim błogosławieństwem papieża Sarto. Do dzieła św. Kajetana, syna ziemi weneckiej, Opatrzność zechciała dołączyć dzieło Papieża, także wenecjanina. Dwaj Święci, w których życiu widoczne są sytuacje pełniące funkcję łączników: pierwszy w okresie Odrodzenia stał się inicjatorem praktyki nawołującej do częstej komunii św., drugi jako papież zachęcał do uczestnictwa w Eucharystii. I tak reformator kleru i odnowiciel życia chrześcijańskiego uzupełniają się wzajemnie. Święty, który przytłoczony bólem bratobójczej wojny, umiera w Neapolu, i Papież, który staje się pierwszym wielkim, który umiera na progu rozpoczynającej się I wojny światowej.

 

Pius X w towarzystwie kardynałów i prałatów w kurii rzymskiej.

 

http://teatyni.pl/typography/

NOWENNA DO ŚWIĘTEGO KAJETANA

Sanktuarium Św. Kajetana w Neapolu

Klerycy Regularni Teatyni

_2

Patrona tych, którzy powierzają się Opatrzności Bożej

(Rozpoczęcie nowenny przed uroczystością odpustową: 29 lipca)

Do prywatnego odmawiania w każdym czasie

Modlitwy na każdy Dzień Nowenny

Przed rozpoczęciem modlitw:

Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu.
Panie pośpiesz ku ratunkowi memu.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.
Jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

HYMN DO ŚW. KAJETANA

O z Bożej Opatrzności, największy nasz patronie
Usłysz nasze wzdychania co płyną z głębi serc.
Uproś nam o Kajetanie, Twoją ufność do Boga,
Niech każde z naszych pragnień zwrócone będzie doń.
Tobie powiedział Chrystus: „Królestwa Bożego szukaj”,
A Tyś go szukał z zapałem, nie oszczędzając sił.Ref.
Ptaki i kwiaty polne, Ojciec nasz żywi i strzeże,
A Ty w każdym stworzeniu widziałeś Boży dar.Ref.
Apostole pokoju i bracie schorowanych,
Twój przykład miłosierdzia rozsiewaj wokół nas.Ref.
Święty mistrzu i bracie tych co szukają życia,
Ukaż nam w naszym czasie drogę po której iść.Ref.
 

Odmawiamy modlitwę wyznaczoną na odpowiedni dzień nowenny.

Na Zakończenie:

Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,
Święta Maryjo, módl się za nami
Święty Kajetanie,
Święty Kajetanie, pierwszy założycielu Kleryków Regularnych,
Święty Kajetanie, leczący boleści i choroby,
Święty Kajetanie, który wzywającym Cię w nieszczęściu przybywasz na pomoc,
Święty Kajetanie, naśladowco Apostołów,
Święty Kajetanie, który zdziałałeś wiele cudów w Imię Boga,
Święty Kajetanie, uczący ufności w Bogu,
Święty Kajetanie, ozdobo Kościoła Chrystusowego,
Święty Kajetanie, który świadczysz wiele łask braciom zakonnym,
Święty Kajetanie, ustawicznie modlący się za kościół święty.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami!

K. Módl się za nami, święty Kajetanie.
W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się:
Boże, Ty udzieliłeś świętemu Kajetanowi, kapłanowi, łaski naśladowania życia Apostołów, spraw, abyśmy za jego przykładem i wstawiennictwem zawsze pokładali ufność w Tobie i nieustannie szukali Twojego Królestwa. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

  1. Panie, wysłuchaj modlitwy nasze.
  2. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.
  3. A dusze wszystkich zmarłych z Zakonu Teatynów, kapłanów, braci, krewnych, dobrodziejów i czcicieli św. Kajetana niech odpoczywają w pokoju wiecznym.
  4. Amen.
  5. Pomoc Boża niech zawsze będzie z nami.
  6. I z naszymi braćmi nieobecnymi.

Dzień Pierwszy

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który zaraz po narodzeniu zostałeś ofiarowany przez Twoją matkę jako syn Maryi Najświętszej; błagamy Cię o Twoje wstawiennictwo u wielkiej Matki Boga, aby nas wszystkich strzec raczyła jako dzieci swoje.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. O wielki Święty, który jako syn przybrany Najświętszej Panny Maryi ukazywałeś od dziecka wspaniałą jedność obyczajów, tak że wszyscy zwali Cię Świętym; uproś nam łaskę życia chrześcijańskiego zgodnie z naszym stanem, tak abyśmy się wzajemnie budowali dobrym przykładem życia.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który zachowywałeś model czystości anielskiej tak, że podziwiano Cię jako Anioła na ziemi; tchnij w nas miłość do tej pięknej cnoty, tak byśmy w każdym czasie zachowywali czystość, czuwając i strzegąc z uwagą naszych zmysłów.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Panie, zbaw dzieci swoje, które odkupiłeś Krwią Twoją świętą.

Dzień Drugi

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który już jako dziecko widziałeś zmieniające się w kwiaty pokarmy rozdawane przez Ciebie ubogim; uproś nam u Boga łaskę współczucia i gotowości w udzielaniu pomocy potrzebującym.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Chwalebny nasz Święty, który z wielką radością przyjąłeś sakrament Bierzmowania, w którym ukazałeś wszystkim gorliwość z jaka w przyszłości uczyniła Cię obrońcą i siewcą Wiary; uproś nam łaskę gotowości w wyznawaniu naszej Wiary, również za cenę rozlewu naszej krwi.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Chwalebny Święty, który tak bardzo pragnąłeś w Twoich dziecięcych latach karmić się łagodnym Chlebem Aniołów; zapal w nas pragnienie życia duchowego zjednoczonego z Bogiem przez cnotę pokarmu Eucharystycznego.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Powierz Panu swe troski, a On cię pocieszy.

Dzień Trzeci

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który otrzymałeś z Nieba dar nieustannej modlitwy; uproś nam zapał w modlitwę, tak aby nasz duch radował się przez modlitwę jednością z Bogiem.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Niebieski heroldzie, który miałeś dar rozmowy z niebiańskimi mieszkańcami w porywach ekstazy ducha; uproś nam oderwanie od marności ziemskich i ożyw w nas Wiarę w obecność  Bożą w każdym miejscu.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Chwalebny Święty, który byłeś tak gorliwy w adoracji Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie; udziel nam tej pobożnej pilności w codziennym nawiedzaniu i głębokiej adoracji Najświętszego Sakramentu.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Panie, uczyń czystym moje ciało i moje serce, abym osiągnął życie wieczne.

Dzień Czwarty

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Pokorny święty Kajetanie, który prosiłeś o Boga o pozostanie nieznanym w życiu i po śmierci; uproś nam miłość do życia ukrytego i światło do poznania nędzy naszych, tak byśmy zawsze byli pokorni przed Bogiem i bliźnimi.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Chwalebny Święty, który mimo niewinności i czystości praktykowałeś pokutę i umartwienie, płacząc nad wielką winą odpowiedzialności Kapłańskiej, uproś nam przez szczerą pokutę żal za nasze winy, abyśmy mogli wynagrodzić wszystkie obrazy przeciwko majestatowi Bożemu.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Święty heroldzie, który poprzez liczne umartwienia ciała dołączyłeś umartwienie ducha i własnej woli, naucz nas poskramiać nasze pasje i powierzać zawsze woli Bożej.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Nie kochajmy słowami i językiem, lecz działaniem i czynami.

Dzień Piąty

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który by uciec od wielkości i zaszczytów wyrzekłeś się w Rzymie Prelatury i umiłowałeś pokorę krzyża, spraw byśmy zawsze mieli odbite i żywe w sercu wyrzeczenia dokonane na Chrzcie Świętym, tak by świat nas nie uwiódł swoimi próżnościami.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Chwalebny Święty, który dla podzielenia się z bliźnimi miłością, która przepełniała Twoje serce, założyłeś w Rzymie i w innych miastach włoskich wspólnotę Bożej Miłości; oczyść nasze serca od nieuporządkowanych pragnień i zapal w nich ogień świętej Miłości.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Wspaniały heroldzie, który poruszony świętą miłością widziałeś ulatujące do nieba serce swoje obdarzone dwoma skrzydłami; naucz nas tłumić miłość własną i starać się wyłącznie o to by posiąść najwyższe i jedyne Dobro.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: O mój drogi i dobry Jezu, spraw bym cię kochał coraz mocniej.

Dzień Szósty

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który ukazywałeś heroiczną cierpliwość w cierpieniu poniżenia i drwin; uproś nam gotowość ducha w spokojnym znoszeniu krzywoprzysięstw i sprzeczności losu.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Niezwyciężony bohaterze, który z radością znosiłeś więzienie i okrutne tortury, uproś nam męstwo w cierpieniach dla zasług niebieskich.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Bohaterski miłośniku Krzyża, który zasłużyłeś na uczestnictwo w cierpieniach Jezusa Chrystusa; zapal w naszych sercach pobożne pragnienie ochotnego skonania w naśladowaniu Chrystusa naszego przewodnika i Odkupiciela.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Chrystus cierpiał za nas i wzór nam zostawił, abyśmy szli za Nim Jego śladami.

Dzień Siódmy

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który przez swoją niebywałą ufność w Bogu założyłeś Zakon Teatynów opierając się na Bożej Opatrzności; naucz nas odrzucania z serc naszych wszelkich pociech, tak byśmy wszystkie nasze nadzieje pokładali w Bogu.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Chwalebny Święty, który przez swoją ufność w Bogu, znajdowałeś zawsze w każdej potrzebie i na ulgę bliźnich, otwarte skarbce Bożej Opatrzności, uproś nam świętą troskę o szukanie najpierw królestwa Niebieskiego, abyśmy mogli być pewni pomocy Opatrzności Bożej w potrzebach naszych.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Wielki nasz Święty, którego każdy naród nazywa Ojcem Opatrzności, gdyż wspaniałymi cudami przychodzisz z pomocą każdemu kto Cię wzywa z ufnością w swoich potrzebach; prosimy Cię, abyś uprosił nam u Boga pomoc w troskach naszych, jako zadatek szczęścia wiecznego.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Oczy wszystkich zwrócone są na ciebie Panie, a Ty ich karmisz we właściwym czasie.

Dzień Ósmy

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który z gorącym zapałem dla nawrócenia grzeszników nazywany byłeś łowcą dusz; prosimy Cię byś nam uprosił przez uświęcenie dusz naszych, troskę w rozkrzewianiu wśród wszystkich nienawiści do najmniejszego grzechu.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Niestrudzony sługo Boży, który nieprzerwanie zwalczałeś błędy i herezje; uczyń nas odważnymi w karceniu grzechów przeciwko Bogu i wytrwałymi w reformie moralnej i zwalczaniu złych nawyków.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Apostolski bohaterze, który z bólu za grzechy innych mdlałeś biczując się dla uśmierzenia gniewu Pańskiego, uproś nam prawdziwą skruchę za grzechy nasze, aby inni grzesznicy na widok naszego nawrócenia szczerze żałowali i mogli doświadczyć skutków Bożego miłosierdzia.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Spraw o Panie, bym Ci był pomocą w niesieniu krzyża.

Dzień Dziewiąty

Niech będzie pochwalona Przenajświętsza Trójca, w której pokładamy naszą ufność za okazane miłosierdzie.

  1. Chwalebny święty Kajetanie, który przez osobliwą miłość do Boga, zasłużyłeś by otrzymać z rąk Najświętszej Dziewicy Maryi Dzieciątko Jezus w swoje objęcia, zapal w naszych sercach miłość tak świętą jak Twoja, aby otrzymać jako owoc Jezusa w komunii świętej.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Najukochańszy święty, który oddałeś życie dla pomocy potrzebującym opiekując się w szpitalach zarażonymi, zachowaj daleko od nas bicze epidemii i zarazy i bądź nam lekarzem w naszych słabościach.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

  1. Wielki przykładzie pokuty, który pragnąłeś umrzeć w popiele i we włosiennicy, prosimy Cię, abyś uprosił nam u Boga wytrwałość aż do śmierci w ćwiczeniu cnót, tak byśmy żyli i umarli jako pokutnicy duszy i ciała.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…Chwała Ojcu…

Wezwanie: Spraw o Panie, aby moje uczucia były podobne do Twoich.

http://teatyni.pl/logo-options/

7 sierpnia

Błogosławieni prezbiterzy i męczennicy
Agatanioł i Kasjan

 

0708-agataniol_1

Franciszek urodził się 31 lipca 1598 r. W roku 1619 wstąpił do kapucynów, przyjmując imię Agatanioł (Agatangelus). Studiował w Poitiers i w Rennes, gdzie w 1625 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Dwa lata później wyjechał na Wschód, gdzie rozpoczął naukę języka arabskiego.
Kasjan urodził sie we Francji 14 stycznia 1607 r. Jego rodzice, Jan Lopez-Netto i Guyonne d’Almeras, pochodzili z Portugalii. W Angers Kasjan wstąpił do kapucynów. W czasie epidemii z lat 1631-1632 odznaczył się poświęceniem w pielęgnowaniu dotkniętych chorobą, na którą także sam zapadł. Po ukończeniu studiów wysłano go do Kairu.
W 1633 r. przybył do Kairu także Agatanioł. Pracował tam nad zjednoczeniem Kościoła koptyjskiego z Rzymem. Wyposażony w misję apostolską, wyruszył potem do Abisynii, ale ledwo przybył tam z Kasjanem z Nantes, został wtrącony do więzienia. Potem sprowadzono ich do stolicy Gandary i tam skazano na śmierć. Zginęli, ukamienowani przez tłum, 7 sierpnia 1638 r. Beatyfikowano ich w 1905 r.

 

Bł. Agatanioł z Vendome (1598-1638)

2011-08-07 10:09:29Należał do zakonu kapucynów. Razem z o. Kasjanem z Nantes zginął z rąk Koptów w czasie pracy misyjnej w Egipcie.Franciszek Noury (późniejszy bł. Agatanioł) urodził się 31 lipca 1598 r. w Vendome, w Francji. W 1619 r. wstąpił do zakonu kapucynów, otrzymał imię Agatanioł. Po ukończeniu studiów filozoficzno-teologicznych otrzymał święcenia kapłańskie.

W pierwszych latach kapłaństwa poznał sławnego kapucyna o. Józefa Le Clerca, doradcę kardynała Richelieu, który prosił go o podjęcie pracy misyjnej w Afryce. Agatanioł w 1629 r. udał się do Syrii, gdzie pracował pośród muzułmanów, miał kontakty z chrześcijanami z Kościoła prawosławnego i Kościoła ormiańskiego.

Następnie udał się do Kairu, gdzie pracował na rzecz unii Koptów z Kościołem katolickim. 27 września 1637 r. otrzymał misję pracy w Etiopii (dawniej Abisynia). Udał się tam razem bł. o. Kasjanem z Nantes, o. Benedyktem i o. Agataniołem z Morlaix. Kapucyni podzieli się na dwie grupy. Agatanioł z Vendome i o. Kasjan po przybyciu do Etiopii zostali przez Koptów pochwyceni i uwięzieni w Deboroa.

Aresztowano ich pod zarzutem szpiegostwa i spiskowania przeciwko cesarzowi i miejscowemu biskupowi koptyjskiemu. Podczas procesu o. Agatanioł powiedziałał: “Jestem gotów oddać życie za wiarę, której nigdy się nie wyrzeknę”.

7 sierpnia 1638 r. w Gondarze, razem z o. Kasjanem, został przywiązany do słupa i ukamienowany. Papież św. Pius X (tercjarz franciszkański)beatyfikował tych dwóch męczenników 1 stycznia 1905 r. Ich liturgiczne wspomnienie Kościół obchodzi 7 sierpnia.

wp

 

http://franciszkanie.pl/news.php?id=6535

7 sierpnia

Święty Albert z Trapani, prezbiter

0708-albert_1

Albert (degli Abati), nazywany także Sycylijczykiem (Siculus), urodził się w Trapani w 1250 lub 1257 r. Wcześnie wstąpił do karmelitów, u których niebawem zajaśniał wieloma cnotami. Mimo swej woli wyświęcony na kapłana, przebywał potem w Messynie i pracował jako kaznodzieja. Przepowiadanie to ukoronowały liczne nawrócenia, także konwersje Żydów sycylijskich. Gdy w roku 1301 Robert, hrabia Kalabrii, ścisnął Messynę żelaznym pierścieniem swych wojsk, Albert miał cudowanie ocalić miasto przed głodem.
Zmarł 7 sierpnia 1306 r. i bez zwłoki został otoczony czcią wiernych.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-07e.php3

7 sierpnia

Błogosławiony Tadeusz Dulny, męczennik

0708-tadeusz_1

Tadeusz urodził się 8 sierpnia 1914 r. w Krzczonowicach, niewielkiej wsi pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Miał 5 braci i 2 siostry. Rodzice, w pamięci dzieci ludzie wielkiej dobroci, modlitwy i ciężkiej pracy, kosztem wyrzeczeń zapewnili wszystkim dzieciom naukę w szkołach, a czworo z nich trafiło na wyższe uczelnie.
W trakcie nauki w gimnazjum w Tadeuszu dojrzało powołanie kapłańskie. Rozpoczął formację w seminarium duchownym we Włocławku. Choć nie był intelektualnie najwybitniejszym z alumnów, braki nadrabiał pracowitością. W 1938 r. przyjął dwa niższe święcenia. Był to ostatni rok nauki przed wybuchem II wojny światowej. W seminarium pod kierunkiem 15 księży profesorów kształciło się 120 alumnów.
W ramach akcji zwalczania polskiej inteligencji 7 listopada 1939 r. gestapo aresztowało wszystkich profesorów i 22 alumnów – tych, którzy powrócili do Włocławka, by kontynuować przygotowanie do sakramentu kapłaństwa. Był wśród nich bł. bp Michał Kozal. Opatrzność sprawiła, że aresztowania uniknął ks. Stefan Wyszyński, wykładowca nauki społecznej, profesor prawa kanonicznego i socjologii, późniejszy Prymas Tysiąclecia. Aresztowania nie uniknął jednak Tadeusz. Uwięzionych początkowo przetrzymywano w więzieniu we Włocławku. 16 stycznia 1940 r. Niemcy przewieźli ich do obozu przejściowego, zorganizowanego w pocysterskim klasztorze salezjanów w Lądzie. Przetrzymywano tam ok. 150 kapłanów, zakonników i kleryków, głównie z Kujaw i Wielkopolski. 26 sierpnia 1940 r. rozpoczęły się wywózki duchowieństwa. Tadeusza przewieziono najpierw do kolejnego obozu przejściowego w Szczeglinie, a po dwóch dniach do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, niedaleko Berlina. Stamtąd 14 grudnia 1940 r. trafił do Dachau i otrzymał numer 22662.
W obozie włączył się do kilkudziesięcioosobowej grupy modlitewnej więźniów, zawiązanej w wielkiej dyskrecji, bo zewnętrzne przejawy religijności były tępione. W warunkach nieludzkiego traktowania i pracy ponad siły czerpał siłę z modlitwy i zawsze służył pomocą współwięźniom, szczególnie starszym i schorowanym. Korzystając z nieuwagi dozorców starał się wyręczać ich w obozowych obowiązkach.
Wskutek osłabienia Tadeusz trafił do obozowego “szpitala”, tzw. rewiru, i tam 7 sierpnia 1942 r. zmarł. Jego ciało spalono w obozowym krematorium. Beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r. w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-07f.php3

Tadeusz Dulny – błogosławiony męczennik

Alumn TADEUSZ DULNY

ur.9 sierpnia 1914 w Krzczonowicach

zginął śmiercią głodową 7 sierpnia1942 w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau

zaliczony do grona 108 męczenników z czasów II wojny światowej,

został beatyfikowany przez Papieża Jana Pawła II w Warszawie, dnia 13 czerwca 1999 r.

“Martyrologium Romanum” wspomina go w dniu 6 sierpnia, natomiast w Polsce wspomnienie wszystkich 108 męczenników przypada 12 czerwca.

 

Modlitwa do błogosławionego kleryka Tadeusza

“Wszechmogący, wieczny Boże, z Twoją pomocą błogosławiony kleryk Tadeusz, aż do śmierci walczył w obronie wiary, spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy z miłości ku Tobie cierpliwie znosili wszelkie przeciwności i ze wszystkich sił dążyli do Ciebie, bo Ty jesteś prawdziwym życiem. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen (źródło www.imiona.net.pl )

Życie i męczeństwo

Błogosławiony Tadeusz Dulny urodził się 8 sierpnia 1914 r. w Krzczonowicach, parafia Ćmielów, na terenie diecezji sandomierskiej. 9 sierpnia 1914 r. został ochrzczony w Kościele parafialnym w Ćmielowie. Rodzicami jego byli Jan Dulny i Antonina z domu Gruszka. Posiadał siedmioro rodzeństwa: 5 braci i 2 siostry. Na uformowanie się jego osobowości miał duży wpływ klimat domu rodzinnego, bowiem rodzice swoim przykładem i słowem wdrażali dzieci do praktyk religijnych, modlitwy, szacunku wobec drugiego człowieka, ofiarności, pracowitości. W pamięci dzieci utrwalili się oni jako ludzie wielkiej dobroci, ludzie modlitwy i ciężkiej pracy. Kosztem dużych wyrzeczeń całej rodziny, utrzymującej się z pracy na roli, całe rodzeństwo mogło podjąć naukę w różnych szkołach, z czego czworo na uczelniach wyższych.

Od dzieciństwa Tadeusz wyróżniał się licznymi zaletami charakteru, a zwłaszcza religijnością. Umiał godzić skromność, uprzejmość, nawet swojego rodzaju nieśmiałość, z poczuciem humoru, żywością charakteru i energią. To wszystko zaznaczyło się, gdy przebywał w domu rodzinnym w okresie szkoły powszechnej i średniej. Do gimnazjum  uczęszczał w Ostrowcu Św. Swoim zachowaniem, żarliwą pobożnością budował rówieśników. Tam też dojrzało w nim powołanie kapłańskie. Od tej decyzji nie odciągnął go fakt, że w tym czasie jego starszy brat Julian, został usunięty z seminarium w Sandomierzu po trzecim roku studiów. Tadeusz uzyskał w czerwcu 1935 r. świadectwo maturalne w liceum im. J.Chreptowicza w Ostrowcu Św., a jesienią wstąpił do Seminarium Duchownego we Włocławku.

Nie odznaczał się wybitniejszymi zdolnościami intelektualnymi. Te braki nadrabiał pracowitością. W  seminarium od samego początku uwidoczniło się jego dążenie do coraz intensywniejszej pracy nad swoim charakterem i nad powołaniem. Dzięki temu pośród kolegów zyskiwał prawdziwą przyjaźń, a u wychowawców opinię wzorowego alumna, który z całą gorliwością przygotowywał się do przyszłej pracy duszpasterskiej. Te walory miały się ukazać w całej pełni podczas próby, jaką dlań stanowiły więzienia i obozy hitlerowskie.

Tadeusz Dulny należał do tych alumnów, których w drodze do kapłaństwa nie zatrzymała nawet wojna. Jeszcze w czasie działań wojennych, we wrześniu, stawił się we Włocławku w nadziei, że będzie kontynuować naukę. Niestety, podzielił los swoich profesorów i kolegów. 7 listopada 1939 r. został wraz z nimi aresztowany. Do 16 stycznia 1940 r. przebywał  w więzieniu we Włocławku, a potem wraz z innymi został internowany w klasztorze w Lądzie. Miał możliwość wyjazdu do Generalnej Guberni, skąd pochodził, lecz z niej nie skorzystał. Wolał pozostać w warunkach internowania w nadziei, że to przybliża go do upragnionego kapłaństwa.

26 sierpnia 1940 r. został zabrany z Lądu i kilka dni póżniej  wraz z towarzyszami niedoli znalazł się w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Jednak ostatecznym celem poniewierki obozowej miał być obóz w Dachau, dokąd wywieziono go 15 grudnia 1940 r. Otrzymał numer obozowy 22662. Przydzielono go na blok nr 28. W sytuacji nieludzkiego poniżenia, pracy ponad siły, przy nieustannym zagrożeniu życia, z całą wyrazistością zaznaczyła się jego duchowość, cnoty, o czym dają jednozgodnie świadectwo ci, którzy wraz z nim byli w obozie. Odznaczał się zawsze pogodą ducha i optymizmem, czym wywierał zbawienny wpływ na innych. Ten duch radości miał swoje źródło w głębokiej wierze, ubogaconej modlitwą. Należał w obozie do kilkudziesięcioosobowej grupy modlitewnej więźniów, zawiązanej w wielkiej dyskrecji. W tej grupie więźniowie starali się wzajemnie umacniać duchowo poprzez wspólne modlitwy, medytacje, duchowe kierownictwo, posługę sakramentów, by na chrześcijański sposób przeżywać doświadczenie obozowe, chronić się przed zniechęceniem, upadkiem moralnym, nienawiścią wobec prześladowców, a jednocześnie przygotowywać się – jak ufano – do posługi po odzyskaniu niepodległości. Chociaż w obozie zabraniano zewnętrznych przejawów religijności, modlił się niekiedy półgłosem przy ciężkiej pracy. Szczególne nabożeństwo żywił do Matki Bożej.

Owocem tego zjednoczenia z Bogiem była ofiarna postawa w stosunku do towarzyszy niedoli, posunięta do granic heroizmu. Korzystając z nieuwagi dozorców starał się pomagać w pracy starszym i schorowanym kapłanom, wyręczać ich w zabójczych dla nich obozowych obowiązkach. W sytuacji permanentnego wygłodzenia, gdy więźniowie często wzajemnie wykradali sobie resztki odłożonego jedzenia, on wielokrotnie dzielił się z innymi tym, co udało mu się zdobyć, czy też skromną paczka żywnościową, jaką czasem nadesłano mu z domu rodzinnego. Niekiedy potrafił oddać słabszym od siebie swoją głodową porcje pożywienia. Głód, praca ponad siły spowodowały  wycieńczenie organizmu do tego stopnia, że osłabł z wyczerpania. Wkrótce po zaniesieniu go na rewir, zmarł 7 sierpnia 1942 r. Jeszcze w 1942 r. władze obozowe przesłały w paczce rzeczy alumna Tadeusza do najbliższej rodziny w Krzczonowicach z informacją o jego śmierci.

Współwięźniowie dali o nim takie świadectwo: “Alumn Tadeusz Dulny połowę swojej brukwianej zupy oddał temu, którego życie uważał za cenniejsze od swego. Wzniesienie się ponad potrzebę jedzenia, w czasie gdy głód skręcał bólem kiszki przez wiele dni, tygodni i miesięcy, było czynem niezwykłym, bohaterskim, który należy przekazać potomnym. Takim był Tadeusz Dulny, chłopiec któremu słońce patrzyło z oczu. Potrafił on w najciemniejszej sytuacji dojrzeć jasny promień Miłosierdzia Bożego i wskazać go innym” ( W. Jacewicz , J. Woś ,Martyrologium )

ŚWIADECTWO

ks. Bp Franciszek Korszyński we wspomnieniach  “Jasne promienie w Dachau” tak pisze o Tadeuszu Dulnym

“W obozie śmierci nie przestał być sobą. Jego cnoty pielęgnowane i praktykowane dotychczas, teraz rozwinęły się wspaniale, wprowadzając go w krainę bohaterstwa. Jeszcze bardziej pogłębiła się i ożywiła jego pobożność oraz iście dziecięca ufność w Boga. Wprawdzie zabroniono nam wszystkich objawów religijności, ale alumn Dulny nie liczył się z tymi zakazami i modlił się dużo. Zwłaszcza przy pracach na plantacjach spędzał długie chwile w zjednoczeniu z Panem Bogiem i Matką Najświętszą, do której żywił szczególniejsze nabożeństwo od lat dziecięcych i młodocianych. Jakże się cieszył, gdy dzięki szczęśliwym okolicznościom, grupka, w której pracował, odmawiała wspólnie różaniec święty, śpiewała ulubione w Polsce  “Godzinki o Najświętszej  Maryi Pannie” i inne pieśni religijne.

Jego ufność w pomoc Bożą i opiekę Matki Bożej sprawiała, że ze spokojem i pogodą ducha znosił wszelkie braki obozowego życia, wszelkie prześladowania, wszelkie fizyczne i moralne cierpienia. Owszem, nawet innych pocieszał, dodawał im ducha słowem pełnym wiary i ufności, a zwłaszcza swoim przykładem. Było to jego niezamierzone, ale jakże zbawienne apostolstwo w stosunku do cierpiących współbraci. Dominantą wszakże jego życia, cechą charakterystyczna, która wybijała się już w życiu rodzinnym, gimnazjalnym i seminaryjnym, a która potem w Dachau doszła do heroizmu, była jego ofiarna miłość bliźniego, praktykowana w różny sposób. Nosiliśmy kotły z pożywieniem dla całego obozu. Wielu z nas z największym wysiłkiem zanosiło swój kocioł na wyznaczony blok. On, młody, przeto silniejszy, prędko z kolegą odnosił swój kocioł, po czym biegł, by pomóc słabszym, a gdy kapo nie wiedział, zastępował ich nawet całkowicie. Prawdziwą udręka dla starszych więźniów było słanie łóżka według przepisów obozowych, wydanych właśnie po to, by tę udrękę stwarzać. On, dzięki swej zręczności, prędko i dobrze budował swoje łóżko, a następnie w ukryciu przed okiem izbowego budował łóżka innym. Podobnie pomagał przy pracy, ale ta ofiarna miłość bliźniego okazywała się bodaj najwspanialej przez to, że dożywiał m.in. znanego i cenionego profesora Rosłańca. Robił to subtelnie i bardzo dyskretnie, jak to było w jego zwyczaju, ale nie ukryło się to przed oczyma kolegów, którzy mi o tym donieśli. Nie znając sprawy, zatrwożyłem się o życie drogiego mi alumna. Toteż raz odszukawszy go w masie wiezniów, pochwaliłem go za dobre serce, lecz wypowiedziałem zarazem cały swój o niego niepokój. Uśmiechnąwszy się przyznał, że dożywia ks. Prof. Rosłańca i jednocześnie prosi, bym był spokojny o niego, zapewniając, że czyni to bez uszczerbku dla siebie, że czuje się dobrze.

Nie zadowalając się takim ogólnikowym zapewnieniem, prosiłem, by mi wyjaśnił bardziej szczegółowo całą tę sprawę, abym istotnie mógł się uspokoić. Wtedy powiedział mi, że  należy do komanda śmieciarzy i że wspólnie z innymi więźniami wywozi śmieci nie tylko z całego obozu, ale i ze szpitala w mieście Dachau. W tym szpitalu są siostry zakonne, które dowiedziawszy się jakoś, że wśród owych więżniów śmieciarzy są polscy kapłani, z narażeniem się nawet na wielkie przykrości ze strony władz hitlerowskich, codziennie w śmieci szpitalne  wkładały dużą paczkę dobrze zawiniętych wiktuałów. Za miastem, gdy nikt nie widział, nasi śmieciarze zjadali wiktuały z wielkim smakiem, nie mogąc nic z nich przywieżć do obozu, gdyż przy bramie obozowej podlegali ścisłej rewizji. Po takim wyjaśnieniu zrozumiałem, że mógł swoją porcję obozową odstępować komuś innemu bez uszczerbku dla siebie. Spokojny o siebie, ponownie pochwaliłem i jego dobre serce, i tym samym zachęciłem go, by w dalszym ciągu tak szlachetnie służył ks. Profesorowi. Niestety o szczęściu śmieciarzy, wspaniałomyślnie i odważnie odżywianych przez zacne siostry szpitalne, dowiedzieli się jacyś spryciarze obozowi i postanowili dostać się do komanda śmieciarzy, żeby zaznać tego samego szczęścia. Dokonali tego przez usunięcie z komanda cichego i potulnego alumna Dulnego i paru inych jemu podobnych. Wtedy z konieczności wrócił on do obozowej porcji, z której już nic nie mógł dawać ks. prof., bo i dla niego samego była ona zbyt  mała, niewystarczająca. Toteż mizerniał coraz bardziej, co stwierdzał każdy, kto się z nim stykał. Kiedyś przy sposobności mycia się w umywalni, a obowiązkowo myliśmy się do pasa, widziałem na nim skórę i kości. Niebawem z wyczerpania zemdlał na bloku w czasie przerwy obiadowej, o czym wspomniałem już nieco wyżej, a wtedy silniejsi koledzy zanieśli go do rewiru. Wtedy też po raz ostatni widziałem go w tym życiu. Widziałem jego zwisające ręce i nogi, chwiejącą się głowę, uśmiechniętą twarz, pogodne, jasne oczy. Wkrótce przyszła na nasz blok smutna wiadomość, że alumn Tadeusz Dulny nie żyje. Zgasło to młode życie, ale pamięć o nim zgasnąć nie powinna, bo było ono święte, pełne chrześcijańskiej miłości, stawało w rażącej, a dla nas tak chlubnej, sprzeczności z neo pogańską nienawiścią hitlerowską, potępiało jej zbrodnie, swoim zaś, cierpiącym więżniom, dawało przykład heroicznej cnoty.

Wiemy, jak każdy człowiek  z natury przywiązany jest do życia. Widziało się to zwłaszcza w obozie, gdy niektórzy młodzi i zdrowi zręcznie uchylali się od cięższych i bardziej  wyniszczających robót, kazali spełniać je innym, zwłaszcza starszym twierdząc, że oni już się nażyli. Jakże inaczej myślał i postępował nasz kochany alumn Tadeusz Dulny. Będąc w kwiecie wieku, miał bowiem zaledwie 28 lat, nie myślał, że ks. prof. Rosłaniec już się nażył; przeciwnie, pragnął by dla Kościoła i Polski żył on jeszcze długie lata i dlatego ratował go, jak mógł. Wprawdzie nie uratował go, ale dał przykład heroicznej cnoty. Toteż sprawdziły się na nim  słowa Zbawiciela: “Większej nad tę miłość nikt nie ma, aby kto duszę swą ( życie swoje) położył za przyjaciół swoich” ( J 16 , 13 ).

Gdy myślę, że ten tak bardzo obiecujący alumn zginą l prawie na progu kapłaństwa, o którym marzył  przez wiele lat, do którego dążył wytrwale poprzez trud i cierpienie, ból wypełnia  mą duszę, ale jednocześnie doznaję uczucia dumy i radości, że ten nasz ukochany wychowanek oddał swe życie na ołtarzu Boga, Kościoła i Polski, że przeto umarł za największą sprawę, upodabniając się do Tego, o którym mówimy w każdej Mszy św., że jest  “Hostia pura, hostia sancta, hostia immaculata – ofiarą czystą, świętą i niepokalaną”. Ufam też, że na jego śmierci, jak również na śmierci innych alumnów i tysięcy kapłanów sprawdzają się i sprawdzać się będą słowa Tertuliana: “Sanguis martyrum – semen christianorum”, że ta śmierć, w Bożych wyrokach, stała się posiewem powołań kapłańskich, które Pan Jezus tak licznie budzi za dni naszych w duszach młodzieży i jak ufać możemy, nadal budzić będzie. Uważam wreszcie, że że życie i śmierć alumna Tadeusza Dulnego, a zwłaszcza jego czynna, ofiarna, a nawet heroiczna miłośc bliźniego, będą dla następnych pokoleń kleryków  i kapłanów wzniosłym i skutecznym przykładem, na którym wzorować się będą, by oddawszy się na wyłączną służbę Chrystusowi Panu w kapłaństwie, ofiarnie żyć pracować i cierpieć dla dusz Jego krwią odkupionych” (źródło www.cmielów.sandomierz.opoka.org.pl)

http://www.krzczonowice.pl/index.php?id=ii_wo963_tadeu793

Ponadto dziś także w Martyrologium:

Św. Klaudii. Wymienił ją św. Paweł (2 Tm 4, 21). Nic innego o niej nie wiemy. Mimo to kojarzono ją to z Prudensem, to znów z królem bretońskim Kogidubusem, a nawet dopatrywano się w niej żony Poncjusza Piłata. Nie posiadamy żadnych podstaw do przyjęcia tych przypuszczeń.

oraz:

św. Domecjusza, mnicha i męczennika (+ IV w.); św. Donata, biskupa Nikomedii (+ 362); św. Wiktrycjusza, biskupa Rouen (+ 407); bł. Wincentego, zakonnika (+ 1504)

Wiara i krew. Wielka księga męczenników XX wieku

autor: Marti i James Hefley

Ponad 100 mln. chrześcijan poniosło męczeńską śmierć w ciągu ostatniego stulecia. To więcej niż we wszystkich innych okresach historii Kościoła. Niektóre z opowieści o męczennikach są powszechnie znane, np. historia o. Kolbe czy ks. Popiełuszki, jednak o wielu rzadko się mówi, chociaż są podobnie dramatyczne i poruszające. Poczynając od opisów tortur stosowanych za Żelazną Kurtyną po masakry w krajach Afryki.

Wydawnictwo M – 2007 r. Stron 596

 

O autorze: Judyta