Duopol powstał na skutek układu z Magdalenki pomiędzy służbami PRL a tzw. demokratyczną opozycją, częściowo uznaną przez te same służby. Układ ten został następnie potwierdzony podczas obrad Okrągłego Stołu. Układy te były wykonaniem planów, przedstawionych generałowi Jaruzelskiemu przez Davida Rockefellera w Nowym Jorku w 1985 r, a plany te dotyczyły kolejnej fazy budowy państwa światowego. Okrągły Stół, rok 1989 i rozpad ZSRR nie były więc oddolną społeczną inicjatywą, lecz koronkową robotą służb, chociaż czynnik społeczny był niezbędny.
−∗−

Obraz tytułowy: nic dodać, nic ująć. LINK
Koniec PO-PiS-u, część pierwsza
Adresuję niniejszy tekst do wszystkich chcących być Polakami, którym drogie jest własne, niepodległe państwo, którzy chcą żyć jako ludzie wolni, gospodarze swej ziemi. Tekst podzieliłem na dwie części, proszę więc przeczytać kolejno obydwie. Oto część pierwsza.
Noc wyborów
Emocje wyborcze już za nami, teraz emocje powyborcze. Polska wkroczyła w scenariusz rodem z filmów Alfreda Hitchcocka – zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie zaczyna wzrastać. Trzęsieniem ziemi była noc wyborów, a teraz przeżywamy wzrost napięcia, związanego z losem rządu uśmiechniętej koalicji, przy czym uśmiech okazał się makijażem, spod którego jawnie już wydobył się grymas wściekłej pogardy, wcześniej triumfującej, dziś trwożliwej. Noc wyborów była o tyle niezwykła, że zaskoczyła wszystkich, a triumfujący wygrani rychło okazali się zdumionymi przegranymi. Zaczęło się chwilę po 21, od ogłoszenia wyników sondażowych exit poll, które wskazały na przewagę Rafała Trzaskowskiego, bardzo jednak niewielką, wynoszącą zaledwie 0,6%. Zdrowy rozsądek i doświadczenie powinny wskazać sztabowi i zwolennikom Trzaskowskiego, żeby nie cieszyć się przedwcześnie, lecz by poczekać na pełniejsze wyniki. Nieraz bowiem zdarzało, się, że ostateczny rezultat głosowania znacząco różnił się od sondaży, a różnica z godz. 21 mieściła się w granicach błędu statystycznego. Wyniki exit poll należało więc traktować bardzo poglądowo, a nie przesądzająco.
Tymczasem od razu po ogłoszeniu tych wieści w sztabie Trzaskowski ogłosił z triumfem: „wygraliśmy”, a jego sztab i zwolenników ogarnęła euforia. Politycy koalicji triumfalnie zaczęli już planować rozszerzenie swojej władzy. Nowy (jakoby) prezydent ogłosił również pierwszą damę. W jego podziękowaniach wymienieni zostali wszyscy, poza premierem Tuskiem. Przeoczenie czy zamysł – trudno powiedzieć, stawiam na to drugie. Siedziba sztabu Trzaskowskiego stała się miejscem frenetycznej radości. W pewnym momencie jednak główny bohater, który wcześniej sam siebie ogłosił Prezydentem RP, opuścił imprezę i w otoczeniu najbliższych współpracowników i ochrony wsiadł do limuzyny i odjechał w mrok.
Niedługo potem nastąpił gwałtowny zwrot sytuacji. Około 23 ogłoszono bardziej precyzyjne wyniki late poll, które wskazały na wynik odwrotny – przewaga Karola Nawrockiego wyniosła 1,4%. Zwolennicy Trzaskowskiego przeżyli wstrząs, emocjonalny rollercoaster – w jednej chwili przeszli od euforii do rozpaczy. Zwolennicy Nawrockiego nie musieli przechodzić aż takich emocji, ich kandydat wykazał bowiem więcej wstrzemięźliwości o 21. Lewostronni pogrążyli się w szoku zdumionej rozpaczy, prawostronni zaś w uldze spokojnej satysfakcji. Bardzo ciekawe jest, skąd wzięła się taka pewność siebie Trzaskowskiego, pomimo wątpliwej i niepewnej przewagi. Z pewnością na tą reakcję wpłynęło osobiste wyposażenie mentalne, oparte na pysze i urojeniu wyższości, to jednak za mało, by wytłumaczyć wpadkę i wstyd na całą Europę. Być może wiedziano tam, że oficjalny wynik będzie pewny, niezależnie od faktycznie oddanych głosów. Być może liczono na realny cud nad urną lub na wariant rumuński. Nic takiego jednak się nie stało. Cuda owszem, były, za małe jednak, aby przełamać siłę polskiej ofensywy „byle nie Trzaskowski”. W poniedziałek rano Ursula von der Leyen pogratulowała wyboru Karolowi Trzaskowskiemu, również reakcje zachodniej prasy były dość stonowane. Europa nie zagrzmiała głosem oburzenia, nie wezwano do wyzwolenia Polski od faszyzmu, populizmu i rosyjskich wpływów. Był to wyraźny sygnał dla uśmiechniętej, a raczej wyszczerzonej władzy – nie róbcie numerów, bo wam nie pomożemy. To jednak rodzi dalsze pytania – dlaczego unijna kamaryla tak łatwo zaakceptowała swoją porażkę w Polsce? Dlaczego nie zrobiła tego, co w Rumunii? Zapowiadała się przecież zacięta walka o rząd nad Polską i wykorzystanie wszystkich dostępnych środków, byle skutecznych. Żeby to zrozumieć, trzeba spojrzeć na panoramę stosunków i procesów międzynarodowych współczesnego świata.
Zobacz też:
Theatrum mundi
Teatr świata to topos, czyli figura retoryczna o silnej argumentacji, pozwalająca wytłumaczyć złożoność świata. Oznacza determinizm stosunków międzyludzkich, więc także politycznych. Zbieżna z pogańskim fatalizmem, z którego się wywodzi, który tłumaczy ludzkie życie jako igraszkę bogów, grę aktorów na scenie greckiego teatru. Przeciwny jest pogląd katolicki, który zakłada, że pewne sytuacje są od człowieka niezależne, posiada on jednak wolna wolę i wpływ na życie swoje i innych. Powinien więc go używać, aby dążyć do społecznego panowania Chrystusa na ziemi, nawet, jeśli to nie będzie możliwe za jego życia. Świat istnieje, bo Bóg go stworzył, i w każdej chwili podtrzymuje w istnieniu i działaniu. Wszystko, co w świecie przesądzone, jest takie z woli Bożej, wszystko, co nie przesądzone, zależy od ludzi, którzy mają własną duszę, wolną wolę i wolny wybór dobra lub zła. W nauce katolickiej nie ma więc determinizmu w relacjach politycznych, a teatr świata nie ma ścisłego scenariusza, jest raczej performansem, w którym nie wiadomo do końca, co się wydarzy, i jakie będzie miało skutki. Wielu natomiast współczesnych ludzi, nawet tych, którym lewacki zamordyzm nie w smak, pogodziło się z nim na tyle, że poza werbalnym narzekaniem nie robi niczego więcej, by wydobyć się z tego. Robią tak dlatego, gdyż uwierzyli, że w teatrze świata można być jedynie widzem, który z wygodnej widowni komentuje grę scenicznych aktorów. Widz tłumaczy więc sobie, że od widowni nie zależy nic z tego, co odgrywa się na scenie. Ci jednak są w błędzie, reżyser teatru świata jest bowiem spoza teatru i każdemu przeznaczył rolę w performansie, nawet widzom. W theatrum mundi widzowie również są aktorami znaczącymi, i to od nich najbardziej zależy, jaką sztukę grają aktorzy. Tyle, że widzowie tej swojej roli wiodącej przyjąć nie chcą, wolą innych nią obarczać, i trojakie zwykle są temu powody: gnuśność, tchórzostwo i obciążenie własnych grzechów.
Światowa reżyseria
Wyjaśnienie teatru świata było niezbędne, aby pojąć sztukę, jaka akurat idzie na scenie. Główny jej wątek stanowi próba budowy państwa światowego, obejmującego całą ludność i wszystkie obszary, a także zasoby, moce produkcyjne, środki i sieci komunikacji i wymiany. Państwo światowe ma być zarządzane przez jedną władzę i zarządzać wszystkimi procesami, dotyczącymi ludzi, włącznie ze sprawami najbardziej prywatnymi, jak relacje międzyludzkie, małżeństwa, płodność, prokreacja, wychowanie dzieci. Aby powstało państwo światowe, muszą zniknąć państwa narodowe, a narody zatracić swoją tożsamość, a potem ulec wymieszaniu w globalnym tyglu. Kluczowe znaczenie mają cztery obszary: USA, Rosja, Chiny i Europa. Gdyby udało się przejąć jednej władzy kontrolę nad Rosja, Chinami i Europą, w ręce globalnej władzy dostałaby się cała Eurazja i Afryka. Gdyby do tego dołączyć USA, praktycznie cały świat zostałby połączony w jedną całość. Ujednolicenie wszystkiego i masowa wymiana ludności byłaby tylko kwestią czasu.
Plan państwa światowego realizowany jest bez przerwy od XVII w. W jego ramach stworzono państwo amerykańskie, z myślą wykorzystania go jako światowego hegemona. Ta sama myśl przyświecała rewolucjom komunistycznym w Rosji i Chinach, obu wojnom światowym oraz integracji europejskiej pod kryptonimem Unia Europejska. Nie będzie państwa światowego, jeśli państwa narodowe UE nie połączą się w jeden byt polityczny, a narody europejskich chrześcijan nie znikną, roztopione w powodzi przesiedleńców ze Wschodu i Globalnego Południa. Projekt globalny jednak zgrzytnął, zadymił i się zaciął. Najpierw odłączyły się Chiny, około 2008 r. Potem zaczęła wymykać się Rosja, więc żeby ją zdyscyplinować, uruchomiono aktywa ukraińskie. Najpierw dokonano przewrotu w Kijowie, aby wprowadzić posłuszny Zachodowi rząd, a potem sprowokowano Rosję do ataku militarnego, najpierw w roku 2014, potem w 2022. Specjalna Operacja Wojskowa w lutym 2022 r. była bardzo na rękę globalistom, przykryła bowiem wielki skandal, jaki nabrzmiewał, związany z oszustwem pandemicznym, do którego wciągnięto większość rządów, pod nadzorem ONZ, WHO i UE. Operacja pandemiczna pozwoliła na potężne zadłużenie rządów i państw, zniszczenie i uzależnienie gospodarek narodowych, likwidację prywatnej działalności gospodarczej, przeniesieni części życia społecznego do kontrolowanej przestrzeni wirtualnej, zebranie ogromu metadanych o ludziach, wprowadzenia wielu destrukcyjnych programów infrastrukturalnych, szkodzących narodom i ich państwom, np. KPO, wykonanie na masach ludzi eksperymentu socjotechnicznego i medycznego, ograniczenie wolność słowa, wprowadzenie wielkiej inflacji, zarobienie kroci na szczepionkach, skłócenie wewnętrznie narodów, zastraszenie dużej części ludzkości. Operacja pandemiczna miała jednak poważną wadę dla swoich autorów: zdemaskowała ich samych, ich dążenia i metody działań. Gdy wrzenie zaczęło się podnosić, grożąc obaleniem zdradzieckich rządów, czego symbolem była Kanada, rozładowaniem napięcia i gwałtowną zmianą tematu stała się wojna na Ukrainie. Powtórzono standardowe działania, znane z pandemii: ograniczenie wolności słowa, inflacja, nowe szkodliwe projekty polityczno-ekonomiczno-społeczne, skłócenie wewnątrz narodów i między narodami, zastraszenie, zadłużenie, niszczenie gospodarek państw europejskich i Rosji. Wojna ukraińska w stosunku do pandemii ma zasięg ograniczony, skierowany w pierwszym rzędzie na Europę i Rosję, w drugim – na Chiny. Jeśli chodzi o Rosję, cel wojny jest jasny: obarczyć pełną odpowiedzialnością za jej rozpoczęcie, oskarżyć o zbrodnie wojenne na ludności cywilnej, poparte dowodami, dostarczonymi przez Ukraińców, bez możliwości weryfikacji przez międzynarodową komisję. Następnie odizolowanie Rosji od świata, oraz ścisłe uzależnienie Europy od amerykańskiej potęgi militarnej, materiałowej i finansowej. Wojna przyniosła globalistom jeszcze inne korzyści: wypróbowanie nowych technik i taktyk wojskowych, pogłębienie uzależnienia Ukrainy od Zachodu, pobudzenie nienawiści i wrogości, wytracenie dużej ilości białych chrześcijan, przesiedlenie dużej ilości Ukraińców na Zachód, szczególnie do Polski, wyludnienie państwa ukraińskiego. Szczególnie dużą rolę odgrywa wojna ukraińska wobec Polski: zniszczenie polskiego rolnictwa, rozbrojenie armii, obciążenie daninami, kosztami i długami na rzecz Ukrainy, zmiana składu etnicznego Polski, zaburzenie porządku wewnętrznego. Eskalacji działań wojennych towarzyszyła medialna wrzawa, która na ponad trzy lata uniemożliwiła racjonalną dyskusję o sytuacji międzynarodowej Polski, wszystko bowiem kończyło się zdaniem: „Rosja zła, Putin zbrodniarz, trzeba pomagać Ukrainie”. Potrzeba było trzech lat, aby Polacy spostrzegli się, że sprowadzili do siebie wielkie ilości obcych, skonfliktowali się z mocarstwem atomowym, rozbroili armię, wydali krocie, a w zamian nie tylko nie mają mniej bezpieczeństwa, ale jeszcze dostają pogardę i wrogie gesty zarówno od władz, jak i obywateli Ukrainy. Zaiste, Polska wyszła na Ukrainie jak Zabłocki na mydle. Jednak obydwie strony politycznego sporu w Polsce – KO i PiS były w tej kwestii zgodne, tak samo, jak i w innych, kluczowych dla UE kwestiach: pandemii, zielonego ładu, inkluzji. Różniły się tylko co do imigracji, ale nie co do ilości, lecz kierunku. KO bowiem chce imigrantów z globalnego Południa via Niemcy, a PiS-owi wystarczały Ukraińscy w milionach i sprowadzani z Azji pracownicy w tysiącach.
Państwa UE, a Polska w szczególności zaszachowane zostały wojną i Rosją. Stało się to niezbędne nie tylko z powodu pandemicznego oszustwa, ale również, aby odwrócić uwagę od innych zabójczych dla Europy strategii: zielony ład, umowa MERCOSUR, imigracja, likwidacja wolności słowa, federalizacja, likwidacja demokracji, zamordyzm, czyli wszystko, co wchodzi w skład polityki likwidacyjnej narodów. To wszystko zaczęło bardzo uwierać nie tyle rządy, ile rdzenną ludność Europy. Zaczęło się niezadowolenie i wzmocnienie ruchów odśrodkowych, nazywanych przez unijną kamarylę „faszyzmem”, „populizmem”, „skrajną prawicą”, „ekstremizmem”, „rosyjską dezinformacją”. Wojna i zagrożenie jej eskalacją zadziałały bardzo dobrze na sytych, gnuśnych, zepsutych, sparaliżowanych strachem Europejczyków. Dobrze oznacza tu, że stali się potulni i nie podejmują rozprawy ze zdradliwymi rządami i elitami. Wojna stała się więc głównym spoiwem UE, trzeszczącej w szwach i upadającej ekonomicznie. Pozostałe strachy: pandemia, płonąca planeta, patriarchat stały się już nieskuteczne. Zagrożenie wojną ze strony Rosji jest ostatnią nadzieją Unii, a żeby to zagrożenie było realne, Unia potrzebuje, aby wojna trwała. Poczesne miejsce w unijnej i wojennej układance zajmuje Polska, ze względu na swoje strategiczne położenie, zasoby naturalne i ludzkie, potencjał gospodarczy, militarny, kulturowy i polityczny. Bez posłusznej Polski nie będzie możliwe prowadzenie wojny na Ukrainie, ta bowiem bez zachodniego wsparcia musiałaby skapitulować w ciągu kilku tygodni. Dla unijnej kamaryli jest sprawą żywotną, aby w Warszawie osadzony był rząd potulny wobec UE.
Do niedawna polityka zachodnia była spójna, to znaczy USA i UE prowadziły tą samą linię, po wektorze, prowadzącym do państwa światowego, przy czym to USA były partnerem głównym, a UE – pomocniczym. Wszystko zmieniło się, gdy pod koniec 2024 r. wybory wygrał Donald Trump. Po objęciu urzędu w stycznia 2025 r. nowy prezydent gwałtownie zaczął wycofywać USA z projektu globalnego, co było szokiem dla lewicowo-liberalnych elit. Grupa zarządzająca budową państwa światowego chcąc nie chcąc musiała przenieść się do Europy, i teraz krąży gdzieś między Londynem (City), Bazyleą (Bank Rozrachunków Międzynarodowych), Brukselą (UE, NATO), Paryżem (Macron, Wielki Wschód) i Berlinem (Reich). Trump jest wyrazem poglądów większości Amerykanów oraz części elit, tzw. deep state. Ludzie ci pojęli, że dalsze pozostawanie w projekcie globalnym grozi upadkiem nie tylko gospodarki, ale wręcz państwa. USA poszły więc poszła więc tą samą drogą, którą wcześniej Chiny i Rosja – budowy własnego imperium. Dla USA oznacza to zawładnięcie sferą atlantycką, zakończenie wojny na Ukrainie i współpraca z Rosją.
Odpowiedzią UE na amerykańską rewolucję jest projekt Europejskiej Unii Obronnej (EUO), czyli federalnego państwa, złożonego z UE i Wielkiej Brytanii. Ukraina traktowana jest jako dominium, wykorzystywane w charakterze narzędzia do prowadzenie wojny i polityki oraz źródło zasobów. EUO oznacza totalną federalizację całej UE i likwidację niepodległości państw członkowskich. Oczywiście UE nie rezygnuje z zielonego ładu, migracji i gender, a wszystkie potrzeby zamierza pokrywać z dwóch źródeł: ograbienia narodów oraz zaciągnięcia nowych, ogromnych długów, obciążających narody. Projekt federalizacji pod pretekstem obrony zawiera także likwidację wolności słowa, demokracji, praw obywatelskich. Oznacza też wchłonięcie wszystkich narodowych systemów edukacji i złączenia w jeden Europejski Obszar Edukacji. Ma on nie tylko pozbawić narody wiedzy i wyprać umysły, ale też zarządzać całą ludnością poprzez dzieci i rodziny. Dla Polski pozostawanie w UE jest więc śmiertelnym zagrożeniem w każdym aspekcie, łącznie z wojennym. Dla kamaryli nie będzie żadnym problemem urządzić na ziemiach Polski strefy zgniotu, jeśli tylko będzie to się opłacało UE.
To są główne powody, dla których Polska jest tak ważna w rachubach UE i USA. Obecnie obie te siły prowadzą politykę sprzeczną. Polityka USA jest znacznie mniej szkodliwa dla Polski, a w sprzyjających okolicznościach może przynieść Polsce korzyści, jeśli tylko władze w Warszawie będą chciały i potrafiły te szanse wykorzystać. Dla UE utrata kontroli nad Polską może okazać się katastrofą, rozbije bowiem nie tylko spoistość terytorialną, ale też uderzy w wojenną narrację Brukseli. Warszawa proamerykańska będzie bowiem realizowała zalecenia USA, które dążą do wygaszenia konfliktu ukraińskiego. Powodem tego dążenia są nie tylko wielkie koszty i plany geopolityczne, ale także potencjalna wojna na Bliskim Wschodzie, do której USA są pchane przez pewne niewielkie państwo. Jak wielka jest waga utrzymania swoich rządów w państwach członkowskich przez UE, mogą świadczyć przykłady rażącego złamania prawa i wszelkich cywilizowanych zasad we Francji i Rumunii. We Francji odebrano prawo wyborcze prześladowanej Marie Le Pen, w Rumunii najpierw unieważniono wybory prezydenckie, a potem urządzono kolejne i obsadzono drugą turę. W Niemczech zaś trwają próby delegalizacji AfD. Wszędzie, gdzie unijna kamaryla broni swego, używa przejętych przez swoją agenturę systemów stanowienia i stosowania prawa państw członkowskich przeciwko ich narodom i samym państwom.
Wygrana Trzaskowskiego oznaczałaby głębokie wpadnięcie Polski do unijnego lochu. Rozpętałyby się wszystkie siły lewackie i diabelskie, opętane czarownice z wściekłą radością urządziłyby nad Polską swój sabat, wszelkie siły wrogie Polsce ruszyłyby jak Kolumny Piekielne w Wandei niszczyć i grabić wszystko, co polskie. Władza stałaby się jeszcze bardziej potulna wobec UE i jeszcze bardziej wroga wobec Polaków. Największym wrogiem obywateli polskich nie byłaby wcale Moskwa, lecz Warszawa, okupowana przez wzmocnioną, uśmiechniętą władzę. Natomiast wygrana Nawrockiego oznacza, że uśmiechnięta władza została bardzo osłabiona i zagrożona przez siły narodowe, co zapewne doprowadzi do jej rozpadu i upadku. Polska z niewolnicy unijnej ma szansę na powrót stać się graczem na globalnej szachownicy, aktorem teatru świata. Z pewnością globalno-unijna kamaryla zdaje sobie z tego sprawę, a jednak nie chce wprost unieważniać wyborów. Z całą pewnością wielką rolę gra tu nacisk USA na UE. Europa bez osłony wojskowej Stanów nie jest ani samodzielna, ani odporna, i długo jeszcze nie będzie. Stawka jest jednak zbyt wysoka, aby UE mogła poddać się tak łatwo. Być może istnieje coś, co daje kamaryli nadzieję na utrzymanie wpływów w Polsce. Nadzieja ta polega na utrzymanie duopolu dialektycznej, naprzemiennej władzy formalnych wrogów, w istocie sojuszników, łączonych niewielka partyjką jako języczek u wagi. Obecnie duopol tworzą KO i PiS, a języczek u wagi – Trzecia Droga, złożona z PSL i Polski 2050.
______________
Koniec PO-PiS-u, część pierwsza, Bartosz Kopczyński, 9 czerwca 2025
◊◊◊

Obraz tytułowy: nic dodać, nic ująć. LINK
Koniec PO-PiS-u, część druga
Adresuję niniejszy tekst do wszystkich chcących być Polakami, którym drogie jest własne, niepodległe państwo, którzy chcą żyć jako ludzie wolni, gospodarze swej ziemi. Tekst podzieliłem na dwie części, proszę więc przeczytać kolejno obydwie. Oto część druga.
Strażnicy duopolu
Duopol powstał na skutek układu z Magdalenki pomiędzy służbami PRL a tzw. demokratyczną opozycją, częściowo uznaną przez te same służby. Układ ten został następnie potwierdzony podczas obrad Okrągłego Stołu. Układy te były wykonaniem planów, przedstawionych generałowi Jaruzelskiemu przez Davida Rockefellera w Nowym Jorku w 1985 r, a plany te dotyczyły kolejnej fazy budowy państwa światowego. Okrągły Stół, rok 1989 i rozpad ZSRR nie były więc oddolną społeczną inicjatywą, lecz koronkową robotą służb, chociaż czynnik społeczny był niezbędny. Chodziło przede wszystkim o to, aby narody w momencie kontrolowanego przełomu zachowały się zgodnie z planem, i aby ta zgodność zachowań trwała dalej, aż do federalizacji Europy. W tym celu scena polityczna państw postsowieckich została starannie zaplanowana według wzorców dialektycznych: dwie wrogie partie równoważne, skupiające elektorat, podzielony na pół, skłócany za pomocą mediów (należących do zagranicy), polityków, celebrytów, zewnętrznych rządów i instytucji. Pomiędzy dwiema głównymi partiami kilka tzw. przystawek, nie mogących rządzić samemu, tylko zawsze w symbiozie z większym, będących jednak tzw. języczkiem u wagi, niezbędnym dużemu do większości parlamentarnej. W takim układzie nikt nie może samodzielnie rządzić, tym bardziej, że konstytucja jest skonstruowana tak, aby generować konflikty na linii rząd – prezydent. Każda duża partia potrzebuje przystawek, musi więc je przekupywać. Jednocześnie potrzebuje drugiej dużej partii, pozostającej zarazem we wrogości i symbiozie. Jedna drugiej nie może pokonać, tym bardziej, że każda jest w jakiś sposób wspierana przez zagranicę. Obydwie zainteresowane są w trwaniu tego układu, on bowiem zapewnia jednej i drugiej partii na przemian rząd i opozycję. Obie zwalczają wszelkie konkurencyjne siły polityczne, mogące im zagrozić, zezwalając co najwyżej na rolę posłusznych przystawek, za cenę dostępu ich liderów do stanowisk i pieniędzy. Jest to więc układ oparty na korupcji i prostytucji – zwykłej i politycznej. W takim układzie żadna siła w kraju nie może uzyskać przewagi, zawsze musi się układać i rezygnować ze swoich postulatów. Z łatwością też rozgrywana jest przez siły zewnętrzne i nakłaniana lub zmuszana do zdrady interesów narodowych. Żadna partia nie jest też w stanie przełamać duopolu, pociągnąć za sobą większości narodu i odzyskać niepodległości. Nawet, jeśli ich liderzy szli do polityki ze szczerymi intencjami, prędko są przejmowani przez układ, i albo się dopasowują, albo są usuwani, w skrajnym przypadku niszczeni. Wyborcy nie widzą tego, ponieważ ich uwaga jest rozpraszana i odwracana, a prawda jest przykrywana dwiema wersjami fałszu. Służą do tego media, należące do sił obcych, zwykle wrogich.
Czytaj też:
W Polsce po okresie pierwotnego chaosu, zgodnie z masońską zasadą ordo ab chao – porządek z chaosu wyklarował się pierwszy duopol. Stanowiły go ugrupowania postsolidarnościowe rywalizujące z postkomunistycznymi. Układ ten dokonał częściowego przejęcia i zniszczenia polskiej gospodarki, zainfekował Polaków pedagogiką wstydu, wprowadził stałą „wojnę na górze”, która przeniosła się na „wojnę na dole”, i przygotował Polskę do wejścia do formalnych struktur Zachodu: NATO i UE. Gdy układ się zużył, powstał drugi duopol, złożony z obecnych PO i PiS. Stałą przystawką jest PSL, obecnie skojarzona z sezonową produkcją Polska 2050. Drugi duopol wepchnął państwo i naród głębiej w paszczę unijnego Lewiatana, dokończył dzieło tzw. transformacji gospodarczej, przeprowadził Polskę przez pandemię i wojnę ukraińską w interesie sił unijno-globalnych, wprowadził do Polski destrukcyjne strategie strukturalne UE: zielony ład, likwidacja własnej energetyki, likwidacja własnej gospodarki, imigracja, inkluzja, KPO, zadłużenie, skłócenie ze wszystkimi sąsiadami, wasalność wobec Niemiec, podległość Ukrainie. Podstawowe komponenty duopolu to PO i PiS. Obie kontynuują tradycje, dzielące naród polski już w Międzywojniu. Jest między nimi pewna zasadnicza różnica. PO kontynuuje tradycje lewicy międzynarodowej, głównie komunistów, która przed wojną dążyła do zjednoczenia wszystkich krajów pod świetlistym przewodem ZSRR. Obecnie to samo zjednoczenie ma się odbyć pod skrzydłami UE. PiS kontynuuje tradycje przedwojennych socjalistów-etatystów, czyli sanację, jednak wyraźnie niepodległościową. Obecny PSL, chociaż nazwą nawiązuje do ruchu chłopskiego Witosa i Mikołajczyka, kontynuuje raczej tradycje ZSL. Obie główne partie duopolu stale głoszą potrzebę naprawy Polski po rządach poprzedników. Przejęcie władzy przez PiS w roku 2015 było okraszone hasłem „wstawania z kolan”, czyli uwspółcześnioną sanacją, czyli uzdrowieniem Polski. Podobnie rządy KO i przystawek ogłosiły pod koniec 2023 roku, że sprzątają Polskę po PiS-sie, co stanowi kolejną sanację. Każdy taki przełom w wykonaniu tych partii jest pogłębieniem zależności od UE i utratą kolejnych zakresów suwerenności, co przykrywane jest medialną wrzawą i emocją.
Obie główne partie mają jednak różny elektorat, co determinuje to, co mogą. Wyborcy KO zasadniczo wolą suwerenność Unii w Polsce, niż Polski wobec Unii, dlatego akceptują znacznie większą rezygnację w niepodległości. Wyborcy PiS są zasadniczo patriotami, więc nie można pokazywać im wprost, że następuje wyprzedaż Polski, aby nie utracić ich poparcia. To powoduje, że likwidacja Polski w wykonaniu neosanacji następuje wolniej, a nawet wykonywane są pewne ruchy niepodległościowe. Nie zmienia to jednak głównego wektora likwidacyjnego. Wśród głównych ugrupowań politycznych w Polsce brakuje bardzo silnego bloku ideowego, czyli spadkobierców Narodowej Demokracji. Teoretycznie istnieją organizacje polityczne, nawiązujące do tej tradycji, nie stanowiły jednak dotąd istotnej siły. Częściowo spowodowane jest to brakiem zaplecza intelektualnego, ale ten problem dotyka akurat wszystkich partii. Nie muszą one tworzyć własnych idei, bo dostają gotowce z zewnątrz w postaci instrukcji praktycznego działania. Ugrupowania tożsamościowe są natomiast szczególnie tępione w zarodku, szczególnie przez obóz socjalistów, który bardzo stara się pozostać monopolistą na prawicy, i bardzo pilnuje, aby nie pojawiło się coś bardziej na prawo, a tym bardziej, aby nie pojawiło się coś narodowego. Dlatego socjaliści-etatyści używają obecnie retoryki konserwatywnej, narodowej, katolickiej, niepodległościowej, a jednocześnie socjalnej. Prawdziwe ruchy tożsamościowe są zaś rozpracowywane przez służby i neutralizowane, zanim urosną, zwykle poprzez podział i wewnętrzne kłótnie. Poza tym do niedawna nie było zainteresowania społecznego ideą narodową, Polakom bowiem wydawało się, że mają niepodległość i dobrobyt zagwarantowane przez UE i NATO. Dopiero niedawno zaczęli orientować się, że te organizacje gwarantują raczej coś odwrotnego.
Pocałunek śmierci
Po przegranych wyborach sytuacja rządzącej koalicji stała się bardzo trudna. Zdobyła władzę za pomocą zdalnie sterowanego Jagodna, którego główną zawartością umysłu było osiem gwiazdek. Dziś poparcie dla rządu i koalicji szoruje po dnie. Do niedawna mogli liczyć na wsparcie UE i byli niemal pewni, że będą mieli swojego prezydenta. W krótkim czasie okazało się, że nie mają prezydenta, Unia ich nie będzie bronić, a kanclerz Niemiec Friedrich Merz osobiście nie lubi premiera Tuska. W dodatku na skutek wyborów wiarygodność stracił Szymon Hołownia jako „prezydent promocyjny” (4,99% poparcia), oraz prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, bo związał się z takim koalicjantem. Wszyscy jawnie lub ukrycie oskarżają swojego lidera Donalda Tuska, do niedawna bohatera uśmiechniętej Polski. Koalicja została wystawione na próbę trwałości, na dzień 11 czerwca planowane jest głosowanie za votum zaufania dla rządu, a jednocześnie premier zapowiedział częściową rekonstrukcję. Jeśli obecny rząd upadnie, rozpadnie się koalicja rządząca, i wówczas blady strach padnie na jej polityków. Słusznie bowiem obawiają się rozliczeń tego, co robili przez 1,5 roku, a czego nie da się w żaden sposób obronić. Otoczenie rządu i koalicji stało się więc nieprzyjazne i niepewne, a jej rozpad będzie oznaczał przejście polityki polskiej do obozu amerykańskiego. To jednak będzie oznaczało wejście w politykę sprzeczną z polityką UE, której całe uzasadnienie zależy od tego, czy uda się jej utrzymać Polskę w swojej mocy. Jeśli jednak UE postanowiła poświęcić Tuska jak pionka, to na co, czy raczej na kogo może liczyć w tej sytuacji? Otóż wiele wskazuje na to, że UE może liczyć na najważniejszego sojusznika Donalda Tuska, a jest nim Jarosław Kaczyński.
Na zdumienie czytelników odpowiem dwoma prostymi argumentami. Po pierwsze, rozpad i upadek koalicji zniweczyłby układ, w którym grupa socjalistów czuje się świetnie, i który zapewnia stałość rządów. Po drugie, rozpad i upadek koalicji stworzyłby warunki, w których można by stawiać jej politykom zarzuty oficjalne, i byłoby bardzo duże ciśnienie dołów, aby rozprawić się z nimi zdecydowanie. Prezes nie mógłby powstrzymać rozliczeń, nie tracąc twarzy. W krótkim jednak czasie pojawiłyby się coraz mocniejsze żądania, aby rozliczeniami objąć też dwie poprzednie kadencje, a tego nie przetrzymaliby ludzie, wciąż zarządzający partią socjalistów. To jest wiarygodne tłumaczenie, dlaczego Prezes nie nawołuje do obalenia konkurencyjnej władzy, ale do sformowania tzw. rządu technicznego, złożonego z pozapolitycznych fachowców. Głównym adresatem tego wezwania są politycy obecnej koalicji. Głównie Trzeciej Drogi, czyli PSL i Polska 2025, a dopiero za nimi na nieoficjalnej liście zaproszonych znajduje się Konfederacja Mentzena. O Konfederacji Brauna jakoś się nie wspomina. Rząd techniczny to konstrukt, zakładający, że ministrami są ludzie, nie mający poparcia politycznego. Swój brak politycznego umocowania nadrabiają fachowością. W ustroju, gdzie wszystko jest rozpolitykowane, aby ministrami mogliby zostać fachowcy, wpierw trzeba zmienić ustrój i obyczaje, a zasadnicze kierunki polityki powinny znaleźć się poza bieżącą polityką i jej zmianami. Obecnie to niemożliwe.
Obecna propozycja prezesa stworzenia rządu technicznego ma swój precedens. Jest nim Pakt Stabilizacyjny, zawarty 19 stycznia 2006 roku między ówczesnym PiS-em a ówczesną Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną. Wcześniej wyborcom wydawało się naturalne, że PiS i PO zawiążą razem koalicję. Wcześniej bowiem głównym oponentem wobec prawicy było SLD i jej przystawki. PiS i PO były partiami wywodzącymi się z tego samego środowiska – z dawnej Solidarności. Na fali afery Rywina, która pogrążyła SLD i rozpoczęła zmierzch gwiazdy Michnika wydawało się, że zwycięski obóz prawicowy (PO tak się wtedy przedstawiała) wspólnie zbuduje silną władzę i nie dopuści więcej lewicy do władzy. Stało się jednak inaczej. Na skutek inicjatywy Tuska PO i PiS stały się zaciekłymi wrogami, dzieląc naród, który miał okazję się zjednoczyć. Pakt stabilizacyjny przetrwał do marca tego samego roku, a władza utrzymała się dwa lata. Po kolejnych wyborach wzmocniły się dwie główne partie duopolu, a pozasystemowe przystawki – LPR i Samoobrona zostały skonsumowane.
Dziś widać wyraźnie, że Prezes chce powtórzyć tamten manewr, z tą różnicą, że teraz znajduje się na pozycji wygranej. Nie chce jednak rozbijać układu władzy, bo ten gwarantuje mu stałość udziału w rządach. Dlatego dla Prezesa bardzo ważne jest odsunięcie obecnej większości od rządów i powtórny powrót. Nie chce jednak rozbijać istniejącego układu, a jedynie zmienić kierunek dziobania. Nawet jednak Prezes musi liczyć się z nastrojami mas, i być może zostanie zmuszony do przyłożenia ręki do rozpadu i upadku obecnej koalicji, a potem do przejęcia władzy i rozliczeń poprzedniej ekipy. Póki co, może jawić się jako mąż opatrznościowy, który odsunął od władzy tych złych, uratował Polskę przed Koalicją 13 grudnia, i nadal może szachować porządnych ludzi: nie wybierzecie nas, będą rządzić oni. Dokładnie to samo robi ze swoimi wyborcami koalicja lewicowa. Inicjatywa rządu technicznego jest pułapką. Jego efektywność byłaby znikoma, ponieważ, pomimo formalnej niezależności, ministrowie byliby pionkami, porywanymi przez ciągle i gwałtownie zmieniające się fale politycznych uniesień. Dla liderów mniejszych partii, zwabionych do rządu byłby to prawdopodobny koniec ich karier, a może nawet pocałunek śmierci. Wystarczy wspomnieć ówczesnych liderów opozycji – Romana Giertycha i Andrzeja Leppera. Obecni koalicjanci rządu technicznego mogą skończyć tak, jak oni. Polska mogłaby znów liczyć na festiwal służb, teczek, agentów Tomków, afer gruntowych, wzmocnionych przez jakiegoś kolejnego Pegasusa.
Mniejsze zło
Władza, sformowana przez Prezesa byłaby silna siłą starej kamaryli, sprawdzonej w politycznych bojach o duopol. Powróciliby ludzie afery podkarpackiej, zaangażowani wcześniej w to, co robił PiS podczas swoich dwóch kadencji. Sprawami Polski znów kierowaliby ludzie, którzy świetnie przygotowani są do odczytywania sygnałów od zewnętrznego hegemona. Polacy mogliby odłożyć na później marzenia o suwerennej polityce. Polska wciąż byłaby daleko do polityki sobie właściwej, czyli suwerennej i narodowej. Brak na to wśród ludzi kamaryli nie tylko wiedzy, ale też woli.
Mało jest prawdopodobne, że koalicja 13 grudnia rozpadnie się rychło, i powstanie rząd techniczny, prowadzony przez PiS. Członkowie koalicji za bardzo są zaangażowani, i trwanie tego rządu jest ich główną nadzieją. Jednak nawet mimo swoich ograniczeń rząd techniczny nadal byłby lepszy od obecnego pod każdym względem, jeśli więc byłaby szansa na jego powstanie, należałoby go poprzeć, nie wiążąc się koalicją. W ramach jego funkcjonowania należałoby dokładnie i codziennie śledzić jego poczynania, popierając tylko takie, które są dla Polski korzystne. I konsekwentnie żądać konsekwencji prawnych dla całego rządu uśmiechniętej koalicji. Łaska Prezesa byłaby bowiem nadzieją rezerwową dla tych polityków obecnej koalicji, którzy zdecydowaliby się zmienić front i przystąpić do rządu technicznego. Tam mogliby przeczekać jakiś czas, dopóki nie zostaliby skanibalizowani.
Moje rady kieruję głównie do liderów spoza duopolu, aby nie dali się pożreć i pochłonąć. Co do polityków duopolu, wszelkie ich wzajemne wyniszczenie jest obecnie wskazane, a to, czego należy w obecnej sytuacji żądać, to aby PiS rozliczył się z koalicją 13 grudnia, czyli by socjalistyczna połowa duopolu wykończyła lewicowo-liberalną. Jeśli bowiem będzie potężne ciśnienie dołów, na nic zda się asekuranctwo i próba ratowania duopolu. Ten zresztą jest już żywym trupem.
Koniec duopolu
Wszelkie próby ratowania duopolu mogą jeszcze podziałać jakiś czas, być może do końca obecnej kadencji. Od czasu tzw. „dobrej zmiany” zmieniło się jednak bardzo dużo. Wielu Polaków przekonało się, czym ona jest, i jak wygląda rzeczywisty patriotyzm socjalistów. Kamaryli może się wydawać, że Polacy w wyborach prezydenckich zagłosowali na nich, ale tak nie było. Polacy zagłosowali przeciw likwidacji Polski, i jednocześnie przeciw duopolowi. Strażnicy duopolu wciąż tego nie rozumieją, dlatego znów zobaczyliśmy długi nos Pinokia. Oni myślą, że przy ogniu triumfu wyborów prezydenckich chyłkiem wrócą do tego, co było, a Polacy przywitają ich jako wyzwolicieli i dalej pozwolą uprawiać politykę pozorną, skrywającą pod pięknymi hasłami działania dokładnie przeciwne. Ale to już się nie uda, i to z dwóch powodów. Ludzie, którzy zagłosowali na Nawrockiego w dużej mierze mają świadomość równoznaczności obydwu obozów, i zażądają tak samo rozliczenia koalicji 13 grudnia, jak i tzw. „dobrej zmiany”. Wyborcy Mentzena i Brauna nie dadzą się oszukać. Ta zmiana jest głęboka i mentalna, nie da się jej odwrócić propagandą. Również wyborcy koalicji 13 grudnia, którzy stracą dla niej serce, nie uwierzą socjalistom. I co najważniejsze, rodzimi wyborcy PiS, twardy elektorat, nie zaakceptuje powtórki z Morawieckiego. L:udzie, którzy zagłosowali na Nawrockiego dość już mają życia w hańbie i poniżeniu, a tym właśnie były obie kadencje socjalistów. Dochodzi też aspekt naturalny – Chronos, Ojciec Czas, który wszystko widzi, ujawnia i wyrównuje. Widać w oczach, jak obydwaj liderzy ulegają jego wpływowi. Ich czas się kończy, tak, jak ich władza, której kurczowo się chwytają. Stawianie na nich i na ich stare, duopolowe układy jest małżeństwem ze starcem u progu śmierci. Próżno oczekują ci, którzy chcą uwłaszczyć się na majątku politycznym, zostawionym przez umierających starców. Ich wesele jest ucztą Baltazara, podczas której zaraz pojawi się tajemnicza ręka i nakreśli napis: MANE, TEKEL, FARES.
Długopis czy bramkarz
Prezes zostawił sobie furtkę, aby mógł nadal pozostać rozgrywającym. Należy mimo wszystko okazać uznanie człowiekowi, który wykreował dwóch prezydentów. Obydwaj zostali wytypowani w ten sam sposób – człowiek spoza politycznej czołówki, bliżej nieznany, w ostatniej chwili namaszczony na prezydenta, wybrany przez prawą połowę Polaków, aby nie wygrała lewa połowa. Wszędzie widać ten dialektyczny, gnostycki sznyt, być może to echa lożowych zwyczajów. Homo novus nie ma swojego zaplecza, a działać musi w środowisku wrogim, musi więc oprzeć się na tych siłach, które go wykreowały. To jest sposób na budowanie wciąż nowych elit, które zawsze będą wierne swoim kreatorom. Jeśli homo novus okaże brak wdzięczności swojemu panu, łatwo można go usunąć, zostawiając bez poparcia na pożarcie wrogom. Standardowy sposób działania wszystkich tyranów. Tym razem jednak może być inaczej. Nowy prezydent jest człowiekiem nowym, spoza głównego układu, który jednak miał wcześniej swoje, normalne życie, gdzie przebijał się pięściami, w przenośni i dosłownie. Esprit uczelnianego gryzipiórka i fightera są diametralnie różne. Człowiek, który walczył z twardymi facetami twarzą w twarz na pięści, który bił się o las ze swoim ludem przeciw tym drugim, który bronił wstępu jako bramkarz w klubie, który nie stchórzył przed osobistą odpowiedzialnością dla miłości, mimo młodego wieku, ma potencjał właściwy. Ma akurat to, co powinien robić prezydent – być bramkarzem Polski, stać na straży, aby nie weszli do środka goście niepożądani, i wywalać na ulicę to, czego nie powinno być w środku.
Prezydent Nawrocki stoi przed wielką szansą, osobistą i narodową. Ma potencjał do walki, nawet ze środowiskiem, które go wykreowało, i jeśli zechce tą walkę podjąć, nie będzie sam. Wraz z nim staną do walki rzesze tych, którzy nie chcą dłużej żyć w hańbie i poniżeniu, którzy nie mogą patrzeć na likwidację Polski, którzy rzygają już tym całym kłamstwem, tymi partyjnymi gierkami, tymi nikczemnymi kłamstewkami, tym zepsuciem, tą zdradą – po obu stronach duopolu. Nawrocki wygrał nie dzięki temu, że popierał go Kaczyński, ale dlatego, że podpisał się pod listą Mentzena, a poparł go Braun. Czarny sen masonów ziszcza się na naszych oczach, ustawiczne dążenie duopolu, aby w Polsce nie powróciło myślenie narodowe, rozpada się w proch. Czemu jednak Prezes dopuścił do tego, wielu spyta nie mogąc uwierzyć, że coś może się w Polsce zadziać poza wolą globalistów. Ano cóż, teatr świata to performans, role nie są rozpisane raz na zawsze. Starzec z Żoliborza myśli swoimi kategoriami, a wiek nie przysparza bystrości umysłu. Inteligencja tego pokroju, dodatkowo ustawiona przez gnostyckie myślenie lożowe tak bardzo gardzi fizolami, że w ogóle nie zna ludzi pracy, a jak nie zna, to też nie docenia. Nie widzi, jaki potencjał szlachetności tkwi w prostym ludzie, myśli, że skoro zepsuci są oni sami, tak samo zepsuci są wszyscy, każdy więc ma swoją cenę. Problemem inteligentów, tworzących obie kamaryle duopolu jest to, że wszystkich oceniają swoją miarą, i nie wiedzą, że istnieją ludzie, którzy dobrowolnie mogą postępować inaczej.
Powrót Ulissesa
W wyborach prezydenckich Polacy zagłosowali dwuetapowo i dwutorowo. W pierwszej turze zagłosowali za czymś konkretnym – za programem wolnej i niepodległej Polski. W turze drugiej zagłosowali przeciwko, i nie chodziło tylko o sprzeciw wobec Trzaskowskiego i całej koncepcji uśmiechniętej likwidacji Polski. Zagłosowali również przeciwko pisowskiej kamaryli, przeciw pozornemu wstaniu z kolan. Obydwa sprzeciwy dotyczą tego samego – sprzeciwu świadomych Polaków wobec kłamstwa, oszustwa i zdrady, maskowanym machaniem narodową flagą. To, za czym świadomi Polacy faktycznie zagłosowali, jest czymś zupełnie innym, co dotąd nie miało szansy zaistnieć w przestrzeni publicznej, blokowane i zwalczane przez wszechogarniający duopol. Na naszych oczach powraca do ojczyzny ten, kto jak Odys dotąd tułał się po obcych morzach, nie mogąc wrócić nie z woli bogów, lecz dlatego, że nikt go w ojczyźnie nie chciał. Powraca naturalny i tradycyjny polski sposób myślenia, sposób narodowy, gospodarski, łaciński, słowiański, piastowski. Sposób myślenia, który wywiódł potomków Lecha na wyżyny potęgi, i który pozwolił przetrwać w chwilach klęsk, aby z nich się na powrót wyłonić. To nie jest powrót króla – to powrót królestwa. Zmiany sytuacji międzynarodowej, rozbijające dotychczasowy beton Europy i świata zniosą dotychczasowe ustawienia i skostniałe bloki polityczne.
Duopol nie ma już niczego do zaoferowania Polakom, ani po stronie lewicowo-liberalnej, ani pisowskiej. Nie ma już powrotu do tradycyjnej polityki III RP, do budowania przewagi politycznej drogą skłócania Polaków i rzucania przeciw sobie żywotnych sił narodu, w interesie zewnętrznych potęg. Droga przed Polakami daleka i pełna wykrotów, ale naród już na nią wstąpił i z niej nie zawróci. Nawet, gdy jacyś liderzy zawiodą i porzucą swoje powołanie, to idea narodu, rządzącego swoim państwem jako gospodarz, idea Wolnej i Wielkiej Polski pociągnie kolejnych ludzi i kolejne pokolenia.
Dla większego powodzenia tej idei i dla roztropności tych, co chcą za nią podążyć tworzymy Program Wolnej Polski. Jego początkiem jest Program Edukacji Narodowej, a jego pierwszą częścią – PORADNIK ŚWIADOMEGO NARODU, księga pierwsza już w czerwcu.
Poradnik świadomego narodu-wesprzyj wydanie książki
______________
Koniec PO-PiS-u, część druga, Bartosz Kopczyński, 9 czerwca 2025
−∗−
Dla niezmordowanych i wciąż zainteresowanych.
______________
Czy naród i edukacja przetrwają antypolskie ataki? Bartosz Kopczyński u Julii Gubalskiej!
* * *
Polska zmartwychwstanie dla dzieł Bożych – Edyta Paradowska, Mariusz Dzierżawski [34min]
* * *
Póki żyją Polacy Europa nie zginie! – dr Ewa Kurek [40min]
* * *
Pan Józef troszkę w ezoterykę ruszył i zachwyt nad Państwem Środka, ale posłuchać można.
Nie ma nadziei dla naszej cywilizacji?! – Józef Białek [55min]