Była wychowawczyni Rafała Trzaskowskiego i jego polonistka powiedziała o swoim podopiecznym kilka zdań…
Zapowiadał się świetnie, natomiast jako młody człowiek miał zupełnie inny profil ideologiczny.
Pamiętam jego fantastyczne eseje patriotyczne. Fantastyczne. Nie sądziłam, że życie, okoliczności, sytuacje, ludzie skrzywią go tak, że mamy z niego… Dla mnie to jest w tej chwili potwór ideologiczny.
Nie myślałam, że wyrośnie z niego hipokryta (…)
I zastanawiam się, co się stało na przestrzeni tylu lat, że wyrosło z niego to, co aktualnie prezentuje.
Odpowiedź na pytanie byłej wychowawczyni Trzaskowskiego (ze szkoły podstawowej- przypis red.) dlaczego z młodego Rafała wyrósł potwór, jest prosta.
Życie, okoliczności, sytuacje i ludzie o których ogólnie wspomniała nauczycielka w swoim pytaniu, układają się w logiczną całość…
Zaczęło się od spontanicznego wolontariatu dla byłego stalinowskiego komunisty, Bronisława Geremka pochodzenia żydowskiego (Benjamina Lewertowa), który z biegiem czasu stał się dla Trzaskowskiego „mistrzem duchowym” wiodącym swojego ucznia na manowce totalitarnej utopii.
Kolejnym etapem jego kariery była edukacja sponsorowana przez Sorosa i naturalną koleją rzeczy – członkostwo w wielu neomarksistowskich instytucjach. Był uczestnikiem spotkania Grupy Bilderberg wyznaczony przez globalistów jako łącznik z Polski.
Uczestniczył w niezliczonej liczbie inscenizacji teatralnych wykorzystywanych jako element zarządzania zbiorową percepcją „polskiej gawiedzi”.
Rafau, jakie masz poglądy? -Wszystkie
No cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Czyje to dziecię, chciałoby się zapytać Radio Erewań? I radio ma odpowiedź. Syn konfidentki i muzyka jazzowego. Proszę zestawić kontakty tatusia z Franciszkiem Walickim (były pracownik Sztabu Głównego Marynarki Wojennej LWP sic!) – a nie kojarzy on się na pierwszy rzut oka z wojskiem – wyjazdy na koncerty po 1961r. do USA i na zachód, fakt donoszenia przez mamusię na środowisko ojca i powiązania via Gontarczyk – Lange, czy jak tam się ona obecnie nazywa z zabójstwem księdza Blachnickiego w RFN. BND, CIA i sam czort wie kto jeszcze maczał palce w karierze tej rodzinki, której cudowną latoroślą jest “wolontariusz Geremka”. Otwiet Radia Erewań: “Nikakoj Strannaj Daragi w Żizni.
Trzaskowski-ojciec pochodził ze znanej w Krakowie i szacownej rodziny. Byłem w latach 1960. nastolatkiem (lata glorii Trzaskowskiego – jazzmena) i to nazwisko kojarzyło mi się po prostu z dobrą muzyką (mój dom był pełen płyt jazzowych, wychowywałem się na tej muzyce). Ale to fakt, że środowisko tzw. kultury off z lat 1960. zwłaszcza w Wwie było przepełnione agenturą z racji międzynarodowych kontaktów tego towarzystwa (w Warszawie odbywały słynne w świecie koncerty z serii Jazz Jamboree) a także nasycone elementem żydowskim. Pisze o tym Leopold Tyrmand w swych wspomnieniach, i nie tylko on. Ale to nie musi świadczyć o agenturalności Trzaskowskiego-ojca, choć aż się wydaje nieprawdopodobne, by nie znał sprawek swojej żonki. Inna rzecz, że był w tym czasie inny podobny przypadek – w małżeństwie wybitnego pisarza historycznego Pawła Jasienicy. Ten o nieposzlakowanej opinii patriota nic nie wiedział, że jego żona Zofia O’Bretenny też latami donosiła na ich gości, a nawet pisała raporty na niego.
To są jakieś wręcz psychopatyczne postawy tych kobiet, a nie tylko polityczne. Z takiego drzewa nie może narodzić się zdrowy owoc.
Pewnie, że wiedział! Ale, chęć kariery i nieskrępowanego grania, przeważyły. Nawet, w pewnym sensie, jest to zrozumiałe, choć nieakceptowalne – przynajmniej dla mnie, albowiem każdy czyn można uzasadnić, odpowiednio relatywizując kontekst. Co do jazzu, wiem Łotrze, że masz doń dużą sympatię i respekt, ale należy pamiętać, że rewolucja przebiega we wszystkich obszarach i gdy się spojrzy na muzykę, to również widzimy, że tam jej brzemię jest przemożne. Dodekafonie, etc. dały silne podwaliny pod to co nazywamy obecnie szeroko rozumianą muzyką rozrywkową, (w tym również jazz), a co eksplodowało na przełomie lat 50 tych i 60 tych. A efekty, wszyscy widzimy.
A co do tych kobiet, fakt, ciekawa postać sado-maso.
w małżeństwie wybitnego pisarza historycznego Pawła Jasienicy. Ten o nieposzlakowanej opinii patriota nic nie wiedział, że jego żona Zofia O’Bretenny też latami donosiła na ich gości, a nawet pisała raporty na niego.
W ramach może nieznanej ciekawostki napiszę, że Jasienica jak wiadomo był członkiem Zarządu V Brygady Wileńskiej, z tym, że w odróżnieniu od pozostałych którzy zapłacili życiem za konspirację, szybko wyszedł na wolność, niby za przyczyną B. Piaseckiego. Jednak jeden z ówczesnych decydentów komunistycznych otwarcie mówił Torańskiej, że za zwolnieniem Jasienicy stała sama krwawa Luna Bruystygierowa, która twierdziła, że żywy Jasienica bardziej przyda się komunistom niż martwy. Biorąc po uwagę antykatolicki wydźwięk jego dzieł miała rację, gdyż to jego pisma zapładniają umysły naszej “inteligencji” Widać zastraszony przez bezpiekę musiał tak pisać, dla pewności dostał obstawę w postaci “żony”
To chyba do Łotra było :)
Istotnie, do Łotra.
Sam wywołałem temat Jasienicy, no to teraz mam :-)) Postać to złożona, wielowarstwowa jak cała ta rzeczywistość po 1945 r. Był w oddziale Łupaszki, ale wycofał się “w porę”, to znaczy nie musiał się potem ujawniać ani też zbytnio go nie represjonowano jako “żołnierza wyklętego” (którym “nie zdążył” się stać). Próbował potem jakoś urządzić się w nowej Polsce, był wybitnie inteligentny, znakomicie wykształcony w Wilnie, do tego publicysta spod ręki samego Stanisława Cata-Mackiewicza. Zrozumiałe jest dla mnie, że dysponując takim posagiem, chciał jakoś osiąść na godnej swych talentów posadzie. Dzielił to pragnienie z wieloma osobami w swym pokoleniu – równie wybitnymi jak on i stojącymi po stronie prawej, a zarazem zaplątanymi w stronę lewą, bo tak owczym pędem szła prawie cała Polska inteligencja. Los Jasienicy to także los Hanny Malewskiej, Konstantego Łubieńskiego, Jana Dobraczyńskiego czy Haliny Auderskiej, którzy nie mając innego wyjścia, aby być “za a zarazem przeciw” pożeglowali w kierunku PAXu jako “mniejszego zła”.
Dlatego daleki byłbym od nazwania jego publikacji “antykatolickimi”. Może był trochę antyklerykałem, jak wiele inteligenckiej młodzieży w jego pokoleniu, ale przecież nie był wrogiem Kościoła! Jego powojenny debiut publicystyczny to wszak pismo “Dziś i jutro”, wspierane m.in. przez Prymasa Hlonda, a także parę lat z “Tygodnikiem Powszechnym” w tym “lepszym” jego okresie. Myślę, że władze PRL jakoś stawiały na niego, liczyli, że pójdzie drogą większej dyspozycyjności, jak Iwaszkiewicz czy Putrament więc wściekli się, gdy się okazało, że tak nie będzie (podpisał list 34ech przeciw cenzurze). I tak jak wcześniej patrzano przez palce na jego przeszłość a także raczej chłodny wobec komunizmu stosunek, to po tym akcie zaczęło go śledzić aż 30 agentów, przydzielono mu też taką a nie inną drugą żonę. Chciano także umniejszyć olbrzymi sukces jego książek historycznych i rozpuszczano, nawet czynił to sam Gomułka, wiadomości, jakoby wypuszczono go z aresztu dlatego, że donosił na kolegów z partyzantki. Nawet porządni ludzie w Warszawie zaczęli się wtedy odsuwać od niego. Zresztą taki sam scenariusz stosowano i w późniejszych latach np. w stanie wojennym wobec niektórych znamienitszych osób. Znany mi jest osobiście przypadek, gdy wybitnego literata obsmarowywano wieściami, iż nie zamknięto go za żadną “walkę o wolność” a za orgie narkotyczne, które urządzał u siebie. I nawet przyzwoici ludzie to z przejęciem powtarzali.
Co do jazzu, wiem Łotrze, że masz doń dużą sympatię i respekt, ale należy pamiętać, że rewolucja przebiega we wszystkich obszarach i gdy się spojrzy na muzykę, to również widzimy, że tam jej brzemię jest przemożne.
Ale ja mam na myśli porządny jazz! Moje domowe archiwum to parę setek oryginalnych płyt z wielką muzyką, od wczesnego “jass’u” począwszy, przez Kida Ory, Bessie Smith, Ellingtona, Django Reinhardta, Armstronga, Billie Holiday, Goodmana itd. itd. Raczej rewolucja bolszewicka i jej pogrobowcy nie mieli szczególnych wpływów w tym środowisku.
Dlatego daleki byłbym od nazwania jego publikacji “antykatolickimi”. Może był trochę antyklerykałem, jak wiele inteligenckiej młodzieży w jego pokoleniu, ale przecież nie był wrogiem Kościoła!
Wg Jasienicy głównym powodem upadku I Rzeczypospolitej była próba ograniczenia wolności religijnej, zupełnie nie dostrzegał on faktu, że właśnie ościenne państwa były jednolite wyznaniowo i tym górowały nad Polską. Wg niego możliwym było utrzymanie stosunków XIV w co w XVII i XVIII wieku było przecież niemożliwe, prawosławni ciążyli ku Moskwie a protestanci ku Szwecji i Prusom.
Dodatkowo wyciąganie różnych smaczków na duchowieństwo, nieraz fałszywych, można podać przykłady.
To co myślał o Kościele dobrze podsumowują poniższe cytaty:
Traktowanie Kościoła katolickiego, szczególnie jego elementu zinstytucjonalizowanego, jako formy bezwzględnego podporządkowania jednostki —
podobnego innym totalitaryzmom — ujawnione zostało przez Jasienicę
w rozmowie z jezuitą ks. Jerzym Mirewiczem, duszpasterzem akademickim,
redaktorem „Przeglądu Powszechnego” wydawanego w Londynie….Jasienica mówił wprost, że w imię osobistej wolności odrzuca każdy
system o walorach totalitarnych. Na poparcie własnych przekonań stawiał
pytanie o to, czy człowieka zaangażowanego ideologicznie — marksisty czy
katolika — stać na pełny akt twórczy
za Paweł Jasienica, próba portretu intelektualnego A. Kierys.
A to, ze komuniści oficjalnie toczyli z nim wojenkę mnie nie dziwi. Nic tak nie reklamowało i uwierzytelniało go jako dysydenta jak to, że krytykował go Gomółka. A w istocie podkopując znaczenie Kościoła Katolickiego w dziejach Polski doskonale służył czerwonym i rację miał krwawa Luna mówiąc, że bardziej przyda się żywy niż martwy
I dzisiaj jego prace leją ten jad w polskie głowy…
I dzisiaj jego prace leją ten jad w polskie głowy…
Nie wiem, skąd w Panu taka antyjasienicowa patologia. Nie spotkałem się dotąd z tak zawzięta krytyką jego osoby, zwłaszcza, że to pisarz w obecnym młodszym pokoleniu w znacznym stopniu zapomniany, a i polskie życie intelektualne po 1945 r. dostarczyć mogłoby wiele ciekawszych przykładów bardziej czy mniej udanego zmagania się z hydrą peerelu, niż jego skromna osoba. Ot, na przykład Miłosz, Zawieyski, Iwaszkiewicz, Nałkowska… że wymienię paru, na chybił trafił.
Byłbym na pewno ostrożniejszy w wywołaniu (przypadkiem) jego nazwiska, wiedząc że trafi on na takiego przeciwnika.
Uważam bowiem za haniebne, że pisze Pan o nim, iż “doskonale służył czerwonym i rację miała krwawa Luna mówiąc, że bardziej przyda się żywy niż martwy”.
Pewien jestem, że w zdaniu tym nie miała na myśli jego rzekomych “zdolności konfidenckich”, które mogłyby jej się przydać, ile że jako osoba wybitnie inteligentna świadoma była, iż mordując wroga klasowego łatwo można niechcący stworzyć świętego męczennika, o wiele niebezpieczniejszego dla ideologii niż żywy.
Na pierwszy Pana wpis, kwestionujący zarówno przyzwoitość życia jak i potężne dzieło literackie Pawła Jasienicy, zareagowałem poważną, jak mi się zdaje, i obszerną odpowiedzią. Ale wpis kolejny, a w nim takie Pana stwierdzenie o nim: “Dodatkowo wyciąganie różnych smaczków na duchowieństwo, nieraz fałszywych, można podać przykłady” (…gdzie one?!) budzi we mnie podejrzenie, że mam do czynienia z dość zajadłą i stronniczą oceną niepopartą cytatami (przytoczenia z monografi Arkadiusza Kierysa to nie są cytaty z Jasienicy), zaniecham więc dalszej dyskusji.
a jak brzmi nazwisko de domo mamusi Rafała T.?
Lange, Gontarczyk? Nie wiem.
Teresa Trzaskowska de domo Arens, primo voto Ferster
Czyste starosłowiańskie nazwiska.
Co do muzyki.
Trzeba poszukać w internatach nazwiska pewnego niemieckiego inżyniera dźwięku, który odpowiadał za ukształtowanie i sprofilowanie muzyki The Beatles. Kiedyś napisano o tym świetny artykuł, który podpisano nickiem, którego używał – pisujący i tutaj – Stanisław Orda (lecz on sam od tego artykułu się odcinał). Wszak chłopcy z Liverpoolu zaczynali poważną karierę w Hamburgu. A od jazzu do Big Beatu, droga niedaleka.
jazzu do Big Beatu, droga niedaleka.
Myli się Pan. Jazz i big beat to są dwie różne rzeki, dwa różne źródła, kompletnie różne od siebie horyzonty estetyki i kultury duchowej. Big beat to czysta komercja, właśnie The Beatles wraz z ich słynnym zaangażowanym w satanizm menadżerem czy Rolling Stones są tego dobrym przykładem, gdy element kariery komercyjnej jest najważniejszy. Tu drzwi dla wszelkiej manipulacji nawet ideologicznej, z satanizmem na czele zostały szeroko otwarte. Pisałem o tym nie raz na Legionie – o elementach satanizmu w muzyce rockowej. A jazz wyrósł z czarnej Afryki, z pieśni niewolników, z rytmu tamtamu i z ech dżungli, zlało to i przetworzyło południe USA i doki portowe Manhattanu. Oczywiście, można i w tym dopatrzeć się elementów mrocznych, ale tego może dopatrzeć się dosłownie we wszystkim każdy, kto tego chce i tego właśnie szuka.
Trudno, pozostaniemy przy swoich stanowiskach. Wolno nam.
Ale, gdy byłem w Sozopolu, to miałem szczęście posłuchać, – choć w na moment otwartej cerkwi – chorałów sofijskich.
Powaliło mnie, bo w żadnym polskim mieście, czyli kościele, nie natknąłem się na coś, choćby zbliżonego.
Jazz, proszę wybaczyć, ale w SWEJ ISTOCIE, to chłam. Trzeba przejść drogę od konsumpcji produkcji, do stworzenia. Częstokroć, jest to droga wstecz i to na zaciągniętym hamulcu. Ale trzeba ją odbyć. 99,9% muzyki XX wieku to czyste zło.
Pewien jestem, że w zdaniu tym nie miała na myśli jego rzekomych “zdolności konfidenckich”, które mogłyby jej się przydać, ile że jako osoba wybitnie inteligentna świadoma była, iż mordując wroga klasowego łatwo można niechcący stworzyć świętego męczennika, o wiele niebezpieczniejszego dla ideologii niż żywy.
Oczywiście nie miała na myśli zdolności konfidenckich Jasienicy, nic mi o takich zresztą nie wiadomo. Miała na mysli jego antykatolickie i antyendeckie resentymenty, które owocowały tendencyjnym przedstawianiem historii Polski w manipulacyjny i uwodzący sposób. W ten sposób pełnił rolę pożytecznego idioty komunistów.
Pana stwierdzenie o nim: “Dodatkowo wyciąganie różnych smaczków na duchowieństwo, nieraz fałszywych, można podać przykłady” (…gdzie one?!)
Choćby przedstawianie sprawy Św. Stanisława, biskupa jako zdrajcy opierając się jedynie na słowach Gala, który wszak był całkowicie zależny od innego Piasta, więc nie mógł napisać prawdy. Historycy obiektywni są zgodni do tego, że nie wiemy i nie będziemy wiedzieć co się wtedy stało, ale Jasienica wie to chyba ze szklanej kuli.
I również sprawa bp. Zawiszy z Kurozwęk, który wg Jasienicy miał zemrzeć po upadku z drabiny na którą wszedł aby spólkować z córką młynarza. Cały ten opis pochodzi z kroniki niechętnego biskupowi Janka z Czarnkowa i jest traktowany jako czarny PR średniowiecza, jednak dzięki Jasienicy czytelnicy myślą, ze to prawda.
Jasienica antykatolicki, a widać to choćby po jego spojrzeniu na kontreformację, ktora rzekomo pogrzebała IRP, choć przecież przetwały jako potęgi jedynie państwa monowyznaniowe. Na wielowyznaniowość nie było w tym czasie już miejsca, co każdy uczciwy historyk winien zauważyć