Komentarze pod tekstem
skłoniły mnie do refleksji, może nie tak głębokich jak komentatorów ale wydaje mi się że też ciekawych.
Jan Paweł II w encyklice „Fides et ratio” pisał:
„Człowiek nie może oprzeć swego życia na czymś nieokreślonym, na niepewności, albo na kłamstwie, gdyż takie życie byłoby nieustannie nękane przez lęk i niepokój. Można zatem określić człowieka jako tego, który szuka prawdy”.
„A cóż to jest prawda …?” powiada Piłat kończąc przesłuchanie Jezusa. Czuć w tym pytaniu lekką ironię, niewiarę w istnienie czegoś bezwzględnego, co można nazwać prawdą, do czego można by się ostatecznie odnieść. A może to nie ironia tylko rozczarowanie i żal?
Odnośnie prawdy jeszcze dwa cytaty:
Arystoteles mówił:
„Każdy chce wiedzieć”.
Natomiast św. Augustyn słusznie zauważył:
„(…) Sami oszukujemy, kłamiemy, błądzimy, ale nikt nie chce być okłamywany i oszukiwany”.
Ot, taki paradoks.
Nie będę dalej się odnosić ze swoimi mądrościami do encykliki, natomiast naszły mnie bardziej przyziemne refleksje.
Co to jest wiara, rozum i gdzie potocznie przyjmuje się, że są zlokalizowane.
Wiara – to jest nasza deklaracja i tu kończy się dyskusja. Deklaracja wynika z naszego czucia, ma też źródło w przemyśleniach, doświadczeniu ale jest to mniej istotne.
Rozum – to logiczny system analizujący informacje o zdarzeniach i wyciągający wnioski. Ten system może różnie działać – nie koniecznie logicznie, wnioski nie muszą być słuszne, mogą być błędne lub żadne – tylko czy w tym przypadku możemy mówić o rozumie? Tak „w biegu” zdefiniowałem te dwa pojęcia; można to zrobić oczywiście inaczej.
Gdzie się myśli i gdzie się czuje (wierzy)? Potocznie serce określa się jako miejsce którym się czuje, gdzie skoncentrowana jest wiara. Dla rozumu zarezerwowana jest głowa czyli mózg.
I tu bym polemizował. Uważam, że ten stereotyp (jak większość) jest błędny. Dlaczego?
Serce jest „jedynie” pompką do przetaczania krwi z wbudowanym autonomicznym układem napędowym. Można serce wyciąć z ciała zanurzyć w soli fizjologicznej i przez dłuższy czas będzie dalej pracować. Tak się dzieje, ponieważ posiada wyspecjalizowany zespół komórek (węzeł zatokowo-przedsionkowy) ze zdolnością do samoistnego wyładowania elektrycznego, które pobudza poprzez nerwy mięsień sercowy do skurczów.
Żeby nie było tak prosto to serce posiada jeszcze drugi ośrodek pobudzenia (węzeł przedsionkowo-komorowy), który jest wyzwalany przez ww. i który synchronizuje skurcze komór ze skurczami przedsionków (najpierw przedsionki, potem komory).
Jak to jest genialna pompka, to między innymi określa taki parametr jak rzut minutowy serca czyli ile litrów krwi serce przetoczy w ciągu minuty. Dla dorosłego, zdrowego faceta jest to ok. 5 litrów czyli całą krew w układzie. W roku mamy 525 600 minut to proszę sobie policzyć jaką pracę wykonuje ten mięsień w ciągu dorosłego życia.
Oczywiście rytm serca nie jest stały i zapewne dlatego zaistniał stereotyp o uczuciach, które są w nim zlokalizowane. Przykładowo na widok osoby, która bardzo się podoba i na której nam zależy serce zaczyna szybciej pulsować, a to wszystko za sprawą mózgu (podwzgórze i przysadka mózgowa), który powoduje uwolnienie odpowiednich hormonów (np. oksytocyny) do krwi i przyspieszenia akcji serca.
Stres, zagrożenie, czy wysiłek też zwiększa rytm serca, lecz tu działa trochę inny mechanizm. Jest to układ współczulny – autonomiczny system nerwowy zlokalizowany głównie w rdzeniu kręgowym, działający bez naszej woli (automatycznie) uwalniający np. adrenalinę do układu krwionośnego. Są ludzie, który poprzez ćwiczenia mogą w pewnym zakresie wpływać na ten układ, np. siłą woli zmniejszyć tętno.
Jak zatem widzimy nasze biedne serce to taki sługa i wykonawca poleceń układu nerwowego. Nie ma w nim żadnych uczuć tylko musi zasuwać, jak mu zagrają. Wszystko jest w naszej „głowie”.
Na koniec obalę jeszcze jeden stereotyp pt.: duch czysty, ciało grzeszne. Jest dokładnie odwrotnie.
Nasze ciało niczemu nie winne, to duch/umysł/emocje karzą jeść, pić, hulać bez umiaru. I tylko dzięki temu, że nasze ciało ma ograniczenia fizjologiczne po przekroczeniu których wyłącza się lub odmawia posłuszeństwa – traci się przytomność, rzyga się dalej niż widzi, nie ma się już siły na swawole.
Więc proszę więcej szacunku dla ciała i lepiej kontrolować umysł by nie swawolił nad miarę.
Co do “prawdy”, to uogólniając, we wszystkich ośrodkach; kulturowych, religijnych, politycznych (zwłaszcza), łącznie z naukowymi, zaczął obowiązywać w dzisiejszych czasach, trzeci rodzaj „Tischnerowskiej prawdy”.
Z wyrazami szacunku dla ś.p. Księdza Profesora.
Oj z ks. Tischnerem trzeba uważać. Przytoczę wypowiedź ks. Isakowicza-Zaleskiego: