Agresywny atak na doktor Lucynę Kulińską

Wybitna badaczka ludobójstwa na Kresach na celowniku Ukraińca

Mawia się, że przysłowia są mądrością narodów. Ostatnio przypomniałam sobie kilka z nich. Józef Ignacy Kraszewski w powieści „Ładny chłopiec” pisał: „Najnikczemniejszą niewdzięcznością wypłacają się ci, których obsypujemy dobrodziejstwami”. Aleksander Fredro w zbiorze „Zapiski starucha. Też trzy po trzy”, zawierającym sentencje i przypowieści z perspektywy przeżytych lat, gorzko oceniał naturę ludzką i zauważał: „Datek – na niewdzięczność zadatek”.

O prawdziwości tych obserwacji boleśnie się przekonują ostatnio Polacy, gdy rażącą nielojalność okazują im mieszkańcy Ukrainy. Dotyczy to nie tylko polityków ukraińskich żądających od Polski całkowitego otwarcia naszego rynku na ich towary rolnicze czy też zwlekających z wydawaniem zgód na poszukiwanie szczątków Polaków zamordowanych podczas rzezi wołyńskiej.

Niezrozumiała agresja czy roszczeniowość charakteryzuje też nierzadko pojedynczych obywateli ukraińskich. Taka przykra sytuacja zdarzyła się w ostatnim czasie pani doktor Lucynie Kulińskiej, polskiej historyk, specjalizującej się w historii najnowszej, autorce wielu artykułów i książek na  temat stosunków polsko-ukraińskich w XX i XXI wieku. Ukraiński dziennikarz mieszkający od kilkunastu lat w Polsce wniósł przeciwko niej prywatny akt oskarżenia zarzucając badaczce, że go rzekomo zniesławiła.

Oskarżyciel

Dziennikarz jest doskonale znany w środowisku medialnym. Prowadził istniejący od 2013 roku portal przeznaczony dla Ukraińców w Polsce. Był dofinansowywany przez polskie władze (MSWiA). W latach 2015-2016 otrzymał z budżetu blisko 100 tys. zł. Dotację tę utracił, gdy – jak podawały polskie media narodowe – zaczął krytykować politykę Polski w sprawie ludobójstwa na Wołyniu. Jego  zdaniem Polacy kreują ofiary rzezi na męczenników, zaś polskie postulaty dotyczące ich upamiętnienia są przejawem ukrainofobii. Te same opinie prezentował w ukraińskich mediach. Utratę dofinansowania interpretował jako „karę za aktywną postawę obywatelską”. W kolejnym roku w skrajnie niecenzuralny sposób oceniał polski rząd. Mimo to ponownie przyznano mu fundusze w kwocie 40 tys. zł. W 2018 roku został zatrzymany przez policję za blokowanie warszawskiego marszu ku czci żołnierzy wyklętych, który nazwał „demonstracją faszystów”. Zaczepnie stwierdził, że „Państwo Polskie oraz  Naród Polski są współodpowiedzialni za zbrodnie III Rzeszy Niemieckiej,  bo do dzisiaj hołubią tych, którzy naśladują ideologię faszystowską”. Utracił akredytację w polskim MSZ  oraz otrzymał zakaz wstępu do Sejmu.

„Bibuła” informowała, że nawoływał do usunięcia słowa „honor” z nowych polskich paszportów.  Jak argumentował, słowo to razi ukraińską wrażliwość. W jego opinii „honor” powinien zniknąć z polskich paszportów, gdyż w języku  ukraińskim, jego zdaniem, ma on pejoratywne zabarwienie. Twierdził też,  że to sami Polacy są odpowiedzialni za pejoratywne skojarzenia ze słowem  honor, występujące rzekomo w języku ukraińskim.

Uczestniczył w  marszu LGBT w Białymstoku, któremu towarzyszyła  kontrmanifestacja środowisk kibicowskich i patriotycznych. Ocenił ją następująco: „Widziałem różne imprezy ukraińskich nacjonalistów, w tym  tych z Azowa; widziałem początek walk na Majdanie w styczniu 2014,  zainicjowanych przez Prawy Sektor — jednak nigdzie nie czułem się tak  niebezpiecznie, jak w Białymstoku”.

Wspólnie z grupą polskich i ukraińskich działaczy odwiedził  Werchratę na Podkarpaciu, gdzie w miejscu zniszczenia  dwóch obiektów ku czci UPA  postawili „kozacki krzyż” z tryzubem oraz wezwali do odnowienia pomników UPA w Polsce.

Brał udział w kontrmiesięcznicach smoleńskich i protestach „w obronie sądów”. Stał się bohaterem mediów liberalnych i lewicowych. Celowo prowokuje Polaków w mediach społecznościowych, a potem oskarża ich o „hejt w internecie”. Przykłady tych  prowokacyjnych wypowiedzi są wyjątkowo bulwersujące: „spod znaku Polski śmierdzącej”, „Polsko ty hóju”, „pójdź pan napluj na grób kremlowskiej prostytutki Isakowicza-Zaleskiego”, „szczęść worze”, etc. Zamieszczał też zdjęcia polskiego godła z Orłem Białym na tle barw ukraińskich i w koronie w tęczowych barwach LGBT.

Jak podaje portal Kresy.pl, ukraiński aktywista w 2020 roku – dzięki m.in. pieniądzom z UE -zrealizował i opublikował film, w którym zachęca do walki z „mową nienawiści w sieci”. Twierdzi, że sam jest jej ofiarą i od lat z nią walczy, choć sam jest autorem licznych obraźliwych, a nawet wulgarnych wypowiedzi. Oznajmia, że problem tzw. mowy nienawiści w Polsce „rośnie skokowo”, ponieważ „przestępcy pozostają bezkarni, a instytucje państwowe ignorują problem”.  Zaznacza, że początkowo bezskutecznie zwracał się z tym do odpowiednich służb, ale „z własnego doświadczenia wie, że jeśli już sprawa trafi do sądów, to te najczęściej uznają winę sprawców”. Podkreślił, że sądy „generalnie są po stronie pokrzywdzonych”. W związku z tym: „masowo zgłasza do prokuratury”.  Okazuje się, że oskarżanymi przez niego są nadzwyczaj często osoby ze środowisk kresowych i  patriotycznych.

„Oskarżona”

Ofiarą aktywisty stała się także zasłużona, powszechnie szanowana badaczka Kresów, doktor Lucyna Kulińska. Sprzeciwiła się ona szkalowaniu Polski i prześladowaniu Polaków, w tym szczególnie ofiar ukraińskiego ludobójstwa. Przytoczyła prawdziwe fakty. Ukraiński dziennikarz w absurdalny sposób  oskarżył ją o zniesławienie, mimo tego, że czyn pomówienia nie zachodzi, jeśli publicznie podnoszony jest prawdziwy zarzut służący obronie społecznie uzasadnionego interesu. Zapewne oskarżyciel liczy na to, że – jak to wynika „z jego doświadczenia”- „jeśli już sprawa trafiła do sądu”, to być może uda się „oskarżoną” skazać.

Przypomnijmy, że dr Lucyna Kulińska, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest historykiem i politologiem, badaczem, dziennikarzem i popularyzatorem dziejów najnowszych. Jest autorką kilkunastu książek i  setek artykułów naukowych i prasowych. W stanie wojennym na skutek donosów została pozbawiona pracy, przebywała głównie na emigracji. Przepadł wówczas jej pierwszy prawie ukończony doktorat. Została po roku 1990 przywrócona do pracy naukowej i w roku 1999 obroniła drugi doktorat, poświęcony zbrodniom komunistycznym po II wojnie światowej.

Od roku 2000, kiedy to prowadząc kwerendy archiwalne odnalazła liczne „Archiwa Kresowe” polskich organizacji podziemnych poświęciła się  naukowemu badaniu losów ludności polskiej  dawnych województw wschodnich II Rzeczypospolitej. Jest autorką m.in.: obszernej pracy pt. „Dzieje Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów ludności polskich Kresów w latach 1943-1947”, t. 1 i 2. i trzytomowego cyklu pt. „Dokumenty do dziejów stosunków polsko-ukraińskich” opartego na źródłach, poświęconego antypolskiej akcji nacjonalistów ukraińskich i eksterminacji ludności polskiej w Małopolsce Wschodniej. Opracowała także 4 tomy relacji dziecięcych świadków zbrodni pt. „Dzieci Kresów”. W roku 2009 ukazała się jej książka: „Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922-1939”, a w roku 2016 „Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich na Polakach w latach 1939-1945. Ludobójstwo niepotępione”. Jako politolog bada zagadnienia związane ze stosunkami międzynarodowymi i przyszłością globalizującego się świata. Tematem przewodnim jej poszukiwań jest zagadnienie przemocy i agresji w polityce międzynarodowej i życiu społecznym, a także wszelkie próby fałszowania historii.

To skandal, aby uznaną badaczkę, polską patriotkę, nękał bezzasadnym procesem człowiek mający za nic podstawowe fakty historyczne. Zwraca też uwagę, że ten prywatny ukraiński skarżący wniósł sprawę do sądu w listopadzie 2022 roku, gdy Polacy już od 9 miesięcy w heroiczny sposób wspomagali walczącą Ukrainę. Nawet tego faktu oskarżyciel nie miał na uwadze. Ten proces, to typowy atak SLAPP (Strategic Lawsuit Against Public Participation) – sądowy odwet za zabranie głosu przez dr Kulińską w sprawie ważnej społecznie.

Polska powinna pamiętać o przestrogach Aleksandra Fredry: „Biada narodowi, który traci szacunek dla samego siebie” lub  „Naród, który nie ma woli i siły powiedzieć łotrom, że łotry – nie wart być narodem”.

 

„Warszawska Gazeta”, 15.03.2024 r.

 

O autorze: Rebeliantka

Bona diagnosis, bona curatio. Bez Boga ani do proga. Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosł.: sprzedających dym).