Wojna posłów z Trybunałem

Gdyby ktoś spośród Szanownych Czytelników miał powód (raczej nie przyjemność) kupna urodzinowego (raczej nie gwiazdkowego) prezentu politykowi z Nowoczesnej albo z PO, to wiem na pewno czego oni w domu nie mają. Na pewno nie mają żadnej książki poświęconej strategii. Gdyby mieli, nie popełnili by takiego głupstwa, jak pozbawiona sensu walka o Trybunał Konstytucyjny. Albo raczej, jak bezsensowna próba wykorzystania sprawy Trybunału do obalenia obecnej władzy. Starożytny znawca sztuki wojennej, chiński mędrzec Sun Tzu napisał, że są takie fortece, których nie wolno oblegać. PiS zablokowało działania TK i nie zamierza się cofnąć. Politycy partii rządzącej doskonale wiedzą, że dni prezesa Rzeplińskiego są policzone, bo za kilka miesięcy kończy sie jego kadencja. A ponieważ  dla zwykłych ludzi los prezesa TK i jego pokrzykiwania są najzupełniej obojętne, PiS w sondażach nie traci (obecnie wygrałby we wszystkich województwach!). Raz na czas rząd proponuje opozycji mniej lub bardziej pozorne kompromisy, na które ta powinna się jak najszybciej zgodzić i zacząć prowadzić normalną politykę. Ale nie, brnie w to bagno dalej. Oblega tę fortecę, jakby od wyniku tego oblężenia coś naprawdę zależało!

 

Proszę zwrócić uwagę, ile pary poszło w gwizdek! Były już demonstracje uliczne, wyświetlanie obrazów na ścianach budynków rządowych, głodówki, zegary odliczające czas niewiadomo do czego, marszczenie brwi i różnego rodzaju groźby wygłaszane surowym tonem przez polityków opozycji. Ostatni pomysł mistrzów strategii z opozycji jest całkiem absurdalny. Przedstawiciele KOD-u wchodzą do wagonów metra i w obronie godności prezesa Rzeplińskiego czytają podróżnym przeróżne ustępy  z Ustawy Zasadniczej. Biorąc pod uwagę ilość linii metra w Warszawie, w porównaniu z takim na przykład Londynem i liczbę Polaków, którzy na skutek ośmiu lat rządów Platformy do Londynu wyjechali za chlebem , KODziarze byliby zapewne równie skuteczni, gdyby przenieśli się właśnie tam, do stolicy Albionu. My mielibyśmy spokój, a spora część naszych rodaków wróciłaby pewnie do Ojczyzny, byle tylko być dalej od propagandzistów z KOD-u.

 

Opozycja próbując wezwać pod sztandary swych zwolenników używała i nadal uparcie używa jako argumentu – “zamachu” na TK, który ma być  zagrożeniem demokracji. Wiadomo, że nie o demokrację im chodzi, a o władzę, wpływy i pieniądze – w skrócie – o koryto. Z tym, że próba wywołania buntu społecznego przy pomocy tego konkretnego argumentu jest zupełnie pozbawiona sensu, ponieważ większość społeczeństwa ma Trybunał Konstytucyjny i jego prezesa dokładnie w tym samym miejscu, gdzie Guy Verhofstadt i Frans Timmermans mają demokrację w Polsce. A skoro mowa o poplecznikach (a może raczej pracodawcach) opozycji w Unii Europejskiej, to sposób w jaki oni dali się wpuścić w te maliny jest wręcz niewiarygodny. Podobno w ciągu ostatnich tygodni urzędnicy unijni pytani o Polskę i nasze sprawy zbywali pytania dziennikarzy milczeniem. Jakże muszą być wściekli. Miliony dolarów, które różne grupy interesów drenowały z Polski latami, może przestać płynąć, żywotne interesy ekonomiczne są zagrożone, a oni wystrzelali się w sprawie Trybunału. I nic to nie dało! A wszystko dlatego, że uwierzyli nieudacznikom z PO i Nowoczesnej! Oczywiście eurokraci zupełnie bez walki się nie poddadzą. W związku z tym, posunęli się do szantażu. Zagrozili podjęciem różnych działań do pozbawienia Polski głosu w Radzie UE włącznie, jeżeli nie nastąpi “znaczący postęp w rozwiązywaniu problemu Trybunału Konstytucyjnego”. Biorąc pod uwagę, że do rozwiązania powstałego pata może być konieczna zmiana konstytucji, termin ultimatum ogłoszonego w środę, a wyznaczony na poniedziałek, był całkowicie nierealny. Jak już dziś wiemy, z dużej chmury spadł mały deszcz. Unijny urzędnicy nie tylko nie ogłosili żadnego ultimatum, ale nawet samego tego określenia się wyparli. Trzymając się porównania z parą i z gwizdkiem, tej pary w ubiegły poniedziałek, było tak mało, że i gwizd był cichutki. Ale za to miny panów Petru, Schetyny i reszty – bezcenne.

 

W odpowiedzi na unijny szantaż Sejm przyjął uchwałę o suwerenności, której projekt posłanka Platformy Obywatelskiej Agnieszka Pomaska podarła, stojąc na mównicy sejmowej. Proszę pozwolić, że przytoczę tu sam początek tej uchwały, pierwsze zdanie dokumentu, który został przez posłankę PO podarty:

 

“Rzeczpospolita Polska, zgodnie z Konstytucją, jest suwerennym demokratycznym państwem prawa!”

 

Podobno jest to pierwszy przypadek takiego zachowania, to znaczy po raz pierwszy w historii publicznie podarty został projekt ustawy sejmu, a to, że akurat dotyczył on polskiej suwerenności, jest znamienne i powinno zostać zapamiętane zarówno posłance jak i jej ugrupowaniu. Zwłaszcza, że nie jest to pierwszy dowód na to, jak suwerenność i interesy Polski traktują posłowie PO. Przypomnijmy, że to właśnie Pomaska i jej partyjny kolega Andrzej Halicki jako jedyni Polacy, w styczniu br. głosowali za tym, by  w Radzie Europy odbyła się debata na temat zmian zachodzących w Polsce.

 

Cała ta sytuacja jest jeszcze jednym dowodem na to, że cała opozycja jednoczy swe siły w ataku na rząd, który nie jest doskonały, ale jednak wyraźnie stara się odbudować silną Polskę. Nowoczesna, KOD, PSL i PO postępują po prostu głupio, próbując “obronić” Trybunał Konstytucyjny  i jego prezesa. Skoncentrowali się na celu, którego los jest najzupełniej obojętny większości społeczeństwa.

Mam nadzieję, że czas tracony przez opozycję i unijnych biurokratów na atak na fortecę, która jest nie do zdobycia (a nawet, gdyby było inaczej, to byłoby to zwycięstwo nic nie dające) polski rząd wykorzysta na przeprowadzenie najistotniejszych zmian w naszym kraju, w pierwszej kolejności takich, które wyżej wymienionych przeciwników najbardziej dotkną. I odetną od koryta na zawsze! I zatrzymają rzekę pieniędzy wypływającą z naszego kraju! A zanim opozycja się zorientuje, będzie już za późno.

 

Przy okazji wojny posłów z Trybunałem dowiedzieliśmy się  jakich mamy sędziów. No, tu wyszły  z worków nie tyle szydła, co raczej uwolnił się nieprzyjemny zapach.

Sędziowie SN i NSA uznali za słuszne dołączyć do sędziego Rzeplińskiego. Sąd Najwyższy wydał kuriozalną uchwałę, w której stwierdził, że powinno się respektować uchwały TK, nawet jeśli nie zostały opublikowane zgodnie z przepisami. Naczelny Sąd Administracyjny  również wypowiedział się w podobnym tonie. Ciekawe jak obie te uchwały mają się do Konstytucji, której tak dzielnie bronią posłowie opozycji.

Jak można było przeczytać w Dzienniku Gazecie Prawnej uchwała NSA (zalecająca respektowanie nieopublikowanych wyroków Trybunału Konstytucyjnego) powstała “bo takie było oczekiwanie środowiska sędziowskiego”!

To jest tak, jakby sędzia na boisku piłkarskim podjął decyzję o podyktowaniu rzutu karnego dlatego, że takie było oczekiwanie telewidzów.

 

Patologię części środowiska widać będzie jak na dłoni, jeżeli jeszcze wspomnimy kuriozalne orzeczenia sądów niższych instancji, wyroki urągające tak sprawiedliwości, jak i wprost pisanemu prawu, takie jak wyrok Sądu Okręgowego w Bielsku Białej, gdzie gwałcicieli skazano na wyroki w zawieszeniu, pomimo tego, że Kodeks Karny wyraźnie mówi, że  za gwałt powinien zapaść wyrok bezwzględnego więzienia. Jak niesie wieść gminna, jednym z winowajców jest syn miejscowego polityka PSL-u.

 

Sędziowie w Polsce cieszą się (oprócz bardzo przyzwoitych apanaży i całkiem nieskromnych emerytur) niebywałymi przywilejami. Nie podlegali lustracji, ani dekomunizacji. Ich oświadczenia majątkowe są niejawne (choć  to ma się zmienić). Chroni ich immunitet. I jakby tego było mało, nie podlegają rygorom powszechnych wyborów, jak to na przykład ma miejsce w przypadku sędziów niższego szczebla w USA.

Szanowni Państwo! Immunitet sędziowski jest w swych założeniach równie bezsensowny, co ograniczanie prawa do posiadania broni dla uczciwych ludzi. Służy on – w teorii – zapewnieniu sędziom niezależności. Uchronieniu ich od nacisków. I zawodzi tak w jednej, jak i w drugiej sprawie. Żeby zrozumieć bezcelowość instytucji immunitetu wystarczy wspomnieć sprawę byłego posła PSL Jana Burego.

Prokuratura postawiła mu między innymi trzy zarzuty dotyczące przyjmowania korzyści majątkowych lub pośrednictwa w przyjmowaniu łapówek za załatwianie spraw w różnych instytucjach. Zdaniem śledczych b. poseł przyjął 700 tys. zł od pewnego przedsiębiorcy, obiecując załatwienie korzystnego wyroku w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Jak niby immunitet sędziowski miałby zapobiec takim kontaktom między nimi, a światem, czy raczej półświatkiem, polityków?

 

Reasumując sytuację w Polsce mamy taką, że sędziowie nie są weryfikowani poprzez udział w wyborach, tylko wybierani (oficjalnie lub nieoficjalnie) przez polityków. Chroni ich immunitet, pozwalający nie tylko na niepłacenie mandatów za przekroczenie przepisów ruchu drogowego. Mogą bez żadnej kontroli sięgać po władzę, która się im nie należy. Ferują wyroki, których podstawą jest oczekiwanie swojego własnego środowiska, albo to, że winnym przestępstwa jest syn lokalnego polityka.

 

Podobnie jak w przypadku pozwoleń na posiadanie broni, które w żadnym stopniu nie chronią przed bandziorami zwykłych obywateli, a tylko zmniejszają ich szansę obrony, tak w sądownictwie immunitety sędziowskie nie sprawią, że ludzie nieuczciwi zaprzestaną wywierania na sędziów nacisków, ani nie spowodują, że nieuczciwi sędziowie się naciskom oprą, a tylko utrudnią wymiarowi sprawiedliwości ściganie tej grupy  sędziów, którzy tym naciskom się poddadzą.

 

Na sam koniec jeszcze jedna uwaga. Uważam, że niezwykle interesująca jest odpowiedź na pytanie, czy stratedzy PiS to przewidzieli i zrobili całe zamieszanie wokół TK specjalnie, czy tak im przypadkiem wyszło. Czy specjalnie podsunęli przeciwnikom taki cel do atakowania, czy jest to osiągnięcie przypadkowe. Jeśli była to zagrywka z premedytacją, to znaczy że mamy na czele państwa mistrzów strategii. Tego jak było, pewnie się nigdy nie dowiemy, ale gdybym miał możliwość zadania jednego pytania panu premierowi Kaczyńskiemu, to właśnie o to bym zapytał.

 

Lech Mucha

 

Tekst jest uaktualnioną i poszerzoną wersją felietonu, który ukazał się w tygodniku Polska Niepodległa.

O autorze: Lech -Losek- Mucha

Pogodny, uczciwy, inteligentny, leniwy (bardzo), konserwatysta, nieprzejednany antykomunista. Mężczyzna, katolik, mąż i ojciec. Zawodowo - chirurg, amatorsko - muzyk, pisarz, płetwonurek, motocyklista...