Orkiestra, jak na Titanicu

Stefan Kisielewski przedstawił kiedyś różnicę między pielęgniarką polską i żydowską. Polska pielęgniarka rankiem zdaje przybyłem właśnie do szpitala doktorowi sprawozdanie, jak chorzy spędzili noc, czy wydarzyło się coś godnego odnotowania, czy też – jak to się mówi we francuskim wojsku – rien a signaler – bo w polskim wojsku za komuny w takich sytuacjach meldowało się, że „nic ważnego nie zaszło”. Tymczasem pielęgniarka żydowska wybiega naprzeciw doktora i woła: „panie doktorze, co JA przeżyłam!” Więc za pielęgniarką żydowską możemy i my dzisiaj zakrzyknać: co myśmy przeżyli! Mam tu oczywiście na myśli wizytę ukraińskiego prezydenta Włodzimierza Zełeńskiego wraz z małżonką w Warszawie. Pan prezydent Zełeński pojawił się w swoim zwykłym kostiumie, stylizowanym na polowy mundur, co miało zrobić na nas wrażenie w związku z toczącą się na Ukrainie wojną, w której USA z sojusznikami wojują z Rosją do ostatniego Ukraińca. Pan prezydent Duda, jako cywil, wystąpił w garniturze i pod krawatem, co z kolei – a w każdym razie ja tak odczytałem tę aluzję – miało świadczyć, że jest przywódcą miłującym pokój. To pierwsze wrażenie zostało potem niestety zatarte, bo przemawiając pod Arkadami Kubickiego, pan prezydent Duda wygłosił bardzo bojowe przemówienie, robiąc przy tym miny bardzo podobne do tych prezentowanych przez Benito Mussoliniego. Ta scena znakomicie potwierdza spostrzeżenie Konrada Lorenza, że zwierzęta wyposażone przez naturę w śmiercionośne narzędzia, rzadko kiedy walczą między sobą na śmierć i życie, bo przeważnie jeden z walczących, czując się słabszym, ratuje się ucieczką, a zwycięzca nawet go nie goni, kontentując się tą kapitulacją. Tymczasem – powiada Lorenz – zwierzęta nie wyposażone przez naturę w śmiercionośną broń, na przykład – synogarlice – nie przerywają walki aż jedna drugą zadziobie na śmierć. Pan prezydent Duda do spółki z panem premierem Morawieckim, zdążyli już przekazać Ukrainie całą posiadaną przez Polskę broń, w związku z czym nie jest w stanie skrzywdzić nawet muchy, a w tej sytuacji – w odróżnieniu od prezydenta Zełeńskiego – musi nadrabiać buńczuczną retoryką i mimiką.

Zwraca uwagę okoliczność, że wizyta prezydenta Zełeńskiego była dość nieoczekiwana, a jej powód – dosyć zagadkowy. Oficjalnym powodem było pragnienie podziękowania Polsce i Polakom, że wspierają Ukrainę wprost bez opamiętania. To jednak można było zrobić przez telefon, bez narażania prezydenta Zełeńskiego na groźbę zamachu ze strony Putina, więc możliwe, że prawdziwy powód wizyty był całkiem inny. Pewne światło rzuca na tę sprawę artykuł ogłoszony kilka dni przez wizytą w prestiżowym amerykańskim piśmie poświęconym polityce międzynarodowej „Foreign Policy”, którego autor stwierdza, że Polska powinna jak najszybciej utworzyć z Ukrainą jedno wspólne państwo. Uzasadnia taką konieczność pragnieniem zrealizowania koncepcji „Międzymorza”. Jednak pierwotna koncepcja „Międzymorza” była inna i nie zakładała udziału Ukrainy w tym przedsięwzięciu. W tamtej, pierwotnej koncepcji, chodziło o to, żeby państwa Europy Środkowej przeciwstawiły się w ten sposób niemieckiej hegemonii, której brzemię Polska odczuwa coraz dotkliwiej. Był to pomysł nawiązania do zapomnianej już dzisiaj koncepcji „Heksagonale” – ale uzupełnionej i poprawionej – ze Stanami Zjednoczonymi, jako protektorem. Jak pamiętamy, reakcją Niemiec na deklarację prezydenta Trumpa, że ta koncepcja bardzo mu się podoba i że USA będą ją wspierały, był niemiecki akces do „Międzymorza”, zgodny z indiańskim przysłowiem, że jak nie możesz ich pokonać, to przyłącz się do nich. Jak pamiętamy, jedynym europejskim politykiem, który z tego powodu wyraził radość, był pan prezydent Andrzej Duda. Trudno zrozumieć, co mu się stało, ale to nieważne, bo nowa koncepcja „Międzymorza” zmierza do wciągnięcia Polski do wojny z Rosją na wypadek, gdy ostatniego Ukraińca zabraknie. Słowem – okazuje się, że pan ambasador Rościszewski już wcześniej wiedział to, czego my jeszcze nie wiedzieliśmy – że jeśli na Ukrainie coś pójdzie nie tak, to Polska „nie będzie miała innego wyjścia”, jak „włączyć się do wojny”. Nie ma przypadków, są tylko znaki – jak mawiał ś. p. ksiądz Bronisław Bozowski – więc nieomylny to znak, że Nasz Najważniejszy Sojusznik właśnie obmyślił dla nas świetlaną przyszłość, w postaci rezerwuaru mięsa armatniego w amerykańsko-rosyjskiej wojnie. Z punktu widzenia USA to byłby prawdziwy dar Niebios, bo w tej sytuacji wcale nie jest pewne, czy przewidziane w art. 5 traktatu waszyngtońskiego procedury musiałyby zostać uruchomione. Rzecz w tym, że ten artykuł wyraźnie stwierdza, że są one uruchamiane tylko w przypadku „zbrojnej napaści” na której z państw członkowskich NATO. Jeśli natomiast państwo członkowskie samo na kogoś napadnie, albo włączy się z własnej inicjatywy do konfliktu, który już się toczy, to nie będzie ofiarą czyjejś „zbrojnej napaści”, a zatem taka sytuacja nie rodzi dla USA, ani – tym bardziej – dla NATO, żadnych zobowiązań. Toteż rzecznik Rady Bezpieczeństwa Białego Domu John Kirby, po wizycie prezydenta Zełeńskiego w Warszawie oświadczył, że USA zrobią „wszystko co możliwe”, żeby zapewnić prezydentowi Zełeńskiemu „najlepszą pozycję negocjacyjną”, gdy „przyjdzie czas na negocjacje” w sprawie zakończenia wojny. O tym, kiedy ten czas „przyjdzie” nie będzie jednak decydował ani pan prezydent Duda, ani prezydent Zełeński, tylko oczywiście – Waszyngton – bo bez amerykańskiej pomocy Ukraina nie będzie w stanie wojny kontynuować.

W tej sytuacji zaniepokojenie budzi obietnica nowych dostaw na Ukrainę „Krabów” i innego uzbrojenia, które Ukraina – jak twierdzi polski rząd – „zakupiła”. Ale jak dotąd Ukraina żadnego uzbrojenia, ani w ogóle niczego w Polsce nie „kupowała”, tylko dostawała „nieodpłatnie” – zgodnie z umową zawartą przez polski rząd z rządem ukraińskim 2 grudnia 2016 roku, która cały czas obowiązuje. Budzi to podejrzenia, że rząd okłamuje opinię publiczną, podobnie jak okłamywał ją i nadal okłamuje w sprawie wtrynionego Polsce ukraińskiego zboża, asekurując się tylko opowieściami, że chociaż za te dostawy Ukraina nie zapłaci, bo zapłacą USA i Unia Europejska. Ciekawe, czy w USA i w Unii Europejskiej o tym w ogóle wiedzą, nie mówiąc już o tym, czy w ogóle w tej sprawie zapadły jakieś uzgodnienia. Jak pamiętamy, Unia Europejska miała zapłacić również za zboże, a tymczasem całkiem niedawno państwa graniczące z Ukrainą na lądzie albo przez morze – z wyjątkiem Turcji, która nie dała się tak wykorzystać – właśnie wystąpiły z supliką do Unii Europejskiej, dopraszając się łaski, by chociaż częściowo zrekompensowała poniesione przez nie straty. Jeszcze bardziej zagadkowo brzmią deklaracje o „wspólnym” produkowaniu amunicji – oczywiście dl, jaka potrzeb Ukrainy. Taka wspólnota mogłaby być pierwszym krokiem na drodze do „zlania się” Polski z Ukrainą w jedno państwo – o czym 3 maja ubiegłego roku wspominał pan prezydent Duda, dopóki ktoś starszy i mądrzejszy nie przestrzegł go, by nie wychodził przed orkiestrę. Ale teraz orkiestra właśnie zagrała.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton  •  serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)  •  12 kwietnia 2023

 

O autorze: Redakcja