Etyka katolicka, jedyna etyka cywilizacji łacińskiej

Żyjemy w świecie modernizowanym. Obszarami w które wtargnął duch po(d)stępu jest nasza kultura, religia, moralność. Zmieniane są normy w każdej dziedzinie życia. Ostatnio nawet w naukach medycznych. Na długo przed “pandemią” zaczęto proponować nam nową normalność z nową moralnością. Pojawiły się nowe orientacje moralne – stare jak świat: kochający inaczej, przyzwoici i normalni inaczej, a wraz z nimi: kradnący inaczej i mordujący inaczej. Inaczej, lecz równie skutecznie, tak samo jak na początku każdego masowego ludobójstwa u progu nowego totalitaryzmu. Pomimo tego Polacy wciąż nie chcą słuchać i myśleć…

Polskość nie może być turańską, bizantyńską lub żydowską;ona może być tylko łacińską

W czasie szalejącej tolerancji represywnej proponujemy państwu kolejne fragmenty myśli Feliksa Konecznego /wybór dakowski. pl/

Feliks Koneczny, z książki Państwo i PRAWO. WAM, 1997,

pisane pod koniec lat 30-tych zeszłego wieku !!!

Obcą, cudzą, jest nam każda religia oprócz rzymskokatolickiej. W państwie polskim katolicyzm musi być religią panującą. Tylko katolik może być dopuszczony do stanowisk publicznych.

Pragnąc moralności w życiu publicznym, musimy tym bardziej trzymać się tej jedynej religii, która od życia publicznego wymaga etyki. Postulatu tego nie zna ani prawosławie, ni protestantyzm. Polskich protestantów jest jednak taka garstka, iż nie byłoby nawet dla kogo tak dalece obmyślać norm odrębnych. A przy tym, cóż to za protestantyzm? W księstwie cieszyńskim dzwonią na Anioł Pański, lud protestancki pielgrzymuje na katolickie odpusty. Wileński kalwinizm utrzymuje się wśród Polaków tylko jako przedsiębiorstwo rozwodowe. Ani tu ani tam nie znać wcale znajomości teologicznej ni luteranizmu, ni kalwinizmu. Znać natomiast często przeświadczenie o osobistym stosunku jednostki do Boga, co sprzeciwia się teologii protestanckiej (zwłaszcza kalwińskiej); znać skłonności personalistyczne, a nierzadko wybitne nawet przejawy personalizmu. Należą oni do cywilizacji łacińskiej, podobnie jak protestanci skandynawscy i angielscy. W państwie cywilizacji łacińskiej będą się czuć u siebie; nie ma więc powodu odmawiać im całej pełni praw obywatelskich; a raczej nie brak poważnych powodów, żeby ich uznawać zupełnie równoprawnymi. W cywilizacji bizantyjskiej państwo zajmuje się dogmatyką, lecz w łacińskiej ograniczy się ingerencja, pozostawiając dogmatykę Kościołowi; państwo czuwać będzie tym bardziej, żeby nie wprowadzać do państwowości cudzych etyk. Nie słuchajmy czczych frazesów o jakiejś etyce ogólnoludzkiej, ani nawet o „chrześcijańskiej”, bo zależy nam tylko na tej jednej i jedynej, która sama jedna głosi, że jedna i ta sama moralność obowiązuje i w prywatnym życiu i publicznym. Jest to etyka katolicka, jedyna etyka cywilizacji łacińskiej.

Zastanawiając się nad rozmaitością etyk, widzimy tym jaśniej, że nie może być syntez pomiędzy cywilizacjami. Luter zezwalał panującym na bigamię, a Kalwin wymagał od rządów tylko tego, żeby przestrzegać kalwińskiej prawowierności. W turańskiej cywilizacji kwestie etyczne nie istnieją zgoła poza etyką rodową lub obozową; te zaś obie nam obojętne. Żydowska cywilizacja posiada aż cztery etyki, dwie dla współwyznawców, dwie względem „gojów”, po jednej w Palestynie i po jednej w „golusie”. W bizantynizmie i w braminizmie jarzmo obowiązków można zrzucić z siebie w każdej chwili. Na Rusi wieków średnich raz wraz ten i ów kniaź Rurykowicz zrzucał „kraestnoje cjełowanie” tj. unieważniał i odwoływał swą przysięgę. W Petersburgu powszechnym było, aż do naszych czasów, wśród inteligencji, przekonanie, że „przecież można zrzec się obowiązku”. Różnice pojęć o moralności sięgają jednak jeszcze dalej: czyż przyjęto by u nas do klasztoru człowieka żonatego i ojca rodziny, zgłaszającego się, ponieważ pragnie „poświęcić więzy niższe dla celów wyższych”? W cywilizacji bramińskiej takie porzucenie rodziny uchodzi za cnotę. Tam w ogóle wszelkie obowiązki są czasowe, bo można się od nich uwolnić kiedykolwiek doraźnie.

Jakżeż wobec takich odmienności można mówić o jakiejś moralności „powszechnej”? Wiadomo jak w prawosławiu Cerkiew wysługuje się rządowi. W bizantynizmie nie dopuszcza się, żeby jakaś powaga moralna miała się wyodrębnić z ram państwa, gdyż przyznaje się supremację sile fizycznej nad duchowymi. Nadto cywilizacja ta nie pojmuje jedności bez jednostajności. Robiła zaś cywilizacja bizantyjska zdobycze na całym kontynencie europejskim. Niemcy są od dziewięciu stuleci rozdwojone na cywilizację bizantyjską i łacińską. Kultura bizantyjsko- niemiecka rozwinęła się podczas walk cesarstwa z papiestwem, następnie uprawiali ją Krzyżacy, po czym wyrosło z tego prusactwo. W ostatnich czasach całe Niemcy sprusaczyły się, tj. przejęły się ideologią prusacką. Odbywała się też od dawna w całej Europie propaganda, żeby wyrugować moralność z polityki. Doszło do tego, że ośmieszano samo przypuszczenie łączności życia publicznego z etyką; wołano, że to naiwność.

Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną to znaczy, nie będziesz się oglądać na zadanie i zachowywanie tych wszystkich, którzy nie chcą uznawać naszej etyki; nie będziesz zważał na szyderstwa, lecz przy każdej sposobności stwierdzisz po męsku, że sam do cywilizacji łacińskiej się przyznajesz i żądasz, żeby państwo uznało ją za cywilizację państwową.

Precz z państwowością bezetyczną! My chcemy etyki totalnej, tj. obowiązującej we wszystkim, ale to we wszystkim. Walka z pojęciami państwowości amoralnej musi trwać bez przerwy, aż do całkowitego zwycięstwa moralności naszej rodzimej cywilizacji łacińskiej. Niechaj się moralność katolicka rozwija coraz bardziej, niechaj powstaną nowe wymogi etyczne, aż moralność katolicka obejmie sprawy życia publicznego. Nie możemy zaś żadną miarą zwalniać państwa od etyki. Historia powszechna dostarcza aż nazbyt wiele świadectw, że gdy się zwolni życie publiczne od moralności, następuje tym samym upadek jej w życiu prywatnym. Publiczne nie może posiadać etyki innej, jak prywatne. Od wszelkiej dwoistości w etyce bije zgnilizna. Postęp moralności zawisł właśnie od tego, żeby uznawać jej potrzebę w narodzie, społeczeństwie i państwie. Nie możemy dopuszczać do spraw państwowych moralności żydowskiej, turańskiej ani bizantyjskiej, bo to dla nas „bogi cudze”.

Z całą stanowczością, nie wykluczając nawet bezwzględności, musimy zapobiegać, żeby państwowość nie służyła do walki z katolicyzmem. Kto walczy z Kościołem, ten godzi w Polskę. Od dwustu lat stanowi sprawa polska kwestię etyki międzynarodowej; ponieważ zaś tylko katolicyzm uznaje etykę w życiu publicznym, więc interesy narodowe polskie związane są z losami katolicyzmu w Europie. Prócz katolickiej, wszelka inna religia powtórzmy ma być obcą polskim urządzeniom państwowym. Właściwie państwo nie powinno mieszać się w sprawy żadnej religii, ani katolickiej. Stosunek Kościoła do państwa określany jest jednak w Europie konkordatami zawieranymi ze Stolicą apostolską, a każdy konkordat przyznaje pewną ingerencję państwu w sprawy eklesiologiczne; my zaś nie mamy prawa być „bardziej papieskimi od samego papieża”. Mamy natomiast dwa obowiązki: pilnować, żeby rząd (ni żaden urząd jego) nie dopuszczał się wykrętów w wypełnianiu warunków konkordatu; tudzież, żeby nie roztaczał opieki państwowej nad „cudzymi” wyznaniami, na przekór katolicyzmowi. Trzeba kontrolować rząd, czy równocześnie nie utrudnia działań Kościołowi, a nie ułatwia prawosławiu, protestantyzmowi, judaizmowi.

Prawosławie i protestantyzm mają to do siebie, że nie mogą wprost istnieć bez poparcia władzy świeckiej. Gdybym był prawosławnym, poczuwałbym się do wielkiej wdzięczności względem Polski. Bez polskiej troskliwości (jakżeż bezinteresownej) o dobro prawosławia, może by go już nie było na równinach sarmackich. Wybieram z całej historii trzy punkty, szczególniejszej wagi. Po wielkich najazdach tatarskich, za czasów cesarstwa łacińskiego, kiedy nawet niekiedy nie bylo patriarchy i nikt się nie troszczył o losy cerkiewne Rusi, wtedy reorganizatorem metropolii „Kijowa i wszystkiej Rusi” stał się Cyryl, b. kanclerz Daniela halickiego. Pochodził on z bojarów ziemskich z ziemi „Lachów”, a zatem był Lachem prawosławnym? Kiedy zaś potem ziemia ta wraca na stałe do Piastów, pierwszy z nich, Bolesław Trojdenowicz przechodzi na prawosławie, przyjmując imię Jerzego; drugi z kolei Kazimierz Wielki, organizuje hierarchię prawosławną, czyniąc to nawet wbrew papieżowi. Po raz trzeci upadła Cerkiew wschodniosłowiańska po rewolucji bolszewickiej, a tym razem upadła całkowicie; przestała istnieć, bo nie starczyło kleru wiernego Cerkwi i przygotowanego, choćby jako tako, do pełnienia funkcji kapłańskich. Wtedy państwo polskie pospieszyło z pomocą, nie ograniczając się do samego ocalenia tej Cerkwi, lecz podnosząc jej poziom tak wysoko, jak to nie bywało nigdy w Rosji. Teologiczny wydział prawosławny na Uniwersytecie Warszawskim ma hodować duchowieństwo schizmatyckie dla prowincji państwa polskiego, a państwu temu sprzyjające i nie pragnące odrodzenia Rosji i przywrócenia jej panowania nad tymi prowincjami, słowem, ma dostarczać popów antyrosyjskich (sic!). Co za naiwna wyobraźnia! W rzeczywistości urządzono bogate rezerwy dla przyszłego odrodzenia prawosławia w Rosji i to z postępem na znacznie wyższy szczebel, niż bywało kiedykolwiek. Dzięki Polsce, schizma Rusi dźwignęła się z upadków i teraz może śmiało czekać na chwilę sposobną odwdzięczenia się. Nigdy by ów rząd polski nie okazał ani w części takiej troskliwości jakiejkolwiek sprawie katolicyzmu. A jak się opiekowano sekciarzami, mariawitami i kościołami „narodowymi”!

Ażeby protestantyzm podnieść w oczach ludu śląskiego, nadano pastorom tytuł „księży” „tj. kapłanów”. Jest to nonsens teologiczny wobec nauk Lutra czy Kalwina; jest to nawet istny bunt religijny, bo „reformatorzy” żadnego stanu kapłańskiego nie uznawali, lecz przeciwnie, twierdzili, że stan taki istnieć nie może. Wiedzą o tym oczywiście pastorowie, a jednak o tytuł księży zabiegali i używają go demonstracyjnie. Stanowi to niewątpliwie zerwanie z luteranizmem i kalwinizmem i byłoby czymś analogicznym do pewnych wierzeń i praktyk „protestantów” w cieszyńskim; jakiś specyficzny polski protestantyzm. Owszem! Do stwierdzonych w Europie osiemnastu dogmatyk protestanckich możemy doliczyć protestantyzm dziewiętnastej dogmatyki, gdyż ilość dogmatyk protestanckich jest zasadniczo nieograniczoną. Nie zamierzamy bowiem przeszkadzać; chcielibyśmy tylko, żeby „księża pastorzy” jawnie oświadczyli się za przywróceniem kapłaństwa (wbrew Lutrowi). Zdaniem niektórych chodziło jedynie rządowi tylko o demonstrację antykatolicką. Złośliwi zapowiadali, że niebawem pojawią się „księża rabini”. Grube przeto są przewinienia państwowe przeciwko pierwszemu przykazaniu. Powiedziano dalej: Nie wzywaj Imienia Boskiego nadaremnie. Przykazanie to chroni od świętoszkostwa, a ostrzega, żeby nie wciągać Kościoła w sprawy świeckie, bez istotnej, koniecznej potrzeby. Taka potrzeba zachodzi jednak zawsze, gdy moralność jest zagrożona i wtenczas nie wolno się wahać. Skoro nie nadaremnie, a zatem trzeba Go wzywać, skoro to nie jest nadaremnie, tj., gdy odwołujemy się do moralności.

Skoro zaś wgląd w życie publiczne mieści się tylko w etyce katolickiej, będzie to odwołaniem się do katolicyzmu. Związek nierozerwalny! Nie dbajmy o szyderstwa, a wrogów etyki naszej cywilizacji łacińskiej przypierajmy zawsze do muru; niechaj będą wrogami jawnie.

Nie zaszkodzi, jeżeli podzielimy się na obozy według stosunku do religii i do cywilizacji. Jawność taka ułatwi nam życie publiczne. Za długo już dokazywały rozmaite łodzie podwodne przeciwko katolickości i polskości. A polskość nie może być turańską, bizantyjską lub żydowską; ona może być tylko łacińską.

Wrogowie katolicyzmu, nie znoszący moralności w rządach i nie chcący odpowiedzialności, niechże będą wrogami jawnymi!

_________________________________________________________________________________________________________

 

 

O autorze: Redakcja