Polityka monetarna Polski – cz. 3 – Emisja pieniądza

http://www.polska-jutra.eu/polityka-monetarna-polski-cz-3-emisja-pieniadza/

Pisałem, że pieniądz (w znaczeniu całego zasobu pieniędzy w państwie) jest własnością społeczeństwa, narodu, nas wszystkich. A jeżeli tak, to każdy nowo tworzony pieniądz jest także naszą własnością i jest tworzony (emitowany) dla nas, przez nas, w naszym imieniu. Czyli emisji nowego pieniądza powinno dokonywać państwo, będące formą organizacji społeczeństwa, a dokładniej organ państwa do tego wyznaczony, powiedzmy, że mennica narodowa bądź nasz bank narodowy. Oznacza to nic innego jak to, że emisji pieniądza w demokratycznym państwie NIE może dokonywać żadna instytucja prywatna, żaden bank prywatny!

Emisja pieniądza powinna nadążać za rozwojem kraju, czyli wzrostem gospodarczym: ilość pieniądza w obiegu powinna być dostosowana do łącznej sumy wytworzonych dóbr – usług i towarów – które pozostają w Polsce (co odpowiada PNB, p. dalej). Jeżeli ta suma dóbr w danym roku wzrosła w stosunku do roku poprzedniego o np. 5%, to ilość pieniądza w obiegu powinna być także powiększona o 5%. Te nowe 5%, czyli np. w przypadku naszego PNB (produktu narodowego brutto; nie mylić z PKB, czyli produktem krajowym brutto, z którego część wyjeżdża za granicę) wynoszącego powiedzmy 1,5 biliona złotych, będzie to kwota równa 75 miliardom złotych. I właśnie taką ilość pieniędzy – 75 mld zł – powinien wyemitować upoważniony organ państwa. Nazywam to emisją uzupełniającą lub wyrównawczą.

Drugorzędną sprawą jest, czy pieniądz ten będzie wytworzony jako cyfrowy (zapis w komputerach), papierowy (wydrukowane banknoty) czy metalowy (bite monety), istotne jest, że powstanie on w kwocie odpowiadającej wzrostowi PNB. Taka zasada powoduje, że nie  będzie ani inflacji (zżerającej wartość pieniądza), bo pieniądz ma pokrycie w wytworzonych dobrach, ani niedoboru pieniądza (zmuszającego ludzi do zaciskania pasa i zadłużania się kredytami), bo będzie go odpowiednia ilość.

Nie daj się, Czytelniku, zwieść fałszywym ostrzegaczom, że emisja dokonywana przez państwo w imieniu i dla narodu będzie źródłem inflacji – jeżeli przyjmie się w Konstytucji zasadę “emisja takiej ilości pieniądza, jaka odpowiada wzrostowi PNB”, to inflacji nie będzie. Oczywiście, trzeba przewidzieć też sytuację spadku PNB, czyli skurczenia się sumy wytworzonych dóbr, a nie wzrostu. Co wtedy? Wtedy, po prostu, bank centralny państwa (np. nasz przyszły suwerenny NBP) wycofuje z obiegu tyle pieniądza, ile wyniósł w złotych spadek PNB. Zasada jest prosta i działa w obie strony.

Emisja pieniądza (dla obrazowego przedstawienia wyobraźmy sobie, że chodzi o wydrukowanie banknotów) daje emitentowi (temu, który drukuje i dysponuje banknotami) wymierną korzyść, ponieważ koszt wydrukowania banknotu to – w przeliczeniu na jeden złoty – rząd wielkości około jednego grosza (zależy od nominału banknotu, oczywiście). Zatem, po wydrukowaniu, po odliczeniu wszelkich kosztów druku, transportu, pracy itd. dysponent banknotu ma “na czysto” ponad 90 groszy z każdej złotówki (w przypadku zapisu cyfrowego będzie to jeszcze więcej, bo koszty tu są mniejsze). To jest tzw. zysk z senioratu lub, inaczej, renta emisyjna. Ta renta należy się nam, społeczeństwu: jeżeli jako społeczeństwo wypracowaliśmy powiększenie PNB, to nowe pieniądze, a tym samym renta emisyjna, należą się nam, całemu społeczeństwu, a nie jakiemuś prywatnemu bankowi czy urzędnikowi.

Nawet w dzisiejszej Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. jest artykuł 227, którego ustęp 1 mówi: “Centralnym bankiem państwa jest Narodowy Bank Polski. Przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza.”

Ten zapis jest, niestety, obchodzony i łamany przez praktyki banksterów, którzy kreują pieniądz dłużny ex nihilo (z niczego) w momencie udzielania nam kredytów. Wojna o prawo do emisji pieniądza pomiędzy bankierami a rządami toczy się ok. 300 lat, pochłaniając wiele ofiar. Największa gospodarka świata, USA, nie obroniła się przed banksterskimi zakusami i tamtejsze państwo przegrało tę wojnę, pozwalając w 1913 roku na utworzenie FED-u, czyli prywatnego banku “centralnego”, który otrzymał prawo do emisji dolara. To był początek końca demokracji i zdrowego obiegu pieniądza.

Zakładam, że kiedyś świat wróci do normalności i to społeczeństwo poprzez swój rząd i państwowy bank centralny będzie beneficjentem renty emisyjnej. Wtedy pozostanie do rozstrzygnięcia jeszcze jedna, ważna i niebanalna, kwestia: jak wpuścić pieniądze z emisji wyrównawczej do obiegu, albo inaczej: jak dokonać rozproszenia nowo wyemitowanych pieniędzy (w skrócie: rozproszenia emisji). I tu rozpoczyna się obszerne pole do sporów, ponieważ metod rozproszenia jest wiele. Ale uporządkujmy zagadnienie.

Wyemitowane pieniądze (nasze dodrukowane banknoty) mogą zostać rozdystrybuowane zasadniczo trzema kanałami:

  • na ręce rządu (czyli do budżetu państwa, np. na finansowanie dużych państwowych inwestycji) – wtedy decydować o nich będą urzędnicy i politycy,
  • wśród konsumentów (czyli obywatelom) – wtedy możemy mówić o tzw. dywidendzie narodowej wynikającej z powiększenia PNB i podzielonej wśród obywateli państwa, którzy płacą w Polsce podatki,
  • wśród przedsiębiorstw, które będą zasilone środkami pieniężnymi na rozwój, modernizację i badania.

Każdy z tych kanałów dystrybucji znajduje swoich krytyków.  Są też głosy, które mówią, ze nie można zasilić tylko jednej strony rynku: ani popytowej (konsumenci), ani podażowej (przedsiębiorstwa), ani rządowej (budżetowej), bo zachwieje to równowagą lub da zbyt wiele władzy urzędnikom.

Jest w tym dużo racji, zatem logiczne wydaje się mieszane rozproszenie emisji wyrównawczej, czyli podzielenie nowo wyemitowanych pieniędzy na trzy “garnuszki”. Zasady i procedurę takiego podziału powinna określać Konstytucja, a parlament powinien co roku decydować o szczegółowych kwotach, zawierających się w konstytucyjnych “widełkach”. Jest to temat dość obszerny, na który można by napisać opasłą książkę, ale dziś niepopularny, bo obecny system jest postawiony na głowie i nie dopuszcza takich badań, rozważań i analiz.

O autorze: JAM