Trzej komisarze z Instytutu
Napisano 03.04.2015
Od wielu już lat, co roku w swoich felietonach Wielkanocnych składam życzenia najważniejszym osobom w państwie, kolejnym prezydentom i premierom. W tym roku muszę przerwać tę tradycję, gdyż są osoby, które bardziej zasługują na świąteczne życzenia. Są nimi trzej panowie, tworzący komisję kwalifikacyjną filmu dokumentalnego przy Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Andrzej Titkow, Jacek Petrycki i Rafał Listopad. Wymieniłem specjalnie od razu ich nazwiska, żeby nie trzymać czytelników w napięciu. Wystarczą nam napięcia związane z przygotowaniami do świątecznego, niedzielnego śniadania.
Wszyscy trzej członkowie komisji są utalentowanymi i wielokrotnie nagradzanymi za swoje osiągnięcia twórcami. Najbardziej zaś najstarszy z tej trójki Andrzej Titkow, potem Jacek Petrycki, a na końcu najmłodszy Rafał Listopad. Misją wspomnianego Instytutu jest rozwój polskiej kinematografii, zaś wymieniona trójka odpowiedzialna jest na odcinku filmu dokumentalnego.
To tyle tytułem wstępu do życzeń. Powód jest wyjątkowy. Cała trójka ma nieocenione wprost zasługi dla rozwoju filmu dokumentalnego. To właśnie dzięki nim, a ściślej, dzięki zdyskwalifikowaniu przez nich projektu filmu o śp. Marii Kaczyńskiej, znana dokumentalistka Maria Dłużewska zrobiła świetny dokument, mający wiele walorów artystycznych i społecznych. W warunkach wymaganych przez Instytut oraz tych trzech wybitnych artystów, nigdy by film, który budzi powszechny zachwyt, nie powstałby. Stąd najserdeczniejsze moje życzenia wszelkiej pomyślności i dalszej pracy na rzecz Instytutu.
Placówka to kierowana przez niejaką Agnieszkę Odorowicz nie może sobie pozwolić na finansowanie produkcji, które są w opozycji do nurtu prorządowego. Czy można się dziwić, że projekt złożony przez Marię Dłużewską z wnioskiem o dofinansowanie jego produkcji został przez tę komisję odrzucony, jeśli jego bohaterką miała być żona śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Czy on w ogóle pasuje do III RP? I ta jego Maria? Obydwoje mają się nijak.
Dłużewska o tym nie pomyślała, tylko pcha się ze swoim filmem do Instytutu. I jeszcze jaki tytuł mu dała -„Dama”. Chyba oszalała. Damą to była Jolanta Kwaśniewska. Czy oprócz niej jakaś inna prezydentowa wie, jak się je bezy albo sprzedaje willę w Kazimierzu? Maria Kaczyńska wiedziała? Wątpię.
Myślę, że panowie z komisji też wątpili. Stąd ich szczęśliwa decyzja. – Zdyskwalifikować dokument na pniu. Bez dwóch zdań. Będzie z tego knot – uchwalili komisyjnie. W uzasadnieniu decyzji, krótkim, ale nasyconym poetyką III RP, którą, jak cały Instytut wraz z jego szefową Odorowicz, są przepełnieni, napisali m.in.: „Film, który by powstał na podstawie tego scenariusza z pewnością znalazłby zwolenników, którzy zasiedliby przed telewizorami w celu przeżycia „patriotycznych” wzruszeń i, przy okazji, odbyć „seans nienawiści”.
Do życzeń dołączam wyrazy poparcia dla ich opinii, że filmy w telewizji nie po to są, żeby dostarczać widzom wzruszeń, a jeśli są już konieczne, to broń Boże, patriotycznych.
Nie rozumiem tylko ostatnich słów w tym uzasadnieniu. W jaki sposób widzowie, oglądając dokument o mądrej, szlachetnej i pełnej miłości do ludzi i świata kobiety, jaką bez wątpienia była śp. Maria Kaczyńska, mieliby „odbywać” seanse nienawiści? I w stosunku do kogo? – Czy panowie Andrzej Titkow, Jacek Petrycki i Rafał Listopad mogliby mi to wyjaśnić?
Jerzy Jachowicz
Cytowane za portalem SDP: http://www.sdp.pl/felietony/11115,trzej-komisarze-z-instytutu,1428058276
Ilustracja: Plakat Leszka Żebrowskiego z wystawy “Polish Posters from the Stalin Times” (exibition poster), 2002.
[Nadtytuł notki mój – Andy]
Dodaj komentarz