Kara śmierci a etyka katolicka. Część I-sza (Sługa Boży o. Jacek Woroniecki OP)

Kara śmierci a etyka katolicka. Część I-sza (Sługa Boży o. Jacek Woroniecki OP)

 

„Zdarza się jednak, iż coś rozważane pod kątem ogólnym jest dobrem, lecz po uwzględnieniu jakichś dodatkowych, szczegółowych okoliczności obraca się w zło. Tak jak płodzenie synów rozpatrywane samo w sobie jest czymś dobrym, lecz płodzenie ich z nie swoją żoną jest czymś złym”. I podobnie zdarza się, że coś jest złem, jeśli rozważa się je pod kątem ogólnym, a mimo to staje się czymś dobrym ze względu na jakieś  szczegółowe okoliczności. Tak jak zabójstwo samo w sobie jest czymś złym, lecz zabicie człowieka szczególnie szkodliwego dla zbiorowości jest czymś dobrym”. / Św. Tomasz z Akwinu „Zagadnienia etyczne”/

 

Kara śmierci a etyka katolicka – o. Jacek Woroniecki OP

Obawa przed utratą tego, co człowiek uważa za najdroższe, wstrzyma niejednego od dogadzania na drodze przestępstwa swym pożądaniom lub namiętnościom. A skoro go nie wstrzymała i dopuścił się jednego z tych najcięższych przewinień naruszających porządek społeczny, przede wszystkim zabójstwa, to sprawiedliwe jest, aby sam został pozbawiony życia, skoro nie ceni go u innych.

Najwyższe dobro doczesne, jakim jest życie, winno być chronione karą pozbawiającą tego, co stoi najwyżej w skali dóbr doczesnych, a taka jest właśnie kara śmierci. Jej stosowanie nie jest bynajmniej sprzeczne z V przykazaniem, bo zakazuje ono zabijania powagą własną i załatwiania tą drogą porachunków osobistych, nie odnosi się zaś do prawa, jakie posiada społeczeństwo – karania cięższych przestępstw śmiercią. Najlepszym tego dowodem jest to, że natychmiast po ogłoszeniu Dekalogu Mojżesz ustanowił karę śmierci za cały szereg przewinień, nawet nie najcięższych, np. za złorzeczenie rodzicom.

Etyka chrześcijańska nie wchodzi w szczegóły, gdy chodzi o wskazanie, jakie przestępstwo winno być karane śmiercią, ale stoi na stanowisku, że państwo ma prawo stosować tę karę za przewinienia szczególnie szkodliwe dla wspólnego dobrobytu społeczeństwa.

Na pozór trudniej pogodzić karę śmierci z celem (…), jakim jest zadośćuczynienie Bogu. A jednak z tego, co powiedzieliśmy wyżej o tych dwóch celach kary, wynika z żelazną konsekwencją, że możność zapłacenia za popełnione przewinienia życiem ma wszelkie dane, aby stać się dla przestępcy pobudką do odrodzenia duchowego, a więc i radykalnej poprawy, i uleczenia przed stanięciem na sądzie Bożym.

Jak widzieliśmy powyżej (…), nikomu nie wolno wymierzyć sobie samemu kary śmierci za popełnione przewinienia, ale przyjąć ją należy, gdy zostanie wymierzona wyrokiem sądu państwowego. Poddanie się jej w nadprzyrodzonym duchu wiary i pokuty posiada wielką moc zadośćuczynienia, choćby za największe przestępstwa popełnione w ciągu życia. Jeden z łotrów na Golgocie dał nam wzór, jak z kary śmierci można wyciągnąć największą korzyść dla duszy. Jego słowa: “godną zapłatę za uczynki odbieramy“, najlepiej pokazują ten nastrój, który w mgnieniu oka leczy duszę złoczyńcy, kruszy jej przywiązanie do grzechu i sprawia, że kara przemienia się w pokutę, a ta prowadzi do zbawienia.

Poprawczy charakter kary śmierci, gdy rozważa się ją z nadprzyrodzonego punktu cnoty pokuty, występuje w całej pełni i doświadczenie krajów, w których obyczaj chrześcijański jest jeszcze żywy, wskazuje, że ogromna większość przestępców pod wpływem tego wstrząsu, jakim jest wyrok śmierci, poddaje się łasce nawrócenia. Znane są przypadki, że tak nawrócony skazaniec nie chce składać prośby o ułaskawienie, widząc jasno, że śmierć przyjęta w tych warunkach jako odkupienie grzechów daje mu taką nadzieję zbawienia, jakiej nie miałby spędzając resztę życia w więzieniu. Bo rzeczywiście, przy największych wysiłkach, jakie czynią społeczeństwa, aby z więzień zrobić zakłady poprawcze, człowiek skazany na długoletnie zamknięcie albo w samotności, albo w towarzystwie ludzi często głęboko zdeprawowanych, zbyt narażony jest na to, że nie wytrwa w nastroju pokuty, jaki wywołała w nim groza śmierci.

Nietrudno zrozumieć, że w krajach, które zatraciły ducha chrześcijańskiego, powyższe względy nic nie znaczą i że budzą się w nich tendencje do zniesienia kary śmierci. Stosowana bowiem tylko dla racji odwetowych i prewencyjnych, z pominięciem względu na poprawę przestępcy, ma ona w sobie coś, co słusznie wywołuje zastrzeżenia. W okresach większych niedomagań społecznych, kiedy przestępczość wzrasta i wymaga silniejszych represji, te kraje, które pod wpływem niewiary i liberalizmu już zniosły karę śmierci, powracają do niej. Spełnia ona wtedy swe wtórne zadanie, ale nie spełnia, albo przynajmniej rzadko, pierwszego, jakim jest poprawa przestępcy, skoro w społeczeństwach, które utraciły obyczaj chrześcijański, znikło zrozumienie jej nadprzyrodzonej doniosłości.

Tam, gdzie myśl o życiu nadprzyrodzonym jest w społeczeństwie żywa, kara śmierci spełnia też całkowicie swe zadanie zadośćuczynienia Bogu. Każdy człowiek winien być gotów oddać Bogu to życie, które dostał z Jego rąk, toteż przyjmowanie śmierci z całkowitym poddaniem, ma zawsze wielką wartość zadośćuczynienia sprawiedliwości Bożej. Są ludzie, którym danym jest złożenie życia w ofierze za wielkie sprawy – za wiarę, w chwilach prześladowań oraz za ojczyznę, gdy wypadnie jej bronić w wojnie sprawiedliwej. Podobnie oddanie życia Bogu w wypadkach kary śmierci, choć nie posiada (jako mniej dobrowolne) tych cech bohaterstwa, jest aktem, który naprawia ujmę przyniesioną Bogu przez nieposzanowanie Jego praw i tego porządku społecznego, jaki ustanowił On wśród ludzi.

Większe uświadomienie w świecie katolickim wszystkich nadprzyrodzonych aspektów kary śmierci sprawiłoby, że spełniałaby ona lepiej to zadanie, jakie Bóg przeznaczył jej dla zbawienia dusz obciążonych szczególnie wielkimi przestępstwami.

o. Jacek Woroniecki OP

 

KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO o karze śmierci. Nauka Kościoła Katolickiego dotycząca moralnej oceny (a więc zgodności z Prawem Bożym) jakiegoś obszaru działalności człowieka zawsze formułowana jest na dwu poziomach:

Pierwszym jest ogólna zasada, obowiązująca bezwarunkowo, to znaczy zawsze, wszędzie, w każdych okolicznościach i w odniesieniu do każdego.

Poziomem drugim są odniesienia tej ogólnej zasady do konkretnych, często bardzo skomplikowanych sytuacji, w jakich znajdować może się człowiek, często nieznanych w czasach, w których formułowana była ogólna zasada.

Nigdy te szczegółowe aplikacje nie mogą wykroczyć poza sens nadrzędnej, zawsze obowiązującej ogólnej zasady moralnej, bo prowadziło by to do relatywizmu. Z drugiej strony brak takich odniesień zamieniałby prawo moralne w krzywdzący człowieka fundamentalizm.

Te dwa poziomy od zawsze obecne w katolickim nauczaniu odnośnie kary śmierciogólna zasada uznająca prawo władzy państwowej do jej wymierzania oraz precyzacja nakładająca obowiązek poszukiwania innej sprawiedliwej kary tam, gdzie to możliwe – znajdują odzwierciedlenie w Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK), który jest skrótem nauczania Kościoła (doktryny Kościoła). Podpisany w 1992 roku przez papieża Jana Pawła II Katechizm, został w 1998 roku zmieniony w niektórych miejscach, m.in. w punktach dotyczących kary śmierci. Obecnie aktualny jest następujący zapis:

2265 Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności.

2266 Wysiłek państwa, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się zachowań, które łamią prawa człowieka i podstawowe zasady obywatelskiego życia wspólnego, odpowiada wymaganiu ochrony dobra wspólnego. Prawowita władza publiczna ma prawo i obowiązek wymierzania kar proporcjonalnych do wagi przestępstwa.
Pierwszym celem kary jest naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie. Gdy kara jest dobrowolnie przyjęta przez winowajcę, ma wartość zadośćuczynienia.
Poza ochroną porządku publicznego i bezpieczeństwa osób, kara ma wartość leczniczą; powinna w miarę możliwości – przyczynić się do poprawy winowajcy.

2267 Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem.
Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem, władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej.
Istotnie dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy “są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale”.

 

 

O. Jacek Woroniecki OP: Katolickie metody działania.

 

Po wszeczasy istnieć będzie głęboki antagonizm między duchem świata a duchem Chrystusowym; świat nie przestanie nigdy przeciwstawiać się myśli Chrystusa, a najistotniejszym punktem spornym będzie zawsze zagadnienie miłości i wypływających z niej metod postępowania. Tę antytezę metod znajdujemy dobitnie wyrażoną w słowach Zbawiciela: „Oto ja was posyłam jako owce między wilki” (Łk 10,3)
Będąc uczniami Tego, który chciał z całego stworzenia wybrać sobie za symbol bezbronnego baranka bez skazy, znajdujemy się i my na świecie jako jagnięta otoczone stadem wilków. Nie mogąc posługiwać się kłami i pazurami, uchodzimy w oczach świata, wierzącego tylko w kły i pazury, za coś słabego i bezbronnego. Tymczasem w tej pozornej bezbronności tkwi cała nasza potęga i moc. Jednym tylko jest ona zawsze uwarunkowana, mianowicie aby w nią wierzyć bezwzględnie i nie dać się nigdy porwać pokusie użycia wilczych metod, tak nęcących nieraz swą łatwością i skutecznością na krótką metę.
Doskonale to kiedyś rozwinął św. Jan Chryzostom, tłumacząc powyższe słowa Zbawiciela: „Aby zwyciężyć wilki, musimy zostać jagniętamigdy zechcemy być wilkami, to tamte, wilki tego świata, zawsze nas zjedzą”. I jasnym jest, dlaczego. Oto, jeśli nawet w walce ze światem pod wpływem roznamiętnienia chwycimy się tego lub owego wilczego środka, to jednak na użycie ich wszystkich sumienie chrześcijańskie nam nie pozwoli; zawsze będzie nas ono krępować w używaniu wilczych metod i w walce z prawdziwymi wilkami, których nic nie krępuje, zawsze ulegniemy.
Zwyciężyć możemy tylko wtedy, kiedy tym metodom, w których są oni mistrzami i w których nigdy im nie dorównamy, chyba że całkowicie przejdziemy do ich obozu, zdradzając świętą sprawę Bożą, zdołamy przeciwstawić nasze metody, metody Baranka Bożego. I w nich można dojść do mistrzostwa, jak to wielcy mocarze ducha, święci Pańscy dowiedli. Dają one wtedy dziwne, nieznane światu panowanie nad duszami, a o nie to przecież, o to władanie ludźmi i kierowanie ich życiem cała walka między nami a światem się toczy. I nie należy myśleć, że ta miłość chrześcijańska, z której akcja katolicka winna wysnuwać swoją metodę, jest czymś ckliwym, słabym i anemicznym.
Myśl współczesna, zdeprawowana sentymentalizmem, indyferentyzmem i wypływającymi z nich hasłami tolerancji, nieraz chciała widzieć w chrześcijaństwie coś słodkołzawego, paraliżującego wszelkie przejawy czynu w życiu ludzkim; teoria niesprzeciwiania się złu, sformułowana przez Tołstoja, była ostatnim wyrazem tego kierunku myśli, z którym zresztą można się było wszędzie spotkać, gdzie chodziło o zajęcie zasadniczego stanowiska wobec pewnych ciężkich i twardych konieczności życia ludzkiego. Gdy szło o wojnę, o karę śmierci, o inkwizycję, ostatnim pokoleniom żyjącym w atmosferze przesiąkniętej do dna egoistycznym humanitaryzmem trudno było pojąć, że nie tylko nie stoją one w sprzeczności do zasad miłości chrześcijańskiej, ale nieraz mogą być nawet jej bezpośrednimi postulatami.
Bo i w samej rzeczy, miłość chrześcijańska jest tą wewnętrzną, nadprzyrodzoną mocą ducha, która nami kieruje w wypełnianiu wszystkich obowiązków naszego życia, tak iżby one odpowiadały we wszystkim świętej woli Bożej i do ostatecznego celu prowadziły. Nieraz obowiązki te mogą krzyżować wolę naszych bliźnich i zmuszać nas do zadawania im bólu, a jednak nie wolno nam się wtedy cofać, bo nie przyjemność bliźniego winna być dla nas decydującym czynnikiem, ale chwała Boża i dobro moralne społeczeństwa i dusz ludzkich. Jest więc w dobrze pojętej miłości chrześcijańskiej coś mocnego, nawet twardego, a natchniony autor „Pieśni nad pieśniami”, szukając z czym by ją pod tym względem zestawić, porównał ją ze śmiercią. „Mocne jest jako śmierć miłowanie” (Pnp 8,6). Nieraz żąda ona od nas czynów, które muszą zaboleć i pewne zło fizyczne wyrządzić, ale to zło winno być zawsze warunkiem większego dobra, zła dla zła wyrządzać jej nie wolno.
Tu leży ta wielka różnica między metodą świata a metodą miłości. Świat, gdy wyrządza zło, czyni to dla celów egoistycznych, dla zwalczania przeszkód, które spotyka na drodze do zaspokojenia nienawiści lub żądzy zemstyMiłość chrześcijańska, gdy wyrządza jakieś przemijające zło fizyczne, czyni to dlatego, że jest ono warunkiem większego, trwałego dobra. Gdy zmuszona jest wystąpić z mocą i ból, a nawet śmierć zadać, nie przekroczy nigdy koniecznej miary bólu, a nawet w samym sposobie, w jaki go zada, da poznać, jak wielka intencja dobra nią kieruje, jak wolna jest od chęci dokuczenia lub wyzyskania dla siebie cudzego cierpienia.
W życiu świętych można by wskazać cudowne przykłady tej mocnej, druzgocącej nieraz zło miłości. Umieli oni i inkwizycją kierować, i wojny prowadzić, i surowo karać bliźnich, nie tylko nie przekraczając miary cierpienia, które wtedy wolno, a nawet trzeba zadać, ale łagodząc je tym przekonaniem, które wpajali, że we wszystkim, co robią, szukają nie siebie, nie swej korzyści lub zaspokojenia namiętności, ale chwały Bożej i prawdziwego dobra dusz.
Zapewne, że wobec zła stanowisko Tołstojowskie, nie przeciwstawiające mu żadnego oporu, jest o wiele łatwiejsze i wygodniejsze. Łatwiej jest też zwalczać zło, dając folgę popędliwym uczuciom nienawiści i gniewu i kierować się zasadą: „oko za oko, ząb za ząb”; łatwo wtedy na krótką metę dopiąć celu i uzyskać przewagę, ale przy zaślepieniu, jakie namiętność sprowadza, wnet traci się miarę, a z nią wszystkie uzyskane pozycje. Nienawiść tylko burzyć potrafi, do twórczej pracy na dalszą metę jest niezdolna. Metoda miłości w walce ze złem jest o wiele trudniejsza; nic też dziwnego, że ludzkość, która rada chodzi po linii najmniejszego oporu, woli metody obojętności lub nienawiści.
Aby podług słów św. Pawła umieć „zwalczać zło dobrem” (Rz 12,21), potrzeba całkowitego opanowania wszystkich władz duszy przez ten pierwiastek dobra nadprzyrodzonego, jakim jest miłość Boża. Ona jedynie jest w stanie dać nam tę miarę Bożą, która sprawi, że nie zadamy ani krzty cierpienia więcej, niż to jest konieczne, ale też, że nie cofniemy się przez tchórzostwo i małoduszność od zadania go tam, gdzie chwała Boża i dobro dusz tego wymagają. Posiada ona tę cudowną własność, tak uderzającą u świętych, łączenia w sobie wykluczających się na pozór cech: twardości i miękkości, surowości i wyrozumiałości, stanowczości i ustępliwości. Przez nią człowiek staje się „wszystkim dla wszystkich, aby wszystkich zbawić” (1 Kor 9,22), daje mu ona bowiem cudną jakąś nadprzyrodzoną zdolność przystosowywania się do wszystkich potrzeb ludzkich, nic nie zatracając z własnej mocy ducha.
Śliczną formułkę znalazł na to bł. Jordan z Saksonii, dominikanin z XIII wieku: „Omnibus conformari et seipsum non deformare” (Przystosować się do każdego, nie zatracając własnej formy).
Ta miłość chrześcijańska nie jest słabością, ona jest siłą, wymagającą wielkiej mocy ducha i dlatego też tak trudno o nią na świecie. Aby posiąść jej metodę, trzeba dużo pracy nad sobą; nic też dziwnego, że niejeden woli się chwycić łatwiejszych metod świata. Kto jednak ją posiądzie i z jej metodami się oswoi, ten nie może nie uzyskać z czasem ogromnego wpływu na dusze, i zwycięstwo jego jest zapewnione.(…)

 

Fragment książki o. Jacka Woronieckiego OP „U podstaw kultury katolickiej”, IEN, Lublin 2002, s. 131 – 134

o.Jacek Woroniecki OP

 

Źródło; http://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/2014/06/01/o-jacek-woroniecki-op-katolickie-metody-dzialania/

 

Polecane strony;

 

Sługa Boży o. Jacek Woroniecki OP

http://www.sluzew.dominikanie.pl/jacek_woroniecki/

Jacek Woroniecki OP – zapomniany polski filozof

http://historykon.pl/jacek-woroniecki-op-zapomniany-polski-filozof/

O. Jacek Woroniecki OP (1878-1949) – Rektor KUL w latach 1922-1924

http://www.kul.pl/o-jacek-woroniecki-op-1878-1949,art_35.html

Uniwersalizm tomizmu a uniwersalizm etyczny

i pedagogiczny Jacka Woronieckiego OP

http://www.sapientiokracja.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=86:uniwersalizm-tomizmu-a-uniwersalizm-etyczny-i-pedagogoiczny-jacka-woronieckiego&catid=38:imelda-chodna&Itemid=66

Myśli Sługi Bożego o. Jacka Woronieckiego OP

http://pl.wikiquote.org/wiki/Jacek_Woroniecki

 

 

Jacek WORONIECKI – Adam książę Korybut Woroniecki (1878-1949) – Sługa Boży Kościoła katolickiego, dominikanin, rektor KUL (1922-1924), teolog, filozof, etyk, tomista. Założyciel zgromadzenia SS. Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi.

Pochodził z bardzo starego rodu książąt Woronieckich, który był gałęzią kniaziów Nieświckich. Wychowywał się w majątku Kanie koło Chełma, należącego do jego rodziców – księcia Mieczysława Woronieckiego i Marii z Drohojowskich. W domu zapewniono mu wszechstronny rozwój intelektualny; interesowały go nauki humanistyczne i literatura. Wychowany w duchu patriotycznym i religijnym. Początkową edukację odbierał w domu od sprowadzonej z Anglii nauczycielki miss Mary Drzewieckiej. W 1892 został przyjęty do IV Gimnazjum Męskiego w Warszawie, od razu do klasy drugiej. Po maturze (1898), nakłoniony przez ojca, rozpoczął służbę wojskową w pułku huzarów grodzieńskich w Warszawie, co miało mu otworzyć drogę do najwyższych urzędów. Od 1899 studiował w Katolickim Uniwersytecie we Fryburgu Szwajcarskim, gdzie uzyskał licencjaty z nauk przyrodniczych (1902) i teologii (1905). W 1905 wstąpił do Seminarium Duchownego w Lublinie (w wyborze stanu duchownego utwierdził go o. Honorat Koźmiński), gdzie 10 maja 1906 otrzymał święcenia kapłańskie. Przez rok pracował w seminarium, a następnie kontynuował studia w Szwajcarii zakończone doktoratem z teologii w 1909. W tym roku, kilka miesięcy po obronie tytułu, wstąpił do zakonu dominikanów, gdzie otrzymał imię zakonne Jacek. Po pobycie w klasztorze w Fiesole koło Florencji (gdzie odbywał nowicjat) i w Rzymie został skierowany do Fryburga, gdzie zajmował się formacją księży studentów. W latach 1914-1919 wykładał etykę w dominikańskim Studium Generalnym w Krakowie. W 1916 został mianowany profesorem filozofii na Uniwersytecie we Fryburgu, ale nie objął stanowiska z powodu wojny. Następnie rozpoczął prace w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim jako profesor zwyczajny. Od 1922 do 1924 był rektorem tej uczelni.

W 1929 mianowany profesorem teologii moralnej i pedagogiki na papieskim uniwersytecie dominikańskim Angelicum w Rzymie. W 1932 założył zgromadzenie ss. dominikanek-misjonarek. W 1933 we Lwowie objął kierownictwo dominikańskiego studium filozoficzno-teologicznego, zostając jednocześnie wykładowcą teologii moralnej, patrologii i historii Kościoła. Od 1937 do 1939 pracował w Warszawie. Redaktor “Szkoły Chrystusowej” (1938-1939). Po wybuchu II wojny światowej kierował Studium Generalnym w Krakowie, gdzie również wykładał teologię moralną. Zmarł 18 maja 1949 w Krakowie i pochowany został w grobowcu zakonnym na Cmentarzu Rakowickim. Obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny (zainicjowany 7 grudnia 2004). Ks. Karol Kardynał Wojtyła nazwał w 1974 roku o. Jacka Woronieckiego jednym z największych myślicieli polskiego katolicyzmu.

Publikacje o. Jacka Woronieckiego wskazują na ogromną skalę zainteresowań oraz impomującą erudycję. Obejmują problemy z zakresu teologii moralnej, etyki, filozofii, wychowania, historii, hagiografii, socjologii, kultury. W sumie, napisał ponad 70 prac, m.in.: Metoda i program nauczania teologii moralnej (1922), Katolickość tomizmu (1924), Pełnia modlitwy (1924), Katolicka etyka wychowawcza (1925), Około kultu mowy ojczystej (1925), Św. Jacek Odrowąż i wprowadzenie zakonu kaznodziejskiego do Polski (1947), Królewskie Kapłaństwo (1919), Tajemnica Miłosierdzia Bożego (1945).

Źródło; http://koszalin7.pl/st/wiara/wiara_201.html

 

Katolicka etyka wychowawcza

Tom I[

Wydawnictwo Mariackie, Kraków 1948

Cnoty teologiczne są więc nadprzyrodzoną nadbudową naszego charakteru, wiążącą się z jego przyrodzoną budową w jedna całość. Razem z cnotami kardynalnymi tworzą one te główne punkty oparcia w pracy nad sobą, koło których potem grupuje się dalszy rozwój poszczególnych naszych władz. Cnoty kardynalne wprowadzają porządek do naszego życia doczesnego, zaś cnoty teologiczne podnoszą to życie do poziomu nadprzyrodzonego i nadają mu taką organizację wewnętrzną która by pozwalała stale i regularnie zdążać do nadprzyrodzonego celu, który Bóg postawił przed nami i którym jest on sam.

Źródło: s. 405

Epikureizm jest nieświadomą filozofią tych wszystkich, którzy żadnej filozofii nie mają, a którzy w zaspokojeniu swej zmysłowości widzą cel życia. O takich to można powiedzieć za św. Pawłem, że „bogiem ich jest brzuch”.

Źródło: s. 162

Jak cały świat dany nam jest, abyśmy potencjalność jego surowców i półsurowców przetworzyli na nasze usługi, tak samo i natura nasza indywidualna dana nam jest w stanie potencjalnym, który mamy także usilną pracą przetworzyć i nadać mu przez to wyższą wartość. Z początku zaledwie widoczny jest w tym plastycznym materiale pod powłoką cielesną pierwiastek duchowy; naszym zadaniem jest go powoli i stopniowo wyzwolić i uwydatnić w nim to podobieństwo boże, na jakie zostaliśmy stworzeni. Piękny charakter moralny dojrzałego człowieka świadomego swego celu i umiejącego sprawnie rządzić sobą w jego urzeczywistnieniu jest szczytem tego podobieństwa do Boga, do jakiego możemy w tym życiu dojść.

Źródło: s. 385

Bywają takie położenia w życiu człowieka, w których jest on wprost obowiązany narazić się na śmierć. Takimi są wojny w najszerszym tego słowa znaczeniu, obejmującym wszelkie walki między ludźmi, a więc wojny między narodami, rewolucje wewnętrzne, walki religijne i społeczne. W takich chwilach śmierć częściej zagląda człowiekowi w oczy, i nieraz nie wolno mu się zupełnie uchylać od narażenia się na nią.

Źródło: s. 425

O autorze: Janusz Górzyński

"Nie należę do świata, który przemija. Przedłużam i przekazuję prawdę, która nie umiera." Nicolás Gómez Dávila (1913-1994)