Ad vocem – LIKWIDACJA chorego systemu podatkowego.

Nieustannie wracam myślą do tego artykułu. Zastanawiam się, zastanawiam i…

Wymyśliłem, że przecież jak kto chory, to go leczyć trzeba. No chyba, że szkodnik jaki, na nic niezdatny to wtedy tylko dobić. Chociaż tego typu działania z eutanazją mi się kojarzą :/ Leczyć więc ten chory system trza, leczyć.

Ktoś pewnie powie, że się czepiam słówek, już w tytule:) ale nie.  Broń Boże. Tyle tylko mi się nasunęło. Bo cała reszta – czyli uproszczenie i bardziej sprawiedliwe rozłożenie obciążeń podatkowych – tu się wypowiadać nie chcę.

Parafrazując znane powiedzenie powiem – “Podatkologia* nie jest nauką łatwą ani małą”. Gdzież mi więc na ten temat prowadzić szczegółowe** dysputy? Tak sobie tylko myślę, że może warto zastosować w praktyce to, co kiedyś Donald T. obiecał? 3×15 znaczy się?…

I w przypadku VAT uprościć go na tyle, by nie było zwolnień czy odliczeń? Bo to furtka (co tam furtka – brama) do lasu nadużyć. Potem taki jeden mały, brodaty co to wszystko wymyślił (VAT znaczy) musi wszystko wyjaśniać, bo zwyczajny, prosty umysł zrozumieć tych przepisów nie może. To tyle rozważań w odniesieniu do podatków.

A teraz  (uwaga, kurtyna) proponuję przeczytać i zastanowić się nad słowami jednego z mądrych Polaków, który ponad wiek temu(!!!) pisał o tym. Może nie wprost o “podatkach” lecz o relacjach międzyludzkich może raczej. Z finansami związanymi. Jak się dobrze zastanowić – ja widzę pewne analogie. Nie tylko w temacie podatków. Zapraszam do lektury.

* mój neologizm, właśnie go wymyśliłem;)

** diabeł tkwi w szczegółach

 

BAŚNIE I LEGENDY 

 HENRYK SIENKIEWICZ (1846 – 1916)

U BRAMY RAJU

Puk, puk!
– Otwórz, święty Pietrze!
– Kto tam?
– Ja, Miłość.
– Jaka miłość?
– Chrześcijańska.
Święty Piotr uchylił nieco podwoi, ale całkiem ich nie otworzył, gdyż doświadczenie
nauczyło go wielkiej ostrożności. Więc przez szparkę tylko zapytał:
– A ty tu czego chcesz?
– Schronienia.
– Jak to, schronienia?
– Bo nie mam się gdzie podziać.
– A przecie kazano ci mieszkać na ziemi.
– Ale ludzie mnie wypędzili.
– Bójże się Boga! Więc dla kilku złych ludzi wyrzekłaś się swojej świętej
służby i swego posłannictwa?
– Mnie nie kilku ludzi wypędziło, ale wszystkie narody ziemskie.
Święty Piotr roztworzył całkiem drzwi, wyszedł na zewnątrz Raju i siadł
przed bramą na kamieniu.
– Cóż się stało? – zapytał z niepokojem. – O! ale widzę, że nie przyszłaś tu
sama. Kogoż to z sobą prowadzisz?
– To moje córki: Sprawiedliwość, Litość i Prawda.
– Wypędzono je także?
– Tak. Nie ma już dla nas miejsca między narodami ziemi.
– Ciągle mówisz o narodach ziemi, ale się przecie zastanów. Ludzie zawsze
grzeszyli przeciw tobie, narody zawsze wiodły z sobą wojny okrutne, a jednak
nie uciekłaś od nich.
– Ludzie grzeszyli i narody wiodły wojny okrutne, ale w głębi serc miały
wiarę i przekonanie, że to ja powinnam być podstawą życia. Teraz ta wiara
wypaliła się do cna. Nie zostało z niej ani śladu, święty Pietrze, i dlatego naprawdę
ja już nie mam nic do roboty na ziemi.
– Skądże to poszło? – zapytał święty Piotr.
Miłość Chrześcijańska wyciągnęła ramię ku dołowi, kędy w otchłaniach
przestrzeni widać było wirującą kulę ziemską, i, ukazawszy na niej palcem
ciemną plamę, odrzekła:
– Stamtąd.
Święty Piotr utkwił oczy w ową ciemną plamę, patrzył długo, i wreszcie rzekł:
– Widzę… Miasto, a w nim i naokół mnóstwo pomników…
– Pomników tego, któremu na imię było: Nienawiść.
– Tak… Poznaję… To on… i rozumiem.
– Więc puść mnie, Święty Kluczniku.
– Zaraz. Tylko powiedz mi jeszcze, czy nie próbowałaś pójść gdzie indziej?
– Poszłam na Zachód, ale tam cały kraj w stronnictwach i nawet bracia
braci tak nienawidzą, że zupełnie nie było dla mnie miejsca.
– Mogłaś pójść jeszcze dalej – za morza.
– Nie miałam pieniędzy.
– No, a w drugą stronę od Miasta Nienawiści?
– Nie miałam… paszportu.
– Nigdzie nie mogłaś?
– Nigdzie.
– Więc gdyby nasz Pan Ukrzyżowany chciał znowu zstąpić na ziemię?…
– Och, święty Pietrze, nie puszczono by Go lub wyszydzono.
Nastała chwila milczenia, po czym Apostoł podniósł głowę, spojrzał ze
smutnym zdziwieniem na Miłość Chrześcijańską i zapytał:
– Ale powiedz mi wreszcie, co im zastąpi Jego naukę i ciebie?
A ona odrzekła:
Powiadają, że rynki zbytu.

O autorze: Roman

Nie wolno wdawać się w sprzeczki i awantury. Trzeba wziąć nogi za pas i zlekceważyć wszelkie obelgi od ludzi bezmyślnych (a mogą przyjść tylko od bezmyślnych) i jednakowo oceniać zaszczyty i krzywdy ze strony motłochu. Pierwsze nie powinny nas radować, drugie martwić... Lucjusz Anneusz Seneka http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/1040