Matka nie wychowała mnie na idiotę

(W nawiązaniu do notki „BEZBRONNI IDIOCI…” – o problemach z polską armią.)

“Matka nie wychowała mnie na idiotę”. To cytat z jakiegoś filmu, ale to chyba on najlepiej ilustruje źródło problemu, który mamy.

To, że jako Naród Polski przeżywamy jakąś fazę głębokiego upadku morale i nas wrogowie robią w Polsce co chcą bez naszej zdecydowanej walki, ma swoje główne źródło w naszym wychowaniu.

To niezastąpiona rola matki “dać dziecku serce”. A otworzyć mu serce, to przede wszystkim nauczyć go zakorzeniania sumienia w duchu, w tym, “CO NALEŻY”, “JAK TRZEBA”, “GDZIE POWINNOŚĆ” tak wobec Boga, jak Ojczyzny, Rodziny i drugiego człowieka, którego w jakiś sposób wyróżniamy ofiarując mu swoje działania, zaniechania i postawy motywowane uczuciami, żeby dobrze wiedział “W IMIĘ CZEGO” dokonywać takich a nie innych wyborów, podejmować takie a nie inne prace, walczyć o takie, a nie inne sprawy.

To z domu rodzinnego wynosimy, “z mlekiem matki wysysamy”, tak sprawiedliwość, prawość, jak i sumienie.
To od matki uczymy się cnót i czystości duchowej, niewzruszonego i bezkompromisowego dążenia do celu, uczymy się odporności na cierpienia, bóle i straty osobiste, składane ofiary, wyrzeczenia i poświęcenia, gdy są dla wyższej sprawy, dla tego, co ważniejsze.
To od matki przejmujemy hierarchię wartości, dążenie do zdobywania, kształcenia w sobie człowieczeństwa dojrzałego aż po świętości i ludzkie wzory i ideały zwłaszcza mężczyzny, ojca, wojownika, ducha odwagi, czy męstwa.

Heroiczna, mężna kobieta to tylko wyjątkowo Joanna d’Arc. To przede wszyskim kobieta-matka, która wychowuje swoje dzieci “NIE NA IDIOTÓW”.

Żeby czegoś bronić, najpierw trzeba w to wierzyć. Trzeba być w to zaangażowanym duchowo, a więc i uczuciowo, a więc decyzją swojej wolnej i świadomej woli.
Żeby czegoś bronić, musi to być dla nas ludzką wartością wyższego rzędu (najwyższe z określających nasze morale to Bóg, Honor, Ojczyzna), wyższego jak korzyści z pozwolenia sobie na bierność.
Żeby czegoś bronić, trzeba najpierw przyjąć postawę uniżenia względem bronionej wartości, a więc postawę pokory. Dalej, to trzeba uczuć w równowadze z emocjami im odpowiadającymi. Takie sprawy jak pycha, czy emocje nadmierne (oparte o interesowności i pożądliwości nadmierne, niezrównoważone, nieopanowane), gdy pobudzają do obrony czegoś, to nie obrona, a agresja, bo “bronią” czegoś nienależnego, nieuprawnionego (w sensie braku sprawiedliwości jako źródła i celu tego “prawa do obrony”), bronią jak złodziej broni świeżo ukradzionego fanta, NAWET PRZED SPRAWIEDLIWOŚCIĄ (praworządnością satanistycznie pobłażliwą), fanta który już traktuje jak swoje dobro, bo “sobie go ukradł”.
Żeby czegoś bronić, trzeba uważać to za rzecz drogocenną dla POKOJOWEJ wizji świata którą realizujemy, złaszcza dla ładu społecznego na straży którego stoi nasza moralność.
A pokój jest na potrzebny zwłaszcza po to, by kobieta-matka mogła bez przeszkód pełnić swoją podstawową misję „wychowania dzieci nie na idiotów”.

Pokoju fałszywego nikt nie broni, a w razie potrzeby zastępuje go OBIECANKĄ innego pokoju fałszywego, pod płaszczykiem którego dalej będzie bezkarnie trwała faktyczna wojna, choć niekoniecznie z hukiem armat, głodem i krwią na ulicach – starczą ruiny gospodarki i bezrobocie, czy np aborcja i emigracja, albo brak materialnych środków dla posiadania potomstwa, lub postawy antyrodzinne i antyobywatelskie).
Trzeba więc mieć tą dalekowroczną, docelową wizję dobra (a nie jakiegoś rozpasania i rozpusty, jakiegoś POużywania sobie, jakiejś samozatraceńczej konsumpcji “tu i teraz”).

Wychowanie dzisiejsze bez wpływu dobrych matek w szczególności oducza nas już od dziecka „złoszczenia się”. W efekcie nie umiemy dawać wyrazu złości, gniewu, gdy zło nas atakuje, czy spycha nas z pozycji dobra, z pozycji walki o słuszną sprawę, o to w co wierzymy, o to, czego zobowiązani jesteśmy bronić. Nie umiemy samodzielnie i odpowiedzialnie, a zwłaszcza przezornie rozwiązywać swoich problemów.
Stajemy się idiotami, którzy potrzebują być kierowanymi i bronionymi.

Złoszczenie się jest związane z miłością dobra, a więc i nienawiścią zła, które temu dobru zagraża.
A wychowanie dzisiejsze bez wpływu dobrych matek w oducza nas już od dziecka również nienawiści zła. Ie tylko zwierzęcej żądzy szkodzenia drugiemu człowiekowi, ale i zła jako takiego, nawet zła zagrażającego dobru które kochamy.
A zatem wychowanie dzisiejsze bez wpływu dobrych matek w oducza nas już od dziecka również miłości dobra, w tym drugiego człowieka traktowanego jako dobro.

Brak złości, gdy zło, którego nienawidzimy zagraża dobru, które kochamy, w tym drugiemu człowiekowi, który jest dla nas wartością wyższego rzędu (nawet i przed nim samym, gdy jest oszukany), to sprawa bardzo ważna, bo zło nie karcone natychmiast umacnia się, okopuje, bezczelnieje, gromadzi wspólników, z czasem mafie, watahy wilków w ludzkiej skórze, nabiera pewności siebie, przekonania że jest bezkarne.
Ze złem się dialogu nie podejmuje, w żadne kompromisy z nim nie wchodzi.

Jak ktoś nie ma w swym arsenale broni złości i zdolności stanowczego i szybkiego reagowania, to musi być ciepłym kluchem, kastratem i niewolnikiem. Musi się wyrzec cnót, zwłaszcza rycerstwa i ludzkich wartości wyższego rzędu, w tym honoru, a nawet obrony świętości. Musi się rozbroić jak zdradziecka oligarchia Rzeczpospolitą w XVIII w na życzenie Moskwy.

Wroga nam propaganda wmawia nam w tym temacie, że gniew jest grzechem. Tymczasem jako chrześcijanie mamy się gniewać, mamy tylko pamiętać „by nad naszym gniewem nie zachodziło słońce”, by nasze emocje nie wyrodziły się w nadmierne. Dopiero to rodzi patologie, chciejstwa, interesowności i pożądliwości, gdy niezałatwione sprawy zostawiamy na drugi dzień, gdy wchodzimy w grzech i odczłowieczenie, gdy może się pociągnąć za nami niewybaczenie swojemu winowajcy, który potrzebuje wybaczenia by wrócić do normalności.

Ba, mamy się gniewać już na wrogie nam zamiary, nie tylko czyny (bo wtedy na obronę byłoby z zasady za późno). Nawet groźba utraty własnego życia wobec potrzeby obrony tego w co wierzymy i spełniania świętych powinności nie może hamować tego gniewu.
To dlatego musimy się zbroić w czasach pokoju. Lepiej wydawać nawet dużo pieniędzy na zbrojenia, nawet popadać przez to w zubożenie, jak zostać przez wroga zewnętrznego zniewolonym i w dowolnej chwili pozbawianym suwerenności, niepodległości, dóbr wspólnych Narodu i osobistych, Państwa, Rodziny i życia, próbować nas wmanewrować w niewolę wieczystą z tytułu zadłużenia niespłacalnego.

Kiedy “matki wychowują własne dzieci na idiotów”, to mamy rozbrojenie na wstępie do starcia z wrogiem.
Takie „wychowanie” może podpowiedzieć tylko wróg. To „niebieska”, lewacka UE jest naszym wrogiem, chyba większym jak tylko „czerwona” komuna.
To “złego” trzeba rozbroić przed zażądaniem jego bezwarunkowej kapitulacji.

O autorze: miarka