Hańba Drugiej Rzeczpospolitej

W PRL dużo mówiono o Berezie Kartuskiej.  Opisywano ją jako miejsce, gdzie ohydne władze sanacyjne znęcały się nad szlachetnymi komunistami.  Propaganda ta nie trafiała na szczególnie podatny grunt, gdyż większość ludzi uważała, iż komuniści zasługiwali na coś takiego, a osoby lepiej znające historię wiedziały, że w Związku Sowieckim polskich komunistów po prostu rozstrzeliwano.  Na tym tle Bereza nie wydawała się taka najgorsza.  Ja również podzielałam ten pogląd

Po roku 1989 zupełnie zapomniano o Berezie.  Tylko w 2003 r. ukazały się dwie monografie na ten temat: jedna Ireneusza Polita, a druga Wojciecha Śleszyńskiego.  Dla większości Polaków Druga Rzeczpospolita zaczęła się jawić jako “raj utracony”.  W tych klimatach utrzymany jest też prawie cały majowy numer “Do rzeczy – Historia”, noszący zresztą tytuł “II Rzeczpospolita – STARE DOBRE CZASY”.   Przeczytałam w nim artykuł Michała Wołłejki “Obóz dla narodowców” traktujący właśnie o Berezie Kartuskiej. Doznałam lekkiego szoku.

Okazało się bowiem, że pierwszymi więźniami Berezy nie byli wcale komuniści.  Byli nimi narodowcy z ONR.  Obóz utworzono po zabójstwie 15 czerwca 1934 r. ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego.  Tego aktu terroru dokonali UKRAIŃSCY nacjonaliści z OUN.  Władze państwowe postanowiły jednak wykorzystać zamach do rozprawy z POLSKIMI narodowcami z ONR.  Zdumiało mnie to i poszukałam dalszych informacji w sieci.  Znalazłam tekst Zdzisława J. Winnickiego “Bereza Kartuska – jak było naprawdę?” w portalu Kresy24.pl  /TUTAJ/.  Czytamy w nim:

“W wyniku wspomnianych działań przede wszystkim zdelegalizowano i osadzono w Berezie grupy polskich nacjonalistów z ONR, a następnie rozbito i aresztowano kierownictwo nacjonalistów ukraińskich z OUN. Do więzienia trafił m.in. Stepan Bandera. Inicjator utworzenia MO [Miejsca Odosobnienia] premier Leon Kozłowski bezpośrednio po śmierci ministra Pierackiego uzyskał zgodę marszałka Piłsudskiego na zastosowanie środka nadzwyczajnego. Bereza miała funkcjonować jeden rok do czasu spacyfikowania nastrojów i sytuacji politycznej w Polsce. Podstawą prawną utworzenia MO był dekret z mocą ustawy jaki w dniu 17.06.1934 r. podpisał prezydent Ignacy Mościcki. Artykuł 1 Dekretu stanowił:

„Osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przetrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscu odosobnienia nie przeznaczonym dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw. Artykuł 2, Ust. 1: Zarządzenie co do przetrzymania i skierowania osoby przetrzymanej do miejsca odosobnienia wydają władze administracji ogólnej. Ust. 2: Postanowienie o przymusowym odosobnieniu wydaje sędzia śledczy. Ust. 3: Odpis postanowienia będzie doręczony osobie przetrzymanej w ciągu 48 godzin od chwili jej przytrzymania. Artykuł 4, Ust. 1: Odosobnienie może być orzeczone na 3 miesiące; może być przedłużone w związku z zachowaniem się odosobnionego na dalsze 3 miesiące w trybie określonym w Artykule 2 Ust. 2”.”.

Jak więc widać, do Berezy trafiano na mocy decyzji administracyjnej, od której nie przysługiwało odwołanie.  Obóz miał funkcjonować rok, ale potem umarł Piłsudski, a jego następcy nie chcieli zamknąć tej “placówki”.  Dopiero w 1939 zaczęto przekształcać Berezę  w miejsce internowania dla sojuszników III Rzeszy.  Według Wołłejki największy wpływ na to , co działo się w obozie miał wojewoda poleski Wacław Kostek-Biernacki.  Czytamy:

“był również goracym zwolennikiem wydłużenia “standardowego” trzymiesięcznego uwiezienia w obozie,  Jego stosunek do przeciwników politycznych, a w tym wypadku do uwięzionych, doskonale ilustruje fragment listu do Departamentu Politycznego MSW z końca lipca 1934.:

“wypuszczony moralny łachman będzie jedynie symbolem słabości własnej i danej politycznej grupy”.”.

Z portalu Irekw.internetdsl.pl możemy się dowiedzieć  /TUTAJ/, że:

“W regulaminie znajdował się rozdział dotyczący kompetencji komendanta- oprócz utrzymywania porządku w obozie i dbania o bezpieczeństwo, ustalał on także wewnętrzny regulamin obozu oraz przydział więźniów do pracy. Funkcję tą początkowo sprawował Bolesław Greffner z Poznania, potem, od 1 grudnia 1934 roku, Józef Kamala- Kurhański.

Zarówno o pierwszym jak i o drugim komendancie więźniowie we wspomnieniach nie wypowiadają się pochlebnie- z ta tylko różnicą, że o inspektorze Greffnerze mówią, że był inteligentnym sadystą, specjalizującym się w wymyślaniu nowych szykan, podczas gdy inspektor Kamala nie był zbyt finezyjny, kopiował pomysły Greffnera, starał się go naśladować . Pierwszy z inspektorów miał złą renomę już przed objęciem stanowiska w Berezie- wcześniej oskarżano go o bicie więźniów i zachęcanie do tego procederu. Uważał, że więźniowie Berezy są więźniami .najgorszego typu. i że należy ich traktować bardzo surowo.

Inspektor kontrolował personel obozu poprzez konfidentów, znajdujących się wśród więźniów. Potrafił skazywać policjantów na kary karceru za zbyt łagodne traktowanie uwięzionych, co prowadziło do wzmożonego znęcania się nad więźniami, do wymyślania dla nich takich prac, które były albo bezsensowne, albo zbyt ciężkie (…) Zmiana inspektora wiązała się najprawdopodobniej z informacjami, które dotarły do Warszawy, dotyczącymi złego, okrutnego traktowania więźniów. Nowy komendant obozu nie był tak okrutny jak poprzedni, ale także stosował szykany, często mało wymyślne.”.

Zarówno u Wołłejki, jak i u Irkaw znajdujemy liczne opisy znęcania się nad więźniami.  Szczególnie mrożącą krew w żyłach relację przedstawił bloger Artdom63 w portalu Tok.fm  /TUTAJ/.  Twierdzi on, iż jego dziadek siedział w Berezie.  Mieczysław Prószyński – narodowiec, wiezień Berezy, napisał w 1946 r., że system tortur stosowanych w Miejscu Odosobnienia nie odbiegał od niemieckich obozów koncentracyjnych.

Wołłejko pisze, iż pierwszymi więźniami Berezy byli dwaj działacze ONR z Krakowa, a następnymi – dziewięć osób z kierownictwa tej organizacji.  Według Wołlejki:

“przez Berezę przeszło ponad 70 działaczy Stronnictwa Narodowego i ONR.  W wielu przypadkach narodowcy opuszczali obóz ze zniszczonym zdrowiem, a nawet w stanie inwalidztwa.  Bicie i tortury doprowadziły do przedwczesnej śmierci na uremię nerek Henryka Rossmana,  Był on weteranem wojny 1920 r. (…) Represje, jakim poddano narodowców, miały skutek odwrotny do zamierzonego przez obóz władzy.  Zamiast stawać się, jak chciał tego Wacław Kostek-Biernacki, “moralnymi łachmanami”, narodowcy wracali z Berezy umocnieni w swoich przekonaniach.  Większość z nich, traktowana jak bohaterowie w swoich środowiskach, natychmiast przystępowała do działalności politycznej.  Fakt, że przedstawiciele ówczesnej władzy (…) nie mieli żadnych skrupułów, aby więzić przeciwników politycznych, był głęboko oburzający.”.

Winnicki przytacza dane Polita według których w 1934 w Berezie osadzono 44 narodowców, a w 1937 – 73.  W obozie przebywało jednocześnie 250-300 więźniów.  Ireneusz Polit szacuje,ze przez cały czas istnienia obozu w Berezie przeszło przez niego ok. 3000 osób.  W artykule Winnickiego przeczytałam też, iż Berezą zajmował się emigracyjny rząd RP we Francji.  Cytuję:

“polski rząd emigracyjny w dniu 26.09.1941, na wniosek ministra sprawiedliwości, socjalisty Hermana Liebermana, po stwierdzeniu, że “obóz był bezprawiem”, jednomyślnie przyjął rozporządzenie formalnie likwidujące Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Poza likwidacją przepisów o MO, w nowym rozporządzeniu zapowiedziano ponowne zbadanie sprawy po wojnie oraz ewentualne odszkodowania dla osób, które doznały szkód „na zdrowiu, czci lub majątku” w wyniku odbycia odosobnienia.”.

Można więc śmiało powiedzieć, że Bereza Kartuska była “hańbą II Rzeczpospolitej”

O autorze: elig