18 kwietnia, czwartek

Dzisiejsze czytania: Dz 8,26-40; Ps 66,8-9.16-17.19-20; J 6,51; J 6,44-51

Rozważania: Oremus · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD

 

(Dz 8,26-40)
Anioł Pański powiedział do Filipa: Wstań i idź około południa na drogę, która prowadzi z Jerozolimy do Gazy: jest ona pusta – powiedział anioł Pański do Filipa. A on poszedł. Właśnie wtedy przybył do Jerozolimy oddać pokłon Bogu Etiop, dworski urzędnik królowej etiopskiej, Kandaki, zarządzający całym jej skarbcem, i wracał, czytając w swoim wozie proroka Izajasza. Podejdź i przyłącz się do tego wozu – powiedział Duch do Filipa. Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza: Czy rozumiesz, co czytasz? – zapytał. A tamten odpowiedział: Jakżeż mogę /rozumieć/, jeśli mi nikt nie wyjaśni? I zaprosił Filipa, aby wsiadł i spoczął przy nim. A czytał ten urywek Pisma: Prowadzą Go jak owcę na rzeź, i jak baranek, który milczy, gdy go strzygą, tak On nie otwiera ust swoich. W Jego uniżeniu odmówiono Mu słuszności. Któż zdoła opisać ród Jego? Bo Jego życie zabiorą z ziemi. Proszę cię, o kim to Prorok mówi, o sobie czy o kimś innym? – zapytał Filipa dworzanin. A Filip wychodząc z tego /tekstu/ Pisma opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie. W czasie podróży przybyli nad jakąś wodę: Oto woda – powiedział dworzanin – cóż przeszkadza, abym został ochrzczony? Odpowiedział Filip: Można, jeśli wierzysz z całego serca. Odparł mu: Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. I kazał zatrzymać wóz, i obaj, Filip i dworzanin, zeszli do wody. I ochrzcił go. A kiedy wyszli z wody, Duch Pański porwał Filipa i dworzanin już nigdy go nie widział. Jechał zaś z radością swoją drogą. A Filip znalazł się w Azocie i głosił Ewangelię od miasta do miasta, aż dotarł do Cezarei.

(Ps 66,8-9.16-17.19-20)
REFREN: Niech cała ziemia chwali swego Boga

Błogosławcie ludy naszemu Bogu
i rozgłaszajcie Jego chwałę,
bo On życiem obdarzył naszą duszę
i nie dał się potknąć naszej nodze.

 

Przyjdźcie i słuchajcie mnie wszyscy, którzy boicie się Boga,
opowiem, co uczynił mej duszy.
Do Niego wołałem moimi ustami,
chwaliłem Go moim językiem.

 

Bóg mnie wysłuchał,
przyjął głos mojej modlitwy.
Błogosławiony Bóg, który nie odepchnął mej prośby,
i nie oddalił ode mnie swej łaski.

 

(J 6,51)
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba, jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

(J 6,44-51)
Jezus powiedział do ludu: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto /we Mnie/ wierzy, ma życie wieczne. Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata.

 

 

“Jakżeż mogę zrozumieć, jeśli mi nikt nie wyjaśni” – pytał Apostoła Filipa dworzanin etiopski. Wiara wymaga doświadczenia, ale nie ma doświadczenia bez jego interpretacji. Aby odkryć Boga, potrzebujemy człowieka, świadectwa i wspólnoty. Z drugiej strony, choć wyjaśnienie jest niezbędne, jednak wiarę daje sam Bóg. Tylko On nas może pociągnąć do siebie, a czyni to przez człowieka, przez wspólnotę, przez Kościół. Bóg wybrał drogę zrozumiałą i bliską – nasze człowieczeństwo – aby opowiedzieć nam o swojej miłości.

O. Andrzej Kuśmierski OP, „Oremus” kwiecień/maj 2007, s. 72

 

WYTRWAĆ ZA WSZELKĄ CENĘ

Panie, moja mocy i tarczo! Moje serce Tobie zaufało (Ps 28, 7)

„Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk 9, 62). Ktokolwiek cofa się z powodu trudności, jakie napotyka na drodze modlitwy, nie zdobędzie nigdy tego królestwa Bożego, którym jest zażyłość z Panem. Św. Teresa mówi: „Należy przystąpić do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, że nie spocznie się nigdy, dopóki nie dojdzie się do źródła”, do źródła żywej wody obiecanej przez Jezusa tym, którzy, Jego spragnieni, szukają Go wytrwale. Trzeba być stanowczym i oddawać się modlitwie nie tylko w chwilach uniesienia i pobożności uczuciowej, lecz także w oschłości, w smutku, niechęci; i to nie tylko przez jakiś okres, lecz zawsze, każdego dnia, całe życie. „Niech przyjdzie, co chce, niech stanie się to, co ma się stać, niech szemrze, kto chce, niech się trudzi, ile się trzeba trudzić: lecz nawet za cenę śmierci w połowie drogi… niech dąży do celu” (Dr.d. 21, 2). Bez mocnego postanowienia bardzo łatwo o preteksty, by opuszczać modlitwę. Nieudolność i oschłość mogą podsuwać myśli, że oddawać się modlitwie to czas stracony, że lepiej pracować, zwłaszcza gdy się jest obciążonym wieloma zajęciami. Nawet poczucie własnej nędzy i niegodności może prowadzić do przekonania, że pragnienie zażyłości z Bogiem to lekkomyślne złudzenie, a trwanie w modlitwie jest całkiem bezużyteczne. Lecz to nieprzyjaciel usiłuje tymi pokusami na wszelki sposób odciągnąć nas od modlitwy. Jest to „największa z pokus — oświadcza św. Teresa — i nie da się określić zła, jakie czyni” (Ż. 7, 11; 8, 7). Nawet gdyby oschłość była zawiniona, jako następstwo niewierności, braku ofiarności lub roztargnienia, także i wtedy nie należy ustawać. „Kto raz zaczął ćwiczyć się w modlitwie wewnętrznej, niech jej nie porzuca, jakkolwiek by liczne i wielkie popełniał grzechy. Dzięki rozmyślaniu podniesie się szybko, a bez niego poprawa będzie o wiele trudniejsza. Niechaj nie poddaje się pokusie diabelskiej, by opuszczać modlitwę wewnętrzną przez pokorę… jeśli naprawdę żałujemy za grzechy swoje i postanawiamy nie obrażać Go więcej, On przywróci nam dawną przyjaźń swoją” (tamże 5).

  • O Panie, aby miłość była prawdziwa, a przyjaźń trwała, potrzeba, aby z obu stron równe było usposobienie i warunki. Wiem, że z Twojej strony nie brakuje tu niczego, ale my ze swej strony mamy naturę skażoną, zmysłową, niewdzięczną i nie możemy zdobyć się na miłość, na jaką zasługujesz…
    Tak, o dobroci nieskończona Boga mojego, widzę, kim Ty jesteś, a kim jestem ja! O rozkoszy Aniołów, gdy na ten obraz patrzę, rada bym cała rozpłynęła się w miłości! Naprawdę więc znosisz tego, który znieść nie może, byś Ty z nim mieszkał! O, jakiż to dobry przyjaciel z Ciebie, Panie mój, jakże obsypujesz człowieka darami miłości swojej, znosisz go cierpliwie i czekasz, czy nie podźwignie się do wysokości Twojej! Zaliczasz mu jako zasługę każdą chwilę, którą poświęci na miłowanie Cię, i za jeden moment skruchy puszczasz w niepamięć to, czym Ciebie obraził. Dobrze to znam z własnego doświadczenia, Stworzycielu mój, i nie rozumiem, dlaczego cały świat nie rzuca się do stóp Twoich, by nawiązać z Tobą tę szczególną przyjaźń. Źli nawet, gdyby starali zbliżyć się do Ciebie, staliby się dobrymi… niech się zgodzą tylko, byś Ty był z nimi choć czas krótki codziennie, jakkolwiek oni nie umieją być z Tobą, tylko wśród tysiącznych roztargnień, trosk i myśli światowych… Powinni sobie zadać gwałt, by pozostawać z Tobą, bo w początkach, a nieraz i później, nic więcej na rozmyślaniu uczynić nie zdołają ponad to, co czynią. Ty, Panie, zmuszasz niejako czartów, by ich nie kusili, i z każdym dniem bardziej ich siłę umniejszasz, a im udzielasz siły, aby zwycięstwo nad czartami odnieśli. Nie, o Żywocie wszelkiego życia, Ty nie zabijasz nikogo, kto Tobie zaufa i pragnie być Twoim przyjacielem… (św. Teresa od Jezusa: Życie 8, 5. 6).
  • Panie, obojętne mi jest, czy coś odczuwam czy nie odczuwam, czy znajduje się w mroku czy w światłości, czy doznaję pociech duchowych czy też nie, skoro mogę trwać w skupieniu wewnętrznym w świetle, jakie daje mi wiara. Winnam raczej odczuwać zawstydzenie, iż dokonuję wyboru między tymi rzeczami; a kiedy spostrzegam, że nie jestem jeszcze całkiem wolna, pogardzam sobą głęboko na widok słabej mojej miłości i szukam wzrokiem Ciebie, Mistrza Boskiego, abyś mnie wybawił. Pomóż mi i podnieś mnie ponad słodycze i pociechy, jakich udzielasz, gdyż postanowiłam wszystko uczynić, by złączyć się z Tobą (bł. Elżbieta od Trójcy Św.: Ostatnie rekolekcje 4).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 494

 

http://mateusz.pl/czytania/2013/20130418.htm

O autorze: Asadow

Marek Sas-Kulczycki „Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym. Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym hrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten - o! jakże ułomny kaleka jest. Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem...”