Świadomość religijna i więź kościelna

 

ślepcy

To tytuł bardzo grubej książki Leszka Kołakowskiego poświęconej jak sam pisze;” studiom nad chrześcijaństwem bezwyznaniowym siedemnastego wieku”. Swego czasu do dobrego tonu należało posiadanie tej książki na półce. Niewielu jednak zdołało ją przeczytać, bo liczy sobie przeszło 650 stron.

Zresztą dobry ton nie wymagał wówczas czytania książek, lecz należało je posiadać. Żelazną pozycją na inteligenckiej półce było na przykład  „Być i mieć?” Gabriela Marcel. Niektórzy przewrotnie dodawali: „Żeby być, trzeba mieć”  Dotyczyło to również książek. Żeby być ( w środowisku) trzeba było książki mieć.

Nic w tym dziwnego- książki były trudno dostępne,  kupowało się je spod lady.

Ciekawa jestem ile osób zabijających się żeby kupić „Ulissesa”  naprawdę przebrnęło przez ten grubaśny, niebieski tom?

Wracając do „Świadomości..”. Jest to książka ciekawa, dobrze udokumentowana, pozwalająca zrozumieć na czym polega sekciarstwo w kościele i z jakimi cechami charakterologicznymi jest związana zdumiewająca dla mnie potrzeba toczenia zaciekłych walk o imponderabilia. W dawnym i nowym sensie tego słowa. Kiedyś to słowo oznaczało nieistotne drobiazgi. Potem jego znaczenie ewoluowało. Teraz oznacza rzeczy najistotniejsze. Najczęściej są to jednak drobiazgi, które z niezrozumiałych powodów  dla niektórych są najistotniejsze.

Czytając na przykład rozdział poświęcony pewnemu człowiekowi, który był autorem około 150 dzieł teologicznych, który przeszedł przez prawie wszystkie główne formacje religijne swej epoki- jezuityzm, jansenizm, kalwinizm, mistykę, aby stać się twórcą nowej sekty chiliastycznej można odnaleźć zarówno w jego rozwoju jak i projekcie religijnym model „sekciarza doskonałego”. Ten człowiek to Jean Labadie. Typowa i pouczająca historia Labdie’ego to mówiąc w skrócie- historia nadziei na kościół widzialny, który utożsami się z niewidzialnym za sprawą, że tak powiem podwójnej predestynacji. Za sprawą wyjątkowej misji, którą – jak wierzył- powierzył mu Bóg i wyjątkowych łask, którymi go w związku z tym obdarzył.

Bardzo łatwo zwekslować zdumiewający fenomen rozwoju chrześcijaństwa bezwyznaniowego w kierunku taniego psychologizowania, doszukując się w mistycyzmie kompensacji erotycznej. Przyczyniły się do tego filmy i powieści na temat afery w Loudun.  („Matka Joanna od aniołów”). To banalna trywializacja opisywanego zjawiska.

Na drugim biegunie do sekciarstwa, każącego wierzyć Jeanowi Labadie w jego wyjątkowy charyzmat i doszukującego się fundamentalnych różnic w kwestiach  nieistotnych  jest wszechpotężna tolerancja zacierająca wszelkie różnice.

Kołakowski powiedział kiedyś, że ten kto twierdzi, że wszystkie kultury są równowartościowe, żadnej z nich nie traktuje poważnie. Nie miał tu na myśli konkretnie religii, była to raczej reakcja na antropologię strukturalną z jej obsesją nie wyrażania sądów wartościujących wobec kultur, ale twierdzenie to religii również dotyczy.

Jeżeli ktoś twierdzi, że  równie wspaniały jest islam, judaizm, buddyzm, praktyki woodo i okadzanie dymem znaczy, że traktuje to wszystko jak folklor. Piękny jest kujawiak, ale góralski też nam się podoba. Czy przyszłoby nam jednak do głowy umierać za kujawiaka?

Jest to nieusuwalna antynomia. Każdy wierzący musi być przekonany, że jego religia jest jedynie prawdziwa, w pełnej świadomości, że wyznawcy innych religii mają nie tylko prawo, lecz wręcz obowiązek- jeżeli są wierzący-  twierdzić tak samo.  Inaczej wierzący nie jest naprawdę wierzący, a jest raczej religioznawcą, albo podróżnikiem po religiach i kulturach i ich kolekcjonerem.

Ekumenizm, religia synkretyczna są w świetle tego zupełnie bez sensu. To gorzej niż folklor, to Cepelia. To tak jakby porównywać autentyczne  góralskie pieśni oparte na gamie 12 tonowej  z przyśpiewkami ceprów.

Jeżeli przyjmiemy, że wszystkie drogi prowadzą do tego samego Boga, który bywa tylko różnie nazywany, rodzi się pokusa, żeby wybrać sobie ścieżkę własną, najłatwiejszą, najmniej kamienistą. Nie trzeba przestrzegać żadnych zasad. Przecież nikt nie jest święty, a wszyscy jesteśmy „w drodze”.

Prowadzi to do całkowitej laicyzacji życia, albo do tworzenia własnych religii. Ich liczba zarówno w opisywanym przez Kołakowskiego XVII wieku jak i obecnie, na przykład w Stanach Zjednoczonych, świadczy, że nikt w tej dziedzinie nie traktował nigdy poważnie propozycji Ockhama czyli intelektualnej zasady nie mnożenia bytów ponad potrzebę.

A w zrozumieniu tej nieusuwalnej antynomii, w zrozumieniu, że każdy naprawdę wierzący musi swoją religię uważać za jedynie prawdziwą, realizuje się  tolerancja, chrześcijańskie miłosierdzie i przeświadczenie, że niezbadane są wyroki Boskie.

 

O autorze: izabela brodacka falzmann