Tyrania trywialności

To całkowity intelektualny i moralny upadek ukryty pod maską strategii politycznej. Konserwatywni zwolennicy „wartości rodzinnych” dosłownie oklaskują te same siły kulturowe, które kiedyś uznali za destrukcyjne dla porządku społecznego, tylko dlatego, że siły te teraz irytują ich politycznych oponentów. Tak bardzo uzależnili się ideologicznie od logiki „zawłaszczania liberałów”, że będą świętować własną kulturową porażkę, o ile wygeneruje to odpowiedni poziom zaangażowania w mediach społecznościowych.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

 

Tyrania trywialności

Jak dżinsy Sydney Sweeney stały się cmentarzyskiem amerykańskiej inteligencji

Latem 2025 roku amerykańska cywilizacja osiągnęła swoisty krach: naród liczący 335 milionów dusz znalazł się w konwulsjach ideologicznej wojny o aktorkę w dżinsach, która żartuje sobie z genetyki. Kontrowersje wokół filmu „American Eagle” Sydney Sweeney to coś więcej niż marketingowy geniusz czy histeria w mediach społecznościowych – to moment diagnostyczny, ujawniający głębokie intelektualne bankructwo współczesnego dyskursu po obu stronach i upolitycznienie samego znaczenia.

W reklamie, o której mowa, występuje Sweeney, blondynka o krągłym biuście, wypowiadająca słowa: „Skład mojego ciała jest zdeterminowany przez moje geny”, zanim kamera ujawnia oczywistą grę słów: „Sydney Sweeney ma świetne dżinsy” [wymowa genes vs. jeans -AC]. Następnie pojawia się lawina interpretacyjnej przemocy tak ekstremalnej, że Rolanda Barthesa doprowadziłaby do płaczu, a Jacques’a Derridę do przewrócenia się w grobie z powodu brutalności, z jaką semiotyka została zamordowana w biały dzień.

Hermeneutyka histerii

Natychmiastową reakcją środowisk postępowych był prawie taki sam interpretacyjny faszyzm. Teologowie TikToka, uzbrojeni w wiedzę o historii XX wieku na poziomie studenta drugiego roku i niezachwianą pewność siebie osób opętanych ideologią, nazwali ten korporacyjny pic „propagandą nazistowską” – określeniem tak historycznie nieudolnym i moralnie groteskowym, że sugeruje, iż wychowaliśmy pokolenie niezdolne do odróżnienia prawdziwej ideologii ludobójstwa od reklamy handlowej.

Oto, co się dzieje, gdy społeczeństwo porzuca dyscyplinę uważnego czytania na rzecz wygody interpretacji algorytmicznej. Stworzyliśmy klasę krytyków kultury, którzy mylą własne nerwice z analitycznym wglądem, którzy dostrzegają faszyzm w płynie do płukania tkanin, a białą supremację w reklamach kanapek. Szybkość, z jaką te osoby przeszły od „gry słów” do „Wehrmachtu”, świadczy nie o politycznej przenikliwości, ale o rodzaju dysfunkcji poznawczej, która w każdej poprzedniej epoce byłaby uznana za patologiczną.

Nie możemy jednak odrzucać tej histerii jako zwykłej ignorancji. Reprezentuje ona coś o wiele bardziej niepokojącego: celowe zatarcie rozróżnienia między znaczeniem dosłownym a metaforycznym, strategię mającą na celu uniemożliwienie racjonalnego dyskursu. Gdy wszystko jest potencjalnie faszystowskie, nic nie jest w rzeczywistości faszystowskie – wygodny stan rzeczy dla tych, którzy korzystają z nieustannego kryzysu.

Tym, co naprawdę ożywia tę kontrowersję, nie jest troska o historyczną dokładność ani autentyczny antyfaszystowski sentyment, ale raczej głęboki dyskomfort związany z kobiecą seksualnością, która odmawia przeprosin za siebie. Zbrodnią Sweeney nie jest jej genetyka ani dżinsy, ale odmowa rytualnego samobiczowania, którego postępowa ortodoksja wymaga od atrakcyjnych kobiet.

Przez ponad dekadę amerykański feminizm był zdominowany przez to, co moglibyśmy nazwać „seksualnością apologetyczną” – pogląd, że pożądanie białych kobiet musi być nieustannie kwestionowane, kontekstualizowane i ostatecznie negowane poprzez liczne uzasadnienia teoretyczne. Niezobowiązujące poczucie komfortu Sweeney w kwestii własnej atrakcyjności stanowi bezpośrednie wyzwanie dla tych purytańskich ram, co wyjaśnia, dlaczego jej krytycy od razu sięgają po najbardziej skrajną interpretację.

Aktorka uosabia to, co Camille Paglia uznałaby za odwieczną zasadę kobiecości, która sprzeciwia się udomowieniu przez ideologiczne ograniczenia. Jej uśmiech mówi: „Tak, patrzysz, i nie, nie potrzebuję twojego pozwolenia ani twojego poczucia winy”. To głęboko zagraża ruchowi, który zbudował cały swój gmach na założeniu, że tradycyjna kobiecość jest z natury opresyjna.

Ekonomia polityczna ataku

Gwałtowny wzrost ceny akcji American Eagle – po tych kontrowersjach o 18% – ujawnia najbardziej druzgocący aspekt całego spektaklu: całkowity rozdźwięk między narracją medialną a rzeczywistością ekonomiczną. Podczas gdy tradycyjne publikacje usiłowały przedstawić to jako katastrofę korporacyjną, rynek przemówił z charakterystyczną dla siebie jasnością. Okazuje się, że przemysł oburzenia stracił moc niszczenia karier i zaniżania cen akcji.

To stanowi istotną zmianę w politycznej ekonomii produkcji kulturalnej. Przez prawie dekadę korporacje żyły w strachu przed hordami postępowców na Twitterze, tworząc coraz bardziej barokowe przeprosiny za urojone zniewagi. Kampania Sweeney to moment, w którym korporacyjna Ameryka zdała sobie sprawę, że zaspokajanie potrzeb wiecznie urażonych jest nie tylko niepotrzebne, ale wręcz kontrproduktywne.

Jesteśmy świadkami agonii tego, co nazywam „kapitalizmem terapeutycznym” – krótkiego momentu historycznego, w którym wielkie korporacje usiłowały funkcjonować jako quasi-religijne instytucje, dostarczające moralne nauki obok dóbr konsumpcyjnych. Rynek wydał swój werdykt: Amerykanie są wyczerpani nieustającym żądaniem, by każda transakcja miała ideologiczny ciężar.

Głębszym problemem filozoficznym, o który tu chodzi, jest całkowity rozpad wspólnych ram interpretacyjnych. Żyjemy w kulturze, w której prosty kalambur można jednocześnie odczytać jako nazistowską propagandę, feministyczne wzmocnienie, korporacyjną manipulację i patriotyczny opór – często przez te same osoby, w zależności od ich bieżących potrzeb taktycznych.

Nie chodzi tu jedynie o spór o znaczenie. Chodzi o rozpad samego znaczenia jako stabilnej kategorii. Kiedy interpretacja całkowicie odrywa się od dowodów tekstowych, a kontekst podporządkowuje się politycznej użyteczności, wkraczamy w „posthermeneutyczną” fazę rozwoju kulturowego, w której komunikacja staje się niemożliwa, a władza staje się jedynym arbitrem prawdy.

Kontrowersje wokół Sweeney pokazują, jak głęboko przyswoiliśmy sobie postmodernistyczny pogląd, że wszystkie teksty mają charakter polityczny, jednocześnie całkowicie porzucając intelektualny rygor, który czynił te spostrzeżenia wartościowymi. Pozostaje nam najgorszy z możliwych światów: refleksyjna polityzacja bez analitycznego wyrafinowania, ideologiczna pewność bez intelektualnych podstaw.

Być może najważniejsze jest to, że ta kontrowersja sygnalizuje powrót tego, co Slavoj Žižek nazwałby „obscenicznym dodatkiem” do oficjalnej ideologii. Przez lata postępowa hegemonia kulturowa utrzymywała się dzięki systematycznemu tłumieniu pewnych form przyjemności estetycznej – zwłaszcza tych, które wiążą się z tradycyjnym kobiecym pięknem i niesproblematyzowanym heteroseksualnym pożądaniem.

Bezkompromisowa zmysłowość Sweeney symbolizuje powrót tej stłumionej treści, a histeryczna reakcja ujawnia, ile energii psychicznej potrzeba było, by utrzymać jej stłumienie. Oskarżenia o nazistowski charakter nie są racjonalną analizą polityczną, lecz symptomami ideologicznego załamania – momentem, w którym rządzący światopogląd konfrontuje się z dowodami własnej nieadekwatności i odpowiada coraz bardziej desperackimi próbami kontroli interpretacyjnej.

Aby zrozumieć histeryczną reakcję postępowej lewicy na istnienie Sydney Sweeney, musimy przeszukać głębsze psychologiczne i filozoficzne podstawy współczesnej ideologii lewicowej. Nie chodzi tu jedynie o spory polityczne – chodzi o fundamentalną niezgodność między naturalnym rozwojem człowieka a opartym na resentymencie światopoglądem, który kolonizuje postępową myśl od trzech dekad.

Totalitaryzm estetyczny

Postępowa lewica skonstruowała „totalitaryzm estetyczny” – kompleksowy światopogląd, w którym samo piękno staje się formą przemocy. Jest to kluczowe dla ich projektu. Kiedy cała wasza filozofia polityczna opiera się na założeniu, że wszelkie różnice w rezultatach wynikają z systemowej opresji, istnienie naturalnych korzyści staje się egzystencjalnym zagrożeniem dla waszych ram wyjaśniających.

Przestępstwem Sydney Sweeney nie jest jej polityka ani jej gry słów – to jej bezwysiłkowe ucieleśnienie cech, których nie da się redystrybuować za pomocą polityki. Jej uroda, pewność siebie, seksualny magnetyzm: to wszystko reprezentuje formy naturalnej nierówności, których nie wyeliminuje żadna ilość szkoleń na temat różnorodności ani redystrybucja bogactwa. Jest żywym dowodem na to, że wszechświat nie jest sprawiedliwy, że niektórzy ludzie mają po prostu więcej szczęścia niż inni i że żaden system polityczny nie jest w stanie zaradzić tej fundamentalnej asymetrii istnienia.

Dlatego reakcja jest tak gwałtowna i natychmiastowa. Sweeney reprezentuje to, co Nietzsche nazwałby „moralnością panów” – nieświadome korzystanie z własnej przewagi bez poczucia winy i przeprosin. Ideologia postępowa, przeciwnie, opiera się w całości na „moralności niewolników” – systematycznym odwracaniu naturalnych hierarchii poprzez moralne potępienie doskonałości.

Projekt oszpecania

Przez dziesięciolecia postępowa lewica angażowała się w coś, co można określić jedynie jako celową kampanię estetycznego wandalizmu. Systematycznie promowała brzydotę, dysfunkcję i przeciętność nie jako przykre realia, z którymi należy się empatycznie zmierzyć, lecz jako pozytywne cnoty, które należy celebrować. To nie inkluzywność, lecz aktywna wrogość wobec samego piękna.

Rozważmy trajektorię progresywnych preferencji estetycznych: celebrację chorobliwej otyłości jako „pozytywności ciała”, promocję celowo odrażającej architektury jako „demokratycznej”, przedkładanie niezrozumiałego żargonu akademickiego nad jasną komunikację, preferowanie gniewnych, pozbawionych wdzięku postaci publicznych nad te, które uosabiają tradycyjne cnoty opanowania i elegancji. Ten schemat ujawnia ideologię fundamentalnie sprzeczną z instynktownym rozpoznaniem i docenieniem doskonałości przez ludzką naturę.

Niewymuszona uroda Sweeney stanowi bezpośredni atak na ten starannie skonstruowany gmach estetycznego egalitaryzmu. Samo jej istnienie sugeruje, że niektóre rzeczy są po prostu lepsze od innych – teza, która, raz zaakceptowana, grozi rozpadem całego postępowego projektu wymuszonej równości.

Trwający dekady marsz postępowej lewicy przez instytucje stworzył osobliwą dynamikę psychologiczną: osiągnęli oni ogromną władzę instytucjonalną, utrzymując jednocześnie postawę psychologiczną uciskanych outsiderów. To powoduje dysonans poznawczy, który można rozwiązać jedynie poprzez coraz bardziej skrajne interpretacje potencjalnych zagrożeń.

Kiedy kontrolujesz uniwersytety, media, przemysł rozrywkowy i wielkie korporacje, a jednocześnie nadal postrzegasz siebie jako prześladowaną mniejszość walczącą z faszyzmem, każde odstępstwo od preferowanej narracji staje się dowodem rychłego ludobójstwa. Reklamy z Sydney Sweeney nie można po prostu zignorować czy odrzucić – należy ją interpretować jako nazistowską propagandę, ponieważ uznanie jej nieszkodliwości wymagałoby przyznania, że być może w rzeczywistości nie żyjesz w Czwartej Rzeszy.

Ta dynamika wyjaśnia charakterystyczny progresywny schemat, polegający na przytłaczającej opresji systemowej i jednoczesnym sprawowaniu władzy kulturowej wystarczającej do zniszczenia karier jednym tweetem. Utrzymanie statusu ofiary wymaga ciągłego odkrywania nowych zagrożeń, niezależnie od tego, jak absurdalne by one nie były.

W najgłębszym sensie histeria otaczająca Sweeney ujawnia fundamentalną wrogość postępowej ideologii do ludzkiej reprodukcji i biologicznych realiów, które nią rządzą. Sweeney uosabia to, co każdy psycholog ewolucyjny uzna za szczyt kobiecej sprawności reprodukcyjnej – młodość, urodę, zdrowie i seksualną pewność siebie. Cechy te uruchamiają instynkty doboru partnera, które funkcjonują od milionów lat i których nie da się wyeliminować żadnymi społecznymi metodami.

Postępowa ideologia wymaga systematycznego tłumienia tych instynktów, ponieważ tworzą one hierarchie, którymi w naturalny sposób nie da się zarządzać. Jeśli mężczyzn naturalnie pociąga młodość i uroda, jeśli kobiety konkurują o najbardziej pożądanych partnerów, jeśli dobór płciowy tworzy zwycięzców i przegranych niezależnie od przynależności politycznej, to cała idea społecznie konstruowanej równości upada.

Promowanie przez ten ruch coraz bardziej dziwacznych ideologii seksualnych i płciowych służy tej samej funkcji, co ich preferencje estetyczne: celowe zakłócanie naturalnych wzorców, które w przeciwnym razie mogłyby tworzyć apolityczne formy statusu i satysfakcji. Populacja zagubiona w podstawowych realiach biologicznych jest bardziej zależna od ideologicznych wskazówek, jeśli chodzi o sens i cel.

Upadek transcendentnego celu

Być może najbardziej fundamentalną reakcją postępowej lewicy na Sweeney jest jej całkowita niezdolność do pojmowania transcendentnego celu wykraczającego poza walkę polityczną. Kiedy cały światopogląd koncentruje się wokół dążenia do władzy poprzez krzywdę, istnienie prostej ludzkiej przyjemności staje się niezrozumiałe i zagrażające.

Sweeney reprezentuje egzystencję przedpolityczną – sferę bezpośredniego ludzkiego doświadczenia, istniejącego przed interpretacją ideologiczną i niezależnie od niej. Piękno i odnajdywanie w nim pewności siebie należą do starożytnego świata mitów i opowieści, bogów i bohaterów, naturalnej hierarchii i porządku kosmicznego. Przypominają nam, że istnieją formy znaczenia i wartości, których nie da się sprowadzić do kategorii politycznych.

Właśnie tego postępowa ideologia nie może tolerować. Odrzuciwszy tradycyjną religię, porzuciwszy kulturę klasyczną, zerwawszy więź z jakimkolwiek źródłem sensu poza transformacją polityczną, nie mogą pozwolić na istnienie dóbr pozapolitycznych. Wszystko musi być polityczne, bo polityka to wszystko, co im pozostało.

Kontrowersje wokół Sydney Sweeney stanowią punkt zwrotny nie dlatego, że reprezentują postrzegany triumf polityki konserwatywnej, ale dlatego, że ujawniają wyczerpanie ożywiającego ducha postępowego projektu. Kiedy wasz ruch sprowadza się do doszukiwania się nazistowskiej symboliki w reklamach dżinsów, kiedy wasi najbardziej wyrafinowani krytycy kultury brzmią jak paranoidalni schizofrenicy, kiedy wasza reakcja na piękno jest natychmiastową, gwałtowną wrogością – okazuje się, że jesteście fundamentalnie przeciwni ludzkiemu rozkwitowi.

Tragedią nie jest to, że postępowcy nie osiągnęli deklarowanych celów równości i sprawiedliwości, ale to, że stworzyli światopogląd tak toksyczny, tak wrogi naturalnym dobrom człowieka, tak zależny od nieustannego kryzysu i urazy, że nawet ich zwycięstwa wydają się porażkami. Zbudowali królestwo brzydoty i nazwali je rajem, a teraz wściekają się na każdego, kto przypomina im, co stracili.

Wielką ironią jest to, że Sydney Sweeney, w swoim „niezwykłym rozkoszowaniu się” własnymi atutami, ucieleśnia bardziej autentyczną formę wyzwolenia niż cokolwiek, co ruch postępowy stworzył od dziesięcioleci. Jest wolna w sposób, którego jej krytycy nie potrafią sobie wyobrazić: wolna od potrzeby uzasadniania swojego istnienia, wolna od obowiązku przepraszania za swoje dary, wolna od wyczerpującego żądania interpretowania każdej chwili przez pryzmat kategorii politycznych.

Tak wygląda prawdziwa wolność, która ich przeraża, ponieważ ujawnia wszystko, co poświęcili w pogoni za ideologiczną czystością. Wspaniałe dżinsy przypominają nam, że niektóre rzeczy są po prostu dobre same w sobie, niezależnie od ich politycznej użyteczności – a dla ideologii zbudowanej na negacji wartości wewnętrznej, to uznanie jest niczym innym, jak tylko ogłoszeniem własnej przestarzałości.

Złudzenie równości i przeciwieństwa

Zanim jednak konserwatyści ogłoszą się prorokami kulturowego wglądu [insight], muszą zmierzyć się z równie żałosną rzeczywistością: ich reakcja na tę kontrowersję ujawnia własną formę intelektualnego bankructwa. Prawicowe celebrowanie Sydney Sweeney jako swego rodzaju kulturowego zbawiciela nie jest niczym bardziej wyrafinowanym niż odwieczna męska skłonność do mylenia podniecenia z analizą polityczną.

Zaobserwuj, jak konserwatywni komentatorzy dyskutują o tej reklamie, a zobaczysz mistrzowskie podsumowanie racjonalizacji post hoc. Nagle korporacyjna kampania marketingowa, kręcąca się wokół pragnienia zdjęcia dżinsów, staje się głębokim przesłaniem na temat cywilizacji Zachodu, tradycyjnych wartości i przywrócenia naturalnego porządku. To nie jest filozofia polityczna, jakkolwiek by się nie starał – to intelektualny odpowiednik nastolatka odkrywającego pornografię internetową i ogłaszającego ją wielką sztuką.

Niewygodna prawda, której konserwatyści nie chcą przyznać, jest taka, że decyzja American Eagle o promowaniu Sweeney nie ma nic wspólnego z promowaniem wartości konserwatywnych, a za to wszystko z najstarszą i najbardziej cyniczną strategią marketingową w historii ludzkości: seks się sprzedaje. Kierownictwo firmy nie przeprowadziło wnikliwej analizy tradycjonalizmu Burke’a ani konserwatyzmu Kirk’a przed zatwierdzeniem tej kampanii. Przeanalizowali dane z grup fokusowych, które wykazały, że atrakcyjne kobiety w obcisłych ubraniach zwiększają widoczność wśród grupy docelowej, czyli napalonych nastolatków i sfrustrowanych seksualnie mężczyzn w średnim wieku, a dla podupadającego sprzedawcy detalicznego sama ta ekspozycja jest warta zachodu.

Jesteśmy świadkami nie triumfu tradycyjnej kobiecości, lecz jej całkowitej komercjalizacji. Seksualność Sweeney nie jest wyzwolona – jest opakowana, promowana i sprzedawana jak każdy inny towar konsumpcyjny. Ironią losu jest, że konserwatyści celebrują to jako coś autentycznego czy naturalnego, co ujawnia ich głębokie oderwanie od autentycznej tradycji.

Tradycyjne kultury postrzegały seksualność jako osadzoną w szerszych ramach znaczeniowych: rodziny, społeczności, celu duchowego, odpowiedzialności międzypokoleniowej. To, co oferuje American Eagle, to seksualność wyabstrahowana z wszelkiego kontekstu, sprowadzona do czystej wymiany towarowej. Nastolatek kupujący dżinsy ze względu na piersi Sweeney nie uczestniczy w jakimś starożytnym rytuale zalotów i łączenia się w pary – jest manipulowany przez wyrafinowane techniki psychologiczne, mające na celu oddzielenie go od jego pieniędzy.

Konserwatyści, którzy postrzegają to jako zwycięstwo nad postępową hegemonią kulturową, świętują własną kolonizację przez siły rynkowe, które postrzegają zarówno ich córki, jak i ich pragnienia jako okazje do zysku. Są tak zdesperowani potrzebą jakiejkolwiek reprezentacji kulturowej, która nie będzie ich aktywnie nienawidzić, że akceptują nawet najbardziej zdegradowane formy skomercjalizowanej seksualności jako dowód odnowy cywilizacyjnej.

Ironia sięga iście groteskowych rozmiarów, gdy weźmiemy pod uwagę, że te same konserwatywne głosy, które teraz celebrują Sweeney jako symbol tradycyjnej kobiecości, kibicują aktorce, której kariera zbudowana została w dużej mierze na graniu hiperseksualizowanych postaci i której publiczna persona ucieleśnia dokładnie ten rodzaj skomercjalizowanej seksualności rodem z Onlyfans, z którą tak chętnie walczy armada konserwatywnych influencerów. To ludzie, którzy przez dekady ostrzegali przed niebezpieczeństwami kultury pornograficznej, a teraz jednoczą się wokół postaci, której wygląd jest zasadniczo nieodróżnialny od estetycznych zasad tej kultury – z tą różnicą, że jej specyficzny rodzaj seksualizowanego występu budzi postępowe oburzenie, a nie konserwatywny niepokój.

To całkowity intelektualny i moralny upadek ukryty pod maską strategii politycznej. Konserwatywni zwolennicy „wartości rodzinnych” dosłownie oklaskują te same siły kulturowe, które kiedyś uznali za destrukcyjne dla porządku społecznego, tylko dlatego, że siły te teraz irytują ich politycznych oponentów. Tak bardzo uzależnili się ideologicznie od logiki „zawłaszczania liberałów”, że będą świętować własną kulturową porażkę, o ile wygeneruje to odpowiedni poziom zaangażowania w mediach społecznościowych.

Paradoks pornifikacji

Głębszą tragedią jest to, że entuzjazm konserwatystów dla kampanii Sweeney ujawnia, jak głęboko zinternalizowali oni tę samą rewolucję seksualną, której rzekomo się sprzeciwiają. Tradycyjna myśl konserwatywna – niezależnie od tego, czy się z nią zgadzasz, czy nie – rozumiała, że okazywanie kobiecej seksualności poza kontekstem małżeństwa i rodziny jest destrukcyjne dla porządku społecznego. A jednak proszę, celebrują właśnie takie okazywanie, ponieważ rozwściecza ono postępowców.

To oznacza całkowity triumf liberalnej ideologii seksualnej nad konserwatywną myślą społeczną. Kiedy twoim głównym kryterium zdrowia kulturowego staje się pytanie: „Czy to pobudza liberałów?”, a nie: „Czy to wzmacnia rodziny i społeczności?”, to już dawno porzuciłeś filozoficzne podstawy, na których opiera się prawdziwy konserwatyzm.

Postępowa obsesja na punkcie doszukiwania się faszyzmu w reklamie i konserwatywna obsesja na punkcie doszukiwania się renesansu kulturowego w tej samej reklamie to dwie strony tej samej, zdegenerowanej monety. Obie grupy tak bardzo uzależniły się od logiki spektaklu, że mylą korporacyjną manipulację z autentycznym znaczeniem kulturowym.

Infantylizacja dyskursu politycznego

Być może najbardziej druzgocący jest fakt, że cała ta kontrowersja obnaża całkowity intelektualny upadek amerykańskiego dyskursu politycznego, niezależnie od jego ideologii. Osiągnęliśmy cywilizacyjny punkt kulminacyjny, gdzie najbardziej prestiżowe publikacje, najpopularniejsze konta w mediach społecznościowych i najbardziej wpływowi komentatorzy kultury poświęcają znaczną energię analityczną na debatę nad tym, czy blondynka w dżinsach reprezentuje narodziny faszyzmu, czy odrodzenie cywilizacji zachodniej.

Pomyślcie o czystej głupocie tej chwili: miliony rzekomo wykształconych dorosłych, z których wielu ma dyplomy ukończenia elitarnych uczelni, piszą tysiące słów ostrych komentarzy na temat trzydziestosekundowej reklamy spodni. Profesorowie uniwersyteccy publikują recenzowane artykuły o semiotyce dekoltu Sydney Sweeney. Panele telewizji kablowej zwołują nadzwyczajne sesje, aby omówić kulturowe implikacje gry słów o dżinsach.

Mogłabym śmiało nazwać to spłyceniem dyskursu, ale w rzeczywistości jest to całkowite wyparcie samego dyskursu, zastąpione performatywnym wrzaskiem intelektualnych dzieciaków, które pomyliły zabieganie o uwagę z analizą. Stworzyliśmy kulturę polityczną tak pozbawioną treści, że rutynowa transakcja handlowa – ładna dziewczyna sprzedaje ubrania – staje się podstawą rozbudowanych ram teoretycznych dotyczących losu demokracji.

Głębokie ubóstwo intelektualne, jakie to ujawnia, jest porażające. To rzekomo te same umysły, którym powierzono analizę złożonych konfliktów geopolitycznych, polityki gospodarczej, prawa konstytucyjnego i rewolucji technologicznej. A jednak nie potrafią oni poradzić sobie z prostą kampanią reklamową bez natychmiastowego popadania w gorączkową nadinterpretację, która zawstydziłaby nawet studenta pierwszego roku literatury.

Co mówi o naszej zbiorowej zdolności intelektualnej fakt, że żyjemy w erze prawdziwej globalnej niestabilności – wojny, zakłócenia technologiczne zmieniające rynki pracy, załamanie demograficzne w krajach rozwiniętych, pojawienie się sztucznej inteligencji, rozprzestrzenianie broni jądrowej – a nasi najwybitniejsi krytycy kultury skupiają swoją analityczną siłę na tym, czy piersi aktorki stanowią przesłanie polityczne?

To nic innego jak całkowity brak intelektualnej powagi w życiu Amerykanów. Wychowaliśmy wiele pokoleń, które mylą intensywność swoich reakcji emocjonalnych z głębią swoich spostrzeżeń, mylą ideologiczny zapał z analitycznym rygorem, które wyobrażają sobie, że doszukiwanie się politycznego znaczenia w komercyjnych efemerydach to wyrafinowana krytyka kulturowa, a nie to, czym jest w rzeczywistości: desperackim miotaniem się umysłów zbyt płytkich, by móc zmierzyć się z autentyczną złożonością.

Konserwatysta, który dostrzega renesans tradycjonalizmu w biustonoszu push-up, i postępowiec, który w żartach o genetyce dostrzega faszystowską rekrutację, wykazują tę samą patologię poznawczą: niezdolność do odróżnienia trywialnej manipulacji komercyjnej od istotnych zjawisk kulturowych. Są jak dzieci, które mylą kreskówki z rzeczywistością, tyle że o wiele bardziej żenujące, bo przecież są dorosłymi, zdolnymi do poważnego myślenia.

Najbardziej wnikliwa analiza kontrowersji wokół sprawy Sweeney musi uznać, że American Eagle odniosło ogromny sukces — nie w promowaniu jakiejś konkretnej wizji politycznej, ale w stworzeniu momentu kulturowego, który generuje ogromne zaangażowanie w całym spektrum politycznym, jednocześnie sprzedając produkty konsumentom, którzy wyobrażają sobie, że uczestniczą w jakimś szerszym kulturowym zmaganiu.

Oto geniusz współczesnej strategii korporacyjnej: tworzyć treści, które pozwalają każdej grupie demograficznej na prezentację własnych znaczeń i pretensji, a jednocześnie służą jednemu celowi: maksymalizacji zysku. Progresiści czują się jak bojownicy oporu przeciwko faszyzmowi, konserwatyści – jak obrońcy tradycyjnych wartości, a American Eagle sprzedaje jeansy.

Kontrowersje wokół Sydney Sweeney ostatecznie ujawniają nie triumf jednej ideologii nad inną, ale całkowity intelektualny i duchowy upadek samej amerykańskiej cywilizacji. Staliśmy się społeczeństwem tak fundamentalnie niepoważnym, tak oderwanym od jakiejkolwiek sensownej koncepcji ludzkiego celu, tak uzależnionym od tanich dopaminowych dawek wykreowanego oburzenia, że mylimy drgawki naszej własnej kulturowej agonii z oznakami tętniącego życiem dyskursu demokratycznego.

Tak wygląda koniec cywilizacji: nie podbój przez obce armie czy załamanie gospodarcze, ale dobrowolne porzucenie zdolności do poważnego myślenia na rzecz niekończących się, rekurencyjnych sporów o nic. Stworzyliśmy kulturę, która potrafi zmobilizować nieskończoną energię analityczną do debaty, czy reklama odzieży stanowi propagandę nazistowską, jednocześnie pozostając całkowicie niezdolną do rozwiązania autentycznych kryzysów, które zagrażają naszemu przetrwaniu jako spójnego społeczeństwa.

Żyjemy w warunkach, które można określić jedynie jako tyranię trywialności – w reżimie, w którym najbardziej nieistotne kulturowe efemerydy cieszą się obsesyjną uwagą, jaką poprzednie pokolenia poświęcały kwestiom o ostatecznym znaczeniu. Nasi rzekomo elitarni intelektualiści, absolwenci najbardziej prestiżowych uczelni, laureaci najwyższych wyróżnień kulturalnych, stali się nie do odróżnienia od ludzi, którzy kiedyś stali na rogach ulic i krzyczeli o ukrytych przesłaniach na opakowaniach płatków śniadaniowych.

Tragedia nie polega na tym, że mamy głupców, którzy mówią głupoty – takie rzeczy zdarzają się w każdym społeczeństwie. Tragedia polega na tym, że stworzyliśmy struktury instytucjonalne, które nagradzają i wzmacniają tę głupotę, które przekształcają intelektualną przeciętność w autorytet kulturowy, które mylą ilość komentarzy z głębią spostrzeżeń. Zbudowaliśmy cywilizację, która promuje głupotę i karze za mądrość, która celebruje płytkość i marginalizuje to, co głębokie.

Rozważmy ponownie mechanizm tej degradacji: korporacja tworzy trzydziestosekundową reklamę, której celem jest sprzedaż spodni nastolatkom. W ciągu kilku godzin reklama ta staje się tematem wykładów uniwersyteckich, stanowisk think tanków, przesłuchań w Kongresie i relacji medialnych na całym świecie. Miliony słów zostają napisane, reputacja niszczona – wszystko w celu analizy czegoś, co ma mniej więcej takie samo znaczenie kulturowe, jak bazgroły w toalecie.

To nie tylko antyintelektualizm – to coś o wiele gorszego. To systematyczne niszczenie samych kategorii, dzięki którym możliwe staje się poważne myślenie. Gdy wszystko jest równie ważne, nic nie jest istotne. Gdy każda reklama staje się manifestem politycznym, polityka staje się nieodróżnialna od handlu. Gdy każda interpretacja jest równie ważna, sama interpretacja traci znaczenie.

Jesteśmy świadkami ostatniego etapu tego, o czym teoretycy szkoły frankfurckiej mogli tylko marzyć w najciemniejszych chwilach: całkowitej komercjalizacji ludzkiej świadomości. Nie dość, że pozwoliliśmy siłom rynkowym skolonizować nasze materialne życie, to jeszcze poddaliśmy naszą zdolność do niezależnego myślenia logice optymalizacji zaangażowania i powszechnej dystrybucji.

Kontrowersje wokół Sydney Sweeney odnoszą spektakularny sukces jako przedsięwzięcie komercyjne właśnie dlatego, że jako zjawisko kulturowe ponoszą tak katastrofalną porażkę. Generują ogromną uwagę, generują ruch, budują świadomość marki i promują produkty, odwołując się do najniższych wspólnych mianowników ludzkiej psychologii: pobudzenia seksualnego, tożsamości plemiennej i desperackiej potrzeby sensu w życiu pozbawionym autentycznego celu.

Najbardziej obciążające jest to, jak całe to widowisko ujawnia całkowite zrzeczenie się odpowiedzialności przez osoby rzekomo odpowiedzialne za przywództwo kulturowe. Profesorowie uniwersyteccy, którzy powinni chronić i przekazywać nagromadzoną mądrość ludzkiej cywilizacji, zamiast tego tworzą rozbudowane ramy teoretyczne do analizy reklam korporacyjnych. Dziennikarze, którzy powinni badać faktyczną korupcję i nadużycia władzy, zamiast tego poświęcają swoje zasoby śledcze na kulturowe implikacje dekoltu.

Stworzyliśmy klasę zawodową, która porzuciła wszelkie istotne obowiązki na rzecz uczestnictwa w niekończącym się, lukratywnym karnawale komentarzy kulturowych. To ludzie posiadający instytucjonalny autorytet, by kształtować umysły i wpływać na społeczeństwo, a mimo to przeznaczają swój kapitał intelektualny na projekty tak trywialne, że przyszli historycy będą mieli trudności z uwierzeniem, że takie dyskusje faktycznie miały miejsce.

Sydney Sweeney będzie stanowić idealny pomnik naszej epoki: momentu, w którym cały ciężar amerykańskiego aparatu intelektualnego został wykorzystany do rozstrzygnięcia kwestii, czy jej piersi stanowią zagrożenie dla demokracji. Przyszli archeolodzy, przeszukując cyfrowe pozostałości naszej cywilizacji, odkryją miliony słów wypełniających zaciekłe komentarze na temat reklam dżinsów i dojdą do wniosku, że byliśmy społeczeństwem, które całkowicie utraciło zdolność odróżniania tego, co ważne, od tego, co absurdalne.

Właśnie byliśmy świadkami znaku cywilizacji, która utraciła nie tylko swoje kulturowe podstawy, ale i fundamentalną zdolność do poważnego myślenia. Społeczeństwa, które zmusiło się do szukania najgłębszych znaczeń w najpłytszych możliwych źródłach. Kultury, która pomyliła działanie inteligencji z samą inteligencją, symulację głębi z rzeczywistą głębią.

Oto nasze dziedzictwo: społeczeństwo, które mogło wyprodukować miliony słów analizujących dekolt Sydney Sweeney, ale nie było w stanie zebrać intelektualnej powagi niezbędnej do stawienia czoła autentycznym wyzwaniom zagrażającym naszemu przetrwaniu. Staliśmy się tym, czego każde poprzednie pokolenie obawiało się, aby nie dotknęło ich potomków: ludźmi tak dogłębnie zagospodarowanymi przez interesy komercyjne, że mylimy własną manipulację z wyzwoleniem, własną degradację z wyrafinowaniem, a własny intelektualny upadek z kulturową witalnością.

Werdykt historii będzie bezlitosny i zasłużony. A teraz przepraszam. Muszę popatrzeć na pupę Sydney Sweeney i zastanowić się, kiedy do „swoich świetnych dżinsów” dokupi też osobowość.

_________________

The Tyranny of the Trivial, A Lily Bit, Jul 30, 2025

 

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!