Zorganizowany atak internacjonalizmu na państwa narodowe wchodzi w swoje apogeum. Jednocześnie w Polsce stan bliski zeru osiąga poziom świadomości narodowej. Nazwać ów poziom można l e t a r g i e m. Podjęcie walki z mentalnością internacjonalną jest niemożliwe bez ustalenia i uporządkowania podstawowych pojęć.
Rozdział pierwszy: GENEZA I EWOLUCJA ETNICZNOŚCI
§ 1. Struktura etniczności. Co tworzy etniczność? – warstwy tworzące duszę narodu (etniczność) – trzy składowe etniczności – dwie matki genetyczne – hierarchia trzech faktorów etniczności – słabość czynnika trzeciego.
Jaka jest struktura, jakie są warstwy tworzące fenomen etnicznego narodu? Natura danej rzeczy, jej istota – jak mawiali starożytni – lubi się głęboko skrywać (Φύσις κρύπτεσθαι φιλεῖ). Gdy zaś skryje się w niedocieczonych relacjach dwóch fenomenów wciąż mało znanych: pozornie najniższego, czyli genetyki, z tym, co najwyższe, czyli duchowością – to trudność poznawcza się zwielokrotnia. Podobnie trudna do racjonalizacji jest natura i struktura ludzkiej “osoby” i “duszy”. Ale tak jak – począwszy od Platona i Arystotelesa, poprzez patrologię – udaje się opisać adekwatnie “z czego się składa” ludzka dusza (por. O duszy i obydwie Etyki Stagiryty), tak też można uchwycić tworzące “etniczność” narodu podukłady . Różne są próby poznania tego fenomenu, lecz na użytek tego artykułu najlepiej będzie posłużyć się klarownym ujęciem Le Bona.
Prześledźmy więc te trzy składowe: cechy duchowe, moralne i umysłowe, których połączenie tworzy duszę narodu, przedstawiają syntezę całej przeszłości tego narodu, spadek po wszystkich jego przodkach, motory jego czynów. Z pozoru wydają się one być zmiennymi u różnych osobników tego samego narodu, lecz… to tylko pozór. Obserwacja jednak wykazuje, że większość osobników tego narodu posiada zawsze pewną liczbę cech psychologicznych wspólnych, równie stałych, jak cechy anatomiczne według których klasyfikujemy w biologii gatunki zwierząt, różnic, które regularnie i niezmiennie przenoszą się z pokolenia w pokolenie. Tożsamość ustroju duchowego większości osobników jednego narodu ma bardzo proste, oczywiste przyczyny. Osobnik jest nie tylko genetycznym “wytworem” swoich rodziców, ale i genetycznym “wytworem” swojego narodu, czyli całego szeregu przodków. Jak to syntetycznie ujął Émile Cheysson: “Jesteśmy zarazem dziećmi rodziców i narodu (Cheysson używa tu słowa: “rasy”, gdyż w literaturze francuskiej przełomu XIX i XX w. pojęcia “rasa” i “naród” występowały często zamiennie). Nie tylko uczucie, ale i fizjologia i dziedziczność sprawiają, że ojczyzna jest nam drugą matką.”
Podsumowuje to Le Bon tak: każdy osobnik kształtowany jest przez trzy czynniki.
1. Pierwszy i niewątpliwie najsilniejszy, to dziedziczny wpływ przodków,
2. drugi to dziedziczny wpływ rodziców,
3. trzeci – uważany wbrew faktom przez pospolite i ideologiczne umysły socjalistów za najsilniejszy – to wpływ otoczenia (nazywany przez neomarksistów “kulturowością”, por. płeć “kulturowa”, “kulturowa narodowość europejska” etc.).
Czynnik trzeci (wpływ otoczenia) to oddziaływania, którym człowiek podlega w ciągu życia: fizyczne, moralne, tradycjonalne, kulturowe, religijne a zwłaszcza wychowawcze. Oddziaływania te powodują jednak tylko drobne odchylenia od typu podstawowego ustalonego przez pierwszy i drugi faktor dziedziczny. Istotnie i trwale działa czynnik trzeci, czynnik otoczenia tylko tam, gdzie pada na mocny grunt dziedziczności, czyli tam, gdzie dziedziczność przez szeregi pokoleń pracowała w tym samym duchu.
§ 2. Warunki potęgi narodu. Co kieruje ewolucją narodu? – dusza narodu widoczna poprzez swoje objawy – przodkowie – podświadomość i przodkowie – motory naszych czynów – dziedziczność i myśli przodków – trzy filary duszy narodu – trzy rodzaje wspólnoty – do wielkich dzieł potrzebna trojaka wspólnota – źródła jedności i stałości charakteru narodowego – skąd potęga narodu? – kiedy narody upadają?
Wypadałoby zapytać skąd zatem to zdziwienie, któremu dała wyraz Angela Merkel mówiąc w słynnej wypowiedzi, że “multikulti nie działa”. Nie działa, bo nie może działać i wiedział o tym każdy przeciętny naukowiec z przełomu wieków XIX i XX., z wyjątkiem późnych wnuków Marksa, ideologów socjalistycznej wszechrówności. Zakończmy streszczeniem ujęcia Le Bona: dusza narodu, niewidzialna w swej istocie, jest bardzo widoczna w swych objawach, ponieważ to ona w gruncie rzeczy kieruje ewolucją narodu. Przodkowie, jako nieskończenie liczniejsi są też nieskończenie potężniejsi od żywych, więc wiek po wieku wytwarzali nasze idee i nasze uczucia, a więc motory naszych czynów. Panują oni w olbrzymiej dziedzinie podświadomości, tej niewidzialnej siły trzymającej swą władzą wszelkie przejawy inteligencji i charakteru. Umarli, bardziej niż żywi, są kierownikami narodu – oni ustanawiają naród.
Dziedziczność oraz myśli przodków kładą fundament pod trzy filary duszy narodu:
1. wspólność uczuć
2. wspólność interesów
3. wspólność wierzeń.
Te trzy filary umożliwiają zgodność wszystkich członków narodu w sprawach wielkich. I tak powstaje świadomość dobra wspólnego. Ta wspólnota uczuć, idei, wierzeń i interesów stworzona powolną pracą dziedziczności daje ustrojowi duchowemu narodu jedność i stałość i stanowi o jego potędze. Z chwilą, gdy ta wspólnota ginie, narody rozpadają się. Wpływy dziejowe oddziałują tylko na uzupełniające i przejściowe cechy charakterów narodowych, nie dotykając jego cech zasadniczych, a jeżeli dotykają, to dopiero w drodze dziedzicznego i bardzo powolnego nagromadzania się wpływów. Nie można powiedzieć, że cechy psychologiczne narodów są całkowicie niezmienne, ale trzeba stwierdzić, że podobnie jak i cechy anatomiczne, posiadają bardzo wielką stałość. Dzięki to owej stałości – kończy sekwencję myśli Le Bon – dusza narodów tak wolno zmienia się w szeregu wieków.
§ 3. Etnogonia. Faktor transcendencji – trudności werbalizacji, element tajemnicy – Widukind – tajemnica epifanii narodów – wielka trwałość ich charakterów – kod genetyczny stokroć silniejszy niż kod kulturowy – bieg historii wzmacnia różnice pomiędzy duszami narodów – etnogonia.
Definicja narodu musi zawierać faktor tajemnicy, transcendencji. Tak jak definicja ideału osobowego nie jest czymś oczywistym, a jest dopiero zwieńczeniem całego systematu myślowego powstałego na skutek ogromnej pracy myślowej, tak samo, a może jeszcze bardziej (gdyż fenomen narodu pojawił się w ewolucji ludzkości po odkryciu ideału osobowego, persona poprzedziła chronologicznie nację), tak samo definicja narodu dotyka sfer najgłębszych, sięga dziedzin duchowych.
Byt, istnienie osoby ludzkiej, jej unikalną specyfikę, jej jednostkowy “gatunek duchowy” najpierw percypujemy, dopiero później próbujemy werbalizować. Identycznie jest z narodem i jego charakterem. Wyczuwamy jego istnienie z jego siły duchowej, z określonego, rozpoznawalnego tonu dziejowego, z jego dokonań i czynów, i wiemy dokładnie, czym różni się od innych narodów, z którymi stykał go los – ale nazwać nam sedno tej odrębności przychodzi trudno, gdyż persona i nacja są bytami duchowymi tego samego rzędu, co prawda, dobro i piękno.
Naród to nie plemię, ani społeczność, ani społeczeństwo, ani lud, ani efekt umowy społecznej (także w jej wersji okrągłostołowej), ani zbiór obywateli któregoś z imperiów. Wielu autorów podkreśla tajemniczą, wciąż mało naświetloną więź genetyczną samego rdzenia idei chrześcijańskiej z ideą narodu. Szczególnie w piśmiennictwie polskim było to badane i eksplikowane.
Relacja Widukinda z X w. (“Germanie wojują dla sławy a Słowianie jedynie dla obrony wolności i aby uniknąć niewoli”) ważna jest dla zrozumienia przyrodzonych charakterów narodowych. Stawia ona w krytycznym niezwykle świetle barbarzyńskie, lewicowe nowinki naukowe starające się pozbawiać znaczenia czynnik genetyczny i opartą na nim indywidualną duchowość każdego narodu, a w zamian usiłujące oddać dominującą rolę w istnieniu i podtrzymywaniu istnienia narodów czynnikom z zakresu kultury materialnej, obyczajowości, tradycji, wychowania, piśmiennictwa a nawet wpływów otoczenia. Widukind relacjonuje uderzającą cechę Słowian, a przecież w wieku X. nie było jeszcze tej grupy etnicznej piśmiennictwa, dorobku z dziedziny sztuk pięknych i – przypuszczalnie – ogromnej większości uważanych dzisiaj za arcypolskie obyczajów i tradycji, które to rzekomo wg dzisiejszej, zideologizowanej nauki mają “stwarzać naród”.
Okazuje się, że fundamentalna rysa polskiej tożsamości etnicznej istniała już w samym zaraniu państwa polskiego, gdy nie istniał jeszcze jego wielowiekowy dorobek kulturalny, i przetrwała bez zmian tysiąclecie. Widać tu jak na dłoni tajemnicę pojawiania się narodów (epifanii narodu) i jawnej już od początku ich dziejów odmienności ich dusz narodowych i niezwykłej – poprzez wieki – trwałości, nienaruszalności profilu tych charakterów narodowych.
O relacji Widukinda pisze Lutosławski tak: “To dawne określenie pozostaje prawdziwym i dziś, i kontrast między Germanami i Słowianami nie został złagodzony przez tysiącletnie wzajemne stosunki. […] narodowe typy [jednak] pozostają przeciwległe i nawet coraz to wyraźniej się zarysowują.” Dlatego właśnie Le Bon – bulwersując marksistów – pisze, że historia i kultura danego narodu wynikają z jego charakteru, a nie… odwrotnie.
Bardzo łatwo jest w dziedzinie etnogonii pomieszać naturę z kulturą, przyczynę ze skutkami, przyczyny najbliższe z przyczynami dalszymi (głębokimi). Nie wiemy dlaczego tak jest, ale percypujemy, tak jak Le bon, że “każdy lud posiada pewną organizację umysłową, równie stałą jak jego cechy anatomiczne, organizację objawiającą się w jego uczuciach, jego myślach, jego instytucjach, wierzeniach i sztukach pięknych”. Anatomia duchowa etnicznego narodu OBJAWIA się w tym wszystkim, nie zaś jest przez to stwarzana.
Rozdział drugi: ANATOMIA “WOJNY UNIFIKACYJNEJ” Z NARODAMI
§ 1. Granice narodów. Nieprzekazywalność etniczności – kwestia przeobrażenia narodu – różnice cywilizacji – materializm i chrystianizm – getto – imperatyw getta – różne typy getta – nieredukowalna równoległość etnosów i cywilizacji.
Istnieją – jak pisze Le bon – wielkie, stałe prawa kierujące pochodem narodów i cywilizacji. Życie narodu – kontynuje Le Bon – jego instytucje, jego religie, jego dzieła sztuki, są tylko tkanką widzialną niewidzialnej jego duszy. Ażeby dany naród mógł przeobrazić swoje instytucje, swoje obrzędy i dzieła swojej sztuki, musi najpierw przeobrazić swoją duszę; ażeby mógł innemu ludowi lub narodowi przekazać swoją cywilizację, musiałby móc przekazać mu swą duszę.
Kiedy my, jako przedstawiciele cywilizacji łacińskiej nie możemy obcym przekazać swojej duszy, to wtedy oni nie widząc naszej, prezentują nam i narzucają swoją duszę. A narzucać muszą, gdy taki jest imperatyw ich etniczności lub cywilizacyjności, a nigdzie nie jest powiedziane, ani zagwarantowane, że anatomia duchowa ich etniczności zawierać musi poziom duchowy, komponent noetyczny. Jak stwierdził Koneczny, tylko cywilizacja łacińska uznaje prymat wartości duchowych nad materialnymi. Zresztą nawet kultury z obrębu cywilizacji łacińskiej w efekcie różnych wypadków dziejowych mogą ulec decywilizowaniu lub zagłuszeniu rdzenia cywilizacji łacińskiej przez wpływ obcej cywilizacji, tak jak to stało się np. z protestantyzmem, który jako schizma został zdominowany przez wpływ cywilizacji i mentalności żydowskiej (o tym, że protestantyzm to rejudaizacja chrześcijaństwa piszą m.in. Zieliński, Lutosławski, Koneczny, Doboszyński).
Istnienie gett, kahałów, izolowanych dzielnic romskich i islamskich w państwach łacińskich jest demonstracją , dowodem prawdziwości tez o nieprzekazywalności duszy jednej cywilizacji do drugiej lub pomiędzy narodami. Jeśli liczba obcych nie jest kontrolowana, albo przeoczony zostaje jej nadmierny wzrost, to rozrasta się tak, że to gospodarze kraju zepchnięci zostają do getta mentalnego (bojąc się po zmroku chodzić po ulicach), albo poza granice państwa (najdynamiczniejsi z rdzennych emigrują), lub na obrzeża miast (jak w narodowej dystopii Moszkopolis Niemcewicza). Getta zakładane przez obcych należy rozumieć niekoniecznie jako związane z terenem. Mogą one być intelektualne, ekonomiczne, urzędowe – czyli wszędzie tam, skąd wykluczeni są gospodarze za pomocą zmowy nie cenowej (zakazanej prawnie), ale cywilizacyjnej (niezakazanej w prawie), zmowy silnej, bo opartej na więziach rodzinnych i plemiennych przeprowadzonej przez niższą cywilizację, bo niższość zwycięża zawsze, jeśli naród nie broni się za pomocą praw i kształtującej je myśli narodowej.
Ogólna zasada jest taka, że etnosy niższe najeżdżające obecnie Europę tworzą getta widoczne, a potomkowie przybyszy w poprzednich pokoleniach, pociągnięci politurą naszej kultury tworzą getta niewidoczne, które my widzimy jako układy, kasty, koterie, kartele – czyli jako grupy planujące przechwytywanie określonych działów państwa po to, by stworzyć w nich swoje rewiry. Państwo wielokulturowe zamienia się w agregat dwojakiego typu enklaw, enklaw zastraszonych coraz bardziej gospodarzy i enklaw przybyszy zaprowadzających w swoich rewirach równoległe prawo (por. o efekcie przyjmowania migracji zarobkowej z Azji: M.Bertrams o „równoległych społecznościach” i J.Wagner o „paralelnym wymiarze sprawiedliwości”). W takich obcych gettach tworzy się kilka wewnętrznych kast organizujących w nich pozapaństwowe życie. Gettowy kształt, styl życia wynika, wyłania się z przybyszów cywilizacji i genetyki. Getta to ich sposób życia, funkcjonowania i przetrwania w cywilizacji obcej dla duszy ich narodu i ich religii. Instynkt przetrwania za wszelką cenę – wymuszający tworzenie gett w przypadku niemożności asymilacji – jest dominujący w cywilizacjach niełacińskich, gdyż jak mówi Koneczny, prymat wartości duchowych nad materialnymi uznaje tylko cywilizacja łacińska.
Nieporządek, zbędne tumulty w państwie rozrywające jego jedność biorą się z przyczółków innych cywilizacji, grup, którym te dezorganizujące państwo zachowania podpowiada ich dusza. Tumulty uliczne i ideowe oraz bezproduktywne pomieszanie pojęć ogarniają Polskę, gdyż nosi ona polskie brzemię XIX i XX w., tzn. że pośród jej obywateli jest mnóstwo potomków przeróżnych niezasymilowanych “gości wschodnich cywilizacji”, lub powojennych najeźdźców. Dużo tych osób wychowywało się w polskiej kulturze i tradycji, lecz ta kultura ich nie wychowała, nie przerobiła zjadaczy wschodniej manny w producentów polskiego chleba i obrońców polskiego ducha, dusza ich etni podpowiada im nadal schematy zachowań oraz myśli i emocje. Poparcie dla przeróżnych prądów obcych i wrogich polskiej kulturze i tożsamości (gender, LGBT, agresywny ateizm, socjalizm) podpowiada im ich dusza. Gdyby materialistyczny, socjalistyczny koncept narodu kulturowego działał, to w Polsce nie byłoby w ogóle problemów z gender i LGBT, oraz z agresywnym antykatolicyzmem, gdyż polska tradycja, kultura i obyczaj zmieniałyby poglądy jednostek mających dziedziczne cywilizacyjnie tendencje do panseksualizmu w typie np. socjaldemokratycznej rewolucjonistki Aleksandry Kołłontaj. A ponieważ problemy narastają, jest to dowodem, iż asymilacja potomków obcych etni była li tylko polityczną politurą.
§ 2. Walka idei równości z ideą narodową. Socjalistyczna wszechrówność wrogiem charakterów narodowych – urawniłowka vs etnicznie różne narody na swoich terenach – ideał plebejski: anihiliacja przyrodzonych różnic – nomadyzm – podważanie Zachodu – neomarksizm – przebrania socjalizmu – plemię i imperium – niedobór i eksces nacji – antynarodowe społeczeństwa multikulti.
Fenomen jasno rozpoznawalnego charakteru narodowego, niezwykle trwałego i określonego profilu etnicznego, duszy narodu nie jest łatwy do naukowego opisu. Tym bardziej, że wszelkie prace i badania w tym kierunku są deprecjonowane i blokowane od początku XX w. przez intelektualne lobbies o proweniencji socjalistycznej, czy też szerzej mówiąc: oświeceniowej. Za Le Bonem możemy zlokalizować główne propagandowe źródło walki z koncepcjami dusz i charakterów narodów etnicznych. Bez wątpienia źródłem owego ataku na przyrodzoną różnorodność etnicznych narodów jest poczęta przez “bunt mas” (Ortega) ideologia równości, czy też jak nazywa ją Le Bon: “wszechrówności”. Za próbami narzucenia wszechrówności stoją “dążenia socjalistyczne”. “Pojęcie zasadniczych różnic, oddzielających od siebie istoty [ludzkie], jest całkiem sprzeczne z ideami nowoczesnych socjalistów […]”. Żywotnym interesem wszystkich prądów i środowisk socjalistycznych jest anihilacja wszelkich przyrodzonych różnic – pomiędzy narodami, płciami etc. – w imię plebejuszowskiego dogmatu wszechrówności. Ideologia gender-LGBT wypływa z tych samych źródeł co walka z nacjonalizmem, z socjalizmu.
Prymat narodu etnicznego nad tłumami nomadów najmowanych przez montownie i niszczących więzi narodowe ma zostać tak samo osłabiany i likwidowany jak niszczony jest prymat małżeństwa heteropłciowego atakowanego przez lansowanie związków płciowych niereprodukcyjnych. Planowa wojna socjalistów z duchem Zachodu rozpoczęła się od prób zastąpienia koncepcji etnicznego narodu frank-masońskim pomysłem narodu globalnego, “narodu internacjonalistycznego”, czy też jak zwą go dzisiejsi socjaliści: narodu otwartego, narodu kulturowego. Dzisiaj przyjęło się środowiska, lobbies i ideologie socjalistyczne programowo walczące z moralnością cywilizacji łacińskiej i z etnicznymi narodami określać nic, lub mało mówiącymi szyldami “neomarksizm, neolewica, lewica, lewactwo”, lub co gorsza pojęciem zupełnie dezorientującym w kwestii gdzie szukać wroga, czyli terminem “polityczna poprawność”. Le Bon pisał swoją pracę “Les lois psychologiques de l’évolution des peuples”w latach 90. XIX w., gdy nie było jeszcze Szkoły Frankfurckiej, ani pojęć marksizm kulturowy i polityczna poprawność, dlatego posługiwał się klarownym adresem owych dewiacji ideologicznych, czyli odsyłał po prostu do pojęcia “socjalizm”. I do tego trzeba wrócić, chociaż zlokalizowani socjaliści zaprzeczać będą w żywe oczy swemu socjalizmowi.
Prorokami, mesjaszami i apostołami niszczącymi dwa fundamenty łacińskości (etniczny naród i rodzina) są politycy orientacji socjalistycznej, chociaż w rzeczywistości powojennej są oni mniej skorzy do przyznawania się do swojego patronażu i podszywają się pod prądy chrześcijańskie (chadecja), ludowe, centrowe a nawet – jak w III RP – “prawicowe”. Nauczmy się rozpoznawać, że zawsze stoi za tym stary, “dobry” socjalizm… Ideologie można promować, narzucać, ale nie mają one mocy zmienić naturę i zlikwidować obserwowalne powszechnie fakty.
Nacjonalizm, świadoma myśl narodowa – odkąd tylko się pojawił poddawany jest atakowi z dwóch stron. Z narodem z jednej strony walczy plemię (lud), z drugiej strony imperium. “Podnarodowy” kolektyw, który jeszcze nie dorósł do poziomu narodowego albo ubóstwiane imperialne państwo. Na płaszczyźnie psychologicznej daje to człowieka stadnego (plemiennego) lub wyalienowaną jednostkę współczesnego “liberalizmu” i multikulturalizmu, wyzwoloną, wolną już od wszelkich więzi. Społeczeństwom i państwom tzw. wielokulturowym (multikulti) udaje się nawet łączyć w jednej gromadzie obydwie te deformacje życia wspólnotowego (ludowa masa i imperialny kolektyw). Dwie dewiacje, nie dorastające do narodu, tworzą zwarty system do likwidacji narodu (”imadło antynarodowe”).
§ 3. Początki wojny. Dzieje wojny z nacjonalizmem – nowożytność: Szkoła Frankfurcka, Popper, Soros – XVIII w., czyli rozdroże – Kant vs Herder – naród kulturowy lub imperialny vs naród etniczny.
Jeszcze 100 lat temu słowo nacjonalizm posiadało właściwy sens. Sytuacja zaczęła się zmieniać w latach 30., wraz z rozwojem agresywnej ideologii niemieckiej oraz z chwilą zawiązywania się propagandowego środowiska neomarksistów, które wkrótce zaowocować miało uformowaniem się Szkoły Frankfurckiej. Z tą chwilą naturalna dla każdego narodu doktryna nacjonalizmu zaczęła być piętnowana z jednej strony przez ignoranckie analogie do pangermańskiego imperializmu (nazywanego fałszywie przez Niemców nacjonalizmem), z drugiej zaś przez celową akcję deformowania pojęć prowadzoną przez neolewicę. W okresie powojennym proces antynacjonalistycznej propagandy przybrał na sile. Środowiska narodowe zmuszane są do udowadniania – mówiąc obrazowo – że nie są… wielbłądem. Czas skończyć z tą paranoiczną atmosferą indukowaną przez współczesną lewicę i wtórującą jej ignorancję. Czas na rehabilitację pojęcia nacjonalizm.
Gdzie szukać początków dzisiejszego głównego konfliktu ideologicznego internacjonalizm vs nacjonalizm? W drugiej połowie XVIII w. Gdy wolnomyśliciele i wolnomularze w zażyłym uścisku obmyślali sposoby na likwidację wszelkich religii pojawiło się po raz pierwszy tak wyraźnie rozdroże dwóch koncepcji rozumienia narodu. Herder i Kant – to jest to rozdroże.”Herder jest pionierem w postrzeganiu narodu jako wspólnoty etnicznej, ukształtowanej w procesie historycznym. To widzenie jest odmienne od francuskiego, ukształtowanego w dobie Wielkiej Rewolucji, gdzie zakłada się, że naród jest kategorią polityczną, która powstała na mocy umowy jednostek, a do której przynależność jest dobrowolna”. […] “Naród jest „organizmem naturalnym”, o tyle państwo jest „jednostką sztuczną”. […] Herder sprzeciwiał się istnieniu wielkich imperiów, w których połączone zostały pod jednym panowaniem różne ludy.
Takie twory, które nazywa „maszynami państwowymi”, są nienaturalne, ponieważ nie posiadają charakteru narodowego, i nie mogą przetrwać długo. […] Naród ma, jak twierdzi Herder, zawsze prymat nad państwem. Istnienie państwa ma służyć rozwojowi narodu” (P.Szymaniec, Pojęcie narodu w filozofii dziejów Johanna Gottfrieda Herdera).
W odróżnieniu od Herdera “Kant odrzuca etniczne ujęcie narodu, gdyż właściwą ideą czystego rozumu praktycznego może być tylko to, co niezależne od różnic kulturowych – „kosmopolityczne” (Piotr Szymaniec Racjonalność i Naród. O myśli polityczno-prawnej J.G. Fichtego). Oczywiście, nie jedyny to brzemienny w skutki błąd Kanta, pełny ich wykaz poprzedzony znakomitą, dogłębną analizą daje Adam Żółtowski (Filozofia Kanta, jej dogmaty, złudzenia i zdobycze, Poznań 1923, Wyd. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk).
O ile – w pewnym sensie – za początek wyspekulowanej, utopijnej nowożytnej koncepcji kosmopolityzmu możemy uznać kilka pomysłów Kanta, to za jej koniec, by nie powiedzieć intelektualny krach, ewidentnie może uchodzić “Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie” (“The Open Society and Its Enemies”, 1945), uważającego się za neokantystę, Karla Poppera, ta, jak ją określił Voegelin “bezczelna, dyletancka bzdura” napisana przez “prymitywnego, ideologicznego awanturnika”. “Poppera idea społeczeństwa otwartego to ideologiczny śmieć”, podsumowuje dosadnie, lecz adekwatnie Voegelin – jak relacjonuje T.Gabiś – tę kosmopolityczną utopię i książkę, która stała się biblią znanego współczesnego internacjonała, socjal-kapitalisty G.Sorosa.
§ 4. Polski nacjonalizm i jego wrogowie. Tradycyjni wrogowie Polski i polskiego nacjonalizmu – kosmopolityzm i idea dynastyczna – cztery ekspansjonizmy – najdawniejsze tradycje polskiej myśli narodowej – Włodkowic – antyimperializm – dwa kamienie węgielne państwa narodowego – socjalistyczny antynacjonalizm – zdrada stanu i zdrada interesu narodowego – PPS, sanacja, KOR.
Zanim w antykatolickim i antyreligijnym oświeceniu zrodziła się ideologia antynacjonalistyczna kosmopolityzmu, to wcześniejszą postacią kosmopolityzmu była europejska ideologia dynastyczna. Jak pisze Koneczny: “Zanim rozszerzyła się w Europie idea narodowa, zapanowała inna, mianowicie dynastyczna, wyłaniająca się konsekwentnie z prawa feudalnego, a następnie oparta o legalizm. Od XV w. nastaje wyraźny antagonizm idei dynastycznej a narodowej. Dynaści są kosmopolitami (wyjątków notuje historia niewiele) co rozwinęło się najbardziej u Habsburgów. Każda dynastia stara się opanować jak najwięcej krajów”.
Polak, Paweł Włodkowic na soborze w Konstancji (1415 r.) już bronił poglądu, że prawo publiczne wypływa z narodu, nie z dynastyczności. Dziedzictwem Włodkowica i jego zwolenników było to, że nie było w Polsce “rozwoju teorii imperialistycznej” zmieniającej się później w “zasady absolutyzmu i wszechwładzy państwa”. Jak widać korzenie możliwych deformacji nacjonalizmu w dążności imperialne i w statolatrię były w Polsce podcięte już 6 wieków temu poprzez wysnuwanie wniosków “z głębin etyki katolickiej”.
W tym świetle dzisiejsze projektowanie (termin psychologiczny: projekcja) swoich atrybutów imperialnych na – Bogu ducha winny – naród polski, przez nacjonalizmy germański i rosyjski oraz przez internacjonalizm (po większej części judeorodny), a także projektowanie swej ekspansywności mentalnej przez nacjonalizm żydowski – jest aracjonalnym horrendum i ekscesem antypolskiej wojny informacyjnej. Owe cztery ekspansjonizmy nie mają nic wspólnego z polską myślą narodową, jej katolickimi korzeniami i jej głębią, czyli z polskim nacjonalizmem.
Wolnomularski, antypolski propagandowy atak J.J.Lipskiego, ojca, prezydenta i papieża polskiej “opozycji demokratycznej” na polski nacjonalizm oparty o katolickie korzenie jest w dużej mierze odpowiedzialny za teratologiczny kształt dzisiejszej sceny politycznej i za obecny upadek polskiego państwa oraz letarg świadomości narodowej.
Antykatolicyzm i antynacjonalizm były – jak słusznie, acz niepopularnie stwierdza Koneczny – głównymi ideowymi źródłami zapędów i realizacji rozbiorowych wobec Polski. Pozbawienie Polaków państwa zadziałało jednak paradoksalnie i stworzyło hardy, etniczny naród polski. Obrona katolicyzmu i tożsamości narodowej spowodowała niebywały wzrost siły duchowej narodu i świadomości narodowej. Praktyka wykazała, że te dwa kamienie węgielne są gwarancją suwerenności narodu nawet wbrew temu, czy innemu państwu zaborczemu, niezależnie, czy jawnie zaborczemu, czy niejawnie. Dlatego dopiero jeśli zobaczymy, że państwo funkcjonuje w oparciu o te dwa kamienie węgielne, że oczyściło te dwie skały niezłomności z oczernień sług obcych imperializmów, to DOPIERO WTEDY będziemy mieli dowód na to, że żyjemy w niepodległym państwie i zyskamy pewność, że podstawy jego suwerenności podlegają obronie prawem. Prawem państwowym spełniającym prawo narodu, to prawo narodu, które głosił Włodkowic.
Jeśli te dwie podstawy były kluczowe dla zapewnienia przetrwania narodu, to tym bardziej powinny być warunkiem odbudowy państwa. Te doświadczenia historyczne powinny zaowocować w odrodzonej już Polsce przyjęciem nacjonalizmu i katolicyzmu za fundamenty polskości. Tak się jednak nie stało wiek temu z powodu infiltracji powstającego organizmu państwowego przez obce organizacje socjalistyczne i wolnomularskie. Nie stało się też w 1989 r. Państwa, które by wróciło w pełni do swoich istotowych fundamentów nie mamy do dzisiaj, a obecna sytuacja myśli nacjonalistycznej, narodowej jest o wiele gorsza niż za sanacji, choć i wtedy przecież była ona kontrolowana i osłabiana a wyniki wyborów były fałszowane, choć nie na tak hucpiarską skalę, jak w 1947 r., ale jednak były, co jest jednoznacznym dowodem na to, iż naród polski po odzyskaniu niepodległości był tylko w połowie u siebie.
Fałszowane wybory za sanacji, fałszowane w 1947, w 1989. Na tyle już przywykliśmy do antynarodowych fałszerstw, że akceptujemy językową manipulację, która zamiast “sfałszowane” mówi “częściowo wolne”. Jak ma na imię ta “częściowa wolność i niepodległość” w której żyjemy? Nasza “częściowa niepodległość ma na imię zawsze tak samo: słabość podmienionych polskich elit otwierających bramy infiltracji obcych mocarstw. Dokładniejsza analiza powie nam, że źródłem tego zainstalowanego ponad wiek temu w Polsce antynacjonalizmu są ośrodki podobne do tych, które 30 lat temu rozpoczęły demontaż siły państwa i pacyfikację tożsamościową narodu.
Te – w sumie banalne – konstatacje dotyczące przyczyn tego, że państwo upada a naród znika – rozumie każda gospodyni wiejska znająca choć trochę historię Polski. Jeśli tego nie rozumie urzędnik państwowy i polityk, to zajmuje to miejsce nieprawnie i powinien je zwolnić dla osoby kompetentnej. Jeśli rozumie zaś o co chodzi, a nie realizuje tego, lub postępuje przeciwnie do interesu narodowego, to prowadzi sabotaż, lub jest dywersantem albo agentem. Żeby zaś pomóc takim, licznym jak gwiazdy na niebie, politykom zrozumieć swój status społeczno-prawny potrzebne jest uchwalenie szczegółowego ustawodawstwa dotyczącego zdrady stanu i zdrady interesu narodu, podającego zaktualizowane, dopasowane do epoki agresji przeciw państwom etnicznym definicje tych dwóch największych zbrodni, ustawodawstwa, które w dzisiejszym stanie prawnym istnieje tylko w formie pozorowanej, nieaktywnej, czyniącej zdolność do obrony racji stanu zwykłą bajką.
Wprowadzenie do tematu “istota narodowości”:
“Królestwo Moje nie jest z tego Świata”
Pojęcie, naród, państwo, suwerenność, wolność, samostanowienie, są jedynie listkiem figowym, który ma zasłonić prawdziwe cele „ludzi” , których określam demiurgami.
Wygląda tak,jak byśmy nie chcieli dostrzec, że istnienie oddzielnych etnicznie
i nastawionych nacjonalistycznie jednostek terytorialnych, nazywanych państwami, daje im (demiurgom) doskonały pretekst do rozgrywania jednych przeciw drugim i służy do osiągnięcia swoich, w sumie, wrednych i egoistycznych celów.
Unifikacja zarządzania w skali światowej nie musi być czymś nagannym z samego założenia.
Odrzucać trzeba jedynie wszelkie zbędne “izmy”.
Uogólniając, ważne czy raczej najważniejsze jest, czemu taka unifikacja ma służyć.
Czy można ją budować na zasadzie wspólnego dobra ?
Na dziś nie widzę takiej możliwości, ze względu na dominujący w nas, uogólniając, “egoizm gatunkowy” stnowiący barierę nie do pokonania,bo budowaną na fundamencie naszej materialności, świadomie i nie świadomie.
Pana od niepamiętnych czasów męczy ludzka natura i ja to rozumiem, bo jest ona w swojej istocie z różnych punktów widzenia skażona, ale nie widzi Pan dwóch rzeczy?
1. Zróżnicowania
2. Wynalazku w postaci cywilizacji łacińskiej
“Demiurdzy” w niej dostają karę śmierci lub inną albo stają się wojownikami na służbie lub korzystając ze swojej naturalnej skłonności do dominacji realizują się w innych obszarach nie kradnąc i nie zabijając ani swoich ani niewinnych. Będą często w awangardzie służąc Bogu, sobie, swojej rodzinie, zaspakajając swój, jak Pan to nazywa, egoizm gatunkowy. Jak Pan doskonale wie nie ma i nigdy nie będzie równości pomiędzy kobietą a mężczyzną, miedzy jednym a drugim człowiekiem. Zawsze będą w cywilizowanym sensie niewolnicy i włodarze, a wyżej szlachta, właściciele i władcy wyżej postawieni. I to jest naturalne, hierarchiczne i cywilizowane (jeżeli mieści się w kanonie). Ideał: monarchia w państwie, arystokracja na urzędach, demokracja w gminie.
W tym sensie jeden z przykładów: Polska przede wszystkim dla Polaków, a obywatelstwo dla obcych tylko na zasadzie nagrody adekwatnej do zasług. Ja nie okradam Niemca, Żyda, Ukraińca, Rosjanina i m.in dlatego mam święte prawo żądać, jeżeli prowadzą jakikolwiek interes w Polsce, aby się opłacali za ten przywilej – nam Polakom w formie podatków. I na tym też polega polski patriotyzm i nacjonalizm – korzyść dla narodu.
A propos listków figowych… dziś nimi są przede wszystkim “godność” i “prawa człowieka” do czynienia zła.
Częściowo się zgadzam, częściowo nie :). Większa część jednak na “nie”.
1. “Pojęcie, naród, państwo, suwerenność, wolność, samostanowienie, są jedynie listkiem figowym, który ma zasłonić prawdziwe cele „ludzi” , których określam demiurgami.”
“Naród” to coś radykalnie odmiennego od “listka figowego” i od “pojęcia”. To nie pojęcie, to realność (byt) duchowa.
2. Analogicznie fenomen czegoś takiego jak indywidualność ludzka (odrębna osoba) mająca swój odrębny los, przeznaczenie i – że tak powiem – bilans eschatologiczny, może posłużyć demiurgom do manipulacji. I cóż z tego wynika? Dokładnie nic. Nóż to genialny wynalazek, lecz – sorry za symplicyzm porównania – w ręku odurzonego lub psychopaty to murowane nieszczęście.
3. “Pojęcie naród, państwo, suwerenność, wolność, samostanowienie są jedynie”
Niestety, na tym poziomie uogólnienia orzekanie o czym te niezdefiniowane, niedoprecyzowane, nieskonkretyzowane pojęcia SĄ lub NIE SĄ – jest niemożliwe.
Dzieje się tak z samej istoty tego, czy są: nauka aksjomatyzowalna, teoria definicji, analiza historiozoficzna, dedukcja oraz indukcja.
4. “Unifikacja zarządzania w skali światowej nie musi być czymś nagannym z samego założenia.”
Hmmm… Brzmi atrakcyjnie, ale – niestety – tylko brzmi. Imperium duchowe? No cóż, bardziej mnie przekonuje dychotomiczne ujęcie św. Augustyna: a) państwo Boże (civitas Dei) b) państwo szatana.
Różne państwa.
5. “Na dziś nie widzę takiej możliwości, ze względu na dominujący w nas, uogólniając, “egoizm gatunkowy”
Nie tylko “na dziś”. “Egoizm gatunkowy” pozostanie z nami prawdopodobnie do końca świata i nie może on negatywnie determinować naszych dążeń i stawianych sobie celów. Wręcz przeciwnie, zadanie przebóstwiania naszych “egoizmów gatunkowych” pozostaje naszym głównym zadaniem.
Pozdrawiam Pana