Boży Liban. Umęczony kraj świętych (1)

    Trwa już drugi tydzień okrutna eskalacja wojenna Izraela przeciw Libanowi. Ostatni największy atak bezpośredni miał miejsce w piątek ub. tygodnia, gdy zbombardowano południowe przedmieścia Bejrutu niszcząc dziesiątki wielopiętrowych budynków mieszkalnych i zabijając kilkadziesiąt osób. Wśród nich znalazł się przywódca Hezbollahu Hasan Nasr Allah wraz ze swymi przybocznymi. To zwiastuje dalszą krwawą jatkę na tym terenie, wraz z planowaną w najbliższym czasie inwazją lądową Izraela na Liban, co stać się może zarzewiem konfliktu światowego.

     Należy zaznaczyć, że nie od dziś rozprawę ze swymi sąsiadami wszczyna Izrael z  bezwarunkowym wsparciem USA. Ciesząca się opieką kolejnych prezydentów USA kamaryla syjonistyczno-wojenna w Tel Awiwie skupiona jest dziś wokół psychopatycznego jak się wydaje, premiera Netanjahu.  Pod żelazną pięścią jego i podobnych mu współrządzących, stali się rozbestwioną soldateską, na którą zdaje się już nikt  na świecie nie ma wpływu. Uwiedzeni żądzą  „danej im od Boga” władzy a także odwiecznym syjonistycznym mitem „Wielkiego Izraela” (Erec Israel) bez żenady wzorują się dziś na metodach  wojny totalnej i strategii ludobójczej wziętej od swoich niegdyś, jak to się określa, prześladowców z Trzeciej Rzeszy. Doprowadziwszy już do niebywałych zniszczeń i mordów w palestyńskiej Gazie, teraz  rozszerzają swe działania o świętą ziemię Libanu – która wydała wielkich świętych Kościoła katolickiego i po której kroczyły  niegdyś stopy apostołów oraz samego Jezusa.

    Niech hołdem Legionu dla tej świętej ziemi świętych ludzi, przeżywającej teraz z rąk bezbożnego  najeźdźcy dni swej męki, będzie tekst niniejszy o pielgrzymce do Libanu pisarza Grzegorza Musiała, który we wrześniu 2014 r. towarzyszył jako tłumacz ks. dr. Dariuszowi D. (inicjał na jego prośbę) prowadzącemu w Polsce od paru lat ośrodek kultu św. Charbela w Gostyniu, w bazylice Filipinów na Świętej Gorze. Tekst ten zatytułowany “Liban: Podróż do ziemi świętych Charbela i Rafki” ukazał się fragmentami w 2-tygodniku diecezji kaliskiej „Opiekun” z 07.01.15 r. i następnie został zamieszczony w całości w kwartalniku „Okno Wiary”. Z powodu swej objętości zaprezentowany tu będzie w czterech częściach.

                                                                          Pokutujący Łotr 

03.10.24

——————————————————————-

Piękno Libanu: morze i pasma ośnieżonych gór. Port Tripoli.

 Grzegorz Musiał

 

          LIBAN: PODRÓŻ DO ZIEMI ŚWIĘTYCH

                          SZARBELA I RAFKI (1)

         Od paru lat narasta w Polsce zainteresowanie osobą św. Charbela Makhloufa (po polsku św. Sarbeliusza) – jednego z największych świętych Kościoła katolickiego, urodzonego i działającego w XIX w. w Libanie. Mówi się już dziś o „modzie na św. Charbela”. Coraz więcej osób, popadłszy w tarapaty życiowe, odmawia Nowennę do św. Charbela czy aplikuje sobie na chore członki przywiezione z Libanu oleje, które zawierają eliksir wydobywający się od chwili śmierci świętego z jego szat.

Urodzony 8 maja 1828 r. w rodzinie gorliwych chrześcijan maronickich w biednej górskiej wiosce Bequaa Kafra, portrafił zdobyć znakomite wykształcenie filozoficzne i teologiczne, lecz mimo przygotowania do wielkiej kariery duchownej, wybrał życie tylko z Bogiem i dla Boga. Zamieszkał w górskiej pustelni należącej do zespołu klasztornego św. Marona w Annaja, potężnej budowli wzniesionej z kamiennych bloków na wysokości 1200 metrów w górskim paśmie Libanu, około 10 km powyżej portu  Byblos (będącągo fenickim centrum handlu drzewem cedrowym, transportowanym stąd m.in. do Egiptu faraonów a w późniejszych wiekach portu templariuszy, podbitego następnie przez Imperium Osmańskie).

Klasztor w Annaja, Liban.

Prawdziwie uboga pustelnia złożona z paru niskich izdebek i zlokalizowana powyżej klasztoru, na odludnym zboczu sąsiedniej góry, jest dziś miejscem pielgrzymek z całego świata. Już w chwili śmierci  świętego w 1898 r., nad grobem Charbela pojawiło się nadprzyrodzone światło. Zjawisko to trwało 45 dni i nocy, przyciągając rzesze wiernych. Z obawy przed profanacją grobu, trumnę  z ciałem zmarłego postanowiono przenieść do klasztoru, a wtedy okazało się, że ciało nie zesztywniało, jak to się dzieje po śmierci, ale  było nadal wiotkie i nie uległo rozkładowi. Wydzielało też miły zapach oraz surowiczy płyn zmieszany z krwią. W dniu 24.07.1927 r. włożono ciało świętego do metalowej trumny i ukryto ją  w marmurowym grobowcu w klasztorze Annaja. W roku 1950 wydano polecenie komisyjnej ekshumacji z uwagi na trwający nadal wyciek płynu z marmurowego sarkofagu, i znów – w obecności ekspertów – stwierdzono brak cech rozkładu ciała oraz stężenia pośmiertnego. Święty wyglądał jak w chwili śmierci. W dniu 07.08.1952 r. odbyła się ostatnia ekshumacja i nadal ciało zmarłego zachowywało się jak poprzednio, a płyn wydobywał się nieprzerwanie do 1965 r., kiedy to beatyfikacji o. Charbela dokonał papież Paweł VI.

Zdjęcie z 1950 r., na którym św. Charbel ujawnił swą twarz.

Prędko świat obiegła wieść o cudach – zwłaszcza uzdrowieniach ciała i duszy – jakie dokonują się za wstawiennictwem Charbela i cudownych właściwościach płynu, którego relikwie w postaci opakowanych w torebeczki ziarenek kadzidła ocieranego przez zakonników o miejsca emanacji płynu rozprowadzone są w klasztorze do dziś. Do wręcz nastroju sensacji doszło, kiedy opublikowano w 1950 r. jedyny wizerunek św. Charbela, jaki ukazał się po wywołaniu zdjęcia, które  zrobili sobie przy jego grobie czterej maroniccy misjonarze. Na pierwszym planie widać wśród nich postać brodatego mnicha z opuszczonymi oczami, jakby pogrążonego w modlitwie. Eksperci wykluczyli możliwość oszustwa. Zdjęcie to okazało sie przydatne także w procesie kanonizacji, do której doszło 9 października 1977 r. na Placu św. Piotra w Rzymie.

*

Trochę w cieniu św. Charbela jest postać innej wielkiej świętej Libanu:  św. Rafqui (po polsku zwanej „Rafką”). Była mniszką Zgromadzenia Córek Maryi i Zakonu Libańskich Mniszek Maronickich. Wymodliwszy u Boga łaskę cierpienia,  przez które pragnęła jak najbardziej upodobnić swój los do życia swego Mistrza, Jezusa Chrystusa, Rafka – ciesząca się zawsze doskonałym zdrowiem –  zapadła na choroby trapiące ją do końca długiego życia. W tym nadmierną łamliwość kości i obuoczne zapalenie naczyniówki, zakończone całkowitą ślepotą. Również i jej grób, po śmierci Rafki w 1914 r., zaczął promieniować jasnością i chorzy, którzy przybywali prosząc ją o wstawiennictwo, do dziś doznają niewytłumaczalnych uleczeń.

                                                                  Maronici

Podróż do Libanu odbyłem we wrześniu 2014 r. jako tłumacz towarzyszący księdzu D., szerzącemu od paru lat  kult św. Charbela w bazylice Filipinów w Gostyniu na Świętej Górze (będącej też miejscem kultu Matki Bożej w obrazie Świętej Róży Duchownej). Chętnie na jego propozycję przystałem, bo miałaby to być nie tyle banalna podróż turystyczna, ale pielgrzymka do błogosławionej krainy, którą uważa się za dalszy ciąg Ziemi Świętej. Po brukach miast wymienianych w Ewangeliach, Tyru czy Sydonu,  stąpały wszak stopy apostołów, a zapewne i samego Chrystusa. Ukrytą nadzieją dwóch wędrowców – księdza D. i jego tłumacza – było też zdobycie z rąk przeora relikwii dla powstającego w Gostyniu w Wielkopolsce centrum kultu św. Charbela w Polsce.

Przed wyjazdem zająłem się więc rekapitulacją niezbędnych faktów z historii i teraźniejszości  Libanu.  Choć  należy on do Ligi Arabskiej, nie jest państwem  czysto arabskim. W starożytności nazywał się Fenicją i zamieszkiwali go  głównie Fenicjanie, a także Semici, Persowie, ludy syryjskie,  chaldejskie i ormiańskie. Gdy w VII w. po Chrystusie teren ten był już w większości schrystianizowany, najechany został przez Arabów i poddany islamizacji, zyskując obecny tu do dzisiaj arabski nalot. Obecnie ludność Libanu liczy ok. 4 mln i jest w połowie muzułmańska, w drugiej połowie nadal chrześcijańska, a ściślej maronicka. Żyją ze sobą na ogół zgodnie, wyjąwszy okresy w historii, kiedy to – najczęściej z poduszczenia zewnętrznych sił, którym zależało na panowaniu nad skłóconą ludnością – „napuszczano” ich na siebie. Równowaga ta arabsko-maronicka znajduje odzwierciedlenie m.in. w libańskim prawie, które nakazuje, aby premierem Libanu raz był muzułmanin i  prezydentem maronita,  a w następnych wyborach odwrotnie. Od samych mieszkańców Libanu dowiem się niebawem, że system ten działa bez przeszkód i dla dobra kraju, dopóki nie zaczęły nim manipulować służby amerykańskie, izraelskie czy innych wrogich potęg rządzących światem.

*

Maronici są jednym z najstarszych kościołów chrześcijańskich na świecie, od tysiąca lat połączonym unią z Watykanem. Ich rdzeń stanowią potomkowie dawnych Żydów i nadmorskich Fenicjan, którzy przyjęli chrześcijaństwo w czasach Piotra Apostoła. Maronici głoszą z duma, że pierwsi z nich osobiście byli przez niego zostali chrzczeni i  włączeni do patriarchatu Antiochii, którego Piotr był pierwszym patriarchą, zanim udał się do Rzymu.

Krzyżowcy odkrywają wspólnotę maronitów w górach Libanu (autor nieznany)

Maronici pozostali wierni Chrystusowi przez 2 tysiące lat. Ich unia z Watykanem powstała podczas wypraw krzyżowych w ciekawych okolicznościach. Templariusze, stacjonujący w północnym Libanie w okolicy portu Trypolis, natknęli się podczas jednej z wypraw w jednej z górskich dolin na brodatych mężczyzn uzbrojonych w strzały i miecze, którzy choć wyglądali na Arabów, mówili po aramejsku, czyli w języku Apostołów. Czcili oni Jezusa i  Maryję, czcili też pamięć późniejszego świętego Kościoła katolickiego Abrahama z Cyr – biskupa Harranu oraz  jego ucznia, również późniejszego świętego katolickiego, Marona (zm. ok. 410 r. po Chr.). Od jego imienia przyjęli nazwę. Podczas inwazji islamu na chrześcijański Liban w VII w., maronici znaleźli schronienie w niedostępnych pieczarach doliny Quadisha, chroniąc się przed Arabami i przechowując depozyt chrześcijańskiej wiary nietknięty późniejszymi skażeniami licznych bliskowschodnich herezji, zwłaszcza monofizytyzmu.

Krzyżowcy, oszołomieni swoim „znaleziskiem” doprowadzili  do spotkania w Rzymie z paieżem Inopcentym III starszyzny maronickiej pod przewodnictwem ich ówczesnego patriarchy Jeremiasza z Amszit.  Ojciec święty był pod wrażeniem czystej chrześcijańskiej wiary płonącej w sercach przybyszy z gór Libanu, a także ducha modlitwy, jakim byli napełnieni. Po przyjęciu ich uroczystego wyznania wiary katolickiej, zezwolono na udział patriarchy Jeremiasza w Soborze Laterańskim w 1215 r. i na zawarcie przez maronitów unii z Watykanem. Do Libanu zaczęli napływać mnisi z Europy, zaś do Rzymu zapraszano maronickich studentów, zwłaszcza odkąd w 1584 r. powstało Collegium Maronitum Romanum, zapoznające Zachód z liturgią syryjską i gromadzące zbiory orientalnego chrześcijaństwa.

Od tamtych czasów, maronici są pełnoprawnymi członkami Kościoła katolickiego i naszymi braćmi w wierze.

Grzegorz Musiał

(Koniec cz. 1)

 

O autorze: pokutujący łotr