Czego nikt nie mówi o irlandzkim referendum w sprawie „seksistowskiego języka”

To właśnie o to tutaj tak naprawdę chodzi. Pod przykrywką „uczciwości” i „równości” próbują oszukać świadome społecznie irlandzkie kobiety, aby zrezygnowały ze swoich praw.

I o to właśnie chodzi w tym hipnotyzmie ekstremalnej polityki tożsamości, o tyranię przebraną za sprawiedliwość. Pozbawienie wszystkich wszystkiego w imię „uczciwości”.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

 

Czego nikt nie mówi o irlandzkim referendum w sprawie „seksistowskiego języka”

Dziś Międzynarodowy Dzień Kobiet. Jest to także dzień, w którym irlandzkie społeczeństwo uda się do urn, aby wziąć udział w referendum w sprawie „seksistowskiego języka” z artykułu 41.2 irlandzkiej konstytucji.

Artykuł ten brzmi obecnie:

Państwo uznaje, że kobieta swoim życiem rodzinnym daje państwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć dobra wspólnego. Państwo powinno więc dążyć do tego, aby matki nie były zmuszane koniecznością ekonomiczną do pracy zawodowej z zaniedbywaniem obowiązków domowych.”

Jeżeli zwycięży głos na „tak”, tekst ten zostanie zmieniony na:

Państwo uznaje, że świadczenie przez członków rodziny wzajemnej opieki na podstawie istniejących między nimi więzi daje społeczeństwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć dobra wspólnego, i powinno dążyć do wspierania takiego świadczenia.”

Od polityków, przez prasę, aż po opinię publiczną, debata na ten temat niemal wyłącznie dotyczyła płci, jej znaczenia, sposobu jej definiowania oraz ról tradycyjnych i współczesnych.

Stare sformułowanie jest seksistowskie – twierdzą wyborcy na „tak”. Nowe sformułowanie podważa kobiecą tożsamość, na co wskazują wyborcy na „nie”.

Wszyscy mówią, że jest to kwestia polityki płci.

I wszyscy się mylą.

Ważne pytanie nie dotyczy tutaj płci, ale osłabienia ochrony i gwarancji prawnych.

Jednakże nietrudno zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób kwestia „języka seksistowskiego” zdominowała debatę, zwłaszcza, że jest częściowo prawdziwa.

Sformułowanie obecnej wersji jest nieco przestarzałe, a kwestia ta nawiązuje do kłębiących się argumentów ducha czasu na temat ról płciowych, tożsamości kobiet i debaty na temat osób transpłciowych (dogłębna lektura na ten temat znajduje się w wczorajszym artykule Sinead Murphy).

Oczywiście prasa i establishment polityczny wspierają tę dynamikę, częściowo dlatego, że obecnie ogólna polityka globalna ma na celu utrwalanie prowadzącej do podziałów i nadgorliwej polityki tożsamości, a częściowo dlatego, że nie chcą, aby ludzie zauważyli ich sztuczki językowe.

Wszystko to stanowi część wspólnego wysiłku, mającego na celu koncentrację wszystkich na niewłaściwych słowach. Nawet zorganizowanie głosowania w Międzynarodowy Dzień Kobiet jest częścią tej sztuczki.

Przeczytajmy jeszcze raz aktualną wersję, nie patrząc na słowa, których używa, ale na to, co faktycznie wyraża [podkreślenie dodane]:

Państwo uznaje, że kobieta swoim życiem rodzinnym daje państwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć dobra wspólnego. Państwo powinno więc dążyć do tego, aby matki nie były zmuszane koniecznością ekonomiczną do pracy zawodowej, zaniedbując obowiązki domowe”.

Choć język ten może wydawać się współczesnym uszom nieco przestarzały, samo prawo nie jest w żaden sposób seksistowskie.

Nie mówi, że kobiety powinny być w domu, nie mówi, że kobietom nie wolno pracować. Mówi – prostym, nielakierowanym językiem – że żadna Irlandka nie powinna nigdy wybierać między pracą a wychowywaniem dzieci ze względów finansowych.

Ta ostatnia część jest ważna, jest to także część, którą zamierzają usunąć.

Zasadniczo brzmi ona: „Wychowywanie kolejnego pokolenia ludzi to niezwykle ważna praca, dlatego należy cię szanować i wynagradzać za tę pracę”.

Czy nie jest to stanowisko całkowicie feministyczne? Czy nowa wersja obiecuje to samo?

Państwo uznaje, że świadczenie przez członków rodziny wzajemnej opieki na podstawie istniejących między nimi więzi daje społeczeństwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć dobra wspólnego, i powinno dążyć do wspierania takiego świadczenia.”

Stara wersja klauzuli ma wyraźnie charakter finansowy. Czy dotyczy to także nowej wersji?

Zwróć uwagę na słowa, których teraz brakuje. „Zapewnienie” i „praca” zniknęły, podobnie „względy finansowe”.

Język jest teraz miękki, a nie twardy. Raczej niejasny niż konkretny.

Odniesienie do „matek” jasno pokazywało, że chodzi o wsparcie w wychowywaniu dzieci, obecnie może to dotyczyć niemal dowolnej definicji rodziny i jako takie nie może być już tak naprawdę odczytywane jako ochrona praw rodzicielskich.

Nowa wersja nie znaczy prawie nic.

Ostatecznie nie chodzi tu o „kobietę” i „matkę” kontra „członkowie rodziny względem siebie ze względu na istniejące między nimi więzi”.

Chodzi o to, że „matki nie będą zmuszane koniecznością ekonomiczną do pracy zawodowej” kontra… No, cóż. Nic.

Nowy język zamienia konkretną gwarancję wsparcia finansowego w niejasny wysiłek mający na celu, być może, ochronę niezdefiniowanego pojęcia „opieki”.

Końcowym rezultatem głosowania na „tak” nie będzie mniej seksizmu, będzie to mniej gwarantowanej ochrony prawnej i potencjalnie mniejsze wsparcie finansowe dla matek.

Dlatego właśnie rząd tak mocno naciska by głosować na „tak”.

To właśnie o to tutaj tak naprawdę chodzi. Pod przykrywką „uczciwości” i „równości” próbują oszukać świadome społecznie irlandzkie kobiety, aby zrezygnowały ze swoich praw.

I o to właśnie chodzi w tym hipnotyzmie ekstremalnej polityki tożsamości, o tyranię przebraną za sprawiedliwość. Pozbawienie wszystkich wszystkiego w imię „uczciwości”.

Pod tym względem jest to w dużym stopniu referendum w sprawie współczesnego świata.

Czy chcemy praw, które sprawiedliwe, czy praw, które brzmią sprawiedliwie?

_______________

What no one is saying about Ireland’s “sexist language” referendum, Kit Knightly, Mar 8, 2024

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!