… o rycerstwie spod kresowych stanic

Tekst  piosenki „Płonie ognisko i szumią knieje” napisał w listopadzie 1918 r.,  czyli w dniach odzyskiwania niepodległości przez Polskę, ówczesny komendant Hufca Harcerzy w Tarnowie – druh Jerzy Braun. Po raz pierwszy tekst tego utworu ukazał się drukiem w pierwszym numerze z 1920 r. miesięcznika „Czuwaj”, które to pismo było organem Harcerskiej Komendy Dzielnicowej w Tarnowie, a którego założycielem i pierwszym redaktorem był właśnie druh Jerzy.
https://m.youtube.com/watch?v=LUpapJz-Wwg

Ten wstęp był mi potrzebny do postawienia tezy, która sprowokowała mnie do napisania niniejszej notki. Otóż w tekście wspomnianej pieśni znajduje się fraza mówiąca o rycerstwie spod kresowych stanic. Nawet gdy  ją się powtarza, to konia z rzędem temu, kto byłby dzisiaj w stanie wymienić nazwy jakichś stanic broniących w XVII wieku polskich kresowych granic. Może ktoś  skojarzyłby wątki z fabuły powieści „Ogniem i mieczem”. Może nawet wymieniłby Bar, Kamieniec Podolski albo Zbaraż. Mogłoby też się zdarzyć, że znalazłby się  pasjonat historii Polski, który wymieniłby nazwę Kudak, choć jestem raczej pewien, że dla pozostałych  byłby to tylko pusty dźwięk, chociaż, w moim przekonaniu nie powinien. W niniejszej notce postaram się uzasadnić dlaczego nie powinien.

Początki
Konieczność wybudowania warowni na południowo-wschodnich kresach ówczesnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, zjednoczonego już wówczas unią z Koroną Królestwa Polskiego, czyli na terenach, gdzie stykały się domeny tego królestwa z domenami Imperium Ottomanów oraz ich wasala, czyli tatarskiego Chanatu Krymskiego, zaczęła być dostrzegana w ostatnim  ćwierćwieczu XVI stulecia podczas panowania króla Zygmunta III Wazy. Sułtan turecki coraz poważniej groził polskiemu królowi podjęciem zdecydowanych kroków odwetowych za ustawiczne napady na swoje włości dokonywane przez „kozaków” z Niżu dnieprowego. Zażądał ukrócenia rabunkowych rajdów przeprowadzanych przez „niżowców”, gdyż terytoria na Niżu już podówczas, czyli po podpisaniu w 1569 r. unii polsko-litewskiej, tereny ówczesnego województwa kijowskiego formalnie należały do Korony Królestwa Polskiego, a nie jak dotychczas do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ale także z powodu, że Wielki Książę Litewski był jednocześnie królem polskim i władcą Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wspomniane żądania były kierowane w coraz bardziej ostrej formie pod adresem króla.

W końcu XVI stulecia król Stefan Batory przyznał „kozakom” niżowym tereny do wykorzystania. Była  to miejscowość Trechtymirów nad Dnieprem, jako ośrodek administracyjny oraz wieś Samar nad rzeką Samarą, jako ośrodek szpitalny i dla inwalidów wojennych. Król miał na względzie bodaj częściowe związanie zwiększającego się liczebnie „wolnego kozactwa” z Królestwem Polskim poprzez tzw. rejestr, czyli wzięcie ich na żołd za obronę kresowych rubieży. Oczywiście te formacje (max. 12 000 zbrojnych, z których gros angażowanych zazwyczaj było na innych frontach,  wcale nie na Niżu dnieprowym), które mogły być utrzymywane w ramach „rejestru”, miały pełnić głównie rolę straży granicznej. Czyli  ich zadaniem było monitorowanie, czy znad stepów czarnomorskich albo Pól Oczakowskich nie nadciągają zagony tatarskie. Mobilne konne patrole kozackie mogły się szybko przemieszczać i np. skutecznie sygnalizować o nadciągającym zagrożeniu systemem ogni rozpalanych na kurhanach górujących nad bezleśnymi stepami (system ognisk zwany jassy).

Poza wszystkim władcy polscy nie mogli bez końca wmawiać sułtanowi tureckiemu, że są to ziemie” niczyje”, zaś ludność na nich przebywająca nie podlega królewskiej jurysdykcji, a zatem król nie może brać odpowiedzialności za rozboje dokonywane przez mieszkańców „niczyich” ziem. Bo oto wśród tych niżowych rozbójników, trafiających co i raz do niewoli tureckiej, niemało było takich, którzy wcale nie pochodzili z kresowych ziem „Poddnieprza”, ale nierzadko trafiali się też przedstawiciele stanu szlacheckiego. Na Niżu dnieprowym znajdowali bowiem schronienie bankruci – uciekinierzy przed wierzycielami, czy też przegrani w wyniku niekorzystnych wyroków sądowych, choć najczęściej pospolici przestępcy szukający schronienia przed zemstą prywatną albo sądową. Rzecz jasna, byli tam uciekinierzy nie tylko z ziem Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale także z wszystkich ziem okolicznych. Tym samym na stan „kozactwa” składali się  ludzie nieokreślonego autoramentu, głownie dobrowolni i przymusowi banici ze swojego dotychczasowego środowiska i miejsca zamieszkania.

Właśnie tam, za porohami Dniepru, mniej więcej 500 km na południowy wschód od Kijowa z nurtem tej rzeki, gdzie nie sięgała swoim oddziaływaniem żadna faktyczna władza, wszyscy oni mogli wieść życie nie podlegając niczyim prawom, poza regułami ustanawianymi dla własnych potrzeb. Ich rosnąca populacja powodowała, że byli zmuszeni podejmować coraz częstsze rajdy łupieżcze, coraz bardziej zuchwałe i coraz bardziej dokuczliwe zarówno dla sułtana tureckiego i jego lenników, jak również dla osadników na kresowych ziemiach, będących we władaniu litewskich i polskich możnowładców.

Osadnictwo to było z jednej strony narażone na samowole kozactwa, a z drugiej na równie niszczycielskie najazdy tatarskie, z trzeciej zaś na skutki ekspedycji karnych i odwetowych podejmowanych przez wojska tureckie. Z tego głównie powodu brakowało chętnych do osiedlania się na tych odległych terenach, aby zajmowali oni miejsce po wcześniejszych pionierach, których złupiono, zabito lub uprowadzono w jasyr. Koniecznością stawało się zbudowanie systemu warowni, które ograniczałyby swobodę poczynań grabieżców, dawały schronienie osadnikom, zaś stacjonujące w nich garnizony budziłyby respekt oraz mogłyby podejmować  skuteczne działanie interwencyjne.

Miejsce akcji
Wypada doprecyzować znaczenie określeń „Dzikie Pola” oraz „Zaporoże”. Dokładny opis stanowi jednak spory problem. Na przełomie XVI i XVII wieku w województwie kijowskim granicę zasięgu oddziaływania Królestwa Polskiego wyznaczała  warownia Krzemieńczuk, założona w końcu XVI wieku na wysokości lewego dopływu Dniepru, rzeki Psioł, mniej więcej 250 km na południe od Kijowa. A jakie były odległości „Dzikich Pól” czy „Zaporoża” od centrów Królestwa Polskiego? Otóż od Lwowa do Kamieńca Podolskiego dystans taki wynosił w linii prostej co najmniej 220 km, zaś z Kamieńca do Krzemieńczuka kolejne minimum 500 km. Razem sporo ponad 700 km po nielicznych szlakach, zaś spływ rzekami oznaczałby trasę znacznie dłuższą. Dodatkowo, odległość ze Lwowa do Krakowa to ok. 300 km. Z kolei z Warszawy do Kijowa było w linii prostej ok. 800 km, co oznacza, że Krzemieńczuk znajdował się w odległości ponad 1000 km od stolicy. Tak odległa była północna granica obszaru nazywanego Dzikimi Polami od centrów Królestwa Polskiego. I chociaż na tym rozległym terenie istniały już wcześniej dwa inne ośrodki nad Dnieprem, tj. Kaniów i Czerkasy, ale po wyparciu Mongołów, którzy odchodząc pozostawili jedynie spaloną ziemię oraz nie zostawili żywej duszy tam zamieszkałej, trzeba było na nowo odbudowywać te miejscowości.

Kaniów został założony w XII stuleciu przez księcia kijowskiego, ze względu na konieczność kontrolowania strategicznie ważnego szlaku wiodącego od Kijowa wzdłuż Dniepru do  greckich faktorii na Krymie i dalej do Konstantynopola  (szlak tawański). Gdy księstwo kijowskie zostało zwasalizowane przez  Mongołów, wówczas w Kaniowie urzędował baskak, czyli poborca podatków, który w celu ich ściągania miał do dyspozycji oddział Czerkiesów stacjonujący jakieś 50 km na południe od jego siedziby. I, być może, ich obozowisku została nadana przez miejscowych nazwa Czerkasy. Ale gdy w połowie XV stulecia Turcy zdobyli Konstantynopol, po czym zwasalizowali chanat krymski, wtedy straciły znaczenie dotychczasowe strategiczno-handlowe atuty Kaniowa i Czerkasów wskutek  czego miejscowości te podupadły i wyludniły się.

W samej końcówce XVI stulecia książę Aleksander Wiśniowiecki zbudował warownię w Czehryniu, niedaleko od granicy Dzikich Pól, wyposażoną w działa i obsadzoną przez kilkudziesięcioosobową załogę zbrojnych, a następnie podobną pobudował w trochę bardziej odległym Korsuniu. Miasta powstające wokół warowni lokowane były na prawie magdeburskim, a zatem starostowie mieli prawo nakładać i pobierać podatki od ludności zamieszkałej w obrębie ich starostwa. Z tego głównie powodu powstawały konflikty z tzw. wolnymi kozakami, które często-gęsto przeradzały się w bunty o mniejszym lub większym zasięgu. Rebelie były krwawo tłumione, przywódców kozackich skazywano na śmierć, a spirala wzajemnych pretensji i urazów przeradzała się w nienawiść, skrywaną lub jawnie okazywaną, ale zawsze oczekującą na dogodny moment do odwetu. Skąpe załogi nielicznych warowni nie miały możliwości kontrolowania tego, co dzieje się na bezkresach Dzikich Pól.

Dzikie Pola
Ale co kryło się pod określeniem Dzikie Pola? Rzecz jasna, geneza nazwy nie wywodzi się od poziomu cywilizacyjnego mieszkańców tychże, ale dlatego, iż ziemie w tym regionie nie były uprawiane. Był to rozległy teren stepowych nieużytków, gdzie tylko z rzadka można było napotkać chutory, jakby oazy na pustyni. Ziemie nad dolnym Dnieprem rozmaicie określali zarówno najeźdźcy jak też ich mieszkańcy, którzy mieli dlań własne nazwy (np. nyz, czyli spolszczony Niż). Także nieliczni podróżnicy, albo raczej szpiedzy, wysyłani do zbadania i opisu tych ziem, również w niejednakowy sposób określali jego granice.

Ogólnie można przyjąć, że Dzikie Pola był to obszar stepowy, rozciągający się na południe od prawego dopływu Dniepru – Taśminy, którego zachodnią granicą był dopływ rzeki Boh – Siniucha (Sine Wody), a od południa rzeka Boh do jej ujścia (liman) do Morza Czarnego, natomiast wschodnią jego granicę wytyczała rzeka Ingulec, prawy dopływ dolnego Dniepru. Z kolei teren zwany Zaporożem rozciągał się na wschód od rzeki Ingulec do Dniepru, na wysokości jego lewego dopływu – rzeki Samary, zaś na wschodnim brzegu Dniepru obejmował teren wzdłuż Dniepru na południe od Samary i jej dopływu Wołczy, aż do rozlewisk dnieprowych, określanych nazwą Końskie Wody (obecnie teren zalany wodami Zbiornika Kachowskiego spiętrzonymi dla potrzeb jednego ze składników kaskady pięciu dnieprzańskich hydroelektrowni).

Obszar Dzikich Pól i Zaporoża obejmował w granicach Królestwa Polskiego nie mniej niż 50 000 km kw., z zastrzeżeniem, że obszary stepowisk, które stanowiły kresy dla wszystkich ówczesnych mocarstw prowadzących ekspansję w tym rejonie świata, wykraczały znacznie poza granice Królestwa Polskiego. Czyli całość tego obszaru była znacznie rozleglejsza, choć jego wielkość nie jest możliwa do dokładnego oszacowania. Ale gdyby uwzględnić tylko tereny graniczące z Królestwem Polski, które rozciągały się do wybrzeży Morza Czarnego, utworzyłyby one obszar o co najmniej dwukrotnie większej powierzchni, czyli ponad 100 000 km kw., choć stanowiłoby to tylko piątą część ziem nazywanych „Ukrainą”.

Jako pierwszy sporządził  mapy tego rejonu francuski markiz Guillaume (Wilhelm) le Vasseur de Beauplan, który na przełomie lat 20 i 30 XVII stulecia, na zaproszenie króla Zygmunta III Wazy, podjął służbę jako kapitan artylerii i inżynier wojskowy ze specjalnością budowa fortyfikacji. Dalsze jego losy związane są z wieloletnim pobytem na kolejnych dworach królewskich (czyli Władysława IV i Jana Kazimierza) oraz magnackich (Stanisław Koniecpolski). Ważnym zadaniem Beauplana, poza pracami kartograficznymi, było zaplanowanie systemu twierdz ryglujących pogranicze z  Dzikimi Polami. Warownie te miały za zadanie ograniczyć zasięg najazdów tatarskich i kozackich. W tym celu Beauplan zaprojektował budowę lub rozbudowę takich warowni jak np. Bar, Brody, Kudak, Krzemieńczuk, a także przebudowę zamku w Podhorcach.

Zaporoże
 Tereny na których lokowane były koczowiska kozackie, wykraczały poza jakkolwiek  określone terytorium. Szczególnie po lewej, wschodniej stronie Dniepru (Zadnieprze) były one bardzo płynne. Otóż na początku XVII stulecia jedyną warownią, najdalej wysuniętą ku południowi, był Krzemieńczuk nad Dnieprem, zbudowany u ujścia Psiołu. A dopiero o ok. 100 km na północ od Krzemieńczuka znajdowała się miejscowość Połtawa (Pułtawa), należąca do dóbr książąt Wiśniowieckich, licząca wówczas ok. 800 gospodarstw domowych. Natomiast w kierunku południowym od Psiołu, przez ponad 200 km nie było żadnych stałych osad, aż do Starej Siczy na dnieprowej wyspie Chortyca (obecnie wyniku spiętrzenia wód przez zapory elektrowni wodnych pozostała jej resztówka w centrum miasta Zaporoże). Na południe od Krzemieńczuka, ale po prawej stronie Dniepru aż do rzeki Ingulec również  nie było większych stałych osad, poza nielicznymi  siedliskami jednozagrodowymi (chutor).

Porohy
Zaraz za ujściem do Dniepru jej lewego dopływu – rzeki Samary, zaczynały się w dół biegu rzeki progi skalne, które stanowiły poważną przeszkodę dla transportu towarów drogą wodną. Progi te udawało się pokonać na małych, „zwinnych” łódkach zwanych czajkami, których używali kozacy, ale nie można było przez nie przepłynąć statkiem rzecznym czy łodziami załadowanymi towarem. Kupcy musieli przed tymi progami przybijać do brzegu i przewozić towary lądem, aż do minięcia odcinka rzeki na którym występowały te przeszkody. Ale można było również wynająć kozaków, którzy przeładowywali towar z jednej dużej łodzi na kilka swoich czajek i, znając miejsca wśród występów skalnych nadające się do przepłynięcia, pośredniczyli w transporcie. Podobne operacje były narażone na ryzyko utraty towaru albo drogą rabunku, czyli ucieczki w gęstwinę bezludnych wysepek i rzeczek, albo zatopienia w nurtach Dniepru. Tak więc nazwa Zaporoże oznaczała teren położony za progami skalnymi na Dnieprze (progi – porohy). Na długości 70 km było tych progów, w zależności jak kto je liczył, co najmniej sześć, a niektórzy doliczali się nawet trzynastu. Pierwszy nazywany był „z tatarska” Kojdackim. Do tej nazwy będzie okazja powrócić .
Ostatnie zwarte kompleksy leśne, obfitujące w drzewa nadające się do budowy kozackich łodzi, znajdowały się nad brzegami Samary. Lasy rozciągające się na granicy stepów, były miejscami najbliżej położonymi dla „kozaków” z Dzikich Pól i Zaporoża, gdzie mogli oni zaopatrywać się w potrzebny surowiec. Oczywiście, lasy zaopatrywały kozaków nie tylko w drewno konieczne do wyrobu łodzi, ale i w zwierzynę. Ponadto wody Samary obfitowały w ryby. Jak wspomniałem wcześniej, sułtan turecki stanowczo żądał ukrócenia rabunkowych „chadzek” kozackich na nadbrzeżne miasta w imperium Ottomanów. A tych „chadzek” dokonywano na owych czajkach, które zbudowane zostały z drzew wycinanych w lasach nad Samarą. (stosuje  się dla takich łodzi również nazwę “strug“).

Pierwsze koty za płoty
Dlatego zamysł wybudowania warowni u ujścia Samary, której działa sprawowałyby nadzór nad żeglugą w tak strategicznym miejscu, narzucał się z całą oczywistością wojewodom odpowiedzialnym za przygraniczne rejony kresowe. Warownia taka miała również powstrzymać napływ zbiegów z terenów Korony na Zaporoże i liczebne zasilanie kozaków nierejestrowych. I chociaż król Stefan Batory przekazał kozakom tereny wokół Samary, które od tamtej pory były przez nich uważane za własność, to w początkach XVII w. realia z czasów króla Batorego były już nieaktualne. Rzeczpospolita Obojga Narodów znajdowała się u szczytu potęgi po tym, gdy w 1609 r., podczas wojny o Inflanty, pokonała pod Kłuszynem szwedzko-rosyjską armię, w wyniku czego powiększyła swoje domeny na wschodzie o ziemie smoleńską, czernihowską i siewierską, zaś król Władysław IV Waza został na przeciąg kilku lat carem Rosji (lata 1610-1613). W wyniku kontrakcji rosyjskiej wojsko polskie opuściło Moskwę, a na mocy traktatu rozjemczego w Dywilinie (w 1614 r.) król zrzekł się pretensji do tronu carskiego (za co otrzymał rekompensatę w wys. 20 000 ówczesnych rubli), przy czym jednocześnie car Michał I Romanow zrzekł się pretensji do Inflant. Trochę później zawarty został pokój z Turcją (1634 r.), w którym Rzeczpospolita zobowiązała się do powstrzymania kozaków zaporoskich od „chadzek” na ziemie tureckie. W imieniu Rzeczypospolitej zobowiązanie takie podjął hetman wielki koronny i wojewoda kijowski Stanisław Koniecpolski (herbu Pobóg). Hetman utrzymywał kontakty z Portą i sułtanem, bowiem włości będące w jego władaniu graniczyły z Imperium Ottomańskim, a ponadto znał język jak i zwyczaje tureckie. Tym samym zobowiązanie, podjęte przez tego konkretnie przedstawiciela Rzeczypospolitej, posiadało dla sułtana tureckiego glejt wiarygodności. W styczniu 1635 r., zwołano w Warszawie sejm, który podjął uchwały mające w założeniu zdyscyplinować sytuację na Niżu Dnieprowym, czyli Zaporożu i Dzikich Polach. Po pierwsze, zmniejszono do 7 000 jeźdźców kontyngent kozaków rejestrowych, czyli niemal do połowy poprzedniego stanu. Po drugie, zgodzono się na wybudowanie twierdzy nad Dnieprem przy porohu Kojdackim, przeznaczając na ten cel 100 000 złotych polskich.

Beauplan czyli „piękny projekt”
Sejm dał zielone światło dla budowy w tym miejscu fortyfikacji o charakterze twierdzy. Polacy twierdz nie budowali, a jeśli jakieś znajdowały się wówczas w granicach Rzeczypospolitej, były to fortece zbudowane przez innych (np. Malbork). Nie dbano o nie, nie remontowano ich, ani nie modernizowano. Z czasem popadały w ruinę, zresztą w przypadku konfliktów zbrojnych przeważnie nikt ich nie bronił. Od czasów Grunwaldu rycerstwo polskie szczyciło się dewizą głoszącą, że „Polak to ma po naturze, bić się w polu a nie w murze”. Rzecz jasna, miejscowości już istniejące otaczane były z konieczności szańcami i obwałowaniami, ale na kresach „ukrainnych” Kudak był pierwszą fortyfikacją wzniesioną z przeznaczeniem wyłącznie militarnym.

Wojewoda kijowski, hetman Stanisław Koniecpolski wyznaczył do projektu i nadzoru nad pracami budowlanymi warowni w Kudaku, przedstawionego już wcześniej inżyniera wojskowego Wilhelma Le Vasseur de Beauplan.
(Beauplan to przydomek, ponieważ w starym i licznie rozgałęzionym rodzie Levasseur powtarzały się imiona, zatem trzeba było się rozróżniać).
Miejsce zostasło wybrane już wcześniej, na wzgórzu naprzeciwko ujścia Samary do Dniepru, a niedaleko przed pierwszym z porohów. Przeznaczeniem warowni było kontrolowanie żeglugi na Dnieprze oraz nadzór nad żeglugą przy ujściu Samary do Dniepru. Od strony stepów nie obawiano się zbytnio ataku, gdyż ani czambuły tatarskie, ani kurenie zaporożców nie dysponowały armatami, które są konieczne przy obleganiu umocnień fortecznych. Dla powstającej warowni narzucała się nazwa Kojdak, choćby dlatego, żeby łatwo skojarzyć jej położenie. Ale hetman St. Koniecpolski rozumiał język turecki, a pewnie i tatarski, które poznał w czasach przebywania w jasyrze, stąd wiedział, że po tatarsku kojdak posiada znaczenie sprośne, w żaden sposób nie pasujące do strażnicy strzegącej ważnej rubieży, natomiast zdecydowanie lepiej nadające się do skały wystającej ponad nurt rzeczny. I z tego powodu zdecydował, że bardziej stosowna będzie dla twierdzy nazwa Kudak. Oczywiście, była to nazwa urzędowa, oficjalna, a  okoliczna ludność, kozacy, Tatarzy czy nawet rekrutowani na pobliskich terenach żołnierze, używali nazwy dotychczasowej.

Forteca
Wg schematu naszkicowanego przez Beauplana zbudowano fosy, wały i bastiony, wznosząc w pośpiechu wyłącznie ziemno-drewniany czworobok fortyfikacji. Pośpiech był uzasadniony pogłoskami o rychłym kolejnym buncie kozaków „zaporoskich” i, jeszcze przed nadchodzącą zimą, należało okazać demonstrację siły, która miałaby zniechęcić kozaków do wszczynania rebelii. Z końcem lata 1635 r. Kudak obsadzono załogą, mimo iż nie dokończono w całości prac nad umocnieniami, ani nie sprowadzono artylerii, którą miano zamiar dostarczyć dopiero na wiosnę roku następnego. Załoga warowni mieściła się w ziemiankach, lepiankach i szałasach, składy i magazyny znajdowały się w ziemnych piwnicach, a jedynie dla komendanta postawiono mały drewniany domek. Komendantem  twierdzy mianowano kondotiera (najemnika) z Francji, niejakiego Jeana Marion, być może desygnowanego do tej roli z poręczenia Beauplana. Komendant miał przydzielonego łącznika do kontaktów z miejscowymi, szlachcica o nazwisku Przyjałgowski, który był w Kudaku „komisarzem” z ramienia Rzeczypospolitej. Niezbyt liczna załoga (mniej więcej 200-300 ludzi) była zbieraniną najemników z rozmaitych stron, a poszczególni dowódcy wywodzili się głównie z krajów niemieckojęzycznych. Najemnicy ci stanowili twór obcy wśród ludności rusińskiej, z natury jej wrogi oraz nie znający ani nie rozumiejący obyczajów tutejszych mieszkańców. Przybysze znad lub zza Renu jawnie okazywali pogardę miejscowym „dzikusom” i stosownie do tego ich traktowali. Było więc tylko kwestią czasu, gdy wzbierająca wzajemna nienawiść znajdzie sobie ujście w jakimś krwawym rozstrzygnięciu. Okazało się, że nie trzeba było na nie zbyt długo czekać.

Tereny nad rzeką Samarą, czyli kraina zwana wówczas Samarią, oprócz bogactwa lasów, posiadały także połacie żyznej ziemi, na której ochotnicy kozaccy, którzy opuszczali kosze siczowe na dnieprowym Niżu i tamtejsze życie w celibacie, zakładali tutaj swoje siedliska i rodziny, decydując się na prowadzenie osiadłego trybu życia. Ośrodkiem wokół którego powstawały ich chutory był, założony 60 lat wcześniej, samarski klasztor prawosławny (monaster), który pełnił także funkcję szpitala dla „zaporożców”, jak również tutejsi mnisi prowadzili szkółkę dla dzieci osadników. Położenie monasteru i osad po lewej stronie Dniepru pozostawiało je poza głównymi szlakami najazdów tatarskich, których zagony przeprawiały się na prawy brzeg Dniepru daleko na południu, u wyspy Tawań (dzisiaj na wysokości miasta Nowa Kachowka), po czym kierowały się na północny zachód. Tak więc do czasu pojawienia się zgrai międzynarodowych rzezimieszków i opryszków, z których głównie składał się garnizon w Kudaku, łącznie z jego komendanturą, nikt nie niepokoił mieszkańców Samarii. Załoga warowni natychmiast zaczęła utrudniać kozakom połowy ryb, czyli po dzisiejszemu zorganizowała „reket”, niejako opodatkowując te połowy. W  jednej ze swoich łupieżczych ekspedycji na początku września 1635 r., „dragoni” w obecności Przyjałgowskiego złupili klasztor samarski.  Prawdopodobnie doszło do tego w wyniku rzucenia podejrzenia na przełożonego monastyru, ojca Paisjusza, że knuje on spisek przeciwko wojewodzie kijowskiemu.

Komendant Kudaku, licząc się z oporem mnichów, wyekspediował na tę akcję liczny oddział „dragonów”. Mnisi faktycznie stawili zacięty opór i wieść o napadzie rozeszła się szybko po całej okolicy. W drodze powrotnej oddział ekspedycyjny został dopędzony przez przybyłych na pomoc kozaków i wybity, zanim zdążył dotrzeć do przeprawy na prawy brzeg Dniepru, aby schronić się za murami warowni. Pojmanego Przyjałgowskiego natychmiast powieszono. Kozacy „poszli za ciosem”, bo oto inny oddział kozacki, dowodzony przez rutyniarza-zabijakę  Iwana Sulimę, podpłynął pod Kudak, po czym kozacy wysiedli ze swoich czajek i uderzyli szturmem od najsłabiej ufortyfikowanej strony, gdyż podejście od południowych stepów miały ryglować armaty, których nie zdążono dostarczyć. Szturm, rozpoczęty w nocy z 3 na 4 września 1635 r., zakończył się po kilku godzinach wybiciem resztek obrońców, gdyż  w twierdzy pozostało niewielu zbrojnych, bo większość zginęła w starciu nad Samarą. Francuski komendant Kudaku Jean Marion został przez kozaków rozstrzelany z łuków .

Takim oto tragicznym finałem skończył się pierwszy etap poskramiania kozaków zaporoskich z pomocą wzniesienia warowni na granicy Dzikich Pól. Niebawem po nim nastąpił ten właściwy etap, czyli ważniejszy, choć jednocześnie ostatni.

Jeszcze więcej tła historycznego
Konieczność zbudowania warowni na progu Dzikich Pól pojawiła się wskutek buntów kozackich, krwawo tłumionych przez wojska książąt Koreckich oraz hetmanów Mikołaja Potockiego i Stanisława Koniecpolskiego. Klamka zapadła po wybiciu pierwszej załogi Kudaku, gdy w ramach retorsji Sejm Koronny cofnął dotychczasowe przywileje dla „niżowców” (rok 1638 i 1639), spychając wszystkich, znajdujących się poza rejestrem mieszkańców Zaporoża, do kategorii chłopstwa. Oznaczało to, iż utracili oni status ludzi wolnych i podporządkowani zostali w sensie formalno-prawnym właścicielom latyfundiów na ziemiach kresowych wraz  ze wszystkimi rygorami odnoszącymi się do chłopów. Tym samym ziemie „ukrainne” otrzymały status „królewszczyzn” pod zarządem ludzi wyznaczonych przez króla. Rzecz jasna, nastawiło to mieszkańców Dzikich Pól, przywykłych do swobód i życia bez nadzoru żadnych zwierzchności, skrajnie nieprzyjaźnie do reprezentantów władzy („koroniarzy”), a taki bieg spraw sytuował Kudak i jego dowódcę na pozycji posterunku żandarmerii w dzielnicy objętej permanentnym stanem wyjątkowym, a często-gęsto wojennym.
Sejm Koronny składał się głównie z ludzi, którzy mieli tylko słabe lub błędne wyobrażenie o realiach życia na tych odległych ziemiach. Wyobrażenia właściwe do  gęsto zaludnionych i z niezłą infrastrukturą zachodnich czy centralnych rejonów Rzeczpospolitej Obojga Narodów (dalej: RON) przykładane były do rozległego obszaru bezludnych stepów, gdzie nie było miast, dróg czy zamków, a przemieszczanie się po tym obszarze zimową porą, wymagało zabierania ze sobą zapasów dla ludzi i koni na cały czas wyprawy. Ponadto nie było to możliwe w porze wiosennych wylewów Dniepru i jego dopływów.

W pierwszym półwieczu XVII stulecia zimy stawały się coraz sroższe, co jak dzisiaj wiemy, wiązało się z malejącą aktywnością Słońca, które wchodziło w tzw. minimum Maundera, skutkując „małą epokę lodowcową”, datowaną na  okres lat 1645 –1715 (efekt maksimum). Poza klęskami spowodowanymi grabieżczymi najazdami, był to także rejon regularnie nawiedzany przez inne plagi w rodzaju chmar szarańczy pożerającej wszystko na swojej drodze. Z jednej strony stwarzało to rosnącą presję ludności kozackiej na wyprawy grabieżcze, a z drugiej kresowa szlachta wywierała presję odnośnie spacyfikowania kozackiej samowoli i domagała się podporządkowania ludności tych terenów reprezentantom władzy królewskiej .

Jednak w początkach XVII stulecia rozwiązanie spraw na Niżu pozostawiono „odłogiem”, gdyż po śmierci cara Borysa Godunowa w kwietniu 1605 r., polscy i litewscy możnowładcy kresowi zaangażowali się w popieranie sukcesji samozwańczych pretendentów do władzy w carstwie rosyjskim. W latach 1601-1603 wystąpiła na terenach Rosji katastrofalna susza, która spowodowała masowy głód, wędrówki ludności w poszukiwaniu lepszych miejsc do życia, a w konsekwencji niepokoje i bunty, zwłaszcza wszczynane przez kozaków dońskich i chłopstwo na Kubani. Magnaci zakładali, że nadarza się dobra okazja do zdobycia ziem na wschodzie, gdyż państwo moskiewskie zdawało się chylić ku rychłemu upadkowi. Z tego względu prowadzono masowy zaciąg na Zaporożu na potrzeby ekspedycji militarnych, angażując praktycznie wszystkich chętnych i zdolnych do walki poprzez obiecywania im pakietu przywilejów. A już  wówczas Sicz mogła wystawić nawet kilkanaście tysięcy zbrojnych. Ilość ich sukcesywnie wzrastała, gdyż wraz z rosnącą siłą i znaczeniem Siczy, przybywało na Niż dnieprowy wciąż więcej uciekinierów spod samowoli feudałów, licznych banitów z wyrokami sądowymi oraz  pospolitych zbójców i łotrzyków.

W czerwcu 1605 r. 25-letni Dymitr Samozwaniec (pierwszy z ”łżedymitrów”), konwertyta na katolicyzm, wspierany przez kilkutysięczne oddziały kozackie oraz oddziały magnatów kresowych, głównie Wiśniowieckich, Mniszchów i Strusiów, zdołał zająć Moskwę, a w następnym miesiącu objąć tron carski. Ale już w maju kolejnego roku Dymitr został stracony w Ugliczu, gdzie schronił się przed powstańcami dowodzonymi przez Wasyla Szujskiego, po tym gdy wyrżnięto do nogi 500-osobową załogą polską, stacjonującą na moskiewskim Kremlu. Okoliczności związane ze śmiercią „samozwańca” były bardzo widowiskowe, jak mówi o tym następujący fragment zapisków dotyczący tych zdarzeń:
„Zwłoki Dymitra zostały najpierw pochowane, później odkopane, zawleczone na sznurze uwiązanym do genitaliów na Łobnoje Miesto, a tam zmasakrowane, poćwiartowane i spalone. Prochami nabito armatę ustawioną na rogatkach Moskwy i wystrzelono je na zachód w kierunku Polski.”

Na fali niepokojów ogarniającej coraz większe obszary Rosji, wzniecone zostało następnie powstanie skierowane przeciwko władzy cara Wasyla Szujskiego, a także pojawił się w 1607 r. kolejny Dymitr Samozwaniec, którego pretensje do objęcia władzy w Moskwie poparło tym razem jeszcze więcej zwolenników, na czele z Wiśniowieckim (Adamem), Różyńskim (Romanem), Sapiehą (Janem), lisowczykami oraz kozakami z Zaporoża, nie licząc rodzimych bojarskich przeciwników Wasyla Szujskiego. Ale gdy w 1610 r. ten drugi Dymitr zginął w bójce, znikł cel i sens wszczętej dymitrady. Oddziały polskie wyszły pod sztandarami i bronią z moskiewskiego Kremla w początkach listopada 1612 r., nie widząc sensu dalszej walki z oddziałami księcia Dymitra Pożarskiego.

Do kolejnej próby odzyskania tronu moskiewskiego, podjętej w 1617 r. przez królewicza Władysława Zygmuntowicza (syna króla Zygmunta III Wazy), włączyło się ponad 20 tysięcy „niżowców” dowodzonych przez pułkownika kozaków rejestrowych Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego, herbu Pobóg. Oddziały kozackie, których tzw. „rejestr” liczył tylko 1000 zbrojnych, a reszta była z wolnego zaciągu, połączyły się z wojskami królewicza Władysława pod murami Moskwy w celu jej oblężenia i zdobycia. W nagrodę za wsparcie Sahajdaczny otrzymał buławę hetmańską. Gdy jednak nie udało się zdobyć Moskwy, a następnie na jesieni 1618 r. podpisano rozejm z Rosją, kozacy przestali być potrzebni i, rzecz jasna, nie wypłacono nierejestrowym obiecanego wynagrodzenia, jak też zalegano z wypłatą żołdu dla rejestrowych. W tej sytuacji kozacy ograbili oraz spustoszyli wszystkie miejscowości znajdujące się na trasie drogi powrotnej oraz w jej okolicach.

Pomimo pewnej dozy wdzięczności za udział kozaków w ekspedycji moskiewskiej RON chciała definitywnie załatwić sprawy na Siczy z powodu, że „niżowcy” nie przestrzegali żadnych warunków zawartych w podpisywanych dotychczas porozumieniach. Doskonale zdawali sobie sprawę z nierealności ich egzekwowania przez władzę królewską czy poszczególnych wojewodów lub hetmanów. Ponadto sułtan turecki postawił ultimatum, że jeśli RON nie ukróci grabieżczych rajdów kozaków niżowych na terytoria tureckie oraz włości zarządzane przez wasali Turcji (np. Mołdawia, Wołosza, Besarabia-Budziak), wówczas armia Imperium Ottomańskiego sama podejmie się pacyfikacji Zaporoża i Dzikich Pól. Ultimatum zawierało realną groźbę, gdyż gdyby ta armia tam weszła, to niezwykle trudno byłoby ją zmusić do opuszczenia zajętych terytoriów. W tej sytuacji wojska królewskie, dowodzone przez wielkiego hetmana koronnego Stefana Żółkiewskiego, wyruszyły na Zaporoże, docierając w okolice Białej Cerkwi i założyły obóz ok. 130 km na południe od Kijowa, nieopodal miejscowości Pawołocz nad rzeką Rastawicą. Ta demonstracja siły nie odniosła skutku, a przeciwnie, ponad dziesięć tysięcy kozaków dowodzonych przez Sahajdacznego wyruszyło wraz z artylerią na spotkanie ekspedycji hetmańskiej i w początkach września 1619 r. również założyło warowny obóz nad rzeką Uzeń, ok. 40 km na południe od Białej Cerkwi. Ze względu na wyrównane siły obydwu stron, przywódcy kozaccy (m.in. Jan Kostrzewski, Piotr Odyniec, Racibor Borowski i Jacyna Liutorenko) rozpoczęli negocjacje, które nie przynosiły skutku, a były przez stronę polską celowo przeciągane, gdyż kozacy, chcąc przygotować siedliska na przezimowanie, zaczęli gremialnie opuszczać obozowisko. W końcu września przewaga po stronie wojsk hetmańskich stała się oczywista, toteż starszyzna kozacka oraz strona polska zawarły ugodę w dniu 17 października 1619 r., którą w imieniu RON podpisali hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski h. Pobóg, wojewoda ruski Jan Daniłowicz h. Sas, Jan Żółkiewski h. Lubicz (syn kanclerza wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego), wojewoda kijowski Tomasz Zamoyski h. Jelita (syn Jana Zamoyskiego) oraz starosta kamieniecki i bracławski Adam Kalinowski h. Kalinowa (syn Walerego Aleksandra Kalinowskiego – generała ziem podolskich i właściciela rozległych dóbr humańskich).

Kanclerz Stanisław Żółkiewski spodziewał się, że kozacy, którzy uzyskali zarówno zapłatę zaległych poborów, podniesienie rejestru do 3 tysięcy ludzi, podniesienie wysokości żołdu dla rejestrowych, a w zamian mieli zrezygnować za odszkodowaniem z podejmowania „chadzek” na wybrzeża tureckie i krymskie, zechcą tym razem dotrzymać warunków ugody. Ale na Zaporożu zachodziły zmiany, nad którymi nikt już nie panował. Rejestr dotyczył tylko nikłej części kozaków, natomiast rosnącą ich część stanowili ludzie „luźni”, którzy mogli utrzymywać się wyłącznie z rozboju i łupieżczych ekspedycji. Oni to wymuszali na wybieranych dowódcach (atamanach) organizowanie takich właśnie eskapad. Sam Piotr Sahajdaczny, natychmiast po podpisaniu ugody z hetmanami, zorganizował wraz z Zaporożcami wyprawę na pogranicze Chanatu Krymskiego. Ale gdy jego mołojcy łupili okolice Perekopu, wówczas na dnieprowej Siczy, kozacy nie biorący udziału w wypadzie na ułusy tatarskie, wybrali na własnego hetmana kogoś innego. Jednocześnie  Turcja zmierzała do podjęcia zapowiedzianych odwetowych kroków wojennych, podobnie chan krymski.

Groźba interwencji turecko-tatarskiej była skierowana przeciwko kozakom na Niżu, więc w wojnie lat 1620-1621 niejako z konieczności ich kilkudziesięciotysięczne oddziały podporządkowały się Sahajdacznemu i walczyły z sukcesami po stronie wojsk polskich. Korzystając z okazji, Sahajdaczny skazał na śmierć we wrześniu 1621 r, .Jacka Borodawkę (Jakow Adamowicz Borodawka-Nierodycz), hetmana wybranego przez Siczowców w 1619 r., wówczas gdy oddział Sahajdacznego pustoszył pogranicze Chanatu krymskiego.
Po klęsce cecorskiej w 1620 r. oraz zawarciu ugody z sułtanem tureckim po nierozstrzygniętej batalii pod Chocimiem w 1621 r., okazało się, że kozacy ponownie przestali być potrzebni.

A na Zaporożu było coraz więcej ludzi bez przydziału („wypiszczków”), bo w ugodzie z Sahajdacznym rejestr został podwyższony tylko do sześciu tysięcy ludzi, (na więcej nie pozwalała zasobność skarbu królewskiego, mocno uzależniona od każdorazowych zrzutek szlachty na cele wojenne). Hetman St. Koniecpolski nie dowierzał Sahajdacznemu, iż ten dotrzyma warunków ugody, a z kolei kozacy, skutecznie walczący w kampanii przeciw siłom turecko-tatarskim, poczuli się pewniej i zaczęli być świadomi swojego potencjału militarnego, bo RON zdołała wystawić na wspomnianą wojnę kontyngent mniej liczebny, niż Sicz Zaporoska.

Tak więc od lat trzydziestych XVII stulecia Sicz Zaporoska szybko emancypowała się, tworząc swoiste „państwo w państwie”, które rosnąc w siłę i znaczenie, zaczynało pełnić rolę cennego taktycznego sojusznika w rozgrywkach prowadzonych na tym obszarze przez Turcję, Chanat Krymski, RON, Carstwo Rosyjskie oraz Austrię Habsburgów. A nawet Szwecję za króla Gustawa Adolfa, którego agenci dotarli na Sicz, by kaperować Zaporożców do udziału w wojnie trzydziestoletniej, aczkolwiek jeszcze wówczas bez rezultatu. Ale dla RON były to wciąż odległe kresy, położone na jednej z otaczających ją granic. I tylko hetmani, posiadający włości na południowo-wschodnich krańcach RON, orientowali się w powadze sytuacji, ale i te ich włości posiadały, oprócz południowej, także inne granice, którym musieli poświęcać uwagę. Na ziemiach graniczących z Zaporożem reagowali więc jedynie na doraźnie pojawiające się zagrożenia. Dopiero projekt warowni w Kudaku miał stać się początkiem trwałej infrastruktury instytucjonalno-militarnej na Niżu dnieprowym.

Ale szybko okazało się, że było już za późno na ujarzmienie rosnącej siły kozactwa siczowego, które pod wodzą  przebiegłych i zdolnych hetmanów zaczęło przejawiać dążenia w kierunku wybicia się na samodzielność. Patronem tego ruchu w zakresie ideowym stało się, zaczęte przez Sahajdacznego, podporządkowanie Zaporoża cerkwi prawosławnej, aby uniknąć podporządkowania ekspansywnemu katolicyzmowi w wydaniu jezuickim. W odpowiedzi hetmani kresowi i hierarchowie kościoła katolickiego zaczęli siłą odbierać cerkwie prawosławne i przekazywać je duchowieństwu, które podpisało unię z Rzymem (unici). Tym samym rywalizacja polityczno-militarna toczona na Zaporożu zaczynała przyjmować również oblicze ostrego konfliktu religijnego. Również na tym tle zaczęły się otwarte bunty Kozaków i osiadłego po chutorach chłopstwa, co powodowało próby ich pacyfikacji ze strony kresowych magnatów, skutkujące przybierającymi z obydwu skonfliktowanych stron coraz bardziej brutalnymi formami, włącznie z ludobójstwem dokonywanym na mieszkańcach całych miejscowości. Wrzenie na Zaporożu stało się w latach trzydziestych elementem trwałym, przerywanym krótkimi okresami przesilenia po podpisaniu kolejnych porozumień, wkrótce zrywanych przez mnożących się, wraz z wzrastającą liczebnością kozaczyzny, watażków siczowych. Co więcej, lokalni watażkowie z Zadnieprza (po lewej stronie Dniepru) nie uznawali zwierzchnictwa przywódców wybranych na Naddnieprzu (prawa strona Dniepru) i Zaporożu, z kolei atamani siczowi nie uznawali żadnej władzy nad sobą. Chaos i anarchia potęgowany był przez samowolne działania pacyfikacyjne pojedynczych dowódców wojskowych w służbie u hetmanów koronnych, co nakręcało spiralę nienawiści i żądzy odwetu. Dopiero w sierpniu 1638 roku zdecydowane działania sił ekspedycyjnych, dowodzonych przez hetmana Stanisława „Rewerę” Potockiego (h. Pilawa), księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (h. Korybut) i starostę kaniowskiego Samuela Łaszcza (h. Prawdzic), rozbiły pod Łubniami, Żowninem i nad rzeką Starzec ostatnie duże zgrupowania powstańcze, dowodzone przez hetmanów kozackich Jakuba Ostrzanina (Ostranicę) h. Kopacz i Dymitra Hunię.

W rezultacie, po podpisaniu kolejnego porozumienia na kresowych ziemiach Niżu dnieprowego, nastąpił czas  dziesięcioletniego względnego i pozornego spokoju. Pozornego, bo wykorzystanego przez niedocenianego i  lekce- ważonego przez „koroniarzy”, sprytnego lawiranta nazwiskiem Bohdan Chmielnicki. I ten “nierozgarnięty chłopek” zadał śmiertelne ciosy RON, po których już tylko wykrwawiała się.
(na mocy uchwały sejmowej klejnot herbu Abdank nadano w 1659 r. dopiero synowi Chmielnickiego, Jerzemu).

RON podpisała we wrześniu 1635 r. rozejm ze Szwecją w Sztumskiej Wsi (Strumsdors), a hetman Stanisław Koniecpolski mógł powrócić z częścią swoich hufców zbrojnych do rodowej siedziby w Brodach. Wkrótce po tym zdobywca twierdzy w Kudaku, Iwan Michajłowicz Sulima został wydany „koroniarzom” przez kozaków siczowych, zakontraktowanych w ramach tzw. rejestru i stanowiących część wojsk hetmańskich. Kozacy  obawiali się wykreślenia z rejestru oraz odwetu na chutorach kozackich (gdzie zamieszkiwały ich rodziny). W wyniku czego ów hetman kozacki został ścięty w Warszawie w dniu 12 grudnia tego samego roku wraz z trzema innymi przywódcami buntu. Tylko jeden z przywódców uniknął wówczas śmierci, niejaki Paweł Michnowicz (Pawluk), wyreklamowany przez kanclerza koronnego Tomasza Zamoyskiego, oligarchę ziemi podolskiej i starostę generalnego krakowskiego. Pawluk, natychmiast po powrocie na Zaporoże, wszczął bunt kozacki, za co zapłacił głową dwa lata później, po klęsce pod Kumejkami zadanej buntownikom przez wojska hetmana Mikołaja Potockiego. Wówczas ceną za odstąpienie od oblężenia taboru kozackiego przez wojska koronne było wydanie przywódców buntu. Dwaj z nich zdołali uciec, ale Pawluka schwytano. Tym razem wykonano na nim wyrok  śmierci, który otrzymał  on dwa lata wcześniej. Natomiast Sulima, podczas rozprawy przed sądem, utrzymywał, iż podniósł bunt nie przeciwko majestatowi RON, ale zrobił to przeciwko uprawiającemu samowolę uzurpatorowi w osobie komendanta Kudaku. Przed egzekucją przeszedł na katolicyzm, ale i to mu nie pomogło uniknąć śmierci, a jego zwłoki, po poćwiarto- waniu na cztery części, wystawiono w czterech miejscach Warszawy w ramach przestrogi dla innych buntowników.

Samotność kresowej stanicy
Raptowny i niespodziewany upadek warowni kudackiej w końcu lata 1635 r., zaledwie w kilka miesięcy po jej obsadzeniu załogą, został potraktowany przez hetmana Koniecpolskiego jako „błąd w sztuce”, który wynikł ze zbytniego pośpiechu oraz nietrafnego wyboru osoby komendanta twierdzy. Za jeden z kluczowych błędów uznano także to, że w skład garnizonu warowni wchodził oddział Zaporożców, który podczas szturmu przez oddział Sulimy odegrał najprawdopodobniej rolę konia trojańskiego.

Na wiosnę 1636 r. rozpoczęto prace nad odbudowaniem i rozbudowaniem twierdzy. Tym razem nie spieszono się, wznosząc fortyfikacje ściśle wg planu wykonanego ponownie przez francuskiego inżyniera, kapitana Wilhelma le Vasseur de Beauplan, zaś rozmieszczenie bastionów ze stanowiskami artylerii oraz wyznaczenie pól ostrzału dla armat, wykonał jeden z kilku najlepszych fachowców artylerzystów XVII stulecia pracujących w RON , niemiecki ogniomistrz Fryderyk Getkant. Według nowego projektu zostały zdecydowanie podwyższone obwałowania Kudaku, na których ustawiono trzynaście armat (sześć spiżowych i siedem żelaznych) z puli tych, w które wzbogaciła się RON w trakcie wojny z Rosją, gdzie  tylko zwycięstwo pod Smoleńskiem przyniosło w łupach sto kilkadziesiąt armat o kalibrach od 30 do 70 funtów. I właśnie doposażenie w armaty  przesądzało o tym, że ordyńcy i kozacy nawet nie podejmowali prób zdobycia szturmem kudackiej warowni.

Od południowej strony widok z obwałowań był przesłonięty przez wznoszący się grunt, dlatego tam wybudowano wysoką wieżę (czatownię), wysuniętą prawie na 3 km przed głównymi fortyfikacjami, aby można było z niej obserwować stepowe pola w dalekim horyzoncie (przy dobrej widoczności nawet do odległości kilkudziesięciu kilometrów).

Link do ilustracji obrazujących twierdzę w Kudaku:
https://www.google.pl/search?q=%D0%BA%D1%80%D0%B5%D0%BF%D0%BE%D1%81%D1%82%D1%8C+%D0%BA%D0%BE%D0%B4%D0%B0%D0%BA&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwiAvc3AiILXAhUDJlAKHc5aBOMQsAQILg&biw=1366&bih=64

Gdy na jesieni 1637 r. budowa twierdzy została ukończona, hetman St. Koniecpolski  funkcje dowódcze obsadził w niej wojakami nie tylko sprawnymi w boju, ale również zaufanymi. Dowództwo fortecy (gubernator) powierzył bohaterowi spod Cecory, rycerzowi Janowi Wojsławowi Żółtowskiemu, walczącemu pod komendą księcia Janusza III Zasławskiego (ród Żółtowskich miał zawołanie pod herbem Ogończyk). Natomiast na stanowisko kapitana twierdzy (zastępca gubernatora) desygnował swojego krewniaka Adama Przedbór Koniecpolskiego h. Pobóg (syna Zygmunta Stefana Koniecpolskiego), podówczas starościca będzińskiego (starościc syn starosty), tuż zaraz po jego powrocie z Niderlandów, gdzie ów krewniak kształcił się w wojskowości. W Kudaku otrzymał on pod komendę załogę wieży strażniczej, liczącą stu zbrojnych, w tym dziesięciu konnych zwiadowców. Liczebność tego oddziału stanowiła, mniej więcej, szóstą część całego garnizonu twierdzy. Podstawowym segmentem załogi warowni  byli najemnicy z różnych krain, głównie europejskich, a których okoliczna ludność oraz kozacy siczowi nazwała dragonami.

Rozmiar odbudowanej warowni (w tym ilość pomieszczeń dla załogi ) był niemal trzykrotnie obszerniejszy niż poprzednio. Wielkość  taka odnosi się to do pojemności maksymalnej, gdyż liczebność załogi ulegała zmianie. Zasadniczą jej część stanowili cudzoziemscy najemnicy – dragoni, ale także wzmacniał załogę kontyngent z jednego z pułków rejestrowych, czyli wojska zaporoskiego. I choć, w przypadku znaczniejszych walk z kozakami siczowymi z reguły nie wykazywały one lojalności wobec hetmanów RON,  jednak  lokalne uwarunkowania najczęściej  nie dawały  swobody wyboru, więc wciąż posiłkowano się rejestrowymi, zwłaszcza w przypadku odpierania  najazdów tatarskich.

W twierdzy został wprowadzony regulamin typowy dla obozu wojskowego, z zamykaniem bram na noc oraz z wystawianiem straży obchodzącej obwałowania (ront), co wymagało używania hasła i odzewu, na każdą dobę zmienianych. Ponadto kapitan twierdzy otrzymał polecenie, aby każdego roku podwyższać obwałowania na łokieć (ok. 60 cm), którą to pracę, oprócz załogi oraz najmujących się do niej okolicznych mieszkańców, wykonywali także jeńcy tatarscy, tureccy, wołoscy itp. Na zakończenie prac budowlanych, by ocenić stan wykonania dzieła, fortecę odwiedził hetman Stanisław Koniecpolski , któremu towarzyszył  liczny hufiec zbrojnych. Ponoć obecny był przy tej wizytacji Bohdan Chmielnicki, podówczas pisarz wojska zaporoskiego, który znał się z hetmanem z racji wspólnego ich pobytu w niewoli tureckiej, do której trafili po przegranej bitwie pod Cecorą, i który zaliczał się do protegowanych rodu Koniecpolskich. Zapytany przez hetmana, co sądzi na temat nowej fortecy, miał odpowiedzieć, że to co ludzką ręką zostało zbudowane, ludzka ręka może zburzyć. Powyższa maksyma również i w tym przypadku miała znaleźć swoje potwierdzenie.
(w bitwie stoczonej w 1620 roku z armią Turków osmańskich, Tatarów krymskich i Wołochów, po stronie wojsk koronnych walczyło ok. 1600 zaporożców – kozaków rejestrowych)

W latach 1637-1648 warownią kudacką zarządzało trzech kapitanów, przy czym  wszyscy wywodzili się z rodu Koniecpolskich. Po Adamie Koniecpolskim, o którym było wcześniej, i który w 1641 r. został skierowany na inne odcinki służby Ojczyźnie, dwaj kolejni byli synami kuzyna hetmana Stanisława Koniecpolskiego, a mianowicie Aleksandra – syna podkomorzego sieradzkiego z jego związku z Dorotą Dębińską h. Rawicz, córką Kaspra, podkomorzego mielnickiego. Bracia nosili imiona Jakub i Stanisław i obaj zginęli w Kudaku. Pierwszy w zasadzce poza jego murami, a drugi został zasiekany po poddaniu twierdzy, gdy kozacy nie dotrzymali warunków kapitulacji.

Z kolei na stanowisko gubernatora twierdzy po Janie Wojsławie Żółtowskim, który utonął w nurtach Dniepru w 1640 r., został wyznaczony mistrz artyleryjski Krzysztof Grodzicki, h. Łada i funkcję tę pełnił aż do momentu kapitulacji garnizonu kudackiego. Nastąpiła ona w początku października 1648 r. przed dowodzącym oblężeniem, pułkownikiem pułku korsuńskiego wojska zaporoskiego, Maksymem Nesterenko, h. Pobóg,

Po stłumieniu rozmaitych mniejszych i większych buntów kozackich przez wojsko podległe rozkazom hetmana St. Koniecpolskiego, sytuacja na Zaporożu po roku 1630 weszła w fazę względnego spokoju, w którym zwyczajne były rozboje i napady na kupców, transporty z zaopatrzeniem, wypady na tatarskie czambuliki, które w takich samych celach zapędzały się na Niż dnieprowy. Z kolei załoga Kudaku wysyłała patrole, które  konwojowaly dostawy z zaopatrzeniem na potrzeby twierdzy.  Główna część zaopatrzenia przypływała z nurtem Dniepru z Kijowa i okolic. Ale załoga miała przydzielone okoliczne tereny, na które nałożony został obowiązek utrzymywania garnizonu w Kudaku. Zbieranie tego haraczu wiązało się zazwyczaj z oporem osiadłej w okolicy ludności, która prowadziła uprawy rolne czy hodowle. Nadużycia, czyli wymiar danin „na oko”, były na porządku dziennym i stanowiły powód wrzenia pośród kozaków chutorowych. Brzegi Samary odgrywały dla kozactwa siczowego rolę głównej  bazy zaopatrzeniowej. W tym rejonie koncentrowało się osadnictwo oraz ludzie parający się rzemiosłem, w tym wyrobem łodzi (czajek), służących do „chadzek” na wybrzeża  czarnomorskie.

Działa z Kudaku mogące kontrolować ujście Samary do Dniepru ograniczyły swobodę w zakresie owych chadzek, co budziło rosnące niezadowolenie na Siczy, gdyż kozaków w rejestrze (na żołdzie) bywało maksymalnie 6 lub 7 tysięcy, podczas gdy pozostająca poza rejestrem ich liczba zaczęła przekraczać 30 tysięcy i wciąż wzrastała. Watażkowie kozaccy zmuszeni byli żyć z rozbojów i napadów, ale rozboje lokalne nie załatwiały sprawy, bo ziemie na Niżu i w okolicy były niezagospodarowane, a nieliczni koloniści, po krótkim czasie gospodarowania, porzucali te tereny. W efekcie splotu tych przyczyn ciśnienie niezadowolenia rosło i szukało okazji do rozładowania. Patrole dragonów  wysyłane w teren również parały się napadami np. na rozmaite grupy, które uprzednio gdzieś dokonały rabunku, i odbierały im łupy. Jako że nikt łupów nie oddawał dobrowolnie, zatem potyczki przy tego rodzaju okazjach były częste, a nienawiść do „kudackiego żandarma” wciąż rosła. I przy okazji podobnej zbrojnej utarczki zginął kapitan twierdzy kudackiej, kuzyn hetmana Jakub Koniecpolski.

Wiosną roku 1646 r. zmarł Stanisław Koniecpolski, hetman wielki koronny i starosta krakowski, ale nazwisko Koniecpolski już na stałe bardzo źle kojarzyło się kozakom. Być może respekt przed karzącą ręką hetmańską, który odczuwali w czasie kiedy hetman żył, powstrzymywał ich od otwartego buntu. Po jego śmierci poczuli się pewniej, a chęć rewanżu u wielu pobitych i upokorzonych atamanów, szukała podobnej sposobności. Na dodatek władza królewska piąty rok zalegała z wypłatą żołdu  w ramach rejestru. Potrzebna była bodaj jedna iskra. Pierwszy sygnał do buntu dał w lutym 1648 r. pułk korsuński wojska zaporoskiego, którego rejestrowi, za namową Bohdana Chmielnickiego, którym powodowała doznana krzywda sądowa, wypowiedzieli służbę RON. To właśnie była ta iskra, na którą wyczekiwano na Niżu dnieprowym.

Dzieje buntu kozackiego zorganizowanego i wszczętego przez B. Chmielnickiego są znane i dokładnie opisane, zatem w tym miejscu nie ma potrzeby, by je omawiać. Natomiast jedną z wielu ofiar tej rewolty stała się również warownia w Kudaku oraz jej załoga. Warownia, która od ponownego obsadzenia,  nigdy nie została zdobyta szturmem. W  zamęcie wojennej zawieruchy twierdza kudacka została pozostawiona sama sobie, a po zamknięciu okrążenia przez oddziały buntowników, odcięto ją od zaopatrzenia. Toteż gdy skończyły się zapasy prochu do armat i muszkietów,  gdy skończyły się zapasy żywności, a po klęskach wojsk koronnych (Korsuń, Żółte Wody) stało się jasne, że na żadną odsiecz liczyć już nie można, po kilku miesiącach skutecznej obrony, komendant twierdzy Krzysztof Grodzicki podpisał w końcu września 1648 r. warunki honorowej kapitulacji.

Kozacy nie dotrzymali tych warunków  urządzając krwawą łaźnię wielu wziętym do niewoli obrońcom, głównie oficerom oraz cudzoziemskim najemnikom. Zlinczowali, między innymi, Stanisława Koniecpolskiego, kapitana Kudaku – imiennika i kuzyna hetmańskiego. Komendant Krzysztof Grodzicki przeżył jako jeniec wojenny. Odzyskał wolność  rok później w ramach ugody Zborowskiej w ramach wymiany jeńców.

A po roku 1711, na mocy umowy pokojowej zawartej pomiędzy Rosją i Turcją (tzw. traktat prucki), fortyfikacje Kudaku zostały rozebrane.

O autorze: stan orda

lecturi te salutamus