O zazdrości – św. Jan Maria Vianney

Ale Jezus przejrzawszy ich myśli, rzekł:
Dlaczego myślicie źle w sercach swoich?
Mt 9, 4

Ludzie złośliwi na wszystkim znajdą brud i plamę; nikt się nie ustrzeże od ich zarzutów, chociażby prowadził najbardziej święte życie. Zazdrośnicy truciznę swoich języków rozlewają wszędzie; nawet najbardziej doskonałe uczynki i cnoty bliźnich poddadzą krytyce i bezceremonialnym ocenom. Przypominają pod tym względem jadowite węże, które w najpiękniejszych kwiatach zbierają truciznę, a zioła służące leczeniu zmieniają w swoim organizmie w śmiercionośny jad. Zazdroszczą oni, jak mówi Święty Grzegorz Wielki, swoim braciom ich najszlachetniejszych zalet. Jakby samemu Bogu robili wymówki, że nie poskąpił komuś drugiemu Swoich dóbr. Dlaczego Żydzi tak bardzo zaciekle występowali przeciwko Jezusowi Chrystusowi swojemu największemu dobroczyńcy? Czemu chcieli Go zrzucić ze skały albo ukamienować? Czy nie dlatego, że Jego święte życie stanowiło dla tych pyszałków i zbrodniarzy ciężki wyrzut? Cuda Zbawiciela porywały niezliczone tłumy, a starszyzna żydowska czuła się w tej sytuacji odosobniona i wzgardzona. Stąd ta wściekłość wrogów Chrystusa – wściekłość, która była dla nich wewnętrznym, nieustannie zabijającym ich katem. To dlatego w przystępie szału krzyczeli: „Po co dłużej czekać? Trzeba się Go jak najprędzej pozbyć, bo inaczej pójdzie za Nim cały świat, olśniony Jego cudami. Niech umiera – nie ma na to innej rady ani innego sposobu.”

Jak straszną namiętnością jest, drodzy bracia, zazdrość! Dobroć Jezusa Chrystusa, blask Jego cnót powinny były napełnić serca Żydów szczęściem i radością. Niestety jednak, ich pożerała zazdrość, — dlatego byli smutni i prześladowali najlepszego Zbawiciela. Jacyś miłosierni ludzie przynieśli do Chrystusa, na łóżku, nieszczęśliwego paralityka. Zbawiciel świata uzdrawia go, mówiąc: „Ufaj synu, odpuszczają ci się grzechy. Wstań, weź łoże swoje i chodź!” Faryzeusze, zamiast przyjąć ten cud z wdzięcznością, zamiast wysławiać dobroć i potęgę Jezusa, pienią się ze złości i nazywają Zbawiciela bluźniercą. Zazdrość opluwa, więc swoim jadem najlepsze nawet uczynki. I gdyby przynajmniej ten grzech wymarł razem z faryzeuszami! Niestety – zapuścił on bardzo głębokie korzenie; korzenie, których nikt nie potrafi wyrwać z ludzkich serc!

Dziś chciałbym was przekonać, jak bardzo ta namiętność jest podła, a jednocześnie, jak powszechnie występuje w świecie. Poza tym, chciałbym wam uświadomić, że zazdrość jest grzechem bardzo niebezpiecznym — że wyjątkowo trudno jest człowiekowi poprawić się z niej. Zanim wam pokażę, jak zazdrość poniża i upadla człowieka, określę najpierw, na czym ten występek polega. Święty Tomasz z Akwinu określa go jako smutek i ciężką boleść na widok łask i dobrodziejstw, które Pan Bóg zlewa na bliźniego. Dalej, grzech ten jest złośliwą radością z tego, że bliźni doznaje niepowodzenia czy jakiegokolwiek nieszczęścia. Czy może być zaślepienie większe i bardziej smutne niż to, które polega na zamartwianiu się szczęściem współbraci, a cieszeniu się ich niepowodzeniem?! Jest w tym grzechu dużo podłości, zdziczenia i ukrytej przewrotności czy wiarołomstwa. Niech człowiek zazdrosny powie, dlaczego się złości, że sąsiadowi wszystko układa się pomyślnie? Przecież to czyjeś szczęście w niczym mu nie szkodzi. Choćby taki zazdrośnik odebrał bliźniemu jego talenty, sławę, mądrość, majątek, poważanie – czy przyjdzie mu coś z tego? Czy sam coś na tym zyska? Kto mu przeszkadza samemu też być szanowanym, bogatym, mądrym?

Każdy inny grzech sprawia człowiekowi przynajmniej chwilową przyjemność i zadowolenie. Zupełnie inaczej jest z zazdrością. Złodziej, na przykład, cieszy się, kiedy kogoś okradnie; rozpustnik też czuje się szczęśliwy w momencie zaspokajania swoich obmierzłych chuci, choć zaraz potem obudzą się w nim wyrzuty sumienia. Pijak przy szklance wina czy wódki, mściwy w chwili zemsty, też doznają jakiegoś zadowolenia. Zazdrosny natomiast nie ma żadnej satysfakcji. Jego grzech podobny jest do żmii, która nosi w swoim łonie zabójczy płód — przychodząc na świat, pozbawia on ją życia. Przeklęta zazdrość toczy zaciętą, wewnętrzną wojnę przeciw człowiekowi, w którego duszy się lęgnie!

Gdzie wziął początek ten obrzydliwy grzech? W niebie, wśród wspaniałych aniołów, którzy zazdrościli chwały Swojemu Stwórcy. Dla tych zbuntowanych duchów, czyli diabłów, Bóg za karę stworzył piekło. Od upadłych aniołów zazdrość przeszła na ziemię i zapuściła korzenie w raju. Tam właśnie diabeł robił wielkie obietnice kobiecie, przyrzekał jej Boską wiedzę – i uwiódł ją, a ona skusiła męża do zjedzenia zakazanego owocu. Spisek udał się całkowicie – zły duch, który zazdrościł człowiekowi szczęścia raju, pozbawił go przyjaźni Boga i sprowadził na niego wszystkie możliwe trudy, choroby i śmierć. Od tego czasu zazdrość zaczęła siać straszne spustoszenia na świecie. To ona była przyczyną pierwszego morderstwa. Dlaczego – pyta Święty Jan Apostoł – Kain zabił swojego rodzonego brata, Abla? Bo jego uczynki były złe i nie podobały się Bogu ani ludziom. Abel przeciwnie, był niewinny i miły Bogu. Jego uczynki stanowiły ciągły wyrzut dla niegodziwego Kaina, budziły w nim straszny niepokój. Dlatego w duszy Kaina lęgły się zazdrość i smutek, których nie był w stanie ukryć; na jego twarzy widać było ślady działania tych wewnętrznych tyranów. I pierwszy na świecie zbrodniarz nie znajduje spokoju, wyprowadza brata na pole, rzuca się na niego, morduje go, bo myśli, że w ten sposób uciszy tego wewnętrznego robaka, który bez przerwy go gryzie. Spokoju jednak nie znalazł, a sumienie stało się jego katem, tak jak on stał się katem własnego brata. Również Ezawa spalała zazdrość, że błogosławieństwo ojcowskie otrzymał jego brat, Jakub. On też postanawia zgładzić brata: „Nienawidził tedy zawsze Ezaw Jakuba dla błogosławieństwa, którym mu błogosławił ojciec i rzekł w sercu swoim: Przyjdą dni żałoby ojca mego i zabiję Jakuba brata mego'”. Biedny Jakub musiał uciekać przed gniewnym i zazdrosnym bratem do swego wuja Labana. Z tego samego powodu znienawidzony był przez swych braci Józef – zazdrościli mu, bo Józef był dobry, a w dodatku miał sen, który przepowiadał jego przyszłe wywyższenie. Także Saul do końca życia z nieubłaganą zawziętością prześladuje Dawida — dlatego tylko, że ten był bardziej niż on chwalony. Ach, bracia, z jaką gorliwością trzeba się pilnować, żeby ta ślepa namiętność nie zakorzeniła się w naszym sercu! Bo kiedy raz ogarnie ona duszę, niełatwo ją stamtąd usunąć!

Czytamy w żywocie Świętego Pafnucego, że pewien zakonnik, mieszkający w tym samym co on klasztorze, zazdrościł Pafnucemu jego cnót i powszechnego poważania. Postanowił więc zniesławić go przed braćmi. Kiedy w niedzielę Pafnucy był na mszy, ten zakradł się do jego celi i tam, w stosiku drewien, schował swoją książkę. Potem poszedł z innymi braćmi do kościoła, a po skończonych modłach poskarżył się przełożonemu, że skradziono mu książkę. Przełożony nie pozwolił żadnemu z braci ruszyć się z kościoła i posłał trzech starców, by przeszukali wszystkie cele. W celi Pafnucego istotnie między drewnami znaleziono książkę. Święty nie usprawiedliwiał się, bo na nic by się to nie zdało; pomówiono by go jeszcze o kłamstwo. Cierpiał spokojnie, płakał, upokarzał się i pościł przez dwa tygodnie. Wreszcie Bóg, chcąc pokazać niewinność Świętego, który spokojnie znosił ten okropny zarzut i niesławę, spuścił na zazdrosnego winowajcę straszną karę. Opętał go zły duch i męczył tak okropnie, że ten wreszcie przyznał się, że chłosta Boża spadła na niego za to, że chciał przedstawić Pafnucego jako obłudnego świętoszka. Pafnucy spokojnie i bez żółci podszedł wówczas do opętanego i nakazał złemu duchowi ustąpić. Stało się to w obecności wszystkich braci zakonnych, którzy słyszeli, jak zazdrosny zakonnik przyznał się do winy i byli też świadkami nowego triumfu sługi Bożego, Pafnucego. Święty Ambroży mówi, że na świecie jest bardzo wielu ludzi zazdrosnych, których powodzenie i łaski, jakich Bóg udziela innym, kłują w oczy. Słusznie powiada Hiob: „Zaiste gniew zabija głupiego, a zawiść umarza malutkiego.” Bo naprawdę – czy to, że ktoś się martwi i złości tym, że sąsiadowi, bratu czy siostrze lepiej się powodzi, że ich ludzie kochają, że im Bóg błogosławi — czy to nie świadczy o jego umysłowej ciasnocie? Tak, moje dzieci! Jak mówi Święty Grzegorz Wielki, trzeba być bardzo ograniczonym człowiekiem, żeby pozwolić się tyranizować tej podłej i bezecnej namiętności. Czy chrześcijanin nie powinien się cieszyć szczęściem bliźniego? Podła jest dusza, która zazdrości drugiemu człowiekowi i jęczy w niewoli namiętności, usiłując ją ukryć przed ludźmi i zamaskować różnymi pozorami. Czy to nie jest podłe postępowanie – martwić się i gryźć dlatego, że Bóg obdarza łaskami kogoś innego?

Człowiek zazdrosny nie ma ani chwili spokoju. Przeciw komu zieje tą jadowitą pianą? Albo przeciw wrogowi, albo przeciw przyjacielowi, albo wreszcie przeciw osobie, która jest mu obojętna. Tymczasem nawet wroga nie wolno nam nienawidzić, bo Pan Jezus słowem i przykładem uczy nas miłości nieprzyjaciół. To nieważne, że ktoś powiedział na was coś złego albo was skrzywdził. Koniecznie trzeba wtedy, patrząc na wzory Świętych, zapanować nad sobą i okazać pewną wielkość ducha. Natomiast jeżeli wobec przyjaciół w oczy udajecie, że im dobrze życzycie, a w sercu pragniecie, żeby Bóg ich opuścił, żeby spadły na nich nieszczęścia, żeby stracili sławę i dobre imię u ludzi – to czy nie jesteście obrzydliwymi obłudnikami i pozbawionymi serca wiarołomcami? Przyjaciel otwiera przed wami serce, a wy ziejecie do niego jadem zazdrości! Gdyby ktoś postępował w ten sposób względem was, nie wołalibyście z oburzeniem: „A to podlec i obłudnik!”? A jeśli wreszcie jakaś osoba jest wam zupełnie obojętna, to czym sobie zasłużyła na waszą nienawiść, że jej źle życzycie, ciesząc się z jej nieszczęścia, a martwiąc powodzeniem?

Jesteśmy uczniami Chrystusa i powinniśmy kierować się ludzkim uczuciem. Niech za wzór służą nam Święci, którzy dla braci, z miłości bliźniego, poświęcali wszystko. Mojżesz chciał być zgładzony z księgi życia, byle tylko Bóg zechciał przebaczyć jego ludowi. Święty Paweł Apostoł uroczyście oświadcza, że po tysiąc razy chętnie oddałby życie, żeby zbawić braci. Człowiekowi zazdrosnemu coś takiego nie przyszłoby nawet do głowy – te cnoty, które rodzą się z miłości i które są najpiękniejszą ozdobą i chlubą chrześcijanina. On koniecznie chciałby doprowadzić swojego brata do ruiny. Każdy znak Bożej dobroci względem bliźniego przeszywa mu serce smutkiem i jak ostry grot, wewnętrznie go zabija.

Jesteśmy członkami Jezusa Chrystusa, powinna więc panować między nami jedność i święta łączność; nasze serca – jak uczy Święty Paweł — powinny być pełne radości z powodu szczęścia bliźniego, a smutku z powodu jego niepowodzenia. Niestety, zazdrosny wyklina i złości się, kiedy bliźniemu dzieje się dobrze – tak, jakby mu to miało przynieść jakąś ulgę w jego pochodzącym z piekła smutku. Występek, o którym mówimy, potrafił sztyletem, trucizną albo podobnymi metodami usuwać z tronu cesarzy i królów. Spiskowcom nie brakowało chleba ani napoju, mieli też gdzie mieszkać; do zbrodni pchała ich tylko zazdrość i chęć wyniesienia siebie! Albo popatrzcie na zazdrosnego sprzedawcę, który na zakupy chciałby wszystkich ściągnąć tylko do siebie! Jeżeli ktoś idzie do innego sklepu, już go to złości i boli. Zaczyna więc swojego konkurenta krytykować; powiada, że tamten ma kiepski towar i że oszukuje na wadze. Opowiada to po ludziach niby w zaufaniu, prosi, żeby tego nie rozgłaszać i w ten sposób chce jeszcze pewniej podkopać swojego rywala.

Pracownik też niechętnie patrzy na to, że oprócz niego przyjmują do jakiejś pracy jeszcze kogoś innego. Gospodarz zazdrości drugiemu gospodarzowi, swojemu sąsiadowi, że u tamtego są piękniejsze plony. Kiedy matka usłyszy, że chwalą przy niej czyjeś dzieci, zaraz dopowie złośliwie: „Nieprawda, nie są takie dobre i doskonałe, jak wam się wydaje.” Ach, niemądra kobieto, przecież chwalenie czyichś dzieci nie ujmuje zalet twoim! Zazdrość dzieli też małżonków. Kiedy jedno z nich wyjdzie na chwilę z domu, z kimś rozmawia, zaraz są podejrzenia i gromy lecą na najbardziej niewinne osoby, które posądza się o romans. Ten przeklęty grzech potrafi też poróżnić między sobą braci i siostry. Kiedy ojciec czy matka jednemu z dzieci da czegoś więcej niż drugiemu, to zaraz wynikają stąd niechęci i żale, że rodzice faworyzują jedno z rodzeństwa. Bywają wypadki, że ta przeklęta namiętność na całe życie rozdziela rodzeństwo i wprowadza piekło w domy i rodziny. Grzech ten pojawia się już u dzieci, które nieraz gniewają się, jeśli rodzice któremuś z rodzeństwa okazują większą życzliwość. Młodzi ludzie znowu martwią się, kiedy widzą, że inni odnoszą większe sukcesy i są wyżej cenieni; chcieliby, żeby na całym świecie tylko oni błyszczeli mądrością i bystrością umysłu. Niejedna dziewczyna chciałaby uchodzić za jedyne bóstwo na ziemi i dlatego płacze i zamartwia się, że inne są bogatsze, mają piękniejsze stroje i bardziej niż ona zwracają na siebie uwagę.

Jaka ślepa jest ta namiętność i jak bezustannie dręczy ona człowieka! Niestety! Spotykamy ją także między osobami, które chcą uchodzić za pobożne. Szczególnie kobiety zwracają uwagę na to, jak się która spowiada, jak się modli, a następnie krytykują, obmawiają i posądzają o obłudę. Często i ubodzy zżymają się, jeśli któryś z nich dostanie większą jałmużnę i wzajemnie się szkalują z tego powodu. Obrzydliwa zazdrość rzuca się i na duchowe, i na materialne dobra bliźniego. Powiedziałem, że ta namiętność jest cechą umysłów ciasnych. Nic więc dziwnego, że każdy się z nią ukrywa i swoją niechęć do bliźniego maskuje rozmaitymi pozorami. Jeżeli ktoś mówi przy nas dobrze o bliźnim, to milczymy, bo nas to smuci. Jeśli wypada coś o tym chwalonym powiedzieć, robimy to zimno i obojętnie. U człowieka zazdrosnego, moi bracia, nie ma miłości. Jeśli Święty Paweł mówi: „Weselcie się z weselącymi, płaczcie z płaczącymi”, to zazdrosny żywi uczucia odwrotne. Grzech ten jest przy tym bardzo niebezpieczny, bo często ukrywa się pod płaszczykiem cnoty i przyjaźni. Podobny jest do ukrywającego się wśród liści lwa czy węża, który niespodziewanie rzuca się na was i kąsa. To straszny pomór, który nikogo nie oszczędza. Nawet w rodzinach wywołuje niezgody i kłótnie.

Ile złości ma w sobie ten grzech, wyraźniej pokażę wam na przykładzie. Opowiada Święty Wincenty Ferreriusz, jak to pewien książę dowiedział się, że w jego mieście żyje dwóch szczególnych ludzi – jeden z nich był skąpcem, a drugi zazdrośnikiem. Książę kazał przywołać ich do siebie i powiedział, że zrobi dla nich wszystko, o cokolwiek go poproszą, pod tym jednak warunkiem, że ten, który pierwszy wypowie prośbę, otrzyma tylko połowę tego, co drugi. Warunek ten bardzo zaniepokoił obu panów. Skąpiec bardzo chciał dostać pieniądze, ale mówił do siebie:, „Jeżeli przedstawię swoją prośbę jako pierwszy, to dostanę tylko połowę tego, co tamten”. Zazdrosny też chciał prosić, ale się bał, że drugi dostanie o połowę więcej niż on. Czas upływał, a żaden z nich nie przedstawił żadnej prośby, bo jednego powstrzymywała chciwość, a drugiego zazdrość. Książę nie chcąc dłużej czekać, rozkazał, żeby swoją prośbę przedstawił najpierw zazdrosny. I co ten wykrzyknął, uniesiony wściekłą rozpaczą? „Jako że Wasza Książęca Mość przyrzekł uczynić wszystko, o co poprosimy, chcę, żeby mi wyłupiono jedno oko.” Bo pomyślał sobie, że przynajmniej jednym okiem zobaczy, jak tamtemu wyłupią oboje oczu. I dodaje Święty Wincenty, że nigdy nie widział namiętności równie złośliwej jak zazdrość. Czy nie ona też wtrąciła do lwiej jamy biednego Daniela? I jak ten grzech jest rozpowszechniony w świecie! Ogarnia wszystkich i wszystko. A jednak ludzie nie chcą go w sobie dostrzegać; tym bardziej nie chcą się z niego poprawić. Żeby się upokorzyć, wyspowiadać i poprawić, koniecznie trzeba najpierw grzech poznać. Tymczasem zazdrość zaślepia; dlatego człowiek, który podlega tej namiętności, staje się zatwardziały i bardzo rzadko się nawraca. Przyznaję, że każdy grzech zaślepia człowieka. Ale rzadko który otacza tak gęstą mgłą i dopuszcza do duszy tak mało światła, jak robi to zazdrość. Słusznie więc radzi Mędrzec Pański, żeby nie zadawać się z ludźmi zazdrosnymi, bo są oni pozbawieni roztropności: „Nie jadaj z człowiekiem zazdrosnym i nie pragnij pokarmów jego, bo na kształt wieszczka i praktykarza, domniemywa się, czego nie wie.” Biedny zazdrośnik! Wmawia sobie, że jego grzech jest niczym, że nie przynosi mu wstydu przed światem, jak innym kradzież, bluźnierstwo czy cudzołóstwo. Wydaje mu się, że to drobnostka, za którą łatwo otrzymać przebaczenie. Nie myśli o tym, że ten występek wysusza szlachetniejszą cząstkę człowieka i wlewa w duszę zabójczy jad, który zgubił Kaina. Chociaż ten bratobójca odczuwał straszne wyrzuty sumienia, chociaż krew Abla wołała o pomstę do nieba, to jednak zazdrość zaślepiła go tak bardzo, że mimo wszystko nie nawrócił się i nędznie zginął. Popatrzcie też na faryzeuszy, którzy domagają się śmierci Jezusa Chrystusa! Czy się nawrócili, widząc cuda Zbawiciela? Nie! Poumierali w swoich grzechach!

Święty Bazyli mówi, że człowiek zazdrosny jest okropnym potworem, który za dobro płaci złem. Ten grzech ciągnie w coraz głębszą przepaść, oddala od Boga, zaślepia i zatwardza coraz bardziej – dlatego nawrócenie zazdrosnego jest z każdym dniem coraz trudniejsze. Kiedy siostra Mojżesza szemrała przeciw swojemu bratu, wybranemu słudze Bożemu i wodzowi ludu izraelskiego, Bóg za karę dotknął ją trądem. A dlaczego ukarał ją tą właśnie chorobą? Bo między zazdrością a trądem istnieje wielkie podobieństwo. Jak trąd niszczy całe ciało człowieka, tak zazdrość psuje wszystkie władze duszy. Trąd polega na zepsuciu krwi i często sprowadza śmierć. Podobnie zazdrość – jest wrzodem duchowym, który przenika człowieka do szpiku kości. Trudno też wyleczyć człowieka z tej choroby.

Kore, Datan i Abiron zazdrościli Mojżeszowi zaszczytu i mówili: „Czy nie jesteśmy mu równi? Czemu nie możemy ofiarować Panu kadzidła tak jak on?” Nie pomogły żadne perswazje. Buntownicy po prostu chcieli być równi Mojżeszowi i Aaronowi. Bóg ciężko ich za to ukarał, bo w chwili, w której mieli dogodzić swojej wygórowanej ambicji, ziemia rozstąpiła się im pod nogami i pochłonęła ich żywcem. Jak trudno powstać z tego grzechu, kiedy przywrze on do duszy! Widzimy, że gniew i zazdrość trwają miesiącami, latami, przez całe życie nieraz. Niekiedy tacy ludzie udają przyjaźń – ale tak naprawdę woleliby nigdy nie oglądać swojego przeciwnika. Unikają go, trzymają się od niego z daleka, chętnie słuchają obmów, które go dotyczą. A kiedy się na niego natkną, otwarcie mówią: „Wolałbym go nigdy nie widzieć, spotkanie z nim mnie męczy, nie podoba mi się jego sposób bycia.” Mylisz się, przyjacielu! To zazdrość cię zaślepia, usuń ją ze swego serca, a polubisz przeciwnika i będziesz z nim żył tak samo, jak z innymi ludźmi!

Jako przykład nienawiści i zazdrości może posłużyć Faraon. Nie podobało mu się, że Bóg błogosławił ludowi izraelskiemu, dlatego obciążał Żydów robotami. Pan przez nadzwyczajne znaki i cuda chciał skruszyć zaślepionego i zatwardziałego Faraona. Gdy na koniec wszyscy pierworodni w Egipcie poumierali, ten zgodził się wreszcie wypuścić lud z niewoli. Ale zaraz pożałował tego kroku i z całym wojskiem puścił się w pogoń za Mojżeszem i jego ludem, znajdując przez to śmierć w morskich falach. Także i pyszny Saul z zazdrości tylko prześladował Dawida. (Bo trzeba wiedzieć, że pycha i zawiść idą ze sobą w parze.) Za karę stracił życie – dręczony przez złego ducha, targnął się na samego siebie. Widzicie, bracia, jak bardzo trzeba się bać tego grzechu, z którego tak trudno się podnieść. A wtedy, — do jakich środków trzeba się uciec? Przede wszystkim trzeba się przyznać do winy. Niestety, ludzie bardzo często nie znają własnej duszy, nie widzą nawet czwartej części swoich grzechów. Tym bardziej nie dostrzegają w sobie zazdrości, którą uważają, co najwyżej, za lekkie uchybienie przeciw miłości.

Proście więc Ducha Świętego, żeby udzielił wam światła do poznania samych siebie. Trwajcie w pokorze serca, która jest bardzo ważnym środkiem do poznania siebie. Bo jak pycha zaślepia, tak pokora rozświetla tajniki duszy. Święty Augustyn bardzo się bał grzesznej niewiedzy i często modlił się do Boga: „Niech poznam siebie, bym siebie znienawidził. Noverim me, oderim me. Ach, ile osób, nawet pobożnych, ulega tej namiętności i nie chce się do niej przyznać! Gdybym zapytał jakieś dziecko, które uczy się już katechizmu, jaka cnota przeciwna jest do zazdrości, odpowiedziałoby: „Miłość bliźniego i hojność względem ubogich.” Jak szczęśliwi byliby ludzie, gdyby się po chrześcijańsku kochali! Cieszyliby się szczęściem i powodzeniem bliźniego, a martwiliby się z powodu klęsk i nieszczęść, jakie go spotykają; dziękowaliby Bogu, że błogosławi ich sąsiadowi. Tak postępowali Święci.

Patrzcie, jak Jezus Chrystus ubolewał nad ludzką nędzą i jak bardzo pragnął wszystkich uszczęśliwić! Opuścił Swojego Ojca w niebie i przyszedł na ziemię. Dla naszego szczęścia i zbawienia poświęcił Swoją sławę, a nawet życie, dobrowolnie umierając na krzyżu, jako złoczyńca. Popatrzcie, jakie współczucie okazywał chorym, z jaką gorliwością ich leczył i podnosił na duchu. Widzi na pustyni głodne tłumy ludu — robi mu się żal i cudownie rozmnaża chleb, żeby te rzesze nakarmić. Apostołowie też oddali wszystko, by uszczęśliwić swoich braci. A pierwsi chrześcijanie, jak bardzo się nawzajem kochali! Duch Święty mówi o nich, że mieli jedno serce i jedną duszę. Nieznana była między nimi zazdrość. Święci Pańscy z ochotą oddawali dla zbawienia braci swoje życie. Dla tego celu porzucali majątek albo rozdzielali go między ubogich i cierpiących. A kiedy nie mieli już nic, samych siebie sprzedawali w niewolę, żeby z niewoli wykupić jeńców. Ziemia stałaby się rajem, gdyby między ludźmi panowała cnota Bożej miłości. Ludzie cieszyliby się szczęściem swojego sąsiada, jego sławą, a współcierpieliby z jego nędzą, smutkiem i utrapieniem. Nie dopuszczajcie więc do swoich serc przeklętego grzechu zazdrości, bo gdyby zapuścił on w was korzenie, stalibyście się bardzo nieszczęśliwi. Kiedy duch piekielny podsuwa wam zazdrosne myśli, zwalczajcie je i okazujcie bliźniemu przyjaźń, nie zachowujcie się względem niego obojętnie i chłodno. Wręcz przeciwnie, z ochotą oddajcie mu jakąś przysługę. Jeżeli jego uczynki wydawałyby się wam złe, to pomyślcie sobie, że prawdopodobnie nie macie racji.

Poza tym pamiętajcie, że Pan Bóg nie będzie was sądził za cudze sprawy, tylko za wasze własne postępki. Jeśli komuś powodzi się lepiej i przez to rodzi się w waszym sercu zazdrość, natychmiast przypomnijcie sobie, że dobry chrześcijanin winien dziękować Bogu za dobrodziejstwa, które zlewa On na jego brata. Gdyby was ogarniała zazdrość na widok człowieka, który jest od was bardziej cnotliwy i pobożny, pomyślcie sobie: „Dzięki Bogu, że są na świecie ludzie, którzy wynagradzają Stwórcy za moje zniewagi”. Kończę, bracia, powtarzając, że jeżeli chcemy się zbawić, to musimy życzyć dobrze bliźniemu, cieszyć się jego szczęściem, a martwić jego nieszczęściem. Powiada bowiem Święty Jan Apostoł: „Jeśliby kto rzekł, iż miłuje Boga, a brata by swego nienawidził, kłamcą jest. Albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, Boga, którego nie widzi, jako może miłować?” Patrzmy na wspaniały wzór, którym jest dla nas Jezus Chrystus. Chcąc nas wyleczyć z przeklętego grzechu zazdrości, umarł za Swoich nieprzyjaciół – umarł, żeby nas, grzesznych, uszczęśliwić.

Amen.

O autorze: Poruszyciel

Stworzony na podobieństwo. Rozum i Wiara. Prawda i Miłość. Wolność i Godność. Bóg, Honor, Ojczyzna! Sprawiedliwość.