Dobrobyt dopiero będzie – ale elity już są!

Prezes Kaczyński, niby taki niedzisiejszy, nawet troszkę staroświecki i nieprzesadnie skomputeryzowany, jeśli tylko chce, to potrafi być szybki jak nie przymierzając laser (i jak laser precyzyjny):

ot, bez pomocy Googla i internetu w ogóle, sam wymyślił 500+ i na dokładkę tę całą finansową układankę w pamięci obliczył.
To się nazywa mieć mózg jak twardy dysk i system operacyjny w jednym!

Ale to jeszcze nic:

już kilka miesięcy temu Prezes wymierzył dystans, jaki dzieli nas do Portugalii, Hiszpanii, Włoch i Francji. I to bez pomocy jakiegokolwiek oprzyrządowania wymierzył!

Owszem, w przypadku dystansu dzielącego nas od Niemiec, wczoraj powołał się na profesorów z komunistycznej kuźni kadr, czyli SGPiSu (występującej pod przedwojennym kamuflażem SGH), ale to tylko taki ukłon w stronę dawnych kolegów, bo przecież obliczaniem i mierzeniem samemu wszystkiego, można  jednak tych mniej zdolnych wpędzić w kompleksy.

Ja od dawna powtarzam z uporem godnym sejmowej zamrażarki, że głosowania w PRL-bis (nie mylić z wyborami, bo w PRL-bis Ciemny Lud/Suweren jest pozbawiony biernego prawa wyborczego), powinny być co rok, a najlepiej co miesiąc, bo wtedy to tych doskonałych wiadomości mielibyśmy aż do – proszę wybaczyć właściwą mi precyzję opisu – wyrzygania.

Ale zostawmy obliczenia i pomiary, bo od wczoraj możemy się cieszyć nową, doskonałą wiadomością:

po samochodzie elektrycznym i 3 milionach mieszkań, mamy już nową, zupełnie i najprawdziwiej  nadzwyczajną kastę:

elity.

Prezes ledwie parę miesięcy temu diagnozował, że w PRL-bis są potrzebne nowe elity (to znaczy nie użył sformułowania „PRL-bis”, bo mu zwyczajnie nie wypada i zapewne dlatego pozostawił tę przyjemność mnie) – a dziś oznajmił, że te nowe elity już są!

I wtedy na ekranie pojawiła się eks-radna Platformy Kopcińska, która po transferze do PiSu zrobiła błyskawiczną karierę: od posłanki-gwiazdy komisji ds AmberGold, przez rzeczniczkę rządu, aż po złotą fuchę w Europarlamencie.

No proszę tylko spojrzeć: jak to nie jest elita, to ja jestem z Żoliborza.

Ja już teraz się cieszę radością tych ganc-nowych elit, bo z nowymi elitami czekać nas już może tylko i wyłącznie przyspieszenie marszu ku Dobrobytowi, ale ponieważ ja kombatant jestem (tak przynajmniej stwierdził prezes stosownego Urzędu), mam w głowie zamiast twardego dysku i systemu operacyjnego stare zawołanie wiarusów Legii Cudzoziemskiej:

kto nie maszeruje – ten ginie!

I mimo to, jako skrajny indywidualista, nie chciałbym zostać zaliczony do tych, którym maszerowanie pod gwizdek tych Kopcińskich neo-elit  w smak, tym bardziej, że ta kamanda z upodobaniem wykrzykuje jak mantrę:

Lewa! Lewa! Lewa!

Cholera – coś mnie jednak zaczęło mdlić…

O autorze: Ewaryst Fedorowicz