Suliko, czyli ukochana piosenka Stalina

 

Pacynka, autor Barbara Piela

Wielokroć to pisałam – stalinowska grupa interesu to nowotwór na ciele społeczeństwa. Nowotwór jak wiadomo należy usuwać radykalnie z pewnym marginesem tkanki zdrowej. Tak się nie stało, dopuszczono do rozsiania się tego nowotworu. Do stalinowskiej grupy interesu konsekwentnie żerującej na społeczeństwie dołączyli wybrani przez tą grupę opozycjoniści zawierając korzystny dla obu grup kontrakt okrągłego stołu.  Ludzie protestujący w obronie pani Gersdorf  tak naprawdę usiłują nie dopuścić do jakiejkolwiek próby naruszenia tego kontraktu obejmującego miedzy innymi nietykalność kasty prawniczej.

Osoby które nie miały okazji poznać na własnej skórze dobrodziejstw dwóch systemów totalitarnych z trudem zrozumieją o czym piszę. Najkrócej można by opisać emocje towarzyszące mieszkańcom najweselszego baraku w socjalistycznym obozie czyli naszego kraju  słowami pewnego Rosjanina, który spoufalił się (nazwijmy to tak ) z tygrysem. Straszno i śmieszno -zawyrokował. W socjalistycznym obozie tak właśnie było. Straszno i śmieszno. Podobnie było zresztą za czasów hitleryzmu w Niemczech. Zarówno Stalin jak i Hitler byli to zakompleksieni mali ludzie. Grozą napawała tylko świadomość ich zbrodni. Oglądając autentyczne migawki filmowe przedstawiające pretorianów Hitlera z nabożeństwem wyśpiewujących „Die Fahne hoch”( sztandar w górę – to początek ich hitlerowskiego hymnu Horst Wessel Lied ) zamiast młodych blondynów o aryjskiej urodzie których ślepą fascynację nazizmem sugerował nam choćby słynny film „Kabaret” widzimy spasione, prymitywne mordy hitlerowskich bonzów. Niewiele różniące się zresztą od twarzy członków i zastępców członków naszego KC. Feblik do totalitaryzmu, któremu towarzyszy nalane, prostackie oblicze to chyba jakaś genetyczna skaza. Sam Hitler też nie grzeszył aryjska urodą i według własnych kryteriów powinien być natychmiast skierowany do gazu. Pokraczny kurdupel chwytający się w chwilach ekstazy jak rockowy piosenkarz za genitalia. Jak mawiał pewien komentator: „ trzeba mieć serce z kamienia żeby się nie śmiać”. Albo trzeba bardzo się bać. Albo być nad wyraz głupim jak te uwielbiające Führera  niemieckie putzfrau. Na takich właśnie ludziach, sprzedajnych, głupich i tchórzliwych opierają się wszelkie totalitarne reżimy. Hitler poza upodobaniem do wojskowych melodii malował róże i brzózki na skale, znane budynki, albo romantyczne ruiny. Banał, sztampa i warsztat godny ucznia szkoły podstawowej. Nie dziwię się że Hitler nie dostał się do akademii sztuk pięknych. Ja też bym go nie przyjęła. Poza tym lubił podobno psy i dzieci. Natomiast żeby się zapoznać z gustami Stalina wystarczy odtworzyć piosenkę Suliko. Awansowała ona do rangi narodowej gruzińskiej pieśni i w dzieciństwie przez całe lata byłam katowana przez różne wersje tej ukochanej piosenki Stalina. Stalin podobnie  jak Hitler łączył okrucieństwo z tanim sentymentalizmem. Bez mrugnięcia okiem, z przewrotną satysfakcją wysyłał na śmierć nawet najwierniejszych mu ludzi a rozczulał się nad gruzińską dziewczyną, której daremnie poszukuje zakochany chłopiec. Stalin lubił poza tym sentymentalne filmy, które oglądał po sto razy nocami wzruszając się w stosownych momentach. I pomyśleć, że przez tego prymitywa i popaprańca zginęło przeszło 50 milionów ludzi. Z drugiej strony nie należy ulegać łatwej pokusie traktowania Stalina i Hitlera jako zwykłych psychopatów, którzy przypadkiem dorwali się do władzy. Choć niewątpliwie obaj byli psychopatami nie dorwali się bynajmniej do władzy przypadkiem.  Z różnych przyczyn taka oferta jaką proponowali swoim społeczeństwom  była adekwatna do oczekiwań tych  społeczeństw. Z różnych przyczyn nie tylko czerń, która mogła się wyżyć w mordach, gwałtach i rabunkach i uleczyć w ten sposób swoje resentymenty i kompleksy  lecz elity intelektualne wydawały się akceptować takich przywódców i nie czuły się zaszokowane ich prymitywizmem.

To fenomen trudny do wyjaśnienia. Tak jak trudna do wyjaśnienia jest zgoda udręczonego polskiego społeczeństwa aby  reprezentującą to społeczeństwo opozycją stała się progenitura stalinowskiego establishmentu. Próbą wyjaśnienia jak do tego doszło jest książka Anny Bojarskiej pod tytułem: „ Czego nauczył mnie August”, którą wszystkim polecam. Widać, że autorka oglądała to środowisko z bliska i umiała znaleźć artystyczny wyraz dla swoich obserwacji. Jest to oczywiście powieść z kluczem – August to podobno Kuroń a Gucio to Michnik. Obracałam się swego czasu na perypetiach (pewna dama zwykła ku radości słuchaczy mawiać: „mieszkam na perypetiach Warszawy”)  tego środowiska  i rozszyfrowanie  klucza  powieści Bojarskiej na podstawie różnych obyczajowych smaczków nie stanowi dla mnie najmniejszego  problemu Ale nie chodzi tu o smaczki obyczajowe, ani o tytułowych bohaterów lecz o próbę wyjaśnienia jak to się stało, jak doszło do tak straszliwego nieporozumienia, którego skutki cierpimy do dzisiaj. Gdyby nie przejecie steru oddolnej solidarnościowej rewolty przez progeniturę stalinowską wzmocnioną wystruganym z banana ( jak mówi Michalkiewicz), albo wyciągniętym z mieszka ( jak mówi Kochanowski)  trybunem ludowym Bolkiem bylibyśmy obecnie w zupełnie innym punkcie czasoprzestrzeni historycznej.

Wielokroć to pisałam – stalinowska grupa interesu to nowotwór na ciele społeczeństwa. Nowotwór jak wiadomo należy usuwać radykalnie z pewnym marginesem tkanki zdrowej. Tak się nie stało, dopuszczono do rozsiania się tego nowotworu. Do stalinowskiej grupy interesu konsekwentnie żerującej na społeczeństwie dołączyli wybrani przez tą grupę opozycjoniści zawierając korzystny dla obu grup kontrakt okrągłego stołu.  Ludzie protestujący w obronie pani Gersdorf  tak naprawdę usiłują nie dopuścić do jakiejkolwiek próby naruszenia tego kontraktu obejmującego miedzy innymi nietykalność kasty prawniczej.
„To ja decyduję co jest zgodne z konstytucją”- wydaje się mówić pani Gersdorf bezceremonialnie przychodząc sobie do pracy, którą właśnie utraciła. Pani Gesdorf nie raczyła nawet złożyć wymaganego oświadczenia, jakby przestrzeganie prawa jej nie dotyczyło. To tak jakby młody człowiek, który nie zapisał się na uczelnię, albo który z uczelni został relegowany  odmawiał opuszczenia uniwersyteckiego laboratorium argumentując, że konstytucja zapewnia mu bezpłatną oświatę. Liczba obrońców Pani Gersdorf czyli obrońców status quo świadczy o tym jak bardzo rozrósł się ten straszliwy nowotwór na ciele społeczeństwa jakim jest grupa beneficjentów kontraktu okrągłego stołu.

tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie

O autorze: izabela brodacka falzmann