Reglamentowana solidarność

Kiedy intelektualiści polscy podpisywali słynny list 34 postanowiłam przełamać wrodzoną lękliwość i też się podpisać pod tym protestem. Zgadzałam się całkowicie z jego przesłaniem i uważałam, że tylko masowy udział w tym przedsięwzięciu będzie miał polityczne znaczenie. Od jednego z sygnatariuszy protestu dowiedziałam się jednak, że sprawa nie jest tak prosta jak mi się wydaje. Aby zostać dopuszczoną do zaszczytu narażania się na represje musiałabym mieć rekomendacje przynajmniej trzech osób, jak za przeproszeniem do jakiegoś rotary club. Wydawało mi się to trochę śmieszne jako, że aby wejść do Towarzystwa Ziemiańskiego praktycznie wystarczała rekomendacja  jednej osoby. Zrozumiałam, że w ten oto sposób konstytuuje się zamknięte grono męczenników systemu, którzy potem zamierzają niepodzielnie sprawować rząd dusz i poczułam się jak ta nieszczęsna żaba, która podsuwa kującemu perszerony  kowalowi swoją wątłą łapinę. Doznałam wykluczenia, które jak wiadomo jest dość powszechnym i banalnym doświadczeniem egzystencjalnym. Poruszył mnie jednak fakt, że zostałam wykluczona z udziału w sprawach dotyczących całej społeczności, a więc niejako z tej społeczności. To nie to samo co być wykluczoną na przykład z imienin u koleżanki klasowej.  O Ile mamy prawo dzielić prywatnych znajomych na lepszych i gorszych na zapraszanych i nie zapraszanych nie mamy prawa odmawiać nikomu udziału we mszy czy w pogrzebie, nie mamy prawa nie wpuszczać do kościoła czy na cmentarz. Byłam świadkiem gdy do kościoła na ślub pewnego aktora wpuszczano ludzi tylko za zaproszeniami.  Zabrał  wtedy głos proboszcz i powiedział, że na zamknięte przyjęcie ślubne można sobie wynająć klub garnizonowy albo remizę strażacką,  ale nie kościół. Do kościoła mają wstęp wszyscy wierni, a nie tylko krewni i znajomi królika.

Nasz zasadniczy sprzeciw budzi również coraz częstsze obecnie reglamentowanie udziału w ważnych uroczystościach.

10 kwietnia zadzwoniła do mnie bardzo rozżalona znajoma, która chciała uczcić ofiary katastrofy smoleńskiej uczestnicząc w uroczystościach na Krakowskim Przedmieściu. Ku jej zaskoczeniu okazało się, że ulice są zamknięte i policja nie wpuszcza nikogo z wyjątkiem osób legitymujących się specjalnymi zaproszeniami. Reglamentowanie pamięci zmarłych w katastrofie wydało się jej czymś oburzającym, niemądrym i niesprawiedliwym. Tłumaczyłam, że restrykcje spowodowane były zapewne względami bezpieczeństwa i że na zbiorowe spotkania z Janem Pawłem też obowiązywały przecież zaproszenia, ale była nieprzejednana. „Znowu nas się dzieli na lepszych i gorszych na strażników pieczęci i zwykły plebs, na dopuszczonych i wykluczonych”- powiedziała i trudno było się z nią nie zgodzić.
Cyniczni racjonaliści twierdzą, że po zwycięstwie każde ugrupowanie zwiera szeregi żeby w spokoju ducha konsumować owoce tego zwycięstwa i że właśnie jesteśmy świadkami tego fenomenu. Ja  jestem innego zdania. Naturalną skłonnością ludzką jest stratyfikacja. Najprostszym mechanizmem stratyfikującym jest wykluczenie. Wiedzą to albo przeczuwają nawet dzieci w przedszkolu, które czerpiąc satysfakcję z wykluczania kogoś z zabawy przygotowują się w ten sposób do życia społecznego.  Jak wiadomo grupa konsoliduje się najłatwiej przeciwko komuś, znajdując sobie kozła ofiarnego. Jeżeli w klasie nie ma osoby grubej , rudej, ospowatej czy garbatej wystarczającym powodem do wykluczenia stanie się czyjś sposób ubierania.  Dzieci racjonalizują swoje postępowanie wysuwając przeciwko wykluczonemu jakieś zarzuty- na przykład, że śmierdzi, albo kradnie zabawki. Wiedzą dobrze, że jeżeli powiedzą, że nie chcą się z kimś bawić bo nie ma firmowych butów, zostaną za to skarcone. Nie wiadomo zresztą dlaczego gdyż dorośli grają w te same gry. Do nocnych klubów wpuszcza „po uważaniu” czyli zgodnie z własnymi poglądami na tak zwany dress code osiłek pełniący funkcję selekcjonera. Moda jest jak wiadomo irracjonalna więc wystarczająco elegancką aby wejść do klubu może okazać się kobieta w podartych na kolanach spodniach i z wyłażącymi spod bluzki ramiączkami od stanika drugiej świeżości , a zbyt mało elegancka pani w wieczorowej sukni. Co gorsza ludzie poddają się chętnie selekcjonowaniu przez takiego tępego osiłka a nawet wydają się być dumni, że zdobyli jego uznanie.

Poczucie wyróżnienia, uprzywilejowania jest równie irracjonalne jak moda. Rozumiał to dobrze Tomek Sawyer, który handlował przywilejem jakim było malowanie płotu należącego do jego ciotki. Przywilejem wyróżniającym z anonimowego tłumu może być narażające nas na represje podpisywanie protestów, może być wielogodzinne męczące przebywanie w grupie świętującej jakąś rocznicę. Może być również dygotanie z zimna przez długą mroźna zimową noc na wąskiej skalnej półeczce w krzepiącym poczuciu, że jest się czymś lepszym niż zwykły ceper wygrzewający się w czystej pościeli w pensjonacie.
Paradoksem jest, że poczuciu wyjątkowości czyli elitarności towarzyszy często ślepe podporządkowanie  się wymogom obowiązującej mody  nie tylko w dziedzinie stroju lecz również upodobań muzycznych czy literackich. Doskonale ujmuje to francuska gra słów:” je suis unique au monde” ( jestem jedyny na  świecie) oraz” je suis comme tout le monde”  ( jestem jak wszyscy) można połączyć w fałszywie demokratyczne : „je suis unique comme tout le monde”( jestem -jak wszyscy -wyjątkowy) . Sformułowanie „ cała Warszawa była obecna na tej premierze” nie oznacza przecież, że na premierze było dosłownie całe miasto lecz, że byli wszyscy liczący się społecznie, śmietanka towarzyska, crème de la crème jak to mówią Francuzi. Słowo „wszyscy” ma dosłowne znaczenie tylko  w chwili demokratycznych wyborów. Tu naprawdę ilość przechodzi w jakość.
Sukces polityczny PiS pochodzi właśnie z demokratycznych wyborów. Od poczucia wspólnoty tych wyborców zależy –uważam- los nasz i los naszego kraju. Dlatego nie wolno odpychać wiernych zwolenników od wspólnotowych przeżyć, nie wolno reglamentować prawa do solidarności z tymi którzy zginęli.

 

O autorze: izabela brodacka falzmann