Jaja jak berety, czyli przylot Lewandowskiego do Arłamowa

Dawno tak się nie uśmiałam jak wczoraj [26.05.2016] podczas lektury dwóch felietonów opublikowanych w portalu Sportowefakty.wp.pl . Pierwszy z nich nosił on tytuł “Arłageddon” i napisał go Michał Kołodziejczyk {TUTAJ}. Poczatek tego artykułu to:

“Zgrupowanie reprezentacji Polski w Arłamowie tak naprawdę zaczęło się w czwartek. Przyleciał Robert Lewandowski i nic już nie będzie, jak wcześniej. 12.55. Na niebie pokazuje się mały, czarny punkcik. Przed hotelem stoi kilkaset osób. – Boże, to on – mówi ktoś w tłumie. To rzeczywiście on. Piłkarz. Nazywa się Robert Lewandowski, w weekend zdobył Puchar Niemiec, gra w Bayernie Monachium i jest kapitanem reprezentacji Polski, w związku z czym trener Adam Nawałka podpisał mu zwolnienie z wuefu na pierwsze dni zgrupowania.

Robert wysiada ze śmigłowca i natychmiast zajmuje miejsce w meleksie. Prowadzi Jakub Kwiatkowski, na co dzień rzecznik prasowy PZPN, chwilowo w roli kierowcy na trasie z przeszkodami. Niby wiezie jeszcze Łukasza Piszczka i Macieja Rybusa, ale jeśli liczyli na zainteresowanie, to wybrali zły lot. Liczy się Lewandowski. Tłum biegnie za meleksem, Kwiatkowski ma pot na twarzy, ale daje radę. Przejechał slalomem.

W tym czasie w toalecie w hotelu ojciec odrywa syna od pisuaru. Krzyczy. – Nie miałeś kiedy tego robić? Mały nie zdążył zapiąć rozporka, jest pod pachą taty, niesiony na lądowisko. Lewandowski wylądował.”.

Drugi tekst, pióra Dariusza Tuzimka, “Lewy przyleciał, a naród odleciał” {TUTAJ} jest równie barwny. Czytamy:

“– Kurczę, co tu się dzieje?! – kręcił z niedowierzaniem głową Lewandowski, nie mogąc się nadziwić wielkości rozhisteryzowanego tłumu. – Jak to co? Boże ciało! Papież przyjechał – odpowiedział mu jeden z odbierających go ludzi.

Rzeczywiście histeria i uwielbienie iście religijne. Każdy by chciał „Lewego” dotknąć, wziąć autograf, zrobić sobie z nim zdjęcie. Kiedy meleks z reprezentantami ruszył spod helikoptera betonową alejką, jakiś chłopak wskoczył przed pojazd, klęknął i zrobił sobie zdjęcie z nadjeżdżającymi kadrowiczami. Duża desperacja, ale w epoce „selfie” zdobycz bezcenna. Warta każdego ryzyka.

Tłum pędzących poprzez trawniki matek z dziećmi, reporterów, operatorów kamer, fotografów to widok bezcenny. Za wszystko inne można zapłacić kartą. Kiedy za meleksem biegł ten rozhisteryzowany tłum, pomyślałem, że właśnie takie emocje musiał budzić Elvis. Histeria na pewno porównywalna.”.

Tuzimek zauważa potem trzeźwo:

“Robert nie ma lekko. To on na swoich barkach niesie ciężar oczekiwań. Jeśli coś – tfu! Na psa urok! – na Euro nie pójdzie, będzie to jego wina. To on nie da rady. Bo reprezentacja to on. Kpią już z tego nawet piłkarze. Kamil Grosicki na twitterze: „On je obiad, a my nie jemy tylko na niego patrzymy”. (…) Taka szydera, jak ta Grosika, jest naprawdę cenna. Pozwala tym, co odlecieli, złapać trochę gruntu. Nie wiadomo, jak to się dzieje, ale atmosfera nadęcia na przedturniejowych zgrupowaniach tworzy się sama. Dziwny brak dystansu, miejsca na żart, dowcip. Jakby piłkarze jechali na wojnę, a nie na mecze, które mają być po prostu rozrywką. Dość już puszenia się, husarskich skrzydeł, patriotycznych pieśni śpiewanych przez przegrzane gardła. Warto wrócić na ziemię i przypomnieć sobie, że do Francji nasi jadą grać w piłkę.”.

Dariusz Tuzimek na oczywiście rację. Radość kibiców z tego, że przyleciał do nich najlepszy aktualnie nasz piłkarz, jest w pełni zrozumiała, ale każda rzecz w nadmiarze jest szkodliwa. Entuzjazm też. Pilkarze polskiej reprezentacji potrzebują na razie spokojnego miejsca, gdzie mogą trenować przed Euro 2016. Atmosfera histerii i nieprawdopodobna presja psychiczna mogą im tylko przeszkadzać. Nie zmienia to jednak faktu, że opisane przez dziennikarzy portalu Sportowefakty.wp.pl powitanie Lewandowskiego, Piszczka i Rybusa w Arłamowie było naprawdę zabawne.

______________________________________________________________________________________________________________

Zdjęcie w ikonie wpisu: PAP/ Darek Delmanowicz

O autorze: elig