Spotkały się Miłość i grzech _ Piątek, 18 marca 2016r.

12814279_704081996399815_1796332048565933973_nMyśl dnia

Wiara daje odpowiedź na to, gdzie należy szukać źródeł mocy.

św. Edyta Stein

Jak deszcz, im częściej pada, tym bardziej zwilża ziemię, tak również święte Imię Chrystusa,
jeśli się je często wymawia i wzywa, napełnia ziemię naszego serca radością i weselem.
Hezychiusz z Synaju
W dzisiejszym wydarzeniu ewangelicznym dochodzi do  spotkania: Boga, który jest Miłością, z człowiekiem, który dał się opanować przez grzech i odrzucił Boga. Czy zobaczysz dramat tego spotkania?
12741972_962701683813574_5911670459243480658_n
Panie, byłeś niewinnie oskarżany i prześladowany, gdy za Twoje dobre słowa i czyny ludzie chwytali za kamienie.
Rozjaśnij moje serce światłem wiary, abym nie chodził w ciemnościach.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

modlitwa w drodze

Św. Cyryla Jerozolimskiego

Wielki Post, J 10, 31-42

Jesteś coraz bliżej wydarzeń Wielkiego Tygodnia. Teksty Ewangelii pokazują coraz większą nienawiść Żydów do Jezusa. Spróbuj oczami wyobraźni zobaczyć dramaturgię tych dni i wczuć się ich atmosferę.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 10, 31-42

Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?» Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga». Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: „Ja rzekłem: Bogami jesteście?” Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: „Bluźnisz”, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu». I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.Żydzi porywają kamienie, aby zabić Jezusa. Zobacz, ile w nich nienawiści i agresji. Siostra Faustyna, pewnego dnia, kiedy rozważała mękę Jezusa, zapisała: „Zastanawiałam się, skąd taka złość w człowieku, a jednak grzech to sprawia – spotkała się Miłość i grzech”. W dzisiejszym wydarzeniu ewangelicznym dochodzi do takiego właśnie spotkania: Boga, który jest Miłością, z człowiekiem, który dał się opanować przez grzech i odrzucił Boga. Czy widzisz dramat tego spotkania?

Często człowiek trwający w stanie grzechu jest pełen nienawiści i agresji wobec tych, którzy czynią dobrze i dają świadectwo swojej wiary. Może i ty doświadczyłeś sytuacji, w których wierność przykazaniom lub sama przynależność do Boga związana była z atakiem i odrzuceniem. Jak się wtedy zachowałeś?

Słuchając raz jeszcze tekstu Ewangelii, przyjrzyj się uważnie zachowaniu Jezusa. Zobacz, że w przeciwieństwie do swych rodaków Jezus jest opanowany. Nie boi się oskarżycieli, bo wie, że wszystko, co uczynił, było dobre. Pełen odwagi wchodzi z nimi w rozmowę, pokazując ich zaślepienie i zazdrość. Ponieważ jest łagodny i pełen miłosierdzia, chce doprowadzić ich do nawrócenia, bo On nigdy nie rezygnuje z człowieka. Usuwa się w cień tylko wtedy, kiedy człowiek kategorycznie wyrzuca Go ze swego życia.

Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?» Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga». Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: „Ja rzekłem: Bogami jesteście?” Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: „Bluźnisz”, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu». I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.
Na koniec tego spotkania z Jezusem powierz Mu ludzi, od których doświadczyłeś nienawiści z powodu twojej przynależności do Niego. A jeśli kiedyś stchórzyłeś i nie dałeś świadectwa wiary, przeproś Go i proś, by dał ci swoją odwagę.

http://modlitwawdrodze.pl/modlitwa/?uid=4529

____________________________

PIĄTEK V TYGODNIA WIELKIEGO POSTU

Św. Cyryla Jerozolimskiego, biskupa i doktora Kościoła

0318-cyryl_1

PIERWSZE CZYTANIE  (Jr 20,10-13)

Pan czuwa nad sprawiedliwym

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

Tak, słyszałem oszczerstwo wielu: „Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego!” Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku: „Może da się zwieść, tak że go zwyciężymy i wywrzemy swą pomstę na nim!”
Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką, okryci wieczną i niezapomnianą hańbą. Panie Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na sumienie i serce, dozwól, bym zobaczył Twoją pomstę nad nimi! Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę.
Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana. Uratował bowiem życie ubogiego z ręki złoczyńców.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 18,2a-3.4-6a.7)

Refren: Pana wzywałem i On mnie wysłuchał.

Miłuję Cię, Panie, mocy moja, *
Panie, opoko moja i twierdzo, mój wybawicielu.
Boże, skało moja, na którą się chronię, *
tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono.

Wzywam Pana, godnego chwały, *
i wyzwolony będę od moich nieprzyjaciół.
Ogarnęły mnie fale śmierci +
i zatrwożyły odmęty niosące zagładę, *
opętały mnie pęta otchłani, schwyciły mnie sidła śmierci.

Wzywałem Pana w moim utrapieniu, *
wołałem do mojego Boga
i głos mój usłyszał ze świątyni swojej, *
dotarł mój krzyk do Jego uszu.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 6,63b.68b)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem,
Ty masz słowa życia wiecznego.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.


EWANGELIA  (J 10,31-42)

Jezus oskarżony o bluźnierstwo

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: „Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować ?”
Odpowiedzieli Mu Żydzi: „Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga”.
Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: «Ja rzekłem: Bogami jesteście?» Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże — a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: «Bluźnisz», dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu”.
I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał.
Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Kamień

Kamienowanie było najokrutniejszą karą w Biblii za bardzo ciężkie grzechy. Motywacją był nakaz: usuniesz zło spośród siebie (Pwt 21, 21). Grzech musiał być wyrzucony ze wspólnoty ludu wybranego, tak jak kamień jest wyrzucany z czystego pola. Ta kara stała się narzędziem bezprawia w rękach ludzi, zwłaszcza zazdrosnych. Żydzi chcieli ukamienować Jezusa, ponieważ uważał się za Boga. W rzeczywistości jednak nie mogli znieść Jego dobrych czynów, które przeprowadzały ludzi ze śmierci do życia. Pomyślmy, ile razy i my chwytamy za kamienie, bo nie możemy znieść dobrych rzeczy, usłyszanej prawdy i prawych uczynków innych ludzi.

Panie, byłeś niewinnie oskarżany i prześladowany, gdy za Twoje dobre słowa i czyny ludzie chwytali za kamienie. Rozjaśnij moje serce światłem wiary, abym nie chodził w ciemnościach.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

_________________________

#Ewangelia: Jak odkryć radość w życiu?

Tak powinniśmy robić, aby poznać swoje prawdziwe “ja”, nie zafałszowane przez grzech i różnego rodzaju zniewolenia.
Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: “Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?” Odpowiedzieli Mu Żydzi: “Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga”. 
Odpowiedział im Jezus: “Czyż nie napisano w waszym Prawie: «Ja rzekłem: Bogami jesteście?» Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: «Bluźnisz», dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu”. 
I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło. (J 10, 31-42)
Komentarz do Ewangelii
Złota reguła soteriologii patrystycznej mówi: “Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem”. To zdanie jest zapewne echem dzisiejszej Ewangelii. Jezus przekonuje ludzi do siebie jako do Boga po to, abyśmy odkryli swoją godność i Boskie pochodzenie. “Człowiek nie może zrozumieć siebie bez Chrystusa” – mówił św. Jan Paweł II. Aby poznać swoje prawdziwe “ja”, nie zafałszowane przez grzech i różnego rodzaju zniewolenia, powinniśmy zbliżyć się do Jezusa i uwierzyć Mu. Ma to o tyle duże znaczenie, że zgodnie z tym, co mówią psycholodzy, człowiek staje się tym, kim myśli, że jest.
http://www.ekspedyt.org/wp-admin/post.php?post=47284&action=edit
_____________________________
 Św. Tomasz Morus (1478-1535), angielski mąż stanu, męczennik
Traktat o Męce, Chrystus umiłował ich aż do końca, homila 1
“Chrystus daje swe życie za nieprzyjaciół”

Rozważajmy głęboko o miłości Chrystusa, naszego Zbawiciela, który „umiłował swoich aż do końca” (J 13,1), do tego stopnia, że dla ich dobra, dobrowolnie, cierpiał bolesną śmierć i dał świadectwo najwyższemu stopniu miłości, jaki może istnieć. Bo On sam powiedział: „Nie ma większej miłości niż dać swoje życie za przyjaciół” (J15,13). Tak, to właśnie największa miłość, jaką kiedykolwiek okazano. Jednakże nasz Zbawiciel dał jej inny przykład, bo ten dowód miłości złożył za przyjaciół, ale także i za wrogów.

Jaka jest różnica między tą wierną miłością a innymi formami miłości fałszywej i niestałej, którą znajduje się w naszym świecie!… Kto może być pewien, w przeciwnościach, zachować wielu przyjaciół, kiedy nasz Zbawiciel pozostał sam, opuszczony przez swoich, w chwili aresztowania? Kiedy odejdziecie, kto będzie chciał odejść z wami? Gdybyście byli królami, czy wasze królestwo pozwoliłoby wam ruszyć samotnie i zapomniałoby wkrótce o was? Czy nawet wasze rodziny nie pozwoliłyby wam wyruszyć, jakby biednej duszy, opuszczonej, która nie wie, dokąd iść?

Dlatego nauczmy się kochać w każdym czasie, jak powinniśmy kochać: Boga ponad wszystkim, a wszystkie rzeczy ze względu na Niego. Bo każda miłość, która nie ma związku z wolą Bożą, jest miłością próżną i bezowocną. Każda miłość, którą obdarzamy jakikolwiek stworzony byt, a który osłabia naszą miłość do Boga, jest miłością niepożądaną i przeszkodą w drodze do nieba… Dlatego zatem, skoro nasz Pan nas tak ukochał dla naszego zbawienia, wzywajmy usilnie Jego łaski, z obawy, iż w porównaniu z Jego wielką miłością nie odkryjemy, że jesteśmy pełni niewdzięczności.

__________________________________

Wierny Bóg (18 marca 2016)

wierny-bog-komentarz-liturgiczny

Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?»

Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga».

Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: „Ja rzekłem: Bogami jesteście?” Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: „Bluźnisz”, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu».

I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał.

Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło (Z rozdz. 10 Ewangelii wg św. Jana)

 

Jeremiasz mówi nam o Bogu wiernym, który nie opuszcza nas w chwili próby. Nie zmienia to faktu, że próba jest prawdziwa, trudna, bolesna, ciężka… Tak jednak kształtuje się nasza miłość – staje się ona wierna pomimo wszystko. Doświadczyć możemy dzięki temu prawdy słów św. Pawła, który pisze do Rzymian, że nic nas nie zdoła oddzielić od miłości Chrystusa. W Ewangelii Jezus zachęca nas: uwierzcie mi ze względu na Moje dzieła: krzyż, odkupienie, wcielenie, sakramenty… Każda próba, przez którą przechodzimy w tym życiu, jest jak drogowskaz: wróć do tego, co w twoim życiu najważniejsze, co nadaje mu sens, żebyś przez to zmaganie przeszedł zwycięsko. Niech wszystko, co w naszym życiu trudne i wymagające, kieruje nas do Chrystusa, Który naszemu codziennemu bytowaniu nadaje sens.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Jr 20, 10-13; J 10, 31-42

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/03/17/wierny-bog-18-marca-2016/

__________________________________

CIERPIENIE, ZAUFANIE, ZMARTWYCHWSTANIE

 

O Jeremiaszu można powiedzieć, że był najbardziej doświadczanym przez życie prorokiem. Był prorokiem cierpiącym. Przyszło mu żyć w bardzo ciężkich dla Izraela czasach i prorokować kolejne klęski i tych klęsk doświadczać bardzo boleśnie. Płakał Jeremiasz nad klęską Jerozolimy. Nie był popularny wśród sobie współczesnych, a niejednokrotnie cierpiał nie tylko niezrozumienie, ale też, o czym słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu, był oczerniany i prześladowany. Mimo wszystko jednak Jeremiasz był prorokiem, który pozostał do końca wierny. Jeremiasz bowiem kochał swój naród i kochał Boga. Wielu widzi w cierpiącym Jeremiaszu zapowiedź cierpiącego Zbawiciela.

Ewangelia dzisiejsza ukazuje nam, jak sześć wieków po Jeremiaszu przywódcy tego samego narodu rozpoczynają prześladowanie Jezusa Chrystusa. Tym razem „porwali kamienie, aby Go ukamienować”, wkrótce wykrzyczą: „Na krzyż z Nim!” i będą szydzić na wzgórzu Golgoty. Jezus cierpi, nierozumiany, oczerniany, odrzucony przez swój lud.

A może i w moim życiu jestem tak często nierozumiany, może ból sprawiają mi bliscy ludzie wypowiadając oszczerstwa, może cierpię z powodu odrzucenia przez innych, może doświadczam w moim życiu kolejnych klęsk?

Popatrzę dziś na proroka Jeremiasza modlącego się słowami: „Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę. Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem życie ubogiego z ręki złoczyńców”. Czy stać mnie na to by uwierzyć w to, że „Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą”. Czy powierzam się z pełnym zaufaniem Bogu jak Psalmista, który wyśpiewuje dzisiaj: „Wzywałem Pana w moim utrapieniu,
wołałem do mojego Boga i głos mój usłyszał ze świątyni swojej, dotarł mój krzyk do Jego uszu”.

Przeżywam już ostatnie dni Wielkiego Postu. W najbliższą niedzielę wkroczę w tajemnicę cierpienia i śmierci mojego Pana. Niech te dni będą czasem, w którym zanurzę moje codzienne ludzkie cierpienia, te małe i te wielkie w Jego zbawczym cierpieniu, w ogromie Jego Miłosierdzia. Niech nie zabraknie w te ostatnie dni Wielkiego Postu mojego wołania: Jezu ufam Tobie, Jezu „Tobie powierzam mą sprawę”.

Panie Jezu naucz mnie modlitwy pełnej ufności i wiary, bym nawet w największym cierpieniu i niezrozumieniu, umiał modlić się jak prorok Jeremiasz. Naucz mnie modlitwy pełnej miłości, bym Cię przyzywał jak dzisiejszy Psalmista. I naucz mnie w te nadchodzące Święta Paschalne, że po każdej nocy cierpienia i umierania jest poranek pełen chwały Zmartwychwstania.

ks. Robert Głodowski MS (Ukraina, Krzywy Róg)

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl

_________________________________________________________________________________________________

Droga Krzyżowa

_________________________________________________________________________________________________

Droga Krzyżowa w intencji człowieka zniewolonego

O. DOMINIK BUSZTA CP

obrazy Józefa Mehoffera *

Panie Jezu, pragniemy iść z Tobą drogą krzyżową i rozważając Twoją Mękę błagać, abyś w swoim nieskończonym miłosierdziu ulitował się nad tymi, którzy przez swoje pijaństwo powodują bezmiar cierpień i nieszczęść w rodzinach, w społeczeństwie, w Kościele. Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, ulituj się nad polskim narodem, który cierpi z powodu plagi pijaństwa.

STACJA I Jezus przyjmuje wyrok śmierci

“Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!” – tak wołał tłum, żądając od Piłata wyroku śmierci dla Jezusa. O wiele liczniejsza od tamtego tłumu jest w Polsce rzesza ludzi żyjących w grzechach pijaństwa, którzy w swoim sercu żądają dla Ciebie, o Jezu, wyroku śmierci.
Zbawicielu pełen miłosierdzia, ulituj się nad ludźmi, którzy w swoim zaślepieniu nie zdają sobie sprawy, jak wielką krzywdę wyrządzają sobie i swoim najbliższym.
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, uproś naszym rodakom łaskę nawrócenia!

STACJA II Jezus przyjmuje krzyż na swoje ramiona

Na drzewie krzyża, który, Jezu, przyjąłeś na swoje ramiona, spoczął ciężar grzechów wszystkich ludzi, w tym wielki ciężar grzechów pijaństwa. Tak to pokutujesz, Panie, za ogrom tylu nieszczęść i krzywd, jakie spadają na niewinne żony i dzieci z powodu pijaństwa mężów i ojców.
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, uproś u Jezusa łaskę trzeźwości pijącym, aby w rodzinach zapanował upragniony pokój, miłość i szczęście.

STACJA III Jezus upada pod ciężarem krzyża

Panie Jezu, już na początku krzyżowej drogi okazałeś się słaby i upadasz. Ilu wśród nas jest takich, którzy już od wczesnej młodości okazują się tak słabi, że popadają w nałóg pijaństwa. Nieszczęsny ten pierwszy kieliszek!
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, przyjmij pod swoją obronę młodocianych pijaków, którzy są Twoimi biednymi dziećmi.

STACJA IV Spotkanie z Bolesną Matką

Panie Jezu, na Twojej drodze krzyżowej nie zabrakło kochającej Cię Matki. Ona będzie Ci towarzyszyć aż na szczyt Golgoty. Błogosławione matki, które z miłością trwają przy swoich dzieciach na ich trudnych drogach życia. Ale nie ma chyba większego nieszczęścia dla naszych rodzin, jak matki żyjące w nałogu pijaństwa.
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, weź w opiekę te matki, każdą polską matkę i wszystkie rodziny.

STACJA V Pomocnik w dźwiganiu krzyża

Panie Jezu, Szymon z Cyreny pomógł Ci nieść krzyż. Taki był Boski plan, że do udziału w dźwiganiu Twego krzyża znalazł się pomocnik. Człowiekowi, który dźwiga swój krzyż nałogu pijaństwa, potrzeba pomocy. Takim pomocnikiem może być ktoś z rodziny, a może nawet obcy człowiek, jak obcy był Szymon Cyrenejczyk. A może to ja mam być takim Cyrenejczykiem?
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, wzbudź w sercach swoich dzieci litość i pomoc dla zniewolonych nałogiem pijaństwa.

STACJA VI Litościwa Weronika

Panie Jezu, dźwigający krzyż, litościwa Weronika otarła Twoją skrwawioną twarz. I stał się cud. Twoje Oblicze odbiło się na jej chuście.
W pewnej rodzinie wracał do domu po libacji z kolegami pijany ojciec z zakrwawioną twarzą. W domu dzieci na klęczkach modliły się: “Matko Boża, ratuj naszego tatusia, żeby już więcej nie był pijany”. Najmłodsza córeczka otarła krew z twarzy tatusia. I stał się cud. Najpierw tatuś podczas spowiedzi odzyskał czystość duszy, a potem czystość twarzy.
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, wzbudzaj w sercach ludzi, zwłaszcza kobiet, litość dla nieszczęsnych alkoholików, by przez ich posługę dokonywał się cud uzdrowienia duszy i ciała.

STACJA VII Drugi upadek Jezusa

Panie Jezu, kolejny raz upadasz pod ciężarem krzyża. Leżysz powalony, a nie ma chętnych, którzy by Ci pomogli powstać. W naszym społeczeństwie mamy coraz więcej ludzi zniewolonych alkoholem, którzy sami nie są już zdolni powstać z nałogu.
Proboszcz mojej rodzinnej parafii wracał samochodem do domu i zatrzymał się, by leżącego, nieprzytomnego parafianina zawieźć do jego domu. Odtąd parafianin przestał się upijać…
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, budź w sercach ludzi zatroskanie i pomoc dla zniewolonych nałogiem pijaństwa.

STACJA VIII Łzy matek

Panie Jezu, płaczą nad Tobą niewiasty, a Ty im odpowiadasz: ” Nie płaczcie nade Mną, ale nad sobą i nad waszymi synami”. Ile matek płacze nad swymi synami z powodu ich pijaństwa! Nie byłoby tych matczynych łez i tego morza wypitego alkoholu, gdyby zawczasu zapobiegano poczynającemu się pijaństwu synów.
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, wyjednaj matkom łaskę dobrego wychowywania swoich dzieci.

STACJA IX Trzeci upadek Jezusa

Panie Jezu, jak bolesny jest ten Twój trzeci upadek, jak trudno Ci powstać, by dalej dźwigać krzyż dla naszego zbawienia! O, jak trudno bywa człowiekowi powstać z nałogu pijaństwa! Tym trudniej, że towarzystwo nie tylko nie pomaga powstać, ale jeszcze do picia zachęca. Straszliwy bywa ten terror otoczenia, któremu słaby człowiek nie potrafi się przeciwstawić. Jak straszna odpowiedzialność przed Bogiem czeka tych, którzy powodują tyle, tyle nieszczęść!
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, ratuj nas, ratuj naród polski!

STACJA X Jezus oddarty z szat i żółcią napojony

Panie Jezu, odarty z szat, wystawiony na zawstydzające pośmiewisko i napojony gorzką żółcią – tak oto cierpisz i za tych, którzy grzeszą pijaństwem. Alkohol pozbawia wstydu i poczucia ludzkiej godności wielu mężczyzn i wiele kobiet, a porzucenie nałogu pijaństwa przywraca im szatę łaski i godność dzieci Bożych.
Gdy Ci, o Jezu, podano odurzający napój, odmówiłeś przyjęcia, bo chciałeś cierpieć w pełni świadomości. Chwała i cześć tym, którzy zdecydowali się powstrzymać od picia alkoholu, wszystkim abstynentom. Oby wytrwali!
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, wzbudź w polskim narodzie licznych apostołów abstynencji!

STACJA XI Jezus przybity do krzyża

Panie Jezu, przybity zostałeś do krzyża – unieruchomiony. Ilu jest wśród nas unieruchomionych, przybitych do krzyża nałogu pijaństwa! Człowieka można unieruchomić przy pomocy gwoździa, ale także przez podanie mu do ręki butelki. Ilu naszych rodaków stało się kalekami z powodu pijaństwa!
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, oddal od nas plagę pijaństwa.

STACJA XII Jezus na krzyżu umiera

Panie Jezu, który na krzyżu konając – zawołałeś: “Pragnę!”, prosimy Cię przez to najświętsze pragnienie zbawienia dusz – spraw, aby ludzie spragnieni alkoholu zostali uwolnieni z tego straszliwego i zgubnego w skutkach nałogu. Udziel im łaski wiary i ufności, że u Ciebie znajdą ratunek i – jak syn marnotrawny – niech wrócą do domu Ojca, od którego odeszli.
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, ratuj swoje dzieci!

STACJA XIII Jezus w ramionach Bolesnej Matki

Panie Jezu, Twoje ciało zdjęto z krzyża i złożono w ramiona Matki, a Ona przed złożeniem go w grobie łzami obmyła Twoje rany. Bolesna Matko, Ty znasz i widzisz poranione dusze i serca swoich dzieci, które przez swoje pijaństwo staczają się za życia do grobu. Obmyj te rany swymi matczynymi łzami i oczyść z brudu grzechu.
Bolesna Matko, Matko Miłosierdzia, nie dopuść, aby na wieki mieli zatracić swe dusze biedni grzesznicy. Weź w opiekę naród polski!

STACJA XIV Początek nowego życia

Panie Jezu, złożono Twe ciało w grobie. Ale to nie koniec, lecz początek – początek nowego życia w radości zmartwychwstania. Alkoholizm wielu, bardzo wielu Polaków wtrącił do grobu. Niechaj ci, którzy jeszcze żyją i trwają w nałogu pijaństwa, powstaną z tej duchowej śmierci do nowego szczęśliwego życia, a wraz z nimi niechaj odzyskają szczęście i radość ci, którzy dotąd z ich powodu cierpieli.
Radosna Matko Jezusa zmartwychwstałego, Matko Miłosierdzia, dopomóż żyjącym w cieniu śmierci pijaństwa powrócić do radosnego życia w trzeźwości.
Niechaj w ich sercu zabrzmi radosne wielkanocne ALLELUJA!

Niedziela Ogólnopolska 11/2002 E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17

**********************

*/ Droga Krzyżowa pędzla Józefa Mehoffera znajduje się w kaplicy Męki Pańskiej
w Bazylice oo. Franciszkanów w Krakowie. Artysta malował ją w latach 1933-1946.
Proszę zwrócić uwagę, że św. Weronika i św. Maria Magdalena są pokazane w strojach huculskich.

http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Mehoffer/Droga_Krzyzowa.htm

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

18 marca

 

Święty Cyryl Jerozolimski Święty Cyryl Jerozolimski, biskup i doktor Kościoła
Święty Edward Święty Edward, męczennik

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
św. Anzelma, biskupa Mantui (+ 1086); św. Frigidiana, biskupa (+ 588); świętych męczenników Narcyza, biskupa, i Feliksa, diakona (+ IV w.); św. Salwatora z Horty (+ 1567)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-18.php3

_________________________________________________________________________________________________

Czytelnia

_________________________________________________________________________________________________

7 powodów, dla których warto chodzić po górach

“W górach jest wszystko co kocham, góry to przystań, niekończąca się nadzieja, że można żyć życiem i wierzyć, nie dotykając” – powiedział o górach ks. Józef Tichner. My dodamy coś jeszcze.

 

Poznaj 7 powodów, dla których warto chodzić po górach – niskich, wysokich, każdych.

 

1. W górach będziesz “bliżej Boga”

 

(fot. shutterstock.com)

 

Góry to idealna przestrzeń do spotkania z Bogiem; w pięknie przyrody, drugim człowieku, ale także w samotności i wewnętrznym spokoju. Bóg, gdy chciał przekazać coś ważnego ludziom, również wybierał góry – choćby Synaj, Tabor czy Kalwarię.

 

2. Przeżyjesz wspaniałą przygodę

 

(fot. shutterstock.com)

 

Jeśli pozwolisz się prowadzić Panu Bogu i dasz Mu wolną rękę w każdym aspekcie twojej wędrówki, zaczną się dziać prawdziwe cuda. Czasem to, co z naszego punktu widzenia jest trudne, Bóg może zamienić w coś, co będziesz wspominać przez lata, nawet jeśli na początku było to nie do przyjęcia.

 

3. Spotkasz inspirujących ludzi

 

(fot. shutterstock.com)

 

Góry są magnesem przyciągającym wyjątkowe osoby. Nie ma znaczenia, czy będą to nasi towarzysze, czy osoby spotkane podczas wędrówki. Warto otworzyć się na każdą relację, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie rozmowa z drugim człowiekiem.

 

4. Pokonasz swoje słabości

 

(fot. shutterstock.com)

 

Chodzenie po górach to świetna okazja do sprawdzenia swoich możliwości, a także przekraczania barier. W górach łatwo można się przekonać, że nasze ograniczenia to często tylko kwestia psychiki, a fizyczny zapas siły jest znacznie większy, niż może się wydawać. Pokonanie wewnętrznych ograniczeń, związanych z niewygodą i zmęczeniem, daje dużo frajdy i pomaga uwierzyć we własne siły.

 

5. Zachwycisz się dziełami Boga

 

(fot. shutterstock.com)

 

Przyroda, zwłaszcza w górach, rodzi zachwyt pięknem stworzenia. Uwielbienie Pana w Jego działach to jedna z najpiękniejszych modlitw. Góry, podobnie jak cały świat, są darem Stwórcy dla nas. Zostały nam powierzone, abyśmy mogli zobaczyć w nich miłość i hojność Boga.

 

6. Przeżyjesz wewnętrzne rekolekcje

 

(fot. shutterstock.com)

 

Wyjście w góry, w połączeniu z odpowiednim nastawieniem, może się okazać świetnymi rekolekcjami. Pismo Święte mieści się dzisiaj w smartfonie i zabranie go w góry nie powinno być dla nikogo żadnym problemem. Górska przyroda, wyciszenie oraz kontakt z Bogiem i z samym sobą stwarzają idealne warunki do przeżycia osobistych rekolekcji.

 

7. Zregenerujesz siły

 

(fot. shutterstock.com)

 

Weekend spędzony na górskim szlaku to świetna okazja do odpoczynku. Zmęczenie fizyczne, choć czasem może dać się we znaki, jest niczym w porównaniu z komfortem psychicznym, jaki daje jedno- lub dwudniowy wypad w góry. Doceni to każdy, bez względu na wiek i wykonywany zawód.

http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,497,7-powodow-dla-ktorych-warto-chodzic-po-gorach.html

___________________________

5 sposobów na przezwyciężenie złych nawyków

Nasze życie to walka. Alkoholizm, lenistwo, brak odpowiedzialności, strach przed podejmowaniem decyzji, pornografia, ciągłe narzekanie. To tylko kilka pól na których odnosimy porażki. A przecież wcale nie musi tak być. Z każdej bitwy można wyjść zwycięsko. Wystarczy pamiętać o paru zasadach:

1. Miej świadomość, skąd biorą się twoje nawyki

 

(fot. shutterstock.com)
Usprawiedliwianie się zawsze wychodzi nam najlepiej. Niestety, w kontekście walki ze słabościami może ono przesądzić o naszej klęsce. Nie możemy zapominać, że konsekwencją złych nawyków jest także odpowiedzialność moralna. Jeśli grzeszymy w wyniku nałogu, ta odpowiedzialność jest oczywiście mniejsza. Należy jednak zawsze odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego pojawia się u mnie takie, a nie inne zachowanie. Brak refleksji i pracy nad sobą może okazać się w takich sytuacjach jeszcze większym problemem niż sam nałóg.
2. Unikaj okazji do grzechu

 

(fot. shutterstock.com)
Każdy lekarz potwierdzi, że “lepiej jest zapobiegać, niż leczyć”. Unikanie sytuacji skłaniających do powtarzania niechcianych zachowań jest najlepszym środkiem w walce z nimi. Każdy, kto w przeszłości nadużywał alkoholu i pokonał swój nałóg, doskonale wie, jak łatwo można wrócić do starych nawyków. Ta zasada odnosi się nie tylko do alkoholizmu. Pornografia, masturbacja czy uzależnienie od internetu to sfery życia, które istnieją dzięki starym przyzwyczajeniom. W ich wypadku nawet jednorazowe “pozwolenie sobie” na czyn z przeszłości może być równoznaczne z trwałym powrotem do starego schematu.
3. Pamiętaj, że spowiedź to nie pralka

 

(fot. shutterstock.com)
W walce ze słabościami bardzo ważne jest to, że nie chcemy wracać do starych nawyków. Nic tak nie przeszkadza w osiągnięciu celu, jak powiedzenie sobie: “Jak się nie uda, pójdę do spowiedzi”. Dlaczego to takie ważne? Bo po rozgrzeszeniu szybko wrócimy do starych przyzwyczajeń, powtarzając utarty schemat. Taka sytuacja może się powtarzać wiele razy, a sakrament spowiedzi stanie się pralką w której będziemy czyścić brudną bieliznę. W kółko i w kółko. Nie o to chodzi.
4. Uwierz, że twoje starania mają sens

 

(fot. shutterstock.com)
Twoja walka to wspaniała droga. Przecież “w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Mt 15, 7). Każde nasze zwycięstwo jest w niebie powodem do święta. Warto o tym pamiętać.
5. Dbaj o siebie

 

(fot. shutterstock.com)
Pamiętaj, że nie jesteś w stanie zmienić otaczającego świata i dostosować go do swoich potrzeb.  Możesz za to zmienić siebie. Rób to, co sprawia ci przyjemność; żyj aktywnie. Przyroda nie znosi próżni i jeśli zaczniesz się “nudzić”, szybko powrócisz do starych nawyków. Uprawiaj sport, zadbaj o jak najwięcej wartościowych przyjaźni, spotykaj się z ludźmi, którzy będą cię inspirować. W pełnym pozytywnej aktywności życiu nie ma miejsca na utrwalanie złych nawyków.

http://www.deon.pl/po-godzinach/ludzie-i-inspiracje/art,364,5-sposobow-na-przezwyciezenie-zlych-nawykow.html

__________________________

Czy doktryna małżeństwa może się zmienić?

Homo Dei

Zakończony niedawno temu nadzwyczajny synod biskupów, na temat “Duszpasterskie wyzwania wobec rodziny w kontekście ewangelizacji”, należy widzieć jako ważny etap w długim procesie obserwacji, refleksji i decyzji na temat tego, jaka powinna być praktyka pastoralna Kościoła katolickiego nie tylko wobec rodzin, które próbują żyć ukazywanym przez Kościół chrześcijańskim ideałem małżeństwa i rodziny, ale także (o ile nie przede wszystkim) wobec tych, którzy odeszli od życia tym ideałem.

 

Trzeba to koniecznie zauważyć, aby uchwycić główny kierunek drogi współczesnego Kościoła kierowanego przez papieża Franciszka: a jest nim próba dotarcia do zmarginalizowanych, do tych “na peryferiach” Kościoła i świata. Jednym z głównych punktów, które się pojawiły nie tylko w odpowiedziach na przedsynodalny kwestionariusz (został on, za pośrednictwem lokalnych konferencji episkopatów, rozesłany do wszystkich członków Kościoła), ale także w dyskusjach przed synodem i na nim samym, było pytanie, czy katolicka doktryna małżeństwa i rodziny może się zmienić. Spora liczba uczestników synodu używała (zarówno na sali synodalnej, jak i poza nią) hasła “ta doktryna nie może się nigdy zmienić” jako oręża, aby gdziekolwiek i kiedykolwiek było to możliwe, osłabić wysiłki odnowienia praktyki pastoralnej Kościoła wobec małżeństwa i rodziny, co było konsekwentnym pragnieniem papieża Franciszka i oficjalnie samego synodu.

 

W tym artykule moim głównym celem jest wgłębienie się w powyższe, ważne życiowo dla Kościoła pytanie. W trakcie poszukiwania na nie odpowiedzi zajmę się także kilkoma kwestiami wiążącymi się z nim istotnie, odpowiadając na kilka “pytań cząstkowych”.
1. Co to jest doktryna?
Słowo “doktryna” pochodzi z łacińskiego doctrina, co znaczy uczenie, instrukcja. Jest ono używane zarówno w czynnym znaczeniu przekazywania komuś wiedzy lub aktu nauczania (1 Tm 4,6.16), jak i w biernym znaczeniu tego, co jest nauczane (Dz 2,42). Jezus nauczał z autorytetem tego, co otrzymał od Ojca, a zbawienie wieczne człowieka zależy od tego, czy przyjmie on to nauczanie (Łk 9,26). Po swym zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezus wezwał apostołów, by przekazywali wiernie przyszłym pokoleniom to, co otrzymali od Niego. A była to naprawdę “dobra nowina”, Ewangelia, z której zrodziła się nowa droga życia chrześcijan. I ta nauka doszła aż do naszych czasów; jednak dzisiaj termin “doktryna” odnosi się w zasadzie do Tradycji i wspólnoty, ma on wymiar aktywny, oznacza bardziej proces przekazu kolektywnej mądrości wspólnoty niż bierną postać zbioru stwierdzeń. Wynika z tego, że doktryna ze swej istoty zawiera elementy zarówno dynamiczne, jak i statyczne.
(…) Na ostatnim synodzie wciąż powracające wołanie wielu jego uczestników o szukanie “nowego” (czyli pozytywnego, życzliwego i przystosowanego do naszych czasów) języka przekazu kościelnej doktryny, było ewidentnie sugestią jej przeformułowania w sposób zrozumiały dla dzisiejszego świata.
2. Ewolucja doktryny małżeństwa i rodziny
Nie odstępując od tego, co katolicka Tradycja ma w sobie najlepszego, powinniśmy być jednak świadomi, że żadna doktryna sama w sobie, tzn. w swym wymiarze spekulatywnym, nie ma znaczenia, jeśli nie jest stosowna ani stosowalna wobec żywej rzeczywistości ludzkich osób. Co więcej, te osoby żyją nie tylko w różnych, ale i w zmieniających się kontekstach społecznych; zresztą zmienność to w ogóle nieodłączna część ludzkiego istnienia. W konsekwencji nasuwa się nieuchronnie cały szereg pytań. Czy wszystkie doktryny są statyczne? A jeśli tak, to jak mogą odpowiadać zmieniającym się realiom czasowo-miejscowym oraz dynamicznej koncepcji ludzkiego bytu, jaką prezentuje nam współczesna antropologia? Czy doktryny powinny mieć jakieś odniesienie do ludzkiej osoby? Czy mogą one istnieć “same z siebie”, odcięte od ludzkiej rzeczywistości, w jakimś Platońskim świecie idei? Bo przecież sam Pan uczył, że to szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu (Mk 2,27)!

 

Otóż doktryna nie jest dla siebie samej, ale przede wszystkim dla żyjącej, dynamicznej osoby, której okoliczności życiowe zmieniają się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Jeśli zaś tak, to często przez niektórych paplany przed ostatnim synodem, w jego trakcie i po nim slogan “doktryna nie może się zmienić” jest niepoważny, a nawet z gruntu błędny po prostu dlatego, że zakłada on, iż wszystkie chrześcijańskie doktryny są niezmienialne albo statyczne. Poważniejszą, ale nieszczęśliwą konsekwencją tego byłoby to, że katolicka Tradycja jest tradycją martwą! I dalej, Duch Święty nie miałby w takiej tradycji, w której “wszystko zostało już objawione”, żadnego miejsca dla siebie, ponieważ nie byłoby w niej niczego nowego do objawienia albo do zrozumienia na nowo. Takie podejście nie jest oficjalnym stanowiskiem Magisterium Kościoła.
Wewnątrz katolickiej Tradycji istnieją doktryny podlegające i nie podlegające zmianom – jest to prawdą również w odniesieniu do małżeństwa i rodziny. Na przykład to, że chrześcijańska rodzina opiera się zawsze na ojcu i matce, a nie na dwóch ojcach lub dwóch matkach, jak w dzisiejszych związkach homoseksualnych, jest doktryną niezmienialną; podobnie jak nauka, że chrześcijańskie małżeństwo jest zawsze heteroseksualne i monogamiczne albo że ważnie zawarte małżeństwo jest nierozerwalne.

 

Istnieją jednak doktryny, które mogą być zmieniane – doktryny, które dotyczą sfery dyscypliny kościelnej. I ten ich typ istotnie podlegał zmianom w trakcie dziejów Kościoła. Na przykład małżeństwo zostało przez Kościół oficjalnie uznane za sakrament dopiero w XII wieku. Do tego czasu Kościół był niechętny przyjęciu małżeństwa jako sakramentu, czyli rzeczywistości kościelnej oznaczającej Bożą łaskę, tak więc było tylko sześć sakramentów uznanych oficjalnie.

 

Inny przykład ewolucji doktryny to wymaganie dla ważności małżeństwa publicznej ceremonii kościelnej, czyli tzw. formy kanonicznej. Zostało ono wprowadzone dopiero pięć wieków temu na Soborze Trydenckim (1545-1563) dekretem Tametsi (1563), aby położyć kres rozpowszechnionym w owym czasie małżeństwom tajnym (prywatnym). Tak więc powinno być jasne, że nawet w tak ważnym obszarze jak małżeństwo i rodzina istnieją doktryny, które nie mogą być zmienione, ale też istnieją takie, które zmienione być mogą, i rzeczywiście ulegały one zmianom w trakcie dziejów Kościoła.
Istotne jest tutaj także podkreślenie, że nawet tak ważna katolicka doktryna jak ta, że małżeństwo jest nierozerwalne, przechodziła pewną ewolucję – w sensie przeformułowania – i to już w ramach samego Nowego Testamentu. Bibliści uważają, że ewangeliczne zdanie o nierozerwalności w swej najstarszej i najbliższej oryginalnemu logionowi formie zachowało się w Łk 16,18-21. Ta podstawowej rangi katolicka doktryna, która opiera się bez wątpienia na nauczaniu samego Pana, przechodziła jednak w Nowym Testamencie, tj. u Mateusza, Marka i Pawła, swoje subtelne przeformułowania i adaptacje do konkretnych uwarunkowań duszpasterskich.

 

I tak na przykład w obliczu palących potrzeb duszpasterskich swojej wspólnoty judeochrześcijańskiej Mateusz, potwierdzając naukę o nierozerwalności, wprowadził jednak w swojej Ewangelii klauzulę wyjątku znaną jako porneia – i to nie raz, lecz aż dwukrotnie (Mt 5,31 i 19,9). Podobnie Marek, który pisał na użytek pochodzącej z pogan wspólnoty chrześcijańskiej w Rzymie, dodał swoje duszpasterskie niuanse do oryginalnego nauczania Pańskiego o nierozerwalności małżeństwa – na przykład próbując stonować prawo kobiety do rozwiedzenia się z mężem, rozpowszechnione w społeczeństwie, do którego pisał, ale niesłychane w społeczeństwie żydowskim, do którego Jezus kierował swoje pierwotne nauczanie o nierozerwalności małżeństwa (Mk 10,11-12). I dalej, Paweł, który pisał do pochodzącej z pogan wspólnoty w Koryncie, potwierdzając naukę o nierozerwalności, także dokonał jej własnego przeformułowania ze względu na potrzeby duszpasterskie tej wspólnoty (1 Kor 7,12-15).

 

(…)
Świadoma tej ewolucji kościelnej doktryny nierozerwalności małżeństwa, Międzynarodowa Komisja Teologiczna w swych Uwagach odnośnie do doktryny chrześcijańskiego małżeństwa z 1977 roku stwierdziła, że nie można wykluczyć, iż Kościół może dalej precyzować idee sakramentalności i dopełnienia małżeństwa przez wyjaśnianie ich coraz lepiej, tak by mógł on przedstawiać swą doktrynę nierozerwalności małżeństwa w coraz głębszy i doskonalszy sposób.

 

Krótko mówiąc, kościelne rozumienie i nauczanie o nierozerwalności nie było w danych, żywych kontekstach zawsze absolutnie statyczne, nie było całkiem niezmienne od czasów Jezusa, lecz przechodziło przez wieki ewolucję jako dzieło Ducha Świętego w ramach Tradycji zgodnie z różnymi uwarunkowaniami pastoralnymi, jak o tym uczył już Sobór Watykański II (por. Dei Verbum 8). Jednak trzeba tu stwierdzić koniecznie i zdecydowanie, że istota Pańskiego nauczania o nierozerwalności nie była nigdy w żadnej z tych modyfikacji czy przeformułowań kwestionowana ani “rozmywana”. Tak czy inaczej, nasza Tradycja jest tradycją żywą, a tylko taka może zawierać elementy zarówno statyczne, jak i dynamiczne.
3. Macierzyńska troska Kościoła o tych, którzy odeszli od życia ideałem
Kościół jest nie tylko nauczycielką, ale i matką dla swych wierzących, jak to wyraził już tytuł encykliki papieża Jana XXIII Mater et Magistra z 1961 roku. Obecny papież także stale podkreśla, że Kościół jest matką – w tym sensie, że każda matka kocha nie tylko te swoje dzieci, które prowadzą się moralnie bez zarzutu, ale także te, które w swym życiu są na bakier z moralnością, które odeszły od życia ideałem moralnym. Matka kocha wszystkie swoje dzieci, ale zwłaszcza te, które zbaczają z właściwej drogi, którym grozi zguba! Ponieważ zaś na całym świecie jest tak wielu ludzi, którzy w ten czy inny sposób odeszli od chrześcijańskiego ideału małżeństwa i rodziny, zwłaszcza w ciągu kilku ostatnich dekad, pragnienie Kościoła jako matki, by wyciągnąć do tych swoich dzieci pomocną dłoń, jest z pewnością słuszne.

 

(…) Ponieważ Jezus przyszedł, aby wzywać głównie nie sprawiedliwych, lecz grzeszników (czyli tych, którzy odeszli od życia ideałem), to czyż nie jest słusznym założenie, że Kościół, jako Jego sakrament (tj. widzialny znak Jezusa Chrystusa w dzisiejszym świecie), powinien wyciągnąć rękę do tych licznych ludzi, którzy porzucili chrześcijański ideał życia małżeńskiego i rodzinnego? To właśnie w takim życzliwym geście Kościół przejawia się jako matka.

 

Jest jasne, że Kościół, reprezentacja stałej i aktywnej obecności Chrystusa w świecie, nie może uznać za swe dzieci tylko tych, którzy stosują się do jego ideału życia małżeńskiego i rodzinnego. Powinien on, naśladując swego Pana i Mistrza, zwrócić się także do tych, którzy od tego ideału odeszli. Wiele przemówień obecnego papieża idzie tym właśnie nurtem myślenia, a ostatni, nadzwyczajny synod został wezwany wyłącznie do obserwacji i refleksji, w jaki sposób Kościół mógłby i powinien ukazać swoje matczyne oblicze wobec tych swoich zagubionych dzieci, które żyją na peryferiach kościelnego życia.

 

4. Zastosowanie doktryny Kościoła do konkretnej, żywej rzeczywistości

 

(…) Ogólne doktryny, gdy są stosowane do jednostkowych sytuacji, muszą uwzględniać konkretne okoliczności. A zatem doktryny to jedno, zaś ich zastosowanie do praktycznych sytuacji to drugie. Jako ilustrację historyczną możemy tu przytoczyć Sobór Trydencki, na którym sformułowano oficjalnie i jednoznacznie doktrynę nierozerwalności ważnego sakramentalnie i dopełnionego małżeństwa. Mimo to ten sobór nie zamierzał podsumowywać czy systematyzować całej kościelnej Tradycji ani też dostarczać jakiejś wszechobejmującej doktryny nierozerwalności małżeństwa. Kard. Kasper utrzymuje, że trydenckie sformułowanie doktryny nierozerwalności, choć kategoryczne, nie zwalnia Kościoła z obowiązku stałej analizy wciąż zmieniających się sytuacji historycznych, by ustanowić wobec małżeństwa porządek prawny zgodny z Ewangelią.

 

Zatem apel papieża Franciszka o obserwację i refleksję, co moglibyśmy zrobić w praktyce pastoralnej, apel stanowiący długi, bezprecedensowy proces kościelny, nie ma na celu tylko zmiany doktryny jako takiej (zwłaszcza nie jej niezmienialnych elementów), lecz znalezienie w ramach odziedziczonej Tradycji chrześcijańskiej takich nowych dróg, które mog­łyby uczynić Kościół “matką” dla tych, którzy odeszli od jego ideału życia małżeńskiego i rodzinnego.

 

Oczywiście w długim procesie synodalnym może nastąpić konieczność (jak to się zdarzało już wielokrotnie w dziejach Kościoła) zmiany tych elementów doktrynalnych, które mogą być zmienione (określamy je jako należące do sfery dyscypliny kościelnej), albo/i przeformułowania niezmienialnych elementów doktrynalnych w taki sposób, by współcześni ludzie byli w stanie je rozumieć i wcielać w praktykę. Jednak jeszcze raz trzeba stanowczo podkreślić, że ani papież, ani jakikolwiek inny uczestnik synodu nigdy nie postulował zmiany doktryny niezmienialnej – takiej np. jak doktryna nierozerwalności małżeństwa.

 

(…)

 

Być może nie od rzeczy będzie tu zacytowanie słów papieża Franciszka do Kongregacji Doktryny Wiary, wygłoszonych w styczniu 2014 roku: Już począwszy od wczesnych epok dziejów Kościoła istniała pokusa rozumienia doktryny w ideologicznym sensie czy też redukowania jej do zbioru abstrakcyjnych i skrystalizowanych teorii (por. “Evangelii gaudium” 39-42). W rzeczywistości jedynym celem doktryny jest służba życiu ludu Bożego: usiłuje ona oprzeć naszą wiarę na pewnym fundamencie. Tak, wielka jest pokusa przywłaszczenia sobie daru zbawienia, który przychodzi od Boga, dostosowania go – może nawet w dobrej intencji – do mentalności i ducha świata. I ta pokusa powtarza się stale.
Sam temat synodu, mianowicie “Duszpasterskie wyzwania wobec rodziny w kontekście ewangelizacji”, wskazuje jasno, że nie był on nigdy zamierzony w celu zmiany niezmienialnej doktryny małżeństwa, lecz dla zobaczenia, jak kościelna doktryna może być zastosowana do współczesnej, żywej rzeczywistości pastoralnej, zwłaszcza w dzisiejszych, nowych, trudnych i skomplikowanych sytuacjach. Już Paweł VI zauważył trudność zastosowania uniwersalnej doktryny kościelnego nauczania społecznego do różnych, konkretnych sytuacji ziemskiego życia.

 

(…)
W swojej adhortacji Evangelii gaudium (z 2013 roku) papież Franciszek powtórzył i podtrzymał tę myśl, dając do zrozumienia, że analiza danej sytuacji pastoralnej i zastosowanie do niej doktryny Kościoła mogą się zmieniać w zależności od okoliczności. Można stąd wywnioskować, że wyrażenie i sformułowanie doktryny mogą się zmieniać w zależności od konkretnego kontekstu pastoralnego, nawet gdy sama doktryna nie może się zmienić w swojej niezmienialnej istocie, która należy do depozytu wiary.

 

W rzeczy samej, podczas ostatniego synodu w odniesieniu do szczególnej kwestii przyjmowania komunii świętej przez rozwiedzionych i powtórnie zaślubionych dość wielu uczestników wyrażało pragnienie, by doktryna Kościoła została zastosowana raczej w tym, co nazywali “podejściem okazjonalnym”, niż w uniwersalnie ważnych normach. Aby to się stało, trzeba zacząć od żywej rzeczywistości osoby i dopiero stamtąd przejść do “nauczania”, jak to stwierdził biskup Antwerpii Johann Bony w swoim bardzo szczerym i przekonującym artykule jeszcze przed synodem. Bo jest to przecież metoda stosowana przez samego Jezusa – por. np. J 8,2-11; Mk 2,23-27; Łk 14,1-6; 13,10-17.

 

Jej odwrotnością było zaczynanie od doktryny (“nauczania”) i dopiero stamtąd przechodzenie do żywej rzeczywistości – była to metoda stosowana przez faryzeuszy, metoda starająca się utrzymać doktrynę nienaruszoną (czasem za wszelką cenę), jako ważniejszą od osoby, która jest wezwana do życia nią. Z tej perspektywy punkt wyjścia jest kluczowo ważny: czy mamy zaczynać od doktryny, czy od ludzi, którzy są wezwani do życia nią?
Konkluzja
Bezrefleksyjne używanie zdania “doktryna nie może się zmienić” jako sloganu (co słyszeliśmy zarówno na sali obrad synodalnych, jak i poza nią; i zarówno podczas synodu, jak i potem) nie jest zdrową katolicką odpowiedzią na wezwanie obecnego papieża do odnowy praktyki pastoralnej.

 

Z jednej strony, potrzeba refleksji i ostrożnego wyróżnienia w bogactwie nauczania Kościoła na temat małżeństwa i rodziny, odziedziczonym po przeszłych stuleciach, doktryn, które mogą zostać zmienione; mogą one i powinny być przemyślane na nowo i zmodyfikowane, kiedy i gdzie będzie to konieczne, w odpowiedzi na potrzeby wierzących.

 

Z drugiej strony, doktryny niezmienialne, które z samej swej definicji zmienione być nie mogą, powinny być zawsze zachowane i przekazane przyszłym pokoleniom wierzących, tak jak my sami otrzymaliśmy je od przeszłych pokoleń; ale, jak widzieliśmy powyżej, mogą one z pewnością być przeformułowane (bez utraty substancjalnej treści), tak by odpowiadały mentalności współczes­nych wierzących i mogły być wprowadzone w praktykę ich życia. Takie zmiany i przeformułowania doktryny, jak widzieliśmy, były częścią i dobrem naszej katolickiej Tradycji.

 

Dziś potrzebujemy najpierw ostrożnego i modlitewnego rozpoznania “znaków czasu” odsłanianych przez Ducha Świętego w naszym współczesnym świecie, a potem odpowiedzi na nie w poważny i odpowiedzialny sposób poprzez odnowę odziedziczonej doktryny naszej katolickiej wiary w odniesieniu do małżeństwa i rodziny. To jest nasze zadanie podczas nadchodzącego roku refleksji między obiema sesjami synodu, jak sobie tego życzył papież Franciszek.

 

Oczywiście w poszukiwaniu rozwiązań duszpasterskich musimy raczej zostawić Duchowi Świętemu otwartą przestrzeń działania – temu Duchowi, który czyni wszystko nowym – niż wciskać Go na siłę w nasze własne, sztywne, z góry założone i niezmienne, legalistyczne ramy doktrynalne. W tym względzie kluczowe będzie rozróżnienie doktryn zmienialnych i niezmienialnych.

 

*  *  *
tłumaczenie: Janusz Serafin CSsR
O. prof. Vimal Tirimanna – redemptorysta cejloński, święcenia kapłańskie otrzymał w 1987 roku. Po ukończeniu studiów w zakresie teologii moralnej na Akademii Alfonsjańskiej w Rzymie (uwieńczonych doktoratem ze specjalizacją w zakresie etyki mediów) od 1995 roku był wykładowcą w National Seminary w Kandy (Sri Lanka) oraz w innych instytutach teologicznych na Sri Lance. Publikował w takich czasopismach międzynarodowych, jak m.in. “New Blackfriars”, “Concilium”, “Vidyajyoti”, “Asia Journal of Theology”, “Review for Religious Life” i “Asia Focus”. Był przełożonym prowincji redemptorystów na Sri Lance (1996-2005) oraz przewodniczącym Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonnych w tym kraju. Od 2005 roku jest wykładowcą na Akademii Alfonsjańskiej w Rzymie.

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1179,czy-doktryna-malzenstwa-moze-sie-zmienic.html

______________________________

Kard. Kasper o zmianach, jakie przyniesie adhortacja

Kardynał Walter Kasper wypowiedział się na temat posynodalnej adhortacji papieża Franciszka. Hierarcha twierdzi, że będzie to pierwszy krok, aby przewrócić pewną kartę w historii Kościoła po 1700 latach.

 

«Za kilka dni (19 marca) zostanie podpisany przez papieża obszerny dokument, w którym Franciszek podsumuje rozważania ostatniego synodu na temat rodziny. W dokumencie tym zostaną poruszone także tematy wiernych żyjących w związkach niesakramentalnych oraz wierzących rozwiedzionych i ich zaangażowania w życiu wspólnoty Kościoła. Będzie to pierwszy krok, aby przewrócić pewną kartę w historii Kościoła po 1700 latach”.

 

Słowa te kard. Walter Kasper wypowiedział w ubiegły poniedziałek w czasie spotkania z “Real Collegio” we włoskim mieście Lucca.

 

«Nie możemy – kontynuował kardynał – powtarzać formuł z przeszłości i barykadować się za murem ekskluzywności i klerykalizmu. Kościół musi żyć we współczesności i umieć interpretować współczesność. W tym znaczeniu koniecznym jest dowartościowanie roli kobiety i z tym związana konieczność powierzenia jej kluczowych zadań w administracji Kurii i diecezji».

 

Purpurat wyraził także uznanie dla archidiecezji Lucca w działaniach na rzecz przyjmowania uchodźców:

 

«Archidiecezja Lucca – powiedział – jest przykładem otwierania się na przybysza w czasie, gdy wiele krajów w Europie zamyka przed nimi drzwi i buduje mury. Europa jest dzisiaj kontynentem pozbawionym wartości jaką jest odpowiedzialność. Jako Europejczyk i Niemiec odczuwam uczucie zawodu względem tego co czyni Unia. W Europie brakuje dzisiaj autorytetu moralnego; tylko miłosierdzie i solidarność są właściwymi odpowiedziami na wyzwania obecnego czasu».

 

To co uderza w wypowiedzi kard. Kaspera to fakt, że mówiąc o nowości dokumentu podaje liczbę 1700 lat. Nie 100, 200, 300 lat, lecz aż 17 wieków. Przenosi więc nas do wieku IV. Co wtedy się wydarzyło, jeżeli chodzi o praktykę małżeństwa? Możemy przywołać kanon VIII Pierwszego Soboru Powszechnego w Nicei z 325 roku mówiący o tzw. «katharoi»: “W sprawie tych, którzy nazywają samych siebie «czystymi», święty i wielki sobór postanowił, że jeśli chcą powrócić do powszechnego i apostolskiego Kościoła, […] konieczne jest przede wszystkim, aby oni przyobiecali na piśmie, że zgadzają się i będą posłuszni nauczaniu Kościoła powszechnego. Następnie, że pozostaną we wspólnocie z tymi, którzy dwa razy zawarli małżeństwo oraz z tymi, którzy upadli w czasie prześladowań, a którym został wyznaczony czas na odbycie pokuty i stosowna pora, aby uznali swe posłuszeństwo we wszystkim nauczaniu powszechnego i apostolskiego Kościoła.”

 

Jak natomiast poinformował argentyński dziennik LA RAZÓN, na podstawie sobie wiadomych źródeł, papieska adhortacja będzie liczyła 323 punkty i będzie jednym z najważniejszych dokumentów obecnego pontyfikatu (dla porównania adhortacja “Familiaris Consortio” Jana Pawła II liczyła 86 punktów). Wielu komentatorów wskazuje także na fakt, że największą nowością tego dokumentu będzie jego język. Rozczaruje on i zdezorientuje z pewnością tych, którzy przyzwyczaili się do języka Katechizmu Rzymskiego Piusa V, gdzie wszystko było podane w pytaniach i odpowiedziach. Boga jednak nie można zamknąć w sztywnych i gotowych twierdzeniach. On po prostu wymyka się z naszych schematów myślowych. W swym języku dokument powraca do języka teologii Ojców Kościoła, czerpie z teologii chrześcijańskiego Wschodu, jak również z teologii narracyjnej tak popularnej w Ameryce Łacińskiej. Otwiera się nowe, a może w końcu wraca się do teologii biblijnej i patrystycznej. Czy należy się spodziewać – jak na swoim facebookowym koncie napisał prof. Andrea Grillo z Papieskiego Ateneum św. Anzelma w Rzymie – dokumentu, który mógłby nosić tytuł “Rerum familiarium novarum”?.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25421,kard-kasper-o-zmianach-jakie-przyniesie-adhortacja.html

____________________________

Papież: to jest znak wyróżniający chrześcijan

L'Osservatore Romano

Zaopiekowanie się innymi, “niezależnie od ich pochodzenia i okoliczności”, to nie tylko “znak wyróżniający chrześcijan”, ale “uniwersalne wezwanie zakorzenione w naszym wspólnym człowieczeństwie”.

 

Przypomniał o tym Franciszek przedstawicielom Harvard World Model United Nations, których przyjął na audiencji w czwartek 17 marca rano w Auli Pawła VI.

 

Podkreślając znaczenie inicjatywy – która zgromadziła w Rzymie ponad 2 tys. studentów, pochodzących ze 110 krajów świata, aby omówić scenariusze geopolityczne, kryzysy ekonomiczne, zmiany klimatyczne, problemy dotyczące środowiska i różnego rodzaju wyzwania – Papież zachęcił młodzież, aby słuchała głosu “najsłabszych i zepchniętych na margines”, którym powinny służyć Narody Zjednoczone i poszczególne kraje do nich należące.
Franciszek nawiązał w szczególności do dramatycznej sytuacji “tych, którzy są dotknięci przez najpoważniejsze problemy dzisiejszego świata, przez przemoc i nietolerancję” i “stali się uchodźcami, tragicznie zmuszonymi do opuszczenia swoich domów”. Na nich – zapewnił – jest skierowana uwaga Kościoła, zaangażowanego w “zaspokajanie potrzeb ubogich i uchodźców, we wspieranie rodzin i wspólnot i ochronę niezbywalnej godności i praw każdego członka rodziny ludzkiej”.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4087,papiez-to-jest-znak-wyrozniajacy-chrzescijan.html

____________________________

Kościół, który ożywił wspólnotę

Słuchałem niedawno opowieści człowieka, który wspominał przeszłość – gdy stoczył się na samo dno z powodu swego alkoholizmu. Przez parę miesięcy mieszkał na ulicy jednego z wielkich europejskich miast. Przepił wszystko.

 

Terapeuta, do którego w końcu się zgłosił, rzucił w jego stronę: “Albo poddasz się terapii, albo zdechniesz pod mostem”. Te słowa otrzeźwiły go na tyle, że zdecydował się na leczenie. Dziś, wspominając tamte zdarzenia, mówi: “Wiem, że przez to, co mnie spotkało, będę mógł pewnego dnia powiedzieć człowiekowi, który wylądował na bruku i użala się nad sobą: «Jest wyjście z tej sytuacji. Doświadczyłem tego samego co ty i zapewniam cię, że możesz zacząć wszystko na nowo»”.
“Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, tą pociechą, której doznajemy od Boga” (2 Kor 1,3-4).

 

W świetle tego, co pisze święty Paweł, każdy z nas był w sytuacji, w której doznał Bożego pocieszenia. To konkretne pocieszenie jest darem, który nie tylko ratuje moje życie, ale staje się czymś, co mogę i powinienem przekazać dalej.
Byłeś załamany, że urodziło ci się dziecko z zespołem Downa, ale znalazłeś po jakimś czasie siłę i wsparcie; zmarł ci ktoś bardzo drogi i dopadła cię rozpacz, z której cudem wybawił cię On; przestałeś wierzyć w możliwość zmiany swojego życia po nieustannym paśmie porażek, ale interwencja Boga wskazała ci ścieżkę nadziei – tym właśnie otrzymanym pocieszeniem możesz teraz w absolutnie uprzywilejowany sposób służyć innym.
Chodzi o coś więcej niż tylko o porównywalne z innymi przeżycia. Otrzymany dar pocieszenia jest czymś realnym. Możesz pocieszać tym samym pocieszeniem, jakie dał ci Bóg. W tym pocieszeniu jest wymierna, podnosząca siła duchowa: nadzieja, słodycz, pokora, ufność, radość, zachęta. To wszystko możesz teraz dać innym. Masz to w sobie!
Dobrze jest poprzez wdzięczność pielęgnować otrzymane pocieszenie. Wracać w modlitwie do tych przeżyć i przemian. Przede wszystkim jednak – by nie stracić tego, co dostałem – konieczne jest, by oddać się do dyspozycji Boga, zachowując otwarte oczy na ludzi, których On mi wskaże.
Ta droga jest najpewniejsza: dziel się otrzymanym pocieszeniem w tym obszarze, w którym zostało ci dane. Nie jest to droga jedyna. Czasami na zdolność do podjęcia posługi pocieszenia składa się cały szereg zdarzeń, ludzi, przemyśleń, intuicji. Wtedy potrzeba już tylko jednego – posłuszeństwa nieoczywistemu wezwaniu. Poznałem niedawno mężczyznę, który paręnaście lat temu, jako prezes dużej firmy, otrzymał od Boga polecenie, by oddał się pracy wśród więźniów. Bez wykształcenia w tym kierunku i bez własnych doświadczeń – krok po kroku – uczył się, jak nieść im nadzieję. Dziś fundacja, którą prowadzi, jest arką ocalenia dla wielu zranionych osób.
Pocieszenie, o którym pisze św. Paweł (paraklesis), oznacza przede wszystkim umocnienie, siłę, wsparcie, zastrzyk energii. Jak to się dokonuje? Ciekawą intuicję podsuwa samo słowo “Paraklet” – pocieszający. Oznacza ono w kręgu języka greckiego obrońcę sądowego. Nieść zatem pocieszenie oznacza wziąć kogoś w obronę – najczęściej przed nim samym. Pomóc stawić czoła napływającym z mrocznych głębin oskarżeniom podważającym sens własnego życia, jego wartość i znaczenie dla innych. Obronić przed rozpaczą, przed czarnymi myślami, poczuciem beznadziei – to wszystko kryje się w ewangelicznie rozumianej idei pocieszenia. Wymaga to przede wszystkim duchowej siły i zaufania Bogu, który czyni rzeczy po ludzku niemożliwe.
Chcąc nieść pociechę, pozostaję w Jego cieniu. Wciąż szukam światła Jego mądrości. Nie chcę opierać się tylko na swojej intuicji, ponieważ ludzkie cierpienie przerasta najbardziej przenikliwą zdolność empatii. Ten, który jest źródłem wszelkiej pociechy, wskaże sposób, w jaki mogę być przydatny drugiemu. Pytając Go o to, powinienem szeroko otworzyć oczy i uszy, chłonąć każdą podpowiedź, jaka się pojawi. “Szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7,7). Przede wszystkim powinienem nadstawić ucha na potrzeby, o których powie mi osoba cierpiąca, wołająca o pomoc.
Często moja rola będzie polegać na skontaktowaniu danej osoby z kimś, kto ma większe ode mnie kompetencje w danej kwestii. Już sam fakt pojawienia się nowych więzi w życiu osoby udręczonej tworzy “sieć bezpieczeństwa”. Dla kogoś, kto obawia się, że za chwile spadnie w otchłań beznadziei, taka sieć jest nieoceniona.
“Gdy zaś wszyscy jego synowie i córki usiłowali go pocieszać, nie słuchał pociech, mówiąc: «Już w smutku zejdę za synem moim do Szeolu». I ojciec jego nadal go opłakiwał” (Rdz 37,35).
Bywa, że ktoś odmawia przyjęcia pocieszenia. Jest tak wciągnięty w rozpacz, że zgoda na wyjście z tej mrocznej krainy wydaje mu się niemal zbezczeszczeniem doznawanej udręki: jak być szczęśliwym, gdy zdarzyła się w życiu taka tragedia? Czy można pomóc takiej osobie? Czasami w takiej sytuacji nieodzowny jest duchowy wstrząs, który spowodować może jedynie sam Bóg. Tylko On potrafi oddzielić czysty smutek straty od egoizmu użalania się nad sobą.
Stać się częścią Bożego pocieszania strapionych to służba, która wydobywa z nas najszlachetniejsze głębie człowieczeństwa. Aby te perły mogły ujrzeć światło dzienne, najpierw rodzą się w głębiach naszego własnego przyjętego cierpienia.
Wojciech Jędrzejewski OP – dominikanin pracujący w Ośrodku Kaznodziejskim. Autor wielu książek i artykułów dotyczących młodzieży, katechezy oraz styku duchowości i psychologii. Współtwórca witryny internetowej www.mateusz.pl.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/krok-milosierdzia/art,17,siec-bezpieczenstwa.html

______________________________

Rekolekcje Ostatniej Szansy z bp. Rysiem

Zbliża się koniec Wielkiego Postu. Byłeś na rekolekcjach? Jeśli nie, to mamy dla ciebie ostatnią szansę. Posłuchaj rekolekcji bp. Grzegorza Rysia i dobrze przygotuj się do przeżycia Triduum Paschalnego.

 

Rekolekcje akademickie “Więcej niż Jonasz” zostały wygłoszone przez bpa Rysia w dniach 21-23 lutego w kościele św. Marka w Krakowie. Pierwotnie ukazały się na stronie www.biskup-rys.pl.

Rekolekcje Ostatniej Szansy z bp. Grzegorzem Rysiem – dzień 1

Rekolekcje Ostatniej Szansy z bp. Rysiem

dzień 2

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2412,rekolekcje-ostatniej-szansy-z-bp-rysiem-2.html

________________________________

 

TAK kochać? Bezwarunkowa miłość to mit? [VIDEO]

“Ponieważ taka jest prawdziwa miłość… Miłość to nie tylko słowa, to przede wszystkim czyny”.

 

Miłość wymaga poświęcenia siebie, zredukowania ego do minimum; często odstawienia własnych ambicji na bok. Dzisiaj świat dąży w przeciwnym kierunku… Silne ego jest wręcz cenione.

 

A Ty, czy wierzysz w bezwarunkową miłość?
“Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

 

Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;

nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.

 

Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.

 

Miłość nigdy nie ustaje…”

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,501,tak-kochac-bezwarunkowa-milosc-to-mit-video.html

________________________

Chcesz mieć udany związek?

W dziewięciu przypadkach na dziesięć jedno z małżonków poddających się terapii chce, żeby drugie się zmieniło. “W co mam się zmienić? W anioła?” – protestuje wtedy partner. “Ze mną jest wszystko w porządku, z naszym małżeństwem też. Może to ty powinnaś się zmienić”.

 

Przemiana zachowania w związku wymaga wkładu czasu, zapału i pracy. Może to być dokuczliwe, a nawet bolesne. Proces przeobrażenia jest zawsze obciążony ryzykiem. Ilekroć usiłujesz zmienić coś w swoim życiu, czujesz się niepewnie, możesz nawet stać się drażliwy. Nie ma jednak rozwoju i dojrzewania bez zmian. Opierać się zmianom to wstrzymywać rozwój.

 

Posłużmy się przykładem raka, który, żeby mógł rosnąć, musi wielokrotnie zrzucać swój pancerz. Za każdym razem, gdy tak się dzieje, stworzenie jest całkowicie bezbronne, dopóki nie wykształci się nowy pancerz. Takich symbolicznych przykładów natura dostarcza bez liku. Podobnie jest z nami: w każdej fazie rozwoju, od dzieciństwa do wieku dojrzałego, życie wymaga przemian. Pozostaje wierzyć, że zmiana prowadzi do ulepszenia związku, czego pragną oboje partnerzy. Taka nagroda musi być realna; w przeciwnym razie trudno byłoby wytrwać w zmianie zachowania.

 

Jeśli nie uwierzysz, że twój związek ma w sobie potencjał rozwoju, w takim razie wszystko, na nic się nie zda – twój umysł odrzuci założenie, że gdy tylko wkroczysz do akcji, twoje życie może zmienić się na lepsze. Jestem przekonany, że gdy zdołasz rozniecić w sobie nową nadzieję na utrzymanie waszego związku, praca nad nim stanie się radośniejsza i zacznie przynosić większą satysfakcję.

 

W dziewięciu przypadkach na dziesięć jedno z małżonków poddających się terapii chce, żeby drugie się zmieniło. “W co mam się zmienić? W anioła?” – protestuje wtedy partner. “Ze mną jest wszystko w porządku, z naszym małżeństwem też. Może to ty powinnaś się zmienić”.

 

Większość terapeutów powie ci, że nie można zmieniać świata – chyba tylko o tyle, o ile zmienia się siebie. Innych ludzi nie zmienisz. Są tacy, jacy są. Siebie zaś można zmienić w takim stopniu, w jakim odrzuci się, czy choćby uświadomi nierealne oczekiwanie tego, jak powinno być. “Jak powinno być” jest to mechanizm, który skutecznie odrywa od rzeczywistości. Możesz zmienić życie, ale tylko swoje – i tylko ty to możesz zrobić, nikt inny. A kiedy tego dokonasz, możesz wywrzeć pozytywny wpływ na tego kogoś, kto twoje nowe zachowanie zaaprobuje, a może nawet zechce je naśladować.

 

Jednym z najszybszych, najbardziej aktywnych sposobów na naprawę partnerskiego związku jest zmiana – nie drugiej osoby, lecz własnego zachowania wobec niej. Może ona nastąpić tylko po spełnieniu określonych warunków. Podstawą stworzenia sprzyjających warunków znaczącej zmiany są świadomość i czujność.

 

Świadomość: Najcenniejszy z podarunków, jakie możesz sobie w życiu ofiarować, nie leży w pudełeczku obwiązanym kokardkami, nie kupuje się go za ciężkie pieniądze, nie można też raczej olśnić nim sąsiadów. Jest to dobro łatwo dostępne i bardzo zwyczajne – nazywa się samoświadomością. Nie można uzyskać go bez nakładu czasu i wysiłku, ale te wydatki niespodziewanie szybko się zwracają.

Idea świadomości łączy się z pewnym znakiem nadziei, pojawiającym się w naszej kulturze. Coraz więcej par, grup ludzi i pojedynczych osób podejmuje konkretne wysiłki dla osiągnięcia harmonii życia. Codziennie przekonujemy się na wielu płaszczyznach – w stosunku partnerskim, w pracy z innymi ludźmi – że możemy zdziałać coś dla jakości życia w otaczającej nas społeczności. Dając z własnej woli siebie, swój czas, energię i talent, odkrywamy, iż stajemy się dzięki temu bogatsi i szczęśliwsi, a życie przynosi nam większą satysfakcję.

 

Czujność: Warto zapamiętać to słowo. Czuwanie nad swoimi myślami, uczuciami i działaniami wykształca zdrowy stosunek do własnego życia. Nie ograniczają nas wtedy żale, oskarżenia i wymówki związane z przeszłymi wydarzeniami; służą jedynie jako nauka na przyszłość.

 

Zasada “tu i teraz” może przynieść ulgę. Życie  j e s t.  A wszystko, co jest, jest teraz. Życia nie można odłożyć na później ani zrzucić na kogoś innego. Odwracanie się od aktualnej rzeczywistości, od tego, co obecnie dzieje się między tobą a twoim partnerem, jest posunięciem wątpliwym w skutkach – ucieczką w marzenia i fantazję. Jednak naprawdę masz wybór. Możesz żyć w bezpośrednim, naturalnym kontakcie ze zmieniającym się wciąż “teraz” i z dumą, odpowiedzialnie odnosić się do kolejnych sytuacji, ciesząc się tym, co osiągalne. Możesz też żyć tchórzliwie, odwracając się od rzeczywistości, ulegając inercji i kierując się pobożnymi życzeniami; żyje się wtedy w chwilowym spokoju, zegar jednakże bije i przybliża moment spłaty kredytu. Te dwie drogi rozchodzą się w przeciwne strony – dobrą i złą; strategii pośredniej nie ma.

 

Jeśli na początek gotów jesteś położyć nacisk na świadomość i czujność w swoim życiu z partnerem, zastanawiać się nad treścią swoich myśli, pracować nad nimi, starać się o dobre wykorzystanie zalet, w takim razie jesteś na dobrej drodze i możesz przystąpić do działania. Jedna tylko przestroga: w obecności partnera panuj nad swoim niestrudzonym sercem i rozbujaniem umysłu, przerzucającego się z przedmiotu na przedmiot. Przyjrzyj się uważnie swym oczekiwaniom, unikaj czczej krytyki, piekących porównań, konkurencji. Zawieś osąd i ocenę. Zwróć uwagę, że możesz być fizycznie blisko partnera, wymykając mu się jednocześnie na wyższym poziomie. Dawaj mu swoje serce w całości, bądź gotów do uważnego słuchania i zastanawiania się nad jego problemami.

 

Do tego, żeby zainicjować proces przemiany, musisz mieć oczywiście motywację, a więc przede wszystkim być głęboko przekonany, że przemiana jest możliwa. Nawet obrawszy już nową drogę, potrzebujesz wzmocnień dostatecznie silnych, by trwać przy poprawionym wzorze zachowań, aż wejdzie w nawyk. Zaplanowanie z wyobraźnią tych pierwszych kroków ma duże znaczenie, lecz jeszcze ważniejsza jest delikatność w uruchamianiu nowych form zachowania.

 

Po 44 latach obserwacji stwierdziłem, że małżeństw, które osiągają naprawdę wysoki poziom wzajemnego zadowolenia, jest bardzo mało – może 5-10%. Brzmi to zapewne dość pesymistycznie, niemal przygnębiająco; 90% związków małżeńskich musi zatem szwankować. Dlaczego małżeństwa tak powszechnie dziś zawodzą – można by o tym pisać tomy. Z pewnością ma to związek z coraz wyższymi aspiracjami współczesnych ludzi, oczekujących też coraz więcej od swych współmałżonków. Jasne jest dla mnie jedno: że przeciętny związek miałby dużo większe szanse sukcesu, gdyby ludzie, którzy go współtworzą, umieli wykorzystywać swój potencjał. Często przytacza się zdanie, przypisywane Albertowi Einsteinowi, że większość ludzi wykorzystuje najwyżej 10% swych intelektualnych możliwości. Podobnie może być z uruchamianiem, a nawet wyrażaniem zdolności kochania i partnerstwa. Sięgamy po uczucia drugiego, jakbyśmy mieli je zagwarantowane, a nasza wielkoduszność, wciąż uśpiona, przepada.

 

Zgodzisz się pewnie ze mną, czytelniku, że związek nie może trwać w stanie bezwładu. Jako żywy twór, równie niepowtarzalny jak osoby, które go tworzą, może rozwijać się i wzmacniać, spełniając coraz to nowe potrzeby partnerów. W każdym z was obojga tkwi, choćby utajona, zdolność dawania i przyjmowania miłości, której potrzebujecie jak powietrza. Ta zdolność jest często tłumiona czy ograniczana przez względy kulturowe, w sprzyjających warunkach może jednak zbudzić się do życia. Skupmy się teraz na tych warunkach – w jaki sposób mają zostać spełnione?

 

Kiedy pierwszy krok – decyzja, żeby zachowywać się inaczej – stanie się faktem, pora na następny, określenie sfer, w których partnerzy muszą dochodzić do porozumienia i które w pierwszym rzędzie powinna objąć poprawa.

 

David i Vera Mace w książce We Can Have Better Marriages określają najważniejsze pola współdziałania małżonków:

 

  • Wspólny wybór wartości i celów.
  • Decyzja o rozwoju związku.
  • Komunikowanie się.
  • Skuteczne rozwiązywanie konfliktów.
  • Wyrażanie szacunku i czułości.
  • Wzajemna zgoda na podejmowanie ról związanych z płcią.
  • Uzupełnianie się i współdziałanie.
  • Spełnienie seksualne.
  • Wspólne prowadzenie gospodarstwa.
  • Rozwiązywanie kwestii związanych z rodzicielstwem.

 

Do powyższej listy możesz śmiało dopisać od siebie inne jeszcze wymiary wspólnego życia, którym partnerzy stawiają czoła, zbliżając się przez to do siebie. Wyobraź sobie, jak wyglądałaby wasza interakcja, gdybyście rozwinęli ją w pełni, szczerze i ściśle dopasowując się do niej, ucząc się siebie tak dogłębnie, jak to możliwe, wyzyskując wszystko, co może być pomocne, i uruchamiając cały swój potencjał. Zastanów się z kolei spokojnie nad swoim obecnym związkiem i pomyśl, jak daleko jesteś na drodze pełnego jego rozwoju. Oceń to uczciwie, uważając jednak, żeby nie obwiniać siebie dla zasady.

 

Dojrzałość osiąga się wolno. Przekraczać siebie można tylko czasem, jest to więc rozwój skokowy. Jesteś architektem własnego życia, projektujesz je wciąż na nowo, wprowadzając różne poprawki. Zastanawiając się nad nimi, powiedz sobie: “Chcę i mogę mieć bardziej udany związek”. Porozmawiaj o tym z kimś ze swego otoczenia, czyj związek podziwiasz, i spytaj, jak to robi, że jest takim dobrym partnerem.

 

Przy najbliższym spotkaniu z partnerem porozmawiaj z nim przez jakieś pół godziny, dzieląc się swoim pomysłem na poprawę waszej sytuacji, i tym, jak widzisz istniejący między wami kryzys. Nie rób tego jednak na siłę, jeśli partner nie zechce podejmować takiej rozmowy. Pamiętaj, że z twoim punktem widzenia ma prawo się zgodzić lub nie. Jeśli nie, nie oznacza to tragedii. Rozgrywka cały czas się toczy, a jej obecnym przedmiotem nie jest jeszcze porozumienie co do tego, gdzie tkwią błędy, lecz odszukanie zapomnianej siły łączącej partnerów. To bardzo podniecające – odkryć, że coś was przez cały czas trzyma przy sobie; zupełnie jakby znaleźć na dnie szuflady schowane kiedyś pieniądze, o których dawno się zapomniało.

 

Więcej w książce: Odbudowywanie związków – Peter M Kalellis

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,505,chcesz-miec-udany-zwiazek.html

______________________

Być uważnym

byc-uwaznym

Filoteusz w 3 rozdziale swego dzieła O czujności pisze: Słusznie twierdzi się, że czujność stanowi drogę wiodącą do królestwa, zarówno znajdującego się w nas, jak i przyszłego. Jest ona również ascezą duchową, o ile kształtuje i oczyszcza skłonności umysłu oraz przemienia je, wiodąc od stanu namiętności do wyciszenia.

W pierwszym swoim zdaniu Filoteusz nawiązuje do fragmentu z Łk 17, 20-21: Zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest».

Jezus wyjaśnia faryzeuszom, że Królestwo nie nadejdzie pośród znaków, które można dokładnie zaobserwować. To Królestwo nie jest z tego świata (zob. J 18,36). Później mówi, że Królestwo Boże jest entos hymon. Te greckie słowa mogą znaczyć „w was” lub „pośród was”. Jest ono we wnętrzu poszczególnych ludzi w ich nowym sposobie myślenia (a więc odnosiłoby się do wewnętrznej zmiany, jaka zachodzi w człowieku, gdy pokłada ufność w Bogu), odczuwania i życia. Wskutek tego, że przebywa w nich i działa na swój sposób Duch Święty, który daje życie, nowe życie.

Droga, która ma nas doprowadzić do Królestwa Bożego, wiedzie, zdaniem Filoteusza, od stanu namiętności do wyciszenia.

Zaś jedną z charakterystycznych cech wyciszenia (a szerzej nurtu hezychazmu) jest uwaga – prosoche. Być uważnym to być świadomym. Pod względem psychologicznym świadomość jest zdawaniem sobie sprawy z naszych myśli, uczuć, doznań, z tego, co się dzieje w środowisku. To oczywiście subiektywne doświadczenie. Ono łączy się z pamięcią, przechowywaniem wiedzy i doświadczenia. Bycie nieświadomym to bycie nieuważnym, nieprzytomnym; to przeoczenie czegoś. Uwaga jest koncentrowaniem się na konkretnej informacji, na działaniu czy przedmiocie. Informacja, na którą zwracamy uwagę, jest przetwarzana lepiej niż informacja, której nie poświęciliśmy dużej uwagi. Podzielność uwagi jest możliwa, ale kosztem wykonania zadań; chyba że zadania bardzo się od siebie różnią. Podzielność jest w zasadzie szybkim przenoszeniem uwagi. Być uważnym to również umieć obserwować, a więc dobrze patrzeć, widzieć samo serce albo przeniknąć wprost realność rzeczy. Patrzenie samymi oczami nie wystarcza. Potrzebne jest jeszcze trwanie z pełną uwagą. Nie jest łatwe zadanie, ale trud tej pracy wyda błogosławione owoce.

W modlitwie Jezusowej istotne jest czuwanie, skupienie uwagi na wypowiadaniu słów modlitwy. Każda praktyka ma być przeżywana intensywnie. Każda sekunda ma być przeżywana i realizowana. Czas nie czeka. Czas przepływa szybko. Czas nie wraca ani się nie powtórzy nigdy. Im bardziej przemija czas naszego ziemskiego życia, tym bardziej idzie się na spotkanie życia. My zaś żyjmy w chwili obecnej. Chwila za chwilą odsłania się nam tajemnica teraźniejszości. To wymaga wielkiej siły uwagi i wielkich przymiotów duszy. Jest to jednak wielkim źródłem szczęścia, gdyż pozwala właściwie kształtować skłonności naszego umysłu i oczyszczać je od wszelkiego nieuporządkowania.

Znany jest apoftegmat ze św. Antonim (250-356), który otrzymał słowo z nieba: „Pilnuj /προσεχε/ samego siebie”. To proste polecenie znali praktycznie wszyscy mnisi, którzy zdecydowali się kroczyć drogą monastyczną. Można je również rozpatrywać w kontekście modlitwy Jezusowej, jako wezwanie do czuwania. Użyty czasownik grecki może również znaczyć uważaj czy zwróć uwagę.

O związku uwagi, czujności z modlitwą pisał Ewagriusz z Pontu: „Kiedy z uwagą szukasz modlitwy, znajdziesz ją. Do modlitwy – bardziej niż cokolwiek innego – prowadzi uwaga. Dlatego też należy o nią się starać”.

W języku greckim występuje tutaj gra słów: προσοχή (prosoche, uwaga) oraz προσευχή (proseuche, modlitwa). Widać zatem silny związek modlitwy i uwagi. Jakby jedno bez drugiego nie było możliwe. Ewagriusz więc chce nam powiedzieć, że stając do modlitwy powinniśmy pozostawić za sobą wszystkie nasze myśli, wyobrażenia, uczucia. Drogą do modlitwy jest uwaga. Ona jest tą ścieżką, po której powinniśmy kroczyć. Bez uwagi trudno jest prawdziwie rozmawiać z Bogiem. Chodzi o to, by nasza świadomość była zanurzona w obecności Bożej.

Podczas praktyki mogą nam do głowy przychodzić rozmaite rzeczy. Pokusa zatrzymania się wokół ciągle pojawiających się myśli jest naprawdę duża. One potrafią skutecznie odwrócić nas od trwania przy Bogu. Jednak tym, na czym powinniśmy być skupieni jest wypowiadana formuła. Ona niech koncentruje naszą uwagę, a nie pojawiające się myśli. Oczywiście czynność ukierunkowania na samo wypowiadanie słów modlitwy jest jakby pierwszym rodzajem uwagi. Jest to jednak niezmiernie ważne, aby podejmując praktykę nie poddawać się rozproszeniom, które będą nas odciągać od modlitwy.

W modlitwie Jezusowej, jak i w każdej modlitwie, nie początek jest najtrudniejszy, lecz kontynuacja. Trudno jest podążać tą drogą. Istotny jest autentyczny duch tej drogi. Jeśli utraci się świeżość ducha praktykującego jest to katastrofa. W modlitwie Jezusowej praktyka nie ma końca. Nigdy nie będzie można powiedzieć, że już coś osiągnęliśmy, że już osiągnęliśmy  oczekiwany stan ducha. Dopóki żyjemy, ciągle jesteśmy w drodze, w drodze na spotkanie życia.

http://ps-po.pl/2016/03/17/byc-uwaznym/?utm_source=feedburner&utm_medium=email&utm_campaign=Feed%3A+benedyktyni%2FKnAO+%28PSPO+|+Centrum+Duchowo%C5%9Bci+Benedykty%C5%84skiej%29

_______________________________

O świętej i przebóstwiającej modlitwie [cz.1]

Owa Boska modlitwa, czyli wzywanie naszego Zbawcy słowami: Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną – jest prośbą, oddaniem siebie i wyznaniem wiary. Pobudza Ducha Świętego, udziela Bożych darów, oczyszcza serca i wypędza demony. Jest obecnością Jezusa Chrystusa w nas, źródłem duchowych zamiarów i świętych myśli. Wyzwala z grzechów, uzdrawia dusze i ciała, obdarowuje Bożym światłem i miłosierdziem. Pokornym przydziela objawienie niebiańskich tajemnic i samo zbawienie. Zawiera w sobie drogę do zbawienia, jaką jest Imię naszego Boga, Imię Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, jedyne, jakie wzywamy w nas; w żadnym też innym, jak mówi Apostoł, nie możemy być zbawieni (Dz 4,12).

Modlitwa ta jest prośbą, ponieważ przez nią wypraszamy miłosierdzie Pana. Jest oddaniem siebie, ponieważ ofiarujemy się Chrystusowi, poprzez przyzywanie Go. Jest wyznaniem, ponieważ Piotr, który wyznał taką wiarę, został nazwany błogosławionym (Mt 16,17). Pobudza Ducha, ponieważ nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus (1 Kor 12,3). Udziela Bożych darów, ponieważ przez nią dam tobie, mówi Chrystus do Piotra, klucze królestwa niebieskiego (Mt 16,19). Oczyszcza serca, ponieważ wzywa i widzi Boga, oraz czyni czystym tego, który ogląda Go. Wypędza demony, ponieważ – w imię Jezusa – były i są wypędzone wszystkie demony. Jest zamieszkaniem i obecnością Chrystusa, ponieważ Chrystus jest w nas, gdy o Nim pamiętamy, a poprzez pamięć zamieszkuje On w naszym sercu i napełnia je radością. Powiedziano bowiem: Wspomniałem na Boga i ura­dowałem się (Ps 76,4). Modlitwa ta – to źródło myśli i zamysłów duchowych, ponieważ Chrystus jest skarbcem wszelkiej mądrości i wiedzy (Kol 2,3) i udziela On owych darów tym, których zamieszkuje. Wyzwala ona z grzechów, ponieważ przez nią jest powiedziane, co rozwiążesz, będzie rozwiązane w niebie (Mt 16,19; 18,18). Uzdrawia dusze i ciała, jak jest napisane: W imię Jezusa Chrystusa, wstań i chodź! (Dz 3,6), i: Eneaszu, Jezus Chrystus cię uzdrawia (Dz 9,34). Obdarowuje Bożym światłem, ponieważ Chrystus jest prawdziwą światłością (J 1,9), udziela też jasności i łaski tym, którzy Go wzywają. Powiedziano: Niech będzie jasność Pana Boga naszego nad nami (Ps 89,17), i: Kto idzie za Mną, będzie miał światło życia (J 8,12). Napełnia Bożym miłosierdziem, albowiem szukamy miłosierdzia, Pan zaś jest miłosierny i litościwy dla wszystkich, którzy Go wzywają (Ps 85,5; 144,8), i weźmie w obronę tych, którzy wołają do Niego (Łk 18,7). Pokornym przydziela ona objawienia i rozumienie Bożych tajemnic. Stało się to udziałem rybaka Piotra dzięki objawieniu Ojca, który jest w niebie (Mt 16,17). Paweł zaś został porwany aż do trzeciego nieba i usłyszał objawienie (2 Kor 12,2).

Skutki tej modlitwy są zawsze te same. Jest ona jedyną drogą zbawienia, ponieważ, jak mówi Apostoł, w nikim innym nie możemy być zbawieni (Dz 4,12), i: On jest Chrystusem, Zbawicielem świata (J 4,42). Dlatego też w dniu ostatecznym wszelki język, dobrowolnie lub wbrew sobie, wyzna i obwieści, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca (Flp 2,11). Jest to znak naszej wiary, ponieważ jesteśmy chrześcijanami i tak się nazywamy. Świadczy ona, że jesteśmy z Bo­ga, zgodnie ze słowami, które już przypominaliśmy: Każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. I każdy duch, który nie wyznaje tego, nie jest z Boga (1 J 4,2–3). A to jest duch Antychrysta, który nie wyznaje Jezusa Chrystusa (1 J 4,3).

Trzeba zatem, aby wszyscy wierni nieustannie wyznawali to Imię ze względu na głoszenie wiary i na miłość naszego Pana Jezusa Chrystusa, od której nic nie powinno nas oddzielić (Rz 8,35). Ze względu też na łaskę, która pochodzi od Jego Imienia, na odpuszczenie grzechów, odkupienie, uzdrowienie, uświęcenie, oświecenie i przede wszystkim zbawienie. W tym Bożym Imieniu Apostołowie czynili cuda i nauczali. Święty Ewangelista mówi: Te rzeczy zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Bożym (J 20,31). Oto wiara. Abyś­cie też wierząc, mieli życie w Imię Jego (J 20,31). Oto zbawienie i życie.


św. Symeon z Tesalonik – fragment z książki „Filokalia. Teksty o modlitwie serca”http://filokalia.pl/o-swietej-i-przebostwiajacej-modlitwie-cz-1/

________________________________

O autorze: Słowo Boże na dziś

Brak komentarzy

Skomentuj notkę, rozpoczynając dyskusję...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*