Godzina Jezusa jest coraz bliżej_Wtorek, 15 marca 2016r.

Myśl dnia

Modlitwa uratowała mi życie. Bez modlitwy długo byłbym bez wiary. Ocaliła mnie od rozpaczy.

Mahatma Gandhi

Szatan, wraz ze swymi mocami, jak lew ryczący krąży szukając, kogo pożreć (1P 5,8).
Niech przeto nigdy nie ustają: ciągła uwaga serca, czujność, sprzeciwianie się złu
i modlitwa do Chrystusa Jezusa naszego Boga.
Hezychiusz z Synaju
1383035_704078699733478_26238885948989701_n
Panie, mój Zbawicielu, dziękuję Ci za krzyż, który przyjąłeś. Ty zostałeś na nim wywyższony,
a wraz z Tobą i ja. Przenosisz mnie z niskości tego świata do Twojej chwały i pełnej radości.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

WTOREK V TYGODNIA WIELKIEGO POSTU


PIERWSZE CZYTANIE  (Lb 21,4-9)

Wąż miedziany znakiem ocalenia

Czytanie z Księgi Liczb.

Od góry Hor szli Izraelici w kierunku Morza Czerwonego, aby obejść ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: „Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny”.
Zesłał przeto Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi tak, że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do Mojżesza, mówiąc: „Zgrzeszyliśmy szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże”. I wstawił się Mojżesz za ludem.
Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu”. Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 102,2-3.16-18.19-21)

Refren: Wysłuchaj, Panie, mojego wołania.

Panie, wysłuchaj modlitwę moją, *
a wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie.
Nie ukrywaj przede mną swojego oblicza +
w dniu mego utrapienia. *
Nakłoń ku mnie Twego ucha, +
w dniu, w którym Cię wzywam, szybko mnie wysłuchaj! *

Poganie będą się bali imienia Pana, *
a Twej chwały wszyscy królowie ziemi,
bo Pan odbuduje Syjon +
i ukaże się w swym majestacie, *
przychyli się ku modlitwie opuszczonych +
i nie odrzuci ich modłów. *

Należy to spisać dla przyszłych pokoleń, *
lud, który się narodzi, niech wychwala Pana.
Bo spojrzał Pan z wysokości swego przybytku, +
popatrzył z nieba na ziemię, *
aby usłyszeć jęki uwięzionych, +
aby skazanych na śmierć uwolnić. *

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Ziarnem jest słowo Boże, siewcą zaś Chrystus;
każdy, kto Go znajdzie, będzie trwał na wieki.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.


EWANGELIA  (J 8,21-30)

Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, poznacie, że Ja jestem

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Jezus powiedział do faryzeuszów: „Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie”.
Rzekli więc do Niego Żydzi: „Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?”
A On rzekł do nich: „Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich”.
Powiedzieli do Niego: „Kimże Ty jesteś?”
Odpowiedział im Jezus: „Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego”. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.
Rzekł więc do nich Jezus: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”.
Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Z wysoka

Godzina Jezusa jest coraz bliżej. Widzimy, jak narasta dramat między Jezusem a Żydami, którzy chcą Go zabić. To napięcie ma swoje źródło w różnicy pochodzenia i sile prawdy, z jaką Jezus to ujawnia: Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Nikt nie lubi być ustawiany na nizinach społecznych ani tego, gdy ktoś inny zaczyna górować. Jednak tu nie ma mowy o wywyższaniu się. Owa “niskość” to ten świat, czyli ciemność i grzech. Jezus nie jest z niego, a nawet przychodząc “na ten świat”, wciąż pozostaje “wyżej”. Jako Syn Człowieczy zostanie wywyższony. Przez krzyż objawi się o Nim prawda, skąd jest i kim jest.

Panie, mój Zbawicielu, dziękuję Ci za krzyż, który przyjąłeś. Ty zostałeś na nim wywyższony, a wraz z Tobą i ja. Przenosisz mnie z niskości tego świata do Twojej chwały i pełnej radości.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

____________________________

Modlitwa w drodze

Dzień powszedni

0,14 / 12,33

Jezus fascynował wszystkich. W jednych budził lęk, zawiść czy opór. Innych zachwycał i przyciągał, prowadził do wewnętrznej przemiany. Jezus wywoływał w ludziach różne reakcje i nikogo nie pozostawiał obojętnym.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 8, 21-30

Jezus powiedział do faryzeuszów: «Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie». Rzekli więc do Niego Żydzi: «Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?» A On rzekł do nich: «Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich». Powiedzieli do Niego: «Kimże Ty jesteś?» Odpowiedział im Jezus: «Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego». A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: «Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba». Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.Każdy grzech ściąga nas w dół, do ziemi, ku niskości. Zarazem mamy w sobie pragnienie wzniesienia się na wyżyny. Jesteśmy stworzeni do lotów, do szybowania w górę, bo taki jest nasz Stwórca i do tego nas stworzył.

Najczęściej wywyższenie rozumiemy jako bycie lepszym od innych, rywalizację, okazanie siły. Jezus pokazuje ci dziś, że wywyższa tylko miłość i ją właśnie ukazuje w Swoim wywyższeniu na krzyżu. Miłość wyrasta ponad małoduszność, nienawiść, obojętność, chytrość, przemoc. Za każdym razem: Jesteś wielki, kiedy przebaczasz. Jesteś wielki, kiedy pierwszy wyciągasz dłoń.Jesteś wielki, kiedy zło dobrem zwyciężasz.Jesteś wielki, kiedy poświęcasz się dla innych.

Sam w sobie nie posiadasz takiej miłości. Potrzebujesz Kogoś z wysoka, kto wydobędzie cię z niskości tego świata i sprawi, że będziesz zdolny kochać. Potrzebujesz Jezusa. Potrzebujesz Jego przebaczenia, by umieć przebaczać innym. Potrzebujesz Jego miłości, by umieć kochać innych. Potrzebujesz Jego poświęcenia, by umieć żyć dla innych. Potrzebujesz Jego wywyższenia, by umieć patrzeć na innych Jego oczami, wznosić się nad zło, które cię dotyka.

Wyznaj dziś swą wiarę słowami: Jezu, chcę zaufać Tobie, bo Ty dodajesz mi siły, by iść w górę. Z Tobą zawsze dojdę na szczyt.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
___________________________

Wtorek 5 tygodnia Wielkiego Postu

„Zbawienie przyszło przez krzyż, ogromna to tajemnica” – to słowa znanej pieśni wielkopostnej. Pytanie, dlaczego Bóg wybrał taki sposób odkupienia człowieka, nurtowało już wielu. Nie warto zagłębiać się i wchodzić w filozoficzne dyskusje na ten temat, ale uchwycić się wiary w to, że Boże decyzje wypływają z miłości, dlatego są najlepsze.
Otwarte ramiona Chrystusa na krzyżu są wymownym znakiem Jego wielkiego pragnienia, aby przygarnąć wszystkich do siebie – jak usłyszymy w antyfonie na komunię. Z niesamowitą determinacją Jezus podąża do celu wyznaczonego przez Ojca. Wywyższenie na krzyżu jest pewne, następny krok należy do człowieka, a jest nim wywyższenie Chrystusa w swoim sercu, by stać się kanałem Jego miłości.

Komentarz do I czytania (Lb 21, 4-9)

Cierpliwość jest cnotą należącą dzisiaj do rzadkości. Narzekamy niemal na wszystko. Przyjrzyjmy się pogodzie: kiedy jest upał, cieszą się wczasowicze, inni narzekają na duchotę. Potem przychodzi deszcz i zadowoleni są rolnicy, ale nie wczasowicze. Przykłady można by mnożyć niemal bez końca.
Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny – skarżył się lud izraelski. Lekarstwem na narzekanie jest postawa wdzięczności i uwielbienia. Mamy tysiące powodów do dziękczynienia. Dzisiejsze czytanie wskazuje jeden, bardzo ważny powód do wdzięczności i radości: Jezus Chrystus umarł na krzyżu, aby dać nam życie wieczne. To Jego zapowiedzią był miedziany wąż umieszczony na palu, dla ratowania narodu wybranego od śmierci, do której prowadziło ukąszenie węży o jadzie palącym.

Komentarz do Ewangelii (J 8, 21-30)

Można słuchać i nie słyszeć. Czytając dzisiejszy fragment Ewangelii, odnosi się wrażenie, że Pan Jezus swoje, a faryzeusze swoje. Słuchali słów, które ich niepokoiły, trzęsły fundamentami życia i burzyły od dawna ustalony porządek, ale pozostali zamknięci na prawdę. Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Z wysokości niebios patrzy się z innej perspektywy, ogarniając całokształt. My znajdujemy się na konkretnym odcinku drogi, widząc dokładnie ten jeden fragment. Wiemy, co za nami, ale co przed nami, tego już nie wiemy. Ta wiedza nie jest potrzebna, wystarczy, że Bóg wie wszystko. Przemierza każdą ludzką drogę, wyprzedzając o jeden krok i dając tym samym poczucie bezpieczeństwa. Nie pozostawia nas samych, licząc na współpracę w pełnieniu woli Ojca.

Pomyśl:

  • Jaka postawa towarzyszy mi częściej: narzekania czy wdzięczności?
  • Co mogę powiedzieć o moim słuchaniu słowa? Czy w postawie otwartości przyjmuję wolę Bożą?
  • Jak zachowuję się, kiedy widzę rozbieżność woli Bożej z moimi pragnieniami?
  • Na ile wierzę, że Bóg nie pozostawia mnie na pastwę losu, ale zawsze jest przy mnie?

 

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/556

_____________________________

Św. Leon Wielki (? – ok. 461), papież i doktor Kościoła
15 kazanie o Męce, 3-4

„Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że ja jestem”
 

Prawdziwy czciciel męki Pańskiej tak będzie patrzył oczyma serca na ukrzyżowanego Jezusa, aby w Jego ciele rozpoznawać własne ciało… Nikt ze słabych nie będzie pozbawiony udziału w zwycięstwie krzyża i nie ma nikogo, komu by nie przyszła z pomocą modlitwa Chrystusa. Jeżeli bowiem była ona pożyteczna dla okrutnych Jego prześladowców, to o ileż bardziej wesprze tych, którzy się do Niego nawracają!

Bo najpierw, czyż przyjęcie naszej natury przez Bóstwo, dzięki czemu “Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”, wyłączyło jakiegoś człowieka z zasięgu Jego miłosierdzia, oprócz tych, co są Mu niewierni? Któż będzie pozbawiony wspólnej natury z Chrystusem, jeśli przyjmuje z powrotem Przyjmującego i odrodzi się z tego samego Ducha, z którego On został zrodzony? A dalej, kto nie rozpozna w Nim swoich własnych słabości? …

To nasze ciało spoczywało martwe w grobie, a trzeciego dnia zmartwychwstało i wstąpiło ponad wszelkie wysokości nieba, aby zasiąść po prawicy Ojca. Jeżeli więc będziemy kroczyć drogą przykazań, nie wstydząc się wyznawać tego wszystkiego, co On uczynił dla naszego zbawienia w poniżeniu przyjętego ciała, wówczas i my także zostaniemy podniesieni do uczestnictwa w Jego chwale, gdyż z całą oczywistością spełni się to, co zapowiedział: “Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10,32).

 

___________________________________

__________________________________

Tajemnica krzyża (15 marca 2016)

tajemnica-krzyza-komentarz-liturgiczny

Jezus powiedział do faryzeuszów: «Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie».

Rzekli więc do Niego Żydzi: «Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?»

A On rzekł do nich: «Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich».

Powiedzieli do Niego: «Kimże Ty jesteś?»

Odpowiedział im Jezus: «Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego». A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.

Rzekł więc do nich Jezus: «Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba».

Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego (Z rozdz. 8 Ewangelii wg św. Jana)

 

W niedzielę rozpoczęliśmy drugą część Wielkiego Postu. Już bezpośrednio przygotowujemy się do celebracji Męki Pańskiej. Prefacja śpiewana w tych dniach mówi nam o tej tajemnicy, zasłoniliśmy krzyże w kościołach… Święte Triduum już tuż tuż!

Nic zatem dziwnego, że w liturgii słowa czytamy zapowiedzi ze Starego Testamentu do Męki Pana się odnoszące i te fragmenty Ewangelii, które wydarzenia poprzedzające Mękę opisują. Dzisiaj jest nam postawiony przed oczy krzyż Pana w dwóch tajemniczych znakach: pierwszy to wąż wywyższony na pustyni przez Mojżesza, drugi to zapowiedź Jezusa, że po ukrzyżowaniu Go, ludzie zrozumieją, że On jest Bogiem. Bóg daje Izraelitom ratunek przez znak węża. Patrząc na niego, mieli doznać uzdrowienia. Z drugiej strony wąż miedziany przypominał im o ich niewierności Bogu. Doznawali miłosierdzia, ale musieli też pamiętać o swej niewierności. Tak rodzi się w człowieku skrucha – pomimo grzechu, Bóg nadal nas miłuje. Gdy patrzymy na krzyż Chrystusa, widzimy do czego posuwa się Syn, aby nas ocalić – daje za nas swoje życie. Poznajemy wtedy, że On naprawdę jest Bogiem, Bogiem miłosiernym, który wyzwala nas od zła i daje nowe życie.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Lb 21, 4-9; J 8, 21-30

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/03/14/tajemnica-krzyza-15-marca-2016/

___________________________

Homilia

Kiedy spojrzysz na krzyż?

 

Dla Jezusa każdy człowiek jest ważny. Wiec można powiedzieć, ze nie jest Jemu obojętne co się dzieje z tobą i jak ty swoje życie  przeżywasz. Nawet jeżeli jesteś podobny w poglądach, w stylu życia do faryzeuszy, którzy byli gorliwymi w wypełnieniu Prawa. To są jedne z ostatnich rozmów z nimi, które maja rozbudzić w nich wiarę i zaufanie do Jezusa. I ostanie słowa są potwierdzeniem, że jednak część z nich uwierzyła.

Kolejny spór, rozmowa Jezusa z faryzeuszami, ale który jest próbą otwarcia oczu u faryzeuszy na fakt, że prawo tak gorliwie przez nich przestrzegane nie prowadzi do bliskości z Bogiem, do wierności Bogu, do doświadczania Jego obecności, ale raczej do niewdzięczności, do szemrania i do odrzucania Boga, jak to pokazuje pierwsze czytanie z księgi Liczb. To taki grzech jest jak jad, który został wsączony w naszą mentalność i nasze myślenie. A Jezus walczy o nas.

Jezus w tym fragmencie – to ktoś, komu nie jest obojętne życie nawet takiego człowieka jak faryzeusz. Ludzie religijni, trzymający się zasad Prawa, przekazanego przodkom od Boga przez Mojżesza i chcący przestrzegać tych zasad prawa, aby być usprawiedliwionym. To może doprowadzić do przekonania o własnej samowystarczalności. Wystarczy spełniać prawo, przepisy, aby być pewnym przychylności Boga. Ale wielu z nas uczciwych wobec siebie, raczej powie, ze są niezdolni do takiego przestrzegania prawa. I stwierdzenie, ze ono jest za trudne i do szukania „furtek” w prawie, dzięki którym można byłoby niewygodne przepisy ominąć.

 

Kiedy patrzę na siebie, na swoje życie, to muszę z przykrością stwierdzić, ze mimo moich najlepszych chęci, nie jestem zdolny do przestrzegania, wypełniania przepisów, czegokolwiek by one dotyczyły. A to prowadzi do samousprawiedliwienia, albo do samozadowolenia i do pychy. Słowo Boże stwierdzi, że korzeniem grzechu jest pycha

Diabeł ci przypomina o twojej niewierności. Dotyka tego co może dotyczyć twojego wyboru życiowego. Może zarazić swoim jadem nasz organizm i nasze serce. I po to potrzebny Jezus, aby popatrzeć na Niego. Gdy nie będziesz widział Jezusa, to grzech będzie przypominał o sobie i będą przed moimi oczami konsekwencje grzechu i moja niewierność wobec Boga.

 

Warto zwrócić uwagę w jaki sposób Bóg odpowiada na prośbę Mojżesza i narodu. Nie likwiduje niebezpieczeństwa ukąszenia przez węza być może kolejnych ludzi, którzy mogli jeszcze umrzeć, nie likwiduje i nie niszczy węży, ale chodzi o to, aby już ukąszony przez węza spojrzał na „miedzianego węża” i to spojrzenie uratuje go od śmierci. Jeżeli doświadczasz, ze i ty zostałeś ukąszony i w tobie pojawił się grzech pychy, samozadowolenia, wyrzucania Boga z twojego życia, to w tym właśnie momencie jest dla ciebie ratunek. Po to właśnie Jezus dal się wywyższyć na krzyżu, abyś mógł Jego zobaczyć. Nie jest to trudne, bo krzyż jest w łatwo dostępnym miejscu. Popatrz na krzyż i doświadczysz, ze Jezus – to „Ja jestem”, czyli Bóg, który nie jest  w jakiejś innej przestrzeni i w innym czasie, w przeszłości, w przyszłości, czyli poza czasem, ale ze Bóg  jest teraz, tutaj i ze jest Bogiem działającym  tej właśnie sytuacji, która jest przeżywana. Nawet jeżeli mamy doświadczenie sytuacji bez wyjścia kiedy prawo, przepisy nie można przestrzegać

 

Jezus – to „Ja Jestem” dla ciebie i ze względu na ciebie i w tej sytuacji, w jakiej się ty znajdujesz i dla każdej innej sytuacji, która może doprowadzać ciebie do doświadczenia niewoli i do tego, ze ktoś zabrał twoją wolność. A tym co zabiera twoja wolność może być nawet litera prawa bez Miłości Boga. Czy jest coś tak prostego, gdy pojawią się wyrzuty sumienia, jak spojrzenie na krzyż wywyższonego Jezusa, Zbawiciela. I to nie jest Dobra Nowina dla ciebie, dla mnie? Jeżeli nie, to co będzie dla ciebie dobrą nowiną?

Ks. Zbigniew Beskur MS(Ukraina)

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl
 
___________________________

#Ewangelia: czy może być coś gorszego niż śmierć w grzechu?

Jezus powiedział do faryzeuszów: “Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie”.
Rzekli więc do Niego Żydzi: “Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?” A On rzekł do nich: “Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich”.
Powiedzieli do Niego: “Kimże Ty jesteś?” Odpowiedział im Jezus: “Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego”. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.
Rzekł więc do nich Jezus: “Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

 

J 8, 21-30

 

 

Komentarz do Ewangelii:
Pomrzeć w grzechach… Czy może być coś gorszego? Człowiek, który umiera w grzechach, odchodzi z tego świata z poczuciem zmarnowanego życia, odchodzi jako przegrany, odchodzi pozbawiony wszelkiej satysfakcji z czasu spędzonego na ziemi.

 

Aby nas przed tym uchronić, Jezus przyszedł na świat i umarł za nasze grzechy. Możemy jednak zignorować Jego przyjście i odkupienie win, które On nam daje. Wtedy skazujemy siebie na “śmierć w grzechach”.
Wiara w Jezusa powoduje, że odzyskujemy niewinność i że stajemy się silniejsi w walce z grzechem. Przez przyjaźń z Jezusem wchodzimy w nowy świat – świat dobra. Tylko życie w takim świecie może uczynić nas szczęśliwymi. Umrzemy wszyscy, ale możemy wybrać: śmierć w grzechach, lub śmierć w Bogu.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2804,ewangelia-czy-moze-byc-cos-gorszego-niz-smierc-w-grzechu.html

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

15 marca

 

Święty Klemens Maria Hofbauer Święty Klemens Maria Hofbauer, prezbiter

Klemens urodził się 26 grudnia 1751 roku na Morawach w Tasovicach w licznej czeskiej, choć zniemczonej rodzinie rzeźnika. Na chrzcie otrzymał imię św. Jana Apostoła. Gdy miał 7 lat, zmarł jego ojciec. Matka potrafiła nie tylko zapewnić dwunastce dzieci utrzymanie, ale przede wszystkim głębokie wychowanie religijne. Jego ojciec nazywał się Dvorak, ale gdy z Budziejowic Czeskich przeniósł się do miejscowości, gdzie istniała silna kolonia niemiecka, zaczął używać niemieckiego odpowiednika Hofbauer. Ponieważ ubóstwo matki nie pozwoliło Janowi się kształcić, podjął pracę jako piekarz. Nie miał wszakże spokoju: nurtowało go bowiem pragnienie poświęcenia się na służbę Bożą. Dlatego za oszczędzony grosz wraz ze swoim przyjacielem, Piotrem Kunzmannem, udał się do Rzymu, a potem do Tivoli, gdzie wstąpił do eremitów. Nie czuł się tam jednak dobrze. Gnał go żar pracy apostolskiej. Dlatego wystąpił z eremu i wrócił do kraju. W klasztorze norbertanów w Klosterbruck chodził do gimnazjum, a równocześnie służył w klasztorze, by w ten sposób opłacić swoją naukę i utrzymanie. Na nowo podjął też pracę piekarza. Codziennie uczestniczył we Mszy świętej i pobożnie do niej służył. To zwróciło uwagę na niego pewnych pań, które pomogły mu poświęcić się studiom wyższym na uniwersytecie wiedeńskim.
W Rzymie zetknął się z niedawno założonym przez św. Alfonsa Marię Liguoriego zakonem redemptorystów, do którego wstąpił. Przyjął wówczas imiona Klemens Maria. Ponieważ miał już ukończone studia teologiczne, zaraz po złożeniu ślubów zakonnych otrzymał święcenia kapłańskie (1785). Miał już wtedy 34 lata. Jako neoprezbiter został wysłany do Wiednia, a następnie na Pomorze. Zatrzymał się na jakiś czas w Warszawie. Chwilowy postój przemienił się w pobyt trwający 21 lat (1787-1808).
Klemens przybył do Warszawy z dwoma przyjaciółmi: z o. Hublem i bratem Kunzmannem. Ze względu na złe drogi i panującą jeszcze zimę nuncjusz papieski polecił gościom pozostanie w stolicy przez pewien czas. Biskup poznański, do którego należała wówczas Warszawa, powierzył im opiekę nad kościołem św. Benona w Warszawie. Był on przeznaczony dla katolików niemieckich. Polecono również Klemensowi czasową opiekę nad kościołem pojezuickim przy katedrze, gdyż po kasacie tego zakonu (1773) kościół niszczał. Redemptorystom oddano równocześnie pod opiekę dom sierot i szkołę rodzin rzemieślniczych. Na audiencji u króla Stanisława Augusta Poniatowskiego Klemens otrzymał zapewnienie pomocy materialnej. Podobną pomoc zadeklarowała Komisja Edukacji Narodowej, a także sejm w Grodnie. Skoro zaś dzieło zostało rozpoczęte, trzeba je było dalej prowadzić. W taki to sposób Klemens pozostał już w Warszawie.

Święty Klemens Maria Hofbauer Utrzymanie kościołów, sierocińca, internatu i szkoły wymagało znacznych środków. Czasami Klemens musiał żebrać, aby zdobyć niezbędne środki. Zachowała się historia o tym, jak pewnego dnia zaszedł po prośbie do karczmy. Kiedy zwrócił się o datek do grających w karty, jeden z graczy uderzył go w twarz, na co Święty odpowiedział: «To dla mnie, a co dla moich sierot?» Skruszeni kompani oddali całą wygraną. Prowadził działalność charytatywną, opiekował się służącymi – których było wtedy w stolicy około 11 tysięcy. Uruchomił drukarnię i wydawnictwo książek religijnych oraz stowarzyszenie dla pogłębiania wiedzy religijnej. W ten sposób powstała pierwsza placówka jego zakonu w Polsce. Był wybitnym kaznodzieją.
Dla zapewnienia trwałości rozpoczętego dzieła Klemens rekrutował z chłopców przyszłych redemptorystów. Oddawał ich do szkół gimnazjalnych, a potem sam uczył ich filozofii i teologii aż do święceń kapłańskich. Po 8 latach miał 7 kapłanów. Założył także nowicjat. W roku 1803 miał już 18 kapłanów, a w roku 1808 łączna liczba redemptorystów wyniosła 36. Władze zakonu, widząc błogosławione owoce jego pracy, mianowały Klemensa wikariuszem generalnym na tereny na północ od Alp, zezwalając mu na dużą swobodę w działaniu.
Gdy po III rozbiorze Polski Warszawa znalazła się pod okupacją Prus, zaczęły się prześladowania. Daremnie Klemens słał memoriały do króla Fryderyka II, wykazując, że do szkoły elementarnej chodzi 256 chłopców i 187 dziewcząt; że jest to jedyna w Warszawie szkoła dla dziewcząt; że dzieci są ubogie i korzystają z nauki bezpłatnie; że wiele wśród nich jest bezdomnych sierot, które także z internatu korzystają bezpłatnie. Nic nie pomogło. Nadszedł dekret likwidacji szkoły.
Napoleon na wniosek marszałka Davouta podpisał wyrok, skazujący redemptorystów, zwanych także benonitami (od kościoła św. Benona), na wywiezienie ich do twierdzy w Kostrzyniu nad Odrą. Działo się to 20 czerwca 1808 roku. Tam po miesiącu uwolniono redemptorystów, ale nie pozwolono im wracać do Polski. W tej sytuacji Klemens udał się do Wiednia. Osiadł przy kościele sióstr urszulanek. Był niezmordowany w konfesjonale i na ambonie. Otoczył opieką młodzież, zwłaszcza uczęszczającą na uniwersytet, chętnie ją wspomagał duchowo i materialnie. Zdołał skupić koło siebie grupę inteligencji wiedeńskiej i przez nią rozwinąć zbawczy wpływ na innych. Oni to przyczynili się do odrodzenia religijnego w Austrii.
Zmarł w opinii świętości 15 marca 1820 roku. Jego pogrzeb był prawdziwą manifestacją w Wiedniu. W roku 1848 rewolucja skasowała redemptorystów w Austrii. Uległo wówczas zniszczeniu archiwum prowincji zakonu z bezcennymi dokumentami, dotyczącymi działalności Klemensa. W roku 1862 odbyła się ekshumacja i przeniesienie jego śmiertelnych szczątków z cmentarza komunalnego do kościoła redemptorystów. W roku 1888 papież Leon XIII wyniósł sługę Bożego do chwały błogosławionych, a w roku 1904 papież św. Pius X wpisał go uroczyście do katalogu świętych. Ze względu na to, że św. Klemens spędził 21 najpiękniejszych swoich lat w Warszawie, Episkopat Polski włączył go do katalogu świętych polskich. Jest jednym z patronów Warszawy, a także kelnerów i piekarzy.

W ikonografii św. Klemens przedstawiany jest w habicie. Jego atrybutem jest krzyż.

Święta Ludwika Święta Ludwika de Marillac, zakonnica
Błogosławiony Artemides Zatti Błogosławiony Artemides Zatti, zakonnik

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Rzymie – św. Zachariasza, papieża. Na tron Piotrowy wstąpił w roku 741. Dobre stosunki utrzymywał ze Wschodem, gdzie go poważano. Ale gdy napór Longobardów, z którymi próbował się układać, coraz bardziej zagrażał Rzymowi, zbliżył się do Franków. Zmarł w roku 752.

oraz:

św. Leokrycji z Kordoby, dziewicy i męczennicy (+ ok. 860); św. Matrony, męczennicy (+ 304); św. Menigna, męczennika (+ 250); św. Nikandra, męczennika (+ ok. 304); św. Placyda Riccardi, męczennika (+ 1915); św. Probusa, biskupa Rieti (+ ok. 570); św. Specjoza, mnicha (+ ok. 545)

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-15.php3

__________________________________

Apostoł Warszawy – św. Klemens Maria Hofbauer

dodane 23.11.2002 14:01

Do Warszawy trafił przejazdem. Pozostał w niej 21 lat. Tu przeżywał chwile dla Polski wielkie, ale także czasy wypełnione hańbą. Z wielkim poświęceniem organizował w naszej stolicy szkoły i prowadził dzieła charytatywne. Nazywał się Klemens Maria Hofbauer (Dworzak). Czczony jest jako apostoł Warszawy.

Apostoł Warszawy - św. Klemens Maria Hofbauer   P. Rinn (PD) Św. Klemens Maria Hofbauer

Urodził się na Morawach w roku 1751. Pochodził z ubogiej rodziny. Dzięki swej pracowitości i ludzkiej życzliwości ukończył studia w Wiedniu i wstąpił do Redemptorystów w Rzymie. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 34 lat.

Przełożeni polecili mu w roku 1787, by udał się nawracać protestantow na Pomorzu. Po szczegółowe instrukcje przyjechał do Warszawy. Była zima, drogi w fatalnym stanie, więc nuncjusz papieski kazał św. Klemensowi Marii i jego dwom towarzyszom poczekać w naszej stolicy do wiosny. Powierzono ich opiece kościół pod wezwaniem św. Benona, przeznaczony dla duszpasterstwa Niemców przebywających w Warszawie, a także sierociniec i szkołę rodzin rzemieślniczych. Podjąwszy prowadzenie tych dzieł Klemens Maria pozostał w polskiej stolicy. Stworzył tu pierwszą w Polsce placówkę Redemptorystów.

Doznawał licznych prześladowań. Na jego działalność bardzo niechętnie patrzyli zaborcy. Szczególnie wiele uwagi poświęcał dzieciom i młodzieży. Dbał o to, aby dać im jak najlepsze wykształcenie. Organizowaną przez siebie pomocą charytatywną obejmował coraz większe grono dzieci osieroconych, opuszczonych. Równocześnie nie zaniedbywał pracy duszpasterskiej z dorosłymi. Był wybitnym kaznodzieją. Uruchomił drukarnię, utworzył wydawnictwo, publikował książki religijne i podręczniki.

W roku 1808 Napoleon polecił Redemptorystom opuścić Warszawę. Święty Klemens Maria Hofbauer pojechał do Wiednia. Tu podjął działalność podobną do tej, którą prowadził w Warszawie, a także zajął się młodą inteligencją.

Zmarł w Wiedniu w roku 1820.

Znana jest opowieść o tym, jak to w trosce o utrzymanie sierocińca prowadzonego w stolicy Polski musiał żebrać. Ktoś poproszony przez św. Klemensa Marię o datek, tak się zirytował, że uderzył go w twarz. Apostoł Warszawy przyjął policzek z godnością i powiedział: “To dla mnie, a co dla moich sierot?”.

Dziś taka postawa wielu ludziom wydaje się niezrozumiała. Jeśli nawet podejmują jakieś działania dobroczynne, dbają o to, aby zostały jak najlepiej rozreklamowane. Tymczasem świadczenie dobra często nie tylko nie przynosi pochwał, ale związane jest z upokorzeniami. Nie brak i dzisiaj ludzi, którzy – na przykład prowadząc ochronki przy parafiach – czasami muszą znieść wiele drwin i cierpkich słów od tych, do których zwracają się o wsparcie. Przyjmują je pokornie, zatroskani o los potrzebujących.

http://kosciol.wiara.pl/doc/490333.Apostol-Warszawy-sw-Klemens-Maria-Hofbauer

_________________________________________________________________________________________________

Czytelnia

_________________________________________________________________________________________________

Jak się modlić? Zasady duchowe według św. Jana Kasjana – odcinek 8

Prowadzone przez o. Szymona Hiżyckiego rozważania nad nauką św. Jana Kasjana docierają do progu nowego etapu. Odcinkiem siódmym zakończyliśmy namysł nad Rozmową IX i przechodzimy do Rozmowy X. Jak wskazuje tyniecki opat, tekst ten jest umiejscowiony w szczególnym kontekście – jego autor mówi o kontrowersji, jaka wybuchła wśród egipskich mnichów, gdy biskup Aleksandrii, Teofil, rozesłał tradycyjny list wielkanocny, wyznaczający datę chrześcijańskich obchodów Paschy. W liście tym hierarcha potępił herezję antropomorfizmu – doktrynę, która zakłada, iż Bóg jest fizycznie podobny do człowieka (ma ręce, nogi, a co za tym idzie, również ciało – i tak dalej). Spór o słuszność lub niesłuszność tego orzeczenia rozpalił środowiska mnisze tamtej doby, co odcisnęło się oczywiście na kształcie Rozmowy X. Jako wstęp do lektury warto przemyśleć to, jak bardzo nasza wiara wpływa na naszą modlitwę. „Jeżeli nasza wiara w Pana Boga będzie zgodna z nauką Kościoła, wówczas i nasza modlitwa będzie miała w sobie ogromny potencjał rozwoju” – mówi ojciec Szymon. Zapraszamy Was zatem do obejrzenia klipu i podążania śladem Jana Kasjana.

http://ps-po.pl/2016/03/14/jak-sie-modlic-zasady-duchowe-wedlug-sw-jana-kasjana-odcinek-8/?utm_source=feedburner&utm_medium=email&utm_campaign=Feed%3A+benedyktyni%2FKnAO+%28PSPO+|+Centrum+Duchowo%C5%9Bci+Benedykty%C5%84skiej%29

____________________________________

To są warunki dobrej modlitwy

Modlitwa w Duchu wymaga od nas przede wszystkim pragnienia spotkania Boga. Możemy być hojni na modlitwie jedynie wówczas, gdy gorąco pragniemy spotkać się z Bogiem.

Zacznijmy zatem od modlitwy o owo głębokie pragnienie widzenia Boga, wiedząc, że już ono samo jest owocem Ducha. To dobry początek; jak pisze święty Paweł, “nie umiemy się modlić tak, jak trzeba” (Rz 8, 26). To Duch wprowadza nas w modlitwę i budzi w nas jej głębokie pragnienie.
Teolog Wilkie Au opowiada historię o uczniu, który prosił mistrza, by go nauczył się modlić. Mistrz zaprowadził ucznia na płytki brzeg rzeki i zanurzył głowę chłopca w wodzie. (Prawdopodobnie uczeń pomyślał sobie, że jest to jedna z technik skupiania uwagi, używanych podczas zajęć szkolnych). Mistrz trzymał głowę ucznia pod wodą tak długo, dopóki nie zaczął się wyrywać; dopiero wtedy go puścił. Chłopiec był zdumiony: prosił przecież mistrza o to, by go nauczył się modlić, a nie o to, by próbował go zabić.

 

Wówczas mistrz udzielił mu pierwszej lekcji modlitwy. Rzekł mu: “Jeśli twoje pragnienie modlitwy nie będzie tak proste i jednoznaczne, jak twoje pragnienie powietrza, nie nauczysz się modlić”. Dlatego, ucząc się modlitwy, powinniśmy najpierw nauczyć się z całego serca pragnąć spotkania z Bogiem.
Ludzie, którzy bardzo angażują się w posługę, zawsze znajdują sobie wymówki zwalniające ich z modlitwy. My, księża, jesteśmy często tak zajęci, że nie wiem, jak wielu z nas ma jeszcze ochotę się modlić. Obowiązki duszpasterskie nie pozostawiają nam nieraz zbyt wiele czasu na pozostawanie w samotności. Ogromnie złości mnie, gdy ludzie znajdują czas, by iść do supermarketu, do teatru, kina czy restauracji, a nie znajdują dość czasu na kontemplację.

 

Czemu potrafią znaleźć czas na te powszednie rozrywki i zajęcia, a wymawiają się od modlitwy?

 

Być może brak im nie tyle czasu, ile raczej chęci. Tak jest w przypadku wielu z nas. Dzieje się tak w rodzinach; podobnie jest też z młodzieżą, która znajduje czas na wiele zajęć z wyjątkiem kultu i modlitwy. Powinniśmy zatem modlić się, by dar Ducha Świętego doprowadził nas do modlitwy. Bez tego daru nasze wysiłki będą sporadyczne, rutynowe i krótkotrwałe. Modlitwa zależy od intensywności obecnego w każdym z nas pragnienia spotkania Boga, pragnienia, które rozpala w nas Duch, stabilizując nasze życie modlitwy.
Drugim warunkiem modlitwy jest pokora. Bez pokory nie poznamy Ducha. Wspomniałem już, że pokora to postawa, w której pozwalamy Bogu być Bogiem. Pokora wymaga od nas, byśmy zrezygnowali z naszego dążenia do panowania nad wszystkim. Ci z nas – wyświęceni i niewyświęceni – którzy sprawują posługi duszpasterskie, przyzwyczajeni są do komenderowania. Potrafimy znakomicie planować, zarządzać, administrować i realizować własne wizje; jesteśmy zawsze gotowi do zmieniania świata.

 

Przychodzi jednak czas, gdy musimy puścić stery i pozwolić Bogu być Bogiem. Sekret polega na tym, by umieć poddać się powiewom Ducha. Rozumiana w ten sposób pokora nie jest biernością, lecz gotowością do działania w harmonii z Bogiem, oddania się do dyspozycji Bogu, służenia Mu. Nie powinno nas zatem dziwić, że ludzie pokorni potrafią niekiedy działać z ogromną determinacją, okazując wielką siłę woli.
W pokorze powinniśmy zatem starać się na modlitwie dążyć do transparencji, do stawania przed Panem takimi, jakimi jesteśmy. Gdy modląc się, oczekujemy przyjścia Ducha, odsłońmy nasze prawdziwe “ja”, nasze zranienia, zmęczenie, ból i troski. Zrezygnujmy z “ja”, którym chcielibyśmy być, z pseudojaźni, którą sobie skonstruowaliśmy. Mamy przecież spotkać się z Duchem Prawdy; módlmy się więc o dar przejrzystości w obliczu Boga.
Na modlitwie potrzeba nam też oczywiście dyscypliny ciszy. Starajmy się nie o tę groźną ciszę, która zapada pomiędzy ludźmi nieodzywającymi się do siebie z gniewu. Z doświadczeń rekolekcyjnych wiem, że czasem narzucenie ludziom ciszy jest dość łatwe, gdyż w swym codziennym życiu często unikają kontaktów z bliźnimi, do których są wrogo nastawieni. Cisza nie jest dla nich zatem niczym nowym; jest to jednak najbardziej hałaśliwy rodzaj ciszy, nie ten, którym żywi się modlitwa i który wypełnia modlitwę.

 

Cisza jest gotowością oczekiwania, wsłuchiwania się w powiew nadchodzącego Ducha. Ludzie karmiący się prawdziwą ciszą stają się bardziej wrażliwi na innych i ich potrzeby. Stają się “sercem” wspólnoty. Bez ciszy nie zdołamy poczuć poruszeń Ducha w naszych sercach, w sercach innych ludzi i w zgiełku świata. Kto nauczy się ciszy na modlitwie, będzie umiał skutecznie rozeznać i odczytać działanie Ducha w historii Kościoła, świata, a także w swym własnym życiu.

 

*  *  *
Modlitwa tworzy wspólnotę. Prawdziwa wspólnota trwa na modlitwie. Modlitwa jest szkołą życia wspólnotowego. Poprzez modlitwę w Duchu nawiązujemy kontakt z naszym prawdziwym “ja”, otwierając się na większą od nas Tajemnicę. Modlitwa to sposób trwania w harmonii z Bogiem i życia zgodnie z Bożą wolą. Owocem modlitwy jest człowiek, który kocha. Nieporządek, jaki widzimy w świecie, bierze się z rozpaczliwego wysiłku odrzucania prawdy.

 

Wypracowaliśmy wyrafinowane metody maskowania zła i wytwarzania wirtualnej rzeczywistości, która staje się normą prawdy. Nieomal wszystkie aspekty naszego życia cechuje niedostatek odpowiedzialności, nie ma w nim bowiem tajemnicy, przed którą bylibyśmy odpowiedzialni. Owocem tego braku jest pycha, lęk, nietolerancja i strach. Jeśli ludzie na całym świecie ponownie odkryją modlitwę i wezmą ją sobie do serca, zdobędą potężne narzędzie budowania ogólnoświatowej wspólnoty.
Chcę zakończyć ten rozdział o wspólnej modlitwie opowieścią o moim spotkaniu z pewną kobietą z naszej parafii w Cavite w diecezji Imus. Przyszła na moje spotkanie z żonami i dziećmi Filipińczyków pracujących poza granicami kraju. Jej mąż pracował na statku, który eksplodował i zatonął w Norwegii na początku roku 2004. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Powiedziała mi: “Czasem mówię Bogu, że wiem, że mój mąż jest gdzieś cały i zdrowy; może dotarł na jakąś wyspę. Kiedyś go odnajdą. Są jednak dni, gdy coś we mnie prosi Boga, by wybaczył mojemu mężowi i dał mu wieczny spoczynek”. Gdy to mówiła, widziałem, jak jej serce miota się pomiędzy zaprzeczeniem i pogodzeniem się z losem.

 

“Klękam przed Najświętszym Sakramentem – mówiła dalej kobieta – lecz nie mogę wydobyć z siebie słowa. Często nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem, o co mam się modlić. łapię się na tym, że płaczę przed Panem. Myślę, że łzy to najlepsza rzecz, jaką mogę dać Bogu. Ufam, że Bóg zatroszczy się o moje dzieci i da mi siłę, bym mogła je wychować”.

 

Zmuszając się do uśmiechu i powstrzymując się, by nie wybuchnąć płaczem, spytała mnie: “Myśli ksiądz, że się modlę?”. “Tak – odpowiedziałem – właśnie nauczyła mnie pani, jak się modlić”.

 

 

Kardynał Luis Antonio Gokim Tagle (1957) – filipiński kardynał Kościoła katolickiego. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1982 roku. W 2011 roku papież Benedykt XVI mianował go arcybiskupem Manili. Ingres odbył się 12 grudnia 2011 r. W następnym roku, 24 października Benedykt XVI ogłosił, że abp Tagle znajduje się wśród nowych kardynałów. Kardynał Tagle brał udział w konklawe, które wybrało papieża Franciszka. Ma doktorat z teologii, który uzyskał na The Catholic University of America w Waszyngtonie. Od 1997 do 2002 roku był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Obecnie jest prezydentem Caritas Internationalis.

Kard. Tagle uczestniczył w ostatnich dniach w X Zjeździe Gnieźnieńskim. Jego wystąpienie “Wiara, czyli wolność” spotkało się z entuzjastyczną reakcją uczestników.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1474,to-sa-warunki-dobrej-modlitwy.html

___________________________

Najlepsza droga do modlitwy

Pokora to podstawowy warunek rozwoju człowieka. Zbytnie zadowolenie z dotychczasowych osiągnięć uniemożliwia odważne podejmowanie nowych wyzwań. Brak pokory ogranicza ostrość widzenia i zamyka umysł, udaremniając odkrywanie nowych obszarów.

 

Człowiek, który nie ma w sobie pokory dziecka, nie potrafi przyznać się do błędu, nie szuka porady i nie podejmuje kolejnych prób. Używając słowa pokora, mam na myśli świadomość, że Bóg nieskończenie przewyższa wszystko, co kiedykolwiek zostało o Nim powiedziane, lub, inaczej mówiąc, nieskończenie przekracza ludzką zdolność pojmowania. Kiedy uświadamiamy sobie tę prawdę i przyjmujemy postawę pokory, usuwamy z drogi kamienie, które pozostawiło na niej nasze ego.
Zastanówmy się nad pewną analogią. Człowieka przychodzącego na świat w pewnym sensie można porównać do miękkiego, bezkształtnego kawałka węgla, który w ogóle nie odbija promieni słonecznych. W tyglu węgiel zostaje poddany działaniu wysokiego ciśnienia i temperatury, które sprawiają, że przekształca się on w naturalny diament. Wykwalifikowany rzemieślnik ocenia jego wartość. Określa wewnętrzną strukturę kamienia, który następnie zostaje przecięty i oszlifowany. Odpowiednia obróbka sprawia, że kawałek węgla przemienia się w cenny, błyszczący klejnot. Kiedy teraz padną na niego promienie słońca, odbiją się w nim wszystkie kolory tęczy, tworząc zachwycającą symfonię piękna i blasku. Podobnie dzieje się z człowiekiem od chwili, kiedy pojawia się w materialnym świecie, gdzie jest “poddawany obróbce” życiowych doświadczeń i jego własnych wyborów. Następnie rodzi się ponownie dla nieba, w którym pokorna postawa duszy odbija światło Boga. Być może właśnie dlatego Bóg stworzył tygiel, który nazywamy ziemią.
Jedną z najważniejszych lekcji, których powinien nauczyć się człowiek, dopóki przebywa na ziemi, jest fakt, że sam tworzy swoje niebo. Szwedzki filozof i mistyk Emanuel Swedenborg stwierdził, że człowiek będzie w niebie tak długo, jak długo niebo jest w nim. Od czego zatem należy zacząć tworzenie nieba? Od autentycznej pokory, która powinna skłaniać do modlitwy. Z kolei modlitwa pozwala nawiązać kontakt z Nieskończonym, naprawdę ma więc mistyczną moc. Czas spędzony na modlitwie, nawiązanie kontaktu z Bogiem wzmacniają duchowe światło człowieka, który dotykając potęgi większej od siebie, tworzy wspanialsze życie. Modlitwa sprawia, że trudne zadania stają się łatwiejsze, uświęca każde działanie i przynosi pozytywne rezultaty. Zycie modlitwą to życie pełne pokory i wdzięczności, uświęcone bliskim związkiem ludzkiej duszy z jej Stwórcą.
Człowiek, który polega na mądrości, pięknie, zdolnościach lub pieniądzach, zazwyczaj odcina się od Boga. Natomiast osoba, która z pokorą wyraża wdzięczność za otrzymane łaski, otwiera sobie drzwi do nieba na ziemi. Musi jednak zrezygnować z własnej woli i poddać się woli Boga. Czy wierzycie, że wyzbywając się egocentryzmu, stajecie się kanałem, przez który przepływa Boża miłość i mądrość, niczym światło wpadające przez otwarte okno?
Pokora stwarza okazję do uczenia się od siebie nawzajem, ponieważ dzięki niej otwieramy się na drugiego człowieka, spoglądając na świat z jego punktu widzenia. Umożliwia ona swobodną wymianę poglądów. To dzięki pokorze unikamy grzechu pychy i nietolerancji, jak również konfliktów religijnych. Prorok Mahomet stwierdził: “Człowiek, który ma w sobie choć ryżowe ziarenko pychy, nie może wejść do raju”. Pokora otwiera drzwi do królestwa ducha, umożliwiając badania i rozwój w dziedzinie religii. Pokora jest bramą do wiedzy.

 

 

Więcej w książce: UNIWERSALNE PRAWA ŻYCIA – Sir John Templeton

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1321,najlepsza-droga-do-modlitwy.html

_______________________________

UNIWERSALNE PRAWA ŻYCIA – Sir John Templeton

Sir John Templeton, słynny inwestor z Wall Street i filantrop. Poświęcił życie na promowanie otwartości umysłu. Ufundował najwyższą na świecie nagrodę przyznawaną za wybitne osiągnięcia w badaniach duchowości człowieka.

Ludzki umysł działa w zdumiewający sposób. Za pomocą swoich myśli człowiek może kształtować rzeczywistość. Zafascynowany tym faktem John Templeton poznawał myśl filozoficzną, wypowiedzi naukowców, artystów i historyków, oraz literaturę różnych kręgów kulturowych w poszukiwaniu mądrości, która będzie stanowiła zbiór praw życia. Wybrał najlepsze z nich i ułożył w prosty, a jakże inspirujący podręcznik pozytywnego myślenia.

______________________________

U stóp Boga

Życie Duchowe

W naszym życiu, czy to prywatnym, czy publicznym, miejmy czas na odpoczynek, na samotność spędzaną w towarzystwie Jezusa…

 

Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. […] Uświęć ich w prawdzie. […] Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie (J 17, 15-19).

 

Jakże dobry jesteś, Panie mój, że tak długo usiłowałeś słowem i przykładem rozniecić w naszych sercach “ogień miłości” do Boga, który przyniosłeś na ziemię i podjąłeś ostatni wysiłek, by na niej zapłonął!… Jak dobry jesteś, że ukazujesz nam w ten sposób, co trzeba czynić, by spełniać wszystko, czego Bóg od nas oczekuje, że w tym celu odkrywasz przed nami wszystkie środki leżące w naszej mocy, wszystkie środki, które On nam oddaje do dyspozycji (łącząc je zawsze z modlitwą, tak jak Ty się modliłeś przez całe swoje życie). Gdy te wszystkie środki zawiodą lub okażą się niewystarczające albo gdy nie można ich użyć, wtedy każesz nam się uciec do jeszcze intensywniejszej modlitwy, ponieważ przez nią czerpiemy ze źródła Bożej wszechmocy, podczas gdy bez niej wszystkie inne środki są tylko słabością i niemocą. Nie powinniśmy nigdy podejmować jakichkolwiek działań bez modlitwy (ta zasada obowiązuje zawsze) ani modlić się bez uczynków, gdy mamy możliwość ich spełniania; zatem jeśli możemy działać, działajmy modląc się, a jeśli nie mamy żadnych możliwości działania, zadowólmy się modlitwą…

 

Modląc się, nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani (Mt 6, 7).

 

Co chcesz powiedzieć, Boże mój, zalecając nam modlić się kilkoma słowami, a nie wieloma jak poganie? Słowa nie są zakazane, ponieważ Kościół zaleca i nakazuje modlitwy ustne, nawet dosyć długie. Poganie jednak wierzyli, że wystarczy wymawiać je ustami, tymczasem Ty chcesz, by serce modliło się zawsze tak jak wargi. Zachęcając nas do modlitwy, mówisz nam o trzech sprawach. Po pierwsze – że modlitwy ustne nie są godne miana modlitwy zdolnej Tobie się podobać, jak tylko wtedy, gdy razem z wargami modli się serce. Po drugie – że nie powinniśmy czuć się zobowiązani do recytowania modlitw ustnych, lecz że wystarczy mówić do Ciebie wewnętrznie w modlitwie myślnej. Po trzecie – że aby modlić się do Ciebie, nie jest nawet konieczne wymawiać wewnętrznie słowa w modlitwie myślnej, ale wystarczy trwać z miłością u Twoich stóp, kontemplując Cię, wyrażając oddanie, uwielbienie, pragnienie Twojej chwały i pocieszania Ciebie, ofiarowując Ci miłość i wszystko, czym inspiruje ona człowieka. Ten trzeci sposób modlitwy, tyleż dyskretny, co gorący, jest wspaniały. Modlitwa, jak mówi św. Teresa, polega nie na tym, by wiele mówić, ale by bardzo kochać. Potwierdzają to również Twoje słowa, Panie.

 

Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne (Łk 4, 42).

 

Ta nieustanna modlitwa nie wystarcza. Trzeba jeszcze, jak nas poucza nasz Pan, w całym życiu, nawet w życiu poświęconym służbie bliźniego, znaleźć trochę czasu na skupienie, milczenie i samotną modlitwę u stóp Boga. Tego wymaga szacunek względem naszego Stwórcy, miłość względem Umiłowanego, posłuszeństwo przykładom Jezusa, potrzeba naszej duszy, która zawsze winna zwracać się z prośbą do Pana, by spływały na nią niezbędne do życia “strumienie wody żywej”, której źródło jest tylko w Nim.

 

Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco (Mk 6, 31).

 

Prowadzisz, Panie, swoich Apostołów na miejsce pustynne, żeby, jak mówisz, wypoczęli. Jaki jesteś dobry, Boże mój, że chcesz, aby ewangeliczni robotnicy od czasu do czasu odpoczywali. Jakże słodki i zbawienny to odpoczynek z Tobą na pustyni! Jakże dobry jesteś, Panie, że chcesz, by od czasu do czasu mieli oni odpoczynek w swoim życiu apostolskim, że im to nakazujesz i dajesz tego przykład, ponieważ Ty sam będziesz z nimi wypoczywał. Jak dobry jesteś, że tak jasno im pokazujesz, iż winien nastać także czas spoczynku, samotności i odosobnienia w Twoim towarzystwie.

 

W naszym życiu, czy to prywatnym, czy publicznym, miejmy czas na odpoczynek, na samotność spędzaną w towarzystwie Jezusa… (jest to potrzebne w każdym życiu, ale im bardziej jest ono zaangażowane w sprawy publiczne, tym bardziej jest to konieczne). Odprawiajmy rekolekcje i niech mają one trzy charakterystyczne cechy, wskazane nam przez Jezusa. Po pierwsze – niech będą odpoczynkiem, a więc nie czasem utrudzenia, napięcia, pracy męczącej ducha, ale czasem uspokojenia, z którego wychodzimy bez duchowego wyczerpania, wypoczęci i odświeżeni przez słodki odpoczynek u stóp Jezusa. Po drugie – niech to będzie czas odosobnienia, bo im bardziej będziemy sam na sam z Jezusem, tym więcej będziemy się Nim rozkoszować. Przecież zakochani lubią być sam na sam; im mniej będziemy przebywać w świecie z innymi, tym więcej będziemy mogli poświęcić naszego czasu, naszych myśli, całego naszego serca tylko miłości i kontemplacji Jezusa i z tym większą słodyczą i pełniej cieszyć się naszym Umiłowanym. Po trzecie – niech to będzie czas samotności w towarzystwie Jezusa, nieustannie z Nim, bez zajmowania się czymkolwiek innym, tylko Nim, trwając słodko u Jego stóp, patrząc na Niego bez słów albo zadając Mu pytania, zawsze ciesząc się Nim jak Najświętsza Dziewica czy św. Magdalena, gdy były sam na sam z tym Boskim i umiłowanym Jezusem… Częste rekolekcje, na ogół doroczne, powinny być odpoczynkiem, odosobnieniem, czasem kontemplacji i rozmyślań u stóp Jezusa. W kontemplacji pytajmy Go o to, co powinniśmy czynić, mówić i myśleć, żeby być Mu posłusznym. Kontemplacje zawsze, a czasami rozmyślanie są zgodne z tym, co daje i wskazuje Jezus; trzeba podążać za Jego Duchem.

 

Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem się pomodlę (Mk 14, 32).

 

Jezus się modli… Jezus modli się z Apostołami… A jednak modli się w osamotnieniu, z dala od nich… To są trzy przykłady… Całe nasze życie jest modlitwą, miłosną i wielbiącą kontemplacją Jezusa, której nie powinno nic przerywać… W ciężkich chwilach, kiedy musimy podejmować trudne decyzje, gdy czekają nas ważne wydarzenia, a zwłaszcza w ostatniej godzinie, modlitwę trzeba wzmóc bardziej niż kiedykolwiek; trzeba się wtedy rzucić w objęcia modlitwy, zanurzyć się w niej i od Boga, jedynej Istoty, jedynej siły, oczekiwać wszelkiej pomocy. Jeśli możemy, to w takich chwilach nie módlmy się sami, ale z jakimiś żarliwymi duszami, ponieważ “kiedy zbierze się dwóch albo trzech, żeby się razem modlić, Jezus jest wśród nich i udziela tego, o co proszą…”. Gdy modli się nas wielu, prosząc o to samo, módlmy się w milczeniu, wylewając w ciszy u stóp Boga troski naszych serc. Módlmy się razem, ale w osamotnieniu, pozwalając naszym sercom wyrażać się z pełną swobodą, wznosić się ku Bogu bez najmniejszego rozproszenia, bez żadnych wspomnień o otaczającej nas rzeczywistości, z całą prostotą, z naturalnym porywem, z największą ufnością, z pełnym oddaniem.

 

Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu (Mt 6, 5).

 

Nasz Pan daje nam tu nakaz samotnej modlitwy: mamy się zamknąć w naszym pokoju i w odosobnieniu zanosić modlitwy do Ojca, który widzi nas w ukryciu. Tak więc obok ukochanej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, obok modlitwy wspólnotowej, gdzie nasz Pan jest pośród tych, którzy się gromadzą, aby modlić się do Niego, kochajmy i praktykujmy każdego dnia modlitwę w samotności, tę modlitwę, podczas której widzi nas tylko Ojciec Niebieski, kiedy jesteśmy absolutnie sami z Nim, gdy nikt nie wie, że się modlimy, w sekretnym i rozkosznym sam na sam z naszym Ojcem, daleko od wzroku innych ludzi, na klęczkach wylewając przed Nim w całkowitej wolności nasze serce. Oto trzy rodzaje modlitwy, wszystkie wielce doskonałe, wszystkie trzy godne praktykowania.

 

Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 18, 19).

 

Jakże bardzo powinniśmy po takim zapewnieniu starać się zanosić do Boga modlitwy nie tylko sami, ale także z kimś drugim, z kilkoma lub wieloma osobami, obecnymi duchowo bądź fizycznie, i w ten sposób razem prosić Boga o to, co pragniemy od Niego otrzymać. Najważniejsza jest jedność duchowa: nie wystarczy być razem, trzeba prosić o tę samą rzecz. Trzeba, aby z dwóch serc wznosiła się do Boga jedna modlitwa. Bliskość fizyczna, choć nie tak konieczna, jest także bardzo pożyteczna. Wskazuje na to następny po zacytowanym wiersz Ewangelii mówiący, że racją, dla której wspólna modlitwa będzie zawsze wysłuchana, jest to, iż tam, gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię naszego Pana, tam On sam jest pośród nich.

 

Gdy więc chcemy wyprosić coś u Boga, starajmy się to czynić z możliwie jak największą liczbą dusz w jednej lub kilku grupach, modląc się z nimi głośno lub w milczeniu o tę samą rzecz. W takiej wspólnocie będzie Jezus i Bóg na pewno wysłucha zanoszonej modlitwy. W taki sposób trzeba postępować nie tylko w przypadku osobistych próśb, ale także szczególnie, gdy modlimy się o jakieś dobro wspólne. Tak należy postępować tym bardziej, im o większą chodzi sprawę, a już na pewno trzeba dołożyć wszelkich starań, gdy modlimy się za wszystkich ludzi, za Kościół święty, o nawrócenie grzeszników, w intencjach Ojca świętego, w końcu także w tych wszystkich istotnych potrzebach, które winny stanowić treść naszych modlitw, tak jak były treścią modlitw naszego Pana.

 

To właśnie wówczas, bardziej niż kiedykolwiek, trzeba nam się gromadzić w możliwie największej liczbie, by razem prosić Boga z całego serca, głośno lub w milczeniu, o wszystkie potrzebne światu łaski, te niezmierne łaski, które rozpalają nasze serce i serce naszego Pana, gdy widać, jak się rozlewają po ziemi. Starajmy się zatem gromadzić się jak najliczniej, żeby modlić się razem przez wiele godzin za wszystkich ludzi, w intencjach Ojca świętego (co obejmuje wszystkie intencje naszego Pana), o nawrócenie grzeszników itd. Niech wszystkie nasze dni wypełnia pięć do sześciu godzin wspólnej modlitwy, głośno lub w milczeniu, w tej samej intencji, by prosić Boga o te same rzeczy. Gdy nasze ciała zgromadzone są razem, niech nasze serca proszą o tę samą rzecz.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1461,u-stop-boga.html

_______________________________

Bóg mówi o Tobie w superlatywach. Słyszysz?

Twoja wartość jest stała i niezmienna. Nawet wtedy, gdy  przeszłość, dzieciństwo, rodzinne doświadczenia, lista grzechów i wszystko, co przeżyłeś, zdają się temu przeczyć.

 

Kiedy usiadłam do pisania artykułu, pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy, brzmiało: “ciekawe, co mówi świat na temat poczucia własnej wartości?”. Włączyłam więc przeglądarkę i wpisałam to niezwykle popularne hasło. W pierwszej kolejności dowiedziałam się, że żeby podnieść swoje poczucie wartości trzeba świadomie oddychać. Ciekawe. Później przeczytałam, że aby czuć się wartościowym musisz się bezwarunkowo pokochać. Cóż, to nawet mądre, ale dla wielu z nas pozostaje w sferze myślenia życzeniowego. Na koniec jeszcze, jak wisienka na torcie, taka porada: “chcesz podnieść swoją wartość? Celebruj własne porażki!”. Doprawdy, internetowych metod jest bez liku… Mimo wszystko, gdzieś pomiędzy różnymi mniej lub bardziej udanymi radami, przemknęło zdanie: “świadomość bycia wartościowym to kwestia zmiany filozofii życia”. No właśnie, to tutaj jest klucz do rozwiązania sprawy.

 

Boże, jestem do niczego. Jak możesz mnie jeszcze kochać? 

 

O jaką “filozofię życia” może chodzić w przypadku chrześcijaństwa? W drugim liście do Koryntian czytamy, że dzięki Chrystusowi “jesteśmy nowym stworzeniem, co dawne minęło, a wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). Oznacza to mniej więcej tyle, że Twoja dotychczasowa tożsamość, myślenie o sobie czy poczucie własnej wartości muszą umrzeć, bo w ich miejsce pojawi się coś zupełnie nowego i pięknego – nowa, królewska tożsamość, która określi Twoją wartość na najwyższą z możliwych. Wartość ta jest stała i niezmienna, nawet wtedy, gdy Twoja przeszłość, dzieciństwo, rodzinne doświadczenia, długa lista popełnionych grzechów i wszystko, co do tej pory przeżyłeś, zdają się jej przeczyć.
Kolejka do spowiedzi długa, jak zawsze u Dominikanów. Biorę broszurkę o rachunku sumienia i cierpliwie czekam. W międzyczasie analizuję swoje grzechy, biorę pod lupę wszystko, co w ostatnim czasie było we mnie słabe. Im dłużej analizuję, tym bardziej się pogrążam. Myślałam, że to będzie krótka spowiedź, a nagle lista się wydłuża, a mój nastrój spada. Myślę: “Boże, jestem do niczego. Czy Ty mnie taką możesz kochać?”. Chce mi się płakać. Negatywne myśli napływają do mojej głowy. Żal za grzechy szybko zamienia się w użalanie się nad sobą. Rozglądam się i widzę za mną jakieś dziesięć osób, wszyscy tak samo pogrążeni w lekturze rachunku sumienia. Wyglądają, jakby i oni “dołowali”. Może przejęci lękiem, wstydem, poczuciem winy? Tak jak ja, która znowu wpadam w jedną największych pułapek przygotowanych przez szatana – tę, kiedy zaczynam myśleć, że moja wartość jest uzależniona od moralnej doskonałości, braku grzechów, perfekcyjnej zdolności do świętego życia. Tym sposobem po raz kolejny podważam swoją tożsamość dziecka Bożego i to, że Bóg powołał mnie, wybrał, stworzył i ukochał zupełnie za darmo, a moje grzechy nie mają nic do tego.

 

Od czego nie zależy twoja wartość

 

Skoro poczucie własnej wartości nie ma związku z grzechem, to z czym jeszcze związku nie ma? Poczucie wartości rozumiane po chrześcijańsku ma również niewiele związku ze współczesnymi trendami rozwoju osobistego. Według wielu jego praktyków wysokie poczucie własnej wartości to nic innego, jak pozytywna samoocena. Przejawia się ona w ten sposób, że mam o sobie dobre zdanie, lubię i akceptuję siebie, darzę się serdecznymi uczuciami. Do tego momentu jeszcze nic nie stoi w sprzeczności z chrześcijańskim podejściem – jestem pewna, że Bóg chce, byśmy mieli pozytywną samoocenę. W wypadku wielu nurtów psychologii jednak to samoocena jest pierwszą i najważniejszą przyczyną – właśnie od dobrej samooceny zależy wysokie poczucie własnej wartości, a za tym idą dobre decyzje, myśli, emocje i generalnie dobre życie.

 

Czyli, krótko mówiąc, wystarczy mi, że sam siebie uznaję za wartościowego i zasługującego na miłość – dzięki takiej przychylnej samoocenie staję się panem swojego życia. I tu pojawia się pierwszy podstawowy problem – źródłem pozytywnego poruszenia jest moje “Ja”, a więc dochodzi do koncentracji na mnie, na moim ego i na własnej samowystarczalności. Tymczasem w chrześcijaństwie doświadczamy czegoś doskonalszego i piękniejszego, bo źródłem wszelkiego poruszenia jest Bóg, a nasza wartość nigdy nie jest efektem prywatnych starań, lecz tego, że On sam nadał nam wartość poprzez śmierć swojego Syna, która pozwoliła nam stać się dziećmi Bożymi. Można więc odważnie stwierdzić, że to, czego jako chrześcijanie potrzebujemy najbardziej, to przejścia od egocentyzmu do Chrystocentryzmu, gdzie już “nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20).

 

Samoocena w gruzach

 

Co w takim razie robić, by podnieść poczucie własnej wartości? To pytanie jest mi często zadawane, lecz nie mogę na nie odpowiedzieć zgodnie z oczekiwaniami pytającego – jestem bowiem głęboko przekonana, że poczucia własnej wartości nie można podnieść. Pamiętam, że kiedy byłam nastolatką pogrążoną w niskiej samoocenie, moja mama robiła wszystko, bym myślała pozytywnie. Przekonywała mnie, że jestem świetna, podrzucała mi książki o tym, jak czuć się ze sobą dobrze i sugerowała różne ćwiczenia. Jednym z nich miało być patrzenie w lustro i powtarzanie sobie: “Jesteś świetna, jesteś mądra, dasz radę”. Nikogo chyba nie zdziwię, jak powiem, że to nie tylko kompletnie nie działało, ale jeszcze dodatkowo mnie frustrowało.

 

Dlaczego tego typu techniki nie sprawdzają się? Odpowiedź zdaje się być prosta – jak mogę sobie wmawiać, że jestem kimś, kim nie jestem? Po co mówić sobie, że jestem świetny, kiedy myślę, że wcale nie jestem? Żadna technika, która w gruncie rzeczy jest okłamywaniem siebie, po prostu nie ma szansy zadziałać. No dobrze, ale skoro nie podnosić poczucia wartości, to co robić? Jak sobie poradzić z tym, że myślę o sobie krytycznie, źle się ze sobą czuję, nie lubię siebie lub nawet nienawidzę, a moja samoocena leży w gruzach? Jeśli tak się dzieje to oznacza, że nie masz jeszcze świadomości  swojej wartości, którą nadał Ci Twój Tata w niebie. Prawda jest bowiem taka, że poczucie wartości można albo mieć, albo nie mieć. Albo narodziliśmy się na nowo z Ducha, albo nie (J 3,1-20). Albo wiemy, kim jesteśmy w Bogu, albo wciąż dołujemy się, bo koncentrujemy się na swojej ziemskiej, fałszywej tożsamości. Albo uznaliśmy Słowa Boże o nas za prawdę, albo wciąż je kontestujemy.

 

Twoja smutna rzeczywistość może się zmienić!

 

Bóg mówi o nas w samych superlatywach i naprawdę ceni sobie nas o niebo bardziej, niż my sami siebie. Dlaczego więc żyjemy jak niewolnicy, którzy przeróżne głody związane z brakiem wartości zaspokajają u ludzi, a do Boga zwracają się błagalnie, by rzucił choć jednym dobrym słowem z litości? Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że nigdy jeszcze tak naprawdę nie uwierzyliśmy… Nie uwierzyliśmy w to, że Bóg nas “ukochał miłością odwieczną” (Jr 31,3) i dzięki Niemu “nabraliśmy wartości” (Iz 43,4). Nie musimy więc podwyższać wartości, czy jej budować – musimy ją odkryć, sięgnąć po nią i się nią delektować!
Powtórne narodziny (J 3,1-20), do których nawołuje Jezus, są narodzeniem się dziecka Bożego, które ma zupełnie nową wartość. Nie ma więc już znaczenia, czy narodziłeś się w patologicznym domu, czy Twój ojciec pił i Cię wyzywał, czy Twoja matka Cię poniżała i podcinała skrzydła, czy Twoi rówieśnicy Cię gnębili. Nie ma już żadnego znaczenia to, co negatywnego mówili o Tobie ludzie w Twoim dotychczasowym życiu. Od dziś możesz narodzić się na nowo, zacząć z czystą kartą, na której zapisane będzie tylko jedno zdanie: “Jesteś moim dzieckiem, kocham Cię, a Twój dom jest tam, gdzie Ja jestem”. Jeśli zdecydujesz się w to uwierzyć, być wiernym i konsekwentnym w trwaniu przy swoim Ojcu, zobaczysz, że Twoja rzeczywistość zacznie się zmieniać – stopniowo będzie obumierać Twoja fałszywa tożsamość, negatywne myśli nie będą miały do Ciebie już takiego dostępu, a smutek, lęk czy złość zostaną zastąpione przez pokój i radość. To wspaniała nowina dla każdego z nas – zawsze możesz zacząć od nowa!

 

Praktyczne ćwiczenie w 3 krokach 

 

Zbudowanie stabilnego i mocnego poczucia własnej wartości musi się zacząć od wprowadzenia nowego nawyku do naszego życia, a jest nim modlitwa Słowem Bożym. Nie oszukujmy się, że uda się zbudować swoją wartość w inny sposób, niż poprzez odniesienie do Tego, który wartość nam nadał – musimy więc nieustannie, wiernie i wytrwale przesiąkać jak gąbka Słowem Boga.

 

Aby to zrobić, zachęcam Cię do 3 prostych kroków:

 

1. Codziennie poświęć 10 minut (lub tyle, na ile realnie możesz sobie pozwolić), by czytać Słowo Boże – mogą to być czytania z dnia lub inne wybrane przez Ciebie fragmenty. Czytając, zastanów się: “kim jestem Boże w Twoich oczach? Co ten fragment mówi o mojej wartości?”. Zapisuj odpowiedzi.

 

2. Przeczytaj “list od Boga”. Można go znaleźć bez problemu w internecie, wystarczy, że wpiszesz taką właśnie frazę. Czytając, zaznacz te fragmenty, które najmocniej mówią do Twojego serca. Następnie wybierz jeden z nich, który na “tu i teraz” najbardziej Cię porusza i zapisz go na małej karteczce, wpisując również swoje imię, tak jakby to Bóg osobiście do Ciebie mówił. Przez najbliższy tydzień noś ze sobą tę karteczkę (np. w kieszeni albo w portfelu), wyciągaj ją jak najczęściej i czytaj, pozwalając, by Słowo stopniowo Cię przekonywało i przemieniało. Bądź konsekwentny i wytrwały, a zobaczysz, że to działa!

 

3. Po prostu – módl się, módl się i… módl się! Proś Boga o to, by objawił Ci swoją miłość. Poszukuj doświadczenia miłości. Dołącz do wspólnoty, w której będziesz mógł razem z innymi modlić się i wołać o Ducha. Proś Ducha Świętego, by się na Ciebie wylał. Doświadczenie miłości nie jest ekskluzywne i przeznaczone tylko dla świętych. Ono jest dla każdego! Jeśli ja je mam, możesz je mieć również Ty. “Nie bój się, wierz tylko!” (Mk 5,36).

 

 

Kolejny krok do prostoty już za tydzień na DEON.pl

 

Maria Krzemień – psycholog chrześcijański i trener. W praktyce i codzienności jest po prostu wierzącym psychologiem, bo jakiś czas temu postanowiła połączyć nie tylko swoje życie, ale też pracę na dobre z Panem Bogiem. Prowadzi warsztaty psychologiczne w oparciu o Słowo Boże. Jej teksty można przeczytać na blogu Żyj po Bożemu.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/lifestyle/art,475,bog-mowi-o-tobie-w-superlatywach-slyszysz.html

_________________________________

Co sprawia, że rano chce Ci się wstawać?

Wizja atrakcyjnego ciała nie motywuje mnie do biegania. Nie ufam trenerowi rozwoju osobistego, który wmawia mi, że jestem najważniejsza. Chcę znaleźć głębszy sens.

 

Nie lubię filmików motywacyjnych ani rozwojowych tekstów, których autorzy namawiają do lepszego zarządzania czasem, zarabiania większej sumy pieniędzy czy dbania o ciało. Nie lubię, gdy ktoś sprzedaje mi działania bez oparcia ich w jakiejś mądrej idei czy filozofii. Nie lubię, bo w moim życiu to nigdy nie działa. Nie potrafię zacząć biegać, jeśli nie mam mocnej podpory w sensownej, logicznej motywacji. Lepsze ciało i większa atrakcyjność nie są w stanie mnie przekonać do niczego – żadna to dla mnie wartość. Nie ma nade mną mocy rozciąganie wizji bogatego i luksusowego życia, które będę mieć, jeśli zacznę zarabiać więcej. Nie przekona mnie również trener rozwoju osobistego, który w kluczu “zdrowego egoizmu” będzie mnie przekonywał, że muszę o siebie zadbać, bo jestem najważniejsza. Nie jestem, więc dlaczego miałabym mu zaufać? Wszystkie te pseudomotywacyjne akcje kompletnie mnie nie ruszają i jeszcze nigdy żadna do niczego mnie nie zachęciła.

 

Moje życie było tylko i wyłącznie zbiorem aktywności, które wypełniały czas, ale nie stanowiły w żaden sposób o sensie i moim przeznaczeniu. Zrozumiałam wyraźnie – życie to nie zestaw zadań do wykonania, a sens do zrealizowania.

 

Chaos w czasie i w działaniach

 

Często mam problem z motywacją i nie wiem, jak się zebrać do życia. Mam chaos w czasie i działaniach, nie wpisuję ich odpowiednio regularnie do kalendarza i moja codzienność boleśnie to odczuwa – gonię między aktywnościami, jem szybkie posiłki, przelotem wpadam do kościoła, by spędzić w nim 10 minut myśląc i tak o sprawach do załatwienia. Ostatecznie biegam za własnym ogonem i nie odczuwam satysfakcji. Co zrobić, by tego uniknąć? Jak się zachować, by praktyczna codzienność w końcu miała ręce i nogi? Co sobie powiedzieć, by mieć chęć i mobilizację do skutecznego działania?

 

Przez długi czas wydawało mi się, że rozwiązanie leży w organizacji czasu. Zaczęłam więc korzystać z kalendarza i regularnie wpisywałam do niego wszystkie aktywności. Uporządkowało to spory chaos w moich działaniach, ale wciąż coś było nie tak. Co prawda zadania były zorganizowane, ale odkryłam, że jest ich po prostu za dużo. Nagle jasne stało się dla mnie, że to, co robię jest zupełnie niezogniskowane – bo robię wszystko na raz, nie precyzując, do czego to wszystko zmierza. Zrozumiałam, że moje życie było tylko i wyłącznie zbiorem aktywności, które wypełniały czas, ale nie stanowiły w żaden sposób o moim sensie i przeznaczeniu. W końcu, gdzieś pomiędzy jednym a drugim odkryciem, dotarła do mnie ta prosta i genialna myśl – życie to nie zestaw zadań do wykonania, a sens do zrealizowania!

 

Po co żyjesz i dokąd chcesz dojść? 
Bill Hybels powiedział: “Nie osiągniemy w życiu prostoty, jeśli nie mamy jasności co do tego, jaki jest nasz ostateczny życiowy cel. Zadaj więc sobie pytanie: Kim chcę się stać?”. Bardzo zgadzam się z Hybelsem. To proste – nie możesz mądrze zaplanować sobie życia, jeśli najpierw nie zapytasz siebie, co chcesz w życiu osiągnąć. Musisz więc rozważyć, jakie są Twoje priorytety. Co jest dla Ciebie ważne? Jakie są Twoje kluczowe wartości? Co napędza Cię do życia? Co każe Ci rano wstać z łóżka? Po co żyjesz i dokąd chcesz dojść?

 

Każde nasze działanie musi być celowe. Jeśli chodzisz do pracy, to przecież nie chodzisz do niej po to, by odbębnić swój obowiązek (choć niestety wielu ludzi tak właśnie robi), ale np. po to, by zarobić pieniądze. Pieniądze zarabiasz po to, by było Cię stać na życie, którego pragniesz, a to z kolei sprawia, że czujesz się spełniony i szczęśliwy. Każde nasze działanie powinno być umieszczone i uświadomione w szerszym kontekście – po co robisz to, co robisz? Dokąd ma Cię to zaprowadzić? Ustalenie tych kwestii sprawi, że Twoje działania zaczną się porządkować – z tych, które będą zbędne lub szkodliwe w kontekście Twojego powołania, po prostu zrezygnujesz, a zaczniesz robić więcej tego, co prowadzi Cię do celu. Pozbędziesz się rzeczy nieistotnych, a zostanie tylko to, co ważne. To przecież esencja prostoty!

 

Zadbaj o sens. Ćwiczenie praktyczne
“Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6,21). Te słowa Jezusa są dla nas naprawdę cenną i mądrą wskazówką. Tam, gdzie znajdziemy swój sens, będzie podążało nasze serce – czyli nasza miłość, zaangażowanie i motywacja. Czym są nasze skarby? To nic innego, jak nasze wartości, w które wierzymy – miłość, wolność, pokój czy prawda. To również nasze najgłębsze pragnienia – założenie rodziny, zbudowanie domu, zwiedzenie świata, pomaganie biednym czy rozwijanie swoich pasji. W końcu nasz skarb to również nasze powołanie, czyli miejsce, w którym widzi nas Bóg i w którym sami chcielibyśmy być. Nie musimy szukać daleko, by odnaleźć nasze skarby, wystarczy jedynie uczciwie spojrzeć w głąb siebie i zapytać: Czego pragniesz, kim chcesz być i po co żyjesz? Jeśli będziesz miał tego świadomość, zobaczysz, jak skutecznie zachęci Cię to do porządkowania i upraszczania życia. Dlaczego? Ponieważ jednym z najmocniej motywujących i mobilizujących czynników jest właśnie poczucie sensu. Zadbaj więc o sens Twojego życia, a Twoja rzeczywistość odmieni się!

 

Chcę zaprosić Cię do tego, byś zrobił swoje Pudełko Skarbów, czyli miejsce, w którym zgromadzisz wszystkie odpowiedzi na najważniejsze pytania. Możesz wziąć jakieś pudełko, które masz w domu, lub jakikolwiek inny pojemnik. Przydadzą Ci się też małe kolorowe karteczki. Zastanów się nad poniższymi pytaniami, a odpowiedzi wpisz na karteczki, które później wrzucisz do Pudełka Skarbów. Kiedy przyjdzie moment zwątpienia, braku chęci działania, niepewności, dokąd zmierzasz i jaki jest sens Twojego życia, zaglądnij do swojego Pudełka i przypomnij sobie, co jest dla Ciebie najważniejsze. Niech to skutecznie Cię motywuje, wzmacnia i pociesza!

 

• Jak chcesz, by wyglądało Twoje życie?
• Co chcesz robić w życiu?
• Ku czemu dążysz? Co jest Twoją misją?
• Co jest sensem Twojego życia?
• Jakie wartości są dla Ciebie najważniejsze?
• Jakie “role” chcesz realizować w życiu?
• Po co żyjesz?
• Kim chcesz być?
• Dlaczego chcesz być właśnie taki?

 

Kolejny krok do prostoty już za 2 tygodnie na DEON.pl

 

Maria Krzemień – psycholog chrześcijański i trener. W praktyce i codzienności jest po prostu wierzącym psychologiem, bo jakiś czas temu postanowiła połączyć nie tylko swoje życie, ale też pracę na dobre z Panem Bogiem. Prowadzi warsztaty psychologiczne w oparciu o Słowo Boże. Jej teksty można przeczytać na blogu Żyj po Bożemu.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/lifestyle/art,476,co-sprawia-ze-rano-chce-ci-sie-wstawac.html

______________________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś