Nawrócenie jest kwestią naszego życia lub śmierci. Być albo nie być._Niedziela, 28 lutego 2016r._ 3 Niedziela Wielkiego Postu

Myśl dnia

Nie jesteśmy przypadkowym i pozbawionym znaczenia produktem ewolucji.

Każdy z nas jest owocem zamysłu Bożego. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny.

Benedykt XVI

 

Doradzając przyjacielowi, staraj się mu pomóc, a nie sprawić przyjemność.

Solon

Nawrócenie jest uznaniem swojej grzeszności; tego, że jest się na błędnej drodze.
Jest także zerwaniem ze złem, a nade wszystko jest zwróceniem się ku Bogu, który jest miłością.
ks. Mariusz Szmajdziński

Pokorę jest potrzebna, aby toczyć walkę przeciw wyniosłym demonom;

przez pokorę serce otrzymuje pomoc Chrystusa, Bóg bowiem nienawidzi pysznych.

Hezychiusz z Synaju

 

d1145905555
Jezu, przyjmuję każde Twoje słowo i odnoszę je do siebie, tak samo jak i znaki, przez które do mnie przemawiasz.
One prowadzą mnie na drogę nawrócenia i do wydania dobrego owocu.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK C

PIERWSZE CZYTANIE (Wj 3,1-8a.13-15)

Powołanie Mojżesza

Czytanie z Księgi Wyjścia.

Mojżesz pasł owce teścia swego Jetry, kapłana Madianitów; zawiódł pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się anioł Pana w płomieniu ognia w środku krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.
Rzekł wtedy Mojżesz: ”Zbliżę się, aby ujrzeć lepiej to niezwykłe zjawisko, dlaczego krzew się nie spala”. Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz się zbliżał, aby lepiej mógł ujrzeć, zawołał doń Bóg: ”Mojżeszu, Mojżeszu!”.
On zaś odpowiedział: ”Oto jestem”.
Rzekł mu: ”Nie zbliżaj się tu. Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”. Powiedział jeszcze Pan: ”Jestem Bogiem ojca twego. Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”.
Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem ujrzeć Boga.
Pan mówił: ”Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam tedy dobrze jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z jarzma egipskiego i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód”.
Mojżesz zaś rzekł Bogu: ”Oto pójdę do synów Izraela i powiem im: »Bóg ojców naszych posłał mię do was«. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć?”. Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: ”Ja jestem, który jestem”. I dodał: ”Tak powiesz synom Izraela: »Ja jestem posłał mię do was«”. Mówił dalej Bóg do Mojżesza: ”Tak powiesz synom Izraela: Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba przysłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 103,1-4.6-8.11)

Refren:Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia.

Błogosław, duszo moja, Pana *
i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
Błogosław, duszo moja, Pana *
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach.

On odpuszcza wszystkie twoje winy *
leczy wszystkie choroby,
On twoje życie ratuje od zguby *
i obdarza cię łaską i zmiłowaniem.

Dzieła Pana są sprawiedliwe, *
wszystkich uciśnionych ma w swojej opiece.
Drogi swoje objawił Mojżeszowi, *
swoje dzieła synom Izraela.

Miłosierny jest Pan i łaskawy, *
nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy.
Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, *
tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli.

DRUGIE CZYTANIE (1 Kor 10,1-6.10-12)

Życie Izraela na pustyni jest zapowiedzią rzeczy przyszłych

Czytanie z Pierwszego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Nie chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie wszyscy co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy byli ochrzczeni w imię Mojżesza, w obłoku i w morzu; wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a skałą był Chrystus. Lecz w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni.
Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas, iżbyśmy nie byli skłonni do złego, jak oni zła pragnęli. Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady.
A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,17)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Pan mówi: Nawracajcie się,
bliskie jest królestwo niebieskie.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (Łk 13,1-9)

Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

W tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.
Jezus im odpowiedział: ”Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.
I opowiedział im następującą przypowieść: ”Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika:
»Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?«. Lecz on mu odpowiedział: »Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć«”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

Droga nawrócenia

Łatwo jest szukać winy wśród innych. Wtedy często przypisuje się ciężkie przewinienia ofiarom, a niewinność ocalonym. Rzeź powstańców galilejskich dokonana przez Piłata lub tragedię pod gruzami wieży Siloe łatwo się definiuje, że ci ludzie musieli ciężko zawinić, skoro Bóg wymierzył im taką karę. Jezus zwalcza to błędne myślenie: Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Nawrócenie jest uznaniem swojej grzeszności; tego, że jest się na błędnej drodze. Jest także zerwaniem ze złem, a nade wszystko jest zwróceniem się ku Bogu, który jest miłością. On wciąż oczekuje, abyśmy wydawali dobre owoce. Nawrócenie jest kwestią naszego życia lub śmierci. Być albo nie być.

Jezu, przyjmuję każde Twoje słowo i odnoszę je do siebie, tak samo jak i znaki, przez które do mnie przemawiasz. One prowadzą mnie na drogę nawrócenia i do wydania dobrego owocu.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

__________________________________

 

Rozważanie trzecie – spotkałam Ojca

 

Trzecia Niedziela Wielkiego Postu – 28/02/2016

Jest ktoś, kto kocha. Jest ktoś, kto tęskni. Jest ktoś, kto zawsze czeka – na Ciebie. Rozważanie prowadzi s. Emanuela Gemza ZMBM.

http://modlitwawdrodze.pl/rekolekcje/wielkipost-2016/rozwazanie-trzecie/

__________________________________

Dobry ogrodnik – 3. Niedziela Wielkiego Postu

 

Liturgia Słowa:

Wj 3, 1-8a. 13-15

Mojżesz pasł owce teścia swego Jetry, kapłana Madianitów; zawiódł pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się anioł Pana w płomieniu ognia w środku krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.

Rzekł wtedy Mojżesz: «Zbliżę się, aby ujrzeć lepiej to niezwykłe zjawisko, dlaczego krzew się nie spala». Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz się zbliżał, aby lepiej mógł ujrzeć, zawołał doń Bóg: «Mojżeszu, Mojżeszu!».

On zaś odpowiedział: «Oto jestem».

Rzekł mu: «Nie zbliżaj się tu. Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą». Powiedział jeszcze Pan: «Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba».

Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem ujrzeć Boga.

Pan mówił: «Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam tedy dobrze jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z jarzma egipskiego i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód».

Mojżesz zaś rzekł Bogu: «Oto pójdę do synów Izraela i powiem im: „Bóg ojców naszych posłał mię do was”. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć?». Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: «Ja jestem, który jestem». I dodał: «Tak powiesz synom Izraela: „Ja jestem posłał mię do was”».

Mówił dalej Bóg do Mojżesza: «Tak powiesz synom Izraela: Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba przysłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia».

1 Kor 10, 1-6. 10-12

Nie chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie wszyscy co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy byli ochrzczeni w imię Mojżesza, w obłoku i w morzu; wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a skałą był Chrystus. Lecz w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni.

Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas, iżbyśmy nie byli skłonni do złego, jak oni zła pragnęli. Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady.

A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.

Łk 13, 1-9

W tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.

Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».

I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć”

http://ps-po.pl/2016/02/27/dobry-ogrodnik-3-niedziela-wielkiego-postu/

__________________________________

Św. Nerses IV Šnorhali zwany Wdzięcznym (1102-1173), patriarcha ormiański
Jezus, Syn jedyny Ojca, § 677-679

“Może wyda owoc”
 

Nie przeklinaj mnie, jak drzewo figowe (por. Mt 21,19),
Choć jestem podobny do wyschłego drzewa,
Ze strachu, że liście wiary
Nie uschły razem z owocem moich uczynków.

Ale umocnij mnie w dobru,
Jak latorośl na świętym Krzewie winnym,
O który dba Twój niebieski Ojciec (J 15,2)
A Duch sprawia, że wzrastając – wydaje owoce.

A drzewa, którym jestem, pozbawionego smacznych owoców,
Lecz pełne owoców gorzkich,
Nie wyrywaj z Twojej winnicy,
Ale zmień je, okopując nawozem.

 

____________________________________

Homilia

Cierpiący i cierpliwy Bóg

Dwa pytania

 

Kataklizm czy nieszczęście, w którym cierpi wielu niewinnych ludzi zazwyczaj prowokuje do dwóch trudnych pytań: „Gdzie był Bóg?” i „Czy nieszczęście to kara za grzechy?”. Czasem to drugie pytanie zadają sobie osoby, które bardzo osobiście przeżywają jakieś poważne cierpienie, a kiedyś, nawet w dalekiej przeszłości, ciężko zgrzeszyły.

 

Jezus solidarny z człowiekiem

 

Na te powyższe dwa pytania odpowiada dzisiejsza Ewangelia. Po pierwsze nieszczęścia, które dotykają człowieka nie są nieodwołalną karą, którą surowy Bóg wymierza grzesznikom. Cierpienie to przede wszystkim jedna z przykrych cech świata, w którym żyjemy, świata naznaczonego przez grzech pierworodny. Kiedy człowiek po raz pierwszy odrzucił Boga, cierpienie razem z grzechem wlało się w świat szerokim strumieniem. Nam chyba najtrudniej pogodzić się z tajemnicą, w którą cierpienie często jest opakowane – wolelibyśmy, żeby ono miało jakiegoś konkretnego autora.

Niemniej Bóg nie pozostawił człowieka samego. Jezus, posłany przez Ojca Zbawiciel, przyjął ludzką naturę i stał się z nami solidarny także w cierpieniu. Jego śmierć na krzyżu była skrajnie hańbiąca, okrutna i bolesna. Gdzie więc jest Bóg, kiedy cierpią i umierają ludzie? On cierpi i umiera razem z nimi.

 

Nie ma na co czekać

 

Jako ludzie możemy naprawdę bardzo wiele: zdobywamy, podbijamy, opanowujemy, zwyciężamy. Z drugiej strony nie możemy zapomnieć, że nasze życie jest ograniczone: jesteśmy uwarunkowani, chorujemy, cierpimy, umieramy. To, że często udaje się nam uniknąć jakiegoś nieszczęścia, to przede wszystkim dowód Bożego miłosierdzia i cierpliwości wobec nas. Dlatego każda chwila życia jest kolejną szansą, by wracać do Boga i pomnażać dobro. Cierpliwy Bóg czeka, ale my nie zwlekajmy. Nawrócenie, podobnie jak dobro, nie lubi słów „potem” czy „jutro”.

ks. Grzegorz Zembroń MS (Kraków)

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl
 
_________________________________
 

Kilka słów o Słowie 28 II 2016

W tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział:

 

“Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie.

 

Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.

 

I opowiedział im następującą przypowieść: “Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: «Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję.

 

Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?» Lecz on mu odpowiedział: «Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć»”.

 

Przeczytaj komentarz:

 

Czy myślisz, że ofiary współczesnych wojen i kataklizmów byli większymi grzesznikami od Ciebie, skoro spotkało ich to nieszczęście? Wszyscy potrzebujemy nawrócenia. Kataklizmy i inne nieszczęśliwe wypadki nie są karą za grzechy, ale wezwaniem do nawrócenia dla tych, którym nic złego się nie przytrafiło.

 

Kataklizmy, wojny i inne nieszczęśliwe wypadki przypominają nam o istnieniu piekła, które czeka na egoistów nie mających ochoty odmienić się na wzór Boga samego. Bóg nas ostrzega przed piekłem, ale jednocześnie pielęgnuje i karmi. Kto podda się tej pielęgnacji i posili należycie Bożą Miłością, ten wyda owoc wiecznego życia w Niebie.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2784,ewangelia-bog-ostrzega-pielegnuje-i-karmi.html

______________________________

3 Niedziela Wielkiego Postu

Bóg jest! Więcej – jest obecny w dziejach człowieka, w moim życiu od samego początku. Niezależnie czy spojrzymy na historię Izraela, czy będziemy się opierać na słowach świadectwa, czy przypowieściach Jezusa, czy wreszcie spojrzymy na doświadczenie naszej codzienności, zawsze odnajdziemy tam obecność Bożą. Wszechmocny obdarzył nas ogromną miłością, która nierozerwalnie splata nasz los z Jego wiecznym istnieniem. Jednak, aby to dostrzec, potrzebne jest zaufanie słowom, które objawiają nam Boga stojącego tuż obok. I choć łatwo czyta się o Bożych obietnicach, znając ich wypełnienie, to trzeba pamiętać, że ci, którym były one składane, mieli serca i umysły wypełnione wiarą w ich spełnienie. Jaką rolę spełnione obietnice Jedynego Boga odgrywają w naszym życiu? Dla mnie są znakami pobudzającymi do złożenia ufności w Bogu.

Komentarz do I czytania (Wj 3, 1-8a. 13-15)

Żaden znak i żaden cud nie dzieje się bez powodu. Gdy Izraelici byli ciemiężeni w Egipcie, gdy Mojżesz przebywał w obcej ziemi, słowa o obecności Kogoś, kto jest zatroskany o ich dolę były strzałem w dziesiątkę. Lecz Bóg nie poprzestaje na samym zaznaczeniu swojej obecności. Jego słowa nie są tylko próbą zwrócenia na chwilę uwagi człowieka. On, nie dość że wykazuje doskonałe wyczucie potrzeb, to naprawdę dotrzymuje słowa. I kiedy mówi, że jest, że wyprowadzi z niewoli, że da im ziemie żyzne, to nie tylko mówi, lecz prawdziwie tego dokonuje. Co jest naszym Egiptem, naszą niewolą, a co ziemią obiecaną, którą Bóg chce nam ofiarować? Obietnice Pana trwają na wieki. Oczekujmy więc spełnienia się Jego słów w naszym życiu.

Komentarz do II czytania (1 Kor 10, 1-6. 10-12)

Krzyż staje się znakiem największej miłości, jakiej może doświadczyć człowiek. Miłości pochodzącej od samego Boga. Symbol hańby przeobraża się w sztandar triumfu nad największymi wrogami człowieka – grzechem i śmiercią. Nie jest on ani odpowiedzią na uczone pytania współczesnych naukowców, ani sposobem na zaspokojenie pragnień rodzących się w sercu dzisiejszego człowieka. Bez wątpienia jest jednak pomocą w odkrywaniu prawdziwego sensu życia i powołania. Jest drogowskazem prowadzącym do życia wiecznego. Bramą, przez którą do nieśmiertelności przechodzi to, co słabe.

Komentarz do Ewangelii

Bóg jest jak ogrodnik zatroskany o swój ogród, o każde drzewo, krzew czy kwiat. Cieszy się ich pięknem, gdy rosną i rozkwitają, ale martwi się, gdy któreś nie wydaje oczekiwanego owocu. Jest również cierpliwy, wciąż mający nadzieję, że obumierające drzewo wyda owoc. Nie ustaje w staraniach i wykorzystuje wszystkie sposoby, aby przywrócić mu dawne piękno. Niektóre z metod, jakie wykorzystuje, mogą być niezrozumiałe, tak jak okładanie brzydkim, śmierdzącym nawozem. Czas pokazuje jednak zasadność Jego starań – drzewo wydaje oczekiwany owoc. Każdy z nas jest jak roślina w ogrodzie Pana Boga. Przeżywamy swoje rozkwity i odumieranie. Lecz w tym wszystkim dba o nas najlepszy ogrodnik – sam Stwórca. który pragnie naszego dobra i zrobi wszystko, abyśmy byli szczęśliwi.

Pomyśl:

  • Ile razy w moim życiu postanawiałem, że zacznę wszystko od nowa? Skąd czerpałem do tego siły?
  • Jakie miejsce zajmuje Jezus Chrystus w moich planach?
  • Kiedy po raz pierwszy zauważyłem, że moje życie potrzebuje dobrego Bożego fundamentu? Jak często powracam do tej chwili?

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/540

_______________________________

III Niedziela Wielkiego Postu, rok C
28 lutego 2016 r.


Wj 3,1-8.13-15; 1 Kor 10,1-6.10-12; Łk 13,1-9

______________________________________

Jeszcze jeden rok
Masakra, której dokonał Piłat na Galilejczykach uświadamia nam wszystkie masakry, nagłe zadawanie śmierci jak to miało miejsce w Winnenden (Niemcy) 11 marca 2009. Zginęło 15 osób oraz zamachowiec. Zawalona wieża w Siloam po gruzami której zginęło 18 osób przywołuje wszystkie gwałtowne wydarzenia w przyrodzie jak choćby ostatnie trzęsienie na Haiti, w którym miało zginać 200 tys. ludzi.
Co Ty Mistrzu o tym sądzisz? Jezus odpowiada: Czy myślicie, że Galilejczycy czy uczniowie szkoły w Winnenden byli większymi grzesznikami niż mieszkańcy Małopolski? Czy owych osiemnastu z Siloam oraz mieszkańcy Haiti byli większymi grzesznikami niż mieszkańcy Krakowa? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie (Łk 13,5).
Według Jezusa każda nagła śmierć z ręki stosującego przemoc lub tragiczne wydarzenie w przyrodzie to nie kara za grzech, ale jeszcze jedno, mocne wezwanie dla wszystkich do nawrócenia. Jezus nie przyszedł potępiać Piłata, Galilejczyków czy kogokolwiek. Pragnie byśmy zobaczyli zło u siebie, porzucili je i zaowocowali dobrem (por. Łk 13,1-5). Kto uznaje zło w drugim człowieku i utożsamia je z nim, ten pozwala mu wzrastać w sobie i utwierdza je w drugim (S. Fausti).
Życie nasze, ograniczone w czasie, powinno zaowocować dobrem a nie samymi analizami źródeł zła i katastrof, poszukiwaniem i ocenami oprawców… Wcześniej czy później, nagle czy naturalnie przyjdzie na nas śmierć. Rozmowa ogrodnika z właścicielem ogrodu – w przypowieści o nieurodzajnej fidze to rozmowa Jezusa z Ojcem, ujawniająca wielką troskę o każdego człowieka, o mnie. Troska, abym zaowocował. Jezus wyprosił jeszcze „jeden rok” życia dla mnie, abym wydał owoce nawrócenia. Każdy wiec moment życia jest darem miłosierdzia, szansą pomnażania dobra (por. Łk 13, 5-9). Co zrobię w darowanym mi roku?
Buntu nie było – mówi Radosław Pazura w wywiadzie – chociaż na początku, całkowicie błędnie, przyjąłem, że ten wypadek to była kara za złe życie. A przecież Pan Bóg nie jest okrutny. On tworzy scenariusz dla każdego człowieka inny – każdemu daje inną drogę… W moim przypadku musiał wiedzieć, że tylko takie cierpienie mnie przebudzi… Chcę szukać siebie prawdziwego, czyli takiego, jakiego stworzył mnie Pan Bóg. On stwarza nas po to, żebyśmy doszli do zbawienia. Ale ponieważ rodzimy się z grzechem, a potem brniemy w grzech, musimy wykonać ogromną pracę – przemieniać się codziennie i prosić, by On w tym pomógł. (Gość niedzielny, Nr 07/2010, z dnia 21 luty 2010). Aktor dziękuję za życie a także za to, ze stało się lepsze. Zmienił się, spokorniał, zrozumiał, co w życiu jest ważne. Jeszcze w tym samy roku (rok 2003 był rokiem jego tragicznego wypadku samochodowego, w którym zginął też inny aktor, a trzy osoby ocalały, w tym on) zdecydowałem się na odkładany przez lata ślub z Dorotą. Świadomy, że oddana krew uratowała mu życie, dziś sam ją oddaje i wzywa innych do tego.
Bóg objawił się Mojżeszowi w 80 roku życia – głuchej pustyni i powiedział, ze JEST i wszystko wie o nim o całym narodzie: znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód (Wj 3,7-8).
Czy każdy z nas nie może wymienić całej listy łask jakie otrzymał od Boga? Słowa z listu do Koryntian (1 Kor 10,1-6.10-11) uświadamiają nam, ze naród wybrany, a więc umiłowani „przeszli przez morze” czy byli karmieni na pustyni, ale okazali Bogu niewdzięczność i ostatecznie Bóg sobie w nich nie upodobał. To ostrzeżenie dla Kościoła i każdego z nas, który z Kościołem jest połączony. Pisze wybitny teolog XX wieku kardynał Hans urs von Balthasar: Otrzymawszy więcej łask, Kościół jest też bardziej zagrożony. Nikt bowiem nie schodzi na większe manowce od tych, których Bóg przeznaczył na to, by wskazywali innym drogę…przeznaczeni do wielkiej świętości mogą się stać najniebezpieczniejszymi apostatami i padając mogą pociągnąć za sobą całe odłamy Kościoła. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł (1 Kor 10,12). Mając „rok czasu” i będąc w drodze nikt z nas nie powinien być pewny zwycięstwa. Jednorazowe zwycięstwo nie gwarantuje zbawienia. Bóg jest wspaniałomyślny dla nas „cały czas”. My również tylko dzięki szczerości i wspaniałomyślnej odpowiedzi, w każdej chwili, możemy podążać do ziemi obiecanej i ostatecznie ja zdobyć jako dziedzictwo.
Nie jest łatwo nawracać się. Szczególnie w życiu umiłowanych i wybranych przez Boga. Chodzi o coś więcej niż jeden akt, jeden czyn, jeden owoc. Ilość łask może też być powodem pychy i mnożeniem owoców „dla siebie”, ale nie bogaceniem się przed Bogiem. Jednak wezwanie do nawrócenia pozostaje, a jeszcze większa pozostaje hojność Boga…
Panie…
Uwolnij mnie od doskonałości
na moją tylko miarę
i otwórz na świętość,
którą chcesz mi dać.
Oszczędź mi cierpień Judasza
wchodzącego w siebie,
by potem już nie wyjść,
trwania z rozpaczą i strachem
wobec swego grzechu.
Udziel mi żalu Piotra
spotykającego milczenie
Twojego spojrzenia
pełne czułego współczucia.
A jeśli miałbym płakać,
niech to nie będzie płacz nad sobą samym,
raczej nad Twoją zdradzoną miłością.
Panie, Ty znasz drążącą mnie rozpacz
i wstręt do siebie,
które bez przerwy przerzucam na innych!
Niech Twoja dobroć pozwoli mi żyć
w moich własnych oczach!
Tak bardzo chciałbym
odemknąć bramę mojego więzienia,
w którym sam siebie
zamknąłem na klucz!
Udziel mi odwagi do wyjścia.
Powiedz mi, że wszystko potrafi wierzący.
Powiedz, że jeszcze może mnie uzdrowić
światło Twojego słowa i Twego spojrzenia.
[Michel Hubaut]
o. Andrzej Prugar OFMConv

_________________________________

3. tydzień Wielkiego Postu

dodane 27.02.2016 21:00

ks. Piotr Alabrudziński

Boże, źródło wszelkiego miłosierdzia i dobroci, Ty nam wskazałeś jako lekarstwo na grzechy post, modlitwę i jałmużnę, przyjmij nasze pokorne przyznanie się do przewinień, które obciążają nasze sumienia, i podźwignij nas w swoim miłosierdziu. Przez naszego Pana…

Grzechy mnie obciążają? Sprawiają, że jest mi ciężej żyć? Hm… Pewnie tak, ale… chyba z niektórych grzechów zrobiłem sobie swego rodzaju zbroję – ochrania mnie; sprawia, że nie jestem tak delikatny, podatny na zranienia… Boże, pomóż mi zrzucić zbroję grzechu, a założyć Twoją – zbroję łaski…

http://liturgia.wiara.pl/doc/1929807.3-tydzien-Wielkiego-Postu

______________________________

Dominikanie na III Niedzielę Wielkiego Postu
_______________________________

3. Niedziela Wielkiego Postu (C)

dodane 24.02.2016 21:15

Sześć homilii

Czas nawrócenia

ks. Leszek Smoliński

W książce pod tytułem „Nawrócenie” (2002) znajdujemy opis drogi, którą włoski pisarz Vittorio Messori. dotarł do katolicyzmu. Messori urodził się w Modenie w 1941 r. Został co prawda ochrzczony, ale jego rodzina nie praktykowała wiary i nie otrzymał w niej żadnego wychowania religijnego. Niewierząca rodzina i szkoła uczyniły z niego antyklerykała i racjonalistę. Momentem przełomowym okazało się dla niego lato 1964 r. Łaska Boża sprawiła, że 23-letni Vittorio, inteligentny i dobrze zapowiadający się student i pracownik centrali telefonicznej na nocnej zmianie, mieszkający w antyklerykalnym Turynie, studiujący u laickich profesorów, wziął do ręki Ewangelię i przeżył – niewytłumaczalne w sposób racjonalny – doświadczenie nawrócenia. Spotkał Jezusa Chrystusa i otrzymał dar pewności, że ten Człowiek prawdziwie był Synem Bożym. Później Ewangelii poświęcił całe swoje późniejsze życie. Stał się jednym z najpopularniejszych pisarzy katolickich o międzynarodowej sławie. Jest autorem wywiadu-rzeki z Janem Pawłem II pt. „Przekroczyć próg nadziei” oraz z kard. Josephem Ratzingerem – „Raport o stanie wiary”. Messori był świadomy tego, że życie „albo się przeżywa, albo się je pisze”. Dlatego zawsze poszukiwał odosobnionego miejsca, w którym mógłby zastanawiać się, jak przekonać ludzi, że nadzieja istnieje, że jest ona uzasadniona, że „chrześcijanin to nie kretyn”.

Patrząc na przykład Vittorio Messoriego widzimy, że Bóg daje człowiekowi czas. Nawrócenie stanowi zmianę kierunku życia opartego o wzór świata do wzoru, który pokazuje życie Jezusa. Czasem ta zmiana dokonuje się natychmiast po poznaniu Jezusa. Niekiedy proces nawrócenia trwa rok lub więcej, aż człowiek pokona w sobie opór przed panowaniem Boga w życiu. Przeszkodą może być lekceważenie własnych grzechów i słabości, porównywanie siebie z innymi czy przekonanie o tym, że wszelkie zmiany są niemożliwe. Pomocą jest ufne przyjęcie Boga do swojego życia i swojego serca, zdanie się na Jego pomoc. W tym kontekście bardzo zrozumiałe stają się tutaj słowa Jezusa wypowiedziane do św. Faustyny Kowalskiej: „Najboleśniej ranią mnie grzechy nieufności” (Dz. 1076). Brak ufności nie pozwala na działanie Boga w duszy i w konsekwencji pozostawia człowieka samemu sobie.

Jezus przebywając przed Świętem Paschy w Betanii, zobaczył drzewo figowe okryte bogatą zielenią. Podszedł do niego, spodziewając się, że wśród liści znajdzie również owoce. Jezus doznał jednak rozczarowania, gdyż na drzewie nie było ani jednego owocu. Podobnego zawodu doznawał Jezus ze strony tych, którzy uważali siebie za pobożnych, ale nie przynosili oczekiwanego owocu. Większość mieszkańców Galilei już o Nim słyszała, niewielu uwierzyło w Niego. Czy Jezus ma jeszcze czekać na ich wiarę?  Wielki Post jest czasem danym przez Boga do nawrócenia dla każdego z nas. Wszyscy jesteśmy skażeni grzechem, egoizmem, lubimy skupiać się na sobie i myśleć wyłącznie o sobie. Nawrócenie wskazuje na konieczność nieustannej gotowości do przemiany życia i zgody na to, by zostać zwyciężonym i porwanym przez Tego, który „ jest łaskawy, pełen miłosierdzia”.

http://liturgia.wiara.pl/doc/420039.3-Niedziela-Wielkiego-Postu-C

___________________________________

Sens życia

Piotr Blachowski

Większość z nas ma filozoficzne podejście do życia. Rozmyślamy nad możliwościami przetrwania, nad logiką naszych czynów, nad tym, co by było, gdyby… Jeśli jednak zastanowimy się nad sensem własnego życia, to dojdziemy do wniosku, że tak naprawdę nie potrafimy go odnaleźć. Ale dotyczy to naszego ziemskiego życia. Nad duchowym raczej się nie zastanawiamy, bo nie mamy na to czasu i ochoty. Przecież kto by się tym teraz przejmował? Może dopiero na emeryturze.

A gdyby tak już teraz zacząć się zastanawiać nad życiem duchowym? Zastanówmy się, czy to, co w nas tkwi, to jeszcze wiara czy już herezja albo nawet odejście od wiary?  Przysłowie mówi, że niebo zaczyna się tam, gdzie spełniają się ludzkie tęsknoty. Każdy człowiek odczuwa wewnętrzny głód szczęścia i bezpieczeństwa, a jednocześnie przepełnia go strach i obawy. Oczekujemy wielkich darów, wygranych na loterii, szczęścia, którego sobie życzymy przy okazji urodzin, rocznic itd. Życząc, zawsze myślimy o sobie, składając życzenia, mówimy to, czego sami oczekujemy. Popatrzmy na swoje życie, na to jak przemija nam czas przeznaczony dla Boga. Zaś z drugiej strony zauważmy, jak marnujemy czas przeznaczony dla siebie.

Jest jeszcze dla nas nadzieja, bowiem póki żyjemy i uczestniczymy w życiu kościoła, mamy możliwość korzystania z nauk Nauczyciela. Trzeba, abyśmy sobie uświadomili, że zaspokojenie głodu szczęścia i bezpieczeństwa może się dokonać jedynie w najściślejszej więzi z Bogiem. To On jest naszym największym Nauczycielem. On nas uczy jak żyć, jak kochać, jak oczekiwać. Daje nam najlepszy podręcznik do nauki: Pismo Święte – Słowo Boże. Żyjąc Jego Słowami, postępując według Jego napomnień, możemy zrealizować siebie i swoje życie.

W każdym z dzisiejszych czytań słyszymy Słowa Nauczyciela. Różne to Słowa, lecz podobnie obrazujące to, co nas dotyczy. Czy to słowa Mojżesza, który z woli Boga staje się  nauczycielem Izraela, czy św. Pawła, mającego uczyć i napominać Hebrajczyków, czy wreszcie słowa przypowieści ewangelicznej – wszystkie można sprowadzić do pięciu: prawda, posłuszeństwo, nadzieja, miłość i wiara.

Bóg, który jest prawdą, wymaga od nas posłuszeństwa, daje nam miłość, abyśmy w wierze mieli nadzieję. Ale możemy również powiedzieć inaczej: mając nadzieję, posłusznie z wiarą szukamy miłości, by poznać PRAWDĘ. A poznać prawdę, to poznać Boga.

Prośmy naszego Nauczyciela, by nam otworzył serca i umysły na poznanie z wiarą i nadzieją  PRAWDY.

http://liturgia.wiara.pl/doc/420039.3-Niedziela-Wielkiego-Postu-C/2

_____________________________________

Bóg wierzy w człowieka

Augustyn Pelanowski OSPPE

Zapewne wiele wspólnego mają ze sobą bezowocne drzewo figowe oraz ten krzak również bezowocny, w którym jednak raczył objawić się Ogień Obecności. Bóg daje szansę każdemu z nas, aż do ostatniej chwili pragnie wzbudzić w człowieku choć jeden liść modlitwy, zwiastujący choćby najmarniejszy owoc nawrócenia. W filmie Andrieja Tarkowskiego „Ofiarowanie” bohater podlewa wyschnięte drzewo, opowiadając przy tym synowi apoftegmat o starcu, który miał wiarę zdolną obudzić do życia zwykły kołek wsadzony w ziemię. Dotychczas niewierzący, w obliczu nieuniknionej atomowej zagłady odkrywa w sobie lęk, który powoduje poszukiwanie zbawienia.

Jak wielu ateistów w obliczu nieszczęścia odruchowo odmawiało „Ojcze nasz”, wygoda zaś położyła na łopatki wiarę niejednego duchownego. Wiara człowieka czyni cuda, ale wiara Boga w człowieka czyni cuda jeszcze cudowniejsze! Bóg wierzy do końca w każdego człowieka, w jego przebudzenie, zwrócenie się ku Niemu. Gdy wysycha w nas miłość, On daje potoki obfitych wód oraz staje się ogniem nie spalającym, lecz oświecającym w mrokach zwątpienia. Przykłada nawóz poznania niegodziwości, która się w nas skrywa, by nas obudzić, i okopuje, by dostać się do zgniłych korzeni i je uleczyć.

Czy drzewo życia Mojżesza było urodzajne? Na pewno nie. Stracił wszystko: komfort życia, prestiż, szacunek pobratymców, więź z narodem, opiekę faraona – po prostu zawaliła mu się kariera. Gdy spoglądał w koronę gałęzi płonącego drzewa, doznawał tego samego zdziwienia, co wtedy, gdy spoglądał w rozgałęzioną koronę swojej historii. Dlaczego Bóg jeszcze w nim płonie, skoro zawiódł wszystkich i zmarnował wszystko? Wokół niego był tylko nawóz zgniłej przeszłości. Czuł się obco, jak bezowocny figowiec w winnicy. Czy nie nawiedza cię podobny przygnębiający nastrój? Czy nie zmarnowałeś wszystkiego? Być może i ciebie niepokoi świadomość wyjaławiania ziemi swym bezwartościowym istnieniem? Jak wielu utyskuje na lata zmagania o zdobycie czegokolwiek, co uczyniłoby ich życie wartościowym. Jak wielu może odnaleźć się w obrazie Mojżesza, który stracił już wszelką nadzieję i dziwił się, dlaczego Bóg go nie opuścił.

Tak, Bóg daje i tobie w tym roku jeszcze jedną szansę, i nie wytnie cię z tej planety, bo jest ktoś, kto się za ciebie wstawił – Ogrodnik z Nazaretu. Jeszcze w tym roku z troską i miłością okopie cię i obłoży nawozem prawdy o tobie samym. Może wreszcie uda ci się to zobaczyć, czego tysiące ludzi nie umieją się dopatrzeć w drzewie krzyża? Jest martwe, bezlistne, bez korzenia, bez życia, bez wartości, a jednak przez fakt zawieszenia na nim jednego jedynego Owocu, stało się najsensowniejszym znakiem nadziei. Tym Owocem jest Jezus Chrystus. Jest Żywym Owocem, który każde martwe drzewo przywróci do życia, nawet twoje, bylebyś uczynił wszystko, by być z Nim w komunii!

http://liturgia.wiara.pl/doc/420039.3-Niedziela-Wielkiego-Postu-C/3

_______________________________

Obrzuceni nawozem grzechów

Augustyn Pelanowski OSPPE

Drzewo inwestuje wszystkie siły w urodzenie owo- cu: wysysa z ziemi soki, dostarcza je przez pień do gałęzi, wypuszcza liście i poświęca piękno kwiatów, byleby tylko zaowocować. Drzewo bez owocu to po prostu drzewo bez możliwości odrodzenia się w nowym drzewie. Ten obraz drzewa figowego streszcza w sobie sens ludzkiego wysiłku, bowiem wszystko, co w życiu czynimy, jest po to, by się odrodzić w innym świecie, oddając siebie samych – jak owoc – Bogu.

Większość ludzi żyje jednak dla siebie samych i są oni jak drzewa, które nie rodzą owocu, żyją tylko tym światem, a nie światem, który ma przyjść. Ktoś taki nie widzi problemu. Wydaje mu się, że wszystko działa dobrze. Jest zdrowie, piękno, pieniądze, inteligencja, dostatek dóbr, miłość i powodzenie, używanie i nadużywanie ciała, ale nie ma troski o wieczność, o życie upodobnione do tego, który był „błogosławionym owocem żywota” Maryi.

Dla podkreślenia niebezpieczeństwa takiej sytuacji musi wystąpić coś, co jest sygnałem ostrzegawczym: NAWÓZ I SKOPANIE! Intensyfikacja cierpienia jest sygnałem, że najwyższy czas pomyśleć nie o tym świecie. Dopóki nie zauważymy, w jakie gnojowisko zabrnęliśmy z naszymi ideałami i planami, nie mamy wcale ochoty na nawrócenie, czyli na oddanie siebie Bogu. Gdy pojawia się dramat, gdy zawaleniu ulegają nasze projekty, gdy zostajemy obrzuceni nawozem naszych grzechów albo gdy czujemy się skopani przez kolejne doświadczenia losu, najwyższy czas pomyśleć w inny sposób o sensie życia. Wtedy zwykle trochę poważniej zaczynamy myśleć o Bogu. Przestaje On być „kulą u nogi”, a staje się jedynym, który bierze pod ramię i nas podtrzymuje. Kwitnie refleksja, nasze modlitwy pachną miłością i owocujemy gruntowną spowiedzią.

Bóg oczekuje od nas wiary w przyszłe życie po zmartwychwstaniu, bardziej niż my lękamy się rozpaczy z powodu porażki na tym świecie. Jeśli tej wiary w nas nie odnajdzie, w końcu zostaniemy wycięci. Bo po co żyć, skoro nie chce się żyć wiecznie?

Wspomnijmy Pompeje. To miasto było przesycone erotyzmem i oznaki nadużywania ciała są widoczne do dziś. Wyżycie było łatwe i tanie, najtańsze prostytutki brały po dwa asy, tyle, ile kosztował ewangeliczny wróbel. Przyjemnie i rozkosznie żyło się w Pompejach. Ale nie uratowało to miasta przed nagłą zagładą, a może ją nawet wywołało, tak jak w przypadku Sodomy? W jednym z zachowanych domów publicznych mozaika przedstawia ciała kochanków w lubieżnym uścisku, nieopodal, w szklanej gablocie, spalone w popiele wulkanicznym ciała ofiar, splecione w łudząco identyczny sposób. W jednej chwili całe miasto, jak bezowocne drzewo, żyjące dla własnej przyjemności, zostało wycięte. Rolę biblijnej siekiery odegrał ognisty Wezuwiusz, 24 sierpnia 79 roku. Jest jeszcze tyle miast, które mają ambicje stać się nowymi Pompejami! Dlaczego tak łatwo nam uwierzyć, że Bóg jest miłosierny, a tak trudno, że jest sprawiedliwy?

______________________________

Ogień, który jest Bogiem

ks. Jan Waliczek

Dużym powodzeniem cieszą się filmy sensacyjne. Dziennikarze prześcigają się w wyszukiwaniu i przekazywaniu sensacyjnych wiadomości. Wokół sensacyjnych zdarzeń szybko tworzą się duże zgromadzenia, mnożą się komentarze i domysły. Niejednokrotnie sensacje stanowią miarę, według której bada się bieg historii.

Żądza sensacji zdaje się mieć wpływ także na przeżywanie religijności. Zainteresowania i uczucia religijne u wielu ożywają dopiero wtedy, gdy słyszą o mniej lub bardziej prawdziwym cudzie; gdy jakaś rzeczywistość religijna nabiera wymiaru spektakularnego. Tymczasem autentyczne życie religijne polega na ustawicznej zażyłości człowieka z Bogiem i na miłości ku bliźnim. Życie religijne ma swój zwyczajny rytm, niezależny od nadzwyczajnych zjawisk.

Płonący, choć nie spalający się krzew oglądany przez Mojżesza, miał posmak niemałej sensacji: „Zbliżę się, aby ujrzeć to niezwykłe zjawisko, dlaczego krzew się nie spala”. Zjawisko okazało się bardziej niezwykłe niż Mojżesz mógł przypuszczać. Z płonącego krzewu usłyszał głos wołający go po imieniu. Głos oznajmił, że wydarzenie dokonuje się na ziemi świętej. Mówiący przedstawił się jako „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba”, który pragnie swój lud uciemiężony w Egipcie wyrwać z jarzma niewoli i wprowadzić do ziemi opływającej w mleko i miód. Wtedy też Bóg objawił coś ze swojej najgłębszej istoty: „Ja jestem, który jestem”.

Ogień płonącego krzewu okazał się znakiem obecnego Boga. Tym znakiem Bóg jeszcze niejednokrotnie się posłużył. Znak ognia uzyskał najwyższe znaczenie w wydarzeniu Pięćdziesiątnicy. Wtedy nad głowami Apostołów ukazały się języki ogniste i wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym. Odtąd ogień w tradycji uchodzi za znak Ducha Świętego. Nawiązuje do tego tekst hymnu „Veni Creator” [Przybądź Duchu Stworzycielu].

Działanie Ducha Świętego w ludzkim wnętrzu ma w sobie wiele podobieństwa do działania ognia. Duch Święty duchowo rozpala, oświeca, ogrzewa, raduje, oczyszcza, przetapia. Rozpala w człowieku życie Boże, oświeca sumienia i umysły, ogrzewa serca religijnie oziębłe, raduje smutnych, oczyszcza motywacje i postawy, przetapia to, co w ludzkim sercu jest bożyszczem. To wszystko zaś jest uświęcaniem człowieka, przywracaniem mu obrazu i podobieństwa do Boga. Jest też odzyskiwaniem wspólnoty z Chrystusem i usynowienia wobec Ojca. W sensie duchowym Trzecia Osoba Trójcy Świętej jest więc ogniem.

Być może zbyt śmiałe byłoby interpretowanie płonącego krzewu jako ognia Ducha Świętego. Niemniej, podobnie jak tamten ogień, Duch Święty sprawia zjawiska jeszcze bardziej niezwykłe, jak choćby szum, uderzenie wichru, ogniste języki, dar języków i inne. Duch Święty i nas woła po imieniu, co zdaje się mieć szczególny wyraz w wyborze nowego imienia z okazji przyjęcia sakramentu bierzmowania. On już nie tyle objawia się na ziemi świętej, ile raczej nas samych czyni miejscem świętym, terenem obecności Boga. Uświęcając nas, wyzwala z niewoli grzechu, niczym z jarzma egipskiego.

Według dokumentu Komisji Teologiczno–Historycznej Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 „Duch Święty należy do struktury duchowej człowieka”. On „stanowi sposób uczestnictwa człowieka w naturze Boga”. Włącza nas we wspólnotę z Bogiem, a – jak poucza Jan Paweł II – „głębokości Boże zostają niejako gościnnie otwarte dla uczestnictwa ze strony człowieka”. W przytoczonym dokumencie znajdujemy słowa św. Augustyna, nadzwyczaj celnie i prosto ujmujące relację: człowiek – Duch Święty: „Jeśli chcecie żyć Duchem Świętym, zachowajcie miłość, kochajcie prawdę, pragnijcie jedności, a osiągnięcie wieczność”.

Ogień, który jest Bogiem, Duch Święty, sprawia nam sensacje, które prawdziwie są godne ujrzenia i doświadczenia.

http://liturgia.wiara.pl/doc/420039.3-Niedziela-Wielkiego-Postu-C/5

_________________________________

Nawrócenie – “chwila prawdy”

ks. Jan Kochel

Popularny program telewizyjny “Chwila prawdy” emocjonuje wielu widzów. Wybrana rodzina otrzymuje tydzień czasu na przygotowanie się do trudnego zadania, które musi wykonać na oczach tysięcy telewidzów. Na zwycięzców czekają cenne nagrody.

Każdy chrześcijanin otrzymuje o wiele więcej czasu w okresie Wielkiego Postu na wykonanie o wiele ważniejszego zadania. Bóg wzywa do nawrócenia, do radykalnej zmiany sposobu myślenia, odwrócenia się od złych przyzwyczajeń, wad, grzechów. Tego rodzaju zadań nie wykonuje się na oczach wszystkich, ale w ciszy własnego serca, bez spektakularnego rozgłosu. Tutaj nagroda jest niewspółmierna do wkładanego wysiłku, nieprzeliczalna na dobra materialne i można ją zdobyć wielokrotnie. Każdy człowiek otrzymuje szansę nawrócenia. Jednak są tacy, którzy otrzymują ją w ostatniej chwili, jak ów ewangeliczny, nieurodzajny figowiec: “Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw…”. Od każdego z osobna zależy, jak wykorzysta ten dar. Czy zaangażuje wszystkie siły woli, intelektu, ducha; czy włączy w to najbliższych i rodzinę, by osiągnąć upragniony cel.

Dla Mojżesza taką “chwilą prawdy” było spotkanie na górze Horeb. Tam zapadły ważne decyzje, tam rozpoczął się czas wyzwolenia narodu z niewoli egipskiej. Tam podeszły w latach mąż Boży doczekał się wreszcie powołania do swej życiowej misji. Na świętej górze Mojżesz spotkał Boga swoich ojców i przekonał się o tym, że On jest wierny przymierzu. Co więcej, poznał Jego Imię i otrzymał zapewnienie o stałej pomocy. “JESTEM…” – to Boże Imię, Zawołanie i Zapewnienie! Nie każdy może być świadkiem “płonącego krzewu”, jednakże tak często stajemy się świadkami wydarzeń, które napominają, pobudzają do refleksji, wzywają do zastanowienia się nad własnym życiem.

Dwa tragiczne wydarzenia z czasów Jezusa: egzekucja zbuntowanych Galilejczyków, wykonana z rozkazu Piłata, i śmierć osiemnastu mieszkańców Jerozolimy pod gruzami zawalonej wieży w Siloam, przypominają codzienne wiadomości z dzienników telewizyjnych: wojny, tragedie, kataklizmy, terroryzm… Zawsze wtedy powraca pytanie: Dlaczego cierpią niewinni? Dlaczego wielu wydaje się, że Bóg “milczy”? Na takie pytania nie ma gotowych odpowiedzi. Ważna jest osobista refleksja i pytanie skierowane do samego siebie: Co to dla mnie oznacza? Co Bóg chce mi przez te wydarzenia powiedzieć? Do czego mnie wzywa? Św. Paweł, opisując przykłady z dziejów Izraela, wysuwa istotny wniosek: “A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów” (1 Kor 10,11). Przykłady z życia, tragiczne wydarzenia, kataklizmy, są zawsze wielką lekcją pokory i wezwaniem do osobistego nawrócenia. Stąd tak wymowne jest przysłowie, które Apostoł przypomniał bogatym i wygodnym Koryntianom: “Niech przeto ten, komu wydaje się, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10,12).

Każdy dzień niesie ze sobą nowe wyzwania. Czasem cierpienie, choroby, ból są “zapowiedzią rzeczy przyszłych”. Lecz również każde dobre postanowienie i dobry czyn to początek drogi ku nowemu, to odwrócenie się od tego, co małe i przyziemne, ku temu, co zapowiada szczęśliwość wieczną. Nawrócenie nie jest luksusem dla wybranych, lecz “naszą chwilą prawdy”. Jeśli uda się nam dobrze wykonać to trudne zadanie, czeka na nas wspaniała nagroda.

http://liturgia.wiara.pl/doc/420039.3-Niedziela-Wielkiego-Postu-C/6

_________________________________________________________________________________________________

Gorzkie Żale

_________________________________________________________________________________________________

Tę część Gorzkich Żali odprawia się w III Niedzielę Wielkiego Postu i w Niedzielę Palmową.

Część III rozpoczyna się od Zachęty.

Zachęta

 

Ostatnia aktualizacja: 06.02.2013

 

 

  1. Gorzkie żale przybywajcie, *
    Serca nasze przenikajcie.
  2. Rozpłyńcie się, me źrenice, *
    Toczcie smutnych łez krynice.
  3. Słońce, gwiazdy omdlewają, *
    Żałobą się pokrywają.
  4. Płaczą rzewnie Aniołowie, *
    A któż żałość ich wypowie?
  5. Opoki się twarde krają, *
    Z grobów umarli powstają.
  6. Cóż jest, pytam, co się dzieje? *
    Wszystko stworzenie truchleje!
  7. Na ból męki Chrystusowej *
    Żal przejmuje bez wymowy.
  8. Uderz, Jezu, bez odwłoki *
    W twarde serc naszych opoki!
  9. Jezu mój, we krwi ran swoich *
    Obmyj duszę z grzechów moich!
  10. Upał serca swego chłodzę, *
    Gdy w przepaść męki Twej wchodzę.
INTENCJA

 

W tej ostatniej części będziemy rozważali, co Pan Jezus wycierpiał od chwili ukoronowania aż do ciężkiego skonania na krzyżu. Te bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi, jakie Mu wyrządzano, ofiarujemy za grzeszników zatwardziałych, aby Zbawiciel pobudził ich serca zbłąkane do pokuty i prawdziwej życia poprawy oraz za dusze w czyśćcu cierpiące, aby im litościwy Jezus krwią swoją świętą ogień zagasił; prosimy nadto, by i nam wyjednał na godzinę śmierci skruchę za grzechy i szczęśliwe w łasce Bożej wytrwanie.

 

HYMN

 

  1. Duszo oziębła, czemu nie gorejesz? *
    Serce me, czemu całe nie truchlejesz? *
    Toczy twój Jezus z ognistej miłości *
    Krew w obfitości.
  2. Ogień miłości, gdy Go tak rozpala, *
    Sromotne drzewo na ramiona zwala; *
    Zemdlony Jezus pod krzyżem uklęka, *
    Jęczy i stęka.
  3. Okrutnym katom posłuszny się staje, *
    Ręce i nogi przebić sobie daje, *
    Wisi na krzyżu, ból ponosi srogi *
    Nasz Zbawca drogi!
  4. O słodkie drzewo, spuśćże nam już Ciało, *
    Aby na tobie dłużej nie wisiało! *
    My je uczciwie w grobie położymy, *
    Płacz uczynimy.
  5. Oby się serce we łzy rozpływało, *
    Że Cię, mój Jezu, sprośnie obrażało! *
    Żal mi, ach, żal mi ciężkich moich złości, *
    Dla Twej miłości!
  6. Niech Ci, mój Jezu, cześć będzie w wieczności *
    Za Twe obelgi, męki, zelżywości, *
    Któreś ochotnie, Syn Boga jedyny, *
    Cierpiał bez winy!

 

LAMENT DUSZY NAD CIERPIĄCYM JEZUSEM

 

  1. Jezu, od pospólstwa niezbożnie *
    Jako złoczyńca z łotry porównany, *
    Jezu mój kochany!
  2. Jezu, przez Piłata niesłusznie *
    Na śmierć krzyżową za ludzi skazany, *
    Jezu mój kochany!
  3. Jezu, srogim krzyża ciężarem *
    Na kalwaryjskiej drodze zmordowany, *
    Jezu mój kochany!
  4. Jezu, do sromotnego drzewa *
    Przytępionymi gwoźdźmi przykowany, *
    Jezu mój kochany!
  5. Jezu, jawnie pośród dwu łotrów *
    Na drzewie hańby ukrzyżowany, *
    Jezu mój kochany!
  6. Jezu, od stojących wokoło *
    I przechodzących szyderczo wyśmiany, *
    Jezu mój kochany!
  7. Jezu, bluźnierstwami od złego, *
    Współwiszącego łotra wyszydzany, *
    Jezu mój kochany!
  8. Jezu, gorzką żółcią i octem *
    W wielkim pragnieniu swoim napawany, *
    Jezu mój kochany!
  9. Jezu, w swej miłości niezmiernej *
    Jeszcze po śmierci włócznią przeorany, *
    Jezu mój kochany!
  10. Jezu, od Józefa uczciwie *
    I Nikodema w grobie pochowany, *
    Jezu mój kochany!
Bądź pozdrowiony, bądź pochwalony, *
Dla nas zmęczony i krwią zbroczony. *
Bądź uwielbiony! Bądź wysławiony! *
Boże nieskończony!

 

ROZMOWA DUSZY Z MATKĄ BOLESNĄ

 

  1. Ach, Ja Matka boleściwa, *
    Pod krzyżem stoję smutliwa, *
    Serce żałość przejmuje.
  2. O Matko, niechaj prawdziwie, *
    Patrząc na krzyż żałośliwie, *
    Płaczę z Tobą rzewliwie.
  3. Jużci, już moje Kochanie *
    Gotuje się na skonanie! *
    Toć i ja z Nim umieram!
  4. Pragnę, Matko, zostać z Tobą, *
    Dzielić się Twoją żałobą *
    Śmierci Syna Twojego.
  5. Zamknął słodką Jezus mowę, *
    Już ku ziemi skłania głowę, *
    Żegna już Matkę swoją!
  6. O Maryjo, Ciebie proszę, *
    Niech Jezusa rany noszę *
    I serdecznie rozważam.
Któryś za nas cierpiał rany, *
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!Któryś za nas cierpiał rany, *
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!Któryś za nas cierpiał rany, *
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/wielki_post_gz_0.php3
__________________________________
KAZANIE PASYJNE

III Niedziela Wielkiego Postu

Gorzkie Żale   Henryk Przondziono/GN Scena z kalwarii na Górze św. Anny
Zemdlony Jezus pod krzyżem uklęka, jęczy i stęka.

Świadkowie męki Pańskiej

oprac. ks. Mateusz Pietruszka

Szymon Cyrenejczyk

I niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który idąc z pola (tamtędy) przechodził, przymusili, żeby niósł Jego krzyż (Mk 15, 21).

Szymon był rolnikiem, wracał po całym dniu ciężkiej pracy. W domu czekała na niego żona i dwaj synowie. Był już spóźniony, a dziś Pascha. Żona pewnie będzie zła, nie zdąży pozałatwiać wszystkich spraw, o które go prosiła, a tu jeszcze żołnierze każą mu nieść krzyż skazańca. Pewnie czuł też strach, że ktoś ze znajomych go rozpozna, gdy będzie szedł z Jezusem i zaczną się plotki. Czy spotkanie Szymona z krzyżem Chrystusa odmieniło jego życie? Nie wiemy.

Starochrześcijańska legenda głosi, że po dojściu na Golgotę Szymon szybko wrócił do domu, gdzie leżał chory w gorączce jego syn Aleksander. Szymon wziął go w ramiona, na których spoczywał krzyż Pana, a ten wyzdrowiał. Podobno też przestał się kłócić z żoną. Jego pole zaczęło wkrótce przynosić obfite plony i szybko stał się bogaty. On jednak nie dostrzegł w tym działania Boga. Szymon podobno spotkał się z nawet z Maryją, ale z strachu, a może wstydu, nie przyznał się, że to on pomagał nieść Chrystusowi krzyż. Później miał przenieść się do Rzymu. Tam, po spotkaniu z gminą chrześcijańską, jego żona i synowie stali się wyznawcami Chrystusa. Szymon nie. Nie chciał utracić swej pozycji w synagodze i spokojnego życia. Nie wiadomo, czy pod koniec życia przyjął wiarę w Jezusa. Legenda głosi, że zginął wraz ze swą rodziną w czasie prześladowań w Rzymie, w 64 roku. Został ukrzyżowany w ogrodach Nerona jako chrześcijanin.

Tyle legenda. Postać Szymona Cyrenejczyka jest dla nas wielką tajemnicą. Ale i przykładem, że spotkanie z krzyżem Chrystusa nie jest łatwe. Często, jak w przypadku bohatera dzisiejszych rozważań, jest nie po naszej myśli, a nawet wbrew nam. Burzy porządek naszego spokojnego życia.  Bo gdy już wszystko doskonale zaplanujemy, naraz staje przed nami Chrystus i prosi: Pomóż mi. Pomóż mi w ubogim, który prosi cię o wsparcie; w chorym, który potrzebuje naszej opieki; samotnym potrzebującym naszej obecności.

Tak jak na drodze krzyżowej Szymona Cyrenejczyka Jezus zaprasza dziś nas, ludzi XXI wieku, abyśmy razem z Nim dźwigali krzyż. To niezwykłe, że Syn Boży pragnie ludzkiej pomocy. Wielokrotnie w swoim życiu przyjmował pomoc człowieka: swojej Matki, św. Józefa, uczniów, a teraz, w tych najtrudniejszych chwilach, przyjmuje pomoc wymuszoną lękiem i zagrożeniem.

Dziękujmy Jezusowi za to, że zechciał z pokorą przyjąć pomoc Szymona Cyrenejczyka. W ten sposób Bóg uczy nas pokornego wyciągania ręki z prośbą o pomoc, gdy w sytuacjach nieraz dla nas najtrudniejszych, z lęku i pychy obawiamy się prosić o pomoc. Boimy się, że będzie ona wymuszona, niechętna, nieżyczliwa. Skoro sam Bóg przyjął pomoc słabego i wystraszonego człowieka, to i my powinniśmy uczyć się prosić o pomoc w trudnych sytuacjach, ale i dostrzegać potrzebujących naszego wsparcia. Bo pomagając człowiekowi pomagamy samemu Bogu.

Ale czasem tak jak Szymon wstydzimy się spotkania z krzyżem Chrystusa w naszym życiu. Bo to niepopularne doznawać cierpienia, braku. Pomaganie komuś bezinteresownie uważamy za naiwność. Wielu z nas świadomie nie chce dopuścić myśli, że szczęście w życiu jest wynikiem zbawczej obecności Chrystusa – Jego krzyża. Bo to przecież po ludzku nielogiczne, żeby krzyż dawał szczęście. Po ludzku nielogiczne, ale w ekonomii Bożego Zbawienia bardzo logiczne.

Dziś często słyszymy, że cierpienie trzeba wyrzucić z życia, bo nie da się go pogodzić ze szczęściem. Wołają tak ci, którzy nie potrafią poradzić sobie z krzyżem, bo on zakłóca ich spokojne życie. Tak jak zakłócił życie Szymona i zmienił je. Każde spotkanie z Chrystusem zmienia nas, tylko nie zawsze tego chcemy. Nie zawsze to dostrzegamy. Bo Jezus działa w nas delikatnie, a my oczekujemy zmian natychmiast. Przemienia nasze wnętrze, nam pozostawiając nam decyzję o czynach, słowach. Daje nam silne podstawy do przemieniania naszego życia. Krzyż pokazuje, co w naszym życiu jest jeszcze niedoskonałe i pomaga nam to zmienić. Nie zmienia za nas, ale pomaga nam zmieniać.

Prawdziwe szczęście jest tylko w Chrystusie, w Jego krzyżu, który nie wyklucza cierpienia, ale też nie zatrzymuje się na nim. Prawdziwe szczęście jest w Chrystusie ukrzyżowanym, ale i Zmartwychwstałym. Czy chcę, aby Chrystus działał w moim życiu? Czy tak jak Szymon, choć jestem blisko krzyża Chrystusa, blisko Eucharystii, uciekam przed jego zbawczą mocą?

Szymon jako jedyny dotknął krzyża Chrystusa, zbliżył się do niego. My podobnie jak on codziennie możemy zbliżyć się do chwalebnego Ciała Chrystusa. Uczynimy to już za chwilę adorując je w Najświętszym Sakramencie. Możemy przyjąć je do naszego życia. Jednak nikt nas do tego nie może zmusić. Bo legenda o Szymonie uczy, że nawet jeśli pod przymusem staniemy w obecności Chrystusa, ale sercem będziemy daleko, na nic zda się łaska Boga. Tylko przez krzyż wiedzie droga do przyjęcia z wiarą Zmartwychwstałego Chrystusa. Przez krzyż, który możesz przyjąć sercem lub wyprzeć z swego życia. Decyzja należy do Ciebie.

http://liturgia.wiara.pl/doc/419005.Gorzkie-Zale/11

________________________________

 _______________________________

 

_______________________________

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

28 lutego
Święty Hilary I, papież

 

Święty Hilary I

Hilary pochodził z Sardynii. Był w Rzymie archidiakonem za czasów papieża Leona Wielkiego. Jako legat papieski uczestniczył w synodzie w Efezie (449). W aktach synodalnych zapisano, że zaprotestował przeciwko usunięciu patriarchy Konstantynopola, Flawiana, sprzeciwiającego się herezji monofizytów. Patriarcha bowiem został w okrutny sposób pobity i wtrącony do więzienia, w którym zmarł; synod ten nazywano później “zbójeckim”.
Po śmierci Leona Wielkiego Hilary został wybrany na stolicę Piotrową 19 listopada 461 roku. Próbował uporządkować Kościół od strony administracyjnej, zwłaszcza na terenie Galii. W Rzymie wybudował m.in. klasztor i bazylikę św. Wawrzyńca za Murami, w której został pochowany. Był wielkim czcicielem św. Jana Ewangelisty, którego uczcił budując kaplicę przy baptysterium na Lateranie. Zbudował także kaplicę św. Jana Chrzciciela. Zmarł 29 lutego 468 roku.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-28.php3

_______________________________

 

_________________________________________________________________________________________________

10 inspirujących myśli Benedykta XVI

Trzy lata temu, 28 lutego 2013 roku Benedykt XVI zrezygnował oficjalnie z posługi biskupa Rzymu. Dlatego przypominamy wam kilka ważnych myśli tego papieża.

 

1. Bez Boga człowiek nie wie, dokąd zmierza, i nie potrafi nawet zrozumieć tego, kim jest.
2. Człowiek, który nie stawia czoła cierpieniu, nie akceptuje życia. Ucieczka przed cierpieniem jest ucieczką przed życiem.
3. Katolik nie powinien zatem narzucać innym swoich religijnych przekonań, lecz winien wspomagać racjonalny dyskurs.
4. Musimy porzucić nasze fałszywe pewności, naszą intelektualną pychę, która uniemożliwia nam dostrzeżenie bliskości Boga. Musimy podążać drogą wewnętrzną świętego Franciszka – drogą ku tej ogromnej prostocie zewnętrznej i wewnętrznej, która czyni serce zdolnym do widzenia.
5. Nie jesteśmy przypadkowym i pozbawionym znaczenia produktem ewolucji. Każdy z nas jest owocem zamysłu Bożego. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny.
6. Śmierć Jezusa nie woła o pomstę i karę, ale daje pojednanie. A Jego krew została przelana nie przeciwko komukolwiek, ale za wielu, za wszystkich.
7. Ważne jest, aby polski katolicyzm, tak mocny życiem wiary, miał także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli. 
8. W Dzieciątku Jezus, Bóg stał się zależnym, potrzebującym miłości ludzi, proszącym o ich – naszą miłość.
9. Ten, kto w cierpliwości trwa przed milczącym Bogiem – a może trzeba będzie trwać bardzo długo – modli się prawdziwie.
10. Cierpliwość jest codzienną formą miłości.

DLACZEGO WIERZĘ?

DLACZEGO WIERZĘ?
przesłanie pontyfikatu 2005-2013
Benedykt XVI
Drodzy Bracia i Siostry,
Dziękuję wam za waszą życzliwość. Jak wiecie, zdecydowałem się złożyć rezygnację z posługi, jaką mi Pan powierzył 19 kwietnia 2005 r. Uczyniłem to w pełnej wolności dla dobra Kościoła, po długiej modlitwie i zrobiwszy przed Bogiem rachunek sumienia, świadomy powagi tego aktu, ale też świadomy, że nie jestem już w stanie wypełniać posługi Piotrowej z niezbędną do tego siłą. Wsparciem i światłem jest dla mnie pewność, że Kościół należy do Chrystusa, który nigdy nie przestanie nim kierować i nim się opiekować. Dziękuję wszystkim za miłość i modlitwę, jaką mi towarzyszycie. W tych niełatwych dla mnie dniach niemal fizycznie mogłem odczuć moc modlitwy, moc, którą wasza miłość i modlitwa mi daje. Módlcie się nadal za mnie, za Kościół i za przyszłego Papieża. Pan Bóg będzie nas prowadził.
Benedykt XVI, 13 lutego 2013r.Modlitwa,prawda, Kościół i człowiek.
Liturgia, wiara, Eucharystia.
Matka Boża i powrót Chrystusa.
A przede wszystkim – komentarz do Wyznania wiary.W zamyśle włoskiego wydawcy ta książka została przygotowana dla młodych. Prosto, jednak bez uproszczeń. W chwili dla Kościoła szczególnej jest niczym przesłanie pontyfikatu. Obecnemu wydaniu towarzyszy błogosławieństwo Benedykta XVI dla polskich czytelników.Wypraszając wszelkie łaski, Ojciec Święty życzy, “aby lektura i refleksja owocowały umocnieniem i ożywieniem wiary”.
http://www.deon.pl/po-godzinach/ludzie-i-inspiracje/art,360,10-inspirujacych-mysli-benedykta-xvi.html
_________________________________

Co we mnie wymaga nawrócenia?

Jezus w dzisiejszej Ewangelii nawiązuje do tragedii, na terenie świątyni jerozolimskiej, do której doszło w czasie składania ofiar przez Galilejczyków. Żołnierze rzymscy, którzy interweniowali, zamordowali Galilejczyków i świątynia spłynęła krwią nie tylko ofiar, ale również ofiarodawców. W wydarzeniu tym Żydzi dopatrywali się kary Bożej za grzechy osobiste Galilejczyków. Podobnie mówiono o osiemnastu osobach, które przygniotła wieża w Siloe.

 

W mentalności Żydów (a często także naszej) istnieje pokusa jednoznacznego wiązania nieszczęść, cierpienia, tragedii z grzechem. Jeśli komuś w życiu się nie wiedzie, spotyka go nieszczęście, tragedia, to nieraz po cichu myślimy: “widocznie zasłużył”. I zamiast żalu, współczucia pojawia się pycha, a może nawet cicha radość, zwłaszcza gdy tragedia dotyka ludzi, których z różnych racji nie darzymy sympatią.

 

Jezus odcina się od takiego punktu widzenia. Daleki jest od jednoznacznego łączenia każdego wypadku i tragedii z winą, grzechem. Owszem, zwykle cierpienie i tragedie ludzkie są wynikiem grzechu nas lub naszych bliźnich. Niemniej są tragedie i cierpienia niezawinione, związane z egzystencją, życiem. Jest cierpienie, które pozostaje w największym stopniu tajemnicą, a które służy planom Bożym. Dlatego Jezus napomina, by podobne sytuacje nie upoważniały nas do wnioskowania o winie ofiar bądź o niewinności ocalonych.

 

Natomiast o wiele ważniejsze jest wyciąganie z takich sytuacji wniosków. Co poprzez taką sytuację Bóg chce mi dzisiaj powiedzieć? Co ja sam mogę powiedzieć o sobie w konfrontacji z trudnymi, “granicznymi sytuacjami”?

 

Sytuacje tragedii, cierpienia, ludzkich dramatów, chorób, wojen, katastrof są “znakami czasu”, poprzez które Bóg przemawia do nas i wzywa nas do nawrócenia, do przemiany serca: Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.

 

Nawrócenie posiada wymiar negatywny. Jest bolesne, ponieważ wymaga oderwania się od stabilizacji grzechowej, zerwania z przyzwyczajeniami, niewłaściwym myśleniem, wartościowaniem, działaniem. Ale posiada również wymiar pozytywny. Zrywa się ze złem, by powrócić na nowo do Boga, pojednać się z Ojcem, pozwolić Bogu się kochać. Nawrócenie jest wyjściem z ciemności nocy, z ciemnego tunelu i ponownym zmierzaniem w kierunku światła. Jest zgodą, by działał w nas Duch Chrystusa; by uwalniał nas od tego, co zatrzymuje nas w drodze do Ojca i przyciąga do ziemi.

 

Nawrócenie jest nadzieją, jest nową szansą. W piękny sposób obrazuje to przypowieść Jezusa o uschłym drzewie figowym. Wartość drzewa figowego mierzy się owocowaniem. Drzewo, które nie wydaje owoców, czeka ogień. Każdy z nas jest drzewem zasługującym na ogień. Ale Bóg jest nieskończenie cierpliwy wobec nas i daje nam nowe możliwości nawrócenia. Ciągle mamy jeszcze ten ewangeliczny “rok”, by wydać owoce. Ale musimy mieć również świadomość, że kiedyś przyjdzie ten ostatni rok. I gdy nie wykorzystamy “ostatniej szansy”, czeka nas los uschłego drzewa figowego.

 

Co we mnie wymaga nawrócenia? Z czym powinienem dziś zerwać? Czy nie nadużywam cierpliwości Boga? Jakie owoce przynosi moje życie?

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2367,co-we-mnie-wymaga-nawrocenia.html

_____________________________

Tajemnice katolicyzmu

America Magazine

W katolicyzmie jest wiele rzeczy, które moglibyśmy nazwać tajemnicami lub misteriami wiary.

Przykładem najmniej znaczącym, i pewnie przez niewielu poddawanym refleksji, jest rzecz, która co roku do mnie wraca na okoliczność Wielkiego Postu. Zadaje sobie bowiem pytanie, dlaczego jest tak niewiele czasu między końcem okresu Bożego Narodzenia a początkiem Postu?

 

W niektórych latach, jak chociażby w obecnym 2016 roku, ma się wrażenie, że ledwo co włosy Jezusa przeschły po przyjętym chrzcie w wodach Jordanu, a już trzeba rozważać Jego męczeńską śmierć. Gdybym został kiedyś odpowiedzialnym za Rok Liturgiczny w Kościele (to bardzo mało prawdopodobny scenariusz), rozciągnąłbym okres zwykły aż do początku roku kalendarzowego, by w ten sposób można było usłyszeć więcej o publicznej działalności Jezusa.
Druga rzecz, która mnie zastanawia, to dlaczego w środę popielcową słyszymy we fragmencie Ewangelii, jak Jezus mówi: “Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu” (Mt 6,17), a potem zachęcamy ludzi, by wychodząc na sam środek kościoła, przyjmowali popiół na swoje głowy, wiedząc, że przez to wszyscy wokoło będą wiedzieć, że dana osoba czyni post?

 

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że odpowiedź na moje wątpliwości mieści się w obszarze tradycji Kościoła, jednak co roku nie mogę przed nimi uciec, odczuwając ironię sytuacji.
Ostatecznie, nie potrafię również zrozumieć, dlaczego jeśli nie sprawujemy w Wielki Piątek Eucharystii, by podkreślić wielkość straty, jaka dokonała się na Krzyżu, rozdajemy Komunię świętą? I znowu, przyjmuję, że odpowiedź nie jest oczywista, ale poczucie swoistego zdziwienia pozostaje.
Kwestie te to zaledwie liturgiczne “zagadki”, a nie prawdziwe misteria wiary. Osadzone są one na gruncie bogatej tradycji Kościoła, w której czynniki historyczne i racjonalne odgrywały ważną rolę.
Są również prawdziwe misteria wiary, prawdy, które wymykają się naszej logice. W mojej ocenie najtrafniejsza definicja misterium znajduje się w wybitnej pozycji, jaką jest “Wielki słownik teologiczny”.
Pod hasłem “misterium” opracowanym przez Philipa Gleesona OP czytamy, że jest to: “rzecz ukryta, która została ujawniona, niedostępna, która zaprosiła do przekroczenia swoich progów, rzecz nieznana, dająca prawdziwe zrozumienie”, tak jak Trójca, Wcielenie czy nade wszystko sam Bóg.
Misterium, nad którym najczęściej z podziwem się zatrzymuję, to dwie natury Jezusa. Rzeczywistość złączona z tajemnicą Wcielenia. Jezus Chrystus, jak określił to jeden z pierwszych soborów Kościoła, jest “w pełni człowiekiem i w pełni Bogiem”.
Prawda ta jest dla mnie nieskończenie fascynująca. W jaki sposób można być w tym samym czasie i Bogiem, i człowiekiem. Jak to jest móc przebywać w otoczeniu takiej wyjątkowej osoby?

 

Pamiętamy oczywiście, że zarówno uczniowie, jak i tłum był “pełen podziwu” i “zadziwienia” wobec tego, co Jezus mówił i czynił? Czym było przebywanie w Jego obecności?

 

Kolejne nurtujące mnie pytanie płynie z innego jeszcze misterium: czy Jezus miał świadomość swojego bóstwa już od samego początku swojego ziemskiego życia, tak jak twierdzą niektórzy wierzący? Czy może Jego boskość odkrywana była stopniowo, wraz z upływem czasu?
Jedną z rzeczy, wciąż powtarzanych podczas moich studiów teologicznych, była prawda, że Jezus jest zawsze w pełni człowiekiem i w pełni Bogiem.

 

Przypuszczam, że jeślibyście zapytali mnie przed moim studiami o tę kwestię, to pewnie odpowiedziałbym, że oczywiście wierzę, że Jezus jest Bogiem i człowiekiem, jednak, jak większość ludzi, miałbym tendencje do rozdzielania tych dwóch rzeczywistości.

 

Niektóre fragmenty Pisma Świętego zdają się uprzywilejowywać boskość Jezusa, takie jak uzdrowienia fizyczne czy cuda. Inne z kolei mocno akcentują Jego ludzki wymiar, przykładem jest choćby moment, w którym Jezus wydaje się tracić cierpliwość wobec niewiary ludzi, nazywając ich “plemieniem przewrotnym i niewiernym” (Łk 9,41).

 

Nie można zapominać, że Jezus nie jest raz Bogiem, a innym razem człowiekiem. Chrystus jest zawsze Bogiem-człowiekiem, jednocześnie. Podczas pracy w zakładzie stolarskim w pełni jest Bogiem. Podczas wskrzeszania z martwych Łazarza – w pełni człowiekiem.
Sposób, w jaki dostrzegamy dwie natury Jezusa, wpływa na to, jak przeżywamy wydarzenia Wielkiego Postu, a w szczególności Wielkiego Piątku. Jeśli przeakcentujemy bóstwo Zbawiciela, możemy mieć problem z uznaniem, że Jezus cierpiał na krzyżu tak jak każdy inny śmiertelnik. Gdy zbytnio skupimy się na człowieczeństwie, trudno będzie nam zbudować prawidłową więź z Bogiem.
Jeśli nie wierzymy, że Jezus na Krzyżu faktycznie cierpiał fizycznie, duchowo i emocjonalnie, mało prawdopodobne jest, że w sytuacji osobistego cierpienia zwrócimy się do Niego o pomoc. Pomyślimy pewnie: “Czy On w ogóle może mnie zrozumieć w moim cierpieniu”.
W momencie gdy skupimy się wyłącznie na człowieczeństwie Jezusa, możemy zatracić przekonanie, że ma On również moc nam pomóc. “Po co mam prosić Jezusa o pomoc? Przecież On był tylko człowiekiem?”. Świadomość współistnienia w Jezusie dwóch natur jest kluczową kwestią, jeśli chcemy wejść głębiej w Jego miłość.
Takie jest misterium. Niemniej warto się nad nim zatrzymać i pomyśleć, zwłaszcza w  tym czasie Wielkiego Postu.

 

 

James Martin SJ – redaktor naczelny America Magazine. Autor książki “Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim”Tekst pierwotnie ukazał się pod tytułem “A Lenten Mystery. Tłumaczenie Jarosław Mikuczewski SJ

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2340,tajemnice-katolicyzmu.html

___________________________

To przyda ci się w Wielkim Poście [PORADNIK]

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2360,to-przyda-ci-sie-w-wielkim-poscie-poradnik.html

______________________________

Mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski SJ

Dyskretny urok grzechu

Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łk 13,3).

Jezus po raz kolejny zadaje kłam powszechnemu przeświadczeniu, że grzech polega jedynie na złamaniu prawa lub naruszeniu religijnych reguł. Tymczasem grzech może się w nas objawić w zupełnie niespodziewany sposób.

Zdrowe rozpoznanie własnej grzeszności

Świadomość grzechu w sercach wielu chrześcijan zamazała się w ostatnich dziesięcioleciach. Coraz więcej ludzi bagatelizuje powagę grzechu i uważa siebie za niemal nieskazitelnych, między innymi wskutek ich mglistego i powierzchownego rozumienia grzeszności. Z drugiej strony wciąż spotykamy osoby, które wiedzą, że przekonanie jakoby niczego nam już nie brakowało do szczęścia jest kłamstwem, lecz ulegając własnej słabości, ciągle się potykają i popadają w drugą skrajność: smutek i przygnębienie.
Daleki jestem od umieszczania grzechu w centrum chrześcijaństwa. Łaska jednak poprzedza nas we wszystkim, bo „umiłowani zostaliśmy przed założeniem świata”, jak pisze św. Paweł w Liście do Efezjan. Bóg nie objawił nam swego miłosierdzia i dobroci tylko dlatego, że zgrzeszyliśmy, jakbyśmy przed grzechem ich nie potrzebowali. Jednakże wydaje się, że bez zdrowego rozpoznania własnej grzeszności, które jest także Bożym darem, nie możemy w pełni otworzyć się na wyzwalającą i uzdrawiającą moc Chrystusa.

Przysłuchując się uważniej temu, co Pismo Święte mówi na temat grzechu, szybko można dojść do wniosku, że tajemnica nieprawości nie polega wyłącznie na jednorazowym przekroczeniu prawa, i to jeszcze w sprawach dużego kalibru, ani jedynie na czynieniu bezpośredniego zła. W dzisiejszym pierwszym czytaniu i Ewangelii skonfrontowani jesteśmy z dwiema zazębiającymi się ze sobą metaforami grzechu, które znacząco rozszerzają potoczne rozumienie ludzkiej grzeszności.

To nie żart

W pierwszym czytaniu z Księgi Wyjścia słyszymy następujące słowa: „Zstąpiłem, aby wyrwać Izraela z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód” (Wj 3,8). Jednym z symboli grzechu, przewijającym się przez całe Pismo Święte, jest niewola egipska. Kiedy św. Paweł pisze, że „grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć” (Rz 5,12) poniekąd nawiązuje do tego starotestamentalnego obrazu. Jednakże użycie słowa „erchomai” – „nadejść” sugeruje nagłe pojawienie się siły, która przyszła na świat z zewnątrz. Dla zobrazowania, jak to się mogło stać, odwołajmy się do porównania. Wyobraźmy sobie króla dowodzącego armią, który bez walki (to chyba rzadkość, ale znamy takie przypadki chociażby w dziejach III Rzeszy) wmaszerowuje przez bramę do miasta, ponieważ jego oddziały zostały ochoczo przyjęte przez mieszkańców, którzy nie domyślając się, na co się zanosi, otworzyli bramę i wpuścili żołnierzy do środka. Ale, ku zdziwieniu wszystkich, nowy władca szybko zaprowadził własne prawa, ograniczył wolność dotychczasowych gospodarzy i zaczął żyć na ich koszt jak pasożyt.
Grzech to nie żart. Co więcej, to rzeczywistość, która weszła na świat przez bramę ludzkiej wolności, którą św. Ireneusz z Lyonu nazwałby „wolnością niedojrzałych dzieci”. Grzech to siła, która podporządkowuje i paraliżuje ludzi od wewnątrz, chociaż z początku trudno zauważyć jej destrukcyjne działanie. Zrazu można nie dostrzegać żadnego problemu i cieszyć się świetnym samopoczuciem, zgodnie ze słowami Psalmisty: „Nieprawość mówi do bezbożnika w głębi jego serca; bojaźni Boga nie ma przed jego oczyma. Bo jego własne oczy [zbyt] mu schlebiają, by znaleźć swą winę i ją znienawidzić „ (Ps 36, 1-2). Ale z biegiem czasu, krok po kroku, sytuacja grzesznika zaczyna się pogarszać. Chaos, dysharmonia i ciemność ogarniają jego życie do tego stopnia, że bez Bożej i ludzkiej pomocy nie może on przywrócić pierwotnego porządku i harmonii.
To zło, którego nie chcę
Przyzwyczailiśmy się do postrzegania grzechu jako pojedynczego aktu, w dodatku popełnionego z pełną świadomością i dobrowolnością. Tymczasem w Biblii sprawa wydaje się bardziej skomplikowana. Zauważmy, że Izraelici nie popadli w niewolę w Egipcie z własnej woli. Poprzedzał ją długi splot różnych wypadków. Ostatecznie, Jakub, patriarcha Izraela, udał się tam wraz z całą rodziną na polecenie Jahwe: „Idź bez obawy do Egiptu, gdyż uczynię cię tam wielkim narodem. Ja pójdę tam z tobą i Ja stamtąd cię wyprowadzę, a Józef zamknie ci oczy” (Rdz 46, 3-4). Bóg nie wspomina ani słowem o czekającej ich niedoli. Zanim Izraelici opuścili Kanaan, synowie Jakuba sprzedali swego brata, Józefa, w akcie zazdrości i nienawiści. Kto wie, być może tutaj należałoby upatrywać odległych korzeni ich przyszłych utrapień? Józef, po długich perypetiach i przejściach, zdobył poważanie u faraona dzięki zdolności trafnej interpretacji snów i stał się jedną z najważniejszych osób w państwie. Dopiero po śmierci Józefa, kiedy do władzy doszedł inny faraon, rozpoczął się ucisk Izraelitów.
Cała ta historia zaświadcza, że niewola nie zawsze rozpoczyna się z chwilą świadomego i pełnego wyboru zła, albo przynajmniej jej geneza nie jest jasna. Możemy być dotknięci złem bez naszego wpływu. Ponadto, w grzechu zachodzi pewne stopniowanie (rozróżniamy grzechy powszednie, śmiertelne i ciężkie). A to oznacza, że również nasza odpowiedzialność za grzech nie zawsze rozkłada się równomiernie.
Przypatrzmy się bliżej paradoksowi, o którym pisze św. Paweł w Liście do Rzymian: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7,19) Jak można czynić coś, czego się nie chce? Czy apostoł nie wikła się tutaj w jakąś sprzeczność? Czyż nasza wola nie jest zawsze źródłem naszych działań, obojętnie czy są one dobre lub złe? Hannah Arendt, czytając ten fragment Listu do Rzymian, sądziła, że apostoł przypisał człowiekowi schizofreniczne rozszczepienie jaźni. Co tak naprawdę św. Paweł ma na myśli?

W następnym zdaniu apostoł precyzuje: „Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka” (Rz 7,20). Ciekawe, że św. Paweł pisze o sobie, i to jeszcze w czasie teraźniejszym. Nie opisuje swojej kondycji sprzed nawrócenia, lecz obecny stan, po chrzcie i długich latach pracy apostolskiej. Wydaje mi się, że apostoł trafnie wyraża doświadczenie każdego człowieka. Pragniemy dobra, a jednak jakaś inna siła popycha nas w przeciwnym kierunku. Chodzi tutaj właśnie o niewolę grzechu objawiającą się w słabości, pięcie Achillesa, którą każdy z nas posiada. Czy ta słabość pozbawia nas odpowiedzialności? Z pewnością nie, ale w wielu wypadkach ją zmniejsza. U źródeł naszych zniewoleń leży często niewiedza, zły przykład, zgorszenie, nieświadomie wyćwiczony nawyk i wrodzona skłonność do wybierana tego, co na pozór wydaje się lżejsze i przyjemniejsze. Ulegając tym zniewoleniom, zazwyczaj czujemy się winni. Mamy wyrzuty sumienia. Żałujemy. Wiemy, że one nam szkodzą. Potępiamy te praktyki. A jednak… Nie można więc mówić w tym przypadku o moralnej deprawacji w ścisłym sensie tego słowa, bo zachowujemy w sobie świadomość niewybranego dobra.

Otępienie ludzkiego sumienia

Inaczej przedstawia się sprawa z osobami, które wiedząc, co robią, przyzwalają na złe skłonności i czują się z tym dobrze, otwierając się na pełny „rozkwit” swoich żądz, dzień za dniem. Nie doświadczają żadnego rozdarcia, nie toczą wewnętrznej walki, nie mają świadomości, że czynią zło, którego nie chcą. Tylko takie osoby popełniają grzech śmiertelny, który zakłada pełną wiedzę i zupełną zgodę na zło. Tradycja mówi również o istnieniu siedmiu grzechów głównych: pycha, zazdrość, nieczystość, chciwość, gniew, lenistwo, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, które bynajmniej nie wyczerpują katalogu innych ludzkich występków, ale bywają ich źródłem. Warto jednak zauważyć, że w tym rozróżnieniu nie tyle chodzi o pojedynczy grzech popełniony w przypływie słabości, ale raczej pewien długotrwały stan, który otępia ludzkie sumienie. Czyż wielu z nas nie utożsamia się chętniej ze św. Pawłem, który rozpoznaje w sobie pragnienie dobra, ale wskutek niemocy wybiera to, co mu zaprzecza?
Niewola to niewola. Po cóż wprowadzać jakieś niepotrzebne rozróżnienia? A jednak, jeśli ktoś popada ciągle w te same grzechy, pomimo starań i żalu, jest wprawdzie zniewolony, ale jego wina może być minimalna. Nie można go stawiać na równi z osobą, która zewnętrznie popełnia te same grzechy, ale nie widzi najmniejszego problemu w swoim postępowaniu.

Niewola grzechu rozumiana w szerokim sensie (to znaczy obejmująca nie tylko grzechy śmiertelne, ale i to, co może do nich prowadzić) objawia się w nieuporządkowanych przywiązaniach i uzależnieniach od różnych rzeczy i aktywności, od których oczekujemy niemalże niebiańskiego upojenia. Niestety, zamiast spodziewanego ukojenia, często stajemy się zmęczeni, wypaleni, pozbawieni inicjatywy, smutni. Co tu dużo mówić, każdy z nas zmaga się z jakąś formą niewoli. I do pewnego stopnia jest to nieuniknione. Nawet święci posiadali swoje słabostki, bo świętość nie polega na ich braku, ale na życiu w nakierowaniu na Boga wespół z nimi. „Moc bowiem w słabości się doskonali”.

Nasze niewłaściwe przywiązania polegają zwykle na pozbawionym wolności korzystaniu z dobrych rzeczy lub sięganiu po to, co z zasady szkodzi, chociaż przynosi chwilową satysfakcję. Czy będzie to nadmierne palenie papierosów; nadużywanie alkoholu, traktowanie seksualności jako źródła szybkiej przyjemności; chorobliwa oszczędność lub rozrzutność; ślęczenie nad komputerem dla zabicia czasu; pornografia; niekontrolowane oglądanie telewizji; ciągła zależność do maili, komórki, sms-ów i czatów; obsesyjne zaabsorbowanie pracą; potrzeba ciągłego kupowania; nieznośne wieszanie się komuś na szyi, by uleczyć własną samotność. To tylko niektóre przykłady zachowań, które z pozoru wydają się nie mieć wiele wspólnego z grzechem (bo rzekomo nie przekraczamy żadnego przykazania). Tymczasem, te zależności z wolna pozbawiają nas energii, którą moglibyśmy poświęcić na szczytniejsze cele. Ponadto, niewola odwraca nas od Boga, co skutkuje również zaniżeniem poczucia własnej wartości i osłabieniem wiary w siebie. Grzech skupia nas na sobie, skutecznie przesuwając potrzeby innych na dalszy plan. Bliźni zazwyczaj pojawiają się jako intruzi, bo przecież mamy coś ważnego do zrobienia. A de facto, ta „ważna” rzecz to przymus złożenia kolejnego hołdu bożkowi. Ta forma niewoli grzechu przypomina raczej przedłużający się i dokuczający stan, chociaż, na przykład osoba uzależniona zazwyczaj twierdzi, że czuje się wyśmienicie. Wystarczy jednak na chwilę pozbawić ją ubóstwianej rzeczy i wpada w panikę, bo nie wie co z sobą począć. Odczuwa dojmujący brak i szuka szybkiego sposobu jego zaspokojenia. Zaniedbanie naszych zniewoleń może z czasem prowadzić, i zwykle tak się dzieje, do coraz większych upadków i dużo poważniejszych grzechów.

Zgubny wpływ

W dzisiejszej Ewangelii Jezus stanowczo ostrzega nas przed zgubnym wpływem nieprawości i grzechu na nasze życie. Jednakże, co ciekawe, do swoich napomnień dodaje przypowieść o nieurodzajnym drzewie figowym. Sądzę, że przyświeca mu w tym następujący cel: Chrystus pragnie zwrócić naszą uwagę na kolejne oblicze grzechu, którego często nie dostrzegamy.
Na czym polega problem drzewa figowego z przypowieści? Po pierwsze, że nie przynosi żadnych owoców. Tylko liście. Nic więcej. Po drugie, biorąc pod uwagę kontekst przypowieści, drzewo na próżno wykorzystuje substancje odżywcze gleby i wodę, które mogłyby być bardziej wydajniej użyte przez inną roślinę. I po trzecie, drzewo rośnie sobie, jakby istnieło dla siebie. A tymczasem ma cieszyć owocami właściciela ogrodu.
Jezus po raz kolejny zadaje kłam powszechnemu przeświadczeniu, że grzech polega jedynie na złamaniu prawa lub naruszeniu religijnych reguł. Grzech może się w nas objawić w zupełnie niespodziewany sposób, zahamowując rozwój, nie dopuszczając do zrodzenia smacznych i dojrzałych owoców, promując życie nie mające innego celu poza przetrwaniem i czerpaniem ciągłej przyjemności. W ten sposób Chrystus przypomina nam, że grzech to nie tylko czynienie zła, ale przede wszystkim zaniedbanie dobra.
Chrześcijaństwo ma na celu coś więcej niż unikanie zła. Według św. Pawła, chrześcijanie powinni przynosić owoce, które składają się z „miłości, radości, pokoju, cierpliwości, życzliwości, hojności, wierności” (Ga 5, 22-23) itd.

W Ewangelii św. Mateusza Jezus wypowiada się w podobny sposób. Zarysowuje wspaniałą wizję Sądu Ostatecznego, w której, o dziwo, ludzie zebrani wokół niego nie będą zapytani o bezpośrednio wyrządzone zło. Chrystus nie zwraca się do grzesznych z następującym wyrzutem: „Okradliście mnie. Okłamaliście mnie. Zabiliście mnie”, ale powie do nich: „ Byłem głodny, a nie daliście mi jeść. Byłem spragniony, a nie daliście mi pić” (Mt 25, 42). Ta scena intryguje mnie od wielu lat. Zadaję sobie pytanie, dlaczego Jezus nie mówi tutaj o przewrotnych uczynkach, o siedmiu grzechach głównych? Jednym z przyczyn może być to, że pragnienie i realizacja dobra określa nas bardziej niż skłonność do złego, chociaż doświadczenie często wydaje się temu przeczyć. Niemniej, to co Jezus mówi o człowieku na końcu dziejów, odnosi się również do jego początku. Nasze źródła są w dobru.

Bóg oferuje nam wsparcie

Mam wrażenie, że nasze zaniedbania biorą się z przekonania, że wiele dobrych uczynków to nic wielkiego. (Tutaj widzę również przyczynę przesadnego zainteresowania złem w mediach. Dobre wiadomości są nudne, podczas gdy zło przyciąga uwagę i intryguje). Lekceważymy „małe” dobro, a zarazem oczekujemy heroicznych czynów według nierealistycznej miary, do których pewnie nigdy nie będziemy zdolni. Chcielibyśmy być od razu Matką Teresą z Kalkuty, a zapominamy, że ona zaczynała od drobnych rzeczy. I w sumie na nich poprzestawała. A skoro wydaje nam się, że taki heroizm jest dla nas raczej nieosiągalny, przymykamy również oczy nawet na to, co niepozorne, a ważne. Uczynki miłosierdzia względem ciała i ducha często nie kosztują wiele.

Ponadto Bóg oferuje nam wsparcie w modlitwie, w sakramentach, w drugim człowieku, a nie zawsze je doceniamy. Bezpośrednie zło popełniamy wskutek słabości i uwikłania w różne niewole. Być może ten rodzaj zła „łatwiej” rozgrzeszyć. Zaniedbujemy dobro, ponieważ nie otwieramy się na oferowaną nam szansę. Trudno więc wówczas wymówić się własną słabością i skłonnością do złego. Chociaż pewnie jedno z drugim jakoś się łączy. Im więcej złych uczynków i zniewoleń, tym więcej zaniedbania dobra. Im więcej zrealizowanego dobra, tym mniej niewoli i przyzwolenia na zło.

Tak, Chrystus oczekuje od nas, abyśmy „zło dobrem zwyciężali” (Rz 12,21) i wydawali owoce. Ale dobra nowina dzisiejszych czytań głosi, że nie musimy i nie możemy czynić tego sami z siebie. Jezus jest naszym nowym Mojżeszem, który posiada moc Boga i może rozkuć w nas wszelkie kajdany niewoli, jeśli tylko je w sobie rozpoznamy i wyciągniemy ręce po pomoc. Jezus jest tym, który przeprowadza nas z pustynnego kraju braków, uzależnień i zniewoleń do krainy pełni, gdzie z radością możemy zażywać obfitości życia. Dopiero kiedy zostaniemy uwolnieni z naszych zniewoleń (co dokonuje się przez całe nasze życie), będziemy mogli przynosić coraz więcej owoców, ponieważ strumień naszej energii na nowo popłynie we właściwym kierunku. Nasza poczucie wartości wzrośnie. Troska o innych będzie częściej pojawiać się w polu naszego zainteresowania.

Jezus jest również dobrym ogrodnikiem, który cierpliwie otacza nas opieką i nigdy nie przestaje wierzyć w naszą zdolność przynoszenia owoców, nawet jeśli czasem zaprzepaszczamy okazję, trwonimy energię, czas i podarowane nam talenty. To Bóg zaopatruje nas nieustannie w dobrą ziemię i środki odżywcze, które ilustrują nasze naturalne dary i zdolności. Nasz nieodłączny ogrodnik ciągle uprawia w nas te dary, motywuje do działania, pokrzepia, przemawiając do nas i karmiąc nas swoim Ciałem i Krwią. Bo wie, że ostatecznie łaska w nas zwycięży, że niewola zostanie przezwyciężona, że póki żyjemy, wiele może się w nas zmienić na lepsze. A nawet poza granicą śmierci wciąż istnieje nadzieja zmiany.
Dariusz Piórkowski SJ
fot. Unsplash Leaves
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/dyskretny-urok-grzechu,25486,416,cz.html
___________________________
ks. Janusz Nagórny

Pokusa kłamie

Z ks. profesorem Januszem Nagórnym rozmawia ks. Piotr Filas SDS

W następstwie tajemniczego grzechu pierworodnego, popełnionego za poduszczeniem Szatana, który jest ‘kłamcą i ojcem kłamstwa’ (J 8,44), człowiek ustawicznie doznaje pokusy, by odwrócić wzrok od Boga żywego i prawdziwego i skierować go ku bożkom (por. 1Tes 1,9), przemieniając ‘prawdę Bożą w kłamstwo’ (por. Rz 1,25); przytępia to również jego zdolność poznawania prawdy i osłabia wolę poddania się jej. W konsekwencji człowiek, ulegając relatywizmowi i sceptycyzmowi (por. J 18,38), zaczyna szukać złudnej wolności poza samą prawdą” (Jan Paweł II, Veritatis splendor 1).
Księże Profesorze, w poszukiwaniu pełnej prawdy o człowieku musimy dotknąć także tej trudnej, tajemniczej sprawy, jaką jest słabość ludzka, grzeszność człowieka, jego skłonność do ulegania złu, do ulegania różnym pokusom. Jak teologia moralna ujmuje problem pokusy w życiu chrześcijańskim?

Dobrze, że dotykamy najpierw tajemnicy grzechu ludzkiego. Wprawdzie pokusa – co trzeba z całą mocą podkreślić – sama w sobie nie jest jeszcze grzechem, ale jeśli chcemy zrozumieć jej sposób oddziaływania, musimy stale pamiętać o tym rozdarciu wewnętrznym człowieka, którego źródłem jest grzech pierworodny. W sensie ścisłym pokusą nazywamy jakieś wewnętrzne pobudzenie, jakąś wewnętrzną podnietę do grzechu; w tym sensie pokusa może zrodzić się wyłącznie w duszy człowieka. Ale w życiu codziennym rozumiemy pokusę szerzej: wskazujemy także na zewnętrzne niebezpieczeństwa grzechu, a więc na wpływy, które nakłaniają go do grzechu. W sensie szerokim pokusą możemy więc określić całość wpływów zewnętrznych i inklinacji wewnętrznych, które mogą prowadzić do grzechu. Powinniśmy jednak odróżnić zewnętrzne kuszenie, któremu podlega każdy człowiek, nawet – jak wiemy o tym z Ewangelii – sam Chrystus, od wewnętrznej pokusy, której ani Jezus, ani Maryja nie podlegali.

Pokusy odwołują się niejako do ciemniejszej strony naszej egzystencji – do naszego egocentryzmu, pychy, uprzedzeń, chorobliwych ambicji. Ich wspólną cechą charakterystyczną jest to, że pragną w nas zniekształcić prawdę o nas samych, a zwłaszcza o naszej relacji do Boga. Pokusy mogą być uśpione, ale nie są całkowicie nieobecne w naszym życiu; mogą być przezwyciężone, można się im przeciwstawić, ale nie można ich całkowicie usunąć.
Codziennie modlimy się słowami, których nauczył nas Jezus Chrystus; w modlitwie „Ojcze nasz” prosimy: „i nie wódź nas na pokuszenie”. Jak rozumieć tę prośbę? Czy rzeczywiście Bóg może nas kusić? Czy pokusa może pochodzić od Boga? A jeśli tak, to w jakim sensie?

Najpierw warto zwrócić uwagę, że zachowaliśmy – zresztą słusznie – w modlitwie „Ojcze nasz” staropolską formułę „i nie wódź nas na pokuszenie”, choć poprawne tłumaczenie tekstu ewangelicznego brzmi: „i nie dozwól, byśmy ulegli pokusie”. To już pozwala nam zrozumieć, że pokusa nie pochodzi od Boga [por. KKK 2846]. Jakże często przypomina się tu słowa św. Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi” (1,13). Ale równie wymowne są słowa z Księgi Syracha: „Nie mów: “Pan sprawił, że zgrzeszyłem”, czego On nienawidzi, tego On nie będzie czynił. Nie mów: “On mnie w błąd wprowadził”, albowiem On nie potrzebuje grzesznika. Pan nienawidzi wszystkiego, co wstrętne, i nie pozwala, by ci, którzy się Go boją, mieli z tym styczność. On na początku stworzył człowieka i pozostawił go własnej mocy rozstrzygania. Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania: a dochować wierności jest Jego upodobaniem” (Syr 15,11-15).

Stąd też, kiedy modlimy się słowami „Ojcze nasz”, modlimy się o to, byśmy dzięki łasce Bożej osiągnęli czystość serca, intencji i motywów, a jednocześnie byśmy sami umieli i pomogli innym odrzucić liczne pokusy. Nie jest to prośba o to, by Bóg zachował nas od wszelkiej próby; to jest błaganie o to, by strzegł nas przed niebezpiecznymi pokusami.

Jeśli Biblia niekiedy mówi o kuszeniu ze strony Boga, to tylko w znaczeniu próby – i to w imię miłości (por. Hbr 12,6). Bóg chce doświadczyć naszej wiary i zawierzenia (por. Jk 1,2-3; 1P 4,12-14). Dopuszczając do tego, że jesteśmy poddawani próbom, Bóg chce oczyścić nasze serca i jak złoto oczyścić naszą wiarę (por. Syr 27,6) oraz poznać naszą miłość (por. Pwt 13,4). W tym sensie pokusa, którą Bóg na nas dopuszcza, jest rodzajem egzaminu, ale taka próba nigdy nie przekracza sił człowieka umocnionych łaską Bożą. Zapewnia o tym m.in. św. Paweł: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10,13) [por. KKK 2848].

Jeśli Bóg tylko dopuszcza pokusy, to gdzie zatem należy szukać prawdziwego źródła pokus?

Istnieje wiele różnych źródeł pokus i czasami mamy kłopoty z ich uporządkowaniem. Już z próby określenia istoty pokusy wynika, że można wyróżnić pokusy wewnętrzne (te płynące z samego człowieka, z racji jego wewnętrznego rozdarcia) i pokusy zewnętrzne. Ale i tu trzeba pamiętać, że prawdziwie pokusą jest dopiero to, co „zagości” w sercu i umyśle człowieka (więc nawet pokusy zewnętrzne stają się niejako wewnętrznymi). Wskazuje się najczęściej na trzy podstawowe źródła pokusy: na szatana (jako osobowe zło), na nieuporządkowaną pożądliwość człowieka i na świat zewnętrzny.

Szatan jest głównym sprawcą pokus. Dlatego przestrzega nas św. Piotr: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze, przeciwstawiajcie się jemu” (1 P 5,8). Chrystus chce, byśmy prosili Ojca: „wybaw nas od złego” (Mt 6,13). Może tu chodzić o wybawienie zarówno od złego, czyli od grzechu, jak i od Złego, czyli szatana (por. KKK 2851). W pewnych przypadkach można mówić o opętaniu szatańskim, o swoistym zawładnięciu człowiekiem. Zawsze jednak należy zakładać możliwość nawrócenia (dzięki wsparciu Ducha Świętego).

Warto przy tym dodać, że w swej pokusie szatan może posłużyć się zarówno pewnymi sytuacjami życiowymi, w których znajduje się człowiek, jak też innymi ludźmi, których już wcześniej zdążył niejako „zdobyć” dla siebie. Ale „sukces” pokusy szatańskiej ostatecznie zależy od wewnętrznego stanu człowieka, czyli od poddania się temu, co św. Jan określił jako „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia” (1 J 2,16). Są one następstwem grzechu pierworodnego, ale same w sobie nie są grzechem, lecz jedynie pokusą do grzechu: „To własna pożądliwość wystawia na pokusę i nęci każdego. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć” (Jk 1,14-15).

W końcu źródłem pokusy może być otaczający nas świat, a dokładniej – błędne odniesienie człowieka do świata. Przypomina o tym także określenie grzechu, które podaje św. Augustyn: “Odwrócenie się od Boga, a zwrócenie się do stworzeń”. Ten świat należy rozumieć bardzo szeroko: nie tylko świat materialny, ale także świat ludzkiej społeczności, a także konkretna egzystencja ludzka w tym świecie naznaczona różnymi trudnościami i cierpieniami. Dzisiaj trzeba odważnie wskazywać na liczne zagrożenia i pokusy, jakie niesie ze sobą konkretny kształt życia społecznego (np. wpływ mediów). Ale pamiętajmy: Żadna zewnętrzna ani wewnętrzna siła nie może wolnego człowieka zmusić do grzechu.
Pozwoli Ksiądz Profesor, że powrócę do wskazanych tu źródeł pokus. Wydaje się, że nie jest łatwo dzisiaj mówić człowiekowi o szatanie.

Rzeczywiście nie jest łatwo. Istnieje przy tym jakiś paradoks: z jednej strony w kulturze masowej straszy się człowieka różnego rodzaju demonami, istnieją sekty satanistyczne, a z drugiej – ukazywanie osobowego charakteru zła, bywa często wyśmiewane, przemilczane lub całkowicie odrzucane. Człowiek współczesny, choć bywa dramatycznie doświadczany swoistą eskalacją zła, ucieka od problemu zła, nie zastanawia się nad jego ostatecznym źródłem, zwłaszcza nie potrafi sobie poradzić z ponadludzkim złem, które Biblia ukazuje jako „zwierzchności i moce” (por. Kol 2,15; Ef 1,20-21). Jezus, który zwyciężył szatana, ukazuje go jako „zabójcę” i „ojca kłamstwa” (por. J 8,44). Posługując się kłamstwem, szatan przybiera szaty anioła światła (por. 2 Kor 11,14). Jako wróg prawdy chce ją zniszczyć w człowieku, dlatego stara się oddzielić człowieka od Boga, źródła prawdy. Jan Paweł II ukazując ten problem odrzucenia prawdy przez człowieka, stwierdza: „Odrzucenie to wyraża się w czynie jako «nieposłuszeństwo» dokonane na skutek pokusy, która pochodzi od “ojca kłamstwa” (por. J 8,44). U korzenia ludzkiego grzechu leży więc kłamstwo jako radykalne odrzucenie prawdy, zawartej w Słowie Ojca, poprzez które wyraża się miłująca wszechmoc Stwórcy” [DeV 33].

Nie wolno lekceważyć wpływu „ojca kłamstwa” na ludzkie życie. Z drugiej jednak strony – ukazując niebezpieczeństwo pokusy ze strony szatana powinniśmy jednak pamiętać, że w żadnej mierze nie może być on stawiany na równi z Bogiem. Pomimo całej powagi zagrożeń, jakie niosą ze sobą pokusy szatańskie, nie można traktować szatana jako wszechmocną przyczynę grzechu. Człowiek może – dzięki wsparciu łaski Bożej – przeciwstawić się pokusie szatańskiej (por. 1 J 5,18-19).

Boję się takiego ukazywania wpływów szatańskich, które nie tylko lekceważą zbawcze zwycięstwo Chrystusa nad szatanem i grzechem, ale jednocześnie starają się pomniejszyć naszą ludzką odpowiedzialność za zło, albo od niej całkowicie uciec. Musimy wciąż pamiętać o wspomnianej pożądliwości, która jest w nas.

Czy te wyliczone przez św. Jana pożądliwości: pożądliwość ciała, oczu i pycha życia nie stały się jakimś istotnym wymiarem współczesnej kultury, zwłaszcza kultury masowej?

To jeden z ważnych wątków naszej rozmowy na temat pokusy. Wydaje się, że nie wystarczy stwierdzić, że człowiek jest dzisiaj bardziej narażony na pokusy już nie tylko odejścia od Boga, z drogi Jego przykazań, ale także pokusy zagubienia, a nawet zatracenia samego siebie. Choć taka jest prawda, to nie jest to cała prawda. Odwołując się do współczesnego zjawiska utraty poczucia grzechu, chciałbym podkreślić, że jeśli człowiek nie widzi już grzechu, to i pokusy do grzechu nie odczytuje jako czegoś, co go pomniejsza, niszczy – także w relacji do Boga i do ludzi, a pośrednio do świata materialnego. Dla wielu ludzi każda pokusa jawi się jedynie jako „okazja”, a przecież – tak mówią – trzeba korzystać z okazji, bo może się więcej nie nadarzyć. Takie zbanalizowanie pokusy sprawia, że staje się ona jeszcze bardziej groźna dla człowieka.

Im bardziej człowiek uważa siebie za mocniejszego, im bardziej chce zapanować nad światem i nad innymi ludźmi, tym bardziej staje się podatny na różnego rodzaju pokusy, zwłaszcza pokusy władzy i pieniądza, a także pokusy technologicznej władzy nad życiem ludzkim. Podatność współczesnego człowieka na pokusy wiązałbym także z kryzysem moralnym, dotykającym prawie wszystkich sfer życia ludzkiego. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, którzy żyją powierzchownie i nie zastanawiają się nad sensem własnego życia.

Przesadna wiara w człowieka, w jego nieomylność, nabrała dzisiaj charakteru bałwochwalczego; jest to rodzaj „kultu człowieka” („antropolatrii”), który płynie z absolutyzacji ludzkiej wolności. W imię fałszywie pojętej wolności człowiek odbiera pokusy, jakie niesie dzisiejszy świat, w sposób zaślepiony: jako rzekome szanse, podczas gdy faktycznie rodzą one zniewolenie i niszczą relacje miłości. W ten sposób człowiek staje się jeszcze bardziej podatny na wszelkie pokusy płynące ze świata.
Jak to jest z tą pokusą płynącą od świata? Przecież świat sam w sobie nie jest zły. Ksiądz Profesor w swojej książce „Posłannictwo chrześcijan w świecie” napisał, że „świat jest tym darem, który jako rodzaj dziedzictwa został mu [człowiekowi – przyp. P.F] powierzony przez Boga”. Dlaczego mimo to stanowi on dla nas źródło pokusy?

Tak, świat jest darem Boga Stwórcy i my chrześcijanie jesteśmy posłani do tego świata. Ale sens tego posłania ukazuje modlitwa arcykapłańska Chrystusa: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego […] Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem” (J 17,15.18). Nowy Testament ukazuje wyraźnie, że świat ma charakter ambiwalentny: jest dobry, ale jest w nim obecne także zło. Ewangelie synoptyczne, a jeszcze bardziej pisma św. Jana, prezentują specyficzne pojęcie świata; jest to świat, który nie zna Boga, sprzeciwia się Jezusowi i przeciwstawia prawdzie. Księciem tego świata jest szatan (por. Rz 16,20), nazwany nawet „bogiem tego świata” (por. 2 Kor 4,4).

To ze względu na grzech pierworodny świat stał się źródłem pokusy. Właśnie dlatego, że człowiek jest wewnętrznie rozdarty, świat może być dla niego zagrożeniem. Wartości tego świata mogą bowiem przesłonić zarówno Boga, jak i drugiego człowieka, mogą też prowadzić do zagubienia własnej godności. Warto przypomnieć słowa św. Augustyna: „Świat jest zły o tyle, o ile są źli ludzie, dla których ważniejszy jest świat niż Bóg” (Sermo 95,5). Nie w samych rzeczach leży zło, lecz w ich niewłaściwym użyciu.
W teologii moralnej mówi się także o tym, że człowiek może kusić Pana Boga. Jak należy to rozumieć?

To kuszenie Boga jest rodzajem grzechu przeciwko wierze, a zwłaszcza przeciwko nadziei. Człowiek w takiej sytuacji uważa, że może Boga poddawać próbie, żądając od Niego pewnych znaków potwierdzenia Jego obecności i Jego woli lub zanegowania jakiegoś wyboru życiowego. Takim postawom towarzyszy często nastawienie magiczne. Kuszeniem Boga może być też żądanie od Boga ukarania kogoś jako grzesznika (lub ewentualne pretensje, że tego nie uczynił). Za szczególnie obraźliwe kuszenie Boga uznałbym sytuację, kiedy ktoś modli się o to, by nie uległ pokusie, a jednocześnie szuka dobrowolnie sytuacji rodzącej pokusy. Kiedy zanika prawdziwa bojaźń Boża, kiedy człowiek łatwo spoufala się z Bogiem, łatwiej ulega pokusie takiego właśnie podejścia do Boga.

Jak walczyć z pokusami? Jak sprawić, by pokusa nie stała się grzechem?

Chociaż Chrystus odniósł zwycięstwo nad szatanem i grzechem i człowiek ochrzczony już uczestniczy w tym dziele zbawienia, to jednak musi walczyć z pokusami i z siłami zła. Dopóki jednak trwa ten świat, w sercu ludzkim wciąż toczy się walka pomiędzy dobrem a złem. Człowiek świadom swej niemocy woła wciąż do Boga – Ojca miłosiernego: „zbaw nas ode Złego” (por. KKK 2854). Człowiek walczący z pokusami do grzechu – a także z samym grzechem – nie jest więc sam. Stąd też ta walka będzie dokonywała się zawsze przy wykorzystaniu nadprzyrodzonych środków, co nie znaczy, że powinniśmy lekceważyć te możliwości, które istnieją w samym człowieku, pomimo jego grzesznego rozdarcia.

Najpierw wskażę na potrzebę ludzkiego wysiłku. W pokusie grzech jest tuż przed drzwiami. Nie wolno mu otworzyć, stąd trzeba stawiać opór. Niekiedy człowiek przeciwstawia się pokusie w sposób pasywny; wprawdzie się na nią nie godzi, ale też nie podejmuje jakichś konkretnych przeciwdziałań. Często jednak nie wystarczy takie pasywne podejście do pokusy, gdyż zachodzi niebezpieczeństwo, że człowiek jej ostatecznie ulegnie. Aktywny opór przeciw pokusie oznacza najpierw pozbawienie grzechu jego maski, odkrycie kłamstwa, którego źródłem jest szatan, a przejawem – właśnie grzech. Konieczna jest asceza, która jest nie tylko umartwieniem w jakiejś dziedzinie, lecz jednocześnie ożywieniem całego życia chrześcijańskiego. Wielką przeszkodą w przezwyciężaniu pokus jest tutaj brak silnej woli, brak stanowczości oraz niecierpliwość w oczekiwaniu na pozytywne rezultaty. Dlatego w tej walce tak ważna jest cnota męstwa, zapewniająca wytrwałość w trudnościach i stałość w dążeniu do dobra. Dzięki niej człowiek jest zdolny do opierania się pokusom i przezwyciężania wszelkich przeszkód w życiu moralnym [por. KKK 1808]. Do całego życia chrześcijańskiego należy odnieść słowa „Katechizmu” na temat cnoty czystości: „Kto chce pozostać wierny przyrzeczeniom chrztu i przeciwstawić się pokusom, podejmie w tym celu środki takie, jak: poznanie siebie, praktykowanie ascezy odpowiedniej do spotykanych sytuacji, posłuszeństwo przykazaniom Bożym, ćwiczenie się w cnotach moralnych i wierność modlitwie” [KKK].

Modlitwa, o której mówi „Katechizm”, a do której wzywa nas nade wszystko sam Chrystus, wprowadza nas na nadprzyrodzoną drogę walki z pokusami. W każdej modlitwie – nade wszystko w słowach „Ojcze nasz” – wyznajemy, że Bóg wspiera nas w przezwyciężeniu pokus. Tylko dzięki łasce Bożej człowiek może odnieść ostateczne zwycięstwo nad wszelkimi pokusami. Stąd zachęta Jezusa: „Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Łk 22,40). Modlitwa jest też wyrazem postawy czujności i otwarcia się na pełnienie woli Bożej. Modlitwa otwiera nas na działanie Ducha Świętego, dzięki któremu jesteśmy w stanie przezwyciężyć pokusy tego świata. Tę duchową walkę prowadzi człowiek „uzbrojony” – jak to pięknie przedstawia św. Paweł – w pomoc nadprzyrodzoną (Ef 6,11-18).

Ten, kto pokłada ufność w Panu i posłuszny jest Duchowi Świętemu, potrafi także wspierać innych w walce z pokusami, a jednocześnie sam znajdować wsparcie we wspólnocie wierzących. Trzeba dzisiaj podkreślać wspólnotowy wymiar walki z pokusami. Drugi człowiek może wprawdzie stać się narzędziem pokusy, ale może też – jeśli sam żyje nowym życiem w Chrystusie – stać się wsparciem na drodze walki z pokusami przez dodawanie otuchy i odwagi, przez pouczenie braterskie, a nade wszystko przez tworzenie żywych wspólnot wiary i modlitwy.

Dziękuję za rozmowę.
Ks. Janusz Nagórny,
kapłan diecezji zamojsko-lubaczowskiej, Zmarł 17.X.2006 r – był profesorem zwyczajnym, kierownikiem Katedry Teologii Moralnej Szczegółowej i zarazem dyrektorem Instytutu Teologii Moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim; pełnił funkcję przewodniczącego Zarządu Sekcji Teologów Moralistów Polskich.

http://www.katolik.pl/pokusa-klamie,784,416,cz.html?s=4

____________________________

Aleksandra Wojtyna

Serce w roli głównej

Rycerz Młodych

Im więcej rozważam o owocach Ducha Świętego, tym mocnej utwierdzam się w przekonaniu, że są one wszystkie pewnymi cechami czy aspektami miłosierdzia, i może je przyjąć tylko osoba, która umie kochać – a jak się okazuje, miłość niekiedy bywa bardzo trudna i wymagająca.
Ecce Homo
Łaskawość i dobroć to owoce, które w sposób szczególny wydobywają serce człowieka na zewnątrz. Człowiek, który uosabia te dary, nosi swoje serce na dłoni i dzieli się nim z każdą osobą. W kulturze europejskiej serce jest synonimem pozytywnych uczuć, kojarzy się je z miłością, oddaniem, poświęceniem, dlatego może tyle jest związków frazeologicznych właśnie z sercem w roli głównej. Pracuje się przecież z sercem, nosi się je na dłoni, wkłada się w coś serce – każdy rozumie i używa te utarte stwierdzenia do nazywania nieraz prozaicznych czynności. Nie na darmo więc polski wieszcz podkreśla: “Miej serce i patrzaj w serce”, podzielając zapewne opinię licznych, że gdy kierujemy się sercem, to więcej widzimy i odpowiednio reagujemy.
Jest pewien obraz, który raz obejrzany, zostaje w pamięci na długo. Ecce Homo – niezwykłe dzieło życia człowieka, który malował sercem i patrzył sercem – Adam Chmielowski. Gdy kontempluję ten przejmujący wizerunek, widzę ogromne… SERCE, które wyziera z ciała ubiczowanego Chrystusa. Szaty, które spływają po Ciele Zbawiciela, okalają Jego ramiona, tworząc na piersi kształt ogromnego serca. Serce splątane, skrępowane powrozami, cierpiące, ale… kochające. Gdy wpatrujesz się w to Serce, nagle zdajesz sobie sprawę, że Ono pulsuje, żyje, broczy krwią. Malarz, który malował ów obraz, Serce Chrystusa uczynił osią swego dzieła, ustawił Je w centrum nieprzypadkowo. Dasz wiarę, że Ecce Homo był malowany przez 3 lata, a i tak jego autor stwierdził, że obszedł się z nim “jak partacz ostatni”? Nie przeszkodziło to krytykom sztuki umieścić dzieło na liście najlepszych obrazów religijnych. Trudno jest też uwierzyć, że wizerunek ten został pośpiesznie dokończony “po rzemieślniczemu”, a nie według sztywnych reguł malarskich, bo bije z niego kunszt artysty o dojrzałym warsztacie i głębia duchowa. To właśnie Ecce Homo będzie wyznaczać późniejszemu Bratu Albertowi Chmielowskiemu kurs życia i metody działania. Przez całe bowiem lata będzie on poszukiwał Krwawego Oblicza Umęczonego Zbawiciela w ubogich, chorych i odtrąconych, w nędzarzach, sierotach i opuszczonych. Tak się składa, że i w minionych epokach, i w naszej było i jest ich pełno. Tych ludzi znajdziemy zawsze, są na osiedlach, i na ulicach, więc zasadniczo miłosierny malarz nie musiał głowić się nad tym, jak ich znaleźć, bo oni już byli. Brat Albert otwiera dla nich przytuliska, wychodzi do tych odtrąconych z sercem na dłoni, łaskawy i dobry jak chleb. Sam żyje niezwykle skromnie, wypełniając surowe reguły tercjarskie, a pierwsze przytulisko tworzy z własnej pracowni malarskiej w Krakowie, w której z pasją tworzy kolejne dzieła, sprzedając je, a uzyskane pieniądze przeznacza na pomoc ubogim. Znamienne jest, że Karol Wojtyła w dramacie o Bracie Albercie Brat naszego Boga przedstawia ubogich, którzy dziwią się, że Albert, będąc malarzem, nie jest bogaczem. W zgrzebnym habicie tercjarza franciszkańskiego, który bardziej przypomina robotniczą bluzę niż powłóczystą suknię, żyje ubogo, przekuwając pasję malowania na pomoc ubogim. Z czasem zupełnie rezygnuje z malarstwa i poświęca się wielkodusznie krakowskim włóczęgom, tworząc domy pustelnicze, które formują osoby do posługi wśród ubogich, hartując ich fizycznie i duchowo. Albert Sercem Zbawiciela ze swego obrazu wypełnia każdy skrawek własnego życia i życia innych ludzi.
Człowiek piękny miłosierdziem
Dasz wiarę, że ten człowiek, który trzymał swe serce w dłoniach i miał je dla wszystkich, każdego dnia staczał jedną z najcięższych bitew – bitwę z samym sobą? Brat Albert jako niezwykle wrażliwy człowiek przebywał w młodości w zakładzie dla nerwowo chorych, doświadczając głębokiej depresji, a prócz ran wewnętrznych nieustannie towarzyszył mu fizyczny oścień w postaci amputowanej nogi. Jako osiemnastolatek brał udział w walkach za Polskę, a w Powstaniu Styczniowym został poważnie ranny w nogę, którą mu w niewoli rosyjskiej amputowano bez znieczulenia. Gdy patrzę na obrazy przedstawiające Brata Alberta, widzę osobę smutną, o niezwykłej głębi w oczach albo z chlebem w dłoniach, albo z ubogim przy piersi. Dostojny, pełen powagi, a jednocześnie dobry, ciepły i łaskawy, starzec bez nogi, sam ubogi a ubogim niosący ratunek. Brat Albert jasno pokazuje nam, że nie trzeba być bogatym, by pomagać innym, nie mówi: gdybym miał więcej pieniędzy, to bym pomagał biedniejszym od siebie, bo wie, że do tego starcza tylko bogate serce. Wyrzeka się sam siebie i swych pasji, by pomóc Chrystusowi, który mieszka w najuboższych. Kontempluje obraz Chrystusa, który sam namalował, doświadcza niemal mistycznej bliskości z Chrystusem, prowadzi z Nim nieustanną rozmowę, przemawia do Niego jak do tych biednych, którym poświęcił część swego życia. Wzruszający obraz relacji Alberta ze Zbawicielem przedstawił Karol Wojtyła w swym przejmującym dramacie o człowieku z sercem na dłoni.
“Jesteś jednak straszliwie niepodobny do Tego, którym jesteś
Natrudziłeś się w każdym z nich.
Zmęczyłeś się śmiertelnie.
Wyniszczyli Cię –
To się nazywa Miłosierdzie. Przy tym pozostałeś piękny.
Najpiękniejszy z synów ludzkich.
Takie piękno nie powtórzyło się nigdy później –
O, jakież trudne piękno, jak trudne.
Takie piękno nazywa się Miłosierdzie”.
***
Wielkimi krokami zbliżają się Światowe Dni Młodzieży Kraków 2016. Z Krakowem są związane osoby, przez które Zbawiciel w szczególny sposób zapragnął objawić światu swoje miłosierdzie. To wielcy Patroni zbliżających się ŚDM: św. Faustyna Kowalska, św. Jan Paweł II i wreszcie św. Albert Chmielowski. Rozważmy to… Zastanówmy się chociaż przez chwilę nad tym, co się teraz dzieje. Jak niezwykły czas łaski się zbliża: Rok Miłosierdzia, 1050-lecie Chrztu Polski i Spotkanie Młodych z Ojcem Świętym w Krakowie. Tutaj nie trzeba podsumowań i komentarzy. Uwielbiajmy Pana Boga, że pozwolił nam żyć w takich czasach i prośmy świętych Patronów, byśmy umieli czynić miłosierdzie każdego dnia wobec bliźniego, tak jak oni to robili za swojego ziemskiego życia.
Aleksandra Wojtyna
Rycerz Młodych 6 (50) 2015
fot. Condesign Pastries
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/serce-w-roli-glownej,25485,416,cz.html
______________________________
Ks. Edward Staniek

Sztuka wyrzeczenia

Źródło
Sięgać po to, co ubogaca

Mądra troska o ducha i o ciało polega na opanowaniu sztuki wyrzeczenia. Kto nie potrafi rezygnować, ten nigdy mądrości nie zdobędzie. Rezygnacja z rzeczy dobrych, ale tuczących człowieka, stoi u podstaw zdrowia ciała i ducha. Starożytni chrześcijanie żyli tą zasadą i czuwali, by sięgać po to, co ich ubogaca, a nie niszczy.Stróżem tej mądrości była praktyka postu. Nie rozumiano go jednak jedynie jako wstrzymanie się od jedzenia mięsa. Szukano w nim mądrości, która polega na tym, by się nie dać złapać na przynętę. Połknięcie przynęty z haczykiem jest równoznaczne z utratą wolności. Dziś w imię tak rozumianej wolności ginie bardzo wielu ludzi. Starożytni chrześcijanie mieli obok siebie świat pogański, który na ich oczach ginął właśnie z powodu braku wewnętrznej dyscypliny. Konsumpcjonizm niszczył starożytnych Rzymian i Greków.Bazyli Wielki w swych homiliach wielokrotnie powraca do mądrości wyrzeczenia. Odczytał całą Biblię szukając bohaterów wyrzeczenia i tych, którzy przegrali szczęście z powodu jego braku.Tracąc wolność

Dramat rozpoczął się w raju. Ewa i Adam zlekceważyli zasadę wyrzeczenia. Sięgnęli po przynętę i stracili wolność, oni i wszystkie ich dzieci. A więc już w pierwszym dramacie człowieka jest wpisana wielka waga mądrości wyrzeczenia.Ale ten błąd niewielu nauczył. W kolejnych pokoleniach popełniano go coraz częściej. Naśladowano ojca Adama. To brak wyrzeczenia doprowadził do tragedii potopu, a następnie do tragedii Sodomy i Gomory. Podobnie przez brak wyrzeczenia stracił błogosławieństwo Boże Ezaw, oddając je w chwili głodu za miskę soczewicy swemu bratu Jakubowi. Jedna decyzja, a skutki nieodwracalne. A ile razy Izraelici na pustyni byli karani za szemranie oparte na braku wyrzeczenia i na tęsknocie za miskami pełnymi jedzenia, jakie zostawili w Egipcie?Biblijni bohaterzy wyrzeczenia to Mojżesz, który przez długi post zbliżał się do Boga na Synaju, Anna matka Samuela, która postem i modlitwą wyprosiła syna, niezwyciężony Samson, budzący grozę wśród wrogów, Eliasz, wędrujący na górę Horeb. Prorok Elizeusz szukający w czasie suszy gościny u Szunamitki. Daniel, który poszcząc w jaskini nauczył nawet lwy pościć. Niniwici, którzy postem ubłagali miłosierdzie dla siebie i miasta. Jan Chrzciciel, wielki autorytet moralny szanowany nawet przez faryzeuszy. Sam Chrystus, który przygotowany trwającym przez czterdzieści dni postem stoczył zwycięską walkę z pokusami.

Wyłącznie rezygnacja
Bazyli dostrzega wiele wartości wyrzeczenia. Post to pomnożenie domów, matka zdrowia, wychowawca młodzieży, ozdoba ludzi w podeszłym wieku, dobry towarzysz podróżnych, stróż bezpieczeństwa domowników. Nie podejrzewa mąż zasadzki na małżeństwo, widząc żonę zdolną do wyrzeczenia, nie więdnie z zazdrości żona widząc męża, którego stać na wyrzeczenie. Kaznodzieja pyta: Kto pomniejszył majątek przez post? Niczego nie braknie ci w domu z powodu postu.Niewłaściwe podejście do wyrzeczenia skoncentrowanego wyłącznie na rezygnacji z jedzenia wiedzie do zakłamania. Nie chodzi bowiem o samo wstrzymanie się od pokarmów. Przebaczenie jest sto razy ważniejsze niż post od mięsa. Bazyli pyta: Mięsa nie jesz, a brata nienawidzisz? Wina nie pijesz, a nieczystości folgujesz? Czekasz na jedzenie aż do wieczora, a dzień spędzasz w sądzie, prawując się z bratem? Nadaremnie się trudzisz, jeśli gnębisz ciało, a nie udzielasz pomocy potrzebującym.

Zrozumieć sens postu

Ważny jest też społeczny wymiar postu. Bazyli wołał: Gdyby wszyscy brali wyrzeczenie za doradcę w postępowaniu, nic by nie stało na przeszkodzie, aby pokój panował na całej ziemi. Nie przygotowywano by broni, nikt by nie siedział w więzieniu, nie byłoby gangów, złodziei, donosicieli. Gdyby rządziło wyrzeczenie, życie nie byłoby tak pełne jęków i smutków. Ono jest mistrzem, a kto go słucha staje się wolny od chciwości, oszustwa, nieumiarkowania.

Żyjemy w pokoleniu, które zlekceważyło wyrzeczenia. Niewielu ludzi rozumie sens postu w wymiarze ewangelicznym. Najczęściej jest on postrzegany z punktu widzenia medycyny, jako dieta zalecona przez lekarza. Nie jest natomiast uznawany jako zalecenie samego Boga, podane w trosce o nasze dobro. Post oderwany od religijnej motywacji zostaje spłaszczony jedynie do troski o zdrowie ciała lub o zgrabną sylwetkę. On nie uwzględnia duchowego wymiaru człowieka. Tym bardziej nie bierze pod uwagę samego kontaktu z Bogiem.

Tymczasem modlitwa i post stanowią nierozerwalną całość. Wielu skarży się, że ich modlitwy nie są skuteczne. Często tu jest sekret tej małej skuteczności. Spotkanie z Bogiem wymaga wyrzeczenia, oczyszczenia i otwarcia ducha. Trzeba to odkryć osobiście. Wszelkie bowiem wyrzeczenie jest uzasadnione jedynie wówczas, gdy jest całkowicie dobrowolne. Jakiekolwiek przymuszanie do wyrzeczenia niszczy jego wartość. Dlatego pierwszym krokiem w kierunku poznania, czym tak naprawdę jest wyrzeczenie, jest dobrowolna rezygnacja z pewnych wartości. Jeśli rezygnacja jest podyktowana ważnym motywem, wydaje owoce, a pierwsze ich zebranie odsłania ich wielką wartość. Tego, kto tego doświadczy, nie trzeba już wzywać do wyrzeczenia, on sam o nie zabiega jako narzędzie pozyskiwania wyższych wartości.

Szturm do nieba w połączeniu z wyrzeczeniem

Ojciec, który rozpoczął szturm do nieba o zdrowie syna, rezygnuje z palenia papierosów. Już po kilku tygodniach sam poczuł się lepiej. Powiedział wówczas do żony: “Widzę, że mnie jeszcze na coś stać”. Każdą myśl o papierosie zamieniał w modlitwę, czyli męską rozmowę z Bogiem, prosząc o zdrowie synka. Po trzech miesiącach lekarze stwierdzili, że jest poprawa. Radość była pełna, gdy po siedmiu miesiącach uznano, że dziecko jest zdrowe. Ale to był początek. Ojciec nie tylko nie wrócił do papierosów, lecz zaczął rozmawiać z Bogiem o wielu sprawach swoich i bliskich. Stopniowo uwalniał się od innych uzależnień. Powiedział: “Każdego dnia dziękuję za zdrowie synka, ale też dziękuję Bogu za to, że w połączeniu wyrzeczenia z modlitwą wyzwoliłem się od odmawiania pacierzy i rozmawiam z Bogiem tak samo, jak z moim ojcem. Sam nie wiem, co jest większym cudem, zdrowie synka, czy moje spotkanie z Bogiem”.

Wyrzeczenie – warunek wolności

Obowiązek postu, traktowany jako “muszę”, należy zamienić na “chcę”, i dostrzec ukrytą w nim mądrość. To powinno być zawsze wyrzeczenie się czegoś, na co mamy ochotę. Po pewnym czasie dostrzeżemy, że to wyrzeczenie jest warunkiem wolności. Jakże śmiesznie brzmią wówczas uzasadnienia tych, których nie stać na wyrzeczenie. Oni bowiem najczęściej odwołują się właśnie do wolności. Ich hasło życiowe można usłyszeć na każdym kroku: “Robię to, na co mam ochotę”. Jednak sygnalizuje ono wielki stopień zniewolenia. Wiadomo, że ten, kto nie jest w stanie wyrzec się swoich pragnień, jest ich niewolnikiem i o wolności może jedynie głośno mówić, jako o wartości w rzeczywistości nieosiągalnej przez niego. Wolność bowiem nie polega na tym, że robię to, na co mam chęć, ale na tym, że umiem zrezygnować nawet z tego, na co mam wielką ochotę.

W innym rozważaniu sygnalizowałem dowartościowanie ofiary w życiu starożytnych chrześcijan. Wyrzeczenie jako mądrość jest warunkiem odkrycia wartości ofiary, która zawsze jest darem miłości. Ojciec rezygnujący z palenia kierował się miłością do swego dziecka. Pragnął uczynić swą modlitwę skuteczniejszą. To była autentyczna ofiara, choć jej tak nie nazwał.

ks. Edward Staniek

http://www.katolik.pl/sztuka-wyrzeczenia,2700,416,cz.html?s=2
_______________________________
o. Bartłomiej J. Kucharski OCD

Moc słabości

Głos Karmelu

Wychodząc z cienia

Przedziwne jest działanie Boga w historii świata. Przychodząc na ziemię jako człowiek, ogołocił siebie ze splendoru własnej, niepojętej Boskości. Zamieszkał między nami w niewielkim mieście na rubieżach ówczesnego rzymskiego imperium.

Żył pod jednym dachem z ubogimi robotnikami – bo kim byli Maryja i Józef, jeśli nie pracownikami fizycznymi? Pod koniec życia wystąpił z orędziem Ewangelii, wychodząc z cienia ukrycia, ale większość egzystencji na ziemi spędził w skrytości i milczeniu.

Po prostu w zwyczajnej codzienności, stając się Kimś, kto jako Bóg jednoczy się z każdym mieszkańcem świata w jakimkolwiek okresie historii. Podczas publicznej działalności nauczał, że Jego uczniowie mają być solą ziemi. Jak możemy zinterpretować to Chrystusowe wezwanie?

Chrześcijanie – ambasadorzy pokoju

Myślę, że głównym wątkiem pozwalającym właściwie odczytać sens zaproszenia do bycia “solą ziemi” jest uznanie przez nas samych faktu, iż jesteśmy ludem ukrytym, żyjącym jak Jezus w Nazarecie zwyczajnym, prostym, codziennym życiem. Jednocześnie to zwyczajne życie ma być czymś niezwykłym i wyjątkowym. Jako chrześcijanie mamy bowiem wnosić w życie świata nadzieję poprzez ciszę modlitwy, uczynki miłosierdzia, solidarność z najuboższymi, codzienną, zwykłą świętość “małej drogi” dzieci Bożych. Naszą prawdziwą wielkością ma być słabość środków, jakimi posługujemy się, pragnąc ratować świat przed unicestwieniem. Żyjemy bowiem w świecie, który wbrew optymistycznym opiniom po wydarzeniach 1989 roku wciąż jest naznaczony – o czym z kolei przypomniał Sobór Watykański II – napięciem, rozdarciem i trwogą o przyszłość. Pokój na ziemi jest nieustannie zagrożony. Nie ma też na niej jedności. Ludzie wzajemnie tworzą między sobą bariery niezrozumienia, wrogości i nienawiści. Dlatego obowiązkiem ucznia Chrystusa jest to, by poprzez swoją osobistą świętość wnosić w ten podzielony i skonfliktowany świat pokój i miłosierdzie. Jesteśmy być może bardzo nieliczną grupą żyjącą przesłaniem Ewangelii, ale to właśnie od naszej radykalnej zgody na to, aby być “solą ziemi”, zależy los współczesnej Sodomy i Gomory. Niech znajdzie się wśród współczesnych jak najwięcej sprawiedliwych ratujących ziemię przed unicestwieniem.

Prorok naszych czasów

Taką postacią był niewątpliwie Sługa Boży Jan Paweł II. Co prawda przez blisko trzydzieści lat był kimś najbardziej znanym i podziwianym na całym świecie, ale jednocześnie pierwsze kilka dziesięciolecijego życia to czas powolnego wzrastania w ukryciu zwyczajności. Dane mu było przeżyć wtedy nie tylko okres szkolnej edukacji i wspinania się po szczeblach naukowej i kościelnej hierarchii. Podczas okupacji niemieckiej Karol Wojtyła doświadczył chyba najgłębiej, czym jest bycie “solą ziemi”. Pracował bowiem wtedy jako pracownik fizyczny i jednocześnie czytał mistyczne dzieła św. Jana od Krzyża oraz dzieło poświęcone mistyce maryjnej. Dzięki tej strawie duchowej zrozumiał, że świat pogrążony w mroku nienawiści i wojny mogą ocalić tylko ci, którzy z determinacją dążą do zjednoczenia poprzez modlitwę z Boskim Oblubieńcem, a swoje życie powierzają Maryi, całym sobą przylegając w geście zawierzenia do Jej Niepokalanego Serca. Modlitwa, miłość do Niepokalanej i pokorne życie naznaczone mozołem codzienności: oto konkretny szlak dla osób chcących ratować ziemię przed zagładą. Druga wojna światowa zakończyła się dzięki wysiłkowi tego rodzaju osób. Komunizm przeszedł do historii też za sprawą bezimiennych czcicieli Maryi i ludzi wielkiej, żarliwej modlitwy. Nasze współczesne zagrożenia związane z globalnym terroryzmem czy wojną o życie nienarodzonych oraz batalią o godną śmierć ciężko chorych i starszych mogą zostać zażegnane dzięki dawno sprawdzonym środkom. Są one najpotężniejszą bronią w walce z demonem pychy i nienawiści.

Boża formacja

Modlitwa zwycięża go swoim pokornym zdaniem się na prowadzenie samemu Bogu. Człowiek modlący się, klękając przed potęgą Boga, uznaje swoją niemoc i bezsilność – i daje się prowadzić Mocy Najwyższego. Poprzez ten osobisty akt wpływa na losy całego świata, bo w głębi swojego serca jednoczy się nie tylko z samym Bogiem, ale w Nim i poprzez Niego z każdym człowiekiem. Jest to wielka, niewypowiedziana tajemnica duchowej solidarności. Demon pychy zwyciężony zostaje także za sprawą poddania się ludzi opiece Niepokalanej. Nikt z nas nie jest tak jak Ona przeniknięty świętością pokornego uniżenia się przed Boskim Majestatem. Kto się Jej powierza, ten staje się prawdziwą solą ziemi, sprawiającą, iż świat zostaje ocalony przed katastrofą unicestwienia.

Podziwiając przykład Karola Wojtyły i wielu innych idących drogą modlitwy i maryjnej mistyki, przyłączmy się do nich, by nie zabrakło sprawiedliwych ratujących nasz piękny świat przed brzydotą samounicestwienia.

o. Bartłomiej J. Kucharski OCD

http://www.katolik.pl/moc-slabosci,2422,416,cz.html

_________________________________

ks. Marek Dziewiecki

Wychowawcy i miłosierdzie

Don Bosco
W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi rozpoczęliśmy Jubileusz Bożego Miłosierdzia. Przesłanie o Bogu miłosiernym wyszło z naszej Ojczyzny. Jego świadkiem stała się św. Siostra Faustyna Kowalska, a największym głosicielem w skali świata stał się św. Jan Paweł II. Papież Franciszek opisał najważniejsze cechy Bożego miłosierdzia w bulli „Misericordiae vultus” (Oblicze miłosierdzia), opublikowanej w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, 12-go kwietnia 2015 r.
Wszyscy potrzebujemy miłosierdzia
Boże miłosierdzie to wyjątkowe błogosławieństwo, którego potrzebuje każdy z nas, gdyż każdy jest grzeszny. Miłosierdzia od Boga i ludzi potrzebują dorośli, młodzież i dzieci. We wczesnym dzieciństwie synowie i córki potrzebują miłosierdzia rodziców w postaci ich czułej i cierpliwej obecności oraz serdecznej troski. Przejawem miłosiernej miłości rodziców jest katolickie wychowanie, bez którego młodzi nie poradzą sobie z życiem. Gdy syn czy córka wchodzą w okres dorastania, potrzebują innych form miłosiernej miłości. Czasem dorastające dzieci postępują w oparciu o metodę prób i błędów, zamiast słuchać Boga i kierować się Dekalogiem. Czasem sami siebie krzywdzą, albo są krzywdzeni przez zdemoralizowanych rówieśników czy przewrotnych dorosłych. Czasem – jak marnotrawny syn – oddalają się od Boga, odchodzą od rodziców, rezygnują z własnych marzeń i ideałów, roztrwaniają swoje człowieczeństwo: mądrość, wolność, czystość, powołanie do świętości. Niektórzy z nastolatków popadają w taki kryzys, że przestają wierzyć w to, że są kochane, że Bóg i ludzie przebaczą im popełnione przez nich błędy, że mogą mieć jeszcze dobrą przyszłość.
Gdy błądzimy i grzeszymy, wtedy najbardziej cierpią nasi bliscy, bo najbardziej nas kochają. Życie w rodzinie weryfikuje nas bardziej niż przebywanie w szkole, w miejscu pracy, na ulicy czy w kręgu znajomych. Tutaj też najbardziej oczekujemy miłosiernej miłości. Błogosławieństwem dla człowieka jest jednak wyłącznie miłosierdzie okazywane w dojrzały sposób, czyli w taki, jakiego uczy nas Bóg, który jest miłosierny, a jednocześnie mądry i sprawiedliwy.

Miłosierdzie i jego karykatury
Każdemu z nas grozi mylenie miłosierdzia z jego imitacjami czy karykaturami. Miłosierdzie niemiłosierne pojawia się wtedy, gdy mylimy je z pobłażaniem złu, z naiwną dobrotliwością czy z komunikowaniem przebaczenia komuś, kto nie uznał jeszcze swoich grzechów, nie nawrócił się, nie przeprasza, nie wynagradza wyrządzonych przez siebie krzywd. Być miłosiernym w dojrzały sposób to naśladować miłosierdzie Boga. On kocha nas także wtedy, gdy my nie kochamy. On przebacza nam także wtedy, gdy my nie przebaczamy – ani sobie, ani bliźnim. On nas szuka także wtedy, gdy my się przed Nim chowamy. On przebacza nam w swym sercu uprzedzająco, czyli zanim Go o to poprosimy. Jego miłosierdzie nie ma jednak nic wspólnego z litością czy naiwnością. Ojciec z przypowieści Jezusa okazał błądzącemu synowi swoją miłosierną miłość wtedy, gdy syn wrócił przemieniony. I ani sekundy wcześniej.
Formy miłosierdzia wobec wychowanków
Pierwszą formą miłosierdzia jest okazywanie wychowankom miłości niezależnie od ich postępowania. Niemiłosierni są rodzice czy inni wychowawcy, którzy okazują jedynie miłość warunkową, albo którzy wręcz szantażują wycofaniem miłości, gdy ktoś z wychowanków błądzi. Jeszcze bardziej okrutni są ci, którzy straszą dzieci czy nastolatków, że nawet Bóg przestanie ich kochać, gdy zrobią coś złego. Druga – obok bezwarunkowej miłości – forma miłosierdzia to stanowcze chronienie wychowanków przed demoralizatorami, przed nieludzkimi ideologiami (np. przed ideologią gender), a także przed oszukiwaniem samych siebie po to, by „usprawiedliwiać” popełnione błędy. Niemiłosierni wobec wychowanków są ci dorośli, którzy wmawiają im, że możliwa jest spontaniczna samorealizacja (w rzeczywistości możliwa jest jedynie spontaniczna autodestrukcja), że istnieją prawa bez obowiązków czy szkoły „neutralne” światopoglądowo. Niemiłosierni są ci dorośli, którzy mylą miłość z tolerancją czy akceptacją. Tych, którzy szlachetnie postępują, należy wspierać, a błądzących – upominać. Kochać wychowanków to pomagać im w nieustannym rozwoju, a akceptować, to wmawiać im, że nie muszą się już rozwijać, lecz że mogą pozostać takimi, jakimi są teraz.
Modną formą mylenia miłosierdzia z naiwnością jest wmawianie wychowankom, że istnieje wychowanie bez stresów. Wychowawcy nie powinni nigdy stresować wychowanków własnym postępowaniem. Gdy jednak wychowanek błądzi, to nie powinni udawać, że tego nie widzą. Nie powinni też odbierać wychowankowi stresujących konsekwencji popełnianych przez niego błędów. Dla błądzącego cierpienie, które sam sobie zsyła, jest bowiem ostatnią deską ratunku i motywem do poprawy. Miłosierny ojciec nie przeszkadzał synowi marnotrawnemu cierpieć dopóty, dopóki syn błądził. Gdy się zastanowił i zmienił, wtedy okazał synowi przebaczenie i urządził święto.
Być dojrzale miłosiernym wobec wychowanków to kochać i wymagać. Każde dziecko i nastolatek potrzebuje wsparcia w postaci miłości i klimatu bezpieczeństwa. Z drugiej strony potrzebuje jasnych norm moralnych, twardych zasad dyscyplinarnych i wartościowych, wymagających celów. Być wychowawcą miłosiernym to naśladować Chrystusa, który najbardziej kocha – bo aż do oddania życia – i który stawia najwyższe wymagania, bo chce, byśmy stawali się podobni do Niego i kochali tak, jak On pierwszy nas pokochał.

ks. Marek Dziewiecki
Don BOSCO 12/2015
fot. Mozlase Still-life 
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/wychowawcy-i-milosierdzie,25484,416,cz.html
_____________________________

3 piękne modlitwy na trudne dni

Przeżywasz trudności w swoim życiu? Masz za sobą ciężkie doświadczenia? Zawierz je Bogu. Pomogą ci w tym te trzy niesamowite modlitwy.

 

1. DIALOG SERC
Jak mogę zapomnieć o Tobie?

W Twej ciszy wiem,
że mnie kochasz.
I Ty też, kiedy ja milczę,

wiesz dobrze, że Cię kocham.

 

Nigdy nie wątpię w Ciebie
i ufam,
że i Ty możesz mi zaufać.
Jesteś życiem mojego życia.

Moja druga dusza,
moim drugim sercem.
Gdy wchodzę do tajnej głębi

mego serca,
dostrzegam w nim
Twoją miłość do mnie
i moją miłość do Ciebie.

 

Moje serce
jest ciche i szczęśliwe.

Moje serce jest wdzięczne.
św. Anzelm z Aosty (zm. 1109)

 

2. TY, KTÓRY JESTEŚ PONAD NAMI

 

Ty, który jesteś ponad nami,
Ty, który jesteś jednym z nas,
Ty, który jesteś także i w nas,

spraw, aby wszyscy mogli Cię widzieć także i we mnie.
Obym mógł przygotować drogę dla Ciebie, obym mógł dziękować Ci za wszystko,
co mnie spotyka.
Obym mógł przy tym nie zapominać
o potrzebach innych ludzi.
Ogarnij mnie swoją miłością tak,
jak chcesz, abym ja ogarnał nią wszystkich.

 

Oby wszystko, co jest we mnie,
obrócić się mogło ku Twojej chwale
i obym nigdy nie zaznał rozpaczy,
bo jestem pod Twoją ręką,
a w Tobie jest pełnia siły i dobroci.
Daj mi serce czyste, abym mógł Ciebie oglądać, serce pokorne, abym mógł Ciebie słuchać,
serce miłujące, abym mógł Tobie służyć,
serce wierzące, abym mógł w Tobie przebywać.
Dag Hammarskjöld (zm. 1961)

 

3. ZAWSZE BĘDĘ CI UFAŁ
Panie, mój Boże,
nie wiem, dokąd idę,
nie widzę drogi przed sobą,
nie mogę przewidzieć z pewnością,
dokąd ona zmierza.
Nie znam też prawdziwie samego siebie,
a jeśli szczerze sądzę, że idę za Twoją wolą, to nie znaczy, że jestem zawsze z nią zgodny.
Wierzę jednak, że moje pragnienie podobania się Tobie jest Ci miłe.

 

I ufam, że mam to pragnienie w sercu
we wszystkim, co czynię,

i że nigdy w przyszłości

nie będę niczego czynić bez tego pragnienia.
Tak postępując wiem,
że Ty mnie poprowadzisz dobrą drogą,

nawet kiedy ja sam jej nie znam.
Zawsze będę Ci ufać, nawet wtedy,
kiedy będzie mi się zdawało,
że się zgubiłem, że chodzę w cieniu śmierci.

 

Nie będę się bać, bo Ty zawsze jesteś ze mną

i nigdy w niebezpieczeństwie

nie zostawisz mnie samego.
Thomas Merton (zm. 1968)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2368,3-piekne-modlitwy-na-trudne-dni.html

________________________________

Modlitwa o uzdrowienie z nałogów

(fot. shutterstock.com)

Jeżeli masz problem z jakimś nałogiem, wielokrotnie chciałeś go rzucić, ale Ci się nie udaje to spróbuj się pomodlić. Na przykład tymi słowami.

 

Przychodzę do Ciebie, Duchu Święty, po ratunek. Wyzwól mnie z przywiązania do papierosów, narkotyków, alkoholu, dopalaczy, leków, … (wymień uzależnienie dotyczące tylko Ciebie), Chcę je na zawsze odrzucić od siebie i nigdy do niego nie wracać. Wiesz, że własnymi siłami nie mogę zerwać z nałogiem. Uzdrów mnie z przyczyn sięgania po … (wymień swoje uzależnienie).

 

Oczyść moje intencje. Wzmocnij moją słabą wolę. Uwolnij od skutków, które to uzależnienie spowodowało. Napełnij mnie odwagą pójścia pod prąd obiegowym opiniom. Umocnij we mnie pragnienie życia w wewnętrznej wolności. Pomóż pokonywać Twoją mocą napięcia ciała i niewłaściwe pragnienia. Napełniaj mnie Bożym Słowem przez czytanie Pisma św. i płynącą z Eucharystii Bożą miłością, której mi stale brakuje. Kształtuj moje wnętrze i naucz mnie stawiać sobie wymagania.

 

Wierzę, że z Twoją pomocą stanę się człowiekiem nie tylko wolnym, ale i oddanym do Twojej dyspozycji. Pomóż mi jednak zachować stałą  czujność; aby nie ulegać pokusom. Amen.

_______________________________

Pomocna modlitwa do św. Rity

WAM

Szukasz męża, który będzie cie kochał, szanował i nigdy nie odejdzie. Zacznij modlić się za pośrednictwem św. Józefa.

 

Modlitwa o dobrego męża
Święty Józefie, Oblubieńcze Bogarodzicy! Na progu dojrzałego i samodzielnego życia zwracam się do Ciebie o pomoc w podjęciu trudnej decyzji małżeństwa i wyboru odpowiedniego męża. Świadomość, że sama Najświętsza Maryja Panna – Matka Boża, znalazła w Tobie najlepszego towarzysza życia i wiernego Oblubieńca, sprowadza mnie dziś w tej sprawie do Ciebie. Proszę Cię o łaskę dobrego męża, wiernego towarzysza życia, z którym mogłabym związać się węzłami sakramentalnej łaski, założyć rodzinę Bogiem silną, dzielić losy w powodzeniu i niedoli, we wzajemnym zrozumieniu, szacunku, miłości i poświęceniu się oraz budować szczęście życia rodzinnego na zasadach Ewangelii. Amen.

 

Modlitwa pochodzi z książki: Święty Józef. Modlitewnik

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2339,szukasz-dobrego-meza-ta-modlitwa-jest-dla-ciebie.html

_______________________________

Pragniesz mieć dobrą żonę? Zobacz tę modlitwę

WAM

Szukasz dziewczyny, z którą będziesz szczęśliwy przez całe życie? Mamy dla ciebie modlitwę, która na pewno pomoże.

 

Modlitwa o dobrą żonę do św. Józefa
Święty Józefie, przeczysty Oblubieńcze Bogarodzicy Maryi! Bóg uczynił Cię najszczęśliwszym małżonkiem, dając Ci za towarzyszkę życia Najświętszą i Niepokalaną Dziewicę, Matkę samego Boga. Przez piękno i świętość Twojego życia stałeś się Patronem wszystkich małżonków. Proszę Cię o szczęśliwy wybór i łaskę dobrej, wiernej, roztropnej i świętej żony, której mógłbym powierzyć moje serce i złączyć się z nią mocą łaski sakramentu małżeństwa. Uproś jej mądrość życia, szerokość serca, pobożność, aby promieniowała dobrocią i kształtowała życie rodziny według zamysłów Przedwiecznego. Amen.

 

Modlitwa pochodzi z książki: Święty Józef. Modlitewnik

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2358,pragniesz-miec-dobra-zone-zobacz-te-modlitwe.html

_______________________________

Zawsze pamiętaj o tym w czasie modlitwy

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2338,zawsze-pamietaj-o-tym-w-czasie-modlitwy.html

__________________________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś