Wewnętrzna przemiana sprawia, że człowiek uzyskuje pojednanie z Bogiem-Środa, 10 lutego 2016r. Środa Popielcowa

Myśl dnia

Bóg niczym bardziej się nie raduje, jak nawróceniem i zbawieniem człowieka.

św. Grzegorz z Nazjanzu

_________________________________________________________________________________________________
Prawdziwa przemiana dokonuje się we wnętrzu człowieka, które widzi tylko Ojciec niebieski.
12647366_1028668003846635_1513135385303476188_n
Jezu, dziękuję Ci, że dajesz mi trzy środki naprawiania zła. Post,
abym naprawiał swoje wady, jałmużnę, abym okazywał miłosierdzie,
modlitwę, abym więcej czasu poświęcał dla Boga Ojca.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

ŚRODA POPIELCOWA


PIERWSZE CZYTANIE (Jl 2,12-18)

W drodze do nowego Jeruzalem

Czytanie z Księgi Proroka Joela.

Tak mówi Pan:
„Nawróćcie się do mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak wasze serca, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana Boga waszego! On bowiem jest łaskawy, miłosierny, nieskory do gniewu i wielki w łaskawości, a lituje się na widok niedoli. Któż wie, czy się nie zastanowi, czy się nie zlituje i pozostawi po sobie błogosławieństwo plonów na ofiarę z pokarmów i ofiarę płynną dla Pana, Boga waszego. Dmijcie w róg na Syjonie, zarządźcie święty post, ogłoście zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i ssących piersi; niech wyjdzie oblubieniec ze swojej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju.
Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pana! Niech mówią: «Przepuść, Panie, ludowi Twojemu i nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?»” Pan zapalił się zazdrosną miłością ku swojej ziemi, i Zmiłował się nad swoim ludem.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY (Ps 51,3-4.5-6a.2-13.14 i 17)

Refren:Zmiłuj się, Panie, bo jesteśmy grzeszni.

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *
i oczyść mnie z grzechu mojego.

Uznaję bowiem nieprawość swoją, *
a grzech mój jest zawsze przede mną.
Przeciwko Tobie zgrzeszyłem *
i uczyniłem, co złe jest przed Tobą.

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste *
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *
i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

Przywróć mi radość z Twojego zbawienia *
i wzmocnij mnie duchem ofiarnym.
Panie, otwórz wargi moje, *
a usta moje będą głosić Twoją chwałę.


DRUGIE CZYTANIE (2 Kor 5,20-6,3)

Pojednajcie się z Bogiem, oto teraz czas upragniony

Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Bracia:
W imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem. On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą. Współpracując zaś z Nim napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej. Mówi bowiem Pismo: «W czasie pomyślnym wysłuchałem ciebie, w dniu zbawienia przyszedłem ci z pomocą». Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia.
Oto słowo Boże.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Jl 2,13)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Nawróćcie się do waszego Boga,
On bowiem jest łaskawy i miłosierny.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.


EWANGELIA (Mt 6,1-6.16-18)

Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś gdy pościsz namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Przemiana serca

Chrystusowe w ukryciu odnosi się do osobistej relacji z Bogiem. Taki jest chrześcijański sens uczynków pokutnych. Jałmużna, modlitwa, post czy dzisiejsze posypanie głowy popiołem ma wyrażać to, co już faktycznie dokonało się w naszym sercu – wewnętrzną przemianę wiodącą przez nawrócenie do samego Boga. Tylko w takiej postawie możemy doświadczyć Jego błogosławieństwa, które On odda także w ukryciu. Ta wewnętrzna przemiana sprawia, że człowiek uzyskuje pojednanie z Bogiem.

Jezu, dziękuję Ci, że dajesz mi trzy środki naprawiania zła. Post, abym naprawiał swoje wady, jałmużnę, abym okazywał miłosierdzie, modlitwę, abym więcej czasu poświęcał dla Boga Ojca.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

___________________________

Środa Popielcowa

Mt 6, 1-6. 16-18 Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3
0,12 / 11,21

Dzisiaj Kościół rozpoczyna czas czterdziestodniowego przygotowania do Paschy. To czas pokuty i nawrócenia serca. Symboliczny gest posypania głowy popiołem wprowadza na drogę przemiany. Odkryj zachętę Jezusa do uczenia się miłosierdzia przez modlitwę, post i dobre czyny.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
Mt 6, 1-6. 16-18

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie».Jezus wskazuje swoim uczniom trzy najważniejsze dobre uczynki: modlitwę, post i jałmużnę. Jednocześnie przestrzega przed pułapką czynienia dobra na pokaz. Prawdziwa przemiana dokonuje się we wnętrzu człowieka, które widzi tylko Ojciec niebieski. Twoje wnętrze jest izdebką, gdzie w ukryciu Bóg widzi twoje intencje, pragnienia i zamiary, gdzie chce cię wysłuchać. Wejdź więc do niej, zamknij drzwi przed zewnętrznym hałasem i módl się do Ojca.

Autentyczne dobro i miłosierdzie jest owocem spotkania z Bogiem na modlitwie. Miłosierdzie nie potrzebuje uznania i pochwały ze strony ludzi. Ono przychodzi dyskretnie i nikogo nie upokarza. Nie trąbi o sobie na lewo i prawo. Brzydzi się obłudą, która pod pozorem dobra szuka rozgłosu. Jezus wzywa cię, byś starał się o czystą intencję spełniania uczynków miłosiernych ze względu na miłość Ojca. Może czasem chciałbyś, by inni zauważyli i docenili twoje wielkopostne wysiłki?

Na początku Wielkiego Postu Jezus chce cię zabrać do szkoły miłosierdzia, jak kiedyś świętą Faustynę. Ona nie szukała Boga daleko, ale we własnym wnętrzu przebywała z Nim sam na sam. Uczyła się, że tylko miłość nadaje czynom prawdziwą wartość. Choćby były to niezauważane przez innych gesty dobra, dla Ojca w niebie znaczą bardzo wiele. Czy chcesz dziś wejść na drogę dyskretnego miłosierdzia?

Proś dziś Jezusa, by oczyszczał twoje intencje i dobre zamiary. By pomógł ci przemienić serce na prawdziwie miłosierne.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
____________________________

#Ewangelia: Wielki Post – czas przyspieszenia

Jezus powiedział do swoich uczniów: “Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.

 

Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

 

Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

 

Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.

 

Rozważanie do Ewangelii

 

Wielki Post jest nam dany, abyśmy przyśpieszyli, być może spowolnione, uczenie się Miłości. Dlatego Ewangelia, którą czytamy w pierwszy dzień Wielkiego Postu zadaje nam pytanie o nasze motywacje poszczenia, okazywania dobroci i modlitwy. Miłość to nie tylko czynienie dobra. To także czynienie dobra bez oczekiwania na jakiekolwiek korzyści. Czynienie dobra z oczekiwaniem na jakąś nagrodę (np. wdzięczność), nie jest czystą Miłością. Oczywiście lepsze to niż czynienie zła, ale nie nazywajmy naszych zachowań zbyt szybko Miłością.

 

Wielki Post jest po to, abyśmy lepiej poznali Miłość, a przez to lepiej ją rozpoznawali. I abyśmy szybciej stawali się Miłością, na podobieństwo Boga.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2761,ewangelia-wielki-post-czas-przyspieszenia.html

_________________________

Św. Jan Paweł II (1920-2005), papież
Homilia na środę Popielcową 16/02/1983

W sekrecie serca
 

Wieki Post to czas, kiedy powinniśmy wejść do naszego wnętrza. To czas szczególnej bliskość z Bogiem w sekrecie serca i sumienia. W tej wewnętrznej bliskość z Bogiem dokonuje się podstawowe dzieło Wielkiego Postu: proces nawrócenia. W tym wewnętrznym sekrecie, w tej bliskości z Bogiem, w pełnej prawdzie serca i sumienia, rozbrzmiewają słowa, jak z psalmu z dzisiejszej liturgii, najbardziej szczerego wyznania, jakie człowiek kiedykolwiek uczynił przed Bogiem: “Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, / w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość. / Obmyj mnie zupełnie z mojej winy / i oczyść mnie z grzechu mojego! / Uznaję bowiem moją nieprawość, / a grzech mój jest zawsze przede mną. / Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem / i uczyniłem, co złe jest przed Tobą” (Ps 51,1-6). To są słowa, które oczyszczają, słowa, które przemieniają. Przemieniają człowieka od wewnątrz. Powtarzajmy je często w czasie Wielkiego Postu. I przede wszystkim starajmy się odnowić tego ducha, który je ożywia, to wewnętrzne tchnienie, które nadało tym słowom moc nawrócenia. Ponieważ Wieki Post jest zaproszeniem do nawrócenia. Pobożne uczynki, o których wspomina dzisiejsza Ewangelia, otwierają drogę do nawrócenia. Spełniajmy je jak tylko to możliwe. Ale na pierwszym miejscu szukajmy wewnętrznie Boga w naszym życiu, we wszystkim, co się na nie składa, aby dojść do tego głębokiego nawrócenia, które znajdujemy w psalmie skruchy z dzisiejszej liturgii.

__________________________

Trzy punkty oparcia

 

Pan Jezus daje nam trzy punkty oparcia do dobrego przeżycia czasu wielkiego postu – czasu przemiany, a więc: jałmużna, modlitwa i post.

 

Jałmużna

 

W tradycji żydowskiej jałmużna uważana była za jedną z największych wartości. Dla Żyda oznaczało – dawać jałmużnę, czynić miłosierdzie. To jeden z trzech filarów świata. Jest to przestrzeń, w której człowiek ma dać to, co otrzymał. Kto dawał Jałmużnę, ten przez innych niejako zwracał Bogu to, czego On sam darmo udziela wszystkim. Jałmużna jest wyznaniem wiary, że Bóg chce darmo udzielać innym przeze mnie, pragnie abym darmo dawał, tak jak darmo otrzymałem. Dając jałmużnę, można powiedzieć,  ze powierzamy się Bogu, ze Mu ufamy, iż nigdy nam nie zabraknie Jego darów.  Jałmużna pomaga nam trwać w akcie powierzenia i przeżywania siebie jako osoba nieustannie obdarowywana przez Boga, który kształtuje w nas postawę dziecka.

 

Modlitwa

 

Jezus zwraca uwagę, że modlitwa zamiast stać się zażyłym spotkaniem z Bogiem, może zamienić się w teatralne przedstawienie. Istnieje niebezpieczeństwo jej wypaczenia.

 

Kiedy? Gdy na modlitwie zamiast szukać Boga, zaczniemy szukać samych siebie, zamiast Jego wzroku, będziemy szukać wzroku innych i skupiali się na sobie. Wtedy zachowujemy się jak obłudnik, ponieważ wykorzystujemy ją do własnych celów: dla pokazywania swojego oblicza, dla szukania poklasków. Taka postawa na modlitwie nie prowadzi do wnętrza, lecz staje się pozorem, iluzją. Zamiast uwielbiać Ojca, który jest w niebie, wpada w samouwielbienie. Jaka więc powinna być modlitwa? Modlitwa powinna być pokorna wobec Boga i wobec ludzi, bardziej wypływać z serca niż być wypowiadana ustami, ufna w dobroć Boga i wytrwała aż do natarczywości.

 

Post

 

Post był powszechnie praktykowany wśród Żydów. Był znakiem żałoby, przypominającym bolesne wydarzenie zburzenia świątyni. Lecz dla pobożnego Żyda powodem postu był jego grzech, ponieważ burzył to, co najświętsze: jego więź z Bogiem. Zwyczajem było, że gdy pościli, wyrażali swój smutek na zewnątrz. Ich post miał duże znaczenie w przeżywaniu relacji z Bogiem. Wzmacniał jego modlitwę i miał związek z jałmużną. Wychowywał do pokory, ponieważ przypominał poszczącemu prawdę o tym, kim jest: słabym stworzeniem, które doświadcza swojej kruchości, człowiekiem potrzebującym, łaknącym, głodnym. Post oczyszczał nieuporządkowane pragnienia, porządkował i oddawał Bogu. Źle zrozumiany i niewłaściwie praktykowany post wypacza postawy. Prowadzi do obłudy. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, może zamienić się w maskaradę, w sztukę teatralną. Zamiast wyrażać upokorzenie, uznawanie własnych granic, słabość i całkowitą zależność od Boga, może stać się manifestowaniem własnej pychy i polegania na sobie.

 

Na koniec

 

Jezus nie proponuje nowych form postu. Chce, abyśmy zbadali i zastanowili się nad intencjami, które nas do tego skłaniają. Jezus chce ochronić wartość postu w naszym życiu. Chce nam pomóc abyśmy żyli w obecności Boga, stawali przed Nim bez udawania, jak dziecko, które jest zależne od opieki swoich rodziców.

Prośmy Jezusa o „wewnętrzne smakowanie” spojrzenia Ojca. Szukajmy „izdebki” na nasze spotkanie z Nim, Starajmy się żyć i poznawać Słowo Boga, którego nam potrzeba – a Ojciec, który widzi w ukryciu nasze najbardziej ukryte potrzeby, odda nam je.

ks. Paweł Janaszkiewicz MS

____________________________

Modlitwa, post i jałmużna (10 lutego 2016)

modlitwa-post-jalmuzna-wielki-post

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Z rozdz. 6 Ewangelii wg św. Mateusza)

 

Liturgia Popielca zawiera Ewangelię, która jest dla nas jak strategiczny plan działania: w jaki sposób dobrze przeżyć Wielki Post? Plan składa się z trzech kolejnych etapów.

Pierwszym jest post. Trzeba przypomnieć, że post nie polega na przede wszystkim na tym, że się nie ogląda TV. Post polega na tym, że się nie je. Dzisiaj tę praktykę zastąpiła nam wstrzemięźliwość od mięsa i słodyczy, ale z prawdziwym postem ma to niewiele wspólnego. W tym świętym czasie warto ograniczyć posiłki, poczuć na własnej skórze, że naprawdę nie samym chlebem żyje człowiek.

Ojcowie mówili, że poszcząc, odmawiając sobie pokarmów i jakichś przyjemności, zyskujemy czas i określone środki finansowe. Co z tym zrobić? Czas należy przeznaczyć na modlitwę; z tego, co uzyskaliśmy poprzez post, trzeba podzielić się z najuboższymi. I to są właśnie dwa kolejne etapy: modlitwa i pomoc najuboższym (jałmużna). Bez nich poszczenie, i sam Wielki Post, nie mają żadnego sensu.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Jl 2, 12-18; 2 Kor 5, 20 – 6, 3; Mt 6, 1-6. 16-18

Pan Jezus mówi nam też, że to wszystko ma odbywać się w ukryciu. Nie chodzi o wstyd z powodu naszej wiary; chodzi raczej o z jednej strony o okazanie szacunku tym, którym pomagamy (nasza pomoc nie może ich upokarzać!), a z drugiej o dbałość o to, aby nasza modlitwa była przede wszystkim budowaniem relacji z Bogiem, a nie własnego dobrego wizerunku w oczach innych bądź też naszych własnych.

Czy te wszystkie trzy etapy Wielkiego Postu mają jakiś element wspólny? Tak. Jest nim miłość, bez której całe życie nie ma żadnego sensu. Z miłości mamy się modlić; z miłości wspierać naszych braci w potrzebie; z miłości wreszcie mamy odmówić sobie pokarmu dla ciała, aby odkryć, że tym, co daje nam prawdziwe życie, jest Słowo Boga Żywego.

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/02/09/modlitwa-post-i-jalmuzna-10-lutego-2016/

________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

Rozpoczyna się Wielki Post.

Zgodnie z kanonami 1251-1252 Kodeksu Prawa Kanonicznego w Środę Popielcową obowiązuje wstrzemięźliwość (nie spożywa się pokarmów mięsnych) i post ścisły (ilościowy). Prawem o wstrzemięźliwości są związani wszyscy powyżej 14. roku życia, a prawem o poście – osoby pełnoletnie do rozpoczęcia 60. roku życia. Nie istnieje natomiast obowiązek uczestniczenia w dzisiejszej Mszy świętej. Mimo to zachęcamy do wzięcia w niej udziału.
W czasie Mszy dokonuje się obrzędu posypania głowy popiołem. Jest on przygotowywany z gałązek palm lub innych drzew poświęconych w poprzednim roku podczas Niedzieli Palmowej. Akt ten symbolizuje ułomność i przemijalność człowieka, jest znakiem żałoby i pokuty.

Przypominamy, że z Liturgii Godzin w okresie Wielkiego Postu znikają radosne aklamacje Alleluja oraz hymn Ciebie, Boże, chwalimy.

http://www.brewiarz.pl/ii_16/1002/index.php3

_____________________________

10 lutego

 

Święta Scholastyka i jej rodzony brat, św. Benedykt z Nursji Święta Scholastyka, dziewica
Błogosławiony Alojzy Stepinac Błogosławiony Alojzy Wiktor Stepinac, biskup

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Maleval niedaleko Pizy – św. Wilhelma, pustelnika. Ten nawrócony rycerz pielgrzymował najpierw do Ziemi Świętej, a potem próbował życia zakonnego. Niezadowolony z rozluźnionej dyscypliny, kilka razy udawał się do samotni, w której odnajdywali go zwolennicy jego sposobu życia. Zmarł w roku 1157, wycieńczony skrajną ascezą. Wokół pustelni, w której żył, powstała kongregacja eremitów jego imienia. Grzegorz IX zmitygował jej surowości i podporządkował ją benedyktynom.

W Rimini – św. Klary, wdowy. Ojca i męża straciła wśród walk gwelfów z gibelinami. Długo praktykowała skrajną pokutę, ale równocześnie oddawała się dziełom miłosierdzia. Doznała wielu ekstaz. Zmarła w roku 1346.

oraz:

św. Austreberty (+ 704); św. Michała Febres Corderoy Munoz (+ 1910); św. Sotery, dziewicy i męczennicy (+ 304)

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-10.php3

_________________________________________________________________________________________________

Środa Popielcowa – o co chodzi?

Dlaczego posypujemy sobie głowę popiołem w Środę Popielcową? Co ma wyrażać ten gest?

 

Marta Jacukiewicz: Proszę Księdza, jaki jest sens pójść do kościoła w Środę Popielcową kiedy nie ma w nas chęci poprawy?

 

Ks. Marcin M. Stefanik SChr: A jaki jest sens myć się, kiedy wiem, że i tak zaraz będę brudny? Dla Boga nie ma nic niemożliwego  (Łk 1,37). Jeżeli idę, czyli działaniem wyrażam swoje pragnienie, to jest już wystarczające, by Bóg dokonał cudu. I choć może pojawić się zwątpienie, czy się uda, czy to ma sens, mimo wszystko mogę ze swoją biedą żebrać Miłosierdzia.

 

Chodzi o to, aby posypanie głowy popiołem nie stało się po prostu symbolem… Symbolem, który nic nie wnosi do naszego życia. Jak przygotować się do tego dnia?

 

Symbol, gest, ma za zadanie nieść jakąś treść. Tak jak szczypta popiołu może zmiażdżyć kamienne serce, albo naszą mentalność (śmiech), tak “tarzanie się” w popiele  może nie wnosić zupełnie nic. Zależy to po prostu od nastawienia. W przygotowaniu do tego dnia, zasugerowałbym się czytaniami i tekstami liturgii na Środę Popielcową. One najtrafniej pokazują, co robić.

 

W kolekcie słyszymy słowa: “daj nam przez święty post zacząć okres pokuty”.  Tak więc przez symbolikę tego dnia, także wyrażoną przez post ścisły, rozpoczynamy szczególny okres, przygotowujący nas na przeżycie Misterium Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. Post, a więc także wyrzeczenia, które, jak to było w przypadku kuszenia Jezusa na pustyni, mają nas umocnić “do walki ze złym duchem”.

 

Ten gest ma wyrażać kondycję człowieka grzesznego, który wyznając swoją winę, ma chęć, a w zasadzie podejmuje decyzję o nawróceniu. Świadczą o tym, chociażby słowa wypowiadane w czasie posypania: “Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz” albo “Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.

 

Z drugiej strony – bez uczestniczenia we Mszy św. w Środę Popielcową trudno wyobrazić sobie rozpoczęcie Wielkiego Postu…

 

Formalnie nie mamy obowiązku uczestniczyć w tym dniu we Mszy św. Obrzęd ten może mieć zarówno miejsce w czasie Mszy św., jak i poza nią. Choć do mnie przemawiają słowa z księgi Joela: “(…) ogłoście zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie, starców, zbierzcie dzieci (…), niechaj płaczą kapłani, słudzy Pana”.

 

Zwołanie zgromadzenia kojarzy nam się z jednym – nowotestamentalną Paschą, Eucharystią. A przecież w ważnych momentach uczestniczymy we Mszy św. Dlaczego więc tu pozbywać się tego szczególnego daru, zwłaszcza kiedy jesteśmy w stanie łaski uświęcającej.

 

Co w przypadku kiedy z jakiegoś powodu nie mozemy uczestniczyć w posypaniu głowy popiołem?

 

Są różne sposoby wyrażania pokuty. Jednym ze znaków jest posypanie głów popiołem. Pamiętam z seminarium, jak kiedyś popiół miał konsystencję takiej mazi. Komicznie wyglądali ci, którym na czole czyniono znak krzyża tym, tzw. popiołem. Nie chodzi o wypalenie znamienia, ale jak już wspominałem – przemianę wnętrza.

 

Zrodził się jednak wśród wiernych zwyczaj, by zabierać szczyptę popiołu do domu, dla tych właśnie, którzy nie mogli brać udziału w tym obrzędzie. Warto myślę go zachować, byleby nie był odbierany przez nieobecnych, jako zwolnienie się z uczestnictwa w liturgii, mimo takich możliwości. Dopuszcza się również, choć pomija się obrzęd błogosławienia, aby głowy posypywać w niedzielę po Środzie Popielcowej.

 

Do czego ma nas zachęcić, zmotywować Środa Popielcowa?

 

Sięgnijmy również do tekstów biblijnych. Pan mówi: nawróćcie się do Mnie całym sercem”. Ważne słowo: CAŁYM SERCEM. Tam, gdzie jest źródło decyzji. Odmienić sposób myślenia. Całkowicie, bezwarunkowo, nie zostawiając sobie czegoś na boku, jakiegoś zabezpieczenia, którego mógłbym użyć w razie, kiedy byłoby mi źle…

 

A więc, zanim będą te gesty zewnętrzne, także posypanie głów popiołem, czy “rozdzieranie szat”, potrzeba przemiany wnętrza, ducha. Po co? By innym nieść nadzieję, że mogą skorzystać z łaskawości Boga; łaski, jaką otrzymał Kościół dzieląc się szczególnymi darami w Roku Miłosierdzia. To realizacja pawłowego wezwania: “pojednajcie się z Bogiem”.

 

W Środę Popielcową obowiązuje wstrzęmięźliwość  od pokarmów mięsnych i post ścisły (por. KPK 1251, 1252). Kto jest zobowiązany przestrzegać postu, a kto z niego zwolniony?

 

W Kościele mamy dwie instytucje, które są często mylone przez wiernych. Mianowicie post ścisły i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Pierwsza z nich, dotyczy osób od 18 do rozpoczęcia 60 roku życia i polega na spożyciu w ciągu dnia trzech posiłków (dwóch lekkich i jednego do syta). Obowiązuje w Środę Popielcową i Wielki Piątek, wiążąc się ze wstrzemięźliwością od pokarmów mięsnych.

 

Druga, nie pozwala na spożywanie pokarmów mięsnych w piątki w ciągu roku, chyba że wypada jakaś uroczystość. Zobowiązanymi do przestrzegania wstrzemięźliwości są osoby, które ukończyły 14 rok życia. Nie ma tu górnej granicy wieku, jak w przypadku postu ścisłego.

 

Czy to oznacza, że młodsi, ponieważ prawo ich nie obliguje do podjęcia tych czynów pokutnych, nie muszą przestrzegać postu czy wstrzemięźliwości?

 

Otóż prawodawca zaleca, by także najmłodszych uczyć autentycznego przeżywania czasu pokuty.  Poza tym, swobodę pewną w określaniu form pokuty mają tutaj Konferencje Episkopatu poszczególnych krajów.

 

A co z osobami chorymi, albo tymi, którzy akurat są w podróży? 

 

Osoby chore, a także te, które stołują się w punktach zbiorowego żywienia, albo odbywające  podróż mogą być zwolnione z przestrzegania piątkowej wstrzemięźliwości, o ile wypełnią jakąś inną praktykę pokutną, np. udzielą jałmużny, albo pomodlą się w jakiejś konkretnej intencji. Możliwa jest także dyspensa od wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych, której może udzielić chociażby proboszcz miejsca.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2318,sroda-popielcowa-o-co-chodzi.html

_______________________

Nocą, w bólu, spotkaj się z Bogiem. Wyrusz na EKSTREMALNĄ DROGĘ KRZYŻOWĄ

szlachetna paczka
(fot. Stowarzyszenie Wiosna)

Ból, zmęczenie, modlitwa i kilkadziesiąt kilometrów przebytych nocą w samotności. W tym roku po raz ósmy w kilkuset miejscach w całej Polsce wyruszy EKSTREMALNA DROGA KRZYŻOWA. Zapisy właśnie wystartowały na stronie internetowej wydarzenia.

Pragniesz przygody i mocnych doświadczeń? Chcesz zmierzyć się ze swoimi słabościami i poznać własne granice? Podejmij ekstremalne wyzwanie! – EKSTREMALNA DROGA KRZYŻOWA to forma duchowości, która dla wielu staje się sposobem na życie. Prawdziwe Spotkanie z Jezusem pośrodku zmagania sprawia, że nie chce się już żyć normalnie, tylko ekstremalnie. Czyli w pełni – wyjaśnia ks. Jacek WIOSNA Stryczek, pomysłodawca EDK i przywódca SZLACHETNEJ PACZKI.
Doświadczenie, które zmienia życie
EDK to pokonanie wybranej, ponad 40-kilometrowej trasy w nocy, modlitwa i zmaganie się z własnymi słabościami. W wydarzeniu biorą udział zarówno wierzący, jak i niewierzący. Ci pierwsi – by przeżywać ból choć trochę podobny do tego, którego doświadczał Jezus przed śmiercią i by zbliżać się do Boga. Ci drudzy – by stanąć twarzą w twarz z własnymi lękami, niedoskonałościami i tym słabszym “ja”. Dla jednych i drugich to wyjątkowe doświadczenie, które zmienia życie: – Po tym ekstremalnym wyzwaniu człowiek jest obolały i bezwładny. Ale coś się zmieniło. Podjął wyzwanie i wygrał. I chce więcej. To, na co narzekał wcześniej, ból, kontuzje, staje się jego chlubą i dumą – opowiada Oskar, jeden z uczestników EDK.
Tylko rok temu wydarzenie zgromadziło prawie 11 tysięcy ludzi. W tym roku organizatorzy szacują, że wyzwanie podejmie nawet 20 000 osób.
Przygotowanie do ŚDM
W pogłębianiu przeżywania pokonywanej trasy, uczestnikom mogą pomóc specjalnie przygotowane rozważania, dostępne na stronie EDK i rozdawane uczestnikom w dniu wymarszu. W tym roku będą podążać za wizją Papieża Franciszka i zainspirują do stawania się “chrześcijańskimi liderami”. Jak mówi ks. Stryczek, EDK ma być formą duchowego przygotowania do Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się w lipcu.
Wyruszy także Nuncjusz Apostolski
Już po raz drugi do EDK dołączy Nuncjusz Apostolski Abp Celestino Migliore, który 18-go marca weźmie udział w uroczystej mszy Św. w kościele św. Józefa na Podgórzu, po której uczestnicy wyruszą w trasy. Ekstremalność warunków, w jakich odbywa się to nabożeństwo, przybliża ją do pierwszej Drogi Krzyżowej. Pozwala budzić w sobie prawdziwe współodczuwanie z ludźmi, w których życiu Chrystus dziś znowu idzie “drogą krzyżową”. To ci, którzy doświadczają odrzucenia, marginalizacji, chorób, niesprawiedliwości, dyskryminacji czy nierówności społecznej – wyjaśnia Nuncjusz.
Podążając za ideałami
Jak podkreśla ks. Jacek WIOSNA Stryczek, zarówno SZLACHETNĄ PACZKĘ, jak i EKSTREMALNĄ DROGĘ KRZYŻOWĄ, łączą ludzie z ideałami. Tacy, którzy chcą dawać sobie i innym szansę na nowe, lepsze życie. Marzą o lepszym świecie. Nie narzekają na to, jak świat jest urządzony, ale ten świat zmieniają. Biorą za niego odpowiedzialność. – Zapraszam Was do drogi krzyżowej. Ona poprowadzi Was za Chrystusem do bycia chrześcijańskim liderem. A może również do współtworzenia nowego, lepszego świata. Razem z nami – zachęca ks. Stryczek.

 

Już dziś dołącz do EKSTREMALNEJ DROGI KRZYŻOWEJ. Wejdź na  www.edk.org.pl i wybierz trasę w swojej okolicy!

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1175,noca-w-bolu-spotkaj-sie-z-bogiem-wyrusz-na-ekstremalna-droge-krzyzowa.html

____________________________

Pesymiści mylą szczęście z nieszczęściem

Podczas gdy optymiści potrafią być szczęśliwi i w każdej sytuacji cieszyć się z najdrobniejszego choćby powodu, to pesymiści są chronicznie niezadowoleni. Z trudem zauważają w życiu to, co dobre. Nie wzrusza ich nic, co dla innych stanowi przyjemność.

 

Baudelaire sarkastycznie stwierdza: “Przyszło do mnie szczęście, ale go nie rozpoznałem” (1982, s. 165).
Zresztą jakże można rozpoznać coś, czego się nigdy tak naprawdę nie poznało? W tym tkwi dramat pesymistów. Noszą w sobie przekonanie, że nigdy nie doświadczyli szczęścia, bo ciągle dotykało ich tylko samo cierpienie.
Erikson nazywa to nieposiadaniem podstawowego zrębu szczęścia i traktuje je jako przyczynę takiego stanu rzeczy. Pesymiści nie czują się zdolni do przeżywania szczęścia. Ciągle są strapieni i skoncentrowani na sobie. Gromkie wołanie do nich: “Bądźcie szczęśliwi!” ma taki sam skutek jak mówienie do paralityka: “Zacznij biec!”.
Życie stanowi dla nich tylko kłopot, obciążenie, jeżeli nie nieszczęście. I nic dziwnego, że go nie lubią. Wiosna na pewno nie jest ich ulubioną porą roku ani nie są nią lato, jesień czy zima.
W pewnym sensie pesymiści stanowią jakby grupę arystokratów cierpienia. Często i ostentacyjnie przeżywane, stało się jakby ich identyfikatorem, który jednocześnie nadaje im pewnej powagi.
Charakterystyczne jest to, że pesymiści nie są smutni z jakiegoś konkretnego powodu: straty, żałoby lub kończącej się miłości. Ich ból jest rozproszony i nie dotyczy określonego przedziału czasowego. Są strapieni, bo noszą w sobie archaiczne przeświadczenie, jakoby nigdy nie otrzymali tego, co im się należało.
Właśnie dlatego nigdy nie zaznają przyjemności życia. Ich głębokie niezadowolenie, smutek i melancholia istnieją od zawsze. Czują więc, że są przywiązani łańcuchami do cierpienia, które ma smak wieczności. A w takiej sytuacji nie można przecież zaznać ani chwili szczęścia.
Ich przestrzeń życiowa zdaje się pustynią do tego stopnia, że przeżyte chwile szczęścia nie pozostawiają po sobie żadnych śladów. Ta cecha pacjentów daje się zauważyć już w pierwszym etapie psychoterapii.
Dlatego pacjenci ci w sytuacji krótkotrwałego muśnięcia szczęścia odczuwają poczucie winy lub wpadają w przerażenie. Czują wówczas strach, że dotknie ich kara i opuszczenie.
Aby uciec przed wyrastającą z głębi duszy przerażającą i śmiertelną dezaprobatą, wybierają stan zawieszenia i zastoju w życiu. Zawieszenie to polega na tragizmie nieświadomego niszczenia podejmowanych prób bycia szczęśliwym. Zaostrza ono poczucie ciągle towarzyszącej im frustracji życiowej.
Freud mówi o “lęku oczekiwania” lub “lękliwym oczekiwaniu”. “Osoby dręczone tego rodzaju lękiem przewidują zawsze najstraszniejszą z wszystkich możliwości, interpretują każdy przypadek jako zwiastuna nieszczęścia, wyzyskują w złym sensie każdą niepewność. Skłonność do takiego oczekiwania nieszczęścia posiada jako cechę charakteru wiele ludzi, których nie można zresztą nazwać chorymi, lecz jedynie nadmiernie lękliwymi lub pesymistami”.
Podejmując próby zaradzenia własnym niepowodzeniom w sferze uczuć, relacji interpersonalnych i zawodowych, opracowują oni takie strategie, które w ogóle się nie sprawdzają. Oto dlaczego ewentualne wysiłki pesymistów, by stać się szczęśliwymi, są nieadekwatne i dramatycznie wyolbrzymiane. Przypominają dzieje barona Munchhausena, który – wpadłszy w dziurę – chciał najpierw iść do domu po rydel i wykopać schodki, by w ten sposób wydostać się z opresji.
W pesymistach wzrasta przekonanie o tym, jakoby los ich prześladował i czynił sobie z nich igraszkę. Jeśli wnikliwie przeanalizujemy to ich głębokie przeświadczenie, zauważymy jednak, że przeżywają je oni z pewnym upodobaniem. Do tego stopnia, że – parafrazując Izajasza – mylą szczęście z nieszczęściem, i na odwrót.
Pesymiści łatwo przywiązują się do swojego nieszczęścia. Biada tym, którzy chcieliby im go ująć. Nieszczęście staje się ich siłą. Ich największą przyjemnością jest móc powiedzieć światu, jak bardzo są nieszczęśliwi. W ich istnieniu więcej jest śmierci niż życia. Dla nich zawsze jest noc, w dodatku: noc ciemna i bezgwiezdna. Dlatego rodzi się w nich tendencja do defetyzmu, tak wobec siebie jak i w relacji do innych.

 

Pesymiści nie oczekują od życia niczego dobrego. Nie ma w nich nadziei na lepszą przyszłość. Samo oczekiwanie szczęścia oznaczałoby już pewien jego przedsmak, ale pesymiści nie mogą sobie pozwolić nawet na to. U kresu życia mogą tylko powtórzyć słowa, które wypowiedział o sobie Rimbaud: “Nieszczęście było moim Bogiem”.

Więcej w książce: Sposób na szczęście – Vittorio Castellazzi

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,293,pesymisci-myla-szczescie-z-nieszczesciem.html

_______________________________

SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE Vittorio Luigi Castellazzi

SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE Vittorio Luigi Castellazzi

Szczęście! Kto go nie pragnie? Kto do niego nie dąży? Kto z jego braku z czasem nie staje się zgorzkniały? Czym ono jest? Od wieków spierają się o jego definicję filozofowie. Od dawna też psychologowie wskazują na jego jakże pozytywną i nie do przecenienia rolę w rozwoju osobowym i wspólnotowym. Można odnieść wrażenie, że jest to jedyna rzecz, której tak naprawdę ludzie współcześnie namiętnie poszukują. Ale czy spełniają się ich sny o szczęściu? Niekoniecznie! Często towarzyszy owym poszukiwaniom rozczarowanie. W książce Castellazzi próbuje rzucić nieco światła na to, że szczęścia przybiera różne oblicza – niestety, także maski – ale pośród nich każdy znajduje to swoje.

http://www.aurelus.pl/SPOSOB_NA_SZCZESCIE_Vittorio_Luigi_Castellazzi-5110.html

_________________________

Zrób korzystny bilans dnia!

Józef Augustyn SJ

Ojciec wzruszył się głęboko

Mateusz.pl

Powiedział też: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić

(Łk 15, 11–24)
Obraz dla obecnej medytacji: przedstawmy sobie powitanie syna marnotrawnego przez ojca. Posłużmy się obrazem Rembrandta Syn marnotrawny.

Zwrócimy uwagę na gest przygarnięcia syna oraz na ręce ojca na jego ramionach. Jedna ręka wyraźnie kobieca: wydłużona, subtelna ręka matki. Druga dłoń ma charakter męski: szeroka, wypracowana dłoń ojca. Symbol ten ukazuje integralną miłość: miłość ojca i miłość matki w jednej osobie. Miłość ojcowska i macierzyńska w doświadczeniu ludzkim jest zawsze rozdzielona. W doświadczeniu Boga te dwie miłości łączą się w jedno.

Prośba o owoc rozmyślania: Będziemy prosić o łaskę poznania bezinteresownej, przebaczającej miłości Boga Ojca. Będziemy też prosić o wewnętrzne wzruszenie miłością Ojca.

Przejście od grzechu do miłosierdzia

W prawdziwym żalu za grzechy musimy przejść od doświadczenia grzechu do doświadczenia miłosierdzia Bożego. Nasze rozważania o grzechu byłyby niewłaściwe, a nawet wręcz szkodliwe, gdyby zabrakło w nich wyraźnego odniesienia do miłosierdzia Bożego, do przebaczającej i bezinteresownej miłości Ojca niebieskiego. Jeżeli nasze grzechy nieraz tak długo nas dręczą, pomimo tego iż wyznawaliśmy je wielokrotnie w sakramencie pojednania, to właśnie dlatego, iż zabrakło kontemplacji miłości Boga. Przygotowując się do sakramentu pojednania trzeba tak długo cieszyć się miłosierdziem Bożym, jak długo liczymy nasze grzechy. W dobrym przygotowaniu do spowiedzi winna istnieć wielka równowaga pomiędzy rozważaniami o grzechu, a rozważaniami o miłosiernym Ojcu.

Tak naprawdę nie leczy nas samo wyznanie grzechu. Judasz wyznał wprawdzie grzechy, ale było to wyznanie rozpaczliwe. Uświadomiwszy sobie swój grzech, poszedł i powiesił się. Nie leczy nas także sama świadomość grzechu. Leczy nas doświadczenie miłosierdzia Boga okazane nam w naszej grzeszności. Leczy nas miłość przyjmująca i przebaczająca. W przygotowaniu do sakramentu pojednania może zbyt duży nacisk kładziemy na samo wyznanie grzechu. I choć jest ono koniecznym warunkiem do przeżycia tego sakramentu, to jednak nie ono najpierw decyduje o doświadczeniu wewnętrznego pokoju i radości. Doświadczenie spotkania z miłosiernym Ojcem nie może być traktowane jedynie jako dodatek do spowiedzi, ale jako jej centrum.

A gdy syn był jeszcze daleko…

W obecnej medytacji zapomnijmy na chwilę o grzechach, aby pełniej skoncentrować się na bezinteresownej miłości Ojca. Będziemy ją odkrywać poprzez pryzmat ojca z przypowieści o synu marnotrawnym.

A gdy był jeszcze daleko ujrzał go jego ojciec. Młodszy syn, który odjechał w dalekie strony, wyrwał się spod władzy ojca. Nie mógł jednak w żaden sposób wyrwać się spod jego ojcowskiej miłości. Ojciec nieustannie myśli o swoim synu i wyczekuje jego powrotu. A kiedy skruszony syn wybrał się i poszedł do swojego ojca, ten ujrzał go, gdy był jeszcze daleko i wybiegł naprzeciw niego. Bóg oczekuje i wypatruje każdego grzesznika. Grzesznik oddala się od Boga, ale Bóg nigdy nie rezygnuje ze swej miłości do grzesznika. Grzesznik przekreśla Boże prawo, ale nie może przekreślić Jego miłości. Miłosiernym wzrokiem swojej Opatrzności Bóg nieustannie mu towarzyszy. A kiedy człowiek wyraża najmniejsze pragnienie powrotu do Niego, wybiega mu naprzeciw, pomagając pokonać tę odległość, którą on sam stworzył pomiędzy sobą a Nim.

W obecnej medytacji dziękujmy Bogu za to, iż nigdy nie odwołał swojej miłości do nas, pomimo wszystkich naszych niewierności i zdrad. Dziękujmy Mu za miłosierne oczy Jego Opatrzności, które nam zawsze towarzyszą. Prośmy o wrażliwe serce, które mogłoby dostrzec wybiegającego nam naprzeciw Ojca, gdy z powodu naszych niewierności oddalimy się od Niego. Prośmy także o głęboką świadomość bliskości Boga w chwilach naszych słabości i grzechów. Módlmy się, byśmy nie przerzucali na Boga naszego osobistego doświadczenia oddalenia, oziębłości, obojętności wobec Niego.

Ujrzał go jego ojciec

Powinniśmy właściwie zinterpretować wejrzenie Boga. Wzrok jest potężnym środkiem komunikacji, wspaniałym środkiem przekazu. O ile łatwo udaje nam się kłamać słowami, o tyle trudniej przychodzi nam kłamać wzrokiem. Np. dzieci, które kłamią słowami, błądzą nieraz swoim wzrokiem gdzieś daleko po ścianach, aby nie patrzeć w oczy. A kiedy rodzic lub wychowawca chce wymusić na dziecku mówienie prawdy, mówi do niego: popatrz mi w oczy i powiedz prawdę.

Prośmy, abyśmy odkryli, że Bóg patrzy na nas dobrze, patrzy miłosiernie, ciepło, łagodnie. Wielu ludzi czuje na sobie prześladujący wzrok Boga. Odbierają wejrzenie Pana Boga jako swoiste podglądanie ich życia. Niektórym ludziom wydaje się, jakby Pan Bóg znajdował przyjemność w przyłapywaniu ich na gorącym uczynku. Prośmy o głęboką świadomość, iż Bóg nie patrzy na nas w sposób podejrzliwy, nieufny. Bóg patrzy na nas akceptująco. Dziękujmy Bogu za to Jego dobre wejrzenie i prośmy, aby pomogło nam pokonać istniejące w nas lęki przed Nim, aby ono uspokoiło nas wewnętrznie.

Wzruszył się głęboko

Widząc swojego syna marnotrawnego powracającego do domu ojciec wzruszył się głęboko. Wzruszenie ojca jest znakiem delikatności i głębi jego miłości, którą zawsze darzył swojego syna. Odejście syna z domu zraniło ojcowską miłość, uczyniło ją trudną i bolesną. Ale nie umniejszyło jej. Wzruszenie ojca wyraża ogromną radość z odzyskania utraconej miłości syna.

W obecnej medytacji kontemplujmy to niezwykłe zachowanie się ojca na widok marnotrawnego syna. Mamy przed sobą obraz reakcji Boga na widok powracającego grzesznika. Wzruszenie Ojca objawia Jego wielką miłość. Bóg wzrusza się na widok grzesznika, podobnie jak kochające się osoby wzruszają się, kiedy spotykają się po długiej nieobecności. Im dalej odchodzimy od Boga, im głębszy jest nasz grzech, tym głębsze jest Boskie wzruszenie przy naszym powrocie. Prośmy, abyśmy uwierzyli, że Bogu naprawdę na nas zależy, że On interesuje się naszym ludzkim losem.

Nieraz zbyt łatwo i zbyt szybko interpretujemy zachowanie Boga stosując analogie prymitywnych wręcz zachowań ludzkich. Mówimy np., że Bóg się obraża. Ale to obrażanie się Boga rozumiemy czasami bardzo powierzchownie, czy wręcz prymitywnie. Bóg nie obraża się tak, jak obrażają się ludzie na siebie nawzajem. Jakże łatwo nieraz dziecko może urazić tatę, mamę. Musi ono bardzo uważać, by przez przypadek nie wyrwało mu się jakieś niewłaściwe słowo. Bóg nie obraża się w taki sposób. Bóg nie jest nadąsanym staruszkiem siedzącym na chmurach, którego byle co może dotknąć i urazić.

Wzruszenie Boga objawia głębię Jego miłości, głębię tęsknoty Boga za człowiekiem. Prośmy, abyśmy umieli odpowiedzieć szczerym wzruszeniem na wzruszenie Boga, naszą tęsknotą na Jego tęsknotę, naszym otwarciem na Jego otwarcie, naszym zaufaniem na Jego zaufanie, naszą miłością na Jego miłość. Kiedy mam szczerą wolę powrotu do Boga, On wzrusza się na mój widok, bo jestem Jego dzieckiem. W obecnej medytacji będę więc prosił gorąco, aby zachwyciło i poruszyło mnie wzruszenie się Boga nade mną, powracającym do Niego grzesznikiem. Będę prosił o wewnętrzne doświadczenie delikatności i głębi Jego miłości.

Wybiegł naprzeciw niego

Zauważmy pośpiech ojca w wyjściu naprzeciw synowi: wybiegł naprzeciw niego. Motywem pośpiechu jest ojcowska miłość. Miłość zawsze się spieszy. Pośpiech ojca wypływa też z jego świadomości niszczącego charakteru grzechu. Nie jest obojętne, czy człowiek grzeszy miesiąc, rok, czy też wiele lat. Dlaczego? Ponieważ grzech, nawet jeżeli zostaje przebaczony, pozostawia swoje destruktywne ślady w człowieku. Poranienie ludzkiej emocjonalności, poranienie ludzkiego serca jest faktem także wówczas, kiedy grzesznik uznał i wyznał swój grzech przed Bogiem.

Prośmy, aby i nam spieszno było do Boga, do wewnętrznego nawrócenia. Im szybciej zrozumiemy istotę własnego grzechu, tym większy będzie nasz pośpiech w walce z nim. Przeprośmy Boga za nasze lenistwo, naszą opieszałość w dotychczasowym nawracaniu się.

Rzucił mu się na szyję i ucałował go

Oto kolejny niezwykły gest ojca wobec swojego marnotrawnego syna. W tym geście widać jakąś wielką gwałtowność. Ale przecież każda prawdziwa miłość jest gwałtowna. Gwałtowność wyraża przede wszystkim wielkość, intensywność miłości, a jednocześnie także jej głębię. Tym mocnym gestem wobec syna ojciec wyraża swoją bezinteresowną i bezwarunkową miłość, swoją pełną akceptację.

Kiedy skruszony syn zaczyna wypowiadać samooskarżenie przygotowane skrupulatnie w ciągu długich rozmyślań o głodzie przy pasieniu świń, ojciec przerywa mu przy stwierdzeniu, że nie jest godzien nazywać się jego synem. Ojciec wyraźnie nie podziela tej opinii. Wie bowiem dobrze, że syn nie stwarza sam siebie, sam nie daje sobie życia. Synem czyni go jedynie bezinteresowna miłość ojca. Bezinteresowna miłość Boga czyni nas przybranymi dziećmi.

Prośmy, abyśmy przeczuli głębię miłości Boga, jej bezinteresowność. Bóg nie robi interesu na człowieku. Ofiaruje nam swą miłość całkowicie darmo. Człowiekowi trudno uwierzyć w bezinteresowność Boga. Wiara w nią jest dla niego jednym z najbardziej bolesnych doświadczeń. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy wychowywani zazwyczaj w miłości bardzo interesownej. Na wszystko musimy sobie zasłużyć. Kiedy ktoś bliski ofiaruje nam jakiś dar, natychmiast niemal rodzi się w nas pytanie: co on za to będzie chciał? Ale kiedy my z kolei ofiarujemy drugiemu jakiś dar, w nas także odruchowo powstaje podobne pytanie: w jaki sposób on mi się odpłaci? Zauważmy tę interesowność w naszych relacjach międzyludzkich. Zobaczmy jak bardzo oczekujemy wdzięczności, przywiązania, ludzkiego ciepła, serdeczności.

Nierzadko w naszych oczekiwaniach wobec ludzi jesteśmy trochę nieuczciwi. Dajemy bowiem rzeczy materialne, dajemy czas, a żądamy uczucia. Dajemy to, co zewnętrzne i powierzchowne, a żądamy serca. W takich właśnie wielkich żądaniach kryje się nieczystość naszej miłości. Niekiedy mówimy z żalem: nawet mi nie podziękował. Zobaczmy tę naszą pretensjonalność w miłości. Za co spodziewam się odpłaty? Do kogo mam pretensje i o co?

Zauważmy, jak bardzo źle się czujemy wobec ludzi, którzy żądają od nas odpłaty za oddane nam przysługi. Najczęściej unikamy tych, którzy mają wobec nas jakieś żale. Krępuje nas żądanie wdzięczności. Bardzo nas boli wypominanie nam ofiarowanych darów. W wielu wypadkach wolelibyśmy zwrócić dar, by móc nie słuchać wypominania. Dlaczego? Właśnie dlatego, że interesowność nas boli.

Podajmy przykład. Ktoś ofiarowuje nam jakiś dar. Odbieramy go najpierw jako przejaw przyjaźni. Dar ten bardzo nas cieszy. Ale z innych dobrze poinformowanych źródeł dowiadujemy się, że darem tym człowiek ten chciał nas kupić. Czujemy się wówczas bardzo rozczarowani, czujemy się wręcz oszukani. Dar przestaje nas cieszyć, ponieważ przestał być symbolem przyjaźni i miłości, ale stał się znakiem zimnego wyrachowania. Najważniejsza w darze jest bezinteresowność serca. Lepsze jest trochę jarzyn z miłością, niż tłusty wół z nienawiścią — mówi Księga Przysłów (Prz 15, 17). Bóg kocha nas miłością absolutnie bezinteresowną. Bezinteresowność miłości Boga do nas wyraża się najpełniej w Jezusie ukrzyżowanym.

Jedyną odpowiedzią z naszej strony może być przyjęcie tej miłości. Tylko tego Bóg oczekuje od nas. Nasze wysiłki w życiu wiary nie są zasługiwaniem na miłość, ale są jedynie wyrazem otwarcia się na nią, są wyrazem przyjęcia miłości. Prośmy, abyśmy mieli odwagę uwierzyć w bezinteresowną miłość Boga, byśmy przyjęli Jego szczery uścisk. Prośmy, byśmy dali się przytulić Bogu, byśmy przyjęli Jego pocałunek pokoju. Prośmy też, aby doświadczenie przebaczenia wprowadziło w nasze serce wielki pokój, który wyrazi się w pojednaniu z sobą samym. Najwyraźniejszym znakiem Bożego przebaczenia jest przebaczenie sobie.

W miłości liczą się czyny, a nie słowa

Miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach (ĆD, 230) — mówi św. Ignacy. Na czynach też oparta była miłość ojca do syna marnotrawnego. Po serdecznym przyjęciu syna ojciec natychmiast wydaje rozkazy sługom: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się. Szata, pierścień i sandały są symbolem odzyskanej wolności syna marnotrawnego, przywrócenia mu godności i wszelkich praw związanych z synostwem.

Niewierność syna nie odmieniła i nie uszczupliła w niczym miłości ojca do niego. Jego odejście i powrót sprawiły, że miłość ojca istniejąca od początku mogła się objawić z nową mocą. To objawienie się miłości przywróciło radość zarówno w sercu ojca, jak i syna. Ojciec tęsknił za synem i pragnął jego powrotu do domu nie tylko ze względu na siebie, ale także ze względu na niego. Ojciec wiedział dobrze, że syn nie znajdzie nigdzie szczęścia poza swoim domem.

Grzesznik, który powraca do Boga, odzyskuje wolność, ponieważ wyrywa się z niewoli namiętności. Odzyskuje godność i szacunek, jakimi darzy go Ojciec. Grzesznik odzyskuje także szacunek do siebie samego. Człowiek uwikłany w grzech czuje się nim poniżony i upokorzony. Nawrócony grzesznik otrzymuje na powrót wszelkie prawa dziecka Bożego. Wyraźmy Bogu wdzięczność za to, że swoją miłością przywraca nam stan dziecięctwa, iż na powrót obdarza nas wewnętrzną wolnością i godnością.

Rozważane przez nas gesty i słowa ojca ukazują nam jego inicjatywę w przywracaniu zerwanej przez syna więzi. To przede wszystkim sam ojciec działa. Syn marnotrawny otwiera się jedynie na inicjatywę ojca. Przyjmuje wszystkie objawy ojcowskiej troskliwości i dobroci. W przeżywaniu sakramentu pojednania niejednokrotnie koncentrujemy się bardzo na nas samych i na naszym działaniu, zapominając o działaniu Boga. Ma to miejsce szczególnie wtedy, kiedy naszemu wyznaniu grzechów towarzyszy lęk.

Rozważana przypowieść ukazuje nam doskonale, że pierwszym, który działa w sakramencie pojednania, jest sam Bóg. To On przede wszystkim jedna nas z sobą. Nasza rola, nasze działanie ogranicza się do przyjmowania działania Boga. Całe przygotowanie do spowiedzi jest wyrazem naszego otwarcia i dyspozycyjności wobec Boga, który pojednał nas ze sobą przez Chrystusa. Stańmy więc w głębokim milczeniu przed tą niepojętą miłością Boga do grzesznika. I chociaż jej nie rozumiemy do końca, to jednak odpowiada ona najgłębszym pragnieniom naszego serca.

Dwie ręce miłosiernego ojca

Powróćmy jeszcze do obrazu Rembrandta. Zauważmy ponownie dwie różne ręce na ramionach syna: rękę ojca i rękę matki, symbol miłości integralnej. Przebaczająca miłość Boga jest mocna, stanowcza, rodząca poczucie bezpieczeństwa jak miłość ojca; ale ta sama przebaczająca miłość jest jednocześnie subtelna, delikatna, czuła jak miłość najlepszej matki. To, co u ludzi bywa podzielone między ojca i matkę, między kobietę i mężczyznę, u Boga w sposób cudowny zostaje złączone. Miłość Boga jest miłością pełną. Prośmy, abyśmy poczuli na naszych ramionach obie ręce: rękę ojcowską i rękę matczyną.

Wracając do naszej historii życia, chciejmy zobaczyć, która ręka jest może nieco słabsza, jakby mniej odczuwalna, mniej widoczna na naszych ramionach. Czego nam bardziej brakuje? Mocy, stanowczości, poczucia bezpieczeństwa miłości ojca; czy może bardziej brakuje nam delikatności, ciepła, serdeczności, akceptacji, miłości matki? Prośmy także, aby doświadczenie przebaczenia Bożego uzupełniło zranienia w miłości, abyśmy głębiej doświadczyli obecności tej ręki, której bardziej potrzebujemy.

Przebaczająca miłość Boga jest mocna. Nieraz pytamy z niepokojem, czy potrafimy pokonać nasze grzechy, słabości, czy ponownie nie uwikłamy się w grzech. Boże przebaczenie daje nam moc. Możemy się oprzeć na nim, aby skutecznie zmagać się ze złem w naszym życiu. Prośmy jednak także o to, abyśmy doświadczyli ciepła i delikatności przebaczającego Boga. Bóg nam nie wypomina naszych grzechów. Jeżeli z niepokojem powracamy do grzechów z przeszłości to tylko dlatego, iż nie uwierzyliśmy jeszcze w Boże przebaczenie. To my sami wypominamy sobie grzechy. Bóg tego nie czyni.

W zakończeniu medytacji rozmawiajmy z Matką Pięknej Miłości. Ona doskonale łączy w swoim doświadczeniu miłości: moc, siłę i stanowczość z delikatnością, serdecznością i ciepłem. Rozmawiajmy także z Jezusem, który doświadczał zarówno mocy miłości swojego Ojca niebieskiego, jak i Jego delikatności i czułości. Rozmawiajmy również z Bogiem Ojcem, prosząc Go, aby nam objawił swoje prawdziwe oblicze; oblicze pełne miłości mocnej, ale także delikatnej i czułej.

Józef Augustyn SJ

http://www.katolik.pl/ojciec-wzruszyl-sie-gleboko,23337,416,cz.html

______________________________

ks. Marek Dziewiecki

Co to znaczy być chrześcijaninem?

Ostatecznym sprawdzianem więzi z Bogiem jest odkrycie i upewnienie się, że Bóg jest Miłością, którą warto kochać najbardziej i za którą najbardziej tęskni nasze serce. Kochając tę Miłość uczymy się z dojrzałą przyjaźnią i cierpliwym szacunkiem przyjąć nas samych i tych, którzy żyją wokół nas.

materiał własny

1. Człowiek zagrożony przez samego siebie

Gdy patrzymy ma katedry czy inne pomniki kultury przeszłości, to wpadamy w zachwyt i zdumienie, że człowiek był w stanie stworzyć takie arcydzieła. Świadczą one o pięknie i głębi jego świata duchowego i o jego więzi z Bogiem. Są znakiem wewnętrznej harmonii, wytrwałości, cierpliwości człowieka tamtych czasów. Dzisiejszy człowiek dysponuje wspaniałą techniką a mimo to nie tworzy takich arcydzieł. Brakuje mu wewnętrznego bogactwa, więzi miłości, dojrzałej hierarchii wartości, wewnętrznej ciszy, głębokiej duchowości, zamyślenia. W człowieku naszych czasów gwałtownie rośnie natomiast suma napięcia i lęku. I to nie tylko między wrogimi narodami ale także w kręgu najbliższych, w rodzinie a nawet w sercu poszczególnych ludzi. W konsekwencji obserwujemy dramatyczny wzrost alkoholizmu i narkomanii. Coraz więcej jest przemocy fizycznej i emocjonalnej. Coraz więcej zaburzeń i chorób psychicznych. Coraz więcej rozwodów i samobójstw.

Dzieci, z którymi rozmawiam, mówią, że tęsknią za szczęściem, za miłością ze strony rodziców, za poczuciem bezpieczeństwa. Także dorośli przeżywają głód miłości i więzi ale oni zwykle wstydzą się do tego przyznać. Nawet przed samym sobą. Człowiek współczesny zgłębia tajemnice przyrody i kosmosu. Żyje w coraz większym dobrobycie materialnym. Coraz mniej jednak rozumie samego siebie. Coraz bardziej zagłusza w sobie prawdę i miłość. Jest coraz bardziej biedny psychicznie i duchowo. Aspiruje do wolności i niezależności, a jednocześnie popada w różnego rodzaju uzależnienia od ludzi, rzeczy czy substancji chemicznych. Coraz częściej wyrządza krzywdę sobie i innym.
Warto więc stawiać samemu sobie i naszym wychowankom pytanie: czy ja też odkryłem jak ważne są dla mnie więzi z Bogiem? Jeśli odpowiedź jest pozytywna, to warto postawić sobie drugie pytanie: jakie są moje więzi z Bogiem? Dotykamy tutaj największej tajemnicy ludzkiego serca. Bo jakże wielką tajemnicą są więzi między ludźmi. Tym bardziej niezwykłe i tajemnicze jest spotkanie człowieka ze swoim Stwórcą.

2. Szukajcie a znajdziecie

Kilkanaście lat temu ukazała się we Włoszech książka Augusto Gueriero, pt. “Szukałem i nie znalazłem”. Autor tłumaczył w swej publikacji, że nie odnalazł Boga mimo, że Go szukał. W odpowiedzi znany zakonnik włoski Carlo Carretto napisał pasjonującą książkę pt. “Ho cercato e…ho trovato” (“Szukałem i… znalazłem). W książce tej daje świadectwo własnego szukania Boga. Carretto jest przekonany, że każdy, kto szczerze i uczciwie szuka Boga, znajdzie Go z pewnością. Upewnia nas o tym sam Chrystus: szukajcie a znajdziecie. Carretto pyta ze zdumieniem: jak można nie spotkać Boga, który jest miłością, życiem i światłem? Chyba tylko wtedy, gdy się Go nie chce szukać.

Zdajemy sobie jednak sprawę, że po grzechu pierworodnym kontakt człowieka z Bogiem stał się trudniejszy. Nie jest on czymś spontanicznym, jak nie jest czymś spontanicznym szukanie prawdy o sobie czy dorastanie do miłości. Potrzebna jest szczera wola i wysiłek szukania. Niektórzy ludzie szukają Boga z entuzjazmem i fascynacją. Tęsknią za Nim a ich serce pozostaje niespokojne i nienasycone, dopóki nie znajdą Boga. Inni szukają Go z niepokojem. Czasem z lękiem i zawstydzeniem. Niektórzy nie chcą w ogóle szukać Boga. Ukrywają się przed Nim. Bardzo się Go boją. Próbują nie słyszeć głosu własnego sumienia. Tacy ludzie popadają w rozpacz w obliczu śmierci, gdyż wtedy już nie można uniknąć spotkania z Bogiem oraz konfrontacji z prawdą o sobie i o własnym życiu.

Jeśli chcemy zrozumieć samych siebie, jeśli chcemy zrozumieć tajemnicę własnego istnienia i powołania, jeśli chcemy do głębi zrozumieć naszą obecną sytuację życiową, nasze najgłębsze tęsknoty i pragnienia, to musimy szczerze i odważnie zajrzeć do własnego wnętrza, aby zobaczyć, czy i w jaki sposób szukamy Boga w naszym życiu. Szukanie Boga i więzi z Bogiem to najważniejszy a jednocześnie najbardziej niezwykły wymiar ludzkiej rzeczywistości. Dotyka tajemnicy Bożej łaski, tajemnicy człowieka i tajemnicy spotkania. Spróbujmy się zamyślić nad tą tajemnicą, aby odkryć na czym polegają dojrzałe więzi z Bogiem, aby takich więzi się uczyć, aby je w nas strzec i umacniać.

3. A może niepotrzebna jest wiara?

Większość ludzi zdaje sobie sprawę, że bez kontaktu z Bogiem ich życie staje się zubożone i zagrożone a jednocześnie wiele osób przeżywa duże trudności w budowaniu dojrzałych więzi z Bogiem. Jedną z takich trudności jest fakt, że kontakt z Bogiem opiera się na wierze. Tymczasem człowiek współczesny chciałby opierać własne życie i więzi na pewności, na dowodach, na wiedzy naukowej. Mówią mi o tym często ludzie młodzi. Ich rozumowanie jest następujące: “w kontakcie z człowiekiem opieramy się na wiedzy i pewności a w kontakcie z Bogiem musimy zdobywać się na wiarę. A to jest trudne, gdyż wiąże się z ryzykiem”. Takie rozumowanie wydaje się słuszne ale w rzeczywistości nie jest ono prawdziwe. Opiera się bowiem na błędnym założeniu, że nasze więzi z ludźmi nie niosą ze sobą ryzyka i nie wymagają zawierzenia. Tymczasem nie tylko nasze więzi z Bogiem lecz także więzi z drugim człowiekiem nie są możliwe bez wiary i zaufania!

To, że drugi człowiek mnie kocha, że chce mnie chronić i szanować, że jest wobec mnie szczery, że chodzi mu o moje dobro – to wszystko nie podlega dowodom! Tutaj nie można nigdy osiągnąć pewności! Drugi człowiek może mi jedynie dawać znaki przyjaźni czy szczerości. Ale jego wnętrze, jego motywacje, jego nastawienie do mnie pozostaje przede mną zakryte. Mogę jedynie uwierzyć w szczerość jego znaków i na tej wierze budować z nim więzi. Albo mogę nie uwierzyć i pozostać samotny, zalękniony, nieufny wobec wszystkich.

Podobnie przedstawia się sprawa naszych więzi z Bogiem. Bóg daje nam znaki swojej obecności i swojej miłości: w spotykanych osobach, w wydarzeniach, w głosie naszego sumienia. Jeśli mamy otwarte oczy i wrażliwe sumienie, to odkrywamy, że cały świat i całe nasze życie jest wypełnione Jego znakami. A największym znakiem jest Jezus Chrystus, w którym stało się możliwe dosłownie zobaczyć Boga i bezpośrednio doświadczyć Jego miłości. Wbrew pozorom więzi z Bogiem wymagają chyba mniejszego wysiłku wiary niż więzi z ludźmi, bo drugi człowiek daje nam często sprzeczne znaki, które nas niepokoją: czasem okazuje nam życzliwość i przyjaźń a za chwilę ten sam człowiek potrafi dawać znaki agresji, obojętności czy egoizmu. Tymczasem Bóg obdarowuje nas zawsze miłością i prawdą. Ale Jego znaki docierają tylko do tych, którzy mają oczy i chcą widzieć, mają uszy i chcą słyszeć. Warto postawić sobie pytanie: czy ja jestem świadomy, że nie tylko więzi z Bogiem lecz także więzi z człowiekiem oparte są na wierze? Czy jestem świadom, że z nikim nie mogę zbudować więzi, które nie wymagałyby wiary i zaufania? Czy jestem człowiekiem zdolnym do obdarowania innych moim zaufaniem? A może nie ufam nawet samemu sobie? Wtedy nie potrafiłbym zaufać nikomu: ani Bogu ani żadnemu człowiekowi.

4. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

Gdy przy okazji różnych spotkań z młodzieżą przedstawiam sygnalizowane powyżej wyjaśnienia to większość słuchaczy przyznaje dosyć łatwo, że rzeczywiście nie tylko kontakt z Bogiem ale także kontakt z człowiekiem opiera się na wierze i zaufaniu. Niektórzy mówią wtedy o innej trudności: “wprawdzie także w kontaktach międzyludzkich jesteśmy skazani na wiarę ale człowieka możemy zobaczyć, możemy go dotknąć a Bóg pozostaje dla nas niewidzialny. To bardzo utrudnia nawiązanie z Nim kontaktu”. Również to stwierdzenie jest błędne w tym sensie, że sugeruje, iż nasze więzi z drugim człowiekiem opierają się wyłącznie na tym, co widzialne. Tymczasem także więzi z człowiekiem opierają się głównie na tym, co niewidzialne!

Jakże pięknie i poetycko wyraża tę prawdę A. de Saint-Exupery, opisując więzi między lotnikiem a Małym Księciem: “Ponieważ Mały Książę był senny, wziąłem go na ręce i poszedłem dalej. Byłem wzruszony. Wydawało mi się, że niosę kruchy skarb. W świetle księżyca patrzyłem na blade czoło, na zamknięte oczy, na pukle włosów poruszane wiatrem i mówiłem sobie, że to, co widzę, jest tylko zewnętrzną powłoką. Najważniejsze jest niewidoczne. To, co mnie wzrusza najmocniej w tym małym śpiącym królewiczu, to jego wierność dla kwiatu, to obraz róży, który świeci w nim jak płomień lampy nawet podczas snu.”

Byłbym bardzo powierzchownym człowiekiem, gdyby łączyło mnie z innymi ludźmi tylko to, co jest w nich widzialne czy gdybym kochał w nich tylko to, co widzialne. Oznaczałoby to w praktyce, że kocham jedynie ciało, fizyczność człowieka. Tymczasem podstawą miłości i więzi – także między ludźmi! – jest to, co niewidzialne: wnętrze danego człowieka, głębia świata, który w sobie nosi i pielęgnuje, jego system wartości, który w nim świeci nawet, gdy on nic nie mówi, jego przeżycia i wrażliwość, jego postawa wobec innych, jego wewnętrzna dyscyplina i osobowość, stawiane sobie wymagania, jego zdolność do miłości i wierności, jego szlachetność i uczciwość w szukaniu prawdy, jego intencje i motywacje, którymi się kieruje.

Tam więc, gdzie w grę wchodzą więzi i prawdziwa miłość, tam najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Także w świecie widzialnych ludzi! To, że Bóg jest niewidoczny dla naszych oczu, nie przekreśla więc możliwości doświadczenia Jego istnienia i Jego obecności w naszym życiu. Warto więc sobie postawić pytanie: czy ja potrafię dostrzegać i doświadczać jedynie tego, co jest widzialne dla oczu? Gdyby tak było, to rzeczywiście nie byłbym w stanie nawiązać kontaktu z Bogiem i żyć w Jego obecności. Ale wtedy nie byłbym też w stanie nawiązać prawdziwego kontaktu z drugim człowiekiem. W świecie osób to, co najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu.

5. Bóg na obraz i podobieństwo człowieka?

Inna jeszcze przeszkoda w budowaniu dojrzałych więzi z Bogiem wynika z błędnych, czasem zupełnie wypaczonych wyobrażeń na temat Boga. Niemiecki filozof Fryderyk Nietsche napisał zdanie, które niestety często okazuje się prawdziwe: “Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo a człowiek odpłacił mu się tym samym”. Rzeczywiście każdemu z nas w jakimś stopniu grozi to, że będziemy się kontaktować nie z Bogiem, ale z jakimś naszym wyobrażeniem na Jego temat.

Przekonuję się, że wypaczone spojrzenie na Boga mają nie tylko ludzie o słabym przygotowaniu intelektualnym, ale często także ludzie z wyższym wykształceniem, którzy w okresie studiów z jakichś względów utracili bliższy kontakt z Bogiem i Kościołem. Być może są to jeszcze skutki ideologii marksistowskiej, która była narzucona w polskim systemie edukacyjnym. Nie jest to jednak z pewnością jedyny powód. Kilka miesięcy temu spotkałem młodego psychologa. Powiedział, że według niego chrześcijaństwo nawołuje do bierności, do rezygnacji z własnych praw i ze słusznej obrony. W oczach tego psychologa Kościół Katolicki był niemal tym samym, co jakaś sekta z zamierzchłej przeszłości, która nawoływała do samobójstw. Widziałem zdumienie owego psychologa, gdy zacząłem wyjaśniać, że chrześcijaństwo jest Ewangelią życia, prawdy, wytrwałości, światła. Jest Ewangelią miłości silniejszej niż grzech i śmierć. Jest Ewangelią, w której zło zwycięża się dobrem a nie przemocą czy zemstą. Mój rozmówca był zasłuchany. Ale mnie cisnęło się pytanie: dlaczego nie zajrzał on sam do Ewangelii? Dlaczego dotąd szukał Boga jedynie w książkach, które Boga zwalczały?

Każdemu z nas grożą w jakimś stopniu zniekształcone, a nawet zupełnie fałszywe wizje Boga. Są one związane z ograniczonością naszego poznania, z wychowaniem, ze specyficzną historią życia, z dominującymi doświadczeniami i emocjami, ze sposobami patrzenia na siebie samego i na otaczający nas świat. Zniekształcone spojrzenie na Bożą rzeczywistość oznacza ostatecznie, że człowiek próbuje wyobrazić sobie Boga na własne podobieństwo, dostosować Go do własnych potrzeb czy oczekiwań, zamiast wsłuchiwać się w to, co Bóg sam nam objawia ze swojej tajemnicy.

Nie sposób omówić wszelkich możliwych błędów w patrzeniu na Boga. Popatrzmy więc na te, które są najbardziej typowe. Niektórzy wyobrażają sobie Boga na podobieństwo policjanta, który widzi głównie zło w człowieku, aby za nie karać. Najlepiej od razu i srogo. Ludzie, którzy mają tego typu wyobrażenia o Bogu, przeżywają strach, bunt, niepokój. Ukrywają się przed Bogiem i nie potrafią nawiązać z Nim osobistej przyjaźni. Tacy ludzie nie potrafią spotkać się z Bogiem, który jest miłością. Często z tego typu błędną wizją Boga łączy się przekonanie, że Bóg zsyła nam cierpienia. Spotykam ludzi, którzy mówią o swoim żalu do Pana Boga za to, że zsyła im różne krzyże, na które nie zasłużyli: np. śmierć kogoś bliskiego, chorobę, wypadek, bolesne konflikty i cierpienia w rodzinie, itp.

Tymczasem krzyże i cierpienia zsyłamy sobie nawzajem sami poprzez nasze słabości i grzechy. Bóg zsyłać nam może jedynie dobro. Chrystus nigdy nie powiedział, że ześle nam krzyż. On wyjaśnia jedynie, że jeśli w naszym życiu pojawi się krzyż (zesłany przez nas samych lub przez innych ludzi albo przez okoliczności od nikogo bezpośrednio nie zależne) to najdojrzalszą postawą jest wziąć go na swoje ramiona, aby w duchu miłości i prawdy ten krzyż cierpliwie przezwyciężać. A gdy nie jest możliwe przezwyciężenie krzyża (np. chroniczna choroba czy śmierć kogoś kochanego) to Chrystus wzywa nas do wytrwania także w takiej sytuacji w oparciu o wiarę, nadzieję i miłość.

Nie powinienem więc nigdy sądzić, iż krzywda, której od kogoś doznaję czy cierpienie, które mnie spotyka, jest wolą Bożą. Gdyby to było prawdą, to – krzywdząc innych – każdy z nas mógłby im mówić, że jest to… wola Boża i że Pan Bóg się nami posługuje, aby im zsyłać krzyże! Jest chyba dla każdego oczywiste, że takie rozumowanie byłoby naiwne albo cyniczne. Wolą Bożą jest to, byśmy obdarowywali się miłością i prawdą. Wszystko inne nie pochodzi od Boga. Krzyże pojawiają się w ludzkim życiu właśnie dlatego, że ktoś nie respektuje woli Bożej.

Niektórzy ludzie popełniają błąd przeciwny w patrzeniu na Boga. Widzą w Nim dobrotliwego i naiwnego przyjaciela, który zawsze jest wyrozumiały i wszystko przebacza. Tacy ludzie przeżywają kontakt z Bogiem w kategoriach pobłażania sobie i samo usprawiedliwiania siebie. Nie stawiają sobie wymagań moralnych lecz ulegają własnej słabości. Tacy ludzie nie potrafią lub nie chcą spotkać się z Bogiem, który jest prawdą i sprawiedliwością.

Bliscy tej postawy są także ci wszyscy, którzy uważają, iż człowiek nie powinien kierować się niezmiennymi prawdami i zasadami moralnymi lecz subiektywnymi odczuciami własnego sumienia. Dla takich ludzi prawie wszystko jest jednakowo wartościową alternatywą a ideałem staje się tolerowanie wszystkiego. W tego rodzaju wizji religijności Pan Bóg zostaje zredukowany do folklorystycznego rekwizytu. Ale cenę za takie wypaczenie płaci człowiek: przestaje bowiem odróżniać dobro od zła, a przez to odbiera sobie szansę na lepsze życie.

Jeszcze inną formą wypaczonej wizji Boga jest skrajne negatywne patrzenie na ziemską rzeczywistość, którą On stworzył. Towarzyszy temu zwykle dążenie do ucieczki od codziennego życia i od otaczających nas ludzi, czyli szukanie kontaktu z Bogiem, unikając kontaktu z człowiekiem i z tym wszystkim, czym Bóg nas obdarował. Tymczasem Chrystus wzywa nas, abyśmy właśnie na tej ziemi przybliżali sobie nawzajem Królestwo Boże i odkrywali Bożą obecność. Dojrzała religijność nie zastępuje życia, ani nie jest ucieczką od życia doczesnego. Dojrzała religijność jest sztuką życia. Sztuką życia w oparciu o mądrość Ewangelii. Z tego właśnie względu człowiek, który dojrzale spotyka się z Bogiem, potrafi także dojrzale spotykać się z samym sobą i z drugim człowiekiem. Dojrzała religijność uczy dojrzałego przyjęcia ziemskiej rzeczywistości i przekształcania oblicza tej ziemi według logiki Ewangelii. Prawdziwa religijność pomaga przyjąć i przeżywać ziemską rzeczywistość w duchu miłości i odpowiedzialności, z entuzjazmem i nadzieją. Ludzie, którzy widzą jedynie zło wokół siebie i unikają więzi z człowiekiem, nie potrafią spotkać się z Bogiem, który jest Ojcem dla nas wszystkich i który widział, iż wszystko, co stworzył, było bardzo dobre.

6. Przyjaciel, który stawia wymagania

Sądzę, że największa trudność w nawiązaniu kontaktu z Bogiem nie wynika z tego, że trzeba zawierzyć, że trzeba szukać Niewidzialnego czy że nasze wyobrażenia o Nim są błędne lecz z faktu, że Bóg stawia nam jasne wymagania. On nas zna do głębi. On jeden wie, kiedy możemy być naprawdę szczęśliwi i co nam w tym przeszkadza. On nas nie łudzi ani nie oszukuje. Bóg proponuje nam tę miłość, za którą najbardziej tęsknimy ale która jest trudna. Wymaga od nas siły woli, dyscypliny, jasnych zasad moralnych. Jest to bowiem miłość cierpliwa, która nie zazdrości, która jest cicha i czysta, która nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, która jest wierna i bezinteresowna. Jest to miłość, która szuka prawdy i sprawiedliwości, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma i która nigdy nie ustaje (por. I Kor 13, 4-7).
Tylko taka miłość gwarantuje małżonkom wierność i wzajemne wsparcie w dobrej i złej doli, aż do śmierci. Tylko taka miłość między rodzicami daje ich dzieciom poczucie bezpieczeństwa i radość życia. Tylko taka miłość między przyjaciółmi jest umocnieniem i uczy zaufania oraz szacunku do siebie samego i innych. Tylko taka miłość umożliwia księżom i siostrom zakonnym, by byli wiernymi świadkami Chrystusa, którego miłość jest silniejsza niż grzech i śmierć. Dopóki nie wymagamy od samych siebie takiej miłości, dopóty nie wejdziemy w dojrzałą więź z Bogiem. I dopóty niespokojne pozostaną nasze serca.

7. Przyjaciel, który kocha i zaskakuje

To, że Bóg stawia wymagania, nie jest jedyną istotną trudnością w drodze do wiary. Drugą taką trudnością jest to, kim Bóg jest. Aby uwolnić się od fałszywych i niebezpiecznych wyobrażeń na temat Boga, powinniśmy wczytywać się i wsłuchiwać w to, co On sam nam o sobie objawia w całej historii stworzenia i odkupienia. Bóg jest Miłością. Jest Przyjacielem, który nas kocha. Nieodwołalnie i bezwarunkowo. I który nas nieustannie zaskakuje logiką miłości. Spotkanie z Bogiem jest więc spotkaniem z Miłością, a wiara w Boga jest ostatecznie wiarą w Miłość. I tu może pojawić się zasadnicza trudność: kontakt z Bogiem jest bowiem ze zrozumiałych względów trudny dla każdego, kto wątpi czy w ogóle nie wierzy w miłość. A tego typu wątpliwości mają zwykle ci wszyscy, którzy doznali w życiu wielu krzywd, w bolesny a czasem wręcz dramatyczny sposób doświadczyli zła, egoizmu, wrogości ze strony innych ludzi. Zwłaszcza jeśli takie doświadczenia miały miejsce już w dzieciństwie, kiedy trudno się bronić i kiedy mały człowiek wyrabia sobie podstawowe przekonania na temat siebie i świata.

Może ktoś powiedzieć, że taki człowiek nie doświadczył zła czy krzywdy ze strony Boga lecz ze strony ludzi. To prawda, ale gdy ktoś jest krzywdzony i bardzo cierpi, to może zwątpić we wszelką miłość. Ponadto im ktoś jest bardziej pozbawiony miłości ze strony ludzi, tym bardziej jej potrzebuje i pragnie. A wtedy zwykle bardzo niedojrzałe są jego oczekiwania wobec tych, od których spodziewa się miłości i przyjaźni. Oznacza to, że człowiekowi, który jest zgłodniały miłości, będzie bardzo trudno odkryć, że Bóg go kocha, gdyż człowiek taki ma wobec Boga błędne oczekiwania. Nie rozumie on, że Bóg jego oczekiwań nie może spełnić właśnie dlatego, że jest miłością. Dojrzałą i mądrą.

Często zresztą oczekiwania ze strony człowieka nie wierzącego w miłość czy zgłodniałego miłości okazują się wewnętrznie sprzeczne. Dla przykładu, wymaga on by Bóg srogo karał wszystkich, którzy nie potrafią kochać. Gdy jednak taki człowiek odkrywa, że on sam też nie potrafi kochać, wtedy oczekuje, że Pan Bóg będzie wobec niego cierpliwy i wyrozumiały. Innym znowu razem, gdy np. przez dłuższy czas boleśnie krzywdzi samego siebie własną słabością czy grzechem, ma żal do Pana Boga, że go… wcześniej nie ukarał. Tymczasem Bóg kocha nas miłością, którą nawet dojrzałym ludziom trudno jest zrozumieć i zaakceptować.

8. Po owocach poznaje się jakość więzi

Zadaniem każdego z nas jest troska o budowanie dojrzałych więzi z Bogiem. Pragnę tutaj zasygnalizować kilka kryteriów, które pomagają zrozumieć, na czym polegają dojrzałe więzi z Bogiem i jakie powodują one skutki w naszym życiu. Po pierwsze, sprawdzianem dojrzałego kontaktu z Bogiem jest upewnianie się, że jestem cenny w oczach Bożych, że Bóg mnie kocha. Zawsze. Do końca. Nieodwołalnie. Bezwarunkowo. Także wtedy, gdy jestem jeszcze lub znowu grzesznikiem. Potwierdzeniem takiego doświadczenia Bożej miłości jest poczucie bezpieczeństwa w obliczu Boga i kochanie Go nade wszystko. A także wewnętrzna przemiana w nowego człowieka, który stawia sobie coraz wyższe wymagania moralne, który przezwycięża własne słabości i własną przeszłość. Doświadczając Bożej miłości człowiek rozwija się i umacnia w dobru, podobnie jak rozwija się i umacnia w dobru dziecko, które czuje się otoczone miłością i akceptacją ze strony rodziców.

Po drugie, potwierdzeniem autentycznych więzi z Bogiem jest życie sakramentalne i regularne praktyki religijne. Tak, jak dziecko każdego dnia na nowo potrzebuje i szuka kontaktu z kochającymi rodzicami, tak też człowiek żyjący w osobistej przyjaźni z Bogiem, codziennie na nowo szuka Bożej obecności, Bożej miłości i prawdy. Istotnym wyrazem takiego szukania jest regularne korzystanie z sakramentu pokuty, częsta Eucharystia i komunia św., lektura Pisma św., udział w rekolekcjach.

Po trzecie, sprawdzianem dojrzałych więzi z Bogiem jest silna ufność. Ufność ta wyraża się posłuszeństwem wobec Boga. Człowiek dojrzałej wiary jest pewien, że przykazania Boże są naszą mądrością i siłą, że nie tylko trzeba ale warto słuchać Boga bardziej niż ludzi i niż samego siebie. Dojrzały chrześcijanin to ten kto odkrył, że szukanie i pełnienie woli Bożej jest dla niego sprawą najważniejszą. Jest dosłownie kwestią życia lub śmierci, bo decyduje o jakości naszego postępowania i naszych więzi.

Po czwarte, człowiek żyjący w przyjaźni z Bogiem potrafi przyjąć samego siebie i innych ludzi z dojrzałą miłością. Z miłością większą i wierniejszą niż czysto naturalna czy tylko emocjonalna miłość. Potrafi z szacunkiem patrzyć na siebie i innych. Człowiek wierzący wie, że on sam i inni ludzie są godni miłości i szacunku nie dlatego, że są doskonali i zasługują na miłość lecz dlatego, że są cenni w oczach Bożych. Jeśli naprawdę kocham Boga, to wymagam od siebie, aby kochać tych, których On kocha, czyli ciebie i mnie. Człowiek wierzący wymaga od siebie, by odnosić się do ludzi i świata z szacunkiem, cierpliwością, delikatnością, wrażliwością. A więc podobnie jak Chrystus, który przeszedł przez ziemię czyniąc wszystkim dobrze.

9. Modlitwa jest spotkaniem

Ważnym sprawdzianem i potwierdzeniem więzi z Bogiem jest osobista modlitwa. Jest ona naturalną konsekwencją życia w Bożej obecności. Jest wyrazem siły naszych więzi z Bogiem. Pragnę zasygnalizować tutaj kilka cech dojrzałej modlitwy. Istotą modlitwy jest wsłuchiwanie się w głos Boży, w wolę Bożą. Modlący się to ten, który najpierw słucha. A warunkiem słuchania jest wewnętrzna cisza. Bardzo pouczające w tym względzie jest odkrycie, jakiego dokonał wspomniany już włoski franciszkanin Carlo Carretto w czasie swego pobytu na pustyni. Pierwszej nocy był przekonany, że na pustyni panuje zupełna cisza, że pustynia milczy. Jednak drugiej nocy odkrył ze zdumieniem, że pustynia mówi. Carretto usłyszał szum wiatru, lot ptaka, szelest żmii, odgłosy różnych żyjątek. Zrozumiał wtedy, że pierwszego wieczoru nie słyszał pustyni, gdyż w nim był hałas. Był zajęty własnymi myślami, skoncentrowany na swoich przeżyciach i oczekiwaniach wobec pustyni. Drugiego dnia zapanowała w nim wewnętrzna cisza. I wtedy usłyszał głos pustyni.

Pan Bóg nieustannie chce nam coś powiedzieć. Jeśli Go nie słyszymy, to dlatego, że wsłuchujemy się zbytnio w nas samych, w nasze własne wyobrażenia na temat Boga, w nasze wobec Niego oczekiwania. Skupiamy się na tym, co według nas powinien uczynić Pan Bóg i w jaki sposób powinien do nas przemówić. Między nami a Bogiem pojawia się wtedy mur naszych wyobrażeń i oczekiwań. Trudno jest modlić się i trudno usłyszeć głos Boży wtedy, gdy wsłuchujemy się we własny głos. Bóg nie krzyczy. On mówi do nas po cichu. I czeka, aż zdecydujemy się zrezygnować z naszych myśli i przekonań, aby u Niego szukać odpowiedzi na nasze najważniejsze pytania.

Jakże znamienne w tym względzie jest odkrycie, z którego zwierza się francuski lotnik i pisarz – A. de Saint Exupery. Któregoś dnia, jak opisuje to w książce “Twierdza”, uświadomił sobie z dotkliwym bólem i niepokojem, że więzi miłości, które łączą go z ludźmi, są jakby jedynie zwielokrotnieniem jego samego. Nie wystarczą, aby przezwyciężyć poczucie osamotnienia. Exupery doświadczył tego dnia intensywnej tęsknoty za Bogiem. Poszedł w góry, aby się modlić. Gdy był już wysoko, zauważył kruka, siedzącego na jednym z drzew. Zaczął tak mówić do Boga: “Panie, potrzebuję jakiegoś znaku. Rozkaż, aby w chwili, gdy skończę się modlić, ten kruk odleciał. Będzie to jak zwrócone ku mnie spojrzenie czyichś oczu i poczuję, że nie jestem sam na świecie. Połączy mnie z Tobą choćby mglista ufność. I przyglądałem się krukowi. Ale ptak siedział bez ruchu. Wtedy pochyliłem się ku skalnej ścianie. Panie – powiedziałem – niewątpliwie masz rację. Gdyby kruk odleciał, mój smutek byłby jeszcze większy. Gdyż taki znak mogę otrzymać od kogoś równego sobie, a zatem tak jakby od siebie samego. Byłoby to więc znowu odbicie mojego pragnienia. I znowu spotkałbym tylko własną samotność. Pokłoniwszy się do ziemi wróciłem tą samą drogą. I wtedy moja rozpacz zaczęła ustępować nieoczekiwanej i szczególnej pogodzie ducha. Po raz pierwszy pojąłem, że nauka modlitwy jest nauką ciszy. I że miłość zaczyna się dopiero tam, gdzie nie ma oczekiwania na dar. Miłość jest więc przede wszystkim ćwiczeniem się w modlitwie, a modlitwa ćwiczeniem się w ciszy.”

Dojrzała modlitwa zaczyna się od nasłuchiwania Boga w ciszy. Przynosi wtedy zaskakujące odkrycia, odsłania nieznane dotąd prawdy, uczy patrzenia w głąb, pomaga w nowy sposób zrozumieć samego siebie oraz tajemnicę życia i miłości, obdarowuje Bożą mądrością. Taka modlitwa staje się prawdziwym spotkaniem. Spotkaniem z Miłością. Dlatego przynosi jedyną radość, która jest prawdziwa – tą niespodziewaną. Po spotkaniu z Bogiem wracamy wprawdzie tą samą drogą do domu ale my sami jesteśmy już przemienieni: stajemy się zdolni chronić w nas i wokół nas Bożą miłość i prawdę.

Modlitwa jest prawdziwym spotkaniem, w którym Bóg uczy nas najważniejszych prawd i wartości. Dopiero wtedy możemy my sami zacząć mówić do Boga, aby wypowiedzieć naszą miłość ku Niemu, naszą wdzięczność i radość. A także nasz niepokój, ból, nasze wątpliwości i pytania. Bardzo zachęcam Czytelników, by każdego wieczoru znaleźli chociaż kilka minut czasu, aby opowiedzieć Bogu o tym, co działo się w nas tego dnia. Mamy wtedy szansę, by zrozumieć lepiej sens wydarzeń, spotkań i doświadczeń, które przeżyliśmy. Łatwiej wtedy o dojrzalsze pokierowanie życiem następnego dnia.

10. Nawrócić się to nauczyć się kochać

Słuchając Boga w czasie modlitwy mamy szansę lepiej poznać i zrozumieć nasze powołanie do życia w miłości i prawdzie a opowiadając Mu o tym, co się w nas dzieje, możemy głębiej i uczciwiej spojrzeć na nasze obecne życie. Taka modlitwa staje się początkiem nawrócenia. Nawrócenie bowiem zaczyna się od refleksji nad własnym życiem w obliczu Boga. Bez refleksji nie sposób zmienić życia. Sama jednak refleksja nie wystarczy. Gdyby bowiem nie była to refleksja dokonana wobec Boga, to prowadziłaby raczej do rozpaczy i rezygnacji niż do nawrócenia. Bardzo wymowny jest tu przykład Judasza. Uznał on szczerze swój grzech: “zdradziłem niewinnego”. Ale pozostał sam z bolesną prawdą o sobie. Rezultatem była desperacja i samobójstwo.

Jakże inaczej zachował się Piotr. On też bardzo się sobą rozczarował: ze strachu zaparł się ukochanego Mistrza. Ale Piotr, w przeciwieństwie do Judasza, nie tylko uznał prawdę o sobie ale szedł z nią do Chrystusa, chociaż musiało go to wiele kosztować. Kiedy skrzyżowały się ich spojrzenia, Piotr raz jeszcze upewnił się o Bożej miłości. Miał wtedy siłę, by gorzko zapłakać i stać się odtąd silnym jak skała świadkiem Zmartwychwstałego.

Owocem dojrzałej modlitwy jest więc wysiłek nawrócenia. Prawdziwe nawrócenie zaczyna się od uznania prawdy o sobie w obliczu Boga i od głębokiego żalu za popełnione grzechy. Ale to jest dopiero początek nawrócenia. Wymaga ono następnie szczerej decyzji i wysiłku, by już więcej nie grzeszyć a także by zadośćuczynić tym, których się skrzywdziło. Ale i to nie wystarczy.

Nawrócić się w pełni to znaczy nauczyć się kochać. Unikanie grzechów to zbyt mało, gdyż naszym powołaniem jest coś znacznie większego: życie w miłości i prawdzie. Ponadto tylko wtedy, gdy kochamy, mamy realną szansę, by już więcej nie grzeszyć. Innymi słowy nawrócić się to odkryć, że uczciwa i szczera miłość jest najkrótszą drogą do pełni życia, do bogatej samorealizacji, do szczęścia na miarę najgłębszych tęsknot ludzkiego serca. Istnieją oczywiście mniej wymagające drogi życia ale nie dają one takiej satysfakcji. Przeciwnie, przynoszą rozczarowanie a czasem dramatyczne cierpienie. Człowiek nawrócony to ten, kto zszedł z błędnych dróg nie ze strachu przed złem lecz dlatego, że zafascynował się miłością i prawdą.

11. Ty, Boże, masz rację!

Owocem nawrócenia jest pojednanie z Bogiem. To coś więcej niż tylko uznanie przed Nim własnej winy i żal za grzechy. Pojednać się z Bogiem to odkryć, że On ma rację. Tego nie można powiedzieć o żadnym człowieku, gdyż nikt z ludzi nie ma pełnej racji. Tylko Bóg. Pojednać się z Bogiem to słuchać Go bardziej niż ludzi i niż siebie samego. Zawsze. Także wtedy, gdy stawia to ogromne wymagania. Także wtedy, gdy czegoś nie rozumiem, gdy ludzie wokół mnie sprzeciwiają się Bogu. Pojednać się z Bogiem to uczynić Go jedynym Panem własnego życia i postępowania.

Pojednanie z Bogiem owocuje pojednaniem z ludźmi. A to oznacza najpierw pojednanie z samym sobą. Kto bowiem nie pojedna się ze sobą, ten nie jest w stanie pojednać się z innymi. Pojednanie z samym sobą oznacza najpierw przebaczenie sobie własnych błędów i wyrządzonych krzywd. Nie chodzi tu jednak o pobłażliwość czy naiwność. Nie chodzi o przebaczenie sobie po to, by nadal postępować tak, jak dotąd, lecz po to, by stworzyć szansę na nową teraźniejszość, by nie pozostawać do śmierci niewolnikiem przeszłości. Człowiek pojednany z samym sobą pamięta nadal swoją przeszłość ale po to, by wyciągać z niej wnioski a nie po to, by się nadal potępiać, zniechęcać czy popadać w rozpacz. Człowiek pojednany ze sobą stawia sobie jasne wymagania moralne, gdyż zrozumiał, że inaczej nie może mieć nadziei na nową przyszłość. Człowiek pojednany ze sobą obejmuje siebie i swoją teraźniejszość w duchu prawdy a jednocześnie z przyjaźnią i cierpliwością. A wszystko to czyni mocą więzi z Bogiem a nie w oparciu o własną siłę czy doskonałość.

Pojednanie z Bogiem i z samym sobą prowadzi do pojednania z drugim człowiekiem. Także tutaj punktem wyjścia jest przebaczenie innym tak, jak Bóg przebaczył nam nasze winy. Pojednać się z drugim to przyjąć go w nowy sposób: z miłością i szacunkiem. Obecnie ukazuje się wiele książek z zakresu psychologii, które chcą uczyć pozytywnych więzi z innymi. Niestety z reguły publikacje te nie sięgają istoty problemu a nawet wprowadzają czytelników w błąd. Przykładem jest bardzo popularna obecnie w USA i Europie książka G. Jampolskiego i D. Cirincione pt. “Miłość – jak tworzyć pozytywne związki”. Autorzy tej pracy opierają się na założeniu, że podstawą pozytywnych związków z ludźmi jest uczenie się pozytywnego patrzenia na nich i pozytywnego myślenia na ich temat. Ale wtedy byłyby to związki oparte na życzliwej iluzji! Tymczasem nasz sposób patrzenia na innych nie powinien być ani pozytywny ani negatywny lecz po prostu prawdziwy. Powinienem więc być realistą i dostrzegać, że niektórzy ludzie zachowują się uczciwie i stawiają sobie wymagania a inni postępują egoistycznie i wyrządzają krzywdy. Pojednać się z bliźnimi to objąć miłością jednych i drugich! Ale każdego inaczej, w zależności od ich postawy i postępowania! W inny sposób należy przecież wyrażać miłość wobec tych, którzy stawiają sobie wymagania i uczą się dojrzałej miłości a w inny wobec tych, którzy ulegają własnym słabościom i kierują się iluzjami czy kłamstwem. Dopiero wtedy będzie to miłość nie tylko bezwarunkowa ale także mądra i dojrzała, bo dostosowana do niepowtarzalnej sytuacji danej osoby.

Mam nadzieję, że zamieszczone tutaj refleksje pomogą Czytelnikom w budowaniu i przeżywaniu dojrzałej więzi z Bogiem. Ostatecznym sprawdzianem tej więzi jest odkrycie i upewnienie się, że Bóg jest Miłością, którą warto kochać najbardziej i za którą najbardziej tęskni nasze serce. Kochając tę Miłość uczymy się z dojrzałą przyjaźnią i cierpliwym szacunkiem przyjąć nas samych i tych, którzy żyją wokół nas.

ks. Marek Dziewiecki
Rekolekcje, Wielki Post 2002 – Co to znaczy być chrześcijaninem?

http://www.katolik.pl/co-to-znaczy-byc-chrzescijaninem-,488,416,cz.html

______________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś