Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie – Czwartek, 05 listopada 2015

Myśl dnia

Piękno, które pomaga żyć, pomaga również umierać.

Albert Camus

Wyciszonym jest ten, kto unika wszystkich ludzi (nie czyniąc tego z nienawiści), podczas gdy inni garną się do nich bez umiaru. On zaś ani na chwilę nie chce być pozbawionym słodyczy Boga. (św. Jan Klimak)

Cytat dnia

0_0_0_2088703140

_____________________________________________________________________________________________________

86e00b4214fd51e214a38a52ea69f672

 

Jezu, modlę się za tych, którzy są mi powierzeni i za których jestem odpowiedzialny.

Proszę, uczyń moje serce na tyle wrażliwym, aby kochało miłością miłosierną.

 

_______________________________________________________________________________________________________

SŁOWO BOŻE

_______________________________________________________________________________________________________

CZWARTEK XXXI TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

 

1102_powolanieklerykatijuniorat

PIERWSZE CZYTANIE  (Rz 14,7-12)

I w życiu, i w śmierci należymy do Pana

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.

Bracia:
Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie; jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana.
Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi.
Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga.
Napisane jest bowiem: „Na moje życie, mówi Pan, przede Mną klęknie wszelkie kolano, a każdy język wielbić będzie Boga”. Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 27,1.4.13-14)

Refren: W krainie życia ujrzę dobroć Boga.

Pan moim światłem i zbawieniem moim, *
kogo miałbym się lękać?
Pan obrońcą mego życia, *
przed kim miałbym czuć trwogę

O jedno tylko proszę Pana, o to zabiegam, +
żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu, *
przez wszystkie dni mego życia;
abym kosztował słodyczy Pana, *
stale się radował Jego świątynią.

Wierzę, że będę oglądał dobra Pana *
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny, *
nabierz odwagi i oczekuj Pana.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 11,28)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni,
a Ja was pokrzepię.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 15,1-10)

Przypowieści o zgubionej owcy i zgubionej drachmie

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać.
Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie?
A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła».
Powiadani wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie?
A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam».
Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

2007

Być dobrym pasterzem

Dobry pasterz podchodzi do każdej z owiec indywidualnie. Ma ich sto, ale gdy zagubi się jedna, nie rezygnuje z niej, ale idzie, aby ją odnaleźć. Nie jest to zgodne z ekonomią, a czasem nawet ze zdrowym rozsądkiem. Bo po co ryzykować swoje życie dla jednej owcy, gdy w zagrodzie pozostaje jeszcze dziewięćdziesiąt dziewięć. Bóg posłał swojego Syna, aby oddał życie za owce. Był to akt największej miłości, bo cóż może być większego od oddania życia za drugiego człowieka. Każdy z nas w jakimś wymiarze jest pasterzem. Kapłan wobec wiernych, rodzice wobec dzieci, a małżonkowie wobec siebie nawzajem. Uczmy się od Dobrego Pasterza kochać nasze owieczki niczym nieograniczoną miłością.

 

 

Jezu, modlę się za tych, którzy są mi powierzeni i za których jestem odpowiedzialny. Proszę, uczyń moje serce na tyle wrażliwym, aby kochało miłością miłosierną.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
***************

Bł. Karol de Foucauld (1858-1916), pustelnik i misjonarz na Saharze
Rekolekcje w Nazarecie, listopad 1897

„W poszukiwaniu zaginionej owcy”
 

Oddalałem się, oddalałem się co raz bardziej od Ciebie, mój Panie i moje życie, a moje życie zaczynało być śmiercią, lub raczej było już śmiercią w Twoich oczach. I w tym stanie śmierci mnie jeszcze zachowywałeś… Wiara zniknęła, ale szacunek i poważanie pozostały nietknięte. Dałeś mi inne łaski, mój Boże: upodobanie do nauki, poważnej lektury, pięknych rzeczy, odrazę do rozpusty i brzydoty. Czyniłem zło, ale ani go nie pochwalałem ani lubiłem… Dałeś mi pewien niepokój sumienia, które, choć uśpione, nie było do końca martwe.

Nigdy nie odczuwałem tego smutku, tego skrępowania, tego niepokoju jak wtedy. Mój Boże, to był także Twój dar, czego nawet nie podejrzewałem! Jak jesteś dobry! A w tym samym czasie, kiedy powstrzymywałeś moją duszę, przez interwencję Twej miłości, od ostatecznej zguby, strzegłeś również mego ciała: bo gdybym umarł, to znalazłbym się w piekle… Te niebezpieczeństwa w podróży, tak liczne i wielkie, z których mnie wyratowałeś jakby cudem! To zdrowie w miejscach jak najbardziej szkodliwych, pomimo wielkiego zmęczenia! Skryty w cieniu Twoich skrzydeł, gdy nawet nie wierzyłem w Twoje istnienie! A kiedy mnie tak zachowywałeś, czas płyną i wreszcie zdecydowałeś, że pora, abym powrócił do owczarni.

Rozwiązałeś bez mojej wiedzy wszystkie złe przywiązania, które by mogły mnie oddalić od Ciebie, rozwiązałeś nawet dobre więzy, który by mogły mi przeszkodzić być całkowicie twoim… Twoja ręka w tym uczyniła początek, środek i koniec. Jakże jesteś dobry! To było niezbędne, aby przygotować moją duszę na prawdę; diabeł  zbyt panuje nad duszą, która nie jest czysta, aby dotarła do niej prawda; a Ty nie mogłeś wejść, mój Boże, do duszy gdzie  mistrzem jest demon nieczystych pożądań. Jednak zechciałeś wejść do mojej, o dobry Pasterzu, i wypędziłeś sam z niej Twego nieprzyjaciela.

*****************

Dzień powszedni

0,13 / 11,27
Oto dzisiaj niewierni, nieczyści i niegodni przychodzą słuchać Jezusa. Tak zwani sprawiedliwi Żydzi  ignorują Go, bo otacza się marginesem społecznym. Tym sposobem Jezus okazuje się być nie dość godnym, by go słuchano. Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 15, 1-10
Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca».Przykład ze znalezioną owcą jest dwuznaczny. Możliwe nawet, że paradoksalny. Jakiż to normalny, racjonalny, pasterz zaryzykuje całe stado – źródło swojego utrzymania – i to nie w zagrodzie a na pustyni, dla odnalezienia jednej, niepokornej owcy, która być może zgubi się ponownie? Jezus to robi. Poświęca swoje dobre imię, uzdrawia w szabat… Tam gdzie inni już dawno stracili wiarę w grzesznika, przychodzi Jezus, by potraktować go z rodzicielską troską.Drachma była równowartością dniówki pracownika fizycznego. Obiektywnie, nie jest to wielki majątek. Jednak dla tej kobiety może to być jedyne źródło utrzymania. Dla niej jest to skarb. O ileż większym skarbem w oczach Boga jesteś ty?Jezus używa prostych przykładów wobec prostych ludzi. Nie wdaje się nigdy w zawiłe dysputy. Nie dlatego, że brakuje Mu mądrości, ale dlatego, że nikogo nie chce wykluczać. Jedyne czego pragnie, to dobrej woli słuchaczy. Czy nie zdarza ci się ignorować bądź manipulować słowami Jezusa dla własnej korzyści lub spokoju sumienia?
Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca».Bóg nie jest racjonalny w stosunku do człowieka, bo jest w nas zakochany. Mamy dla niego niedającą się wyrazić wartość! Proś Boga, by nauczył cię tracić wszystko dla Niego.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak było na początku, teraz i zawsze, i na wiek, wieków. Amen.
http://modlitwawdrodze.pl/home/
***************

Bogu bardziej zależy na ludziach grzesznych niż na sprawiedliwych?! (5 listopada 2015)

  • przez PSPO
  • 4 listopada 2015

sprawiedliwi-i-niesprawiedliwi-komentarz-liturgiczny

W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15,7).

 

To zdanie często bulwersuje słuchaczy. Jak to, Bogu bardziej zależy na ludziach grzesznych niż na sprawiedliwych?! Może zatem lepiej grzeszyć i w odpowiednim momencie się nawrócić?

Takie myślenie jest całkowitym niezrozumieniem intencji słów Pana Jezusa. Istotny jest tutaj kontekst wypowiedzenia dwóch przypowieści i także następnej, o miłosiernym ojcu, potocznie zwanej „o synu marnotrawnym”:

 

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi (Łk 15,1n).

 

Panu Jezusowi chodzi o wytłumaczenie dziwnego dla słuchaczy Jego zachowania: bliskości z grzesznikami, którzy przecież nie mieli niczego wspólnego ze stawianymi przez Niego wzorami zachowania. Dlaczego zatem taka bliskość? Po co z takimi rozmawiać? Obie przypowieści mówią o jednym: o radości Boga z nawrócenia. Natomiast nie mówią nic o tym, że Bóg bardziej ceni grzeszników od sprawiedliwych. Akcent pada na moment nawrócenia i radość z jego powodu. Jeżeli byśmy trzeźwo pomyśleli, to przecież po nawróceniu były grzesznik staje się sprawiedliwy i należy do grona owych 99 owiec niepotrzebujących nawrócenia w momencie, gdy nawraca się inny grzesznik. Czy to znaczy, że Bóg przestał go już kochać? Że mógł być jedynie gwiazdą jednej chwili?

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Rz 14, 7-12; Łk 15, 1-10

Myślę, że przypowieści są jasne w swoim wyrazie. Zagubienie się owcy czy drachmy budzi żywe emocje ich właścicieli – gospodarza czy kobiety. Pojawia się większe pragnienie odnalezienia ich niż spokojna myśl o posiadaniu całej reszty. Podobnie zresztą gdy przyjmujemy rzadkiego gościa, robimy to z całą okazałością. W domu następuje święto. Czy jednak oznacza to, że ten gość jest przez rodziców bardziej kochany niż własne dzieci? Nikt by chyba tak nie powiedział. Podobnie jest w naszych przypowieściach. Wyraźnie wypowiada tę zasadę miłosierny ojciec do starszego syna:

 

Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się (Łk 15,31n).

 

Akcent położony na radości z nawrócenia w istocie uderza w ogromną pokusę szatańską, wobec której staje człowiek z paraliżującym poczuciem swojej grzeszności. Czy Bóg mi wybaczy? Przecież jestem kompletnym zerem, gorzej, jestem wstrętny, jakże zatem mógłbym być przyjęty do grona świętych? Szatan nam podpowiada: Nie masz żadnych szans! Właśnie na to odpowiada Pan Jezus: W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych. Jest to zachęta i przekazanie nam wielkiej nadziei na Boże przebaczenie. W istocie Bogu nie chodzi o nic innego, tylko o nasze nawrócenie i prawdziwe życie, życie Jego miłością. Nic innego nie możemy Mu dać. Przypowieść o dobrym pasterzu jest wielką zachętą do nawrócenia.

Trzeba jednocześnie pamiętać o tym, że na ziemi nie ma nikogo, kto by nie potrzebował nawrócenia. Co najwyżej są tacy, którzy uważają się za sprawiedliwych, a innymi gardzą i ich potępiają. Ale ci właśnie najbardziej grzeszą pychą i dlatego są najdalej od Boga.

Święty Paweł przypomina nam, że każdy z nas żyje dla Pana i umiera dla Pana. Każdy człowiek należy do Boga i jego spotkanie z Bogiem jest najgłębszą tajemnicą jego życia. Nikt z nas nie jest uprawniony do osądzania więzi kogoś innego z Bogiem. Natomiast w tej sytuacji powinna się między nami rozwijać solidarność we wspólnej drodze do Boga. Tu nie ma konkurencji. Czyjaś bliskość z Bogiem nie odbiera mi niczego z mojej zażyłości z Nim. Wręcz przeciwnie. Jeżeli czuję się zagrożony czyjąś doskonałością i bliskością Boga, to znaczy, że jeszcze nie stałem się w pełni Jego dzieckiem, jeszcze nie zrozumiałem owego: ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy.

Tutaj w Eucharystii mamy udział w owym „wszystko co Moje”. Tutaj Bóg daje nam nawet swojego Syna Umiłowanego. Czy mógł dać coś więcej? Czy my jednak to rozumiemy? Czy prawdziwie stajemy się Jego dziećmi?…

Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2015/11/04/bogu-bardziej-zalezy-na-ludziach-grzesznych-niz-na-sprawiedliwych-5-listopada-2015/

*****************

#Ewangelia: Kiedy wierność Bogu traci sens?

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: “Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.
       

Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: “Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła».

 

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.

 

Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam». Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca”.

 

Łk 15, 1-10 

 

Komentarz do Ewangelii:

 

U podstaw szemrania faryzeuszów i uczonych w Piśmie było oczekiwanie, że ich wierność będzie przez Jezusa dostrzeżona i doceniona. Tymczasem wierność Bogu jest już sama w sobie tak wielkim szczęściem i łaską dla człowieka, że nie potrzebuje on żadnego doceniania. Chyba, że ta wierność jest “koślawa”, to znaczy nie oparta na miłości czystej i bezwarunkowej.
Cieszmy się każdą chwilą wierności! Wierność czyni człowieka niesamowicie bogatym – bogatym naprawdę, bo bogatym w Miłość. Chyba, że jesteśmy wierni dla zysku, albo z powodu braku okazji do zdrady. Wtedy nasza wierność nie ma właściwie żadnej wartości.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2633,ewangelia-kiedy-wiernosc-bogu-traci-sens.html

************

OKO W SERCU

by Grzegorz Kramer SJ

 

https://youtu.be/0IQmWyHxm8w

Trzeba zauważyć, że Jezus te przypowieści opowiada przede wszystkim do faryzeuszy, którzy gorszyli się Jego stosunkiem do grzeszników. To jest polemika ze sprawiedliwymi.

Grzesznicy niekoniecznie musieli czynić zło moralne, to raczej ludzie wykluczeni ze społeczeństwa wierzących przez „sprawiedliwych” faryzeuszy. Byli dla nich ludźmi „drugiej kategorii”. Jezus pokazuje im w tych przypowieściach swoją postawę wobec grzeszników, diametralnie różną od ich spojrzenia.

Wracam do owcy. Jedni komentatorzy mówią, że jest tak, jak Jezus mówi w Ewangelii. Pasterz zostawia stado i idzie jej szukać. Inni mówią, że owszem pójdzie szukać, ale by taką zabić na miejscu. Czyni tak dlatego, że owca taka mogłaby sprowadzić inne na „manowce”. Sam pytałem Góralkę z Zakopanego, jak to jest naprawdę. Ta powiedziała, że owszem zostawia, ale z psami.

Podejrzewam, że jest wiele innych praktyk, ale trzy dają już jakiś obraz. To jest także obraz podejścia do grzesznika, również współczesnych faryzeuszy, ludzi, którzy uważają się za uczonych w pismach kościelnych, w prawach, liturgii, w tym wszystkim, co można by zamknąć w jednym zdaniu: „tak powinno być”. Są wśród nich tacy, co pójdą szukać, zostawią swoje stado „prawdy” i pójdą szukać. Są i tacy, co będą śledzić, wytropią i zabiją, byleby ta, która dotknęła wolności poza stadem, nie zatruła złymi nawykami całego stada. Są też tacy, co pójdą szukać, zostawią stado, ale nie ufając mu. Postawią takie czy inne psy, które mają czuwać, by nic nie zostało zmienione.

Owca i drachma są odszukane. Nie są wezwane do nawrócenia, do pokajania się przed tym, który zgubił. To bardzo ważny szczegół, bo ukazuje jaki jest Bóg.

Nowy Testament, a później Kościół, cały czas pokazują radykalną różnicę w pojmowaniu sprawiedliwości przez człowieka i Boga. Ludzka sprawiedliwość wyraża się w wyrównaniu krzywd. Oczywiście można tu także zobaczyć krzywdę w sensie błędu: „źle postrzegasz świat, Boga, Kościół, liturgię”. Nawrócenie w tej logice musi wiązać się z tym, że „oddasz wszystko, co do ostatniego pieniążka”, „odszczekasz” każdy swój błąd, a ostatecznie będziesz taki jak my. Boża sprawiedliwość wyraża się jednak w Miłosierdziu. Ona jest Miłosierdziem, które nie jest „głaskaniem po głowie”, ale jest patrzeniem na człowieka przez Serce Boga. Bóg ma oczy w sercu, nie w prawie. Ona jest wyrażona w przypowieści o robotnikach w winnicy, zatrudnianych o różnej porze. Najemca wypłacił im należność, biorąc każdego z nich z osobna. Ostatecznie Sprawiedliwość wyraża się w odpuszczeniu grzechów.

Podkreślanie Bożego Miłosierdzia nie jest przekreślaniem Jego sprawiedliwości. Wręcz przeciwnie, jest pokazaniem, że sprawiedliwość, która wyraża się w Miłosierdziu sprawia, że grzesznik staje się sprawiedliwy w Jego oczach. Wiara polega na przekonaniu, że Bóg usprawiedliwia grzesznika. To jest nowość Nowego Testamentu.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/11/05/oko-w-sercu/

************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 15, 1-10

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Thomas Hawk / Foter.com / CC BY-NC)

Odnaleźć zgubę i postawić na miejsce…

 

Zaginiona owca. Zgubiona drachma
Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi.

 

Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła.

 

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.

 

Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka staranne, aż ją znajdzie. A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam.

 

Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca.

 

Opowiadanie pt. “O wilkach i owcach”
Dawno temu – opowiada Ezop – wilki posłały delegację do owiec z propozycją zawarcia “wiecznego pokoju”.

 

Argumentowały mniej więcej tak: – Po co mamy żyć w nieustannym napięciu i w ciągłej wojnie? Gdyby nie te wstrętne psy, co ujadają na nas przy każdej okazji, dawno już między nami panowałaby zgoda i pokój!

 

Owce usłuchały i pozbyły się dla świętego spokoju psów owczarków. Ale – pozbawione swych najlepszych opiekunów – padły wkrótce ofiarą nieszczerego sojusznika.

 

Refleksja
Pogubić się lub zagubić w odmętach rzeki, zwanej życiem, nie jest sprawą trudną. Nie jednemu z nas przecież przydarzyła się historia naznaczona grzechem, upadkiem, bólem i żalem, o których nie tylko ciężko mówić, ale wstyd nawet się przyznać. To odruch naszego serca, które “wstydzi się” tego, co zostało uczynione. Nasze słabości bowiem to nie tylko objaw niedoskonałości, ale przede wszystkim braku pracy nad sobą, która powinna towarzyszyć naszemu życiu każdego dnia, aby wyzwalać się z grzechu…

 

Jezus uczy nas i zarazem mocno podkreśla, że każdy czas jest nam dany, aby nawrócić się ze źle obranego kursu. Lepiej bowiem zawrócić przed kolizją, niż zbierać potem szczątki rozbitego serca, które jest podzielone pomiędzy tym co jest tu i teraz, a wcześniejszym ideałami. Warto skorzystać z zaproszenia, które daje nam Jezus. Nie tylko dla Niego warto pójść na spotkanie, ale przede wszystkim dla dobra siebie samego…

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy zagubiłeś się w życiu? Co wtedy czułeś?
2. Dlaczego wstydzimy się naszego złego postępowania?
3. Jak skorzystać z tego, co dał nam Bóg tu i teraz?

 

I tak na koniec…
Czy pani wie, co to jest nie przynieść człowiekowi nadziei? To gorzej niż go oślepić i zabić. Ja wiem, że on czeka na tę nadzieję, i to ode mnie. Ja nie mogę z nim rozmawiać; ja czuję, że sam nie powinienem żyć. Cóż jest warte własne życie, jeśli się innym nie przynosi nadziei? (Marek Hłasko)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,438,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-15-1-10.html

************

 

______________________________________________________________________________________________________

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

5 LISTOPADA

*************

5 listopada

 

Elżbieta i Zachariasz nadają imię synowi Święci Elżbieta i Zachariasz, rodzice św. Jana Chrzciciela
Święty Gerald Święty Gerald, biskup
Błogosławiona Franciszka Amboise Błogosławiona Franciszka Amboise, zakonnica

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Lyonie, we Francji – bł. Gomidasa Keumurdżiana, męczennika. Był synem ormiańskiego kupca z Konstantynopola i sam wykonywał zrazu ten zawód. Był żonaty i miał siedmioro dzieci. W roku 1685 został kapłanem. Jako taki opowiadał się stale za jednością z Rzymem. Naraziło go to na prześladowania ze strony duchowieństwa monofizyckiego. Kilka razy uchodził i krył się. Wykorzystując ten czas, sporządził wierszowaną wersję Dziejów Apostolskich, a potem napisał historię prześladowania. W końcu sam został uwięziony i oskarżony o to, że jest “Frankiem”. Zachęcany do odstępstwa i złożenia monofizyckiego wyznania, okazał się nieustraszonym. Umęczono go w roku 1707. Ambasador Francji wywiózł jego ciało do Lyonu. Męczennika, czczonego zwłaszcza przez Ormian, beatyfikował w roku 1929 Pius XI.W Hung-Yeu, w Wietnamie – św. Dominika Mau, męczennika. Gdy sędzia próbował go zmiękczyć obietnicami, powiedział: “Po cóż te zabiegi? Czy sądzisz, że masz do czynienia z dziećmi, które dadzą się nastraszyć i obrażą Boga?” Ścięto go w roku 1862. Razem z dwudziestoma innymi, wikariuszem generalnym i wiernymi różnych stanów, beatyfikowano go w roku 1951.oraz:świętych męczenników Domnina, Teotyma, Filoteusza i Sylwiana (+ 307); św. Fibicjusa, opata i biskupa (+ VI w.); św. Letusa, prezbitera (+ ok. 875); św. Magnusa, biskupa (+ ok. 550)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-05.php3

______________________________________________________________________________________________________

TO WARTO PRZECZYTAĆ

**********

Franciszek: przywróćmy szacunek dla wiernej miłości

KAI / slo 21.10.2015

(fot. EPA/MAURIZIO BRAMBATTI )

“Trzeba przywrócić społeczne poszanowanie dla wierności w miłości” – powiedział Ojciec Święty podczas dzisiejszej audiencji ogólnej. Dodał, że wierność obietnicom jest arcydziełem ludzkości i stanowi niezbędną cechę każdej prawdziwej formy miłości.

 

 

Słów Papieża na placu św. Piotra wysłuchało dziś około 30 tys. wiernych.
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,

W poprzedniej medytacji zastanawialiśmy się nad ważnymi obietnicami, jakie rodzice składają dzieciom, od chwili gdy są one pomyślane w miłości i poczęte w łonie matki.

Możemy dodać, że przyglądając się bliżej, cała rzeczywistość rodziny opiera się na obietnicy. Warto się nad tym dobrze zastanowić: tożsamość rodzinna opiera się na obietnicy. Można powiedzieć, że rodzina żyje obietnicą miłości i wierności, jaką składają sobie nawzajem mężczyzna i kobieta. Zawiera ona zobowiązanie do przyjęcia i wychowania dzieci. Realizuje się ona jednak również w opiece nad rodzicami w podeszłym wieku, w ochronie i opiece nad słabszymi członkami rodziny, we wzajemnej pomocy, aby zrealizować swoje zalety i zaakceptować swoje ograniczenia. Obietnica małżeńska poszerza się, aby dzielić radości i cierpienia wszystkich ojców, matek, dzieci, z wielkodusznym otwarciem na współżycie międzyludzkie i dobro wspólne. Rodzina, która zamyka się w sobie jest sprzecznością, dewaluacją obietnicy, która ją zrodziła i która ją ożywia. Nigdy nie wolno zapominać, że tożsamość rodziny jest zawsze obietnicą, która nieustannie się poszerza na całą rodzinę i także na całą ludzkość.

W naszych czasach, poszanowanie dla wierności obietnicy życia rodzinnego wydaje się znacznie osłabione. Dzieje się tak dlatego, że z jednej strony bardzo podkreślane jest błędnie rozumiane prawo do poszukiwania własnej satysfakcji, za wszelką cenę i we wszelkiej relacji, jako niezbywalna zasada wolności. Z drugiej strony, ponieważ zobowiązanie do życia w relacji i zaangażowania na rzecz dobra wspólnego opierają się wyłącznie na przymusie wypływającym z prawa. Ale w rzeczywistości, nikt nie chce być kochany jedynie ze względu na posiadane dobra czy też z obowiązku. Miłość, podobnie jak i przyjaźń zawdzięczają swoją siłę i swoje piękno temu, że rodzą więź nie odbierając wolności. Miłość jest darmo dana, obietnica rodziny jest wolna i to właśnie jest piękne! Bez wolności nie ma przyjaźni, bez wolności nie ma miłości, bez wolności nie ma małżeństwa.

Zatem wolność i prawda nie są sprzeczne wobec siebie, ale wręcz przeciwnie, nawzajem się wspierają, czy to w relacjach międzyosobowych, czy też społecznych. Pomyślmy choćby o szkodach powodowanych w kulturze globalnej komunikacji przez inflację niespełnionych obietnic, w różnych dziedzinach oraz pobłażanie z powodu niedotrzymywania danego słowa i podjętych zobowiązań!

Tak, drodzy bracia i siostry, wierność to obietnica zaangażowania, która spełnia się sama, rozwijając się w wolnym posłuszeństwie danemu słowu. Wierność jest ufnością, która pragnie być rzeczywiście dzielona z innymi, nadzieją, która pragnie być kształtowana razem. Gdy mówię o wierności przychodzi mi na myśl to, o czym mówią osoby starsze, nasi dziadkowie o tych czasach, kiedy czyniło się umowy a do ich zawarcia wystarczało uściśnięcie ręki, bo ludzie dochowywali wierności składanym obietnicom. Ten fakt społeczny, znajdujemy także u źródeł rodziny: uściśnięcie ręki kobiety i mężczyzny, żeby razem pójść naprzód, przez całe życie.

Wierność obietnicom jest arcydziełem ludzkości! Jeśli spojrzymy na jej śmiałe piękno, jesteśmy przerażeni, ale jeśli lekceważymy jej mężną wytrwałość, jesteśmy zgubieni. Żadna relacja miłości – żadna przyjaźń, żadna forma upodobania, żadne szczęścia dobra wspólnego nie osiąga poziomu naszego pragnienia i naszej nadziei, jeśli nie osiąga tego cudu duszy. Mówię “cud”, ponieważ moc i perswazja wierności, mimo wszystko, nieustannie nas oczarowują i zadziwiają. Poszanowania dla danego słowa, wierności względem obietnicy nie można kupić i sprzedać. Nie można jej wymusić siłą, ale nie można też ustrzec bez poświęcenia.

Żadna inna szkoła nie może nauczyć prawdy miłości, jeśli nie uczyni tego rodzina. Żadne inne prawo nie może narzucić piękna i dziedzictwa tego skarbu godności ludzkiej, jeśli osobista więź między miłością a zrodzeniem potomstwa nie wypisuje jej w naszym ciele.

Bracia i siostry, trzeba przywrócić społeczne poszanowanie dla wierności w miłości. Trzeba wydobyć z ukrycia codzienny cud milionów mężczyzn i kobiet, którzy odradzają podstawy swego życia rodzinnego, jakimi żyje każde społeczeństwo, nie będące w stanie zagwarantować tego w inny sposób. Nie przypadkiem ta zasada wierności względem obietnicy miłości i zrodzenia potomstwa jest wpisana w Bożym stworzeniu jako odwieczne błogosławieństwo, któremu powierzono świat.

Jeśli św. Paweł może powiedzieć, że w więzi rodzinnej objawiona jest w sposób tajemniczy decydująca prawda dotycząca także więzi Pana i Kościoła, oznacza to, że sam Kościół odnajduje tutaj błogosławieństwo, którego należy strzec i z którego nieustannie trzeba się uczyć, zanim będzie się go uczyło i karciło. Nasza wierność obietnicy jest jednak zawsze powierzona łasce i miłosierdziu Boga. Kościół stawia sobie za punkt honoru umiłowanie rodziny ludzkiej, w chwilach dobrych i złych! Niech Bóg da nam stanąć na wysokości tej obietnicy. Módlmy się też za ojców synodalnych, aby Pan pobłogosławił ich pracy, wykonywanej z twórczą wiernością, ufając, że On jako pierwszy, Pan, jest wierny swoim obietnicom. Dziękuję.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/dokumenty/katechezy-audiencje/art,93,franciszek-przywrocmy-szacunek-dla-wiernej-milosci.html

****************

Co jest niezwykłego w przysiędze miłości?

ks. Marek Dziewiecki, Marta Jacukiewicz /br

(fot. shutterstock.com)

Najpiękniejsza więź, jaka jest osiągalna między mężczyzną a kobietą, nie pojawia się samoczynnie. To znacznie więcej niż zakochanie. Zobacz, na czym zbudować prawdziwą miłość.

 

Marta Jacukiewicz: Kiedy myślimy o małżeństwie, zdajemy sobie sprawę, że jest to odpowiedzialna decyzja, odpowiedzialny wybór – na całe życie. Dlaczego małżeństwo jest aż tak ważne?
ks. Marek Dziewiecki: W zamyśle Boga małżeństwo to podstawowe powołanie i najważniejsze miejsce rozwoju człowieka. Bóg pragnie, by każde małżeństwo było historią wielkiej miłości między mężczyzną a kobietą. To najbardziej zdumiewająca forma przyjaźni i największe święto radości, jakie jest możliwe w relacjach międzyludzkich na tej ziemi. Małżeństwo oparte na nieodwołalnej miłości i na trwałej radości jest w oczach Stwórcy aż tak cenne, że Jezus wyniósł je do godności sakramentu, czyli do miejsca, w którym Bóg jest szczególnie obecny, w którym szczególnie błogosławi i w którym szczególnie widoczna jest Jego miłość do ludzi. Najsilniejsza i najpiękniejsza więź, jaka jest osiągalna między mężczyzną a kobietą, nie pojawia się samoczynnie. Nie jest automatycznym wynikiem tego, że oto on i ona od pewnego czasu chodzą ze sobą, że się w sobie zakochali i stanowią parę. Początkiem małżeństwa jest podjęcie decyzji na całe życie. Bez takiej decyzji małżeństwo nie zaistnieje. Narzeczeni stają się małżonkami wtedy, gdy on i ona – przy świadkach i z powołaniem się na Boga – składają najbardziej niezwykłą przysięgę miłości, jaką mężczyzna i kobieta są w stanie sobie ślubować. Bardzo ważne jest to, by obydwoje narzeczeni w sposób precyzyjny i pogłębiony rozumieli każdy element przysięgi, czyli by byli całkowicie świadomi tego, na co się decydują.
Przysięga małżeńska zaczyna się od słowa “ja”…
Słowo “ja” ma tu kluczowe znaczenie. Oznacza ono, że to właśnie ja biorę ciebie za żonę czy za męża. Tak silne zaakcentowanie tego słowa nie jest tu czymś przypadkowym i nie ma nic wspólnego z egocentryzmem. Ma za to wszystko wspólnego z odpowiedzialnością. Oto ja biorę ciebie za małżonka. A skoro ja to czynię, to znaczy, że jest to moja autonomiczna, świadoma i dobrowolna decyzja. To znaczy także, że nikt mnie do tego nie zmusza, ani nawet nie zachęca. To znaczy, że pełną niezależność w tym względzie pozostawia mi zarówno Bóg, jak i ludzie, wśród których żyję. W przeciwnym przypadku małżeństwo byłoby nieważne. To ja wybieram sobie małżonka i czynię to na własne ryzyko. Owo “ja” oznacza również, że decyzję o małżeństwie podejmuje cały człowiek. To nie jest jedynie decyzja jego woli. Przeciwnie, to decyzja, która promieniuje z całego człowieczeństwa i która angażuje całe człowieczeństwo: ciało, świadomość, emocje, sumienie, wolność, aspiracje, priorytety, sferę moralną, duchową i religijną. Złożenie sakramentalnej przysięgi małżeńskiej wymaga od narzeczonych zdolności do podejmowania decyzji na zawsze. Do małżeństwa nie są zdolni ci, którym brakuje odwagi do podejmowania takich decyzji. Odwaga podejmowania nieodwołalnej decyzji płynie z mocy miłości, a nie z fizycznego czy emocjonalnego zauroczenia drugą osobą, gdyż popędy i emocje przemijają i nie są fundamentem żadnej więzi trwałej, szczęśliwej i wiernej.

 

Co znaczy wziąć kogoś za męża lub żonę?
“Biorę ciebie za żonę/za męża” – te słowa oznaczają, że małżonek staje się odtąd dla mnie kimś absolutnie wyjątkowym. To nie będzie ledwie mój partner czy partnerka, albo ktoś, z kim zwiążę się jedynie na zasadzie próby. Wziąć kogoś za żonę czy za męża to publicznie zadeklarować, że od tego momentu ta osoba staje się dla mnie kimś najważniejszym na ziemi, czyli kimś jeszcze ważniejszym niż te osoby, które dotąd kochałem najbardziej. Jezus wyjaśnia, że “opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mt 19, 5). Od momentu zawarcia małżeństwa troska o więź z żoną czy mężem ma pierwszeństwo nawet przed troską o ukochanych rodziców, o rodzeństwo czy o serdecznych przyjaciół! Złożenie przysięgi małżeńskiej to  publiczne zadeklarowanie tego, że innym osobom nie wolno usiłować budowania ze mną więzi tak silnej i tak intymnej, jaka jest właściwa jedynie dla małżonków. Warunkiem dochowania przysięgi małżeńskiej jest nie tylko duży stopień niezależności od rodziców i innych bliskich, ale także od wszystkich ludzi, z którymi małżonkowie będą mieli kontakt w przyszłości, na przykład w miejscu pracy czy w środowisku znajomych.
“… i ślubuję Ci miłość…”. Miłość na wzór Chrystusa?
Oczywiście chodzi tu o  miłość, jakiej uczy nas Jezus, gdyż żadna inna miłość nie jest miłością prawdziwą. Ten centralny element przysięgi małżeńskiej oznacza, że narzeczeni nie ślubują sobie pożądania, zakochania, tolerancji czy akceptacji, lecz miłość! Nic mniejszego niż wielka miłość, jakiej uczy nas sam Bóg, nie wystarczy do tego, by ona i on byli ze sobą szczęśliwi na zawsze! Wzorem dla małżonków nie jest więc jakakolwiek miłość, czy też to, co za miłość uznają oni sami albo telewizyjni “eksperci”, lecz wyłącznie ta miłość, jakiej uczy nas Jezus i jaką On pierwszy nas ukochał: bezwarunkowo, w dobrej i złej doli, aż do śmierci. Dojrzali małżonkowie fascynują się Jezusem, gdyż pragną uczyć się miłości od Mistrza, a nie od czeladników. Chrystus, który umiłował Kościół tak, jak mąż ma kochać – z wzajemnością – swoją żonę,uczy nas miłości ofiarnej i czułej, a jednocześnie miłości mądrej, czyli takiej, która wyraża się na różne sposoby, gdyż jej komunikowanie dostosowane jest do sytuacji i zachowania kochanej osoby. Małżonkowie przysięgają sobie to, że w każdej sytuacji będą się wspierać i sobie pomagać. Nie przysięgają natomiast tego, że będą siebie nawzajem rozpieszczać, że będą pobłażliwie patrzeć na ewentualne błędy współmałżonka czy że jedno podporządkuje się tej drugiej osobie.

 

Podobnie z przebaczeniem błędów? Też w imię Miłości?
Miłość mądra na wzór Jezusa oznacza, że mąż i żona patrzą na siebie jak na bezcenny skarb i że są gotowi przebaczać tej drugiej stronie jej ludzkie niedoskonałości, ale pod warunkiem, że osoba błądząca potrafi – z miłości! – uznać wprost swoje winy, przeprosić, zmieniać się na lepsze, zanim poprosi współmałżonka o przebaczenie. Kto naprawdę kocha, ten nie oczekuje od żony czy męża naiwności albo pobłażania dla popełnianych przez siebie błędów. Wymaga natomiast od siebie tego, by codziennie i na różne sposoby komunikować miłość, którą przysiągł.
Wzajemna miłość mobilizuje małżonków do pracy nad sobą, do rozwoju i dorastania do świętości po to, by kochać współmałżonka każdego dnia coraz bardziej. Miłość sprawia, że on i ona potrafią także coraz bardziej, z coraz większą wdzięcznością i czułością przyjmować miłość od tej drugiej osoby. Małżonkowie ślubują sobie miłość aż tak ufną i intymną, że prowadzi ona do jedności ich ciał. Miłość sprawia, że oboje małżonkowie cieszą się tą drugą osobą w pełni, czyli w jej byciu kobietą lub mężczyzną, a także w jej niepowtarzalnej wrażliwości i specyficznych potrzebach, związanych z daną płcią. Małżonkowie zawsze respektują fizjologiczną i emocjonalną specyfikę tej drugiej osoby. Wzajemna miłość wyklucza używanie współmałżonka jako środka do osiągnięcia własnych celów. Taka sytuacja miałaby miejsce na przykład wtedy, gdyby mąż usiłował nakłaniać żonę do niszczenia swojej płodności i swojego zdrowia po to, by on zapewnił sobie przyjemność seksualną, gdy tylko będzie miał na to ochotę, czyli w oderwaniu od miłości i płodności. Kochający się małżonkowie potrafią komunikować miłość na setki sposobów, a nie jedynie w kontekście współżycia seksualnego.

 

Małżonkowie ślubują sobie “… wierność…”. Jak zrozumieć tę wierność?
Wypełnienie przysięgi wierności dokonuje się przez to, że małżonkowie są lojalni wobec siebie nie tylko wtedy, gdy przebywają ze sobą twarzą w twarz, ale również wtedy, gdy kontaktują się z innymi ludźmi. Wierność oznacza wolność od nieczystych spojrzeń, myśli czy pragnień w odniesieniu do kogokolwiek. Oznacza również, że w sytuacjach konfliktowych ze światem zewnętrznym – nawet w przypadku konfliktu z własnymi rodzicami – mąż i żona stoją po tej samej stronie i wspierają siebie nawzajem. Ewentualne kwestie sporne wyjaśniają sobie w cztery oczy.
Niewierność przejawia się w mówieniu bez szacunku o współmałżonku do innych ludzi, na zdradzaniu jego sekretów czy opowiadaniu innym ludziom o małżeńskich sprawach intymnych, a także na podważaniu autorytetu żony czy męża. Najbardziej radykalną i dotkliwą formą niewierności jest niewierność w sferze seksualnej. Zdrada małżeńska powoduje nieodwracalne zranienia. Jeśli dochodzi do takiego dramatu, to znaczy, że wcześniej doszło do innych form niewierności. Narzeczeni ślubują sobie wierność we wszystkich wymiarach wspólnego życia. Wierność cielesną i seksualną. Wykluczają intymną bliskość w relacjach z innymi ludźmi. Całkowicie wykluczają romansowanie czy flirtowanie. Zachowują wierność wobec siebie we wszystkich wymiarach: w myśleniu, w przeżywaniu, w zasadach moralnych, w hierarchii wartości, w priorytetach, wierność we wspólnym stylu życia. Są sobie wierni i bliscy w każdej sytuacji. Bycie przy małżonku jest dla nich zdecydowanie ważniejsze niż praca zawodowa, niż bycie przy rodzicach, a tym bardziej niż własne hobby, przyzwyczajenia czy kontakty koleżeńskie. Jeśli praca zawodowa, działalność społeczna, kontakty towarzyskie zagrażają byciu blisko obojga małżonków, to wierny małżonek potrafi natychmiast z tego wszystkiego się wycofać.
“… i uczciwość małżeńską…”. Uczciwość, która jest także szansą na jeszcze lepsze poznanie siebie?
Uczciwość to bezwzględna lojalność małżonków względem siebie w każdej sprawie i sytuacji. Uczciwość wyklucza kłamstwo czy oszukiwanie małżonka w czymkolwiek. Zakłada natomiast wzajemną szczerość oraz otwarte mówienie sobie nawzajem o tym, co ewentualnie niepokoi jedną ze stron czy obie strony. Uczciwość to pomaganie małżonkowi na coraz lepsze poznawanie i rozumienie siebie nawzajem. Uczciwy mąż i uczciwa żona nie wykorzystują wiedzy o słabych stronach małżonka po to, by zadać ból. Nie czynią tego nawet w sytuacji rozczarowania czy konfliktu. Uczciwość wiąże się też ze świadomością, że jeśli między małżonkami pojawiają się jakieś konflikty czy nieporozumienia, to zwykle wina leży po obydwu stronach, chociaż niekoniecznie w różnych proporcjach. Szczególnie wrażliwi powinni być małżonkowie na uczciwość w sprawach najbardziej intymnych. Zaprzeczeniem uczciwości jest na przykład sytuacja, w której żona decyduje się na poczęcie dziecka, korzystając ze swojej wiedzy na temat płodności, mimo że wie, iż mąż nie jest jeszcze gotowy do podjęcia takiej decyzji. Małżonkowie powinni szczerze mówić sobie o swoich potrzebach i pragnieniach, o tym co im sprawia radość, a co ich niepokoi. Nie powinni mieć przed sobą tajemnic. Nie powinni mieć podwójnego życia, ukrytych źródeł dochodu czy kontaktów z osobami, o których nie wie małżonek. Kochający się małżonkowie wiedzą, że uczciwość – podobnie jak wierność – jest niepodzielna i że złamanie uczciwości w jednej sprawie, prowadzi do nieuczciwości także w innych dziedzinach życia.

 

“… oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci…”. Aż do śmierci!
Ten fragment przysięgi małżeńskiej stanowi potwierdzenie tego, że miłość jest bezwarunkowa i nieodwołalna, że nie ma nic wspólnego z “wolnymi” – od wierności i odpowiedzialności! – związkami, z (rozerwalnym) kontraktem cywilnym czy z konkubinatem. Małżonkowie ślubują sobie nawzajem, że z miłością będą odnosić się do siebie nawzajem zawsze i wszędzie, w dobrej i złej doli, aż do śmierci. Nie pozostawią siebie nawzajem w żadnej sytuacji i w żadnej potrzebie, w zdrowiu i chorobie, w radości i cierpieniu, w bogactwie i w niedostatku. Kochający się małżonkowie nie tylko wykluczają możliwość rozwodu, ale także opuszczenie żony czy męża na zasadzie dłuższego wyjazdu do pracy, na przykład zagranicę. Mąż i żona wykluczają nie tylko zewnętrzne rozstanie, ale także wewnętrzną, duchową “emigrację”, czyli zamykanie się we własnym świecie zainteresowań, pracy czy marzeń, żyjąc obok małżonka, a nie z nim.
Wyjątkową sytuacją rozstania na dłuższy czas może być jedynie separacja małżeńska i to wyłącznie w zupełnie skrajnych sytuacjach, na przykład z konieczności obrony przed mężem-alkoholikiem, który stosuje przemoc. Jednak także wtedy krzywdzona osoba pozostaje wierna przysiędze miłości, modli się za małżonka przeżywającego kryzys i jest gotowa na przyjęcie go z powrotem, gdy tylko ustąpi przyczyna separacji. Miłość małżeńska to nie tylko zobowiązanie do tego, by już na zawsze być z tą drugą osobą, ale także do tego, by kochać ją coraz bardziej, gdyż tylko wtedy wspólne życie będzie coraz większym świętem, a nie ciężarem. Małżeństwo zaczyna być zagrożone wtedy, gdy któreś z małżonków przestaje okazywać miłość, gdy małżonkowie zaniedbują wychowanie katolickie dzieci lub gdy jedno z nich zaczyna oddalać się od Boga.

 

“…Tak mi dopomóż, Panie Boże w Trójcy Jedyny i wszyscy święci!”
Ten ostatni element przysięgi małżeńskiej oznacza, że oboje narzeczeni mają świadomość własnych ograniczeń i słabości. Uznają przed sobą nawzajem, że nie są Bogiem i że nie są miłością, ale że z pomocą Boga – i tylko wtedy! – są w stanie kochać aż tak mocno, że zaskoczą tym nawet samych siebie. Okazywanie sobie na co dzień, w radości i smutku, w zdrowiu i chorobie, w dobrych i trudnych chwilach miłości wiernej, cierpliwej, ofiarnej, mądrej, czułej i płodnej jest możliwe tylko mocą przyjaźni z Bogiem. A to oznacza troskę męża i żony o wspólne wzrastanie w przyjaźni ze Stwórcą, który stworzył nas z miłości i do miłości.Kochający się małżonkowie razem się modlą, razem przeżywają Eucharystię, razem korzystają z innych sakramentów, razem zachwycają się świętymi małżeństwami, które Kościół beatyfikował czy tymi, którzy promieniują wzajemną miłością, a należą do grona ich krewnych czy znajomych. Małżonkowie mogą obrać sobie jakiegoś świętego na szczególnego patrona ich małżeństwa i rodziny. Najlepszą gwarancją wzajemnej miłości aż do śmierci będzie to, że największym marzeniem małżonków będzie wspólne dorastanie do świętości.

 

http://www.deon.pl/slub/narzeczenstwo/art,60,co-jest-niezwyklego-w-przysiedze-milosci.html

*************

Co pomaga być wiernym?

Anna Kaik

(fot. shutterstock.com)

Wierność jest towarem deficytowym. Oto pięć sposobów, jak wzmacniać w sobie postawę małżeńskiej wierności.

 

Jak podają statystyki, w Polsce rozwodzi się około 37% małżeństw. Fora internetowe są przepełnione pytaniami typu “jak żyć po zdradzie?”. Zanim niewierność stanie się faktem, warto działać profilaktycznie. Niektóre zachowania wzmacniają więź małżeńską i poczucie bliskości. Oto pięć propozycji, które regularnie praktykowane umacniają miłosną relację.

 

Po pierwsze: wspólna modlitwa

 

To najlepsze lekarstwo na wszelkie, większe lub mniejsze, małżeńskie bolączki. Najlepiej zacząć modlić się wspólnie zaraz po ślubie. Modlitwy we dwoje trzeba się bowiem nauczyć, jest ona specyficzna. Oboje małżonkowie są przyzwyczajeni do pewnej osobistej, sobie tylko właściwej rozmowy z Bogiem. Tymczasem teraz trzeba te dwie różne drogi złączyć w jedną. Jedno jest pewne, tak samo jak we wszystkich innych sytuacjach, także i tutaj: praktyka czyni mistrza. Pierwszym wspólnym modlitwom daleko do ideału. Myśli zamiast skupić się na Osobie Boga, krążą wokół współmałżonka. Dopiero po pewnym czasie zaczyna się “współpraca” małżonków, wzajemna pomoc i umacnianie się w chwilach słabości i zniechęcenia. Wreszcie, gdy zaczyna się zauważać pierwsze owoce wspólnej modlitwy, coraz bardziej nabiera się do niej przekonania i świadomości, że to wspaniała, dobra droga do tworzenia mocnego, satysfakcjonującego związku.

 

Jakie są te owoce wspólnej modlitwy? Przede wszystkim radość z tego, że jest się razem, łagodność i ciepły spokój, którymi emanuje się w domu wobec małżonka oraz coś, co można pojąć tylko gdy się tego doświadczy: wzajemne zrozumienie, przewyższające wszelkie doświadczane do tej pory. Pewna pani ujęła to w ten sposób: “to niesamowite, jak teraz rozumiem Michała (męża). Rozumiem doskonale nie tylko jego decyzje czy stany emocjonalne, ale również w jakiś trudny do pojęcia sposób “widoczne” są dla mnie jego intencje – najczęściej pełne dobrej woli, co dodatkowo mnie w nim wzrusza i zachwyca. Wiem, że są to nadzwyczajne rzeczy, którymi obdarza nas Bóg dla umocnienia naszego związku”.

 

Po drugie: zaufanie

 

Jest potrzebne w tych sferach, w których realizujemy się osobno: praca zawodowa, pasje, grupa znajomych. Najczęściej brakuje nam wyrozumiałości, jeśli chodzi o spełnianie się pozazawodowe naszego współmałżonka. Pokutuje tutaj przekonanie, że najlepiej od momentu zawarcia Sakramentu małżeństwa wszystko robić razem. Jest to błędny pogląd. Tak jak mąż nie powinien mieć pretensji o “babskie wieczory” swojej żony, tak żona nie może zabraniać mężowi “męskich wypadów”:  górskich wycieczek czy motocyklowych wojaży. Obie płcie potrzebują swojej prywatnej przestrzeni w dalszym ciągu również po ślubie. Oczywiście, dobrze jest mieć jakieś wspólne zainteresowanie –  sposobów na ciekawe spędzanie czasu we dwoje jest mnóstwo – ale zupełna rezygnacja przy tym z wyłącznie własnych pasji z powodu zazdrości partnera wpływałaby niekorzystnie na małżeństwo. Człowiek obdarzony zaufaniem, naturalnie nie chce zawieść pokładanej w nim wiary. I odwrotnie: w osobie bezustannie kontrolowanej i podejrzewanej o zdrady rodzi się złość, bunt i rozgoryczenie. Mogłoby to nawet w końcu, w chwili “próby” doprowadzić do konkluzji: “skoro i tak mnie obwinia, to teraz przynajmniej będzie miał/a powód”…

 

Po trzecie: współżycie małżeńskie

 

Seks małżeński umacnia zjednoczenie i wzajemne przywiązanie. To jeden z najważniejszych komponentów małżeństwa, nie tylko według mężczyzn, ale przede wszystkim obiektywnych specjalistów. Jest to znamienne, że właśnie małżeństwu jako związkowi nierozerwalnemu jest dane jako pomoc, żeby faktycznie było nierozerwalne –  fizyczne zbliżenie. I nie chodzi tu tylko o zagrażającą, banalną konkluzję typu: “nie ma seksu w małżeństwie, to poszukamy go sobie gdzie indziej”. Seks łączy, nie tylko ciała, ale i umysły i serca.

 

Udowodnili to nawet naukowcy. Pod wpływem pieszczot mózg zarówno kobiet jak i mężczyzn wydziela oksytocynę – tzw. hormon przywiązania, odpowiedzialny również za takie zachowania jak szczodrość czy ofiarność. Umieszczenie więc współżycia małżeńskiego na czele listy wzajemnych zobowiązań to całkiem słuszny pomysł.

 

Po czwarte: utrzymywanie wzajemnej atrakcyjności

 

Nie jest przesadą twierdzenie, że dopóki żona/mąż będą dla ciebie atrakcyjni – w wielu wymiarach – dopóty będą zadowoleni, dumni i szczęśliwi z faktu, że są razem. Trzeba jednak przy tym również pamiętać, że wiele prawdy jest w przysłowiu, iż “do serca mężczyzny trafia się przez oczy, a do serca kobiety przez uszy”. Mówiąc najkrócej o swoich podstawowych potrzebach, atrakcyjność fizyczną partnerki oraz potrzebę rozmowy i zapewnienia o żywionych uczuciach przez partnera trzeba wskazać jako czołowe odpowiednio dla mężczyzny i kobiety. Do niej należałoby skierować następującą radę: w czasochłonnej trosce o dom i pracę, nie zaniedbuj siebie! Do niego zaś: nie zaniedbuj rozmowy z nią! Są to także dobre rady dla tych, którzy jeszcze starają się zdobyć serce wybranki/wybranka. Mężczyzna, z którym kobieta nie prowadzi ciekawych i ważnych w jej ocenie rozmów i który nie chce jej wysłuchać, nigdy nie stanie się obiektem jej miłości. Tak samo będzie również w przypadku, jeśli on nie będzie jej uważał za, mówiąc najprościej – piękną.

 

Po piąte: zachowanie przedmałżeńskiej czystości

 

Dlaczego zachowanie czystości przedślubnej ma tak wielkie znaczenie? Dlatego, żeby w naszych głowach seks mógł funkcjonować jako zachowanie przypisane wyłącznie małżeństwu. Seks przedślubny zaburza to powiązanie “seks – małżeństwo”, także jeśli dochodzi do niego z partnerem, z którym planujemy zawrzeć związek małżeński. Seks poza małżeństwem trzeba nazywać po imieniu – cudzołóstwem i jako grzech nie może służyć człowiekowi, a tym bardziej miłości.

http://www.deon.pl/religia/w-relacji/rodzina/art,80,co-pomaga-byc-wiernym.html

***************

Wojtyła pozwalał dojrzewać. O nierozerwalności małżeństwa

Przewodnik Katolicki

Ks. Mirosław Tykfer

(fot. shutterstock.com)

Małżeństwo to związek nierozerwalny. Większość katolików przyjmuje tę prawdę, ale wielu zadaje również pytanie: a jeśli się nie układa, jakie z tego dobro, że na siłę będziemy razem?

 

Czasami są nimi ci, którzy przeżywają kryzys małżeński, chociaż częściej stawiają je rozwiedzeni żyjący w nowych związkach. Ci ostatni patrzą na swoją przeszłość w małżeństwie i szukają uzasadnienia dla swojej decyzji o rozstaniu. Podkreślają, że teraz, w nowym związku, wszystko układa się lepiej. Wątpliwości zasadniczo dotyczą więc dobra, które płynie z samej wierności przysiędze małżeńskiej w sytuacji, gdy oboje już nie chcą ze sobą być. Osobiście tak postawiony problem słyszałem wielokrotnie w wypowiedziach ludzi w czasie odwiedzin kolędowych. Jak go rozwiązać? Zachęcam, aby w tej sprawie posłuchać uważnie Jana Pawła II.

 

Tęsknota

 

Poznałem starszą Panią, która robiła na mnie ogromne wrażenie. Odwiedziłem jej mieszkanie. Była sama; duża przestrzeń i pokój, w którym stało piękne biurko. Wokół regały z książkami i pamiątki. – To gabinet mojego męża – powiedziała, widząc moje pytające spojrzenie. Krótko potem dowiedziałem się, że jej mąż nadal żyje, ale odszedł. Ona została sama. Oczywiście chciałem zapytać od razu, jak poradziła sobie bez męża i czy nie szukała kogoś innego w jego miejsce. Poczekałem jednak. – Osoby, którą się kocha, nie da się w sercu nikim zastąpić – powiedziała podczas innego spotkania, uprzedzając moje niecierpliwe dociekania. – Można tylko szukać pocieszenia, ale już nie tej samej miłości – dodała.

 

Podobne zdanie usłyszałem od starszej siostry dominikanki zamieszkałej w Wiedniu. Zaskoczyła mnie kiedyś, pokazując zdjęcie ślubne swojego syna. – Jak to możliwe? – zapytałem, zupełnie nie dowierzając. – A no tak – odpowiedziała – że mój mąż umarł, a ja wychowałam syna i zostałam siostrą zakonną. Po śmierci męża bardzo chciałam wstąpić do zakonu, ponieważ czułam, że pustkę po nim może wypełnić jedynie Bóg, który jest źródłem miłości.

 

Obserwowałem ją potem wielokrotnie, jak krzątała się po domu zakonnym. Spokojna, wrażliwa, ciepła… Dowiedziałem się, że pracuje na uniwersytecie i naukowo zajmuje się wychowaniem. Do życia według wartości – wyjaśnia przy innej okazji.

 

Ktoś pozostaje samotny w domu, inny szuka ukojenia we wspólnocie. Zupełnie inaczej po zdradzie, a jeszcze inaczej po śmierci współmałżonka. Czasem ich światy są do siebie podobne. Zewnętrznie często wyglądają tak samo. Kobieta porzucona nosi jednak głęboką ranę – cząstkę krzyża, który postanowiła przytulić całą swoją egzystencją. Jest jednak coś, co nie tylko zewnętrznie pozwala się im spotkać. W jednym i drugim opowiadaniu wybrzmiewa tęsknota…

 

Wymowna obecność

 

Chociaż matka Karola Wojtyły umarła kiedy miał zaledwie dziewięć lat, w domu nieustannie wyczuwał jej obecność. W książce Matka papieża Milena Kindziuk pisze, że właśnie tragiczna śmierć Emilii Wojtyłowej była jednym z czynników, które ukształtowały pontyfikat Jana Pawła II. Autorka wspomina również, że po jej śmierci Karol z tatą wyłączyli z codziennego użytku salon, w którym umarła. Zrobili tak pomimo niewielkiej przestrzeni, jaka im pozostała. Oprócz pokoju mamy był tylko drugi, maleńki. W Wadowicach mieszkali jeszcze przez dziewięć lat, ale do salonu wchodzili tylko w wyjątkowych sytuacjach. Karola wychowywał ojciec. Obaj nosili w sobie ból, jednak swoim przywiązaniem do zmarłej żony ojciec pokazywał Karolowi, że serce owdowiałego męża wcale nie jest puste. Karol czuł coś podobnego w kontekście uczuć do matki. Niedługo po pogrzebie dedykował jej wiersz pt. Matce mojej, w którym wyraził swoją wielką tęsknotę. To uczucie połączyło Karola i jego ojca w wymownej ciszy jej duchowej obecności. Prawie nigdy nie rozmawiali o Emilii.

 

Źródło

 

Kto przeczytał Tryptyk rzymski Jana Pawła II, zapewne zapamiętał przejmujący fragment o źródle: “Gdzie jesteś, źródło?… Gdzie jesteś, źródło?! /Cisza…/ (…) (Cisza – [strumieniu] dlaczego milczysz?/ Jakże starannie ukryłeś tajemnicę twego początku)”. Czytając słowa o ciszy, w której źródło się ukrywa, nie sposób nie pomyśleć o milczeniu po zmarłej matce. Wojtyła odnajdywał tę wymowną ciszę także w milczących oczach swojego ojca. Jakiego jednak źródła tam szukał? Jak je nazwał? Co odnalazł?

 

Teologia małżeństwa i rodziny Jana Pawła II oscyluje wokół odkrywania tajemnicy tego doświadczenia, które ukryte jest w ciszy tęsknoty syna za matką i ojca za żoną. Tęsknota stała się dla młodego Wojtyły drogą do tajemniczego źródła, które potem uznał za głęboko ukryte w każdym człowieku. Nie tylko tym, który stracił żonę lub matkę. W każdym jest obecne źródło jakiejś przedziwnej tęsknoty za miłością, która byłaby trwała, wieczna, niezmienna. W chwilach trudnych daje ona o sobie znać z większym nasileniem. Obecna jest jednak zawsze.

 

“M” jak Miłość

 

W swojej pierwszej encyklice Redemptor hominis Jan Paweł II napisał: “Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa”. “Źródło” ludzkiej tęsknoty święty papież definiuje więc jako ukryte w człowieku pragnienie miłości, tyle że teraz zaznacza, że jest to Miłość pisana przez wielkie “M”. Daje tym samym do zrozumienia, że nie chodzi już tylko o tęsknotę za ukochanym człowiekiem, ale za miłością Boga. Wojtyła idąc konsekwentnie w analizie ludzkiej tęsknoty, dochodzi do Tego, który może dać miłość wieczną i trwałą. W końcu robi ciekawe zestawienie, które zbiera wszystkie powyższe kroki analizy ludzkiej tęsknoty za miłością. Święty papież uważa, że tęsknota za miłością drugiego człowieka wypływa z tego samego źródła, z którego rodzi się tęsknota za Bogiem. Zanim miłość staje się więc wielkim “M”, przechodzi przez doświadczenie małego “m”, którego doświadcza się w miłości małżeńskiej i rodzinie. Bóg przychodzi do człowieka najpierw tą drogą, tzn. przez serce, które niespokojnie szuka wciąż czegoś więcej. I nie jest to ludzka zachłanność, ale odkrycie naturalnego pragnienia większej miłości, którą w człowieka wpisał Bóg.

 

Tajemnica “początku”

 

Wojtyła odnajduje związek między tęsknotą za miłością pisaną małą i wielką literą w biblijnym opowiadaniu o jedności małżeńskiej. Jezus w rozmowie z faryzeuszami, uzasadniając dlaczego nie można oddalać żony za pomocą listu rozwodowego, powiedział: “na początku tak nie było”. Pierwsza myśl odsyła nas do momentu stworzenia. Bóg połączył Adama i Ewę, aby stanowili jedno ciało. Wydaje się, że Jezus wskazuje jedynie na chronologię wydarzeń, tzn. że na początku prawo było takie, że małżeństwo jest nierozerwalne. Potem dopiero Mojżesz wprowadził modyfikację prawa ze względu na zatwardziałość serc. To prawda, Wojtyła argumentuje jednak, że “początek” to nie tylko sprawa tego, co było pierwsze w czasie, pierwsze w historii. “Początek” zamysłu tego, czym ma być małżeństwo było przecież wcześniej, zanim powstał człowiek. Znajdowało się w sercu Boga. Bóg chciał podzielić się sobą, tym, co dla Niego samego jest najcenniejsze. Stwarzając więc człowieka, kobietę i mężczyznę, wpisał w jego serce ten sam “początek”, który był w Nim. Bóg i człowiek noszą w sobie tę samą tajemnicę miłości. To źródło w człowieku nieustannie się odzywa. Człowiek nie potrafi siebie zrozumieć bez dotarcia do tego źródła.

 

Chrystus ukrzyżowany

 

Ostatnim etapem zrozumienia tego, za czym człowiek tęskni jest według Jana Pawła II konkretny obraz. Święty papież wiedział, że Bóg nie pozostawił człowieka w niejasności poszukiwania źródła swojej tęsknoty. Dlatego w Tryptyku rzymskim czytamy, że “«Na początku było Słowo i wszystko przez Nie się stało»./ Tajemnica początku rodzi się wraz ze Słowem, wyłania się ze Słowa”. Pełnym obrazem tego, za czym człowiek tęskni jest więc Chrystus, Słowo miłości Boga do człowieka; miłości, która nie zna żadnych granic i dlatego pozostaje wierna aż po krzyż. Jeśli człowiek tęskni za miłością Boga i drugiego człowieka, to ostatecznie oczekuje, że będzie ona na obraz ukrzyżowanego Chrystusa. Tak, a nie inaczej kocha Bóg. Tak, a nie inaczej chciałby być kochany człowiek. Tak, a nie inaczej człowiek pragnie kochać innych, nawet jeśli się boi, a nawet cierpi.

 

Kochać jak Chrystus

 

W ten sposób dotarliśmy do kluczowej odpowiedzi na pytanie o dobro, jakie płynie z wierności małżeńskiej. Przypomnę, że pytamy o to dobro w kontekście małżonków, którzy chcą się rozstać. Czują ogromny ciężar bycia razem. W adhortacji apostolskiej Familiaris Consortio, która powstała po synodzie o rodzinie sprzed 25 lat, Jan Paweł II napisał, że “Duch, którego Pan użycza [sakramentalnym małżonkom], uzdalnia mężczyznę i kobietę do miłowania się tak, jak Chrystus nas umiłował”. Sakrament małżeństwa jest więc w istocie łaską bycia podobnym do Chrystusa wobec współmałżonka. Tylko tak patrząc na miłość, można szczerze wyznać: “i nie opuszczę cię aż do śmierci”. Dlatego na innym miejscu papież dodał: “Chrystus odnawia pierwotny zamysł, który Stworzyciel wpisał w serce mężczyzny i kobiety, a w sakramencie małżeństwa daje «serce nowe» tak, że małżonkowie nie tylko mogą przezwyciężyć «zatwardziałość serc», ale równocześnie i nade wszystko dzielić pełną i ostateczną miłość Chrystusa”.

 

Dobro z wierności

 

Papież zaskoczył mnie tytułem, który nadał jednemu z podrozdziałów Familiaris Consortio: “Obrzęd ślubu i ewangelizacja ochrzczonych niewierzących”. Odważnie nazwał jednak prawdę po imieniu. Można przecież być ochrzczonym, a nawet mieć kościelny ślub i nadal nie rozumieć i nie czerpać w pełni z łaski sakramentu małżeństwa. I nie chodzi tutaj tylko o wierność Bogu i małżonkowi, ale także o wierność samemu sobie, swojej ludzkiej godności. Kto zdradza męża lub żonę, a tym bardziej, kiedy chce go opuścić ze względu na trudności i cierpienie, powinien spojrzeć na krzyż, w którym z wiarą może odnaleźć swoją własną twarz. Twarz chwilami bolesną albo zwyczajnie zmęczoną, ale jednocześnie wierną tej tęsknocie za miłością prawdziwą, którą Bóg wpisał w jego serce. To jest dobro, którego nie można w sobie zanegować, a jego wołania nie da się zagłuszyć z jakiegokolwiek powodu i sytuacji życiowej.

 

Pedagogika wzrostu wiary

 

Obawiam się, że odpowiedź z Familiaris Consortio brzmi górnolotnie i chwilami mało realnie. Jan Paweł II miał jednak świadomość, że w taki sposób na małżeństwo mogą spoglądać jedynie małżonkowie wierzący. W tej samej adhortacji wyraźnie podkreśla: “Decyzja zaangażowania przez nieodwołalną zgodę małżeńską całego życia w nierozerwalnej miłości i wierności bezwarunkowej, zakłada w rzeczywistości, nawet jeśli w sposób nie całkiem uświadomiony, postawę głębokiego posłuszeństwa woli Bożej, ta zaś postawa nie jest możliwa bez Jego łaski [bez sakramentu]”.

 

Wydaje się więc, że to, co mógłby podpowiedzieć święty papież ojcom synodu o rodzinie, który obecnie ma miejsce w Rzymie, to najpierw konieczność odbudowania wiary małżonków, aby móc także stawiać im wysokie wymagania etyczne. Trzeba wielkiej cierpliwości i delikatności – wielokrotnie podkreśla autor przywoływanego dokumentu – aby skutecznie prowadzić małżonków do odkrywania głębokiego piękna i sensu miłości ukrzyżowanej. “Dlatego też konieczny jest pedagogiczny proces wzrostu – pisze papież – w którym poszczególni wierni, rodziny i ludy, a nawet sama cywilizacja, będą prowadzeni cierpliwie dalej, od tego, co już przejęli z Tajemnicy Chrystusa — dochodząc do coraz bogatszego poznania i pełniejszego włączenia tej Tajemnicy w ich życie”.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2067,wojtyla-pozwalal-dojrzewac-o-nierozerwalnosci-malzenstwa.html

************

Białoruś: Nowa kaplica pod wezwaniem Jana Pawła II

PAP / kw

Kaplicę pod wezwaniem św. Jana Pawła II poświęcił biskup grodzieński Alaksandr Kaszkiewicz w szpitalu rejonowym w Michaliszkach na północnym wschodzie Białorusi – poinformował w czwartek portal Kościoła katolickiego na Białorusi, catholic.by.

 

Do poświęcenia kaplicy, która powstała dzięki staraniom miejscowego proboszcza i przychylności administracji szpitala, doszło w środę. Biskup Kaszkiewicz pomodlił się wraz z pacjentami i personelem medycznym oraz pobłogosławił wiernych.

 

Każdy pacjent będzie mógł przyjść do kaplicy, aby się pomodlić, a w niedziele będzie odprawiana msza.

 

Święty Jan Paweł II nigdy nie był na Białorusi, ale jest w tym kraju bardzo szanowany. W wielu parafiach katolickich postawiono mu pomniki. W Mińsku ma powstać Akademia Teologiczna jego imienia.

 

Według szacunków metropolity mińsko-mohylewskiego arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza katolicy stanowią około 15 proc. spośród około 9,5 mln mieszkańców Białorusi.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23896,bialorus-nowa-kaplica-pod-wezwaniem-jana-pawla-ii.html

*************

Ojcowie Synodu nie znają nauczania papieży o rodzinie?

KAI / slo

(fot. youtube.com)

Z przykrością muszę stwierdzić, że nauczanie św. Jana Pawła II na temat małżeństwa i rodziny nie jest znane wielu ojcom synodu. Jest to niestety już w tej chwili biała plama w naszej kościelnej świadomości – powiedział abp Henryk Hoser.

 

Podczas dzisiejszej sesji obradującego w Watykanie Synodu Biskupów na temat: “Powołanie i misja rodziny w Kościele i świecie współczesnym” w grupach “circuli minores” debatowano nad kwestią “rzeczywistość małżeństwa i rodziny w świetle objawienia i nauki Kościoła”.
Dzisiaj w grupach circuli minoris rozwżano drugą część tematów zawartych w synodalnym dokumencie roboczym “Instrumentum laboris”, której hasłem przewodnim jest “rzeczywistość małżeństwa i rodziny w świetle objawienia i nauki Kościoła”.

– W mojej włoskojęzycznej grupie, gdzie jest wielu kardynałów, biskupów i specjalistów, którzy od lat zajmują się tematyką małżeństwa i rodziny, trwa ożywiona dyskusja ale nie ma kontrowersji, czy jakiegoś frontalnego starcia. Przy debacie nad trzecią częścią “Instrumentum laboris” z pewnością dojdzie do różnicy zdań podobnie jak to miało miejsce rok temu podczas synodu nadzwyczajnego – powiedział bp Jan Wątroba.

Zdaniem abp. Hosera kwestie związane z teologiczną wizją małżeństwa są bardzo ważne, gdyż będą służyły do pracy w trzeciej części, kiedy ojcowie synodalni będą musieli znaleźć konkretne rozwiązania duszpasterskie w stosunku do obecnej sytuacji rodziny w społeczeństwie i Kościele.

– Z przykrością muszę stwierdzić, że nauczanie św. Jana Pawła II na temat małżeństwa i rodziny nie jest znane wielu ojcom synodu. Jest to niestety już w tej chwili biała plama w naszej kościelnej świadomości. W samym tekście Instrumentum laboris znajdujemy bardzo mało odnośników do nauczania papieża. Przypomnijmy fundamentalne dla nauczanie Kościoła o małżeństwie takie dokumenty jak adhortacja apostolska “Familiaris consortio” czy “List do rodzin”. Nie można owocnie i skutecznie prowadzić kolejnego synodu o rodzinie bez znajomości choćby tych dwóch tekstów – powiedział abp Hoser.

Zdaniem arcybiskupa, równie skromnie wraca się do nauczania Pawła VI. – Mamy wiele terminów zawartych w encyklice “Humane vitae“, które nie pojawiają się w wypowiedziach uczestników Synodu, a powinny. Omija się problematykę antykoncepcji, o czym zresztą mówiłem w synodalnej auli. Niewiele też się mówi o pladze aborcji i braku szacunku dla życia. W ogóle nie mówi się o ich skutkach, nie tylko duchowych i psychicznych, ale i biologicznych, które rzutują na człowieka, a w konsekwencji na całą ludzkość. Nic się nie mówi na temat antropologii bł. Pawła VI i nauczania Kościoła o jedności osoby ludzkiej złożonej z ducha, duszy i ciała, a są to składniki organiczne każdego człowieka dane przez Boga Stworzyciela – powiedział abp Hoser.

Według arcybiskupa “Instrumentum laboris” jest niestety tekstem dalekim od doskonałości. Przede wszystkim brakuje mu precyzji pojęciowej, zawiera wiele powtórzeń, które utrudniają harmonijną jego lekturę. – Stąd dyskusja nie jest łatwa. Jestem przekonany, że dalsza debata pozwoli uporządkować nam ten materiał, zharmonizować go i dojść do jakiś konkluzji poprzez redakcję tez (modi), które będą bardziej syntetycznym wyrazem tych treści, które znajdują się w obecnym dokumencie roboczym – powiedział abp Hoser.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23795,ojcowie-synodu-nie-znaja-nauczania-papiezy-o-rodzinie.html

***********

________________________________________________________________________________________________________

 

 

 

O autorze: Słowo Boże na dziś