Ukryte przed mądrymi i roztropnymi, a objawione prostaczkom Sobota, 03 października 2015

Myśl dnia

Nie ma nic cięższego od żalu. Żal jest straszliwą otchłanią w najczarniejszym oceanie, bezdenną głębią.

Zżera człowieka. Dusi. Paraliżuje skuteczniej od przeciętych nerwów .

Harlan Coben

001SOBOTA XXVI TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Ba 4, 5-12. 27-29)

Bóg, który zesłał zło, przywiedzie radość

Czytanie z Księgi proroka Barucha.

Bądź dobrej myśli, narodzie mój, pamiątko Izraela. Zostaliście zaprzedani poganom, ale nie na zatracenie; dlatego zostaliście wydani nieprzyjaciołom, iż pobudziliście Boga do gniewu. Rozgniewaliście bowiem Stworzyciela swego przez ofiary składane złym duchom, a nie Bogu. Zapomnieliście o waszym żywicielu, Bogu wiekuistym, zasmuciliście też Jerozolimę, która was wychowała.
Widziała bowiem przychodzący na was gniew Boży i rzekła: „Słuchajcie, sąsiedzi Syjonu, Bóg zasmucił mnie bardzo, widzę bowiem niewolę moich synów i córek, jaką im zesłał Przedwieczny. Wyżywiłam ich z radością, a odesłałam z płaczem i smutkiem. Niech nikt się nie śmieje, żem wdowa i opuszczona przez wielu. Zostałam opuszczona z powodu grzechów dzieci moich, ponieważ wyłamały się spod prawa Bożego.
Ufajcie, dzieci, wołajcie do Boga, a Ten, który na was to dopuścił, będzie pamiętał o was. Jak bowiem błądząc myśleliście o odstąpieniu od Boga, tak teraz, nawróciwszy się, szukajcie Go dziesięciokrotnie. Albowiem Ten, co zesłał na was to zło, przywiedzie radość wieczną wraz z wybawieniem waszym”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 69, 33-35. 36-37)

Refren: Pan wysłuchuje biednych i pokornych.

Patrzcie i cieszcie się ubodzy, *
niech ożyje serce szukających Boga.
Bo Pan wysłuchuje biednych i swoimi więźniami nie gardzi. +
Niechaj Go chwalą niebiosa i ziemia, *
morza i wszystko, co w nich żyje.

Bóg bowiem ocali Syjon +
i miasta Judy zbuduje, *
tam będą mieszkać i mieć posiadłości.
To będzie dziedzictwem potomstwa sług Jego, *
miłujący Jego imię przebywać tam będą.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Mt 11,25)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Łk 10,17-24)

Przywileje uczniów

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają”.
Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”.

 

Oto słowo Pańskie.

 

 

 

KOMENTARZ

 
Wierność w codzienności

Bóg, aby umocnić naszą wiarę, pozwala nam widzieć niezwykłość swojego działania. Gdy Jezus chodził po ziemi, nauczał nie tylko poprzez słowo, ale dokonywał także niezwykłych znaków i cudów. Choć wiedział, że ludzie tego potrzebują, to w rozmowie z uczniami pragnął, aby oni dostrzegali przede wszystkim to, co jest trwałe i wieczne: ich imiona, które zapisane są w niebie. Nasze codzienne chrześcijańskie życie może wydawać się nam mało spektakularne. Być może nie dzieją się w nim wydarzenia, które opisałyby największe dzienniki i kanały telewizyjne. Idziemy krok po kroku, naśladując Chrystusa. Ale ta właśnie wierność jest najważniejsza i przynosi wiele duchowych owoców.Jezu, modlę się o wytrwałość w codzienności, abym umiał cieszyć się darami, nawet tymi najmniejszymi, które dajesz mi każdego dnia.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2015-10-3
**********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 10, 17-24

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Camdiluv ♥ / Foter / CC BY-SA)

Radość musi być każdego dnia…

 

Radość Apostoła
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają.

 

Wtedy rzekł do nich: Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.

 

W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić.

 

Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.

 

Opowiadanie pt. “O weselu i wodzie”

 

W Chinach opowiadają następującą historię: Młodzi, szlachetni ludzie pobierając się chcieli wyprawić wesele dla jak największej liczby gości: byli bowiem zdania, że radość dzielona z innymi jest radością podwójną. Ponieważ byli biedni, poprosili zaproszonych, aby każdy przyniósł ze sobą butelkę wina i wlał ją do beczki stojącej przy wejściu. W ten sposób dar każdego z nich stanie się darem wszystkich, i wszyscy wspólnie będą mogli w radości z niego korzystać.

 

Idea była słuszna i wspaniała. Jakież jednak było zdziwienie i osłupienie, gdy przy pierwszym zaraz toaście okazało się, iż w beczce nie ma ani kropli wina. Jednomyślność gości była w tym wypadku całkowita: – Jedna butelczyna wody; cóż to jest? Nikt jej przecież nie wyczuje? Niestety, każdy tak to sobie wykalkulował licząc, że inni postąpią inaczej.

 

Gdy potem zagrały flety do pląsów, wszyscy ze wstydem, w milczeniu rozeszli się do domów: Każdy wiedział: tej nocy nie mogło już być wesela.

 

Refleksja

 

Czy to nie wspaniałe, że każdy dzień został nam dany po to, abyśmy się ucieszyli sobą nawzajem. Warto zatem dostrzec własne życie i właśnie nim dzielić się z innymi ludźmi. Od nas bowiem  zależy nastawienie do tego, co dzieje się wokół nas. I wiemy, że życie płata nam często “figle”, ale od nas zależy jak na te “figle” reagujemy. Nasza nerwowość nie służy nikomu, szczególnie nam samym, bo często idzie nam na “tzw. zdrowie” zarówno psychiczne, fizyczne, czy duchowe…

 

Mamy prorokować, czyli być świadkami działającego w nas Boga. Aby tak się stało musimy z Nim przebywać, aby potem dzielić się własnym doświadczeniem z innym ludźmi. Ta współpraca z innymi jest pracochłonna, ale jednocześnie możliwa. Jest tylko jeden warunek, aby została zrealizowana: musi być co najmniej chęć wzajemnej współpracy. Każda życzliwość potęguje dobro w nas, ale także w innych ludziach. Tylko uczciwość i otwartość daje perspektywę, że nasze dobre chęci nie zostaną zmarnowane przez nas samych, ale też i innych ludzi…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry

 

1. Czy cieszysz się każdym dniem danym Ci przez Boga?
2. Czy nerwowość pojawia się w Twoim życiu?
3. Czy chętnie współpracujesz z Bogiem i ludźmi?

 

I tak na koniec…

 

Nie ma nic cięższego od żalu. Żal jest straszliwą otchłanią w najczarniejszym oceanie, bezdenną głębią. Zżera człowieka. Dusi. Paraliżuje skuteczniej od przeciętych nerwów (Harlan Coben)

***********

Dzień powszedni

0,14 / 10,47
Czy wiesz, że chrześcijaństwo to naśladowanie Chrystusa, że ty też masz iść do ludzi? Wiara to nie jest twoja prywatna sprawa… Posłuchaj.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 10, 17-24
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają». Wtedy rzekł do nich: «Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie». W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić». Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli».Gdyby ludzie cię słuchali, odwracali się od grzechu, gdybyś mógł uleczyć ich choroby, poprowadzić ich do Boga – jakbyś się czuł? To na pewno byłaby wielka radość, że Jezus cię namaścił. Że obdarzył cię mocą  i już nie boisz się złego, bo Jezus jest z tobą. Ale czy wierzysz z całego serca, że jest to możliwe? Z Jezusem, Jego mocą?Jesteś grzeszny i słaby, a tu nagle… taka moc! Ludzie by cię podziwiali, a niektórzy zazdrościli. Potem powątpiewali, no bo za kogo on się ma! Jedni zaczęliby się tobą zachwycać, inni krytykować. Wcale nie miałbyś łatwo!  Potrzeba wiele pokory, ufności, aby nie stać się faryzeuszem…Prawdziwy apostoł cieszy się z chwały Bożej, która się poprzez niego objawia. Gdy ktoś, do kogo poszedłeś, nagle odkryje, że rzeczywiście Jezus go kocha, masz ochotę cieszyć się razem z nim.  Chcesz mówić: „No widzisz? Jezus żyje i działa!”. Ale gdy będziesz czyjeś nawrócenie traktował jako własny sukces, przestaniesz być Bożym narzędziem. A przecież uczeń nie jest większy od Mistrza…

Pomódl się, abyś był narzędziem w Bożych rękach. To takie wspaniałe wyróżnienie! A i pycha jakby gdzieś znikła…

http://modlitwawdrodze.pl/home/
***********

„Objawiłeś je prostaczkom”

2 października 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

To przede wszystkim objawiający się Bóg uzdalnia nas do przyjęcia Go z żywą wiarą, niezachwianą nadzieją i z żarliwą miłością! Ale jest też miejsce – i to znaczące – na nasz wkład. Potrzeba naszych osobistych starań o to, by naprawdę trwać w ufnej wierze w Boga. Trzeba też zabiegać o to, by codziennie dokonywała się wymiana miłości z Boskimi Osobami – z Najwspanialszym Ojcem, Synem i Duchem Świętym.

W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić (Mt 11,25-27).

(Łk 10,17-24)
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają. Wtedy rzekł do nich: Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie. W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.

We wczorajszej ewangelii spotkaliśmy Jezusa, który czynił mocne „wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły”. Że zlekceważyły Kogoś Najważniejszego: Wcielonego Syna Bożego!

Dziś stajemy się świadkami głębokiej i wzruszającej modlitwy Jezusa. Z kontekstu wynika, że Jezus czuł się zasmucony i pewno zmęczony kaprysami i oporem uczonych w Piśmie i faryzeuszów, ale oto doznał olśnienia i pełen radości zaczął wysławiać Ojca. Św. Łukasz tak opisał to wydarzenie:

W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie».

Mając w pamięci wczorajszą i dzisiejszą perykopę, wypada zadać sobie poważne pytania:

  • Czy ja – mający ileś tam lat różnych kontaktów z Jezusem i Jego Nauką – zasługuję na Jezusowe wyrzuty i groźne „biada tobie”, czy raczej jestem tym ewangelicznym „prostaczkiem”, któremu Ojciec odsłonił już tyle cudnych „rzeczy”?
  • Czy jestem człowiekiem nawróconym i zwróconym ku Bogu, czy przeciwnie?
  • Czy moją największą miłością i życiową pasją jest Jezus Chrystus, czy też ktoś lub coś innego?

Wszyscy stopniowo odkrywamy, jak bardzo ważne jest Przykazanie Boga, mówiące o miłowaniu Boga ze wszystkich sił. Wszyscy staramy się poznać nieskończoną Miłość Boga do nas i odpowiedzieć na nią całym sercem. – Powiedziałem: „staramy się”. Tak. O różne rzeczy w życiu trzeba się starać i o nie zabiegać… To nader oczywiste i każdy z nas szybko ułożyłby długą „litanię” spraw i dóbr, o które się w życiu starał i zabiegał… I na tym tle pytajmy: czy temu prawu starania się i czynienia usilnych zabiegów podlegają także trzy cnoty teologalne: Wiara, Nadzieja i Miłość?

  • To przede wszystkim objawiający się Bóg uzdalnia nas do przyjęcia Go z żywą wiarą, niezachwianą nadzieją i z żarliwą miłością! Ale jest też miejsce (i to znaczące) na nasz wkład. Potrzeba naszych osobistych starań o to, by naprawdę trwać w ufnej wierze w Boga. Trzeba też zabiegać o to, by codziennie dokonywała się wymiana miłości z Boskimi Osobami – z Najwspanialszym Ojcem, Synem i Duchem Świętym.

O. Karl Rahner zadał kiedyś podchwytliwe pytanie: Jaki jest procentowy wkład Boga i człowieka w sprawę wiary i zbawienia? – Nie wiem, jak naprędce odpowiedzielibyśmy na to pytanie. Poprawna odpowiedź zdaniem Teologa brzmi: Bóg daje swój wkład stuprocentowy! I człowiek winien dać również swoje ludzkie sto procent wkładu!

O naszym przyjeździe na rekolekcje ignacjańskie można powiedzieć, że poprzedza je usilne staranie Boga, by nas bardziej obdarować. Ale prawdą jest i to, że my zechcieliśmy podjąć Boże zabiegi o lepszą wzajemną relację, o lepsze wzajemne zrozumienie i przyjaźń. – Jest nadzieja, że w naszej osobistej historii zbawienia Bóg i my zrobimy jakiś kolejny, ważny krok…

To powiedziawszy, chciałbym jeszcze dość mocno podkreślić, że żyjemy w świecie, który mocno sprzeciwia się i zagraża naszej serdecznej więzi z Boskimi Osobami. To zagrożenie należy trzeźwo rozpoznawać, po imieniu nazywać i skutecznie mu zaradzać! Papieże naszych trudnych czasów (Jan Paweł II, Benedykt XVI, Franciszek) – wierni nakazowi naszego Pana i Zbawiciela – na bieżąco analizują i publicznie nazywają niebezpieczeństwa zagrażające naszej wierze. Kolejny „Piotr naszych czasów” stara się, zgodnie z zaleceniem Jezusa Dobrego Pasterza, utwierdzać braci w wierze (por. Łk 22, 32). Czyni to, pokazując piękno życia z Bogiem i przestrzegając przed tym wszystkim, co uderza w naszą wiarę w Boga, w wiarę w życie wieczne, a także w moralny ład ludzkich postaw i działań.

Pozwolę sobie wspomnieć moją książkę „Bóg tak wysoko Cię ceni”, gdzie zamiast wstępu dałem na samym początku rozważanie poświęcone właśnie „Skarbowi wiary i modlitwie”. Przytaczam w tym rozważaniu kilka ważkich wypowiedzi, a wśród nich przejmującą diagnozę Carlo Caretto, który tak charakteryzuje miniony wiek dwudziesty:

„Żyjemy wszyscy w bardzo tragicznym wieku, w którym nawet najsilniejsi ludzie są kuszeni w wierze. Jest to bowiem epoka bałwochwalstwa, lęków, udręki. Jest to epoka, w której żądza władzy i bogactwo zaciemniły zupełnie w sercu ten podstawowy nakaz Dekalogu: Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca twego”.

To rozpoznanie dotyczy wprawdzie minionego wieku XX, ale wciąż jest aktualne i należałoby mieć je często przed oczyma.

Można by odwołać się do wielu innych podobnych wypowiedzi, np. Jana Pawła II czy Benedykta XVI. Pasterze Kościoła raz po raz zaświadczają, że wiara w Boga jest dobrem bezcennym, bez którego życie traci sens. Pokazują też, jak bardzo to dobro jest w naszych czasach atakowane i zagrożone. Oto wypowiedź Benedykta XVI, skierowana na początku lipca (2011) do 7 tysięcy włoskich pielgrzymów:

„Wielu ludzi naszych czasów ma potrzebę spotkania Pana, bądź odkrycia na nowo piękna Boga bliskiego, Boga, który w Jezusie Chrystusie ukazał swoje oblicze Ojca i wzywa do uznania sensu i wartości istnienia”.

„Obecny moment dziejowy jest naznaczony przez blaski i cienie. Jesteśmy świadkami złożonych postaw: skoncentrowania na sobie samych, narcyzmu, pragnienia posiadania i konsumpcji, uczuć i pragnień oderwanych od odpowiedzialności. Wiele jest przyczyn tej dezorientacji, która objawia się w głębokim egzystencjalnym obciążeniu, ale w gruncie rzeczy widać w niej zanegowanie transcendentnego wymiaru człowieka i podstawowej relacji z Bogiem. Dlatego tak ważne jest proponowanie przez wspólnoty chrześcijańskie skutecznych i wiążących dróg wiary”.

–Ta krótka wypowiedź Ojca świętego znów zasługiwałaby na rozważenie i wzięcie jej sobie do serca. Przy sposobności radzę, żebyśmy na portalach katolickich na bieżąco śledzili wypowiedzi Ojca świętego i rozważali je. Zawsze poczujemy się obdarowani i umocnieni w wierze. A nawiązując do ostatniego zdania papieskiej wypowiedzi: „Dlatego tak ważne jest proponowanie przez wspólnoty chrześcijańskie skutecznych i wiążących dróg wiary” – chciałbym powiedzieć, że właśnie Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli (zwane potocznie rekolekcjami ignacjańskimi) na pewno są „skuteczną i wiążącą drogą wiary”.

  • Ma tego świadomość Kościół, gdy ustami wielu papieży aprobuje je i zaleca.
  • Św. Ignacy widząc w nich dar Ducha Świętego dla Kościoła, nie wahał się tak o nich powiedzieć:

Ćwiczenia duchowne są najlepszą rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o doświadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł i sam osobiście skorzystać i wielu innym przynieść owocną pomoc i korzyść” 1.

http://www.deon.pl/religia/rozwoj-duchowy/ignacy-loyola/art,2,cwiczenia-duchowe-wedlug-sw-ignacego.html

http://osuch.sj.deon.pl/2014/10/04/k-osuch-sj-promowac-skarb-wiary-mt-1125-27/
*************

Imię zapisane w niebie

Wprowadzenie do modlitwy na sobotę, 3 października

Tekst: Łk 10, 17 – 24

Prośba: o łaskę bliskości z Jezusem w codzienności.

Uczniowie cieszą się, że nawet złe duchy były im poddane. Ale nie ich własną mocą, lecz mocą imienia Jezus. Bo w tym imieniu jest naszej zbawienie. To imię, oprócz tego, że wyraża „Bóg zbawia”, oznacza również „Bóg z nami” (Emmanuel). Przywoływanie więc imienia Jezus prowadzi nas do bliskości z Ojcem, bliskości z Bogiem, który jest Miłością.

Mamy cieszyć się nie z tego, że złe duchy nam się poddają, lecz z tego, że nasze imiona są zapisane w niebie. Jego imię przyciąga moje imię i pragnie bliskości ze mną. Imię Jezus uobecnia Boga, moje imię również nie jest pustym dźwiękiem odróżniającym mnie od innych, lecz wskazuje na moją tożsamość. Jestem obecny przed Bogiem tym, kim jestem i jaki jestem. Moje imię jest zapisane w niebie, to znaczy w imieniu Bożym, bo niebo to nic innego jak relacja z Jezusem.

Aby to zrozumieć i przyjąć potrzeba wiary i prostoty, o której mówi dziś Jezus. Ta prostota prowadzi do wdzięczności i szczęścia. Kiedy trwamy w obecności Boga, nasze oczy zaczynają patrzeć inaczej na świat, a uszy słyszą inaczej niż tylko po ludzku – nasze zmysły są otwarte na Boga obecnego i działającego w świecie. Nie bój się zbliżać do Boga przez Jezusa, a w tej bliskości znajdziesz pokój serca, nic też Ci nie zaszkodzi, ani nawet „stąpanie po wężach i skorpionach”.

http://e-dr.jezuici.pl/imie-zapisane-w-niebie/

**********

Najważniejsza pozostaje wierność Bogu i trwanie przy Nim (3 października 2015)

wiernosc-i-trwanie-przy-bogu-komentarz-liturgiczny

Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają (Łk 10,17). Uczniowie cieszą się po powrocie z misji głoszenia królestwa Bożego z siły, jaką zostali obdarowani. Taka jest spontaniczna radość człowieka. W każdym z nas jest pragnienie posiadania siły większej niż mają inni, pragnienie zaimponowania własną siłą, nadzwyczajnymi możliwościami, nowością… Przypominamy dzieci, które cieszą się nowymi zabawkami i ich możliwościami.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Ba 4, 5-12. 27-29; Łk 10, 17-24

Pan Jezus ostudził zapał uczniów: Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie (Łk 10,20). Ważne naprawdę jest to, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że mamy udział w Jego życiu. Wszelka siła, sukcesy osiągane w życiu, nadzwyczajne możliwości kiedyś się kończą. Ostatecznie śmierć ogałaca nas ze wszystkiego. W tym kontekście starość jest wielką szkołą pokory, jeśli człowiek zrozumiał złudność marzeń o potędze. Okazuje się, że nawet szatan może wyposażyć człowieka w nadzwyczajne zdolności i siłę, zwodząc go w ten sposób jego marzeniami o potędze. Każdy rodzaj dumy z posiadania takiej siły czy zdolności jest rodzajem pychy, która odcina od Boga.

 

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Łk 10,21).

 

„Prostaczek”, czyli człowiek prosty, a nie prymitywny, człowiek prostego zawierzenia Bogu. Do Boga nie można się zbliżyć dzięki żadnemu wysiłkowi, czy to intelektualnemu, czy ascetycznemu. Żadną siłą nie zdobędziemy przystępu do Niego. On jedynie może siebie dać tak, jak tego sam chce. I gotowość przyjęcia Go w prostocie, tak jak tego chce, jest podstawą do poznania Go. Zapragnął w prostocie zwykłego człowieka przyjść na ziemię, jednak uczeni w Prawie nie byli w stanie tego zrozumieć i przyjąć. Przyjęli natomiast ludzie prości, dla których „tak” znaczy „tak”, a „nie” znaczy „nie”. Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie (Łk 10,23). Widzą dzięki prostocie spojrzenia. Takim był niewidomy od urodzenia, którego Pan Jezus uzdrowił. Kiedy uczeni starali się mu wmówić, że Jezus jest człowiekiem złym, on uparcie trzymając się faktów i w prostocie przyjętego Bożego słowa, nie dał sobie tego powiedzieć. Kiedy ponownie spotkał się z Jezusem, w nagrodę uzyskał łaskę widzenia Syna Człowieczego (zob. J 9).

Bóg wychowuje nas do takiej prostoty. Czasem trzeba trudnego doświadczenia. Ale nie po to, aby człowieka zniszczyć, choć może mu się wydawać, że takie zniszczenie się dokonuje, lecz po to, by nas nawrócić, byśmy poznali prawdziwe źródło naszego życia. Żydzi podczas niewoli babilońskiej doświadczyli całkowitego skruszenia ich siły i wyobrażeń o sobie. Bóg jednak tłumaczył:

 

Zostaliście zaprzedani poganom, ale nie na zatracenie … Albowiem Ten, co zesłał na was to zło, przywiedzie radość wieczną wraz z wybawieniem waszym (Ba 4,6.29).

 

Najważniejsza pozostaje wierność Bogu i trwanie przy Nim. Cała reszta przemija.

Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2015/10/02/najwazniejsza-pozostaje-wiernosc-bogu-i-trwanie-przy-nim-3-pazdziernika-2015/

*************

 

*********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIA
3 PAŹDZIERNIKA
**********
Święty Franciszek Borgiasz, prezbiter
Święty Franciszek Borgiasz Franciszek urodził się 28 października 1510 r. w Gandii koło Walencji, w jednym z najznakomitszych hiszpańskich rodów Borgiów. Był pierworodnym dzieckiem Jana, księcia Gandii, i Joanny Aragońskiej, a prawnukiem: po mieczu – niesławnego papieża Aleksandra VI, zaś po kądzieli – króla Ferdynanda Katolickiego. W młodości otrzymał bardzo dobre wykształcenie. Gdy miał dziesięć lat, umarła jego ukochana matka. Zaopiekował się nim i zadbał o jego wykształcenie wuj, arcybiskup Saragossy.
Już jako młodzieniec Franciszek miał ochotę zamienić wspaniałe komnaty pałacowe na klasztorną celę, ale ojciec wysłał go jako pazia na dwór cesarza Karola V do Valladolid, gdzie, mimo okazji do złego, Franciszek zachował czystość. Podczas służby ożenił się z Eleonorą de Castro Melo e Menezes, która słynęła nie tylko z urody, ale i z niezwykłej zacności duszy. Mieli ośmioro dzieci – Karola Carlosa urodzonego w 1530 r., dwa lata młodszą Izabelę (matkę Franciszka Goméz de Sandoval y Rojas – faworyta króla Filipa III Habsburga), trzy lata młodszego Jana. Były jeszcze o pięć lat młodsze od Karola bliźniaki Alvaro i Joanna, a także Ferdynand, Dorota i Alfons.
O pobożności całej rodziny niech świadczy fakt, że ilekroć usłyszeli dzwonek towarzyszący kapłanowi idącemu do umierającego, zrywali się wraz z dziećmi, we dnie czy w nocy, i odprowadzali księdza z Ciałem Pańskim na miejsce.
Mimo że szczęście sprzyjało Franciszkowi, nie zaprzestał pracy nad sobą. Często uczestniczył we Mszy świętej, przystępował do spowiedzi i Komunii i dużo pracował. W rzadkich godzinach wypoczynku zajmował się śpiewem i muzyką, niekiedy myślistwem, unikał gier w karty i kostki, bo jak mawiał, “tracimy przez to trzy kosztowne rzeczy: czas, pieniądze i sumienie”.
W 1539 r. podczas sejmu w Toledo niespodzianie zmarła młoda cesarzowa Izabela Portugalska. Uchodziła ona za dobrą, szlachetną i najpiękniejszą z kobiet swoich czasów. Miała zaledwie 36 lat i cieszyła się powszechną miłością dla swej szlachetności i dobroci. Franciszek towarzyszył z urzędu jej ciału do grobu w Grenadzie. Wielkie wrażenia na nim zrobiły zmiany, jakie poczyniła śmierć na twarzy cesarzowej. Postanowił odtąd służyć Bogu i wstąpić do zakonu, gdyby przeżył żonę. Później nieraz wspominał, że śmierć cesarzowej Izabeli powołała go do nowego życia.
Niezwłocznie po pogrzebie pośpieszył do Toledo, aby zrezygnować z pełnienia urzędu, ale cesarz nie chciał się pozbyć swego najwierniejszego towarzysza i mianował go wicekrólem Katalonii. Franciszek Borgiasz w latach 1539-1543 rządził mądrze i sprawiedliwie i był dla wszystkich wzorem zacności. Co dzień odmawiał różaniec, spowiadał się, przystępował do Komunii w każdą niedzielę i święto, biczował się, a sypiał tylko cztery do pięciu godzin na dobę.
Po śmierci ojca w 1543 r. zrzekł się godności wicekróla, wyjechał z Katalonii i objął zarząd dziedzicznego księstwa Gandii. Dbał o swoich poddanych. Starał się o poprawę ich moralności i warunków materialnych. Chciał też podnieść poziom oświaty. Swoim przykładem doprowadził do tego, że każdy w Gandii chociaż raz na miesiąc przystępował do Stołu Pańskiego.
Gdy umierała jego żona Eleonora, klęcząc u stóp Ukrzyżowanego, prosił Boga o jej zdrowie i życie. Usłyszał wtedy głos: “Jeśli koniecznie żądasz, aby małżonka twoja dłużej żyła, niech się stanie wola twoja, ale wiedz, że to nie wyjdzie jej na dobre”. “Panie – odpowiedział zapłakany Franciszek – jakże bym miał żądać, abyś spełnił wolę moją? Niech się zawsze i wszędzie dzieje wola Twoja! U nóg Twych składam moje, mej żony i mych dzieci życie i wszystko, co tylko posiadam. Rozporządzaj wszystkim według upodobania”.
Święty Franciszek Borgiasz W 1548 r. żona Franciszka umarła, mając tylko 35 lat. Wypełnił on wtedy powzięte po śmierci cesarzowej Izabeli postanowienie – wstąpił do zakonu jezuitów. Za pozwoleniem Stolicy Apostolskiej został jeszcze rok w świecie, aby zabezpieczyć dzieci i zamknąć wszystkie sprawy osobiste i publiczne. W 1549 r. w Rzymie został przez św. Ignacego przyjęty do zakonu. Na wieść o tym, że papież Juliusz III chce mu ofiarować kapelusz kardynalski, uciekł z Rzymu i wrócił do Hiszpanii, gdzie w roku 1551 przyjął święcenia kapłańskie.
W małej celce kolegium w Ognate przeżył kilka następnych lat na modlitwie i pokucie, pełniąc najniższe posługi. Codzienne zastanawiał się nad sobą i robił rachunek sumienia, co doprowadziło do takiej pokory, że uważał się za największego grzesznika na świecie. Swoje listy podpisywał wtedy “Franciszek grzesznik”. W okolicy działał jako misjonarz. Tam, gdzie przychodził, zbierały się tysiące ludzi, by go słuchać i doznać od niego pociechy. Później św. Ignacy wysłał go na dwa lata, by był kaznodzieją i spowiednikiem przy dworze portugalskim. Cieszył się tam zaufaniem najwyższych dostojników i magnatów. Pięć razy papież ofiarował mu godność kardynalską, on jednak za każdym razem odpowiadał: “Nie dlatego zrzuciłem gronostaje książęce, aby przywdziać arcykapłańską purpurę!”
Nie chciał piastować żadnych stanowisk, ale przekonano go, że jego pochodzenie, zdolności i wykształcenie powodują, że powinien kierować innymi. Dlatego w 1554 r. został prowincjałem Hiszpanii, Portugalii i Indii, a jedenaście lat później wybrano go na generała zakonu. Przyjął tę godność, mówiąc: “Prosiłem Boga o krzyż, ale przyznaję się, że o takim jak ten nie myślałem”. Rządził z niezwykłą mądrością. Zakon liczył wtedy już około stu trzydziestu domów i trzech i pół tysiąca członków, dlatego Franciszek musiał odbywać częste i męczące podróże. Wzmocnił organizacyjnie zakon, kładąc podstawy pod jego potęgę. To on przyjął do nowicjatu Stanisława Kostkę. Był również spowiednikiem św. Teresy z Avila.
Będąc przyjacielem i doradcą Ignacego Loyoli, wspomógł utworzenie przez niego Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego (Collegium Romanum). Ponadto w Rzymie głosił kazania, uczył dzieci, a w czasie zarazy w 1566 r. ratował chorych.
Święty Franciszek Borgiasz W 1572 r. z polecenia papieża św. Piusa V Franciszek, mimo złego samopoczucia, objechał wraz z kardynałem Alessandrim dwory hiszpański, francuski i portugalski, aby namówić te państwa do wyprawy przeciw Turkom. Ta mediacja doprowadziła do powstania koalicji państw chrześcijańskich, która pokonała wielką flotę turecką pod Lepanto.
W czasie drogi powrotnej, już we Włoszech, zasłabł tak bardzo, że zaniesiono go w lektyce do Rzymu, gdzie zmarł po kilku miesiącach 1 października 1572 r. w opinii świętości. Przeżył 62 lata. Pozostawił po sobie wiele pism filozoficznych. Relikwie Franciszka Borgiasza zostały przeniesione z Ferrary do kościoła jezuitów w Madrycie w 1901 roku.
Został beatyfikowany przez papieża Urbana III 23 listopada 1624 r., a kanonizowany przez Klemensa X 20 czerwca 1670 r. Jest patronem Portugalii, Roty (Mariany Północne), a także orędownikiem, do którego zwracają się zagrożeni trzęsieniem ziemi. W ikonografii jego atrybutem jest często czaszka w diademie.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-03a.php3
**************
Święty Chrodegang z Metzu, biskup
Święty Chrodegang Chrodegang urodził się w 712 roku w Hesbaye na terenie dzisiejszej Holandii. Pochodził ze szlacheckiej, frankijskiej rodziny, jego matka Landrada spokrewniona była z rodem Robertianów. Jego brat, Gundeland, był duchownym, a później – opatem jednego z podległych Chrodegangowi klasztorów.
Chrodegang spędził młode lata w opactwie benedyktyńskim, gdzie przesiąkł ideałami życia wspólnego. Później, jako szlachcic, trafił na dalsze wychowanie na dwór Karola Młota, władcy państwa Franków. Został jego prywatnym sekretarzem, później ministrem, a w 737 roku – premierem. Mimo zaszczytnych funkcji prowadził życie pobożne i ascetyczne. Nosił włosiennicę, pościł, a wielu ubogich żyło wyłącznie dzięki jego jałmużnie. W 742 roku Chrodeganga mianowano biskupem Metzu; w tym czasie sprawował jeszcze funkcje publiczne. Nie przestał ich sprawować na wyraźne życzenie następcy Karola Młota – Pepina Krótkiego, który tak bardzo cenił sobie jego rady, że obiecał zapobiec wyświęceniu Chrodeganga na biskupa, jeśli ten zrezygnuje z funkcji premiera.
W 748 roku Chrodegang ufundował opactwo Gorze w pobliżu Metzu. W 753 roku został wysłany do papieża Stefana II, żeby zapewnić go o przychylności władców frankońskich. Miało to ważne znaczenie w kontekście sporu Frankonów z Longobardami. Po wygnaniu papieża z Rawenny przez Longobardów, Chrodegang towarzyszył mu w przeprawie przez góry, aż do Pontieu, gdzie życzliwie przywitali go władcy Franków. Między rokiem 754 a 755, po śmierci św. Bonifacego, papież mianował Chrodeganga arcybiskupem. Chrodegang pełnił także funkcję legata papieskiego na królestwo frankońskie.
Chrodegang najbardziej znany jest z nadania kanonikom swojego kościoła katedralnego reguły życia wspólnego – Regula Canonicorum. Później nazywano ją także Regułą Chrodeganga. Jej opublikowanie było odpowiedzią na głęboki kryzys moralny duchowieństwa VIII w. Składała się ona z prologu i 34 rozdziałów (inspirowanych w większości regułą benedyktyńską i kanonami laterańskimi, z wykorzystaniem Biblii, tekstów patrystycznych i kanonów soborowych). Wywarła ona wielki wpływ na rozwój życia kanoniczego głównie poprzez to, że zainspirowała życie wspólnotowe wśród duchowieństwa diecezjalnego, a także zachęcała duchowieństwo do solidnej edukacji. Szczególną popularność zyskała w monastycyzmie irlandzkim. Jej kontynuacją była bardzo rozpowszechniona akwizgrańska reguła kanoników, ogłoszona w roku 816.
Chrodegang jako biskup bardzo dbał o rozbudowę opactw pod swoją jurysdykcją i sprowadzanie relikwii świętych do podległych mu kościołów. W swojej diecezji wprowadził do liturgii ryt rzymski i śpiew gregoriański. Rozpropagowaniu tego ostatniego miało służyć też założenie słynnej szkoły śpiewu w Metzu. Stamtąd rytuał i śpiew rzymski rozprzestrzeniły się na całą Europę.
Chrodegang zasłynął także jako kontynuator myśli św. Benedykta i propagator życia wspólnego wśród duchowieństwa. Tradycja podaje, że był mężczyzną przystojnym, uprzejmym, troskliwie opiekującym się najuboższymi. Wykazywał duże zdolności językowe. Odegrał dużą rolę w życiu politycznym swojego kraju.Zmarł 6 marca 766 roku. Został pochowany w opactwie w Gorze, gdzie, według legendy, kochany był bardziej i goręcej niż gdziekolwiek indziej.
Historię jego życia opisał Paweł Diakon w Gesta episcoporum Metensium (Dzieje biskupów Metzu).
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-03b.php3
***********
Błogosławiony
Kolumban Józef Marmion, prezbiter
Błogosławiony Kolumban Józef Marmion Ojciec Kolumban Marmion byl jednym z największych XX-wiecznych nauczycieli życia duchowego. Jego słowa i nauki były drukowane w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy w wielu językach. Sięgali do nich papieże: św. Pius X (1903-1914), Benedykt XV (1914-1922) i Pius XII (1939-1958). Kolumban w swych tekstach odznaczał się wiernością nauce katolickiej, wyrazistością stylu i bogactwem myśli, dlatego zaliczany jest do ojców duchowych chrześcijańskiej Europy.
Przyszedł na świat 1 kwietnia 1858 roku w Dublinie, w Irlandii. Dzień narodzin (prima aprilis) objawiał się w jego charakterze – zawsze był jowialny i pełen radości. Sam często o tym mówił: “Urodziłem się pod znakiem prawdziwych wygłupów”.
Był siódmym z dziewięciorga dzieci w ubogiej rodzinie szlacheckiej. Jego matka była z pochodzenia Francuzką. Wcześniej śmierć zabrała jej dwóch synów, dlatego razem z mężem błagali św. Józefa, by zesłał im kolejnego chłopca. Gdy przyszedł na świat – z wdzięczności poświęcili go Bogu i dali mu imię Józef. Chłopiec w 1868 roku rozpoczął naukę w szkole prowadzonej przez augustianów, a od 1869 roku kontynuował ją w gimnazjum jezuickim. Jego ulubionym zajęciem w tym czasie było łowienie ryb w morzu.
Od najmłodszych lat otaczał szczególnym kultem Matkę Bożą. W 1874 roku wstąpił do seminarium diecezjalnego w Dublinie. Tam budował swoją duchowość wokół tajemnicy męki Pańskiej. Prawdopodobnie wtedy nabrał zwyczaju codziennego rozważania stacji Drogi Krzyżowej. Pozostał temu zwyczajowi wierny do końca swoich dni. Pragnąc opanować wrodzoną nadmierną wesołość, upodobał sobie ćwiczenia w milczeniu. W seminarium został wyróżniony przez Boga szczególną łaską – przeżył prawdziwe objawienie. Miał potem wrażenie, że “rzucono światło na nieskończoność Boga”. Trwało to tylko chwilę, ale towarzyszyło mu przez całe późniejsze życie.
Nie mogąc studiować na terenie Wielkiej Brytanii, gdyż katolikom zabraniano zdobywania wyższego wykształcenia (Irlandia wywalczyła niepodległość w lipcu 1921 roku), Józef kontynuował naukę w kolegium Kongregacji Rozkrzewiania Wiary w Rzymie – ukończył ją z najlepszą oceną i złotym medalem. Tam też w dniu 16 czerwca 1881 roku przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku powrócił do Irlandii i został wikariuszem w Dundrum. Po drodze do domu wstąpił do klasztoru benedyktynów w Maredsous. To, co tam przeżył, zaważyło na jego przyszłości. Całkowite oderwanie od świata, piękna liturgia, nieustanne modlitwy i całkowite posłuszeństwo Bogu i przełożonym – wywarły na nim tak wielkie wrażenie, że obiecał opatowi, że jak tylko będzie to możliwe, powróci i przywdzieje habit benedyktyński. Nie było to jednak takie proste.
Został mianowany wykładowcą filozofii, greki i francuskiego w swoim dawnym seminarium (1882-1886). Równocześnie pełnił obowiązki kapelana w klasztorze redemptorystek i w więzieniu kobiecym. Dopiero w listopadzie 1886 roku za zgodą biskupa wstąpił do benedyktyńskiego nowicjatu w pobliskim opactwie Maredsous. 10 lutego 1888 roku złożył śluby czasowe i przyjął zakonne imię Kolumban, na cześć wielkiego irlandzkiego Świętego. Pierwsze miesiące nie były łatwe. Mistrz nowicjatu był człowiekiem nader surowym i niełatwo było Kolumbanowi dostosować się do wszystkich wymagań. Po trzech latach złożył jednak śluby wieczyste.
Posłuszeństwo i pokora pomogły mu pokonać trudności surowego życia we wspólnocie i odnaleźć pokój wewnętrzny. Był pomocnikiem magistra nowicjatu, uczył chłopców w szkole klasztornej, głosił Ewangelię w pobliskich parafiach. Zaczęło się niepozornie. Ojciec Kolumban słabo sobie radził z francuskim, ale miejscowy proboszcz nie miał wyboru, a potrzebował kaznodziei. Po zakończeniu rekolekcji przyszedł do klasztoru i powiedział opatowi: “Jeszcze nigdy nie miałem w mojej parafii takiego kaznodziei; nikt dotąd tak bardzo nie poruszył słuchaczy!” Tak zaczęła się misja Kolumbana jako kaznodziei i przewodnika duchowego. Wielu ludzi, zarówno świeckich, jak i duchownych, zaczęło szukać u niego pokrzepienia i rady.
13 kwietnia 1899 roku Kolumban z niewielką grupą mnichów udał się do Lowanium, aby założyć tam klasztor Mont César. Wkrótce został mianowany jego przeorem. Wykładał teologię dogmatyczną na miejscowym uniwersytecie, był spowiednikiem karmelitanek bosych, prefektem i kierownikiem duchowym kleryków. Dał się poznać jak wybitny kaznodzieja w Belgii, Francji i na Wyspach Brytyjskich. W dniu 28 września 1909 roku został wybrany na opata w Maredsous, we wspólnocie, która liczyła ponad 100 mnichów, prowadziła wydawnictwo, gimnazjum klasyczne, szkołę rzemiosł artystycznych oraz duże gospodarstwo rolne.
Kolumban troszczył się o rozbudowę opactwa i o porządne wykształcenia zakonników. Otoczył opieką mnichów anglikańskich, którzy wyrazili pragnienie przejścia na katolicyzm. Jego troska o dobro i bezpieczeństwo podopiecznych przejawiła się przede wszystkim w trudnych latach I wojny światowej. Z narażeniem życia przeprowadził młodych mnichów z okupowanej przez Niemców Belgii (opactwo nie mogło zapewnić utrzymania wszystkim mnichom) do Irlandii, gdzie w Edermine znalazł dla nich schronienie.
Z tym okresem wiąże się zabawna historia. Gdy Kolumban chciał przedostać się przez granicę do Anglii, nie posiadając paszportu, został złapany. Próbował się jakoś wytłumaczyć, ale wszelkie argumenty nie przynosiły oczekiwanego skutku, więc w końcu powiedział: “Jestem Irlandczykiem, a Irlandczycy nie potrzebują paszportów – chyba że udają się do piekła, a ja nie zamierzam”. Dzięki temu przekroczył granicę.
Jednak tragiczna w swych skutkach I wojna światowa spowodowała napięcia także we wspólnotach klasztornych w Belgii, Niemczech i Jerozolimie, ponieważ miejscowe władze sprzeciwiały się obecności na własnym terytorium przedstawicieli wrogich państw. Wobec silnych nastrojów antyniemieckich po wojnie Kolumban odłączył opactwo Maredsous od kongregacji w Beuron. Zorganizował belgijską kongregację Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny i napisał dla niej konstytucje.
Jego konferencje, rekolekcje i odczyty zostały opublikowane w trylogii Chrystus życiem duszy (1917), Chrystus w swoich tajemnicach (1919) oraz Chrystus jako wzór dla mnicha (1922). Zawarł tam wykład swych poglądów w zakresie teologii i ascezy. Pisał: “Jezus Chrystus jest najwyższym celem wszelkiej świętości, Boskim wzorem, danym przez Boga samego, aby naśladowali go Jego wybrani. Chrześcijańska świętość polega na pełnym i szczerym przyjęciu Chrystusa przez wiarę i na udoskonaleniu tej wiary przez nadzieję i miłość”. Był jednym z największych autorytetów teologicznych i duchowych ówczesnej Europy. Swoją duchowość zbudował wokół osoby Jezusa Chrystusa, zwracając szczególną uwagę na posłuszeństwo i modlitwę. Wzorem dla niego był św. Paweł Apostoł. Troszczył się o to, by zakonnicy posiedli rzetelną wiedzę teologiczną i zakorzeniali swe życie wewnętrzne w nieustannej modlitwie. Popularność swych dzieł tłumaczył prosto: “Przyczyną takiego sukcesu jest to, że w owych pracach nie ma praktycznie niczego, co pochodziłoby ode mnie”.
Kolumban odszedł po nagrodę nieba w dniu 30 stycznia 1923 roku. W 1954 roku rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny, zakończony w czerwcu 1999 roku zatwierdzeniem dekretu o heroiczności jego cnót. 3 września 2000 roku Kolumban Marmion został włączony do grona błogosławionych przez św. Jana Pawła II.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-03c.php3
*************
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Rzymie – św. Kandydy, męczennicy. Pochowano ją na cmentarzu Poncjana. Posiadamy dostatecznie pewne świadectwa jej wczesnego kultu, o niej jednak samej nic szczególnego nie wiemy.W Kolonii – męczenników Ewalda Białego i Ewalda Czarnego. Mieli te same imiona, więc współcześni określali ich wedle koloru ich włosów. Razem też wyruszyli z Anglii na ekspedycję misyjną na sposób praktykowany przez mnichów irlandzkich. Pracowali we Fryzji i prawdopodobnie dotarli do dolnego biegu rzeki Lippe. Przewodnik wydał ich wówczas w ręce niechętnego misjonarzom pospólstwa. Ewald Biały zginął od miecza, natomiast Ewalda Czarnego na żywo ćwiartowano. Stało się to między rokiem 690 a 696. Pepin kazał ich szczątki przenieść do kościoła św. Klemensa w Kolonii. Czczono ich później jako patronów Westfalii.oraz:świętych męczenników Dionizego, Fausta, Kajusa, Piotra i Pawła (+ III w.); bł. Dominika Spadafory, zakonnika (+ 1521); św. Froilana, biskupa (+ 905); św. Gerarda, opata (+ 959); św. Hezychiusza (+ IV w.); św. Maksymiana, biskupa (+ V w.); św. Marii Józefy Rosello, zakonnicy (+ 1880)
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-03c.php3
*********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
**********

Kraków: Grechuta Festival – od soboty

PAP / pk

(fot. Rodak / Wikimedia Commons / Domena publiczna)

Dziewięć dni potrwa tegoroczny festiwal poświęcony twórczości Marka Grechuty, który rozpocznie się w sobotę w Krakowie. W programie znalazły się koncerty, spotkanie autorskie, wystawy. W koncercie finałowym gwiazdy wykonają utwory zmarłego w 2006 r. pieśniarza.

 

Jak poinformowała w piątek opiekunka artystyczna festiwalu, wdowa po artyście Danuta Grechuta, tegoroczna edycja imprezy jest wyjątkowa, bowiem przypada w 70. rocznicę jego urodzin. Festiwal rozpocznie się w sobotę od finisażu wystawy obrazów Jacka Sroki “Obrazy w brzuchu Lewiatana”, zawierającej 74 obrazy z lat 1981 – 2015. – Prace te świetnie się prezentują jako tło do muzyki Grechuty – zauważyła. Atrakcją spotkania będzie specjalny koncert grupy Motion Trio.

 

Muzyczna część festiwalu, oprócz koncertu finałowego odbywać się będzie w symbolicznym miejscu – Piwnicy Pod Baranami. Podczas koncertów wystąpią laureaci poprzednich edycji Grechuta Festival: duet Karolina Leszko & Paweł Piątek, Łukasz Jemioła i zespół Katedra.

 

Zwieńczeniem Grechuta Festival będzie gala finałowa, która odbędzie się w niedzielę 11 października w Sali Audytoryjnej ICE Kraków. Podczas spektaklu muzycznego największe przeboje Marka Grechuty wykonają m.in. Grażyna Łobaszewska, Ania Rusowicz, Anna Wyszkoni, Marek Piekarczyk, Andrzej Sikorowski, Zbigniew Wodecki oraz laureat festiwalu z 2010 r. – Tomasz Steńczyk. Towarzyszyć im będzie zespół Anawa oraz Orkiestra Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

 

– Chcemy, żeby ten koncert szczególnie zapadł w pamięć widzów, dlatego w tym roku będzie to 100 proc. Grechuty w Grechucie – tylko jego piosenki z ogromnym szacunkiem dla oryginalnych aranży – zapowiedział kierownik muzyczny festiwalu Paweł Piątek. Według organizatorów wyjątkowym wydarzeniem będzie wykonanie “Korowodu” z udziałem ponad 40-osobowej orkiestry symfonicznej.

 

W tym roku – poinformowali organizatorzy – nie odbędzie się konkurs na interpretacje piosenek z repertuaru Marka Grechuty. Wynika to z faktu, że festiwal nie otrzymał dotacji z resortu kultury i musiał ograniczyć swój budżet. – Nie chcieliśmy obniżać rangi konkursu, dlatego zdecydowaliśmy o jego zawieszeniu. Liczymy, że w następnych latach powróci on do programu – zaznaczył Piątek.

 

W niedzielę 4 października w Teatrze Praska 52 odbędzie się spotkanie z Danutą Grechutą i Jakubem Baranem, autorami książki “Marek. Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty”. W czwartek 8 października w tym samym miejscu fani twórczości artysty obejrzą film dokumentalny “Gdziekolwiek będę…” w reż. Piotra Poraja-Poleskiego. Narratorem obrazu jest Danuta Grechuta, a o karierze, życiu prywatnym, piosenkach krakowskiego artysty opowiadają też m.in. Maryla Rodowicz, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Zbigniew Preisner, Andrzej Sikorowski, Grzegorz Turnau.

 

W sobotę 10 października wokół krakowskiego Rynku Głównego przejdzie “Korowód”. Poprowadzi go orkiestra reprezentacyjna AGH, która zagra niecodzienne aranżacje utworów patrona festiwalu. W barwnym pochodzie przejdą m.in.: krakowscy ułani, rycerstwo oraz młodzi adepci sztuki aktorskiej.

 

Marek Grechuta – piosenkarz, kompozytor, poeta i malarz, twórca i wykonawca wielu przebojów – zmarł 9 października 2006 roku w Krakowie w wieku 61 lat. Został pochowany w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

http://www.deon.pl/po-godzinach/kultura–sztuka/inne/art,1429,krakow-grechuta-festival-od-soboty.html

**********

O spowiedzi bez znieczulenia [WYWIAD]

Vołodymyr Mamczyn

O trudnych spowiedziach, zranieniach w konfesjonale, wstydzie przed wyznaniem grzechów księdzu, upokorzeniach i krzykach – czyli po co się spowiadać, skoro to takie trudne – z Józefem Augustynem SJ rozmawia Vołodymyr Mamczyn.

 

Vołodymyr Mamczyn: Co to jest spowiedź i dlaczego jest potrzebna?

 

Józef Augustyn SJ: Spowiedź jest “znakiem” – sakramentem danym nam przez Jezusa, w którym Bóg odpuszcza nam grzechy wyznawane przed kapłanem. Spowiednik nie jest prywatną osobą, ale otrzymuje misję od Kościoła. Same święcenia nie dają jeszcze prawa do spowiadania. Daje je biskup personalnie każdemu księdzu i może to prawo cofnąć, gdy kapłan przekracza swoje uprawnienia. Istotą sakramentu pojednania (i to jest właściwa nazwa) nie jest samo wypowiedzenie grzechów przed kapłanem, ale “rozgrzeszenie” – akt miłosierdzia Bożego jako odpowiedź na akt skruchy człowieka.

 

Samo wyznanie grzechów jest wyrazem żalu przed Bogiem; aktem uznania, że straciliśmy władzę nad własnym grzechem i jego skutkami. Prosimy więc Boga o przebaczenie, gdyż nie jesteśmy w stanie sami o własnych siłach opanować grzechu. Jedynie Bóg ma władzę nad grzechem i tylko On sam może grzechy odpuszczać. W spowiedzi świętej błagamy więc Pana, by wziął na siebie nasz grzech i jego konsekwencje. Grzech, którego człowiek nie odda Bogu, rodzi kolejny grzech. Mały grzech zachowany w sercu rodzi większy. Widzimy to doskonale na przykładzie grzechu Dawida szczegółowo opisanego w Biblii. Spowiedź jest konieczna, aby zatrzymać lawinę grzechu. Ma on wymiar społeczny, rodzinny. Gdy nie jest wyznany, rozlewa się na innych. To grzech jest źródłem krzywdy i cierpienia.

 

Wielu wiernych dzisiaj nie chodzi do spowiedzi. Motywuje to tym, że grzechy można wyznawać sobie wzajemnie lub przed Bogiem bez odnoszenia się do kapłana, który bywa większym grzesznikiem niż jego penitenci?

 

Ze stwierdzeniem, że księża nieraz więcej grzeszą niż ich penitenci, nie należy dyskutować. Bo to przecież bywa prawda. Świadczą o tym także skandale z udziałem księży, których Kościół bynajmniej się nie wypiera. Kapłan słucha spowiedzi jednak nie dlatego, że jest lepszy od swoich penitentów, ale dlatego, że otrzymał misję od swojego biskupa. To grzesznik spowiada grzesznika. Papież Franciszek mawia o sobie, że jest grzesznikiem.

 

Spowiedź przed kapłanem jest wielkim darem. To niezwykła łaska móc wypowiedzieć swoje grzechy w klimacie zaufania, dyskrecji, współczucia i miłosierdzia przed osobą, którą daje nam sam Jezus, i usłyszeć z jej ust słowa powiedziane w Jego imieniu: “I Ja odpuszczam tobie grzechy…”. To nie księża odpuszczają nam nasze grzechy, choć księża dają rozgrzeszenie. Szczere wyznanie grzechów podobne jest do wyplucia trucizny przez kogoś, kto ją przełkną. Grzech to trucizna. Abraham J. Heschel, wielki myśliciel, mówi, że grzech bezbożności to nie opium, ale trucizna.

 

Przestrzegałbym, i to bardzo, przed wyznawaniem sobie nawzajem grzechów, szczególnie tych ciężkich, na przykład w relacji małżeńskiej, rodzinnej, przyjacielskiej, braterskiej, siostrzanej. Może to być bardzo raniące. Gdy mąż tak “szczerze” wyzna przed żoną, że ją zdradził, może rozbić małżeństwo. Wiedza o ciężkim grzechu osoby bliskiej to wielki ciężar i wielka odpowiedzialność. Nie każdy ją udźwignie. Nie mamy prawa lekkomyślnie wkładać na cudze barki takiego ciężaru. Matka nie powinna spowiadać się dzieciom z grzechów, które popełniła w relacji do swego męża, czy też odwrotnie. To sprawa małżonków, a nie dzieci.

 

Właśnie dlatego konieczna jest nam spowiedź, byśmy siebie nawzajem nie obciążali tym, co nam ciąży na sumieniu. O wielu naszych grzechach winien wiedzieć tylko Bóg i spowiednik. Gdy chcemy przed kimś wyznać jakiś nasz grzech, konieczna jest modlitwa o światło Ducha Świętego oraz gruntowne rozeznanie duchowe. Dobrze jest wtedy poradzić się doświadczonego kierownika duchowego, czy aby są ku temu racje.

 

Racją dla unikania spowiedzi bywa osobisty wstyd przed spowiednikiem. Co robić w takiej sytuacji?

 

Trzeba cenić sobie swój wstyd z powodu popełnionego grzechu. Wstyd to reakcja człowieka o zdrowym sumieniu. Wstydzimy się naszych grzechów, ponieważ nasze sumienie dobrze pracuje, jest wrażliwe, czułe. Powodem do wielkiego zmartwienia byłby brak wstydu. Ludzie cyniczni to ludzie bezwstydni. Wstyd jest reakcją naszej upokorzonej chorej dumy, pychy. Bo istotą grzechu jest nasze unoszenie się pychą.

 

Co w tej sytuacji robić? Ofiarować Jezusowi naszą upokorzoną dumę. Klęknąć z pokorą przez Jezusem Ukrzyżowanym. On wziął na siebie nasze grzechy, a wraz z nimi i naszą upokorzoną dumę. Doświadczając wstydu, prośmy Jezusa, aby obdarzył nas wewnętrzną godnością. Owa godność rodzi się ze świadomości wiary: choć jestem grzesznikiem, człowiekiem słabym, to jednak jestem kochany przez Ojca niebieskiego. Święci często mówili o sobie, że są nędzą moralną, wielkimi grzesznikami… Kiedyś jeden z rekolektantów wyznał: “Długo męczyłem się swoimi grzechami. Przestałem, gdy odkryłem, że jestem dzieckiem Króla…”. Wszyscy jesteśmy dziećmi Króla. A nasze grzechy nie odbierają nam tej godności. To my sami chcemy się jej wyprzeć.

 

Jak się zachować, gdy penitent poczuje się zraniony w konfesjonale, ponieważ ksiądz go upokorzy, nakrzyczy na niego?

 

To bardzo bolesna sytuacja i trudno spokojnie mówić o tym. Upokorzenie penitenta w konfesjonale, podnoszenie na niego głosu, zadawanie niestosownych pytań jest krzywdą. Penitent ma prawo pójść z tą sytuacją do przełożonego danego kapłana, szczególnie wówczas, gdy jego zachowanie się powtarza. Roztropność podpowiada jednak, by wcześniej poradzić się jakiegoś doświadczonego księdza. Sytuacja jest o tyle trudna, że oskarżany spowiednik nie będzie się mógł bronić, ponieważ obowiązuje go tak zwana tajemnica spowiedzi. Nie może on pod karą ekskomuniki zarezerwowanej Stolicy Apostolskiej wyjawić grzechów osoby, którą spowiadał. Stąd konieczna jest najwyższa rozwaga, by nie powiedzieć na spowiednika czegoś, co byłoby nieprawdziwe i niesprawiedliwe.

 

W czasie spowiedzi penitent winien otrzymać duchowe wsparcie, pociechę, umocnienie, także wtedy, gdy nie jest jeszcze dysponowany do przyjęcia rozgrzeszenia. Gdyby rzeczywiście ksiądz upokarzał ludzi w konfesjonale, o sprawie winien wiedzieć biskup, który powinien cofnąć jurysdykcję danemu kapłanowi. Nikt nie ma prawa upokarzać drugiego. Żadna funkcja nie daje do tego prawa.

 

Osoba zraniona w konfesjonale winna podjąć pracę wewnętrzną, by uzdrowić tę sytuację. Nie byłoby rzeczą dobrą, gdybyśmy unikali spowiedzi tylko dlatego, że poczuliśmy się kiedyś zranieni przez księdza. Ze zrozumieniem jednak traktuję osoby, które latami nie chodzą do spowiedzi, ponieważ poczuły się głęboko zranione. My, kapłani, musimy się liczyć z wrażliwością ludzi, których spowiadamy. Do spowiedzi ma prawo przyjść każdy człowiek, także nadwrażliwy czy wręcz chory psychicznie, a my mamy obowiązek potraktować go z najwyższym szacunkiem, delikatnością, współczuciem, dobrocią i miłosierdziem. To jego prawo, a nasz obowiązek.

 

Książom, którzy łatwo ulegają emocjom niecierpliwości, gniewu, należałoby doradzać, by w konfesjonale byli wyjątkowo uważni; a kiedy są zmęczeni i czują, że trudno im opanować irytację, by raczej do niego nie wchodzili. Lepiej będzie, gdy penitent zaczeka ze spowiedzią, niż gdyby miał odejść od konfesjonału z odczuciem, że został zraniony.

 

Bywają sytuacje, gdy penitent domaga się od spowiednika rozgrzeszenia, choć nie ma on ku temu dyspozycji? Żyje na przykład w związku niesakramentalnym.

 

W sakramencie spowiednik ma być wręcz niewidoczny, przejrzysty, by mogło zabłysnąć nieskończone miłosierdzie Boga. Kapłan, który w konfesjonale unosi się emocjami, poprawia, poucza, okazuje swoje zagniewanie, wzbudza niepokój penitenta i w taki sposób zasłania Boże miłosierdzie. Ojciec wszelkiego miłosierdzia ma wzrastać, a spowiednik ma się umniejszać. Kiedy penitent domaga się od spowiednika czegoś, czego on nie może spełnić, na przykład udzielić rozgrzeszenia, gdy nie ma ku temu dyspozycji, ten może powiedzieć wprost: “Ja sam nic nie mogę, ja tu jestem nikim, tu rządzi Chrystus i Jego Kościół”. I to jest prawda. Jak spowiednik może dać rozgrzeszenie, gdy penitent nie wyrzeka się grzechu? Ale trzeba to powiedzieć penitentowi po ojcowsku, życzliwie, ciepło, ze zrozumieniem. Przyznam się, że czasami w swojej bezradności mówię takim penitentom wprost: “Proszę pana, ja tu tylko sprzątam. Nie jestem dyrektorem. Gdybym robił inaczej, oszukiwałbym pana”.

 

A czy pójście penitenta ze swoim zranieniem w konfesjonale do przełożonego spowiednika nie będzie łamaniem tajemnicy spowiedzi?

 

“Tajemnica spowiedzi” obowiązuje wyłącznie księdza i odnosi się do grzechów penitenta, z których się spowiada. Penitenta nie obowiązuje żadna tajemnica. Obowiązuje go naturalna dyskrecja oraz postawa sprawiedliwości, jak w każdej innej sytuacji. Zobowiązywanie penitenta do tajemnicy spowiedzi przez księdza jest wyraźnym nadużyciem. Ludzie, którzy czują się źle potraktowani w konfesjonale, szczegółowo opowiadają o tym innym. W imię czego mielibyśmy im tego zabronić? To ich prawo.

 

Nieraz kapłani w pełnieniu posługi spowiedzi powołują się na władzę kapłańską otrzymaną od Chrystusa?

 

Nie jest to jednak władza sędziego z sali sądowej, ale “władza” Jezusa Ukrzyżowanego, który z miłości oddał za nas życie. Jesteśmy sługami miłosierdzia, a nie jego panami. A gdy jesteśmy zmęczeni posługą sakramentu pojednania, winniśmy mówić zgodnie z tym, co poleca Jezus: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać (Łk 17, 10). Tak zwane “zatrzymanie grzechów”, o którym mówi Jezus (por. J 20, 23), to bezradne stwierdzenie kapłana, że osoba spowiadająca się nie ma woli nawrócenia i nie może otrzymać w danej chwili kapłańskiego rozgrzeszenia. Ale już jutro może się wszystko odmienić, gdyż każdego dnia mamy szansę nawrócenia.

 

Problemem wielu penitentów jest brak odpowiedniego przygotowania do spowiedzi: mała wiedza katechetyczna, brak poznania istoty grzechów, brak skruchy, brak świadomości warunków spowiedzi. Jak spowiadać takich penitentów?

 

Trzeba docenić każdego penitenta, który przychodzi i klękając przed spowiednikiem, wyznaje swoje grzechy, tak jak umie. Już sam zamiar wyspowiadania się jest aktem skruchy, choć nieraz bardzo niedoskonałym. Nie wolno odrzucać, oskarżać penitentów, którzy są nieprzygotowani. Gdy jakiś ksiądz narzeka, że ludzie nie są przygotowani do spowiedzi, trzeba go zapytać, co on sam zrobił, aby ich przygotować? Ile wygłosiłeś katechez o spowiedzi? Ile napisałeś artykułów? Święty Jan Paweł II powiedział, że spowiedź wymaga stałej katechizacji. Nasi wierni spowiadają się powierzchownie, ponieważ nie proponujemy im odpowiedniego przygotowania. Aby przygotować parafian do dobrej spowiedzi, konieczna jest wieloletnia praca duszpasterska.

 

Dlaczego w naszych kościołach nie ma przed konfesjonałami prostych małych broszurek – rachunków sumienia: dla dzieci, młodzieży, dorosłych, małżonków, rodziców itp.? Do propozycji rachunku sumienia można dołączyć kilka modlitw przed i po spowiedzi. My, kapłani, winniśmy cieszyć się, że ludzie przychodzą do spowiedzi, i pytać, jak możemy im pomóc lepiej się spowiadać. I najważniejsze: każdy spowiednik winien sam dobrze i szczerze spowiadać się, ponieważ tylko dobry penitent może być dobrym spowiednikiem.

 

Wobec penitentów, którzy nie umieją się spowiadać, Kościół jest miłosierny. Świadczy o tym zasada teologii moralnej “błędu niemożliwego do pokonania”. Jeżeli penitent trwa w błędzie, którego nie jest w stanie pokonać w danym momencie, należy dać mu rozgrzeszenie, ale jednocześnie poprzez katechezę pomagać mu go pokonać.

 

Czy spowiednik ma prawo wypytywać się o grzechy, na przykład odnośnie do szóstego przykazania?

 

Warunkiem spowiedzi jest wyznanie wszystkich grzechów ciężkich z określeniem jakości i ilości. Z drugiej strony kapłan ma przyjmować z zaufaniem wszystko to, co mówi mu penitent, powstrzymując się od wszelkich podejrzeń. Snucie jakichkolwiek przypuszczeń, podejrzeń przez spowiednika wobec penitentów bywa zwykle “przenoszeniem” własnych problemów na osoby, które spowiada. Każde pytanie księdza w konfesjonale winno być dobrze uzasadnione i służyć de facto określeniu integralności spowiedzi. Jeżeli penitent nie wyznaje jakichś grzechów, na przykład w zakresie szóstego przykazania (o którym mowa w pytaniu), spowiednik nie powinien zadawać pytań. Księża, którzy mają świadomość, że są zbytnio wyczuleni w zakresie szóstego przykazania, winni być wyjątkowo uważni, aby nie powiedzieć jednego zbędnego zdania, nie zadać jednego zbędnego pytania.

 

W Wielkim Poście ludzie spowiadają się ze względu na tradycję. Mówią wtedy: szczególnych grzechów nie mam, nikogo nie okradłem, z nikim się nie kłócę. Jak postępować w takich sytuacjach?

 

Dlaczego spowiedź ze względu na tradycję ma być zła z założenia? Ulegliśmy arogancji współczesnej cywilizacji zachodniej, która wszystko, co “tradycyjne”, postrzega jako negatywne. To, co nowoczesne jest natomiast postrzegane niemal z nazwy jako pozytywne, choć nie jest sprawdzone i bardzo ryzykowne.

 

Nasza religia jest “tradycyjna” i to w podwójnym sensie: Tradycyjna przez duże “T” oraz przez małe “t”. To dzięki tradycji rodzinnej praktykujemy naszą wiarę. Winniśmy dziękować Panu za to, że rodzice przekazali nam wiarę. Taką, jaką mieli. Naszym zadaniem jest tę wiarę uczynić osobistym doświadczeniem. Nawet to, że ktoś nie “czuje” grzechu, a mimo to przychodzi do spowiedzi, ma swoją wartość. Jeżeli przestanie przychodzić, już dla niego nie będziemy mogli nic zrobić. Zamiast rugać takich ludzi, trzeba ich pochwalić, dodać otuchy, przyjąć serdecznie, zapytać o osobistą modlitwę, zachęcić do niej. Gdy ktoś, kto spowiada się tradycyjnie, zacznie się modlić, dostrzeże swoją małą wiarę. Gdy mamy małą wiarę, mamy małe grzechy, gdy nie mamy wiary, nie mamy grzechu. A gdy jesteśmy ludźmi wielkiej wiary, jesteśmy wielkimi grzesznikami. Osobiste doświadczenie grzechu mierzy się aktem wiary, a nie odczuciem emocjonalnym. Na zakończenie rekolekcji ignacjańskich w pełnym milczeniu rekolektanci spowiadają się wnikliwie i z wielką skruchą. Medytowane słowo Boże ukazuje nam nasze grzechy i budzi żal za nie.

 

Jakie Ojciec doradzałby nakładać pokuty czy też – odnosząc się do naszej tradycji greckokatolickiej – “zadośćuczynienia”?

 

Zadośćuczynienie za grzechy obowiązuje w każdej tradycji chrześcijańskiej. Jeżeli grzechem wyrządziliśmy komuś szkodę, obowiązuje nas naprawienie jej, właśnie zadośćuczynienie, ale w ramach ludzkich możliwość. Są szkody i krzywdy, których nigdy się nie naprawi. Natomiast “pokuta” czy też “zadośćuczynienie” Panu Bogu to pewien symbol, znak naszej dobrej woli i przyjęcia Bożego przebaczenia. Owa pokuta – zadośćuczynienie musi brać pod uwagę osobę, której kapłan ją zadaje. Ludziom starszym, dzieciom, osobom niepogłębionej jeszcze wiary należałoby – w moim odczuciu – zadawać pokuty jasne, proste i stosunkowo łatwe: Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Pod Twoją obronę. Nie należy utrudniać ludziom życia. Czemu miałoby służyć na przykład szukanie mało znanych litanii, by je odmówić za pokutę? Przy spowiedzi – w moim odczuciu – należy nieustannie zachęcać do codziennej modlitwy. W niej przecież wyraża się sama istota wiary.

 

Osobom bardziej zaangażowanej wiary zalecam jako pokutę chwilę osobistej modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Gdy daję pokutę trudniejszą, zawsze pytam, czy ona będzie możliwa do spełnienia i czy ją penitent przyjmuje chętnie. Osobom, które mają głębsze pragnienia duchowe, a nie modlą się codziennie, proponuję jako pokutę: “Przez tydzień staraj się modlić rano i wieczór, choćby bardzo krótko”. Ale zawsze dodaję: “Jeżeli zapomnisz raz drugi, nie szkodzi, kontynuuj dalej”.

 

Za decyzje podejmowane przez spowiednika w konfesjonale, także w zakresie wyznaczenia pokuty, odpowiada on sam i od tej odpowiedzialności nie może się zwolnić. Sztuka spowiadania wymaga nieustannego rozeznania osobistego i duszpasterskiego, poznawania siebie samego, krytycznego spojrzenia na swoje zachowanie i reakcje, szczerości w codziennym rachunku sumienia i w spowiedzi. Siadając w konfesjonale, trzeba też nieustannie prosić Ducha Świętego o światło, łaskę dobrego słowa, o to, by być dobrym narzędziem Bożego miłosierdzia.

 

W naszych osobistych spowiedziach oraz w posłudze spowiadania za bardzo nieraz koncentrujemy się na ludzkiej słabości i grzechach, a za mało na dobroci i miłosierdziu Boga, które objawiło się poprzez Tajemnicę Wcielenia i Odkupienia. Święty Ignacy Loyola podpowiada, by w przygotowaniu do spowiedzi kontemplować Jezusa Ukrzyżowanego, dziękując Mu za Jego nieskończoną miłość, i pytać siebie, co uczyniłem, co czynię i co chciałbym dla Niego uczynić.

 

 

Wywiad dla internetowego portalu ukraińskiego Duchovna Velych Lvova, 2015. www.velychlviv.com

 

Vołodymyr Mamczyn jest alumnem kościoła grekokatolickiego, studentem teologii Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2030,o-spowiedzi-bez-znieczulenia-wywiad.html

***********

Czy Papież wspiera antygejowskich aktywistów?

America Magazine

James Martin SJ

(fot. youtube.com / G. Gałązka / galazka.deon.pl)

Jakie wnioski możemy wyciągnąć ze spotkania Papieża z Kim Davis w ambasadzie Watykanu w Waszyngtonie?

 

Mówił o nim najpierw Robert Moynihan z Inside the Vatican, a następnie ABC News, które przeprowadziło wywiad z panią Davis. Potwierdzając, że spotkanie miało miejsce, ale nie ujawniając żadnych szczegółów, Federico Lombardi SJ – rzecznik Watykanu – stwierdził: “Nie zaprzeczam, że spotkanie miało miejsce, ale nie mam w tej sprawie nic do dodania”.

 

Jest kilka spraw, na które warto zwrócić uwagę:

 

1. Papież Franciszek podczas swojej wizyty w Waszyngtonie, Nowym Jorku czy Filadelfii spotkał się z wieloma osobami – w różnych miejsca i podczas różnych wydarzeń. Przykładowo, w nowojorskiej nuncjaturze Watykanu spotkał się z siostrą Normą Pimentel, która pracuje z emigrantami na granicy meksykańskiej. Siostra Pimentel opisała to spotkanie oraz okoliczności, w jakich dowiedział się o nim”America Magazine”.

 

Podczas tego samego spotkania Papież rozmawiał z siostrą Donną Markham, przewodniczącą katolickich organizacji charytatywnych w USA. Franciszek spotkał się też z siostrą Mary Scullion niedaleko bazyliki św. Piotra i Pawła w Filadelfii – w miejscu zwanym Grotą Maryi Rozplątującej Więzy, które jest poświęcone modlitwie za bezdomnych. Spotkanie to relacjonowała telewizja.

 

Franciszek spotkał się również ze Stephenem Schwarzmanem, darczyńcą wspierającym szkoły katolickie. Papież rozmawiał z nim przez kilka minut w szkole Naszej Pani Matki Bożej Królowej Aniołów, położonej w Harlemie. Papieżowi przedstawiono wiele osób, o których wcześniej zapewne nigdy nie słyszał: katolików, których jakiś watykański urzędnik, lokalny biskup czy przyjaciel Papieża uważał za wartych przedstawienia. Wśród nich mogli być katoliccy darczyńcy, kapłani, członkowie zgromadzeń religijnych itd.

 

2. Takie spotkania aranżuje się na wiele sposobów. Siostra Norma powiedziała mi, że ją i siostrę Donnę na poranne spotkanie w nuncjaturze zaprosił abp Auza, stały obserwator Watykanu przy ONZ. Uważa się również, że to urzędnik Watykanu zaaranżował spotkanie Papieża z Kim Davis – i nie jest do końca jasne kto. Czy był to ktoś z kurii watykańskiej? Lokalny kardynał, arcybiskup czy biskup?

 

I w jakim celu spotkanie to zostało zaaranżowane? W odpowiedzi na prośbę Papieża? A może był to sposób lokalnego biskupa, by dodać odwagi pani Davis, która – nawiasem mówiąc – nie jest katoliczką? (Z tą wizytą wiąże się pewna niezamierzona ironia: zastanawiam się, jak Zielonoświątkowy Kościół Apostolski, do którego należy pani Davis, zapatruje się na urząd biskupa Rzymu, skoro najwyraźniej nie wierzy w Trójcę).
3. Trudno powiedzieć, jak wiele Papież Franciszek wiedział o każdej z osób, która została mu przedstawiona podczas jego długiej podróży do USA. Czy wiedział coś na temat Kim Davis, zanim się spotkali? Czy śledził jej sprawę, zanim przyjechał do Ameryki? Czy lokalny biskup powiedział mu o tej kontrowersji przed jego wizytą?

 

Czy też może jej historia została mu przekazana w pośpiechu, gdy pani Davis czekała już na spotkanie? Jak ten problem został mu wyjaśniony? “Ojcze Święty, to jest Kim Davis, która…”.

 

4. Słowa Papieża “Bądź silna” skierowane do niej oraz podarowany jej różaniec były miłym gestem, który Franciszek mógł jednak okazać każdemu, kto zostałby mu przedstawiony. To jasne, że trudno wysnuwać na tej podstawie poparcie Papieża Franciszka dla “liberalnej” czy “konserwatywnej” agendy politycznej. Co ważne, niemal takie same słowa Papież skierował do amerykańskich zakonnic, często postrzeganych jako “liberalne”: “Bądźcie odważne!”.

 

Trzeba pamiętać, że jedynym źródłem informacji o spotkaniu, jest sama pani Davis, która naturalnie będzie skłonna interpretować słowa i gesty Papieża jako wsparcie jej konkretnego przypadku.

 

5. Osoby zastanawiające się, co to wszystko znaczy, najlepiej zrobią, jeśli nie będą interpretować spotkania, którego nie komentuje Watykan. Trzeba być również ostrożnym w hurtowym przyjmowaniu interpretacji wykorzystujących to spotkanie do wspierania jednego, określonego stanowiska.

 

Zamiast tego istnieje lepsze i łatwiejsze rozwiązanie: posłuchać słów Papieża na ten temat. Odpowiedział on na pytanie dziennikarza ABC Terry’ego Morana, podczas konferencji prasowej w samolocie w drodze do Rzymu. Pytanie dotyczyło indywidualnego sprzeciwu sumienia.

 

Zatem – aby dowiedzieć, co o tej kwestii myśli Papież Franciszek, posłuchaj, co mówi on sam. Papież po prostu przypomniał tu chrześcijańską teologię: każdy ma prawo do sprzeciwu sumienia. “Nie mogę mieć na uwadze wszystkich przypadków sprzeciwu sumienia, jakie mogą zaistnieć” – powiedział i dodał: “Ale tak, mogę powiedzieć, że sprzeciw sumienia jest prawem i należy do praw człowieka”.

 

W istocie, Papież był już po spotkaniu z panią Davis, pierwsze zdanie wskazuje więc, że nie mówił o jej konkretnym przypadku.

 

6. Wykorzystanie prywatnego spotkania z Papieżem do politycznych celów jest nierozważne. Godny pożałowania jest również fakt, że po wizycie Papieża – podczas której dążył do likwidowania podziałów, w przemowie do Kongresu wprost ubolewał nad polityczną polaryzacją i starał się pokazać, jak głupie są “wojny kultur” – używa się jego spotkania z panią Davis, by zdobywać punkty w rozgrywkach politycznych.

 

7. Co najistotniejsze, mimo słów pani Davis, spotkanie z Papieżem raczej nie “dowodzi wszystkiego”. Powtórzę: Papież spotkał wiele osób, spośród których część dobrze znał, część została mu przedstawiona za zasługi, jakie miały, a inni być może chcieli wykorzystać takie spotkanie do celów politycznych.

 

Spotkanie z Papieżem jest ogromnym zaszczytem, ale nie daje automatycznie błogosławieństwa na “wszystko”, co robi osoba, która się z nim spotkała. Być może zabrzmi to mocno, ale Papież Franciszek spotkał się również z Markiem Wahlbergiem – i nie oznacza to wcale, że lubi film “Ted”, w którym aktor wystąpił.

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1080,czy-papiez-wspiera-antygejowskich-aktywistow.html

**********

Dlaczego nie potrafimy rozstać się z przeszłością?

Uwe Böschemeyer / slo

(fot. shutterstock.com)

Znasz to? Oto powracają obrazy dawnych czasów. Nie przywoływałeś ich. Wcale nie chcesz ich widzieć, ale one ci się narzucają. Momentalnie zmieniają twój nastrój. Pogrążają w mroku twoją duszę, przenikają cię bólem, przytłaczają, wyzwalają dawną bezradność i dawny smutek.

 

Widzisz ponownie przed sobą ludzi z tamtego czasu: ich twarze, ich spojrzenia, ich gesty. Widzisz, co oni robią. Słyszysz ich głosy, ich słowa. Przechodzisz ponownie przez dawne miejsca. Stoisz na dawnych placach. Słyszysz dawne pieśni. Czujesz, jak wszystko to, co było, znowu się do ciebie zbliża. Wydaje się, jakby przed przeszłością nie było ucieczki. Te obrazy wciągają cię z powrotem w dawny czas. Stale jeszcze mają nad tobą władzę.

 

Do najtrudniejszych, ale zarazem najważniejszych zadań w życiu należy pojednanie z tym, co było. Zadanie to jest tak ważne dlatego, że wtedy tylko żyjemy duchem w teraźniejszości, jeśli żyjemy w czasie.

 

Nasza świadomość ma inne poczucie czasu niż nasza nieświadomość. Świadomość jest ukierunkowana na teraźniejszość, natomiast nieświadomość obejmuje teraźniejszość i przeszłość, a niekiedy również przyszłość. Wprawdzie przeszłe wydarzenia, które zaciemniają życie, w chwili, w której się pojawiają, natychmiast przemijają, jednakże związane z nimi siły emocjonalne pozostają obecne dopóty, aż się z nimi uporamy.

 

Dusza domaga się wewnętrznego ładu, a ład ten polega między innymi na tym, że człowiek powinien na swej drodze przez życie pozostawiać możliwie jak najmniej rzeczy nieuporządkowanych. Dlatego nie daje ona spokoju, dopóki ciągle jeszcze zajmujemy się dawnymi zranieniami, agresjami, smutkami, rozczarowaniami, niespełnionymi pragnieniami, tęsknotami, dopóki ciągle jeszcze zajmujemy się tym wszystkim, co pozostało niezałatwione.

 

Nie może żyć teraźniejszością nikt, kto nie zajął stanowiska wobec trudnych spraw, które za sobą pozostawił. Dlatego pojednanie z dawnym życiem jest głównym warunkiem znalezienia sensu tu i teraz.

 

Nieświadomość nie zapomina niczego. Jest to okoliczność uszczęśliwiająca w odniesieniu do wszystkich drogocennych godzin, jakie przeżyliśmy, ale jednocześnie zagrożenie dla każdego, kto nie rozstał się z tym, co w przeszłym czasie było dla niego za trudne.

 

Czy jednak losy wielu ludzi nie pokazują, że od swych dawnych zranień najwyraźniej nie można się uwolnić? Czy elementem niezawodnej wiedzy nie jest właśnie to, że człowiek zostaje w sposób zdecydowany ukształtowany w dzieciństwie i młodości? Czy doświadczenie nie pokazuje, że ludzie nawet w swoich późniejszych latach stale jeszcze nie mogą przyjść do siebie po swych zranieniach? Tak – jeśli przeszłe zranienia pozostają w duszy i człowiek nie uporał się z nimi. Nie – jeśli takie uporanie się nastąpiło. Niewątpliwie pozostają blizny, niewątpliwie blizny takie mogą znowu kiedyś spowodować ból. Z pewnością są w życiu godziny, których cień będzie padał aż po śmierć. A jednak: wielu ludzi potrafi rozstać się z tym, co było, tak że w znacznej mierze mogą żyć teraźniejszością.

 

Opory wobec rozstania się z przeszłością

 

Tęsknota ludzi do tego, aby żyć teraźniejszością, jest wielka, jednakże nie mniejszy jest też opór przeciwko rozstaniu się z przeszłością. Ogólną przyczyną tego jest fakt, że psychiczna siła życiowa “charakteryzuje się znaczną inercją” i “pragnie zatrzymać to, co przeszłe”. Przyczyną tego z kolei jest z jednej strony biegunowa struktura życia i związana z nią tendencja to tego, by móc być również przeciwko samemu sobie, z drugiej strony “właściwe człowiekowi wspomnienie raju utraconego”.

 

Ponadto istnieje szereg swoistych przyczyn, które utrudniają pojednanie z dawnym życiem. Zapoznałem się z nimi w praktyce psychoterapeutycznej. Gdyby cię ta “lista” interesowała, byłoby dobrze, abyś przy refleksji nad jednym czy drugim punktem znalazł czas na zadanie sobie następującego pytania:

 

Czy może dlatego nie rozstaję się z przeszłością,

 

  • bo uważam, że było tam zbyt wiele straconych lat, by móc zaczynać na nowo?
  • bo uważam, że nie wolno mi zapomnieć “tego wszystkiego”, co było tak trudne?
  • bo moje ówczesne oczekiwania (wobec rodziców czy innych osób) ciągle jeszcze się nie spełniły i czekam na to, aby wreszcie dostać to, co mi się należy?
  • bo stale jeszcze czekam na to, że na przykład mój ojciec czy matka, mąż czy żona, przyjaciel czy koleżanka w pracy zmienią się?
  • bo ludzi z tamtego czasu nie zwalniam z ich odpowiedzialności za to, jak się potoczyło moje życie, i nie chcę zrezygnować ze swych oskarżeń i mściwych uczuć?
  • bo swoim poczuciem, że jestem nieszczęśliwy, chcę ukarać moich rodziców?
  • bo potrzebuję alibi dla swego nieudanego życia i nie chcę wziąć odpowiedzialności za moje dzisiejsze życie?
  • bo jestem obrażony przez życie i dlatego nie chcę już nowej “gry”?
  • bo nie mogę się wyrzec słodkiej goryczy doświadczeń i nie dostrzegłem jeszcze wyraźnie swego tragicznego zachowania się?
  • bo stale jeszcze czuję się winny i uważam, że muszę dawną winę odpokutować – bo poza tym widzę siebie w większym kontekście win, z którego zdaje się nie być wyjścia?
  • bo całego swego życia nienawidzę?
  • bo w ogóle trudno mi rozstać się z tym, co było, ponieważ moje myśli zbyt długo nie mogą się od tego oderwać?

 

Co by było, gdybyśmy mogli być wolni od obciążającej przeszłości?

 

Nie żylibyśmy w różnych czasach. Żylibyśmy tu i teraz, korzystalibyśmy z przychylności aktualnej godziny i związanych z tym możliwości. Bylibyśmy obecni duchem. Bylibyśmy skupieni. Nie bylibyśmy roztargnieni. Nie przeżywalibyśmy wewnętrznego rozdarcia. Stanowilibyśmy ze sobą jedno. Bylibyśmy u samych siebie. Moglibyśmy przyznawać się do siebie. Bylibyśmy wolni względem swojego życia. Żylibyśmy w czasie.

 

Więcej w książce: CO JEST WAŻNE? – Uwe Böschemeyer

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,787,dlaczego-nie-potrafimy-rozstac-sie-z-przeszloscia.html

**********

Chrześcijanie giną za wiarę – średnio co 5 minut

opendoorsusa.org / christianfreedom.org / pkwp.org / kw

(fot. youtube.com)

Najnowszy raport Christian Freedom International zawiera szokujące dane: średnio co 5 minut gdzieś na świecie za wiarę ginie chrześcijanin lub chrześcijanka. 200 milionów chrześcijan doświadcza prześladowania. To nieprawda, że nie możesz z tym nic zrobić.

 

Zacznijmy od danych. Raport organizacji wspierającej chrześcijan podkreśla, że żadna inna grupa religijna nie podlega prześladowaniom w takim stopniu. Organizacja Open Doors opublikowała mapę, gdzie można zapoznać się z danymi dotyczącymi poszczególnych krajów.

 

Na topie niechlubnej listy państw, w których prześladuje się chrześcijan, znajduje się Korea Pn., gdzie 50-70 tysięcy chrześcijan zostało uwięzionych w obozach pracy. Na drugim miejscu znalazła się Somalia, a następnie Irak, Syria, Afganistan, Sudan Pn., Iran i Pakistan. We wszystkich tych krajach główną przyczyną prześladowań są dżihadyści-fanatycy.

 

W Iraku, jak dotychczas, liczba chrześcijan spadła z 1,5 miliona do 300 tysięcy. Koszmar potęguje fakt, że ISIS sprzedaje chrześcijańskie i jazydyckie kobiety w charakterze niewolnic. Komisja USA ds. Wolności Religijnej ostrzegła niedawno, że “zbliża się koniec wspólnot jazydów i chrześcijan w Iraku”. Jeśli chodzi o Syrię, to według New York Timesa 25 procent (ok. 450 tysięcy) syryjskich chrześcijan uciekło z kraju do 2013 roku. Nie ma danych z 2015 roku – żadna organizacja nie jest już w stanie zebrać rzetelnych statystyk.

 

W Iraku czy Syrii toczy się wojna, ale prześladowania spotykają chrześcijan również w Iranie, gdzie wojny nie ma. W 2014 roku jednak irański rząd aresztował 40 chrześcijan-neofitów za apostazję. Etniczni Irańczycy są bowiem definiowani przez prawo jako muzułmanie. Podobna sytuacja ma miejsce w Pakistanie czy Sudanie, gdzie chrześcijanie (m.in. Asia Bibi) są skazywani na śmierć za bluźnierstwo, apostazję i łamanie muzułmańskiego prawa. Rozmiar trudnej sytuacji w Sudanie i Iranie podkreśla fakt sprawowania władzy przez rządy autorytarne.

 

W pierwszej dziesiątce krajów, w których najbardziej prześladuje się chrześcijan znalazły się dwa państwa w których chrześcijanie stanowią znaczną część społeczeństwa: jest to Erytrea i Nigeria (odpowiednio: miejsce 9. i 10.). Jak wskazują autorzy mapy, spośród 6,7 mln mieszkańców Erytrei aż 2,5 mln stanowią chrześcijanie. Setki z nich zostało pozbawionych wolności – zostali zgromadzeni w masowych obozach przeciwników politycznych prezydenta Isaiasa Afewerkiego.

 

W Nigerii, gdzie stanowią niemal połowę mieszkańców (89 mln spośród 183 mln mieszkańców), chrześcijanie są prześladowani przede wszystkim na północy kraju, gdzie działa fanatyczna grupa Boko Haram. Ta radykalna organizacja dżihadystyczna prowadzi aktywną walkę z chrześcijaństwem – głośnym echem odbiło się porwanie dwustu uczennic z Chibok. Ich los jest do tej pory nieznany.

 

Nie jest prawdą, że nie możemy z tym nic zrobić:

 

1. Przede wszystkim – pomódl się. Modlitwa jest najlepszym środkiem. Na stronie mapy Open Doors możesz znaleźć konkretne intencje oraz informacje za co się modlić. Na stronie organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie możesz znaleźć specjalną modlitwę za prześladowanych chrześcijan. Pamiętaj, że 18 października odbędzie się specjalna akcja modlitewna w intencji pokoju na świecie.

 

2. Zdobywaj wiedzę. Informacja jest bardzo ważna. Warto znać przyczyny konfliktu oraz sytuację panującą w odległych zakątkach świata, o których często nie słychać w mediach. Na DEON.pl, ale też na stronie Pomocy Kościołowi w Potrzebie znajdziesz newsy na temat prześladowanych chrześcijan. Przekazuj tę wiedzę znajomym.

 

3. Przekaż ofiarę. Pamiętaj, że możesz przekazać nie tylko pieniądze, ale też np. zakupić wyroby chrześcijan z Bliskiego Wschodu.

 

Czas zacząć działać!

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1079,chrzescijanie-gina-za-wiare-srednio-co-5-minut.html

*********

Ks. Krzysztof Charamsa: Jestem gejem

newsweek.pl / tygodnikpowszechny.pl / fronda.pl / youtube.com

(fot. youtube.com)

Ks. Krzysztof Charamsa, polski ksiądz z diecezji pelplińskiej, urzędnik pracujący w Watykanie ogłosił publicznie, że jest gejem. W sobotę ma zamiar zrobić w Rzymie oficjalny “coming out” na specjalnej konferencji prasowej.

 

Ks. Charamsa pracuje w watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, pełniąc też funkcję drugiego sekretarza Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Wykłada na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim i Papieskim Ateneum Regina Apostolorum. Ma 42 lata, kapłanem jest od 18 lat.

 

Ostatnio na łamach “Tygodnika Powszechnego” wszedł w spór z ks. Dariuszem Oko. W swoim tekście pisał: “Retoryka ks. prof. Dariusza Oko jest nie do zaakceptowania z punktu widzenia teologii chrześcijańskiej. Godzi nie tylko w rzetelność naukową, ale też ogólnoludzkie standardy przyzwoitości, a poza tym nadużywa autorytetu, jaki sobie przypisuje. Brak reakcji ze strony władz kościelnych na wystąpienia, które są przepełnione nienawiścią, to skandal.”

 

– Po długiej refleksji, po wielu walkach wewnętrznych i modlitwie, po wielu cierpieniach, po licznych rozmowach z kapłanami homoseksualistami i nie tylko, i w końcu po znalezieniu osoby, którą kocham, rosnąc każdego dnia w relacji miłości, podjąłem decyzję o publicznym ogłoszeniu mojej naturalnej orientacji osoby homoseksualnej, dumnej i szczęśliwej z bycia tym kim jest – czytamy w jego oświadczeniu opublikowanym na stronie newsweek.pl.

 

– Pracując w Kongregacji Nauki Wiary, dawnej Inkwizycji, wierzyłem w moje ideały wiary, ale z czasem odkrywałem jej sprzeczności, niesprawiedliwości i niekompetencję, krzywdzące milczenia, decyzje wyłącznie polityczne. Ale przede wszystkim odkrywałem wszechobecną i ślepą homofobię, prawdziwą obsesję na punkcie osób homoseksualnych, jak kiedyś obsesja była na punkcie Żydów (w Polsce nie kiedyś, ale wciąż jeszcze żywa obsesja na punkcie naszych braci Żydów) – kontynuuje ks. Charamsa.

 

– Ten mój dzisiejszy coming out dedykuję zastępom księży homoseksualistów, których szanuję, jako ludzi i księży, a którzy z różnych powodów nie mogą dokonać wyzwolenia. Życzę im by byli szczęśliwi, na tyle na ile to możliwe w nieludzkim opresywnym Kościele – stwierdza.

 

Na stronie internetowej “Tygodnika Powszechnego” zostało opublikowane oświadczenie redakcji, w którym czytamy: “Czy wiedząc o jego życiu osobistym opublikowalibyśmy ten artykuł? Ks. Adam Boniecki cytował przed tygodniem Tomasza à Kempis: Nie pytaj, kto powiedział, ale patrz, co powiedział. Wszystko, co napisał ksiądz Charamsa o księdzu Oko, pozostaje prawdą. Na pewno mając dzisiejszą wiedzę poprosilibyśmy jednak księdza, żeby swoim dramatycznym wyznaniem zamknął cały tekst. Oczywiście wiemy, że wielu uznałoby go wówczas za niewiarygodny. Ale to przecież ci sami, którzy i bez wiedzy o orientacji ks. Charamsy artykuł za taki uważają. Do tych, którzy nie patrzą, kto mówi, ale – co mówi, ów artykuł przemówiłby jednak jeszcze mocniej”.

 

Z kolei na łamach portalu fronda.pl Tomasz Terlikowski pisze: “Wszystko jasne. Ks. Krzysztof Charamsa jest homoseksualistą. Już jutro w Watykanie ma ogłosić manifest homoksięży. Dzisiejsze informacje potwierdzają to, co było wiadome już po lekturze tekstu księdza Charamsy w ‘Tygodniku Powszechnym’. To nie ksiądz Oko ma problem z ortodoksją i własnym życiem, ale ksiądz Krzysztof Charamsa. Jego poglądy, jak widać, wyrastają z problemów z własną seksualnością, a homoherezja, którą głosi, niewiele ma wspólnego z katolicką teologią i antropologią”.

 

Na sobotę w południe ks. Charamsa zapowiedział konferencję prasową w Watykanie. Ma przekazać dziennikarzom swoje stanowisko, w którym m.in. domaga się od Kościoła anulowania kilku dokumentów i punktów nauczania mówiących o homoseksualizmie.

https://youtu.be/c9Xu-AcSjLk
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23669,ks-krzysztof-charamsa-jestem-gejem.html
***********
Grafika w ikonie wpisu: (fot. ethan / flickr.com)

O autorze: Słowo Boże na dziś