Słowo Boże na dziś – 1 czerwca 2015r. – poniedziałek – św. Justyna, męczennika

sw-justyn

Myśl dnia

Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba.

Algernon Charles Swinburne

PONIEDZIAŁEK IX TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

PIERWSZE CZYTANIE (Tb 1,1a.2;2,1-9)

Pobożność Tobiasza

Czytanie z Księgi Tobiasza.

Tobiasz z pokolenia Neftalego, za czasów Salmanassara, króla asyryjskiego, został wzięty do niewoli, znajdując się wszakże w niewoli, nie opuścił drogi prawdy.
Gdy wypadło święto Pańskie i przygotowano wielką ucztę w domu Tobiasza, rzekł do syna swego: „Idź i sprowadź kilku ludzi z naszego pokolenia, bojących się Boga, aby z nami jedli”.
Syn jego odszedł; a powróciwszy, oświadczył mu, że jeden ze synów Izraelowych uduszony leży na ulicy. W tej chwili Tobiasz powstał od stołu i pozostawiając posiłek, nic nie spożywszy, przybył do ciała; zabrał je i zaniósł w tajemnicy do swego domu, aby po zachodzie słońca ostrożnie je pochować. Gdy ukrył ciało, spożywał posiłek z płaczem i ze drżeniem, wspominając na owo słowo, które wyrzekł Pan przez usta proroka Amosa: „Wasze dni święte zmienią się w płacz i żałobę”.
Gdy słońce zaszło, odszedł i pogrzebał ciało. Wszyscy sąsiedzi ganili go, mówiąc: „Już dla tej sprawy wydano rozkaz zabicia cię i ledwo śmierci uniknąłeś, i znowu grzebiesz umarłych?”
Tobiasz jednak, bardziej bojąc się Boga aniżeli króla, podnosił ciała tych, którzy byli zabici, ukrywał je w swoim domu i grzebał podczas nocy.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 112,1-2.3-4.5-6)

Refren: Błogosławiony, kto się boi Pana.

Błogosławiony człowiek, który boi się Pana *
i wielką radość znajduje w Jego przykazaniach.
Potomstwo Jego będzie potężne na ziemi, *
dostąpi błogosławieństwa pokolenie prawych.

Dobrobyt i bogactwo będą w jego domu, *
a jego sprawiedliwość będzie trwała zawsze.
On wschodzi w ciemnościach jak światło dla prawych, *
łagodny, miłosierny i sprawiedliwy.

Dobrze się wiedzie człowiekowi, który z litości pożycza, *
i swymi sprawami zarządza uczciwie.
Sprawiedliwy nigdy się nie zachwieje *
i pozostanie w wiecznej pamięci.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ap 1,5a)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Jezu Chryste, jesteś Świadkiem wiernym,
Pierworodnym umarłych;
umiłowałeś nas i przez Krew swoją uwolniłeś nas od grzechów.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 12,1-12)

Przypowieść o dzierżawcach winnicy

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Jezus zaczął mówić w przypowieściach do arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych:
„Pewien człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał tłocznię i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.
W odpowiedniej porze posłał do rolników sługę, by odebrał od nich część należną z plonów winnicy. Ci chwycili go, obili i odesłali z niczym. Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, tego również zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali.
Miał jeszcze jednego, ukochanego syna. Posłał go jako ostatniego do nich, bo sobie mówił: «Uszanują mojego syna». Lecz owi rolnicy mówili nawzajem do siebie: «To jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo jego będzie nasze». I chwyciwszy go zabili i wyrzucili z winnicy.
Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników, a winnicę odda innym.
Nie czytaliście tych słów w Piśmie:
«Kamień, który odrzucili budujący, ten stał się kamieniem węgielnym. Pan to sprawił i jest cudem w oczach naszych»?”
I starali się Go ująć, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem, że przeciw nim powiedział tę przypowieść. Zostawili więc Go i odeszli.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Jezus w moim życiu

Jezus został posłany Boga Ojca na ziemię, aby wykupić ludzkość z grzechu. Nie wszyscy jednak przyjęli Jego naukę. Dla jednych pozostał On jedynie nauczycielem nowej doktryny, dla innych był tylko postacią historyczną. Jeszcze inni zupełnie Go zignorowali. A kim jest tak naprawdę dla mnie? Czy przypadkiem nie wyrzucam Go uparcie z winnicy swojego serca? Jezus jest obecny i działa w Kościele. Jego moc objawia się szczególnie w sprawowanych sakramentach i poprzez głoszone Słowo. Może warto, abym w chwili refleksji odpowiedział sobie na pytanie, czy autentycznie żyję słowem Bożym i z wiarą korzystam z sakramentów.

Panie, dziękuję Ci za to, że jesteś obecny i działasz w Kościele. Pragnę korzystać z bogactwa łask, jakie dajesz mi poprzez sakramenty. Chcę także żyć twoim Słowem. Jezu, umocnij mnie w tych postanowieniach.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

 

P O S Ł U C H A J

 

Winnica
(fot. Karen Maraj / Foter.com / CC BY-NC-ND)

Pewien człowiek założył winnicę…

 

Przypowieść o przewrotnych rolnikach
I zaczął im mówić w przypowieściach: Pewien człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał tłocznię i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.

W odpowiedniej porze posłał do rolników sługę, by odebrał od nich część należną z plonów winnicy. Ci chwycili go, obili i odesłali z niczym.

Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, tego zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali.

Miał jeszcze jednego, ukochanego syna. Posłał go jako ostatniego do nich, bo sobie mówił: Uszanują mojego syna. Lecz owi rolnicy mówili nawzajem do siebie: to jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze.

I chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników, a winnicę odda innym. Nie czytaliście tych słów w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił i jest cudem w oczach naszych.

I starali się Go ująć, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem, że przeciw nim powiedział tę przypowieść. Zostawili więc Go i odeszli.

 

Opowiadanie pt. “O terminarzu”
Pewien człowiek miał strasznie dużo zajęć. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam już gdzie zapisywać moich terminów.

I rzekł: – Wiem, co zrobię. Kupię sobie nowy i większy terminarz, taki z godzinami nocnymi; i tutaj wpiszę pieczołowicie wszystkie posiedzenia, zjazdy i konferencje.

I powiem sobie: Bądź spokojny, teraz masz wszystko rozplanowane, nie zaniedbuj tylko niczego!

Ale im mniej się zaniedbywał, tym bardziej rosła jego powaga.

I tak wybrano go do rady “X”, do prezydium “Y”, został drugim i pierwszym przewodniczącym “Z”, zastępcą sekretarza “Ź”, członkiem zarządu “Ż”, itd…

I pewnego dnia było już tak daleko, że Bóg rzekł: – Głupcze, tej nocy jesteś w moim terminarzu…

 

Refleksja
Wciąż dajemy szansę innym po to, aby ich złe postępowanie zmieniło się. Czasami jest to naiwność, bo druga strona nic sobie z tego nie robi. Tylko utwierdza się – tak myślimy – w swoim złym postępowaniu. My tymczasem wychodzimy na “naiwniaków”, którzy swoim postępowaniem przyczyniamy się do takiego , a nie innego zachowania innych ludzi wobec nas. I to nas często boli…

Jezus uczy nas, że cierpliwość jest “matką” ludzi mądrych. Czyjeś złe postępowanie, wcześniej, czy później obróci się przeciw osobie źle postępującej. Jest to tylko kwestia czasu. My zaś powinniśmy uzbroić się w jeszcze większą cierpliwość i wykorzystać ten czas, który został nam dany, aby potem swoją mądrością jeszcze bardziej przyczynić się do udzielenia pomocy tym ludziom, którzy jej od nas potrzebują. Na tym polega nasza “chrześcijańska naiwność”…

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak dawać szansę innym do poprawy swojego postępowania?
2. Jak rozwijać w sobie cierpliwość?
3. Jak wykorzystać najlepiej czas dany nam na ziemi?

I tak na koniec…
Drogi Boże, Przez cały dzisiejszy dzień do tej pory postępuję jak należy. Nie złościłem się, nie byłem chciwy, złośliwy, samolubny, zazdrosny ani uszczypliwy, nic jeszcze nie wypiłem ani nie fajczyłem. Nawet ani razu nie skłamałem. Jestem Ci za to bardzo wdzięczny. Ale drogi Boże, za chwilę zamierzam wstać z łóżka i od tej pory bardzo będę potrzebował Twojej pomocy (Wojciech Cejrowski)

 

Anioły fruwają od sufitu do podłogi

Przewodnik Katolicki
Anna Sosnowska
Anioły
(fot. shutterstock.com)

Anna Kamieńska nazwała w jednym ze swoich wierszy dom ks. Twardowskiego “ptasim domkiem drewnianym”. Ale to jest przede wszystkim dom anielski. Anioły fruwają tu wszędzie.

 

Warszawa, Krakowskie Przedmieście, jedna z najbardziej tłocznych ulic w stolicy. Barwne fale mieszkańców, studentów, turystów przesuwają się w różne strony. Gwar, plątanina języków. Restauracje i luksusowe sklepy znajdujące się na parterach pięknych kamienic z niebotycznym czynszem kuszą potencjalnych klientów. Do klasztoru Sióstr Wizytek, obecnych w tym miejscu od ponad 360 lat, można dojść przez niewielki park. Nazwano go w 2011 r. skwerem im. ks. Jana Twardowskiego, chociaż postać z brązu, zamyślona i uważnie przyglądająca się przechodniom, w niczym nie przypomina poety. Bolesław Prus na skwerze Twardowskiego? Księdzu Janowi pewnie by się podobało takie połączenie. Może nawet przekułby to w anegdotę opowiadaną przyjaciołom? Na szczęście cenił autora “Lalki” i “Faraona” i regularnie odwiedzał grób Rusa na Powązkach, więc pewnie towarzystwo pisarza uznałby za doborowe.

 

Przestrzeń spotkania
Pomnik ks. Twardowskiego można wypatrzeć w głębi zieleńca. Na skraju naturalnej wielkości ławki siedzi postać ubrana w sutannę, z prawą nogą założoną na lewą. Na kolanie ma rozłożoną książkę, obok laskę, a po drugiej stronie prostokątną, zniszczoną torbę z długimi uszami, z którą nigdy się nie rozstawał. Pierwowzór do dziś zdobi jedne z drzwi w mieszkaniu “księdza piszącego wiersze” (nie lubił, kiedy nazywało się go poetą).
Pomnikowa ławka w pewnym sensie streszcza życie ks. Twardowskiego. On sam jakby wycofany, trochę na boku, zamyślony (smutny?), a jednocześnie stwarzający obok siebie przestrzeń dla innych. Każdy może się dosiąść. Ślady wielu takich spotkań zachowały się w małym dwupokojowym mieszkaniu księdza “Jana od Biedronki” (jak nazywał siebie w wierszu “Modlitwa do świętego Jana od Krzyża”).
Zabytkowa kapelania – “niespodzianka w środku miasta”, jak mówił o całej przestrzeni wewnętrznego ogródka ks. Jan – przytulona do muru okalającego teren klasztoru Wizytek cudem przetrwała zawieruchę wojny. Zabudowania, które znajdowały się tuż za granicą muru, zostały kompletnie zniszczone. Czy ten jednopiętrowy dom z ciemnego drewna, na białej podmurówce, przypominał czasem księdzu Janowi o jego własnym doświadczeniu bycia ocalonym? Jako członek AK i uczestnik powstania warszawskiego (bardziej w działaniach konspiracyjnych niż militarnych) młody Twardowski naoglądał się śmierci swoich rówieśników. W książce “Łaską zdumiony. Moje szczęśliwe wspomnienia” wyznał: “Miałem wyrzuty sumienia, że nie zginąłem razem z nimi”. O czasie wojny i okupacji ksiądz poeta mówił niewiele i niechętnie, ale właśnie wtedy podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego.

 

Pokój wiary
Żeby dotrzeć do mieszkania ks. Twardowskiego, trzeba przejść przez dwoje pomalowanych na zielono drzwi, przywodzących na myśl ilustracje dla dzieci. Rzeczywiście, wkraczamy do innego, przedziwnego świata. Wkraczamy, pokonując najpierw szesnaście powyginanych ze starości, skrzypiących schodów. Na ich szczycie, po lewej stronie, stoi kremowy telefon z ciemną tarczą i słuchawką na kablu. Tadeusz Olszewski, organista w kościele Wizytek, sąsiadujący przez ścianę z ks. Twardowskim kilkadziesiąt lat, opowiada, jak się bał, żeby ksiądz Jan któregoś razu nie stoczył się z tych schodów, prowadząc rozmowę.
Pokój pierwszy został nazwany przez “księdza piszącego wiersze” pokojem tęsknoty za Bogiem. “Lubię swój pokój” – mówił ks. Twardowski. “Już samo słowo pokój mówi o spokoju. Przychodzę do pokoju, by mieć spokój. Spokój łączy się z wiarą. Im większa wiara, tym większy spokój”. (“Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie”, t. 2). Na oknie tego pokoju zawieszał Ksiądz witrażyki (z Matką Bożą Skępską, aniołkami), na szybach naklejał tzw. kalkomanie (przysyłanie z Anglii przez Jerzego Pietrkiewicza, poetę-emigranta, przyjaciela z lat szkolnych), a na parapecie ustawiał ulubione pamiątki oraz rzeźby od twórców ludowych. Z okna był widok na ulubiony modrzew i ławkę, na której ks. Twardowski medytował i odbywał różne spotkania.
Zaraz po prawej stronie od drzwi wejściowych stoi masywny, ładnie rzeźbiony klęcznik. Na nim prosty krzyż, stare fotografie, kilka pięknie oprawionych leciwych książeczek – m. in. katechizm i O naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis. Drugi egzemplarz wypatrzę na regale w sypialni. Obok drewniana sowa – pamiątka po kimś bliskim? “Przypominacz”, żeby się za kogoś konkretnego pomodlić? Ukryta prośba o mądrość? Ale to niejedyny zaskakujący element tego klęcznikowego krajobrazu. Uwagę zwraca również dwóch drewnianych Jezusów Frasobliwych – każdy podparty na prawej ręce, ale jeden ubrany w długą szatę, a drugi prawie nagi, mocno wychudzony. Od razu przychodzi mi na myśl wiersz Modlitwa:

Jezu Frasobliwy
na przekór wszystkim
bez parasola na deszczu
z gołymi kolanami
słaby bo bezstronny
nieśmiały jakbyś debiutował wierszem
z prośbą o prostotę
samotny bo spokrewniony ze światem
pewnie martwią Cię ludzie
którzy są jak katechizm
na każde pytanie
muszą mieć koniecznie odpowiedź

 

Dwie drogi
Tymczasem mnie nurtuje pytanie, czy klęcznik, całkowicie dosunięty do ściany, zawsze był tak ustawiony? A może ks. Twardowski odsuwał go trochę do tyłu na czas modlitwy, żeby mieć przed sobą więcej przestrzeni? Dopytuję o to Tadeusza Olszewskiego. W odpowiedzi słyszę, że wszystko wygląda tu tak jak za życia ks. Jana. W takim razie ściana, którą widział przed sobą, w niczym go nie ograniczała. Przebijał ją swoimi modlitwami, docierając do ludzi, którzy powierzali poecie swoje sprawy. A jednocześnie ta ściana w pewnym sensie oddzielała go od świata. On jednocześnie był “w” i “obok”. Osoby zaprzyjaźnione z ks. Twardowskim zgodnie podkreślają, że nie lubił mówić o sobie, nie lubił się odsłaniać. Kiedy popularność zmusiła go do publicznych wypowiedzi na swój temat (pewne pojawiające się fałszywe informacje trzeba było sprostować), posługiwał się właściwie tymi samymi zdaniami, raz wypracowanymi na tę smutną w jego odczuciu okoliczność. Zdecydowanie bardziej wolał słuchać innych albo rozmawiać o literaturze, niż się zwierzać.
Może to wynikało z pewnego – jak zakładam, niełatwego – rozdwojenia, które ks. Jan w sobie nosił? Z jednej strony był duchownym i wiedział, że wszelkiej maści obowiązki duszpasterskie są dużo ważniejsze od jakiejś poezji. Z drugiej strony, wiersze ciągle do niego przychodziły. Dziwił się, że ktoś je czyta, ale podskórnie przecież mu na tym zależało, o czym świadczy choćby jego korespondencja z Jerzym Turowiczem. Kapłan i poeta chadzają czasem różnymi drogami, a ks. Twardowski musiał te dwie drogi w sobie scalić. Jakim kosztem? On to wiedział najlepiej.

 

Ślady pamięci
Rozglądam się po pokoju numer jeden. Leżanka, podobno po słudze króla Jana Kazimierza, dostarczona tu przez wizytki – miejsce odpoczynku i pracy księdza Jana. Na niej poduszki w kwiatki i jedna w kształcie biedronki. Wizerunki Jezusa, Maryi i świętych z różnych stron świata i w różnych stylistykach; od sztuki po kicz. Sekretarzyk i stolik ocalałe z mieszkania rodziny Twardowskich na ul. Elektoralnej. Pierwszy pomieścił całą rzeszę figurek drewnianych i glinianych, nad którymi czuwa Czarna Madonna spoglądająca z zawieszonego powyżej obrazu. Na drugim uwagę przykuwa pośmiertny odlew twarzy i ręki księdza Jana. Między klęcznikiem a sekretarzykiem znalazło się miejsce i dla kołowrotka, i dla małego wozu (kiedyś z sianem). Na ścianie naprzeciwko wejścia wisi krzyżyk z parafii w Żbikowie, do której ksiądz Jan trafił po święceniach kapłańskich.
Zastanawiam się, kto tu mieszkał? Jaki człowiek? Czy tylko miłośnik drobiazgów? Czy ktoś, dla kogo pamięć była szalenie ważna? A może ktoś, kto potrzebował w swojej samotności i niewątpliwej “osobności” namacalnych dowodów ludzkiej życzliwości? Wystarczy przecież poczytać wpisy dzieci – i nie tylko dzieci – na dużym kaflowym piecu. Od razu człowiekowi poprawia się humor.
W pokoju numer dwa rzeczy jest jakby mniej, a przedmiotom łatwiej przypisać stojące za nimi osoby. Na ścianie po lewej – portret matki. Zdjęcia legendarnego ks. Bronisława Bozowskiego, który także mieszkał w kapelanii u wizytek. Zdjęcie rodzonych sióstr, zdjęcia kard. Stefana Wyszyńskiego i Małej Tereski, fotografia matki Czackiej – założycielki ośrodka dla niewidomych w podwarszawskich Laskach. Widać, że do sypialni ks. Twardowskiego “wstęp” miały osoby dla niego najważniejsze.
Przy ilości nagromadzonych w tym mieszkaniu przedmiotów, które opanowały meble, ściany i podłogę, uderza pustka panująca nad łóżkiem księdza Jana. Wisi tam tylko krzyż z pasyjką i obrazek Świętej Rodziny, na którym Maryja i Józef wyglądają na trochę zdziwionych i trochę zasmuconych. Być może winny temu baldachim, który siostry zawieszały nad łóżkiem, ale uzasadniona jest i taka myśl, że są przestrzenie i chwile w życiu, kiedy człowiek, niezależnie od tego, ilu miałby przyjaciół czy wielbicieli, zostaje sam na sam z Bogiem.

 

Dom anielski
Anna Kamieńska nazwała w jednym ze swoich wierszy dom ks. Twardowskiego “ptasim domkiem drewnianym”. Ale to jest przede wszystkim dom anielski. Anioły fruwają u poety wszędzie – od sufitu do podłogi. Z większymi i mniejszymi skrzydłami, jedne z aureolą, inne bez; zdarzają się też pozbawione nóg, odlane z gipsu od pasa w górę. Anioły grały księdzu Janowi z żyrandoli w obu pokojach, choć te z sypialni były – to oczywiste – bardziej stonowane, bo w naturalnym kolorze jasnego drewna. O teologii aniołów w wierszach Twardowskiego można by rozprawiać długo, ale w tym  kontekście kluczowe wydają się te słowa księdza poety:

Jakie to szczęście
obudzić się
i zobaczyć Anioła
wysłannika Boga
świadka Jego
obecności
(“Anioł przebudzenia”).

______________________________________________________

ok. 100 – ok. 165

Św. Justyn, męczennik

My, cośmy myśleli tylko o wojnie, mężobójstwie i wszelkiej niegodziwości, myśmy wszyscy po całej ziemi przekuli narzędzia wojenne, miecze, na pługi, a oszczepy na sprzęty rolnicze i uprawiamy pobożność, sprawiedliwość, ludzkość, wiarę, nadzieję, płynącą przez Ukrzyżowanego od samego Ojca.

  • Źródło: Dialog z żydem Tryfonem, w: Apologja. Dialog z żydem Tryfonem, tłum. ks. A. Lisiecki, Poznań 1926, s. 295.

Rzeźba św Justyn

Justyn urodził się około roku 100 w okolicy starożytnego Sychem w Samarii; przez długi czas poszukiwał prawdy, pielgrzymując od jednej do drugiej szkoły tradycji filozofii greckiej. W końcu – o czym sam opowiada w swoim “Dialogu z Trifonem” – tajemnicza postać, starzec napotkany na nadmorskiej plaży, najpierw wprawił go w zakłopotanie, ukazując niezdolność człowieka do zaspokojenia własnymi siłami dążenia do tego, co boskie. Z kolei wskazał mu w dawnych prorokach osoby, do których należy się zwrócić, aby odnaleźć drogę do Boga i “prawdziwą filozofię”. Żegnając się z nim, starzec wezwał go do modlitwy, aby zostały mu otwarte bramy światła. Opowieść ta jest aluzją do kluczowego wydarzenia w życiu Justyna: na koniec długiej wędrówki filozoficznej poszukiwania prawdy, dotarł on do wiary chrześcijańskiej. Założył w Rzymie szkołę, w której bezpłatnie wprowadzał uczniów w nową religię, uważaną za prawdziwą filozofię. W niej bowiem znalazł prawdę, a więc i sztukę życia prowadzonego w prawy sposób. Został za to zadenuncjowany i ścięty około roku 165, za panowania Marka Aureliusza, cesarza filozofa, do którego Justyn wystosował jedną ze swoich apologii.

Te właśnie dwie apologie oraz “Dialog z Żydem Trifonem” to jedyne dzieła, jakie po nim pozostały. Justyn chciał w nich przedstawić przede wszystkim Boży plan stworzenia i zabawienia, jaki dokonuje się w Jezusie Chrystusie, Logosie, to jest Słowie przedwiecznym, przedwiecznym Rozumie, Rozumie stwórczym. Każdy człowiek, jako stworzenie rozumne, ma udział w Logosie, nosi w sobie jego “nasienie” i zdolny jest uchwycić iskry prawdy. I tak sam Logos, który objawił się niczym w proroczej postaci Żydom Starego Przymierza, ukazał się częściowo, jakby w “nasionach prawdy”, również w filozofii greckiej. Otóż, wnioskuje Justyn, skoro chrześcijaństwo jest historycznym i osobistym objawieniem się Logosu w całej jego pełni, w konsekwencji “to wszystko, co pięknego wyraził ktokolwiek, należy do nas, chrześcijan” (2 Apol. 13, 4). W ten sposób, wytykając wprawdzie filozofii greckiej jej sprzeczności, Justyn sprowadza zdecydowanie do Logosu wszelką prawdę filozoficzną, uzasadniając z punktu widzenia rozumu wyjątkowe “roszczenie” do prawdy i powszechności religii chrześcijańskiej.

Jeżeli Stary Testament dąży do Chrystusa jako postaci zorientowanej na wiele znaczącą rzeczywistość, również filozofia grecka dąży do Chrystusa i do Ewangelii, podobnie jak część dąży do połączenia się z całością. I powiada, że obie te rzeczywistości, Stary Testament i filozofia grecka, są niejako dwiema drogami, prowadzącymi do Chrystusa, do Logosu. Oto dlaczego filozofia grecka nie może przeciwstawić się prawdzie ewangelicznej, chrześcijanie zaś mogą czerpać z niej z ufnością, niczym z własnego dobra. Dlatego mój czcigodny poprzednik, papież Jan Paweł II, nazwał Justyna “pionierem konstruktywnego dialogu z myślą filozoficzną, nacechowanym co prawda ostrożnością i rozwagą”, ponieważ Justyn “chociaż zachował wielkie uznanie dla filozofii greckiej nawet po nawróceniu, twierdził stanowczo i jednoznacznie, że znalazł w chrześcijaństwie “jedyną niezawodną i przydatną filozofię” (Dialogus cum Tryphone Iudaeo 8, 1) (Fides et ratio, 38).

Katecheza Benedykta XVI z 21 marca 2007 (fragment)

*****

 

Śmierć męczennika

Święty Justyn we wspaniały sposób połączył dwa ideały – starożytnego mędrca miłującego prawdę i chrześcijańskiego nauczyciela głoszącego Prawdę, która zstąpiła z niebios. Działał on jako człowiek świecki. Rozumem dotarł do granicy poznania i został oświecony przez łaskę – tą samą metodą pracował ze swymi uczniami. Jednocześnie dostrzegał odblaski pierwotnego objawienia widoczne w filozofii pogańskiej – nazywał to ziarnami Logosu i doceniał rozum pogan (szczególnie u stoików czy Sokratesa), który dochodził do poznania Boga w możliwych dla siebie granicach.
Pozycja pogańskiej filozofii, z którą nauka objawiona wiodła bój o prymat prawdy, była jeszcze na tyle silna w cesarstwie, iż Świętemu przyszło ciężko zapłacić za głoszenie swoich poglądów. Justyn został oskarżony przez swego adwersarza filozofa Kserksesa przed cesarzem-filozofem Markiem Aureliuszem o wyznawanie chrześcijaństwa. Wezwany przez sędziów do porzucenia Wiary udowodnił prawdziwość słów, które wcześniej głosił: „Tylko nieprawy porzuca prawdę dla fałszu”. Filozof-męczennik stojąc przed trybunałem pogańskim wraz ze swymi towarzyszami miał przed śmiercią powiedzieć: „Jest naszym życzeniem być torturowanym dla naszego Pana, i przez to być pewnym uratowania, gdy staniemy przed znacznie straszniejszym powszechnym sądem, przed trybunałem naszego Pana i Zbawcy”. Został ścięty mieczem jako obywatel Rzymu. Źródło 

 

O autorze: Judyta