Przedwyborowa. Butelczyna trzecia.

Szanowni Państwo.

 

Wysłuchałem – jak to się między nami mawia – najnowszego Księdza Profesora Guza.

Nie zdziwi już chyba nic.
Wrzody zostały rozrżnięte.

I to jak!
Wesele maestrii z majestatem.

Nie opuszczało mnie zdumienie i zafascynowanie – jakim cudem można mówić coś jednym tchem, przez kilkanaście minut, bez krzty błędu merytorycznego czy chociażby typowych i powszechnych potknięć oratorskich. Nic. Kryształ.

No i ta ulańska fantazja!
Że można Arystotelesem mierzyć tych trepów z ław sejmowych.

Z każdym zdaniem ładowany był większy kaliber.
A ten mnie ustrzelił:
– Z Tatusiem głosowaliśmy na pis…

Pierwsza myśl – O! Byłem równie mądry/gł… jak filozof.

Kochani.
Mam nadzieję, że to była tylko taka dramatyczna figura retoryczna, próba fraternizowania się z audytorium…
A może to jednak było coś znacznie więcej.
To była spowiedź. A raczej przedstawienie wzoru spowiedzi.
Okazanie – praktyczne i szczere – tego, że nawet Taka Głowa mogła zbłądzić. Ale że i nie może sobie pozwolić na to, by choć chwilę dłużej tkwić w tym błędzie.

 

____________________

 

A tak poza tym, to zapamiętałem to, co chyba Mówca chciał, bym zapamientał.

Miłość.

Która dopiero wtedy jest prawdziwa, gdy wroga okala, ocala. Choć nie zawsze jego ciało.

 

 

 

 

 

 

 

 

O autorze: karoljozef