Słowo Boże na dziś – 27 stycznia 2015r. – wtorek – bł. Jerzego Matulewicza, biskupa, wspomnienie

Myśl dnia

Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska.

Józef Piłsudski

“Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło: i zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu”
Antoine de Saint-Exupéry

WTOREK III TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

0708-tadeusz_1

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 10,1-10)

Ofiara Chrystusa

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Prawo, posiadając tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy, przez te same ofiary, corocznie ciągle składane, nie może nigdy udoskonalić tych, którzy się zbliżają. Czyż bowiem nie przestano by ich składać, gdyby składający je raz na zawsze oczyszczeni nie mieli już żadnej świadomości grzechów? Ale przez nie każdego roku odbywa się przypomnienie grzechów. Niemożliwe jest bowiem, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy.
Przeto przychodząc na świat, mówi: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę, w zwoju księgi napisano o Mnie, abym spełniał wolę Twoją, Boże”.
Wyżej powiedział: „Ofiar, darów, całopaleń i ofiar za grzechy nie chciałeś i nie podobały się Tobie”, choć składa się je na podstawie Prawa. Następnie powiedział: „Oto idę, abym spełniał wolę Twoją. Usuwa jedną ofiarę, aby ustanowić inną.
Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 40,2 i 4ab.7-8a.10.11)

Refren: Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę.

Z nadzieją czekałem na Pana, +
a On się pochylił nade mną *
i wysłuchał mego wołania.
Włożył mi w usta pieśń nową, *
śpiew dla naszego Boga.

Nie chciałeś ofiary krwawej ani z płodów ziemi, *
lecz otworzyłeś mi uszy.
Nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechy. *
Wtedy powiedziałem: „Oto przychodzę”.

Głosiłem Twą sprawiedliwość *
w wielkim zgromadzeniu
i nie powściągałem warg moich, *
o czym Ty wiesz, Panie.

Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca, *
głosiłem Twoją wierność i pomoc.
Nie taiłem Twojej łaski ani Twej wierności *
przed wielkim zgromadzeniem.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 11,25)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 3,31-35)

Prawdziwi krewni Jezusa

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”.

Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.
Oto słowo Pańskie.
***************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ

Równi wobec Boga

Człowiek autentycznie wierzący będzie zawsze do spotkanych ludzi podchodził z szacunkiem i miłością. Oczywiście nie jest to łatwe, a po ludzku patrząc, wręcz niemożliwe. Dla Jezusa nie było ludzi godnych mniejszej uwagi. Do wszystkich podchodził on z jednakowym szacunkiem. Rozmawiał ze sprawiedliwymi i z grzesznikami. Nikt w jego oczach nie był uprzywilejowany, nawet osoby, które po ludzku były z nim spokrewnione. Jako chrześcijanie jesteśmy zaproszeni do pokonywania uprzedzeń, które mogą się rodzić w naszych sercach. Wszyscy przed Bogiem jesteśmy równi i w taki też sposób powinniśmy się wzajemnie traktować.

Boże, który znasz tajniki mego serca i wiesz, że tak trudno przychodzi mi kochać niektóre osoby, dodaj mi siły, abym się nie zniechęcał i był cierpliwy wobec sióstr i braci, których stawiasz na mojej drodze.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*****

Błogosławiony Jerzy Matulewicz (1871-1927), odnowiciel Zgromadzenia Księży Marianów, biskup wileński, wizytator Kościoła na Litwie, pokazuje swoim życiem, co oznacza prawdziwe pokrewieństwo z Jezusem. Jego słowa mówiące o służbie w Kościele, która ma być prawdziwą ofiarą dla dobra całej wspólnoty, mogą nas zawstydzać: „Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a potem wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Daj, bym był wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się”.

ks. Jarosław Januszewski, „Oremus” styczeń 2009, s. 107

JA JESTEM W OJCU

Obym żył ukryty z Chrystusem w Bogu (Kol 3, 3)

W rozważaniach nad osobą Jezusa najwięcej zastanawia nas i interesuje stosunek Jego do Boga i wewnętrzne nastawienie duszy Jezusa do Boga. Jezus jest Synem Bożym i to jest istotą Jego wielkości i świętości, Z natury jest On jedynym Synem Bożym, wierzący zaś są dziećmi Bożymi przez laskę na obraz Jezusa i za Jego pośrednictwem, gdyż Ojciec przeznaczył ich „jako przybranych” synów przez Jezusa Chrystusa” (Ef 1, 5). Uczestnictwo w synostwie Bożym, które Jezusowi wyłącznie przysługuje z natury, On dal nam przez laskę. Cała więc wielkość i świętość chrześcijanina zależą od tego, czy potrafi on żyć w całej pełni jako dziecko Boże. Powinien przeto starać się odtworzyć w sobie, tak jak to jest możliwe dla zwykłego stworzenia, wewnętrzne usposobienie Jezusa w stosunku do Ojca niebieskiego.

„Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu” (J 10, 38). Jezus objawia w tych słowach swoje głębokie zjednoczenie z Ojcem. Jezus jako Słowo odwieczne jest z natury swojej zjednoczony z Ojcem w sposób substancjalny, niepodzielny, co nigdy nikomu nie będzie danym naśladować. Lecz również Jezus–Człowiek żyje ściśle zjednoczony z Ojcem. Cala Jego miłość ześrodkowała się na Ojcu. Cały umysł Jezusa tkwi w Ojcu, a Jego wola jest całkowicie zwrócona ku woli Ojca, którą we wszystkim wypełnia. To zjednoczenie Chrystusa–Człowieka z Ojcem niebieskim jest wzorem zjednoczenia chrześcijanina z Bogiem, z tej właśnie przyczyny, że i w Jezusie również jest ono łaską. Łaska, jaką posiada Jezus, jest nieskończona, ma pełnię i doskonałość, jakiej nie posiada żadne inne stworzenie; dlatego wypływające z niej zjednoczenie z Bogiem jest ponad wyobrażenie doskonałe. Jednak również łaska dana ludziom, czyni ich zdolnymi, przynajmniej do pewnego stopnia, do tego, by żyli wpatrując się w Ojca i skierowując do Niego z miłością swoją wolę. Jezus daje nam tego przykład, a równocześnie prosi dla uczniów swoich o podobne do swojego zjednoczenie z Ojcem: „Jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas” (J 17, 21). O nic większego nie mógł Pan prosić dla tych, którzy Go miłują, a fakt, że prosił o to w ostatniej swojej modlitwie do Ojca, jest wezwaniem, a zarazem i zachętą, by dążyć do tego najwyższego celu.

  • O duszo moja, rozważaj tę wielką rozkosz miłości, jaką ma Ojciec, poznając Syna swego, a Syn Ojca swego, i zapał, z jakim Duch Święty z Ojcem i Synem się jednoczy! Żadna z trzech Osób nie może się odłączyć od tej miłości i poznania, bo wszystkie trzy są jedną istnością. Wzajemnie siebie poznają, wzajemnie miłują, wzajemną i wspólną cieszą się rozkoszą. Na cóż więc jest im potrzebna miłość moja? Na co jej żądasz ode mnie, Boże mój? Co na niej zyskasz?…
    Raduj się, duszo moja, że jest ktoś, kto miłuje twego Boga tak, jak tego jest godzien. Raduj się, że jest taki, który zna dobroć i moc Jego. Dzięki Mu czyń, iż zesłał na ziemię Jednorodzonego Syna, który Go dobrze zna, Dzięki takiej opiece śmiało możesz przystąpić do Boga i błagać Go. Jeśli On znajduje w tobie rozkosz swoją, nie dopuść, aby rzeczy ziemskie przeszkadzały ci znajdować w Nim rozkosz twoją i radować się z wielmożności Jego. Skoro On jest nieskończenie godny tego, by Go wszystko stworzenie chwaliło i miłowało, proś Go, aby ci dał łaskę, byś i ty choć w cząstce zdołała się do tego przyczynić, aby było błogosławione Jego imię (św. Teresa od Jezusa: Wołania duszy do Boga 7, 2–3).
  • Ojcze nasz, Ty wiesz, czego potrzebujemy; jeśli wzywasz nas do siebie, dajesz nam również środek, abyśmy mogli dojść do Ciebie. Dajesz nam swojego Syna, aby był naszą drogą, uczył nas prawdy i udzielił życia.
    Jednocząc się z Tobą, o Jezu, utożsamiamy się z Tobą, jesteśmy w Tobie, a Ty w nas, jesteśmy twarzą w twarz z Ojcem. Nie widzimy Go, lecz przez wiarę wiemy, że jesteśmy przed Ojcem, razem z Tobą, Ty zaś przedstawiasz nas Jemu. Jesteśmy z Tobą na łonie Ojca, w świątyni bóstwa… Mimo naszej nędzy nie możemy się zniechęcać ani lękać zbliżyć się do Boga, dzięki bowiem Twojej łasce, o Zbawicielu, i razem z Tobą, możemy być zawsze na łonie naszego Ojca niebieskiego (K. Marmion: Chrystus w swoich Tajemnicach 3; 16).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 63

http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150127.htm

********

#Ewangelia: Nowe więzy rodzinne

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: “Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”. Odpowiedział im: “Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: “Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”. (Mk 3, 31-35)

 

Rozważanie do Ewangelii

Parę dni temu czytaliśmy fragment Ewangelii o bliskich Pana Jezusa, którzy postanowili powstrzymać Go w Jego gorliwości w pomaganiu ludziom, która była tak wielka, że wydawało się, iż “odszedł od zmysłów”. Dziś dowiadujemy się, co się stało, gdy faktycznie przyszli do Niego. Jezus, jakby dla potwierdzenia przypuszczeń, że zwariował, “spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”. Jak bardzo musiał On kochać tych ludzi, skoro byli oni dla Niego jak najbliższa rodzina! Jak bardzo On kocha nas! Mimo naszych grzechów On się do nas przyznaje!

Postawmy sobie pytanie: “Czy Jezus jest moim bratem? Czy kocham Go jak brata? choć trochę tak, jak On kocha mnie?”.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2317,ewangelia-nowe-wiezy-rodzinne.html

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 3, 31-35

Mariusz Han SJ

(fot. Sami Taipale / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Nasi bliscy krewni…

 

Prawdziwi krewni Jezusa
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie. Odpowiedział im: Któż jest moją matką i /którzy/ są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.

 

Opowiadanie pt. “O łzach na pogrzebie”
Na pogrzebie bardzo bogatego człowieka było dużo mów, wzdychań i płaczu. W głośnym zawodzeniu wyróżniał się szczególnie jeden z żałobników. Ksiądz prowadzący pogrzeb, podszedł potem do tego zawodzącego i zapytał: – Czy pan jest może krewnym zmarłego? – Nie. – To dlaczego pan tak płacze? – Właśnie dlatego!

 

Refleksja
Nasi najbliżsi sercu dają nam “jakąś pewność”, że nigdy nie będziemy sami. Nasze mamy, ojcowie, bracia, czy siostry mają w sobie zakodowaną ogromną miłość, która potrafi tak wiele wybaczyć, że daje to nam ogromny komfort czucia się kochanym. Mamy jednak świadomość, że prócz nich są wśród nas też i inni ludzie: krewni, ale też i przyjaciele, koledzy, czy osoby które niewiele znamy. Oni również są naszą “rodziną”, której poświęcamy nasze życie, talenty i czas…

 

Jezus miał świadomość skąd pochodzi, ale też wiedział jaką ma misję od Ojca. Ta misja polegała na uczeniu nas na nowo: wiary, nadziei i miłości. Uczył nas wiary w Boga i człowieka, dał nadzieję na lepsze jutro, oraz uczuł niełatwej miłości, która ogrania wszystko i wszystkich. Obyśmy czerpali z Tego, co Jezus nam codziennie daje, dla naszego i ludzi dobra…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Kto z rodziny jest Ci najbliższy i dlaczego?
2. Kto jest Twoim największym przyjacielem spoza rodziny? Dlaczego właśnie On?
3. Czy masz świadomość własnego pochodzenia od Boga Ojca?

 

I tak na koniec…
“Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło: i zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu” (Antoine de Saint-Exupéry)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,152,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-3-31-35.html

******

ks. Marek Dziewiecki
Dorastanie do bycia darem
Don Bosco
Dorastanie do świętościWychowanie w rodzinie, według pedagogii Ewangelii, oznacza, że największym marzeniem rodziców jest wspólne z dziećmi dorastanie do świętości. Być rodzicem to proponować dzieciom – a najpierw samemu sobie! – optymalną, czyli ewangeliczną drogę życia.

Jan Paweł II wielokrotnie przypominał chrześcijańskim rodzicom o tym, by wspierali swe dzieci na drodze dorastania do powołania. „Pragnę zwrócić się do was, rodzice chrześcijańscy, aby zachęcić was, byście byli blisko waszych synów i córek. Nie pozostawiajcie ich samotnych w obliczu wielkich decyzji wieku dorastania. Pomóżcie im, by nie ulegli pokusie szukania jedynie dobrobytu materialnego i kierujcie ich ku prawdziwej radości, tej duchowej” (Orędzie na Tydzień Modlitw o Powołania, 2001).
Jan Paweł II podkreślał jakże ważny fakt, że „rodziny odgrywają rolę decydującą o przyszłości powołań. Świętość miłości małżeńskiej, harmonia życia rodzinnego, duch wiary w rozwiązywaniu codziennych problemów życia, otwartość na innych, zwłaszcza na biednych, uczestnictwo w życiu wspólnoty wierzących, stanowią właściwe środowisko dla odkrywania Bożego powołania i dla jego wielkodusznej realizacji ze strony dzieci” (Orędzie, 2002).
To właśnie w rodzinie młodzi ludzie powinni odkryć, że każdy z nich jest powołany do wielkiej miłości niezależnie od tego, czy będzie ją realizował jako świecki, czy też jako osoba duchowna. Rodziny, w których młodzi doświadczają tego, że są nieodwołalnie kochani i w których uczą się nieodwołalnie kochać, stają się urodzajną glebą powołań. Istotnym zadaniem rodziców jest upewnianie dorastających dzieci o tym, że życie jest darem, który z samej swej natury jest zaproszeniem do tego, by stać się darem ofiarowanym.
Rolą rodziców jest wyjaśnianie, że miłość do Boga i do bliźniego oznacza pełnię rozwoju człowieka i prowadzi do trwałej radości. Równie ważnym zadaniem rodziców jest pomaganie synom i córkom, by stawali się zdolni do podjęcia decyzji na całe życie, a nie tylko do krótkoterminowych zobowiązań, opartych na chwilowym zapale czy na zauroczeniu emocjonalnym.
Wzorem do naśladowania dla wszystkich rodziców jest postawa św. Andrzeja Apostoła, który przyprowadza do Chrystusa swego brata. Andrzej nie domyśla się nawet, jak niezwykłe powołanie otrzyma Piotr od Jezusa. Podobnie rodzice powinni wskazywać na Chrystusa i z cierpliwością przyprowadzać do Niego swoje dzieci. A wtedy ze zdumieniem przekonają się, że ich dzieci odkryją powołania przewyższające najśmielsze oczekiwania rodziców.
Stały wzrost duchowy przewodników w wierze
Aby rodzice mogli pomagać dzieciom w trafnym odkryciu i w dojrzałej realizacji otrzymanego powołania, sami potrzebują stałego wzrostu w dojrzałości i budowania coraz bardziej pogłębionej więzi z Chrystusem. Szczególne znaczenie ma tu regularna Eucharystia i osobista modlitwa, lektura Pisma Świętego i sakrament pojednania, korzystanie z katechezy dla dorosłych, rekolekcje parafialne, włączenie się w ruchy formacyjne.
Dojrzali rodzice wiedzą o tym, że istotą wychowania chrześcijańskiego nie są nakazy czy zakazy, lecz fascynowanie dzieci i młodzieży perspektywą życia w świętości, czyli perspektywą życia w prawdzie, wolności i miłości! Być odpowiedzialnym rodzicem, to nie tylko dojrzale kochać własne dzieci, ale także pomagać im w tym, by również one uczyły się kochać w podobnie dojrzały sposób.
Wychowanie w rodzinie, według pedagogii Ewangelii, oznacza, że największym marzeniem rodziców jest wspólne z dziećmi dorastanie do świętości. Być rodzicem to proponować dzieciom – a najpierw samemu sobie! – optymalną, czyli ewangeliczną drogę życia. Niektórzy rodzice obawiają się tego, że wychowując dzieci zgodnie z zasadami Ewangelii, „skazują” je na to, że staną się one w przyszłości ofiarą ludzi niewychowanych i nieszlachetnych.
Takie obawy są zbędne, gdyż wynikają z niezrozumienia istoty wychowania według pedagogii Ewangelii. Otóż dziecko rzeczywiście wychowane na wzór słów i czynów Chrystusa, nie będzie nigdy krzywdzić innych ludzi, ale też nie będzie pozwalać innym na to, by było krzywdzone. Takie dziecko w dorosłym życiu będzie odnosiło się do innych z miłością i szacunkiem, ale bez naiwności.Uczyć naśladowania Chrystusa

Tę właśnie mądrość wychowania podkreśla Jezus wtedy, gdy podaje najkrótszą definicję chrześcijanina: „Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10, 16). Ci rodzice, którzy są wierni własnemu powołaniu, którzy przyprowadzają swoje dzieci do Boga i którzy uczą swych synów i córki naśladowania Chrystusa, czyli dorastania do świętości, w najbardziej owocny sposób pomagają dzieciom w przypatrywaniu się otrzymanemu powołaniu oraz w radosnym wypełnieniu tegoż powołania.
Zdarza się czasem, że rodzice księży czy osób konsekrowanych mają poczucie wyższości, gdyż sądzą, że ich dzieci obrały stan „wyższej doskonałości”. Tymczasem w Kościele nie ma stanów „wyższych” i „niższych”, gdyż wszyscy powołani jesteśmy do życia w tej samej, świętej miłości. Drugi błąd, to przekonanie, że dokonali oni czegoś niezwykłego, bo „poświęcili” swoje dzieci Bogu.
Tymczasem dzieci nie są nigdy własnością rodziców, więc rodzice – choćby chcieli – nie mogliby swoich dzieci nikomu ani niczemu „poświęcić”! Bycie darem dla Boga i dla bliźnich w takim samym stopniu – chociaż w inaczej wyrażanej formie – odnosi się zarówno do małżeństwa i rodziny, jak do kapłaństwa czy życia konsekrowanego.
Zadaniem chrześcijańskich rodziców jest fascynowanie swoich dzieci życiem w świętej miłości, niezależnie od tego, jakie Bóg podpowie im specyficzne drogi życia. Istotnym zadaniem rodziców jest też przypominanie dzieciom i młodzieży o tym, że wykształcenie, praca zawodowa czy dobra pozycja społeczna nikomu nie wystarczą do szczęścia!
To wszystko jest wtórne wobec powołania. Powołanie to stawanie się najpiękniejszą, najbardziej Bożą wersją samego siebie. Właśnie dlatego każde powołanie może być właściwie odczytane i wiernie zrealizowane jedynie przez tych, którzy trwają w serdecznej przyjaźni z Bogiem i aktywnie uczestniczą w życiu Kościoła.
ks. Marek Dziewiecki
Don BOSCO, 9/2009

fot. John Liu, Growth (126/365)
https://www.flickr.com/photos/8047705@N02/5697203141
******

Komentarz liturgiczny

Prawdziwi krewni Jezusa
(Mk 3, 31-35)

Krewni Jezusa są to krewni według Ducha Świętego. Tylko w Duchu Świętym można wiedzieć jaką i jak pełnić wolę Bożą. A przecież Matka Jezusa Maryja była Mu na pewno krewną i z Ducha, i z ciała. Jednak w tym miejscu Ewangelii Jezus mówi do obcych i pokazuje, że oni mają szansę stać się rodziną Jezusa.
Zadziwiające jak Jezus tłumaczy nam tajemnice Królestwa. Ty jesteś ważny w oczach Boga! ON nie zostawia Ciebie samego!


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

*****

Refleksja katolika

***

Z Dziennika duchowego bł. Jerzego, biskupa
(Część I: Petersburg 1910-1911)
Dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia

Hasłem moim niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą chwałę Bożą, we wszystko wnosić ducha Bożego, wszystko przepajać duchem Bożym. Bóg i Jego chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia, osią, dokoła której mają się obracać wszystkie moje myśli, uczucia, pragnienia i czyny.

Całuję rękę Twej Opatrzności i całkowicie Tobie się oddaję, Panie. Prowadź mnie, Ojcze niebieski, czyń ze mną, co Ci się podoba. Dziwną drogą upodobałeś sobie prowadzić mnie, Panie, lecz któż odgadnie Twoje drogi i zamiary? Oto ja sługa Twój, poślij mnie, dokąd zechcesz. Rzucam się jak dziecko w Twoje objęcia, nieś mnie! Upodobałeś sobie wieść mnie drogą trudów, cierpień i ciężarów. Dzięki Ci za to, wielkie dzięki! Spodziewam się, że idąc tą drogą niełatwo zbłądzę, gdyż jest to droga, którą szedł mój najmilszy Zbawiciel, Jezus Chrystus.

Spraw, abym coraz bardziej zapierał się samego siebie, a Ciebie coraz więcej miłował. Udziel mi odwagi i męstwa, abym dla wywyższenia Twego Imienia i dla dobra Twojego Kościoła nie ugiął się przed żadnymi trudnościami, przeszkodami, ani rąk nie opuścił; żebym szedł odważnie, wszędzie się wciskał, gdzie tylko można dla Ciebie pracować i cierpieć.

Czyż nie powinniśmy iść tam, gdzie można jak najwięcej zyskać dla Boga, gdzie można jak najwięcej dusz zbawić, to jest tam, gdzie największe bezbożnictwo, zepsucie, obojętność w wierze, oddalenie od Kościoła? Czyż nie powinniśmy usiłować wszędzie się przedostać, wcisnąć, gdzie tylko można zdobyć coś dla Chrystusa i Kościoła? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne, aby wpuścić światło.

Święty Kościele katolicki, prawdziwe królestwo Chrystusowe na ziemi, najgorętsze moje ukochanie! Jeślibym ciebie zapomniał, niech będzie zapomniana prawica moja. Niech przyschnie do podniebienia język mój, jeślibym o tobie nie pamiętał, jeślibym ciebie nie uważał za najmilszą Matkę moją, za największą pociechę moją. Niech ten okrzyk będzie ustawicznym wołaniem serca mego. Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony, aby tylko w Twoim domu było czyściej i schludniej. Niech mnie potem rzucą gdziekolwiek, jak tę brudną, zużytą ścierkę. Daj, bym został wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się, bylem się przyczynił do wzrostu i umocnienia Twojego Kościoła. Dozwól mi, abym mógł pracować i cierpieć dla Ciebie i Twojego świętego Kościoła, i jego widzialnej głowy – Ojca świętego.

Daj to, Boże, byśmy zostali porwani tą jedyną wielką myślą: dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia, tak się sprawami Kościoła przejmować, aby cierpienia, troski i rany Kościoła były naszymi troskami, cierpieniami i ranami serca; byśmy porwani tym jednym pragnieniem niczego tu na ziemi się nie spodziewali, niczego nie szukali, żadnej innej zapłaty nie oczekiwali, lecz tylko tego pragnęli, by życie swoje poświęcić Bogu i Kościołowi, zedrzeć się i zużyć w pracach, uciskach i walkach dla Kościoła; byśmy mieli to wielkie męstwo, aby żadnych przeszkód ze strony świata i jego potęg się nie lękać, żadnej bojaźliwości się nie poddawać, lecz iść odważnie do walki i pracy dla Kościoła, zwłaszcza tam, gdzie władza świecka prześladuje Kościół i zakony, gdzie organizacje i instytucje kościelne najbardziej krępuje. Jednego tylko się lękajmy: aby nie umrzeć, nie skosztowawszy cierpień, ucisków i trudów dla Kościoła, dla zbawienia dusz, dla rozszerzenia chwały Bożej. Obyśmy nasze myśli, pragnienia i zamiary kierowali ku temu jednemu, aby wszędzie wnosić Chrystusa, wszystko przepajać Jego duchem, wszędzie wywyższać imię Kościoła.

Dzięki Ci, Panie, za udzielone mi szczególne uczucie miłości względem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Jakże słodko jest modlić się przypadłszy do Jej stóp i zatapiać się w modlitwie. Dusza zdaje się omdlewać, owładnięta najsłodszymi uczuciami, ciało zaś przenikają dziwne, niepojęte i nie dające się wyrazić dreszcze. Prawie tego samego doświadczam, gdy Twój krzyż święty do serca i piersi przyciskam.

***

Biblia pyta:

Nie mów: Jak się to dzieje, że dawne dni były lepsze niż obecne? – Bo nieroztropnie o to się pytasz.
Koh 7:10

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XLIX. O UPRAGNIENIU ŻYCIA WIECZNEGO I O TYM, JAK WIELKIE RZECZY OBIECANO TAM BOJUJĄCYM TU NA ZIEMI

1. Synu, skoro uczujesz, że spłynęła na ciebie tęsknota wiecznej szczęśliwości 2 P 1,13-14, i zapragniesz wyjść z domu swego ciała, aby oglądać moją światłość nie zmąconą cieniem J 17,24, otwórz serce i przyjmij miłośnie to święte utęsknienie Jk 1,17.

Podziękuj najwyższej Dobroci, że zesłała ci tę łaskę nawiedzając cię miłościwie, zagrzewając żarliwie, unosząc ku sobie swoją mocą, abyś własnym ciężarem nie uwiązł przy ziemi.

Bo nie jest to zasługa twoich rozmyślań ani wysiłków, ale dar najwyższej łaski i Bożej miłości, abyś dojrzewał w dobru i pokorze i przygotowywał się do dalszych bojów, abyś całym sercem przylgnął do mnie i starał się służyć mi jak najgorliwiej.

2. Synu, bywa, że ogień płonie, ale płomień wznosi się ku górze wraz z dymem. Tak właśnie często płonie w ludziach pragnienie niebios, a przecież nie są wolni od pożądań ciała. Kiedy więc zwracają się z utęsknieniem do Boga, czynią to niezupełnie dla chwały Bożej.

Takie bywa często i twoje pragnienie, którym natrętnie chcesz mi pochlebić. Bo to, co ma w sobie choć trochę interesowności, nie może być czyste ani doskonałe.

3. Nie o to proś, co jest dla ciebie miłe i pożądane, ale co ja wybrałem jako dobre i chwalebne dla ciebie, bo jeśli głębiej pomyślisz, potrafisz swoje pragnienie podporządkować mojej woli i jej się tylko trzymać. Ja znam twoje pragnienia i słyszę twoje wzdychanie Ps 38(37),10. Wiem, że chcesz być już wolny w chwale dzieci Bożych Rz 8,21, marzysz o domu wiekuistym i ojczyźnie niebieskiej pełnej radości, ale jeszcze nie nadeszła godzina.

Jest jeszcze inny czas, czas walki Koh 3,6, czas trudu i czas próby. Pragniesz, aby cię napełniło najwyższe dobro, ale nie możesz tego osiągnąć. Jam jest, poczekaj na mnie So 3,8, mówi Pan, aż przyjdzie Królestwo Boże Łk 22,18.

4. Na razie musisz jeszcze być tutaj na ziemi i tu walczyć. Niekiedy będzie ci dane wytchnienie, nigdy nasycenie. Umacniaj się więc i bądź dzielny Joz 1,7 i w działaniu, i w znoszeniu tego, co sprzeciwia się twojej naturze. Masz się przeoblec w nowego człowieka Ef  4,24; Kol 3,10 i w innego człowieka się przemienić 1 Sm 10,6.

Trzeba, żebyś robił często to, czego nie chcesz, a rezygnował z tego, czego chcesz. Innym samo przychodzi to, czego zapragną; czego ty pragniesz, samo nie przyjdzie. Gdy inni mówią, wszyscy ich słuchają, kiedy ty mówisz, nikt nie zwraca uwagi. Inni proszą i otrzymują, ty poprosisz, nie dostaniesz.

5. Inni będą wielcy na ustach ludzi, o tobie będzie milczenie. Innym to lub owo powierzą, ciebie uznają za nieudolnego. Dlatego naturalne jest, że czasem będzie ci smutno, ale wielka to rzecz, jeśli zniesiesz to w milczeniu.

W ten sposób Pan doświadcza zwykle wiernego sługę, czy umie on się wyrzec wszystkiego i wszystko przezwyciężyć.
A już najbardziej masz siebie pokonywać, gdy coś jest przeciwne twojej woli, gdy czegoś nie chcesz widzieć i znosić, gdy każą ci robić coś, co ci nie odpowiada i wydaje ci się niepotrzebne.

Nie śmiesz sprzeciwić się władzy, choć jesteś stworzony do uległości, dlatego tak ciężkie ci się wydaje spełnianie cudzych poleceń i przeciwstawianie się własnym uczuciom.

6. Ale pomyśl, synu, jaki będzie owoc tego trudu, jak szybki koniec niedoli, jak ogromna nagroda, a wtedy nie będziesz już odczuwał ciężaru, ale wielką ulgę w cierpieniu. Bo w zamian za tę skromną swoją wolę, której tu sam się wyrzekniesz Hbr 6,18, otrzymasz wiecznotrwałą wolność w niebie.

Tam odnajdziesz wszystko, czego zechcesz, wszystko, czegokolwiek mógłbyś zapragnąć. Tam wszystko dobro samo przyjdzie do ciebie, i to bez obawy utraty. Tam twoja wola będzie zawsze równoznaczna z moją, nic z zewnątrz, niczego na własność nie zapragnie.

Tam nikt ci się nie sprzeciwi, nikt na ciebie nie poskarży, nikt nie przeszkodzi, nikt nie stanie na drodze, ale wszystko, czego zapragniesz, jednocześnie się spełni, orzeźwi cię i nasyci.

Tam za urazy doznane dam ci chwałę Iz 61,3, za smutki szatę wesela, a za ostatnie miejsce pobytu mieszkanie w Królestwie na wieki 1 Mch 2,57. Tam okaże się owoc posłuszeństwa, tam trud pokuty zmieni się w radość, a pokora przywdzieje wieniec chwały.

7. Teraz więc z pokorą podaj się w ręce ludzi i nie zważaj na to, kto ci co polecił lub kazał. Ale na to zważaj, aby przyjmować w dobrej wierze, a potem szczerze i ochotnie wypełniać wszystko, czegokolwiek ktoś od ciebie zażąda, czy to większy od ciebie, czy mniejszy, czy równy tobie.

Niech jeden dąży do tego, drugi do czegoś innego, niech jeden chlubi się tym, drugi czym innym, i niechaj chwalą ich tysiące, ty zaś nie ciesz się ani z tego, ani z tamtego, ale tylko z wyrzeczenia się siebie i wypełniania mojej woli.

Tego powinieneś pragnąć, aby przez życie twoje i przez śmierć zawsze działa się tylko chwała Boża Flp 1,20.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

WIECZNOŚĆ NIE MA CHWIL

Czy wiecie, żeśmy dłużej niżeli Bóg żyli?
Bóg jest wieczny, a przecież nie żył ani chwili.

Adam Mickiewicz

***

Nigdy nie rób sobie tatuażu.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

******

Refleksja maryjna

Pastoralne kierunki kultu Maryi

Sobór święty umyślnie podaje do wiadomości naukę katolicką, napominając równocześnie wszystkich synów Kościoła, aby szczerze popierali kult błogosławionej Dziewicy, szczególnie liturgiczny, a praktyki i zbożne ćwiczenia ku Jej czci, zalecane w ciągu wieków przez Urząd Nauczycielski, cenili wysoko i pobożnie zachowywali to, co Kościół postanowił o kulcie obrazów Chrystusa, Błogosławionej Dziewicy i Świętych. Teologów zaś i głosicieli słowa Bożego gorąco zachęca, by wystrzegali się zarówno wszelkiej fałszywej przesady, jak i zbytniej ciasnoty umysłu. Studiując pilnie pod przewodem Urzędu Nauczycielskiego Pismo Święte, Ojców i doktorów oraz liturgie Kościoła, niechaj we właściwy sposób wyjaśniają dary i przywileje Błogosławionej Dziewicy, które zawsze odnoszą się do Chrystusa, źródła wszelkiej prawdy, świętości i pobożności. Niech się pilnie wystrzegają wszystkiego, cokolwiek w słowach lub czynach mogłoby braci odłączonych lub jakichkolwiek innych ludzi wprowadzić w błąd co do prawdziwej nauki Kościoła. Niechaj następnie wierni pamiętają o tym, że prawdziwa pobożność nie polega ani na czczym i przemijającym uczuciu, ani na próżnej łatwowierności, lecz pochodzi z prawdziwej wiary, która prowadzi nas do uznania przodującego stanowiska Bogarodzicielki i pobudza do synowskiej miłości ku Matce naszej oraz do naśladowania Jej cnót.

KK 67

teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

************

Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Kazanie 25 do Ewangelii św. Mateusza; PL 46, 937

„Ten Mi jest bratem, siostrą i matką”
 

Błagam was, zważcie na to, co mówi wam Chrystus Pan, wyciągając dłoń w stronę uczniów: „Oto moja matka i moi bracia”. I następnie: „Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”. Czy Dziewica Maryja nie pełniła woli Ojca – przecież uwierzyła przez wiarę, poczęła przez wiarę, została wybrana, aby narodziło się z Niej zbawienie dla nas i została stworzona w Chrystusie, zanim Chrystus został stworzony w Niej? Święta Maryja pełniła, tak, pełniła wolę Ojca i, w rezultacie, dla Maryi ważniejszym jest bycie uczniem Chrystusa niż Jego matką; korzystniejszym jest dla Niej bycie uczniem Chrystusa niż matką Chrystusa. Maryja była zatem błogosławiona, ponieważ, zanim zrodziła Nauczyciela, nosiła Go w swoim łonie…

Święta Maryja, szczęśliwa Maryja! A jednak Kościół więcej jest wart niż Dziewica Maryja. Dlaczego? Ponieważ Maryja jest częścią Kościoła, członkiem wybitnym, znakomitszym od innych, ale jednak członkiem całego ciała… Dlatego, moi drodzy, spójrzcie na siebie: jesteście członkami Chrystusa i jesteście ciałem Chrystusa (1Kor 12,27). W jaki sposób? Zwróćcie uwagę na to co mówi: „Oto moja matka i moi bracia”. Jak będziecie matką Chrystusa? „Kto słucha, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.

*********

Kilka słów o Słowie 27 I 2015

<a href="/channel/UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" class=" yt-uix-sessionlink     spf-link  g-hovercard" data-name="" data-ytid="UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" data-sessionlink="ei=cGHHVNjOCKT80QXnvYDwCw">Michał Legan</a>

 

http://youtu.be/xdFLIWl6ojI

 

****************

Czwarty odcinek internetowego słuchowiska PLASTER MIODU: PSALMY prowadzonego przez o. Adama Szustaka OP. Po więcej zapraszamy na: www.langustanapalmie.pl.

PLASTER MIODU. Psalm 4: Przełykając ślinę

 

http://youtu.be/qmKXUDNYZ5Y

 

 

PSALM 4

Modlitwa i napomnienie

1 Kierownikowi chóru. Na instrumenty strunowe. Psalm. Dawidowy.
2 Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi,
Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia –
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!
3 Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali?
Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?
4 Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę,
Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam.
5 Zadrżyjcie i nie grzeszcie,
rozważcie na swych łożach i zamilknijcie!
6 Złóżcie należne ofiary
i miejcie w Panu nadzieję!

7 Wielu powiada: “Któż nam ukaże szczęście?”
Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza!
8 Wlałeś w moje serce więcej radości
niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina.
9 Gdy się położę, zasypiam spokojnie,
bo Ty sam jeden, Panie,
pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie.

http://www.nonpossumus.pl/ps/Ps/4.php

 

****************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
27 stycznia
Błogosławiony Jerzy Matulewicz, biskup

Błogosławiony Jerzy Matulewicz Jerzy urodził się 13 kwietnia 1871 roku w wielodzietnej rodzinie litewskiej, we wsi Lugine koło Mariampola na Litwie. Oboje rodzice umarli, gdy był małym dzieckiem. Był wychowywany przez swojego starszego brata Jana, niezwykle surowego i wymagającego człowieka. Pomimo kłopotów zdrowotnych i materialnych – często nie miał za co kupić podręczników – uczył się dobrze dzięki swojej niezwykłej pilności i pracowitości. Po kilku latach nauki na prawach eksternisty w gimnazjum (od 1883 r.) zachorował na gruźlicę kości. Musiał posługiwać się kulami. Choroba ta gnębiła go do końca życia. Już w gimnazjum pragnął zostać kapłanem. Jednakże dopiero w 1891 roku, jako dwudziestoletni młodzieniec, wstąpił do seminarium duchownego w Kielcach. Wówczas też zmienił swoje nazwisko z Matulaitis na Matulewicz. Zapamiętano go jako kleryka pełnego spokoju, wewnętrznej równowagi, otwartego i pracowitego. Gdy władze carskie zamknęły seminarium, kontynuował naukę w Warszawie, a następnie w Petersburgu. Tu przyjął święcenia kapłańskie 31 grudnia 1898 roku. W następnym roku ukończył Akademię Petersburską jako magister teologii. Doktorat uzyskał na uniwersytecie we Fryburgu Szwajcarskim.
Powrócił do Kielc, gdzie podjął zajęcia jako profesor seminarium (do 1904 r.). Postępująca gruźlica kości spowodowała, że musiał poddać się ciężkiej operacji w jednym z warszawskich szpitali. Po kuracji rozwinął działalność społeczną w Warszawie, zakładając m.in. Stowarzyszenie Robotników Katolickich oraz gimnazjum na Bielanach. W 1907 roku objął katedrę socjologii w Akademii Duchownej w Petersburgu. Dojrzał w nim wówczas zamiar odnowienia i zreformowania zakonu marianów, skazanego przez władze carskie na wymarcie. 29 sierpnia 1909 roku, w kaplicy biskupiej w Warszawie, złożył śluby zakonne na ręce ostatniego żyjącego marianina ojca Wincentego Senkusa. Rok później ułożył nowe konstytucje dla marianów, którzy odtąd mieli być zgromadzeniem ukrytym. Jeszcze w tym samym roku Pius X potwierdził regułę. Pierwszy nowicjat odnowionej wspólnoty złożony z 2 profesorów i jednego ucznia został utworzony w Petersburgu. W 1911 r. we Fryburgu Szwajcarskim powstał drugi nowicjat, następnie powstał dom zakonny w Chicago, a podczas I wojny światowej dom na Bielanach pod Warszawą. W 1911 roku Jerzy Matulewicz został generałem zakonu, którym kierował do śmierci.
Po zakończeniu działań wojennych ojciec Jerzy powołał Zgromadzenie Sióstr Ubogich Niepokalanego Poczęcia NMP, które szybko rozprzestrzeniło się na Litwie i w Ameryce. Założył również Zgromadzenie Sióstr Służebnic Jezusa w Eucharystii oraz wspierał zgromadzenia założone przez bł. o. Honorata Koźmińskiego. W 1918 roku Benedykt XV mianował go biskupem wileńskim. Udało mu się umocnić katolicyzm w diecezji. Na własną prośbę został zwolniony z obowiązków biskupa w sierpniu 1925 roku. Pragnął poświęcić się całkowicie kierowaniu zgromadzeniem marianów, lecz już w grudniu tego samego roku został mianowany wizytatorem apostolskim na Litwie. W ciągu dwóch następnych lat nieludzkimi wprost wysiłkami udało mu się zorganizować życie katolickie w tym kraju i naprawić stosunki ze Stolicą Apostolską.
W trakcie prac nad zatwierdzeniem konkordatu, ojciec Jerzy umarł nagle po nieudanej operacji 27 stycznia 1927 r. Beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II w 1987 roku podczas uroczystości z okazji 600-lecia Chrztu Litwy. Jego relikwie spoczywają w kościele w Mariampolu. Jest jednym z patronów Litwy.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-27a.php3
Myśli Błogosławionego Jerzego Matulewicza

 

Moim hasłem niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą Chwałę Boga.Bóg i Jego Chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia.Bóg jest tak dobry i łaskawy, że szuka nas pierwszy.Panie, kocham Cię! Daj, abym Cię kochał i nigdy kochać nie przestawał.Daj mi, Panie, we wnętrzu mego serca i duszy, jakby w kaplicy, przebywać z Tobą.Dziwną drogą upodobałeś sobie prowadzić mnie, Panie, lecz któż odgadnie Twoje drogi i zamiary.Ukaż mi Sam, co mam czynić…….Głosiciel Ewangelii nie stanie się światłością świata, jeżeli zabraknie w nim Światłości.Pozwól nam, Panie, spłonąć jak świeca na ołtarzu i spalić się jak ziarnka kadzidła, wydając miłą woń na Chwałę Bożą.Trzymajmy w objęciu Krzyż Pana Jezusa, a nie zaszkodzą nam żadne moce.Daj to, Boże, abyśmy zostali porwali tą jedną wielką myślą: dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia.Niech nasza gorliwość zwraca się zawsze w tę stronę, gdzie ludzie wcale nie znają jeszcze Chrystusa.Dobry pracownik w winnicy Chrystusowej nie może pozostawić ani skrawka ziemi nie uprawiwszy jej i nie zrosiwszy swoim potem, a jeśli trzeba to nawet i krwią.Ja tak kocham Kościół nasz Święty, tak pragnę Mu służyć, tak pragnę, by jak najwięcej ludzi służyło Mu i pracowało dla Niego.Cel życia Chrystusowego powinien się stać i moim celem, a narzędzia i środki, jakich Chrystus używał powinny być również moimi.Jeżeli naprawdę pozbędziesz się wszystkiego i opuścisz wszystko dla Boga, to co Ci ludzie mogą zrobić? Boga Ci nie odbiorą, Nieba przed tobą nie zamkną, do piekła cię nie wtrącą, jeżeli sam tam iść nie zechcesz. Nawet nie wyrzucą cię z kuli ziemskiej.Wszystko dla Chrystusa i przez Chrystusa.

http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jerzy_matulewicz/mysli.htm

Litania do Bł. Jerzego Matulewicza

Kyrie Elejson, Chryste Elejson, Kyrie Elejson,       Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas,       Ojcze z Nieba, Boże – zmiłuj się za nami,       Synu, Odkupicielu świata, Boże,….       Duchu Święty, Boże,….       Święta Trójco, Jedyny Boże,….
Bł. Abp Jerzy Matulewicz       Święta Maryjo – módl się za nami,

      Matko Chrystusowa,….

     Niepokalana Matko Kościoła,….

    Święty Józefie,….

    Święty Piotrze i Pawle,….

     Święta Tereso od Dzieciątka Jezus,….

   Błogosławiony Biskupie Jerzy,….

  Gorący czcicielu Niepokalanej,….

  Rozmiłowany w Kościele,….

  Posłuszny synu Stolicy Świętej,….

    Pokorny Wizytatorze Apostolski Litwy,….

     Wzorze Kapłanów i Zakonników,….

      Dobry Pasterzu powierzonej ci Owczarni,….

       Apostole jedności Kościoła,….

      Sprawiedliwy ojcze zwaśnionych narodów,….

    Gorliwy wychowawco młodzieży,….

    Nauczycielu robotników i studentów,….

      Obrońco praw człowieka,….

   Opiekunie sierot,….

     Odnowicielu życia zakonnego,…..

     Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie,

     Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie,

     Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

       Módlmy się: Boże, Który w sercu Bł. Jerzego Biskupa, rozpaliłeś płomień miłości do Chrystusa i Kościoła, spraw prosimy, abyśmy za jego przykładem i wstawiennictwem usilnie naśladowali Twojego Syna i umacniali Jego Mistyczne Ciało. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jerzy_matulewicz/litania.htm

********

Bł. KS. Bp Jerzy Matulewicz – Dzienniki – Refleksje, oświecenia, natchnienia, postanowienia

1

 

Najwyższy ideał

Petersburg, 14 października 1910 r.

Hasłem moim niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą chwałę Bożą, we wszystko wnosić ducha Bożego, wszystko przepajać duchem Bożym. Bóg i Jego chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia, osią, dokoła której mają się obracać wszystkie moje myśli, uczucia, pragnienia i czyny. Chwała Boża i zbawienie dusz! Czyż może być jakiś inny cel wyższy  szlachetniejszy ponad ten? W porównaniu z nim jakże nikłe wydaje się wszystko inne! Wobec niego cóż warte najlepsze i najszlachetniejsze dążenia? Czyż nie jest to rzecz godna i sprawiedliwa, abyśmy dla tego celu poświęcili wszystko, co tylko mamy: czas, majątek, zdolności, a nawet samo życie?

2

Istota naszego powołania

15 października 1910 r.

Święci starali się ze wszystkich sił osiągnąć doskonałość, pamiętając o wzniosłych słowach Chrystusa: Bądźcie doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest (Mt 5,48). Dążyli zaś do tego wzniosłego celu, czyniąc wysiłki, by stać się coraz bardziej podobnymi do Jezusa Chrystusa. Jeżeli więc naprawdę chcę iść śladami świętych, to cel życia Chrystusowego powinien się stać i moim celem, a narzędzia i środki, jakich Chrystus używał, powinny być również moimi.Czego pragnął Chrystus? Założyć Królestwo Boże na ziemi, to jest święty nasz Kościół. Jaką drogą do tego zmierzał? Drogą całkowitego zaparcia się, drogą pracy, trudów, ubóstwa, poniżenia, prześladowania i cierpienia. A szedł tą drogą, dopóki nie skłonił swej głowy, przybity do krzyża. Co z tego wynika? Obowiązek dla każdego z nas, aby dobrowolnie i całkowicie zaparłszy się siebie, bez zastrzeżeń oddać się i poświęcić Kościołowi

5) podkreślenie Autora. W tym widzę sens i istotę naszego powołania: należy dobrowolnie i chętnie zaprzeć się siebie, swoich wygód i przyjemności, zachcianek i rozkoszy. Wyrzec się tego świata: jego bogactw, dóbr, jego próżnej chwały, siebie samego zaś i wszystkie swoje talenty oraz dary natury i łaski zupełnie i całkowicie poświęcić i oddać Kościołowi, dla jego dobra, obrony, zachowania, rozwoju, postępu i wzrostu. Daj Boże, abym nigdy o tym nie zapomniał.

3

Duch apostolski

Jaka jest najlepsza taktyka w dążeniu do tego celu? Wydaje mi się, że nie tyle taktyka defensywna, obronna, ile raczej ofensywna, atakująca, zdobywcza. Sami, przejąwszy się duchem Chrystusowym, powinniśmy się starać zbierać wokół siebie i organizować ludzi dobrej woli. Kształcić ich, przygotowywać do pracy, a następnie razem z nimi i przez nich wszędzie wnosić Chrystusa, wszystko odnawiać i odbudowywać w Chrystusie, wszystkich pozyskiwać dla Chrystusa, wszystkich pociągać ku Chrystusowi. Panie Jezu, zapal serca nasze ogniem takiej gorliwości. O to Cię proszę.

4

Dążenie do doskonałości

17 października 1910 r.

Naszym celem powinno być dążenie do doskonałości. Doskonalenie siebie, doskonalenie innych i doskonalenie prac. Doskonalić się w życiu duchowym, wybierając spośród praktyk duchowych zwłaszcza te, które bardziej zmuszają człowieka, by żył świadomym życiem nadprzyrodzonym, jak np. czysta, nadprzyrodzona intencja, która powinna stać się w naszym życiu prawdziwym nawykiem, szczegółowy i ogólny rachunek sumienia, rozmyślanie, czytanie duchowne, dobrze i sumiennie odbywana spowiedź i przynajmniej raz w miesiącu dokładne, z całą szczerością składane sprawozdanie ze swojego życia duchowego kierownikowi sumienia. Jeśli zaś chodzi o inne sprawy, to należy dążyć do tego, by poza ogólnym wykształceniem zdobyć specjalizację w jakiejś dziedzinie, aby jak najlepiej wykorzystywać czas, zdawać przełożonym dokładne sprawozdanie ze swoich prac oraz z całego swego życia zewnętrznego. Pracując tak nad własnym udoskonaleniem, należy też pomagać innym w pracy nad sobą. Pomagając bowiem bliźnim w doskonaleniu się, służąc im, człowiek sam się doskonali i innych podnosi wzwyż.

5

Opracowywanie przepisów zakonnych

18 października 1910 r.

Chociaż wstąpiliśmy do starego zakonu, to jednak trzeba wszystko na nowo tworzyć i budować. Na nas samych ciąży obowiązek opracowania instrukcji i innych przepisów.W jaki sposób możemy to wykonać najlepiej? Oczywiście, trzeba najpierw szukać światła w modlitwie, ale sami powinniśmy też robić, co jest w naszej mocy. Wydaje mi się, że najlepszy byłby następujący sposób:

a)  Najpierw trzeba, w miarę możliwości, zbadać, do czego doszli już inni w interesujących nas sprawach, do jakich wyników doprowadziło ich doświadczenie, wiedza, życie, aby nie podejmować dokonanej już pracy.

b)  Następnie rady, wskazówki, pouczenia i przepisy dawnych naszych ojców powinniśmy próbować dostosować do własnego życia, do tych okoliczności, w których wypadło nam żyć i pracować. Należy uważać, co ze spucizny naszych poprzedników zachować, co zmienić, co odrzucić i co dodać. Innymi słowy: z zebranego materiału należy opracować nowe przepisy.

c) Te normy z kolei trzeba naprawdę wprowadzić w życie i starannie je zachowywać. Najpiękniejsze i najlepsze przepisy nie pomogą, jeśli nie będą zachowywane i nie będą stanowić zasad postępowania. Należy ustanawiać i zatrzymywać tylko takie przepisy, które odpowiadają naszemu celowi, są rozumne, pożyteczne i możliwe do wykonania.

Wprowadzając w życie te nowe przepisy, dobrze byłoby, aby każdy zanotował swoje uwagi, jak mu się udaje je zachowywać, jakie ma trudności i przeszkody, jaką w nich widzi korzyść lub szkodę, jak należałoby je ulepszyć, co zmienić itp. To samo można by powiedzieć o dawnych przepisach, jeżeli z biegiem czasu zaistnieje konieczność wprowadzenia w nich zmian. Szczególnie powinni się o to troszczyć przełożeni.

Po dostatecznym wypróbowaniu przepisów bracia powinni się zebrać, rozważyć wspólnie i przedyskutować swoje uwagi i doświadczenia, albo przynajmniej przesłać zebrany materiał specjalnie do tego wyznaczonej komisji. Zadaniem jej będzie uporządkowanie materiału oraz wprowadzenie odpowiednich zmian do przyjętych przepisów.

e) Poprawione i przedyskutowane przepisy należy dać ponownie do wypełniania wszystkim i wówczas można już je zaliczyć do wykazu wypróbowanych jako stałe.Można tak postąpić nie tylko odnośnie do norm i instrukcji, lecz również do podejmowanych prac i dzieł, a nawet pod pewnym względem do całego Zgromadzenia. Albowiem tak jednostka, jak i społeczność poweinny się ustawicznie doskonalić i rozwijać. Będę się starał stosować to w praktyce.

6

Świętość fundamentem prac

22 października 1910 r.

Wszystkie nasze prace i zamierzenia mamy opierać na fundamencie

naszej osobistej świętości. Tylko wtedy będą one miały silne i niewzruszone podłoże. Dla własnego duchowego udoskonalenia nie należy nigdy

żałować ani czasu, ani trudu. Temu dziełu, najważniejszemu z ważnych,

trzeba się oddać całym sercem. Cóż bowiem pomoże człowiekowi, choćby

cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł? (Mt 16,26; por. Mk

8,36; Łk 9,25). Daj, Panie, abym o tym zawsze pamiętał.

7

Przygotowanie ludzi

23 października 1910 r.

Mając na względzie potrzeby Kościoła, prowadzone dzieła i instytucje

oraz zdolności każdego, należy uczyć i wychowywać braci, nie szczędząc

6

Braćmi nazywa o. Matulewicz wszystkich marianów; jeżeli zaś mówi wyłącznie o braciach

zakonnych niekapłanach, to wówczas zaznacza to wyraźnie, co w tłumaczeniu zostało

oddane przez: bracia zakonni, lub bracia laicy.

28ani trudu, ani pieniędzy. Doskonałość i dążenie do niej powinno być nie

tylko zasadą naszego osobistego życia, lecz także naszych prac. Gdy chodzi

o wychowanie duchowe braci, o ich doskonalenie i przygotowanie do pracy

i dzieł – podejmowanych dla dobra Kościoła i chwały Bożej – Zgromadzenie nasze niech nigdy nie szczędzi wydatków, pracy i ludzi. Trzeba bowiem

przygotować sobie odpowiednich pracowników.

8

Kierunki prac Zgromadzenia

Zgromadzenie powinno ustawicznie troszczyć się o swoje sprawy;

musi być w nim dobra organizacja, karność, zdrowy duch i porządek. Należy nie tylko pilnować utrzymania karności, porządku i zdrowego ducha,

lecz ponadto starać się rozwijać je i doskonalić. Poszczególne osoby, jak

również całe Zgromadzenie powinny starać się ustawicznie zdążać ku doskonałości i w niej wzrastać poprzez duchowe kształcenie, wychowywanie

swoich braci, przysposabianie ich i przygotowywanie do pracy dla dobra

Kościoła, zakładanie i udoskonalanie swoich dzieł i instytucji. Zgromadzenie powinno się również troszczyć o siebie jako o organizm, aby życie

w nim było coraz lepiej zorganizowane, ułożone i zdyscyplinowane.

Jeśli Zgromadzenie poświęca ludzi, wiele trudu i pieniędzy dla dobra

innych dzieł, to tym bardziej nie powinno niczego żałować na to, żeby w sobie, jako organizmie, podtrzymać, wzmocnić i udoskonalić życie, dobrego

ducha, karność, porządek i organizację.

9

Korzystać z doświadczeń innych

Dla dobrego zorganizowania się nie trzeba niczego żałować, gdyż

w tym jest nasza moc. Dlaczego nie mielibyśmy w tym celu poznać innych

organizacji, ażeby się przyjrzeć ich życiu, porządkowi i dziełom? Dlaczego

by nie przyswoić sobie tego dobra, do którego inni doszli przez własne wieloletnie doświadczenie, przez modlitwę, pod wpływem natchnienia Bożego

i szczególnej łaski? Czemu nie uczyć się od innych tego, co można? Od

innych zgromadzeń można by wziąć dla siebie coś pożytecznego. Dlaczego

by nie przestudiować konstytucji, instrukcji i reguł innych zgromadzeń? Ile

tam doświadczenia, ile ducha Bożego, ile nadprzyrodzonego światła!

29Popatrzmy, jak ludzie świeccy zakładają i udoskonalają swoje instytucje. Objeżdżają nie tylko całą Europę, lecz często i Amerykę, aby zobaczyć,

jak inni zakładają i prowadzą tego rodzaju dzieła. Cokolwiek dobrego zobaczą gdzie indziej, starają się przeszczepić do swego kraju, dostosowując do

miejscowych okoliczności i warunków. Czy i my nie moglibyśmy pójść za

ich przykładem, aby coraz to lepiej zorganizować, pokierować i uporządkować nasze Zgromadzenie?

10

Do pracy dla Zgromadzenia kierować ludzi najlepszych

Dla podtrzymania i udoskonalenia własnego organizmu Zgromadzenie

nasze nie powinno nigdy żałować poświęcenia ludzi najlepszych, najpoboż-

niejszych, najroztropniejszych, najzdolniejszych i najbardziej odpowiednich. W szczególny sposób mieć na uwadze wychowywanie nowicjuszy,

kształcenie braci i inne podobne prace. Dobrze byłoby odwiedzić niekiedy

inne zgromadzenia, przyjrzeć się ich życiu, aby zorientować się, co dobrego

można by przejąć i wprowadzić u nas, jak uniknąć rozmaitych trudności

i pomyłek. Trzeba się wystrzegać, by mistrzów nowicjuszy i przełożonych

domów nie obarczać innymi, ubocznymi pracami, aby mogli pilnie i wy-

łącznie służyć Zgromadzeniu.

Na drugim miejscu powinny być wszelkie dzieła i prace prowadzone

przez Zgromadzenie. I tutaj musi być zastosowana zasada doskonałości

i stałego postępu w niej, abyśmy w pracach stali nie gorzej od ludzi świeckich, lecz – o ile to możliwe – przewyższali ich i byli dla nich wzorem.

11

Prymat doskonałości osobistej

24 października 1910 r.

Ważne jest, aby każde przedsięwzięcie rozpoczynać we właściwy

sposób i od razu przystępować do sedna sprawy. Dlatego też we wszystkim

należy najpierw wziąć pod uwagę cel i istotę rzeczy, a po rozważeniu zadecydować, czy cel jest dobry, czy rzecz odpowiednia. Dopiero wtedy można

dążyć do usuwania przeszkód i trudności, które nam stają na drodze do wy-

30pełnienia zamiaru, oraz do poszukiwania odpowiednich środków ułatwiają-

cych osiągnięcie tego celu. Człowiek, gdy jest powołany do wykonywania

jakichś dobrych dzieł dla innych, skłonny jest do zaniedbania albo i całkowitego porzucenia pracy nad udoskonaleniem własnego życia duchowego.

Niekiedy tak się daje wciągnąć w wir rozmaitych prac, że dla niego samego

nie pozostaje nawet odrobiny czasu. W ten sposób żyjąc, pracując, gorączkuje się, duch jego stopniowo się osłabia, jałowieje, rozprasza się i staje się

zupełnie bezsilny. Gdy duch nasz stanie się letni i oziębły, nasza gorliwość

nie będzie miała czym żyć i dzieła nasze staną się powoli bardzo nikłe, anemiczne i zamierające. Tak więc na pierwszym miejscu trzeba zawsze stawiać doskonałość osobistą.

12

Najważniejszym polem pracy – Zgromadzenie

Jak z powodu zewnętrznych prac zaniedbujemy się w życiu duchowym, tak też dla tych prac sprawy naszego Zgromadzenia szybko spychamy

na drugi lub trzeci plan albo w ogóle na koniec. Taki sposób postępowania

nie może być pożyteczny, nie tylko dla Zgromadzenia, lecz również i dla

nas samych i dla naszych poczynań, z powodu których tak skorzy jesteśmy

do zaniedbywania się. Zgromadzenie jest punktem oparcia dla nas samych,

dla naszych dzieł i dla naszej działalności. Jest ono bowiem podstawą naszego życia. Im lepiej będzie Zgromadzenie uporządkowane i kierowane,

tym więcej będzie w nim ducha Bożego, tym bardziej i my będziemy mogli

wzrastać duchowo i czuć się dobrze, a nasze prace będą pożyteczne i owocne oraz będą oparte na mocnym fundamencie.

Żadna organizacja nie może istnieć i rozwijać się bez ludzi sobie oddanych. Również i Zgromadzenie nie będzie w stanie wzrastać i rozwijać się,

jeśli mu się nie oddadzą i nie poświęcą niezbędni do tego ludzie. Im liczniejsze będzie Zgromadzenie, i w trudniejszych warunkach przyjdzie mu

żyć, tym więcej musi mieć zakonników całkowicie i wyłącznie sobie oddanych na służbę. Tym zaś ludziom powinni przyjść z pomocą również wszyscy inni: dobrym przykładem, radami, zachowaniem porządku i karności

zakonnej, inicjatywą, poczuwaniem się do współodpowiedzialności itd. Im

lepiej zakonnicy zbudują, ozdobią, urządzą, uporządkują Zgromadzenie

– ten swój duchowy dom – tym lepiej, przytulniej i przyjemniej będzie im

tam przebywać. Im większa będzie między nimi miłość Boga i bliźniego,

31tym bardziej każdy z nich będzie gorliwy, gdyż będzie nosił w sobie ogień

rozgrzewający innych.

13

Synteza naszego życia

Podsumowując to wszystko, wydajemi się, że byłoby najlepiej, gdyby

nam się udało w następujący sposób uporządkować nasze życie:

I. 1.  Ośrodkiem naszego życia powinien być Bóg. Jego większa chwała

powinna być celem dla nas wszystkich.

2.  Celem wszystkich naszych trosk, trudów i wysiłków powinien być

Kościół, to Królestwo Boże na ziemi, i wszystkie jego potrzeby.

Kościół należy stawiać ponad wszystkie ziemskie bogactwa, dobra,

cele i dążenia, choćby nawet najzaszczytniejsze.

II. Moim zdaniem, każdy z nas w swoim życiu powinien:

1. Na pierwszym miejscu stawiać osobiste udoskonalenie i uświęcenie.

2. Dalej, powinien przyczyniać się do zachowania karności, porządku

i ducha.

III.Samo Zgromadzenie powinno się trzymać takiego porządku:

1. Nie szczędząc żadnych wydatków, przede wszystkim musi troszczyć

się o udoskonalenie duchowe każdego z braci.

2. Tak przygotować braci do przyszłych obowiązków, aby nie tylko je

wypełniali dobrze, lecz byli ponadto dla świeckich przykładem i ży-

wym pouczeniem.

14

Nie bać się ryzyka dla chwały Bożej

Zdarza się często, że zbytnio przejmujemy się trudnościami, które rzeczywiście istnieją, albo nawet tymi, jakie mogą zdarzyć się w przyszłości.

Martwimy się, że brak nam potrzebnych środków. Zaczynamy wówczas

myśleć, w jaki sposób usunąć te trudności i jak zdobyć odpowiednie środki.

Często wszystko na tym się kończy i do samego celu już nie dążymy.

Powinniśmy jednak postępować inaczej. Jeżeli cel jest dobry i odpowiedni, jeżeli może przynieść chwałę Bogu i pożytek Kościołowi, należy

32odważnie stanąć do pracy i zmierzać do celu. Jeżeli tylko naprawdę zaprzemy się siebie i całkowicie oddamy się i poświęcimy Bogu, bez wątpienia

znajdziemy sposób usunięcia przeszkód albo przynajmniej ich ominięcia

i zrealizujemy nasze zamiary.

Nie trzeba tylko obawiać się cierpienia dla chwały Bożej i dobra Ko-

ścioła, nie trzeba bać się pewnego ryzyka wystawienia siebie na niebezpieczeństwo. Przyszłość jest jakby przysłonięta kurtyną przed naszymi oczami; zresztą w życiu musimy ustawicznie narażać się na niebezpieczeństwo.

Tym bardziej w tych sprawach godzi się wystawiać się na niebezpieczeń-

stwo, gdyż nie ma obawy przegrania. Chociażby prace i zamierzenia nie

udały się, Bóg jednak przyjmie naszą dobrą wolę, zamiary i wysiłki. Wobec

Boga nic nie stracimy, raczej jeszcze zyskamy.

A wobec ludzi? Cóż mogłoby być tak bardzo ważne, co moglibyśmy

utracić i czego mielibyśmy się tak bardzo obawiać? Jeżeli tylko naprawdę

pozbędziesz się wszystkiego i opuścisz wszystko dla Boga, to co ci mogą

ludzie zrobić? Boga ci nie odbiorą, nieba przed tobą nie zamkną, do piekła

cię nie wtrącą, jeżeli sam tam iść nie zechcesz. Nawet nie wyrzucą cię z kuli

ziemskiej. Dokądkolwiek cię ześlą, znajdziesz tam ludzi i będziesz mógł

pracować nad ich zbawieniem. Zresztą Bóg jest wszędzie i zewsząd jednakowa droga prowadzi do nieba.

Panie, udziel mi tej łaski, abym na tyle zerwał wszystkie więzy łączące

mnie z ziemią, tak się uwolnił od wszystkich błahostek tej ziemi, od wszelkich ziemskich pragnień, pożądań, aspiracji, projektów, abym mógł śmiało

powiedzieć: niczego na ziemi się nie boję, jak tylko Ciebie, Panie mój, Boże

i mój Stworzycielu, tylko tego, abym nie podobał się Tobie mniej, niżbym

mógł się podobać, żebym nie zdziałał dla Twej chwały mniej, niżby na to

pozwalały moje siły wsparte Twoją łaską.

15

Podjęcie decyzji wstąpienia do zakonu

 

Odszedłem jednak od tej myśli, którą zamierzałem tutaj zanotować,

opierając się tak na doświadczeniu własnym, jak również i innych.

Zdarza się, że ktoś czuje potrzebę doskonalszego życia, przyłączenia

się do innych, wstąpienia do zgromadzenia zakonnego. Uczyniłby to chętnie, lecz oto stają mu przed oczyma różnego rodzaju przeszkody: krewni,

przyjaciele, znajomi, zaciągnięte długi, rozpoczęte, a jeszcze nie ukończone

33prace. Ileż to więzów krępuje człowieka! Jeżeli rozpoczniesz od tego, aby

najpierw uwolnić się od tych wszystkich trudności i gdy już będziesz wolny

od wszystkiego, dopiero wtedy zdecydujesz, czy wstąpić do zgromadzenia,

czy nie, i do jakiego, kto wie, czy w ogóle tę decyzję kiedyś podejmiesz.

Zaplątawszy się w trudnościach jak w pułapce, zginiesz.

Najpierw wypowiedz naprawdę ważkie słowo, które poruszyłoby ciebie całego i pobudziło wszystkie twoje siły: chcę wstąpić do zgromadzenia

zakonnego i muszę wstąpić. Jeżeli możesz, nawiąż jakieś stosunki z tym

zgromadzeniem i dopiero wówczas rozglądaj się, jakby przezwyciężyć

wszystkie tamte przeszkody. Jeżeli tylko nie zabraknie zdecydowanej woli,

znajdzie się sposób na spłacenie długów, zerwanie więzi z krewnymi i na

lęk przed znajomymi i ich sądem oraz na obawę, że twoje rozpoczęte prace

ucierpią albo w ogóle nie będą ukończone.

Jeszcze gorzej bywa, gdy zaczynamy sobie wyobrażać różnego rodzaju przeszkody w przyszłości, rzeczywiste, a często urojone. Czego nam

tu wyobraźnia nie wytworzy i nie zbuduje? Co będzie, jeżeli zachoruję?

Co będzie, jeżeli moi rodzice albo krewni zachorują? Co się stanie, jeżeli

władze świeckie wpadną na mój ślad, wtrącą mnie do więzienia lub skażą

na zesłanie itp? Powiedz sobie wówczas, czy chcesz być dobrym zakonnikiem, czy nie. Wstąp odważnie na drogę, jaką ci Bóg wskazuje, a dopiero

wtedy zatroszcz się o to, jak ominąć trudności lub jak je przezwyciężyć.

Kiedy Bóg dopuszcza nieszczęścia, to i dopomaga je znieść oraz poucza,

jak z nich wybrnąć.

16

Gotowość na prześladowanie

Kto chce zbytnio zabezpieczyć swoje życie przed wszelkiego rodzaju

niepowodzeniami i kłopotami, ten nie nadaje się do naszego Zgromadzenia.

Każdy należący do naszego Zgromadzenia powinien być przygotowany na

to, że wcześniej czy później władza świecka wyśledzi go i ukarze, może go

wtrąci do więzienia lub skaże na zesłanie

7

Należy przygotowywać się do tego .

7

Wzmianki o konieczności ukrywania swojej przynależności do Zgromadzenia wobec

władz świeckich odnoszą się do panującej wówczas sytuacji na terenach należących do

Rosji, gdzie od 1864 r. zakony zostały skazane na zagładę. Zgromadzenie Marianów zostało wznowione nielegalnie i w tajemnicy przed rządem, a więc przynależenie do niego

stanowiło przestępstwo.

34już w postulacie, przed wstąpieniem do nowicjatu, a i potem przypominać to

sobie często, żeby wpadnięcie w ręce władz nie było niespodzianką.

Byłoby też dobrze, by każdy z naszych braci umiał sam zrobić to wszystko, co jest niezbędne. Aby w razie potrzeby pracą ręczną lub umysłową

umiał zarobić sobie na chleb, aby umiał nawet na zesłaniu być samodzielny,

zarabiać na życie, dopóki inni bracia nie przyjdą mu z pomocą i dostarczą

wsparcia.

Oczywiście, należy być roztropnym i – o ile możliwe – strzec się, aby

nie wpaść w takie nieszczęście. Ale również i w tym trzeba zachować

umiar, abyśmy czasem z obawy nie zaniedbali się w swoich pracach, podję-

tych dla chwały Bożej i dobra Kościoła.

17

„Nie bójcie się…”

Czyż możesz być człowiecze w gorszym więzieniu i na surowszym

zesłaniu niż wtedy, gdy opanowany strachem ukrywasz się jak robak wci-

śnięty do własnej norki, śpisz i nic nie robisz? Obawiasz się, by cię inni

nie wtrącili do więzienia lub nie skazali na wygnanie, a sam się zamykasz

w gorszym więzieniu, które otoczone jest ciemnością senności, bezczynno-

ści, gdzie człowiek zaczyna psuć się i rozkładać. Sam siebie skazujesz na

zesłanie, ponieważ odłączasz się od grona prawdziwych, czynnych pracowników Kościoła.

Co warte takie życie? Czyż nie daleko lepiej być skazanym na zesłanie, na więzienie dla Chrystusa, aniżeli dobrowolnie tkwić w więzieniu

zbudowanym własnymi rękami; aniżeli haniebnie dźwigać ukute własnymi

rękami kajdany, w które zakuł nas wstrętny strach? Najbardziej zaś smutne

jest to, że człowiek przebywający długo w tego rodzaju więzieniu lub na zesłaniu zaczyna psuć się i rozkładać, albowiem żyje bez woli Boga, a często

i wbrew Jego woli.

Jeżeli zaś z powodu tych prac, które będziesz podejmował dla chwały

Bożej, pożytku Kościoła i zbawienia dusz, wypadłoby ci pójść na zesłanie

lub do więzienia, to będziesz miał tę pociechę i radość, że przebywasz tam

ze swym Panem i Bogiem. Jeżeli będziesz w więzieniu dla Boga i z Bogiem, czyż nie stanie się ono dla ciebie miejscem odpoczynku, a samo

zesłanie czyż nie zamieni się w raj?

3518

Pracujemy dla dobra społeczeństwa

Dlaczego zresztą mamy tak bardzo bać się władzy świeckiej? Czy

chcemy jej wyrządzić coś złego? Przecież nie zamierzamy ani obalać

tronów, ani burzyć królestw, nie chcemy się łączyć ani współpracować

z żadnymi politycznymi lub narodowościowymi stronnictwami, nie chcemy stać po stronie jednej lub drugiej partii, wyrzekamy się włączania do jakichkolwiek sporów politycznych lub narodowościowych. Jednym słowem

nie zamierzamy zakłócać porządku społecznego. Pragniemy tylko coraz

bardziej udoskonalać samych siebie, coraz lepiej, pobożniej żyć według

ducha Ewangelii. Chcemy, pragniemy i jesteśmy zdecydowani poświęcić

wszystko, aby imię Pana Boga naszego wszędzie było sławione, żeby Ko-

ściół święty, Matka nasza, rósł, kwitnął i rozszerzał się. To wszystko może

tylko przyczynić się do większego pożytku społeczeństwa i państwa.

19

Ufni w Opatrzność

Człowiek jest skłonny do ubezpieczania swojej przyszłości od wszelkich klęsk żywiołowych, pragnąłby też bardzo zabezpieczyć się przed

wszystkimi innymi nieszczęściami.

Ale czyż to jest możliwe bez Boga? Jeden jakiś mały drobiazg zniszczy

cały twój wymarzony pałac. Jedno nieostrożne słowo, choroba, nieuczciwy

człowiek zniszczy ci wszystko, co z taką troskliwością i wysiłkiem osiągnąłeś.

A cóż powiedzieć o śmierci? Czy nie jest spokojniejszy człowiek, czy nie spogląda śmielej w przyszłość, jeżeli z żywą wiarą zdał się całkowicie na Opatrzność Bożą? Przecież nawet włos z głowy naszej nie spada bez woli Bożej, ani

najmniejsza ptaszyna nie ginie bez wiedzy Bożej (por. Mt 10,29-30).

Zmierzając do celu, trzeba oczywiście czynić wszystko, co tylko jest

możliwe, aby uniknąć przeszkód i trudności, aby nie wpaść w pułapkę, w nieszczęście, żeby nie pójść do więzienia lub na zesłanie. Z drugiej jednak strony

nie wolno nam nigdy z powodu trudności i niebezpieczeństw wyrzec się

swego powołania, swojego wielkiego i wzniosłego celu, pogodzić się z tym,

żeby mniej robić, a nawet nic nie wnosić dla chwały Bożej i dobra Kościoła.

Należy roztropnie unikać niebezpieczeństw, lecz gdy zajdzie potrzeba, trzeba

umieć śmiało i odważnie spojrzeć niebezpieczeństwu w oczy.

36Bądźmy przemyślni, prości, ale roztropni; czyńmy, co jest w naszej

mocy, bądźmy jednak odważni i mężni, zmierzający do własnego celu, ufając mocno, że prowadzi nas ręka Opatrzności. Jak dziecko spokojnie spoczywa na rękach matki, tak też i my jeszcze spokojniej pracujmy i bądźmy

jeszcze spokojniejsi na łonie Opatrzności Bożej. Bądźcie więc roztropni jak

węże, a prości jak gołębice (Mt 10,16).

Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dziatki, nie wejdziecie do

królestwa niebieskiego (Mt 18,3).

20

Apostolska żarliwość

25 października 1910 r.

Synowie tego świata roztropniejsi są w swoich sprawach, aniżeli synowie światłości w swoich pracach i wysiłkach (por. Łk 16,8). Jakże często

się zdarza, że synowie tego świata prześcigają nas i przewyższają pracowitością, gorliwością, odwagą i męstwem, trudząc się dla swoich spraw!

Widząc to, co my powinniśmy uczynić dla Boga? Czyż nie powinniśmy iść

tam, gdzie można jak najwięcej zyskać dla Boga, gdzie można jak najwięcej

dusz zbawić, to jest tam, gdzie największe bezbożnictwo, zepsucie, obojętność w wierze, oddalenie od Kościoła. Czyż nie powinniśmy usiłować

wszędzie się przedostać, wcisnąć, gdzie tylko można zdobyć coś dla Chrystusa i Jego Kościoła? Jeżeli jedna droga zamknięta, dlaczego nie poszukać

innej? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne. Jeżeli jedno okno

zabite, zróbmy inne, aby wpuścić światło. Widząc to, jakże powinniśmy się

rumienić ze wstydu, my, którzy nazywamy siebie naśladowcami Chrystusa,

sługami Jego Kościoła, szerzycielami i głosicielami Jego Królestwa, Jego

rycerstwem!

Czego nie robią ludzie dla zdobycia bogactw! Opuszczają nie tylko

własną ojczyznę, swoich znajomych i krewnych, ale nawet żonę i dzieci,

udają się w podróż przez morza do obcych krajów, nie obawiając się ani

zimna, ani gorąca; wchodzą pod ziemię, nie zwracając uwagi na największe

niebezpieczeństwa, zapominając o swoim zdrowiu, a wszystko dla zdobycia tej błahostki – pieniądza.

Czyż więc nie powinniśmy usiłować wciskać się wszędzie, przedostawać się tam, gdzie można coś zyskać dla Chrystusa i Kościoła: do wszel-

37kich stowarzyszeń i instytucji, do różnych krajów i państw, a zwłaszcza do

wielkich miast w pobliżu uniwersytetów, do młodzieży, aby prawdziwa nauka Chrystusowa wychodziła stamtąd, skąd obecnie wychodzi fałszywa; do

rozmaitych stowarzyszeń i związków robotniczych, aby one, jak obecnie są

często ogniskiem i narzędziem różnych prądów rewolucyjnych i wichrzycielskich, tak stały się wszędzie podporą i obroną wiary Chrystusowej i Ko-

ścioła; gdzie tylko wymaga tego większa chwała Boża.

21

Przezwyciężać przeszkody

Trudno nam tutaj zorganizować się i wyćwiczyć w życiu duchowym.

Dlaczego więc nie mielibyśmy poszukać sobie gdzie indziej lepszego i odpowiedniejszego miejsca? Jeżeli nie możemy urządzić nowicjatu w Rosji,

to możemy wyjechać za granicę. Byle tylko była zdecydowana dobra wola,

a miejsce na kuli ziemskiej zawsze sobie znajdziemy, np. w Szwajcarii lub

w Ameryce. Jeżeli jedna droga zamknięta, dlaczego nie poszukać sobie

innej; jeżeli w jednym miejscu nie można przejechać, dlaczego by nie spró-

bować gdzie indziej? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne;

jeżeli jedno okno zatarasowane i zabite, zróbmy sobie drugie, aby światło

mogło się przedostać. To samo również powinno się stosować do naszych

prac i życia. Jeżeli nas wyrzucą przez jedne drzwi, wróćmy przez drugie,

choćby nawet przez tylne, gdy tylko tego domaga się większa chwała

Chrystusa i większy pożytek Jego Kościoła. Jeżeli nas wyrzucą przez jedno

okno, wchodźmy z powrotem przez drugie, aby tylko wszędzie wnosić ducha Chrystusowego i pozyskać wszystko dla Chrystusa i dla Jego świętego

Kościoła.

22

Za przykładem pierwszych chrześcijan

26 października 1910 r.

Jeżeli różne szkodliwe organizacje wszelkich rewolucjonistów i anarchistów potrafią dobrze się ukryć i w konspiracji istnieć i działać, to czyż

my dla dobra Kościoła, a nawet dla dobra tegoż samego społeczeństwa,

38przed którym musimy się ukrywać, nie moglibyśmy znaleźć sobie bezpiecznego miejsca i tak w nim się ukryć, żeby nikt niepowołany o nas nie

wiedział? Czyż byśmy nie umieli zachować milczenia o naszych zamiarach

i pracach?

Pierwsi chrześcijanie, chroniąc się, musieli przez tyle lat żyć w ukryciu, w katakumbach, w podziemiach, a jednak żyli, organizowali się, stali

mocno przy swojej wierze, pracowali, i to jak bardzo skutecznie i owocnie.

Jesteśmy przecież ich potomkami. Dlaczego więc nie mielibyśmy, gdy potrzeba, wstępować w ślady naszych świętych ojców? Oni nam dopomogą

swymi modłami, wstawiennictwem i opieką, byśmy tylko mieli ich wielkiego ducha.

Tego ducha tak nam dzisiaj potrzeba. Kościół wszędzie jest prześladowany, a przynajmniej uciskany, nie może działać jawnie i rozszerzać się.

Niektóre zakony nie mają zupełnie prawa wstępu do wielu krajów; w innych zaś nie pozwala się wstępować do zakonu, zabrania się zakonnikom

działać otwarcie albo się ich wypędza.

Cóż tedy mamy czynić? Czyżby się wyrzec swego powołania, porzucić

drogę, którą Bóg nam wskazał? Czyż mielibyśmy zawsze ustępować i ulegać

wszelkim niesprawiedliwym zarządzeniom przeciwników Kościoła? Czyż

wyrzekłszy się najdroższych ideałów mielibyśmy gdzieś pleśnieć, skurczywszy się i skuliwszy ze strachu? Jeżelibyśmy tak postępowali, doczekalibyśmy

się, że pewnego dnia zabroniono by nam nawet być katolikami.

Nie, przenigdy nie! Musimy iść śmiało i odważnie do celu drogą, jaką

nam Bóg wskazuje i tam, dokąd duch Boży nas wiedzie, nie zważając na

żadne przeszkody, nie lękając się niczego. Jeżeli będziemy pełni ducha Bo-

żego, to w końcu wszystko przezwyciężymy. Wszak ducha nikt nie zdoła

zakuć w kajdany ani zamknąć w więzieniu, ani zatrzymać na wygnaniu. On

zawsze się wyrwie i przez wszystko się przedrze.

Rozpal tylko, o Panie, serca nasze ogniem Twojej miłości. Udziel nam

Twego Ducha Świętego, abyśmy naprawdę wyrzekłszy się wszystkiego,

poświęcili się całkowicie tylko Twej chwale i Twemu Kościołowi.

Różne szkodliwe stowarzyszenia, rozpowszechniwszy się po całym

świecie, działają w ukryciu, pracują, podkopując często Kościół i społeczeństwo. Czyż my, opuściwszy ręce, będziemy się temu spokojnie przyglądać? Nie! Przeciwko tym nikczemnym organizacjom i ich wywrotowej

robocie musimy postawić nasze katolickie stowarzyszenia, musimy prowadzić naszą katolicką akcję. Niech pierwsi chrześcijanie będą nam w tym

przywódcami i wzorem.

39O święci giganci i bohaterowie naszej wiary, którzy z pomocą Chrystusa swoją przelaną krwią rozkrzewiliście święty Kościół Boży, wyproście

nam odwagę i męstwo, byśmy wstępowali w wasze ślady!

23

Zalety prawdziwego zakonnika

27 października 1910 r.

Jaka powinna być cecha charakteryzująca każdego z nas, po opuszczeniu świata i wstąpieniu do Zgromadzenia? Abyśmy szukali nie siebie,

ale Jezusa Chrystusa. Non quae sua sunt, sed quae Jesu Christi, quaerant

8

.

Abyśmy nie troszczyli się, jak przeprowadzić w Zgromadzeniu własne zamiary, jak osiągnąć swoje uboczne cele osobiste czy narodowościowe, jak

zrealizować swoje różnorodne projekty, lecz żebyśmy troszczyli się jedynie

o to, jak lepiej podobać się Panu Bogu, co i jak dla Jego większej chwały

uczynić, jak lepiej naszemu świętemu Kościołowi usłużyć. Szukajcie więc

najprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie

wam przydane (Mt 6,33).

Szukając całym sercem Boga i ze wszystkich sił służąc Jego Kościo-

łowi, najlepiej przysłużymy się społeczeństwu, narodom i całej ludzkości,

gdyż non data in aliquo alio salus, nisi in Jesu Christo

9

.

Każdy z nas powinien być opanowany tą jedną wielką myślą, aby we

wszystkim naprawdę szukał Boga, by spośród różnych środków, choćby

i najlepszych, wybierał szczególnie te, które powiększą chwałę Bożą.

Obserwując zaś różne instytucje, związki i stowarzyszenia, zwłaszcza te,

w których nie ma jeszcze miejsca na Boga, aby się starał wnieść tam Boga,

wszystko duchem Chrystusowym ożywić, przeniknąć i odnowić.

24

„Święty Kościele katolicki…”

Święty Kościele katolicki, prawdziwe Królestwo Chrystusowe na ziemi, najgorętsze moje ukochanie! Jeślibym ciebie zapomniał, niech będzie

8

Niech szukają nie tego co swoje, lecz co jest Jezusa Chrystusa (por. Flm 2,21).

9

W nikim innym nie ma zbawienia, jak tylko w Panu Jezusie Chrystusie (por. Dz 4,12).

40zapomniana prawica moja. Niech przyschnie do podniebienia język mój,

jeślibym na cię nie pamiętał, jeślibym ciebie nie uważał za najmilszą Matkę

moją, za największą pociechę moją. Jeślibym cię zapomniał, Jeruzalem,

niech zapomniana będzie prawica moja! Niech przyschnie język mój do

podniebienia mego, jeślibym na cię nie pomniał, jeślibym nie położył Jerozolimy na początku wesela mego! (Ps 136,5-6).

Niech ten okrzyk będzie ustawicznym wołaniem serca mego. Daj to,

Boże, byśmy zostali porwani tą jedyną wielką myślą: dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia, tak się sprawami Kościoła przejmować, aby

cierpienia, troski i rany Kościoła były naszymi troskami, cierpieniami i ranami serca; byśmy porwani tym jednym pragnieniem, niczego tu na ziemi

się nie spodziewali, niczego nie szukali, żadnej innej zapłaty nie oczekiwali,

lecz tylko tego pragnęli, by życie swoje poświęcić Bogu i Kościołowi, zedrzeć się i zużyć w pracach, uciskach i walkach dla Kościoła; byśmy mieli

to wielkie męstwo, aby żadnych przeszkód ze strony świata i jego potęg się

nie lękać, żadnej bojaźliwości się nie poddawać, lecz iść odważnie do pracy

i walki dla Kościoła, zwłaszcza tam, gdzie największa tego potrzeba, to jest

tam, gdzie władza świecka prześladuje Kościół i zakony, gdzie organizacje

i instytucje kościelne najbardziej krępuje. Jednego tylko się lękajmy, aby

nie umrzeć, nie skosztowawszy cierpień, ucisków i trudów dla Kościoła,

dla zbawienia dusz, dla rozszerzenia chwały Bożej. Obyśmy nasze myśli,

pragnienia i zamiary kierowali ku temu jednemu, aby wszędzie wnosić

Chrystusa, wszystko przepajać Jego duchem, wszędzie wywyższać imię

Kościoła.

W tym celu mamy się posługiwać wszystkimi uczciwymi środkami:

strojem kapłanów lub jeżeli byłoby lepiej – habitem zakonnym, a jeżeli

byłoby stosowniej – odzieniem świeckim, jak również nauką, sztuką, pracą,

majątkiem, krwią własną i wszystkim. Czemuż nie mielibyśmy, gdy potrzeba, wykorzystać dla większej chwały Bożej i dobra Kościoła wszystkiego,

co Bóg stworzył i co dobrego istnieje? Wszystko bowiem jest wasze, wy zaś

Chrystusowi, a Chrystus Boży (1 Kor 3,22).

Niwa Kościoła, zwłaszcza zaś praca apostolska nad urabianiem i nauczaniem ludzi, ma być całkowicie zorana przez ofiarnych pracowników.

Oczywiście, wszędzie należy wybierać to, co mogłoby wyjść na większą

chwałę Bożą i czego bardziej potrzebuje Kościół.

4125

Cechy naszej działalności

Czym powinniśmy się w szczególny sposób odznaczać, górować i celować? Zaparciem się siebie, zupełnym oddaniem się Bogu i Jego Kościo-

łowi, życiem duchowym, wewnętrznym; z drugiej zaś strony aktywnością

pomiędzy ludźmi i wraz z nimi, gromadząc koło siebie ludzi dobrej woli;

gorliwością i męstwem bez chwiejności i lękliwości, na wszystko się decydując, wszystkim ryzykując dla większej chwały Bożej, dobra Kościoła

i zbawienia dusz; wielką inicjatywą, utrzymaną jednak w ryzach, uporządkowaną i zorganizowaną, ujętą w ramy doskonałego posłuszeństwa.

Każdy z nas powinien się starać w czymś doskonalić, specjalizować,

być wybitnym, aby stać się tym podporą dla innych. W zdobywaniu specjalności powinien być także jakiś porządek, celowość i umiar, ażeby i w tej

dziedzinie nikt nie zmierzał do własnego, indywidualnego celu, lecz przeciwnie, żeby wszyscy wspólnie zdążali ku jednemu.

Pomiędzy sobą powinniśmy żyć w jak największej jedności, złączeni

węzłami miłości braterskiej, gotowi jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego położyć głowę.

26

Apostolstwo świeckich

 

Przyszła mi nagła myśl, że szczególnym zadaniem naszych czasów powinno być: wciągać większe zastępy ludzi i szersze warstwy społeczeństwa

do czynnej pracy dla obrony i rozszerzania wiary i Kościoła. Prace apostolskie tak spopularyzować, żeby dobrzy katolicy troszczyli się nie tylko

o instytucje dobroczynne, ale również o obronę wiary, o jej rozszerzanie,

o obronę Kościoła i jego wywyższenie.

Ileż dobrego mogliby zdziałać świeccy mężczyźni i kobiety! Rzecz

oczywista, że najpierw należałoby ich samych pouczyć dobrze o prawdach

wiary, oświecić, zapoznać z potrzebami Kościoła, zapalić świętym ogniem

gorliwości, a potem zorganizowane już grupy skierować do pracy nad rozszerzaniem wiary. Mogliby oni wnieść Chrystusa nawet tam, dokąd my,

kapłani, nie mamy już dostępu.

Powinniśmy skupiać przy sobie ludzi dobrej woli i wprowadzać ich do

pracy dla chwały Bożej, dla obrony i rozkrzewiania wiary. Cechą znamien-

42ną naszego działania wśród ludzi ma być umiejętność organizowania, łączenia ich i wciągania do obrony, rozszerzania i wywyższania Kościoła.

27

Modlitwa i praca

14 listopada 1910 r.

Będę czuwał, aby nie opuszczać pracy dla modlitwy ani modlitwy

dla pracy. „Módl się i pracuj”. Bez nieustannej modlitwy dusza więdnie

i marnieje, siły się wyczerpują, duch się rozprasza, a sama praca staje się

całkowicie bezowocna. Z drugiej strony nie należy zapominać, że nie tylko

modląc się, lecz i pracując dla chwały Bożej czcimy Boga i służymy Mu.

W naszym czynnym życiu musimy być koniecznie zaprawieni do życia wewnętrznego, duchowego, do nieustannej modlitwy wewnętrznej, do

odnajdywania w swoim sercu Pana Jezusa i stawiania siebie i swoich prac

w obecności Bożej.

Bardzo ważne jest umieć przeznaczać na modlitwę najkrótsze nawet

chwile wolnego czasu, jak np. przechodząc od jednego zajęcia do drugiego, jadąc gdzieś, a nawet idąc na przechadzkę, odrywając się od pracy, od

towarzystwa ludzi, od swoich zajęć. Bez takiej nieustannej modlitwy, bez

ciągłego podnoszenia duszy do Boga niedługo wytrzymalibyśmy w życiu

czynnym, jakie zamierzamy prowadzić. I odwrotnie, praca ożywiona modlitwą i uświęcona krótkimi westchnieniami do Boga, błyskawicznymi

wzlotami myśli i serca, bardzo udoskonala człowieka i jednoczy z Bogiem.

Po tak przeżytym dniu człowiek czuje wieczorem dziwny spokój ducha

i radość serca, że dzień nie był stracony.

28

Potrzeba porządku w życiu zakonnym

15 listopada 1910 r.

Co nam pomoże, jeżeli będziemy mieli nawet najznakomitsze i najlepsze instrukcje, jeżeli nie będziemy ich zachowywać? Lepiej jest mieć mało

przepisów i zachowywać je dokładnie, aniżeli dużo, a w życiu nie stosować

się do nich.

43Całe życie w zakonie powinno być należycie uporządkowane. Nie

wolno nigdy dopuścić, aby płynęło ono dowolnie jak rzeka. Życie zakonne musi być zawsze określone konstytucjami, instrukcjami, regułami

i zarządzeniami przełożonych. Trzeba nad nim pracować, odpowiednio

kierować i ujmować w ramy porządku. Nawet każdemu bratu, wysyłając

go gdzieś, trzeba dać instrukcje, w miarę możności na piśmie, aby wiedział,

czego ma się trzymać. Qui ordini vivit, Deo vivit

10

.

Oczywiście każdemu bratu należy zostawić dość obszerne pole działania, ażeby mógł swobodnie pracować dla większej chwały Bożej, zgodnie

ze swymi uzdolnieniami i poleceniami przełożonych. Lecz i jemu nie wolno prowadzić życia rozproszonego, nieuporządkowanego, według własnego zdania. On sam jednak powinien ująć swoje życie w ramy porządku, aby

każda godzina miała swój cel i przeznaczenie.

29

Najpierw wychować i wykształcić pracowników

17 listopada 1910 r.

Zewsząd słychać skargi, że brak nam odpowiednich ludzi do pracy. Zadań do spełnienia jest bez miary, a ludzi mało, albo i wcale ich nie ma. To

prawda. Ale kto temu winien? Czy nie my sami?

Najlepszy, przewidujący i opiekujący się wszystkimi Bóg znajduje zawsze odpowiednich ludzi, kiedy trzeba i kiedy zechce. Powołuje ich do pracy i udziela swojej łaski, oświecenia, natchnienia, miłości i świętej mocy.

Podnosi z błota pokornych (por. Ps 112,7). Wybiera głupich i słabych, ażeby zawstydzić możnych (por. 1 Kor 1,27-28). Duch tchnie, gdzie chce, kiedy chce i jak chce (por. J 3,8).

Bóg kieruje ludźmi przez ludzi; jednych z pomocą drugich wiedzie do

zbawienia. Bóg daje nam zazwyczaj tylko zrozumienie, czego Kościołowi

potrzeba, a my już sami przy Bożej pomocy mamy się starać, by te potrzeby

zaspokoić.

Potrzeba nam ludzi, a więc starajmy się wychować ich i wykształcić.

Zdaje mi się, że szczególnie od tego należałoby rozpoczynać wszystkie

10

Kto żyje zgodnie z porządkiem, dla Boga żyje.

44prace zmierzające ku odnowieniu wszystkich ludzi w Chrystusie. Omnia

restaurare in Christo

11

.

Umysł ludzki jest źródłem wszystkich idei, które stopniowo przedostawszy się do mas, rozszerzają się po całym świecie i poczynają rządzić

ludzkością. Wola ludzka jest siłą, która skupia i jednoczy wokół siebie innych ludzi, pcha ich naprzód lub cofa wstecz, podnosi ku górze lub spycha

w dół i ostatecznie, doszedłszy do władzy, może na całą ludzkość sprowadzić szczęście lub nieszczęście.

Serce człowieka pełne wszelkiego rodzaju gorących uczuć może być

siłą, która grzeje, zapala, rozszerza, która jak para lub elektryczność ciągnie

czy popycha do pożytecznej pracy, lub też jak żywioł szkodliwy niszczy

wszystko i druzgoce. Dlatego tak ważną jest rzeczą, aby dobrze, odpowiednio, w duchu Chrystusowym wychować człowieka: jego rozum oświecając

pełnią rzetelnej prawdy; wolę jego ujmując silnie w karby woli Bożej, wyrażonej w przykazaniach, w radach ewangelicznych, w obowiązkach stanu,

w powołaniu, w natchnieniach, w okolicznościach życia itp. oraz wzmacniając ją łaską Bożą, w którą nas Kościół, Matka nasza, przez sakramenty i na

inny sposób obficie zaopatruje i której nam sam Bóg hojnie udziela; serce

jego zapalając gorącą miłością Boga i bliźniego.

30

Przygotować pracowników na miarę potrzeb

Zgromadzenie nasze powinno się przede wszystkim troszczyć o to,

aby wykształcić i przygotować Kościołowi wartościowych ludzi. Z jednej

strony należałoby się najpierw dobrze przyjrzeć potrzebom Kościoła w każ-

dym narodzie i kraju, a następnie – zaczynając od ważniejszych i konieczniejszych – starać się te potrzeby dobrze zrozumieć, przemyśleć i zaspokoić.

Z drugiej strony należałoby rozejrzeć się i wyszukać odpowiednich ludzi,

wykształcić ich, wyuczyć i przygotować, aby mogli zaspokoić te potrzeby

i pracować owocnie. Należy się zawsze troszczyć przede wszystkim o wewnętrzne udoskonalenie człowieka, aby żył według serca Bożego – homo

secundum cor Dei

12

– aby mógł być dla innych źródłem duchowego odrodze-

11

Odnowić wszystko w Chrystusie (Ef 1,10).

12

Człowiek według serca Bożego (por. 1 Sam 13,14).

45nia i życia. Następnie należałoby go udoskonalić i w innych przydatnych

dziedzinach: w nauce lub w praktycznym zawodzie, lub też w działalności

społecznej, aby przynajmniej w jednej dziedzinie życia mógł być pożyteczny Kościołowi i społeczeństwu, służąc Bogu i ludziom udzielonymi sobie

darami i zdolnościami, pracą i zapobiegliwością. Wykształceniem, nauką,

umiejętnościami praktycznymi nie tylko nie powinien ustępować niewierzącym, albo i tym wierzącym, którzy nie poświęcili się wyłącznie Bogu,

lecz przeciwnie, powinien ich jeszcze przewyższać, aby tymi środkami

– owocnie użytymi – pociągnąć innych do Boga i Kościoła.

Nie należy zatem nigdy żałować ani czasu, ani ludzi, ani pieniędzy,

aby tych, których nam Opatrzność przysyła, jak najlepiej wykształcić, wychować i przygotować do pożytecznej pracy dla Kościoła i społeczeństwa.

Lepiej tu i ówdzie zostawić do czasu pola leżące odłogiem, aniżeli ludzi

niedostatecznie wykształconych, nieprzygotowanych posyłać do pracy. Lepiej mieć nawet mniej robotników, ale dobrych, pewnych, niezawodnych,

którzy by wykonali pracę tak, aby nie trzeba było jej powtarzać.

Cechą przełożonych powinna być wielka roztropność i cierpliwość,

aby widząc szerokie pola nieuprawione i wszędzie nawał pracy, a brak

pracowników, nie wysyłali do pracy ludzi jeszcze nie wykształconych i nie

dość przygotowanych, lecz umieli cierpliwie poczekać, aż pracownicy dojrzeją i do zadań swoich się przygotują. Pracy nigdy nie zabraknie. Jeszcze

szerokie pola leżą odłogiem, a nawet na uprawianych wiele kąkolu i chwastów. O pieniądze również nie tak trudno; Bóg troszczy się o wierne swoje

sługi, byle tylko nie brakowało dobrych i odpowiednich ludzi.

Z całą tedy pilnością mamy przygotowywać, uczyć i kształcić potrzebnych nam ludzi. A nawet i później, gdy już staną do pracy, każdy musi mieć

czas potrzebny do ciągłego doskonalenia się w życiu duchowym i w swojej

dziedzinie pracy. Obowiązek doskonalenia się ma być powszechną zasadą

naszego życia nie tylko wtedy, gdy chodzi o nasze osobiste udoskonalenie

się duchowe, lecz i w spełnianiu obowiązków, prac, posług, jakie będziemy

mogli wykonywać dla Kościoła.

Przykładem niech nam będzie Chrystus, który omnia bene fecit

13

.

Należy się strzec, aby nie przyjmować pracy przed czasem lub nie dać się

wciągnąć do niej nierozważnie, natomiast podjąwszy i rozpocząwszy jakieś

zadanie, trzeba się starać wykonać je dobrze i ciągle udoskonalać.

13

Wszystko dobrze czynił (Mk 7,37).

4631

Oceniać wszystko z wyżyn wieczności

Daj Boże, abym całkowicie wyrzekłszy się siebie, coraz więcej pogrą-

żał się w Tobie i Twojej najświętszej woli. Czuję dobrze, że tylko wówczas

człowiek zdobywa prawdziwą wolność synów Bożych, gdy wyzbywszy się

miłości własnej przyodziewa się szatą ducha i łaski Chrystusowej, kiedy

wyrzekłszy się siebie, świata i szatana, zaczyna wchodzić i zagłębiać się

w Bogu, kiedy porzuciwszy swoje zepsute ciało i bardzo ciasne gniazdko

tego świata, zamieszka w przybytkach Najwyższego. Jakże wówczas jasny

staje się umysł, swobodny duch, szerokie i otwarte serce. Dopiero wtedy

zaczynasz czuć naprawdę, że wszyscy ludzie są braćmi, a ludzkość tylko

jedną rodziną; zaczynasz wszystkich obejmować gorącym sercem, wszystkich z miłością przygarniać do serca. O, gdyby można oddać wszystką

krew, kroplę po kropli, aby swoich braci, tę Bożą rodzinę, przywieść do

Boga, do Kościoła, zjednoczyć ich z Chrystusem! Gdy miłość Boga przeniknie i rozszerzy nasze serce, wówczas staje się ono tak przestronne, że

wszystkich ludzi, bez różnicy stanu i narodowości, może objąć i ogarnąć.

Gdy dusza ludzka porwana Duchem Świętym wznosi się i ulatuje ku tym

wyżynom, gdzie Trójca Przenajświętsza w swojej wieczności jaśnieje

chwałą niewymowną, niewysłowioną, nieskończoną, i gdy z tych wyżyn

rzuci później okiem na świat, jakże wydaje się on nędzny i mały! Patrząc na

świat z tych wyżyn wiekuistych, uczysz się, jak należy oceniać każdą rzecz

ziemską i każdą na swoim miejscu stawiać; uczysz się używać stworzeń

jako środków do większej chwały Bożej. Quid hoc ad aeternitatem? Quid

ad maiorem Dei gloriam, prosperitatem Ecclesiae, salutem animarum,

propriam perfectionem14

-Daj Boże, abym na wszystko patrzył z wy .

żyn wieczności i wszystko rozważał w świetle wieczności. Sub specie

aeternitatis omnia respicere oportet

15

.

14

Co mi to pomoże do wieczności, do większej chwały Bożej, dobra Kościoła, zbawienia dusz,

własnego postępu w doskonałości?

15

Na wszystko należy patrzeć w świetle wieczności.

4732

Obumrzeć sobie i zanurzyć się w Bogu

Z wielką starannością we wszystkim należy szukać Boga i starać się

podobać Jemu samemu. Pan Bóg jest tak dobry i łaskawy, że szuka nas

pierwszy. Łaską swoją nas podnosi, budzi ze śpiączki duchowej, nieustannie nas pobudza i zachęca, abyśmy pracowali dla Jego chwały. On nas

prowadzi i pociąga w górę do coraz większej doskonałości i ku wszelkim

dobrym dziełom dla zbawienia dusz i pożytku Kościoła. Nie należy tylko

niweczyć tego wpływu łaski i nie przeszkadzać działaniu Bożemu w naszej

duszy, lecz przeciwnie – należy usuwać przeszkody i poddawać się łasce

Bożej. Nie zważając na nic, trzeba potargać te więzy, powrozy i sznury,

które trzymają naszą duszę przywiązaną do miłości własnej, do wygód naszego ciała, do rozmaitych kaprysów własnej woli, do ziemskich pomysłów

naszego rozumu i nie pozwalają jej wznieść się wyżej.

Trzeba zerwać te kajdany, które więzami próżnej chwały przykuwają

nas do spraw i błahostek tego świata. Trzeba zrzucić ze swoich bark to

ciężkie brzemię, jakie nakłada na nas niepotrzebne oglądanie się na próżny

wzgląd ludzki, który tak często nas przytłacza. Trzeba śmiało usunąć z naszej drogi wszystkie zapory, wzgardzić wszystkimi straszydłami, jakie lubi

nam przedstawiać lęk, obawa przed krzyżem, przed cierpieniami, uciskami,

niedostatkami, prześladowaniami i niepowodzeniami. Jednym słowem, nie

trzeba się lękać obumrzeć, jak ziarno rzucone w ziemię, o którym mówi

Ewangelia. Póki ziarno nie obumrze, leży w ziemi samo, bezowocnie,

a dopiero kiedy obumrze, wyda z siebie życie i przyniesie owoc wielokrotny. Nisi frumentum cadens in terram mortuum fuerit ipsum solum manet

16

.

Podobnie i człowiek nie powinien się lękać obumrzeć sobie i zanurzyć się

w Bogu. Gdy naprawdę obumrze sobie i światu, wówczas dopiero odżyje

i odrodzi się w Bogu i wiele owocu przyniesie. Kto tak duszę swoją „zgubi”

w Bogu i dla Boga, ten odnajdzie ją, ale już świętą, czystą, przebóstwioną

i zbawi ją, a przez nią wielu innych.

Kto zaś uczepiwszy się miłości własnej, trzymać będzie duszę swoją

jakby na uwięzi, lękając się wszystkiego i nie wie, jakby ją strzec, zgubi

duszę swoją i pozostanie samotny, jak zeschnięte ziarno. Qui animam suam

amat, perdet eam, qui eam perdiderit propter Christum salvabit eam17

.

16

Jeśli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię nie obumrze, samo zostaje (J 12,24).

17

Kto miłuje duszę swoją, straci ją, kto ją straci dla Chrystusa, zbawi ją (por. J 12,25;

Mt 10,39).

48Jeżeli tylko naprawdę będziemy szukać Boga, równocześnie całkowicie zdając się na Jego wolę, to bez wątpienia Pan Bóg doprowadzi nas do

wszelkiego dobra.

Nie wszyscy święci wznieśli się od razu na wysoki stopień doskona-

łości. Wielu z nich szło powoli. Przez długie lata pracy i utrapień osiągnęli

wyższy stopień świętości, a doszli dlatego, że nie targowali się z Bogiem,

nie sprzeciwiali się Jego woli, nie stawiali przeszkód Jego łasce, lecz śmiało,

ochotnie i prędko, bez ociągania się, opuszczali wszystko, wszystkiego się

wyrzekali, czego tylko Bóg od nich zażądał. Nie lękali się ofiarować i po-

święcić wszystkiego dla Boga. Dlatego Bóg doprowadził ich do wszystkiego: do świętości i dobrych, pożytecznych dzieł dla Kościoła.

33

Innych do Boga pociągać

18 listopada 1910 r.

Sanctifico meipsum, ut et ipsi sanctificati sint

18

Troszcząc się o udoskonalenie własne i starając się ustawicznie dążyć do świętości, nie należy .

zapominać o doskonaleniu innych, lecz przeciwnie – należy starać się innych do Boga pociągać i dobry wpływ na nich wywierać.

Dobrze byłoby rozpoczynać tę pracę od najbliższych, od współbraci

i domowników, a potem w miarę możności sięgać dalej. Każdemu z nas

powinno zależeć nie tylko na tym, aby siebie doskonalić, lecz i dla innych

stać się podporą, źródłem, ogniskiem życia duchowego. Trzeba nam nie

tylko o to zabiegać, byśmy sami coraz lepiej się organizowali i formowali,

lecz również o to, by innych dokoła siebie skupiać i jednoczyć w pracy dla

Boga i dobra Kościoła.

18

Poświęcam samego siebie, aby i oni byli uświęceni (J 17,19).

4934

Udoskonalanie społeczności

20 listopada 1910 r.

Zastanawiałem się, jak można by najlepiej naprawić, odnowić, podnieść z upadku duchowego jakiś zespół zakonny. Przypuśćmy, zauważy-

łem, że w klasztorze ta lub inna rzecz nie jest w porządku. Jak należałoby

się zabrać do dzieła, żeby to nie tylko naprawić, lecz nawet jeszcze ulepszyć? Zazwyczaj w takim wypadku widzi się następujący, smutny objaw;

krytykuje się i gani wszystko i wszystkich, całą winę składa się na przełożonych, na konstytucje i na wszelkie okoliczności. Lamentom i narzekaniom

nie ma końca. Gorliwsi i – jak się zdaje – lepsi bywają wówczas najczęściej

najbardziej zaciętymi krytykami i cenzorami, przedstawiającymi wszystko

w czarnych kolorach. Jaka z tego korzyść? Duch tylko słabnie coraz bardziej i upada coraz niżej, zaczynają powstawać stronnictwa, między któ-

rymi rodzi się niekiedy nienawiść i dochodzi do walki. Nienawiść zaś, jak

każda nieuporządkowana namiętność, zaciemnia umysł człowieka, męczy,

gryzie, załamuje, napełnia goryczą serce. W podnieceniu, w niepokoju i we

wzburzeniu nie ma miejsca dla Ducha Bożego. Non in commotione Spiritus

Dei

19

.Tą drogą niczego dobrego się nie osiąga .

Jakiego więc sposobu należy użyć, by zacząć rzeczywistą poprawę życia albo przynajmniej ulepszyć to, co nie jest w porządku? Moim zdaniem

trzeba zastosować następujący sposób:

Przede wszystkim ten, kto zauważył i zrozumiał zły stan rzeczy, musi

w modlitwie u Boga szukać prawdziwego światła, zrozumienia, co ma czynić i prosić o siłę woli. Powinien całą sprawę dobrze przemyśleć i rozważyć

wobec Boga i tak się nią sam przejąć, żeby ona całkowicie objęła i opanowała jego umysł, siłę woli i uczucia serca.

Dalej, samemu trzeba zacząć żyć doskonale, wypełniać to, co nie jest

wypełniane, unikać zła, które przedostało się do klasztoru, słowem – żyć

według konstytucji Zgromadzenia i jego ducha. W ten sposób, starając się

samemu odpowiednio żyć i postępować, należy rozejrzeć się, czy nie znalazłby się jaki współbrat, który również zgodziłby się rozpocząć życie według

ducha Bożego, zechciał zgodnie dążyć do tego samego celu. Trzeba się starać natchnąć go miłością tego samego ideału, zrozumieniem tej samej spra-

19

Nie w zamieszaniu Duch Boży (por. 1 Krl 19,11)

50wy, takim samym, gorącym pragnieniem pełnienia w tym zamierzeniu woli

Bożej. Następnie obaj postępując drogami i ścieżkami Bożymi i pragnąc

we wszystkim większej chwały Bożej, niech się starają jeszcze pociągnąć

ku sobie trzeciego i czwartego oraz wielu innych współbraci.

W ten sposób powstanie nowy prąd, który powoli przepoi całą wspólnotę zakonną nowym duchem. Wiadomo, że to wszystko należy robić z zasady za zgodą przełożonych, z ich błogosławieństwem i pomocą.

Dzieła odnowy w Chrystusie nie należy zaczynać od potępiania, poni-

żania i pogardzania innymi, lecz od wejścia w samego siebie, od głębszego

przyjrzenia się własnemu życiu i postępowaniu, od zaparcia się samego

siebie, od usilnego starania, ażeby poprawić swoje życie i w miarę możności

żyć doskonale według woli Bożej. Trzeba samemu zacząć chodzić drogami

Bożymi, a dopiero później można zabiegać, aby innych pociągnąć za sobą,

zwłaszcza własnym przykładem. Taki sposób rozpoczęcia dzieła odnowy

będzie chyba najskuteczniejszy nie tylkow życiu zakonnym, ale także i w innych społecznościach.

35

Nieustanna modlitwa

24 listopada 1910 r.

Gdy złe myśli, pochodzące z naszej zepsutej natury, lub pokusy z poduszczenia szatana, zaczynają mącić naszą duszę, trzeba dłużej i więcej się

modlić, aby wola umocniona modlitwą mogła skuteczniej oprzeć się złemu.

Gdy natomiast pokusy się zmniejszyły i prawie zupełnie zamarły, a ich

miejsce zajęły dobre i święte uczucia, pragnienia i pożądania, wtedy już

nie potrzebujemy tak często chwytać za oręż dla odparcia wroga, można

wówczas mniej czasu poświęcać na wyłączną modlitwę. Mówię: wyłączną,

to znaczy w czasie specjalnie na nią przeznaczonym, gdy modlimy się klę-

cząc, gdy jesteśmy w kaplicy.

Należy się zaprawiać do ciągłej modlitwy w duchu, czy to idąc, czy

wykonując jakąś pracę, zwłaszcza gdy ona nie wymaga wysiłku umysłowego, lub też gdy mamy chwilę wolnego czasu, szczególnie przechodząc

od jednej pracy do drugiej, lub rozmawiając z ludźmi; słowem – zawsze

i wszędzie. Te krótkie westchnienia do Boga, te błyskawiczne wzloty ducha

ku niebu, te uczucia miłości Boga i bliźniego, to spoglądanie na wszystko

51oczyma wiary – nie wymaga specjalnego czasu i nie tylko nie przeszkadza

w pracy, ale jeszcze bardziej ją ożywia. Należy się zaprawiać do takiej cią-

głej modlitwy.

Szczególnie w naszym czynnym życiu ten święty nawyk jest koniecznie

potrzebny. Mamy chwytać te drobne chwilki, które tak szybko biegną i znikają, aby w nich modlić się, zamieniać je na modlitwę. Gdy człowiek po jakimś

czasie wyćwiczy się w takiej modlitwie, to nawet nie czuje, jak dusza sama

przez się ciągle wzlatuje ku Bogu, jakby jakąś siłą niesiona ku niebu. Ileż to

wówczas zdobywa się światła, ile świętych uczuć, jak się wzmacnia wola!

Jeżeli nie nauczymy się wykorzystywać na modlitwę tych przelotnych chwilek, to one przeminą jak błyskawica, lub co gorsza – często te chwile tracimy

bezużytecznie, zwłaszcza gdy nie jesteśmy zajęci.

Myśl musi stale pracować i dokoła czegoś się obracać. Jeżeli się nie

wzniesie ku Bogu, ku rzeczom świętym, to poleci gdzie indziej, najczęściej

tylko wiatry goniąc, albo będzie przetrawiała jakieś niemiłe zdarzenia lub

obracała się wokół własnej osoby i tak coraz więcej będzie karmiła miłość

własną. Człowiek bardziej się wówczas męczy, niż gdyby wykonywał jakąś

pracę umysłową, rozdrażnia tylko swoje nerwy i traci pokój ducha. Błogosławiony, kto nauczy się odrywać na chwilę od kłopotów i prac, a wznosić

się ku Bogu i w Bogu odpoczywać. Zwłaszcza my, nie mogąc na modlitwę

poświęcać wiele czasu, musimy przywyknąć do wewnętrznej modlitwy, do

nieustannego wznoszenia się myślą ku Bogu.

Ileż to chwil przepada na próżno, gdy myślimy o byle czym, o rzeczach

próżnych, a czasem nawet sami nie wiemy o czym. Człowiek czuje tylko,

że myśli, że umysł jego pracuje i nawet się męczy, ale o czym myśli, sam

tego nie wie; rzekłbyś – wiatry goni. Czyż nie lepiej w każdym wypadku

zwracać swą myśl i duszę do Boga? Wówczas przy najtrudniejszych nawet

zajęciach będziemy jeszcze mieli dość czasu na modlitwę.

Nauczmy się chodzić w obecności Bożej, bądźmy zawsze gotowi

spełniać to, co się Bogu bardziej podoba, a dusza nasza zatapiać się bę-

dzie w modlitwie. Daleko wyższym stopniem świętości jest umieć zawsze

i wszędzie, we wszystkich okolicznościach, przy wszelkich pracach, wśród

rozmaitych ludzi żyć z Panem Bogiem, z Nim się jednoczyć, Jego w sercu nosić, w Nim się zatapiać, Nim się radować i cieszyć, Jego szukać, ku

Niemu się wznosić, miłować Go – niż tylko wówczas z Nim obcować, gdy

jesteśmy w kaplicy, gdy klęczymy, gdy odmawiamy modlitwy.

52Błogosławiony, kto trudząc się i pracując dla większej chwały Bożej,

umie w ten sposób w Bogu się zatapiać i żyć z Nim w zjednoczeniu. Qui

Deo adhaeret unus spiritus est

20

.

36

Metody rozmyślania

27 listopada 1910 r.

Trzeba poznać różne metody jak najlepszego odprawiania rozmy-

ślania. Należy zwłaszcza dobrze poznać metodę św. Ignacego i w niej się

wyćwiczyć. Lecz i w tym dobrze jest zostawić każdemu swobodę. Jednemu

odpowiada ta metoda rozmyślania, innemu inna. Albo też raz odpowiada

lepiej ta metoda, innym razem znów inna – stosownie do stanu duchowego

człowieka. Dlatego i w tym – jak i wszędzie – nie tyle należy szukać formy,

ile raczej samego Boga. Ta metoda rozmyślania i to rozmyślanie będzie

najwłaściwsze, w którym Bóg udzieli nam najwięcej łask i sam bardziej się

nam odda. Należy się oddać bez zastrzeżeń, przede wszystkim szukać Boga,

a Pan Bóg, który najlepiej wie i widzi, czego nam potrzeba, co jest dla nas

pożyteczniejsze, sam zaprowadzi nas na prawdziwą drogę. Przy pomocy

Bożej powinniśmy szukać tej drogi tak długo, dopóki jej nie znajdziemy.

My ślepi, mali ludzie, jakże często błądzimy, chodzimy po omacku i jakby

w ciemnościach. Trzeba prosić Boga, najlepszego Ojca, aby sam wskazał

nam najodpowiedniejsze drogi.

Nie należy jednak brać środków za cel, aby nie stać się niewolnikiem

tego czy innego sposobu modlitwy, lecz posługując się jak najlepszymi

środkami, wybierając z nich najbardziej odpowiednie, trzeba – jak przystało

na synów świętej wolności (por. Rz 8,21) – we wszystkim szukać samego

Boga Stworzyciela, ku Niemu się wznosić, pragnąc wypełnienia się Jego

świętej woli. Posługując się najbardziej odpowiednimi środkami, należy za

ich pomocą, jak gdyby po stopniach, wznosić się coraz wyżej, do ściślejszego zjednoczenia z Panem Bogiem, do większego zatonięcia w Jego świętej

woli, do coraz doskonalszej z Nim jedności.

20

Kto zaś łączy się z Panem, jednym jest duchem (1 Kor 6,17).

5337

Umartwienia cielesne

29 listopada 1910 r.

Z ciałem należy umieć tak roztropnie postępować, żeby było uległym

narzędziem w rękach duszy. Gdy powstaje ono przeciwko nakazom rozumu oświeconego światłem wiary, należy je wówczas bardziej umartwiać,

trzeba użyć nawet ostrzejszych środków, żeby je opanować i ujarzmić.

Kiedy jednak człowiek rzeczywiście zdecydowany jest raczej umrzeć niż

zagniewać swojego Boga choćby najmniejszym grzechem, kiedy człowiek

nie doznaje już żadnych większych pokus, bądź to od szatana, bądź ze strony zepsutego świata, bądź od własnych, nieuporządkowanych namiętności,

wówczas powinien patrzeć na swoje ciało, jak na własność samego Boga,

z której zarządzania i użytkowania będzie musiał zdać rachunek. Trzeba

więc uważać, by zdrowie nie ucierpiało i nie osłabło bez konieczności.

Człowiek osłabiony nie będzie mógł wykonać odpowiednio swoich prac,

a przynajmniej nie wykona ich tak dobrze.

Umartwienie musi uczynić ciało powolniejszym narzędziem duszy,

natomiast nie powinno go niepotrzebnie wyczerpywać i wyniszczać. Gdy

ciało będzie już podlegało duchowi, rozumowi oświeconemu wiarą, gdy

pomagać nam będzie do doskonalszego działania, wówczas jest ono naszym

przyjacielem i towarzyszem. Za pomocą ciała dusza może lepiej pracować

dla chwały Bożej. Trzeba więc ciało otaczać należytą miłością i w ogóle cenić sobie jego zdrowie, wystrzegając się jednak wpadania w przesadę, żeby

go nie rozpieszczać, żeby się zbytnio nie troszczyć o to, jak podtrzymywać

i zachować własne zdrowie.

Kiedy jednak ciało powstaje przeciwko duchowi i podnosi przeciw

niemu walkę, wtedy dobrze jest je skarcić i w jakiś sposób zmęczyć, szczególnie zaś trudniejszą ustawiczną pracą. Anima sana in corpore sano, ut hoc

modo homo sit melius dispositus ad serviendum Deo et laborandum pro

salute animarum21

.Tak więc w przypadku choroby ciała trzeba się zatroszczyć, by je leczyć, abyśmy mogli znów służyć Bogu i pracować ze wszystkich sił dla większej Jego chwały .

21

Zdrowy duch w zdrowym ciele, by przez to człowiek był zdolny do służenia Bogu i do pracy

dla zbawienia dusz.

5438

Postanowienia z rekolekcji miesięcznych

30 listopada 1910 r.

Odprawiłem rekolekcje miesięczne. Dziękuję Ci, Panie, za udzielone

mi światło. Postanawiam w tym nadchodzącym miesiącu:

1.  Żyć w jeszcze większym zjednoczeniu z Panem Bogiem i – o ile to moż-

liwe – trwać ustawicznie w Jego obecności.

2. Ćwiczyć się coraz więcej w przezwyciężaniu samego siebie, zwłaszcza

dokładniej zachowując porządek dnia, lepiej wykorzystując swój czas,

cośkolwiek ujmując sobie w jedzeniu.

3. Ukończyć czytanie instrukcji dla zgromadzeń żeńskich.

4. Napisać artykuł o kierownictwie duchowym do czasopisma „Vadovas”

22

.

39

Przełożony a inicjatywa podwładnych

Przełożony niech uważa, by nie utrącał, nie gasił i nie unicestwiał dobrych inicjatyw swoich podwładnych, lecz przeciwnie, żeby raczej je

podtrzymywał, popierał, kierował na właściwą drogę i ująwszy je silnie

i roztropnie w swoje ręce, uzgodnił je z innymi obowiązkami tych podwładnych, z dziełami i zadaniami domu, z wysiłkami i dążeniami całego

Zgromadzenia. Mogą się przytrafić i takie projekty lub inicjatywy, że dla ich

realizacji trzeba będzie tego człowieka zwolnić ze wszystkich innych obowiązków. Należy się wystrzegać, aby nie gasić ducha swoich podwładnych,

przeciwnie, pozwólmy im doskonalić się i działać, nie popuszczając jednak

nigdy cugli ze swoich rąk, nie wyrzekając się kierowania.

Przytrafić się mogą inicjatywy nierozumne i nie nadające się do wykonania. Oczywiście, że przełożony nie może się na nie zgodzić.

22

„Vadovas” – miesięcznik poświęcony życiu wewnętrznemu, wydawany w Sejnach w języku

litewskim w latach 1908-1914. Wydaje się, że zamierzonego artykułu nie napisał.

5540

Wizytacje

Przełożony generalny powinien się troszczyć nie o to, aby go się bano,

ale raczej aby go kochano. Wizytując swoich podwładnych, niech się stara

ich pocieszyć, podnieść na duchu, podtrzymać. Niech okazuje, że leżą mu na

sercu prace i trudności każdego z nich oraz stan dzieł przez nich prowadzonych. Jeżeli zajdzie potrzeba wprowadzenia jakich zmian, niech nie okazuje

zdenerwowania i zniecierpliwienia. Niech podtrzyma to, co już miejscowi

przełożeni zdziałali, oczywiście, jeżeli jest to możliwe. Gdy zajdzie potrzeba

wprowadzenia nowych przepisów lub zarządzeń, niech je wprowadzą w swoich domach sami przełożeni miejscowi po odjeździe wizytatora. Oczywiście,

w przypadku konieczności wprowadzenia jakiejś zmiany natychmiast, niech

to bezzwłocznie uczyni sam wizytator. Jeżeli jednak takiej konieczności nie

ma, niech to pozostawi do przeprowadzenia przełożonym miejscowym, aby

nie podrywać ich autorytetu w oczach podwładnych.

41

„Poślij mnie, dokąd zechcesz”

13 stycznia 1911 r.

Długo nie pisałem, ale wiele w tym czasie przecierpiałem, przeżyłem.

Panu Bogu niech będzie chwała za wszystko. Niech się spełnia we wszystkim Jego najświętsza wola.

Całuję rękę Twej Opatrzności i całkowicie Tobie się oddaję, Panie.

Prowadź mnie, Ojcze Niebieski, czyń ze mną, co Ci się podoba. Dziwną

drogą upodobałeś sobie prowadzić mnie, Panie, lecz któż odgadnie Twoje

drogi i zamiary? Oto ja sługa Twój, poślij mnie, dokąd zechcesz. Rzucam

się jak dziecko w Twoje objęcia, nieś mnie! Upodobałeś sobie wieść mnie

drogą trudów, cierpień i ciężarów. Dzięki Ci za to, wielkie dzięki! Spodziewam się, że idąc tą drogą, niełatwo zbłądzę, gdyż jest to droga, którą szedł

mój najmilszy Zbawiciel, Jezus Chrystus.

Panie, kocham Cię! Daj, bym Cię kochał i nigdy kochać nie przestawał. Serce mi płonie. Pragnąłbym poświęcić się dla Ciebie aż do ostatniej

kropli krwi, wszystko Tobie oddać, wszystkiego się wyrzec, nawet życia,

56aby tylko rosła chwała Twoja, rozszerzał się i rósł Kościół Twój. Ukaż mi

sam, co mam czynić. Tyłeś mi łask użyczył, o Panie, cóż Ci oddam za to, co

ofiaruję, jak się wywdzięczę? Wszystko jest Twoje, co posiadam, więc cóż

Ci dać mogę? Wszystko, co mam. Z siebie nic nie mam, lecz z łaski Twojej

jestem bogaty. Wszystko Tobie ofiaruję.

Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty, kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim

Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony, aby tylko w Twoim domu było czyściej i schludniej. Niech mnie potem rzucą gdziekolwiek,

jak tę brudną, zużytą ścierkę.

Daj, Boże, abym został użyty w Twojej winnicy, na Twojej roli, jak

nawóz, byle tylko żniwo wypadło lepsze i owoc obfitszy. Daj, bym został

wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się, bylem się tym przyczynił do wzrostu i umocnienia Twojego

Kościoła.

Głupi jestem, nie wiem, o co prosić. Daj, Boże, aby we wszystkim peł-

niła się Twoja wola. Oto ja, weź mnie i czyń ze mną, co chcesz, daj, bym był

w Twoich rękach odpowiednim narzędziem, byle tylko rosła chwała Twoja,

rozszerzało się Twoje królestwo, pełniła się Twoja wola.

Spraw, abym coraz bardziej zapierał się samego siebie, a Ciebie coraz

więcej miłował. O Jezu, kocham Cię i pragnę kochać. Udziel mi tej łaski,

bym Cię coraz więcej miłował. O Jezu, udziel mi odwagi i męstwa, abym

dla wywyższenia Twego Imienia i dla dobra Twego Kościoła nie ugiął się

przed żadnymi trudnościami, przeszkodami, ani rąk nie opuścił; żebym

szedł odważnie, wszędzie się wciskał, gdzie tylko można dla Ciebie pracować i cierpieć; abym sam duchem Twoim napełniony, starał się go wszędzie

wnosić.

42

Miłość do Matki Najświętszej

Dzięki Ci, Panie, za udzielone mi szczególne uczucia miłości wzglę-

dem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Dawniej trudno

mi szła ta modlitwa, teraz zaś jakże słodko jest modlić się, przypadłszy do

Jej stóp i zatapiać się w modlitwie. Dusza zdaje się omdlewać, owładnięta

57najsłodszymi uczuciami, ciało zaś przenikają dziwne, niepojęte i nie dające

się wyrazić dreszcze.

Prawie tego samego doświadczam, gdy Twój krzyż święty do serca

i piersi przyciskam. Dzięki Ci, Panie, za wszystko. Boże, mój Boże, jakże

Cię kocham i kochać pragnę! Dozwól mi, abym mógł pracować i cierpieć

dla Ciebie i Twojego świętego Kościoła i jego widzialnej głowy – Ojca

Świętego.

Modlitwa, praca dla Boga, uciski i cierpienia dla Kościoła, splótłszy

się wzajemnie, niech wypełniają całe moje życie. Niech mi będzie przykładem sam Chrystus.

43

Pójść tam, gdzie największa potrzeba

Powinniśmy być taką siłą, która wszędzie się wciska, przebija, wchodzi, wszystko podbija, a nie taką, która jedynie się broni.

Trzeba, byśmy potrafili dostosować się do wszelkich, nawet najtrudniejszych okoliczności, a zwłaszcza powinniśmy iść tam, gdzie warunki są

najtrudniejsze i tam właśnie rozpoczynać nasze dzieła, przygotowując do

nich nas samych i innych.

Jesteśmy wprawdzie nastawieni na pracę wśród własnych rodaków, nie

możemy jednak ograniczać się jedynie do własnego narodu. Widząc i gdzie

indziej potrzeby Kościoła, powinniśmy tam śpieszyć z pomocą. Ufam, że

znajdzie się wśród nas zawsze dosyć ludzi ożywionych duchem ofiary, któ-

rzy pójdą służyć Bogu i dla Niego pracować będą wszędzie, nawet wśród

cudzoziemców, gdy tego będzie wymagała chwała Boża i dobro Kościoła.

Wypadałoby nam w szczególniejszy sposób zobowiązywać się, by

wystawiając się nawet na niebezpieczeństwo, opuściwszy własną ojczyznę,

udać się tam, gdzie Kościół jest prześladowany i nie ma swobody organizowania się, skąd zakonnicy są wydalani. Pośród innych zadań powinno nam

leżeć na sercu podtrzymywanie i rozszerzanie życia zakonnego tam, gdzie

jest ono ograniczane, zabraniane, prześladowane.

Wypadałoby nam też przyrzec biskupom, że w miarę możności bę-

dziemy obejmowali takie parafie, gdzie zdarzyły się jakieś zgorszenia, by

w nich popracować, dopóki wszystko zło nie zostanie naprawione. Przed

objęciem takiej parafii idący do niej powinni odprawić dłuższe rekolekcje.

Należałoby również przyjąć na siebie jakieś szczególne umartwienia, aby

58odpokutować za zgorszenia. Następnie, zaparłszy się siebie samych, stosując się skrupulatnie do nakazów i rad Jezusa Chrystusa, naśladując przykład

apostołów, stanąć do zadania odnowienia ducha, nie żądając żadnej zapłaty.

Ego ero merces tua magna nimis

23

Należy, odpowiednio przygotowanym .

iść do pracy tam, gdzie wydaje się, że już wszystko stracone i starać się naprawić, ponownie odzyskać dla Boga i Kościoła.

44

Nie brać środków za cel

16 stycznia 1911 r.

Powinniśmy starać się zdobywać wiedzę, uprawiać naukę i przyczyniać

się do jej postępu. Jednakże, moim zdaniem, w naszym Zgromadzeniu nauka

nie może być celem samym w sobie. Naukę, podobnie jak inne środki, trzeba

się starać wykorzystywać dla większej chwały Bożej, dobra i wywyższenia

Kościoła oraz dla zbawienia dusz. Głównym naszym celem powinno być

zawsze zbawienie dusz, rozszerzenie Królestwa Bożego na ziemi, praca

i walka dla zbawienia dusz i dobra Kościoła, zwłaszcza tam, gdzie najcięższe

warunki, gdzie wydaje się, że wszystko stracone, gdzie Kościół jest uciskany i prześladowany, gdzie zgorszenia zapuściły korzenie i rozkrzewiły się,

gdzie propaguje się błędy, gdzie nieprawość rośnie i rozmnaża się. Gorliwość

o zbawienie dusz, o podwyższenie Kościoła, o rozszerzenie chwały Bożej

powinna wszystko podtrzymywać, nad wszystkim panować i wszystko wykorzystywać do swoich celów.

Trzeba zastosować wszystkie środki, aby lepiej szerzyć chwałę Bożą,

aby więcej dusz zbawić, aby przynajmniej czymś przyczynić się do rozwoju Kościoła, czy to środkami naturalnymi, czy nadprzyrodzonymi. Omnia

vestra, vos Christi, Christum autem Dei

24

.

Dla chwały Bożej trzeba wykorzystać wszystko: talenty, uzdolnienia,

naukę, sztukę, rzemiosło, stowarzyszenia, bractwa, prasę itp. Lecz posługując się tymi środkami, nie należy zapominać, że są to tylko środki, a nie cel.

Są to tylko okazje do lepszego i łatwiejszego pociągania ludzi do Chrystusa.

Naszym głównym zadaniem powinno być zawsze prowadzenie ludzi do

23

Ja będę twoją zapłatą zbyt wielką (por. Rdz 15,1).

24

Wszystko bowiem jest wasze, wy zaś Chrystusowi, a Chrystus Boży (1 Kor 3,22-23).

59zbawienia drogą rzetelnej pokuty, niezachwianej wiary, szczerej miłości

Boga i bliźniego. Posługując się rozmaitymi środkami – nie tylko nadprzyrodzonymi, ale i doczesnymi – jak szkoły, stowarzyszenia, prasa, strzeżmy

się, aby w nich nie utonąć, zbytnio się nie pogrążyć, nie zatrzymywać, zapominając o głównym zadaniu. Nie róbmy celu ze środków. Poprzez ciało

i jego potrzeby, przez stworzenia i narzędzia ziemskie powinniśmy zawsze

starać się dotrzeć do ducha człowieka, do głębin jego duszy, by tam zapalić

miłość Boga i bliźniego, by wnieść ducha Chrystusowego.

45

Gorliwość o dusze

17 stycznia 1911 r.

Powinniśmy gromadzić i organizować ludzi dobrej woli, kochających

Boga i Kościół, pobudzać ich do pracy dla Boga, Kościoła i dusz, do prowadzenia walki z zepsuciem, niewiarą, głosić Chrystusa nie tylko im, ale

z nimi i przez nich również innym. Dobrych, pobożnych ludzi organizować w kółka i stowarzyszenia prawdziwych, uświadomionych katolików,

tworzyć ośrodki pobożności, ogniska intensywnego życia katolickiego, ale

wystrzegać się, by nie ograniczać naszej działalności jedynie do tego.

Nie wolno nam nigdy porzucać troski o tych, którzy grzęzną w nieprawościach, błądzą w ciemnościach, ponieważ nie poznali wiary albo ją

utracili i błądzą z dala od Chrystusa i Kościoła. Nie wolno nam nigdy o nich

zapominać. Czyńmy wszystko, aby przyprowadzić ich do Chrystusa.

Prawda, że miło pracować między pobożnymi ludźmi dla ich duchowego pożytku, a niełatwo zbliżyć się do tych, którzy są pełni uprzedzeń do

Kościoła, nie kochają go, nie znoszą, a nawet zwalczają. Powinniśmy i mię-

dzy nich wnieść naukę Chrystusową i dążyć do zbawienia ich dusz. Dobry

pracownik w winnicy Chrystusowej nie może pozostawić ani skrawka ziemi nie uprawiwszy jej i nie zrosiwszy swoim potem, a jeśli trzeba, to nawet

i krwią, aby tylko Królestwo Chrystusowe rosło i rozszerzało się.

Bądźmy podobni do owego dobrego i miłosiernego ojca ewangelicznego, który stojąc w drzwiach, wyczekuje powrotu marnotrawnego syna,

a ujrzawszy go, wychodzi na jego spotkanie, rzuca mu się na szyję, obejmuje, całuje, prowadzi do swojego domu, przyodziewa go w nowe szaty

i wyprawia mu ucztę (por. Łk 15,20-24).

60Jeszcze bardziej naśladujmy owego pasterza ewangelicznego, który

pozostawiwszy dziewięćdziesiąt dziewięć owieczek pasących się spokojnie, idzie przez góry, lasy i doliny szukać jednej owieczki zgubionej, a kiedy ją znajdzie, bierze na ramiona i przynosi z powrotem do owych dobrych

(por. Łk 15,4-7; Mt 18,12-13).

Niech nasza gorliwość zwraca się zawsze w tę stronę, gdzie ludzie

jeszcze nie znają wcale Chrystusa albo znają Go niewystarczająco, a szczególnie gdzie walczą przeciw Chrystusowi, abyśmy jak dobrzy żołnierze

Chrystusowi również tam walczyli i za Chrystusa głowę położyli.

46

Apostolstwo braci zakonnych

23 stycznia 1911 r.

Postanowiliśmy przyjmować do swojego grona nie tylko kapłanów,

ale i świeckich. Będą oni prowadzić różne szkoły, utrzymywać sierociń-

ce, przytułki i pracować w innych instytucjach. Nie zapominajmy jednak,

że pierwszym i głównym ich celem ma być głoszenie ludziom Chrystusa

słowem i przykładem, praca i walka dla chwały Bożej, zbawienia dusz

i rozszerzenia Kościoła. Gdzie kapłan nie będzie mógł dotrzeć, tam bracia

zakonni będą mogli wejść, wcisnąć się i wnieść ducha Chrystusowego.

Ateiści zwalczający Kościół osiągnęli już to, że dziś wielu stroni od

kapłana, nie chce słuchać jego słów, patrzy z ukosa na strój duchowny, pełni

są rozmaitych uprzedzeń wobec duchowieństwa. Dlatego dzisiaj kapłani

powinni zdjąć swój strój, a ubrawszy się po świecku, iść i głosić Chrystusa

tym, którzy unikają sukni kapłańskiej. Kapłan w tym wszystkim musi być

bardzo ostrożny, gdyż nie zawsze można tak postępować i nie wszędzie tak

wypada czynić. I właśnie w takich sytuacjach mogą zastąpić kapłana bracia zakonni. W tym celu należałoby ich odpowiednio wykształcić i dobrze

przygotować do takiej pracy. Trzeba ich nauczyć jakiejś pracy ręcznej lub

rzemiosła albo wyspecjalizować w jakiejś gałęzi wiedzy, aby byli w tym

bieglejsi, o ile to byłoby możliwe, od innych, którzy nie służą wyłącznie

Bogu. Trzeba im ponadto dać ogólne dobre wykształcenie i wychowanie,

powinni być bardziej wykształceni niż robotnicy, rzemieślnicy i inni pracownicy tego samego stanu. Tylko wtedy słowo naszych braci będzie przez

tych ludzi cenione i będą się cieszyć ich powagą i znajdą łatwiejszy posłuch,

aniżeli nagabywania rozmaitych agitatorów i wrogów Kościoła.

61Trzeba jednak wykształcić naszych braci laików przede wszystkim

w sprawach wiary, aby mogli być apologetami i prawdziwymi obrońcami

i szerzycielami wiary wśród ludzi swego stanu. Nie należy nigdy żałować

ani czasu, ani wysiłków, byle im tylko zapewnić dostateczną znajomość

wiary.

Nie mówię tu o duchowym życiu braci, o ich uświęceniu, gdyż jest

rzeczą zrozumiałą, że świętość życia i wewnętrzne, duchowe zjednoczenie

z Bogiem, jak również czystość duszy i gorliwość muszą być podstawą

i fundamentem wszystkiego.

47

Prowadzenie parafii

Przychodzi mi wciąż na myśl pytanie, czy zakonnicy nie za mało zwracali dotąd uwagi na wielkie znaczenie parafii w życiu Kościoła. Wszak

z parafii, jakby z organicznych komórek, składają się tkanki Kościoła.

Parafia w całym życiu społecznym jest czynnikiem ważnym, ale dotąd nie

dość zrozumianym i docenianym. Dlaczego parafia nie mogłaby się stać

źródłem duchowego odrodzenia i odnowienia? Czyż przykładając się do

lepszego uporządkowania i prowadzenia parafii nie moglibyśmy skutecznie

przyczyniać się do większego dobra Kościoła? Może nawet udałoby się lepiej to osiągnąć przez parafię, aniżeli używając innych sposobów. Trzeba te

sprawy dobrze przemyśleć i wypróbować.

Dotąd zakonnicy podejmowali się pracy najczęściej poza parafią,

pracowali ponad parafiami, pozostawiając pracę parafialną księżom diecezjalnym. Czy nie można by spróbować stanąć w jednym rzędzie z duchowieństwem diecezjalnym, wziąć się do prowadzenia parafii i zorganizować

je wzorowo? Kto wie, czy nie udałoby się w ten sposób przysporzyć wiele

dobra Kościołowi.

Każdy kościół parafialny z plebanią można by uczynić małym domem

zakonnym: byłoby tam dwóch, trzech księży i dwóch, trzech braci zakonnych do pomocy kapłanom. Jakże to piękny mógłby być dom zakonny, jakież ognisko życia duchowego! Należałoby dobrze się nad tym zastanowić.

Bracia kapłani wykonywaliby swoje posługi kapłańskie, zaś bracia laicy pomagaliby w kościele jako zakrystian i organista oraz wspieraliby kapłanów

w inny sposób. Brat mógłby też uczyć religii w parafii.

6248

Za wzorem św. Franciszka Borgiasza

Przeczytałem uważnie, w jaki sposób św. Franciszek Borgiasz, przeło-

żony generalny jezuitów, łączył pracę z nieustanną modlitwą. Warto spró-

bować pójść za jego przykładem. Nie mógł on tyle czasu poświęcać na

modlitwę, ile pragnęło jego serce. Chociaż bardzo cenił modlitwę i ilekroć

tylko odrywał się od swoich ważnych zajęć, zawsze się modlił, to jednak

z drugiej strony nigdy dla modlitwy nie zaniedbywał pracy. Prowadził niewypowiedzianie czynne życie.

Oto w jaki sposób ten święty potrafił swoją pracę zamieniać na nieustanną modlitwę. Każdą godzinę poświęcał Bogu i na każdą godzinę wyznaczał oddzielną intencję. Te intencje zapisywał nawet w notatniku. Następnie, oddając się pracy, ciągle myślał o intencji, jaką sobie na daną godzinę wyznaczył, nieustannie sobie przypominał, w jakiej intencji godzinę

poświęcił. Wyznaczał sobie intencje na poszczególne dni: czasem dwadzie-

ścia cztery, niekiedy dwanaście lub osiem czy tylko cztery. Poza tym w każ-

dej godzinie rozmyślał o jakiejś tajemnicy z życia Chrystusa lub o jakimś

przymiocie Bożym, czy też o jakimś świętym. Modlił się za poszczególne

prowincje lub domy Towarzystwa, o nawrócenie i poprawę grzeszników,

o nawrócenie pogan i heretyków, w potrzebach Kościoła i w potrzebach

swoich czasów itp.

W notatniku swoim zaznaczał również ważniejsze wydarzenia ze swojego życia, a następnie z radością je wspominał, w szczególniejszy sposób

polecając się Bogu

25

.

Wykorzystując te okazje, święty podtrzymywał w sobie wewnętrzne

życie duchowe, żył w ciągłym zjednoczeniu z Panem Bogiem i doszedł do

tego, że jego życie oddane pracy zamieniło się w ciągłą modlitwę.

Daj, Panie, bym za przyczyną tego świętego nauczył się, żyjąc i pracując,

nieustannie się modlić, ustawicznie znajdować się w Twojej obecności, zawsze jednoczyć się z Twoją świętą wolą, stale odczuwać w sercu swoim Twego najmilszego Syna, naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, który codziennie

oddaje mi się we Mszy św. Daj mi we wnętrzu mego serca i duszy, jakby

w kaplicy przebywać z Nim, mieszkać, radować się, pracować i cierpieć.

25

Por. Monumenta Historica Societatis Iesu, Sanctus Franciscus Borgia, t. V, Madryt 1911,

s. 728-887 passim.

6349

Kapituły

24 stycznia 1911 r.

Jeśli zostaną u nas kiedyś wprowadzone prowincje, dobrze będzie

wzorować się w tej sprawie na Towarzystwie Jezusowym. W każdej prowincji mogliby się zebrać wybrani przedstawiciele z poszczególnych domów, aby rozważać sprawy swojej prowincji, przedstawiać różne projekty,

wyrażać swoje pragnienia itp. Wszystko to jednakże musi być przedłożone

do zatwierdzenia przełożonemu generalnemu i jego radzie lub kapitule generalnej. Kapituła generalna składałaby się z przełożonych prowincjalnych

i z delegatów, których powinno być po dwóch z każdej prowincji.

Do rady generalnej powinni wchodzić kolejno przedstawiciele poszczególnych narodowości. Radni generalni – dla bardzo ważnych powodów – muszą być uprawnieni, w porozumieniu ze Św. Kongregacją, do

zwołania ogólnego zgromadzenia, czyli kapituły. Wówczas władza przeło-

żonych ustałaby. Lecz u nas nie ma takiego niebezpieczeństwa, gdyż prze-

łożeni nie są wybierani na całe życie, jak u jezuitów, lecz tylko na kilka lat.

50

Szerokie pole pracy

Zdaje mi się, że powinniśmy unikać zwężania pola naszej pracy. Nie

byłoby dobrze utorować jedną lub drugą ścieżkę i kazać wszystkim braciom chodzić tylko po niej.

Wybierając sobie pracę, jej miejsce i rodzaj, narzędzia i środki, nie krę-

pujmy się niczym innym; należy tylko mieć na względzie większą chwałę

Bożą, pożytek Kościoła katolickiego i zbawienie dusz. Uwzględniając

zdolności i przygotowanie naszych braci, należy pozwalać im dążyć do celu

drogą, na której lepiej i więcej dobra mogą przysporzyć dla chwały Bożej.

Kierujmy też – w miarę możności – naszych braci tam, gdzie odczuwa się

największy brak pracowników, gdzie pole zaniedbane, gdzie grozi niebezpieczeństwo itd. Zresztą nie uchylajmy się od żadnego rodzaju pracy.

6451

Troska o cały Kościół

25 stycznia 1911 r.

Stawiamy sobie za zadanie, aby każdy z nas pracował przede wszystkim we własnym kraju i wśród swoich rodaków walczył o zbawienie dusz

i chwałę Bożą. Żniwo wszędzie wielkie, a robotników mało (por. Mt 9,37).

Dawniej, słysząc te słowa, ludzie pobożni myśleli o tych krajach, w których

narody są jeszcze pogrążone w ciemnościach bałwochwalstwa. Teraz te

słowa trzeba stosować do wielu krajów katolickich i właśnie w nich zamierzamy stanąć do pracy.

Wydaje mi się jednak, że nie byłoby dobrze, abyśmy tak zawężali pole

pracy, że nikt z nas nie chciałby pracować gdzie indziej, tylko we własnym

kraju i dla swoich rodaków. Powinniśmy troszczyć się o cały Kościół katolicki i o całą ludzkość. Gdzie tylko można czegoś dokonać dla większej

chwały Bożej, tam powinniśmy wchodzić i wciskać się.

Mam nadzieję, że nasi bracia będą zawsze troszczyć się o potrzeby

całego Kościoła, że będą umieli wyrzec się siebie, opuścić własny kraj

i naród, a pospieszyć do pracy tam, gdzie domaga się tego większa chwała

Boża. Szczególnie powinny nam leżeć na sercu obszary Rosji i Syberii,

gdzie tyle dusz błąka się bez przewodników; następnie Ameryka ze swoim

gorączkowym i hałaśliwym życiem oraz inne kraje. Spodziewam się, że

jeśli tylko będzie pośród nas panował prawdziwy duch Ewangelii, to nie

zabraknie także w naszym gronie takich, którzy zechcą apostołować wśród

ludów pogańskich i między innowiercami.

Prawda, że włączyliśmy do ustaw naszego Zgromadzenia i ten przepis,

że przełożeni mają się starać, by każdemu wyznaczać pracę, o ile można,

we własnym kraju, ale zdaje mi się, że należy to rozumieć w ten sposób,

by jeden naród nie wyzyskiwał, nie krzywdził, nie zagłuszał drugiego, lecz

przeciwnie, bracia jednej narodowości powinni pomagać drugiej, zwłaszcza dopóki nie ma w Zgromadzeniu zakonników z tego drugiego narodu.

Inaczej nie moglibyśmy się rozszerzać na inne kraje.

Musimy umieć wznieść się ponad spory i uprzedzenia narodowościowe, aby móc wszystkim jednakowo służyć, idąc przede wszystkim tam,

dokąd nas wzywa większa chwała Boża. Mnie osobiście zawsze trwoży

i niepokoi ten punkt ustaw i obawiam się, byśmy nie zamknęli się każdy

w swojej narodowości, lecz umieli iść do innych krajów i narodów, jeśli

65tego będzie się domagać większa chwała Boża i dobro Kościoła. Rad bym

widzieć naszych braci oddanych tylko Kościołowi i Bogu, a wyrzekających

się wszystkiego innego.

Bezpośrednim naszym celem nie jest praca misyjna między poganami, lecz raczej praca w samym Kościele, bez wyrzekania się, oczywiście,

i tamtego zadania. Dlatego słuszną jest rzeczą, byśmy posyłali braci do

pracy w ich własnym kraju. Nie zapominajmy jednak nigdy o potrzebach

całego Kościoła. Pobudzajmy ducha, aby jak najwięcej znalazło się wśród

nas takich, którzy by chętnie poszli służyć nie tylko swoim, lecz i obcym ludziom. Powinniśmy w tym naśladować ewangelicznego dobrego pasterza,

który nie przestaje się troszczyć o to, by przywieść do swej owczarni i te

owce, które do niej jeszcze nie należą. Ut fiat unum ovile et unus pastor

26

.

Trzeba się gorąco modlić, aby panował wśród nas zawsze duch katolicki, abyśmy umieli opuścić wszystko, wyrzec się wszystkiego i stanąć

do walki i pracy tam, gdzie potrzeba, a nawet życie swoje poświęcić dla

sprawy.

Przykładem niech nam zawsze będą: św. Paweł, św. Ignacy Loyola

i wielu innych świętych. Da, Domine, nobis spiritum apostolatus, spiritum

veri zeli omnes animas amplectentis

27

.

52

Żyjmy tylko dla Boga

Jakich ludzi nam potrzeba i jakich dla Boga pracowników domaga się

nasze powołanie? Ludzi, którzy umarli dla świata, a świat dla nich (por. Ga

6,14); ludzi, którzy całkowicie zaparli się siebie, a oddali wyłącznie Bogu;

ludzi, którzy wyzuli się z miłości własnej i zepsutej natury, a przyoblekli się

w łaskę i ducha Chrystusowego; ludzi, którzy pamiętają, że za wszystkich

umarł Chrystus, aby i ci, co żyją, już nie żyli sobie, ale temu, który za nich

umarł i zmartwychwstał (2 Kor 5,15).

Nie dajmy nikomu żadnego zgorszenia, aby nie ganiono posługiwania

naszego, ale we wszystkim okazujmy się jak słudzy Boży w wielkiej cierpliwości, w utrapieniach, w niedostatkach, w uciskach, w chłostach, w wię-

26

Aby była jedna owczarnia i jeden pasterz (por. J 10,16).

27

Daj nam, Panie, ducha apostolskiego, ducha prawdziwej gorliwości, obejmującej wszystkie

dusze!

66zieniach, w rozruchach, w pracach, w czuwaniach, w postach, w czystości,

w umiejętności, w wielkoduszności, w łagodności, w Duchu Świętym, w mi-

łości nieobłudnej, w słowie prawdy, w mocy Bożej, przez broń sprawiedliwości po prawicy i po lewicy, przez chwałę i zelżywość, przez zniesławienie

i dobrą sławę; jak zwodziciele, a prawdomówni, jak nieznani, a poznani,

jak umierający, a oto żyjemy, jak karceni, a nieuśmierceni, jak smutni, a zawsze weseli, jak ubodzy, a wielu wzbogacający, jak nic nie mający, a wszystko posiadający (2 Kor 6,3-10).

Baczmy, abyśmy idąc wielkimi krokami drogą wskazaną nam przez

św. Pawła, i sami dążyli do niebieskiej ojczyzny i drugich za sobą pociągali,

pomagając im tak, jak umiemy, szukając zawsze większej chwały Bożej. O,

gdybyśmy mogli, cały świat podnieślibyśmy ku niebu, by złożyć go w ofierze u stóp Najwyższego. Daj, Panie, abyśmy stali się takimi i zawsze płonęli

świętym ogniem zapału!

53

Wyróżniajmy się nie strojem, lecz duchem

Nie mamy zamiaru wyróżniać się od innych ani strojem, ani żadnymi

innymi znakami zewnętrznymi. Kapłani będą się ubierać jak inni poważni

i pobożni księża tego kraju, w którym nam przypadnie pracować. Niekiedy zdarzy się i kapłanowi konieczność przywdziania szat świeckich, aby

łatwiej się ukryć i pracować owocniej dla chwały Bożej. Podobnie i bracia

zakonni powinni przystosować się do poważnych i pobożnych katolików

tego samego stanu i zawodu.

Celem tego wszystkiego jest łatwiejsze zbliżenie się do różnych ludzi,

wniesienie ducha Chrystusowego do wszystkich stanów, niczym nie wyróżniając się publicznie, a obcując z ludźmi z bliska, abyśmy dawali przy

Boskiej pomocy przykład prawdziwie doskonałego życia katolickiego,

a kapłani – również kapłańskiego.

Usiłujmy wyróżniać się i odznaczać nie znakami zewnętrznymi, lecz

duchem, świętością życia, miłością Boga i bliźniego, silną wiarą, czystą

i prawdziwie katolicką nauką, gorliwością, sumiennym wykonywaniem

obowiązków, pracowitością i zręcznością w pracach.

Wykorzystując okazje i chwytając się różnych środków, patrzmy nie

na to, czy były już używane, lecz raczej czy są odpowiednie i o ile są przydatne do szerzenia chwały Bożej i zbawienia dusz.

6754

Inicjatywa osobista a posłuszeństwo

Ważne jest zagadnienie, jak najlepiej połączyć inicjatywę osobistą

z posłuszeństwem. W naszym zwłaszcza życiu potrzebni są nam ludzie,

którzy potrafią postępować samodzielnie i w sposób należyty, którzy umieliby być równocześnie zakonnikami łączącymi harmonijnie własną inicjatywę i samodzielność z pokornym, doskonałym posłuszeństwem i dostosowaniem się do wszystkich.

Do niczego dobrego nie prowadzi takie postępowanie, gdy przełożony

sam chce wszystko zrobić, do niczego nie dopuszcza innych i każdy drobiazg pragnie sam rozważać i decydować. Przełożony powinien posiadać

tyle skromności i pokory, aby dał innym działać, a dobrawszy sobie odpowiednich ludzi, wyręczał się nimi, darzył ich zaufaniem, pozostawiał innym

dostateczną swobodę działania. Powinien żądać także od niższych przeło-

żonych inicjatywy i pewnej samodzielności.

Przełożony generalny niech osobiście czuwa nad wszystkimi i wszystkim. Niech się stara wszystkim dopomagać, wszystkich pobudzać i wspierać dobrą radą; każdego człowieka i pracę kierować na odpowiednie tory,

aby wszystko wyszło na jak największą chwałę Bożą, pożytek Kościoła

i zbawienie dusz.

Trzeba będzie z pomocą Pana Jezusa jeszcze nieraz dobrze się zastanowić, w jaki sposób pogodzić inicjatywę i samodzielność z uległością,

pokorą i posłuszeństwem.

55

Przymioty przełożonego

Pierwszym przymiotem dobrego przełożonego jest, aby był najściślej

zjednoczony z Panem Bogiem, nie tylko podczas modlitwy, ale i przy za-

łatwianiu spraw i wykonywaniu obowiązków. Tylko wówczas, gdy sam

się wzniesie na wyżyny wieczności, będzie mógł każdą rzecz należycie

ocenić, rozważyć i bezstronnie rozstrzygnąć, mając na względzie większą

chwałę Bożą. Jedynie wtedy będzie zdolny rządzić innymi według woli

Bożej, niczego innego nie pragnąc, jak tylko spełnienia we wszystkim woli

Najwyższego.

68Przełożony powinien dawać przykład wszystkich cnót, wypełniając

sam to, co poleca i nakazuje innym. Jego słowa będą miały znaczenie

tylko wtedy, gdy zostaną poparte przykładem. Podwładni posłuchają jego

rozkazów, jeżeli będą go widzieli postępującego i żyjącego tak, jak mówi

i naucza innych, jak im rozkazuje.

Pierwsze miejsce wśród cnót niech zajmuje gorąca miłość Zgromadzenia i wszystkich jego członków, jak też naszej świętej Matki Kościoła katolickiego i wszystkich ludzi. Niech się stara być wszystkim dla wszystkich,

a za Kościół i Zgromadzenie niech będzie gotów w razie potrzeby oddać

życie.

Niech umartwia i opanowuje swoje uczucia, żeby nie zbuntowały się

i nie przyćmiły rozumu; niech zachowuje we wszystkim spokój ducha,

a przynajmniej niech nic nie czyni, zanim się nie uspokoi. Non in commotione Spiritus Dei

28

.

Z miłością i uprzejmością niech łączy energię, potrzebną surowość

i moc ducha. Niech się nie da nikomu odciągnąć od tego, co może bardziej

być miłe Bogu. Niech kroczy cierpliwie i wytrwale do celu, nie poddając się

żadnej obawie przed niebezpieczeństwem, nie upadając na duchu z powodu

przeszkód i trudności.

56

Rekolekcje miesięczne

3 lutego 1911 r.

Dziś dopiero mogliśmy odprawić rekolekcje miesięczne; wciąż nie

było kiedy. Cały ten miesiąc był bardzo rozbity, wiele było hałasu i przeróż-

nych spraw, wiele trosk i kłopotów. Za wszystko serdecznie dziękuję Bogu;

niech się pełni we wszystkim Jego święta wola, niech wszystko wychodzi

na większą Jego chwałę. Jeżeli tak ochotnie przyjmuję z Jego ojcowskich

rąk łaski, czemuż nie miałbym przyjąć krzyżów i kłopotów. Postanowienie

zostaje to samo, co poprzednio: coraz bardziej wyrzekając się siebie, łączyć

się z Panem Bogiem.

28

Nie w zamieszaniu Duch Boży (por. 1 Krl 19,11).

6957

Kryteria podejmowania prac

5 lutego 1911 r.

Przełożony powinien się bardzo wystrzegać, aby bez konieczności nie

ulegać pragnieniom i prośbom wszelkiego rodzaju ludzi wpływowych. Jeden chciałby skierować dom lub Zgromadzenie na takie tory, drugi na inne.

Jeden proponuje lub chce narzucić tę pracę, a drugi inną. Jeden prosi, by

mu dać tego brata do jakiejś pracy, inny tamtego itd. Jeżeli bez koniecznej

potrzeby przełożony będzie za bardzo ustępliwy, to wkrótce obcy ludzie,

ożywieni nawet najlepszymi intencjami, cały dom mu rozproszą, rozbiją,

popchną do prac, których nie miał zamiaru podejmować, lub które przewyższają jego możliwości. Tak więc trzeba umieć trzymać się własnego

sposobu postępowania i kroczyć swoją drogą. Prace nie uciekną, pola dzia-

łania nie zabraknie, bylebyśmy tylko mieli odpowiednich ludzi.

Wybierając prace i zadania do spełnienia należy mieć na względzie

nie tyle nalegania ludzi, ile raczej większą chwałę Bożą, pożytek Kościoła

i zbawienie dusz, jak również uzdolnienia i przygotowanie naszych braci.

Nie należy się spieszyć z zabraniem jakiegoś brata, który dotychczas

owocnie pracuje i praca mu się wiedzie, choćby inni usilnie o niego prosili,

chyba że większa chwała Boża skłaniałaby do spełnienia ich próśb.

58

Stosunki z ludźmi

Czytając żywot św. Ignacego, znalazłem bardzo dobrą radę, którą

święty dał dwom spośród swoich braci, posyłając ich między ludzi. „Radzę

wam, abyście ze wszystkimi ludźmi, a zwłaszcza z równymi i niższymi,

mówili niewiele i dobrze się namyśliwszy, co macie powiedzieć. Słuchajcie

natomiast pilnie aż do końca, póki mówiący nie wypowie wszystkiego, co

zamierzał powiedzieć. Wówczas dajcie mu krótką i jasną odpowiedź, aby

w miarę możności z góry przeciąć drogę wszelkim sporom i sprzeciwom.

Pożegnanie z ludźmi niech będzie krótkie, ale uprzejme”

29

.

29

Por. Instrukcja z września 1541 r. dla ojców Broeto i Salmeroni, wysyłanych do Irlandii

jako legatów papieskich, w: Monumenta Ignatiana, Series I, S. Ignatii de Loyola Epistolae

et Instructiones, t. I, Madryt 1903, s. 179.

70Rozmawiając z ludźmi, bądźmy wszystkim dla wszystkich (por. 1 Kor

9,22), o ile można przystosowując się do ich usposobienia, charakteru,

zwyczajów. Z ludźmi żywego usposobienia bądźmy żywi, z powolnymi

– powolni, poważni. W rozmowie starajmy się zawsze rzucić jakąś dobrą

myśl, projekt, potrzebę jakiejś pracy, pobudzajmy do dobrego, zwracajmy

serce człowieka do spraw wyższych, do Boga do Kościoła. Nie zapominajmy w rozmowie, że każde nasze słowo, każde zdanie może być powtórzone

publicznie. Pamiętajmy o tym, zwłaszcza wtedy, kiedy usiłujemy pogodzić

ludzi skłóconych. Nie możemy wyrzekać się stosunków z ludźmi, przeciwnie – musimy nawet szukać ludzi, zbliżać się do nich, aby ich potem pociągnąć do Boga i do pracy dla Kościoła. Trzeba się jednak zastanowić,

jak, kiedy i z kim się zapoznać i zaprzyjaźnić. Nie można iść na ślepo, lecz

trzeba wszystko najpierw przemyśleć i poradzić się innych braci; słowem

– należy to wszystko przygotować roztropnie. Nie możemy unikać ludzi, ale

musimy uważać, byśmy pośród nich nie utonęli. Zresztą zawsze mamy się

kierować tym, co przynosi pożytek Kościołowi i chwałę Bożą.

We wszystkim szukajmy Boga i Jego większej chwały, pożytku i dobra Kościoła. Znajdując się między ludźmi, troszczmy się o potrzeby ich

dusz. Zostając w domu między swoimi, pilnujmy szczególnie własnej duszy i starajmy się postępować w doskonałości. Gdy zaprzestaniemy starania

o własną duszę i jej postęp duchowy, wówczas nie będziemy się troszczyć

należycie o zbawienie innych, ani o dobro Kościoła, ani nie będziemy szukać większej chwały Bożej, lecz tylko siebie, swojej wygody i uznania.

Kiedy sami zaczniemy staczać się coraz niżej, upadną wraz z nami wszystkie nasze prace i zamierzenia i wszystko pójdzie na marne.

59

Uczestniczenie w zebraniach

Zamierzamy pracować dla Kościoła z pomocą zorganizowanych ludzi

dobrej woli. Dlatego każdy z nas powinien – w miarę możności – nauczyć

się organizować zebrania, przewodniczyć na nich, publicznie przemawiać.

Trzeba umieć słuchać, kiedy przemawiają inni, umieć uchwycić ich

myśl, odgadnąć zamiary, chęci, dążenia. Przemawiających trzeba słuchać

spokojnie, nie gorączkując się, lecz panując nad sobą, aby nie okazać żadnego rozdrażnienia, ani nawet żywszej radości, tak aby z wyrazu twarzy

naszej nie wyczytano myśli i poglądów.

71Wystrzegać się trzeba powtarzania innymi słowami tego, co poprzednicy już powiedzieli. Mówić trzeba krótko i jasno. Przemawiając, należy

podawać – w miarę możności – racje za i przeciw omawianej sprawie, podkreślając ich znaczenie, aby nie wydać się jednostronnym.

Nigdy nie odstępujmy od katolickich zasad. Jeżeliby się okazało, że nie

można publicznie bronić swoich katolickich poglądów, to aby nie rozbudzać

złych namiętności i nie popsuć jeszcze bardziej sprawy, lepiej zamilczeć i prosić w duchu Boga, by raczył sam wszystko naprawić. Jeżeli tylko można, nie

wolno kryć się ze swoim katolicyzmem, lecz należy bronić nauki katolickiej

i sposobu życia oraz organizacji Kościoła. Szczególnie wystrzegać się trzeba,

aby przemawiając nikogo nie urazić i nie dotknąć; należy być jak najbardziej

uprzejmym.

Powinniśmy się trzymać własnego zdania, lecz dla ludzi odmiennych

poglądów mamy okazywać prawdziwą miłość. Jedynie własnym głębokim

przekonaniem, silną wiarą, miłością, gorącym sercem pociągniemy innych

do Boga i do prawdy, a nie kłótnią, napaściami, obelgami i zniewagami.

Starajmy się szczególnie, aby w dyskusjach nie zapominać, jakim i czyim

duchem mamy się kierować. Czyż nie Chrystusowym? Baczmy, by nie zasłużyć na przyganę Chrystusową: nescitis cuius spiritus estis

30

.

Przygotowując zebranie, należy najpierw ułożyć porządek dzienny,

punkty propozycji i dyskusji, wybrać osoby, które każdy punkt do dyskusji

przedstawią i wyjaśnią, aby wszystko szło sprawnie, nie przedłużało się zebranie, nie męczyło niepotrzebnie uczestników i nie zabierało dużo czasu.

60

Ciągłe apostolstwo

Bracia, którzy przybyli do jakiejś miejscowości choćby na krótki czas,

niech nie pomijają żadnej okazji, aby wyświadczyć ludziom jakąś przysługę, pomoc, uczynić coś pożytecznego, zachęcić do dobrego, podnieść ku

Bogu. Kapłani niechaj chętnie słuchają spowiedzi, głoszą słowo Boże, uczą

dzieci i starszych katechizmu, niech prowadzą rekolekcje itd. Bracia zaś laicy niech również służą ludziom, czym mogą, pociągając ich do Boga.

30

Nie wiecie, czyjego ducha jesteście (por. Łk 9,55).

72Kapłani, słuchając spowiedzi, muszą pamiętać, że to, co mówią swoim penitentom na ucho, może być potem ujawnione i ogłoszone całemu

światu. Niech uważają, żeby swoich penitentów nie pociągali ku sobie,

zamiast kierować ich do Boga. Miłość i prawdziwe miłosierdzie niech panuje w sercach spowiedników i niech ma pierwszeństwo przed wszystkimi

innymi uczuciami. Niech usilnie pragną podnieść ludzi do Boga. W miarę

możności niech się starają udzielać penitentom nie tylko rozgrzeszenia, ale

również kierownictwa duchowego.

61

Stosunek do zaszczytów

W zakonie trzeba się jak ognia wystrzegać próżnej chwały, bo i do

klasztoru może się przedostać ambicja i pycha pod płaszczykiem dobrych

dzieł i szlachetnych intencji. Dlatego też zobowiązaliśmy się przysięgą

wobec Boga do unikania godności i zaszczytów. Zły duch, ukrywający

się pod płaszczykiem dobra, proponuje niekiedy zaszczytne stanowiska,

ukazując, jak wiele dobrego moglibyśmy na takim stanowisku zdziałać.

Niepokoi nawet sumienie, usiłując nam wmówić, że nie przyjmując danego

urzędu, albo się go zrzekając, możemy spowodować nieobliczalne straty

dla Kościoła i dusz. Trzeba czuwać, aby się nie dać uwieść szatanowi. Czyż

tylko na tym zaszczytnym stanowisku możesz owocnie pracować? Idąc za

Chrystusem, zachowując konstytucje, poddając się przełożonym, na pewno

daleko więcej zdziałasz dobrego.

Jeżeli przyjmowalibyśmy proponowane nam zaszczyty, wpływowe

urzędy, Zgromadzenie nasze szybko by się rozpadło. Jeden przyjąłby taki

urząd, drugi inny i przekonalibyśmy się, że nie ma kto kierować Zgromadzeniem i w nim pracować. Bądźmy pewni, że kandydatów na wpływowe i zaszczytne stanowiska nigdy w świecie nie braknie. My zaś starajmy

się zawsze stać przy Chrystusie, żyjącym w ubóstwie, posłuszeństwie,

ciężkiej pracy i trudach, w poniżeniu, wzgardzie i cierpieniu. Idąc za Nim,

stojąc przy Nim, usiłujmy obejmować te prace, do których inni niechętnie

się zgłaszają, placówki najbardziej opuszczone, stracone, wzgardzone. Starajmy się wychować dostateczną ilość chętnych kandydatów na placówki

uchodzące w opinii ludzi za najniższe i najgorsze.

Jak inni ludzie mają sobie za wielką chwałę wybić się na wysokie stanowiska, tak my uważajmy sobie za największą łaskę Bożą dostać się tam,

73gdzie potrzeba największego zaparcia się siebie, gdzie trzeba więcej się

trudzić i cierpieć dla Jezusa, gdzie więcej pracy, kłopotów, pogardy, poniżenia i ubóstwa. Czuwajmy, aby nie zabrakło pośród nas kandydatów, którzy

sami rwaliby się na takie placówki.

Jezu, udziel nam tej wielkiej łaski.

Przełożeni powinni siebie i swoich bronić od wszelkich zaszczytnych

stanowisk. Jestem najgłębiej przekonany, że każdy z nas – idąc śladami Jezusa Chrystusa, pokornego, żyjącego w ubóstwie, samozaparciu – daleko

więcej zdziała dla Kościoła, aniżeli zajmując wysokie stanowiska. A już

nie daj Boże, aby nasi mieli przyjmować honorowe odznaczenia i tytuły.

W tych sprawach należy przestrzegać ściśle konstytucji i instrukcji. Należy

się bronić nie tylko przed wszelkimi zaszczytami, które by nas krępowały,

lecz również przed pracami, które przeszkadzałyby nam swobodnie zdążać

do celu – ku większej chwale Bożej i dobru Kościoła.

62

Prace szczególnie polecane

Należy czuwać, abyśmy nie ugrzęźli w różnych zgromadzeniach

sióstr, w bractwach itp., podejmując się stałego kierowania nimi. Takie kierownictwo tak bardzo zajmuje człowieka i obciąża jego umysł, że prawie

nie jest zdolny do żadnej innej pracy. Z doświadczenia wiedzą o tym prze-

łożeni zgromadzeń, a również i mnie samemu przyszło tego doświadczyć.

Moglibyśmy najwyżej zgodzić się na prowadzenie rekolekcji dla sióstr,

albo podjąć się obowiązku spowiednika nadzwyczajnego, lecz tylko za

wiedzą przełożonych, uważając, by te zajęcia nie odciągały nas od ważniejszych prac i zadań.

Szczególnie powinniśmy się starać – o ile tylko można – służyć zawsze młodzieży męskiej, czy to na wsiach, czy w miastach, a zwłaszcza

tej, która się kształci na wyższych uczelniach. Chętnie też podejmujmy się

kierownictwa mężczyzn – zwłaszcza z inteligencji – i pracy w ich kółkach

i stowarzyszeniach.

Jeżeliby nas poproszono o prowadzenie rekolekcji dla kapłanów lub

kleryków w seminariach, powinniśmy – moim zdaniem – rzucić wszystko

inne, a pospieszyć tam z posługą. Powinniśmy również chętnie podejmować się kierownictwa duchowego kapłanów, ilekroć by tego pragnęli.

7463

Stosunek do przeciwników

Św. Ignacy usprawiedliwiał swoich przeciwników, wszystko im przebaczał, za złe płacił dobrem, ale gdzie zaszła potrzeba, tam umiał bronić swojego dobrego imienia i własnych praw. Gdy zatem pragnie się pracować

społecznie dla dobra innych, wówczas należy dbać szczególnie o dobre

imię i umieć bronić swoich praw, jeżeli tego wymaga większa chwała Boża

i pożytek dusz.

Lampa nie będzie świeciła, jeżeli zabraknie w niej paliwa. Głosiciel

Ewangelii nie stanie się światłością świata (por. Mt 5,14), nie będzie siłą duchową, pociągającą do Chrystusa, prowadzącą drugich do boju o Kościół,

pobudzającą ludzi do pracy, jeżeli w jego sercu nie będzie płonął ogień gorliwości, nie będą kwitły cnoty, jeżeli zabraknie w nim świętości.

Trzeba się przyjrzeć wrogom Kościoła, poznać ich cele, zamiary, dą-

żenia, sposób i metodę walki, środki, jakimi się posługują, a dopiero potem

wszystko dobrze rozważywszy, stanąć odważnie do boju i pracy tam, gdzie

wrogów najwięcej i bronić tych pozycji, które najbardziej są atakowane.

Zdaje mi się, że napaści przeciwników na wiarę i Kościół, ich oszczerstwa,

fałsze i wszelkie kłamstwa nie powinny nigdy pozostawać bez odpowiedzi, bez zbicia, bez wykazania ich błędu i fałszu. Rzecz jasna, że należy

to czynić nie w celu poniżenia przeciwników, lecz by prawda zwyciężyła

i nasi przeciwnicy sami się oświecili, opamiętali i wrócili do Boga. Trzeba

troszczyć się o zbawienie ich dusz, a nie usiłować ich poniżyć, ośmieszyć

i zdruzgotać.

64

Głosić całą prawdę

6 lutego 1911 r.

Nasi bracia i ci, co pójdą z nami, niech okazują się wszędzie zdecydowanymi katolikami, zwalczając nie ludzi i osoby, lecz ich błędne nauki

i poglądy.

Nie sądźmy, że ustępując błędom i pobłażając im, albo nawet poświę-

cając pewne cząstki istotnej prawdy, pociągniemy kogokolwiek do katolicyzmu. Przeciwnie, tylko podając ludziom nieskażoną prawdę, głosząc na-

75szą świętą wiarę katolicką w całej rozciągłości i pełni, w całym jej pięknie

i uroku, zdołamy pociągnąć błądzących do Kościoła.

Ważna to rzecz umieć dobrze walczyć o prawdę. Trzeba umieć tak bronić prawdy, żeby nawet jej przeciwnicy wyszli przekonani, że broniący

pełen jest dla nich miłości i szacunku. Należy się strzec, aby nie powiedzieć

czegoś takiego, co mogłoby przeciwnika zranić, urazić, dotknąć boleśnie

jego serce, gdyż wówczas zniechęciłby się do Kościoła. Nawet zbijając błę-

dy, trzeba się wystrzegać wyrażania pogardliwego, sarkastycznego, ironicznego. Najlepiej wyłożyć i okazać w całej czystości naukę katolicką, a stąd

samo przez się wyniknie, że nauka przeciwna jest nieprawdziwa. Zawsze

mi się wydaje, że praca pozytywna jest lepsza od negatywnej.

65

Stosunek do nowości

Należy zachować ostrożność wobec różnych nowych poglądów i nauk. Nie gonić pochopnie za tym, co nowe, ale pilnie uważać, czy zgadza

się z dawną prawdą katolicką. Z drugiej zaś strony nie należy spieszyć się

zbytnio z potępianiem tego co nowe, dopóki rzecz nie jest jasna i jak długo

Kościół jej nie potępi. Należy zachować ostrożność, badać sprawę, oświecać się i czekać, dopóki Kościół sam nie wskaże, jak się na tę lub inną rzecz

zapatrywać.

Nie wynika z tego, żebyśmy nie mieli nowych nauk badać, wyjaśniać

i wykazywać, czy zgadzają się lub nie z tradycyjną nauką katolicką. Nie

trzeba tylko się gorączkować i brać rzeczy na ślepo. Probate spiritus

31

.

66

Upomnienia braterskie

Gdziekolwiek znajdzie się razem kilku naszych braci, niech zawsze

wieczorem albo wczesnym rankiem naradzą się wspólnie, jak najlepiej

i pożytecznie dzień mają przeżyć, kto jakie prace ma wykonać, aby nigdy

nie żyli bez planu i porządku.

31

Badajcie duchy (1 J 4,1).

76Należałoby koniecznie zaprowadzić u nas zwyczaj, by każdy z braci

od czasu do czasu, co tydzień lub co dwa, prosił swojego admonitora lub

innego poważniejszego brata, by wskazał mu szczerze i otwarcie wszystkie

jego braki, błędy, nietakty w postępowaniu, w mowie, w obcowaniu z ludź-

mi. Byłaby to prawdziwie największa przyjacielska przysługa.

Sam człowiek nie zawsze widzi i dostrzega własne braki albo jeżeli je

widzi, to często niechętnie i jakby patrząc na nie przez palce. Inni natomiast,

patrząc na nas z zewnątrz, lepiej nas widzą i znają. Kiedy więc oni wskażą

nam błąd, wówczas i my sami lepiej i dokładniej zwrócimy na niego uwagę. To pobudza nas do poprawy.

Zdaje mi się, że dobrze byłoby wprowadzić taką zasadę, aby brat, który

coś wie o innym – dobre czy złe – powiedział to przełożonemu. Przełożony,

zestawiając to wszystko, mógłby właściwie każdym kierować i skutecznie poprawiać. Moim zdaniem, jeżeli szczerze pragniemy doskonalić się,

służyć Bogu, być świętymi, to powinniśmy chętnie przyjmować taką przysługę zarówno od współbraci, jak i od przełożonych. Za co masz być drugiemu bardziej wdzięczny, jak nie za to, że on ci otwiera oczy, wskazuje błę-

dy, przestrzega przed złem lub prowadzi na drogę prostą ku Bogu. Da nobis,

Domine, hanc sanctam simplicitatem, humilitatem, cordis rectitudinem,

hanc bonam voluntatem32

.

67

Rozpoznawać znaki czasu

Starajmy się poznać nasze czasy, zrozumieć i odczuć współczesnych

ludzi, ich zamiary, pragnienia, dążenia i cele. Każda dobra myśl niech znajdzie u nas zawsze przyjęcie, uznanie, każdy dobry projekt pochwałę, każda

dobra akcja lub dzieło podtrzymanie i pomoc, każde nieszczęście i strapienie – współczucie i pomoc. Każdy zaś błąd, odbiwszy się od nas, jak fale

morskie od skały, niech się rozbija, rozpryska i znika, a każde złe poczynanie i niegodziwe wysiłki niech znajdą w nas zdecydowanych przeciwników

i lekarzy dobrze rozumiejących chorobę.

32

Udziel nam, Panie, tej świętej prostoty, pokory, prawości serca i tej dobrej woli.

7768

Prześladowanie – bodziec gorliwości

Pragnąc wznieść piękny gmach doskonałości, trzeba najpierw – według wskazań mistrzów życia wewnętrznego – założyć mocny fundament

mortificationis et humilitatis

33

.

Św. Ignacy miał zwyczaj mawiać swoim braciom: „Dopiero wówczas

zacznę się naprawdę niepokoić, kiedy ludzie przestaną napadać i prześladować Towarzystwo. Byłby to znak, że oddaliśmy się lenistwu i nie służymy

jak należy Panu Bogu, ponieważ świat i szatan nawet nie zwracają na nas

uwagi i pozwalają nam spokojnie odpoczywać”.

Powinniśmy i my o tym pamiętać. Kto zacznie pracować gorliwie dla

Boga i Kościoła, temu nigdy nie zabraknie trudności, a nawet prześladowań.

Sposób, w jaki świat na nas patrzy i jak z nami się obchodzi, powinien być dla

nas znakiem rozpoznawczym, czy naprawdę idziemy śladami Chrystusa.

Nie trzeba upadać na duchu z powodu trudności i prześladowań, lecz

radować się i chwalić Boga, że staliśmy się godni cierpieć dla Jego Imienia

i dla Kościoła. Jeżeli spotka nas jakiekolwiek oszczerstwo, prześladowanie,

zarzuty, musimy być jeszcze ostrożniejsi, musimy zastanowić się, czyśmy

nie zawinili, i starać się doskonalej żyć, nie zaniedbując się w pracy, tylko

wykonując ją jeszcze gorliwiej.

Daj, Panie, aby zaciętość i wściekłość złego ducha, szyderstwa i prze-

śladowania zepsutego świata nigdy nas nie wykoleiły i nie sprowadziły

z drogi prawdy, nigdy nie odciągnęły od rozpoczętych prac dla Twojej

chwały, nigdy nie stłumiły ognia naszej gorliwości. Daj, Panie, aby dziś,

kiedy rośnie zuchwalstwo wrogów Twojego świętego Imienia, gdy mnożą

się wszelkiego rodzaju trudności, przeciwności, sidła i zasadzki, wzmacniała się, rosła i potężniała równocześnie nasza gorliwość, odwaga, pomysłowość, mądrość, męstwo i wytrwałość. Hasłem naszym niech będzie:

Omnia possum in Eo, qui me confortat

34

.

Daj, Boże, abyśmy wśród wszelkich burz, jakie wywoła przeciw nam

zły duch i zepsuty świat, zachowali stałość i niczym niezachwiany pokój,

a im więcej będą nas prześladować, abyśmy tym więcej się garnęli do Twojego najmilszego Syna Jezusa Chrystusa, z tym większą ufnością biegli pod

opiekę Niepokalanie Poczętej Dziewicy Marii.

33

Umartwienia i pokory.

34

Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia (Flp 4,13).

7869

Praca według sił

13 lutego 1911 r.

Nie będzie trwałości i wzrostu naszych dzieł i instytucji, jeżeli nie

damy im za fundament cnoty pokory. Wszystko będzie się wtedy najlepiej

wieść i udawać, kiedy będziemy szli drogą pokory, gdy będziemy zaczynali

pracę bez rozgłosu, od małego, a potem będziemy ją rozszerzać, pielęgnować jak ziarno, rozwijać i doskonalić.

Dokądkolwiek przybędziemy, zaczynajmy pracę od małych rzeczy,

spokojnie, bez reklamy, zwracając się przede wszystkim do biedaków, do

dzieci, do najmniej oświeconych, do najbardziej opuszczonych. Potem powoli, zapuściwszy korzenie, będziemy mogli objąć nawet i najszersze pole

dla większej chwały Bożej.

Chociażby nam nawet proponowano gdzieś wielkie i poważne instytucje, nie rzucajmy się na nie z chciwością, nie przyjmujmy skwapliwie,

dopóki nie będziemy mieli odpowiednich ludzi do ich prowadzenia. Lepiej

zaczynać od małego i stopniowo doskonalić, aniżeli objąwszy głośne i waż-

ne instytucje, prowadzić je źle, albo nawet pracę zaprzepaścić. Obejmując

pracę, trzeba umieć sapere ad sobrietatem35

.

Tak jednostki, jak i całe Zgromadzenie powinny czuwać, aby nie obarczać się zbytnio pracami, nie obciążać się ponad siły, nie upaść i nie zrujnować sobie zdrowia. Może dojść do tego, że taki zakonnik lub cała społeczność nie będzie już potem przydatna do niczego.

70

Właściwa miłość

16 lutego 1911 r.

Christum a me tollere nemo potest

36

Nie wszyscy pamiętają o tym, że .

nie tylko trzeba kochać Boga i Kościół, lecz ponadto trzeba umieć kochać.

Bywają matki, które bardzo kochają własne dzieci, lecz nierozumnie i nie-

35

Rozumieć z umiarkowaniem (Rz 12,3).

36

Nikt nie zdoła odebrać mi Chrystusa (por. Rz 8,35).

79odpowiednio. Tą niewłaściwą miłością nie tylko szkodzą swoim dzieciom,

ale niekiedy nawet przyczyniają się do ich zguby.

Bywają i katolicy, którzy gorąco kochają Kościół i katolicyzm, ale tak

nieroztropnie i w nieodpowiedni sposób, że więcej mu przyczyniają szkody

aniżeli pożytku.

71

Maksymy moralne

17 lutego 1911 r.

Mówi się: bądź takim, za jakiego pragniesz uchodzić w oczach drugich, a będziesz dobrym człowiekiem. Czyń drugim to, co tobie miłe, a co

ci niemiłe, tego i innym nie życz (por. Mt 7,12; Łk 6,31).

72

„W duchu pokuty”

4 marca 1911 r.

Przed kilku dniami odprawiłem rekolekcje miesięczne, lecz nie miałem

czasu zapisać w tym notatniku myśli i postanowień. Postanowienia zostały

te same, ale dodaję tylko, że będę się starał częściej spoglądać na Jezusa

dźwigającego krzyż i cierpiącego na krzyżu, będę ofiarował Panu Jezusowi

Chrystusowi moje prace, nieprzyjemności i cierpienia w duchu pokuty za

grzechy moje i całego świata.

Udziel mi, Panie, ducha pokuty, abym chociaż trochę odcierpiał za

wszystkie moje ciężkie i wielkie grzechy dawnego życia. Udziel mi, Panie,

obfitych łez, abym opłakał moje ciężkie i liczne wykroczenia.

8073

Szerzenie wiedzy katolickiej

5 marca 1911 r.

Wolą człowieka kieruje rozum, który jeżeli błądzi, wprowadza w błąd

także i wolę. Myślenie wywiera wpływ na całe nasze życie. Jeżeli myśli są

niejasne, pogmatwane, przewrotne, to i całe życie szybko się deprawuje.

Kto wie, czy nie największym nieszczęściem naszych czasów jest zboczenie umysłu z drogi prawdy, z drogi wiary, chaos i zamieszanie w dziedzinie myśli. Aby to zło naprawić, trzeba samemu zdobyć prawdziwą wiedzę katolicką, poznać dobrze, w pełni i wszechstronnie prawdy wiary, a następnie starać się zdobytym światłem oświecać umysły innych.

To prostowanie idei powinno być jedną z największych naszych trosk.

Dzisiaj należałoby spopularyzować pracę apostolską, szerzenie i obronę

wiary. Należałoby wciągnąć do tej pracy szersze kręgi ludzi. Podobnie jak

istnieją przeróżne organizacje dobroczynne, do których należy mnóstwo ludzi, tak również dla nauczania, szerzenia i obrony wiary powinny powstać

instytucje, do których należałoby wciągnąć jak najszersze rzesze ludzi.

Dzisiaj wszędzie i we wszystkich warstwach społecznych toczy się

walka o katolicki światopogląd. Kapłan przy najlepszych nawet chęciach nie

może ogarnąć wszystkiego. Duchownym powinni przyjść z pomocą świeccy. Muszą oni przyłożyć się do ważnej pracy – głoszenia prawdziwej nauki

katolickiej. Tak więc, prócz innych zadań, szczególną naszą troską musi być

szerzenie i obrona wiary katolickiej przy pomocy ludzi świeckich.

Można by w tym celu zakładać specjalne bractwa, stowarzyszenia,

instytucje. Można by odpowiednio przygotować i wykształcić głosicieli

i głosicielki wiary, którzy wnosiliby jej światło wszędzie: do prywatnych domów, do fabryk, do wszelkich instytucji i nie tylko do wierzących, ale i do

niewierzących, nie tylko do katolików, ale i niekatolików – dając wszędzie

prawdziwy wzór cnót chrześcijańskich.

Można by zakładać specjalne stowarzyszenia dla nauczycieli, rzemieślników, rolników, robotników, służących. Myślę, że ludzi znajdzie się

wszędzie pod dostatkiem. Trzeba do tej pracy wciągnąć ich jak najwięcej.

Qui testamentum legis habet, exeat post me

37

-Kto kocha Boga i Ko .

ściół, komu leży na sercu chwała Boża i wzrost naszego świętego Kościoła,

ten niechaj idzie do świętej walki o Boga i o Kościół.

37

Kto zachowuje przymierze, niech idzie ze mną (por. 1 Mch 2,27).

8174

Potrzeba specjalizacji

6 marca 1911 r.

Nie ci bowiem, co słuchają Zakonu, są sprawiedliwymi u Boga, ale ci

będą usprawiedliwieni, co Zakon pełnią (Rz 2,13). Złą jest rzeczą innych

dobrze ucząc, samemu źle żyć (por. Rz 2,17).

Każdy brat powinien posiąść dokładnie i dobrze choć jedną jakąś

specjalność, aby w tej dziedzinie stał się w Zgromadzeniu, w społeczno-

ści i w Kościele siłą, stanowiącą ostoję dla innych, oczywiście, w miarę

możności, o ile pozwolą na to uzdolnienia. Może to być jakaś gałąź wiedzy

czy administracja instytucji, czy jakieś rzemiosło, czy głoszenie kazań lub

prowadzenie rekolekcji, praca duszpasterska itp.

Tego rodzaju specjalność i wykształcenie w jakiejś jednej dziedzinie

ma znaczenie nie tylko dla Zgromadzenia, lecz również dla samego człowieka. Można zastosować tutaj słowa Pisma Świętego, że kto wierny jest

w małych rzeczach, temu Bóg udziela łaski do większych (por. Mt 25,21).

Kto wyspecjalizował się w jednej dziedzinie, ten umie w razie potrzeby

wziąć się i do czego innego. Taki człowiek będzie bardziej zadowolony

z życia i samowystarczalny.

Nieszczęśliwy to człowiek, który sądzi, że nic nie umie, nie może,

który nie wyznaczył i nie wybrał sobie żadnej określonej pracy. Częstokroć

sam nie wie, do czego się wziąć, do czego się przyłożyć.

Im lepiej swoją pracę określisz, tym bardziej do niej przywykniesz

i w niej się zagłębisz. Sama praca stanie ci się wówczas milsza i potrafisz

głębszą bruzdę przeorać na niwie Kościoła.

75

Rozwój jednostki we wspólnocie

7 marca 1911 r.

Przede wszystkim i na ile tylko można, należy usilnie formować i doskonalić osobowość każdego z naszych braci, budząc w nich i rozwijając

naturalne i nadprzyrodzone talenty i zdolności, mając na uwadze określoną

pracę, która przypadnie w udziale, zadania, którym zamierzają się poświę-

82cić itd. Następnie trzeba każdego w szczególny sposób kształcić w jakiejś

specjalnej dziedzinie. Tylko przez ludzi świętych, wartościowych, udoskonalonych i wykształconych zdołamy utrzymać na poziomie, a nawet podnieść w górę nasze Zgromadzenie. Przez takie jednostki wywrzemy wpływ

na ludzi.

Obok tego celu należy przy kształceniu braci mieć na względzie jeszcze inny cel, a mianowicie aby przy tak rozwiniętej indywidualności

i osobowości przygotować równocześnie każdego do życia społecznego

i wspólnego w klasztorze, aby każdy potrafił żyć i pracować wspólnie

z innymi. Jedynie takie przygotowanie każdego z braci do życia wspólnego, połączone z rozwojem osobistych przymiotów, będzie pożyteczne dla

Zgromadzenia i go nie rozbije.

76

Pełne naśladowanie Chrystusa

Nie zamierzamy odsuwać się całkowicie i odgradzać od ludzi, otaczać się wysokimi murami, przywdziewać specjalne habity i oddawać się

wyłącznie modlitwie. Zamierzamy prowadzić życie prawdziwie pobożne,

wewnętrzne, duchowe, ale równocześnie czynne i bardzo pracowite.

Wzorem niech nam będzie Chrystus, nie tylko pracujący w spokoju

nazaretańskiego domu, nie tylko pokutujący i poszczący przez czterdzie-

ści dni na pustyni, spędzający całe noce na modlitwie, lecz także Chrystus

pracujący, skarżący się, cierpiący, Chrystus wśród tłumów, obchodzący

wioski i miasta, odwiedzający grzeszników i sprawiedliwych, prostaczków

i uczonych, ubogich i bogatych. Chrystus nauczający i odpierający napaści

faryzeuszów, Chrystus szukający zagubionych owiec, Chrystus cierpiący,

prześladowany i zmuszony ukrywać się przed nienawiścią wrogów.

77

Za przykładem św. Pawła

Zamierzamy wpatrywać się w przykład św. Pawła Apostoła, w jego

czynne życie, odwagę, męstwo. Gdziekolwiek wypadnie nam przebywać,

czy w więzieniu, czy na wygnaniu – tam też zamierzamy głosić Chrystusa

83i nie odstępować od sposobu naszego życia. Nie wiadomo, co nas może

w życiu spotkać; jakie przykrości, prześladowania trzeba będzie wycierpieć

dla Chrystusa. Musimy być przygotowani na wszystko.

Potrzebujemy ludzi pełnych energii, czynnych, umiejących postępować samodzielnie, przedsiębiorczych i oględnych, umiejących żyć i zarabiać w potrzebie na kawałek chleba, umiejących rozumnie i przychylnym

okiem patrzeć na świat i ludzi, nie wyrzekających się nigdy własnych zadań

i celów, zawsze i wszędzie dążących do celu aż do śmierci, do połączenia

się z Bogiem w wieczności. Potrzeba nam takich ludzi, którzy w razie

usunięcia ich przez władze świeckie z klasztoru, zesłania na wygnanie,

umieliby natychmiast stanąć na nogi, urządzić sobie życie, zebrać i zgromadzić wokół siebie ludzi; a nawet gdyby komuś wypadło przebywać

dłużej pojedynczo, aby umiał żyć jak przystało prawdziwemu zakonnikowi,

dążyć samemu do Boga i innych za sobą prowadzić i pociągać, nie tylko

nie opuszczając się i nie stygnąc w powołaniu, ale jeszcze w innych budząc

wyższe uczucia i powołanie.

Chociaż postanowiliśmy pracować każdy z nas przede wszystkim we

własnym narodzie, mamy jednak obejmować prawdziwie katolickim sercem

cały Kościół i cały świat. Jeżeli wola Boża, okoliczności, przełożeni poślą nas

gdzie indziej, albo władza świecka skaże nas na wygnanie, mamy i tam stanąć

do pracy, nauczyć się miejscowego języka, wniknąć i wgłębić się w ducha

ludzi, w ich dążenia, potrzeby, pragnienia, oddać się im całym sercem, jak

swoim prawdziwym braciom i prowadzić dalej dzieło Chrystusowe. Si vos

persequentur in sua civitate, fugite in aliam, et evangelizate in alia

38

.

78

Jednostka a Zgromadzenie

Powinniśmy rozwijać w naszych braciach dobrze pojęty indywidualizm. Z drugiej strony bracia niech się nauczą zachowywać konstytucje,

porządek, pokornie poddawać się kierownictwu przełożonych i żyć we

wspólnocie z innymi braćmi.

Wspólne dobro, wspólne potrzeby i prace, prowadzenie i rozwijanie

wspólnych dzieł, większa chwała Boża, bardziej pilne duchowe potrzeby,

38

Jeżeli w jednym mieście prześladować was będą, uciekajcie do drugiego i tam głoście

Ewangelię (por. Mt 10,23).

84zwłaszcza sprawa zbawienia, a ponad wszystko potrzeby Kościoła – powinny stanowić granice dla każdego indywidualizmu. Indywidualizm stanie się

siłą niszczącą, jeżeli nie będą nim kierowały i trzymały go w karbach cnoty

samozaparcia, pokory, poświęcenia dla Boga i zbawienia dusz oraz bezwarunkowego posłuszeństwa Zgromadzeniu i jego przełożonym.

Jeżeli Zgromadzenie nie będzie kształciło braci, wychowywało ich osobowości, indywidualności, to będzie miało gromadę ludzi bezwartościowych, jak stado owiec lub kupa piasku, w której jedno ziarnko z drugim nie

jest złączone ani spojone i jedno od drugiego prawie niczym się nie różni.

Jeślibyśmy zaś kształcili jednostki, rozwijając jedynie ich cechy indywidualne, a nie przygotowując ich do życia wspólnego i pracy zespołowej,

to mielibyśmy coś na kształt pola pokrytego stojącymi patykami, które nigdy się nie rozwiną i nie pokryją się liśćmi. Każdy z braci byłby podobny do

nagiej skały wśród morza, od której odbijają się z hukiem i opadają fale, lub

też uderzają o nią i rozbijają się okręty.

Nie tylko nie wolno niszczyć w braciach indywidualności i szczególnych uzdolnień, umiejętności, inicjatywy, lecz przeciwnie – należy je kształ-

cić i doskonalić. Z drugiej jednak strony trzeba ćwiczyć ich w pokorze, posłuszeństwie, samozaparciu, aby byli gotowi poświęcić wszystkie swoje

zdolności, zamiary, pragnienia dla chwały Bożej i dobra Kościoła. Na nic

się nie przyda posiadanie gromady ludzi bezbarwnych, ludzi popychadeł.

Nieprzydatne są również gromady egoistów, którzy myślą tylko o własnych

sprawach, zachciankach i celach. Qui non quae Christi, sed quae sua sunt,

quaerunt

39

, nie liczą się z dobrem innych i wspólnym, ale każdy na własną

rękę zdąża do własnych celów. Trzeba koniecznie znaleźć tu złoty środek,

umieć pogodzić i połączyć energię i osobistą inicjatywę z doskonałym, zupełnym posłuszeństwem, samozaparciem, unikając jak wszędzie, tak i tutaj

jednostronności.

Niech panuje wśród nas radość i zapał w pracach, moc i wytrwa-

łość w cierpieniach i wykonywaniu zamierzeń, roztropna stanowczość

w rządzeniu. Starajmy się znaleźć dla każdego odpowiednie pole pracy

i właściwe zajęcie, usiłujmy należycie je rozdzielać pomiędzy wszystkich

i koordynować, lecz jednocześnie niech każdy z nas umie postępować,

wyrzekać się siebie, zapominać o sobie, poświęcać się dla wspólnych, waż-

niejszych zadań.

39

Szukają swego, a nie tego, co jest Jezusa Chrystusa (por. Flp 8,21).

85Każdy, wykonując swoją pracę, doskonaląc się w poszczególnych

dziedzinach, musi umieć w razie potrzeby stawać na zawołanie, do wszystkiego rękę przyłożyć, dla większej chwały Bożej i zbawienia dusz, od żadnej pracy i zajęcia nie uchylając się.

Prace mogą być różnorodne, ale zespołowe, uzgodnione i uporządkowane, skierowane do wyższych celów – chwały Bożej i dobra Kościoła oraz

dobra Zgromadzenia. Chociaż zdolności, wykształcenie, prace i zajęcia

mogą być różnorodne, to jednak wszystkich musi łączyć ścisła karność,

dyscyplina, bez której życie wspólne jest niemożliwe. Wszystkich nas wzajemnie zjednoczonych podtrzymywać ma jeden duch: miłość Boga i bliź-

niego, duch oddania się własnemu Zgromadzeniu, duch gorliwości, pokuty,

pragnienia zaparcia się siebie samego, zapomnienia o sobie, a służenia

chwale Bożej. Niech nas jednoczy posłuszeństwo płynące nie z przymusu,

lecz z pokornego serca, pełnego miłości Boga i Zgromadzenia.

Kształcąc i rozwijając w sobie rozliczne dary Boże i zdolności, umiejmy, gdzie trzeba, zużytkować je dla miłości Boga, dla dusz i dla własnego

Zgromadzenia.

Jakże słaby jest człowiek zostawiony samemu sobie ze swoim indywidualizmem, a jak silny się staje, gdy indywidualizm własny złączy i zespoli

z drugimi. Jak biedny bywa, gdy się opiera na samym sobie, na własnej

osobie, a jak bogaty, kiedy własne zdolności włoży do wspólnego skarbca.

Im kto bardziej wyrzekłszy się siebie, zanurzy się i zatonie w społeczności,

we wspólnym życiu i pracach, tym staje się ona silniejsza, a w niej i jej

członkowie.

Zgromadzenie niech będzie małym społeczeństwem, gdzie każdy

mógłby być celowo i owocnie wykorzystany, służąc Bogu i ludziom

według swoich zdolności. Każdą dobrą skłonność fizyczną czy duchową

można wykształcić i odpowiednio spożytkować w Zgromadzeniu. Każdy

z braci ze swej strony powinien uważać, aby nie dać się zaślepić różnym

własnym kaprysom i fantazjom.

Często człowiek sam siebie nie zna, zdaje mu się, że ma zdolności do

tej lub owej pracy, że tę lub ową rzecz zna i umie wykonać, a tymczasem

bywa całkiem przeciwnie: ma zdolności, ale do czego innego. Bywają

też ludzie, którym się wydaje, że nie potrafią wykonać powierzonej sobie

pracy, bo za mało sobie ufają. Trzeba więc, aby każdy pozwolił się chętnie

kierować przełożonym, którzy obowiązani są poznać nas i nasze zdolności,

znaleźć dla każdego odpowiednie miejsce i każdego użyć we właściwy sposób dla chwały Bożej. Przełożeni bowiem patrząc na nas z boku, słysząc,

86co inni sądzą o naszych zdolnościach, mogą często poznać nas lepiej niż

my sami siebie. Trzeba więc zaufać przełożonym w tym przekonaniu, że

oni, kierując się duchem Bożym, szukać będą nie innych, ubocznych celów,

lecz naszego dobra, większej chwały Bożej, zbawienia dusz, i odpowiednio nami pokierują. Znacznie częściej możemy się mylić i błądzić, idąc za

własnymi chęciami, zachciankami, pomysłami, niż poddając się pokornie

władzy przełożonych i oddając się ich kierownictwu. Superbis Deus resistit, humilibus dat gratiam40

.

Prośmy Boga, aby nauczył nas, jak łączyć rozumną inicjatywę z doskonałym posłuszeństwem, osobistą pomysłowość, energię, działalność

z doskonałym oddaniem się Zgromadzeniu, Kościołowi i Bogu. Nie obawiajmy się zużyć, wyczerpać, unicestwić dla większej chwały Bożej.

Daj nam, Panie, męstwo i odwagę, abyśmy nie lękali się niczego, lecz

zapomniawszy o sobie, utonęli całkowicie w Zgromadzeniu. Pozwól nam

spłonąć jak świeca na ołtarzu i spalić się jak ziarnka kadzidła, wydające

miłą woń na chwałę Bożą.

79

„Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”

Jeśli Bóg z nami, kto przeciwko nam? (Rz 8,31). Któż więc nas odłączy

od miłości Chrystusowej? Utrapienie czy ucisk, czy głód, czy nagość, czy

niebezpieczeństwo, czy prześladowanie, czy miecz? (Jak napisano: „Albowiem dla ciebie nas zabijają cały dzień, uważają nas za owce skazane na

rzeź”). Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował. Albowiem jestem pewny, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani księstwa,

ani mocarstwa, ani teraźniejsze rzeczy, ani przyszłe, ani moc, ani wysokość,

ani głębokość, ani stworzenie – nie będzie nas mogło odłączyć od miłości

Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie Panu naszym (Rz 8,35-39).

Te słowa niech będą naszym pokrzepieniem, podporą i pociechą we

wszystkich prześladowaniach. Z tych słów poznawajmy, gdzie nasza moc:

w całkowitym samozaparciu się siebie i w wielkim umiłowaniu Boga,

w zupełnym oddaniu się Chrystusowi i w zjednoczeniu z Nim.

40

Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje (Jk 4,6; 1 Pt 5,5).

87Trzymajmy w objęciu krzyż Pana Jezusa, a nie zaszkodzą nam żadne

moce, nie powstrzymają nas ani nam drogi nie zagrodzą żadne potęgi. Jeśli

Bóg z nami, kto przeciwko nam? (Rz 8,31). Wszystko mogę w tym, który

mnie umacnia (Flp 4,13).

80

„Odnowić wszystko w Chrystusie”

8 marca 1911 r.

A nie upodabniajcie się do tego świata, lecz przemieniajcie się przez

odnowę umysłu waszego, abyście doświadczali, która jest wola Boża, dobra

i przyjemna i doskonała (Rz 12,2).

Nie poddając się złym obyczajom i namiętnościom tego świata, nie

ulegając jego błędnym opiniom i poglądom, będziemy się starali odnowić

wszystko w Chrystusie, a przede wszystkim odrodzić siebie, przejąć się

całkowicie duchem Chrystusowym, jego prawami i zasadami, głosić światu

Chrystusa w całej pełni i wszystkich do Niego prowadzić.

Postępując właściwie na wyznaczonej sobie placówce i spełniając

należycie swoje obowiązki, każdy z nas niech usiłuje przyczyniać się także

i do wspólnego dobra Zgromadzenia.

81

Przezwyciężone trudności

Fryburg, 17 sierpnia 1911 r.

Bardzo długo nic nie pisałem, chociaż wypadło mi w tym czasie wiele

przeżyć, przecierpieć, przemyśleć. Nowa burza zwaliła się na Kościół

41

.

Trzeba było wszystko usuwać, ukrywać. Niebezpiecznie było mieć u siebie

nawet najmniejszą kartkę, ażeby bez potrzeby nie narażać innych i nie zdradzić siebie. Niech Bóg we wszystkim będzie pochwalony.

Panie mój, Ty sam tylko wiesz, ile w tym czasie musiałem przezwyciężyć różnych pokus, i to bardzo ciężkich. Gdyby nie przykład najuko-

41

Autor mówi tu o nowej fali prześladowań religii katolickiej przez władze rosyjskie, szczególnie na terenie Petersburga, gdzie do niedawna przebywał.

88chańszego Syna Twojego Jezusa Chrystusa, mężnie odrzucającego od

siebie i zwyciężającego szatana, gdy ten na puszczy chciał powstrzymać

Jezusa i odwieść Go od Jego posłannictwa, gdyby nie przykład Pana Jezusa

omdlewającego w Ogrodzie Oliwnym i zlanego krwawym potem, gdyby

nie wołanie zawieszonego na krzyżu: Boże mój, Boże mój! Czemuś mnie

opuścił (Mk 15,34), a jednak z całą ufnością oddającego temuż Bogu swoją

duszę: W ręce Twoje polecam ducha mojego (Łk 23,46), a zwłaszcza gdyby

nie Twoja łaska, Ojcze niebieski, nie zdołałbym przezwyciężyć tych pokus.

Niech Ci będzie, o Boże, chwała i dziękczynienie. Niech będzie chwała

i dziękczynienie Panu Jezusowi, który uczy nas nieść każdy krzyż. Dzięki

składam również Najświętszej Dziewicy, Orędowniczce i Wspomożycielce

wszystkich uciskanych. Ileż razy opadały ręce wobec wyłaniających się

wszelkiego rodzaju przeszkód. Nogi jak gdyby ktoś podciął, posuwanie się

naprzód wydawało się ponad moje siły. Ty, Panie, ustawicznie pokrzepiałeś

mnie. Gdy mnie ogarnęły ciemności, Ty, przykładem Twojego Syna Jezusa

Chrystusa, świeciłeś mi jak najjaśniejsza gwiazda. Ty orzeźwiałeś mnie nieustannie i pocieszałeś wielkimi łaskami. Cóż Ci więc, Boże, ja nędzny, oddam za to, coś dla mnie uczynił i mi udzielił? Wezmę krzyż Twojego Syna,

jaki raczył łaskawie na mnie włożyć i będę go dźwigał. O Jezu, niech się

oddam Kościołowi Twojemu i ratowaniu dusz, Twoją krwią odkupionych:

ad convivendum Tecum, ad laborandum Tecum, ad compatiendum Tecum

i – jak ufam – commoriendum Tecum i conregnandum42

.

82

Przeszkody na drodze życia zakonnego

Dziwna rzecz, dopóki nie powziąłem postanowienia, aby wyrzec się

wszystkiego i pójść za Chrystusem, zwłaszcza za Chrystusem żyjącym we

wzgardzie, w ubóstwie, w posłuszeństwie, w troskach, w trudach i pracach,

w uciskach i cierpieniach, ludzie rzadko się do mnie zwracali, nawet trzymali mnie z dala od wszelkich zaszczytów i godności, nawet okrzyczeli

mnie wrogiem Kościoła, liberałem, socjalistą, czekistą itp. Z chwilą zaś,

kiedy zrobiłem pierwszy krok, ażeby pójść naprawdę za Chrystusem, zaczęli mi proponować wysokie, zaszczytne stanowiska: rektora seminarium,

42

Abym z Tobą współżył, z Tobą pracował, z Tobą współcierpiał i – jak ufam – z Tobą współ-

umarł i współkrólował (por. 2 Tm 2,11-12; 2 Kor 7,3; Rz 8,17).

89kanonika. Bez mojej wiedzy mianowano mnie wicerektorem Akademii.

Zaczęto mi schlebiać, mówiąc, że wkrótce zostanę biskupem sufraganem

lub rektorem itp.

Dopóki nie zaczęliśmy się naprawdę organizować, to i władze pań-

stwowe nie ingerowały w życie duchowe katolików, ich działalność i organizację. Gdy zaś nasz zamiar rozpoczęliśmy wprowadzać w czyn, władze

świeckie wznowiły prześladowanie, nastąpiły rewizje i poszukiwania tajnych organizacji: jezuitów i innych.

Ci, wobec których musieliśmy się ujawnić, nie wyłączając księży, zaczęli ganić nasze zamiary i przepowiadać, że nic z tego nie będzie. Nie brakło

jednak też kapłanów i biskupów – pełnych bojaźni Bożej – którzy zgadzali się

z nami. Najbardziej jednak ufaliśmy Tobie, o Panie.

In Te Domine speravi non confundar in aeternum43

,Ty, o Panie, widzisz, że niczego bardziej nie pragniemy, jak tylko większej Twojej chwały .

udoskonalenia i zbawienia własnej duszy, zbawienia dusz innych oraz dobra i wywyższenia Twojego Kościoła. Przyjmij, Panie, naszą dobrą wolę,

wszystkie siły i talenty i wszystko, czym jesteśmy i co posiadamy. Uczyń

z nami według Twojego upodobania.

83

Rekolekcje roczne

Podczas tych rekolekcji czułem się bardzo zmęczony i wyczerpany

może dlatego, że prowadząc je, musiałem więcej myśleć o innych aniżeli

o sobie.

Wiem tylko to, że jestem bardzo niedoskonały, że jestem rzeczywiście

wielkim grzesznikiem. Czegokolwiek bowiem bym się w moim życiu nie

dotknął, czymkolwiek bym się nie zajął, jakiegokolwiek obowiązku bym

się nie podjął, wszędzie widzę błędy, wykroczenia i niedoskonałości. Odprawiając te rekolekcje, starałem się zasadniczo odnowić swego ducha,

ożywić w sobie ideały życia duchowego i powołania, podnieść swoją duszę

wzwyż ku Bogu.

43

W Tobie, Panie, położyłem nadzieję, nie będę zawstydzony na wieki (Hymn „Te Deum”).

90Zrobiłem tylko trzy postanowienia:

1. Starać się prowadzić życie wewnętrzne, duchowe, w jak największym

zjednoczeniu z Panem Bogiem, szukać Boga we wszystkim, ażeby On

znalazł we mnie upodobanie.

2. Wykorzystać jak najlepiej czas, aby nie tracić ani chwili na próżno, wystrzegać się przede wszystkim niepotrzebnego zastanawiania się nad

problemami i sprawami nie należącymi do naszych zainteresowań, które

odciągałoby mnie od pracy, jaką w danej chwili wykonuję.

3. Starać się napisać instrukcje. Ponadto w ogóle świadczyć przysługi przyjaciołom i braciom.

Przedmiotem szczegółowego rachunku sumienia będzie dobre wykorzystanie czasu.

84

Powierzenie Zgromadzenia opiece Niepokalanej

7 września 1911 r.

Dzisiaj odprawiłem miesięczny dzień skupienia. Dzięki Ci, Panie, za

wszystkie dobrodziejstwa.

Panno Najświętsza, wyjednaj mi u Twego Syna tę łaskę, abym Ciebie

z każdym dniem coraz więcej miłował, coraz głębszą pokładał w Tobie ufność, coraz więcej cenił Twoją niezrównaną opiekę. Przyjmij nasze Zgromadzenie pod swoją potężną opiekę, o Matko nasza, przyjmij nas niegodnych,

jeśli nie dla czego innego, bośmy biedacy i żebracy duchowi, to przynajmniej

przez wzgląd na Twoje imię, które nosimy. Spraw, niech życie nasze będzie

czyste i niepokalane.

Postanawiam:

1. Wyrabiać w sobie ducha modlitwy, chodzić w obecności Bożej i usiłować podobać się Bogu.

2. Cenić każdą chwilkę czasu.

3. W dalszym ciągu opracowywać instrukcje i swoim współbraciom świadczyć przysługi.

9185

Miesięczne odnowienie ducha

3 lutego 1912 r.

Dzisiaj przy pomocy Boskiej odprawiliśmy rekolekcje miesięczne.

Uspokoiłem i odnowiłem się duchowo. Na najbliższy miesiąc postanowiłem:

1. Jak najlepiej wykorzystać czas, nie tracąc ani chwilki. Zauważyłem, że

w moich pracach przeszkadza mi w szczególny sposób wyobraźnia. Gdy

bowiem jakaś myśl przyjdzie mi do głowy, to ponosi mnie nie wiadomo

dokąd. Tak więc, trzeba bardziej panować nad swoimi myślami, a całą

energię ześrodkować na pracy.

2. Poświęcić wszystkie swoje siły Zgromadzeniu, z większą pilnością opracowywać instrukcje.

Panie Jezu, wzmocnij mnie, udziel mi wytrwałości. Niepokalanie Poczęta Dziewico, wspieraj mnie.

86

Cierpienia i trudności

18 listopada 1912 r.

Bardzo długo nie pisałem nic w tym zeszyciku. Dużo w tym czasie

musiałem wycierpieć. Wszystko niech będzie Bogu na chwałę. Wszystkie

te bóle, udręczenia duchowe, cierpienia i uciski serca razem wzięte niech

będą pokutą za ciężkie grzechy mojego przeszłego życia.

Nigdy nie przypuszczałem, zostając zakonnikiem, że ludzie tak będą

przeszkadzać w kroczeniu śladami Chrystusa. Gdybym przynajmniej

naprawdę był doskonałym naśladowcą Chrystusa! Daleko mi jednak do

tego. Ile to już mówienia, ile wyłoniło się przeszkód! A cóż dopiero musieli

wycierpieć święci, Twoi prawdziwi słudzy, Panie, prawdziwi naśladowcy

Twojego Syna! Dzięki Ci, Panie, żeś mi osładzał w tym czasie gorycze

mego życia przeróżnymi łaskami i niezwykłymi pociechami duchowymi.

9287

W Chrystusie źródło siły

6 stycznia 1913 r.

Wczoraj odprawiłem rekolekcje miesięczne. Same święta, rozmyślania

o Dzieciątku Jezus, porywały serce do Boga, przepełniały je świętymi uczuciami. Spojrzałem znów głębiej na swoje życie. Panie, jakież to wszędzie

straszne zepsucie natury. Jaka niemoc. Ileż wszędzie niedoskonałości i błę-

dów. Rozpacz by mnie ogarnęła, gdybym nie zaufał bezgranicznie Twemu

niewypowiedzianemu miłosierdziu. Widzę, Panie, jak Twoje obfite łaski,

płynące jakby strumieniami, nieustannie oczyszczają, zmywają z mej duszy

pył niedoskonałości i błoto wykroczeń. Dzięki Ci za to, miłosierny Boże.

W tym miesiącu najbardziej męczyła mnie wyobraźnia i rozmaite my-

śli. Za mało je opanowywałem. Ilekroć trafiła mi się jakaś ważniejsza sprawa, pochłaniała mnie całkowicie, ponosząc na wszystkie strony, rozpraszając i przeszkadzając w pracy. A nawet jeśli pracowałem, to prace moje

nie były należycie uporządkowane. A zatem postanawiam sobie w tym

miesiącu unikać, przy pomocy Bożej, nieporządku w moich zajęciach oraz

opanować swoje myśli i wyobraźnię.

Gdzie jest źródło siły dla każdego z nas? Bez wątpienia tylko w Chrystusie i w duchu Kościoła Chrystusowego: w celu, jaki nam wskazuje,

w normach, które nam podaje, w Sakramentach, których nam udziela. Oto

źródło naszej żywotności. Im więcej kto zagłębi się w duchu Chrystusa

i Kościoła, niejako zakwasi się nim i pozwoli się przeniknąć, tym pełniejsza będzie jego świętość i owocniejsza działalność. Haec est victoria, quae

vincit mundum: fides nostra

44

In hoc signo – signo cruces vinces .

45

.

88

Nowicjat dla profesów

7 stycznia 1913 r.

Czy nie byłoby dobrze wprowadzić do naszego Zgromadzenia taki

zwyczaj, aby bracia po skończonych studiach, zanim staną do pracy, odbyli

44

To jest zwycięstwo, które zwycięża świat: wiara nasza (1 J 5,4).

45

W tym znaku – znaku krzyża – zwyciężysz.

93trzymiesięczny ponowny nowicjat? W ten sposób odnowiliby swojego ducha, zapaliliby go na nowo ogniem gorliwości.

Odbycie takiego krótkiego nowicjatu byłoby także pożyteczne dla

braci już pracujących, po upływie pewnego czasu. Mogliby oni ten trzymiesięczny nowicjat odbywać co sześć, a przynajmniej co dziesięć lat.

Jak żołnierzy powołuje się co pewien czas ponownie do wojska, aby sobie przypomnieli to, czego się nauczyli, tak należałoby co jakiś czas wzywać

i zakonnika do odbycia nowicjatu, aby odnowił i wzmocnił swego ducha.

Sądzę, że wprowadzenie takiego zwyczaju byłoby z wielką korzyścią

tak dla poszczególnych braci, jak i dla Zgromadzenia i jego prac. Jasne, że

tego rodzaju nowicjat należałoby urządzać oddzielnie od właściwego nowicjatu dla młodzieńców.

89

Zadania apostolskie braci zakonnych

12 stycznia 1913 r.

Wciąż słychać narzekania, że brak ludzi. Wszędzie ogrom pracy, a nie

ma jej kto wykonać. Łatwiej o pieniądze na jakąś instytucję niż o ludzi.

Naszą największą troską powinno być przygotowanie jak największej

liczby ludzi, aby ich starczyło do wykonania ważniejszych prac i zadań

Kościoła. Nie żałujmy niczego na ich wykształcenie, uczenie, wychowanie.

Pieniądze, wysiłki, starania włożone w tę sprawę przyniosą obfite procenty.

Kształcąc braci laików, troszczmy się nie tylko o to, by dać im potrzebną

naukę lub wyuczyć jakiego rzemiosła, lecz nadto starajmy się wykształcić

ich w sprawach wiary, wyćwiczyć w życiu wewnętrznym, a zwłaszcza zapalić duchem apostolstwa, aby potem budzili wiarę w sercach tych, z którymi gdziekolwiek zetkną się i spotkają.

Bracia laicy, pełni ognia gorliwości, nadawaliby się dobrze do walki

z wszelką niemoralnością i zepsuciem. Mogliby po dwóch lub kilku iść na ratunek tonącym   w zepsuciu, jak to czyni Armia Zbawienia

46

Rzecz jasna, że trzeba .

działać po katolicku, w porozumieniu z biskupami, idąc właściwą drogą.

46

Armia Zbawienia – protestanckie stowarzyszenie religijno-społeczne, powstałe w Anglii

w XIX wieku, zorganizowane na sposób wojskowy. Charakterystycznym sposobem apostołowania Armii Zbawienia jest głoszenie zasad własnej religii wszędzie i za pomocą

wszelkich możliwych środków.

94Bracia laicy mogliby również po dwóch lub kilku odwiedzać biednych

robotników w ich norach, barakach i suterenach, gdzie nikt nie interesuje

się ich nędznym życiem. Mogliby oni wnieść Chrystusa do wielu miejsc,

a niekiedy tam, dokąd kapłan nie może dotrzeć. Oby można było z pomocą

Bożą wykształcić takich braci. Mogliby oni nie tylko rozdawać jałmużnę,

ale i pouczać biednych, przeczytać im coś dobrego, dostarczyć pożytecznych książek, zachęcić do chodzenia do kościoła itp. Tacy bracia, pod

okiem i kierownictwem kapłanów, mogliby stać się wielką pomocą. Daj

nam, Boże, takich braci.

90

Potrzeba ciągłego dokształcania się

20 stycznia 1913 r.

Wyszukiwanie jak najwięcej ludzi, a następnie ich wychowywanie,

kształcenie, uczenie, przygotowywanie do wszelkich prac, aktualnie najbardziej koniecznych dla Kościoła, powinno stanowić naszą największą troskę.

Po ukończeniu nowicjatu i odbyciu niezbędnych studiów nikt nie powinien

zaniedbywać dalszego kształcenia się. Dobrze byłoby wybrać wizytatorów

nauki, ażeby odwiedzali braci i ich domy, dawali odpowiednie wskazówki

i rady, jak i czego się uczyć, czuwali, by bracia nie zaniedbywali dalszego

dokształcania się, lecz stale je uzupełniali i postępowali naprzód.

Każdy brat, skierowany na dłuższy czas do jakiejś pracy, powinien

ułożyć sobie stosowną instrukcję do swojej pracy czy obowiązku i dać ją

do zatwierdzenia przełożonym. Łatwiej znajdzie wówczas najodpowiedniejsze środki i sposób wykonania swoich prac, a z jego doświadczenia

i wskazówek inni będą mieli również niemałą korzyść.

Boże, daj nam odpowiednich ludzi. Zbierz nas i zgromadź w jedno ze

wszystkich krajów i narodów, abyśmy sławili Twoje święte imię i wiernie

Ci służyli, dla imienia Twojego staczali święte boje, Twojego ducha wszę-

dzie wnosili i szerzyli.

9591

Przygotowanie do pracy parafialnej

21 stycznia 1913 r.

Błędne jest mniemanie, że nauka i zdolności potrzebne są tylko do

pisania książek czy nauczania w szkołach, prace zaś parafialne może dobrze wykonać ktokolwiek. Mnie się zdaje, że nie mniej potrzeba zdolności

i przygotowania do należytego zorganizowania i prowadzenia parafii;

przede wszystkim nie należy zaniedbywać parafii wiejskich.

Kiedy się dobrze zorganizuje życie w parafii, to wyniknie stąd wiele

pożytku dla całej okolicy, będzie ona oparciem i przykładem dla innych

parafii. Takie dobre zorganizowanie parafii byłoby prawdziwym wzorem.

Jeżeli nam kiedyś wypadnie zarządzać parafią, to wiele będą mogli w tym

dopomóc swoją pracą bracia laicy.

92

Pokorna służba Kościołowi

23 stycznia 1913 r.

Łączymy się w społeczność nie w celu naprawiania księży i reformowania Kościoła, bo to rzecz Ojca Świętego i biskupów, lecz po to, by

poprawiać i doskonalić siebie i służyć Kościołowi: ludowi, kapłanom

i biskupom. W szczególny sposób mamy się trzymać biskupów, iść razem

z nimi, ofiarować się nawet niekiedy, aby nas na chwałę Bożą stosownie

wykorzystali. Zwłaszcza jeśli się trafi niebezpieczna placówka, obowiązek

lub praca, której nikt nie chce.

Kapłanów i biskupów szanujmy w szczególny sposób. Niechaj nikt

z nas nie ośmieli się coś złego o nich mówić albo ich ganić. Gdyby się nawet przytrafiło zauważyć coś złego u księży, usiłujmy to zło zrównoważyć

pokutą, samozaparciem, modlitwą, poświęceniem, dobrymi uczynkami,

gorliwością i starajmy się raczej to okryć, podobnie jak dobrzy synowie

okryli nagość swego ojca (por. Rdz 9,20-27).

Całym sercem kochajmy Ojca Świętego. Okazujmy mu jak największe

posłuszeństwo, bądźmy wierni jego rozkazom, poleceniom, postanowieniom. Brońmy, ile możemy i gdzie możemy, jego dobrej sławy, nauczania

i czynów, budźmy w sercach innych miłość i cześć dla Ojca Świętego.

9693

Myśli rekolekcyjne

3 lutego 1913 r.

Odprawiłem rekolekcje miesięczne. Zawsze te same błędy i te same

winy. Boże mój, Boże, jakże długo będziesz znosił mnie, nędznego grzesznika? Żałuję z całego serca, postanawiam na nowo walczyć ze sobą. Ty mi,

o Boże, dopomóż. W dalszym ciągu będę się starał o jak najlepsze wykorzystanie czasu.

94

Pracujmy bez rozgłosu

6 lutego 1913 r.

Nie zawsze dobrze jest rozgłaszać to, co zamierzamy robić albo co

robimy. Jeżeli praca się udaje, łatwo może się przyplątać miłość własna

i pycha. Powodując bez potrzeby rozgłos, zwracamy na siebie uwagę

innych i wówczas ludzie zaczynają nam się przyglądać, śledzić nasze

prace, oceniać je i ganić. Z tego powodu wielu z tych, co zamierzali do

nas wstąpić, zniechęca się, a nam samym opadają ręce. Zamiast pracować,

trzeba wówczas walczyć z przeciwnikami i tracić wiele sił niepotrzebnie.

Lepiej pracować bez rozgłosu, zwłaszcza w początkach, dopóki dzieło

jeszcze nie okrzepło. Gdy praca idzie już dobrze, to można niekiedy coś

rozgłosić, jeżeli chwała Boża i dobro ludzi tego wymagają, ale i wówczas

bardzo oględnie. We wszystkim należy szukać większej chwały Bożej. Ama

nesciri et pro nihilo reputari

47

Chociaż powiedziano również: luceat lux .

vestra coram hominibus ut videant opera vestra bona et glorificent Patrem

vestrum qui est in coelis

48

Jeżeli chwała Boża naszej reklamy nie potrzebuje, to lepiej pracować w cichości. Kiedy bowiem zbyt wiele hałasu, trudno .

wówczas pracować spokojnie i mniej się zrobi. Pater vester qui videt in

occulto, reddet vobis mercedem49

.

47

Pragnij być nieznany i za nic miany (por. Naśladowanie Chrystusa I, 2, 4).

48

Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili

Ojca waszego, który jest w niebiosach (Mt 5,16).

49

Ojciec twój, który widzi w skrytości, odda tobie (Mt 6,4.18).

9795

Niezwykłe łaski

5 kwietnia 1913 r.

Tak wiele czasu upłynęło od trzydniowych rekolekcji przed odnowieniem ślubów, a ja dotąd nie zabrałem się do spisania moich postanowień.

Ofiaruję Ci, Panie Boże, wszystkie moje prace, trudy, troski, przykro-

ści, ciężary, krzyże. Daj, Boże, bym dla Ciebie i dla Twojego Kościoła jeszcze więcej mógł pracować, trudzić się i cierpieć. Daj, bym spłonął jak świeca na ołtarzu, od żaru pracy i ognia miłości dla Ciebie i Twojego Kościoła.

Dzięki Ci, Panie, żeś mnie wywiódł z tego świata, gdzie błądziłem,

a może jeszcze i innych w błąd wprowadzałem, i to wszystko jakby z gorliwości. Ty, Panie, racz to naprawić.

Dzięki Ci za wszystkie łaski, jakich mi udzieliłeś. Jakżeś hojny, o Panie!

Jakże obficie rozdzielasz Twoje łaski nam, niegodnym Twoim stworzeniom.

Boże mój, Boże, jak słodko jest Ci służyć! Cóż to będzie w Twoim

niebie, jeżeli już tu na ziemi taką słodyczą przepełniasz duszę, gdy świętym

dreszczem przenikasz ciało i jakby do trzeciego nieba porywasz. Serce się

rozpływa i omdlewa, usta niemieją, w oczach ciemnieje, ręce i nogi drę-

twieją, całe ciało obejmują dziwne fale świętych dreszczy, a dusza – dusza

w Tobie się zanurza. Gdyby nie Twoja moc, zda się, umarłby człowiek z tej

miłości, z tych pociech.

Exi a me, Domine, quia peccator homo sum50

Domine, non sum .

dignus, dic tantum verbum51

Tu es erigens e stercore pauperem52 .

,Domine .

Domine, quam admirabilis es

53

.

50

Wynijdź ode mnie, bo jestem człowiek grzeszny, Panie (Łk 5,8).

51

Panie, nie jestem godzien, […] powiedz tylko słowo (Mt 8,8).

52

To Ty podnosisz z gnoju ubogiego (por. Ps 113,7; 1 Sm 2,8).

53

Panie, Panie, jak jesteś godny podziwu (por. Ps 8,2).

9896

Postanowienia z rekolekcji

Moje postanowienia:

1. Ćwiczyć się w pracowitości. Wykorzystać każdą chwilkę. Zabierać się

do pracy bez zwłoki. Unikać niepotrzebnych myśli i rozważań podczas

pracy. Wpatrywać się z miłością w Jezusa ciężko pracującego.

2. Podczas pracy podnosić często serce do Boga i z Nim się jednoczyć.

3. Umartwienia cielesne: a) dwa razy w tygodniu: w środę i w piątek dyscyplina; b) często odbywać przedpołudniowy rachunek sumienia, leżąc

krzyżem na ziemi.

4. Lepiej wypełniać obowiązki przełożonego.

Gdy widziałem błędy i wady podwładnych, starałem się podczas czytania duchownego – wyjaśniając konstytucje – mówić często o tym lub

o cnocie przeciwnej, sądząc, że błądzący opamiętają się i poprawią. Rzadko kiedy ośmielałem się powiedzieć o tym wyraźnie i jasno błądzącemu.

Była to jednak fałszywa grzeczność i delikatność. Przekonałem się, że

niektórzy podwładni nie rozumieją tego, co pod ich adresem się mówi; aby

zastosowali to do siebie, należy wytknąć im błędy wprost, a dopiero wtedy

je dojrzą. Postanawiam więc zwalczać tę moją nieroztropną łagodność czy

grzeczność, a raczej – ściśle mówiąc – miłość własną, lękliwość, obawę,

i każdemu wprost i wyraźnie wskazywać jego wady i słabości, aby mógł

się poprawić. Będę czynić to jednakże w sposób jak najbardziej uprzejmy

i łagodny, nie wobec wszystkich, ale na osobności.

Postanawiam żądać od każdego podwładnego miesięcznego sprawozdania, aby każdy dobrze je odbył. Do tych, którzy sami nie przyjdą,

sam pójdę albo ich do siebie poproszę. Najlepiej będzie, wziąwszy kwestionariusz, przebiec go z każdym szczegółowo. Ilekroć w ten sposób postępowałem, przekonywałem się, że zawsze jest o czym porozmawiać, i to nie

bez korzyści. Można człowieka pouczyć, wiele mu wyjaśnić, odpowiednio

pokierować, poprawić jego charakter. Postanawiam przeto zwracać dokładną uwagę, aby miesięczne sprawozdanie w tutejszym domu było jak

najlepiej odbywane.

5. Ja sam zdam sprawozdanie przed moim radnym i admonitorem ks.

Wiśniewskim. Potrzeba, aby i samego przełożonego ktoś przypilnował,

zachęcił, upomniał, zganił, a zwłaszcza aby mu szczerze powiedział całą

prawdę. Czyż może być jakaś pożyteczniejsza przysługa?

99Boże, Ty znasz moją ułomność, wspieraj mnie. Panno Najświętsza,

Twojej opiece się oddaję.

97

Urząd Nauczycielski Kościoła

9 kwietnia 1913 r.

Wczoraj i dzisiaj czytałem pilnie zeszłoroczne i tegoroczne „Acta

Apostolicae Sedis” i notowałem, co było interesujące i pożyteczne. Wieczorami mówiłem braciom o tym, co – moim zdaniem – mogło być dla nich

przydatne. Pan Bóg dał mi specjalną łaskę. Zrozumiałem jasno, że z pism,

przemówień i listów Ojca Świętego oraz z dzieł przez niego pochwalanych

najlepiej można poznać potrzeby Kościoła, choroby ludzkości, jakich środków najlepiej się trzymać, a także jakich błędów, niezdrowych poglądów

i prądów się wystrzegać, jakie prawdy najlepiej ludziom głosić, wyjaśniać,

przypominać. Dawniej większą uwagę zwracałem tylko na encykliki,

a zwykłe listy Ojca Świętego rzadko czytałem.

Boże, jakie to szczęście mieć nieomylnego nauczyciela! Ileż światła

przeciw modernistom i sillonistom54

dały mi przemówienia i pisma Ojca

Świętego. Człowiek ani się spostrzeże, jak wchłania jedną lub drugą opinię

niezupełnie prawdziwą, tym bardziej gdy takie opinie wygłaszają ludzie

uchodzący za katolików i człowiek mniej się wówczas ma na baczności.

Jak to dobrze, że Ojciec Święty ostrzega, poucza, wskazuje, gdzie niebezpieczeństwo. Dzięki Ci, Panie, za to wielkie dobro, za takie urządzenie

Kościoła. Co to za wielka łaska ten dar nieomylności!

Postanawiam teraz czytać nie tylko encykliki, ale również przemówienia i listy Ojca Świętego, gdyż tam łatwiej można znaleźć, czego nam nie

dostaje, poznać, jaką iść drogą, czego szukać, a czego unikać.

Dobrze byłoby, aby w naszym Zgromadzeniu ktoś z braci czytał zawsze pilnie dokumenty Stolicy Apostolskiej i uważał, w którą stronę Ojciec

54

Stowarzyszenie religijno-patriotyczne młodzieży, założone w 1893 r. w kolegium marystów w Paryżu przez Marc Sangnier. Pochwalane początkowo przez biskupów i papieży, w 1910 r.

zostało potępione przez Piusa X z powodu przejścia na tory polityczne i współpracy

z wolnomyślicielami. Sangnier podporządkował wówczas działalność ruchu dyrektywom

biskupów. Nazwa pochodzi od pisma „Le Sillon”.

100Świętego kieruje katolików, przed czym ich broni. Potem mogliby wszyscy

o tych sprawach porozmawiać. W ten sposób żylibyśmy prawdziwie życiem Kościoła, przejmowali się więcej jego duchem, lepiej pojmowali jego

zamiary i pragnienia. Skądże możemy obficiej zaczerpnąć prawdziwego

ducha, jak nie z encyklik, listów, nakazów, pragnień, upomnień i wskazó-

wek Ojca Świętego?

98

Pod patronatem św. Józefa

13 kwietnia 1913 r.

Odprawiliśmy dzisiaj miesięczny dzień skupienia. Postanowienia

pozostają te same, jakie zrobiłem podczas poprzednich rekolekcji. Szczególnie będę czuwał, aby po powrocie do swojej celi natychmiast zabierać

się do pracy.

Święty Józefie, opiekunie Kościoła, spojrzyj swymi miłosiernymi

oczyma na naszą małą rodzinę, opiekuj się nami i wychowuj tak, jak opiekowałeś się Najświętszą Rodziną w Nazarecie. Ucz nas kochać Jezusa

i Maryję, wskaż nam, jak mamy Im służyć i poświęcać się, jak żyć jedynie

dla Jezusa i Maryi.

99

Łączność życia zakonnego z pracą parafialną

Przed kilku dniami czytałem papieskie zatwierdzenie konstytucji

Kanoników Regularnych od Niepokalanego Poczęcia

55

Bóg udzielił mi .

szczególnego oświecenia, abyśmy również łączyli życie i karność zakonną

z pracą parafialną. Już od dłuższego czasu myśl ta przewijała mi się przez

głowę. Zastanawiałem się nieraz, dlaczego my, zakonnicy, nie moglibyśmy

obejmować parafii i w nich pracować. Jakże to wspaniały i doniosły teren

pracy! Czemuż nie podjąć się i tego rodzaju pracy, zaprawiać się w niej

i doskonalić? Stale pojawiał się jednak jakiś lęk, czy to dałoby się pogodzić

55

Adprobatio definitiva Constitutionum Congregationis Canonicorum Regularium Immaculatae Conceptionis, 11 III 1913, AAS VI (1913) 117-120.

101z wszystkimi obowiązkami zakonnymi i jak na to będzie się zapatrywała

Kongregacja do Spraw Zakonnych.

Teraz wszystkie wątpliwości zniknęły. Ojciec Święty nie tylko aprobuje, lecz pochwala, i to jeszcze do jakiego stopnia pochwala, taki sposób

życia zakonników. My zresztą i tak, zmuszeni okolicznościami, zaczęliśmy

prowadzić takie życie. Teraz możemy być spokojni, śmiało iść tą drogą

i ogólnie mówiąc, służyć biskupom, gdzie tylko zajdzie potrzeba. Dopomóż

nam, Boże, spełnić to dobrze.

100

Postanowienia roczne

1913 r.

Postanowienia z rocznych rekolekcji:

1. W stosunku do Boga: odprawiając Mszę św., odmawiając brewiarz i inne

modlitwy, troszczyć się o rzeczywistą uwagę na słowa i ich znaczenie:

actualis attentio

56

.

2. W stosunku do bliźniego: opracowywać nadal instrukcje i – jeżeli to moż-

liwe – przygotowywać podręcznik rekolekcji; wymagać od podwładnych

wypełniania przepisów konstytucji i instrukcji.

3. W stosunku do mnie samego: rozwijać ducha modlitwy, żyć w obecności Bo-

żej, troszczyć się o wykorzystanie czasu. Umartwienie to samo co poprzednio.

Domine Deus! Miserere mei, miserere mei peccatoris – secundum

magnam misericordiam tuam! Cor humilitatum et contritum ne despicias

Domine! Spiritum rectum innova in visceribus meis

57

.

56

Uwaga aktualna.

57

Panie Boże, zmiłuj się nade mną, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem, według wielkiego mi-

łosierdzia Twego. Sercem upokorzonym i skruszonym nie gardź, o Panie. Ducha prawego

odnów we wnętrznościach moich (por. Ps 50, 1. 12. 19).

102101

Opracowywanie instrukcji

23 lutego 1914 r.

Już dawno nie zanotowałem nic w tym zeszycie. Byłem bardzo pochłonięty różnymi sprawami i pracami, a zwłaszcza układaniem instrukcji.

Wszystkie moje myśli – nawet podczas rozmyślania – zwracały się najczę-

ściej ku instrukcjom. Niemal każdą dobrą myśl, oświecenie czy natchnienie,

jakie mi przyszło, umieściłem w instrukcjach. Dzięki najlepszemu Bogu

udało się dużo zrobić. Bogu dzięki za wszystko. Niech wszystko obraca się

na większą Jego chwałę.

102

Łaski mistyczne

Wiele, o Panie, dopuściłeś w tym czasie na mnie krzyży, ale równocześnie udzieliłeś mi też licznych szczególnych łask. Bądź za to po tysiąckroć pochwalony.

W szczególniejszy sposób dzięki Ci, Panie, za tę niezwykłą łaskę, jakiej udzieliłeś mi pewnego razu podczas Mszy św. Kiedy organista śpiewał

„Gloria”, przedziwne dreszcze przebiegły mnie całego i przeniknęły. Oczy

jakby się zaćmiły, ciało stężało i stało się bezsilne, a duszę przepełniła niewysłowiona rozkosz, nie dająca się w żaden sposób wyrazić. Słodycz jakby

przelała się po całym moim jestestwie.

Panie, jakże jesteś słodki! Któż mógłby to wypowiedzieć. Jeśli niegodnego grzesznika tak pocieszasz i raczysz nawiedzać, to cóż musiało się

dziać z prawdziwymi Twoimi sługami, ze świętymi. Panie, nie odrzucaj

mnie, zmiłuj się nade mną. Spraw, abym się znalazł w liczbie sług Twoich.

103

Opieka Matki Najświętszej

Jeszcze jednej łaski udzieliła nam Najświętsza Panna, broniąc nas od

niejakiego Rafałowskiego, prawdopodobnie agenta tajnej policji; tak przynajmniej wszystko na to wskazywało. Serce moje było w wielkim ucisku.

103Rafałowski zapewniał, że pragnie przejść z prawosławia na katolicyzm

i zostać kapłanem. Z jednej strony obawiałem się, żeby nie oddalić od

Kościoła człowieka, jeśli okażę mu nieufność, z drugiej jednak obawiałem

się wpuścić wilka między owce, abym nie dopomógł jakiemuś wilkowi

wcisnąć się pomiędzy katolików i ich instytucje. Całą sprawę poleciłem

Najświętszej Dziewicy Niepokalanie Poczętej. Bez wątpienia za Jej wstawiennictwem udało mi się wykryć kłamstwa Rafałowskiego i odsunąć go.

Dzięki Ci, Najświętsza Panno! Tyle razy broniłaś nas, wspierałaś, nie przestawaj nas nigdy bronić i mieć w swojej opiece.

104

Modlitwa

Dziękuję Ci, najłaskawszy Panie, za krzyże. Tutaj mnie chłoszcz, tutaj

mnie karz, tylko nie odrzucaj mnie od siebie i odpuść mi nierozwagę młodych

lat i przewinienia mego dawnego życia. Ty jesteś Bogiem wielkiego miłosierdzia, spojrzyj więc swymi miłosiernymi oczyma na mnie, niegodne stworzenie i przebacz mi wszystko, czymkolwiek przeciw Tobie zgrzeszyłem.

Panie, Ty widzisz serce moje, Ty wiesz, że Cię miłuję i pragnę coraz

bardziej miłować. Jeślibyś ujrzał we mnie chociaż jedną żyłkę, która by nie

pulsowała Twoją miłością, wyrwij ją i zniszcz.

Panie, Tobie całkowicie ufam, umacniaj nadzieję moją. Komuż mogę

więcej zaufać, będąc duchowym nędzarzem i nagim, jeśli nie Twojej dobroci, Panie, jeśli nie sercu Twego najmilszego Syna, pełnego miłości i miłosierdzia, jeśli nie potężnemu wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny.

Panie, wierzę we wszystko, coś objawił, czego naucza święty Ko-

ściół katolicki. Wierzę we wszystko, co zawiera Pismo Święte i Tradycja

świętych Ojców. Panie, Ty widzisz moje serce i wiesz, że od chwili, gdy

zostałem kapłanem, nigdy nie chciałem nawet w najmniejszej rzeczy rozminąć się z Twoją prawdą objawioną, z nauką Twojego świętego Kościoła.

Wsparty Twoją łaską jestem gotów, jak mi się wydaje, oddać życie za każdą

prawdę objawioną.

Jednakże i w tym poczuwam się do winy w wielu przypadkach. Habui

zelum Dei sed non secundum scientiam58

Zaślepiony pychą ośmielałem się .

58

Miałem żarliwość Bożą, ale nie według umiejętności (por. Rz 10,2).

104wtrącać do spraw i prac, których nie rozumiałem, ośmielałem się zabierać

głos w sprawach, których nie studiowałem, których nie przemyślałem dobrze, dlatego też błądziłem i, być może, innych w błąd wprowadziłem.

Panie, nie wchodź ze sługą swoim w sąd (por. Ps 143,2), lecz zmiłuj

się nade mną, udziel mi przebaczenia. Wejrzyj na serce moje skruszone

i odpuść wszystkie moje winy, wszystkie nierozważne czyny, każde słowo

wypowiedziane bez namysłu. Napraw moje błędy i zgorszenia, jakie mogłem dać innym.

105Dziennik podróży z Fryburga do Rzymu

14 listopada 1911 r.

Podróż z Fryburga szwajcarskiego do Rzymu rozpocząłem wczesnym

rankiem 14 listopada 1911 r. Zamierzałem załatwić dwie sprawy: Akademii Petersburskiej i Zgromadzenia Marianów. Jechałem przez Lozannę,

Montreux, St. Maurice, Domodossolę, Mediolan, Genuę i Pizę. W Rzymie

byłem już 15 listopada około godziny 9 rano. Podróż udała mi się dobrze.

Było dosyć ładnie i ciepło. W przejeździe przez góry wspaniałe widoki.

W drodze wypadło mi rozmawiać z dwoma Żydami o wierze. Podróżując

po świecie, zauważyłem, że szczególnie Żydzi lubią poruszać zagadnienia

wiary, gdy tylko w jadącym z nimi podróżnym odkryją lub domyślą się

kapłana.

15 listopada

Umywszy się, poszedłem do Ojców Zmartwychwstańców, aby odprawić Mszę św. Ponieważ obiecali załatwić mi formalności w Wikariacie,

więc zostawiłem im swój celebret. Po Mszy św. ojcowie poczęstowali mnie

kawą, po czym wróciłem do hotelu „Albergo Bavaria”, Müllers, Vicolo Alibert, gdzie się zatrzymałem.

Nie zwlekając długo, pospieszyłem do Św. Kongregacji Studiów, do

mons. Giuseppe Antonucci, w sprawie Akademii. Wręczyłem mu list rektora Akademii ks. Aleksandra Kakowskiego i sprawozdanie o stanie Akademii. Prosiłem, aby przejrzał, czy wszystko dobrze zrobione i czy czegoś nie

brakuje. Obiecał uczynić to, ja zaś zamierzałem przyjechać do jego mieszkania przy Via dell’Anima 45 po południu około godziny 4.30, aby uzyskać

informacje odnośnie do sprawozdania oraz zanieść przekazane przez rektora książki. Rektor, pragnąc przedstawić owoce pracy profesorów, zebrał niemal wszystko, co w ostatnich latach profesorowie opublikowali i przesłał

mi w celu przekazania Św. Kongregacji.

Zaraz po obiedzie, około godziny 2, przyszedł do mnie o. Mosser i zaprowadził mnie do Kolegium Polskiego

59

, aby odwiedzić arcybiskupa Teo-

59

Papieskie Kolegium Polskie – konwikt dla księży studentów, założony przez księży zmartwychwstańców w 1866 r. i przez nich kierowany do 1938 r., mieszczący się wówczas przy Via dei

Maroniti 22. Później przeniesiony na Piazza Remuria 2a i podlegający Episkopatowi Polski.

106dorowicza. Chciałem się również zobaczyć z dwoma klerykami seminarium warszawskiego, przebywającymi w Kolegium: Łysikiem i Kalinowskim. Wręczyłem im obydwom listy od ks. Bronikowskiego i rozmawiałem

z każdym z osobna o naszych zamiarach odnośnie do Zgromadzenia Marianów, lecz bardzo krótko. Powiedziałem im, że jeśli chcą bliżej poznać te

sprawy, będą mogli otrzymać listowne informacje od ks. Bronikowskiego.

Łysik rozmawiał już o tym z ks. Bronikowskim i zdecydował się nawet

przybyć w tym roku do nas, do Fryburga, lecz rektor seminarium zatrzymał

go, ponieważ miał w Rzymie stypendium. Kalinowski również nie sprzeciwiał się myśli, aby do nas wstąpić, ale obydwaj mają jeszcze dużo czasu do

ukończenia studiów, dlatego też nie było sensu rozmawiać bardziej szczegółowo o naszych zamiarach i pracach. Będzie jednak rzeczą pożyteczną

utrzymywać z nimi obydwoma kontakt listowny.

Gdy zaszedłem do J. E. arcybiskupa Teodorowicza, wkrótce przyszedł też ks. Gralewski. Z miejsca zapytał, czy nie zakładamy we Fryburgu klasztoru; widział się z Lutosławskim i od niego dowiedział się

o tym. Skierowałem rozmowę na inny temat. Zabawiwszy krótko u Jego

Ekscelencji, pojechałem z o. Mosserem odwiedzić arcybiskupa Symona,

który podczas mojego pobytu w Akademii był jej rektorem i profesorem.

W czasie rozmowy arcybiskup Symon bardzo nieprzychylnie wyrażał się

o ks. prof. Trzeciaku i jego ostatnim dziele naukowym, w którym jest wiele

wyrażeń i poglądów niekatolickich

60

Nie czytałem jeszcze tego dzieła, nie .

mogłem więc nic o nim powiedzieć. Od J. E. arcybiskupa Symona pospieszyłem z książkami do mons. Antonucci. Przeczytał on już sprawozdanie

o Akademii i wszystko mu odpowiadało. Zwrócił jedynie uwagę na brak

podpisu i stwierdzenia wiarygodności przez arcybiskupa mohylewskiego.

Wyjaśniłem, że sprawozdanie było pisane potajemnie za granicą i nie było

możności skomunikowania się z arcybiskupem. Obiecał sprawozdanie razem z książkami przekazać sekretarzowi Kongregacji Dandiniemu i dać mi

odpowiedź, czy mam się stawić osobiście u sekretarza.

60

Mowa tutaj o jego pracy: Religia i literatura u Żydów za czasów Chrystusa Pana, t. 1-2,

Warszawa 1911.

10716 listopada

Z ojcem Mosserem poszedłem do Kongregacji do Spraw Zakonnych.

Po drodze zaprowadził mnie do sklepu z dewocjonaliami, gdzie kupiłem za

30 franków potrzebne mi przedmioty. W Kongregacji do Spraw Zakonnych

nie udało mi się niczego załatwić, gdyż w tym dniu Kongregacja ma swoje

wspólne posiedzenie, na którym rozstrzyga wszystkie sprawy z całego

tygodnia.

Po południu udałem się od mons. Sapiehy; nie zastawszy go w domu,

zostawiłem bilet wizytowy. Następnie poszedłem na Via dell’Olmata 16 do

hrabianki Ledóchowskiej, spodziewając się, że może znajdę tam jej siostrę

Urszulę, zakonnicę, która pracowała w Petersburgu. Zadzwoniłem, jednak

nikt mi nie otworzył. Dowiedziałem się później, że zakonnica już wyjechała, dlatego też nie chodziłem ponownie do hrabianki Ledóchowskiej.

W wolnym czasie nawiedzałem kościoły i modliłem się. Przygotowałem

papiery dla Kongregacji do Spraw Zakonnych, przemyślałem sprawozdanie i lepiej je zredagowałem61

.

17 listopada

Ponownie udałem się do Kongregacji do Spraw Zakonnych. Przyjął

mnie zastępca sekretarza, który załatwia sprawy zakonów męskich, mons.

Caroli. Wyłożyłem mu pokrótce stan naszego Zgromadzenia:

1. Zrzekłem się obowiązków profesora i inspektora Akademii Petersburskiej i przeniosłem się do Fryburga szwajcarskiego. Okazało się bowiem,

że w Petersburgu i w ogóle w Rosji nie można otworzyć liczniejszego

nowicjatu, zwłaszcza gdy kandydaci są kapłanami. Natychmiast zwró-

ciłaby na to uwagę władza świecka. Do Fryburga zaś przyjeżdża wielu

księży i kleryków na studia uniwersyteckie, nawet z Rosji. Dlatego też

tutaj można się ukryć pod pozorem studiów uniwersyteckich. Rząd rosyjski na razie nie jest źle ustosunkowany do uniwersytetu we Fryburgu.

Nie cierpi tylko Innsbrucka i boi się Rzymu. Dlatego też mam nadzieję,

że łatwo i swobodnie będziemy mogli we Fryburgu kształcić się duchowo i umysłowo oraz organizować się, a następnie bez trudności powró-

cić do Rosji, by stanąć do pracy, stosownie do tego, co zostało ustalone

i omówione z niektórymi biskupami.

61

Tekst sprawozdania jest nieznany.

1082. Przedstawiłem, że na razie muszę jeszcze być równocześnie mistrzem

nowicjatu, chociaż to nie jest całkowicie zgodne z konstytucjami, ale

jest nas jeszcze za mało: zaledwie trzech po ślubach, a w nowicjacie jest

obecnie dziesięciu oraz wielu kandydatów, pragnących wstąpić.

3. Pytałem, jak postępować w takich przypadkach: biskupi w Rosji chętnie dają kandydatom, pragnącym do nas wstąpić, pozwolenie ustne,

lecz obawiają się dać je na piśmie, aby nie wpadło w ręce władz pań-

stwowych. Czy wystarczy takie pozwolenie?

4. Co robić, gdy biskupi powstrzymują niekiedy kandydatów i utrudniają im

wstąpienie do nas? Odpowiedział mi, że potrzeba cierpliwości i – jeżeli to

możliwe – załatwiać sprawę polubownie, za pomocą pertraktacji. Zwracanie się do Kongregacji jest niepożądane. Dodałem jeszcze, że mam nadzieję, iż kiedy biskupi zobaczą naszą pracę, może będą bardziej ustępliwi

i chętniej zachcą dostosować się do wymagań prawa kanonicznego.

5. Pytałem, czy Kongregacja łatwo udziela dyspensy kandydatom do zakonu, którzy mają już ponad 36 lat. Odpowiedział, że można otrzymać pozwolenie na określoną ilość przypadków przyjęcia takich kandydatów.

6. Zapytałem, dokąd należy się zwrócić, aby otrzymać pewne uprawnienia

i łaski dla swego Zgromadzenia. Odpowiedział, że do Kongregacji św.

Oficjum.

7. Poruszyłem sprawę Bizauskasa i Indrulisa. Wyjaśnił, że jeśli biskup

zwracał się do Kongregacji, to niech czekają na odpowiedź. Jeżeli odpowiedź będzie negatywna, wówczas mogą do nas wstąpić.

Równocześnie poprosiłem, aby: 1) zatwierdzono mnie na stanowisku

przełożonego; 2) wyrażono zgodę na przeniesiony świeżo do Fryburga

nowicjat; 3) udzielono dyspensy ks. Dworanowskiemu, ponieważ ma już

ponad 36 lat; 4) dano dyspensę Płókarzowi, usuniętemu z seminarium

warszawskiego pod zarzutem rzekomej przynależności potajemnej do

mariawitów.

Mons. Caroli poradził, abym przygotował i jutro przyniósł następujące

prośby: 1) aby mi wolno było pełnić również obowiązki mistrza nowicjatu;

2) aby Kongregacja uznała za wystarczające ustne pozwolenia biskupów,

jeśli nie chcą dać na piśmie; 3) aby upoważniono mnie do przyjmowania do

Zgromadzenia kandydatów mających powyżej 36 lat, lecz tylko na pewną

ilość przypadków.

Zapytałem ponadto, czy można otrzymać pozwolenie odprawiania

w kapliczce Mszy św. czytanych zamiast śpiewanych. Powiedział, że mogę

złożyć w Kongregacji taką prośbę.

109Przez J. E. arcybiskupa Teodorowicza zostałem zaproszony na obiad

do Kolegium Polskiego na godzinę 12.30. Przyszedł i mons. Sapieha, byli

również ojcowie zmartwychwstańcy: Czarba i Smolikowski.

Sapieha i Teodorowicz wypytywali o niektóre sprawy w Rosji. Było

mi bardzo nieprzyjemnie wypowiadać swoje zdanie o niektórych ludziach.

Czyniłem to, zdaje się tylko ze względu na Boga i tylko tyle, na ile pytali

i na ile to było konieczne.

Mówiono o przewodniku do rekolekcji matki Darowskiej, który ja skrytykowałem. Wyjaśniłem, dlaczego to uczyniłem. Napisałem recenzję i przez

Ratusznego zaproponowałem arcybiskupowi Bilczewskiemu, aby tego dzieła

nie pozwolił publikować, gdyż nie jest ono dobre. Czekałem cały rok. Kiedy

zaś ukazało się drugie wydanie, ogłosiłem recenzję i teraz tego żałuję, mogłem bowiem przesadzić i zaszkodzić. Niemniej była to praca negatywna.

Dowiedziałem się od o. Smolikowskiego, że założycielką niepokalanek była Józefa Karska. O. Kajsiewicz napisał jej życiorys, lecz na prośbę

matki Darowskiej oddał go jej. Darowska bowiem nie chciała, żeby ten życiorys był wydrukowany. Dowiedziałem się ponadto, że niektórzy ojcowie

zmartwychwstańcy byli pod wielkim wpływem matki Darowskiej i wpływ

ten wiele zaszkodził Zgromadzeniu Zmartwychwstańców. O. Smolikowski

posiada brulion życiorysu Karskiej napisanego przez o. Kajsiewicza, wiele

listów Darowskiej i innych interesujących dokumentów.

Mons. Sapieha, żegnając się, powiedział, że będę mógł mu złożyć wizytę w sobotę około godziny 7.00.

Około godziny 5.00 byłem u Antonucciego. Opowiedziałem mu teraz pokrótce o potrzebach naszego Zgromadzenia, a zwłaszcza o tym, że

pozostaję we Fryburgu. Prosiłem, czy nie mógłby wystarać się dla naszego

Zgromadzenia o pewne uprawnienia i łaski. Podjął się to załatwić. Spisali-

śmy całą listę. Chciał zasięgnąć informacji i we wtorek po południu dać mi

odpowiedź.

Poinformował mnie, że Św. Kongregacja Studiów zamierza przyjąć

mnie w poniedziałek około godziny 11.00 i udzielić mi odpowiednich

instrukcji.

11018 listopada

Przygotowawszy prośby, które radził mi złożyć mons. Caroli, zawiozłem mu je do Kongregacji do Spraw Zakonnych. Przedtem jeszcze mons.

Caroli przyjął mnie bardzo życzliwie, zachęcał do kroczenia obraną drogą

i winszował początków rozwoju naszego Zgromadzenia.

Po południu pojechałem z o. Mosserem do wspaniałej i pięknej bazyliki św. Pawła za Murami, aby ją zwiedzić i pomodlić się. Wieczorem

około godziny 7.00 udałem się do mons. Sapiehy. Zabawiłem u niego godzinę. Rozmawialiśmy o życiu kościelnym w Rosji. Zaprosił mnie na obiad

w przyszły wtorek.

19 listopada

Pojechałem do bazyliki św. Jana na Lateranie; odbyłem tam spowiedź

i wysłuchałem dwóch Mszy św. Powróciwszy, cały dzień przebywałem

w hotelu: czytałem i modliłem się.

20 listopada

Pojechałem do Kongregacji Studiów, gdzie około godziny 11.00 przyjął mnie sekretarz, mons. Dandini.

1. Zaznaczył, że cieszy się z przysłanego przez rektora sprawozdania, któ-

rego Kongregacja spodziewała się i oczekiwała.

2. Powiedział, żeby rektor koniecznie starał się wprowadzić filozofię według

dekretów i wskazań Kongregacji. Wyjaśniłem, że wprowadzenie fizyki,

astronomii i w ogóle przedmiotów świeckich jest sprawą trudną i niemoż-

liwą. Przede wszystkim władze świeckie nie zgodzą się na wprowadzenie

ich na wydział teologiczny. Jeśliby nawet zgodziły się, to zechcą wówczas

narzucić profesora, może prawosławnego i Rosjanina, to zaś jest niepożą-

dane i niebezpieczne. Odpowiedział: czyż koniecznie trzeba się zwracać

ze wszystkim do władz świeckich, czy nie można wprowadzić tego pod

pretekstem filozofii naturalnej i kosmologii?

3. Powiedział, aby dodać przynajmniej dwa lata filozofii albo dwa lata

teologii. Trzeba bowiem wszędzie podnieść poziom filozofii, nie tylko

w Rosji, ale wszędzie.

1114. Przybywający na Akademię powinni mieć ukończone seminarium

i być wyświęceni na kapłanów. Bardzo się tym zdziwiłem, gdyż stale

słyszałem w Petersburgu, jakoby miał być jakiś dekret Kongregacji, zabraniający klerykom studiującym na Akademii przyjmowania święceń

kapłańskich przed jej ukończeniem. Dowiedziałem się później od mons.

Sapiehy, że zamierzano włączyć do dekretu wymaganie, aby do Akademii mogli być przyjmowani wyłącznie kapłani.

5. Pytał, czy rektor nie ma jakich innych obowiązków. Powiedziałem, że

nie. Pochwalił to, gdyż Kongregacja sobie życzy, aby rektor był wyłącznie i całkowicie oddany Akademii.

6. Uczynił maleńką wzmiankę i o tym, że pomiędzy mariawitami znajduje

się wielu wychowanków Akademii i że trzeba to jakoś naprawić.

Widziałem również sprawozdanie rektora Żarnowieckiego, z upoważ-

nieniem danym Trzeciakowi. Szkoda, że ani ja, ani być może rektor Kakowski nie wiedzieliśmy, co ono zawierało. Nie wiedziałem, co mówić,

aby uniknąć sprzeczności. Sekretarz powiedział, że Żarnowiecki bardzo

wychwala mariawityzm.

7. Po tym wszystkim Antonucci dał mi od siebie taką radę. Niech J. E. arcybiskup zwróci się do seminariów z poleceniem podniesienia poziomu nauczania filozofii i doniesie o tym Kongregacji. Wtedy Kongregacja tym

się zadowoli. Wówczas na Akademii będzie mogło być więcej teologii.

8. Wreszcie Antonucci powiedział, że jeśli Kongregacja podejmie jakąś decyzję, to napisze do rektora. Zapewne Kongregacja da jakąś odpowiedź.

21 listopada

Byłem zaproszony na obiad do mons. Sapiehy. Poszedłem o godzinie 1.

Przybył też J.E. arcybiskup Teodorowicz. Rozmawialiśmy o potrzebach

Kościoła w Rosji, zwłaszcza zaś o Akademii. Zachęcali mnie, abym poszedł do o. Ledóchowskiego i do De Lai. Powiedziałem, że jeśliby była rzeczywista potrzeba, i oni tego chcieli, to poszedłbym. W przeciwnym razie

nie chcę bez potrzeby zajmować im czasu. Sapieha zamierzał skontaktować

się z owymi ludźmi i pomyśleć.

Mnie wszystkie te wypytywania nie podobały się. Mówiąc bowiem

o innych i o stanie Kościoła, trzeba brać odpowiedzialność za swoje słowa.

Wydawało mi się, że za wiele w tej trosce jest polityki i dyplomacji, a ja

przyjechałem przecież w innym celu. Aby służyć Kościołowi, jestem zde-

112cydowany uczynić wszystko. Moim ideałem jest pracować dla Kościoła.

Mam więcej zaufania do pracy kierowanej duchem Bożym, aniżeli do najzręczniejszej dyplomacji i kombinacji. Moim pragnieniem jest być dobrym

pracownikiem na niwie Bożej, a nie politykiem i dyplomatą.

Zastanawialiśmy się nad tym, jak zorganizować szybkie dostarczanie

do Rzymu prawdziwych wiadomości, zwłaszcza o posunięciach władz

świeckich, o artykułach w gazetach itp.

Po południu około godziny 5.00 udałem się znowu do Antonucciego. Rozmawialiśmy o sprawach Akademii, lecz niczego nowego się nie

dowiedziałem. Antonucci był przeciwny dekretowi wysłanemu do arcybiskupa Kluczyńskiego w takiej formie, w jakiej był zredagowany. Wiedział

bowiem, że wymagania dekretu są niemożliwe do wprowadzenia w życie.

Rozmawialiśmy następnie o odpustach, jakie można by otrzymać dla naszego Zgromadzenia. Z Antonuccim pożegnałem się już definitywnie. Prosiłem go, by przesłał nam – po uzyskaniu – niektóre uprawnienia.

22 listopada

Miałem dzień wolny. Po pracach czułem zmęczenie i wielkie wyczerpanie. Zwiedziłem z o. Mosserem kościół św. Cecylii i modliłem się. Wieczorem przyjechał do mnie ks. Sergiusz Grum Grzymajło. Umówiliśmy

się na spotkanie nazajutrz wczesnym rankiem i rozmowę o sprawach, dla

których przyjechał.

23 listopada

Dzisiaj odprawiłem Mszę św. za Zgromadzenie. Z rana spotkałem się

z ks. Grumem. Przyjechał na prośbę niektórych księży, aby przedstawić stan

Kościoła w Rosji, zwłaszcza położenie biskupów. Zamierzał udać się do o.

Ledóchowskiego, jezuity, następnie zaś, wieczorem, do Sapiehy. Prosiłem,

ażeby zapytał o. Ledóchowskiego, czy mógłbym go odwiedzić. Zestawiłem

sobie wykaz spraw, jakie zamierzałem przedłożyć o. Ledóchowskiemu odnośnie do naszego Zgromadzenia i Akademii. W wolnym czasie zwiedza-

łem kościoły i modliłem się. Rozmawialiśmy z Grumem, który przeniósł

się do tego samego hotelu.

11324 listopada

Około godziny 10 rano udałem się do o. Ledóchowskiego. Przyjął

mnie bardzo uprzejmie i życzliwie.

1. Przedstawiłem mu, w jaki sposób wskrzesiliśmy Zgromadzenie

Marianów i jak zamierzamy dalej pracować. Wyraził swoją najwyższą

aprobatę i okazał wielkie współczucie. Pytałem dalej o jego zdanie, czy to

nam nie zaszkodzi, jeśli większość naszych księży, przynajmniej na początku, będzie zmuszona pracować w pojedynkę, ponieważ niektórych proszą

do seminariów na ojców duchownych. Dodałem, że wydaje mi się, iż powinniśmy oddać tę przysługę biskupom i seminariom. My zaś możemy się

wzajemnie spotykać, podtrzymując w ten sposób ducha. O. Ledóchowski

zaakceptował nasze projekty.

Następnie przedstawiłem trudność, jaką mamy z księżmi biskupami.

Na ogół pochwalają oni nasz zamiar i okazują nam sympatię, lecz kiedy

tylko znajdzie się ksiądz, który chce do nas wstąpić, zaraz czynią trudności.

Zatrzymują na pewien czas, usprawiedliwiając się, że brak księży, że ludzie

umierają bez sakramentów.

Ojciec odpowiedział, że oni dawniej nie przyjmowali tych kapłanów,

których biskupi nie bardzo chcieli puścić, że w takim wypadku stali po stronie biskupa, ale obecnie przekonali się, że była to polityka błędna.

Radził – w miarę możliwości – przekonywać biskupów, aby nie stawiali trudności kandydatom. Dobrze byłoby, aby biskupi poznali dekret

Benedykta XIV, odnoszący się do tego zagadnienia

62

i dowiedzieli się, że

w Rzymie stosują go dotąd i być może, zawsze tak będzie. Należy więc

czynić wszystko, aby kapłana pragnącego wstąpić do Zgromadzenia wydobyć z diecezji, lecz bynajmniej nie obrażając biskupa i w żadnym wypadku

nie wszczynając nieporozumień, lecz odnosząc się grzecznie i ulegle, tak

jednakże, by w końcu kiedyś otrzymać pozwolenie. Byłoby dobrze, aby

księża biskupi znali odnośny przepis prawa kanonicznego. Można by to

nawet wyjaśnić w wydawnictwach kościelnych. Wskazane byłoby przedstawić trudność, choćby krótko, J. Em. kardynałowi Tuto y Vives.

Następnie o. Ledóchowski zachęcał, żebyśmy się bardzo troszczyli

o duchowe, wewnętrzne wyrobienie kandydatów. Z doświadczenia widział

i przekonał się, że ci kapłani, także w Towarzystwie Jezusowym, mają

62

Benedykt XIV, List apostolski „Ex quo” z 14 I 1747 r., „Codicis Iuris Canonici Fontes”,

vol. II, Romae 1924, s. 45-54.

114wpływ na ludzi, którzy dużo się modlą. Jesteśmy przedstawicielami życia

nadprzyrodzonego, musimy się więc najpierw troszczyć o podtrzymanie go

w nas samych. Musimy się starać, abyśmy reprezentowali między ludźmi

sprawy nadprzyrodzone, sprawy Kościoła, Ewangelię, a nie jakieś poboczne interesy i cele.

W studiach radził podnosić poziom prawdziwej wiedzy filozoficznej,

starać się, żeby dobrze poznano filozofię; bez tego fundamentu inne nauki

teologiczne, zwłaszcza pozytywne, wydają się nie posiadać wewnętrznej

spoistości. W teologii istotne jest poznanie doktryny św. Tomasza.

Mówił też o. Ledóchowski o ascetyce w naszym kraju, twierdząc, że nie

jest ona całkowicie zdrowa, gdyż zabarwiona sentymentalizmem. Tłumaczył

to trochę położeniem Polski, prześladowaniem przez władze rosyjskie. Wyjaśniłem, że staramy się ascetykę oprzeć na fundamencie zdrowej filozofii

i teologii. Powiedziałem również, że troszczymy się i nadal będziemy się

troszczyć szczególnie o to, aby nasze Zgromadzenie nie miało żadnych celów narodowościowych, politycznych czy społecznych, lecz było instytucją

wyłącznie katolicką, kościelną, pragnącą przede wszystkim i ponad wszystko

służyć Bogu i Kościołowi.

Miałbym jeszcze wiele pytań, lecz nie chciałem zajmować zbyt dużo

czasu. Kiedy zdobędziemy więcej doświadczenia, zbierze się wówczas

więcej zagadnień i trzeba będzie innym razem porozmawiać z ojcami jezuitami, a może i z innymi dobrymi zakonnikami.

2. Poruszałem sprawy Akademii, dla których również przyjechałem,

mówiłem i o sprawozdaniu ks. Kakowskiego. Wykazałem, że dekret Św.

Kongregacji Studiów w większej części jest nie do wykonania w obecnych warunkach, a zwłaszcza nie może być mowy o wprowadzeniu fizyki

i astronomii. Z rozmowy z o. Ledóchowskim dowiedziałem się, że w sprawie reformy Akademii był przygotowany zupełnie inny projekt, w którym

wzięto pod uwagę statuty dane Akademii przez cara Mikołaja I. Sprawy

się jednak jakoś dziwnie pogmatwały i wyszło zupełnie coś innego. Dosyć

długo i dużo rozmawialiśmy o sprawach Akademii. Byłem u o. Ledóchowskiego ponad godzinę.

O. Ledóchowski radził mi udać się ze sprawami naszego Zgromadzenia do J. Em. prefekta Kongregacji do Spraw Zakonnych; dał mi też list

polecający do kardynała.

Od o. Ledóchowskiego poszedłem do Kongregacji do Spraw Zakonnych. Mons. Caroli poinformował mnie, że wszystkie nasze sprawy zostały

załatwione pozytywnie z wyjątkiem jednej, która utknęła, a mianowicie

115prośba o zezwolenie na odprawianie w kaplicy Mszy św. czytanych zamiast

śpiewanych. Żądał ode mnie jeszcze pewnych wyjaśnień, które mu dałem.

Zrozumiałem, że popełniłem błąd, nie zgłaszając się wcześniej do

kardynała Tuto y Vrves i nie wyjaśniłem mu spraw. Okazuje się, że kierownicy Kurii Rzymskiej pragną ludzi poznać, a znajomość wiele znaczy.

Poznawszy człowieka, wiedzą, czy można mu zaufać i na ile można na nim

polegać. Stwierdziłem, że chcąc załatwić sprawy osobiście czy posyłając

innych, trzeba zawsze bardzo dobrze przemyśleć nie tylko same sprawy, ale

i sposób ich załatwienia oraz wiedzieć, z którymi ludźmi warto się spotkać.

Po południu poszedłem do bazyliki św. Piotra. Tam przy grobie św.

Apostoła złożyłem przysięgę, że ze wszystkich sił będę się starał, o ile to

będzie w mojej możliwości, żebym ani ja, ani członkowie naszego Zgromadzenia, ani też samo Zgromadzenie nie służyło żadnym celom pobocznym: politycznym, narodowościowym czy innym, lecz jedynie Bogu, Ko-

ściołowi i zbawieniu dusz, wykorzystując wszystkie możliwości zarówno

naturalne, jak i nadprzyrodzone, jako środki do osiągnięcia najwyższego

celu, mianowicie przysporzenia chwały Bożej. Dużo się modliłem.

W wolnym czasie rozmawiałem z ks. Grumem Grzymajło o różnych

sprawach. O tym napiszę później.

Z Grumem przyszło dwóch młodych księży: Araszkiewicz z diecezji

wileńskiej i Kępiński z Warszawy. Kępiński, zostawszy sam, rozpoczął

rozmowę na temat naszego Zgromadzenia. Powiedział, że po uzyskaniu

doktoratu zamierza wraz z czterema innymi wstąpić do klasztoru w Czę-

stochowie. Dotąd jeszcze żaden z nich nie zrobił doktoratu. Sam Kępiński

okazał chęć przyłączenia się do nas. Ja mówiłem niewiele i raczej o podstawach życia zakonnego w ogólności. Nie znając bliżej człowieka musiałem

być ostrożniejszy. Zapytałem potem Gruma o Kępińskiego. Powiedział,

że wątpi, by Kępiński miał powołanie zakonne. Nazajutrz rozmawiałem

z Kępińskim i doszedłem do tego samego stwierdzenia, ale u Boga nie ma

przecież nic niemożliwego; może jeszcze nabyć niezbędnego ducha. Araszkiewicz natomiast bardzo mi się podobał.

25 listopada

Przed południem zwiedziłem z Kępińskim Kaplicę Sykstyńską i Muzea Watykańskie. Nie bardzo lubię zwiedzać muzea, lecz chciałem je choć

przebiec, aby mieć przynajmniej jakieś ogólne pojęcie. Wolę zwiedzać

116kościoły, rozmyślać o przeszłości Kościoła, oglądać piękne święte obrazy.

Wyszedłszy z Muzeów Watykańskich, czułem, że głowę mam ciężką, że mi

w niej szumi; pożytku niewiele; zupełnie tego nie rozumiem.

Po południu około godziny 5.00 poszedłem do J. Em. kardynała Tuto

y Vives. Wcześniej napisałem sobie, o czym mam mówić. Krótko przedstawiłem stan naszego Zgromadzenia, wyjaśniłem, dlaczego przeniosłem się

z Petersburga do Fryburga. Nie trzeba było wiele wyjaśnień, gdyż okazało

się, że kardynał zna bardzo dobrze położenie Kościoła u nas. Mówiłem

o trudnościach, jakie niekiedy biskupi czynią księżom pragnącym do nas

wstąpić, tłumacząc, że brak im kapłanów, że ludzie umierają bez sakramentów. Przecież my chcemy wrócić i w miarę możności pracować wśród

swoich, dlatego nie jest to żadna strata dla biskupów.

J. Em. kardynał pamiętał bardzo dobrze, że byłem u niego przed dwoma laty. Przypomniał też sobie, że wskrzesiliśmy Zgromadzenie. Okazał

nam wielkie współczucie i przychylność. Powiedział: w ubiegły czwartek

rozmawialiśmy o waszym Zgromadzeniu i wiele rzeczy wam przyznaliśmy. Obiecał pomagać nam w miarę możności i popierać nas. Potem

obdarzył mnie swoimi książeczkami; otrzymałem ich trzy. Prosiłem, żeby

i nadal o nas nie zapominał, miał nas w swojej ojcowskiej opiece i aby

udzielił swego ojcowskiego błogosławieństwa mnie, całemu Zgromadzeniu

i każdemu z nas. Wyszedłem wzmocniony na duchu. Jakże dobrym jest

ojcem wszystkich zakonników J. Em. Tuto y Vives! Wracając do hotelu,

gorąco dziękowałem Panu Bogu za wszystkie udzielone łaski i dużo modli-

łem się przez cały wieczór za nasze Zgromadzenie, za wszystkich naszych

dobrodziejów, za nieprzyjaciół i za cały Kościół.

Tego dnia był u mnie ks. Wiskont z diecezji wileńskiej, mieszkający

w Kolegium Francuskim. Ukończył on filozofię ze stopniem doktora w Lowanium, a obecnie studiuje teologię.

26 listopada

Z rana byłem w bazylice św. Piotra, gdzie wysłuchałem Mszy św.

i modliłem się. Potem pojechałem do Kolegium Polskiego, pragnąc się po-

żegnać z J. E. arcybiskupem Teodorowiczem, lecz nie zastałem go w domu.

Widziałem się z klerykami: Łysikiem i Kalinowskim oraz z Szowo z diecezji kowieńskiej. Tego ostatniego obiecałem jeszcze raz odwiedzić.

117Po obiedzie poszedłem do Kolegium Francuskiego, gdzie odwiedziłem

Wiskonta i Araszkiewicza. Zapoznałem się z dwoma Rosjanami: Jewreinowem i Kolpińskim, którzy tam studiują teologię; ostatni z nich zna ks. Buczysa, który był jego spowiednikiem. Poznałem również ks. Campa, Włocha,

który pracuje w Wikariacie. Udaliśmy się wszyscy do bazyliki Św. Pawła.

Około godziny 6.00 stosownie do umowy, poszedłem do mons. Sapiehy. Rozmawialiśmy trochę o stanie Kościoła u nas. Potem zaproponował

mi, abym pozostał w Rzymie, albo przeniósł się do Rzymu, jako przedstawiciel interesów Kościoła w Rosji, na Litwie, w Królestwie Polskim,

a nawet w Galicji i w Poznańskiem, abym informował Stolicę Apostolską

o stanie Kościoła na tych terenach. Powiedział, że rozmawiał o tym z kardynałem De Lai i że sprawa jest do załatwienia. Otrzymałbym posadę

urzędnika Kongregacji (Konsystorialnej), gdzie wszystkie ważniejsze

sprawy Kościoła są decydowane, że w ten sposób mógłbym uczestniczyć

we wszystkich posiedzeniach z prawem głosu. Jasne jest, że nie mógłbym

wówczas spodziewać się jakiejkolwiek godności w Rosji, ale i o tym

rozmawiał z kardynałem De Lai, aby przyszłość takiego urzędnika była

zapewniona. Gdy chodzi o stronę finansową, to biskupstwa galicyjskie zło-

żyłyby dostateczną sumę pieniędzy na jego utrzymanie.

Teraz jest odpowiedni czas na wprowadzenie takiego urzędnika,

albowiem i Ojciec Święty chętnie zgodziłby się, a później nie wiadomo,

jak może być. W Rzymie zaś jest koniecznie potrzebny taki przedstawiciel, gdyż inaczej przychodzą informacje niejasne, błędne, nieprawdziwe

i Rzym nie wie, komu wierzyć, a Kościół przez to cierpi.

Przyznałem, że taki człowiek jest bardzo potrzebny. Przedstawiłem

jednak, jakie widzę przeszkody z mojej strony:

1. Zacząłem służyć swemu świeżo wskrzeszonemu Zgromadzeniu, tego

zaś dzieła nie można porzucić.

2. Jestem Litwinem, czy więc Polacy będą mieli do mnie zaufanie.

3. Nie znam włoskiego, lecz to nie ma większego znaczenia, gdyż łatwo

mogę się go nauczyć.

4. Nie czuję w sobie zdolności dyplomatycznych, słabo mówię po francusku, nie bardzo umiem przyjmować gości, jestem bardziej wymowny,

kiedy rozmawiam z pojedynczymi osobami, lecz na zgromadzeniach

publicznych mówię mało i nie umiem podtrzymać dyskusji.

5. Ogólnie mówiąc, inny jest ideał mojego życia; dotąd broniłem się przed

zaszczytami i godnościami; pragnę i w przyszłości na tej drodze naśladować Chrystusa.

1186. Jeszcze raz zaznaczyłem, że zatrzymują mnie prace w naszym Zgromadzeniu Marianów. Teraz zwłaszcza na początku potrzeba całkowicie się

poświęcić Zgromadzeniu.

Mons. Sapieha zapytał, czy nie można przenieść Zgromadzenia do Rzymu i wówczas zająć się obydwiema sprawami. Odpowiedziałem, że obecnie

nie wydaje mi się to rzeczą możliwą. Ostatecznie radził mi zastanowić się

i dać odpowiedź we wtorek. Zaprosił mnie do siebie na obiad we wtorek. Powiedział, że oprócz mnie będzie Grum i J. E. arcybiskup Teodorowicz.

W drodze i po powrocie zastanawiałem się, dlaczego tyle trudności napotykam od chwili, kiedy postanowiłem pójść za Chrystusem, żyć w ubó-

stwie, we wzgardzie, w posłuszeństwie, w pracy. Dopóki żyłem tak sobie,

nikt mi nie proponował zaszczytnych i wpływowych stanowisk, nikt mnie

do niczego nie namawiał, a teraz czynią mi coraz to nowe propozycje i to

takie, gdzie naprawdę można wiele zrobić dla chwały Bożej. Trzeba więc

się dobrze zastanowić, co robić. Od pewnego czasu postawiłem sobie taką

zasadę, aby zawsze w tego rodzaju wypadkach skłaniać się w stronę Chrystusa żyjącego we wzgardzie, w ubóstwie, w trudzie i w pracy. Ta droga

pewniejsza. Zdecydowałem się i postanowiłem, aby na wszystko, co mi

zaproponowano, dać stanowczo odpowiedź odmowną. Nie zdradzając tajemnicy poradziłem się jeszcze ks. Gruma. Spodziewałem się, że potwierdzi

moje stanowisko, toteż zdziwiłem się, gdy zaczął mi dowodzić, że po uporządkowaniu spraw, za rok, dwa, powinien bym koniecznie zostać gdzieś

biskupem albo przenieść się do Rzymu na przedstawiciela spraw Kościoła.

Wysłuchałem, godząc się w zasadzie, że niczego nie trzeba od siebie odrzucać, lecz we wszystkim mieć na względzie większą chwałę Bożą.

Czułem w duszy, że przede wszystkim powinienem się troszczyć, aby

nasze Zgromadzenie organizowało się i rozwijało. Nie podobało mi się

również wciąganie naszego Zgromadzenia i poszczególnych jego ludzi do

dyplomacji i polityki. Moim ideałem jest, żebyśmy byli dobrymi robotnikami w winnicy Pańskiej, a nie politykami. Głos wewnętrzny mówił mi bez

względu na wywody mons. Sapiehy i ks. Gruma, że muszę kontynuować

dzieło, które zacząłem, iść za Chrystusem ubogim, utrudzonym, wzgardzonym, iść drogą spokojnej, cichej pracy. Nie wypada nam pracować

w dyplomacji, gdzie należy wydawać sądy nawet o biskupach, bo myśmy

powinni ukochać służenie biskupom. Lecz jeszcze nazajutrz starałem się

szukać światła w modlitwie.

11927 listopada

Poszedłem do Kongregacji do Spraw Zakonnych dowiedzieć się, czy

są już gotowe dokumenty, o które prosiłem. Okazało się, że Kongregacja

była nieczynna, ponieważ odbywał się tajny konsystorz, na którym Ojciec

Święty mianował nowych kardynałów. Mons. Sapieha został też wówczas

prekonizowany na biskupa krakowskiego.

Mając wolne całe przedpołudnie, modliłem się w bazylice św. Piotra

i rozważałem wobec Boga propozycję mons. Sapiehy. Bóg udzielił mi podczas modlitwy światła i łaski. Doszedłem do przekonania, że teraz nie mo-

żna myśleć o tym, żebym mógł się oderwać od rzeczywistego mojego zadania i obowiązku. Potrzeba przynajmniej dwóch lat pracy, aby położyć

fundamenty pod nasze Zgromadzenie.

Mnie osobiście nie odpowiada droga dyplomacji. Wolę iść za Chrystusem trudną i wyboistą drogą pracy. Prawda, że mając wyższe stanowisko,

można mieć większy wpływ. Lecz któż odgadnie, czy wówczas będzie się

miało wpływ i czy będzie on dobry. Jest to dziedzina nadprzyrodzona. Jeden Bóg wie tylko, gdzie człowiek może więcej zdziałać dla Jego chwały.

Widzimy, że jedni zajmując wysokie stanowiska, niewiele robią dla Boga,

inni zaś, niżej postawieni, uczynili bardzo dużo. Zdarzyło mi się widzieć

tego samego człowieka, który stojąc niżej, zdziałał wiele dobrego, wyniesiony zaś wyżej nie był do tego zdolny. Tak więc lepiej będzie dalej prowadzić swoją pracę, oddawszy się Bogu i Jego świętej woli.

W wolnym czasie rozmawiałem z Grumem o potrzebach Kościoła

i o naszym Zgromadzeniu. Odwiedziłem Szowę. Razem z ks. Grumem

odwiedziliśmy ks. Potulickiego, dyrektora Hospicjum Polskiego

63

.Poszedłem do ks. prałata Skirmunta, którego poznałem w tym tygodniu u mons .

Sapiehy, ale nie zastałem go w domu.

28 listopada

Jadąc tramwajem, spotkałem o. Ledóchowskiego. Wspomniałem mu

o propozycji mons. Sapiehy, o której zdaje się rozmawiano z o. Ledóchowskim. Ojciec powiedział mi: czyń, co czynisz. To mnie jeszcze bardziej

umocniło w moim postanowieniu.

63

Chodzi o Papieski Instytut Polski przy Via Pietro Cavallini, założony w 1910 r.

120Byłem w Kongregacji do Spraw Zakonnych. Otrzymałem zaledwie

jeden dokument, inne bowiem jeszcze niegotowe. Obiecali mi je przesłać

później do Fryburga. Zostawiłem swój adres.

Byłem w antykwariacie i kupiłem kilka książek, m. in. Benedykta XIV

„De Beatificatione et Canonisatione Sanctorum”

64

.“Otrzymałem jako bezpłatny dodatek do tego De Paz „De vita religiose instituenda .

Na godzinę 1.00 pojechałem z ks. Grumem do mons. Sapiehy. Był

również J. E. arcybiskup Teodorowicz. Podczas obiadu rozmawialiśmy

o filozofii i o Rosjanach katolikach wschodniego obrządku. Po obiedzie

rozmawialiśmy o tym samym z Grumem oraz o położeniu Kościoła u nas.

Ustalono, kiedy i do których kardynałów Grum powinien się udać.

Po wyjściu Gruma rozmawialiśmy z mons. Sapiehą i arcybiskupem

Teodorowiczem o propozycji mego pozostania w Rzymie. Przedstawi-

łem krótko swoje trudności i powiedziałem, że można o tym myśleć najwcześniej po dwóch latach. Przyznali, że nie można porzucać rozpoczętej

pracy. Była mowa o kandydatach. Wskazałem ks. Henryka Przeździeckiego, mojego przyjaciela, proboszcza z Łodzi. Nie widziałem bardziej odpowiedniego wśród znajomych. Polecono mi napisać do Przeździeckiego

za pośrednictwem Nikiela, kanclerza z Krakowa. Trzeba będzie to zrobić

zaraz. Pożegnawszy się, wyszedłem.

Za pośrednictwem Gruma wyraził chęć zapoznania się ze mną o. Fonck,

musiał jednak wyjechać z Rzymu na dwa dni, ja zaś nie mogłem dłużej zostać, napisałem więc tylko bilecik i przekazałem przez Gruma o. Fonckowi.

Wieczorem o godzinie 6.15, odprowadzony przez Gruma, Mossera

i Kępińskiego, wyjechałem z Rzymu.

29 listopada

O godzinie 2 po południu zatrzymałem się w Montreux i odwiedziłem

mego ciotecznego brata w hotelu „Bel-etir”. O godzinie 5.15 wyjechałem

z Montreux przez Lozannę do Fryburga. Trzech naszych ojców wyszło na

moje spotkanie. Z nimi wróciłem do Canisianum65

.

Przywitaliśmy się wszyscy serdecznie i poszedłem na kolację. Później

były pacierze.

64

De servorum Dei beatificatione et beatorum canonisatione, t. 1-4, Bolonia 1734-1738.

65

Canisianum, jeden z trzech konwiktów dla studentów duchownych, przy Uniwersytecie

we Fryburgu. Przez jakiś czas mieszkali tam marianie.

121Sprawy, o których rozmawialiśmy z ks. Grumem

1. Mówiliśmy o ćwiczeniach duchownych u nas. Przedstawiłem mu nasz

porządek dnia, zapytałem, czy nie uważa, że jest u nas zbyt mało ćwiczeń. Odpowiedział, że jest ich dostatecznie dużo; u jezuitów nie ma ich

więcej.

2. U nas na razie nie mamy pracy ręcznej i sprzątania, jesteśmy bowiem

zależni w tych sprawach od sióstr, do których należy dom i konwikt.

Zamiast więc tych zajęć mamy studium.

3. Zapytał, czy jest u nas dyscyplina, czyli lekkie biczowanie, przynajmniej w piątki; jest to, ogólnie biorąc, dobre ćwiczenie, chociaż niektórym

mogłoby szkodzić. Odpowiedziałem, że tej praktyki jako obowiązującej

wszystkich nie ma, zostawia się w tym swobodę. Każdy może tę sprawę

ustalić ze spowiednikiem. Niektórzy ją stosują. Powiedziałem, że tę

praktykę, która jest skomplikowana, można zastąpić innymi, zwłaszcza

wykonując męczącą pracę, opanowując się w małych rzeczach itd. Mnie

bardziej odpowiada w tych sprawach sancta filiorum Dei libertas

66

.

Ważne jest tylko to, aby każdy rozumiał konieczność i pożytek umartwienia i aby je praktykował, wybierając z licznych możliwości to, co

mu najbardziej odpowiada.

4. Pytałem, jak zorganizować studia i kto powinien mieć nad nimi nadzór,

jak postąpić z egzaminami. Zgodziliśmy się, że byłoby dobrze, aby

studenci składali egzaminy z tych przedmiotów, przynajmniej ważniejszych, na które uczęszczają. Należałoby mianować prefekta dla czuwania nad studiami. Na razie sam to wszystko wypełniałem i w dalszym

ciągu będę pełnił, dopóki nie znajdzie się ktoś wolniejszy, obecnie bowiem każdy jest zajęty swoimi studiami.

5. Grum uważał, że należałoby wprowadzić dla wszystkich podwieczorki.

Odpowiedziałem, że słabsi i młodsi otrzymują je, innym pozostawiono

to do uznania, lecz nie żądają podwieczorków. Zgodziliśmy się, że po-

żywienie musi być wystarczające i że każdy powinien mieć dostateczną

ilość bielizny i ubrania. Kąpać się powinni przynajmniej co miesiąc.

Każdy powinien mieć swoje rzeczy w porządku, jak też utrzymywać

porządek i czystość w pokoju.

66

Święta wolność synów Bożych (por. Rz 8,21).

1226. Pytałem, jak urządzają wakacje w innych zgromadzeniach. Odpowiedział, że jezuici po egzaminach wywożą swoich studentów na wieś,

gdzie przez piętnaście dni tylko wypoczywają. Nie mają żadnych zajęć,

dobrze jedzą, śpią nawet po obiedzie. Następnie odbywają dziesięciodniowe rekolekcje, po czym wracają do pracy na cały rok, nie wyłączając świąt.

7. Radziłem się, jak obronić nasze Zgromadzenie od różnych szkodliwych

prądów, zwłaszcza od nacjonalizmów i tendencji politycznych. Zgodziliśmy się, że trzeba usuwać takich, których ducha nie można w tym

względzie zmienić.

8. Rozmawialiśmy o rekreacjach. Zawsze troszczyłem się o nie. Mieszkamy w nieodpowiednich warunkach, trudno jest zawsze urządzić

rekreację, jakby należało. Na razie trzeba cierpieć, może w przyszłości

przy pomocy Bożej uda się nabyć inny dom, gdzie będzie można lepiej

w większym porządku wszystko utrzymać oraz czuć się swobodniej.

9. Mówiliśmy, że byłoby dobrze poprosić kogoś obcego do poprowadzenia rekolekcji. Może by się zgodził o. Weiss. To bardzo pożyteczne, aby

rekolekcje prowadził człowiek z innego środowiska, nawet z innego

zgromadzenia.

10. Mówiliśmy o tym, by znaleźć inny dom, wynająć go dla siebie, postarać się o siostry do pomocy, byśmy mogli być gospodarzami i rządcami

domu, przez nikogo nie krępowani i mogli się swobodnie urządzić. Na

temat znalezienia odpowiedniego domu i jego urządzenia tak, aby się

nadawał dla naszego Zgromadzenia, dosyć dużo rozmawialiśmy ze

sobą, lecz na razie trzeba jeszcze zaczekać, trzeba pocierpieć.

Innym zgromadzeniom powodziło się o wiele gorzej niż nam. Często

cierpieli głód, nie mogli mieć początkowo nowicjatu ani go odbywać.

Nam jeszcze, dzięki Bogu, niczego nie brakuje, chociaż mamy trudności, ale można jednak żyć. Z Bożą pomocą i my z czasem lepiej się

urządzimy. Na razie trzeba dziękować Bogu i za to, co mamy.

11.Grum przedłożył swoje trudności, jakie ma odnośnie do życia wspólnego (vita communis

67

); mają one podłoże psychologiczne. My, licząc

się w naszym Zgromadzeniu z cechami indywidualnymi każdego brata

i mając je na względzie, w przypadku trudności uważamy, że pomimo

wszystko można jeszcze być dobrym zakonnikiem. W dawnych zako-

67

Życie wspólne.

123nach traktowano surowiej te sprawy, my musimy być bardziej wyrozumiali. Oczywiście, jeśli kto zechce niekiedy pobyć sam, to mu się

chętnie na to pozwala, tak samo, jeżeli pragnie sam pospacerować. Waż-

ną jest rzeczą, żeby miał ducha zaparcia się, pokory, kochał Boga i bliź-

niego, zachowywał vota

68

i consilia

69

W innych rzeczach, jeśli zachodzi .

dostateczna przyczyna, można niekiedy zostawić większą swobodę.

12.Grum wyraził obawę, co by się stało, gdyby w czasie jego pobytu w Zgromadzeniu zachorowali ciężko jego rodzice. Oczywiście nie chciałby ich

opuścić, pragnąłby okazać im miłość, zwłaszcza że są przeciwni katolicyzmowi. Trzeba im pokazać, że katolicyzm urabia człowieka, daje siły do

stania się dobrym itp.

Odpowiedziałem, że według mego zdania, w takim wypadku nasz brat

powinien pojechać do rodziców, ażeby u nich pobyć i usługiwać im.

Caritas super omnia

70

I rzeczywiście, w położeniu Gruma, jak mi to .

wyjaśniono, nie można było postąpić inaczej.

13. Rozmawialiśmy, że dobrze byłoby, gdybym kiedyś mógł odwiedzić

jakiś nowicjat jezuitów (Feldkirchen) czy benedyktynów (Beuron), zamieszkać przez tydzień w nim, porozmawiać z mistrzem nowicjatu itp.

Powiedziałem Grumowi, że myślałem o tym, zamierzałem nawet posłać

kogoś ze swoich, aby przyjrzał się, jak jest gdzie indziej, lecz Grum

uważał, że lepiej by było, gdybym sam pojechał. Doszliśmy do zgody

w tych sprawach.

14.Przed wyjazdem powiedziałem Grumowi, żeby się dobrze zastanowił po

uzyskaniu doktoratu i załatwieniu innych spraw, czy nie byłoby dobrze,

żeby przyłączył się do nas i abyśmy razem pracowali, zwłaszcza, że Jurgutis wspomniał mi o takim pragnieniu Gruma. Przeszkody, o których

mi mówił, według mnie nie są prawdziwymi przeszkodami, gdyż u nas

są ludzie z podobnymi trudnościami, o których sądzę, że będą dobrymi

zakonnikami. Grum postanowił sprawę przemyśleć i przemodlić. Powiedziałem, że mógłby nam przynieść dużo pożytku i pracować u nas dla

chwały Bożej. Poleciłem wszystko Opatrzności Bożej. Trzeba będzie modlić się w tej intencji. Grum wyraził jeszcze obawę, czy nie zaszkodzi nam

wobec władzy rosyjskiej, jeśli do nas wstąpi. Odpowiedziałem, że według

68

Śluby.

69

Rady.

70

Miłość ponad wszystko.

124mnie nie zaszkodzi. A zresztą, pomyślałem sobie, w takich sprawach trzeba przede wszystkim zdać się na wolę Bożą i Kościoła.

Rozmowy o sprawach kościelnych

Rozmowy o sprawach Kościoła katolickiego w Rosji pomiędzy mną,

Grumem, Sapiehą a częściowo także Teodorowiczem.

Podaję tutaj część z nich.

1. Dlaczego katolicyzm słabo się szerzy pomiędzy prawosławnymi? Co

należałoby czynić?

a) Potrzebni są prawdziwi pasterze: proboszczowie i biskupi, aby prawosławni mieli dobry przykład. Mówią bowiem: źle jest u nas, ale

i u katolików nie jest lepiej.

b) Nasze katolickie parafie powinny być prowadzone wzorowo.

c) Katolicy, a zwłaszcza nasi duchowni, powinni bardziej zbliżyć się do

prawosławnych, być pomiędzy prawosławnymi, z nimi współżyć, dając równocześnie przykład wzorowego życia.

d) Prowadzić pracę pozytywną, unikając krytyki. Ludzie prości często

nie znają i nie rozumieją różnic dogmatycznych i odchyleń od prawdy,

a pociągają ich ideały, sama wiara. Dlatego też należy unikać ataków

na prawosławie oraz krytyki.

e) Należy się modlić o ich nawrócenie. Byłoby dobrze, gdyby powstało

takie stowarzyszenie.

f) Według mnie można by katolicyzm rozszerzyć pomiędzy prawosławnymi przez ludzi świeckich, ale trzeba ich specjalnie przygotować

i zorganizować. Rozmawialiśmy z Grumem, że musimy kształcić

braci zakonnych, aby mogli być dobrymi katechetami. Moim zdaniem

w pracy pośród katolików nie można się będzie obejść bez takich

świeckich katechetów. Bezbożnictwo bowiem tak się rozszerzyło

i takie jest odsunięcie ludzi od Kościoła, że do wielu miejsc i do wielu

ludzi można dotrzeć jedynie przez gorliwych apostołów świeckich.

Obecnie trzeba pracę apostolską rozszerzyć, wciągając do niej zarówno swoich braci zakonnych, jak i ludzi świeckich.

g) Chcąc pociągnąć prawosławnych, powinniśmy ponadto, my kapłani, umieć wznieść się ponad wszelkie polityczne i narodowościowe

uprzedzenia i szukać jedynie chwały Bożej, zbawienia dusz i dobra

Kościoła.

1252. Czego najbardziej potrzeba naszemu Kościołowi w Rosji?

a) Dobrych biskupów, którzy by posiadali nie tylko zdolności polityków,

dyplomatów, administratorów, lecz aby nade wszystko byli pobożnymi pasterzami. Dyplomacja z władzą rosyjską nie na wiele się przydaje, a tymczasem przy biskupie pełnym ducha Bożego, ludzie mogą

przynajmniej umocnić swoją wiarę, a kapłani gorliwi, odważni i pracowici znajdują podtrzymanie w swoich pracach i zamiarach.

b) Zbyt wiele widzi się wśród nas strachu, bojaźliwości i ustępliwości

wobec władzy świeckiej. Trzeba umieć powiedzieć: non possumus

71

.

c) Biskupi i księża powinni trzymać się z dala od Departamentu i jego

urzędników. Departament chce, aby go biskupi stale odwiedzali, ażeby on stał się centrum naszego życia. Departament chwyta się metody

zastraszania, przeprowadza rewizje itp. Ważną jest rzeczą zająć odpowiednie stanowisko, nie bać się pocierpieć dla Kościoła, iść odważnie

drogą wskazaną przez Ewangelię i Kościół.

O wielu innych sprawach była również mowa, lecz nie ma możliwości

ich zanotowania.

Jurgis Matulevičius

Doszedłem do wniosku, że od czasu do czasu należy złożyć wizytę

w Rzymie. Wiele znaczy, gdy poznają tam człowieka osobiście. W celu

załatwienia pewnych spraw dobrze jest zwrócić się osobiście do samych

kardynałów, a nie do ich sekretarzy.

Relacja ks. J. Matulewicza o propozycji

osadzenia księży marianów na Jasnej Górze

72

[Fryburg Szwajcarski, 19 września 1912]

Dnia 19 września 1912 roku przybył niespodziewanie do Fryburga

Jego Ekscelencja ks. biskup kaliski Stanisław Zdzitowiecki z Włocławka,

z Polski pod zaborem rosyjskim. Przyjechał razem z ks. prałatem Owczar-

71

Nie możemy.

72

Oryg.: LCVA, 1674, 2, t. 49, k. 9-12 (tł. z łac. ks. J. Bukowicz MIC).

126kiem, kanclerzem swego konsystorza. Celem wizyty była rozmowa z ks.

Matulewiczem, przełożonym generalnym [Zgromadzenia Księży Marianów] na temat odrodzenia i odnowy duchowej Klasztoru Jasnogórskiego.

Ksiądz biskup przedstawił smutny stan tego klasztoru:

a) Także i dawniej zdarzały się wykroczenia przeciwko karności i różne

przestępstwa. Pozostawały one jednak w ukryciu i tylko w archiwach są

zachowane ich ślady.

b) Bardzo smutna jest historia Macocha. Napełnia ona prawdziwym bólem

wszystkich katolików, jest rozpowszechniona po całym świecie i znana

wszystkim. Ci nieszczęśliwi zakonnicy już pokutują za swoje czyny

w więzieniu.

c) Nadal jednak pozostaje w klasztorze jeden niegodny i występny zakonnik, który zasługuje na wydalenie, ale władze świeckie w tym przeszkadzają. Ponadto panuje uzasadnione przeświadczenie, że dwaj inni

utrzymują podejrzane kontakty z władzami cywilnymi i donoszą im

o wysiłkach odnowy.

d) Ojciec Reyman, za którego smutnego przełożeństwa owe skandale

i zbrodnie zostały dokonane, jest w Austrii. Pozostaje on nadal w kontakcie z poprzednimi zakonnikami.

e) Ojciec Pius, bardziej inteligentny i gorliwy, został przez władze usunięty

na 5 lat.

f) Z tych zakonników, którzy znajdują się w klasztorze, o. Weloński jest już

stary i niezdolny do podjęcia reformy. W razie śmierci przeora ci lepsi

przypuszczalnie nie otrzymają zatwierdzenia od rządu, a więc cała władza może znowu wpaść w ręce poprzedników.

g) Pozostali są niezdolni do podjęcia i wprowadzenia reformy.

Według słów księdza biskupa ogólny stan klasztoru jest bardzo godny

pożałowania. Przedstawia niemal całkowitą ruinę moralną. Wyjątek stanowią ci lepsi, którzy jednak nie są w stanie podjąć jakichkolwiek skutecznych środków naprawy.

Prosił, aby nasze Zgromadzenie pospieszyło z pomocą temuż klasztorowi, mającemu wielkie znaczenie dla Królestwa Polskiego, a nawet dla całego

Kościoła, z racji czczonego tam Cudownego Obrazu Matki Bożej. Ks. biskup

obiecał, że będzie wspierał nasze wysiłki w miarę swoich możliwości.

Ks. Matulewicz przedstawił trudności, jakich można się spodziewać,

a mianowicie:

127a) Czy ojcowie paulini wyrażą zgodę na połączenie się z naszym Zgromadzeniem?

b) Marianów jest jeszcze niewielu. Mówił też i o innych trudnościach. Na

koniec jednak powiedział, że Zgromadzenie nasze jest gotowe próbować a także uczynić wszystko, aby w miarę swoich sił coraz skuteczniej

służyć Kościołowi, a szczególnie Najświętszej Maryi Pannie. Ponieważ

nasze Zgromadzenie jest poddane Maryi i czci Ją w szczególny sposób,

dlatego chętnie zrobimy wszystko dla Jej obrony i szerzenia Jej czci.

Ks. Matulewicz ostatecznie postawił następujące warunki:

1. Niech ks. biskup przedstawi tę sprawę w Rzymie Ojcu Świętemu i Kongregacji Zakonników. Ks. biskup odpowiedział, że najpierw będzie

o tym rozmawiał z o. Ledóchowskim, jezuitą, co bardzo się spodobało

ks. Matulewiczowi.

2. My, nasze Zgromadzenie, będziemy posłuszni decyzjom i rozporządzeniom Stolicy Apostolskiej.

3. Niech ks. biskup omówi całą sprawę z biskupami w Polsce i w Rosji.

Niech biskupi zgodzą się ją popierać. Niech też odsyłają nam kandydatów, którzy chcieliby wstąpić do naszego Zgromadzenia. Do Częstochowy zaś niech kierują kandydatów, pragnących pracować nad zbawieniem

bliźnich.

Ks. Matulewicz obiecał ks. biskupowi, że będzie się troszczył, aby

przysłani do naszego Zgromadzenia kandydaci, także kapłani, zostali rzetelnie wyuczeni drogi doskonałości, wykształceni w innych dziedzinach

teologii i otrzymali jak najlepszą formację.

Ks. biskup pojechał do Rzymu, obiecując poinformować stamtąd

o sprawie. Powiedział też, że uda się do Lourdes, aby polecić Matce Bożej

w tym cudownym miejscu to zagadnienie, tak bardzo trudne i skomplikowane z powodu konieczności uzyskania zgody rządu.

Ks. Matulewicz postawił też warunek, że będą nam pozostawione nasze Konstytucje, organizacja i zarząd oraz sposób życia, z wyjątkiem tego

co nie należy do istoty, a co nie może ulec zmianie ze względu na władze,

jak związana z Częstochową nazwa, ubiór i przyjęte tam zwyczaje.

Mało znaczy strój, zwyczaje, a nawet sama nazwa, byle tylko powiększała się chwała Boża, byleby Najświętsza Dziewica Maryja była należycie

czczona, a samo życie zakonne rozkwitało w całej pełni.

W innych miejscowościach, poza Częstochową, Zgromadzenie nasze

zachowa wszystkie swoje uprawnienia.

128Dziennik biskupi1918

Po uporządkowaniu jako tako spraw Zgromadzenia w Warszawie

mogłem pojechać do Mariampola, żeby założyć tam klasztor. Napisałem

do J. E. Karewicza, ordynariusza w Kownie, że chcę powrócić na Litwę.

Wystarał mi się u władz niemieckich trudne do zdobycia wówczas pozwolenie. 1 marca 1918 r. wyjechałem z Warszawy. Choć wiele opowiadano mi

o okropnościach i trudnościach podróżowania, to jednak podróż do Wilna

nie była tak zła. Jechałem trzecią klasą, wagon był prawie pusty, znajdowa-

ło się w nim zaledwie kilku wojskowych i kilku Żydów handlarzy. Około

godziny 7.00 przyjechałem do Wilna. Zatrzymałem się u braci dolorystów.

Zaszedłem do ks. prałata Michalkiewicza, administratora diecezji. Zapytał

mnie, czy przyjechałem już objąć w zarząd diecezję. Na początku nie zrozumiałem tego pytania. W rozmowie z księdzem prałatem wyjaśniło się, że

w Wilnie rozeszły się pogłoski, jakobym miał zostać ordynariuszem diecezji zamiast ks. prałata Michalkiewicza. Ks. prałat Michalkiewicz zapytał,

czyżby nie mówił mi o tym arcybiskup warszawski

73

,Odpowiedziałem .

że absolutnie nie i że jadę prowadzić rekolekcje w Kownie oraz zakładać

klasztor w Mariampolu. Przy okazji ksiądz Michalkiewicz opowiedział

mi, dlaczego musiał zasuspendować księży Litwinów, którzy złożyli swe

podpisy pod memoriałem, wręczonym władzom niemieckim74

Niewiele .

z tej rozmowy zrozumiałem, gdyż wcześniej nic o tym wydarzeniu nie

słyszałem.

Nazajutrz wyjechałem do Kowna. Tutaj prowadziłem jedne rekolekcje dla kleryków oraz dwie serie dla wiernych: jedną po polsku, drugą po

litewsku. Miasto było bardzo opustoszałe, uchodźcy jeszcze nie powrócili;

tylko wszędzie było pełno żołnierzy niemieckich; wszędzie widniały napisy

wyłącznie niemieckie. Od J. E. biskupa Karewicza dowiedziałem się, że na

stolicę biskupią w Wilnie w pierwszym rzędzie wysunięty został przez władze niemieckie ks. kanonik Olszewski, oprócz niego ks. prałat Dombrowski

73

Kandydaturę ks. Matulewicza na biskupa wileńskiego pierwszy zaproponował 18 I 1918 r.

patriarcha antiocheński Władysław Zaleski (1852-1925), a poparli ją inni biskupi polscy.

74

Litwini 10 VII 1917 r. wystosowali memoriał do władz niemieckich, opowiadając się

za niezależnością Litwy. Memoriał podpisało między innymi trzech księży wileńskich:

J. Bakszys, T. Brazys i J. Kukta. Za to spotkała ich kara – suspensa ze strony administratora K. Michalkiewicza, który 24 V 1917 r. podpisał memoriał, domagając się połączenia

Litwy z Polską.

131oraz ks. prałat Maculewicz, jakoby również i moja kandydatura została

wysunięta i podobno stało się to za przyczyną J. E. ks. biskupa Roppa oraz

biskupów polskich.

Musiałem pójść przedstawić się władzom niemieckim. Naczelnikiem

spraw kościelnych był wówczas von Altmann. Długo mnie wypytywał na

wszelkie sposoby o różne sprawy. Powiedziałem mu, że chcę jechać do

Mariampola i tam pozostać. Odpowiedział, że władza niemiecka nic nie

ma przeciw temu. Dodałem, że jestem zakonnikiem i zamierzam kierować

nowicjatem. Powiedziałem to dobitnie, gdyż z rozmowy domyśliłem się, że

Niemcy już doskonale wyśledzili o mnie wszystko. Troszczyli się o moją

osobę, gdyż zostałem zgłoszony jako kandydat na biskupa.

Jednakże, gdy poszedłem następnym razem po pozwolenie, von

Altmann nie chciał mi go dać, widocznie się bał, żebym jako przybysz

z Warszawy, nie rozpoczął jakiejś agitacji na Litwie. Nie chcąc mi dać pozwolenia, kręcił na różne sposoby. Mówił, że muszę mu dostarczyć pozwolenie od biskupa kieleckiego

75

i zgodę biskupa sejneńskiego

76

, że nie mogę

zakładać klasztoru bez pozwolenia Rady

77

[Taryby] itd. Odpowiedziałem,

że J. E. biskup chętnie mnie przyjmie i zaprasza do siebie, jeśli zaś chodzi

o pozwolenie biskupa kieleckiego, nie jest mi ono potrzebne, gdyż jestem

zależny bezpośrednio od Ojca Świętego. Rada nie powinna tu się wtrącać,

gdyż nie chcę zakładać nowego klasztoru. Klasztor w Mariampolu był kiedyś i teraz jest znowu, marianie czasowo rozproszeni, ponownie zbierają

się do gromady. Stanowczo zażądałem, żeby mi nie przeszkadzał jechać

do Mariampola, na co odparł, że poradzi się jeszcze swoich władz i porozmawia z biskupem kowieńskim. Nazajutrz Altmann, po odbyciu rozmowy

z biskupem kowieńskim, zgodził się puścić mnie do Mariampola oraz

wręczył mi pisemne pozwolenie na piętnaście dni, dodając, że naczelnik

Mariampola może je przedłużyć według swojego uznania.

Od biskupa kowieńskiego dowiedziałem się, że popiera on gorąco

moją kandydaturę do Wilna zarówno przed władzami niemieckimi, jak

i Radą. Starałem się, jak tylko mogłem, przekonać biskupa kowieńskie-

75

Ks. Matulewicz przed wstąpieniem do Zgromadzenia Księży Marianów należał do diecezji

kieleckiej.

76

Klasztor mariampolski znajdował się na terenie diecezji sejneńskiej w ówczesnych granicach.

77

Lietuvos Valstybes Taryba, utworzona we wrześniu 1917 r., liczyła 20 członków. Przewodniczącym został A. Smetona, a zastępcami ks. J. Staugaitis i S. Kairys. Był to tymczasowy

litewski organ wykonawczy.

132go, że jestem potrzebny Zgromadzeniu, że będąc w nim, poprzez swoją

spokojną pracę o wiele więcej zdziałam dla Kościoła i społeczeństwa, niż

na stanowisku biskupa, że mojej pracy w Zgromadzeniu nikt nie wykona,

natomiast, co dotyczy zarządzania diecezją, to i kto inny będzie mógł to

uczynić. Przynajmniej tyle obiecał biskup kowieński, że nie będzie popierał

mojej kandydatury i że sprawę tę pozostawi Opatrzności Bożej.

Po załatwieniu spraw w Kownie udałem się w podróż do Mariampola,

było to około 14 marca. W Mariampolu miałem rekolekcje dla uczniów

gimnazjum i seminarium, następnie krótkie, również dla wiernych. Klasztor w Mariampolu znajdował się w bardzo ciężkim położeniu. Pracy parafialnej było bardzo dużo, poza tym jeszcze stowarzyszenie „Žiburys”

78

i inne. Wszystko to spadało na barki o. Dvaranauskasa oraz częściowo o.

Novickasa. Wiele działa i pracuje ks. Szmulksztys.

W klasztorze mieszkają księża świeccy. Stale są tu goście i zjazdy księ-

ży. Trudno w takiej sytuacji o czas wolny, którego prawie nigdy nie było.

Niekiedy podczas zjazdów księża wypowiadali ostre uwagi krytyczne, nawet względem władz diecezjalnych, zwłaszcza z tej przyczyny, że brak było

seminarium i kurii. O ile tylko mogłem, starałem się uspokajać zapaleńców

i przypominać prawo kościelne. Księża chcieli, żebym się podjął obowiązków rektora seminarium w Sejnach: stanowczo odmówiłem. Przyjechałem

tu, żeby założyć klasztor a nie w żadnym innym celu. Do Mariampola

przyjeżdżał również biskup sejneński. Udało mu się od władz niemieckich

uzyskać pozwolenie na założenie seminarium w Sejnach, jednak pod tym

warunkiem, że wszystko będzie prowadzone w języku łacińskim i litewskim. Biskup na prośbę księży obiecał zorganizować kurię biskupią.

Kandydaturę ks. Olszewskiego Rzym stanowczo odrzucił. Niemcy

jednak zamierzali zmusić Rzym do przyjęcia tej kandydatury. W tym celu

aresztowali i zesłali ks. prałata Michalkiewicza

79

.

Wówczas Rada zaczęła wysuwać moją kandydaturę. Dowiedziawszy

się o tym, udałem się do Wilna. Udowadniałem p. Smetonie, że pozostając

zwykłym zakonnikiem, będę mógł pożyteczniej pracować dla Kościoła

i społeczeństwa, że klasztory są nam potrzebne i że w przypadku mojego

78

Stowarzyszenie wychowawcze i charytatywne założone w 1906 r.

79

Aresztowanie ks. Michalkiewicza przez władze niemieckie nastąpiło 29 VI 1919 r. Został

wywieziony do Maria Laach w Nadrenii. Na rządcę diecezji kapituła wybrała ks. Jana

Hanusowicza.

133odejścia, kto wie, czy się utrzyma klasztor w Mariampolu, i że może znaleźć innych kandydatów. Byłem również w Kownie u Zechlina, ówczesnego naczelnika wydziału politycznego. Jego również prosiłem, by nie

wyznaczano mnie do Wilna.

Napisałem też do Pacellego, nuncjusza papieskiego w Monachium,

przedstawiając trudne położenie Zgromadzenia i prosząc, aby mnie pozostawiono do prac w Mariampolu

80

.

Rada przysłała do Mariampola ks. Petrulisa i ks. Puryckiego w celu zbadania, czy rzeczywiście jestem Litwinem. Widocznie Rada poważnie zaczęła zastanawiać się nad moją kandydaturą.

Prosiłem również i braci z Warszawy

81

, Fryburga i Ameryki, ażeby

i oni od siebie napisali do Rzymu, przedstawiając ciężkie położenie Zgromadzenia i że obecnie jestem bardzo mu potrzebny.

Przez biskupa sejneńskiego, który wybierał się do Warszawy, przesłałem pismo do wizytatora apostolskiego mons. A. Rattiego, dowodząc,

że na razie jeszcze jestem bardzo potrzebny Zgromadzeniu

82

Ponieważ .

z każdym dniem wzrastało niebezpieczeństwo zostania biskupem wileń-

skim, postanowiłem pojechać do Monachium, żeby tam J. E. nuncjuszowi

Pacellemu osobiście przedstawić całą sprawę i stan Zgromadzenia

83

Rada .

prosiła, żebym równocześnie wyjaśnił, że ks. administrator Michalkiewicz

bez jej współudziału i bez winy Litwinów został wysiedlony do Niemiec

i że jest konieczne bezpośrednie skontaktowanie się z księżmi Litwinami

w Rzymie.

Byłem w Monachium, lecz odniosłem wrażenie, że trudno się spodziewać, by Ojciec Święty zechciał uwzględnić moje wyjaśnienia.

Z pomocą Bożą znalazło się trochę kandydatów do klasztoru w Mariampolu. Rozpocząłem ciężką pracę porządkowania klasztoru. Z Rosji

zaczęli powracać księża uchodźcy. Wielu z nich jechało przez Mariampol,

a niektórzy dłuższy czas mieszkali w klasztorze.

Powoli wprowadziliśmy czytania duchowne w czasie obiadów i kolacji, wyjaśnienia konstytucji, lekcje, a na koniec klauzurę. Księża świeccy

80

Pismo J. Matulewicza do nuncjusza E. Pacellego z 17 VI 1918 r., w: Stolica Apostolska

a biskup Jerzy Matulewicz, Warszawa 1995, s. 71.

81

Zobacz pismo marianów z Warszawy do wizytatora A. Rattiego z 17 VI 1918 r., w: tamże,

s. 67-69.

82

Pismo J. Matulewicza do nuncjusza A. Rattiego z 17 VI 1918 r., w: tamże, s. 69-71.

83

Ks. Matulewicz udał się do nuncjusza Pacellego w Monachium 2 IX 1918 r.

134wyprowadzili się do miasta. Rozpocząliśmy więc żyć jako tako życiem

zakonnym.

Mając trochę czasu, napisałem konstytucje dla Zgromadzenia Sióstr

od Ubogich. Ks. Łaukaitis przełożył je na język litewski. Udało się również

uporządkować życie sióstr

84

.

Sądziłem, że już będę mógł kontynuować pisanie instrukcji dla swego

Zgromadzenia. Z Warszawy bracia pisali, że mogę spokojnie pracować, że

nie ma niebezpieczeństwa, bym miał być prędko mianowany biskupem.

Potem znów napisali, że już rzeczywiście jestem wyznaczony na biskupa

Wilna.

O ile się nie mylę, 22 października ks. prof. Miłkowski przywiózł z Wilna list od J. E. mons. A. Rattiego, wizytatora apostolskiego, zawierający

wiadomość, że już zostałem mianowany biskupem Wilna. W liście tym było

zastrzeżenie, że gdybym nie chciał przyjąć nominacji i próbował odwoływać

się do Stolicy Świętej, Ojciec Święty tego odwołania nie przyjmie

85

Tej nocy .

nie mogłem spać. Poczułem cały ciężar, jaki się na mnie zwalił. Było mi cięż-

ko, lecz musiałem pogodzić się z wolą Bożą.

Z rozmowy z ks. Miłkowskim zrozumiałem, że księżom Polakom z Wilna moja nominacja nie bardzo się podobała, chociaż byli i tacy, którzy się

cieszyli, że tam idę.

Wkrótce przyjechali i przedstawiciele Rady, żeby mi złożyć życzenia:

ks. Petrulis i pan Wizbaras, a z nimi i mój przyjaciel ks. Kukta. Radziłem się

ich odnośnie mającej nastąpić konsekracji oraz ingresu. Prosili, aby moja

konsekracja odbyła się w Wilnie i żebym po otrzymaniu bulli natychmiast

przybył do Wilna. Rozmawialiśmy również o kolejności przemówień. Ja

wyraziłem swoje zdanie, że najpierw trzeba przemówić po polsku, ponieważ Polacy stanowią większość w Wilnie. Przedstawiciele Rady nalegali,

że najpierw powinienem przemówić po litewsku, ponieważ tego domaga

się rząd litewski i przedstawiciele Rady. Odpowiedziałem, że nie zostałem

mianowany biskupem dla rządu, ale dla wiernych i Kościoła: dlatego muszę

troszczyć się o sprawy Kościoła i ludzi. Przedstawicielom Rady nie bardzo

podobał się mój zamiar przemawiania najpierw po polsku.

84

Nekaltai Pradetosios Panos Marijos vardo „Vargdieniu Seseliu” Vienolijos Istatai (Statuty

Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny zwanych „Siostrami

Ubogich”), Mariampol 1920. Ks. Matulewicz jest założycielem sióstr. Zgromadzenie

zatwierdził bp A. Karaś 15 X 1918 r.

85

Komunikat wizytatora A. Rattiego z 18 X 1918 r. do ks. J. Matulewicza, że został mianowany biskupem wileńskim, zob. Stolica Apostolska…, s. 82-83.

135Chcieli, żebym przemówił również i po białorusku. Zgodziłem się,

żeby „probulla” była przeczytana po białorusku, natomiast czy przemówię

w tym języku, podejmę postanowienie dopiero po zasięgnięciu rady. Zdania

Białorusinów były podzielone. Na wszelki wypadek poprosiłem, żeby ks.

Tołoczko napisał króciutkie przemówienie.

Napisano mi z Warszawy, że bulla może nadejść dopiero po jakichś

dwóch miesiącach, a nawet i po pół roku. Gdy się nieco uspokoiłem, znowu

wziąłem się do pracy.

5 listopada 1918 r. wyjechałem do Kowna. Chciałem porozmawiać z J.

E. biskupem kowieńskim oraz wziąć udział w zjeździe Katolickiego Centrum. W drodze rozminąłem się z przedstawicielami kapituły wileńskiej:

prałatem Wieliczko i kanonikiem Uszyłło. Obaj odnaleźli mnie w Kownie

i złożyli życzenia w imieniu kapituły. Naradzaliśmy się w sprawie porządku ingresu oraz kolejności przemówień. Powtórzyłem, że mam zamiar

w pierwszej kolejności przemówić do Polaków po polsku, chociaż przedstawiciele Rady wywierają na mnie presję, bym najpierw przemówił po

litewsku. Powiedziałem, że jeszcze nie jestem zdecydowany, jak postąpić

z przemówieniem do Białorusinów. Obaj przedstawiciele byli stanowczo

przeciwni przemówieniu do Białorusinów, zwłaszcza mocno protestował

ks. prałat Wieliczko, który powiedział, że Białorusinów w Wilnie nie ma,

że jest to tylko twór niemiecki itd. Ja zaś zaznaczyłem, że nawet „Dziennik

Wileński”, który stoi na straży interesów Polaków przyznaje, iż co najmniej

17 % mieszkańców Wilna stanowią Białorusini

86

, a więc, czy nie warto jest

co nieco i dla nich uczynić? Na koniec powiedziałem, że decyzję odnośnie

całego porządku i kolejności przemówień do różnych przedstawicieli pozostawiam Kapitule, ponieważ ona jest gospodarzem, a ja przybywam tylko

jako gość. Prosiłem, żeby z całych sił starano się godzić wszystkie narodowości i prowadzić do pojednania. Przedstawiciele Kapituły nie chcieli,

żebym się konsekrował w Wilnie.

11 listopada 1918 r. otrzymałem z Warszawy od J. E. A. Rattiego

telegram, żebym, nie czekając nadeścia bulli, starał się o natychmiastową

konsekrację biskupią i żebym objął zarząd diecezji

87

.

86

Raczej na Wileńszczyźnie, jak to napisał ks. Matulewicz kilka stron dalej (zob. s. 138).

87

Ze względu na trudności wojenne wysłania bulli oraz szerzącą się rewolucję, z polecenia

sekretarza stanu P. Gasparriego, nuncjusz Ratti wysłał 11 XI 1918 r. telegram, aby nominat

nie czekając na bullę natychmiast przyjął święcenia i objął diecezję. Zob. Stolica Apostolska…, s. 91-92.

136Znowu udałem się do Kowna, aby w tej sprawie poradzić się J. E. biskupa. Chciałem nawet osobiście pojechać do Warszawy do J. E. Rattiego,

gdyż trudno jest objąć w zarząd diecezję, opierając się tylko na depeszy,

może się na to nie zgodzć kapituła. Okazało się, że pociągi idą tylko do Bia-

łegostoku, a nie jest wiadome, czy można jechać dalej.

Powróciłem do Mariampola. Postanowiliśmy, że do Warszawy pojedzie o. Dvaranauskas, by przywieźć potrzebne papiery. Miał on bardzo

uciążliwą podróż, jednak papiery przywiózł

88

.

Umówiłem się z J. E. biskupem kowieńskim, że będę konsekrowany

1 grudnia w Kownie, a zarząd diecezją obejmę 8 grudnia, w dzień Niepokalanego Poczęcia NMP.

Było jednak bardzo wątpliwe, czy który z biskupów będzie mógł przyjechać. Zapraszałem biskupa sejneńskiego

89

i mińskiego

90

.

Tymczasem biskup sejneński wyjechał do Łomży, a biskup miński nie

mógł przyjechać, gdyż otrzymał mój telegram chyba w pięć dni po mojej

konsekracji. Miałem zamiar odłożyć konsekrację, lecz mi odradzono, albowiem o niej zostało ogłoszone w kościołach wileńskich i w diecezji,

wreszczcie mogły nastąpić czasy jeszcze bardziej niespokojne. Dla tych

oraz innych przyczyn doradzono mi również, abym nie odkładał ingresu.

Zgodziłem się.

29 listopada 1918 r. z ks. Dvaranauskasem i Reklaitisem wyruszyliśmy

do Kowna. Pociąg już do Wyłkowyszek przybył z kilkogodzinnym opóź-

nieniem: w drodze zatrzymywał się dwa razy. Do Kowna przybyliśmy dość

późno, tak że zwątpiono tu, czy odbędzie się moja konsekracja.

30 listopada 1918 r. przyjechali przedstawiciele kapituły z Wilna: ks.

prałat Bajko, ks. kan. Lubianiec, a z nimi i ks. Kretowicz, przedstawiciel

księży wileńskich. Przybyło też więcej księży z diecezji wileńskiej. Ks.

Bajko wspomniał, że i przedstawiciele ziemiaństwa mieli zamiar przyjechać, lecz widocznie powstrzymali się. Nie podobało im się, że moja konsekracja jest w Kownie. Byli też przedstawiciele Rady i rządu

91

.

88

Ks. Dvaranauskas zawiózł do nuncjusza Rattiego list ks. Matulewicza z 17 XI 1918 r.

Przywiózł obszerny list nuncjusza oraz probullę z 22 XI 1918 r., zob. Stolica Apostolska…,

s. 97-99.

89

List J. Matulewicza do A. Karasia, 2 XI 1918.

90

Zaproszenie bpa mińskiego Zygmunta Łozińskiego na współkonsekratora, zob. List biskupa

nominata J. Matulewicza do wizytatora A. Rattiego w sprawie swojej konsekracji (17 XI

1918 r.), w: Stolica Apostolska…, s. 96.

91

Od 11 XI 1918 r. działał prowizoryczny rząd litewski.

1371 grudnia 1918 r. odbyła się konsekracja. Konsekratorem był

J. E. biskup kowieński, asystował ks. prałat Bajko i ks. prałat Dobryłło

z Wyłkowyszek.

Ani biskup miński, ani sejneński, jak też mianowany na biskupa ryskiego J. E. O’Rurke nie mogli przybyć.

Po konsekracji składały mi życzenia różne delegacje litewskie oraz

jedna delegacja polskich dziewcząt. Po wysłuchaniu życzeń odpowiedzia-

łem po litewsku, trzymając się ideałów Chrystusowych i ducha Kościoła,

ażeby nikogo nie urazić, następnie przemówiłem po polsku.

Po wszystkich przybyli osobno dwaj przedstawiciele żołnierzy z Małej

Litwy (Prus) i wręczyli mi pismo, w którym było wyrażone pragnienie po-

łączenia się z Wielką Litwą.

Około godziny 6.00 obiad w seminarium. I znowu różne przemówienia po litewsku i po polsku. Odpowiedziałem jednym i drugim, trzymając

się tak samo ducha Kościoła, i podkreślałem, że wszyscy powinniśmy się

trzymać ideałów Chrystusowych.

Ze wszystkich należy wyróżnić przemówienie ks. Tumasa: powiedział,

że mamy księży polityków, narodowców, społeczników i innych, lecz nie

mamy księdza-ojca, pasterza. Gdy trzeba pójść do spowiedzi, gdy chcesz

odprawić rekolekcje, nie ma dokąd, ani do kogo. Wyraził życzenie, żebym

był takim pasterzem, ojcem i wyraził nadzieję, że przyczynię się do zaszczepienia umiłowania ideałów Kościoła i rozbudzenia ducha Chrystusowego.

Nazajutrz z księdzem prałatem Bajko i ks. kanonikiem Lubiańcem, na

początku był obecny również Kretowicz, naradzaliśmy się znowu na temat

ingresu. Powiedziałem, że według mnie „probulla” powinna być czytana po

polsku, po litewsku i po białorusku, ja zaś przemówię po polsku, a następnie po litewsku. I Rada, i Białorusini wystosowali pisemne prośby, ażeby

koniecznie było coś i dla Białorusinów. Ponieważ białoruskiego nie znam

i nie ośmieliłbym się po białorusku mówić, to chciałbym, żeby przynajmniej „probulla” była czytana po białorusku. Ks. kanonik Lubianiec bardzo

mocno zaprotestował przeciwko temu: Białorusinów nie ma, jest tylko grupka ludzi, przekupiona przez Niemców i sztucznie stworzona przeciwko

Polakom. Polacy wezmą mi za złe taką rzecz i sam sobie zaszkodzę, stawiając takie pierwsze kroki.

Odpowiedziałem jednak, że nawet polskie pismo „Dziennik Wileński”

uznaje, że Białorusinów jest przynajmniej 17% i zamieszkują oni na dużym

obszarze, a zatem słuszną rzeczą będzie przeczytanie przynajmniej „probulli” po białorusku. Prosiłem, żeby Kapituła dobrze to rozważyła, żebym

138nie uraził części swoich owieczek i od siebie oraz Kościoła nie odsunął.

Ja chcę wszystkim jednakowo służyć i dla wszystkich być takim samym

pasterzem. Żal mi było tego pogardzanego narodu i chciałem, żeby Białorusini zobaczyli, że biskup ani nimi, ani ich językiem nie gardzi. Z drugiej zaś

strony nie chciałem wywoływać w kościele niepokoju i skandalu. Przeto

raz jeszcze stanowczo oświadczyłem, że według mnie „probullę” należa-

łoby przeczytać po białorusku i żeby kapituła raz jeszcze dobrze rozważyła

tę sprawę.

Pozostawiłem kapitule prawo decyzji, w jakiej kolejności delegacje będą

składać mi życzenia, gdyż ona jest tu gospodarzem, prosiłem tylko, żeby starano się godzić narodowości i żeby nie było jakichś nieprzyjemności.

Cały tydzień przebyłem w Kownie, gdyż wracać do Mariampola było

niewygodnie. Uczyłem się ceremonii. Na dwa dni pojechałem do Poniemunia do ks. Staugaitisa; tam mogłem spokojnie przygotować się na ingres

w katedrze.

Otrzymałem z Wilna wiadomość, że Polacy, wykorzystując mój ingres,

będą chcieli zorganizować manifestację narodową i że Niemcy w żadnym

wypadku do tego nie dopuszczą, gdyż mogłoby dojść do starcia i przelewu

krwi. Radzą mi dlatego, abym do Wilna jechał nie 8 grudnia z rana, jak zosta-

ło ustalone, lecz pociągiem pospiesznym, który przybywa do Wilna o godz.

6.00 wieczorem. Posłałem pismo do J. E. Michalkiewicza, żeby zbadał sprawę i doniósł mi, co mam robić. Przeczuwałem, że chodzi tu o jakąś rozgrywkę i walki polityczne. Dlatego byłem zdecydowany nie zwracać na to uwagi

i jechać do Wilna pociągiem pospiesznym o godz. 8. rano. Tak też uczyniłem,

po otrzymaniu wiadomości od kapituły, że pogłoski są nieprawdziwe.

Widocznie Niemcy nie chcieli, żebym jechał pociągiem pospiesznym

o godz. 8.00 rano; gdybym jechał wieczorem, obiecywali dać specjalny

przedział, rano zaś nie tylko nie dali specjalnego przedziału, lecz nawet

ledwo dostaliśmy bilety. Po drodze składał mi życzenia proboszcz z Landwarowa z parafianami.

Po przybyciu do Wilna na dworcu powitali mnie przedstawiciele kapituły, Rady i miasta. Zatrzymaliśmy się przy Ostrej Bramie. Tam w kapliczce

przemówił do mnie krótko po polsku ks. prałat Wołodźko, po czym odmó-

wiliśmy litanię do Najświętszej Marii Panny, a ludzie dosyć licznie zebrani

na ulicy odśpiewali po polsku „Pod Twoją obronę”.

Otrzymałem list od prezesa ministrów Voldemarasa, który przeczytali-

śmy w zakrystii z ks. prałatem Hanusowiczem i Wołodźko. P. Voldemaras

139żądał, żeby przedstawicielom rządu i Rady pozwolono jako pierwszym

mnie przywitać, w przeciwnym razie, gdy kapituła tego nie uwzględni, odmówią wzięcia udziału. Również żądał, żebym przemówił w kościele także

do Białorusinów.

Ks. Hanusowicz powiedział, że kapituła postanowiła jednogłośnie, iż

po białorusku nie tylko nie przemawiać, ale nawet nie czytać „probulli”,

gdyż nie ma ani jednej parafii, w której ten język byłby w użyciu. Jednak,

jeśli rozkażę, to może być przeczytana, lecz z tego mogą wyniknąć niepo-

żądane rzeczy. Odpowiedziałem, że ja się dostosuję do tego, co postanowiła

kapituła, która jest tu gospodarzem i lepiej ode mnie powinna znać stan rzeczy: nie chcę być przyczyną żadnych zamieszek.

Tak samo również nie ja decyduję, kto i w jakiej kolejności będzie do

mnie przemawiał, to jest sprawa kapituły: jednak proszę wszystkich godzić,

żeby nie było nieprzyjemności.

Ks. Hanusowicz powiedział, że jeżeli Rada będzie bardzo nalegać,

można dla niej ustąpić pierwsze miejsce i że powiadomi on o tym ks. Lubiańca. Prosiłem, żeby, jeśli to tylko możliwe, ustąpiono pierwsze miejsce

przedstawicielom Rady.

Gdy przyjechałem do katedry, spotkał mnie przy jej drzwiach J. E. Michalkiewicz z księżmi. Krótko przemówił, składając życzenia. Po ubraniu

się w szaty biskupie, rozpocząłem zwyczajne obrzędy ingresu. Ludzi było

bardzo dużo, nie mieścili się w kościele i przed kościołem stały tłumy.

Przemówiłem najpierw z tronu biskupiego po łacinie do księży, następnie z ambony najpierw po polsku, a potem po litewsku. Kanonik asystent przeczytał Ewangelię przed przemówieniami tylko po polsku. Gdy

skończyłem kazanie po polsku, zapytałem, czy będzie czytana Ewangelia

po litewsku. Odpowiedziano, że tutaj nie ma takiego zwyczaju. Mnie się

wydaje, że przed przemówieniem litewskim należałoby też w tym języku

przeczytać Ewangelię. Mniejsza o to; nie podejmując dyskusji, przemówi-

łem po litewsku.

Mówiłem do ludzi gorąco i jak tylko mogłem, serdecznie. Wydaje się,

że i Polacy, i Litwini byli zadowoleni.

Wracając po Sumie z prałatem Hanusowiczem, jeszcze raz prosiłem

go o przekazanie ks. kanonikowi Lubiańcowi, żeby przedstawicielom rządu

i Rady dał pierwsze miejsca. Przewidywałem bowiem, że z tego powodu

będą tarcia i różne nieprzyjemności.

140Przy wejściu do pałacu biskupiego

92

spotkał mnie z chlebem i solą J. E.

Michalkiewicz, przybyli również inni prałaci i kanonicy. W salach na górze

gromadzili się przedstawiciele delegacji.

Po drodze na śniadanie podszedł do mnie kanonik Kukta i powiedział,

że jeśli Kapituła zgadza się dać pierwszeństwo powitania przedstawicielom Rady, to przybędą oni mnie powitać, w przeciwnym razie nie pokażą

się w ogóle. Odpowiedziałem, że ks. prałat Hanusowicz zapewniał, iż nie

będzie sprzeciwu życzeniom Rady. Gdy usiadłem do śniadania, przyszedł

ks. Lubianiec i ostro zaprotestował przeciwko temu, żeby przedstawiciele

Rady przemawiali pierwsi. Został bowiem ustalony porządek, że pierwsi

mają przemawiać przedstawiciele polskich delegacji, a po nich litewskich,

dlatego trzeba się tego porządku trzymać.

Odpowiedziałem, że moim zdaniem chodzi tu o akt grzeczności wobec

władzy cywilnej. W kościele najpierw przemawiałem po polsku, a potem

po litewsku, ponieważ jest większość Polaków. A tutaj Rada występuje jako

władza, którą pozdrowił nawet Ojciec Święty. Z Radą prowadził układy

również nuncjusz Pacelli z Monachium, na nią Niemcy scedowali część

swojej władzy, ona reprezentuje też znaczną część kraju. Tak więc, biorąc

pod uwagę wymagania ogólnie przyjętej grzeczności, im należałoby się

pierwsze miejsce, tak mi się wydaje. Inni członkowie kapituły nie oponowali, biskup O’Rourke również był tego samego zdania. Tylko ks. Lubianiec nalegał, żebym prędzej szedł do delegacji, gdyż czekają. Zbiórka była

wyznaczona na godz. 2. Przedstawicieli Rady jeszcze nie było. Zaczekawszy do godziny 2.30, poszedłem do delegacji. Powiedziałem, że jak tylko

przyjadą przedstawiciele Rady, niech wszystko zostanie przerwane i oni zostaną dopuszczeni. Ks. Lubianiec powiedział, że może ich przyjąć w jakimś

osobnym pokoiku. Odpowiedziałem, że lepiej ich wcale nie przyjąć, niż

znieważać ludzi. Rozpoczęły się powitania: najpierw szli przedstawiciele

Polaków, potem Litwinów, wreszcie Białorusinów. Ks. Lubianiec chciał,

żebym wysłuchawszy Polaków, od razu im odpowiedział. Powiedziałem,

że po wysłuchaniu wszystkich, po kolei wszystkim odpowiem. Starałem się

mówić w miarę możności jak najserdeczniej: najpierw do Polaków, potem

do Litwinów i na koniec do Białorusinów, tym ostatnim po polsku, gdyż

po białorusku nie umiałem. Powiedziałem, że przybyłem tutaj wszystkim

92

Jedna z kamieniczek przy ulicy Zamkowej (Pilies) 8 służyła za siedzibę biskupa.

141jednakowo służyć, wszystkim okazywać miłość, że w stosunkach pomię-

dzy poszczególnymi narodowościami zobowiązani jesteśmy trzymać się tej

samej moralności Chrystusowej, jak i w stosunkach pomiędzy poszczególnymi ludźmi, że nikogo nie wolno mieć w nienawiści, nikogo znieważać, że

trzeba wszystkich jednakowo miłować itd.

Przedstawiciele Rady nie przyjechali. Okazało się, że zaszło nieporozumienie. Dorożkarz nie zrozumiał: postawszy przed gmachem Rady,

powrócił. Nie było przedstawicieli Rady również w katedrze, ponieważ

kapituła nie chciała im dać osobnych miejsc, a tylko razem z wszystkimi

innymi przedstawicielami stowarzyszeń w prezbiterium.

Nie wiem dlaczego, ale nigdy dotąd nie ukazały mi się tak marnymi,

tak godnymi pogardy wszystkie narodowościowe spory, nienawiść, upór,

jak teraz. Wydaje mi się, że przy odrobinie dobrej woli i ustępliwości moż-

na by było wszystkich pogodzić w Chrystusie. Wygląda na to, że dużo winy

było tutaj po stronie niektórych księży.

Dowiedziałem się właśnie, że kapituła i polscy księża zupełnie nie

uznają Rady i państwowej władzy litewskiej.

Później dotarły do mnie wieści, że przez dwa tygodnie mówiono tylko

o tym w Wilnie, w jakim języku najpierw przemówię i jeślibym ośmielił się

najpierw przemówić po litewsku, jak obstawała przy tym Rada, to Polacy

wywołaliby w kościele wielki hałas i zamieszanie. Ponieważ przemówiłem

po polsku, byli bardzo zadowoleni.

Polscy obywatele (ziemianie) zaprosili mnie 9 grudnia na godz. 2. na

obiad. Takie też zaproszenie otrzymałem od przedstawicieli Rady. Zapyta-

łem: na którą godzinę, odpowiedzieli: na 6. Widząc więc, że będzie można

to pogodzić, przyjąłem zaproszenie Polaków. Litwini jednak swój obiad

odwołali.

Tego wieczoru uczcili mnie przyjęciem księża w seminarium. Było

wiele przemówień.

Zaraz nazajutrz odwiedziłem prezesa Rady i jego zastępców oraz

wszystkich ministrów i ważniejszych dygnitarzy państwa litewskiego.

Wieczorem w Radzie padła następująca interpelacja: dlaczego „probulla” nie była czytana po białorusku, dlaczego nie było przemówień w tym

języku i czemu przedstawicielom Rady nie zostały wyznaczone odpowiednie miejsca.

Dopiero 9 grudnia wczesnym rankiem otrzymałem od sekretarza ks.

Steckiewicza pismo, które Rada wręczyła administratorowi ks. Hanusowiczowi odnośnie języka białoruskiego, a więc po czasie.

142Tak i odpowiedziałem prezesowi ministrów Voldemarasowi po litewsku, przewodniczącemu Rady Białoruskiej po białorusku. Litwini i Bia-

łorusini nie bardzo byli zadowoleni z takiego przebiegu ingresu, jednak

widzieli, że nie było w tym mojej winy. Cały porządek ustalała kapituła, ja

zaś jako gość miałem się dostosować do takiego porządku.

Podczas obiadu, wydanego przez polskich obywateli ziemskich wzniesiono toast za moje zdrowie w sposób bardzo dla mnie niebezpieczny.

Mianowicie żywiono nadzieję, że się przyczynię do wskrzeszenia unii

pomiędzy Polską a Litwą. Odpowiedziałem, że będąc w Polsce, całym sercem służyłem ludziom i tutaj też będę służył wszystkim. Co z mojej pracy

wyniknie – nie wiem. Będąc księdzem i biskupem, mogę głosić ludziom

jedynie miłość, braterstwo i jedność, i muszę ludzi godzić, co dotyczy zaś

unii politycznych, to one nie do mnie należą i nie są w mojej mocy. A więc

odnośnie tej sprawy nie mogę i nie chcę dać odpowiedzi. To przemówienie Polakom się spodobało. Przemówień było dużo i potrzebna była duża

ostrożność, żeby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.

Następnego dnia zostałem zaproszony na kolację przez chrześcijań-

skich demokratów. Tu również były przemówienia i trzeba było być ostroż-

nym. Zaznaczyłem, że nie mogę się wtrącać do polityki, ale mam nadzieję,

że najlepiej przysłużę się krajowi, ucząc ludzi cnoty i ukazując im naukę

Chrystusową.

Na koniec, po uspokojeniu się, zaprosili mnie na obiad przedstawiciele

Rady i rządu. Przemówień było dużo: występowali Litwini, Białorusini,

przedstawiciele Polaków, Żydów, partii politycznych. Niektórym odpowiedziałem osobno, potem wszystkim ogólnie. Starałem się ukazać i wyjaśnić

ideały nauki Chrystusowej. Korzystając z okazji, powiedziałem chyba

ze dwa krótkie apologetyczne kazania. Moje przemówienia, widocznie,

podobały się wszystkim, wszyscy byli zadowoleni: i Żydzi, i Białorusini,

i Litwini.

Tak Bóg dopomógł znowu dojść do zgody z rządem litewskim. Litwini

byli zasmuceni z powodu ingresu i nie mieli pewności, jakim będę dla nich,

teraz uspokoili się.

Codziennie przed południem odwiedzało mnie wielu różnych ludzi, po

południu zaś ja zazwyczaj odwiedzałem znaczniejszych obywateli miasta

i kraju. Przybyli z wizytą przedstawiciele i przedstawicielki zakonów.

Będąc zaproszony, odwiedziłem szkoły Sióstr Nazaretanek; pięknie

mnie przyjęły. Wiersze i przemówienia były w bardzo polskim narodowym

duchu. Odpowiadając, podnosiłem znaczenie wiary i jej wartość dla ducha

143narodowego i pracy wychowawczej. Byłem też u siostrzyczek ze Mszą św.

na dzień św. Szczepana, powiedziałem kazanie. Dziewczynki i dzieci robiły

przyjemne wrażenie. Postanowiłem szanować pragnienia i dążenia każdego

narodu, o ile nie są one przeciwne zasadom naszej wiary. Jeśli chcą, mogą

sobie iść z Warszawą; to nie jest sprzeczne ze zbawieniem, byle tylko miłowali Boga i Kościół.

15 grudnia 1918 r. w katedrze wileńskiej odbyła się konsekracja J. E.

O’Rourke. Ja byłem konsekratorem, a J. E. biskup kowieński i Michalkiewicz asystowali. J. E. biskup miński Łoziński nie mógł przyjechać z powodu zajęcia Mińska przez bolszewików.

16 grudnia 1918 r. zaprosiłem do siebie J. E. biskupa kowieńskiego, J. E.

biskupa ryskiego i ks. prałata Michalkiewicza. Omówiliśmy kilka zagadnień:

1. Jak mają zachować się księża w przypadku nadejścia bolszewików:

a) w kazaniach nie poruszać spraw politycznych, a jedynie wyjaśniać ludziom naukę Chrystusową, kładąc w szczególności nacisk na te zagadnienia, przeciwko którym będą występować; b) uporządkować pieniądze i depozyty, gdyż robią rewizje; c) w wypadku domagania się akt kościelnych,

postępować jak księża w Rosji – wydawali duplikaty; d) księża w Rosji,

jeśli zachodziła potrzeba, utrzymywali z bolszewikami kontakty prywatne,

nie zaś oficjalne.

2. Zarówno Rada, jak i przedstawiciel Polaków dr Ziemacki zwrócili się

do mnie, każdy z osobna, z prośbą, że chcą mieć wydział teologiczny.

Litwini i Polacy wbili sobie do głowy, że każda strona założy własny wydział. Jest rzeczą oczywistą, że dwa wydziały teologii to stanowczo dla

nas za dużo. Bardzo łatwo można pogodzić skłóconych, gdyż językiem

wykładowym będzie łacina. Zgromadzeni rządcy diecezji byli zdania, że

sprawę należy wziąć w swoje ręce i założyć wydział teologiczny. Należy

się zwrócić do nuncjusza i naradzić się z Radą oraz przedstawicielami

Polaków.

Ze względu na powstały w Wilnie zamęt i przewroty z założeniem wydziału teologii postanowiłem zaczekać.

3. Mówiliśmy o odzyskaniu kościołów skonfiskowanych przez władze

rosyjskie i w ogóle o rewindykacji dóbr kościelnych. Ustalono, że tam,

gdzie będzie można i o ile można, księża mają zabierać to, co w kościo-

łach pozostało.

4. Naradzano się w sprawie wydania wspólnego listu pasterskiego do wiernych i powierzono mi jego napisanie. Wątpię, czy w takim zamieszaniu

będzie można to zrobić.

1445. Postanowiono, aby kurie biskupie przesyłały sobie nawzajem swoje

pisma, ważniejsze zarządzenia i pozwolenia w celu uzgodnienia stanowiska.

6. Konieczne jest ustalenie wzorów ksiąg metrykalnych. My w Wilnie postanowiliśmy prowadzić wszystkie w języku łacińskim; wzory ksiąg są

już w druku.

7. Naradzaliśmy się w sprawie prowadzenia misji i rekolekcji i zakładania

zakonów, lecz w tych czasach trzeba się od tego powstrzymać i zaczekać.

8. Należałoby wspólnie się naradzić, jak wprowadzić w życie nowy Kodeks

Prawa Kanonicznego.

Tego samego dnia o godzinie 5. po południu zaprosiłem księży miejskich, żeby się naradzić, jak się zachowywać na wypadek przyjścia bolszewików i jak przygotować do tego ludzi.

1. Krótko wyłożyłem, co uważałem za konieczne, zwłaszcza, żeby budzili

Chrystusowe ideały, pozytywnie wykładali naukę Chrystusa, w szczególności wyjaśniając te prawdy, które tamci atakują, żeby unikali atakowania i nie poruszali w kazaniach tematów politycznych.

Wysłuchałem zdania księży o sytuacji i o sposobach uniknięcia zła albo

zapobieżenia mu. Zostały wskazane środki: odpowiednie kazania, ulotki,

broszurki i inne tego rodzaju wydawnictwa; odpowiednie publikacje

w gazetach, odwiedzanie parafian, zwłaszcza podczas kolędy, przede

wszystkim zaś administrowanie sakramentów świętych i zachęcanie do

pobożności, można by wprowadzić skrzynki zapytań, żeby później wyja-

śniać robotnikom sprawy, co do których mają wątpliwości, albo przeciwko którym są czynione zarzuty.

2. Postanowiliśmy wprowadzić w kościołach Wilna po kolei nabożeństwa

przebłagalne z odpowiednimi kazaniami.

Poleciłem dziekanowi miasta, żeby wezwał proboszczów w celu ustalenia porządku tych nabożeństw i rozdania tematów kazań.

3. Poleciłem, żeby księgi metrykalne były prowadzone po łacinie. Schematy zostaną wydrukowane.

4. Prosiłem, gdyby ktoś miał pytania lub sprawy, nadające się do roztrzą-

sania podczas takich zebrań księży, by mi łaskawie wręczył je na piśmie

lub wrzucił do skrzynki pocztowej.

5. Przypomniałem, aby księża wszelkie depozyty i inne pieniądze, jakie

mają przy sobie, postarali się uporządkować i to jak najprędzej.

145W mieście z dnia na dzień robiło się coraz bardziej niespokojnie.

Niemcy przygotowywali się do opuszczenia Wilna. Dowiedziałem się, że

do 2 lub 5 stycznia 1919 r. Niemców w Wilnie już nie będzie. Różne partie

zaczęły walczyć między sobą o władzę. Pojawiło się dużo gazet w różnych

językach. Chyba aż sześć ugrupowań walczyło o władzę w Wilnie: Litewska Rada, Rada Niemieckich Wojskowych, Komitet Polaków, Rada Robotnicza Bolszewików, Rada tych samych bolszewików, założona w Wilejce

z Kapsukasem, dawny carski zarząd miasta. Niemcy wszystkich zwodzili,

nikomu nie pozwolili odpowiednio zorganizować się, nikomu nie dali broni.

W końcu Radzie przekazali rządowe budynki, których nie byli w stanie obronić i utrzymać, a staremu zarządowi miasta i Radzie Bolszewików

wyrazili swoją życzliwość. Miasto, jak się okazało, w rzeczywistości oddali

polskim legionistom. Dziwna ta niemiecka polityka: wszystkich poróżnili,

a sami wywieźli wszystko.

Moje położenie było niezmiernie trudne: co jednym się podobało,

to nie podobało się innym. Nie wiadomo, w jaki sposób można by było

wszystkim dogodzić. Dokoła wszystko wrzało. Trzymałem się Chrystusa

i Kościoła. Wiedziałem, że zarówno Litwini, jak i Polacy ciągną na swoją

stronę, nie zwracając uwagi na sprawy Kościoła.

Bolszewicy organizowali manifestacje robotnicze, wymierzone przede

wszystkim przeciwko Niemcom. Żądali, żeby im (Radzie Robotniczej) została przekazana cała władza.

W noc Bożego Narodzenia celebrowałem i wygłosiłem kazanie.

W święta odwiedziłem różne urzędy litewskie i polskie, również w Wigilię

poszedłem do urzędów, żeby się przełamać opłatkiem.

27 grudnia 1918 r. przyszedł do mnie Stefan Mickiewicz, przysłany

do Wilna jako komisarz przez polskie władze z Warszawy. Doniósł, że

władze polskie postanowiły zająć Litwę, lecz że to nie oznacza aneksji

i będzie pozostawione prawo do samookreślenia. Powiedział, że legioniści

i władze polskie gwarantują wolność Kościoła i że jednakowo będą bronić

wolności wszystkich narodowości. Odpowiedziałem, że ja się do polityki

nie mieszam, ale gdy przyjdą legioniści, my, księża, również i o ich zbawienie będziemy się troszczyć tak samo, jak i o innych ludzi. Ja nieustannie

mówię o konieczności jedności, miłości i braterstwa; to mój, jako pasterza,

obowiązek.

Chyba 29 grudnia 1918 r. ks. Purycki w imieniu Przedstawicielstwa

litewskiego w Berlinie przysłał telegram, że Niemcy Wilna nie oddadzą ani

bolszewikom, ani Polakom. Żebym uspokoił ludzi i że państwa sprzymie-

146rzone uznają Radę, która otrzymała 100 milionów pożyczki. Przesłałem ten

telegram do Rady, prosząc, żeby nie w moim imieniu, ale w imieniu własnym podała go do wiadomości publicznej.

30 grudnia 1918 r. już mi doniesiono, że 2 stycznia 1919 r. o godz. 12.

odjedzie ostatni pociąg osobowy i że wszyscy Niemcy wyjadą. Wyjeżdżają

również litewscy ministrowie ze swoimi kancelariami. Litewskie instytucje

pozostają.

1471919

1 stycznia

Na zakończenie starego roku powiedziałem kazanie. W Nowy Rok

o godz. 5. po południu polscy legioniści przejęli w swoje ręce obronę miasta i władzę w nim. Na ulicy Wroniej otoczyli Radę Robotniczą Bolszewików. Rozpoczęła się strzelanina. Aresztowali kilku Litwinów bolszewików

i wielu Żydów.

2 stycznia

Otoczona i ostrzeliwana Rada Robotnicza musiała się poddać. Chyba

około sześciu osób, widząc, że poddanie się jest nieuniknione, popełniło

samobójstwo.

W mieście niespokojnie, nieustanna strzelanina. Komendant legionistów Mokrzecki ogłosił stan wojenny.

Do Wilna uciekło wielu księży z miejscowości zajętych przez bolszewików. Z ich doniesień było widać, że bolszewicy nieustannie zbliżają się

do Wilna: jedna grupa ciągnęła od Dźwińska przez Ucianę, widocznie na

Kowno, druga przez Święciany, inna znowu przez Oszmianę, jeszcze inna

w kierunku Lidy.

Moim zdaniem, legioniści nie zdołają utrzymać Wilna; niepotrzebnie

tylko swoją strzelaniną, aresztowaniami itd. rozjątrzyli ludzi z opozycyjnych stronnictw. Bez wątpienia, bolszewicy po przyjściu będą się mścić

najpierw na księżach, a potem na Polakach.

Do legionistów nie przyłączyli się ani Litwini, ani Żydzi. Działania

legionistów ściągną na mieszkańców tylko większe nieszczęście, jeżeli nie

potrafią oprzeć się bolszewikom.

Spodziewano się, że chłopi przyjdą z pomocą. Dowiedziałem się od

księży uciekinierów, że wieś nieskora jest do walki. Wieśniacy zazwyczaj

odpowiadają: przecież nie przeciwko nam idą walczyć bolszewicy, ale

przeciwko właścicielom ziemskim i księżom.

Polacy mają nadzieję, że Warszawa przyśle pomoc, lecz, prawdopodobnie, na próżno, albowiem, jak się słyszy, i tam nie mają ani broni, ani

amunicji.

1482 stycznia 1919 r. do Kowna przeniosły się ministerstwa ze swymi kancelariami, wyjechali również prawie wszyscy Niemcy, tylko dworzec kolejowy i część górnego miasta trzymali jeszcze w swoich rękach. Były starcia

legionistów z niemieckimi żołnierzami. W niektórych miejscach legioniści

chcieli rozbroić Niemców, lecz ci nie dali się. Kilku legionistów zostało

zabitych.

Samopoczucie Polaków mieszkających w Wilnie poprawiło się, zbierali ofiary na utrzymanie legionistów itd.

3 stycznia

Był u mnie brat zakonny, przysłany przez braci dolorystów z zapytaniem, czy nie należałoby braciom wstąpić do Legionów, żeby społeczeń-

stwo nie patrzyło na nich krzywym okiem: tylu mężczyzn, a nie chcą bronić

kraju.

Odpowiedziałem, żeby w żadnym wypadku nie stawali do walki, jest

to bowiem przeciwne duchowi i powołaniu zakonnemu oraz prawu kościelnemu. W wypadku otwarcia szpitali, mogą tam, o ile zechcą, obsługiwać

chorych i rannych.

Przybiegł jeden proboszcz zapaleniec (było to 2 stycznia) z zapytaniem, co robić, czy można pozwolić, żeby wciągnięto na wieżę kościoła

karabin maszynowy, skąd łatwo by się dało ostrzelać Radę Robotniczą

Komunistów i zmusić ją do poddania się. Zabroniłem: nie wolno bowiem

używać domu Bożego do celów wojennych.

Przyszedł przysłany przez generała Wejtko ksiądz, żeby zasięgnąć

rady w sprawie kapelanów dla legionistów. Generał prosił, żeby ten przysłany ksiądz był jakby dziekanem, a inni kapelani byli tylko za jego wiedzą

wyznaczani. Zgodziłem się, gdyż trzeba się troszczyć o zbawienie każdego

człowieka, zwłaszcza gdy mu śmierć ustawicznie grozi. Powiedziałem, że

zgodzę się mianować na kapelanów tych, których sami dobrowolnie zechcą

i zgodzą się.

4 stycznia

Przyjechało kilku księży z miejscowości zajętych przez bolszewików.

Donieśli, że bolszewicy zachowują się spokojnie, nikomu nie robią krzywdy, karzą tylko złodziei i bandytów; za to, co biorą od ludzi, drogo płacą.

149Czepiają się tylko tych księży, którzy mieli jakieś powiązania z legionistami. Donoszono, że bolszewicy z gruntu zmienili sposób postępowania

z ludźmi.

W mieście niekiedy było słychać strzelaninę. Legioniści bili się z bolszewikami koło Wileńskiej Wilejki, 8 wiorst od Wilna.

Mój sekretarz przyszedł i powiedział mi, że ludzie mają za złe księżom,

iż w takiej chwili jak ta niczym się nie wykazują, nie stając do walki. Mogliby jakoś bardziej wspierać legionistów. Odpowiedziałem, żeby byli ostroż-

ni. Trzeba trzeźwo patrzeć na sprawy. Kto wie, czy legioniści utrzymają

Wilno. Bolszewicy są coraz bliżej i bez wątpienia zajmą miasto. Legioniści

nie wzbudzili entuzjazmu, zwłaszcza na prowincji, nawet we wsiach czysto

polskich. Moim zdaniem jest rzeczą wątpliwą, czy doczekają się jakiejś pomocy z Warszawy. Tutaj Żydzi nie przychodzą z pomocą, a nawet często są

wrogo nastawieni do legionistów. Broni i amunicji nie ma, a przynajmniej

jest bardzo mało.

Tyle już mieliśmy w Wilnie różnych rządów. Możemy się jeszcze doczekać i innych. Księżom lepiej się nie gorączkować, nie mieszać się do sporów

i wojen, ale oddawać się zadaniom kościelnym i pracy nad zbawieniem dusz.

5 stycznia

Już i sami Polacy zaczęli mówić, że legioniści odstępują w kierunku

Grodna. Tam po zgromadzeniu sił i zreorganizowaniu szeregów, po jakichś

dwóch tygodniach znów powrócą, ażeby odbić Wilno. A tymczasem są

zmuszeni oddać miasto bolszewikom. Część legionistów już odmaszerowała z miasta. Wieczorem było słychać silną strzelaninę, zdaje się, że na

Antokolu.

Niemcy, odstępując, zabrali ze sobą wszystkie lokomotywy i pociągi:

legioniści objęli dworzec kolejowy zupełnie pusty. Jeszcze 3 i 4 stycznia

szły pociągi z Landwarowa do Kowna. 5 stycznia ogłoszono, że pójdą już

tylko z Koszedar do Kowna.

Przed Bożym Narodzeniem przyjechał z Włocławka przez Warszawę

o. Juozas Wojtkiewicz. Podróż miał ciężką i męczącą. Doczekawszy się go,

bardzo się ucieszyłem i odetchnąłem spokojniej, że będę miał przy sobie

swego człowieka.

W Wilnie było mi bardzo ciężko. Tu naprawdę droga była usłana cierniami. Społeczność polska bała się mnie, nie miała do mnie zaufania i obserwo-

150wała, co będę robił. Nawet podczas ingresu jedna paniusia życzyła mi, abym

dla Polaków nie był ojczymem, ale ojcem. Litwini również się bali, żebym się

nie skłonił w stronę Polaków. Nie wiadomo było, jak jednym i drugim dogodzić. Panuje tu straszna nienawiść narodowościowa. Polacy nie uznają tutaj

obecności ani Litwinów, ani Białorusinów, sami zamierzają wziąć i biorą władzę w swoje ręce. Litwini z kolei mówią, że nie ma tu prawdziwych Polaków:

lud to Białorusini, a na polskich właścicieli ziemskich i nacjonalistów nie ma

co zwracać uwagi. Przywódcy białoruscy też chcieliby, żeby i Białorusinom

coś przypadło, gdy tymczasem lud ten wciąż pozostaje nieuświadomiony,

ciemny, zaniedbany. Kiedy księża chcą się do nich zwrócić lub mówić po bia-

łorusku, nie znoszą tego i protestują przeciwko temu. Żydzi znowu skłaniają

się w stronę rosyjską i chcieliby przyłączyć się do Rosjan. Poza tym dochodzą

jeszcze różne stronnictwa polityczne. Doprawdy, w mieście wrze jak w garnku, a nienawiść przelewa się.

Dużo mi dopomógł mój przyjaciel, ks. kanonik Kukta. Podarował wiele rzeczy niezbędnych do urządzenia domu i prowadzenia gospodarstwa

domowego, kupił, co potrzeba, i doradził, co kupić. Okazał naprawdę braterskie serce.

Współbracia, wyprawiając mnie z Mariampola, zaopatrzyli, w co mogli. Po przyjeździe do Wilna, o. Reklaitis, a potem o. Dvaranaskas pomogli

mi w przeprowadzce i urządzeniu się. Również przełożona Sióstr od Ubogich, poreperowała i uporządkowała, co mogła.

Miejscowe społeczeństwo polskie w sposób widoczny nie chciało

w niczym przyjść mi z pomocą.

Pracy i wszelkiego rodzaju spraw miałem bardzo dużo. Często trzeba

było przemawiać. Bardzo się zmęczyłem i wyczerpałem, przyszła bezsenność. Mogłem się długo modlić. Pan Bóg nawiedzał mię szczególnie obfitymi łaskami, pocieszał, umacniał. Jak dobry jest Pan! Choć zsyła krzyżyki,

to pomaga je nieść, osładza, dając duchowe pociechy. Panie, jakże Cię

kocham. Tu mnie karz, tu mnie chłostaj za moje przewinienia, ale udziel mi

jednocześnie swojej łaski, abym za każdym razem coraz bardziej Ciebie mi-

łował. Przyrzekam, wszystkim bez różnicy jednakowo służyć, chociażbym

nie wiem ile nieprzyjemności miał doświadczyć. Daj, Boże, abym wytrwał

w swoich zamierzeniach.

5 stycznia pod wieczór grupki legionistów jeszcze chodziły ulicami,

śpiewając narodowe piosenki, przed odejściem głośno dawali o sobie znać

151ludziom. Wieczorem, około godz. 8. słychać było w mieście strzelaninę,

niedaleko mojego miejsca zamieszkania, prawdopodobnie na ulicy Bernardyńskiej. O godzinie 8. wieczorem już bolszewicy zajęli miasto. Legioniści

odstąpili w kierunku Grodna.

Jeszcze przed południem tego dnia, przewidując, na co się zanosi, powiedziałem do jednego poważnego i zrównoważonego księdza Polaka: je-

żeli legioniści nie utrzymają się, to ich położenie będzie nie do pozazdroszczenia, będą musieli uciekać. „Skądże – odpowiedział ten ksiądz – generał

Klinger to mądry i poważny człowiek. Czyżby naprawdę nie było nadziei

zwycięstwa? To prawda, że legioniści, to takie tam wojsko, lecz i wojsko

bolszewickie nie wiele jest warte”. Widocznie najczęściej wzrok człowieka

pada na to, co mu miłe i widzi to, co mu odpowiada.

Legioniści wycofali się, a z nimi i ich przywódcy, zwolennicy i opiekunowie. Zachowali się naprawdę jak dzieci, jak najgorzej, trudno znaleźć

odpowiednie określenie na oddanie czegoś podobnego. Swoimi aresztowaniami, napaściami, strzelaniną, rewizjami rozdrażnili tylko i wzburzyli

ludzi, rozdrażnili i rozzłościli Żydów, Litwinów, Białorusinów, najbardziej

zaś bolszewików, przez co mogą ściągnąć ich zemstę na niewinnych ludzi.

Smutne, że Polacy w starszym wieku popierali to dzieło, wierzyli w nie, podtrzymywali i wciągali do tego młodzież. Jeszcze smutniejsze jest to, że wielu

polskich księży było w to zamieszanych; można powiedzieć, że to oni byli inspiratorami i twórcami Legionów. Straszne tutaj, w Wilnie, jest uwikłanie się

w politykę, którą uprawiają księża, gdyby nie oni i obywatele ziemscy, sami

legioniści nic by nie zrobili. Bez wątpienia, niektórzy muszą uciekać i jeszcze

mogą ściągnąć nieszczęście na Kościół i innych księży. Nie ma gorszej rzeczy

jak mieszanie się księży do polityki, zwłaszcza tutaj, w Wilnie, gdzie jest tyle

narodowości i stronnictw politycznych. Kapłan powinien być dla wszystkich

jednakowo ojcem i pasterzem; nie wolno mu należeć do partii, tym bardziej

nie wolno mu prowadzić działalności konspiracyjnej.

Daj Boże, żeby znikło to plemię księży polityków z naszego kochanego Kościoła. Kiedy o tym rozważam, wciąż nachodzą mnie myśli, że Pan

Bóg wyciągnie swoją rózgę i jeszcze bardzo boleśnie ukarze za to naszych

księży.

1526 stycznia

Wstawszy wcześnie, już z samego rana ujrzałem idących grupkami czerwonogwardzistów. Na ulicy było pusto. Tu i ówdzie można było

zobaczyć pobożne kobieciny z książeczkami do nabożeństwa, idące do

kościoła, bądź powracające. Gdzieniegdzie, wychyliwszy się z bram, kobiety i mężczyźni trwożliwie rozglądali się na wszystkie strony, zaskoczeni

zmianą. Z każdą chwilą coraz więcej ludzi pojawiało się na ulicach. Lecz

nie byli to już ludzie wczorajsi i wygląd ulicy nie był wczorajszy. Wczoraj

paradowali na ulicach legioniści. W większości była to młodzież, zwłaszcza

dziewczęta, wielu panów i pań. Żydzi, rzec można, ukryli się nie wiadomo

gdzie. Rzadko, gdzieniegdzie któryś z nich przemknął. Prawie wszyscy Polacy mieli poprzypinane orzełki, czuło się, że to ich panowanie. Saneczkami

rozjeżdżali w tę i w tamtą stronę, przeważnie legioniści.

Dzisiaj co innego. Na ulice wysypali się ludzie pracy, zwłaszcza Żydzi;

dziewczęta i chłopcy tu i ówdzie witają czerwonogwardzistów, rozmawiają

z nimi. Widać, że spotykają i znajomych; pomiędzy żołnierzami niemało

Żydów. Panowie jakby wymarli. Saneczkami jeżdżą proletariusze i czerwonogwardziści. Jakby nie to miasto. Spokojnie, tylko dochodziły wieści, że

aresztowano niektórych ukrywających się legionistów. Radzono mi gdzieś

wyjechać lub przeprowadzić się do innego domu. Postanowiłem nigdzie

stąd się nie ruszać. Co Bóg da, to będzie. Jeśli jest taka wola Boża, żeby

mnie aresztowali albo zabili, to zewsząd jest taka sama droga do nieba. Nie

poczuwałem się do tego, żebym miał co złego komukolwiek uczynić lub

w czym zawinić, dlatego też jestem spokojny. Powiadają, że bolszewicy

już nie są tacy sami, jacy byli na początku: uprzejmie i łagodnie postępują

z ludźmi, jeśli tylko nie wchodzą im w drogę.

W katedrze odprawiłem sumę. Kościół był pełen ludzi.

7 stycznia

Było spokojnie. Ukazało się obwieszczenie bolszewickiej władzy – cał-

kiem ludzkie. Mówi się, że bolszewicy schwytali kilkunastu legionistów,

że dokonują rewizji u niektórych panów, podejrzanych o przynależność

do legionistów. Mówi się również, że legioniści wycofali się w kierunku

Landwarowa, gdzie początkowo zostali rozbrojeni przez Niemców, potem

jednak udało się dojść do porozumienia. Niemcy zwrócili im broń i koleją

odesłali do Białegostoku, a stamtąd puścili do Polski. Tymczasem w Wilnie

153na tym skończyła się działalność legionistów. Panuje taka opinia, że chcieli

pokazać całemu światu, że Wilno jest miastem polskim; nawet ogłosili, że

litewska Rada doszła do porozumienia z Polakami i sama pozwoliła działać

Legionom na Litwie, że Litwa z Polską idą razem.

Niektórzy znowu sądzą, że Niemcy dlatego pozwolili legionistom

zorganizować się i zająć miasto, aby niespokojnym żywiołom, które im

doskwierały, pozwolić wyjść na światło dzienne i żeby w ten sposób łatwiej

było się ich pozbyć. Być może, że Niemcy chcieli pokazać wobec państw

sprzymierzonych, że są w porządku, że bolszewików nie popierają.

8 stycznia

Bolszewicy uroczyście grzebali swoich poległych towarzyszy oraz komunistów zabitych przez polskich legionistów i tych, którzy otoczeni przez

legionistów popełnili samobójstwo. Chowali ich koło katedry, gdzie był

przedtem pomnik Katarzyny. Zwłoki zmarłych obnosili ulicami przez całe

miasto; ludzi uczestniczyło dużo, przeważali Żydzi. Plac katedralny i część

ulic były zatłoczone. Kilku mówców przemawiało do tłumu po litewsku,

po polsku i po białorusku. Mówca, przemawiający po polsku, bardzo napadał na księży, że wystąpienie legionistów było ich dziełem, że oni ponoszą

odpowiedzialność za to wszystko. Gazety bolszewickie spokojniej pisały

o tych wydarzeniach: chociaż w sercu tkwią uczucia zemsty, to nie będą

się mścić, gdyż nie ma nawet czasu na to; najsłuszniej będzie, jeśli Armia

Czerwona, postępująca do przodu, będzie spełniała swoją misję wyzwolenia ludzi. Rzeczywiście dobrze i mądrze pisano: większość bała się zemsty

bolszewików z powodu ich poległych towarzyszy.

Tego dnia było święto robotników: sklepy pozamykane, praca wszędzie

wstrzymana, rozkazano wszystkie domy przystroić czerwonymi flagami.

Doniesiono mi, że Litwini na zebraniach i w ogóle prywatnie radzili

się, jak teraz odnosić się i żyć z bolszewikami. Na ogół ganiono Radę i rząd,

że dali się Niemcom wodzić za nos i że dotąd są jeszcze przez Niemców

zwodzeni. Ustawicznie przyrzekali, odwlekali, a nie pozwalali nic robić.

Teraz słychać, że obiecują dać odzież i broń dla 10 tysięcy żołnierzy: podobno już przekazali 100 milionów. I tak teraz dla Rady tworzenie wojska

byłoby nieistotne. Chrześcijańscy Demokraci mówią, że lepiej by te pienią-

dze obrócić na podniesienie poziomu rolnictwa. Napiętnowano Radę i rząd,

że uciekły z Wilna i że z Kowna zamierzają jeszcze dalej uciekać do Tylży

lub do Grodna.

154Naczelny Zarząd Chrześcijańskich Demokratów ogłosił, że grunty

państwowe i należące do dworów powinny być natychmiast rozdane chłopom bezrolnym i małorolnym: ustalenie odszkodowań pozostawiając tworzącemu się sejmowi: w ten sposób chciano zagrodzić drogę bolszewikom.

Wybrano kilka osób do prowadzenia rozmów z bolszewikami. Postanowienia Litwinów były następujące:

1. Nie sprzeciwiać się bolszewikom w przypadku uznania przez nich niepodległości Litwy. Niech sobie próbują przeprowadzać swoje reformy.

2. Podejmować pracę w urzędach bolszewickich, żeby ludzie innych narodowości nie wzięli wszystkiego na Litwie w swoje ręce.

3. Organizować wojsko, choćby i wraz z bolszewikami.

Rada prawdopodobnie dlatego uciekła, żeby móc reprezentować Litwę

wobec sojuszników i aby z nimi prowadzić pertraktacje.

10 stycznia

Bolszewicy aresztowali Birziskę, Janulaitisa i Żyda Wygodzkiego,

ministrów, którzy pozostali w Wilnie. Mówi się, że potrzymają ich kilka dni

i wypuszczą; żądają od nich oświadczenia, że wyrzekają się Rady i jej prac.

Słychać też, że aresztowali niektórych Polaków. Poza tym jest spokojnie,

ludzie powrócili do swoich codziennych zajęć. Później bolszewicy aresztowali i Staszyńskiego.

10 lutego

Nic nie pisałem, gdyż nie było kiedy. W końcu, nic szczególnego się

nie wydarzyło.

Aresztowanych członków Rady bolszewicy po jakimś czasie wypu-

ścili, tylko p. Staszyński jest jeszcze więziony. Nowa władza zaczęła się

urządzać, i już jako tako utwierdziła się. Powołano zarząd miasta. Wybory

tak przeprowadzono, że do zarządu mogli wejść tylko komuniści. Dlatego

też zostali wybrani chyba wyłącznie komuniści. Przewodniczącym nowej

rady miejskiej został Eidukiewicz.

Z przyjściem bolszewików wszystko zaczęło drożeć: cena funta chleba

podskoczyła z 60 kopiejek do 6 rubli, masła z 7 lub 8 rubli do 30 rubli. Słyszałem, że w Witebsku funt masła kosztuje około 60 – 70 rubli, a funt chleba

12 rubli.

155Ludzie w mieście bardzo narzekają z powodu tej drożyzny. Fabryki

stoją; coraz więcej osób jest bez pracy. Z wiosek prawie że nie przywozi się

żywności do miasta. Ludzie się boją, żeby im nie odebrano wiezionych artykułów, lub obawiają się, żeby nie trzeba było podwozić niewiadomo dokąd

żołnierzy bolszewickich. Jak słychać, mieszkańcy miasta są bardzo niezadowoleni z tej drożyzny żywnościowej. I cóż z tego, że podnieśli dniówkę

robotnikom nawet do 12 albo do 20 rubli. Dawniej za 20 rubli można było

kupić 33 funty chleba, a teraz za 20 rubli dostanie się tylko 4 funty.

Ludzie ze wsi spodziewali się, że otrzymają od komunistów ziemię.

Gdy zobaczyli, że bolszwicy nie pozwalają parcelować dworów, że nie

zamierzają rozdawać ziemi, ochłonęli i zaczynają szemrać. Tak więc i wieś

jest niezadowolona z bolszewików, zwłaszcza że ci tu i ówdzie zaczęli rekwirować żywność.

Bolszewicy wydali dekret o ziemi

93

-Ziemia i bogactwa dworów i Ko .

ściołów zostały ogłoszone własnością społeczną. Dekret ten wprawił mnie,

moją Kapitułę i wszystkich księży w niepokój. Czytałem, co mogłem:

i kanony Kościoła, i różne ich komentarze i wyjaśnienia, które odnoszą

sią do dóbr i własności kościelnej, abym w niczym nie oddalił się od myśli

i ducha Kościoła. Radziłem się członków Kapituły, co robić i radziłem się

tych, którzy już w Rosji przeżyli rewolucję komunistyczną. Idąc za radą ks.

prałata Michalkiewicza, zaprosiłem p. Wróblewskiego, znanego w Wilnie

adwokata i z nim również przeprowadziłem rozmowę na ten temat. Ten

ostatni podjął się opracować Statut gminy parafialnej, aby opierając się

na nim, parafianie przejęli dobra Kościoła i ich bronili. Gdy Statut został

przygotowany, zaprosiłem prałata Michalkiewicza, ks. Sadowskiego, kanonika Maciejewicza, kanonika Steckiewicza, oczywiście, był i sam p.

Wróblewski i ja. Na mocy tego Statutu całą opiekę, nadzór i zarządzanie

dobrami kościelnymi przekazuje się Radom Parafialnym, o księżach nawet

nie wspomniano, jako że inaczej ułożonego statutu i inaczej zorganizowanego stowarzyszenia władze bolszewickie by nie uznały. Wysłuchawszy

tego wszystkiego, powiedziałem, że wszystko to jest całkowicie sprzeczne

z prawem kościelnym i że ja moją władzą takiego Statutu i takiego stowarzyszenia zatwierdzić nie mogę i żadnemu księdzu takich praw nie mogę

93

Dekret o ziemi ukazał się 17 I 1919 r. w czasopiśmie „Komunista”, który upaństwawiał między

innymi ziemie kościelne i klasztorne, jak również ich budynki i majętność gospodarczą.

156udzielić. Zdecydowałem, że tę sprawę trzeba jeszcze na pewien czas odło-

żyć i poczekać, co nam życie pokaże.

Od siebie, gdzie mogłem, radziłem księżom, że gdyby bolszewicy czepiali się dóbr kościelnych, tworzyć komitety parafialne dla obrony dóbr, nie

zaś dla ich przejęcia pod swoją władzę. Prosiłem, żeby wyjaśniali ludziom,

że te dobra należą do parafii, a nie do księdza. Jeżeli bolszewicy zabiorą je

od parafii, to wówczas parafianie sami będą zmuszeni w inny sposób troszczyć się o księdza i o utrzymynie kościoła. Gdy zabraknie dóbr Kościołowi,

wówczas nowy ciężar spadnie na barki parafian.

Po dworach, w większości miejsc, bolszewicy pozakładali już rady

chłopskie i robotnicze, kościelnych zaś dóbr jeszcze nigdzie dotąd nie tknęli.

Jeszcze bardziej jestem zmartwiony z powodu religii w szkołach. Od

samego początku, gdy tylko przyszli, bolszewicy grozili, że wydadzą dekret

dotyczący szkół, na mocy którego zostaną usunięte ze szkół wszystkie godła religijne, sama religia i księża.

Gdzieniegdzie już zaczęli to wprowadzać w życie. Ludzie z tego powodu bardzo się wzburzyli, żądali i wołali wszędzie, żeby nie wyrzucano

religii, żeby szkoła pozostała taką, jaką była: jeśli wyrzucą religię i usuną

księży, to oni nie bądą posyłać swoich dzieci do szkoły.

Słyszałem, że w jednej miejscowości, było to chyba w Święcianach,

komisarz bolszewicki usunął dotychczasowego dyrektora gimnazjum katolika, wstawiając na to stanowisko swojego człowieka i zaczął po swojemu

zarządzać szkołą. Starsi chłopcy, gdy to zauważyli, pouciekali do domów,

a młodsi, spędzeni do szkoły, popłakiwali. Komisarz, widząc, że gimnazjum się rozpada, pozostawił dawny porządek i tych samych ludzi.

Powiedziałem księżom, żeby zakładali przy szkołach komitety rodzicielskie albo rady. Niech rodzice sami bronią swoich praw, niech żądają,

żeby ich dzieciom była wykładana religia.

Tymczasem czytałem wszystko, co udało się zdobyć, żebym w niczym

nie wykroczył przeciwko prawu kościelnemu, wskazaniom i duchowi Ko-

ścioła: badałem mianowicie, jak Kościół postępuje w tych krajach, gdzie

religia została usunięta ze szkół.

Z powodu szkół wzburzyła się i wileńska społeczność katolicka, zarówno polska, jak i litewska. I księża diecezjalni, i ludzie świeccy przyszli

do mnie po radę, co robić. Okazało się, że polscy nauczyciele podzielili się

na dwie grupy: świadomi katolicy są zdecydowani stanowczo żądać, żeby

szkoła pozostała katolicka, katolicy letni i niekatolicy zamierzali wchodzić

w układy z bolszewikami.

157Przedstawiciele Polaków przyszli do mnie, bym ich pogodził i udzielił wskazówek, żeby szkoły polskie nie zmarniały i nie rozpadły się. Był

u mnie i p. Wróblewski, adwokat, żeby się zorientować, jak ja się zapatruję

na laicyzację szkół. Mówiono mi, że niegdyś uchodził on za gorliwego katolika, na ulicy publicznie całował księżom ręce: później znalazł się w szeregach polskich narodowców, zwanych endekami, teraz, gdy powiał inny

wiatr, dołączył się do lewicowych socjaldemokratów. Mówił mi o ciężkim

położeniu polskich szkół. Jeśli na żądanie bolszewików zgodzą się na usunięcie ze szkół religii, to mogą przeciwko temu wystąpić księża i rodzice

katolicy przez bojkot szkół i obwołanie ich bezbożnymi. Jeśli nie posłuchają bolszewików, to szkoły polskie będą zmuszone same przez się zginąć.

Bolszewicy wtedy nie udzielą im zapomogi, a mogą nawet odebrać pomoce

naukowe i pomieszczenia. Ponieważ wszystko drożeje, trzeba będzie podnieść nauczycielom pensje, pytanie tylko, z czego. Czesne uczniów jest już

tak wysokie, że nie można go podnosić. Bolszewicy w swoich gimnazjach

bardzo dobrze opłacają nauczycieli, nauka w nich jest bezpłatna. Polskie

szkoły nie otrzymujące żadnej pomocy, nie będą w stanie dłużej wytrzymać

konkurencji ze szkołami bolszewickimi, będą zmuszone ulec likwidacji,

a dzieci z czasem trafią do zakładów bolszewickich, nie chcąc pozostać bez

nauki. Godząc się z bolszewikami i zachowując polskie gimnazja, dzieci

będą otrzymywać wiedzę od swoich dobrych nauczycieli w odpowiedni

sposób: religii zaś będzie można uczyć gdzie indziej – poza szkołą.

Odpowiedziałem, że nie mogę się zgodzić, żeby religia została usunięta ze szkół. Obowiązkiem rodziców jest protestować przeciwko temu;

nauczyciele także mogliby się wypowiedzieć, że dla nauczania byłoby to

niepożądane. Zapytał, czy litewscy rodzice zamierzają również protestować. Odpowiedziałem, że o ile wiem, to tak.

Z rozmowy z p. Wróblewskim i z innymi polskimi przedstawicielami

zrozumiałem, że gdybym powiedział, że my, księża i katolicy, będziemy

bojkotować szkoły, z których zostanie usunięta religia, to Polacy zaczęliby

nas oskarżać o wyrządzenie ogromnej szkody społeczności polskiej, o zrujnowanie polskiego szkolnictwa: zaczęliby nam stawiać te zarzuty, a wszelkiego rodzaju socjaliści wykorzystaliby to do walki z Kościołem.

Po wyjściu p. Wróblewskiego przyszedł zaraz p. Kościałkowski,

dyrektor I polskiego gimnazjum męskiego. Sam był dobrym katolikiem,

lecz w jego gimnazjum pracują nauczyciele niekatolicy. Powiedział mniej

więcej to samo, co i p. Wróblewski. Prosił, bym dał jakieś dyrektywy lub

polecenia i pogodził skłóconych.

158Odpowiedziałem, że moje dyrektywy nie mogą być inne od tych, które

daje Kościół:

1. Katoliccy rodzice mają prawo i obowiązek żądać, aby ich dzieci były

kształcone i wychowywane po katolicku. Przy tym przeczytałem p. dyrektorowi odpowiedni kanon prawa kanonicznego.

2. Rodzice są zobowiązani stanowczo przeciwstawić się próbom bolszewików usunięcia religii ze szkół.

3. Nauczyciele katoliccy, moim zdaniem, powinni przynajmniej oświadczyć, że ze względu na społeczeństwo, na dzieci, na ich rodziców i wreszcie na samo wychowanie religia powinna pozostać w szkole.

4. Do waszych pertraktacji z bolszewikami, powiedziałem, jak rozumiecie,

nie mogę się wtrącać. Róbcie, co możecie, żeby religia pozostała w szko-

łach. Lecz jeśli bolszewicy siłą ją wyrzucą, nic nie poradzimy. Wtedy

będziemy się przyglądać, jaka to będzie ta ich świecka szkoła. Jeśli się

okaże, że w niej będzie podcinana i niszczona wiara, to rzecz zupełnie

zrozumiała, że rodzice katoliccy nie będą mogli posyłać dzieci do takich

szkół, gdyby zaś posyłali, to księża nie będą mogli dawać rozgrzeszenia

takim rodzicom.

5. Niech pan nie myśli – powiedziałem – że bolszewicy, dając zasiłki, pozostawią wasze szkoły takimi, jak obecnie, kiedy są prowadzone w duchu

katolickim. Jeżeli dadzą pieniądze, to również zechcą, żeby szkoły prowadzono tak, jak im się podoba. Moim zdaniem, na pana miejsce dadzą

innego dyrektora, swojego człowieka i po swojemu zaczną organizować

pracę.

6. Ustępliwość panów i ugodowość z bolszewikami tylko wtedy może być

usprawiedliwiona, gdyby można było się spodziewać, że wyjdą stąd do

lata, wówczas utrzymując jako tako szkoły do wakacji, nie dopuściłoby

się do dezorganizacji i w nowym roku szkolnym można byłoby powró-

cić do dawnego porządku. Lecz jeśli bolszewicy pozostaną dłużej, to

nadejdzie czas, że i tak przyjdzie nam, katolikom, stanąć z nimi do walki

o nasze ideały. Można się spodziewać, że jak w Rosji, tak i tutaj od nowego roku szkolnego zlikwidują wszystkie nie swoje szkoły i religię ze

wszystkich szkół usuną.

7. Dodałem, że jeśli zajdzie potrzeba, to mam zamiar wydać list do księży

i rodziców katolików, żeby im przypomnieć, jakie powinny być szkoły

w krajach katolickich i do jakich szkół mogą posyłać dzieci z czystym

sumieniem.

159Wczoraj odwiedził mnie dyrektor polskiego gimnazjum w Witebsku

Henryk Łukaszewski. Powiedział, że zgodził się na usunięcie religii ze

szkoły, ksiądz zaś uczy religii obok, w sąsiednim budynku. Dzieci jeszcze

bardziej gorliwie uczą się religii i jeszcze lepiej chodzą do kościoła. Bolszewicy dają teraz zasiłki pieniężne dla gimnazjum. Dziwił się, że tutaj w spo-

łeczeństwie polskim z tego powodu robi się tyle hałasu.

Wydaje mi się, że rozmowa tego pana została ukartowana, żeby mnie

uspokoić: sam ten człowiek wydał mi się bardzo podejrzany.

Widziałem w końcu, że dobrzy katolicy są zdecydowani raczej pozamykać szkoły, niż pozwolić usunąć z nich religię. Inni nauczyciele

i nauczycielki zamierzali widocznie pójść na ustępstwa, żeby tymczasem

księża uczyli ich uczniów religii gdzieś na uboczu. Poczekam, co z tego

wyniknie.

Wracając do wspomnianego dyrektora z Witebska, to dodał on, że jeśli

rodzice zaczną za bardzo protestować, wówczas bolszewicy mogą mnie

aresztować, tak jak aresztowali prawosławnego archireja w Witebsku. Odpowiedziałem, że pójdę do więzienia. Rozmawiając z nim, stwierdziłem, że

jest w dobrych stosunkach z bolszewikami.

Potem przyszedł ks. Jasieński, prefekt jednego z polskich gimnazjów.

Zapytał, jak postępować z tymi gimnazjami, które zamierzają ulec bolszewikom i usunąć religię, czy je bojkotować.

Odpowiedziałem, że na razie najlepiej jest wstrzymać się z bojkotem

i poczekać. Jeśli zbojkotujemy te szkoły, to społeczeństwo polskie, zwłaszcza socjaliści, mogliby czynić zarzuty, że my, księża, zniszczyliśmy im

szkoły. Lecz jeśli te szkoły zaczną zwalczać religię, wtedy, bez wątpienia,

trzeba będzie rodzicom zabronić posyłania dzieci do takich szkół.

Poprosiłem ks. Tumasa, żeby poszedł do komisarza oświaty Birziski

i porozmawiał w tej sprawie. Ks. Tumas udał się do brata komisarza Micha-

ła Birziski, dyrektora gimnazjum. Ten powiedział, że komisarz był u niego,

żeby zasięgnąć rady w sprawie szkół. Dyrektor odradzał komisarzowi wydawania tego dekretu, w przeciwnym bowiem razie bolszewicy wzburzą

przeciwko sobie całe katolickie społeczeństwo. Dotąd, dzięki Bogu, ten

dekret się nie ukazał. Cały czas się modliłem, ażeby Pan Bóg nas bronił od

wszelkich niebezpieczeństw. Tyle nasz Kościół wycierpiał za carów, a teraz

znowu nowe cierpienie i to w imię wolności sumienia. Boże, jaki dziwny

jest ten świat. Ci sami ludzie, którzy wołali, wykrzykiwali przeciwko karze

śmierci, teraz sami strzelają i zabijają złapanych swych przeciwników. Ci

sami, którzy niedawno walczyli przeciwko cenzurze, przeciwko ogranicze-

160niom wolności prasy, teraz nie pozwalają na gazety przedstawiające inne

poglądy, a jeśli jakaś odważy się ukazać, to natychmiast starają się zamknąć

jej usta. Ci ludzie, co tak mocno żądali wolności stowarzyszeń, zgromadzeń

i wolności słowa, teraz człowiekowi o innych poglądach nie dają nawet ust

otworzyć i innych stowarzyszeń nie znoszą. Ci, którzy wpierw tak gorliwie narzucali czterostopniowe zasady głosowania, a potem już i pięcio

i sześciostopniowe, teraz odrzuciwszy te stopnie, już brauningami, grożąc,

starają się wbrew woli wszystkich narzucić swoich kandydatów. Wcześniej

żądali równych praw dla wszystkich, teraz przyznają je tylko swoim stronnikom, tylko małej grupce ludzi. Doprawdy, straszna to rzecz ta polityka!

Jakże często stosowana jest zasada moralna, którą się kieruje niegodziwy

człowiek: jak ty mi ukradniesz krowę – to źle, jak ja tobie – to dobrze. Tak

bardzo obwiniany był Kościół z powodu nietolerancji, tak wiele uczyniono

mu z tego powodu zarzutów. A tymczasem się okazało, że nie ma człowieka

bardziej tolerancyjnego od katolika, naprawdę kochającego Boga i bliźniego. Taki katolik, jako pierwszy potrafi zrozumieć cudze błędy i ulituje się

nad błądzącym.

Był u mnie ks. Kiersnowski, prefekt pierwszego polskiego gimnazjum,

powiedział, że był obecny na zebraniu polskich nauczycieli u p. Węcławskiego, przewodniczącego polskiego komitetu wychowania. Nauczyciele

socjaliści i postępowcy nie przyszli. Zgromadzeni uchwalili, żeby nie

wchodzić w układy z bolszewikami, nie przyjmować od nich zasiłku i nie

pozwolić usunąć religii ze szkoły. Jeśli nie można będzie inaczej, są zdecydowani raczej pozwolić na zamknięcie szkół. Umotywowali to postanowienie następująco: panowanie bolszewików nie będzie tutaj długie, niebawem

spodziewano się powrotu Polaków. Jak wówczas będą wyglądać w oczach

społeczności polskiej wszyscy ci, co się pokumają z bolszewikami. Uchwalono więc bojkotować te szkoły, które poddadzą się bolszewikom i usuną

religię. Sam prosił, ażeby mu pozwolono opuścić to gimnazjum, w którym

jest, jeśli ono zgodzi się na usunięcie religii, choćby nawet pokątnie można

by było tam jeszcze uczyć religii. Zgodziłem się.

Tak więc nie udało się bolszewikom i ich stronnikom przeciągnąć na

swoją stronę ani rodziców, ani nauczycieli: z tych ostatnich tylko mała czą-

steczka skłoniła się na ich stronę. Na zebraniach publicznych nic nie wskó-

rali, jednak nie przestają nadal prowadzić swojej roboty. Namawiają więc

osobno znakomitszych rodziców, żeby nie burzyli polskiej szkoły i oświaty,

aby ustąpili i zgodzili się przyjąć stawiane warunki. Niektórzy rodzice zaczęli się wahać.

16116 lutego

W ubiegłym tygodniu miałem dużo pracy, kłopoty i zmartwienia z powodu sprawy ojca Friedricha Muckermanna, jezuity. Zdaje się, że dopiero

w 1840 r. kościół św. Kazimierza został zabrany przez Rosjan i zamieniony

na prawosławny sobór św. Mikołaja. Gdy Niemcy zajęli Wilno, odprawiali

w tym kościele nabożeństwa dla żołnierzy protestantów, potem przekazali

go żołnierzom katolikom. Kapelanem był o. Muckermann. Nasi ludzie,

przypomniawszy sobie, co było dawniej, również tłumnie zaczęli uczęszczać do tego kościoła. O. Muckermann, nauczywszy się trochę po polsku,

wygłaszał kazania także i do ludu. Duchowni rosyjscy czatowali, żeby

znowu zagarnąć ten kościół. Zwrócili się do władz niemieckich, lecz nic

nie wskórali. Chcieli wedrzeć się siłą, lecz ludzie nie dopuścili. Po moim

przyjeździe do Wilna, archirej prawosławny zwrócił się zaraz do mnie za

pośrednictwem swojego duchownego, a potem i osobiście, żebym rozkazał

oddać im ten kościół. Odpowiedziałem, że ten kościół został zbudowany

przez katolików, a tylko później odebrany im przez władze rosyjskie, że

wierni zawsze uważali go za swój kościół, a dopiero teraz, gdy się nadarzyła okazja, znowu powrócili do swego kościoła i o ile znam usposobienie

ludu, widzę, że obecnie nie da on sobie tego kościoła wydrzeć. Powiedzia-

łem, żeby lepiej archirej teraz, w tak niespokojnym czasie, nie wtrącał się

do tej sprawy, gdyż może wzbudzić przeciwko sobie ludność katolicką.

Ja również nie mam zamiaru wtrącać się do tej sprawy: władza niemiecka

zajęła ten kościół, Niemcy tam gospodarują, a więc – mówię – niech Wasza

Ekscelencja z nimi się porozumie. Według mnie, gwoli sprawiedliwości,

ten kościół powinien wrócić do katolików, gdyż to ich własność. Słyszałem,

że po przyjściu bolszewików, duchowni prawosławni zwracali się kilkakrotnie, żeby im kościół zwrócono. Nic nie wskórali. Bolszewicy odpowiedzieli, że prawosławni mają dosyć cerkwi, a ten kościół był katolikom

skonfiskowany.

Ta świątynia należała przedtem do ojców jezuitów. Bardzo mi zależało

na tym, żeby po wycofaniu się Niemców nie wymknęła się z rąk katolików.

Prosiłem o. Muckermanna, żeby nie wyjeżdżał razem z niemieckim wojskiem, ale pozostał. Jeśli teraz uda się ten kościół obronić, to jezuici będą

mogli przy nim otworzyć swój dom. O. Muckermann został nawet mianowany przez swoich przełożonych rektorem tego kościoła. O. Muckermann

posłuchał mnie i pozostał, dałem mu do pomocy jeszcze jednego księdza.

W kościele bardzo pięknie odprawiały się nabożeństwa, przychodziło dużo

162ludzi. Z nadejściem bolszewików życie jakby zostało wstrzymane. Ks. Olszański, który przewodniczy organizacjom robotniczym, musiał z początku

się ukrywać.

O. Muckermann przyszedł poradzić się, co dobrego można by dla robotników zrobić. I mnie, i jemu zależało, żeby pomieszczenie przy kościele

obrócić na dobre cele. Poradziłem wybadać, czy bolszewicy nie będą przeszkadzać tym poczynaniom, czy nie będą się go czepiać, przynajmniej na

początku. Prosiłem, żeby o. Muckermann trzymał się czysto katolickiego

gruntu, ażeby prowadził robotę katolicką, odrzuciwszy na bok politykę i nacjonalizmy. Powiedziałem, o ile rozumiem, jeśli ksiądz będzie prowadził

robotę czysto katolicką, to robota pójdzie. Tutaj już wszyscy mają dosyć

tego nacjonalizmu. Ustalcie, że cel pracy będzie czysto religijny, kulturalny

i nie materialny.

Na początku spróbował o. Muckermann wygłosić robotnikom konferencję w niedzielę o godz. 5 po południu. Zgromadziło się bardzo dużo

ludzi. Gdy to zobaczył, zaprosił ich do pustych sal przy kościele i przystąpił

do pracy organizacyjnej. Nową organizację nazwał „Związek Chrześcijań-

ski”. Ludzie się zaczęli gromadnie zapisywać.

Dałem do pomocy o. Muckermannowi ks. Piotrowskiego, Białorusina,

potrafi on dobrze przemówić do ludzi i poradzi sobie w pracy społecznej.

Do tego związku zaczęli się zapisywać najbiedniejsi ludzie – bez względu

na narodowość. W krótkim czasie zapisało się ponad 9 tysięcy mężczyzn

i kobiet. Nie podobało się to księdzu Olszańskiemu: kilka razy przybiegał

do mnie na skargę, że przez to niszczona jest jego praca. Po zbadaniu całej

sprawy i naradzeniu się z bardziej kompetentnymi księżmi, wezwałem do

siebie o. Muckermanna, ks. Olszańskiego, ks. Lubiańca, dyrektora akcji

społecznej w diecezji. Kazałem im obydwu przedstawić swoją sprawę.

Zadecydowałem, żeby każdy z nich prowadził swoją pracę samodzielnie i żeby przez to jeden nie przeszkadzał drugiemu. Ks. Olszański

niech organizuje i prowadzi związki zawodowe i działalność kulturalną,

a o. Muckermann swoją pracę religijną, oświatową i ekonomiczną; swymi

robotnikami niechaj zasila związki zawodowe ks. Olszańskiego. W ten sposób spór został zakończony.

O. Muckermann wpadł nawet na pomysł wydawania pisma. Zaczął

również zakładać kooperatywę. Nie spodobało się to bolszewikom. Zaledwie ukazał się pierwszy numer pisma, natychmiast zostało zabronione.

Samemu o. Muckermannowi, przysłani w nocy dwaj milicjanci rozkazali

opuścić Wilno w ciągu 24 godzin. Miało to miejsce w niedzielę, 9 lutego.

163Natychmiast, wcześnie z rana otrzymałem o tym wiadomość. Zaraz też zjawił się u mnie i sam o. Muckermann i ks. kanonik Ellert, proboszcz parafii

św. Jana, do której należał kościół św. Kazimierza oraz księżniczka Gruziń-

ska. Naradzaliśmy się, co począć.

O. Muckermann zamierzał jeszcze przez pewien czas pozostać w Wilnie i ukrywać się, zanim nie uporządkuje i nie załatwi wszystkich swoich

spraw. Postanowiliśmy, że Związek Robotników ma nadal istnieć, jak

poprzednio i żeby pomagał mu ks. Piotrowski. Opiekę nad kościołem i rozpoczętymi w nim pracami miał wziąć na siebie Zarząd Związku Robotników pod przewodnictwem ks. kanonika Ellerta. Po rozejściu się wieści, że

bolszewicy wypędzają o. Muckermana z Wilna, ludzie zaczęli się zbierać

w kościele św. Kazimierza. O. Muckermann również przyszedł do kościoła

i na pożegnanie powiedział krótkie kazanie. Gdy chciał wyjść z kościoła,

ludzie go nie puścili, mówiąc, że nie pozwolą go wypędzić. Nie tylko

w kościele, ale i przed kościołem były tłumy ludzi. Milicjanci żydowscy,

chcąc tłum rozpędzić, oddali kilka strzałów w powietrze. Mówi się, że jeden pocisk trafił w okno kościoła. Tłum wpadł we wściekłość, rzucił się na

żydowskich milicjantów, rozbroił ich i oddał w ręce czerwonogwardzistów.

Ludzie wzięli tę strzelaninę za prowokację ze strony Żydów; mianowicie

już w sobotę i niedzielę widzieli ludzie Żydówki podrzucające, a nawet

przylepiające na drzwiach i ścianach kościoła ulotki przeciwko księdzu

Muckermannowi.

Władza bolszewicka, poczuwszy, że rośnie wściekłość ludzi przeciwko Żydom, wycofała żydowskich milicjantów z ulic w pobliżu kościoła św.

Kazimierza, a na ich miejsce postawiła czerwonogwardzistów. Ludziom

ogłoszono, że ci, co strzelali, zostaną ukarani. Okazało się, że i czerwonogwardziści nie wszyscy są wierni władzy. Niektórzy z nich mówili, że nie

pozwolą krzywdzić ludzi, ani też żeby Żydzi jeździli na karkach chrześcijan. Widocznie doszły o tym wieści do przywódców bolszewickich, gdyż

wysłali oni z miasta niezbyt lojalne oddziały żołnierzy, kościół otoczyli

wiernymi sobie żołnierzami Polakami. Pozwalali ludziom wychodzić z ko-

ścioła, natomiast nie pozwalali wchodzić. Ludzie bez przerwy posyłali delegatów do władzy bolszewickiej w sprawie uwolnienia i pozostawienia o.

Muckermanna. Kolejarze byli nawet zdecydowani urządzić strajk: tak samo

i pracownicy elektrowni. Do mnie również przychodzili zarówno poszczególni ludzie, jak i przedstawiciele robotników w sprawie o. Muckermanna.

Ta sprawa poruszyła w mieście wszystkich katolików. Robiłem, co mogłem,

żeby uratować o. Muckermanna. Zaraz w poniedziałek poprzez ks. Kuktę

164poprosiłem p. doktorową Vileisis, żeby w tej sprawie poszła do KapsukasaMickevciusa i Lutkevicisa. Pani Vileisis była bowiem dobrą znajomą Kapsukasa; niegdyś wybawiła go z więzienia i ocaliła od śmierci. Lecz nic nie

wskórała. We wtorek posłałem księży, Lubiańca i Maciejewicza, do rabina

żydowskiego, z prośbą, żeby rozkazał swoim, by nie drażnili i nie prowokowali, gdyż może dojść do pogromu Żydów. Rabin przyrzekł to uczynić.

Powiedziałem, że będę błagał również i swoich. Posłałem ks. Tumasa z listem do Kapsukasa

http://totustuus.net.pl/index.php/b-jerzy-matulewicz/27-b-jerzy-matulewicz-mic

**********

Myśli bł. Jerzego Matulewicza o życiu duchowym

Kalendarium wg pism bł. Jerzego Matulewicza MIC
RADY – WSKAZÓWKI

WE WSZYSTKIM SZUKAĆ BOGA
1.
Hasłem moim niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą chwałę Bożą, we wszystko wnosić ducha Bożego, wszystko przepajać duchem Bożym. Bóg i Jego chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia, osią, dokoła której maja się obracać wszystkie moje myśli, uczucia, pragnienia i czyny.

2.
Staraj się coraz bardziej, by Bóg był w centrum całego Twojego życia:
Twoich myśli, uczuć, czynów, by Twoja wola była coraz bardziej
zjednoczona z wolą Bożą. O resztę się nie troszcz.

3.
Ośrodkiem naszego życia powinien być Bóg. Jego większa chwała powinna
być celem dla nas wszystkich.
4.
Najlepiej zrobisz, jeśli całkowicie zdasz się na wolę Bożą i będziesz
widzieć we wszystkim Boga i Jego świętą wolę. Szukaj tylko całym
sercem Boga i staraj się w miarę możności podobać Bogu. Wówczas nie trzeba będzie się obawiać.

5.
Należy nieustannie ożywiać w sobie gorące pragnienie wyższej
doskonałości własnej i płomienną gorliwość o większą chwałę Boga, o większą pomyślność kościoła oraz o zbawienie i dobro bliżnich. ”
Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas.” ( 2 Kor. 5, 14)
6.
Staraj się tylko o coraz większe zjednoczenie się z wolą Bożą, o coraz
większe przejęcie się duchem Chrystusowym, nauką Chrystusa,
intencjami i zamiarami, o coraz większe wznoszenie się do Boga, a
wówczas i sumienie będzie się coraz bardziej rozjaśniało. Kieruj się
świętą roztropnością, która nie pobłaża zbytnio sobie, ale też liczy
się ze słabością natury i z rozumnymi jej potrzebami.

7.
Po co żyjesz na świecie? Przypominaj sobie, że po to, by Bogu służyć i
spełnić Jego świętą wolę. A wolę Bożą pełnimy nie tylko pracując, ale
i cierpiąc. Przedziwny jest Bóg w swoim świętych, przedziwne są drogi, po których On nas prowadzi do siebie. Nie opuszczaj nic z Twojej pobożności. Bóg Ciebie nie opuści. Ale tymczasem trzeba zdać się na wolę Bożą i czekać cierpliwie, nie ustając w wierności tym łaskom, jakie obecnie od Boga otrzymujesz.
8.
Gdy czujesz, że coś Ciebie dręczy, męczy, uciska – przynajmniej zwierz się komuś z tego, to Ci ulży. Bądż spokojny, bracie, spoglądaj i patrz na wszystko oczami wiary, nic się nie dzieje bez woli Bożej.

9.
Za bardzo martwisz się o przyszłość. Co będzie, tylko Bóg jeden wie.
My zaś ludzie musimy ciągle odgadywać i ryzykować. Lecz jeżeli
człowiek stara się iść słuszną drogą, to ma zawsze czyste sumiennie i
trzeba mieć nadzieję, że Bóg go nie opuści. Nie ma czego się bać, to
nic Ci nie da.
10.
Wpadłszy w wir prac i spraw, bardzo dobrze jest starać się ustawicznie
chodzić w obecności Bożej i żyć w jak największym zjednoczeniu z
Bogiem. Przyjdzie czas, że i umysł można będzie ożywić, wzmocnić,
odnowić.

11.
Na ogół wybieraj to, co więcej ciebie podnosi do Boga, co rozbudza
bardziej w twym sercu miłość, co może przynieść większy pożytek
bliżnim, a Bogu większą chwałę.
12.
Wstąp odważnie na drogę, jaką ci Bóg wskazuje, a dopiero wtedy
zatroszcz się o to, jak ominąć trudności lub jak je przezwyciężyć.
Kiedy Bóg dopuszcza nieszczęścia, to i dopomaga je znieść oraz poucza, jak z nich wybrnąć.

13.
Jeżeli tylko naprawdę będziemy szukać Boga, równocześnie
Całkowicie zdając się na jego wolę, to bez wątpienia pan Bóg doprowadzi nas do wszelkiego dobra.
14.
Chwała Boża i zbawienie dusz! Czyż może być jakiś inny cel wyższy i
szlachetniejszy ponad ten? W porównaniu z nim jakże nikłe wydaje sięwszystko inne! Wobec niego cóż warte najlepsze i najszlachetniejsze dążenia? Czyż nie jest to rzecz godna i sprawiedliwa, abyśmy dla tego celu poświęcili wszystko, co tylko mamy: czas, majątek, zdolności, a nawet samo życie?

15.
We wszystkim zdążaj zawsze do coraz większej miłości Boga i bliżniego. Kto w miłości trwa, ten trwa w Bogu, a Bóg w nim. Ciesz się i raduj,że Bóg tak dobry i służ Mu z radością i weselem.
16.
Proszę zdać się na wolę Bożą i umieć ją we wszystkim upatrywać. Ten
wiele robi, kto pełni wole Bożą, a ponad miłość Boga i bliżniego nie
ma czynów wznioślejszych.

17.
Niczym się nie zrażaj, pracuj, poświęcaj się i wierz mocno , i ufaj w
zwycięstwo i triumf dobrego nad złem.

18.Gdybyśmy mieli żywą wiarę, chronilibyśmy się do serca swego ,
by tam rozmawiać z Bogiem: znależlibyśmy siłę do czystości sumienia, ogieńzdolny rozpalić miłość potężną , popchnąć do pokonywania namiętności,do wytrwałej pracy nad sobą. Gdy się nauczymy tak korzystać z obecności Bożej, będziemy mogli powiedzieć ze św. Pawłem: ” Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyję we mnie Chrystus” (Ga 2, 20)

19.
Wyszliśmy od Boga, dążymy do Boga, wracamy . Że tak jest, dowodzi
fakt, iż nic nie może zaspokoić nas oprócz Boga, ani bogactwa, ani
zaszczyty, ani nawet nauka, praca, ideały ludzkie: nawet sama cnota,
choć wielka i wysoką jest rzeczą , bo połączona z trudem, zawodami,
niedoskonałościami. Żadne dobro dziedziny materialnej, ani nawet
wyższej , nie zaspokaja nas, tylko Bóg, Prawda Nieomylna, Dobro
Całkowite, Doskonałość Najwyższa.
20.
Serce ludzkie instynktownie wyrywa się do Boga: póki w Nim nie spocznie, jest niespokojne. Bóg woła do siebie odczuciem dziwnym serca, często jakąś pustką, niesmakiem. Kiedy serce zamiast w Bogu, szuka celu w stworzeniu, człowiek czuje jakiś niepokój i smutek. Bóg woła nas i ciągnie do siebie.
21.
Czy staramy się Boga poznać naprzód w księdze przyrody? Czy umiemy tak patrzeć na świat, aby w nim poznać wielkość, dobroć, doskonałość Bożą? Czy nas widok świata podnosi do Boga jak świętych, którym dość było spojrzeć na świat, na gwiazdy, aby unieść myśli i serca do Boga?

22.
Trzeba patrzeć na Boga, jako w nasz cel i koniec, Boga odnaleźć, w Bogu się zatopić. Trzeba sobie uprzytomnić, że Bóg jest wkoło nas, w Nim jesteśmy, poruszamy, bo On w nim przebywa. Trzeba ożywić ducha wiary.
23.
Wszechmoc Boga, cudowne działanie Jego Opatrzności we wszechświecie, napełniły by nas podziwem i czcią najgłębszą, gdybyśmy je należycie poznali. Bóg nie tylko stwarza i utrzymuje wszystko, ale ciągle podtrzymuje życie, któremu dał początek, a które bez jego pomocy obróciłoby się w nicość.

24.
Szukając całym sercem Boga i ze wszystkich sił służąc Jego Kościołowi, najlepiej przysłużymy się społeczeństwu, narodom i całej ludzkości, gdyż w nikim innym nie ma zbawienia, jak tylko w Panu Jezusie Chrystusie (por.Dz. 4, 12)
25.
Chociażby prace i zamierzenia nie udały się, Bóg jednak przyjmie naszą dobrą wolę, zamiary i wysiłki. Wobec Boga nic nie stracimy, raczej jeszcze zyskamy.

26.
Jak istnieje chrzest z pragnienia, tak samo można Bogu oddać się całkowicie, poświęcić w duszy zupełnie przez pragnienie.
27.
Należy oddać się bez zastrzeżeń, przede wszystkim szukać Boga, a Pan Bóg, który najlepiej wie i widzi, czego nam potrzeba, co jest dla nas pożyteczniejsze, sam zaprowadzi nas na prawdziwą drogę.

28.
Miej tylko zawsze czyste intencje, szukaj Boga, miej dużo cierpliwości i pokory. Istnieje mistyczny związek dusz i w sposób mistyczny przenosi się dobro z jednego na drugiego.
29.
Bóg nie chce zguby żadnego człowieka, to i Ciebie nie odrzuci, tylko zdążaj i przytulaj się di Niego całym sercem.

30.
Głupi jestem, nie wiem o co prosić. Daj, Boże, aby we wszystkim pełniła się Twoja wola. Oto ja, weź mnie i czyń ze mną, co chcesz, daj, bym był w Twoich rękach odpowiednim narzędziem, byle tylko rosła chwała Twoja, rozszerzało się Twoje królestwo, pełniła się Twoja wola.
31.
Kto ma Boga, kto ma Jezusa, ma wszystko.

kalendarium_myli.doc

Download File

http://matulaitis.weebly.com/my347li-b322-jerzego-matulewicza-o-380yciu-duchowym.html

FRAGMENT HOMILII OJCA ŚWIĘTEGO
W DNIU BEATYFIKACJI 28 czerwca 1987

Jan Pawł II

Otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa (Rz 6,3) W dniu, w którym – w jedności z Kościołem na ziemi litewskiej – dziękujemy Trócy Przenajświętszej za Chrzest Narodu przed 600 laty, przemawia do nas w sposób szczególny św. Paweł: “Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć?” (Rz 6,3).

Jeśli ktoś pyta, co stało się przed sześciuset laty w Wilnie i na Litwie, to w tych słowach Apostoła znajduje się właściwa odpowiedź. Pełna odpowiedź. Chrystus wszedł w dzieje wewnętrzne wielkiego księcia i jego rodaków mocą swojej paschalnej tajemnicy. Zostali zanurzeni w Jego odkupieńczej śmierci, aby wraz z Chrystusem przejść do nowego życia w Jego zmartwychwstaniu.

Dziś pragniemy dziękować za wszystkich, którzy stali się przed sześciu wiekami sługami i szafarzami tajemnic Bożych wśród Waszych praojców. Równocześnie zaś dziękujemy za to, że Chrzest Litwy wydaje swe zbawcze owoce w naszym stuleciu, czego wyrazem jest postać Błogosławionego Waszego Rodaka, którego właśnie w dniu dzisiejszym dane mi jest wynieść do chwały ołtarzy.

Arcybiskup Jerzy Matulaitis-Matulewicz, którego życie i zasługi zostały nam przed chwilą przypomniane, jest szczególnym darem dla Kościoła i Narodu na Litwie na tegoroczny Jubileusz. Prawdziwy “sługa i apostoł Jezusa Chrystusa”, gorliwy i niestrudzony w wypełnianiu kapłańskiej posługi na własnej ziemi ojczystej, w Polsce, w Rzymie i na innych miejscach, był Pasterzem pełnym męstwa i inicjatywy, zdolnym w sposób roztropny i w duchu poświęcenia stawiać czoło trudnym dla Kościoła sytuacjom. Jedyną jego troską było zawsze zbawienie powierzonych mu dusz.
I jeśli umiał wyjść zwycięsko ze wszystkich prób, jeśli cieszył się tak wielkim szacunkiem, to dzięki cnotom praktykowanym w sposób niezwykły. Świadczy o tym owocność jego pracy duszpasterskiej na tak wielu polach: od gorliwego wykonywania posłannictwa kapłańskiego, po wypełnianie delikatnych zadań powierzonych mu przez Stolicę Apostolską; od nauczania zmierzającego do szerzenia chrześcijańskiej kultury i sprawiedliwości społecznej, po osobiste zaangażowanie w służbę najbiedniejszym i najbardziej potrzebującym.

Chciałbym zwłaszcza przypomnieć gorliwość, z jaką sam praktykował i proponował życie zakonne, odnawiając Zgromadzenie Księży Marianów i zakładając Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia oraz Służebnic Jezusa w Eucharystii. Jego duchowi synowie i córki, licznie dziś tutaj reprezentowani, przejęli od niego cenne dziedzictwo świętości i oddania Kościołowi oraz braciom. Bogactwo to rodziło się z intensywnego życia wewnętrznego, poprzez które pozostawał nieustannie zjednoczony z Bogiem.

Błogosławiony Jerzy Matulewicz, który w sposób heroiczny starał się być “wszystkim dla wszystkich”, głęboko świadomy swej pasterskiej misji, prawdziwy apostoł jedności oddany bez reszty głoszeniu Ewangelii i dziełu uświęcenia dusz, jest w sposób szczególny wspaniałym wzorem biskupa.

Cieszę się, że moi rodacy podzielają radość braci i sióstr we wspólnocie katolickiego dziedzictwa na Litwie, których historia jest tak bardzo związana z naszą historią, i wraz z nimi dziękuję Bogu za to, że dar Chrztu świętego, przyjęty ongiś przez ich praojców, wydaje zbawcze owoce w naszym stuleciu, czego wyrazem jest postać Błogosławionego, którego w dniu dzisiejszym dane mi jest wynieść do chwały ołtarzy.

SŁOWO OJCA ŚWIETEGO DO POLAKÓW
PO MODLITWIE ANIOŁ PAŃSKI 29 VI 1987r.

W dniu dzisiejszym pragnę szczególnie uwydatnić to, że 600-lecie Chrztu Litwy obchodziliśmy równocześnie z wyniesieniem na ołtarze syna tego narodu. Został wczoraj ogłoszony uroczyście błogosławionym sługa Boży Jerzy Matulewicz. Dziś pragnąłbym przede wszystkim ku tej postaci skierować naszą wspólną uwagę. Mąż Boży: jego zasługi wobec Boga i Kościoła w naszym stuleciu są wielkie. Wielka była jego wiara i jego nadzieja, i jego miłość do Boga, do ludzi, do wszystkich bez wyjątku ludzi. Ta miłość była zawsze większa od wszystkich podziałów i napięć, wśród których wypadło mu żyć i ta miłość była też źródłem wszystkich jego cierpień i całej wielkiej służby jego życia, stosunkowo krótkiego (56 lat). Cieszymy się, że na 600-łecie Chrztu Litwy został wyniesiony na ołtarze ten syn ludu litewskiego, bo z ludu litewskiego pochodził, ten syn narodu litewskiego, wielki syn, a równocześnie wielki syn Kościoła Chrystusowego. Związany przez swoje narodzenie i przez swój ą posługę z własnym narodem, jest także związany z Polską, z Kościołem w Polsce, w szczególności z niektórymi diecezjami polskimi. Mam tu na myśli Kielce, gdzie się przygotowywał do kapłaństwa i chociaż został wyświęcony na kapłana w Petersburgu, to został wyświęcony na kapłana diecezji kieleckiej, pozostawał w łączności z tą diecezją dotąd, aż przez śluby zakonne w Zgromadzeniu Marianów związał się z tym zgromadzeniem, przestając być kapłanem diecezjalnym. Był także biskupem wileńskim, po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, powołany na to stanowisko przez Stolicę Apostolską za sprawą ówczesnego wizytatora apostolskiego w Polsce, a także i na Litwie, Achillesa Ratti, późniejszego papieża Piusa XI. Postać bliska, bliska nam nie tylko w znaczeniu historycznym, bliska nam w czasie, ale bliska nam przede wszystkim przez to, że był uczestnikiem wydarzeń, dziejów; najbardziej przez to, że był mężem Bożym, przez jego świętość. Wiemy, że jest odnowicielem zakonu Księży Marianów i wspólnie z tym Zgromadzeniem radujemy się wszyscy zarówno na Litwie, jak i w Polsce oraz wśród emigracji, gdzie marianie pracują, spełniaj ą swój ą misję zakonną i apostolską. Radujemy się wszyscy z beatyfikacji Jerzego, arcybiskupa a zarazem marianina i odnowiciela Zgromadzenia Marianów w naszym stuleciu.

http://www.jerzymatulewicz.sje.com.pl/glowna.html
********
27 stycznia
Święty Henryk de Ossó y Cervelló, prezbiter
Święty Henryk de Ossó y Cervelló Henryk urodził się w Vinebre w hiszpańskiej Katalonii 15 października 1840 r. W wieku 15 lat spotkał się z dziełem św. Teresy od Jezusa. Pragnął zostać nauczycielem, ale ojciec zadecydował, że zostanie kupcem. Został więc wysłany do pracy w sklepie u wujka. Jednakże śmierć matki w 1854 r., wskutek szalejącej wówczas w Katalonii epidemii cholery, zmieniła serce Henryka. Postanowił zostać kapłanem. Po perypetiach związanych z uzyskaniem zgody ojca, trafił do szkoły dla przyszłych kapłanów w Tortosie. Codziennie uczestniczył w Eucharystii, odmawiał różaniec, często przyjmował też Komunię św. Studiował częściowo także w Barcelonie, wówczas wielkim przemysłowym mieście, gdzie poznał problemy życia robotników. W 1867 r. przyjął święcenia kapłańskie jako kapłan diecezjalny. Pierwszą Mszę odprawił przed figurą Czarnej Madonny z Montserrat, Patronki Katalonii.
Zasłynął jako apostoł dzieci i wspólnot osób świeckich. Dzięki katechizowaniu dzieci mógł wypełnić swoje młodzieńcze pragnienie zostania nauczycielem. W 1872 r., aby ułatwić pracę katechetom, ułożył i wydał Praktyczny przewodnik katechety. Wydawał także gazetę Santa Teresa de Jesús. Zatroszczył się także o dzieci nie uczęszczające do szkoły, organizując dla nich “szkółki niedzielne”, gdzie uczyły się pisać i czytać. Ofiarne apostolstwo umiejętnie łączył z głębokim życiem modlitwy. Bogate doświadczenie w życiu wewnętrznym pozwalało mu skutecznie prowadzić do Boga liczne osoby.
W 1873 r., zachwycony głębią myśli św. Teresy od Jezusa, założył stowarzyszenie katolickiej młodzieży żeńskiej. Postawił mu za cel troskę o ewangeliczne wychowywanie kobiet – przyszłych matek. Rozwijało się ono bardzo szybko – po roku liczyło już ok. 700 członkiń, a w osiem lat później – blisko 140 tysięcy w całej Hiszpanii. Dla potrzeb Towarzystwa Henryk napisał książkę Kwadrans – zbiór krótkich medytacji przeznaczonych dla młodzieży.
W 1876 r. powołał do życia także nowe zgromadzenie – Towarzystwo św. Teresy od Jezusa. Pragnął, by siostry mogły zdobywać odpowiednie przygotowanie naukowe i pedagogiczne do opieki nad dziewczętami. W 1890 r. zgromadzenie liczyło blisko 300 osób; sto lat później liczba profesek wzrosła do dwóch tysięcy.

Utrudzony cierpieniem i różnorakimi próbami, także ze strony władz kościelnych, zmarł na atak serca w Gilet w Walencji w nocy z 27 na 28 stycznia 1896 roku. W 1908 r. trumnę z jego szczątkami przeniesiono do domu jego zgromadzenia w Tortosie. Jego beatyfikacji w 1979 r. i kanonizacji w 1993 r. dokonał papież św. Jan Paweł II.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-27b.php3
********

Szczepan Praśkiewicz OCD – Mało znani święci Karmelu z okresu pontyfikatu Jana Pawła II – 1. ŚW. HENRYK DE OSSÓ Y CERVELLÓ

1. ŚW. HENRYK DE OSSÓ Y CERVELLÓ

Urodzony nazajutrz po liturgicznym wspomnieniu św. Teresy od Jezusa, 16 października 1840 r., Henryk de Ossó y Cervelló [4], jakkolwiek nie był karmelitą bosym, to jednak należy do największych terezjanistów hiszpańskich minionego stulecia [5]. Jako najmłodszy syn katalońskich rolników Jaime de Ossó i Michaleli Cervelló, spędził on dziecięce lata razem z dwojgiem rodzeństwa pośród winnic i oliwkowych gajów rodzinnego miasteczka Vinebre. Jego pobożna matka bardzo pragnęła, aby Henryk został księdzem. Syn marzył natomiast o pracy nauczycielskiej. Odmiennie myślał ojciec, który chciał, by Henryk zrobił karierę kupiecką, i z tą myślą wysłał go w 1851 r. do Quinto de Ebro, 150 km od domu rodzinnego, aby pomagał swemu wujowi w prowadzeniu sklepu, wdrażając się tym samym w kupieckie rzemiosło. Tam rozpoczyna on naukę i równocześnie pracuje w sklepie. Po roku czyni to samo w Reus, ważnym gospodarczym ośrodku katalońskim, gdzie ojciec umieszcza go u kupca Piotra Ortal, aby zdobył zawód na przyszłość.

Ojcowskie plany przekreśla jednak zaraza cholery, która zbiera w tym czasie w Katalonii obfite żniwo śmierci. Umiera m.in. matka Henryka. Przed śmiercią zdradza mu ona, że całe życie modliła się o to, aby został księdzem. Jest to rok 1854, Henryk liczy 14 lat. Od pewnego czasu rozczytuje się w dziełach św. Teresy od Jezusa, których egzemplarz otrzymał od ciotki w Reus. Jego ojciec nie dopuszcza jednak myśli o kształceniu młodszego syna na księdza i nakazuje mu pozostać u kupca w Reus. Henryk, zachęcony przykładem wielu świętych, w życiorysach których się rozczytuje, i przekonany, że ma prawo decydować o sobie, skoro nie może się uczyć, by zostać księdzem, postanawia służyć Bogu jako pustelnik. Pisze list pożegnalny do ojca, rozdaje uboższym od siebie zbędną odzież, opuszcza dom kupca Ortal, i o żebraczym chlebie udaje się do sanktuarium Matki Bożej Patronki Katalonii w Monserrat. Odnajduje go tam starszy brat, który obiecuje mu pomoc i nakłania do powrotu do domu.

Teraz, pod presją krewnych, ojciec pozwala Henrykowi na wstąpienie do seminarium w Tortosie, gdzie rozpoczyna on najpierw naukę w zakresie szkoły średniej, a potem studium filozofii i teologii. Niektóre przedmioty z tej ostatniej dyscypliny studiuje w Barcelonie, przemysłowej stolicy Katalonii, gdzie styka się na co dzień z poważnymi problemami świata robotniczego. 21 września 1867 r. otrzymuje w Tortosie święcenia kapłańskie, i udaje się z prymicjami do Monserrat, aby w narodowym sanktuarium katalońskim zawierzyć swoje kapłaństwo Matce Chrystusa.

Początki jego posługi kapłańskiej zbiegają się z nader trudnym okresem społeczno­politycznym w Hiszpanii, a właściwie i w całej Europie. Masoneria i skrajni liberałowie, natchnieni ideami rewolucji francuskiej, oskarżają Kościół, że broni zażarcie „starego porządku”. Gdy dochodzą oni do władzy, ograniczają zakres jego działalności, zwłaszcza w sektorze oświatowo-wychowawczym. W rok po święceniach kapłańskich Henryka wybucha w jego ojczyźnie tzw. „rewolucja wrześniowa”: likwiduje i ograbia się klasztory, wprowadza się zakaz składnia ślubów zakonnych, zostają upaństwowione majątki kościelne, aresztuje się wielu biskupów, wśród których także ordynariusza Tortosy. Gmach seminarium tego miasta zajmuje rada rewolucyjna.

Młody ks. Henryk przeżył cały ten niespokojny czas w swoim rodzinnym Vinebre, oddając się posłudze kapłańskiej, przede wszystkim katechizacji, do której był szczególnie predysponowany. Jak podkreślają biografowie, dzieci przepadały za nim, a on z nimi czuł się w swoim żywiole. W dzieciństwie marzył o tym, by być nauczycielem; i teraz był nie tylko nauczycielem, ale i kapłanem. Udzielał się w katechizacji jeszcze jako kleryk. Wszystko to sprawiło, że gdy w końcu 1868 r. biskup Tortosy powrócił do diecezji, mianował ks. Henryka profesorem w seminarium i odpowiedzialnym za katechizację z ramienia kurii diecezjalnej. Była to nominacja bardziej niż trafna, wręcz opatrznościowa. Henryk de Ossó uważał bowiem katechizację dzieci i młodzieży za najważniejszy środek rechrystianizacji społeczeństwa; tego społeczeństwa, które – jak sam napisał – „zestarzało się, zasłabło w nim światło wiary, wygasł też w nim płomień miłości”. W jego przekonaniu odrodzenie Kościoła i odrodzenie społeczeństw należało zacząć od dzieci: „wszystko zależy od pierwszych lat życia człowieka. Co się pozna jako pierwsze, zapomina się jako ostatnie”. Dlatego pragnął, aby wszystkie dzieci były objęte katechizacją, i już w pierwszym roku pełnienia swego obowiązku wydał diecezjalny regulamin katechizacyjny. Proponował, aby każda katecheza była dobrze przygotowana i ożywiana śpiewem pieśni religijnych. Sugerował też nagradzanie najpilniejszych uczniów. Katechizacja odbywała się w kościołach, bo w szkołach na nią nie pozwalano. W 1872 r., w celu ułatwienia katechetom ich pracy, którą znał z własnego doświadczenia, opublikował Praktyczny przewodnik katechety,a w rok później założył stowarzyszenie katolickiej młodzieży żeńskiej pod patronatem Niepokalanego Poczęcia NMP i św. Teresy. Miało ono służyć odrodzeniu rodziny katolickiej poprzez wychowanie przyszłych matek, w myśl jego powiedzenia: „świat zawsze był takim, jakim uczyniły go kobiety”. Rozumowanie ks. Henryka inspirowało się pismami Teresy z Avila: „Świat współczesny, podobnie jak świat św. Teresy, płonie żarem. Oto chcieliby na nowo zasądzić na śmierć Chrystusa! (…) Uratować go może jedynie kobieta, która jest sercem rodziny. Mocy kobiety katolickiej nic się nie oprze. A źródłem jej ogromnej mocy powinny być: codzienny kwadrans modlitwy medytacyjnej, częsta Komunia św., lektura pism św. Teresy”. [6] Stowarzyszenie rozwijało się bardzo szybko. Po dziesięciu latach istnienia liczyło 140 tysięcy człon kiń. Założyciel przygotował dla jego potrzeb kilka podręczników: El quatro de hora de oración(Kwadrans modlitwy), tj. zbiór krótkich rozważań, opartych na życiu Chrystusa, przeznaczonych dla matek i dorastających dziewcząt; Rebañito del Niño Jesús (Trzódka Dzieciątka Jezus) dla dzieci, oraz Viva Jesús(Niech żyje Jezus), także dla dzieci. W październiku 1872 r. zaczął on ponadto wydawać poczytny miesięcznik Santa Teresa de Jesús, w którym propagował doktrynę terezjańską, informował o życiu Kościoła i komentował dokumenty papieskie, m.in. słynną wówczas encyklikę Rerum NovarumLeona XIII, stanowiącą wielką kartę w historii katolickiej nauki społecznej.

W 1876 r. Henryk de Ossó, wprawdzie z mniejszym skutkiem, założył także męskie stowarzyszenie pw. św. Józefa („Hermandad Josefina”), a następnie, inspirując się zawsze doktryną terezjańską, przygotował fundamenty pod fundację żeńskiego zgromadzenia zakonnego – Compania de Santa Teresa -(Towarzystwo św. Teresy), którego siostry, dobrze przygotowane pod względem pedagogicznym i naukowym, miały podejmować dzieło katolickiego wychowania dzieci i młodzieży. 1 stycznia 1879 r. grupa pierwszych ośmiu sióstr złożyła na jego ręce śluby zakonne w kaplicy św. Pawła w Tarragonie. Za 10 lat zgromadzenie liczyło już 184 zakonnice profeski, prawie 80 nowicjuszek i 11 postulantek, i dzieliło się na 3 prowincje. Szkoły i kolegia prowadzone przez siostry w wielu miastach cieszyły się wielkim uznaniem. Tak jest do dzisiaj, gdy zgromadzenie, cieszące się prawami papieskimi i agregowane do Zakonu Karmelitów Bosych, liczy 1874 członkinie i 190 wspólnot w 21 krajach [7].

Bogata działalność Henryka de Ossó miała zawsze charakter duszpasterski i katechizacyjny. Gdzie nie mógł dotrzeć on sam, docierały jego liczne duszpasterskie publikacje i pomoce katechetyczne. Rozmiłowany w orędziu terezjańskim, podobnie jak jego wielka Mistrzyni, Teresa de Ahumada, wyczuwał doskonale potrzeby swoich czasów i nie szczędzi sił, aby im zaradzić. W tym wszystkim źródłem jego mocy była głęboka przyjaźń z Chrystusem, umacniana wytrwałą modlitwą. Zgodnie z terezjańską duchowością Karmelu kochał i czcił Maryję, Matkę Chrystusa i Matkę Kościoła, i starał się przeżywać swą eklezjalną komunię z braćmi w całkowitej wierności Urzędowi Nauczycielskiemu. Na wzór matki Teresy, która umierała jako wierna córka Kościoła, zapragnął, aby po jego śmierci wyryto na płycie nagrobka jedynie słowa: „jestem synem Kościoła”.

Prawie co roku odwiedzał hiszpańskich karmelitów bosych, którzy dożywali swoich dni w jedynym klasztorze Półwyspu Iberyjskiego, dawnym eremie Desierto de las Palmas, usytuowanym na wybrzeżu śródziemnomorskim, naprzeciw Balearów, który (niczym nasz polski erem czerneński) jako jednyny ostał się przy życiu po kasacie z lat 1834-1837, i był klasztorem zbiorczym dla wszystkich zakonników, jakim udało się uniknąć sekularyzacji. Rozmawiał z nimi o dawnej świetności Zakonu w Hiszpanii, chętnie słuchał ich wypowiedzi o Matce Teresie, odprawiał swoje prywatne rekolekcje i wyznawał, że gdyby czasy były inne, tzn. gdyby funkcjonowało normalne życie zakonne, na pewno byłby karmelitą bosym. W sposób duchowy był nim ustawicznie.

Doświadczony różnymi życiowymi próbami, m.in. konfliktami z liberalistycznymi władzami cywilnymi, które likwidowały zakładane przez niego i przez siostry kolegia i szkoły, a także nieporozumieniami z przełożoną założonego przez niego zgromadzenia, jakkolwiek liczył tylko 56 lat, zmarł niespodziewanie na zawał serca w nocy z 27 na 28 stycznia 1896 r., podczas gdy przebywał na rekolekcjach w klasztorze ojców franciszkanów w Gilet koło Walencji. Tam też został pogrzebany na franciszkańskim cmentarzu. Do końca był twórczy i jeszcze z miejsca śmierci zredagował – jako założyciel – list okólny z radami dla spowiedników swoich sióstr z Towarzystwa św. Teresy od Jezusa.

W 1908 r. trumnę z jego doczesnymi szczątkami przewieziono do macierzystego domu zgromadzenia w Tortosie, a w latach następnych rozpoczęto proces beatyfikacyjny, który w 1956 r. przejęła i doprowadziła do szczęśliwego finału Postulacja Generalna Karmelitów Bosych. 15 maja 1975 r. odczytano w obecności papieża Pawła VI dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego, a Janowi Pawłowi II przypadło dokonać zarówno jego beatyfikacji jak i kanonizacji: pierwsza odbyła się 14 października 1979 r. w Rzymie, a druga 16 czerwca 1993 r. w Madrycie. Liturgiczne wspomnienie św. Henryka de Ossó y Cervelló obchodzi się w Karmelu i w diecezjach hiszpańskich w dniu 27 stycznia.

W homilii kanonizacyjnej Papież powiedział m.in.: „Jego ojciec chciał, aby został kupcem; on zaś, jak kupiec z ewangelicznej przypowieści, wybrał perłę największej wartości, bo samego Jezusa Chrystusa. Miłość Jezusa Chrystusa doprowadziła go do kapłaństwa i właśnie w posłudze kapłańskiej znalazł on drogę do pełnego utożsamienia się z Chrystusem i zaspokoił swoje pragnienie apostolstwa. Jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa(2 Tm 2,3) wziął udział w trudach Ewangelii i czerpał siły z łaski Bożej, by przekazywać innym mądrość, którą otrzymał. (…) Obok kapłaństwa rozwinął także swoje wielkie powołanie do nauczania. Nie tylko pomagał innym odkrywać mądrość ukrytą w Jezusie Chrystusie, ale dostrzegał potrzebę wychowywania ludzi, którzy też będą zdolni nauczać innych,jak pisze św. Paweł do Tymoteusza (2 Tm 2,2). Założone przezeń Towarzystwo św. Teresy od Jezusa ma tylko jeden cel: poznawać i miłować Chrystusa oraz tak postępować, aby i inni poznawali Go i kochali. (…) Dzięki pomocy pism św. Teresy od Jezusa Henryk de Ossó zrozumiał, że miłość Chrystusa musi stanowić centrum jego dzieła. (…) Przynaglony tą miłością służył swoją pracą najuboższym dzieciom, młodzieży robotniczej i wszystkim ludziom, bez względu na wiek i pozycję społeczną; w szczególny sposób skierował swą apostolską posługę ku kobiecie, świadom roli, jaką może ona odegrać w przekształcaniu społeczeństwa” [8].

[1] MERTON TOMASZ, Szukanie Boga,Kraków 1983, s. 35

[2] Cytat za: Karmel,2/1994, nr 51, s. 48.

[3] Zob. Życie Karmelu(Kraków), 6 (1998) 73.

[4] Il Beato Enrico de Ossó y Cervelló. A cura delta Postulazione, Roma 1979; SIMEON DE LA SAGRADA FAMILIA, Itinerario de una glorificación. La causa de beatificación y canonización de Don Enrique de Ossó, Burgos 1980.

[5] Zob. MACCA Valentin, Enrique de Ossó y Santa Teresa de Jesus.BAC popular 85, Madrid 1987, s. 51-64.

[6] Zarówno te jak i cytowane nieco wcześniej stwierdzenia czerpię z: ENRIQUE DE OSSÓ Y CERVELLÓ, Escritos,Barcelona 1976, s. 207 nn.

[7] Zob. Conspectus Ordinis Carmelitarum Diścalceatorum,Romae 1997, s. 312.

[8] L’Osservatore Romano,wyd. pol., nr 8-9/1993, s. 22-23 (gdzie na s. 25 znajduje się też krótki biogram św. Henryka).

http://karmel.elk.pl/czytelnia/55-malo-znani-swieci-karmelu.html?showall=&start=10

Jan Kochel

ŚWIĘCI KATECHECI

Św. Henryk de Ossóy Cervelló (1840-1896) – hiszpański kapłan, katecheta, pedagog i dziennikarz. Urodził się w Vinebre (Katalonia) jako najmłodsze z trojga dzieci Jakuba de Ossó i Micheli Cervelló. W 1854 r. rozpoczął studia w seminarium w Tortosie, które później kontynuował w Barcelonie. Święcenia kapłańskie przyjął we wrześniu 1867 roku. Szybko został wychowawcą i wykładowcą w seminarium w Tortosie. Tam rozpoczęła się jego bogata działalność pedagogiczna. Po kilku latach owocnej pracy formacyjnej, na własne życzenie opuścił seminarium i oddał się całkowicie duszpasterstwu. Był to okres szerzącego się w Hiszpanii antyklerykalizmu, liberalizmu i wpływu masonerii. Ksiądz Henryk de Ossó był przekonany, że wobec procesów laicyzacji musi wziąć na siebie zadanie obrony i propagowania „interesów Jezusa” wśród wiernego ludu. Swoją działalność skupił wokół katechezy. Organizował katechizację dla dzieci i młodzieży, zakładał stowarzyszenia religijne, popierał działalność szkół katolickich. Uważał, że tylko przez własną formację człowiek może zmienić świat i przybliżyć się do Boga. W 1876 roku założył Towarzystwo św. Teresy od Jezusa – zgromadzenie żeńskie, którego celem było chrześcijańskie nauczanie i wychowanie dzieci i młodzieży. Był spowiednikiem i kierownikiem duchownym dla wielu osób, a zwłaszcza dla młodych nauczycieli i wychowawców.

Wcześnie dostrzegł siłę oddziaływania słowa pisanego, dlatego rozpoczął wydawać pismo „Santa Teresa de Jesús”, które zdobyło sobie dużą popularność. Był także autorem wielu prac o charakterze ascetycznym i pedagogicznym, z których najbardziej znana nosi tytuł „Kwadrans modlitwy”.

Święty Henry de Ossó jest pięknym wzorem osobowym dla współczesnych duszpasterzy i katechetów. Jego życie i działalność powinny im uświadomić, że „pierwszym celem nowej ewangelizacji, do której jesteśmy powołani, musi być urzeczywistnianie wśród wiernych ideału świętości, przejawiającej się w świadectwie wiary i w miłości bez granic, okazywanej w codziennym życiu poprzez konkretne czyny” .

Bł. Małgorzata Bays (1815-1879) – świecka katechetka. Urodziła się w La Pierraz w Szwajcarii. Jej rodzice byli rolnikami. Małgorzata całe życie spędziła ze swoją rodziną, opiekując się rodzeństwem, pracując jako krawcowa i wykonując różnorakie prace domowe. Prowadziła życie ciche i spokojne, przepojone osobistą pobożnością. Jako osoba obdarzona zdolnościami pedagogicznymi zaangażowała się w katechizację dzieci i młodzieży w swojej rodzinnej parafii. Nauczała podstawowych prawd wiary i codziennej modlitwy. Odwiedzała też chorych, prowadziła dzieła misyjne i upowszechniała prasę katolicką.

Jej aktywna działalność została przerwana w wieku 35 lat, kiedy zachorowała na raka. Gdy pomoc lekarzy okazała się bezowocna, zwróciła się z prośbą o uzdrowienie do Matki Bożej. I została wysłuchana dokładnie w dniu, w którym papież Pius IX ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny (8 grudnia 1854 r.). Jednocześnie otrzymała dar stygmatów.

Bł. Małgorzata jest wzorem dla współczesnych katechetek, które często kosztem wielu wyrzeczeń i ofiar służą swoim wychowankom.

Bł. Franciszek Stryjas (1882-1944) – świecki katecheta, jeden z 108 polskich Męczenników okresu II wojny światowej. Urodził się w Popowie. Od swoich rodziców, Marcina i Antoniny, otrzymał elementarne wykształcenie i przykładne wychowanie religijne. Sam nauczył się czytać i pisać. Od wczesnej młodości marzył, by zostać nauczycielem religii.

Poślubił Józefę Kobyłkę, z którą miał siedmioro dzieci. Po jej nagłej śmierci ożenił się z Józefą Leiman. Bezpośrednio przed wybuchem wojny rodzina Stryjasów zamieszkała we wsi Trokomyśle (diecezja kaliska). Gdy w 1940 r. wywieziono z Chełmc i z kilku sąsiednich wiosek księży do obozu koncentracyjnego w Dachau, Franciszek rozpoczął konspiracyjne nauczanie religii. W domach prywatnych zorganizował stałe punkty katechetyczne, w których przygotowywał dzieci do I Komunii św. Pan Stryjas katechizował dwa razy w tygodniu, z narażeniem życia, troszcząc się o rozwój życia religijnego powierzonych mu dzieci. Nigdy nie liczył na wynagrodzenie.

20 lipca 1944 r. Franciszek otrzymał wezwanie na posterunek żandarmerii w Opatówku. Mimo ostrzeżenia przyjaciół, którzy doradzali mu ucieczkę, oddał się w ręce hitlerowców. Oskarżono go o tajne nauczanie i prowadzenie działalności politycznej. Zmarł zamęczony przez gestapo 31 lipca 1944 r. Pogrzeb Franciszka Stryjasa stał się patriotyczną manifestacją i wyrazem wdzięczności za jego ofiarny trud i religijne wychowaniu dzieci.

Ks. Jan Kochel

Copyright © by Gość Niedzielny (48/99)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAK/gn_religia_5.html#

**************************************************************************************************************************************

ks. Stanisław Łucarz SJ

W sidłach zła

Kiedy zły duch zesłany przez Boga napadał na Saula, Dawid brał cytrę i grał. Wtedy Saul doznawał ulgi, czuł się lepiej, a zły duch odstępował od niego.
1 Sm 16, 23

To niezwykła scena: Dawid grający na cytrze i słuchający go król Saul. Saul żyje w udręce, bo oddalił się od Boga, postawił na siebie samego i przez to stał się zakładnikiem złego ducha. Ciągle towarzyszy mu niepokój, przechodzący czasami w lęk i wściekłość, bo ta udręka staje się nie do zniesienia. Czemu jednak tak jest? Skoro Saul jest w mocy złego ducha, to przecież ten duch powinien traktować go dobrze i posługiwać się nim jako swym narzędziem. Czemu zły duch niszczy swe ludzkie narzędzia? Odpowiedź jest prosta: człowiek stworzony jest na obraz Trójjedynego Boga, który jest Miłością. Zły duch natomiast to przeciwieństwo miłości. On żyje nienawiścią. Tradycja Kościoła nazywa go wprost nieprzyjacielem natury ludzkiej, bo najgłębszą naturą człowieka jest kochać i być kochanym. Już w tym momencie, gdy zły duch dotyka człowieka, pojawia się dysonans. Tym bardziej kiedy go opanowuje jak w przypadku Saula. Wtedy życie człowieka staje się kakofonią — karykaturą harmonii.

Z Dawidem jest przeciwnie, bo w nim obecny jest Duch Pana — duch Miłości. Dlatego Dawid jest spokojny i promieniuje harmonią. Słudzy Saula starają się pomóc swemu władcy — przywrócić mu harmonię. Ktoś radzi, że najlepszym sposobem będzie gra na cytrze. Nie przypadkiem okazuje się, że najlepiej na cytrze gra właśnie Dawid. Owa gra Dawida to nie tylko muzyczna wirtuozeria. To wyraz głębokiej harmonii, jaką on nosi w sobie. Dawid, owszem, jest artystą, ale harmonia, którą wydobywa z instrumentu, płynie z jego wnętrza. To harmonia, którą rezonuje jego dusza pod wpływem Bożego Ducha.

terapia duchowa

Psalm 42 mówi: Przepaść przyzywa przepaść hukiem swych wodospadów. To przepaść ludzkiego serca spragnionego miłości przyzywa przepaść Boga, która jest samą Miłością. Jeśli te przepaści się spotkają, człowiek doświadcza pełni. Jeśli nie, zieje w nim pustka. Tej przepastnej pustki doświadcza Saul i wszyscy jemu podobni. Z jednej strony ma wszystko, czego może życzyć sobie człowiek tego świata: władzę, dostatek, przyjemności; z drugiej trawi go wewnętrzny niepokój, który to wszystko zaprawia goryczą bezsensu.

Harmonia grającego Dawida udziela się, owszem, Saulowi, ale na krótko — jakby go na moment egzorcyzmowała. Słuchając gry Dawida, król uspokaja się, ale to spokój tylko chwilowy, bo serce Saula pozostaje niezmienione. Niepokój szybko powraca. Prawdziwego pokoju bowiem — Bożego pokoju — nie da się uzyskać przez wpływ zewnętrzny. To wnętrze — serce — musi się przemienić. U Saula przemiana ta nie następuje. Jest wręcz coraz gorzej. Z czasem Saul staje się agresywny także w stosunku do samego Dawida. Dwukrotnie, gdy ten gra na cytrze, próbuje przebić go dzidą. Tekst natchniony mówi, że Saul bardzo bał się Dawida. Ale dlaczego? Nie miał przecież po temu powodów. Dawid był lojalny wobec króla i co więcej, nie dysponował żadnymi środkami przemocy, żeby mu zagrozić. Skąd więc ten strach? Diagnoza autora natchnionego jest prosta i brzmi niemal jak refren: bo Pan był z [Dawidem], a od Saula odstąpił.

Zło jest brakiem dobra — pisał ongiś św. Augustyn. Ostatecznie jest ono brakiem Boga w człowieku. Jest jakby zahipnotyzowane sobą samym — dlatego wszędzie widzi zło i próbuje je złem zdusić. Człowiek opanowany przez nie wpada w spiralę samozniszczenia, niszcząc i innych. Saul jest tego przykładem i zarazem ostrzeżeniem.

ks. Stanisław Łucarz SJ

 

opr. ab/ab

 

Copyright © by Posłaniec

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/poslaniec2015_01_saul.html

 

O autorze: Judyta