Słowo Boże na dziś – 4 grudnia 2014 r. – czwartek – Św. Jana Damasceńskiego, prezbitera i doktora Kościoła Św. Barbary, dziewicy i męczennicy

Myśl dnia

Twoje działanie i tylko twoje działanie, określa twoją wartość.

Johann Gottlieb Fichte

****

VENI CREATOR SPIRITUS

Niech się twa dusza jako dolina położy,
A wnet po niej jak rzeka popłynie duch Boży.

Adam Mickiewicz

***

Daj sobie rok na przeczytanie Biblii od deski do deski.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

CZWARTEK I TYGODNIA ADWENTU
PIERWSZE CZYTANIE  (Iz 26,1-6)
Naród sprawiedliwy, dochowujący wierności, wejdzie do królestwa Bożego
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
W ów dzień śpiewać będą
tę pieśń w ziemi judzkiej:
„Miasto mamy potężne;
On jako środek ocalenia
sprawił mury i przedmurze.
Otwórzcie bramy!
Niech wejdzie naród sprawiedliwy,
dochowujący wierności;
jego charakter stateczny
Ty kształtujesz w pokoju,
w pokoju, bo Tobie zaufał.
Złóżcie nadzieję w Panu na zawsze,
bo Pan jest wiekuistą Skałą!
Bo On poniżył przebywających na szczytach,
upokorzył miasto niedostępne,
upokorzył je aż do ziemi,
sprawił, że w proch runęło.
Podepcą je nogi, nogi biednych
i stopy ubogich”.Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 118,1 i 8-9,19-21,25-27a)

Refren: Błogosławiony, idący od Pana.

Wysławiajcie Pana, bo jest dobry, +
bo łaska Jego trwa na wieki. *
Lepiej się uciec do Pana, +
niż pokładać ufność w człowieku. *
Lepiej się uciec do Pana,
niż pokładać ufność w książętach.

Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości, +
wejdę przez nie i podziękuję Panu. *
Oto jest brama Pana, +
przez nią wejdą sprawiedliwi. *
Dziękuję Tobie, żeś mnie wysłuchał
i stałeś się moim Zbawcą.

O Panie, Ty nas wybaw, +
O Panie, daj nam pomyślność. *
Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie, +
błogosławimy was z Pańskiego domu. *
Pan jest Bogiem !
I daje nam światło.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Iz 55,6)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Szukajcie Pana, gdy Go można znaleźć,
wzywajcie Go, gdy jest blisko.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 7,21.24-27)

Kto spełnia wolę Bożą, wejdzie do królestwa niebieskiego

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.

Oto słowo Pańskie.

************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

Kto się ostoi?

Ten, kto słucha słów Jezusa i żyje nimi, jest człowiekiem spójnym, stabilnym jak skała, pełnym pokoju, dającym poczucie bezpieczeństwa i promieniującym pogodą ducha. Ten natomiast, kto słucha, a nie żyje, jest człowiekiem niespójnym, kruchym jak gródki ziemi, miałkim jak piach. Żyje w ciągłym lęku pokrywanym różnymi maskami: władzy, sukcesu, powodzenia, atrakcyjności. Życiowe burze i kryzysy są sprawdzianem naszego człowieczeństwa. Ostoi się jedynie ten, kto buduje na stabilnym fundamencie. Kto buduje na miłości Boga, a nie na miłości własnej, na słowie Boga, a nie na własnych pustych słowach, na woli Boga, a nie na własnych kaprysach.

Jezu, jest we mnie jeszcze rozdarcie pomiędzy słuchaniem a czynieniem. Proszę, niechaj Duch Twój coraz bardziej jednoczy mnie wewnętrznie.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

 

*************

Św. Teresa z Avila (1515-1582), karmelitanka, doktor Kościoła
Droga doskonałości, rozdz. 32, 5-9

„Nie wystarczy mówić: “Panie, Panie”…, lecz trzeba pełnić wolę mojego Ojca”
 

Łatwo mówić, że oddaje się swoją wolę w czyjeś ręce. Ale kiedy nadchodzi czas próby, pojmuje się, że nic nie jest równie trudne niż poddanie się czyjejś woli tak, jak należy…Wie Pan, ile każda wycierpieć jest zdolna i w której widzi odpowiednią siłę i męstwo, w tej nie omieszka wypełnić woli swojej.

Chcę wam tedy objaśnić, co to jest wola Boża. Nie bójcie się, by wolą Bożą było dać wam bogactwa, rozkosze, honory i wszelkie inne rzeczy ziemskie. Nie taka jest skąpa dla was miłość Jego, nie taka mała w oczach Jego waga ofiary waszej; chce wam hojnie za nią zapłacić, chce wam dać za nią królestwo swoje, abyście już tu na ziemi je posiadały.

Chcecie naprawdę przekonać się, jak On obchodzi się z tymi, którzy z głębi serca proszą Go o spełnienie się w nich woli Jego?… Widzicie więc, córki, co dał Ojciec Niebieski Temu, którego nad wszystkich miłował. Łatwo zatem możecie się dorozumieć, jaka jest wola Jego. Takich to darów Ojciec użycza swoim na tym świecie, a użycza ich wedle miary miłości, jaką ich miłuje. Kogo więcej miłuje, temu więcej tych darów udziela, kogo mniej, temu mniej, stosując się w tym do stopnia męstwa, jakie w kim widzi, i do stopnia miłości, jaką Mu kto niesie. Zna Pan serce każdego; wie, że kto Go bardzo miłuje, ten zdolny jest wiele ucierpieć dla Niego; kto mało miłuje, temu mało da do cierpienia. Miara zdolności naszej do noszenia krzyża, wielkiego czy małego, jest, w moim przekonaniu, miarą miłości naszej. Patrzcie tedy, córki, by słowa, które mówicie do tak wielkiego Pana, nie były czczą tylko formą… Bez tego zaś całkowitego ofiarowania swej woli Panu, aby we wszystkim uczynił z nami wolę swoją, nigdy nas nie dopuści do zakosztowania z tego źródła żywej wody.

www.evzo.org

************

***********

„W ów dzień śpiewać będą tę pieśń w ziemi judzkiej: «Miasto mamy potężne»„. Tymczasem nasze miasto wcale nie jest potężne. Nasza wiara wątła, a życie wciąż mnoży znaki zapytania. Próbujemy zagadać naszą niepewność. Czujemy twardy grunt pod nogami, gdy mówimy. Czasem wypowiadamy słowa pobożne, czasem dobrze uzasadnione, niekiedy agresywne. Ale to tylko słowa – ulotne i nietrwałe. Kiedy przestają dźwięczeć, nastaje cisza. Dopiero wtedy możemy zacząć słuchać. Gdy usłyszymy, zaczynamy żyć naprawdę. Coraz pewniej stoimy na nogach, prostujemy plecy.

Wojciech Czwichocki OP, „Oremus” grudzień 2008, s. 21

 

DOM NA SKALE

„O Panie, daj mi poznać drogi Twoje, a naucz mnie ścieżek Twoich” (Ps 25, 4)

Drogę, która wiedzie do świętości, a zatem do Boga, może wytyczyć tylko sam Bóg, Jego wola. Jezus wyraźnie to powiedział: „Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7, 21). Aby pokazać, że te dusze, które spełniają wolę Boga są z Nim ściślej zjednoczone i przez Niego bardziej umiłowane, dodał: „Kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (tamże 12, 50).

Święci szukali natchnienia w szkole Jezusa. Św. Teresa od Jezusa, choć doświadczyła najwznioślejszych łask mistycznych, nie waha się powiedzieć: „Najwyższa doskonałość nie polega na pociechach wewnętrznych ani na tym, by kto miewał wielkie zachwycenia, widzenia i ducha proroctwa, tylko na tym, by wola nasza była doskonale zgodna z wolą Boga, abyśmy chcieli — i to całym sercem — tego, czego Bóg chce, przyjmując równie ochotnie rzeczy gorzkie, jak i rzeczy przyjemne” (Fd. 5, 10). Św. Teresa od Dzieciątka Jezus podobnie mówi: „Doskonałość na tym polega: spełnić wolę Boga… być tym, czym On chce, abyśmy byli” (Dz. 5).

Prawdziwa miłość Boża polega na doskonałym przylgnięciu do Jego świętej woli, na spełnianiu w życiu tylko tego, czego żąda Bóg, do tego stopnia, aby chrześcijanin stal „się „żywą wolą Boga”. Świętość oglądana w takim świetle jest dostępna dla każdej duszy dobrej woli. Nie ulega wątpliwości, że i dusza, która prowadzi życie pokorne i ukryte, może przylgnąć do woli Bożej podobnie, a może nawet i bardziej niż jakiś wielki święty, który otrzymał od Boga ważną misję do spełnienia i obdarzony został szczególnymi łaskami mistycznymi. Im więcej jakaś dusza spełnia i rozkoszuje się wolą Bożą, tym jest doskonalsza i świętsza.

  • Boże mój, pouczaj mnie nie tylko o tym, czego Ty chcesz, lecz również — kim Ty jesteś. Im lepiej bowiem poznam Ciebie, tym goręcej będę Cię miłował. A miłować Cię to mój pierwszy obowiązek, rzecz, której przede wszystkim żądasz ode mnie, a zarazem moja największa potrzeba. Udziel mi, o mój Boże, światła i równocześnie siły, by iść za nim. Nie wystarcza bowiem kochać Cię i poznać Twoją wolę, trzeba mieć odwagę służyć Ci, odwagę pełnić to, czego Ty chcesz…
    Ulecz mnie, Panie, jestem ślepy, nie widzę Twojej woli, w tysiącach okazji nie wiem, czego Ty chcesz ode mnie. Nie widzę Twojej piękności, a nie widząc Cię, nic miłuję Ci? dostatecznie… Oświeć oczy moje, o Panie, ulecz moją ślepotę, ukaż mi Twoją wolę i Twoją piękność. Jestem również chromy, Boże mój, uzdrów moje słabe nogi, bo nic mam zgolą siły iść do Ciebie, kiedy mnie wołasz; nie mam siły wykonać tego, co mi ukazujesz, pełnić Twoją wolę, gdy mi ją objawiasz. Wlokę nogi i kuleje nędznic, kiedy Cię mam naśladować. O Boże mój, ulecz mnie z tego kalectwa; spraw, abym za Tobą biegi, za wonnością Twoich olejków, zamiast wlec się i kuleć, idąc za Tobą…
    Uczyń mnie wytrwałym, daj mi silę nieść swój krzyż, naśladować Cię i wypełniać wszystko, czego żądasz ode mnie. A potem spraw, o Boże mój, abym Cię uwielbiał ze wszystkich sil duszy i chwalił z głębi serca… Spraw, abym się wyniszczył, zapadł i zagubił w adoracji Ciebie, o mój najukochańszy Jezu! Oto łaski, jakie rozsiewasz pełnymi rękami wokół siebie: światło, by poznać Twoją wolę, siłę, by ją wypełniać, miłość, by się zagubić w adoracji Ciebie… O Boże mój, udziel mi w obfitości tych wszystkich trzech łask. Ty wiesz, jak bardzo ich potrzebuje to biedne stworzenie, tak ślepe, tak kalekie, tak oziębłe, znajdujące się u Twoich stóp (Ch. de Foucauld).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 50

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20141204.htm

*************

***********

Refleksja katolika

„Nie mam czasu!” Tak wiele w moim życiu dzieje się w pośpiechu i zniecierpliwieniu. Nieraz z mojej modlitwy zostaje puste: „Panie, Panie…” Mówię… ale nie słucham nawet  odpowiedzi!

Adwent to czas, w którym potrzebuję się zatrzymać, żeby sprawdzić: czy naprawdę zmierzam jeszcze do Boga, który jest Miłością?!

Czas, żeby usiąść, wziąć do ręki Biblię, poświęcić czas na Miłość… Czas, aby na nowo budować w swoim sercu Bożą sprawiedliwość. Najwyższy czas na wierność, pełne zaufanie i nadzieję w Bogu.

„Pan jest wiekuistą Skałą!” – mówi Prorok Izajasz, a dom mojego życia ma być zbudowany na skale, a nie na lotnych piaskach pustosłowia i przeżyć, które nie dają realnego wzrostu miłości…

Bogu podoba się moja wierność w tym, co małe, niepozorne, a nie wzniosłe deklaracje w chwilach uniesień, których nie dam rady zrealizować o własnych siłach, bez Niego (por. Iz 26,1-6; Mt 7,21.24-27).

Miłość to zadanie na każdą chwilę życia. Na każde spotkanie z Bogiem i z człowiekiem. Miłość to cierpliwość, zrobienie miejsca dla kogoś w czasie i przestrzeni. Miłość i Adwent to spotkanie spragnionych. To czas owocnie przeżyty w jedności. Zatrzymaj swój czas dla Miłości!

Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości,
wejdę przez nie i podziękuję Panu…
Dziękuję Tobie, żeś mnie wysłuchał
i stałeś się moim Zbawcą!
(z Ps 118)

Anna-Irena, Kraków
czytelny@poczta.fm

***

Nowenna przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (Dzień VI) – odmów
****

Biblia pyta:

Oczy Pana na sprawiedliwych są zwrócone, a Jego uszy na ich prośby; oblicze zaś Pana przeciwko tym, którzy źle czynią. Kto zaś będzie wam szkodził, jeżeli gorliwi będziecie w czynieniu dobra?
1 P 3, 12-13

***

KSIĘGA II, Zachęty do życia wewnętrznego
Rozdział X, O WDZIĘCZNOŚCI ZA ŁASKĘ BOŻĄ

1. Czemu szukasz spoczynku, skoroś urodzony dla trudu? Hi 5,7. Nastaw się raczej na cierpliwość niż na zadowolenie i na dźwiganie krzyża bardziej niż na wesołość. Któż ze śmiertelnych nie przyjąłby chętnie pociechy i radości duchowej, gdyby mógł ciągle je otrzymywać? Bo duchowe radości przewyższają wszystkie uroki świata i rozkosze świata.

Uroki świata są marne i jałowe. Jedynie duchowe dobra są radosne i szlachetne, płynące z cnoty i wlane przez Boga w duszę czystą. Tylko że nikt nie zdoła do woli sycić się nawet tymi duchowymi dobrami, bo już zbliża się znowu czas pokusy.

2. Wielką przeszkodą w nawiedzinach łaski bywa fałszywa wolność i zadufanie w sobie. Bóg wyświadcza nam dobro udzielając łaski ukojenia, ale człowiek czyni zło przyjmując tę łaskę, a nie dając z siebie nic wzajem. Dary ducha nie mogą na nas wpływać, bo brak nam wdzięczności dla Dawcy wszelkiej łaski, a nawet nie zawsze uświadamiamy sobie do głębi, kto jest jej źródłem. A przecież winna się udzielać temu, kto godnie umie się za nią odwdzięczyć. Bóg odbiera wyniosłemu, a daje pokornemu.

3. Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko, co słodkie – dobre, nie wszystko, co upragnione – czyste, nie wszystko, co drogie – miłe Bogu.

Potrzebna mi łaska, która sprawi, że będę się stawał coraz pokorniejszy i czujniejszy, i która pomoże mi dogłębniej wyrzec się siebie. Mądry darem łaski, a doświadczony biczem jej utraty nie będzie przypisywał sobie zuchwale żadnego dobra, lecz raczej uzna dopiero, jak jest nędzny i nagi.

Oddaj Bogu, co Boskie Mt 22,21, a sobie tylko to przypisuj, co twoje, a więc Bogu dziękuj za łaskę, a sam pamiętaj tylko o swojej winie i o tym, jak godna jest kary.

4. Umieszczaj się zawsze najniżej, a otrzymasz to, co najwyższe, bo nie można być wywyższonym bez poniżenia. Najwięksi święci u Boga dla siebie byli najmniejsi, a im chwalebniejsi, tym bardziej w sobie pokorni. Pełni prawdy i łaski niebieskiej nie połakomią się na marną sławę ziemską Ga 5,26.

Ci, którzy mają oparcie w Bogu i z Niego czerpią siłę, nigdy nie są pyszni. Ci, którzy wszystko, cokolwiek otrzymają dobrego, przypisują Bogu, nie szukają chwały ludzkiej, ale pragną tylko tej chwały, która pochodzi od Boga J 5,44, i żądają tylko jednego: móc chwalić Boga ponad wszystko w sobie i we wszystkich świętych i pragnąć tego jedynie.

5. Bądź więc wdzięczny za drobny dar łaski, a staniesz się godny wielkiego. Niech i ten niewielki okruch będzie dla ciebie wielkim, a to, czym inni gardzą, dla ciebie niech będzie darem drogocennym. Patrz na majestat Tego, który daje, a żaden dar nie wyda ci się mały ani zbyt skromny. Nie może być małe, co pochodzi od wielkiego Boga.

Nawet kiedy ześle ci kary i ciosy, jest godzien wdzięczności, bo wszystko, co nam się z Jego woli przydarza – zsyła On dla naszego zbawienia. Kto pragnie otrzymać łaskę Bożą, niechże będzie wdzięczny, gdy ją dostanie, a cierpliwy, gdy zostanie mu odjęta. Niech się modli, aby powróciła, niech będzie czujny i pokorny, aby łaska nie przeszła obok niezauważona.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

***********

Słowa i czyny

To dzisiejsze Jezusowe Słowo wzywa mnie do rachunku sumienia: w jakim jeszcze obszarze mojego życia dominują słowa Jezusowe, których nie wprowadzam w czyn?
Jezus mówi jasno i wyraźnie: sama deklaracja słowna to za mało, by być z Nim na wieki. Potrzebne jest działanie, które te słowa uwiarygodni. Bo miłość to czyny, a nie słowa.
Bo co z tego, że np. będę mówiła o konieczności wybaczania wrogom, niesienia krzyża cicho i cierpliwie, ogałacania się ze wszystkiego i nie przywiązywania się do rzeczy materialnych, jeśli sama nie będę tego wprowadzała w moje życie? Jeśli będę pełna zemsty, narzekająca na wszystko i wszystkich, walcząca o to, co moje?
Ale jest jeszcze jeden aspekt tego mówienia.
Jeśli naprawdę biorę odpowiedzialność za słowa Jezusa, które mówię innym, jeśli szanuję i cenię każde słowo Jego nauki, będę starała się żyć według tego, co mówię i radzę innym.
Te wypowiadane słowa będą stały przede mną jak wyrzut sumienia za każdym razem, gdy będę robiła coś innego, niż to, co powiedziałam.
Modlitwa:
Wysławiajcie Pana, bo jest dobry, bo łaska Jego trwa na wieki.
Lepiej się uciec do Pana, niż pokładać ufność w człowieku.
Lepiej się uciec do Pana, niż pokładać ufność w książętach.
Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości, wejdę przez nie i podziękuję Panu.
Oto jest brama Pana, przez nią wejdą sprawiedliwi.
Dziękuję Tobie, żeś mnie wysłuchał i stałeś się moim Zbawcą.
O Panie, Ty nas wybaw, o Panie, daj nam pomyślność.
Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie, błogosławimy was z Pańskiego domu.
Pan jest Bogiem ! I daje nam światło.
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
http://biblia.wiara.pl/kalendarz/67b56.Refleksja-na-dzis/2014-12-04

*********************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

4 grudnia

 

Święty Jan Damasceński Święty Jan Damasceński, prezbiter i doktor KościołaJan urodził się ok. 675 r. w Damaszku (Syria) w chrześcijańskiej rodzinie arabskiej. Był synem ostatniego namiestnika miasta. Jego ojciec Sarbun-ibn-Mansur pełnił na dworze kalifa urząd logothety, czyli cywilnego szefa ludności chrześcijańskiej, którą zastali Arabowie po zajęciu Syrii, a którą chwilowo tolerowali. Dzięki tak wysokiemu stanowisku ojca Jan miał dostęp do wszystkich szkół. W domu rodzinnym wychowywał się pod okiem mnicha, chrześcijanina z Italii, którego ojciec kupił jako niewolnika od Saracenów i wybrał na nauczyciela. Kiedy Jan doszedł do pełni lat, zastępował ojca w jego funkcji. Około roku 700 opuścił wraz ze swoim przybranym bratem, Kosmasem z Majumy, Damaszek, a spragniony życia doskonalszego wstąpił do klasztoru św. Saby nieopodal Jerozolimy. Tu niebawem patriarcha Jan V wyświęcił go na kapłana.
Kościołowi służył ogromną wiedzą i wymową. Przez długie lata był doradcą patriarchy. W sporze z obrazoburcami wystąpił w obronie obrazów. Napisał nawet osobną rozprawę w ich obronie: Rozważania apologetyczne przeciwko tym, którzy odrzucają cześć świętych obrazów. Odwiedzał poszczególne kościoły i klasztory, by stworzyć przeciwko cesarzowi (będącemu obrazoburcą) wspólny, obronny front. W tym czasie napisał drugie dzieło o wierze chrześcijańskiej, które przyniosło mu największą sławę. Wykład wiary prawdziwej był pierwszym systematycznym wykładem dogmatyki. Wywarł on ogromny wpływ na dalszy rozwój teologii i stał się podręcznikiem dogmatyki na wiele stuleci. Jest to jedno z najważniejszych pism chrześcijańskiej starożytności. Zawsze cieszyło się ogromnym autorytetem, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Dzieło to ma charakter encyklopedyczny, cytuje zarówno Pismo Święte, jak i Ojców Kościoła, dlatego jest skarbnicą tradycji, która stała się wzorem dla średniowiecznej scholastyki na Zachodzie.
Zmarł w klasztorze św. Saby prawdopodobnie ok. 750 r. Relikwie tu umieszczone doznawały wielkiej czci. Celę, którą św. Jan zamieszkiwał, zamieniono na kaplicę. Do relikwii i do tej kaplicy szły liczne pielgrzymki, podążające do Jerozolimy. Około roku 1400 relikwie Świętego przeniesiono do Konstantynopola. Zapewne uległy zniszczeniu po zajęciu miasta przez Turków w 1453 roku.
Jan z Damaszku jest uważany za ostatniego z Ojców Kościoła Wschodniego. Jego największą zasługą jest to, że zostawił syntezę nauki Ojców Kościoła. Podobną syntezę usiłowało zostawić wielu przed nim. Już św. Ireneusz z Lyonu (+ 202) w dziele Przeciwko herezjom podał wykaz najważniejszych błędów oraz odpowiedział na nie wykładem, w którym argumentował na rzecz prawdziwej nauki katolickiej. Dzieło to było pisane z pozycji wyłącznie apologetycznych, poruszało zaś jedynie prawdy wiary atakowane przez heretyków. Dzieło Orygenesa (+ 254) O podstawach chrześcijaństwa było próbą zbyt zwięzłą i nie pozbawioną błędów. Św. Grzegorz z Nysy (+ 394) zostawił Wielką Katechezę, ale zbyt krótką. Podobny zamiar nie udał się Teodoretowi z Kyrrhos (ok. 466), Rufinowi z Akwilei (+ 410), a nawet św. Augustynowi (+ 430) czy też jego uczniowi, św. Prosperowi z Akwitanii (+ po 455). Z pisarzy późniejszych usiłowali taką syntezę nauki chrześcijańskiej wyłożyć św. Boecjusz (+ 524), św. Fulgencjusz z Ruspe (+ 533) i św. Izydor z Sewilli (+ 636).
Udało się to natomiast w całej pełni św. Janowi Damasceńskiemu. Podzielił on swoje dzieło na trzy części: dialektykę, czyli na filozoficzny wstęp do dogmatyki; na historię herezji z dodaniem ich wyjaśnienia – tu cenne są zwłaszcza informacje o islamie, obrazoburcach i aposchitach, odrzucających kult zewnętrzny i kapłaństwo; wreszcie następuje część trzecia, zasadnicza, gdzie autor omawia na podstawie pism Ojców wszystkie prawdy wiary. Dzieło zostało przetłumaczone na język łaciński (De fide orthodoxa) dopiero w wieku XII, ale odtąd weszło do zbioru klasycznych dzieł chrześcijańskich i doczekało się wielu wydań. Było ono ważną lekturą św. Tomasza z Akwinu, skoro niejeden artykuł jego Summy teologicznej zaczyna się słowami: Damascenus dicit quod (Damasceńczyk powiada, że…). Niektórzy historycy nazywali Jana z Damaszku “Tomaszem Wschodu”, sugerując, że dostarczył tworzywa do wielkiej syntezy myśli chrześcijańskiej dokonanej przez żyjącego 500 lat później Akwinatę. “Jego dzieła – mówił dominikanin, kardynał Yves Congar OP – utwierdziły scholastyków w przekonaniu o słuszności posługiwania się filozofią Arystotelesa w uprawianiu teologii”.
Święty Jan Damasceński pisał także hymny poświęcone Matce Bożej. Był utalentowanym poetą religijnym, autorem słynnych kanonów Kościoła wschodniego. Szczególnie piękny i kunsztowny jest jego kanon na dzień Zmartwychwstania Pańskiego. Utwory te po dzień dzisiejszy używane są przez Cerkiew prawosławną. Dla tak wybitnych zasług słusznie w 1890 r. otrzymał chwalebny tytuł doktora Kościoła. Jest patronem farmaceutów, malarzy ikon oraz obrazów świętych. Wierni modlą się do niego o pomoc w nauce śpiewu cerkiewnego oraz poprawnego i uduchowionego czytania pism religijnych. Jest też orędownikiem osób z paraliżem rąk.W ikonografii św. Jan Damasceński przedstawiany jest w chwili, kiedy anioł uzdrawia go, przykładając rękę, którą – według legendy – odciął mu cesarz bizantyjski Leon. Jego atrybutem jest księga, pióro pisarskie. Przedstawia się go także ze zwojem w ręku i w turbanie na głowie, wskazującym na jego arabskie pochodzenie.

 

Święta Barbara Święta Barbara, dziewica i męczennicaNie wiemy dokładnie ani kiedy, ani w jakich okolicznościach św. Barbara z Nikomedii poniosła śmierć. Przypuszcza się, że zapewne ok. roku 305, kiedy nasilenie prześladowań za panowania cesarza Maksymiana Galeriusza (305-311) było największe. Nie znamy również miejscowości, w której Święta żyła i oddała życie za Chrystusa. Późniejszy jej żywot jest utkany legendą.
Według niej była piękną córką bogatego poganina Dioskura z Heliopolis w Bitynii (Azja Mniejsza). Ojciec wysłał ją na naukę do Nikomedii. Tam zetknęła się z chrześcijaństwem. Prowadziła korespondencję z wielkim filozofem i pisarzem Orygenesem z Aleksandrii. Pod jego wpływem przyjęła chrzest i złożyła ślub czystości. Ojciec dowiedziawszy się o tym, pragnąc wydać ją za mąż i złamać opór dziewczyny, uwięził ją w wieży. Jej zdecydowana postawa wywołała w nim wielki gniew. Przez pewien czas Barbara była głodzona i straszona, żeby wyrzec się wiary. Kiedy to nie poskutkowało, ojciec zaprowadził ją do sędziego i oskarżył. Sędzia rozkazał najpierw Barbarę ubiczować, jednak chłosta wydała się jej jakby muskaniem pawich piór. W nocy miał ją odwiedzić anioł, zaleczyć jej rany i udzielić Komunii św. Potem sędzia kazał Barbarę bić maczugami, przypalać pochodniami, a wreszcie obciąć jej piersi. Chciał ją w takim stanie pognać ulicami miasta, ale wtedy zjawił się anioł i okrył jej ciało białą szatą. Wreszcie sędzia zrozumiał, że torturami niczego nie osiągnie. Wydał więc wyrok, by ściąć Barbarę mieczem. Wykonawcą tego wyroku miał się stać ojciec Barbary, Dioskur. Podobno ledwie odłożył miecz, zginął rażony piorunem. Barbara poniosła męczeńską śmierć w Nikomedii (lub Heliopolis) ok. 305 roku.
Być może tak nietypowa śmierć, zadana ręką własnego ojca, rozsławiła cześć św. Barbary na Wschodzie i na Zachodzie. Żywoty jej ukazały się w języku greckim, syryjskim, koptyjskim, ormiańskim, chaldejskim, a w wiekach średnich we wszystkich językach europejskich. W wieku VI cesarz Justynian sprowadził relikwie św. Barbary do Konstantynopola. Stąd zabrali je Wenecjanie w 1202 roku do swojego miasta, by przekazać je z kolei pobliskiemu Torcello, gdzie znajdują się w kościele św. Jana Ewangelisty.
Również w Polsce kult św. Barbary był zawsze bardzo żywy. Już w modlitewniku Gertrudy, córki Mieszka II (XI w.), wspominana jest pod datą 4 grudnia. Pierwszy kościół ku jej czci wystawiono w 1262 r. w Bożygniewie koło Środy Śląskiej. Poza Polską św. Barbara jest darzona wielką czcią także w Czechach, Saksonii, Lotaryngii, południowym Tyrolu, a także w Zagłębiu Ruhry. W Nadrenii uważana jest za towarzyszkę św. Mikołaja – warto wiedzieć, że w wielu miejscach to właśnie ona obdarowuje dzieci prezentami.Jako patronkę dobrej śmierci czcili św. Barbarę przede wszystkim ci, którzy na śmierć nagłą i niespodziewaną są najbardziej narażeni: górnicy, hutnicy, marynarze, rybacy, żołnierze, kamieniarze, więźniowie itp. Polecali się jej wszyscy, którzy chcieli sobie uprosić u Pana Boga śmierć szczęśliwą. W Polsce istniało nawet bractwo św. Barbary, patronki dobrej śmierci. Należał do niego św. Stanisław Kostka. Nie zawiódł się. Kiedy znalazł się w śmiertelnej chorobie na łożu boleści, a właściciel wynajętego przez Kostków domu nie chciał jako zaciekły luteranin wpuścić kapłana z Wiatykiem, wtedy zjawiła mu się św. Barbara i przyniosła Komunię świętą. Barbara jest ponadto patronką archidiecezji katowickiej, Edessy, Kairu; architektów, cieśli, dzwonników, kowali, ludwisarzy, murarzy, szczotkarzy, tkaczy, wytwórców sztucznych ogni, żołnierzy (szczególnie artylerzystów i załóg twierdz). Jest jedną z Czternastu Świętych Wspomożycieli.

W ikonografii św. Barbara przedstawiana jest w długiej, pofałdowanej tunice i w płaszczu, z koroną na głowie, niekiedy w czepku. W ręku trzyma kielich i Hostię. Według legendy tuż przed śmiercią anioł przyniósł jej Komunię św. Czasami ukazywana jest z wieżą, w której była więziona (wieża ma zwykle 3 okienka, które miały przypominać Barbarze prawdę o Trójcy Świętej), oraz z mieczem, od którego zginęła. Atrybuty: anioł z gałązką palmową, dwa miecze u jej stóp, gałązka palmowa, kielich, księga, lew u stóp, miecz, monstrancja, pawie lub strusie pióro, wieża.

 

Błogosławiony Archanioł Canetoli Błogosławiony Archanioł Canetoli, prezbiter

Archanioł Canetoli urodził się w 1460 r. w jednej z najszlachetniejszych rodzin w Bolonii. Trwała wtedy rywalizacja o kontrolę nad miastem między rodziną Canetoli i Bentivoglio. W tej wyniszczającej walce zginęła cała rodzina Archanioła. Tylko jemu udało się cudem uciec. Nie ma wiadomości o tym, co działo się z nim aż do 1484 r., kiedy to 29 września wstąpił do zgromadzenia kanoników regularnych w klasztorze Najświętszego Zbawiciela w Wenecji. Jego zadaniem było witanie pielgrzymów. Czasem wśród nich rozpoznawał zabójców swojej rodziny. Zawsze jednak potrafił pohamować żądzę zemsty.
Był niezwykle skromny, stronił od ludzi. Święcenia kapłańskie przyjął tylko z posłuszeństwa, po nich przez kilka lat wędrował między różnymi weneckimi klasztorami. W 1498 r. uzyskał zgodę na przeniesienie się do pustelni św. Ambrożego z Gubbio, gdzie miał nadzieję poświęcić się życiu kontemplacyjnemu. Musiał jednak w 1505 r. wrócić do klasztoru Najświętszego Zbawiciela. Później został wikariuszem w klasztorze św. Daniela w Padwie. Pozostał tam do 1509 r., kiedy to powrócił do życia pustelniczego w Gubbio. Odtąd rosła sława jego świętości. Był otoczony szacunkiem i często odwiedzali go nie tylko prości ludzie, ale także możni tego świata, m.in. książę florencki Julian de Medici. Archanioł przepowiedział mu wygnanie, ale i powrót w chwale. Gdy to proroctwo się spełniło, książę nie zapomniał o skromnym pustelniku i chciał go koniecznie wynagrodzić, proponując mu godność biskupa. Wezwał go w tej sprawie do Florencji. Archanioł odmówił kategorycznie przyjęcia tej nominacji. Poprosił jedynie o specjalne odpusty dla klasztoru św. Ambrożego w Gubbio.
Nie było mu jednak dane wrócić do swojej pustelni. W drodze powrotnej z Florencji dostał tak wysokiej gorączki, że musiał zatrzymać się w Castiglione Aretino. Tam też, mimo troskliwej opieki, umarł 16 kwietnia 1513 r. 3 grudnia tego roku jego ciało zostało przeniesione do klasztoru św. Ambrożego w Gubbio, gdzie do dziś spoczywa pod ołtarzem w stanie nienaruszonym. Beatyfikacji Archanioła Canetoli dokonał 2 października 1748 r. papież Benedykt XIV.
Głównym źródłem wiadomości o życiu bł. Archanioła Canetoli jest biografia, napisana w około 20 lat po jego śmierci, dokładnie określająca źródła prawie wszystkich informacji. W styczniu 1772 r. uzupełniona została ona o spis cudów, które dokonały się za wstawiennictwem Archanioła.
Błogosławiony Piotr ze Sieny Błogosławiony Piotr ze Sieny, tercjarz

Piotr urodził się w Campi koło Sieny (Włochy). Od młodych lat słynął z dobrego humoru i robienia wielu żartów. Był producentem i sprzedawcą grzebieni – stąd jego przydomek Pettinaio (Grzebieniarz). Ożenił się, ale małżeństwo było bezdzietne, bo z żoną złożył ślub dozgonnej czystości.
Piotr często uczestniczył we Mszy św. i nabożeństwach. Zawsze pomagał ubogim i potrzebującym, chętnie usługiwał chorym w szpitalu. W końcu sprzedał wszystkie swoje dobra, zostawiając jedynie to, co było konieczne do życia, i wstąpił do III Zakonu Franciszkańskiego. Gdy umarła żona, poświęcił się zupełnie służbie ubogim i chorym.
Odbył pielgrzymki do Rzymu, Asyżu i Alwerni. Gdy zachorował, franciszkanie ze Sieny pozwolili mu zamieszkać w klasztorze. Piotr miewał w czasie modlitwy kontemplacyjnej stany mistyczne. Do końca życia prowadził bardzo ascetyczne życie, a odzywał się jedynie wtedy, gdy musiał. Dlatego w ikonografii przedstawiany jest z palcem na ustach, a biografowie nazywają go “Milczącym świętym”.
Zmarł 4 grudnia 1289 roku. Papież Pius VII w 1802 roku zatwierdził formularz mszalny ku jego czci. W liturgii Piotr wspominany jest w dniu narodzin dla nieba.

 

Błogosławiony Adolf Kolping Błogosławiony Adolf Kolping, prezbiter

Adolf przyszedł na świat 8 grudnia 1813 roku w miasteczku Kerpen, leżącym między Kolonią a Duren, w rodzinie ubogich rolników. Jego ojciec, chociaż bardzo ciężko pracował, z trudem zapewniał utrzymanie żonie i pięciorgu dzieciom. W tej sytuacji Adolf nie mógł nawet marzyć o gimnazjum. Jako trzynastoletni chłopiec rozpoczął terminowanie u majstra szewskiego w rodzinnym mieście. Następnie zdobywał praktykę zawodową w różnych warsztatach, by wreszcie podjąć pracę w Kolonii. Poznał więc doskonale ówczesną sytuację czeladników i robotników w fabrykach, wyzysk, niesprawiedliwość, nienawiść i poniżenie człowieka.
W tym czasie zrodziło się jego powołanie kapłańskie. Pokonując wiele trudności i przeciwności losu, w 1837 rozpoczął naukę w Kolonii i po czterech latach uzyskał świadectwo maturalne ze znakomitymi wynikami. Następnie studiował teologię w Monachium i Bonn. Ukończył seminarium w Kolonii i dnia 13 kwietnia 1845 roku otrzymał święcenia kapłańskie w kościele franciszkanów.
W protestanckim mieście Wuppertal-Eberfeld, będącym ważnym ośrodkiem przemysłowym, rozpoczął pracę kapelana i katechety. Jako duszpasterz otaczał opieką wyzyskiwanych robotników i rzemieślników. Zetknął się tam też z Gesellenverein – organizacją czeladników; został duchowym opiekunem tego młodzieżowego stowarzyszenia.
W 1849 r. poprosił o przeniesienie do Kolonii i jako wikariusz tutejszej katedry założył, przy pomocy zaufanych osób, oddział Gesellenverein. To stowarzyszenie czeladników stało się – dzięki zapałowi, uporowi, poświęceniom i modlitwie Założyciela – punktem odniesienia dla wszystkich organizacji młodzieży rzemieślniczej w Europie oraz Ameryce Północnej. Dzisiaj międzynarodowa organizacja Kolpingwerk działa w 40 krajach i wciąż potrafi zdobywać młodych dla Chrystusa i przekazywać dziedzictwo swego Założyciela następnym pokoleniom.
Zaangażowanie społeczne Adolfa Kolpinga miało swoje korzenie w głębokiej wierze i chęci służenia człowiekowi. Tworząc zrzeszenia czeladników i robotników, przełamywał ich izolację i apatię, gdyż wspólnota w wierze dawała im siłę do pokonywania codziennych trudności oraz świadomość, że są świadkami Chrystusa wobec Boga i ludzi.
Adolf uważał, że Kościół nie może zaniedbywać kwestii społecznej, wręcz przeciwnie: musi uczestniczyć w życiu, nie obawiając się walki ze strony swych przeciwników. Głosił potrzebę takich przemian społecznych, które biorą początek w życiu każdego człowieka oraz poszczególnych rodzin. Słowem, piórem i własnym przykładem ewangelizował świat pracy. Wydając kalendarze i czasopisma, realizował konkretne zadania wychowawcze i duszpasterskie oraz zapewniał środki finansowe dla powołanych do życia stowarzyszeń.
Głosił ideę czynnego i otwartego chrześcijaństwa, od którego zależy ład i powszechny pokój świata, za który jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem. Przygotowywał i zachęcał młodzież do sprawowania urzędów politycznych i społecznych. Zainteresował też młodych ludzi wzorem rodziny chrześcijańskiej, w której widział pierwszą i najbardziej naturalną wspólnotę, miejsce, gdzie człowiek zdobywa wiedzę religijną i życiową, aby później – opierając się na tym fundamencie – stawiać czoła wszelkim doświadczeniom. Jak powtarzał, jeżeli rodzina będzie zdrowa, to nawet chore społeczeństwo da się jeszcze uleczyć, ale w momencie, gdy choroba ogarnie rodziny, społeczeństwo jest poważnie zagrożone.
Adolf Kolping zmarł w opinii świętości 4 grudnia 1865 roku mając niespełna 52 lata. Pochowany został w kościele franciszkanów w Kolonii. 27 października 1991 roku św. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym, ustanawiając wspomnienie liturgiczne na dzień 4 grudnia. W osobie błogosławionego Adolfa Kolpinga świat ludzi pracy zyskał kolejnego patrona i orędownika.

 

Święty Jan Calabria Święty Jan Calabria, prezbiterJan urodził się 8 października 1873 roku w Weronie, we Włoszech, jako najmłodsze z siedmiorga dzieci ubogiej, pobożnej rodziny. Jego ojciec był szewcem, a matka – służącą. Chodził do parafialnego przedszkola i parafialnej szkoły ludowej. Później uczył się eksternistycznie w gimnazjum, które działało przy seminarium. Od dzieciństwa pragnął zostać kapłanem. Ubóstwo i przedwczesna śmierć rodziców opóźniło realizację jego planów. Musiał ponadto przerwać naukę w trzeciej klasie, ponieważ został powołany do wojska. Zatrudniono go w szpitalu. Wyróżniał się dobrocią i pobożnością, dzięki niemu wielu jego współtowarzyszy i przełożonych zbliżyło się do wiary katolickiej.

Po skończeniu służby wojskowej wstąpił do seminarium, a w wieku 23 lat rozpoczął studia teologiczne. Już jako student pomagał sierotom i chorym. W 1898 roku, wraz z grupą kleryków i osób świeckich, założył Pobożne Stowarzyszenie Opieki nad Ubogimi Chorymi. Trzy lata później, w dniu 11 sierpnia 1901 roku, przyjął święcenia kapłańskie. Przez pierwszych 6 lat posługi pracował jako duszpasterz w parafii św. Stefana w Weronie, zajmując się nadal ubogimi, chorymi i opuszczonymi. W 1907 roku został wikariuszem przy kościele św. Benedykta, gdzie szczególną opieką duszpasterską otoczył żołnierzy. Tu także w dniu 26 listopada tego samego roku założył Dom dla Dobrych Chłopców, który dał początek zgromadzeniu Ubogich Sług Bożej Opatrzności. Instytut wspomagał sieroty i ubogie dzieci, a także ludzi starych i chorych. Wkrótce powstały nowe domy na terenie całych Włoch, a później także za granicą. Papież Pius XII zatwierdził je oficjalnie w dniu 25 kwietnia 1949 roku.
Wcześniej, bo już w 1910 roku Jan założył żeńską gałąź zgromadzenia Ubogich Służebnic Bożej Opatrzności (w dniu 25 grudnia 1981 roku otrzymało ono zatwierdzenie papieskie). Włączył też w duszpasterską i charytatywną działalność Kościoła osoby świeckie, zakładając w 1944 roku Rodzinę Braci Eksternistów (zwanych niekiedy Braćmi Zewnętrznymi).
Bliska mu była także działalność ekumeniczna. Utrzymywał braterskie stosunki z protestantami, wyznawcami Kościoła prawosławnego i Żydami. Dzięki swej dobroci i mądrości był wielkim autorytetem i osobą niezwykle poważaną w wielu środowiskach ówczesnej Europy. Zwracali się do niego z prośbą o pomoc i radę duchowni i świeccy. “Każda chwila jego życia była realizacją wspaniałego hymnu św. Pawła o miłości” – napisała o Janie Calabrii w liście do papieża Pawła VI pewna Żydówka, lekarka, którą święty ukrył w przebraniu siostry zakonnej w jednym z domów zgromadzenia, by ratować ją przed prześladowaniami ze strony Niemców hitlerowskich.
W swej pracy wychowawczej Jan kierował się wspaniałym przykładem św. Jana Bosko, wielkiego wychowawcy i opiekuna młodzieży. Od niego uczył się pokornej służby ubogim dzieciom.
Zmarł 4 grudnia 1954 roku. Przed śmiercią ofiarował swe życie Bogu za papieża Piusa XII, który wiele wycierpiał z powodu nieprawdziwych oskarżeń. W dniu 17 kwietnia 1988 r. św. Jan Paweł II beatyfikował Jana Calabrię w Weronie. On też włączył ks. Jana do grona świętych w dniu 18 kwietnia 1999 roku.

 

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Pecs (Pięciu Kościołach), na Węgrzech – św. Maura, biskupa. Wychował się w opactwie św. Marcina na Górze Panońskiej. W roku 1036 powołano go na stolicę biskupią. Był autorem pism hagiograficznych. Zmarł w roku 1070.W Parmie, we Włoszech – św. Bernarda, kardynała i biskupa. Mając 25 lat wstąpił do walumbrozjanów. Wybrano go tam opatem, a później generałem Zakonu. Rządził roztropnie, co zwróciło na niego uwagę Urbana II. Papież mianował go kardynałem i wysłał do Lombardii jako swego legata. W wielu włoskich krajach przywrócił wówczas pokój, a w Parmie, gdzie zrazu doznał wielu przykrości, obrano go biskupem. Potem wziął udział w dramatycznych negocjacjach między Paschalisem II a Henrykiem V. Wezwany przez margrabinę Matyldę, asystował przy jej śmierci. Towarzyszył także nowemu papieżowi oraz cesarzowi Lotarowi w drodze do Rzymu. Wróciwszy do Parmy, poczuł zbliżający się koniec. Wezwał wówczas mnichów z ukochanego przez siebie opactwa w Cavannie i w ich obecności zmarł. Stało się to w roku 1133.oraz:

św. Annona z Kolonii, biskupa (+ 1075); św. Feliksa z Bolonii, biskupa (+ ok. 432); św. Maruty, biskupa (+ ok. 420); św. Osmunda z Salisbury, biskupa (+ 1099); św. Teofanesa (+ 780)

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/12-04.php3
*****************
UZUPEŁNIENIE DO ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH

Jan Damasceński – Mowy w obronie obrazów

Przełom VII i VIII wieku. Okres, w którym nastąpiły gwałtowne zmiany na scenie politycznej. Na ziemiach jeszcze do niedawna należących do Bizancjum pojawia się nowa siła. Są to muzułmanie – w tempie wręcz błyskawicznym podbijają Bliski Wschód, północną Afrykę, a także atakują Bizancjum. Świat drży w posadach.
Jakby tego było mało. Bizancjum wstrząsane jest długotrwałym konfliktem związanym z kultem obrazów. Z jednej strony cesarze chcący poprzez wprowadzenie zakazu kultu ograniczyć wpływy potężnego Kościoła, a także ciągle liczne grono duchownych traktujących ten kult z podejrzliwością. Nie bez wpływu na rozwój sytuacji ma także nowa religia, która zakazuje sporządzania wizerunków postaci ludzkich.
Z drugiej strony jest lud przywiązany do tradycyjnych form pobożności, a także bardzo liczne klasztory wraz z armią mnichów. Przyczyny i przebieg tego konfliktu są tak zagmatwane, że trudno omówić je nawet pobieżnie. Z tego też powodu chciałbym zatrzymać się na fundamentalnym dziele obrońców kultu obrazu. Tym, który podjął się tego zadania był chrześcijański Arab – Jan z Damaszku.

Św. Jan Damasceński

Jan urodził się ok. 675 roku w Damaszku w chrześcijańskiej rodzinie piastującej od pokoleń wysokie stanowiska państwowe. W epoce panowania muzułmańskiej dynastii Omajadów, dziad Jana, gorliwy chrześcijanin, prawie całe swe życie poświęcił w służbie kalifów jako minister finansów. I nie był to ewenement. Wyznanie, wbrew dzisiaj panującym stereotypom, nie było przeszkodą w piastowaniu tak wysokiego stanowiska. Jan, po otrzymaniu starannego wykształcenia, przejął sprawowanie urzędu tradycyjnie pozostającego w jego rodzinie. W roku 732 porzucił jednak tak eksponowane stanowisko i rodzinny Damaszek udając się do Palestyny, gdzie jako mnich osiadł w klasztorze Mar Sabas pod Jerozolimą. Zmarł prawdopodobnie 4 grudnia 749 roku, już za życia otoczony czcią przez swych współwyznawców.
Tym co pozostawił po sobie, to jego bogata spuścizna literacka, na czele której jest pierwsza i ostatnia summa teologiczna zamykająca okres starożytności w dziejach Kościoła. Mowa oczywiście o Wykładzie wiary prawdziwej.

Klasztor św. Saby – stan dzisiejszy

Jednakże z całej tej spuścizny najbardziej interesujące są  jego trzy mowy, znane jako Mowy apologetyczne przeciw tym, którzy szkalują święte obrazy – Contra imaginum calumniatores.
Mowy te uważane są za najstarsze utwory literackie Jana Damasceńskiego. Pierwsza z nich została napisana wkrótce po wybuchu w Bizancjum tzw. sporu o obrazy, znanego z historii jako obrazoburstwo czy ikonoklazm.Czas jej powstania jest datowany na rok 726.
Na razie jednak oddajmy głos Doktorowi Kościoła.

I. Mowa obronna przeciw tym, którzy odrzucają święte obrazy

    1. Ilekroć uświadamiamysobie naszą niegodność, tyle razy przyznajemy, że wypadałoby nam raczej zachować milczenie i w ciszy powierzać Bogu nasze winy. Skoro jednak na wszystko przychodzi właściwy czas, widząc Kościół, który Bóg założył na fundamencie Apostołów i Proroków, swego zaś Syna uczynił kamieniem węgielnym, widząc ten Kościół rzucony dziś na wzburzone morze, targany niszczącymi falami, mocami najcięższych ataków złych duchów wstrząsany i niepokojony, a jednocześnie mając przed oczami szatę Chrystusa, którą – tkaną jednolicie z góry na dół – rozdzierają dziś ręce bezbożników, a także widząc Ciało Jego rozdzierane na wiele części, to Ciało, które jest Słowem Bożym i z góry przekazaną nam obowiązującą tradycją, w obliczu tego wszystkiego za nierozumne uznałem milczenie i poskramianie mojego języka, obawiając się słów ostrzeżenia: “Jeśli się cofniesz, nie upodoba sobie dusza moja w tobie” – Hbr 10,38 oraz: “Jeśli widzisz zbliżający się miecz i nie powiesz nic bratu swemu, od ciebie zażądam krwi jego” – Ez 33,8. Dlatego porazony strachem nie do zniesienia postanowiłem mówić nie przedkładając majestatu króla ponad prawdę, także dlatego, że praojciec Dawid powiedział: “mówiłem w obecności królów i nie zostałem zawstydzony” – Ps 119,46. Tym bardziej więc jestem przynaglony do mówienia. Potężną moc ma w sobie słowo króla dla zwabienia na swoją stronę poddanych. Tylko jednak nieliczni odrzucili złe rozporządzenia królewskie, mimo iż wiedzą, że władza ziemskich monarchów jest nadana z góry i jedynie na ziemi ma moc obowiązującą.

2. Uznając przede wszystkim tradycję Kościoła, przez którą przyszło zbawienie, za podstawę i fundament dla mojego rozważania, zniosłem wszelkie bariery dla słowa i wypuściłem je jak gotowego do biegu konia. Uznałem bowiem za przerażające, a nawet więcej niż przerażające, że Kościół lśniący takimi zwycięstwami i upiększony heroicznym zwycięstwem swoich świętych, ulega nędznym żywiołom drżąc ze strachu wtedy, gdy nie ma się czego obawiać, tak jak gdyby nie poznawszy Boga takim, jakim On jest w swej istocie, bał się popaść w bałwochwalstwo. Bo nawet, gdy w najmniejszym stopniu uchybia doskonałości, to jakby niósł pośrodku przecudnej twarzy jakąś szramę, która swą brzydotą niszczy całe piękno. Małe nie jest małym, jeśli prowadzi ku wielkiemu. I nie jest też rzeczą małą, porzucać z góry nadaną tradycję Kościoła, prowadzonego niegdyś przez naszych poprzedników, których przewodnictwo powinniśmy dokładnie obserwować, a wiarę naśladować.

Pierwsza mowa jest reakcją na zdjęcie ikony Chrystusa umieszczonego nad “bramą z brązu” – Chalke – prowadzącą do Pałacu. Czynu tego dokonał cesarz Leon III w roku 726. Teofanes Wyznawca w swojej Kronice pisze tak: “Tłum, wstrząśnięty nowymi zaleceniami (cesarza) zastanawiał się, jak go zaatakować i zabił dziesięciu ludzi z pałacu, którzy zrzucili na ziemię wizerunek Zbawiciela umieszczony nad wielkimi drzwiami z brązu, toteż wielu, z powodu swej pobożnosci zostało skazanych na okaleczenie, chłostę, wygnanie, grzywnę, szczególnie ci, których wyróżniały ich szlachectwo i kultura”.
Istnieją co prawda spory dotyczące daty tego wydarzenia oraz jego przebiegu, niemniej jednymz powodów które były inspiracją dla Jana były słowa cesarza:
“Pan nie zgadza się na malowanie podobizny Chrystusa, niemej i bez tchnienia życia sporządzonej z ziemskiej materii, którą święte pisma pogardzają…”
Wydarzenie te,stały się symbolem walki z obrazami, a aresztowane i stracone kobiety które sprzeciwiły się zrzuceniu wizerunku stały się pierwszymi męczennicami ikonoklazmu.

Plan centrum administracyjnego Konstantynopola wraz z zaznaczoną bramą Chalke

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/05/jan-damascenski-mowy-w-obronie-obrazow.html

Jan Damasceński – cz. 2

Jeden z najsłynniejszych teologów prawosławnych Paul Evdokimov w swojej książce “Sztuka ikony”. w ten sposób rozpoczyna rozdział w którym omawia ikonoklazm:

Ikonoklazm wyraża przede wszystkim daleko posunięty transcendentalizm semicki, żydowski i muzułmański, a także chrześcijański, podnosząc w ten sposób sens Bożej niewysławialności i niepoznawalności, kosztem Wcielenia i “Filantropii”. Był on także reakcją na przesadny, czasami wręcz bałwochwalczy kult wizerunków, na jego zarażenie się magiczną koncepcją, która myliła ikonę z Eucharystią i głosiła współistotność wizerunku z jego wzorcem. Tak więc zdarzało się, że niektórzy zbyt gorliwi kapłani do świętych darów dołączali kawałki ikon…”

   Nic więc dziwnego, że konflikt pomiędzy ikonoklastami a obrońcami ikon był nieunikniony. Po prostu obie strony nie mogły siebie nawzajem zrozumieć, gdyż , można powiedzieć, ich rzeczywistości rozmijały się. Dlaczego tak się stało? Można powiedzieć że nałożyły się na to trzy przyczyny – inna kultura religijna, konfrontacja z islamem i ciągłe żywe dziedzictwo myśli greckiej.
Nie bez znaczenia jest też fakt iż panujący wtedy cesarze byli związani z wschodnimi terenami Cesarstwa na których tendencje obrazoburcze były bardzo żywe.

Ikona Jezusa Chrystusa w otoczeniu Archaniołów – Macedonia

Powróćmy w tym momencie to tekstu mowy św. Jana Damasceńskiego:

3. Błagam więc najpierw Wszechmogącego Pana, dla którego wszystko jest jawne i odkryte, a do którego się zwracamy i który wie, że moje zamierzenie w tym względzie jest czyste, a cel wyraźnie określony, aby dał moim wargom słowo jasne i poddany posłuszeństwu umysł. Niechaj Pan pociągnie ku sobie mój umysł tak, by kroczył dalej prostą drogą, nie zbaczając ani na rzekomo prawą stronę, choćby nawet wydawało się to słuszne, ani na stronę w oczywisty sposób uznaną za lewą. Błagam również cały lud Boży, święte plemię, królewskie kapłaństwo razem z samym Dobrym Pasterzem duchowego stada Chrystusowego, z Pasterzem Chrystusowego kapłaństwa we własnej osobie, aby lud ten przyjął życzliwie moje słowo, nie zwracając uwagi ani na niegodność mojej osoby, ani nie oczekując ode mnie zręcznej gry słów, ponieważ nazbyt jestem świadom mej niedoskonałości. Niech rozważają raczej jasność samej myśli, “bo nie na słowie zbudowane jest Królestwo Niebieskie, ale na czynach” – 1 Kor 2,5. Nie jest bowiem moim celem zwyciężyć, ale podnieść rękę, która walczy o prawdę, rękę prowadzoną przez Tego, który jest Wszechmocny. Przylgnąwszy więc do niepokonanej Prawdy jako rękojmi, rozpocznę już swoją mowę.

4. Znam słowa Tego, który nie kłamie: “Pan Bóg twój jest Panem jedynym” – Pwt 6,4 oraz: “Panu Bogu twojemu będziesz część oddawał i Jego samego będziesz uwielbiał” – Pwt 6,13., a także: “Nie będziesz czcił obcych bogów, nie zrobisz żadnego rzeźbionego wizerunku jakiegokolwiek ptaka latającego wysoko na niebie, ani jakiegokolwiek zwierzęcia, które jest nisko na ziemi” – Wj 20,4, oraz: “Zawstydzeni zostaną wszyscy, którzy hołd składają rzeźbionym wizerunkom” – Ps 97,7, a także: “bogowie, którzy nie uczynili nieba i ziemi, zostaną unicestwieni” – Jer 10,11. W ten oto sposób przemawiał wcześniej Bóg do waszych ojców przez proroków, a gdy nastała pełnia czasów przemówił do was poprzez swego jedynego Syna, przez którego stworzył też całą wieczność. Znam Tego, który powiedział: “A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” – J 17,3.

Wierzę w jedynego Boga, Stwórcę wszystkich rzeczy, który sam jest bez początku, niestworzony, nieprzemijający i nieśmiertelny , przedwieczny a na wieki trwający, bezcielesny, niewidzialny, nieokreślony, bezkształtny. Wierzę w jedną istotę Boga, która jest ponad wszystkie stworzenie, Boga przekraczającego wszelkie pojęcie bóstwa, jednego w trzech Osobach: Ojca, Syna i Ducha Świętego; tylko jego samego wielbię, Jemu jedynemu oddaję cześć pełną uwielbienia. Czczę jednego Boga, jedną Boską Istotę, ale wielbię w Nim trzy Osoby: Ojca, Syna Bożego, który stał się ciałem i Ducha Świętego. Nie czczę rzeczy stworzonych ponad ich Stwórcę, ale sławię Stwórcę, który sam się stał stworzeniem takim, jak ja i w stworzenie ubrany bez uszczerbku swej boskiej natury, uczcił w ten sposób moją własną ludzką naturę, czyniąc mnie tym samym uczestnikiem swojego bóstwa. Razem z Bogiem i królem czczę purpurą ciała, nie jak wierzchnie odzienie, ani nie jako Czwartą Osobę – broń Boże! – ale, ponieważ przybrane przez Boga stało się Jemu podobne bez ulegania jakimkolwiek zmianom. Bóstwo nie przybrało natury ciała, ale jak Słowo bez zmian stało się ciałem pozostając przy tym czym było, tak też ciało stało się Słowem, nie przestając być tym, czym jest, upodabniając się jedynie do Słowa pod względem hipostazy. Dlatego tez śmiało przedstawiam wizerunek niewidzialnego Boga, nie jako niewidzialnego, lecz jako Tego, który stał się widzialny ze względu na nas poprzez uczestnictwo w naszym ciele i krwi. Nie przedstawiam niewidzialnego bóstwa, ale ukazuję Boga, który stał się widzialny w ciele. Jeśli bowiem niemożliwe jest przedstawienie ducha, o ileż bardziej niemożliwym jest przedstawienie samego Boga, tchnącego życie w ducha.

Jakie więc były źródła tego oporu wobec kultu obrazów?  Nie należy zapominać o tym, że grecki Wschód odziedziczył pogańskie zamiłowanie do trójwymiarowych obrazów religijnych które były dla nich tożsame z przedstawianym  bóstwem. Sztuka tego typu została przez wczesny Kościół jednoznacznie potępiona, nic więc dziwnego że pierwotna sztuka chrześcijańska przez bardzo długi czas ograniczała się do symboli, takich jak – baranek, gołębica, ryba /znana nam chociażby z Quo vadis Sienkiewicza/ a także do tematów alegorycznych – winnica, dobry pasterz oraz starotestamentalnych odniesień – Jonasz, Daniel w jaskini lwów, arka.  Przez bardzo długi czas unikała  wizerunków osób związanych z NT. Nie bez znaczenia jest fakt że w tym okresie zdecydowaną większość stanowili chrześcijanie wschodni – syryjczycy, ormianie – a więc żyjący w innej tradycji kulturalnej. Tym samym więc o wiele mniej skłonni do posługiwania się obrazami. Znamienny jest fakt że cesarze popierający obrazoburstwo byli pochodzenia ormiańskiego bądź izauryjskiego. Nie bez znaczenia jest fakt, że w VII wieku chrześcijanie wschodni nie bedący Grekami w zasadzie byli monofizytami. Monofizyci zaś dostarczali argumentów teologicznych dla ikonoklastów, a przynajmniej milcząco ich popierali.
Ciekawym świadectwem tego pełnego wątpliwości podchodzenia do wyobrażeń figuratywnych  jest opis pióra Euzebiusza z Cezarei znajdujący się w jego “Historii Kościoła” a więc pochodzący z IV wieku który widzianym przez siebie rzeźbom mającym przedstawiać apostołów bądź tez odwołujących się do scen nowotestamentalnych, przypisywał pochodzenie pogańskie:

Ponieważ wspomniałem o tem mieście, uważam, że nie godzi się pominąć opowiadania, które warto w pamięci przechować także dla następców naszych. Otóż niewiasta, cierpiąca na krwotok, która, jak to wiemy z świętych Ewangelii, u Zbawiciela naszego znalazła uwolnienie od swego cierpienia, miała stąd właśnie pochodzić, a w mieście dom jej nawet pokazują. Przetrwały tam ponadto przedziwne pomniki dobrodziejstwa, wyświadczonego jej przez Zbawiciela.
    Na wysokim bowiem kamieniu, tuż przy drzwiach jej domu, stoi spiżowy posąg niewiasty, która zgina kolana i wyciąga swe ręce przed siebie, jak błagalnica; naprzeciwko niej mieści się postać druga, z tego samego kruszcu, wyobrażająca mężczyznę, stojącego w płaszczu wspaniale zarzuconym, z ręką wyciągniętą ku niewieście . U stóp jego, z samego już słupa, wyrasta jakaś nieznana roślina, pnąca się aż po skraj spiżowego płaszcza, jak gdyby jakie lekarstwo na wszelkiego rodzaju dolegliwości. I nic w tem dziwnego, że starzy poganie, którzy doświadczyli dobrodziejstw Zbawiciela naszego, taki wystawili pomnik. Widziałem przecie wizerunki apostołów Jego, Piotra i Pawła, a nawet samego Chrystusa, zachowane w malowanych obrazach. Rzecz zrozumiała, bo starzy według swego zwyczaju czcili ich w ten właśnie sposób, a bez żadnej głębszej myśli, jako swych zbawicieli” –   Euzebiusz z Cezarei, Historia kościelna, Poznań 1924 s. 327-28.

Jako ciekawostkę dodam jeszcze że jeden z kontynuatorów Euzebiusza, zyjący w V wieku Sozomen w swojej “Historii Kościoła” wspomina o tym pomniku pisząc o panowaniu cesarza Juliana znanego jako Apostata że:

“Oto kiedy cesarz się dowiedział, że w Cezarei Filipowej, zwanej także Paneas, znajduje się wspaniały posąg Chrystusa, stanowiący wotywny dar uleczonej niewiasty, chorej na upływ krwi, kazał ów posąg usunąć, a na jego miejsce ustawić swój własny” – Hermiasz Sozomen, Historia Kościoła,  Warszawa 1989, s. 344.

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/05/jan-damascenski-cz-2.html

Jan Damasceński – cz. 3

Po podbiciu Palestyny, Syrii i Egiptu Cesarstwo Bizantyńskie stanęło w obliczu konfrontacji nie tylko militarnej ale i religijnej z islamem. Konflikt ten był nieunikniony gdyż obie religie uwazały się za religie uniwersalistyczne. Za ich rozkrzewianie odpowiedzialni czuli się przywódcy, z jednej strony cesarz a z drugiej kalif. Obaj rościli sobie prawo do przywództwa nie tylko politycznego ale i religijnego. Islam uważał siebie za najbardziej doskonałą emanację religii i najdoskonalsze odzwierciedlenie idei Boga Abrahama. Stąd tez wynikały oskarżenia o wielobóstwo – dotyczyło to chrześcijańskiej nauki o Trójcy Świętej, oraz o bałwochwalstwo – cześć oddawana ikonom . Dotychczasowe pojęcie sztuki jakie istniało wśród plemion arabskich pod wpływem nauki zawartej w Koranie uległo zmianie. Trzeba pamiętać, że zgodnie z Koranem – “jedynym twórcą jest Bóg, a jedyne informacje, które istnieją na jego temat, to imiona oraz atrybuty, między inny mi Słowo darowane ludzkości”. Ten sposób myślenia stał się decydujący dla sztuki islamskiej: uważano, że nie sposób dosłownie przedstawić wizerunków Boga i osób świętych. Jednakże reguła ta pojawiła się już po śmierci Mahometa i nie została zawarta w pismach świętej księgi; wynikała z wiary, że podczas przedstawiania istoty ludzkiej można było tchnąć w nią życie. Wszystko to sprawiło, że od VIII wieku islam wykształcił swój charakterystyczny kod przedstawień artystycznych pozbawionych wizerunków postaci uświęconych, który stał się jednocześnie prawdziwą przeszkodą dla rozwoju rzeźby i malarstwa tej kultury.
Nic więc dziwnego że tocząc konflikt militarny cesarze bizantyjscy starali się odeprzeć zarzut ktory wydawał się im najłatwiejszy do odparcia – zarzut bałwochwalstwa. Mentalnie byli do tego przygotowani, gdyż sami pochodzili z wschodnich stron cesarstwa w których tendencje obrazoburcze były nieustannie żywe.

                          Mozaika z płytek ceramicznych na fasadzie Meczetu na Skale – Jerozolima
     5. Inni znowu mówią: Bóg rzekł przecież przez Mojżesza, dawcę Prawa: “Pana Boga twojego będziesz czcił i tylko Jego jedynego uwielbiał” oraz: “Nie uczynisz żadnego wizerunku tego, co w niebie i tego, co na ziemi” – Wj 20,4. Bracia, w błędzie są ci, którzy nie rozpoznają ducha Pisma św. i którzy nie wiedzą, że “litera zabija, a duch ożywia” – 2 Kor 3,6. Ci bowiem nie odnajdują ukrytego poza literą ducha. Do nich słusznie mogę mówić: Ten, który pouczył was o tych rzeczach, niech też nauczy was tego, co następuje. Posłuchaj, w jaki sposób Prawodawca wyjaśnia to, co jest napisane w Księdze Powtórzonego Prawa, gdy mówi: “I rzekł do was Pan  spośród ognia, dźwięk mowy słyszeliście, ale kształtu postaci nie widzieliście, tylko dźwięk – Pwt 4,12 i nieco dalej: “pilnie się wystrzegajcie, skoro nie widzieliście postaci w tym dniu, w którym przemówił do was Pan na Górze Horeb spośród ognia, byście nie przekroczyli Prawa i nie uczynili sobie rzeźbionego wizerunku ani jakiegokolwiek obrazu przedstawiającego mężczyznę czy kobietę, podobiznę jakiegokolwiek zwierzęcia żyjącego na ziemi, podobiznę jakiegokolwiek ptaka…” – Pwt 4,15. A zaraz potem: “gdy podniesiesz oczy ku niebu i ujrzysz słońce, księżyc i gwiazdy, i całe zastępy niebios, abyś nie pozwolił się zwieść i nie oddawał im pokłonu i nie wielbił ich” – Pwt 4,19.
     6.  Widzisz zatem, że jeden jest cel: nie czcić stworzenia ponad Stwórcę i nie uwielbiać nikogo, z wyjątkiem samego Stwórcy. Czcić Go oznacza: składać Mu zawsze uwielbienie. Dalej znów mówi
Pismo: “nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Nie zrobisz sobie rzeźby, ani żadnej podobizny, nie oddasz im pokłonu ani nie będziesz ich wielbił, ponieważ Ja jestem Pan, Bóg wasz” – Pwt 5,7. I dalej: wywrócicie ich ołtarze, ich stele połamiecie, aszery ich zniszczycie, a posągi ich bogów w ogniu spalicie, abyście nie służyli obcym bogom” – Pwt 12,3. A przede wszystkim: “abyście nie zrobili sobie ulanych z metalu bogów” – Wj 34,17.7. Czy więc nie widzisz, że z powodu skłonności do bałwochwalstwa zakazuje On sporządzania wizerunków, i że niemożliwe jest przedstawianie sobie Boga niewymiernego i nieograniczonego i niewidzialnego? “Nie widzieliście Go bowiem pod widzialną postacią” – mówi Pismo – Pwt 4,12. Podobnie Paweł, gdy stał pośrodku Areopagu i mówił: będąc z rodu Bożego nie powinniśmy sądzić, że bóstwo podobne jest do złota, czy do srebra, czy do kamienia – wytworu sztuki i myśli człowieka” – Dz 17,20.Tak do kwestii sporządzania wizerunków podchodzono w czasach ST,. Niewidzialnego nie wolno było przedstawiać Nic więc dziwnego że narodzinom chrześcijańskiej ikonografii towarzysza ostrzeżenia i wahania. O ile same obrazy były tolerowane jako dość prymitywny element edukacji i przypomnienia oraz wychowania, to już kult obrazów jaki zaczął powoli pojawiać się budził wiele zastrzeżeń natury teologicznej. Ciekawym przykładem rozwoju refleksji teologicznej połączonej z odwoływaniem się do pogańskiej filozofii greckiej jest fragment z apokryficznych  Dziejów Jana przypisywanych  św. Janowi Ewangeliście.Utwór ten powstał prawdopodobnie w II w. Interesujący nas fragment opowiada o nowo nawróconym  Likomedesie:

10. Malarz zaś pierwszego dnia naszkicowawszy go, odszedł. Następnego dnia pomalował go farbami i tak oddał go Likomedesowi, który się ucieszył, powiesił go w swojej sypialni i ozdobił wieńcami. Później rzekł do niego Jan, który wiedział już o tym: “Drogie dziecko, co robisz sam, gdy przechodzisz z łaźni do sypialni? Czy nie modlę się wspólnie z tobą i innymi braćmi? Co przed nami ukrywasz?” Tak mówiąc i żartując wszedł z nim do sypialni i zobaczył ołtarz starca otoczony wieńcami: wokół stały świece a z przodu – ołtarz. Zawoławszy więc zapytał go: “Likomedesie, co znaczy u ciebie ten ołtarz? Którego z bogów oznacza ten namalowany obraz? Widzę, że ciągle żyjesz po pogańsku”. Odpowiedział mu Likomedes: “Bogiem jest dla mnie jedynie ten, który mnie wskrzesił wraz z moją małżonką. Ale jeżeli nazywać bogami naszych ludzi-dobrodziejów, to ty jesteś namalowany na tym obrazie, a ponieważ stałeś się dla mnie dobrym przewodnikiem, ciebie ozdobię wieńcami, czczę i miłuję”.
    11. Jan zaś, który nigdy nie widział swojego oblicza rzekł do niego: “Ty ze mnie żartujesz. Ja mam takie kształty? Na Pana mojego, jak zdołasz mnie przekonać, że ten portret jest do mnie podobny?” Na to Likomedes przyniósł mu lustro, a on ujrzawszy siebie w lustrze i przyjrzawszy się uważnie obrazowi, rzekł: “Na życie Pana Jezusa Chrystusa, ten obraz jest do mnie podobny! Nie jest to jednak mój portret, dziecko, ale mojej cielesnej postaci. Jesli bowiem ów malarz, który naśladował moją twarz zechce mnie przedstawić na obrazie, dziś nie poradzi tego zrobić kolorami, które mi dał, ani tabliczkami, ani szkicem, ani ubraniem, ani kształtem, ani figurą, postacią starca ani młodzieńca, ani wszystkim, co widzialne.
    12. Ty zaś, Likomedesie, stań się dla mnie dobrym malarzem. Masz kolory, które dał ci przeze mnie Jezus, który maluje dla siebie nas wszystkich. Zna On kształt, i wyraz, i postać, i ustawienie, i stany dusz naszych. Takie są kolory, którymi – mówi o tobie – abyś malował: wiara w Boga, wiedza, bojaźń Boża, miłość, wspólnota, łagodność, dobroć, miłość braterska, czystość, nieskalaność, spokój, odwaga, brak smutku, świętość i cały orszak kolorów, które malują obraz duszy. One podnoszą członki już upadłe, a wyrównują wyniosłe…., wyrównują blizny, leczą rany, układają włosy w nieładzie, obmywają twe oblicze, wychowują twoje oczy, oczyszczają twoje wnętrzności, wypróżniają twój brzuch, ucinają twoje genitalia, krótko mówiąc – gdy kolory zmienne połączone razem spłyną do twej duszy, stanie się ona niezmywalna, gładka, nieporuszona dla Pana naszego Jezusa Chrystusa. To jednak, co ty zrobiłeś jest dziecinne i niedoskonałe: namalowałeś martwy portret martwego człowieka”…    Apokryfy NT Apostołowie t,2 cz. 1, Kraków 2007, s.298-299

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/05/jan-damascenski-cz-3.html

Jan Damasceński – cz. 4

Powracamy więc do tekstu 1 mowy przeciw szkalującym święte obrazy.

8.  Zakazy te zostały dane Żydom ze względu na ich skłonność do bałwochwalstwa. Nam zaś, jak mówi święty Teolog ( chodzi z Grzegorza z Nazjanzu, na Wschodzie nazywanego po prostu “Teologiem”) , dane zostało, abyśmy uniknąwszy tego zabobonnego błędu i poznawszy dogłębnie prawdę mogli w czystości serca przebywać z Bogiem i uwielbiać jedynego Boga, abyśmy ubogacając się znajomością Pana mogli porzuciwszy to co dziecinne, stać się w pełni dojrzałymi ludźmi. Skoro zaś otrzymaliśmy od Boga zdolność rozróżniania i wiedzę, co można przedstawić jako wizerunek, a czego przedstawiać nie należy, nie potrzebujemy już więcej pozostawać pod opieką wychowawcy.

“Nie widzieliście Jego postaci” – Wj 33,20 – mówi Pismo. Co za mądrość Prawodawcy! W jaki bowiem sposób można obrazowo ukazać to, co niewidzialne, co nieograniczone, niewymierne i nieskończone? Jak można określić to, co pozbawione jest zewnętrznego kształtu? Jak namalować to, co bezcielesne? Któż jest w stanie odsłonić to, co jest tajemnicą? Jasne jest jednak, że gdy widzisz Tego, który z natury jest bezcielesny, ze względu na ciebie stał się człowiekiem, to możesz wykonać wizerunek Jego ludzkiej postaci. Skoro bowiem wiadomo, że Ten, który z natury jest niewidzialny, stał się widzialny pod postacią ciała, tedy można sporządzić obraz tego, co widzialne. Jeżeli Bezcielesny i Bezkształtny, Niewymierny i Nieograniczony w doskonałości swojej Boskiej natury ogałaca samego siebie, przybierając postać sługi w całej rozciągłości i wielości cielesnej postaci, tedy maluj na obrazach Tego, który stał się widzialny, i przedstawiaj Go tak, by mogł być oglądany. Przedstawiaj Jego cudowne zstąpienie z nieba, Jego narodziny z Dziewicy, Jego chrzest w Jordanie, Jego przemienienie na Górze Tabor, Jego zbawczą mękę, która uwolniła nas od cierpienia, Jego śmierć, Jego cuda, które są znakiem Jego Boskości, a które zostały zdziałane w ciele przy udziale Bożej mocy, Jego zbawczy krzyż, Jego grób, Jego zmartwychwstanie, Jego wniebowstąpienie – wszystko to opisuj zarówno słowem jak i kolorami.

Niczego się nie lękaj ani niczego nie obawiaj. Znam różnicę między odmiennymi rodzajami oddawania czci. Kłaniał się niegdyś Abraham synom Chamora, mężom bezbożnym i nie mającym zrozumienia dla spraw Bożych, gdy kupował od nich podwójną jaskinię, przeznaczoną na grobowiec (Rdz 23,7; Dz 7,16); kłaniał się Jakub swemu bratu Ezawowi (Rdz 33,3), a także swojemu synowi Józefowi, dostojnikowi egipskiego faraona (Rdz 46,29); kłaniał się też Jozue syn Nuna, a także Daniel przed Aniołem Bożym, ale ich nie uwielbiali. Inną bowiem jest rzeczą cześć uwielbienia, a inną oddawana z szacunku tym, którzy wyróżniają się godnością.

9. Skoro mówimy o obrazie i przysługującej mu czci, przyjrzyjmy się dokładniej, jakie znaczenie posiada każde z tych pojęć. Obraz jest z jednej strony podobny w charakterze do swojego prototypu, z drugiej zaś w pewien sposób od niego się różni; nie pod każdym bowiem wzgledęm obraz podobny jest do swojego pierwowzoru. Tak więc Syn jest żywym, naturalnym i dokładnie podobnym obrazem swego niewidzialnego Ojca, kryjącym w sobie całą pełnię Ojca, będąc z Nim pod każdym względem identycznym, różniąc się jedynie przyczyną istnienia. Naturalną bowiem Jego przyczyną jest Ojciec, a z tej przyczyny pochodzi Syn. Nie Ojciec bowiem pochodzi od Syna, ale Syn ma początek w Ojcu. Pochodzi od Ojca, ale nie jest późniejszy od Niego, będąc tym samym, czym jest Ojciec, który Go zrodził.

10. Są też w Bogu obrazy i modele tego, co ma się dopiero stać przez Niego. Taka jest bowiem Jego przedwieczna i zawsze niezmienna wola. To, co boskie jest pod każdym względem niezmienne, nie ma w sobie zmienności, ani nawet cienia wywołanego tymi zmianami. Obrazy te i modele święty Dionizy, wielki znawca rzeczy boskich nazywa wcześniejszymi określeniami. Bóg bowiem w swoim zamyśle wcześniej określił i ukazał wszystkie te rzeczy, które miały się przez Niego stać, czyniąc je wszystkie, zanim jeszcze powstały, stałymi i niezmiennymi. Podobnie czyni ktoś, gdy chce wybudować dom; najpierw rysuje i przedstawia plan zgodny ze swym zamierzeniem.

Tzw. Biblia świętej Cecylii – Włochy  IX w.

Pod względem religijnym ikonoklaści tolerowali jedynie sztukę niefiguratywną, na przykład krzyż jak formę geometryczną, ale bez Ukrzyżowanego, brak elementu figuratywnego wykluczał wszelką kwestię obecności. P. Evdokimov w książce “Sztuka ikony. Teologia piękna” tak opisuje powyższe zagadnienie:

“… ikonoklaści ograniczali swoja optykę do zasady tożsamości i odwoływali się do Eucharystii. Widzieli w niej jedyny adekwatny obraz Chrystusa, ponieważ współistotny z Nim, homoousios, identyczny, tauto zgodny z naturą, kat`ousian. Otóż Eucharystia jest cudem, w którym materia kosmiczna (chleb i wino) stają się materią niebieską przemienionego ciała Chrystusa, lecz cud “przemienienia” dokonuje się bez żadnego podobienstwa. Kanony surowo zakazują wszelkiej wizji “ciała” w kielichu i jakiekolwiek”objawienie” tego rodzaju uważane jest za pokusę przeciwko naturze. Bowiem Słowo “hipostazuje”, przyswaja sobie postacie eucharystyczne, włącza je w swoje ciało duchowe: “Ten chleb jest Ciałem Chrystusa”, lecz ta substancjalna tożsamość ukrywa eucharystyczną obecność Chrystusa, nie pod zasłoną ściśle związaną z każdą tajemnicą, lecz dlatego, że ta obecność, nie będąc widzialna, pozostaje bez obrazu. To, co widzialne (chleb), zostało po prostu uznane za tożsame z tym, co niewidzialne (z cialem niebieskim), lecz w tym dokonaniu nie ma żadnego miejsca na wizję. Eucharystia nie może w żadnym razie służyć jako ikona, gdyż jest wyłącznie “Ucztą Pańską”, którą należy spożywać, anie kontemplować.

    Ikona istnieje na zupełnie innej płaszczyźnie, lecz nawet i tutaj nie jest bezpieczna od bałwochwalstwa. Samo słowo “ikona” pochodzące od słowa “eiko” oznaczającego podobieństwo, analogię, wyklucza już wszelkie utożsamianie i podkreśla różnicę w naturze między wizerunkiem a jego pierwowzorem, “miedzy przedstawieniem a tym, co jest przedstawiane” Nigdy nie można powiedzieć, że “ikona Chrystusa jest Chrystusem”, tak jak mówi się” “Ten chleb jest Ciałem Chrystusa”, gdyż byłoby to oczywistym bałwochwalstwem. Ikona jest obrazem świadczącym o obecności ściśle określonego charakteru: umożliwia modlitewną komunię, nie komunię eucharystyczną, substancjalną, z uwielbioną naturą Chrystusa, lecz mistyczną, duchową komunię z Jego Osobą. “

Karta z manuskryptu z IX w.

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/05/jan-damascenski-cz-4.html

Jan Damasceński – cz. 5

” Tak więc, zdaniem ikonoklastów, ponieważ ikona nie jest zdolna wyrazić dwóch natur Chrystusa, nie sposób tworzyć ikony, nie sposób przedstawiać Boga-Człowieka dostępnymi ludzkimi środkami. Dlatego Eucharystia stanowi jedyną uznawalną ikonę Pana.
Obrazoburcy, rozumując w ten sposób, pragną dotrzeć do istoty dogmatu chalcedońskiego. Słabość ich rozumowania, której obrońcy ikon nie omieszkają natychmiast im wytknąć  tkwi w całkowitym niezrozumieniu dogmatu o Bogu-Człowieku. Dogmat chalcedoński zakłada przede wszystkim bardzo wyraźną odrębność między naturą z jednej, a osobą, hipostazą, z drugiej strony. Tej właśnie jasności brakuje w rozumowaniu ikonoklastów. W wizerunku Boga-Słowa dostrzegają oni tylko dwie możliwości: przedstawiając Chrystusa wyraża się albo Jego boską naturę, albo wyraża się Jego naturę ludzką, oddzieloną od Jego Boskości. Jedna i druga możliwość jest herezją. Innego rozwiązania nie ma.
Ortodoksi natomiast, zachowując pełną świadomość rozdziału natury od osoby, wskazują inne wyjście, które całkowicie niweczy dylemat ikonoklastów. Ikona przedstawia nie tyle naturę, co osobę. Wyobrażając Pana naszego, nie wyraża się ani Jego Boskości, ani Jego człowieczeństwa, lecz Jego Osobę, która w sposób niepojęty łączy w sobie Jego dwie natury, nie mieszając ich i nie rozdzielając, według terminologii dogmatu chalcedońskiego.”

Przytoczony powyżej fragment pochodzi z książki “Teologia ikony” Leonida Uspienskiego i bardzo dobrze tłumaczy istotę sporu związanego z ikonami. Przejdźmy teraz więc do następnego fragmentu “Mowy przeciw szkalującym święte obrazy” Św. Jana Damasceńskiego.

    11. I tak widzialne obrazy są materialnymi modelami, ukształtowanymi dla jakiegoś przynajmniej, choć niejasnego zrozumienia rzeczy bezkształtnych i niewidzialnych. Nawet samo Pismo św. przypisuje niekiedy Bogu i aniołom okreslony kształt. Przyczynę tego wyjaśnia wspomniany święty mąż / chodzi o Dionizego Pseudo-Areopagitę /, który mówi, że słusznie przewidziane są formy dla tego, co nie posiada żadnego kształtu, a także widzialne formy dla tego, co nieprzedstawialne. Przyczyną powołania tych analogii, jak kazdy zauważy, jest nasza niedoskonałość w kierowaniu myśli szybko i bezpośrednio ku kontemplowaniu rzeczy duchowych i wynikająca stąd konieczność użycia znanych nam z najbliższego otoczenia środków, służących temu, by wznieść naszego ducha ku Bogu. Jeśli zatem, przy pomocy zastosowanych ze wzgledu na nas analogii, słowo Boże dostarcza nam wszystkiego, czego potrzebujemy, i temu, co proste i bezkształtne nadaje pewien kształt, to jak nie dopełnić słów Pisma św., obrazując to, co za pomocą kształtu nie da się przedstawić, używając w tym celu zwykłych, codziennych rzeczy i zdarzeń, aby przybliżały nam to, za czym tęsknimy, a czego nie możemy zobaczyć? Przez poznanie zmysłowe bowiem powstaje w umyśle pewne wyobrażenie, które pobudza naszą zdolność rozróżniania i jako cenny skarb jest przechowywane w pamięci. Mówi bowiem znawca spraw Bożych Grzegorz, że umysł, starając się bezpośrednio przekroczyć całą sferę cielesną, staje się znużony i bezsilny, a także, że od stworzenia świata to, co duchowe i niewidzialne w Bogu, stało się widzialne przez całe zrodzone w Bożym umyśle stworzenie.
Oglądamy więc w stworzeniach obrazy, które jak w przymglonym świetle, ukazują nam odbicie samego Boga. I tak na przykład, kiedy mówimy o Trójcy Świętej, używamy obrazów słońca, światła i gorejących promieni, albo tryskającego źródła wody lub wartko płynącego strumienia, albo umysłu czy słowa czy też ducha wewnątrz nas samych albo krzewu różanego lub kwiatu czy słodkiego zapachu.

12. Mówi się także, iż obraz jest niejasną i tajemniczo przesłoniętą zapowiedzią przyszłych zdarzeń, tak jak arka przymierza, laska Aarona i naczynie na mannę były zapowiedzią Świętej Dziewicy, Bogarodzicy, miedziany wąż na pustyni był zapowiedzią Tego, który przez krzyż święty uwolnił nas od ukąszenia złego węża, podobnie jak morze, wody i chmury były zapowiedzią łaski chrztu świętego.

13. Również rzeczy i zdarzenia, które miały już miejsce, mogą być przedstawiane za pomocą obrazów, albo ze względu na pamięć czegoś lub kogoś godnego podziwu, albo ze względu na należną komuś cześć, albo wstyd, albo cnotę, albo zło, aby przeobrazić je ostatecznie w dobro i unikać w przyszłości zła, a naśladować gorliwie cnotę. Obrazy dzielą się na dwa rodzaje: albo są słowami zapisanymi w księgach Biblii, tak, jak Prawo, które Bóg wyrył na tablicach, albo są postrzegalnymi zmysłowo przedmiotami, tak jak naczynie na mannę lub laska Aarona, które Bog nakazał złożyć w Arce Przymierza jako pamiątkę przeszłych zdarzeń.
Tak więc sporządzamy obrazy albo dla upamiętnienia rzeczy, które miały już miejsce, albo dla upamiętnienia cnoty i dzielności ludzi. Albo zatem odrzuć wszystkie wizerunki, zaprzeczając autorytetowi Tego, który nakazał ich sporządzenie, albo też przyjmij każdy według należnej każdemu racji i sposobu. Skoro zaś mówimy o sposobach przedstawiania obrazów, zastanówmy się także nad pojęciem przysługującej im czci.

14. Oddawanie czci jest znakiem okazywania uniżenia i szacunku; znamy zaś różne rodzaje wyrażania czci. Najpierw istnieje uwielbienie, jakie winniśmy składać jedynie samemu Bogu, który ze wzgledu na swą naturę sam godzien jest chwały. Następnie ze względu na godnego uwielbienia ze swej natury Boga, skladamy cześć Jego przyjaciołom i sługom, tak jak aniołowi oddali cześć Jozue, syn Nuna, oraz Daniel, czy tak jak Dawid czcił Boże miejsca mówiąc: “Pójdźmy pokłonić się w Jego świętym miejscu, gdzie postawili Jego podnóżek” – Ps 132,7; albo też tak jak cały Izrael sławił Go i składał Mu ofiary w namiocie, otaczając w Jerozolimie kołem świątynię, oglądając ją ze wszystkich stron i czcząc ją tak dawniej jak i teraz zgodnie z nakazem wybranych przez siebie królów; albo wreszcie tak jak Jakub kłaniał się za przyczyną Boga swojemu starszemu bratu Ezawowi lub faraonowi, którego władzę ustanowił Bóg, lub jak pokłonili się bracia, Józefowi. Istnieje także cześć, jaką składa się ze względu na wyjątkowy szacunek względem innych, tak jak wyraził go Abraham wobec synów Chamora. Albo więc odrzuć całkowicie wszelką formę oddawania czci, albo też przyjmij w całości wszystkie jej rodzaje, uwzględniając należne jej racje i sposoby.

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/06/jan-damascenski-cz-5.html

Jan Damasceński – cz. 6

Ciekawe są oficjalne wersje opisujące początki ikonoklazmu i wskazanie na tych którzy byli niejako autorami tej herezji. Zachowane teksty obwiniają zasadniczo żydów i Arabów, ktortych stronnikami i agentami mieli być ikonoklaści. Nie należy zapominać o konflikcie zbrojnym pomiędzy nową potęgą jaka stali się muzułmańscy Arabowie a Bizancjum.
Legenda związana z tym konfliktem pojawia się chociażby w Mowie przeciwko Konstantynowi V, datowanym na oko. 787 r. oraz w raporcie przedstawionym na piątej sesji Soboru Nicejskiego II przez kapłana Jana z Jerozolimy. Treść tych oskarżeń, od tej pory powtarzają wszystkie kroniki począwszy od Teofanesa Wyznawcy i jego Chronografii.
   Oto, w skrócie treść tej legendy. Pewien żydowski czarownik z Tyberiady, zwany Tessarakontapechys, miał przepowiedzieć nowemu kalifowi Jazidowi II /720-724/ trzydzieścilat rządów, jeżeli zniszczy obrazy czczone przez chrześcijan. Przekonany w ten sposób kalif miał wydać taki dekret, lecz zmarł wkrótce po tym. Jego syn i następca, Walid, miał skazać na śmierć fałszywego proroka i przywrócić chrześcijanom wolnośc oddawania czci ikonom.
Jednakże biskup Konstantyn z Nakolei, znany już wcześniej adresat listów patriarchy Konstantynopola, Germanosa, dowiedział się o tych środkach podjętych przez Arabów i postanowił ich naśladować. Tradycja czyni więc z biskupa Nakolei agenta wrogów chrześcijaństwa. Po soborze nicejskim II postawa ta ulega zmianie, bezpośrednia odpowiedzialnośc zostaje przerzucona na cesarza Leona III, który pochodził z Syrii, a więc terenów na których tendencje ikonoklazmu były bardzo silne.
Niestety, nalezy stwierdzić że żadne inne źródła nie poświadczają tych rewelacji. Żródła arabskie nic nie mowią o edykcie kalifa Jazida II. Jeżeli zdarzały sie akty niszczenia ikon, to były to zdarzenia incydentalne. Można raczej powiedzieć że negatywny stosunek Arabów do ikon wynikał raczej z obojętności niż z chęci podkreślania różnic doktrynalnych.
Najbardziej istotnym faktem jest to , że ani Jan Damasceński ani żaden inny chrześcijanin żyjący wtedy na ziemiach podbitych przez Arabów nic o tym nie wspomina. Można więc powiedzieć że podstawy doktrynalne ikonoklazmu mają swoje źródło w obrębie samego Bizancjum i jedynie chęć przypisania cesarzom-ikonoklastom złych intencji kazała szukać inspiracji w poglądach muzułmanów oraz żydów.
Powróćmy teraz do teksty Mowy św. Jana Damasceńskiego:

15. Odpowiedz mi na pytanie: Czy Bóg jest Bogiem jedynym? – Tak! – odpowiesz – zdaje mi się, że istnieje jeden Prawodawca. Któż więc ustala sprzeczne prawa? Przecież Cherubini nie pozostają poza stworzeniem. Kto wobec tego nakazał uczynić rzeźbione ludzką ręką wizerunki Cherubinów, aby osłaniały przebłagalnię? Czy nie jest zatem oczywiste, że zakaz sporządzania wizerunku Boga, nie dającego się opisać ani przedstawić w swej postaci, a także zakaz przedstawiania czegokolwiek podobnego do Boga został dany po to, aby stworzenie nie było uwielbiane tak samo jak Bóg? Bo przecież wizerunki dających sie opisać Cherubinów, które z uniżeniem stoją przed boskim tronem i osłaniają święte miejsca, tenże sam Prawodawca nakazuje czynić. Za odpowiednią bowiem rzecz uznał, aby obrazy sług niebieskich osłaniały przebłagalnię na arce. A któż zaprzeczy, że Arka Przymierza, naczynie na mannę czy też przebłagalnia  nie są sporządzone rękami człowieka? Czyż nie są one dziełem ludzkiego rzemiosła? Czyż nie zostały one sporządzone z pogardzanej, jak mówisz, materii? A czym był Namiot Spotkania, jeśli nie obrazem? Czyż nie był jedynie cieniem i figurą? Nawiązując do tego, co mówi święty Apostoł o ustanowionych według Prawa świętych sprzętach: “Służą one jako obrazy i cienie rzeczy niebiańskich, tak jak Mojżesz posługiwał się nimi, planując budowę namiotu: <Patrz zaś – mówił Bóg – abyś uczynił wszystko według wzoru, jaki został ci ukazany na górze>” /Hbr 8,5; Wj 25,40/ . Ale nawet samo Prawo, choć nie jest pełnym obrazem,
jest jednak cieniem obrazu. Mówi bowiem sam Apostoł: “Prawo posiada tylko cień zamierzonych
dobrych rzeczy, a nie sam obraz rzeczywistości” – Hbr 10,1/. Jeśli więc Prawo zakazuje sporządzania
obrazów, będąc jednocześnie samo zarysem obrazu, cóż na to powiemy? Jeśli Namiot Spotkania był
cieniem i wizerunkiem obrazu, jak jest to możliwe, iż Prawo zakazuje wszelkich przedstawień? Ale
te sprawy nie tak sie mają, czyż nie jest raczej tak, że “każda rzecz ma swój odpowiedni czas” – /Koh
3,1/.

16. W dawnych czasach Bóg, który nie ma ciała ani kształtu, nie mógł być w żaden sposób przedstawiany. Teraz jednak, skoro stał się widzialny w ciele i zamieszkał wśród ludzi, przedstawiam wizerunki Boga, ktorego widzę. Nie skladam hołdu materii, ale oddaję cześć jej Stwórcy, który ze względu na mnie przyjął postać cielesną, zgodził się zamieszkać wśród materialnego świata i poprzez tę właśnie materię dokonał mojego zbawienia. Nie przestanę wobec tego czcić materii, przez którą dokonało się moje zbawienie. Nie czczę jej jednak tak, jak czczę Boga – broń Boże! Jakże bowiem Bogiem może być to, co z niczego powstało? Przecież także ciało Boga jest Bogiem, tylko ze wzgledu na zaistniałe niezmiennie hipostatyczne zjednoczenie. Ciało to zostało namaszczone i pozostaje zgodnie z naturą obdarzone rozumną i myslącą duszą, ma poczatek i nie jest odwieczne. Całą tę materię uznaję i czczę na wieki. Przez nią bowiem dokonało się moje zbawienie i właśnie ona została na zawsze napełniona boską mocą i łaską.
Czyż nie jest też materią przenajświętsze i przebłogosławione drzewo krzyża świętego? Czyż nie jest materią święte i czcigodne wzgórze – miejsce Kalwarii? Czyż nie jest materią życiodajna i podtrzymująca życie owa skała – Grób święty, źródło naszego zmartwychwstania? Czyż nie jest materią służacy do pisania atrament i najświętsza księga Ewangelii? Czyż nie jest materią życiodajny ołtarz, z którego otrzymujemy Chleb życia? Czy nie sa materią srebro i złoto, z których sporządzamy krzyże, medaliony i kielichy? A przede wszystkim, czy nie są materią Krew i Ciało naszego Pana? Albo więc temu wszystkiemu odmów szacunku i czci, albo przeciwnie, przyjmij tradycję Kościoła, i pozwól, aby czczono wizerunki samego Boga oraz Jego przyjaciół uświęconych Jego imieniem, a przez to napełnionych łaską Duch Świętego. Nie pogardzaj zatem materią, gdyż nie jest ona godna pogardy. Żadnej z rzeczy, która pochodzi od Boga nie należy się wzgarda. Byłoby to myślenie manichejczyków. Niegodnym jest jedynie to,co nie ma swojej przyczyny w Bogu, ale jest naszym własnym wymysłem, wolnym wyborem niezgodnym z naturą lub wbrew naturze, co jest grzechem.
Jesli ze wzgledu na Prawo zabraniasz sporządzania obrazów i gardzisz nimi dlatego, że są zrobione z materii, to posłuchaj, co mowi Pismo: “I rzekł Pan do Mojżesza: <Oto wybrałem Besaleela, syna Uriego, syna Chura z pokolenia Judy. I napełniłem go Duchem Bożym, mądrością i rozumem, i umiejętnością wykonywania wszystkiego rodzaju prac, pomysłowością w pracach w złocie, w srebrze, w brązie i w rzeźbieniu kamieni do oprawy, w rzeźbieniu drzewa oraz wykonywaniu różnych dzieł. A dodam mu Eliaba, syna Achismaka z pokolenia Dana. Napełniłem umysł wszystkich rękodzielników mądrością, aby mogli wykonać to, co ci rozkazałem>” /Wj 31,1-6/. I znów: “Tak przemowił nastepnie Mojżesz do całego zgromadzenia synów Izraela: <Posłuchaj tego, co nakazał Pan mowiąc: Dajcie z dóbr waszych daninę dla Pana. Każdy więc, którego skłoni do tego serce, winien złożyć jako daninę dla Pana złoto, srebro, brąz, purpurę fioletową i czerwoną, karmazyn, bisior oraz sierść kozią, baranie skóry barwione na czerwono i skóry delfinów oraz drzewo akacjowe, oliwę do świecznika, wonności do wyrobu oleju namaszczenia i pachnących kadzideł, kamienie onyksowe i inne drogie kamienie dla ozdobienia efodu i pektorału. Każdy z was mądry w sercu powienien przyjść i wykonać to, co Pan nakazał>” – /Wj 34,44-50/, a potem dalej: “I uczynił podwójny pas z kamieni szmaragdowych, osadzonych w złocie z wykutymi na nich na wzór pieczęci z imionami synów Izraela” – /Wj 36,13 wg LXX/, i znowu: “Kamienie były z dwunastoma imionami synów Izraela, ryte na wzór pieczęci, kazda z własnym imieniem według dwunastu pokoleń” – /Wj 36,21 wg LXX/, i dalej: “I uczynili zasłonę przybytku świadectwa z hiacyntu, purpury, szkarłatu i ozdobnego jedwabiu z wyszytymi cherubami” – /Wj 37,5 wg LXX/, i znowu: “Uczynili przebłagalnię na górze arki z czystego złota i dwoma cherubami” – /Wj 38,5 wg LXX/ . Oglądaj więc chwałę materii ty, który sądzisz, że jest ona godna pogardy. Cóż bowiem mniej wartościowego od skór koźląt i kolorów? A czyż szkarłat, purpura i błękit nie są jedynie barwami? Spójrz wreszcie na dzieła ludzkich rąk i na podobizny Cherubinów! Dlaczego mówisz, że przez Prawo zostały zakazane, skoro samo Prawo nakazuje je właśnie czynić? Jeśli powołując się na Prawo zakazujesz czynienia wizerunków, to tak samo obstawaj o zachowanie szabatu i obrzezania; bowiem te Prawo nakazuje nieustępliwie. Ale wiedzcie, że “jesli zachowujecie jedynie Prawo, Chrystus wam na nic się nie przyda. Wy, którzy w Prawie szukacie usprawiedliwienia, wypadliście z łaski” – /Ga 5,2. 4/. Starożytny Izrael nie widział Boga, ale “my z odsłoniętą twarzą oglądamy chwałę Pana” – /2 Kor 3,18/.

Ponownie zacytuję fragment z książki P. Evdokimova – “Sztuka ikony. Teologia piękna”.

“Zazwyczaj uważa się, że w kulturze helleńskiej to, co widziane, przewyższa to, co usłyszane, zaś u Hebrajczyków dominuje to, co zostało usłyszane. Izrael jest ludem słowa i ludem słuchającym. Jednak teolog protestancki G. Kittel zauważa, iż w tekstach mesjańskich formuła “słuchaj Izraelu” ustępuje miejsca formule “podnieś wzrok i zobacz”. Przemieniony Pan jawi się pośrodku miedzy Mojżeszem i Eliaszem, ponieważ to właśnie oni są wielkimi wizjonerami Starego Testamentu. “Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”, toteż święty Szczepan w momencie swej męczeńskiej śmierci widzi otwarte niebo. Apokalipsa Ewangelii oraz Apokalipsa Janowa mówią o ostatecznym, o  eschaton; na tej płaszczyźnie wyczuwa się niemoc samego tylko słowa i dlatego Apokalipsa kończy się rozległą, pełną światła wizją form i barw, które przemawiają plastycznie na swój własny sposób. W odpowiedzi na niepokój Hioba Bóg przedstawia liczne następujące po sobie obrazy, które objawiają, a równocześnie chronią Jego tajemnicę i Hiob wyznaje: “Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem”. W Biblii słowo i obraz prowadzą ze sobą dialog, wzajemnie się przyzywają, wyrażają uzupełniające się aspekty tego samego, jedynego Objawienia.”

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/06/jan-damascenski-cz-6.html

Jan Damasceński – cz. 7

W dniu 18 czerwca 741 roku umiera cesarz Leon III. Kryzys związany z kultem ikon jest w stanie preludium. Odejście patriarchy Germanosa, zamieszki pod bramą Chalke oraz napięcia w stosunkach z Rzymem, to na razie jeszcze za mało aby mówić o kryzysie. Na razie to były próby reform w strukturze Kościoła. Dopiero syn i następca Leona III, Konstantyn V, stworzy i spróbuje narzucić takie rozwiązania teologiczne które bedą nosiły znamiona zmian już nie reformistycznych , ale wręcz doktrynalnych.
Wkrótce po objęciu władzy młody cesarz musi zmierzyć się z buntem, na czele którego stanął jego szwagier Artabasdos. W r. 742 wykorzystując nieobecność cesarza wkracza wraz z swoimi wojskami do Konstatntynopola i nakazuje patriarsze Anastazemu dokonania aktu koronacji. Nie wiadomo dokładnie czy uzurpator wystąpił jako przywódca ortodoksji i czy patriarcha rzucił klątwę na Konstantyna jako bluźniercę zaprzeczającemu boskości Chrystusa, tak jak twierdzą późniejsi kronikarze. Na pewno uległ zawieszeniu zakaz godzący w kult obrazów. Pomimo tych akcentów religijnych, przewrót nie udał się. 16 miesięcy później Konstantyn V przejmuje stolicę i rozpoczyna krwawe represje skierowane przeciwko uzurpatorowi i jego zwolennikom. Miedzy innymi zemścił się na patriarsze, wystawiając go na hipodromie na pośmiewisko widzów, każąc mu jechać tyłem na ośle, ale pozostawił go nadal jako patriarchę. Dopiero w 752 roku gdy nastąpiła  w koncu stabilizacja w kraju, rozpoczyna się kampania skierowana do chrześcijan, zwłaszcza tych na prowincji, którzy do tej pory w nikły sposób byli zainteresowani sporami wokół kultu ikon, o konieczności potępienia kultu obrazów. Zapisem tych debat jest zachowane dzieło  “Napomnienie starca dotyczące świętych wizerunków” – jest to zapis publicznej dyskusji, do której doszło w Cylicji, w górach Taurus miedzy biskupem reprezentującym cesarza a jakimś starym mnichem z tego regionu, obrońcą obrazów.

Ikona przedstawiająca Jezusa Chrystusa wraz z archaniołami – Macedonia

Powróćmy w tym momencie do tekstu mowy w obronie obrazów św. Jana Damasceńskiego:

     17. Zachęcamy zatem do sporządzania wszędzie Jego postrzegalnych zmysłowo przedstawień, bo uświęcamy się najpierw przez wzrok (pierwszym bowiem ze zmysłów jest wzrok). Obraz bowiem jest przypomnieniem czegoś, podobnie jak odbierane przez słuch – słowa. Czym zatem dla umiejących pisać jest książka, tym dla niepiśmiennych jest obraz. I czym słowo jest dla słuchu, tym obraz dla wzroku – przynosi nam zrozumienie. Dlatego też nakazał Bóg sporządzić Arkę Przymierza z niezniszczalnego drewna i wyłożyć ją w środku i na zewnątrz złotem oraz złożyć w niej tablice, laskę Aarona oraz złote dzbany wypełnione manną na pamiątkę tego, co już się stało,i jako zapowiedź tego, co ma nastąpić. Któż zaprzeczy temu, że wszystko to są obrazy podobne zwiastunom, których głos słychać z daleka? I spoczywały wszystkie owe rzeczy nie gdzieś po bokach namiotu, ale wprost na widoku całego ludu, aby ten patrząc na to, co ze względu na niego zostało uczynione, oddawał Bogu cześć i uwielbienie. Oczywiście przedmioty te nie były same adorowane, ale przez nie, pamiątki dawnych cudownych wydarzeń, uwielbiany był Bóg ich sprawca. Wizerunki te zatem służyły upamiętnianiu rzeczy minionych, czczone zaś były nie jako bóstwa, lecz jako pamiątki Bożego działania.

18. I nakazał Bóg wziąć dwanaście kamieni z Jordanu, mówiąc, dlaczego: “Abyś, kiedy zapyta cię twój syn, czym są te kamienie, mógł mu odpowiedzieć, jak z Bożego nakazu rozstępowały się wody Jordanu i cały lud z Arką Pana przechodził na drugą stronę” (Joz 4,21-22). Jak zatem my nie mielibyśmy przedstawiać przy pomocy obrazów zbawczej męki i cudów Chrystusa – naszego Boga, abym, kiedy mnie zapyta mój syn, co to jest, mógł mu odpowiedzieć, że Słowo Boże stało się człowiekiem i przez Nie, nie tylko sam Izrael przeszedł przez Jordan, ale także cała natura odzyskała pierwotny stan szczęśliwości; przez Nie cała natura wydźwignęła się z najniższych pokładów ziemi ponad to wszystko, co było na początku i zasiadła na tronie samego Ojca.

Ikona Matki Boskiej Włodzimierskiej  – “Słowo Boże stało się człowiekiem”

19. Niektórzy jednak mówią: “Uczyń sobie wizerunek Chrystusa oraz Jego Matki Bogarodzicy i niech to wystarczy”. Cóż za absurd! Sam siebie czynisz nieprzyjacielem świętych. Jeśli bowiem sporządzasz wizerunki Chrystusa, a żadnych obrazów Jego świętych to jasne staje się, że nie samego malowania obrazów zakazujesz, ale oddawania czci należnej świętym. Tego nikt od wieków nie odważył się uczynić, ani nawet nie próbował dokonać tak bezbożnego czynu. Gdy wykonujesz wizerunki Chrystusa jako Uwielbionego, a jednocześnie odrzucasz czynienie wizerunków świętych, jako niegodnych uwielbienia, przyczyniasz sie w ten sposób, oczywiście, do zafałszowania prawdy, skoro powiedziano: “Ja żyję – mówi Pan – i uwielbię wszystkich tych, którzy mnie uwielbili” (1 Sm 2,30). A natchniony Apostoł mówi: Tak, że nie jesteś już niewolnikiem, ale synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem Boga ze względu na Chrystusa (Ga 4,7) oraz: “skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, aby wspólnie mieć udział w chwale” (Rz 8,17). Nie przeciw obrazom prowadzisz więc walkę, ale przeciw samym świętym. Święty Jan Teolog, który opierał głowę na piersi Chrystusa, mówi nawet, iż “staniemy się do Niego podobni” (1J 3,2).
Jak bowiem żelazo, połączone z ogniem nie przez naturę, ale przez zjednoczenie, rozpalenie i uczestnictwo staje się ogniem, tak też i ten, kto upodabnia się do Boga, nie przez swą naturę, ale przez uczestnictwo staje się Bogiem. Nie nazywam ciałem Wcielonego Syna Bożego; ono bowiem hipostatycznie łączy się i uczestniczy w naturze Boskiej, i przez to zostało na zawsze nazwane Bogiem, nie dlatego, że zostało namaszczone boską energią, jak to ma miejsce u każdego z proroków, ale przez pełną obecność Namaszczającego. Także i świętych nazywa Pismo św. bogami, gdy mówi: “Bóg powstaje w zgromadzeniu bogów i pośrodku bogów sąd odbywa” (Ps 82,1). Wyjaśniając to Grzegorz Teolog mówi, że Bóg powstaje pośrodku swoich świętych jak pośród bogów, aby udzielać każdemu człowiekowi należnej mu chwały.

20. Bóg obiecał Dawidowi, że on przez swego syna Salomona zbuduje Mu świątynię i przygotuje mu miejsce spoczynku. Salomon zbudował świątynię Panu i wyrzeźbił także cheruby, jak mówi Księga Królewska: “cheruby te pokrył złotem i wszystkie ściany dookoła; na nich wyrył podobizny Cherubinów i palm wewnątrz i na zewnątrz” (1 Krl 6,28-29). Pismo nie mówi: po bokach, ale “dookoła”. Ponadto wyrył tam także woły, lwy i drzewa granatu. Czyż nie byłoby znacznie godniej udekorować wszystkie ściany Domu Pańskiego wizerunkami świętych osób, aniżeli obrazami nierozumnych zwierząt czy drzew? Gdzież jest to prawo, które mówi: “nie uczynisz sobie posągu ani żadnego obrazu”? Przecież nawet Salomon, ktory posiadł mądrość w obfitości, nie ważąc się przedstawić samego Boga, uczynił jednak podobizny Cherubinów, lwów i wołów, chociaż tego zabraniało Prawo.
Tak też i my czynimy, nie sporządzając wizerunków Boga, wykonujemy podobizny świętych. Podobnie jak dawniej świątynia i lud obmywane były krwią nierozumnych zwierząt i obsypane popiołem cielców, tak teraz obmywane są Krwią “umęczonego za Poncjusza Piłata” Chrystusa, który swoją ofiarą dał początek ofiarom męczenników, a także świętą krwią męczenników, na których zbudowany jest Kościół. Jak bowiem dawniej dom Boży ozdobiony był martwymi podobiznami i figurami nierozumnych zwierząt, tak teraz święci, będąc duchowymi świątyniami, stali się żywymi i rozumnymi ozdobami Boga żywego.

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/07/jan-damascenski-cz-7.html

Jan Damasceński – cz. 8

Pomiędzy rokiem 743 a rokiem 754 Konstantyn V zredagował zbiór “Zapytań“w którym to utworze stworzył zarys teologii ikonoklastycznej. Nie jest nam znany oryginał tego dzieła, a jedynie jego fragmenty zachowane w zredagowanych 70 lat później “Kontraargumentach“patriarchy Nikefora. W każdym bądź razie cesarz potwierdza swoja ortodoksję podając na początku definicję dwóch natur, zjednoczonych bez pomieszania w jednej osobie Chrystusa – co było zgodne z definicjami soboru chalcedońskiego. Następnie jednak pojawia się pogląd, że prawdziwy obraz musi być współistotny ze swoim prototypem, z czego wynika, że jedynym wartościowym obrazem Chrystusa jest ten obraz, którego dostarcza Eucharystia, jest w niej bowiem obecność istotowa, <ponieważ chleb, który spożywamy, jest obrazem Jego ciała…; nie jest tak, że każdy chleb jest Jego ciałem, lecz jedynie ten, który poprzez kapłańską celebrację zostaje wyniesiony ponad to, co uczynione ręką ludzką, na wysokość tego, co nie jest dziełem ludzkiej ręki> – tak pisze cesarza. Tak więc obraz materialny, zmuszony do <opisania> swego modelu, może to zrobić jedynie w odniesieniu do ludzkiej natury Chrystusa, lecz nie do Jego natury boskiej, gdyż ta z definicji jest <nieopisywalna>.  Z teologicznego punktu widzenia przedstawienie Chrystusa łączące boskośc i człowieczeństwo jest więc niemożliwe lub heretyckie – jedno z dwojga: albo malarz przedstawił samą tylko ludzką naturę Chrystusa, rozdzielając jednak jego osobę na dwie, albo uszanował jedność osoby, mieszając jednak dwie natury i opisując nieopisywalne, co powoduje oskarżenie o nestorianizm lub o monofizytyzm.
W ten oto sposób cesarz stworzył teoretyczne podwaliny do decyzji które miał wydać zwoany przez cesarza sobór. Zwołany pod nieobecność patriarchy Konstantynopola. Dotychczasowy – Anastazy, zmarł bowiem kilka miesięcy wcześniej, a nowego jeszcze nie wyznaczono. Pomimo to sobór został zwołany i pod przewodnictwem trzech biskupów: Teodozjusza z Efezu, Sisiniosa z Perge i Bazylego z Pizydii rozpoczął w dniu 8 sierpnia 754 roku obrady w cesarskim pałacu w Hiereia.

Powróćmy w tym momencie do tesktu Mowy św. Jana Damasceńskiego w obronie kultu obrazów:

21. Kiedy wyobrażamy sobie Chrystusa jako Pana i Króla, nie odmawiamy Mu także wojska. Wojskiem zaś Pana są Jego święci. Skoro jednak ziemski władca chce ogołocić swego Króla i Pana z wojska, pozbawcie go także jego własnych żołnierzy. /Aluzja do decyzji cesarza Leona III Izauryjczyka, ktory w 726 r. miał wydać edykt zabraniający kultu wszelkich obrazów oraz polecił zniszczyć umieszczoną jeszcze przez Konstantyna Wielkiego ikonę Chrystusa nad brązową bramą pałacu cesarskiego Chalke, stanowiącą główne wejście do Świętego Pałacu/  Odrzućcie jego purpurę i diadem, skoro on w swych nakazach odmawia należnej czci tym znakomitym zwycięzcom nad złem. Jeśli bowiem [święci] są dziedzicami Boga i współdziedzicami Chrystusa oraz będę uczestnikami Bożej chwały i królestwa, to dlaczego ci przyjaciele Chrystusa nie mieliby się stać już na ziemi współuczestnikami Jego chwały? “Nie nazywam was sługami – mówi Bóg – wy jesteście moimi przyjaciółmi” (J 15, 14-15). Czyż mielibyśmy pozbawiać ich tej chwały, którą obdarzył ich Kościół? O zuchwała ręko! Cóż za bezczelność umysłu powstającego przeciw Bogu i sprzeciwiającego się Jego przykazaniom! Ty który odmawiasz czci obrazowi, nie czcisz także Syna Bożego, “który jest obrazem niewidzialnego Boga” (Kol 1,15), żywym i całkowicie podobnym Jego odbiciem (Hbr 1,3).
Oddaję cześć obrazowi Chrystusa jako wcielonego Boga, obrazowi Pani wszystkich Bogarodzicy jako Matce Syna Bożego oraz obrazom świętych jako przyjaciół Boga, ktorzy przelali swą krew wwalce przeciw grzechowi a przelewając krew za Chrystusa naśladowali Go, który pierwszy przelał własną krew za nich, oraz szli Jego śladami. Stawiam sobie przed oczy ich wspaniałe czyny i cierpienia na obrazach przedstawione, aby się przez nie uświęcać i zapalać pragnieniem ich naśladowania. A czynię to ze względu na przynależną im cześć i szacunek, bo jak mówi święty Bazyli: “Cześć oddana obrazowi przechodzi na jego prototyp”.
Jeśli wznosisz kościoły ku chwale Bożych świętych, to sporządzaj także ich wizerunki. Nie dla uczczenia ludzi wznoszono w starożytności świątynię, nie radowano się także ze śmierci sprawiedliwych, lecz ich opłakiwano, tego zaś, kto dotknął ciała umarłego, uważano za nieczystego, nawet kiedy chodziło o ciało Mojżesza. Teraz jednak wspomnienia świętych obchodzimy uroczyście. Śmierć Jakuba opłakiwano, ale już śmierć Szczepana świętuje się uroczyście. Albo zatem, odwołując się do dawnego Prawa, odrzuć wszystkie uroczyste wspomnienia świętych, albo przyjmij także ich obrazy, które, jak mówisz, sporządzone były wbrew Prawu. Niemożliwe jest jednak porzucenie czczenia pamięci świętych; nakazuje to bowiem czynić chór świętych Apostołów i natchnionych Ojców.
Odkąd bowiem Słowo Boże stało się ciałem, upodobniwszy się do nas we wszystkim z wyjątkiem grzechu, wzięło w posiadania to, co nasze, nie ulegając przy tym żadnemu pomieszaniu i pozostając niezmienne; wskutek zaś wzjamenego przenikania się Jego bóstwa i człowieczeństwa, także przybrane ciało zostało ubóstwione, a przez to i my – uświęceni. I odkąd Syn Boży i Bog zarazem, nie podlegający cierpieniu ze wzgledu na swe bóstwo, przybrawszy ciało cierpiał i odkupił naszą winę w podziwu godny i chwalebny sposób (przelewając za nas krew, przez którą wstawia się za nami u Ojca), odtąd staliśmy się naprawdę wolni. I odkąd wstąpił do piekieł, ogłosił czas łaski uwięzionym tam od wieków duszom, przywrócił wzrok ślepym, a uwięził mocarza (Mt 12,29). Zmartwychwstał potęgą własnej mocy, zachowując swoje nieśmiertelne ciało, skąd i my nieśmiertelność osiągnęliśmy.
Odkąd wreszcie narodziliśmy się z wody i z Ducha, staliśmy się dziećmi Bożymi i dziedzicami Boga.. Dlatego to św. Paweł nazywa wiernych świętymi. I dlatego też nie opłakujemy śmierci świętych, ale z niej się radujemy. I dlatego wreszcie “nie jesteśmy już poddani Prawu, lecz łasce” (Rz 6,14), “będąc usprawiedliwionymi przez wiarę” (Rz 5,1) i znając jedynego, prawdziwego Boga – “Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone” (1Tm 1,9) – Nie jesteśmy już niczym małe dzieci zniewoleni przez literę Prawa, ale odżywiani solidnym pokarmem, nie tym, który prowadzi do bałwochwalstwa, osiągneliśmy pełnię dojrzałości. Dobre jest Prawo, które jako lampka oliwna świeci w ciemności, ale tylko do czasu, kiedy nastaje świt. Teraz jednak gwiazda poranna zaświtała już w naszych sercach, a żywa woda poznania Boga pokryła pogańskie morza, i wszyscy poznaliśmy Pana. “To co dawne minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). Boży Apostoł [Paweł] tak oto mówił do Piotra, najwyższego spośród Apostołów: “Jeśli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?” (Ga 2,14). A do Galatów pisze: “I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi, który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy Prawa” (Ga 5,3).

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/08/jan-damascenski-cz-8.html

Jan Damasceński – cz. 9

10 stycznia 754 roku w pałacu cesarskim rozpoczyna się zwołany przez cesarza Konstantyna V synod, który w zamierzeniach cesarza miał być soborem. Nie  znamy listy uczestników, znana jest tylko liczba – 338 biskupów, w zdecydowanej większości zwolenników polityki cesarza. Dlatego też obrady przebiegały spokojnie i bez zakłóceń.  8 sierpnia cesarz przedstawiła kandydaturę Konstantyna z Sylaion na patriarchę Konstantynopola. Po przyjęciu “definicji wiary” zwołane zostało uroczyste publiczne posiedzenie synodu, w kościele w Blachernach. Wtedy klątwą obłożono najbardziej znanych zwolenników kultu obrazów: dawnego patriarchę Germanosa, Jerzego z Cypru i najwybitniejszego Jana Damasceńskiego.
Synod ten, pomimo nieobecności przedstawicieli Rzymu i pozostałych trzech wschodnich patriarchów stanowi kulminacyjny punkt kryzysu ikonoklastycznego. To właśnie na nim zostaje wypracowana oficjalna doktryna, która zostanie obalona dopiero w trakcie soboru nicejskiego II w 787 roku.
Podstawą tej doktryny były Zapytania Konstantyna V. Nie jest znany przebieg debaty, ale zachowała się opracowana przez synod “definicja wiary” odczytana na soborze nicejskim II przez jednego z biskupów prezentujących sobór w Hiereia, Grzegorza z Neocezarei. Stwierdzono w niej, że to diabeł wprowadził do Kościoła kult obrazów, pomimo zakazów ST i nauki Ojców Kościoła Przedstawia niemożliwość malowania Chrystusa takim, jakim okresla go teologia ortodoksyjna, a także niemożliwość odkrycia, poza Eucharystią, jego “prawdziwego” obrazu. Zostaje usunięta lub oczyszczona definicja obrazu “współistotnego” ze swym pierwowzorem. Przede wszystkim zaś biskupi podejmują problem przedstawiania Theotokos i świętych, podkreślając ich zasadniczą rolę orędowników; jeśli nawet ich wizerunki, w przeciwieństwie do wizerunku Chrystusa nie są teologicznie niepoprawne, to są zniewagą dla tych, których przedstawiają., ukazując ich postacie czysto ludzkie, nie umiejąc przekazać chwały Bożej, w której oni uczestniczą. Wtedy to właśnie przypomniano sobie o pismach Epifaniusza z Salaminy który 400 lat wcześniej posługiwał się podobna argumentacją.
Po argumentach teologicznych doszły jeszcze kanony karne, zakazujące malowania i czczenia obrazów, ale także powstrzymujące zbyt gorliwych świeckich przed niszczeniem przedmiotów konsekrowanych. Chodziło o ograniczenie ekscesów do których dochodziło, a także o podkreślenie różnicy pomiędzy przedmiotami uświęconymi liturgicznie, a ikonami czy malowidłami ściennymi, których niszczenie pozostawiano oddolnej inicjatywie. Klątwa obłożono wszystkich którzy usiłowaliby malować Chrystusa materialnymi barwami, ale także tych którzy wątpiliby o wyniesieniu Matki Bożej i świętych i o ich mocy orędowniczej.
W ten sposób prześladowania zwolenników kultu obrazów otrzymały podstawy zarówno prawne jak i teologiczne. Teraz nastąpi wcielenie w życie powyższych ustaleń i od tego momentu rozpoczną sie tak naprawdę prześladowania.

W tym momencie powróćmy do tekstu “Mowy przeciw szkalującym święte obrazy” Jana Damasceńskiego.

22. Starożytni więc, którzy nie znali Boga, byli zmuszeni do oddawania czci bożkom pozbawionym boskiej natury. Teraz jednak, poznawszy prawdziwego Boga, a właściwie – sami będąc poznanymi przez Niego, jakże moglibyśmy z powrotem zwracać się do tych bezdusznych i bezsilnych ze swej natury elementów? Ujrzałem Boga w ludzkiej postaci i “zbawiona została dusza moja”. Oglądam obraz Boga, tak jak Go widział Jakub (Rdz 31,30), a jednak w całkiem inny sposób. Jakub bowiem duchowym wzrokiem umysłu oglądał tylko to, co niematerialne i co miało nastąpić w przyszłości, ja zaś rozważam wspomnienie Tego, który stał się widzialny w ciele. Cień apostołów oraz ich sudaria i pasy uzdrawiały chorych i przepędzały złe duchy (Dz 15,6). Dlaczegóż więc cień i obraz świętych nie miałby być przedmiotem czci? “Albo więc zabroń czci całej materii, albo nie zmieniaj niczego w tradycji ani nie przekraczaj odwiecznych granic, które wyznaczyli twoi ojcowie” (Prz 22,28).

23. Tradycja Kościoła została nam przekazana nie tylko za pośrednictwem pisma, ale przekazywano ją także w formie niepisanej. Mówi o tym św. Bazyli w dwudziestym siódmym rozdziale swego dzieła, liczącego trzydzieści rozdziałów, a napisanego do Amfilocha na temat Ducha Świętego: “W całym starannie strzezonym przez Kościół nauczaniu i doktrynie, część nauki posiadamy w formie pisanej, część zaś tradycji apostolskiej została nam tajemniczo przekazana w formie niespisanej, oba zaś te źródła mają jednakową moc, aby prowadzić nas do zbawienia. I nikt, choćby nawet w niewielkim stopniu podważał naukę Kościoła, niech tym prawdom nie zaprzecza. Jeśli bowiem próbujemy odrzucić niepisane zwyczaje, jako nie mające wielkiego znaczenia, możemy czyniąc to wyrzadzić krzywdę tym,które w Ewangelii mają istotne znaczenie”. Tak mówi Bazyli Wielki. Skąd na przykład wiemy, gdzie jest święte wzgórze Kalwarii i życiodajny Grób? Czyż dzieci nie dowiedziały się o tym ustnie od ojców? Jest wprawdzie napisane, że Pan został ukrzyżowany na Miejscu Czaszki i pogrzebany w grobie, który Józef wykuł w skale. Same zaś miejsca, które teraz otaczamy kultem, znamy z niepisanej tradycji. Moglibyśmy przytoczyć jeszcze wiele innych, temu podobnych przykładów.
Skąd na przykład pochodzi zwyczaj potrójnego zanurzenia w wodzie chrztu świętego? Dlaczego modlimy się zwróceni na wschód? Skąd tradycja i sposób sprawowania liturgii? Dlatego też święty Paweł Apostoł mówi: “Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu” (Tes 2,15). Skoro więc tak wiele zostało przekazane Kościołowi w formie ustnej i jest aż po dziś dzień pieczołowicie strzeżone i zachowane, pytam, dlaczego z pogardą odnosisz się do świętych obrazów?

24. Jeśli mówisz o nadużyciach, to z nich jeszcze nie wynika, że powinniśmy ganić kult obrazów, ale potępiaj raczej pogan, którzy z obrazów czynią sobie bożków. Nie wolno ci też, ze względu na bałwochwalczy kult obrazów u pogan, porzucać naszej pobożnej praktyki. Zaprzysięgają czarownicy i szarlatani, ale i Kościół zaprzysięga katechumenów. Oni przyzywają demonów, i nazywają je bogami, my zaś sporządzamy obrazy prawdziwemu i wcielonemu Bogu oraz sługomi przyjaciołom Bożym, i za pomocą tych obrazów przepędzamy całe zastępy demonów.

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/09/jan-damascenski-cz-9.html

Jan Damasceński – cz. 10

Nie minęło zbyt wiele lat od zakończenia soboru w Hiereia a juz w r. 760 cesarz Konstantyn zerwał z dość ostrożnymi sformułowaniami orzeczeń  i oświadczył, iż orędownictwo Matki Bożej i świętych jest nieskuteczne i polecił usunąć ich relikwie z tych miejsc, w których oddawano im cześć. Być może nie były one tak powszechne, jak przedstawia je kształtująca się w na przełomie VIII i IX wieku legenda, tym niemniej stają się coraz bardziej powszechne. W zachowanych hagiografiach mamy opis konfiskaty a następnie wrzucenia do morza powszechnie czczonych relikwii świętej Eufemii, następnie uratowanych w cudowny sposób i od tej pory bardzo czczone w Konstantynopolu. Kilkakrotnie jest wzmiankowana niechęć cesarza wobec kultu maryjnego będącego przedmiotem niesmacznych żartów.
Po zakończeniu działań wojennych, w których cesarz brał udział, rozpoczynają sie krwawe prześladowania. Ofiarami tych prześladowań stają sie przede wszystkim mnisi. W r. 761 Andrzej Kalybita, ustelnik przy kościele w Blachernach, który nazwał cesarza “nowym Julianem”, zostaje ubiczowany na śmierć na hipodromie. Tego samego roku Jan, przełożony klasztoru z Monagria, zostaje zaszyty w worku i wrzucony do morza za to, że odmówił podeptania wizerunku Theotokos. W listopadzie 764 Stefan Młodszy z klasztoru w Bitynii zostaje wydany na pastwę tłumu za to, że oddaje cześć obrazom, a przede wszystkim za to, że agituje na rzecz życia klasztornego. Już wkrótce cesarz zaatakuje klasztory: 21 sierpnia 766 mnisi muszą przechadzać się po hipodromie pod rekę z kobietą.- w zależności od źródeł miała to być prostytutka bądź mniszka.. Teofanes w swojej “Chronografii” pod datą 767 wspomina o wielu klasztorach stolicy które zostały zamknięte, a najstarszy z nich, klasztor Dalmatosa, zostaje przekształcony w koszary.  Żródła zachowują imiona wielu strategów, którzy wsławili się jako gorliwi prześladowcy: Michał Melissenos z temu Anatolikon, Manes z temu Bukellaroi, a przede wszystkim sławny Michał Lachanodrakon z temu Tracja, który zmuszał mnichów i mniszki do porzucenia stanu monastycznego i zawierania małżeństw.

W tym momencie znajdujemy się bardzo daleko nie tylko od wcześniejszych reform cesarza leona III, lecz nawet od ducha soboru w Hiereia. To już nie tylko subtelne rozważania teologiczne, lecz wręcz potępienie ideału monastycznego i instytucji klasztoru. Powody tej wrogości były nie tylko ideologiczne, stały za tym także racje polityczne. Coraz liczniej powstające klasztory skupiające w swoim reku własność ziemską stanowiły zagrożenie zarówno dla gospodarki jak i dla systemu podatkowego. Niestety, jak to zwykle bywa w pewnym momencie posunięto się zbyt daleko i nastąpiły akty agresji.
Powróćmy w tym momencie do ostatnich fragmentów I mowy św. Jana Damasceńskiego:

25.  Jeśli zaś mówisz, że święty i godny podziwu Epifaniusz otwarcie zakazywał kultu obrazów, to po pierwsze pismo to może być nieautentyczne i fałszywe – innego bowiem jest autora, a innego nosi podpis – co wielu ma zwyczaj czynić; po drugie wiemy, że święty Atanazy sprzeciwiał się wystawianiu w szkatułach ziemskich szczątków świętych, zalecając grzebać je raczej pod ziemią; chciał w ten sposób znieść odrażający zwyczaj Egipcjan, którzy swoich zmarłych nie chowali pod ziemią, lecz składali na specjalnych łożach lub tapczanach. Być może także wielki Epifaniusz chcąc zapobiec jakimś nadużyciom tez zabronił sporządzania obrazów – jeśli założymy, że jest on autorem tego pisma. Że zaś jego celem nie było odrzucenie świętych wizerunków, świadczy sam kościół św. Epifaniusza, cały dookoła przyozdobiony ikonami, które przetrwały do naszych czasów; po trzecie wreszcie – jeden wyjątek nie może stanowić prawa Kościoła; ani bowiem “jedna jaskółka nie czyni wiosny” – jak zauważa Grzegorz Teolog i poświadcza prawdę, ani też pojedynczy głos nie jest w mocy podważyć zgodnej tradycji całego kościoła, która jest głoszona od krańców po krańce ziemi.

26.  Przyjmij więc całą naukę pochodzącą z Pisma Św. i od Ojców; choć Pismo św. mówi: “bożki pogańskie to srebro i złoto, dzieło rąk ludzkich” – Ps 35,15, to nie znaczy, że zabrania oddawania czci wszystkim przedmiotom nieożywionym czy też dzielom rąk ludzkich, nie tylko przedstawieniom demonów.

27. Powiedziano już, że prorocy oddawali część ludziom, aniołom i królom, także bezbożnym, a nawet lasce [Aarona]. Król Dawid mówił: “oddajcie pokłon podnóżkowi stóp Jego” (Ps 91,5). Prorok Izajasz wołał zaś w imieniu Boga: “niebiosa sa moim tronem, a ziemia podnóżkiem nóg moich” (Iz 66,1). Wszystkim wiadomo, że niebiosa i ziemia są rzeczami stworzonymi. Także Mojżesz i Aaron z całym ludem oddawali cześć dziełom rąk ludzkich. Paweł zaś, złota cykada Kościoła, pisał w Liście do Hebrajczyków: “Chrystus, zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez wyższy i doskonalszy, i nie ręką – to jest nie na tym świecie – uczyniony przybytek” -(Hbr 9,11), a w innym miejscu: “Chrystus wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej, odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba (Hbr 9,24). Tak więc pierwsza świątynia lub przybytek, jak również wszystko co w niej się znajdowało, ręką ludzką było uczynione, nikt jednak nie zaprzeczy, że były otaczane czcią.

      Pełny tekst znajduje się w: Vox Patrum 36-37, Lublin 1999, s. 500-515.

http://przemijapostac.blogspot.com/2012/10/jan-damascenski-cz-10.html

Dlaczego nalezy czcić świętych – Jan Damasceński

Już w IV wieku spotykamy na Wschodzie wspomnienie wszystkich męczenników obchodzone jednego dnia. Na początku nie było jednolitej daty. Obchodzono ten dzień najczęściej w okresie wiosny. W Rzymie był to dzień 13 maja. W tym dniu bowiem w roku 610 dokonano poświęcenia pogańskiej świątyni Panteon która od tej pory będzie kościołem pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny i Wszystkich Męczenników. Ten dzień obchodzono natomiast w Irlandii, Bawarii i części Galii w dniu 1 listopada. Z bliżej nieznanych powodów w IX wieku Rzym przyjmuje także datę 1 listopada jako dzień w którym Kościół oddaje cześć wszystkim świętym, tzn. męczennikom i wyznawcom. Pierwotnie czczono w ten sposób tylko męczenników, jednakże wraz z upływem lat  pojawia się także kult wyznawców. Ich życie staje się świadectwem wcielenia w życie  słów Chrystusa: “bądźcie doskonali jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” – Mt 5,48. O tych słowach przypomina także św. Paweł mówiąc: “wolą Bożą jest wasze uświęcenie” – 1 Tes 4,3.
Nawiązując do tego dnia chciałbym przytoczyć fragment z dzieła wielkiego Ojca Kościoła, obrońcy kultu obrazów, św. Jana Damasceńskiego który  tak uzasadnia potrzebę oddawania czci świętym.

Św. Jan Damasceński

“Należy czcić świętych, ponieważ są przyjaciółmi Chrystusa oraz dziećmi i dziedzicami Boga, jak mówi Jan Teolog Ewangelista: “Wszystkim zaś, którzy Je (słowo) przyjęli, dał moc stania się dziećmi Bożymi” – J 1,12.
“Przeto nie są już sługami, lecz synami, a jeśli synami, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi wespół z Chrystusem” – Rz 8,17; Ga 4,7. I sam Pan mówi do Apostołów w świętych Ewangeliach: “Wy jesteście moimi przyjaciółmi. Już nie będę was nazywał sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego” – J 15,14n.
Nadto jeśli Stwórca i Pan wszystkich rzeczy nazywany jest “Królem królujących” i “Panem panujących”  Ap 19,16 i “Bogiem bogów” – Pwp 10,17, to właśnie święci są owymi bogami i panami i królami, bo to ich Bogiem, Panem i Królem jest i nazywa się Bóg. Mówi bowiem do Mojżesza: “Jam jest Bóg Abrahama i Bóg Izaaka, i Bóg Jakuba” – Wj 7,1. Lecz nie mówię o świętych jako bogach, królach i panujących dosłownie, tylko w tym znaczeniu, że byli królami i panami swoich namiętności i ustrzegli w sobie nieskażone podobieństwo do Boskiego obrazu, według którego zostali stworzeni – przecież i o wizerunku króla mówimy “król” – oraz, że duchowo byli z Bogiem złączeni i gościli Go w sobie, a przez posiadanie Go stali się dzięki łasce tym, czym On jest z natury.
Jakże więc nie czcić tych, którzy byli i są oddanymi sługami, przyjaciółmi i synami Boga? Bo cześć, jaką się okazuje najlepszym współsługom, jest dowodem miłości względem wspólnego Pana. Byli też oni niby skarbnicami i czystymi mieszkaniami Boga i stali się miejscem Jego przebywania, jak sam powiedział: “Zamieszkam w nich i będę z nimi przestawał, i stanę się ich Bogiem” – Kpł 12,2; 2 Kor 6,16.
O tym, że “dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich śmierć”  – Mdr 3,1, mówi Pismo Święte. Stąd śmierć świętych jest raczej snem niż śmiercią. Bo “utrudizli się do czasu, a żyć będą bez końca” – Ps 49,9. I  “drogocenna przed Panem jest śmierć świętych jego” – Ps 115,15. Cóż jest bardziej cennego niż być w ręku Boga? Bo On jest Życiem i Światłem, a więc ci, którzy są w Jego ręku, pozostają w życiu i światłości.
Apostoł daje świadectwo o tym, że również w ich ciałach Bog zamieszkał poprzez ich umysł. “Czyż nie wiecie, że ciała wasze są świątynią mieszkającego w was Ducha Świętego?” – 1 Kor 6,19. “A duchem jest Pan” – 2Kor 3,17. I jeszcze: “kto znieważa świątynię Boga, tego zniszczy Bóg” – 1Kor 3,17. Jakże więc można nie czcić żywych świątyń Boga, żywych Jego mieszkań? Przecież oni żyli w tak ścisłym zespoleniu z Bogiem!
Jako zbawcze źródło zostawił nam Chrystus szczątki świętych. Wypływają z nich wielorakie dobrodziejstwa, dobywa się wonność olejku… Znana nam jest potęga Boga i względy, jakimi cieszą się u niego święci.
W Prawie, kto dotknął umarłego, był nieczysty – Lb 19,11, lecz to nie są umarli. Odkąd bowiem do umarłych zaliczało się samo Życie i Dawca Życia, już nie są umarłymi ci, którzy zasnęli w nadziei zmartwychwstania i w wierze w Niego. Bo jakże mogłoby martwe ciało działać cuda? Dlaczego wobec tych szczątków pierzchają demony, cofają się epidemie, chorzy odzyskują zdrowie, niewidomi widzą, trędowaci zostają oczyszczeni, ustępują pokusy i strapienia, a “wszelki dar dobry zstępuje do Ojca światłości na tych, którzy proszą z wiarą niezachwianą” – Jk 1,17.
Ile zadałbyś sobie trudu, by znaleźć pośrednika, który by cię przedstawił śmiertelnemu królowi i był u niego twoim rzecznikiem? Czyż nie należy oddawać czci rzecznikom całego rodzaju ludzkiego, zanoszącym za nas prośby do Boga? Jak najbardziej należy się im cześć: przez wznoszenie Bogu świątyń pod ich wezwaniem, składanie płodów ziemi, obchodzenie dni ku ich pamieci, ale wśród radości duchowych, by nasze wesele było godne tych, którzy upominają nas, żebyśmy zamierzając oddać im cześć, nie wywołali ich gniewu. Bo tylko to co przynosi część Bogu, cieszy również Jego czcicieli, a to co Boga obraża, obraża także Jego przyboczną straż. My zatem, jako prawdziwie wierzący, czcijmy świętych śpiewem “psalmów, hymnów i pieśni duchowych”  Ef 5,19, w skrusze i miłosierdziu względem potrzebujących – jako że i Bóg w ten sposób najbardziej jest czczony. Stawiajmy im pomniki, twórzmy widzialne podobizny, a sami usiłujmy się stawać żywymi ich pomnikami i podobiznami przez naśladowanie ich cnót.
Bogarodzicę czcijmy jako prawdziwą i rzeczywistą Matkę Boga, Jana Poprzednika czcijmy jako proroka i chrzciciela, apostoła i męczennika, bo jak orzekł sam Pan: “Pomiędzy urodzonymi z niewiast nie powstał nikt większy od Jana” – Mt 11,11, on tez był pierwszym heroldem Królestwa. Apostołów czcijmy jako braci Pana, naocznych świadków i pomocników w trudach Jego, których Bóg Ojciec, “znając od wieków przeznaczył na to, by upodobnili się do postaci Jego Syna” – Rz 8,29 – “najpierw apostołów, potem proroków, po trzecie pasterzy i nauczycieli”  – 1Kor 12,38; Ef 4,11.
Czcijmy także męczenników Pana, wybranych z każdego stanu jako żołnierzy Chrystusa, i tych, którzy pili kielich Jego, ochrzczeni wtedy chrztem ożywiającej jego śmierci i jako uczestników Jego cierpień i Jego chwały. Przewodzi im pierwszy diakon Chrystusa i a apostoł, pierwszy męczennik – Szczepan.
Również świętych Ojców naszych czcijmy – bogomyślnych ascetów, którzy zniesli długotrwałe męczeństwo sumienia, “którzy odziani w skóry owcze i kozie tułali się w niedostatku, utrapieniach, krzywdach na pustyniach, po górach, jaskiniach i rozpadlinach – których nie był godny świat” – Hbr 11,37n. Wreszcie czcią otaczajmy także proroków sprzed czasów łaski, patriarchów i sprawiedliwych, którzy zapowiadali przyjście Pana.
A wpatrzeni w postępowanie ich wszystkich, “ubiegajmy się o ich wiarę” – Hbr 13,7, o ich miłość, nadzieję, wierność, sposób życia, męstwo w cierpieniach, ich stałość aż do przelania krwi, abyśmy im dorównali w zdobywaniu wieńców chwały.”

Powyższy fragment pochodzi z: Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej 4,11.  Wyd PAX Warszawa 1969, s. 253, tł. B. Wojkowski

http://przemijapostac.blogspot.com/2012_10_01_archive.html
*************************************

Refleksje proboszcza

Patronka trudnej pracy

Ks. Włodzimierz Kwietniewski

Pracując na parafii koło Janowa Lubelskiego, przygotowywaliśmy z młodzieżą przedstawienie o św. Barbarze. Były to wczesne lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Wielkie zaangażowanie młodzieży pozwoliło na dobre przygotowanie widowiska. Widzowie przyswoili sobie więcej wiadomości o tej tak mało poniekąd znanej świętej.
Legendy chrześcijańskie ukazują nam św. Barbarę jako świadka Chrystusa wiernego, aż do męczeńskiej śmierci przyjętej z ręki własnego ojca. Tradycja chrześcijańska zalicza ją do grona szczególnych pośredników u Boga. A ma ta święta w szczególnej opiece ludzi wielu zawodów i różnych zajęć.
Tradycja polska widzi w młodej św. Barbarze patronkę górników. Do dziś w wielu polskich kopalniach, nie tylko węgla, górnicy zjeżdżający do pracy na dole kłaniają się przed figurą lub obrazem św. Barbary i jej opiece powierzają siebie i bezpieczeństwo swojej pracy. Według legendy za uciekającą przed prześladowcą Barbarą zamknęła się góra uniemożliwiając pościg; czyż ona nie zaopiekuje się tymi, którzy zjeżdżają w głąb ziemi? Nadal więc Jej polecają swoją trudną pracę, gdy ludzkie środki często zawodzą.
W Polsce św. Barbarę za patronkę obrali sobie także ludzie pracujący na wodzie. Jej dzień świętowali razem z górnikami flisacy i przewoźnicy wodni. To także ludzie trudnej i niebezpiecznej pracy, słusznie więc ich patronką jest ta, która przeszła przez cierpienie.
Nasza polska tradycja oddaje w opiekę św. Barbarze także ludzi umierających. Wierzono, że ten, kto w krytycznym momencie życia wzywa jej pomocy, nie umrze bez sakramentów. Doświadczył tego również św. Stanisław Kostka, gdy w Wiedniu, w domu protestanta Kimberkera leżał złożony ciężką chorobą. Wzywał św. Barbarę, a ona nie odmówiła swemu czcicielowi, który mógł przyjąć upragnione sakramenty. W mojej rodzinnej miejscowości tradycją jest, że w kościele parafialnym 4 grudnia odprawiana jest Msza św., a po niej przed obrazem św. Barbary odmawia się modlitwy do tej świętej, prosząc o opiekę i szczęśliwą śmierć.
W latach nocy okupacyjnej św. Barbara była opiekunką tych, którzy działając w podziemiu, pracowali dla Polski. Zofia Kossak zaświadcza, że „wielu z tych, którzy przedtem jej nie znali, przekonało się, jak możną i chętną Pomocnicą w potrzebie jest św. Barbara”. Kiedy więc w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku wprowadzono stan wojenny, całe podziemie demokratyczne obrało tę meczenniczkę za swoją opiekunkę w trudnej i niebezpiecznej pracy konspiracyjnej. Nielegalne wydawnictwa, ulotki roznoszone i rozrzucane po ulicach mogły sprowadzić na ludzi więzienie, a nawet śmierć z rąk nieznanych sprawców. Nic dziwnego, że tamte lata to renesans popularności Świętej z Nikomedii.
Dla każdego z nas św. Barbara może być szczególną Wspomożycielką. Niech więc jej dzień, 4 grudnia, będzie dla nas okazją do polecenia jej opiece swojego życia, swojej trudnej pracy i tej chwili, kiedy trzeba będzie pożegnać się z naszą doczesnością.

Edycja zamojska 48/2003E-mail: niedziela_zamojska@pro.onet.pl
Adres: ul. Zamoyskiego 1, 22-400 Zamość
Tel.: (84) 639-96-06http://www.niedziela.pl/artykul/22365/nd/Patronka-trudnej-pracy

Św. Barbara wzorem dla współczesnych

Ks. Stanisław Sierla

Hans Holbein Starszy, „Św. Barbara”

Barbara znaczy dosłownie: cudzoziemka. Tradycja chrześcijańska przedstawia ją jako córkę bogatego człowieka pochodzenia greckiego. Żyła w okresie krwawych prześladowań chrześcijan za panowania cesarza rzymskiego Maksymiliana (285-306). W tajemnicy przed ojcem przyjęła chrzest i złożyła ślub dozgonnej czystości. Ojciec zamknął ją w wieży zamkowej i próbował różnymi sposobami zmusić do zmiany decyzji. W czasie jego podróży Barbara kazała wybić dodatkowe, trzecie okno w wieży – na cześć Trójcy Świętej, którą przeżywała w swym sercu. Częsta Komunia św. umacniała ją duchowo. Chciała zostać wierna Jezusowi do końca. Ojciec, obawiając się o swoją pozycję społeczną i majątek, wydał swoją córkę władzom i osobiście wykonał na niej wyrok śmierci przez ścięcie.
Męczeńska śmierć św. Barbary jest wynikiem zderzenia się dwóch światów – zderzenia tego, co Boskie, z tym, co ludzkie. Ojciec chciał dobra swej córki, chciał, by wyszła za mąż za młodego bogatego człowieka i była szczęśliwa, ale nie liczył się z jej wolą i z jej sumieniem. Barbara natomiast widziała swoje szczęście w pełnym oddaniu się Chrystusowi jako swojemu Oblubieńcowi. Nie uległa naciskowi z zewnątrz, zachowała swoją wolność i godność osobistą, stawiała miłość do Jezusa wyżej od wszelkich wartości ziemskich i była gotowa oddać Bogu w ofierze swoje młode życie.
Żywot św. Barbary rzuca wiele światła na życie każdego chrześcijanina i pozwala lepiej zrozumieć, jak wielką wartość ma wolność, którą otrzymaliśmy od Stwórcy. Nikt nie ma prawa wymusić na nas czegoś, czego sami nie akceptujemy. Wieża, w której ojciec umieścił swoją córkę, może być symbolem zniewolenia człowieka przez różne czynniki zewnętrzne. Jednak wewnętrznie człowiek zawsze pozostaje wolny, jak długo sam tego chce. Wieża ta może też oznaczać ziemię, na której przyszło nam żyć, miejsce stawania się w pełni człowiekiem, mimo zewnętrznych ograniczeń i zniewolenia, których doświadczamy na co dzień. Trzy okna w wieży mogą też wskazywać na potrzebę łączności z Bogiem przez wiarę, nadzieję i miłość. Wieża ukazuje nam również dalekie horyzonty z Niebem jako celem ostatecznym naszego ziemskiego bytowania.
Hostia, którą św. Barbara trzyma w ręce, jest znakiem obecności Boga w nas, a zarazem symbolem mocy, której nam Chrystus udziela w walce z naszymi słabościami. Miecz obrazuje prawdę, że „bojowaniem jest życie człowieka”. Kielich zaś – że nie obejdzie się przy tym bez cierpienia połączonego z cierpieniami Chrystusa w Getsemani. Znakiem zwycięstwa i osiągnięcia chwały w Niebie jest palma.
Tak więc św. Barbara staje się przewodniczką i wzorem dla nas, współczesnych, którzy też nosimy imię chrześcijan.

Niedziela Ogólnopolska 48/2003E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17http://www.niedziela.pl/artykul/72705/nd/Sw-Barbara-wzorem-dla-wspolczesnych

Złowroga wieża

ROBERT CAMPIN

“Święta Barbara”,
część tryptyku, olej na desce, 1438 Muzeum Prado, Madryt

 

Powiększenie Pozornie to zwykła scenka rodzajowa. Młoda kobieta siedzi na ławie w schludnie urządzonym pokoju. Jest pogrążona w lekturze. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na to, że widzimy św. Barbarę. Ale dla ludzi w XV w. było oczywiste, że zarówno biały ręcznik wiszący przy ścianie na środku obrazu, jak i lilia we flakonie z lewej strony oznaczają czystość.

Najważniejszy atrybut św. Barbary artysta umieścił jednak najdalej. Przez otwarte okno na horyzoncie widać wieżę. Barbara (zm. 306) była córką Dioskura, poganina z Nikomedii lub Heliopolis w Bitynii. Została przez ojca uwięziona w wieży, a następnie ścięta za wyznawanie chrześcijaństwa.

Campin umiejętnie naprowadza widza na ten symbol. Jasność bijąca z otwartego okna skłania, by tam popatrzeć. Oko widza kierują również pieczołowicie namalowane belki stropowe, biegnące w kierunku okna. W tę stronę prowadzi zresztą większość linii sprzętów znajdujących się w pokoju.

“Święta Barbara” jest uważana za jedno z lepszych dzieł Campina. Podziw budzi zarówno precyzja rysunku, jak i umiejętne skontrastowanie zimnego światła naturalnego z okna i ciepłego, bijącego z kominka.

Cała kompozycja skierowana jest w lewą stronę. W tym kierunku zwrócona też jest postać Świętej. Obraz został tak namalowany, ponieważ pierwotnie był bocznym skrzydłem tryptyku ołtarzowego, którego środkowa część zaginęła. Zachowało się natomiast drugie skrzydło. Przedstawia św. Jana Chrzciciela oraz fundatora tryptyku – Heinricha von Werl – teologa rodem z Kolonii, mieszkającego w Bazylei.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 48 – 2 grudnia 2007r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/2007/48.htm

Święta Barbara

ks. Jan Kochel

Tradycyjnie już – od I Niedzieli Adwentu zapraszamy do aktywnego udziału w kolejnej edycji Szkoły Słowa Bożego, którą prowadzi ks. Jan Kochel.

I.2. Święta Barbara   Henryk Przondziono/Agencja GN Św. Barbara
Figura w kościele pw. św. Michała Archanioła w Michałkowicach

Polacy widzą św. Barbarę przez pryzmat Śląska i górniczego stanu. W 2 połowie XX w. utrwalił się kult starożytnej męczennicy w kontekście tej grupy zawodowej, ciężkiej i niebezpiecznej pracy górników oraz walki o wolne związki, szacunek do pracy ludzkiej, zachowanie tradycji religijnych, chociażby codzienne pozdrowienie „Szczęść Boże!”. Górnicy w czasach PRL-u nie zgadzali się na usunięcie z cechowni figur czy obrazów swojej Patronki. Walczyli o zachowanie tradycji zawodowych i religijnych, tak jak Barbara walczyła o swoją wiarę w ówczesnym świecie pogańskim. Męczennica Barbara stała się dla górników promieniem światła (lampką) w mrokach ciemności, bezbożnictwa i braku wolności.

CZYTAJ!
Mt 10,34-39

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.
Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową;
i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.
Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien.
Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.

Dodaj :. odnalezione przez ciebie teksty paralelne do rozważanych fragmentów.

ROZWAŻ!
Imię Barbara (gr. barbaros) oznacza człowieka nie mówiącego po grecku, mówiącego tylko ‘bar-bar’; czyli barbarzyńcę, cudzoziemca, człowieka niewykształconego. Postać obrosła w liczne legendy i opowiadania na wzór opisów zachowanych w słynnej Złotej Legendzie dominikanina Jakuba de Voragine. Jej rzeczywisty kult rozpoczął się w VII w., ale piękne legendy o życiu Świętej pochodzą z utworów o wiele wcześniejszych: greckich, łacińskich, syryjskich, ormiańskich. Ta dziewica i męczennica była w opowieściach córką bogatego poganina Dioskora, który zamknął ją w wieży. Kiedy ojciec przekonał się, że nie zrezygnuje ona z wiary w Chrystusa, sam pozbawił ją życia, za co z kolei ukarany został nagłą śmiercią od pioruna. Niektórzy wymieniają jeszcze jej towarzyszkę św. Julianę. Inni dodają wzmiankę o korespondencji Barbary ze słynnym Orygenesem. Barbara była czczona w Antiochii (Syria), Nikomedii, Hierapolis (Egipt), a także w Toskanii i Rzymie, później we Flandrii, Nadrenii, Austrii, Czechach, na Pomorzu i Śląsku.
W Średniowieczu rozwinął się w Kościele żywy kult tzw. „czternastu orędowników”, którzy pomagali wiernym w różnych zranieniach. Do ich grona zaliczano także św. Barbarę. W życiu Świętej zamknęło się wiele naszych zranień i lęków, a zwłaszcza lęku przed śmiercią – singulare morientium solatium.

Patrząc na życie świętych, widzimy jak te zranienia zostały uzdrowione przez wytrwałość i wiarę. Barbara w godzinie śmierci przynosi Wiatyk – Pokarm na drogę ku wieczności (J 6,47-50) tym, którzy wytrwają do końca. „Każda eucharystia i sakramenty – przekonuje o. Anzelm Grün – są takimi miejscami, gdzie nasze zranienia zostają uzdrowione. Nie możemy mieć jednak mylnych wyobrażeń o uzdrowieniu. Niektórzy uważają, że rana jest uzdrowiona, gdy jej już nie czują. Chcą się jej pozbyć, nie chcą mieć z nią więcej do czynienia. Uzdrowić ranę, to znaczy pojednać się z nią. Św. Hildegarda mówi, że nasze rany powinniśmy przemienić w perły. Rany przypominają wtedy o Bogu” (A. Grün, Zamienić rany w perły. Droga wewnętrznego uzdrowienia, Kraków 2008).
Mistrz z Nazaretu, posyłając swoich uczniów z misją głoszenia Dobrej Nowiny, wyznacza im dwa zadania: nauczania i uzdrawiania (por. Mt 4,23; 9,35). W tekście greckim pojawia się zresztą charakterystyczny czasownik therapeuein, który oznacza „służyć, troszczyć się o chorych, leczyć, uzdrawiać”. W Ewangelii słowa (nauczanie) poprzedzają czyny (uzdrowienia), a ich następstwem jest wyznanie wiary (por. Mt 9,8.33; 12,23; 14,33; 15,31; 21,15) lub odrzucenie Jezusa (9,34; 12,14.24). Działalność uzdrowicielska domaga się wiary nie tylko ze strony przyjmującego dar uzdrowienia, ale również ze strony osoby przyjmującej ten dar.
Stąd też w wezwaniu do pójścia za Jezusem pojawia się zapowiedź prób i doświadczeń (Mt 10,34-39). Osoba i nauczanie Jezusa są znakiem sprzeciwu i przyczyną rozłamów wśród ludzi (Łk 2,34). Podobnie będzie z misją Jego uczniów. Podziały zaistnieją, gdy nie wszyscy ludzie opowiedzą się za Jezusem i Jego Ewangelią. Przeszkodą może okazać się, np. niewłaściwe przywiązanie do najbliższych (rodziny), które przysłoni Boga i utrudni przestrzeganie Jego przykazań.
Jezus każąc uczniom brać swej krzyż, zachęca ich do heroicznej postawy, nakazując kochać sprawy boskie bardziej niż ludzkie, kochać Boga bardziej niż rodzinę. Jezus przekonuje, że ten, kto znajduje swoje życie, straci je; ten traci swoje życie z mojego powodu, znajdzie je (10,39 – przekład Edycji św. Pawła).
Barbara dosłownie potraktowała nakaz Chrystusa. Złożyła ofiarę ze swojej rodziny, z swojego osobistego życia, by zachować życie na wieki (Łk 17,33; J 12,25). Podjęła krzyż męczeństwa. W sytuacji granicznej wytrwała aż do końca, dlatego na Śląsku czczą ją ludzie ciężkich i niebezpiecznych profesji, zwłaszcza artylerzyści, architekci czy i górnicy. Powstało też wiele pobożnych bractw szerzących kult Świętej. Jedno z najstarszych pojawiło się w kolebce górnictwa w wolnym mieście Tarnowskie Góry, które otrzymało specjalną bullę Benedykta XIV w czerwcu 1747 roku. W dokumencie Papież obiecuje liczne odpusty dla członków Bractwa (B. Babirecka, Dzieje Tarnowskich Gór… od strony mniej znanej, Chorzów 1991, 52n). Kult św. Barbary wyrażał się również w wielu pieśniach, poematach i obrazach. Znana jest sekwencja kanonika krakowskiego Adama Świnki z Zielonej oraz obrazy takich mistrzów pędzla, jak Cranacha, Dürera, Memelinga, Holbeina i innych.

Świetlisty promień świętości Barbary wciąż wskazuje drogę współczesnym ludziom, często pogrążonym w mrokach i cieniu śmierci (Łk 1,79). Warto zatem prosić Świętą Orędowniczkę o pomoc „teraz i w godzinę śmierci”.
* Jak przyjmujemy próby i doświadczenia, które stają się naszym udziałem? Czy potrafimy być wytrwali, cierpliwi w chorobie, cierpieniu, w obliczu śmierci?
* Jak rozumiem prośbę z Modlitwy Pańskiej: nie dopuszczaj do nas pokusy, ale nas wybaw od złego?
* Czy wsłuchuję się w Słowo Boże, które może być lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce (Ps 119,105)?

MÓDL SIĘ!

Święta Barbaro, patronko nasza, – módl się za nami.
Panno i Męczennico,
Oblubienico Chrystusowa,
Mistrzyni wiary,
Pomnożycielko chwały Bożej,
Miłująca Boga prawdziwego,
Wiernie trwająca przy Bogu,
Wzorze panieńskiej czystości,
Nieustraszona wobec śmierci,
Patronko górników,
Wspomożycielko umierających,
Pośredniczko na Sądzie Bożym
(por. Droga do nieba, s. 565).

Dodaj :.własną modlitwę zrodzoną ze spotkania z żywym Słowem.
ŻYJ SŁOWEM!

Nasze codzienne pozdrowienia zagubiły odniesienie do Boga. Warto wrócić do tradycyjnych pozdrowień: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus…!” albo „Szczęść Boże!”. Sługa Boży Jan Paweł II tak wyjaśnił znaczenie tego drugiego pozdrowienia, które mocno związane jest z pracą: […] aby sięgnąć do samego korzenia jakiejkolwiek ludzkiej pracy, trzeba odnieść się do Boga: Szczęść Boże! Tym pozdrowieniem […] zwracamy się do człowieka, który pracuje, a równocześnie odnosimy jego pracę do Boga (por. Przemówienie na lotnisku w Katowicach-Muchowcu, 20 czerwca 1983 r.).

Dodaj :.twój dobry czyn, który zrodził się ze Słowa

http://biblia.wiara.pl/doc/680505.I-2-Swieta-Barbara/3

*************

Bł. Adolf Kolping – ojciec rzemieślników

 

Marek Wójtowicz SJ

05.12.2010 09:51

 

 

Ksiądz Adolf Kolping został nazwany przez Jana Pawła II jednym z głównych prekursorów nauki społecznej Kościoła w XIX wieku. Polski papież beatyfikował go 27 października 1991 roku. Powiedział wtedy, że ksiądz Kolping doskonale rozumiał młodego człowieka i realizował  społeczny wymiar chrześcijańskiej wiary w praktyce.  Dlatego, zdaniem Ojca Świętego, mogą być inspiracją dla pojmowania zadań Kościoła także dzisiaj, zwłaszcza w kontekście zjawiska rosnącego bezrobocia.

 

Adolf urodził się w ubogiej rodzinie pasterzy. Po ukończeniu szkoły podstawowej jego rodziców nie stać było, by mógł kontynuować dalszą naukę. Z tego powodu zaczął terminować w zakładzie szewskim. Był bardzo zdolny i praktyczny, dlatego praca szła mu bardzo dobrze i wkrótce uzyskał dyplom czeladnika. W tym czasie zetknął się z wielką biedą materialną i moralną tego ubogiego środowiska. Był uważnym obserwatorem rodzącego się na początku XIX wieku kapitalizmu i jego problemów. Zawód szewca wykonywał przez 10 lat z wielka sumiennością. Jednak głęboko w swoim sercu nosił pragnienie, by zostać księdzem. Z pomocą życzliwych ludzi udało mu się zdobyć odpowiednią ilość pieniędzy, by móc rozpocząć naukę w szkole średniej. Po jej ukończeniu wstąpił do seminarium i po odbyciu studiów filozoficzno-teologicznych został wyświęcony na kapłana 10 kwietnia 1845 roku.

 

Swoją pracę duszpasterską rozpoczął na terenie parafii w mieście Elbertfeld, w rozwijającym się wówczas Zagłębiu Ruhry. Wcześniejsze doświadczenie biedy głęboko naznaczyło dwadzieścia lat jego pełnej oddania kapłańskiej posługi pośród bezrobotnej, opuszczonej i zaniedbanej moralnie młodzieży. Dostrzegając jej wielorakie potrzeby, zakładał bursy, kasy chorych, kasy oszczędnościowe, szkoły wieczorowe i świetlice. Już jako młody kapłan włączył się w działalność katolickiego stowarzyszenia młodzieży czeladniczej, założonego przez nauczyciela Johanna Breuera. Dostrzegł w zakładanych przez siebie stowarzyszeniach szansę na przyczynienie się do likwidacji ubóstwa młodych robotników. Ten niezmordowany kapłan-społecznik pragnął chronić młodych przed bezdomnością. W związkach, które organizował, panowała rodzinna atmosfera chroniąca młodych przed zejściem na złą drogę.

 

W 1849 roku ksiądz Adolf Kolping został wikarym w katedrze w Kolonii, gdzie jeszcze intensywniej propagował tworzenie związków młodzieży. W maju 1849 roku założył Koloński Związek Katolickich Czeladników, który stał się zalążkiem dzisiejszego Dzieła Kolpinga, działającego od kilkunastu lat również w Polsce. Jego dzieło rozrastało się bardzo szybko jeszcze za jego życia. Założył związki młodzieży rzemieślniczej na terenie Austrii, Belgii, Szwajcarii i na Węgrzech. Uważał, że tego typu związki są wielką szansą dla młodych, zwłaszcza dla tych, którzy w poszukiwaniu pracy opuścili swoje rodziny i byli zdani tylko na siebie w nieznanym środowisku wielkiego miasta. W swoich kazaniach i publikacjach tworzył zręby nauki społecznej Kościoła. W swoim duszpasterstwie potrafił łączyć tradycyjne formy miłosierdzia, których nigdy nie brakowało w całej historii Kościoła, z nowocześnie zorganizowaną samopomocą społeczną. Pasją jego życia był Pan Jezus, którego codziennie spotykał w Eucharystii i odkrywał Jego umęczone Oblicze na twarzach biednej i zaniedbanej młodzieży, która spontanicznie nazwała go swoim Ojcem. Ksiądz Kolping zmarł 4 grudnia w 1865 roku w Kolonii.

 

Błogosławiony Adolfie Kolpingu, pomagaj nam dostrzegać opuszczoną i zaniedbaną młodzież, byśmy na miarę swoich możliwości umieli okazywać jej pomoc duchową i materialną, tak by ludzie młodzi  nie zagubili się i nie zniechęcili w odważnym podejmowaniu odpowiedzialnych zadań w przyszłości w duchu Ewangelii i miłości do każdego człowieka.

http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,70,bl-adolf-kolping-ojciec-rzemieslnikow.html

O autorze: Judyta