Słowo Boże na dziś – 4 listopada 2014r. – wtorek – Św. Karola Boromeusza, biskupa, wspomnienie

Myśl dnia

W niebie żadna chmura nie przesłoni radości

św. Teresa Benedykta od Krzyża

WSPOMNIENIE ŚW. KAROLA BOROMEUSZA (czytania z dnia)

WTOREK XXXI TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Flp 2,5-11)

Chrystus uniżył samego siebie, dlatego Bóg Go wywyższył

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filipian.

Bracia:
Niech was ożywia to dążenie,
które było w Chrystusie Jezusie.
On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi
i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka.
Uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci,
i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko
i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,
i aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest Panem,
ku chwale Boga Ojca.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 22,26b-27.28-30a.31-32)

Refren: Będę Cię chwalił w wielkim zgromadzeniu.

Wypełnię moje śluby wobec bojących się Boga.
Ubodzy będą jedli i zostaną nasyceni,*
będą chwalić Pana ci, którzy Go szukają:
„Serca wasze niech żyją na wieki”.*

Przypomną sobie i wrócą do Pana wszystkie krańce ziemi, *
oddadzą Mu pokłon wszystkie szczepy pogańskie,
bo władza królewska należy do Pana +
i On panuje nad narodami. *
Jemu oddadzą pokłon wszyscy, co śpią w ziemi.

Potomstwo moje Jemu będzie służyć, *
przyszłym pokoleniom o Panu opowie,
a sprawiedliwość Jego ogłoszą ludowi, który się narodzi: *
„Pan to uczynił”.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 11,28)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni,
a Ja was pokrzepię.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 14,15-24)

Przypowieść o zaproszonych na ucztę

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”.
Jezus mu odpowiedział: „Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: «Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść».
Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych». Sługa oznajmił: «Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce». Na to pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony.
Albowiem powiadani wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty»”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

Wzgardzona miłość

Jakże bardzo nie doceniamy Boga i wszelkich Jego darów. Słowami deklarujemy naszą miłość i wdzięczność, a czyny nasze często przeczą wypowiadanym słowom. Wzgardzona dobroć i miłość dotyka nie tylko człowieka, ona rani także serce Ojca! A to właśnie Bóg pragnie, aby dom Jego był pełen, aby nikogo w nim nie zabrakło. A jeśli zabraknie mnie, bo ciągle powtarzam Bogu: „Proszę cię, uznaj mnie za usprawiedliwionego”…

Jezu, w pokorze i szczerości serca pragnę przyjrzeć się mojemu życiu. Co jest dla mnie ważniejsze od Twojego zaproszenia na Eucharystię i osobistą modlitwę?

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
4 listopada
Święty Karol Boromeusz, biskup

Święty Karol Boromeusz Karol urodził się na zamku Arona 3 października 1538 r. jako syn arystokratycznego rodu, spokrewnionego z rodem Medici. Ojciec Karola wyróżniał się prawością charakteru, głęboką religijnością i miłosierdziem dla ubogich. To miłosierdzie będzie dla Karola, nawet już jako kardynała, ideałem życia chrześcijańskiego.
Już w młodym wieku Karol posiadał wielki majątek. Kiedy miał zaledwie 7 lat, biskup Lodi dał mu suknię klerycką, przeznaczając go w ten sposób do stanu duchownego. Takie były ówczesne zwyczaje. Dwa lata później zmarła matka Karola. Aby zapewnić mu odpowiednie warunki na przyszłość, mianowano go w wieku 12 lat opatem w rodzinnej miejscowości. Młodzieniec nie pochwalał jednak tego zwyczaju i wymógł na ojcu, żeby dochody z opactwa przeznaczano na ubogich.
Pierwsze nauki pobierał Karol na zamku rodzinnym w Arona. Po ukończeniu studiów w domu wyjechał zaraz na uniwersytet do Pawii, gdzie zakończył studia podwójnym doktoratem z prawa kościelnego i cywilnego (1559). W tym samym roku jego wuj został wybrany papieżem i przyjął imię Pius IV. Za jego przyczyną Karol trafił do Rzymu i został mianowany protonotariuszem apostolskim i referentem w sygnaturze. Już w rok później, w 23. roku życia, został mianowany kardynałem i arcybiskupem Mediolanu (z obowiązkiem pozostawania w Rzymie), mimo że święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później (1563). W latach następnych papież mianował siostrzeńca kardynałem-protektorem Portugalii, Niderlandów (Belgii i Holandii) oraz katolików szwajcarskich, ponadto opiekunem wielu zakonów i archiprezbiterem bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Urzędy te i tytuły dawały Karolowi rocznie ogromny dochód. Było to jawne nadużycie, jakie wkradło się do Kościoła w owym czasie. Pius IV był znany ze swej słabości do nepotyzmu. Karol jednak bardzo poważnie traktował powierzone sobie obowiązki, a sumy, jakie przynosiły mu skumulowane godności i urzędy, przeznaczał hojnie na cele dobroczynne i kościelne. Sam żył ubogo jak mnich.
Wkrótce Karol stał się pierwszą po papieżu osobą w Kurii Rzymskiej. Praktycznie nic nie mogło się bez niego dziać. Papież ślepo mu ufał. Nazywano go “okiem papieża”. Dzięki temu udało się mu uporządkować wiele spraw, usunąć wiele nadużyć. Nie miał względu na urodzenie, ale na charakter i przydatność kandydata do godności kościelnych. Dlatego usuwał bezwzględnie ludzi niegodnych i karierowiczów. Takie postępowanie zjednało mu licznych i nieprzejednanych wrogów. Dlatego zaraz po wyborze nowego papieża, św. Piusa V (1567), musiał opuścić Rzym. Bardzo się z tego ucieszył, gdyż mógł zająć się teraz bezpośrednio archidiecezją mediolańską. Kiedy był w Rzymie, mianował wprawdzie swojego wikariusza i kazał sobie posyłać dokładne sprawozdania o stanie diecezji, zastrzegł sobie też wszystkie ważniejsze decyzje. Teraz jednak był faktycznym pasterzem swojej owczarni.

Święty Karol Boromeusz Z całą wrodzoną sobie energią zabrał się do pracy. W 1564 r. otworzył wyższe seminarium duchowne (jedno z pierwszych na świecie). W kilku innych miastach założył seminaria niższe, by dla seminarium w Mediolanie dostarczyć kandydatów już odpowiednio przygotowanych. Prowadzenie seminarium powierzył oblatom św. Ambrożego, zgromadzeniu kapłanów diecezjalnych, które istnieje do dziś. Zaraz po objęciu rządów bezpośrednich (1567) przeprowadził ścisłą wizytację kanoniczną, by zorientować się w sytuacji. Popierał zakony i szedł im z wydatną pomocą. Dla ludzi świeckich zakładał bractwa – szczególnie popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej, mające za cel katechizację dzieci. Dla przeprowadzenia koniecznych reform i uchwał Soboru Trydenckiego (1545-1563) zwołał aż 13 synodów diecezjalnych i 5 prowincjalnych. Dla umożliwienia ubogiej młodzieży studiów wyższych założył przy uniwersytecie w Pawii osobne kolegium. W Mediolanie założył szkołę wyższą filozofii i teologii, której prowadzenie powierzył jezuitom. Teatynom natomiast powierzył prowadzenie szkoły i kolegium w Mediolanie dla młodzieży szlacheckiej.
Był fundatorem przytułków: dla bezdomnych, dla upadłych dziewcząt i kobiet, oraz kilku sierocińców. Kiedy w 1582 r. została przeprowadzona reforma mszału i brewiarza, zdołał obronić dla swojej diecezji obrządek ambrozjański, który był tutaj w użyciu od niepamiętnych czasów. Kiedy za jego pasterzowania wybuchła w Mediolanie kilka razy epidemia, kardynał Karol nakazał otworzyć wszystkie spichlerze i rozdać żywność ubogim. Skierował także specjalne zachęty do duchowieństwa, aby szczególną troską otoczyło zarażonych oraz ich rodziny. Podczas zarazy w 1576 r. niósł pomoc chorym, karmiąc nawet 60-70 tysięcy osób dziennie; zaopatrywał umierających; oddał cierpiącym wszystko, nawet własne łóżko. W czasie zarazy ospy, która pochłonęła ponad 18 tysięcy ofiar, zarządził procesję pokutną, którą prowadził idąc ulicami Mediolanu boso. W 1572 r. na konklawe był poważnym kandydatem na papieża.
Ulubioną rozrywką Karola w młodości było polowanie i szachy. Był także estetą i znał się na sztuce. Grał pięknie na wiolonczeli. Z tych rozrywek zrezygnował jednak dla Bożej sprawy, oddany bez reszty zbawieniu powierzonych sobie dusz. Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej. Dlatego nie rozstawał się z krzyżem. Tkliwą miłością darzył też sanktuaria maryjne.
Największą zasługą Karola był jednak Sobór Trydencki. Sobór, rozpoczęty z wieloma nadziejami, wlókł się zbyt długo z powodu złej organizacji. Trwał aż 18 lat (1545-1563). Dopiero kiedy Karol przystąpił do działania, sobór mógł szczęśliwie dokończyć obrady. Dyskutowano na nim o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez protestantów, i gruntownie je wyjaśniono. W dziedzinie karności kościelnej wprowadzono dekrety: nakazujące biskupom i duszpasterzom rezydować stale w diecezjach i parafiach, wprowadzono stałe wizytacje kanoniczne, regularny obowiązek zwoływania synodów, zakazano kumulacji urzędów i godności kościelnych, nakazano zakładanie seminariów duchownych – wyższych i niższych, wprowadzono do pism katolickich cenzurę kościelną, jak też indeks książek zakazanych, wreszcie wprowadzono regularną katechizację. Większość z tych uchwał wyszło z wielkiego serca kapłańskiego Karola Boromeusza. On też był inicjatorem utworzenia osobnej kongregacji kardynałów, która miała za cel przypilnowanie, by uchwały soboru były wszędzie zastosowane.
Zmarł w Mediolanie 3 listopada 1584 r. wskutek febry, której nabawił się w czasie odprawiania własnych rekolekcji. Pozostawił po sobie duży dorobek pisarski. Beatyfikowany w 1602 r., kanonizowany przez Pawła V w 1610 r. Jego relikwie spoczywają w krypcie katedry mediolańskiej. Jest patronem boromeuszek, diecezji w Lugano i Bazylei oraz uniwersytetu w Salzburgu; ponadto czczony jest jako opiekun bibliotekarzy, instytutów wiedzy katechetycznej, proboszczów i profesorów seminarium.

W ikonografii św. Karol Boromeusz przedstawiany jest w stroju kardynalskim. Jego atrybutami są: bicz, czaszka, gołąb, kapelusz kardynalski, krucyfiks; postronek na szyi, który nosił podczas procesji pokutnych.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-04.php3

Patron Ojca Świętego JANA PAWŁA II:

Święty Karol Boromeusz (1538-1584)

«…Biskup to człowiek, który powinien zaprzeć się samego siebie, umartwić swoje ciało i swoją wolę. Wypełniać ma jedynie to, co jest mu poddane przez wolę Boga i cześć dla Niego oraz dla spraw i korzyści swych owieczek. Umartwienie jego życia pociągnie tych, którymi będzie kierował i dzięki temu zwyciężą niebezpiecznego nieprzyjaciela, jakiego stale nosimy w sobie. Jeśli biskup będzie pierwszy w niesieniu krzyża, wtedy będzie mógł im rzec wraz z Chrystusem: “Czyńcie to, co Ja czynię”…»

Z homilii św. Karola z 15 lipca 1584 r.

PROMIENNA MŁODOŚĆ

     Karol urodził się 2 października 1538 w zamku Angera Rocca, w Aronie, nad brzegiem Lago Maggiore. Przyszedł na świat w wybitnej rodzinie mediolańskiej, jako syn Gilberta i Małgorzaty Medici. Opowiadano później, iż w noc jego narodzin z nieba zstąpiła olśniewająca światłość, która ogarnęła jego pokój. Rodzice mieli już córkę i dwóch synów, a zatem – zgodnie ze zwyczajami tamtej epoki – Karol był niejako od dziecka przeznaczony do stanu kapłańskiego. Zresztą w tej epoce nie traktowano dzieci jak obecnie. Szybko wprowadzano je w świat dorosłych i powierzano im odpowiedzialne zadania. Tak właśnie także Karol w wieku 7 lat otrzymał habit i klasztor w zarząd, którym w istocie szybko się zaczął zajmować.
Uczył się najpierw w Mediolanie i wkrótce dość płynnie posługiwał się łaciną. Kiedy miał 9 lat umarła jego matka. Ojciec jeszcze dwa razy się ożenił. Jednakże i on wkrótce przedwcześnie umarł. Karol zyskał sobie tym samym opiekuna w swym wuju, kardynale Medici.
Naukę kontynował w Pawii aż do r. 1549. Wszędzie rzuca się w oczy jego powaga, pobożność i gorliwość w pracy. W r. 1559 umarł papież Paweł IV i to właśnie kard. Medici zostaje wybrany jego następcą – jako Pius IV. Nowy papież wkrótce sprowadza do Rzymu swego krewnego. Cóż, jest to epoka faworyzowania krewnych nawet w Kościele. Młody Karol odkrywa tu zbytek i zaszczyty. Mając 21 lat zostaje Sekretarzem Stanu i kardynałem, choć jeszcze nie kapłanem. Fizycznie niezbyt pociągający i wątłego zdrowia teraz stał się nagle bardzo znany. Jednak wszędzie ujawnia się równocześnie jako człowiek poważny, pracowity i skuteczny w działaniu. Pragnący otrzymać jakąś łaskę od Wikariusza Chrystusa w sposób naturalny trafiali do niego jako pośrednika. On jednak potrafił z uprzejmością, lecz i stanowczo pozbyć się natarczywych proszących.

SOBÓR TRYDENCKI (1535-1564) I REALIZACJA JEGO POSTANOWIEŃ

     Pogański humanizm Renesansu zrodził protestantyzm. Według Lutra zbawienie miała zapewniać sama wiara, według Kalwina – sama łaska. Kościół katolicki nauczał, że potrzeba wiary, łaski i uczynków. Sobór Trydencki, dwudziesty sobór ekumeniczny, wyznaczył zdecydowany zwrot w historii świata chrześcijańskiego. Sprecyzował liczne punkty nauki i dyscypliny. Uczynił to z autorytetem i bez niejasności. Doszło więc do: reformy biskupstwa (zakazano gromadzenia dóbr, nakazano zachowywanie rezydencji biskupów); określenia warunków, jakie trzeba spełnić, aby móc przyjąć święcenia; zajęto się często lekceważoną formacją kapłańską, szczególnie przez polecenie tworzenia seminariów, postanowienie zredagowania katechizmu dla nauczania ludu Bożego, który nie był systematycznie pouczany.
Sobór ten miał bardzo liczne dobroczynne skutki. Pozwolił m. in. zacieśnić więzy, jakie powinny łączyć papieża ze wszystkimi członkami Kościoła. Pozwolił też na stworzenie licznych zgromadzeń zakonnych i zakonów, żeńskich i męskich: Jezuitów, Oratorian, Eudystów. Był więc czymś o wiele większym niż tylko prostym odparciem protestanckiej Reformy. Było to głównie zasługą Papieża, który go zamknął, św. Piusa V. Można w pewnym sensie powiedzieć, że świat katolicki żył rozpędem Soboru Trydenckiego przez 4 wieki, aż do Soboru Watykańskiego II.
Powziąć decyzje to jedno, lecz aby były skuteczne, trzeba je jeszcze wcielić w życie. To temu głównie poświęcił życie młody kard. Boromeusz. Choć nigdy nie był obecny w Trydencie, jego wysłannicy stale informowali go o wszystkim, to zaś służyło mu za wskazówki dla organizowania kolejnych sesji, spotkań i dyskusji.
Arcybiskup Bragi z Portugalii dał się zauważyć na Soborze dzięki swym wystąpieniom na temat reformy duchowieństwa, szczególnie biskupstwa. Jego uwagi wywarły na młodym Sekretarzu Stanu wielkie wrażenie. Karol, jako siostrzeniec Papieża, kardynał, posiadający znamienitą fortunę, prowadził dotąd w Rzymie wystawne życie. Teraz zaś zaczął pogłębiać swe wykształcenie religijne i świeckie. Nieco później postanowił wejść na prostą drogę Ewangelii. Przyjął święcenia kapłańskie 15 sierpnia 1563 r. Miał wówczas 25 lat. Odprawił rekolekcje ignacjańskie i ostatecznie wyrzekł się wszelkiej kariery światowej, którą proponowała mu rodzina po śmierci starszego brata.

ARCYBISKUP MEDIOLANU

     7 grudnia 1563 r. kard. Boromeusz zostaje wyświęcony na biskupa w Kaplicy Sykstyńskiej. Podobnie jak do święceń kapłańskich, tak i do tej ważnej chwili, przygotowują go jezuici, szczególnie o. Ribera, jego duchowy kierownik, mający na niego wielki wpływ. Rozmyślanie i codzienna ofiara Mszy św. prowadzą go do całkowitej przemiany życia. Jego dewiza zawiera się w dwóch słowach: modlitwa i umartwienie.
Karol zmienia ostatecznie tryb życia: żegna się z lokajami, ze złotą zastawą i okazałymi zaprzęgami. To samo czyni z domem papieskim i to w takim stopniu, że zostanie oskarżony o skąpstwo. Rzeczywiście w tamtej epoce było w Rzymie 113 biskupów. Zbyt wielu jak na potrzeby papieskiej administracji! Żyli z dala od swych diecezji. Odtąd papież zachował przy sobie jedynie tych biskupów, którzy byli mu niezbędni dla kierowania Kościołem. Inni musieli wrócić do swych domów.
Karola połączyła przyjaźń z tym, który będzie w przyszłości św. Filipem Neri, założycielem Oratorian, który dzieli jego gorliwość reformatorską.
2 maja 1564 zostaje mianowany arcybiskupem Mediolanu. A mimo to jeszcze we wrześniu 1565 r. jest wciąż w Rzymie, choć płonie pragnieniem wprowadzenia w życie dzieła Soboru. Kieruje jednak diecezją z daleka. Za zezwoleniem Papieża i posiadając uprawnienia legata papieskiego udaje się wreszcie do Mediolanu. Zwołuje synod prowincjalny skupiony na trzech punktach: stłumienie nadużyć; reforma obyczajów; zażegnanie konfliktów. Od początku jasno określa, że należy wykazać się całkowitym posłuszeństwem wobec Papieża jak i postanowień Soboru.
“Dyscyplinę można łatwo na nowo wdrożyć – powie – jeśli pasterze dadzą przykład i zapewnią swym stadom potrójny pokarm zbawienia, czyli: słowo, przykład i sakramenty. I jeśli oni sami podporządkują się chrześcijańskiemu ładowi.”
Arcybiskup obiecuje, iż on sam będzie nauczał nie tylko słowem, lecz i przykładem. Po synodzie misja mu powierzona dobiegła końca, wraca więc do Rzymu akurat na czas, aby być przy śmierci wuja, Piusa IV.
Kolejnym Papieżem zostaje kardynał Ghislieri – Pius V. Karol Boromeusz nie ma już powodów do pozostania w Rzymie i może w końcu udać się na stałe do Mediolanu, aby wziąć w pełne posiadanie diecezję. Przedtem – rozdaje wszystkie swe dobra.
Przeprowadza się do arcybiskupiego pałacu. Zajmuje jednak tylko dwa pokoje na poddaszu: jeden służy mu za sypialnię, a drugi – za biuro. Tak zaczyna realizować swą dewizę: Humilitas (pokora).

REFORMA BISKUPSTWA

     Kard. Boromeusz był przykładem biskupa – reformatora takiego, jakiego pragnął Sobór. W Mediolanie od 80 lat nie było rezydującego biskupa. Sytuacja kanoniczna i duchowa diecezji była godna pożałowania. Władze świeckie mieszały się w sprawy Kościoła. Autorytet biskupa się nie liczył. Trzeba go było na nowo odbudowywać. Kapłani diecezjalni byli pod opieką “zastępców biskupa”. Oni to wybierali przyszłych kapłanów, powierzali im zadania, aż po subdiakonat, mianowali ich. Również zakony nie były podporządkowane biskupowi.
Aby uświadomić sobie ogrom zadań, jakie musiał podjąć Karol Boromeusz, biorąc w posiadanie diecezję, można wspomnieć, że liczyła ona 740 parafii, 50 kolegiat, ponad 100 klasztorów, w sumie 3350 kapłanów i około 560 tys. wiernych.
Łatwo też zrozumieć, że odnowa diecezji zajmie mu cały czas trwania jego biskupstwa. Przeżył liczne konflikty z władzami świeckimi, jak i z kapłanami i zakonnikami. Jeden z mnichów chciał go nawet zabić, strzelając do niego, gdy arcybiskup modlił się w prywatnym oratorium.
Musiał posługiwać się dyplomacją, a przede wszystkim energią. W sumie przeprowadził 13 synodów diecezjalnych i 5 prowincjalnych. Nie pozostawiał więc wytchnienia swym kapłanom. Kapłani i zakonnicy szybko pojęli, że ich biskup zaiste jest świętym i musieli uznać szczęśliwe owoce reform, jakie wprowadzał. Przyjęli więc w końcu jego autorytet, gdyż wszelkie zasady głosił głównie swoim własnym przykładem:
“Na niewiele zdałyby się uchwały reformy, gdybyśmy ich następnie sami nie przestrzegali” – mawiał Karol Boromeusz i pozostał wierny tej zasadzie przez całe życie. Codziennie przeprowadzał rachunek sumienia i swoim kapłanom także to zalecał.
Nowy arcybiskup całkowicie zmienił administrację swojej diecezji, a uczynił to w sposób bardzo scentralizowany: ustanowił wikariusza generalnego oraz dwóch wizytatorów, jednego dla miast, a drugiego – dla wiosek. Był także wizytator dla klasztorów oraz liczni administratorzy dla spraw finansowych, liturgii, seminariów, głoszenia itp.
Aby dobrze poznać diecezję mu powierzoną kardynał Boromeusz przedsiębrał liczne systematyczne podróże duszpasterskie. Ze skromną eskortą wcale nie wyglądał na księcia Kościoła, lecz po prostu na pasterza odwiedzającego swe owieczki. W parafiach, które nawiedzał szukał kontaktu z ludnością, całymi godzinami sam spowiadał, głosił Słowo Boże, odprawiał Mszę św. Jego prostota i świętość pozwoliła mu zdobywać sobie dusze.

SEMINARIA I SZKOŁY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ NAUKI

     Jednym z wielkich niedomagań duchowieństwa diecezjalnego w epoce Soboru Trydenckiego była jego niewiedza we wszelkich dziedzinach (teologia, biblistyka, patrologia). Opowiadano, iż niektórzy penitenci, aby mieć pewność, że im udzielono rozgrzeszenia przynosili ze sobą zapisaną formułę rozgrzeszenia, gdyż niektórzy kapłani znali ją niezbyt dobrze. Stworzenie seminariów było zatem zadaniem zasadniczym dla podniesienia Kościoła. Sobór określił to z naciskiem: “Nie wystarczy wpoić w już wyświęconych kapłanów cnoty i zasady, lecz trzeba przygotować młodzież ze wszystkich środowisk, aby się poświęciła służbie Bożej.”
Pierwsze seminarium duchowne powstało w Rzymie w 1563 r. W roku następnym biskup Boromeusz powierza Jezuitom otwarcie seminarium w Mediolanie. Ale szybko się okazuje, iż młodzi, mając powołanie, w miejsce poświęcenia się dla diecezji wstępują do nowicjatu Jezuitów. Wtedy biskup zakłada kongregację kapłanów diecezjalnych, żyjących we wspólnocie. Im powierza administrowanie seminariami. Powstanie ich 6. Szybko gromadzi się 200 kleryków. Wkrótce też inni biskupi wezmą przykład z tego, co dzieje się w Mediolanie.
To jednak nie wystarcza, że się poucza duchowieństwo w wielkich i małych seminariach. Poruszony dobroczynnym działaniem szkół chrześcijańskiej doktryny stworzonych przez bł. Angelo Porro, arcybiskup Mediolanu poleca utworzenie takich szkół dla chłopców po trochu wszędzie. Uczy się w nich katechizmu oraz przedmiotów świeckich. Aby kształcić dziewczęta zwraca się do Urszulanek, założonych w 1540 r. przez Angelę Merici. Daje ich małej wspólnocie w Mediolanie regulamin, habit, poleca składanie trzech ślubów oraz częściową klauzurę. Podlegają jurysdykcji swego biskupa.

KATECHIZM

     Inna z ważnych decyzji Soboru Trydenckiego to redakcja katechizmu. Kilka istniejących publikacji tego typu nie było ani kompletnych, ani praktycznych. Można tu wspomnieć dzieło trzyczęściowe: “Dekalog, Credo, Ojcze nasz” Gersona oraz Katechizm Jezuity Piotra Kanizjusza. Nie było jednak dzieła, które mogłoby rywalizować z katechizmem Lutra z 1524. Katechizm Soboru Trydenckiego został więc zredagowany przez teologiczną komisję biskupów. Udział w jego tworzeniu miał też portugalski dominikanin, cieszący się pełnym zaufaniem Karola Boromeusza. To z tego katechizmu, zaktualizowanego przez Piusa X wszyscy biskupi świata czerpali przez 4 wieki natchnienie do tworzenia katechizmów diecezjalnych.

MODLITWA I UMARTWIENIE

     Arcybiskup śpi rzadko dłużej niż 4-5 godzin, w dodatku na zwykłej pryczy. Potrafi też całą noc spędzić na modlitwie i rozmyślaniu. Brewiarz odmawia na kolanach. Karmi się chlebem i wodą, czasem – jarzynami. W zimie rezygnuje z ogrzewania.

SŁUGA UBOGICH

     Również jego miłosierdzie przysparza mu sławy. Najpierw w Rzymie – będąc jeszcze Sekretarzem Stanu – potem zaś w swojej diecezji ufundował domy, w których udzielano pomocy wszelkim potrzebującym.
W jesieni 1575 roku w Mediolanie pojawia się dżuma. Karol Boromeusz oddaje się bez reszty biednym chorym, mając wystarczającą w tamtych czasach wiedzę medyczną. W zimie 1575/76 roku pozbawia swój pałac wszelkich tkanin nie tylko tych, które nie były niezbędne, aby mogły służyć nieszczęśliwym jako okrycia. Nie zważając ani przez chwilę na możliwość zarażenia idzie wspomóc umierających. Nakazuje stałe modlitwy oraz pokuty dla wyproszenia kresu zarazy. W grudniu epidemia zdaje się ustawać. W styczniu arcybiskup organizuje wielką procesję wynagradzającą. Sam idzie na jej czele boso. Na wiosnę 1577 roku zaraza się kończy. W samym tylko Mediolanie umarło 13 tys. osób, a w jego okolicach – 8 tys.

ŚMIERĆ Z WYCZERPANIA


W październiku 1584 roku Karola Boromeusza atakuje gorączka. Przez całe życie wyczerpywał się: nadludzka praca, niezwykłe umartwienia, niedostateczne wyżywienie, brak snu. Bardziej niż dotąd otoczenie prosi, aby się oszczędzał, jednak on nie zważa na to. 2 listopada wizytuje Tessin (szwajcarski górki kanton, należący do jego diecezji). Pragnie tu otworzyć seminarium.
W czasie tej wizyty słabnie i musi powrócić do Mediolanu. W następną noc gaśnie w nim życie. Umiera całkowicie wyczerpany w wieku 46 lat.

SŁAWA ŚWIĘTOŚCI

     Kongregacja kapłanów, powołana do administrowania jego seminariami, prosi niezwłocznie o przeprowadzenie procesu kanonizacyjnego. Ma to miejsce w 1604 r. 1 listopada 1610, w 26 lat po jego śmierci Papież Paweł V kanonizuje go, wyznaczając jego święto na dzień 4 listopada.
Kiedy obejmował diecezję jako arcybiskup Mediolanu, jej stan religijny był żałosny, tak w odniesieniu do duchowieństwa, jak i świeckich. Kiedy umierał diecezja ta była już wzorem dla całego chrześcijańskiego świata. Jego dzieło rozbłysło takim blaskiem, iż można było słusznie napisać: “reforma Kościoła była córką reformy mediolańskiej”.

JEGO WPŁYW WE FRANCJI

     W drugiej połowie XVI w. działalność kardynała Boromeusza stała się zasadniczym ogniwem wdrażania reformy trydenckiej, najpierw we Włoszech, a następnie na świecie. Jego związki z Francją datowały się od czasu, gdy był Sekretarzem Stanu u boku wuja Piusa IV, czyli w okresie, gdy Sobór się kończył. Prócz znaczącej pracy, jaką wypełniał we wszystkich dziedzinach, prowadził obfitą korespondencję (zgromadzono ją w bibliotece ambrozjańskiej w ponad 300 tomach!), także z Francją.
W 1574 roku spotkał się nawet z królem Henrykiem III, który prosił go o rady związane z życiem osobistym oraz z rządami. Słowa jego wywarły tak wielki wpływ na króla, że mianował on na stanowisko arcybiskupa Aix ucznia Karola Boromeusza, Aleksandra Canigiani.
Zgromadzenie w Melun, na które arcybiskup Aix został wydelegowany przez swą prowincję, postawiło go na czele komisji powołanej do przywrócenia dyscypliny w Kościele, który we Francji, w tamtej epoce pogrążony był w dążeniach gallikańskich, zmierzających do ograniczenia władzy papieży. Decyzje Soboru Trydenckiego nie były oficjalnie uznawane i większość biskupów ociągała się z wprowadzeniem ich w życie.
Arcybiskup Aix zgromadził w 1585 roku synod prowincjalny, na którym podjęto poza innymi także decyzję o powstawaniu seminariów. W niektórych diecezjach trzeba będzie jeszcze poczekać 100 lat, aż św. Wincenty a Paulo założy seminaria lazarystów. Ich sukces będzie tak wielki, że to obudzi wreszcie u biskupów chęć stworzenia seminariów opartych o ten model. Ten synod prowicjalny zwołany dzięki uczniowi św. Karola stanie się też okazją do rozpoczęcia nauki katechizmu i do ustalenia warunków dotyczących przyjmowania sakramentów.
Inną osobistością francuską, która zetknęła się ze św. Karolem był kardynał Rochefoucauld. Udał się on do Mediolanu w 1579 roku, aby spotkać tamtejszego biskupa. Zachwyciła go świętość i skuteczność działania pasterza tej diecezji. Naśladował go niezmiernie wytrwale i wiernie w swej diecezji w Clermont. Stał się kapłanem świętym, a u podstaw legła pokora. Uderzony brakiem wiedzy kapłanów także i on pośpieszył utworzyć seminarium. Powziął następnie decyzję wizytowania swej diecezji na wzór biskupa Mediolanu. Paweł IV powierzył mu godność kardynalską, a Ludwik XIII – uczynił swym kapelanem.
Franciszek de Joyeuse, arcybiskup Narbony, a potem Tuluzy także zwołał w tym mieście synod, aby przebadać, jak zrealizować reformy trydenckie. W efekcie utworzono seminarium, zorganizowano naukę katechizmu oraz wizyty duszpasterskie.
Franciszek de Sourdis, arcybiskup Bordeaux będzie naśladował reformy Boromeusza mniej ulegle od swych współbraci, lecz zachowa ich ducha. Natomiast Alain de Solminhac zostanie określony mianem Boromeusza Francji. Idąc w ślad za swym świętym wzorem stał się przede wszystkim pasterzem dusz. Był doskonałym wzorem katolickiego biskupa.
Naprawdę można więc powiedzieć, że św. Karol Boromeusz wywarł zasadniczy wpływ na reformę katolicką i na życie Kościoła aż po nasze dni.
Zostawił po sobie prócz wdzięcznej pamięci swych wiernych niezliczone ślady działalności, m. in. liczne traktaty, pouczenia, instrukcje. Wiele zgromadzeń zakonnych przyjęło go za patrona dla skierowanej ku wszechstronnemu dobru bliźniego służby, m. in. znane na świecie SS. Boromeuszki.

Louis Couëtte (Stella Maris marzec 1996, str. 29-31)

http://www.voxdomini.com.pl/sw/sw33.html

Krzysztof Rafał Prokop

ŚW. KAROL BOROMEUSZ

ISBN: 978-83-7505-283-1

wyd.: WAM 2009


(FRAGMENT)

Wstęp

„Jakie jest miejsce, które dobroć Boża wyznacza w Kościele biskupowi? Od samego początku, na mocy włączenia w sukcesję apostolską, biskup staje wobec Kościoła Powszechnego. Jest posłany na cały świat i właśnie dlatego staje się znakiem powszechności Kościoła. […] Ponosząc odpowiedzialność za Kościół Powszechny, każdy biskup stoi równocześnie pośrodku swojego Kościoła partykularnego, to znaczy pośrodku tego zgromadzenia, które Chrystus powierzył właśnie jemu, żeby za sprawą jego posługi biskupiej coraz pełniej realizowała się tajemnica Kościoła Chrystusa, znaku zbawienia dla wszystkich. [Owa] tajemnica biskupiego powołania w Kościele polega właśnie na tym, że odnajduje się on zarazem w tej jednej, widzialnej wspólno cie, dla której jest ustanowiony, i w Kościele Powszechnym. Dlatego też biskup, który należy do całego świata i do Kościoła Powszechnego, przeżywa swoje powołanie w oddaleniu od innych członków episkopatu, aby pozostawać w ścisłym związku z ludźmi, których w imię Chrystusa gromadzi w swoim Kościele lokalnym. Zarazem staje się dla tych właśnie ludzi, których gromadzi, znakiem pokonywania ich samotności, gdyż prowadzi ich ku więzi z Chrystusem, a w Nim ku tym wszystkim, których Bóg wybrał przed nimi od początku świata, i tym, których dzisiaj gromadzi na całym świecie, jak również ku tym, których zgromadzi jeszcze w swoim Kościele po nich — aż po wezwanych w ostatniej godzinie. [W tym to kontekście] nie mogę nie odwołać się do mojego własnego patrona, św. Karola Boromeusza. Kiedy myślę o tej postaci, uderza mnie zbieżność faktów i zadań. On był biskupem Mediolanu w okresie soboru trydenckiego, mnie Pan Bóg dał być biskupem w czasie soboru watykańskiego II, w którego perspektywie dał mi takie samo zadanie: jego realizację. […] Zawsze frapowała mnie ta zbieżność i fascynowało mnie w tym świętym biskupie jego ogromne zaangażowanie duszpasterskie. Po soborze św. Karol oddał się wizytom duszpasterskim w całej diecezji, która liczyła wówczas około ośmiuset parafii. Krakowska archidiecezja była mniejsza, a jednak mnie nie udało się dokończyć rozpoczętych wizytacji”.

Te słowa sługa Boży papież Jan Paweł II zawarł w autobiograficznej książce Wstańcie, chodźmy!, wydanej na rok przed jego śmiercią (2004). Jest rzeczą skądinąd ogólnie wiadomą, że względem swego patrona z chrztu okazywał on od wczesnych lat życia szczególne przywiązanie i szacunek, czemu wielokrotnie też dawał wyraz w publicznych oraz prywatnych wypowiedziach już jako biskup, kardynał i na koniec papież.

W sam dzień dziewiętnastej rocznicy przyjęcia święceń biskupich — 28 IX 1977 — Karol Wojtyła napisał: „Na św. Karola Boromeusza patrzymy jako na wzór osobowy, niełatwy do naśladowania. Jest on jako święty szczególnym dziełem Łaski, owocem Odkupienia. Równocześnie jest świadkiem historii, która swym najgłębszym nurtem płynie jako dzieje zbawienia ludzi, społeczeństw i epok. Patrząc w stronę jego epoki, wmyślając się w dzieje jego życia, pragniemy włączyć się w ten sam nurt na dzisiejszej długości fali”. Niewiele ponad rok później, już po zaistniałym wyborze na Stolicę Piotrową, obchodząc po raz pierwszy jako papież wspomnienie liturgiczne swego patrona z chrztu, w podziękowaniu za złożone mu życzenia imieninowe Jan Paweł II mówił do Kolegium Kardynalskiego: „Święty Karol! Ileż razy przemyśliwałem jego życie, kontemplując wielką postać tego człowieka Bożego i sługi Kościoła, kardynała i biskupa Mediolanu, człowieka soboru.

Był on jednym z wielkich autorów reformy Kościoła w XVI wieku, dokonanej przez sobór trydencki. On również był jednym z twórców instytucji seminariów duchownych, potwierdzonej w całej swojej istocie przez sobór watykański II. Był prócz tego nie dającym się zastraszyć sługą dusz, sługą cierpiących, chorych, skazanych na śmierć. Mój patron! W jego imię moi rodzice, moja parafia, moja Ojczyzna pragnęli mnie od samego początku przygotować do tej szczególnej służby Kościołowi”.

Najwięcej uwagi w swoim nauczaniu papież- Polak poświęcił osobie własnego patrona z chrztu w roku 1984, kiedy przypadała czterechsetna rocznica śmierci św. Karola Boromeusza. Jan Paweł II odbył wówczas, w dniach 3 i 4 XI, pielgrzymkę do miejsc związanych z życiem owego hierarchy, podczas której nawiedził Pawię, Varallo i tamtejszą Świętą Górę (Sacro Monte), Aronę oraz Mediolan, we wszystkich homiliach i przemówieniach koncentrując uwagę na tej właśnie postaci. Po przejściu stacji Drogi Krzyżowej „Nowej Jerozolimy” w Varallo następca św. Piotra mówił wtedy do słuchających go wiernych, nawiązując do charakteru obchodzonej rocznicy i w szczególności jej eschatologicznego wymiaru: „Całą egzystencję chrześcijańską widzieć należy w perspektywie przygotowania do przyszłego życia wiecznego na ziemi zmartwychwstałych, [zaś] życie św. Karola jest dla nas przykładem w przygotowaniu się do śmierci. Pracował on niestrudzenie w służbie pasterskiej wspólnotom chrześcijańskim. Wielki podróżnik-katecheta podejmował ogromne trudy, aby dotrzeć także do najbardziej odległych miejscowości, ale u szczytu wszystkiego strzegł myśli o zbawieniu własnej duszy. Spowiadał się prawie codziennie [i nawet] w czasie wędrówek chciał, aby w jego małej grupie była zawsze zapewniona obecność spowiednika, [bowiem] decyzja o losie wiecznym zapada w ostatniej chwili życia. […] Święty Karol uczy nas swoim świadectwem o doniosłości zachowania czujnej myśli o śmierci, a stąd dyspozycji wiary, pokory, czystości wewnętrznej, ofiary i nadziei w perspektywie tego wielkiego i straszliwego kroku.

[Swe] ostatnie tchnienie wydał on ze wzrokiem pełnym słodyczy, utkwionym w krucyfiks, lekko się uśmiechając. Tak umiera sprawiedliwy — tak pragnie umierać każdy naśladowca Chrystusa”. Na zakończenie owej jubileuszowej pielgrzymki, podczas Mszy św. na placu przed mediolańską archikatedrą, Jan Paweł II w swej homilii raz jeszcze zaakcentował to, co w przykładzie życia świętego patrona pociągało go w szczególny sposób i kształtowało jego własną postawę: „Święty Karol był wielkim pasterzem Kościoła przede wszystkim dlatego, że sam szedł za Chrystusem — Dobrym Pasterzem. Szedł wytrwale, słuchając Jego słów i wypełniając je w sposób heroiczny. Ewangelia stała się dla niego prawdziwym słowem żywota, kształtującym jego myśli i serce, decyzje i postępowanie. […]

Zawsze też miał serce szeroko otwarte dla ubogich i potrzebujących. Miłość Chrystusa, którą znajdował w każdym z nich, pozwalała mu nie lękać się żadnego zła. […] Kiedy 3 XI 1584 r. Kościół mediolański otoczył modlitwą swego konającego kardynała, myśli i serca wszystkich skupiły się przy obrazie Dobrego Pasterza: «Poznaliśmy miłość». — «Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje» (1 J 3, 16). Przed czterystu laty odszedł stąd Karol Boromeusz, a odejście jego stało się początkiem tej pełni życia, jaką święci znajdują w Bogu samym. Po czterystu latach Kościół cały wielbi Trójcę Przenajświętszą i składa Jej dzięki, wspominając życie i śmierć św. Karola, albowiem «chwałą Boga jest żywy człowiek» — człowiek w całej pełni tego życia, jakie osiąga w Bogu Żywym”.

Od tamtej szczególnej, przeżywanej w sposób bardzo osobisty i emocjonalny podróży Jana Pawła II do miejsc związanych z życiem i śmiercią jego patrona dzieli nas już bez mała ćwierć wieku. Rok bieżący, w którym przypada 470-lecie urodzin św. Karola Boromeusza (1538), niesie z sobą zarazem jubileusz półwiecza sakry Karola Wojtyły oraz trzydziestą rocznicę jego wyboru na Stolicę Piotrową. Od trzech lat słowiańskiego papieża nie ma już pośród nas, bowiem misterium śmierci, o którym mówił w roku 1984 na Świętej Górze w Varallo, stało się także jego udziałem. Tak samo też, jak w przypadku św. Karola Boromeusza, również jego kres „doczesnego pielgrzymowania” stał się zbudowaniem dla wielu, jako że przez całe życie świadomie przygotowywał się on na ów „wielki i straszliwy krok”. Zapewne też nikt nie wątpi, że tak, jak to miało miejsce w odniesieniu do mediolańskiego kardynała z XVI stulecia, także udziałem sługi Bożego Jana Pawła II będzie rychłe wyniesienie do chwały ołtarzy. Obaj oni, choć przyszło im żyć w odległych, a przez to jakże odmiennych pod niejednym względem epokach, w podobny sposób stali się wymownym znakiem i niewątpliwie trudnym do naśladowania wzorem dla sobie współczesnych — dla każdego z nas, dla wszystkich borykających się z podobnymi od wieków ułomnościami ludzkiej natury, na które dokonujący się postęp technologiczny ma wpływ doprawdy znikomy — albo zgoła żaden. Postać św. Karola Boromeusza może tedy inspirować również człowieka żyjącego u progu trzeciego tysiąclecia, tak jak w przemożny sposób inspirowała sługę Bożego Jana Pawła II — papieża przełomu tysiącleci. Wspólna im obu była też myśl o nieuchronności przemijania, przed którą wielu (czy nawet większość) mniej lub bardziej świadomie ucieka, co znakomicie wpisuje się w dominujący w dzisiejszej tzw. kulturze masowej ludyzm, nie uznający już zgoła żadnego czasu wyciszenia i zadumy. W niczym jednak nie zmienia to aktualności przestrogi, umieszczanej niegdyś — „ku opamiętaniu” — na odwiedzanych przez tych, którzy śmierć mają przed sobą, grobach zmarłych: Quod es, antea fui. Quod sum, eris („Czym teraz jesteś, ja niegdyś byłem. Czym ja teraz jestem, ty kiedyś będziesz”).

Igołomia, 28 IX 2008 r.

Ród i pochodzenie

W życiu bodaj każdego człowieka środowisko, z którego wyszedł i w którym został „uformowany”, a więc przede wszystkim najbliższa rodzina, a dawniejszymi czasy także cokolwiek szerszy tzw. krąg krewniaczy, odgrywały i również dziś odgrywają pierwszoplanową rolę, gdy chodzi o ukształtowanie osobowości — wraz z wszystkimi tego pochodnymi (światopogląd i horyzonty myślowe, hierarchia wartości, dokonywane wybory życiowe, itd.). W dobie społeczeństwa stanowego dodatkowo jeszcze w grę wchodził aspekt znamienitości pochodzenia, co nie tylko miało wpływ na poczucie własnej wartości (w tym przypadku opartej wszakże na dość wątpliwym fundamencie, skoro miała ona zasadzać się nie na indywidualnych zasługach, lecz na bardziej lub mniej eksponowanych parantelach), ale także decydowało o miejscu jednostki w ówczesnej „drabinie społecznej”, w znacznym stopniu determinując bieg życia konkretnej osoby, w związku z czym owo dziś tak popularne pojęcie „samorealizacji” wtenczas w ogóle nie funkcjonowało. Przeciwnie, każda spośród grup społecznych miała sobie przypisany określony zakres obowiązków i związanych z nimi praw oraz „kompetencji”, przy czym oczywiście o wiele szersze pole do działania stało otworem przed przedstawicielami rycerstwa, a później szlachty (o członkach rodów panujących nie wspominając), aniżeli mieszczaństwa czy tym bardziej chłopstwa. W systemie feudalnym znikoma też była szansa awansu, stąd aby „zaistnieć” na kartach historii, trzeba było nie tylko posiadać odpowiednie talenty i zdolności tudzież trafić na sprzyjające okoliczności dziejowe, ale też mieć szczęście urodzić się we „właściwym” środowisku, gwarantującym dogodny start do „kariery” życiowej. Święty Karol Boromeusz tego rodzaju szczęście miał i w każdej spośród jego biografii zwykło się podkreślać fakt bycia przezeń siostrzeńcem papieża. A zatem i w obecnym zarysie biograficznym tej jednej z najwybitniejszych postaci odnowy Kościoła katolickiego w dobie poreformacyjnej nie może zabraknąć choćby odrobiny dywagacji natury genealogicznej, które dla części czytelników okażą się być może mało interesujące, choć nie brakuje w nich i ciekawych wątków.

Zapewne frapująca wyda się niektórym już chociażby ta informacja, że właściwy ród Borromeo, czyli — w spolszczonym brzemieniu — Boromeuszy, wygasł jeszcze w pierwszej połowie XV w. Kim zatem byli przodkowie po mieczu przyszłego świętego? Nosili oni nazwisko Vitaliani i wywodzili się z Padwy, a więc z zupełnie innego regionu Italii (prowincja Wenecja Euganejska), przy czym w późniejszych czasach, w dobie świetności rodu, dorobiona została legenda, wedle której mieli oni pochodzić od żyjącego w dobie panowania cesarza Teodozjusza II († 450) niejakiego Ardaburiusza (Ardaburio), parającego się rzemiosłem wojennym. W rzeczywistości wywód genealogiczny Vitalianich rozpoczyna się — w świetle znanych źródeł — dopiero począwszy od drugiej połowy XIV stulecia. Wówczas to, w nieznanych nam bliżej okolicznościach, Jakub Vitaliani z Padwy poślubił Małgorzatę Borromeo z Mediolanu, z którego to związku przyszedł na świat syn, obdarzony rodowym imieniem Witaliana (Vitaliano). Wraz też z matką, zapewne już po śmierci ojca, rzeczony Witalian Vitaliani sprowadził się do stolicy Lombardii, której biskupem miał zostać w przyszłości św. Karol, i zamieszkał tu u swego wuja Jana Borromeo, zaliczającego się do najzamożniejszych pośród tamtejszych mieszczan. Również jednak i ten ostatni nie był mediolańczykiem z dziada pradziada, lecz wywodził się z toskańskiej rodziny bankierskiej z San Miniato, od pokoleń związanej z Florencją — stolicą Toskanii. Fakt ściągnięcia przezeń z Padwy do Mediolanu siostry oraz siostrzeńca nie stanowił kwestii przypadku, jako że ów ostatni spośród „właściwych” Boromeuszy nie doczekał się potomstwa (podobnie bez potomka zmarł jego brat o rodowym imieniu Borromeo), stąd też zdecydował się usynowić Witaliana Vitalianiego i jemu właśnie przekazać zgromadzoną fortunę.

Rzeczony akt adopcji nastąpił w r. 1396 i łączył się z zastrzeżeniem, że ów dziedzic Jana Borromeo miał odtąd przyjąć dla siebie i swoich potomków nazwisko wuja, zaprzestając posługiwania się własnym. Tak też w r. 1406, już po śmierci brata Małgorzaty Borromeo, jej syn otrzymał od władcy Mediolanu Filipa Marii Viscontiego, na mocy stosownego dyplomu książęcego z 10 X tr., obywatelstwo mediolańskie (cittadinanza) wraz z rodowym nazwiskiem matki. Witalian Borromeo, niegdyś Vitaliani, okazał się godnym spadkobiercą bogatego wuja, jako że w umiejętny sposób wydatnie pomnożył w kolejnych latach odziedziczony po nim majątek. Już zresztą w r. 1418 został książęcym skarbnikiem na dworze wspomnianego wyżej Filipa Marii Viscontiego, który to władca — przywilejem wystawionym w dniu 26 V 1445 r. — nadał mu godność hrabiego Arony, dziedziczoną odtąd przez kolejnych sukcesorów protoplasty „nowego” rodu Boromeuszy. Witalian Borromeo trudnił się bankierstwem — i to na skalę międzynarodową, prowadząc placówki m.in. w Londynie oraz Barcelonie, wszakże w aktywności przedstawicieli następnych pokoleń rodziny nastąpiło swoiste „przesunięcie akcentów”, związane z awansem do grona arystokracji. Wyrazem tego była także określona „polityka matrymonialna”, dzięki której Boromeusze skoligacili się m.in. z książęcymi rodami Viscontich, Sforzów, Farnese, a nawet z dynastią sabaudzką (Savoia), z której mieli wywodzić się późniejsi królowie zjednoczonych Włoch. Że zaś w realiach nie tylko nowożytnego Półwyspu Apenińskiego tak samo najwyższe godności kościelne piastowali przedstawiciele owych najpierwszych rodzin arystokratycznych, w ciągu kolejnych stuleci aż siedmiu Boromeuszy znalazło się w gronie Kolegium Kardynalskiego (w tej liczbie św. Karol), z których jak dotychczas ostatnim był zmarły w r. 1881 Edward Borromeo, prefekt Domu Papieskiego i archiprezbiter Bazyliki Watykańskiej. Nie sposób też nie dodać w owym kontekście, że dalecy potomkowie w linii męskiej rzeczonego Witaliana Vitalianiego, później Borromeo, żyją po dziś dzień, dziedzicząc nadal feudalne tytuły książąt (pierwotnie — od r. 1623 — margrabiów) Anghery i hrabiów Arony, przy czym aktualnie głową rodu jest urodzony w r. 1932 nie gdzie indziej, lecz w Mediolanie, Giberto Borromeo — zarazem grand pierwszej klasy Królestwa Hiszpanii (tę z kolei godność jako pierwszy w rodzie otrzymał w r. 1708 imiennik bohatera obecnej książki — Karol Borromeo, w dwa lata później — 15 X 1710 r. — ustanowiony także wicekrólem Neapolu).

opr. aw/aw

Copyright © by Wydawnictwo WAM

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/s_k_boromeusz_wam_01.html#

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
Na Węgrzech – św. Emeryka, królewicza. Był synem św. Stefana. Zmarł w roku 1031 po wypadku na polowaniu. O jego kult zadbał św. Władysław Węgierski.

oraz:

świętych męczenników Witalisa i Agrykoli (+ 304); św. Amancjusza, biskupa (+ V w.); św. Joannicjusza, opata (+ 846); św. Modesty, dziewicy (+ ok. 659); św. Pieriusa, prezbitera (+ IV w.)

 

O autorze: Judyta