Słowo Boże na dziś – 3 października 2014r. – pierwszy piątek miesiąca – Jezu, naucz mnie słuchać z miłością i nigdy nie gardzić drugim człowiekiem.

Myśl dnia

Poważny przyjaciel jest jak książka filozofii, wesoły przyjaciel jest jak książka pełna humoru

Ella Wheeler Wilcoux

PIĄTEK XXVI TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Job 38,1.12-21;40,3-5)

Bóg przypomina Jobowi, jak ograniczona jest jego wiedza

Czytanie z Księgi Joba.

Z wichru odpowiedział Bóg Jobowi tymi słowami:
„Czyś w życiu rozkazał rankowi, wyznaczył miejsce jutrzence, by objęła krańce ziemi, usuwając z niej grzeszników? Zmienia się jak pieczętowana glina, barwi się jak suknia. Grzesznikom światło odjęte i strzaskane ramię wyniosłe.
Czy dotarłeś do źródeł morza? Czy doszedłeś do dna Otchłani? Czy wskazano ci bramy śmierci? Widziałeś drzwi do ciemności? Czy zgłębiłeś przestrzeń ziemi? Powiedz, czy znasz to wszystko? Gdzie jest droga do spoczynku światła? A gdzie mieszkają mroki, abyś je zawiódł do ich przestworzy i rozpoznał drogę do ich domu? Jeśli to wiesz, to wtedyś się rodził, a liczba twych dni jest ogromna”.
I Job odpowiedział Panu: „Jam mały, cóż Ci odpowiem? Rękę przyłożę do ust. Raz przemówiłem, nie więcej, drugi raz niczego nie dodam”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 139,1-3.7-8.9-10.13-14ab)

Refren: Prowadź mnie, Panie, swą drogą odwieczną.

Przenikasz i znasz mnie, Panie, *
Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję.
Z daleka spostrzegasz moje myśli, +
przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę, *
i znasz moje wszystkie drogi.

Gdzie ucieknę przed duchem Twoim? *
Gdzie oddalę się od Twego oblicza?
Jeśli wstąpię do nieba, tam jesteś; *
jesteś przy mnie, gdy się położę w Otchłani.

Gdybym wziął skrzydła jutrzenki, *
gdybym zamieszkał na krańcu morza,
tam również będzie mnie wiodła Twa ręka *
i podtrzyma mnie Twoja prawica.

Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze *
i utkałeś mnie w łonie mej matki.
Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył, *
godne podziwu są Twoje dzieła.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 95,8ab)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych,
lecz słuchajcie głosu Pańskiego.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Łk 10,13-16)

Kto gardzi Chrystusem, gardzi Tym, który Go posłał

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus powiedział:
„Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc we włosiennicy i w popiele. Toteż Tyrowi i Sydonowi lżej będzie na sądzie niżeli wam.
A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz.
Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał”.

Oto słowo Pańskie.

***************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

Słuchanie i pogarda

„Kto was słucha, Mnie słucha”. Jak wielka jest dobroć Boga! On utożsamia się z nami, z naszą ludzką małością i kruchością. Pragnie, abyśmy jako Jego bracia i siostry, Jego uczniowie i uczennice, Jego przyjaciele i przyjaciółki nieśli światu orędzie Ewangelii. Możemy spotkać się z przyjęciem i z odrzuceniem, tak jak On. Jednak bardziej powinno nas boleć to, że Miłość jest odrzucana, niekochana i nieodkryta, niż to, że zostaliśmy nieodpowiednio potraktowani.

Jezu, naucz mnie słuchać z miłością i nigdy nie gardzić drugim człowiekiem. W świadectwie życia moich braci i sióstr pragnę dostrzegać Twoją obecność.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

Bóg okazuje swą miłość w pełni przez przebaczenie, w nie mniejszym jednak stopniu okazuje ją także przez upomnienie. Zatwardziałe serce kogoś, kto nie wsłuchuje się w głos Pański, głęboko rani Miłość, z której ten głos się wydobywa. Biada, które Pan Jezus wypowiedział wobec Betsaidy i Korozain, to pełne dramatu i tęsknoty ponadczasowe wołanie Boga za człowiekiem, który się zagubił i dąży ku duchowej zagładzie. To budzące trwogę „biada” jest pełnym miłości i cierpienia upomnieniem dla wszystkich tych, którzy dzisiaj nie wsłuchują się w słowa Ewangelii, choć przecież ich słuchają.

ks. Mariusz Jedliczka, „Oremus” październik 2003, s. 13

 

BŁOGOSŁAWIENI UBODZY

Panie, udziel mi łaski, abym nie gromadził sobie skarbów na ziemi-, lecz w niebie (Mt 6, 19. 20)

Ubodzy, których Jezus chwali, to nie próżniacy, niezdarni lub leniwi, lecz ci, którzy pracując, by poprawić w sposób dozwolony swój los, nie pragną jednak zysku i bogactw i nie pokładają w nich swojego skarbu, zapominając o wyższych dobrach, jakie ich czekają. Kiedy zaś Jezus, jakby odwracając błogosławieństwa, powiedział: „Biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą” (Łk 6, 24), to nie potępił dóbr materialnych, lecz nieuporządkowane, niesprawiedliwe posiadanie i używanie pogrążające serce człowieka w jedynej trosce o dobra ziemskie i zamykające go na pragnienie Boga i miłość względem potrzebujących. Taka jest właśnie smutna historia bogacza, który świetnie bawiąc się nie pomyślał nawet o ubogim Łazarzu, żebraku u jego oramy (Łk 16, 19-31).

Jezus żąda od wszystkich swoich uczniów — czy mają mało, czy też wiele — aby byli „ubodzy duchem”, aby troska wskutek braku środków lub przywiązanie do bogactw nie stały się nigdy przeszkodą w szukaniu Boga, nie opóźniały przyjaźni z Nim, nie obciążały serca zbytnimi troskami o materialny dobrobyt. Dlatego Kościół upomina wszystkie swoje dzieci, aby „zachowywały w działalności doczesnej należny porządek, przez wierność Chrystusowi i Jego Ewangelii, tak by całe ich życie, zarówno osobiste, jak i społeczne, przepajał duch ośmiu błogosławieństw, a szczególnie ubóstwa” (KDK 72).

Lecz Jezus żąda od wszystkich także ubóstwa wyższego, które jest oderwaniem od dóbr moralnych, a nawet duchowych. Kto rości sobie prawo do czci i poszanowania od stworzeń, kto jest przywiązany do własnej woli, własnych zapatrywań lub zbyt kocha własną niezależność, kto szuka w Bogu rozkoszy i pociech duchowych, ten nie jest ubogim w duchu, lecz bogatym posiadaczem siebie samego. „Jeśli chcesz być doskonałym — zachęca św. Jan od Krzyża — sprzedaj swoją wolę… idź za Chrystusem w łagodności i pokorze aż na Kalwarię i do grobu” (P.d. 7). Nie jest to więcej, niż żądał Pan: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24).

  • O Panie, spraw, abym zrozumiał, jak wielki pokój i bezpieczeństwo posiada serce, które nie pragnie żadnej rzeczy na tym świecie. Istotnie, jeśli serce moje pragnie otrzymać dobra doczesne, nie może być ani spokojne, ani bezpieczne, stara się bowiem posiadać to, czego nie ma lub nie stracić tego, co posiada. Gdy w przeciwnościach spodziewa się powodzenia, to w powodzeniu lęka się przeciwności i nawałnica lęków rzuca nim nieustannie tu albo tam. Lecz jeśli Ty, o Boże, udzielisz łaski mojej duszy, aby przywiązała się mocno do pragnienia ojczyzny niebieskiej, będzie mniej wzburzona wskutek zamieszania pochodzącego od rzeczy doczesnych. Spraw, aby we wszelkich niepokojach zewnętrznych chroniła się ona w tym swoim pragnieniu jak w najgłębszym ukryciu, przywiązywała się do niego nie pozwalając się z niego usunąć, by wznosiła się ponad wszystkie rzeczy zmienne i w ciszy swojego pokoju niech pozostaje w świecie i poza światem (św. Grzegorz Wielki).
  • O Jezu, pierwszym Twoim towarzyszem na ziemi było ubóstwo dobrowolne, nieustanne, doskonałe, najwyższe… Chciałeś żyć i być ubogim we wszystkich rzeczach doczesnych… Ze wszystkich rzeczy tego świata raczyłeś przyjąć tylko ostateczną nędzę, braki, głód i pragnienie, zimno i gorąco, wielki trud, twardość i surowość. Chciałeś żyć jako ubogi u krewnych i przyjaciół, ubogi we wszelką miłość doczesną… na koniec ogołociłeś się z siebie samego; stałeś się ubogim w swoją moc i mądrość oraz chwałę. Boże nie stworzony i uczłowieczony, Boże wcielony i umęczony, raczyłeś ukazać się i żyć na tym świecie jak człowiek ubogi, bez żadnej potęgi, skończony i najniższy, bez chwały, pozbawiony wszelkiej mądrości ludzkiej. O niedocenione ubóstwo! O ubóstwo wygnane… z tego świata przez ludzi wszelkiego stanu! Gdzie można znaleźć człowieka, który by mógł się chlubić, że należy do tak doskonałego towarzystwa? Szczęśliwy ten człowiek, który pokutując może doznawać radości w tym towarzystwie, od chwili gdy Ty, o Chryste, raczyłeś przyjąć na siebie ubóstwo jako środek nauczania (bł. Aniela z Foligno).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 269

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20141003.htm

Sobór Watykański II
Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et Spes”, §40, 45

“Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi”
 

Kościół pochodzący z miłości Ojca przedwiecznego, założony w czasie przez Chrystusa Odkupiciela, zjednoczony w Duchu Świętym, ma cel zbawczy i eschatologiczny, który jedynie w przyszłym świecie może być osiągnięty w pełni. Sam zaś istnieje tu na ziemi złożony z ludzi, którzy będąc członkami ziemskiego państwa, powołani są do utworzenia już w ciągu dziejów ludzkich rodziny dzieci Bożych, mającej ciągle się powiększyć aż do przyjścia Pana… Tak to Kościół, stanowiąc zarazem „zrzeszenie dostrzegalne i wspólnotę duchową” (LG 8), kroczy razem z całą ludzkością i doświadcza tego samego losu ziemskiego co świat, istniejąc w nim jako zaczyn i niejako dusza społeczności ludzkiej, która ma się w Chrystusie odnowić i przemienić w rodzinę Bożą.

Właśnie to wzajemne przenikanie się państwa ziemskiego i niebiańskiego daje się pojąć tylko wiarą, pozostając naprawdę tajemnicą zamąconych przez grzech dziejów ludzkich, aż do pełnego objawienia się światłości synów Bożych (Rz 8,18nn). Kościół idąc ku swemu własnemu zbawczemu celowi, nie tylko daje człowiekowi uczestnictwo w życiu Bożym, lecz także rozsiewa na całym świecie niejako odbite światło Boże, zwłaszcza przez to, że leczy i podnosi godność osoby ludzkiej, umacnia więź społeczeństwa ludzkiego oraz wlewa głębszy sens i znaczenie w powszednią aktywność ludzi. Dlatego też Kościół uważa, że przez poszczególnych swych członków i całą swoją społeczność może poważnie przyczynić się do tego, aby rodzina ludzka i jej historia stawały się bardziej ludzkie…

Kościół zarówno pomagając światu, jak też wiele od niego otrzymując, zmierza ku temu jednemu, aby nadeszło Królestwo Boże i żeby urzeczywistniło się zbawienie całego rodzaju ludzkiego. Wszelkie zaś dobro, jakie Lud Boży w czasie swego ziemskiego pielgrzymowania może wyświadczyć rodzinie ludzkiej, wypływa z tego, że Kościół jest „powszechnym sakramentem zbawienia” (LG 48), ukazującym i zarazem realizującym tajemnicę miłości Boga do człowieka.

www.evzo.org

***************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

3 PAŹDZIERNIKA

**********************

Święty Franciszek Borgiasz, prezbiter
Święty Franciszek Borgiasz Franciszek urodził się 28 października 1510 r. w Gandii koło Walencji, w jednym z najznakomitszych hiszpańskich rodów Borgiów. Był pierworodnym dzieckiem Jana, księcia Gandii, i Joanny Aragońskiej, a prawnukiem: po mieczu – niesławnego papieża Aleksandra VI, zaś po kądzieli – króla Ferdynanda Katolickiego. W młodości otrzymał bardzo dobre wykształcenie. Gdy miał dziesięć lat, umarła jego ukochana matka. Zaopiekował się nim i zadbał o jego wykształcenie wuj, arcybiskup Saragossy.
Już jako młodzieniec Franciszek miał ochotę zamienić wspaniałe komnaty pałacowe na klasztorną celę, ale ojciec wysłał go jako pazia na dwór cesarza Karola V do Valladolid, gdzie, mimo okazji do złego, Franciszek zachował czystość. Podczas służby ożenił się z Eleonorą de Castro Melo e Menezes, która słynęła nie tylko z urody, ale i z niezwykłej zacności duszy. Mieli ośmioro dzieci – Karola Carlosa urodzonego w 1530 r., dwa lata młodszą Izabelę (matkę Franciszka Goméz de Sandoval y Rojas – faworyta króla Filipa III Habsburga), trzy lata młodszego Jana. Były jeszcze o pięć lat młodsze od Karola bliźniaki Alvaro i Joanna, a także Ferdynand, Dorota i Alfons.
O pobożności całej rodziny niech świadczy fakt, że ilekroć usłyszeli dzwonek towarzyszący kapłanowi idącemu do umierającego, zrywali się wraz z dziećmi, we dnie czy w nocy, i odprowadzali księdza z Ciałem Pańskim na miejsce.
Mimo że szczęście sprzyjało Franciszkowi, nie zaprzestał pracy nas sobą. Często uczestniczył we Mszy świętej, przystępował do spowiedzi i Komunii i dużo pracował. W rzadkich godzinach wypoczynku zajmował się śpiewem i muzyką, niekiedy myślistwem, unikał gier w karty i kostki, bo jak mawiał, “tracimy przez to trzy kosztowne rzeczy: czas, pieniądze i sumienie”.
W 1539 r. podczas sejmu w Toledo niespodzianie zmarła młoda cesarzowa Izabela Portugalska. Uchodziła ona za dobrą, szlachetną i najpiękniejszą z kobiet swoich czasów. Miała zaledwie 36 lat i cieszyła się powszechną miłością dla swej szlachetności i dobroci. Franciszek towarzyszył z urzędu jej ciału do grobu w Grenadzie. Wielkie wrażenia na nim zrobiły zmiany, jakie poczyniła śmierć na twarzy cesarzowej. Postanowił odtąd służyć Bogu i wstąpić do zakonu, gdyby przeżył żonę. Później nieraz wspominał, że śmierć cesarzowej Izabeli powołała go do nowego życia.
Niezwłocznie po pogrzebie pośpieszył do Toledo, aby zrezygnować z pełnienia urzędu, ale cesarz nie chciał się pozbyć swego najwierniejszego towarzysza i mianował go wicekrólem Katalonii. Franciszek Borgiasz w latach 1539-1543 rządził mądrze i sprawiedliwie i był dla wszystkich wzorem zacności. Co dzień odmawiał różaniec, spowiadał się, przystępował do Komunii w każdą niedzielę i święto, biczował się, a sypiał tylko cztery do pięciu godzin na dobę.
Po śmierci ojca w 1543 r. zrzekł się godności wicekróla, wyjechał z Katalonii i objął zarząd dziedzicznego księstwa Gandii. Dbał o swoich poddanych. Starał się o poprawę ich moralności i warunków materialnych. Chciał też podnieść poziom oświaty. Swoim przykładem doprowadził do tego, że każdy w Gandii chociaż raz na miesiąc przystępował do Stołu Pańskiego.
Gdy umierała jego żona Eleonora, klęcząc u stóp Ukrzyżowanego, prosił Boga o jej zdrowie i życie. Usłyszał wtedy głos: “Jeśli koniecznie żądasz, aby małżonka twoja dłużej żyła, niech się stanie wola twoja, ale wiedz, że to nie wyjdzie jej na dobre”. “Panie – odpowiedział zapłakany Franciszek – jakże bym miał żądać, abyś spełnił wolę moją? Niech się zawsze i wszędzie dzieje wola Twoja! U nóg Twych składam moje, mej żony i mych dzieci życie i wszystko, co tylko posiadam. Rozporządzaj wszystkim według upodobania”.
Święty Franciszek Borgiasz W 1548 r. żona Franciszka umarła, mając tylko 35 lat. Wypełnił on wtedy powzięte po śmierci cesarzowej Izabeli postanowienie – wstąpił do zakonu jezuitów. Za pozwoleniem Stolicy Apostolskiej został jeszcze rok w świecie, aby zabezpieczyć dzieci i zamknąć wszystkie sprawy osobiste i publiczne. W 1549 r. w Rzymie został przez św. Ignacego przyjęty do zakonu. Na wieść o tym, że papież Juliusz III chce mu ofiarować kapelusz kardynalski, uciekł z Rzymu i wrócił do Hiszpanii, gdzie w roku 1551 przyjął święcenia kapłańskie.
W małej celce kolegium w Ognate przeżył kilka następnych lat na modlitwie i pokucie, pełniąc najniższe posługi. Codzienne zastanawiał się nad sobą i robił rachunek sumienia, co doprowadziło do takiej pokory, że uważał się za największego grzesznika na świecie. Swoje listy podpisywał wtedy “Franciszek grzesznik”. W okolicy działał jako misjonarz. Tam, gdzie przychodził, zbierały się tysiące ludzi, by go słuchać i doznać od niego pociechy. Później św. Ignacy wysłał go na dwa lata, by był kaznodzieją i spowiednikiem przy dworze portugalskim. Cieszył się tam zaufaniem najwyższych dostojników i magnatów. Pięć razy papież ofiarował mu godność kardynalską, on jednak za każdym razem odpowiadał: “Nie dlatego zrzuciłem gronostaje książęce, aby przywdziać arcykapłańską purpurę!”
Nie chciał piastować żadnych stanowisk, ale przekonano go, że jego pochodzenie, zdolności i wykształcenie powodują, że powinien kierować innymi. Dlatego w 1554 r. został prowincjałem Hiszpanii, Portugalii i Indii, a jedenaście lat później wybrano go na generała zakonu. Przyjął tę godność, mówiąc: “Prosiłem Boga o krzyż, ale przyznaję się, że o takim jak ten nie myślałem”. Rządził z niezwykłą mądrością. Zakon liczył wtedy już około stu trzydziestu domów i trzech i pół tysiąca członków, dlatego Franciszek musiał odbywać częste i męczące podróże. Wzmocnił organizacyjnie zakon, kładąc podstawy pod jego potęgę. To on przyjął do nowicjatu Stanisława Kostkę. Był również spowiednikiem św. Teresy z Avila.
Będąc przyjacielem i doradcą Ignacego Loyoli, wspomógł utworzenie przez niego Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego (Collegium Romanum). Ponadto w Rzymie głosił kazania, uczył dzieci, a w czasie zarazy w 1566 r. ratował chorych.
Święty Franciszek Borgiasz
W 1572 r. z polecenia papieża św. Piusa V Franciszek, mimo złego samopoczucia, objechał wraz z kardynałem Alessandrim dwory hiszpański, francuski i portugalski, aby namówić te państwa do wyprawy przeciw Turkom. Ta mediacja doprowadziła do powstania koalicji państw chrześcijańskich, która pokonała wielką flotę turecką pod Lepanto.
W czasie drogi powrotnej, już we Włoszech, zasłabł tak bardzo, że zaniesiono go w lektyce do Rzymu, gdzie zmarł po kilku miesiącach 1 października 1572 r. w opinii świętości. Przeżył 62 lata. Pozostawił po sobie wiele pism filozoficznych. Relikwie Franciszka Borgiasza zostały przeniesione z Ferrary do kościoła jezuitów w Madrycie w 1901 roku.
Został beatyfikowany przez papieża Urbana III 23 listopada 1624 r., a kanonizowany przez Klemensa X 20 czerwca 1670 r. Jest patronem Portugalii, Roty (Mariany Północne), a także orędownikiem, do którego zwracają się zagrożeni trzęsieniem ziemi. W ikonografii jego atrybutem jest często czaszka w diademie.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/10-03a.php3
Święty Chrodegang z Metzu, biskup
Święty Chrodegang Chrodegang urodził się w 712 roku w Hesbaye na terenie dzisiejszej Holandii. Pochodził ze szlacheckiej, frankijskiej rodziny, jego matka Landrada spokrewniona była z rodem Robertianów. Jego brat, Gundeland, był duchownym, a później – opatem jednego z podległych Chrodegangowi klasztorów.
Chrodegang spędził młode lata w opactwie benedyktyńskim, gdzie przesiąkł ideałami życia wspólnego. Później, jako szlachcic, trafił na dalsze wychowanie na dwór Karola Młota, władcy państwa Franków. Został jego prywatnym sekretarzem, później ministrem, a w 737 roku – premierem. Mimo zaszczytnych funkcji prowadził życie pobożne i ascetyczne. Nosił włosiennicę, pościł, a wielu ubogich żyło wyłącznie dzięki jego jałmużnie. W 742 roku Chrodeganga mianowano biskupem Metzu; w tym czasie sprawował jeszcze funkcje publiczne. Nie przestał ich sprawować na wyraźne życzenie następcy Karola Młota – Pepina Krótkiego, który tak bardzo cenił sobie jego rady, że obiecał zapobiec wyświęceniu Chrodeganga na biskupa, jeśli ten zrezygnuje z funkcji premiera.
W 748 roku Chrodegang ufundował opactwo Gorze w pobliżu Metzu. W 753 roku został wysłany do papieża Stefana II, żeby zapewnić go o przychylności władców frankońskich. Miało to ważne znaczenie w kontekście sporu Frankonów z Longobardami. Po wygnaniu papieża z Rawenny przez Longobardów, Chrodegang towarzyszył mu w przeprawie przez góry, aż do Pontieu, gdzie życzliwie przywitali go władcy Franków. Między rokiem 754 a 755, po śmierci św. Bonifacego, papież mianował Chrodeganga arcybiskupem. Chrodegang pełnił także funkcję legata papieskiego na królestwo frankońskie.
Chrodegang najbardziej znany jest z nadania kanonikom swojego kościoła katedralnego reguły życia wspólnego – Regula Canonicorum. Później nazywano ją także Regułą Chrodeganga. Jej opublikowanie było odpowiedzią na głęboki kryzys moralny duchowieństwa VIII w. Składała się ona z prologu i 34 rozdziałów (inspirowanych w większości regułą benedyktyńską i kanonami laterańskimi, z wykorzystaniem Biblii, tekstów patrystycznych i kanonów soborowych). Wywarła ona wielki wpływ na rozwój życia kanoniczego głównie poprzez to, że zainspirowała życie wspólnotowe wśród duchowieństwa diecezjalnego, a także zachęcała duchowieństwo do solidnej edukacji. Szczególną popularność zyskała w monastycyzmie irlandzkim. Jej kontynuacją była bardzo rozpowszechniona akwizgrańska reguła kanoników, ogłoszona w roku 816.
Chrodegang jako biskup bardzo dbał o rozbudowę opactw pod swoją jurysdykcją i sprowadzanie relikwii świętych do podległych mu kościołów. W swojej diecezji wprowadził do liturgii ryt rzymski i śpiew gregoriański. Rozpropagowaniu tego ostatniego miało służyć też założenie słynnej szkoły śpiewu w Metzu. Stamtąd rytuał i śpiew rzymski rozprzestrzeniły się na całą Europę.
Chrodegang zasłynął także jako kontynuator myśli św. Benedykta i propagator życia wspólnego wśród duchowieństwa. Tradycja podaje, że był mężczyzną przystojnym, uprzejmym, troskliwie opiekującym się najuboższymi. Wykazywał duże zdolności językowe. Odegrał dużą rolę w życiu politycznym swojego kraju.

Zmarł 6 marca 766 roku. Został pochowany w opactwie w Gorze, gdzie, według legendy, kochany był bardziej i goręcej niż gdziekolwiek indziej.
Historię jego życia opisał Paweł Diakon w Gesta episcoporum Metensium (Dzieje biskupów Metzu).

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/10-03b.php3

Kanonicy Regularni Laterańscy, CRL

Najstarszy zakon klerycki, zorganizowany według reguły św. Augustyna. Genezy Zakonu należy upatrywać w przykładzie życia pierwszej wspólnoty chrześcijan, o której czytamy w Dziejach Apostolskich. Zakon wywodzi się z tzw. biskupich wspólnot kleryckich tworzonych od IV. Wśród tych wspólnot jedną z bardziej znanych jest wspólnota utworzona przez św. Augustyna w Hipponie. Po kilku wiekach na synodzie laterańskim w 1059 dokonano reformy życia kanoniczego. Rok ten jest oficjalną datą powstania zakonu.

http://www.bozecialo.net/index.php

Kapituły kanonickie

 

Kapituły kanonickie powstały jako forma wspólnego życia duchownych. Początki zorganizowanego życia wspólnego pewnych grup duchownych sięgają IV wieku. Taka forma życia otrzymała nazwę kanonicznego, dając okazję do nazywania członków wspólnoty kanonikami. Zrzeszenia kanoników nazywano kapitułami, ponieważ były one zobowiązane do codziennego odczytywania rozdziału (capitutum) reguły i Pisma Świętego. Kanoniczny styl życia propagowali św. Euzebiusz z Vercelli i św. Augustyn. Duży wpływ na rozwinięcie i utrwalenie życia wspólnego duchownych w diecezji miała reguła św. Chrodeganga, biskupa Metzu. Regułę tę udoskonalił Amalariusz z Metzu. Zatwierdzona przez synod w Akwizgranie w 817 r., mając poparcie cesarza Ludwika Pobożnego, wpłynęła na rozwój życia kanonicznego w państwie frankijskim, a następnie niemal w całej Europie.
Około XI wieku pojawili się tzw. kanonicy regularni, prowadzący życie wspólne oparte na ślubach. W związku z tym kanoników dotychczasowych, którzy prowadzili życie wspólne bez składania ślubów, zaczęto nazywać kanonikami świeckimi. Ci, jeśli byli zgrupowani przy kościele katedralnym, stanowili kapitułę katedralną, jeśli zaś prowadzili życie wspólne przy innym znaczniejszym kościele, tworzyli kapitułę kolegiacką.
Pozycja kapituł, zwłaszcza katedralnych, rosła dzięki przyznaniu im osobowości prawnej i nabywaniu przez nie coraz to szerszych uprawnień. Na Soborze Laterańskim II w 1139 r. kapitułom katedralnym przyznano prawo do wybierania biskupów. Kapituła wspólnie z biskupem decydowała o przyjęciu nowych członków do swego grona. Biskup przed podjęciem ważniejszych aktów jurysdykcyjnych musiał się zwracać do kapituły z prośbą o wyrażenie swojej opinii, a niekiedy nawet zgody. Szczególnie ważną rolę kapituła katedralna odgrywała w diecezji w razie niemożności sprawowania rządów przez biskupa, oraz podczas wakatu stolicy biskupiej. Szczególnie autonomiczny charakter miała w przeszłości kapituła warmińska, która w Kościele warmińskim odegrała rolę o znaczeniu nie tylko kanonicznym, lecz także gospodarczym i politycznym. Największy rozkwit kapituł katedralnych przypada na wiek XIII i XIV. W tym też czasie kapituły umocniły swoją niezależność od biskupa diecezjalnego.
Mniejszą rolę w życiu diecezji odgrywały kapituły kolegiackie, które były zorganizowane na wzór kapituł katedralnych. Obowiązki ich ograniczały się zwykle do sprawowania funkcji liturgicznych i duszpasterstwa w kościele kolegiackim oraz do gospodarowania w tym kościele.
Powolny spadek znaczenia kapituł katedralnych zaczął się u schyłku XVI wieku. Wprawdzie po Soborze Trydenckim prawo kanoniczne w dalszym ciągu przyznawało im wiele uprawnień, jednakże stopniowo stawały się one coraz bardziej zależne od biskupa diecezjalnego.
Znaczenie kapituł katedralnych próbował podnieść Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r., przeznaczając je nie tylko do uświetniania kultu Bożego w kościele katedralnym, lecz także do wspomagania biskupa radami zgodnie z przepisami prawa i zastępowania go w zarządzaniu diecezją w razie zawakowania stolicy biskupiej, oraz przyznając im miano senatu i rady biskupa. Charakter kapituł katedralnych istotnie się zmienił z chwilą powołania rad kapłańskich, które przejęły od nich miano senatu biskupiego. Ostatecznej reformy kapituł dokonał nowy Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. Tam, gdzie kapituła katedralna została powołana do życia, ani biskup diecezjalny, ani Konferencja Biskupów, nie mogą jej znieść, tam zaś, gdzie jej dotąd nie ma, biskup diecezjalny występuje z wnioskiem o jej erygowanie. Zniesienie kapituły jako osoby prawnej może nastąpić nie tylko na mocy dekretu Stolicy Apostolskiej, lecz także z mocy prawa, jeśli w przeciągu stu lat nie był mianowany ani jeden kanonik danej kapituły.

Oprac. Henryk Cendal

http://niedziela.pl/artykul_w_niedzieli.php?doc=wskapitula&nr=3

Błogosławiony
Kolumban Józef Marmion, prezbiter

Błogosławiony Kolumban Józef Marmion Ojciec Kolumban Marmion byl jednym z największych XX-wiecznych nauczycieli życia duchowego. Jego słowa i nauki były drukowane w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy w wielu językach. Sięgali do nich papieże: św. Pius X (1903-1914), Benedykt XV (1914-1922) i Pius XII (1939-1958). Kolumban w swych tekstach odznaczał się wiernością nauce katolickiej, wyrazistością stylu i bogactwem myśli, dlatego zaliczany jest do ojców duchowych chrześcijańskiej Europy.
Przyszedł na świat 1 kwietnia 1858 roku w Dublinie, w Irlandii. Dzień narodzin (prima aprilis) objawiał się w jego charakterze – zawsze był jowialny i pełen radości. Sam często o tym mówił: “Urodziłem się pod znakiem prawdziwych wygłupów”.
Był siódmym z dziewięciorga dzieci w ubogiej rodzinie szlacheckiej. Jego matka była z pochodzenia Francuzką. Wcześniej śmierć zabrała jej dwóch synów, dlatego razem z mężem błagali św. Józefa, by zesłał im kolejnego chłopca. Gdy przyszedł na świat – z wdzięczności poświęcili go Bogu i dali mu imię Józef. Chłopiec w 1868 roku rozpoczął naukę w szkole prowadzonej przez augustianów, a od 1869 roku kontynuował ją w gimnazjum jezuickim. Jego ulubionym zajęciem w tym czasie było łowienie ryb w morzu.
Od najmłodszych lat otaczał szczególnym kultem Matkę Bożą. W 1874 roku wstąpił do seminarium diecezjalnego w Dublinie. Tam budował swoją duchowość wokół tajemnicy męki Pańskiej. Prawdopodobnie wtedy nabrał zwyczaju codziennego rozważania stacji Drogi Krzyżowej. Pozostał temu zwyczajowi wierny do końca swoich dni. Pragnąc opanować wrodzoną nadmierną wesołość, upodobał sobie ćwiczenia w milczeniu. W seminarium został wyróżniony przez Boga szczególną łaską – przeżył prawdziwe objawienie. Miał potem wrażenie, że “rzucono światło na nieskończoność Boga”. Trwało to tylko chwilę, ale towarzyszyło mu przez całe późniejsze życie.
Nie mogąc studiować na terenie Wielkiej Brytanii, gdyż katolikom zabraniano zdobywania wyższego wykształcenia (Irlandia wywalczyła niepodległość w lipcu 1921 roku), Józef kontynuował naukę w kolegium Kongregacji Rozkrzewiania Wiary w Rzymie – ukończył ją z najlepszą oceną i złotym medalem. Tam też w dniu 16 czerwca 1881 roku przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku powrócił do Irlandii i został wikariuszem w Dundrum. Po drodze do domu wstąpił do klasztoru benedyktynów w Maredsous. To, co tam przeżył, zaważyło na jego przyszłości. Całkowite oderwanie od świata, piękna liturgia, nieustanne modlitwy i całkowite posłuszeństwo Bogu i przełożonym – wywarły na nim tak wielkie wrażenie, że obiecał opatowi, że jak tylko będzie to możliwe, powróci i przywdzieje habit benedyktyński. Nie było to jednak takie proste.
Został mianowany wykładowcą filozofii, greki i francuskiego w swoim dawnym seminarium (1882-1886). Równocześnie pełnił obowiązki kapelana w klasztorze redemptorystek i w więzieniu kobiecym. Dopiero w listopadzie 1886 roku za zgodą biskupa wstąpił do benedyktyńskiego nowicjatu w pobliskim opactwie Maredsous. 10 lutego 1888 roku złożył śluby czasowe i przyjął zakonne imię Kolumban, na cześć wielkiego irlandzkiego Świętego. Pierwsze miesiące nie były łatwe. Mistrz nowicjatu był człowiekiem nader surowym i niełatwo było Kolumbanowi dostosować się do wszystkich wymagań. Po trzech latach złożył jednak śluby wieczyste.
Posłuszeństwo i pokora pomogły mu pokonać trudności surowego życia we wspólnocie i odnaleźć pokój wewnętrzny. Był pomocnikiem magistra nowicjatu, uczył chłopców w szkole klasztornej, głosił Ewangelię w pobliskich parafiach. Zaczęło się niepozornie. Ojciec Kolumban słabo sobie radził z francuskim, ale miejscowy proboszcz nie miał wyboru, a potrzebował kaznodziei. Po zakończeniu rekolekcji przyszedł do klasztoru i powiedział opatowi: “Jeszcze nigdy nie miałem w mojej parafii takiego kaznodziei; nikt dotąd tak bardzo nie poruszył słuchaczy!” Tak zaczęła się misja Kolumbana jako kaznodziei i przewodnika duchowego. Wielu ludzi, zarówno świeckich, jak i duchownych, zaczęło szukać u niego pokrzepienia i rady.
13 kwietnia 1899 roku Kolumban z niewielką grupą mnichów udał się do Lowanium, aby założyć tam klasztor Mont César. Wkrótce został mianowany jego przeorem. Wykładał teologię dogmatyczną na miejscowym uniwersytecie, był spowiednikiem karmelitanek bosych, prefektem i kierownikiem duchowym kleryków. Dał się poznać jak wybitny kaznodzieja w Belgii, Francji i na Wyspach Brytyjskich. W dniu 28 września 1909 roku został wybrany na opata w Maredsous, we wspólnocie, która liczyła ponad 100 mnichów, prowadziła wydawnictwo, gimnazjum klasyczne, szkołę rzemiosł artystycznych oraz duże gospodarstwo rolne.
Kolumban troszczył się o rozbudowę opactwa i o porządne wykształcenia zakonników. Otoczył opieką mnichów anglikańskich, którzy wyrazili pragnienie przejścia na katolicyzm. Jego troska o dobro i bezpieczeństwo podopiecznych przejawiła się przede wszystkim w trudnych latach I wojny światowej. Z narażeniem życia przeprowadził młodych mnichów z okupowanej przez Niemców Belgii (opactwo nie mogło zapewnić utrzymania wszystkim mnichom) do Irlandii, gdzie w Edermine znalazł dla nich schronienie.
Z tym okresem wiąże się zabawna historia. Gdy Kolumban chciał przedostać się przez granicę do Anglii, nie posiadając paszportu, został złapany. Próbował się jakoś wytłumaczyć, ale wszelkie argumenty nie przynosiły oczekiwanego skutku, więc w końcu powiedział: “Jestem Irlandczykiem, a Irlandczycy nie potrzebują paszportów – chyba że udają się do piekła, a ja nie zamierzam”. Dzięki temu przekroczył granicę.
Jednak tragiczna w swych skutkach I wojna światowa spowodowała napięcia także we wspólnotach klasztornych w Belgii, Niemczech i Jerozolimie, ponieważ miejscowe władze sprzeciwiały się obecności na własnym terytorium przedstawicieli wrogich państw. Wobec silnych nastrojów antyniemieckich po wojnie Kolumban odłączył opactwo Maredsous od kongregacji w Beuron. Zorganizował belgijską kongregację Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny i napisał dla niej konstytucje.
Jego konferencje, rekolekcje i odczyty zostały opublikowane w trylogii Chrystus życiem duszy (1917), Chrystus w swoich tajemnicach (1919) oraz Chrystus jako wzór dla mnicha (1922). Zawarł tam wykład swych poglądów w zakresie teologii i ascezy. Pisał: “Jezus Chrystus jest najwyższym celem wszelkiej świętości, Boskim wzorem, danym przez Boga samego, aby naśladowali go Jego wybrani. Chrześcijańska świętość polega na pełnym i szczerym przyjęciu Chrystusa przez wiarę i na udoskonaleniu tej wiary przez nadzieję i miłość”. Był jednym z największych autorytetów teologicznych i duchowych ówczesnej Europy. Swoją duchowość zbudował wokół osoby Jezusa Chrystusa, zwracając szczególną uwagę na posłuszeństwo i modlitwę. Wzorem dla niego był św. Paweł Apostoł. Troszczył się o to, by zakonnicy posiedli rzetelną wiedzę teologiczną i zakorzeniali swe życie wewnętrzne w nieustannej modlitwie. Popularność swych dzieł tłumaczył prosto: “Przyczyną takiego sukcesu jest to, że w owych pracach nie ma praktycznie niczego, co pochodziłoby ode mnie”.
Kolumban odszedł po nagrodę nieba w dniu 30 stycznia 1923 roku. W 1954 roku rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny, zakończony w czerwcu 1999 roku zatwierdzeniem dekretu o heroiczności jego cnót. 3 września 2000 roku Kolumban Marmion został włączony do grona błogosławionych przez św. Jana Pawła II.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/10-03c.php3

Kilka myśli z pism błogosławionego Kolumbana Marmion, opata Maredsous

 


Jedność z Bogiem. Kilka uwag o kierowaniu życiem, do pewnej osoby w świecie

 

Bóg był dla ciebie bardzo dobry, gdyż dał ci światło i łaskę zrozumienia, że „prawdziwa pobożność” polega w o wiele mniejszym stopniu na wielkiej liczbie modlitw i praktyk niż na szczerym i wiernym poszukiwaniu Jego świętej woli. Ta orientacja, to ukierunkowanie naszego życia i naszej aktywności według jego woli jest „istotą” życia duchowego. Modlitwy, sakramenty, praktyki są „środkami” dla umocnienia nas, dla podtrzymania nas w tym poszukiwaniu.

Jednakże Bóg pragnie, aby każdy z nas, według swego powołania i okoliczności, złożył każdego dnia dar ze swej modlitwy i wymaga w tym wielkiej wierności. Nie z wielu modlitw, lecz z wielkiej wierności w ich podejmowaniu…

Nic nie przynosi nam tak wielkiej pomocy, jak uczestnictwo we Mszy św.

Praktyka, którą przede wszystkim ci polecam, to modlitwy aktami strzelistymi.

Nieco pobożnej lektury pomogłoby ci bardzo w twoich dobrych postanowieniach.

Twoje wady pochodzą ze wspólnego źródła: brak „wewnętrznych umartwień” przeszkadza ci kontrolować poruszenia twego serca, twego języka, twego działania. „Bycie impulsywnym” nie nauczyło cię podejmowania ofiary z twoich pierwszych porywów. Próbuj po trochu uczynić Jezusa do tego stopnia Mistrzem, Panem twego wnętrza, żeby On mógł cię trzymać, prowadzić, jednoczyć ze Sobą, w doskonałym poddaniu Jego Ojcu.

Kochasz bardzo naszego Pana i „On cię kocha”, trzeba jednak, abyś była bardziej w Jego Rękach”.

 

Pragnienie doskonałości. Do pewnej benedyktynki

 

„To nie jest iluzja – wierzyć, że ma się pragnienie bycia całkowicie należącą do naszego Pana, choć jednocześnie ma się słabości. Ile razy by nas te słabości dopadały w ciągu dnia, trzeba za każdym razem, abyśmy się zwracali natychmiast do Naszego Pana i podejmowali czyny miłości. Pragnienie miłości już jest czynem miłości.

Abyś się poprawiła z próżności, z pragnienia podobania się ludziom, z tej samoświadomości, najlepszym sposobem jest:

1. Czynić wszystko bezpośrednio po to, by się podobać Bogu. Im bardziej twoje oko spogląda na Boga, tym mniej patrzy na samą siebie;

2. Dziękować Bogu, który jest źródłem wszelkiego dobra, wszelkiego dobra, jakie ty czynisz, twoich sukcesów etc.

3. Nie dziwić się ani nie niepokoić się, kiedy ci się zdarza upaść, lecz prosić o przebaczenie i natychmiast „sursum corda”.

Widzę, że nasz Pan właśnie cię formuje. Nic bardziej fatalnego w życiu duchowym od myśli, że możemy coś dobrego bez Naszego Pana, a nasza miłość własna jest tak subtelna, że „nieświadomie” przypisujemy sobie tę odrobinę dobra, jakie czynimy – to zniszczyłoby wszystko. Nasz Pan z miłości pozostawia nas naszej złej naturze i wtedy jesteśmy przerażeni widząc całe zło i możliwości zła, jakie się w nas ukrywają. Nie oznacza to, że jesteśmy gorsi niż wcześniej, lecz Nasz Pan pozwala nam ujrzeć głębiny zła, jakie łaska zakrywała. W tych chwilach powinniśmy działać w jedności z zamiarami Boga, głęboko się korząc i rzucając się w ramiona Boga. Diabeł usiłuje zmącić twój pokój przez subtelności, abyś przestała czynić dobrze z próżności. Nie należy nigdy przerywać dobra z tego powodu, lecz oczyszczać swoją intencję.

Najlepiej połączyć się z Jezusem Chrystusem i „z Jego intencjami”, a jeśli się znajdzie coś niedoskonałego w twoich intencjach, ta jedność z Jezusem Chrystusem uzdrowi to. (…) Mam wielkie pragnienie uczynić z ciebie małą świętą, widzę, że tego pragnie Nasz Pan. To czego On pragnie to to, abyś czyniła wszystko z miłości, całkiem po prostu. I nie bądź zaskoczona, że wciąż nie jesteś tak doskonałą, jak tego pragniesz. (20 kwietnia 1922)

 

Duch oderwania

 

Musisz przekonać się, że twoja grzeszna przeszłość nie stanowi wcale przeszkody do głębokiego związku z Bogiem. Bóg przebacza, a Jego przebaczenie jest Boskie. Wobec aniołów Bóg nie był miłosierny, ponieważ oni nie mają ułomności. Wobec nas, którzyśmy wypełnieni nędzami Bóg jest nieskończenie miłosierny: „Misericordia Domini plena est terra” (Ps XXXII, 5) A to, co zdawać by się mogło dziwne, a jest jednak bardzo prawdziwe to to, że właśnie nasze nędze dają nam prawo do miłosierdzia Boga.

To czego ci brakuje, to co pozostawia twemu życiu duchowemu odrobinę lekkości, brak równowagi i stabilności to fakt, że nie praktykowałaś cnoty skruchy. Spowiedź usuwa wszystkie grzechy, lecz pozostają w duszy jakby blizny po grzechu, którym szkodzi przyzwyczajenie – cnota skruchy sprawia, że znikają.

Pragnę więc bardzo, żebyś w czasie kilku lat oddawała się cnocie skruchy. W tym celu nie masz przypominać sobie o szczegółach swego przeszłego życia, lecz pamiętać, żeś obraziła Boga i żałować tego stale. Cnota skruchy ujawni się w tobie w trzech rzeczach:

I. „Duch żalu”. Pragnę bardzo abyś codziennie dbała o takie nastawienie ducha. Mów często „Deus propicius esto michi peccatori” (Ps XVIII,18) Przez tę modlitwę nic nie mówimy, lecz ukazujemy tylko swoją nędzę Bogu. Czujemy, żeśmy tylko biednymi grzesznikami wobec Niego. Oczywiście nie trzeba, abyś wiązała swego ducha zabraniając mu wszelkich aktów uwielbienia, dziękczynienia, lecz trzeba, aby skrucha dominowała. Odprawiaj często drogę krzyżową; rozpoczynaj zawsze swą modlitwę, rzucając się jako grzesznica do stóp Boga. Jestem pewny, że jeśli tak się zagłębisz w skrusze, przez kilka lat, aż Dobry Bóg wezwie cię do innego uczucia, wyciągniesz z tego ogromne dobro dla swej duszy. Jeśli ociągałaś się z oddaniem siebie naszemu Panu, cóż! Naprawiaj to.

Oddaj siebie teraz Jemu bez zastrzeżeń, z wielką wiernością i wielką wspaniałomyślnością. I nigdy nie lękaj się, że twoje błędy i twoje przeszłe niewierności przeszkadzają ci w dojściu do takiego stopnia zjednoczenia, jakiego Bóg dla ciebie pragnie. W jednej chwili On może wszystko to naprawić.

II. „Umartwienie”. Dla ciebie polega ono przede wszystkim na przestrzeganiu doskonałym Reguły, na stałej dyscyplinie, na umartwieniach życia wspólnego, przyjętych ze wspaniałomyślnością.

III. „Miłość”. Powinnaś kochać bardzo, masz serce miłujące, zdolne do wielkiej miłości. Trzeba wynagradzać przeszłość wielką miłością naszego Pana. Trzeba kochać tak jak Maria Magdalena u stóp Jezusa. „Wiele grzechów jest jej wybaczonych, ponieważ wiele umiłowała”. Mów często naszemu Panu: „Mój Boże, pragnę Cię o wiele bardziej kochać niż obrażałam Cię w przeszłości”.

Nie zapominam o tobie. Modlę się za ciebie z całego mego serca. Podobnie jak na ziemi, tak w ogrodach naszych dusz bywa zima, która poprzedza wiosnę. To „konieczne”. (20 listopada 1914).

Trwałe są jedynie te dzieła i zwłaszcza fundacje, które są wzniesione na krzyżu i cierpieniu. (25 stycznia 1909)

 

Nie jest możliwe dojście do głębokiej jedności z miłością ukrzyżowaną, bez odczuwania od czasu do czasu cierni i gwoździ: oto co warunkuje tę jedność. Nie trzeba się zniechęcać, jeśli Nasz Pan daje ci zobaczyć odrobinę twej nędzy. On zawsze to znosi i przed tobą ukrywa, lecz ty musisz ją widzieć i odczuwać jeszcze zanim się ujawni. To dla ciebie upokarzające i bolesne. Nie proś o nic, nie odmawiaj niczego, nie pragnij niczego, jak tylko tego, czego Bóg dla ciebie pragnie, czyli twojej doskonałości. Wszystkim innym On nie jest. Jedno jest konieczne: to On.

 

Umieść całe swe pocieszenie w Bogu, nie w tym sensie, że odrzuciłabyś wszelką inną radość, lecz aby żadna inna ludzka pociecha nie była konieczna dla twego pokoju. (12 grudnia 1909)

Niechaj nasz Pan całkowicie cię ogarnie i da ci męstwo znoszenia utrapień tak potrzebnych tym, którzy chcą się zjednoczyć z Ukrzyżowanym. Tu na ziemi nasz Pan przedstawia ci się na krzyżu, krzyż jest jego oficjalnym wizerunkiem i zjednoczenie z Nim jest niemożliwe, jeżeli nie odczuwamy gwoździ, które Go przeszywają. Pragnąć jedności z Jezusem, to pragnąć cierpienia.

Jest tylko jedna droga, która prowadzi do Jezusa: droga Kalwarii. (15.12.1894)

 

Oddałaś się całkowicie naszemu Panu i On wziął to dosłownie. To niemała rzecz oddać się bez zastrzeżeń naszemu Panu. On widzi aż do głębi nasze serce. On widzi tam nędze, słabości, możliwości upadków, jakich nie podejrzewasz, i w swym miłosierdziu i w swej nieskończonej mądrości daje ci do przyjmowania takie leki, które wydają w twojej duszy wielkie owoce, choć w smaku są gorzkie. Nie należy nigdy spoglądać wstecz, lecz całkowicie oddać siebie w ręce Boga. Jest niemożliwe dojście do tej głębokiej jedności z naszym Panem bez przechodzenia przez te wewnętrzne doświadczenia. Nie bądź więc zniechęcona dlatego, że czujesz tak wielką odrazę do cierpień. Nawet nasz Pan odczuwał tę samą niechęć i to Duch Święty natchnął jednego Ewangelistę aby nam opisał całą tę straszliwą agonię naszego Pana w Ogrodzie Oliwnym, aby dusze doświadczane mogły Go pocieszyć, widząc swego Boga przygniecionego bólem i smutkiem… cierpiąc z cierpliwością i miłością otaczasz chwałą naszego Pana i wypełniasz teraz Jego świętą wolę. (13.01.1895)

Widzę coraz bardziej, że to, czego Jezus Chrystus pragnie od ciebie to, abyś bez zastrzeżeń oddała się Jego woli i Jego miłości. Nie stawiaj żadnych zastrzeżeń, żadnych warunków. On bowiem daje Siebie całkowicie tylko tym, którzy dają Mu siebie bez wyliczeń..

Jednak, moja droga córko, nie rób sobie złudzeń. Jest o wiele prościej powiedzieć naszemu Panu: „Oddaję Ci siebie bez zastrzeżeń niż to rzeczywiście uczynić. Jest niewiele pośród jego oblubienic takich, które Go kochają dla Niego samego. Większość kocha same siebie bardziej niż kocha Jezusa, gdyż wystarczy, że On im coś narzuci, co przeszkadza im w przyzwyczajeniach lub co się sprzeciwia ich gustom, aby już nic od Niego nie chciały…

Spójrz jako na wielkie zło, wielką winę na mówienie naszemu Panu: „Panie, wiem, że pragniesz tego ode mnie, wiem, że to byłoby dla Ciebie milsze, jednak nie mogę na to przystać.” Kiedy bowiem pozwalamy sobie powiedzieć: „Nie” naszemu Panu, targujemy się z Nim, wtedy ta doskonała zgoda, to oddanie wzajemne, na którym polega prawdziwa jedność pomiędzy oblubienicą a oblubieńcem, stają się niemożliwe. 

Bądź przekonana, moja córko, że Jezus nigdy nie narzuca ofiary tym, którzy Mu się oddają, bez rozlewania obficie łask i pomocy koniecznych do niesienia krzyża, który On sam więcej niż w połowie niesie. Wątpić w to, to wątpić w miłość, w wierność Jezusa Chrystusa, to ranić do głębi Jego Serce. (2 grudnia 1902)

 

Nasz Pan wybiera pewne dusze, aby je połączyć ze Sobą w wielkim dziele Odkupienia. To są dusze wybrane, ofiary wynagrodzenia i uwielbienia. Te dusze czynią wiele dla chwały Boga i dla zbawienia dusz. Są drogie Jezusowi ponad wyobrażenie. Jego rozkosze w nich się znajdują. Otóż moja droga duszo, jestem przekonany, że jesteś jedną z tych dusz. Bez żadnej zasługi z twej strony Jezus cię wybrał. Jeśli będziesz Mu wierna dojdziesz do bezpośredniego zjednoczenia z naszym Panem, a kiedy będziesz zjednoczona z Nim, zatracona w Nim, wtedy twoje życie będzie bardzo owocne dla Jego chwały i dla zbawienia dusz. W dniu zaślubin mistycznych widać tylko kwiaty korony, jaką Jezus umieszcza na twojej głowie, lecz moja córko, nie zapominaj nigdy, że oblubienica Boga ukrzyżowanego jest ofiarą. Mówię ci to, gdyż przewiduję, że będziesz cierpieć i trzeba wiele odwagi, wiele wiary, wiele ufności. Są pustynie do przebycia, ciemności, mroki, tęsknoty, opuszczenia. Bez tego twoja miłość nigdy nie byłaby głęboka ani silna. Lecz jeśli będziesz wierna i oddana Jezus zawsze będzie cię prowadził za rękę. „Chociaż bym chodził przez ciemną dolinę śmierci, niczego się nie lękam, bo Ty jesteś ze mną” (Ps XXII,4).

Zatem, moja droga córko, oddaj siebie bez wyliczeń, oddaj siebie bez obaw. Nie proś o cierpienia, lecz powierz siebie mądrości i miłości twego Oblubieńca, aby On działał w tobie to wszystko, czego wymagają sprawy Jego chwały. On codziennie do ciebie przyjedzie, w Najświętszym Sakramencie, aby ciebie zamienić w Siebie… Bądź wielką duszą, która zapomina o sobie, aby myśleć o sprawach Jezusa i dusz. Nie zatrzymuj się na błahostkach, które zajmują myśl i życie tak wielu dusz poświęconych. Pomagajmy też sobie wzajemnie pociągać się ku temu wzniosłemu ideałowi, jakiego pragnę tak dla siebie, jak i dla ciebie.

 

Życie modlitwy

Kiedy czujesz się zaproszona do trwania w milczeniu u stóp naszego Pana jak Magdalena patrząc na Niego jedynie swym sercem, nic nie mówiąc, nie zadawaj sobie trudu szukania myśli i wywodów, lecz zadowalaj się pozostawaniem na miłosnej adoracji. Idź za natchnieniami Ducha Świętego. Jeśli cię zachęca do modlitwy, módl się; jeśli cię zachęca do trwania w ciszy, trwaj w milczeniu, jeśli ci mówi, że masz ukazać Bogu swą nędzę uczyń to. Pozwól mu grać na strunach twego serca jak harfiarzowi i wydobywać z niego melodię, jakiej pragnie dla Boskiego Oblubieńca. (29 maja 1915)

1. Duch Święty zaprasza cię do modlitwy biernej i nie należy gasić Ducha przez działanie źle umiejscowione. Blosins mówi, że jedna dusza, która się oddaje działaniu Boga bez zastrzeżeń, pozwala Mu działać w niej jak On tego pragnie, czyni więcej dla Jego chwały i dla dobra dusz w jednej godzinie niż inne przez lata.

2. Kiedy odczujesz pragnienie trwania w ciszy i adoracji w obecności Boga, powinnaś się całkowicie oddać Duchowi Świętemu i trwać tak w czystej wierze: „Sponsabo te mihi in fide” (Noc ciemna, II,20 św. Jan od Krzyża). Jeśli Bóg nie daje ci żadnego odczucia, żadnej określonej myśli, pozostań tak po prostu przed Nim w cichej miłości. W takich chwilach On działa nieodczuwalnie w duszy i czyni więcej dla doskonałości tej duszy, niż mogłyby uczynić przez całe życie jej własne myśli etc.

3. Jeśli w takiej lub innej chwili czujesz się pociągnięta ku wyrażaniu próśb lub ku innym działaniom, idź za tym co cię pociąga. Nie jest konieczne wypowiadanie słów lub formułowanie konkretnych myśli. Po prostu przedstaw siebie i swą prośbę, w cichej modlitwie przed Bożym Obliczem. On widzi wszystko, co jest w twoim sercu: „Bóg słucha pragnień ubogich”  (Ps X,17)

4. Rozproszenia pozostają jedynie na powierzchni twej duszy, są krzyżem, lecz trzeba nauczyć się je lekceważyć.

5. Jeśli się zdarza, że Bóg mówi ci  wewnętrzne słowa, troszcz się, aby je poddać ocenie twego kierownika, zanim za nimi postąpisz. (2 października 1919)      

Przekład z franc. E.B. Zob też + str. 43


 Z homilii wygłoszonej przez Jana Pawła II,

podczas Mszy świętej beatyfikacyjnej

 

«Zakon benedyktyński raduje się dzisiaj z beatyfikacji jednego ze swych najznakomitszych synów — o. Kolumbana Marmiona, mnicha i opata z Maredsous. O. Marmion pozostawił nam w spadku prawdziwy skarbiec duchowych pouczeń dla Kościoła naszych czasów. W swoich pismach uczy drogi świętości — prostej, ale wymagającej — dostępnej wszystkim wierzącym, których Bóg z miłości przeznaczył, aby byli Jego przybranymi synami w Jezusie Chrystusie (por. Ef 1,5). Jezus Chrystus, nasz Odkupiciel i źródło wszelkiej łaski, jest ośrodkiem naszego życia duchowego, naszym wzorem świętości.

Zanim Kolumban Marmion wstąpił do zakonu benedyktyńskiego, przez kilka lat zajmował się duszpasterstwem w macierzystej archidiecezji dublińskiej. Przez całe życie bł. Kolumban był znakomitym kierownikiem duchowym, szczególnie zaś troszczył się o życie wewnętrzne kapłanów i zakonników. Napisał kiedyś do młodego człowieka, mającego przyjąć święcenia: «Najlepszym przygotowaniem do kapłaństwa jest przeżywanie każdego dnia z miłością, gdziekolwiek posłuszeństwo i Opatrzność każą nam być» (list z 27 grudnia 1915 r.). Niech ponowne odkrycie i upowszechnienie pism duchowych bł. Kolumbana Marmiona pomoże kapłanom, zakonnikom i świeckim wzrastać w zjednoczeniu z Chrystusem i wiernie dawać o Nim świadectwo przez żarliwą miłość Boga i ofiarną służbę braciom i siostrom.»     

http://www.voxdomini.com.pl/sw/marmion.htm

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Rzymie – św. Kandydy, męczennicy. Pochowano ją na cmentarzu Poncjana. Posiadamy dostatecznie pewne świadectwa jej wczesnego kultu, o niej jednak samej nic szczególnego nie wiemy.

W Kolonii – męczenników Ewalda Białego i Ewalda Czarnego. Mieli te same imiona, więc współcześni określali ich wedle koloru ich włosów. Razem też wyruszyli z Anglii na ekspedycję misyjną na sposób praktykowany przez mnichów irlandzkich. Pracowali we Fryzji i prawdopodobnie dotarli do dolnego biegu rzeki Lippe. Przewodnik wydał ich wówczas w ręce niechętnego misjonarzom pospólstwa. Ewald Biały zginął od miecza, natomiast Ewalda Czarnego na żywo ćwiartowano. Stało się to między rokiem 690 a 696. Pepin kazał ich szczątki przenieść do kościoła św. Klemensa w Kolonii. Czczono ich później jako patronów Westfalii.

oraz:

świętych męczenników Dionizego, Fausta, Kajusa, Piotra i Pawła (+ III w.); bł. Dominika Spadafory, zakonnika (+ 1521); św. Froilana, biskupa (+ 905); św. Gerarda, opata (+ 959); św. Hezychiusza (+ IV w.); św. Maksymiana, biskupa (+ V w.); św. Marii Józefy Rosello, zakonnicy (+ 1880)

O autorze: Judyta