Słowo Boże na dziś – 20 lipca 2014r. – Niedziela Pańska XVI Zwykła

www.mateusz.pl/czytania

20 LIPCA 2014

XVI niedziela zwykła

 

Dzisiejsze czytania: Mdr 12,13.16-19; Ps 86,5-6.9-10.15-16a; Rz 8,26-27; Mt 13,24-43

Rozważania i homilie: Oremus · ks. M. Pohl · ks. E. Staniek · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD

W sercu każdego z nas rośnie kąkol grzechu i nieprawości. To my sami pozwoliliśmy szatanowi, aby w nas go zasiał. Zrobiliśmy to przez nasze myśli, mowę, uczynki i zaniedbania. Sami jednak nie potrafimy wyrwać chwastu grzechu z naszego serca. Rozpoczynając tę Eucharystię, błagajmy więc sprawiedliwego i miłosiernego Boga o odpuszczenie wszystkich naszych grzechów. 

(Mdr 12,13.16-19)
Panie, nie ma oprócz Ciebie boga, co ma pieczę nad wszystkim, abyś miał dowodzić, że nie sądzisz niesprawiedliwie, Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz. Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię Twej potęgi, i karzesz zuchwalstwo świadomych. Potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i rządzisz nami z wielką oględnością, bo do Ciebie należy moc, gdy zechcesz. Nauczyłeś lud swój tym postępowaniem, że sprawiedliwy powinien być dobrym dla ludzi. I wlałeś synom swym wielką nadzieję, że po występkach dajesz nawrócenie.

Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Tak poucza nas Kościół w katechizmowych prawdach wiary. I jest to, oczywiście, słuszne. Ale sprawiedliwość Boża jest inna niż ludzka. Bóg objawia bowiem swoją sprawiedliwość wtedy, kiedy zechce. Co więcej, objawi ją razem ze swoim miłosierdziem. Dopiero wtedy poznamy prawdziwą dobroć Boga.

(Ps 86,5-6.9-10.15-16a)
REFREN: Panie, Ty jesteś dobry i łaskawy

Tyś, Panie, dobry i łaskawy,
pełen łaski dla wszystkich, którzy Cię wzywają.
Wysłuchaj, Panie, modlitwę moją
i zważ na głos mojej prośby.

Przyjdą wszystkie ludy przez Ciebie stworzone,
i Tobie, Panie, oddadzą pokłon,
będą sławiły Twe imię.
Bo Ty jesteś wielki i czynisz cuda:
tylko Ty jesteś Bogiem.

Ale Tyś, Panie, Bogiem łaski i miłosierdzia,
do gniewu nieskory, łagodny i bardzo wierny.
Wejrzyj na mnie
i zmiłuj się nade mną.

Jaka jest nasza modlitwa? Czy rzeczywiście błagamy o to, czego nam potrzeba? Czy może, ze swej słabości, błagamy tylko o to, co wydaje się nam pożyteczne? Bóg wie, czego nam potrzeba. On zna nasze pragnienia i myśli serca. Dlatego posyła nam swego Ducha, by On modlił się z nami, w nas i za nas. 

(Rz 8,26-27)
Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą.

Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus, każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki.

Ogromna jest w nas, ludziach, pokusa, aby osądzić, co pszenica, a co kąkol. Ogromna jest też w nas pokusa, aby kąkol natychmiast wyplenić. Ale Bóg jest nietypowym rolnikiem. On pozwala obu róść aż do żniwa. I nie boi się, że chwast zagłuszy zboże. Bo Bóg nierychliwy jest w sądzeniu i karaniu, wytrwały jest za to w czekaniu.

(Mt 13,24-43)
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast? Odpowiedział im: Nieprzyjazny człowiek to sprawił. Rzekli mu słudzy: Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go? A on im odrzekł: Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza. Inną przypowieść im powiedział: Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach. Powiedział im inną przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło. To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata. Wtedy odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili Go: Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście! On odpowiedział: Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha!

KOMENTARZ

Królestwo Boże jest w pierwszej chwili prawie niezauważalne – jak zaczyn w cieście albo ziarnko gorczycy. A jednak ma ono moc przemienić całą rzeczywistość, w której żyjemy. Jego siłą jest sam Jezus Chrystus. On zachęca nas w dzisiejszej przypowieści, abyśmy czekali i byli cierpliwi. To On zatroszczy się o plony, da wzrost ziarnu. Do nas należy pielęgnowanie królestwa, które jest wśród nas. Dokonuje się to przez modlitwę w Duchu Świętym, „gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”.

o. Łukasz Kubiak OP, „Oremus” lipiec 2005, s. 79

Przypowieści na dziś – o anielskiej cierpliwości

To rzeczywiście przypowieści dla nas na dzisiejsze czasy. Niczego bowiem tak dziś nie trzeba jak cierpliwości i związanej z tym roztropności. I dotyczy to nie tylko cierpliwego czekania na wypełnienie się Królestwa Bożego w niebie, ale raczej cierpliwości w budowaniu tego Królestwa już tu, na naszej biednej ziemi ojczystej.

Czy biednej? Chyba tak, ale jak biednej – to już zależy tylko od nas. A wcale nie musi być biedna. Oczywiście, wszyscy byśmy chcieli, aby nie była, ale nie wiemy jak to zrobić. Dlatego w swej gorliwości podejmujemy gorączkowe działania, aby zmienić to, co nam się dotąd nie podobało. Każdy mógłby wymienić długą listę rzeczy i spraw, które mu dopiekły do żywego. Nic więc dziwnego, że wreszcie chcielibyśmy je wyeliminować. Mamy na to wiele recept i rad. Inni też.

Patrząc na swoje własne, małe „podwórko”, i to jeszcze przez pryzmat jedynie swoich potrzeb, łatwo przychodzi nam formułować diagnozy, plany, koncepcje, a najczęściej pobożne życzenia w stylu: „Trzeba by wreszcie…” – i przypisywać je całej ojczyźnie. Oczywiście z tej perspektywy wszystko wydaje się bardzo proste. Ale nie możemy zapominać o tym, że takich prywatnych podwórek i perspektyw jest w Polsce co najmniej trzydzieści milionów. I nawet założywszy, że każdy ma szczere chęci, przy takiej ilości wprowadzenie i zrealizowanie szybkich reform jest po prostu niemożliwe! I właśnie dlatego musimy uzbroić się w anielską cierpliwość i wytrwalość. Tym bardziej, że tym co najpilniej potrzebuje reformy – jest każdy z nas.

Dokładnie to samo mówi nam Chrystus. On wie, że pewnych rzeczy nie da się załatwić w pięć minut, a już zupełnie nie da się w pięć minut zmienić człowieka. Co prawda samo nawrócenie może dokonać się momentalnie, tak jak było w przypadku Szawła-Pawła, ale zanim ta przemiana się ugruntowała i wydała owoce, zanim zmieniło się jego duchowe oblicze, myślenie, obyczaje, opinia, musiało upłynąć jeszcze wiele długich lat.

A Bóg cierpliwie czeka. Pozwala ziarnu spokojnie dojrzewać, pozwala, by wykrystalizowały się wyraźne, zdecydowane postawy, by człowiek miał czas zrozumieć pewne rzeczy, by nadążył z przemianą siebie. I skoro Boga stać na taką cierpliwość, tym bardziej potrzebna jest ona nam. To nie znaczy, że mamy z założonymi rękami czekać bezczynnie, aż wszystko się samo zmieni. Nie, trzeba bez przerwy czuwać nad kierunkiem zmian, ale trzeba też pozwolić, aby zmiany miały czas się dokonać i ugruntować. Jeden człowiek posiał rzepę, a gdy po kilku dniach zobaczył wreszcie małe, zielone kiełki, zaczął je wyciągać do góry, aby przyśpieszyć wzrost. Biedne roślinki z pourywanymi korzonkami uschły natychmiast.

Często nasze wymagania wobec ludzi są na wyrost, sa wyimaginwane, przekraczają ludzkie możliwości. Chcielibyśmy mieć owoce zaraz, a gdy ich nie widzimy, wtedy potępiamy, przekreślamy, dobijamy, zadeptujemy swoim buciorem tlący się płomyk, kruszymy nadwątloną trzcinę. No, nie trzeba chyba nadmieniać, że dotyczy to najczęściej innych; w stosunku do siebie jesteśmy bardzo cierpliwi: zawsze potrafimy odłożyć swoje nawrócenie do jutra.

Chociaż może jednak nie zawsze. Nieraz i wobec siebie brak nam cierpliwości, chcielibyśmy zmienić się natychmiast i bez wysiłku, a gdy to się oczywiście nie udaje, bo nie może, wtedy wpadamy w przygnębienie, zniechęcenie, złość i – rezygnujemy. Brak nam wyobraźni, aby wybiec myślami trochę do przodu, aby poczekać. Zanim z małego ziarenka wyrośnie duża, dojrzała roślina, musi upłynąć właściwa ilość czasu. Dajmy sobie nawzajem ten czas i szansę.

Ks. Mariusz Pohl

Nie wyrywać zła

Spotkałem w życiu wielu ludzi, którzy nie wzięli na serio Chrystusowej przypowieści o kąkolu. Wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego to pouczenie tak często jest lekceważone lub wypaczane. Jedni marzą o czystym łanie pszenicy, szukając go tu na ziemi. Niepoprawni idealiści, którzy mimo rozczarowań ciągle chcą znaleźć wspólnotę złożoną wyłącznie z ludzi dobrych. Takiej wspólnoty nie ma, a jeśli się pojawi, to z góry wiadomo, że wkrótce zło zasieje w niej swoje ziarno.

Inni za wszelką cenę chcą wyrwać zło, niszcząc tym samym wiele dobra, a przede wszystkim siebie. To ci, którzy w niezdrowej ambicji są przekonani, że potrafią wykorzenić zło. Po latach wysiłku zniechęceni opadają z sił. Zamiast skoncentrować się na doskonaleniu i pomnażaniu dobra, zaangażowali się w dzieło wykorzeniania zła, co jest przedsięwzięciem z góry skazanym na niepowodzenie.

Wreszcie są i tacy, którzy skoro muszą się zgodzić na istnienie zła, koniecznie chcą podzielić łan pszenicy na dwie części: na jednej uprawiając pszenicę, a drugą przeznaczając dla kąkolu. Dzieląc środowiska na twórcze, dobre, szlachetne i zdemoralizowane, upadłe, złe, upraszczają sprawę, bo i we wspólnotach religijnych rośnie kąkol, i w więziennych celach dojrzewa pszenica.

Trzeba usłyszeć słowa Jezusa: „dopuśćcie obojgu róść aż do żniwa”. Trzeba się zgodzić na wzrost zła i nie rozdzierać z tego powodu szat. Trzeba wyróść w bliskim sąsiedztwie zła i wypełnić kłos swego serca drogocennym ziarnem dobroci. Takie rozwiązanie podaje Jezus, a Jego Ewangelia przez ten realizm jest piękna.

Mistrz z Nazaretu otwiera oczy na zło rosnące obok nas i przestrzega, by nie wzrastało w nas. Uczy przez to odważnego spojrzenia na świat i jego rzeczywistość. Przemiana świata nie polega na wyrywaniu kąkolu, lecz na dojrzewaniu dobra. Definitywne oczyszczenie będzie miało miejsce dopiero w czasie żniwa. Sam Pan zajmie się dobrym ziarnem, gromadząc je w spichlerzu, i On sam zajmie się kąkolem. Dopiero wtedy nastąpi podział między tym, co dobre, a tym co złe. Inne będą losy ziarna, a inne kąkolu.

Złem nie należy się zajmować wprost. Całą uwagę należy skoncentrować na pielęgnowaniu dobra. Zło trzeba jasno dostrzegać, ale na zajmowanie się nim szkoda drogocennej energii i czasu. Trzeba znać jego sposób siewu, wzrostu, dojrzewania. Nie należy się dziwić, że jest, że wzrasta, że pojawia się blisko. Ta jego bliskość winna mobilizować do tym większej gorliwości w czynieniu dobra.

To w kontekście tej przypowieści należy prześledzić w Ewangelii dzieje Judasza. On jak kąkol został zasiany w grono Dwunastu. Jezus mógł go wyrwać, i to na początku, umiał bowiem bezbłędnie odróżnić pszenicę od kąkolu, a jednak nie uczynił tego. Chciał by Apostołowie dojrzewali w sąsiedztwie serca, w którym wzrastało ziarno zła. Sam przecież długie miesiące żył bardzo blisko zdrajcy. Czekał aż nadejdzie czas żniwa. Prawdopodobnie w tym samym dniu śmierć ścina dojrzały Kłos, wysypując na Golgocie ziarna zbawienia na całą ziemię, i dosięga Judasza, wysypując z jego serca kąkol zła. Nadeszła godzina rozdzielenia pszenicy od kąkolu.

Przypowieść o kąkolu winna być szczególnie głęboko przemyślana przez wychowawców. Dzieci i młodzież trzeba przygotować do współżycia ze złem istniejącym w świecie. Trzeba je nauczyć rozróżniania pszenicy od kąkolu. Wypełnić umiłowaniem dobra, by pozostały mu wierne nawet wtedy, gdy znajdą się w bardzo bliskim sąsiedztwie zła. Nauczyć je tej wielkiej mądrości, która nie gorszy się złem, lecz umie przeciwstawić mu dobro. Takich mądrych wychowawców, zwłaszcza w rodzinnym domu, bardzo potrzeba. To oni zadecydują o jakości chrześcijaństwa w przyszłych pokoleniach.

Ks. Edward Staniek

 

Punkt oparcia

Przeżył trzęsienie ziemi. Uczestniczył w akcji ratunkowej trwającej blisko dwa tygodnie. Zapytany, co w tym dramacie przeżył najgłębiej, odpowiedział: świadomość swojej własnej słabości i bezradności w sekundach samego trzęsienia ziemi. Tego się nie da przekazać, to trzeba przeżyć. W jednym momencie prysło moje poczucie wielkości. Straciłem punkt oparcia. Człowiek, któremu ziemia kołysze się pod nogami, a ściany domów stojących obok rozsypują się w gruzy, uświadamia sobie, że jest niczym. Rozpaczliwie szuka jakiegoś punktu oparcia, a ponieważ go nie znajduje na ziemi, wybiega myślą w stronę nieba. Człowiek bowiem nie potrafi żyć bez punktu oparcia.

Dobrze, że w sercu naszym jest zakodowany odruch w stronę Wszechmogącego Boga. W sytuacji krytycznej on decyduje o znalezieniu oparcia w Bogu. Na co dzień tego nie dostrzegamy. Człowiek żyje dumny ze swej władzy i mocy, ale klęski żywiołowe zdzierają z nas szatę zarozumiałości, odsłaniając nieubłaganie sromotę naszej duchowej nagości. Jesteśmy słabi, bezradni, jeden podmuch huraganu, jedno uderzenie wysokiej fali, słup ognia ogarniającego dom wystarczą dla przypomnienia prawdy o naszej kruchej egzystencji.

Wielkość człowieka nie polega na jego panowaniu nad żywiołami, lecz na pokornym uznaniu swej ograniczoności i mądrym zachowaniu się w chwili zagrożenia. Nikt nie opanował trzęsienia ziemi i jeszcze długo nie opanuje. Może co najwyżej je przewidzieć i odpowiednio zorganizować życie, by skutki trzęsienia ziemi były stosunkowo najmniej bolesne.

Podobnie rzecz się przedstawia w podejściu do „trzęsienia ziemi” osobistego świata, które ma miejsce, gdy nagle umiera ktoś bliski, lekarz stawia diagnozę o nieuleczalnej chorobie lub o bliskiej perspektywie śmierci, zdradza przyjaciel, rozpada się małżeństwo. Często te „trzęsienia ziemi” osobistego świata również uruchamiają ukryty na dnie serca odruch szukania oparcia w Bogu. Bywa, że przeżywane nieszczęście prowadzi do odkrycia Wszechmogącego Boga, na Którym można budować życie bez obawy o tragiczne skutki „trzęsienia ziemi”.

Autor Księgi Mądrości pięknie wyznaje: „Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz. Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię Twej potęgi i karzesz zuchwalstwo świadomych”. On też uważa, że „Bojaźń Boża jest początkiem mądrości”. Zawierzenie Bogu jest oparte o świadomość Jego wszechmocy. Szczęśliwy, kto zna z własnego doświadczenia zryw serca szukającego oparcia w Bogu. Nie przerazi go kruchość życia i nie straci bogactwa swego serca nawet w godzinie największych doświadczeń.

Ks. Edward Staniek

„Ty, Panie, jesteś dobry i pełen przebaczenia” (Ps 86, 5)

Liturgia słowa jest dzisiaj jakby hymnem na cześć miłosierdzia Bożego i wzywa wiernych do zastanowienia się nad tym pocieszającym przymiotem boskim, aby ożywili swoją ufność w Panu, usiłując odzwierciedlić przymiot ten we własnym postępowaniu. W temat wprowadza pierwsze czytanie (Mdr 12, 13. 16-19): „Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa sprawia, że wszystko oszczędzasz… potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i rządzisz nami z wielką oględnością… Nauczyłeś lud swój tym postępowaniem, że sprawiedliwy powinien być dobrym dla ludzi” (tamże 16. 18-19). U ludzi często siła niweczy sprawiedliwość i tłumi łagodność; nie tak u Boga, którego potęga jest równocześnie źródłem sprawiedliwości i miłosierdzia oraz utożsamia się z nimi. Dlatego On powstrzymuje słuszne karanie i łaskawie czeka, aby dać ludziom „czas i miejsce, by się od zła odwrócili” (tamże 20). Ewangeliczna przypowieść o kąkolu naświetla bardzo konkretnie ten sam temat (Mt 13, 24-43). Ten, kto mówi, to już nie autor Księgi Mądrości, lecz Jezus, Mądrość wcielona: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli” (tamże 24). Nieprzyjaciel jednak w nocy nasiał chwastu, który szybko zagłuszył ziarno, a gdy słudzy podsuwają gospodarzowi myśl, aby go wyrwał, on zabrania: „Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa” (tamże 29-30). Wieśniak nie rozumowałby w ten sposób: wyplewiłby pszenicę, by uwolnić ją od chwastów. Nie jest to oczywiście wykład o rolnictwie, ale przykład, jak Bóg postępuje względem dobrych i złych, W wyjaśnieniu przypowieści powiedziano, że „rolą jest świat”, na której Jezus, Syn człowieczy, sieje królestwo niebieskie. „Dobrym nasieniem są synowie królestwa; chwastem zaś — synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł” (tamże 38-39).

Królestwo niebieskie na ziemi obecnie jest w okresie rozwoju, wzrostu, dlatego nie ma tutaj całkowitego rozdziału dobrych od złych. Bóg tego nie chce, owszem, dozwala, aby jedni żyli obok drugich, bądź to, aby doświadczyć pierwszych i umocnić ich w cnocie, bądź też, by drugim zostawić czas do nawrócenia, a również i dlatego, że nie jest wykluczone, iż dobre ziarno w pewnej chwili przerodzi się w chwast. Jak w tym życiu nikt nie jest bezpowrotnie synem Złego, bo zawsze może odwrócić się od zła, tak też nikt nie jest ostatecznie synem Królestwa, bo może niestety popaść w zło. Przypowieść jest więc dla wszystkich wezwaniem do czujności, aby nie pozwolić przeminąć na darmo godzinie łaski i być gotowym na żniwo, bo „jak zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata”. Wówczas „ci, którzy się dopuszczają nieprawości”, zostaną wrzuceni „w piec rozpalony”, a „sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w Królestwie Ojca swego” (tamże 40-43). Miłosierna pobłażliwość Boga zmieni się kiedyś w nieodwołalny sąd dla tych, którzy uparcie trwają w złym. Tymczasem „synowie królestwa” są powołani do tego, by naśladować miłosierdzie Ojca niebieskiego, przyjmując cierpliwie trudności wynikające ze współżycia z nieprzyjaciółmi dobra i odnosząc się do nich z braterską życzliwością w nadziei, że zwyciężeni miłością zmienią postępowanie. Należy jednak wytrwale uciekać się do modlitwy, aby Bóg powstrzymał zalew zła i bronił swoje dzieci przed zarazą; lecz sposób, w jaki to zrobi należy zostawić Jemu samemu (II czytanie: Rz 8, 26-27): „Nie umiemy się modlić bowiem tak, jak trzeba” (tamże), lecz Duch Święty wie; Temu, który „przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą” (tamże), należy powierzyć sprawę dobra.

  • O Panie, nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co stworzyłeś. Gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego stworzył. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie.
    Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli (Księga Mądrości 11, 23-26; 12, 1-2).
  • Jak źle odpłacamy się za Twoją przyjaźń, o Panie, kiedy się odwracamy i zamieniamy się w Twoich śmiertelnych nieprzyjaciół! Zaprawdę, wielkie jest miłosierdzie Twoje! Czyż można znaleźć cierpliwszego przyjaciela jak Ty? Gdyby to nastąpiło między dwoma przyjaciółmi, choćby raz jeden, nigdy by nie zapomnieli o tym i nigdy by już nie byli takimi przyjaciółmi, jak przedtem. Natomiast, ileż razy sprzeniewierzamy się Tobie, Panie nasz! A Ty, choćby i lata całe czekasz naszego powrotu. Bądź błogosławiony, o mój Panie i Boże mój, że z taką miłościwą dobrocią nas znosisz i jakoby zapominasz o Boskiej wielmożności Twojej, aby nas nie karać, jak na to zasługujemy, za taką niegodną zdradę! (Św. Teresa od Jezusa: Podniety miłości Bożej 2, 19).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 416

 

Strategia cierpliwości

 

Aby rozeznawać właściwie, trzeba przebywać w klimacie miłości, która przede wszystkim jest cierpliwa. A to oznacza, że nie można podejmować decyzji od razu, pod wpływem pierwszego impulsu czy światła w sercu. Trzeba dać sobie czas, aż będziemy umieli z pomocą Ducha Świętego wyraźnie odróżnić dobro od zła, chwast od zboża. To oznacza również, że powinno się zaufać mocy tego, co małe, pokorne, skromne, aby dobro rosło w nas jak ziarenko gorczycy. To oznacza także, że należy wierzyć w moc Bożej łaski, składać ją w naszej codzienności jak zakwas w mące, aby Bogiem przeniknięte było całe nasze działanie.

Jezu, Ty wciąż okazujesz mi nieskończoną cierpliwość! Proszę, naucz mnie być cierpliwym wobec samego siebie, a także bym potrafił dawać potrzebny czas bliźniemu.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

 

 

 

ZAPOMNIANA CIERPLIWOŚĆ

 

Co takiego rozwija człowieka, daje mu siłę, radość, zapał? Jest to miłość. A pierwszą cechą miłości jest cierpliwość. Cnota, której dziś wszyscy tak bardzo potrzebujemy! 

Nie potrafimy już czekać. Wszystko musi być natychmiast. Żyjemy w coraz większym pędzie, niepokoju, napięciu. Mamy mnóstwo zobowiązań do zrobienia „na wczoraj”. W takim klimacie człowiek nie może rozwijać się pogodnie. I nie ma tu mowy o pielęgnowaniu życia duchowego, które potrzebuje czasu, spokoju, procesu wzrostu i wiele cierpliwości. Cisza, koncentracja i cierpliwość są niezbędne w rozeznawaniu, czyli oddzielaniu tego, co moje, od tego, co Boże. Tego, co złe, od tego, co dobre.

Bóg sieje w naszym życiu dobro przez swoją łaskę, sakramenty, dobrych ludzi, wydarzenia. Podobnie szatan sieje w nas zło przez pokusy, zwątpienie, zniechęcenie, złe czyny i grzeszne wybory. Często bardzo trudno jest jasno ocenić, czy dana decyzja lub postawa są dobre, czy złe. Czy pochodzą z Bożego natchnienia, czy są owocem własnego egoizmu lub pokusą złego? Dlatego potrzebujemy czasu, aby się przyglądać „wzrostowi” posianego w naszym sercu ziarna.

Święty Ignacy Loyola mówił, że każde dzieło ma swój początek, środek i koniec. Dzieło Boże dobrze się zaczyna, przebiega i kończy. Dzieła nasze lub szatana mogą się dobrze zaczynać, lecz w miarę rozwoju środek staje się niejasny, a końcówka zmierza ku złemu. Im wcześniej się zorientujemy, tym lepiej, aby zaprzestać tego działania lub radykalnie je zmienić.

Niech Chrystus napełni nasze serca swoją cierpliwością, aby dobro w nas wzrastało.

 

s. Anna Maria Pudełko – apostolinka

 

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/865

 

 Ktoś, kto sądzi, że jego życie będzie zawsze miłe i bezproblemowe, bardzo szybko może się rozczarować. Jednak w błędzie jest też pesymista, który widzi wszystko w ciemnych barwach. Nasze życie podobne jest do pola, na którym rośnie zarówno pszenica, jak i chwast. Jesteśmy zdolni do czynienia dobra, ale także popełniamy zło. Kochamy, ale i nienawidzimy. Ważne jest to, aby nigdy nie dać się zniechęcić i nie uznać, że chwast może na naszym życiowym poletku zdominować pszenicę. Trzeba każdego dnia podejmować na nowo próbę odchwaszczania. Syn Człowieczy umarł za grzechy ludzi, uwalniając ich tym samym z dominacji zła. Człowiek oczywiście pozostaje wolny. Może wybierać. Gdy wybierze dobro – Bóg z pewnością nie pozostawi go osamotnionego, ale będzie współdziałał z nim w uprawie pola, na którym będzie rosła tylko pszenica.

 

Kiedy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wówczas ukazał się także chwast.

Mt 13, 26

Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka “Dzień po dniu”

wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/865/part/4

 

Świętych Obcowanie

 

Niedziela, 20 lipca 2014

We Wrocławiu:

UROCZYSTOŚĆ BŁ. CZESŁAWA, PREZBITERA, patrona miasta

Czesław urodził się około roku 1180. Jako kapłan wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego i otrzymał habit z rąk św. Dominika. Głosił słowo Boże w Czechach i w Polsce. Założył klasztory w Pradze i we Wrocławiu. Zmarł 15 lipca 1242 roku we Wrocławiu. Jest patronem archidiecezji wrocławskiej i diecezji opolskiej.

 

Czesław urodził się około roku 1180 w Kamieniu Opolskim. Miał być krewnym św. Jacka. Wydaje się raczej mało prawdopodobne – co przekazują legendy – że studiował w Pradze, Paryżu i Bolonii i że miał studia uwieńczyć podwójnym doktoratem z teologii i prawa kanonicznego. Wiemy tylko, że należał obok św. Jacka Odrowąża i Hermana Niemca do księży z otoczenia biskupa krakowskiego, Iwona Odrowąża. Miał zajmować stanowisko kustosza kolegiaty sandomierskiej. Gdyby tak było, wskazywałoby to na rycerskie (szlacheckie) pochodzenie Czesława, gdyż wówczas tylko takich przyjmowano do kapituły.
Jako kapłan diecezjalny w 1220 lub 1221 r. wstąpił do dominikanów. Habit otrzymał z rąk samego św. Dominika. W roku 1222 roku przybył z innymi współbraćmi, w tym ze św. Jackiem Odrowążem, do Krakowa. Tam przyjął ich uroczyście Iwo Odrowąż w otoczeniu kleru i ludu. Pierwsi dominikanie zamieszkali w Krakowie, oddając się pracy kaznodziejskiej i duszpasterskiej. W roku 1225 biskup Pragi zaprosił dominikanów do stolicy Czech. Wysłano tam Czesława z kilkoma ojcami. Czesław stał się więc założycielem rodziny dominikańskiej na ziemi czeskiej.
Po założeniu klasztoru w Pradze (1225) udał się do Wrocławia. Tamtejszy biskup, Wawrzyniec, powitał go niemniej ciepło, jak to w Krakowie uczynił Iwo. Dominikanie otrzymali parafialny kościół św. Wojciecha. Zachował się do dzisiaj dokument przekazania świątyni z 1 maja 1226 r. Tam Czesław pozostał jako przeor do roku 1231, kiedy to został przez kapitułę wybrany na prowincjała (1233-1236). Jako prowincjał brał udział w kapitule generalnej w Bolonii i w kanonizacji św. Dominika w Rzymie (1234). Po złożeniu urzędu pozostał nadal przeorem w klasztorze wrocławskim, aż do swojej śmierci (ok. 1242).
Jan Długosz przytacza barwną legendę, jak Czesław swoją modlitwą uratował Wrocław od najazdu Tatarów i całkowitego zniszczenia w roku 1241. Kiedy miasto zostało zajęte przez najeźdźców, część wrocławian postanowiła bronić się poza murami obronnego grodu. Czesław był duszą całej obrony, podobnie jak bł. Sadok w Sandomierzu, a później ks. Augustyn Kordecki podczas oblężenia Jasnej Góry. Podanie głosi, że Czesław modlił się o ocalenie miasta wychodząc często na jego wały i zachęcając dzielnych obrońców do oporu. Gdy Wrocław wyszedł obronną ręką z tej wojennej zawieruchy, mieszkańcy przypisywali uratowanie miasta modlitwom i wstawiennictwu Czesława, którego wiara złamała siły nieprzyjacielskie. Należy to uważać raczej za legendę, gdyż Wrocław został poważnie spalony właśnie w 1241 r. przez Tatarów. W innych zaś latach Mongołowie tak daleko już nie podeszli.

Według tradycji wrocławskiej Czesław miał umrzeć 15 lipca 1242 r. Datę tę przyjmuje tradycja dominikańska. Zaraz po śmierci odbierał cześć jako święty. Nad jego grobem w kościele dominikanów we Wrocławiu wystawiono niebawem ołtarz. Cześć od dawna mu oddawaną zatwierdził papież Klemens XI 18 października 1713 roku. Ciało bł. Czesława spoczywa w dominikańskim kościele św. Wojciecha w osobnej kaplicy. Kiedy w czasie zdobywania Wrocławia w roku 1945 cały kościół legł w gruzy, zachowała się jedynie kaplica z relikwiami bł. Czesława. Jest on patronem Wrocławia.

W ikonografii przedstawiany z kulą ognistą lub ze słupem ognia nad głową, który według tradycji ukazał się podczas oblężenia Wrocławia przez Tatarów. To niecodzienne zjawisko spowodowało ich odwrót. Atrybutami Błogosławionego są: krzyż misyjny, kielich, otwarta księga Ewangelii, laska pielgrzyma, lilia, monstrancja, puszka z komunikantami, różaniec.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-20a.php3

 

LITANIA DO BŁ. CZESŁAWA

 

Kyrie Elejson, Chryste Elejson, Kyrie Elejson,
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas,
Ojcze z Nieba, Boże, zmiłuj się za nami,
Synu, Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,

Święta Maryjo, Bogarodzico, módl się za nami,
Bł. Czesławie, święty nasz rodaku, módl się za nami
Odważny wyznawco wiary katolickiej,
Ozdobo i chlubo Śląska i całej Polski,
Obrońco i orędowniku nasz przed Bogiem,
Pobożny krzewicielu czci Matki Bożej,
Założycielu klasztorów kaznodziejskich,
Misjonarzu nawracający błędnowierców i grzeszników,
Wspaniały kwiecie czystości,
Mistrzu życia wewnętrznego i czynnego,
Wzorze poświęcenia i cnót bohaterskich,
Pogromco złych nałogów,
Robotniku Boży, pracujący dla dobra ludzkości,
Szczodrobliwy żywicielu ubogich,
Pocieszycielu smutnych i nieszczęśliwych,
Lekarzu chorych na duszy i ciele,
Gorliwy nauczycielu i wychowawco młodzieży,
Siewco kultury chrześcijańskiej,
Roztropny gospodarzu w sprawach doczesnych i wiecznych,
Cudowny wybawco miasta Wrocławia,
Niebiański opiekunie Ojczyzny Naszej,
Któryś częstą modlitwą łączył się z Bogiem,
Któryś oddawał się pokucie i umartwieniu,
Któryś panował nad sobą i był pełen pogody,
Któryś wnikał w położenie bliźnich dla niesienia im pomocy,
Któryś szedł wytrwale drogą prawdy i uczciwości
Abyśmy pracowali nad ulepszeniem i zbawieniem duszy,
Abyśmy się strzegli pychy, chciwości i samolubstwa,
Abyśmy unikali grzechów i wszelkiej podłości,
Abyśmy byli zgodnym, rozważnym, wiernym Bogu narodem,
Abyśmy się strzegli bezbożności i barbarzyństwa,
Abyśmy sumiennie spełniali swoje obowiązki,
Abyśmy przeszli przez życie dobrze czyniąc,
Abyśmy z tobą Boga wiekuiście chwalili.
Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie,
Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie,
Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

K.: Módl się za nami, Błogosławiony Czesławie.
W.: Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się.
Boże, którego wolą jest nasze uświęcenie, za przyczyną Bł. Czesława wspieraj nas swoją łaską, abyśmy we wszystkich okolicznościach życia umieli poznać Twoją wolę i wytrwale Ci służyć. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

 

LITANIA DO NAJCZCIGODNIEJSZEGO ŚWIĘTEGO OJCA CZESŁAWA,
pierwszego Przeora Zakonu Dominikanów we Wrocławiu, spoczywającego w kościele św. Wojciecha (1705)

Panie zmiłuj się nad nami
Chryste zmiłuj się nad nami
Panie zmiłuj się nad nami
Chryste usłysz nas
Chryste wysłuchaj nas
Ojcze z Nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu Świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo – Proś Boga za nami
Święta Boża Rodzicielko  – Proś Boga za nami
Święta Panno nad Pannami – Proś Boga za nami
Czcigodny Ojcze Czesławie –
Chlubo krakowskich kanoników katedralnych –
Łaskawy żywicielu ubogich –
Gorliwy nauczycielu cnót –
Ty, który zamieniłeś szaty szlachetnie urodzonego na ubogi habit zakonny –
Surowo umartwiający swoje ciało –
Podwójnie umocniony przez świętość Twojego Brata, świętego Jacka –
Chwało całego Zakonu Kaznodziejskiego –
Fundamencie i Pierwszy Przeorze dominikanów wrocławskich –
Gorliwy Głosicielu Świętej Ewangelii –

Wielki Czcicielu Matki Bożej, Maryi –
Pilny Krzewicielu Różańca Świętego –
Głęboka Otchłani pokory –
Wysokości niebieskich kontemplacji –
Wybrane Naczynie modlitwy –
Zwierciadło pobożności –
Niezmordowany Duszpasterzu –
Świetlisty Promieniu Kościoła –
Mocna Kotwico wiary –
Świecący Szmaragdzie nadziei –
Błyszczący Kamieniu Szlachetny Bożej Miłości –
Siedzibo ubóstwa –
Śnieżnobiała Lilio czystości –
Słoneczny Kwiecie posłuszeństwa –
Piękna Różo wstydliwości –

Solidny Diamencie stałości –
Niezmiennie Żarliwy Krzewicielu Prawdy –
Cierpliwy Baranku łagodności –
Przykładzie wstrzemięźliwości –
Pogromco ciała –
Wyszydzający wszelką próżność –
Wyśmiewający wszelkie ziemskie godności i ambicje –
Odrzucający wszelkie skarby i bogactwa –
Odważnie lekceważący uroki świata –
Światło grzeszników przebywających w ciemnościach i w mroku śmierci –
Nawracający heretyków –
Pogromco wszelkich herezji –
Postrachu złych duchów –
Prawdziwy Proroku zapowiadający rzeczy przyszłe –
Tryumfujący nad Diabłem –
Zacięty Wrogu wszelkich występków –
Nieporuszony filarze wszelkich cnót –

Wysoka Wieżo życia duchowego –
Zbrojownio duchowego oręża –
Wspaniała Biblioteko wszelkiej wiedzy –
Uzdrawiający Lekarzu chorych –
Skuteczna Pociecho trwożliwych –
Pewna Ucieczko wszystkich zgnębionych –
Pomocy wszystkich do Ciebie się uciekających –
W Świętym Życiu Przykładny Przełożony –
Każdej nocy raniący się do krwi żelaznymi łańcuchami –
Sprawiający cuda –
Przechodzący suchą stopą przez wezbrany nurt Odry –
Nad którego głową w czasie modlitwy unosiła się jasno świecąca kula ognia –
Dzięki którego modlitwie spadły z nieba błyskawice i grzmoty na oblegające miasto tatarskie hordy –
Na którego prośbę spadł z nieba ogień i przepędził spod Wrocławia całą przerażającą potęgę tatarską –
Którego cud nawrócił do chrześcijańskiej wiary wielu dzikich Tatarów i uczynił z nich pobożnych dominikanów –
Zbawienny Postrachu Tatarów –
Potężny Obrońco miasta Wrocławia –
Jasno Świecący Blasku Śląska –
Wieczna Chwało i Godności Twojego szlachetnego rodu Odrowążów –
Godny Podziwu Wskrzesicielu wielu zmarłych –
Ozdabiający wieloma cudami przez Ciebie wybudowany kościół św. Wojciecha we Wrocławiu, gdzie spoczywa Twoje Ciało –
Który po swojej śmierci ukazując się cudownie i wielokrotnie nad miastem wielokrotnie ochroniłeś znajdujące się tam klasztory przed okrutnymi płomieniami pożaru –
Najwyższej próby Przyjacielu Boga –
Hojnie przez Boga Nagrodzony Mieszkańcu Nieba –
Wszędzie i wieczne chwalący Boga Serafinie –

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Błogosławiony Czesławie, wierny Wyznawco Chrystusa, wysłuchaj proszących Cię sług i służebnic i wyjednaj nam od Boga łaskę i odpuszczenie naszych grzechów.

K.: Módl się za nami, błogosławiony Ojcze Czesławie
W.: Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych

Módlmy się
Wszechmogący Wieczny Boże, który dla ozdoby świętego Kościoła udzieliłeś Twojemu wiernemu słudze Czesławowi wspaniałych cnót i pozwoliłeś mu działać wielkie cuda, prosimy Cię, abyś przez jego potężne wstawiennictwo prowadził nas drogą cnoty i abyśmy mogli dotrzeć do bram wiecznej szczęśliwości głosząc tam wiecznie Twoją chwałę, który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Modlitwa o kanonizację bł. Czesława

Boże, Ty obdarzyłeś bł. Czesława szczególnym darem modlitwy
i głoszenia Słowa; Ty sprawiłeś, że świętość Twojego Sługi
umocniła mieszkańców Wrocławia podczas oblężenia tatarskiego,
a wrogów poraziła i zmusiła do ucieczki; Ty pozwalasz nam
wzywać pomocy bł. Czesława jako głównego patrona miasta Wrocławia,
a do znaków jego opieki nad nami dołączyłeś cudowne ocalenie
w czasie wojennej pożogi kaplicy z jego grobem.
Spraw łaskawie, abyśmy za jego wstawiennictwem
umacniali swego ducha światłem Ewangelii i oddali wszystkie swoje siły
szerzeniu Dobrej Nowiny wśród naszych bliskich i wszystkich ludzi.
Racz doprowadzić do kanonizacji bł. Czesława i przez jego
wstawiennictwo udziel nam łask, o które pokornie Cię prosimy.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…

 

Modlitwa o wstawiennictwo bł. Czesława

O dobry, błogosławiony Czesławie,
Orędowniku i Obrońco nasz w ciężkich chwilach,
jak kiedyś na ziemi, tak i teraz z nieba,
opiekujesz się szczególnie tymi,
którzy się do ciebie uciekają
w potrzebach duszy i ciała.
Gorąco błagam Cię,
racz przyjść mi z ratunkiem
i uproś u Boga tę oto łaskę …
(wymień o co prosisz).
Nie pozwól, bym się poddawał utrapieniu,
niech za Twym wzorem,
nawet w największych uciskach nie tracę ducha,
niech zachowam spokój
i zdam się na wolę Bożą –
o dobry, błogosławiony Czesławie,
ufam mocno, że uzyskam pomoc Twoją
i będziesz zawsze moim opiekunem. Amen.

Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Chwała Ojcu…

 

Modlitwa o dobre życie za wstawiennictwem bł. Czesława

Boże nieskończenie miłosierny,
Ty powierzyłeś błogosławionemu Czesławowi głoszenie
niezmierzonych bogactw Chrystusa;
spraw za jego wstawiennictwem,
abyśmy coraz lepiej Ciebie poznawali
i żyjąc w Twojej obecności według Ewangelii,
przynosili owoce dobrych uczynków.
Amen.

Błogosławiony Czesławie, módl się za nami,
abyśmy wiernie szli za Chrystusem!

Pieśni

Perło Śląska, cny Czesławie

 

Perło Śląska, cny Czesławie,
Ty przed Bogiem stoisz w sławie,
Tobą Wrocław w świecie słynie,
Twoje imię nie zaginie!

Lat osiemset będzie temu
Wydarzeniu przedziwnemu,
Gdyś ocalił śląskie włości
Od tatarskiej nawałności.

Wiele wieków my wytrwali,
Swojej mowy nie oddali,
Strzegli mowy i sumienia,
Od dusznego zatracenia.

Bóg to sprawił miłosierny,
Któregoś Ty sługa wierny
Twa modlitwa nas wspierała,
Niech Ci będzie za to chwała.

Więc w wolności dzisiaj dobie
Wdzięczne modły niesiem Tobie,
Niechaj dalej jak od wieka
Broni Polski Twa opieka.

linia
Hymn ku czci bł. Czesława

Tobie niech zabrzmi Boże cześć i sława,
przy dniu dorocznym świętego Czesława,
Który Twe Imię rozgłaszał przed światem
z Jackiem, swym bratem.

Sławą ujęty cudów Dominika,
porzuca chętnie godność kanonika,
I z Patryarchy rąk habit odbiera,
światu umiera.

Ogniem miłości boskiej rozpalony,
z Rzymu w północne udaje sie strony:
Czechom, Ślązakom słowo Boże głosi,
klasztory wznosi.

Gdy dzicz Tatarska polskie niszczy strony,
i aż w Śląsk swoje zapuszcza zagony,
Jego przyznają modłom Wrocławianie
swe zachowanie.

Coś życie strawił w kaznodziejskiej pracy,
Twojej przyczyny błagają rodacy:
Uproś nam łaskę, byśmy w wierze stali,
do śmierci trwali.

linia
Ojcze Czesławie

 

Ojcze Czesławie, głosicielu Pana,
Patronie Śląska, synu Dominika,
na nowo w Polsce rozpaliłeś wiarę
pochodnią Słowa.

Swoją ufnością obrońco Wrocławia,
braci i siostry w Panu umacniałeś,
Ty ochroniłeś przed tatarskim wojskiem
płomień nadziei.

W godzinie próby, mroku i zwiątpienia,
dzięki Twej wierze, święty opiekunie,
miasto osłonił świetlistym promieniem
blask Bożej mocy.

Chwała niech będzie Bogu w Trójcy Świętej,
Ojcu, Synowi i Duchowi mocy,
który prowadzi wszystkich swoich wiernych
światłem miłości. Amen.

http://blogoslawionyczeslaw.dominikanie.pl/modlitwy/piesni/

 

20 lipca

Święta Małgorzata z Antiochii Pizydyjskiej,
dziewica i męczennica

 

 

Małgorzata miała być według podania córką pogańskiego kapłana. Po przedwczesnej śmierci matki została oddana pod opiekę piastunce, która była chrześcijanką. Ta doprowadziła ją do poznania nauki Pana Jezusa i do chrztu.
W tym właśnie czasie wybuchło prześladowanie za panowania cesarza Dioklecjana (284-305). Małgorzata była bardzo piękna i bogata. Miał się w niej zakochać namiestnik rzymski, który chciał ją pojąć za żonę. Małgorzata jednak stanowczo odmówiła, twierdząc, że ma już Oblubieńca – Jezusa Chrystusa. Namiestnik kazał aresztować ją i usiłował obietnicami i groźbami skłonić do odstępstwa. Kiedy te zawiodły, nakazał zastosować wobec niej wyszukane tortury: szarpano jej ciało hakami i palono ją ogniem. Następnie wrzucono do więzienia, grożąc jej jeszcze większymi mękami. Wtedy też miał się jej pojawić szatan w postaci smoka i ją zaatakować. Odpędziła go jednak znakiem krzyża świętego. Kiedy nadal obstawała przy wyznawaniu wiary, została ścięta.
Bohaterska śmierć dziewicy nadała rozgłos jej imieniu. Święta męczennica dała imię wielu kolejnym świętym. Należała do bardzo znanych i popularnych świętych w średniowieczu. Jej kult rozpowszechnili zapewne krzyżowcy, widząc, jak wielkiej czci doznawała w Małej Azji i na całym Wschodzie. Należała na Zachodzie do grona Czternastu Wspomożycieli, do których pomocy uciekał się lud w szczególnych potrzebach. Podobnie jak ku czci św. Barbary i św. Katarzyny, tak i ku czci św. Małgorzaty wystawiono na Zachodzie wiele kościołów. Wspomnienie jej przypada 20 lipca, gdyż tego dnia miała ponieść śmierć męczeńską w latach 303-305.
Ku czci św. Małgorzaty, męczennicy, wystawiono w Polsce ponad 70 kościołów. Jej ołtarzy i obrazów jest znacznie więcej. Wizerunek tej Świętej figuruje w herbie Nowego Sącza, Ożarowa, Przysuchy, Szczekocin, Sawina, Tomaszowa Mazowieckiego, Tucholi i Golubia-Dobrzynia. Z dniem św. Małgorzaty łączy się też szereg przysłów, jak np. “Św. Małgorzata zapowiada środek lata”. Znany jest kwiat o nazwie “margeryta”. Także pierwsze gruszki lud zwykł nazywać “małgorzatkami”.

Ikonografia zwykła przedstawiać Małgorzatę ze smokiem lub z krzyżem w ręku, którym miała odpędzić szatana. Dla podkreślenia jej pochodzenia ze szlachetnej rodziny przedstawiać się ją zwykło – podobnie jak św. Barbarę i św. Katarzynę, męczennice – z koroną na głowie, chociaż nigdy nie była królową.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-20b.php3

 

 

 Nauka

   Czystość św. Małgorzaty nieskalana jest wzorem wzniosłym i pobudką do zachowania czystości stanu swego. Świat grzechy nieczystości uniewinnia, uważa je za słabości ludzkie, ale sądy świata są sądami złego ducha, który w ten sposób chce spowodować jak najliczniejsze upadki. Bóg inaczej sądzi. Jak nagradza wysokim stopniem chwały niebiańskiej panieństwo czyste, tak okropne kary zsyła na tych, co żyją w nieczystości.
Nie ma grzechu na świecie, któregoby Bóg okropniej nie karał jak właśnie nieczystość. Dowodem tego ogień Sodomy i Gomory, dowodem fale potopu. Nie byłby Bóg tak karał tych przewinień, gdyby były tylko chwilowemi słabostkami ludzkiemi. Bo nieczystość szuka ujścia w rozmaity sposób, a nie cofnie się i przed grzechami przeciw przyrodzie. Słusznie więc mówi św. Paweł: Nie mylcie się, ani porubnicy, ani bałwanom służący, ani cudzołożnicy ani psotliwi ani sodomczycy . . . nie dosięgą królestwa Bożego (L Kor. 6, 9).
Kto więc zagrzęźnie w nieczystości, a nie myśli o naprawie życia przez szczerą pokutę, ten sam siebie potępia i na wieczne skazuje męki. A wielkiej siły i łaski potrzeba, aby podnieść się z kałuży takich grzechów, bo wyraźnie prorok Ozeasz uczy: Nie udadzą myśli swoich, żeby się nawrócili do Boga swego bo duch wszeteczeństw w pośrodku ich, a Pana nie poznali (Oz. 5, 4).
Przez modlitwę, św. Sakramenta, przez unikanie okazyi, rozmów, towarzystw niewątpliwie możesz uzyskać łaskę Bożą, która wzmocni twoją dobrą wolę, aby raz na zawsze zerwać z nieczystością i przez pokutę utraconą świętość duszy uzyskać.

 

Jest patronką szczęśliwego rozwiązania oraz możną przyczyną w pokusach.

 

http://siomi1.w.interia.pl/13.lipca.html

 

20 lipca

Święty Torlak Thorhallsson, biskup

 

Torlak urodził się około 1133 r. w Fljótshlío na Islandii. Święcenia kapłańskie przyjął około 1154 r. Studia odbywał w Paryżu i w Lincoln, a także u augustianów w Thykkvibaer. W tym ostatnim mieście był od 1168 r. przeorem, a od 1172 r. opatem. W sześć lat później powołano go na stolicę biskupią do Skálholt. Zasiadając na niej, dzielnie bronił moralności małżeńskiej oraz dóbr kościelnych przed zakusami świeckich patronów. Założył także konwent w Kirkjubaer.
Zmarł 23 grudnia 1193 r. Wcześnie jego cześć otoczono wieńcem legend. Uchodził zawsze za narodowego świętego Islandii.

 

20 lipca

Eliasz, prorok

 

Eliasz to jeden z największych proroków Starego Testamentu. Żył w IX w. przed Chrystusem. Swą działalność rozwijał zwłaszcza za rządów króla Achaba (874-853); zakończył ją za czasów króla Ochozjasza (853-852). Wspomina go Księga Kronik, ale znany jest przede wszystkim dzięki Księgom Królewskim.
Poczynając od 17 rozdziału, Pierwsza Księga Królewska przekazuje nam relacje, które ani nie są jednolite, ani też nie pochodzą z tych samych źródeł. We wskazanym rozdziale prorok pojawia się nagle, bez podania jakichkolwiek informacji o jego wcześniejszym życiu. Wiadomo tylko, że przybył z Zajordanii, nie wiemy jednak, jaką miejscowość oznacza Tiszbe w Gileadzie. Jego imię wyznacza równocześnie program działalności – oznacza bowiem “Jahwe jest moim Bogiem”.
Eliasz interweniuje w chwili, gdy sojusz Tyru i Samarii, usankcjonowany małżeństwem Izebel z Achabem, zagraża monoteizmowi izraelskiemu. Razem z Izebel, w Izraelu zakorzenił się kult Baala, prastarego bóstwa semickiego, czczonego jako pan deszczu i pogody, wegetacji i płodności. Wiara w Jahwe stała się czymś politycznie podejrzanym. Eliasz przeciwstawiał się tej politycznej dominacji nad religią. Głosił, że jedynym Panem natury jest Jahwe – i dlatego przeciwstawiał się kultowi bożka, obwieszczając suszę. Zakończyło ją widowisko na Karmelu. Niedaleko górskiego cypla, gdzie czczono Baala-Adonisa, prorok wzniósł ołtarz, a potem znalazł potwierdzenie dla swej żarliwej wiary. Scenę zakończyła masakra kapłanów Baala, ale na wieść o tej masakrze Izebel jeszcze bardziej zawzięła się na proroka. Musiał on ratować się ucieczką.

Poszedł wtedy na górę Horeb, jakby w pielgrzymce do źródeł wiary Izraela. Doznał tam tego, czego doznali w czasie swej wędrówki Izraelici, zmierzający do Ziemi Obiecanej. Bóg objawił mu się nie jak Mojżeszowi wśród błyskawic i grzmotów, ale pośród delikatnego powiewu, jakby dla uwypuklenia duchowego aspektu tej samej religii. Ukazał mu zarazem przyszłość i zapewnił go o proroczej sukcesji i zmianie dynastii.
Potem dowiadujemy się o interwencji proroka w sprawie winnicy Nabota. Wreszcie w pierwszych rozdziałach Drugiej Księgi Królewskiej znajdujemy trudne teksty o wyniesieniu Eliasza, a w nich powtórzenia i zwroty, które częściowo dotyczą może Elizeusza. Bibliści dyskutują o ich charakterze, niektórzy sądzą, że poprzez obrazy autor chciał tu opisać rzeczywistości niewidzialne. W każdym razie wpływ Eliasza na następcę, który kontynuował jego dzieło, był ogromny.

Malachiasz uczyni z Eliasza prototyp proroka zapowiadającego Mesjasza, a wreszcie sam Chrystus nazwie Jana Chrzciciela Eliaszem, który miał przyjść. Dla współczesnych Chrystusowi Eliasz był już tym, który ucieleśniał nadzieje mesjańskie, prorokiem przebywającym u Boga i żyjącym już życiem Bożym. Nic dziwnego, że dla chrześcijan stał się później wzorem życia doskonałego, a jeszcze później patronem wspólnot mniszych osiadłych na Karmelu. Kojarzył się łatwo z Najświętszą Maryją Panną, pełną łaski, żyjącą życiem Bożym w swym pełnym skromności ukryciu. Grecy wspominali proroka razem z Elizeuszem w dniu 20 lipca. Łacinnicy czynili to początkowo 17 czerwca, ale potem poszli za zwyczajem greckim.

Zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego (nr 61), “patriarchowie i prorocy oraz inne postacie Starego Testamentu byli i zawsze będą czczeni jako święci we wszystkich tradycjach liturgicznych Kościoła”. Najbardziej znanymi postaciami Starego Testamentu, uznawanymi za osoby święte, są – oprócz Eliasza – także Abraham, Mojżesz, Dawid i Elizeusz, ponadto często również Adam i Ewa.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-20d.php3

O. Marian Zawada OCD

Trzy epizody z życia Eliasza w interpretacji duchowo-mistycznej

Eliasz pojawia się w literaturze patrystycznej w podwójnym kontekście: jako ojciec życia pustelniczego, monastycznego, poświęconego Bogu oraz jako człowiek kontemplacji. Potężna inspiracja kontemplatywna, która zawładnęła wyobraźnią pierwszych pustelników i zakonodawców, wywodzi się z wydarzenia, które miało miejsce na Horebie.

Wobec takiej tradycji nie sposób nie powracać do duchowej inspiracji, próbując odnaleźć w niej coraz to głębsze treści. Niniejszy artykuł jest zaproszeniem do poczynienia jeszcze jednego trudu, by prześledzić bogactwo znaczeń zachowań i słów tego niezwykłego proroka.

1. Czas Eliasza

Czas Eliasza, IX wiek przed Chr., to czas podzielonego narodu wybranego na królestwo północne – Izraela i południowe – Judę. W latach 887-873 królem Izraela był Ormi, a jego syn Achab, przejął koronę w latach 873-853. Królestwo Judy swą stolicę miało w Jerozolimie, natomiast Izrael zmieniał ją kilkakrotnie: Sychem, Penuel, Tirsa, a Achab buduje nową – Samarię (1Krl 16,24). Druga stolica Izraela to Jizreel, gdzie Achab buduje swą zimową rezydencję obok winnicy Nobota. Kiedy Achab zaczął rządzić, wprowadził podział państwa na 12 kregów (medinot), co osłabiło wpływ naturalnych wodzów (ojców rodów), a podkreślało rolę mianowanych naczelników. Organizacja administracji państwa oraz rozbudowa armii powodowała, że dopuszczano się wielu niesprawiedliwości, w celu uzyskania funduszy na inwestycje królewskie.

W tym czasie Fenicja, sąsiad Izraela nad morzem, przeżywa imponujący rozwój gospodarczy, rozwija handel, rozbudowuje porty i flotę, dominuje w basenie Morza Śródziemnego. Sąsiedzi z zazdrością patrzą na gospodarczy boom wybrzeża Lewantu, rozległe stosunki handlowe jego mieszkańców, słynącego z wyrobu rzadkiej purpury, czy zakładane kolonie na Cyprze, w Afryce Północnej, a nawet na Półwyspie Iberyjskim. Główne miasta, Tyr i Sarepta, stały się symbolami sukcesu i dobrobytu.

Ormi, zręczny polityk, zadbał, by również Izrael miał udział w tej prospericie, zabiegając skutecznie o rękę córki króla Tyru, Izebel, dla swego syna, Achaba. Izebel jednak równie zręcznie wykorzystuje sytuację, by zaprowadzić w Izraelu rodzimy kult Baala i Asztarty. Jesteśmy świadkami, jak pokusa wysokiej stopy życiowej i bogactwa prowadzi na bezdroża idolatrii.

2. Droga eliaszowej gorliwości

W takim kontekście społeczno-religijnym pojawia się Eliasz. Izebel rozwija okazały kult Baala, który jest bogiem najpierw żeglarzy, a następnie bogiem deszczu i płodności, odradzającego się życia, plonów, który walczy z bogiem suszy i śmierci – Mot. Ambitna królowa skutecznie pomniejsza kult Jahwe, rozpoczyna wielką rzeź proroków, eksponując świątynie i kapłaństwo służące Baalowi.

Wobec takich faktów Eliasz staje przed Achabem i kwestionuje boską moc Baala: Na życie Pana, Boga Izraela, któremu służę! Nie będzie w tych latach ani rosy, ani deszczu, dopóki nie powiem (1Krl 17,1). Przez trzy i pół roku Eliasz obnażał bezsilność boga deszczu. Konfrontacja kultów posiada jeszcze jeden istotny element – wynika niejako w samego rdzenia imion. Eliasz, znaczy „moim Bogiem jest Jahwe”, Izebel – „moim bogiem jest Baal”.

Słowa skierowane do Achaba możemy dokładniej przetłumaczyć jako: Na życie Pana, Boga, przed którym staję. W mentalności hebrajskiej „stawanie przed Bogiem” wyraża to tyle, co: „Jemu służę”. Obecność Eliasza stającego przed Bogiem posiada strukturę „przed Bogiem”, „wobec” Boga. Nie jest ono bliskością zjednoczenia duchowego znanego wśród mistyków chrześcijańskich. Jest spotkaniem Boskiej obecności, która rzuca cień (hebr. tselem oznacza zarówno cień, jak i obraz) na obecność Eliasza i formuje go. Staje się on przez to bardziej naznaczony Boską obecnością, bardziej przez to zdolny do ofiary i duchowych rozwiązań. W ten sposób idea stawania może odnaleźć dwa zasadnicze sformułowania: modlitwę i służbę Bogu.

2.1. Gorliwość

Ta wielka gorliwość o prawdziwy kult znajduje wyraz w płomiennych słowach Eliasza, które umieszczono w banderoli karmelitańskiego herbu: Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów (1Krl 19,10). Rozpalająca się żarliwość jest uczuciem pomiędzy gorliwością a gwałtowną zazdrością.

Gorliwość to rozpłomienienie ducha, wewnętrzny żar. Hebrajski termin qui’ah oznacza czerwień, stan wrzenia, rumieniec. Mahometanie wierzą, że człowiek łącząc się z bogiem staje się płonący, pałający żarem i przedstawiają swych mężów bożych z płomiennymi językami ognia wokół głowy. Już w pierwotnych religiach dostęp do świętości łączył się z cudownym przyrostem żaru ducha[1]. Można by mówić o całej mistyce ognia. Eliasz był rozumiany jako prorok ognia. Słowo jego płonęło jak pochodnia, sprowadzał ogień z nieba i odszedł w ogniu (por. Syr 48, 1-9).

Eliasz dzięki swej gorliwości został w mentalności żydowskiej symbolem trwałości przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Do dziś, w czasie obrzezania – przewidziany jest tron dla Eliasza i zaraz po dokonanym obrzędzie kładzie się dziecko na tronie – „na kolanach” Eliasza, prosząc o wierność.

Również modlitwa dziękczynna przy wieczerzy jest związana z tym prorokiem: „Niech Miłosierny Pan obdarzy swym obfitym błogosławieństwem ten dom i stół przy którym jedliśmy. Niech pośle proroka Eliasza, który swym obfitym błogosławieństwem przekaże nam dobra nowinę o zbawieniu i pocieszenie”.

Znakomitą ilustracją gorliwości typu eliaszowego jest Juanita Solar – św. Teresa od Jezusa de Los Andes, z Chile. Jej życie to splot żywiołowej natury z niezwykłą głębią ducha. Poświęcała się z pasją dziewczęcym urokom życia i jednocześnie pozwalała się całkowicie zdobyć Chrystusowi. We wnętrzu drzemał rodzaj gniewu, który torował drogę do coraz bardziej zdecydowanych religijnych postaw. Struktura tego gniewu to zarazem upodobanie, zapał i ogień, gwałtowność miłości, której nie da się powstrzymać.

Pragnie jak Eliasz żyć gorliwością o chwałę Pana Zastępów. Co więcej, usiłuje ta chwałą wypełnić własne życie. W tajemnicy adoracji i wielbienia widzi drogę chwały. Adorując Boga będziemy uwielbieniem chwały i będziemy żyć życiem Nieba. Co wię­cej, musimy coraz bardziej rozpalać się żarliwością o chwałę Bożą[2]. Aby służyć Bogu, musimy być obojętni na wszystko, co nie przynosi Mu chwały[3]. W tym zdaniu odnajdujemy najlepsze strofy św. Jana od Krzyża. Tak ukształtowana miłość doznaje w kontekście chwały wypełnienia w sensie, który Juanita odkryła w pismach Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej: Chrystus cierpiał przez całe swoje życie i był uwielbieniem chwały swego Ojca. Będę cierpiała z radością za własne grzechy i za grzeszników[4]. Upodobnienie paschalne osiąga swą pełnię. Juanita pragnie tak głęboko wpisać się w miłość, by żyć jedynie dla Umiłowanego: Pragnę nie umierać aż do końca świata, aby zawsze żyć u stóp Tabernakulum, pocieszając Pana w Jego agonii[5]. Agonia Boga powtarza się, za każdym razem, gdy jest on wyrzucany z serc i łaska ginie w oparach grzechu.

2.2. Zazdrość

Drugim wielkim imieniem duchowej żarliwości jest zazdrość, wywodząca się z wnętrzności Boga. Tą samą zazdrością rozpala się Stwórca, gdyż mówi o sobie: Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym (Pwt 29,19). Nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu, bo Pan ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym (Wj 34,14). O tej zazdrości mówi św. Paweł: Jestem bowiem o was zazdrosny Boską zazdrością (2Kor 11,2). Biblijnym wyrażeniem właściwym w tym miejscu jest zapalczywość – rodzaj świętego gniewu, pożerająca, jak ogień trawiący (Pwt 4,24). Bóg pozwala człowiekowi doświadczyć tego typu stanu.

Zazdrość zawsze wynika z braku. Święta zazdrość wywodzi się z braku świętości, z braku podobieństwa do Boga, z braku odniesienia do Stwórcy. Bóg pragnie odzyskać człowieka, gdyż ten często nieświadom, zmierza ku przepaściom. Wtedy w świętych mężach wnętrzności kipią (por. Hi 30, 27).

W czym objawia się zazdrość Eliasza? Znajdujemy odpowiedź w dramatycznej sytuacji, gdy prorok wątpi w swą misję, a następnie w obliczu boskich pytań odbudowuje jej sens. Na Horebie Bóg pyta Eliasza: Co ty tu robisz Eliaszu? (1Krl 19,9). On odpowiada: Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie (1Krl 19,10). Pada tu hebrajskie słowo el kanna, to znaczy płonąć z zazdrości.W samym centrum eliańskiej gorliwości stoi powaga Bożych spraw i sprzeciw idolatryczny. Prorocka misja jest wiązana świadomie z przymierzem, więzią jednoczącą Stwórcę i naród wybrany. Dramat jest ześrodkowany na opuszczeniu przymierza. Mamy zatem dwa elementy: świadomość i ważność przymierza, oraz lekkomyślność opuszczenia prawdziwego Boga.

Bóg naszej wiary przybliża się do człowieka poprzez słowa obietnicy, w nich objawia swe zainteresowanie, miłość przekraczającą grzech i wolę, by mówić z nim jak z przyjacielem. Chce nie tylko jego powrotu z grzechu, ale związać się z nim. Chce aby był Jego własnością. Na tyluż miejscach przypomina to ludowi wybranemu, bo pragnie zachowania tego przymierza. Czyni z nich dla siebie lud święty, królestwo kapłanów (por. Wj 19,3-6). W swej strukturze przymierze jest więc pochodzenia boskiego. Dzięki niemu lud uświadamia sobie kim jest, rozeznaje drogę, może się odnowić i stawać się coraz bardziej ludem, a nie masą przypadkowych ludzi. Najsilniej jednak rozpoznaje, że jest wybrany. Uczy się świętości Boga, który prowadzi ich poprzez walkę do ziemi wybranej, ziemi Obiecanej, uczy się szczególnie tego, co znaczy należeć do Pana. Dochowanie przymierza polega na wierności słowom, które On przekazał. Wiara Izraelitów rodziła się  i potwierdzała w słuchaniu. W słuchaniu lud odkrywał ciągle na nowo sens obietnicy i sens swego posłuszeństwa, a odnowione serca wyśpiewywały coraz to nową pieśń chwały. Duch ludu odsłaniał się coraz mocniej jako duch Pana.

Tajemnica przymierza sięga głębiej. Jahwe wybierał po to, by Sam przez nich zostać wybranym i uczynił ich swoim ludem po to, by oni tym bardziej uczynili Go swoim Bogiem. Uczył ich boskiej wzajemności i pragnął, by wzorowali się na Jego doskonałości. Wychowywał ich do darowania siebie, a sam w końcu daruje się jako Syn w Chrystusie. Więź pomiędzy Bogiem i ludźmi w unii hipostatycznej Chrystusa osiąga swą pełnię. Odwiecznym pragnieniem Boga Stwórcy było powiązanie z człowiekiem, powiązanie utracone w grzechu. Taka jest natura boskiego przymierza. Więź ta ma wzajemnie przenikać i przemieniać, Boga w człowieka i człowieka w Boga. Nieprawdopodobna moc więzi.

Właśnie to zostało zaprzepaszczone w idolatrii. Eliasz odkrywa i uświadamia, że idolatria staje się źródłem słusznego gniewu Boga, a co za tym idzie – skomplikowanej historii narodu. Eliasz uświadamia sobie dwie rzeczy: wynikające z opuszczenia przymierza osamotnienie Boga, oraz swe własne osamotnienie: ja sam tylko zostałem (1Krl 19,10).

Należy zauważyć zbieżność dramatu Eliasza z postawą św. Teresy od Jezusa. Potrzeba reformy rodzi się w podobnym kontekście: żyje dramatem zrywanego przymierza z Kościołem w dobie reformacji, oraz odkrywa osamotnienie Boga. W Księdze życia znajdujemy wyjaśnienie jej duchowej motywacji:

powstała we mnie ta boleść niewypowiedziana, jakiej doznaję na widok tylu dusz, idących na potępienie szczególnie między tymi luteranami, tym nieszczęśliwszymi, (Ż 32,6).

Drugi wielki motyw pojawia się odnośnie opuszczonego, osamotnionego Boga:

tym gorętsze uczułam w sobie i dotąd czuję pragnienie, aby skoro Bóg ma tylu nieprzyjaciół, a tak niewielu przyjaciół, ci niewielu przynajmniej prawdziwymi byli Jego przyjaciółmi (DD 1,2).

Teresa pragnie podejmować i czcić Gościa tak drogiego (DD 28,3), jakim jest Bóg, rozumiejąc życie duchowe i modlitwę jako szczególnego rodzaju gościnność, wywodzącą się zapewne z gościnności Marty i Marii, z Betanii. Świadoma jest, że Bóg często pozostaje pozostawiony przez ludzi, którzy nie chcą ani dla Niego żyć, ani chodzić Jego drogami. Z takiego cierpienia rodzi się płomień miłości niepowstrzymanej.

Ale nurt przymierza nie wyczerpuje się w samym pragnieniu więzi i sprostania jej wymaganiom. W zadzierzgniętej więzi pojawia się idea głębokiego zjednoczenia.

2.3. Drogi ufności

Eliasz mówiąc o rozwalonych ołtarzach (1Krl 19,10), wypowiada prawdę o istocie idolatrii, która polega nie tylko na odwracaniu się od Boga, ale jest poszukiwaniem odmiennych źródeł ufności. Wielka jest gorycz słów: Dopókiż będziecie chwiać się na obie strony? (1Krl 18,23). Eliasz demaskuje źle uformowaną ufność, niewłaściwe liczenie na doczesne możliwości Tyru, czy przymierzy zawieranych z możnymi sąsiadami. Jeszcze istotniejszy jest kontekst religijny: za dobrobytem kryje się martwy bóg, który religijnie uzasadnia zewnętrzne sukcesy gospodarcze i polityczne.

Wielkim sprzymierzeńcem, dającym niezwykłe światło w tej dziedzinie jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Kluczem jej doktryny jest właśnie ufność. Stosuje dwa określenia dla zdefiniowania swej drogi: abandon oraz confiance. Pierwsze oznacza opuszczenie, pozostawienie, drugie – ufność, zdane się, powierzenie się, zawierzenie. Abondon dotyczy tajemnicy ubóstwa, natomiast confiance jest ufnością, która odpowiada na pytanie, jak znaleźć oparcie bez oparcia. Te dwa wymiary dopełniają się i wzajemnie wzmacniają. U podstaw jest szczególny obraz Boga ojcowskiego i miłosiernego. Teresa odkrywa powiązania pomiędzy ufnością, miłością Boga a żarliwością: aby Mi­łość była w pełni zaspokojona, musi się zniżyć, zniżyć aż do głębin nicości i tę nicość przemienić w ogień.

Aby odkryć drogę ufności, należy odsłonić tajemnicę własnej słabości. Zauważmy, że Eliasz stał się zdolny do wyższego poznania Boga, dopiero po dramatycznym doświadczeniu własnej słabości, niemal bankructwa swej misji, gdy zrozpaczony prosi o śmierć (1Krl 19,4). Teresa stwierdza w Rękopisie C (4r): Wszechmocny uczynił wielkie rzeczy w duszy dziecka… [mówi o sobie], a największą z nich jest to, że ukazał jej maleńkość i jego niemoc. Słabość, która interpretowana była jedynie jako furtka do grzechu, może okazać się niezwykłym atutem duchowym. Staje się miejscem objawienia wielkości Boga.

Istnieją dwa teksty św. Pawła, które wyrażają najpełniej logikę małej drogi. Pierwsze pochodzą z Pierwszego Listu do Koryntian: Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć (1Kor 1,27). Kluczowe wyrażenia w oryginale greckim brzmią: to, co głupie i to, co nie ma siły świata. Drugi tekst pochodzi z Drugiego Listu do Koryntian: z siebie samego nie będę się chlubił, chyba że z moich słabości (2Kor 12,5). W oryginale greckim mamy: chełpić się bezsiłami. Powracający sens zarówno w pierwszym, jak i drugim wiąże się z doświadczeniem bezsiły, bezradności. Tak przybliżona słabość wiąże się to z doświadczeniem wewnętrznego ubóstwa, które przyciąga piękno Boga.

Koncepcja małej drogi pozwala stosunek do słabości umieścić w centrum definicji świętości. Teresa pisze do Celiny: cierpliwie znosić niedoskonałość, oto prawdziwa świętość. A na innym miejscu: Doskonała miłość bliźniego polega na cierpliwym znoszeniu słabości innych, na tym by się nimi nie dziwić, a budować wszelkim najmniejszym przejawem dobra.

Polega to nie tylko na uznaniu swej słabości, by ją znosić, co na umiłowaniu swej niedoskonałość. Natrafiamy tu na mocny opór natury i psychiki, która z trudem przyznaje się do słabości, a raczej dąży do jej ukrycia. W sensie religijnym trud słabości polega na świadomości, że człowiek wiele otrzymuje, ale nie może wiele dać. Teresa notuje: Spostrzegając to tak wielkie ubóstwo swoje, biedne małe dusze lękają się, że nie są już zdolne do niczego, skoro otrzymują wszystko od innych, a więc w zamian nic nie mogą dać[6]. Ubóstwo duchowe posiada u Teresy charakter wybitnie personalny, jest wcielonym ubóstwem. Najbardziej wymownym znakiem tej człowieczego ubóstwa jest bezradność i bezbronność dziecka. Właśnie w takim ujęciu przeżywa swoją relację do Boga, odkrywając tajemnicę Bożego Narodzenia, Wcielenia Syna Bożego. Można to uchwycić jako teologię uniżenia, kenozy (gr. kenóo znaczy czynić pustym, ogałacać).

Z drugiej strony świadomość ubóstwa prowadzi ją do teologii daru. Teresa prezentuje się jako osobowa pustka i nicość, tzn. nie tylko, że nic nie posiada, że żadne dobro nie jest jej własnością, ale staje się czystym oczekiwaniem, czystą nadzieją. Jest doskonałym otwarciem na Boga, które nie zatrzymuje nic dla siebie. Teresa czuje się wezwana do zejścia na samo dno swej słabości. Tam wypowiada słowa: Pozwólmy Mu [Jezusowi] brać i dawać wszystko, cokolwiek zechce[7]. Słowem, uczynić siebie darem całkowitym w sensie ofiarowania siebie, oraz być darem, tzn. łożyskiem Bożej łaski.

Maleńkość i niemoc posiada swą teologiczną podstawę w ubóstwie duchowym. Teresa rozumie je w dwóch naświetleniach: pokora Maryi, oraz błogosławieństwo ubogich w duchu.

Idea ubóstwa duchowego musi być uzupełniona o zuchwałą ufność, jak to notuje matka Agnieszka w Novissima verba (3 sierpnia 1997).Mała droga polega na usposobieniu serca, że jesteśmy małym i pokornymi w objęciach Boga, uznającymi swą słabość i ufającymi do zuchwalstwa Jego dobroci ojcowskiej [8].

Ufność jest zatem pewnego rodzaju sposobem widzenia rzeczywistości, tak, że widzi ona nie siebie, ale Boga. Ufność jest sposobem istnienia przejrzystego, w którym przeziera tylko Pan. Ten podniesiony wzrok ponad inne możliwości, stanowi perłę Teresy. Tym zaufaniem, które nie rozumie, że Bóg może być niedobry, zwycięża każdą sytuację. Trzeba nam z naciskiem powtarzać, że dziś, w tak zagubionym świecie, gdzie zło i dobro miesza się niepostrzeżenie, że nie ma innej drogi, jak droga takiego zaufania. Przeciwko całemu złu, które nas dotyka, osacza, przygniata, przenika tak dotkliwie, które jest tak dobrze zorganizowane, nie mamy nic innego do przeciwstawienia, poza ufnością. To nie tylko heroizm przekonania, że Bóg znajdzie rozwiązanie, to wiara kształtująca historię, nasz czas powszedni. To pozwala ludziom spychanym na brzeg rozpaczy, odnajdywać ufność ocalenia. I to właśnie dlatego, że już nic nie ma do ocalenia. Zostaje jedynie Pan. W ten sposób Teresa ofiaruje słabym i upadającym nieuniknioną bliskość Boga. Tego rodzaju ufność, w warunkach rzec by można absolutnej niemocy ludzkiej, gdy wszystko zostało utracone, wskazuje na czystą sytuacją wiary, w której dwuznaczność francuskiego abandon nabiera ostrej wyrazistości. Utracone, przegrane, może się w ten sposób czysty ofiarować, może się powierzyć, może zawierzyć.

Spór z idolatrią, który prowadził Eliasz, jest w istocie sporem o źródła ufności. Teresa w swej genialnej doctrina eminens pozwala dostrzec w ufności, w sposobie pokładania ufności bezpieczną drogę pośród zagrożeń idolatrycznych.

3. Przywracanie chwały i uwielbienie chwały

Słynne wyrażenie gorliwości: Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem (1Krl 19,10), z jednej strony uwidacznia dramat proroka, z drugiej jest świadectwem jego duchowego rozpalenia. Zazdrosny Eliasz, w swej żarliwości ducha chce odbudować prawdziwy kult. Z wielkim mozołem na górze Karmel w scenie konfrontacji kultów Jahwe z Baalem, układa kamienie na kształt ołtarza ku czci Pana (1Krl 18,32).

O gorliwości w obrębie mentalności żydowskiej należy stwierdzić, że oznacza ona zapał w spełnianiu nakazów Pana: Gorliwi podążają usilnie ku przykazaniom, mówi Pesachim[9]. Gorliwość jest rodzajem inteligencji, która pozwala z jednej strony uniknąć sideł złej skłonności, a z drugiej – jest umiejętnością przyswajania sobie największego dobra. Gorliwość jest rodzajem pościgu przykazań (hebr. micwot), lekkości ducha, jak u istot anielskich z Księgi Ezechiela: Istoty żyjące biegały tam i z powrotem jak gdyby błyskawice (Ez 1,14). Gorliwość jest rodzajem szybkości w boskich sprawach, jak charyzmat Rebeki, która podaje Abramowi naczynie pełne wody: Pij, panie mój – i szybko pochyliła swój dzban, i dała mu pić (Rdz 24,14); jest jak boska niecierpliwość służenia. To również szybkość Maryi, która wybrała i poszła z pośpiechem w góry (Łk 1,39). To pośpiech pasterzy, słyszących dobrą nowinę, którzy ostatecznie znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę (Łk 2,16).

Gorliwość jest przedziwnie anielskim stylem życia, nie tylko życiem pod skrzydłami Pana, ale i niesieniem na Jego skrzydłach, dla których już nie ma ciężaru nie do uniesienia. O tej gorliwości Chrystus mówi: jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11,30). Ta gorliwość to rodzaj miłości, która nie zna granic (sine modo), która nie obawia się dać życia za sprawę. Gorliwość jest drogą przekształcenia natury.

Eliaszowe zelo zelatus sum, znaczy skwapliwość, płomienność działania, na rzecz Boga. Ale nie tylko. Eliasz, zazdrosny jest o chwałę Jahwe pragnie, aby był On otaczany czcią i uwielbieniem; co więcej, by całą chwałę oddawano Bogu, a nie rozpraszano jej na zachowania idolatryczne. Chce zatem, aby cała chwała, cały lud wybrany, całe stworzenie należało do Boga, to znaczy oddawało Mu chwałę. Postawa ta wywodzi się wprost z zazdrości Boga. Również św. Teresa od Jezusa zna smak zazdrości Chrystusa, i chce należeć do Niego całkowicie:

Jest to piękne zaprawdę życie z Oblubieńcem tak żarliwie i zazdrośnie kochającym oblubienicę swoją, że zawsze ją pragnie mieć przy sobie, i nie chce, by szukała innego niż z Nim towarzystwa. (DD 22,8)

Eliaszową zazdrość całkowicie odzyskuje bł. Elżbieta od Trójcy Świętej, pragnąc całe swe życie zamienić w uwielbienie chwały (laus gloriae). Żyje wewnątrztrynitarną tajemnicą chwały, która promieniuje na stworzenie.

O chwale możemy powiedzieć, że promieniuje z Boga, promieniuje z człowieka, odbija się w stworzeniu. Jak mówi Księga Syracha: godne ukochania są wszystkie Jego dzieła, i zaledwie iskierką są te, które poznajemy (Syr 42, 22). Dzieło stworzenia zawiera swoistą teologię iskierek, boskiego odblasku, minimalnego refleksu boskiego piękna. Elżbieta świadoma tej znikomości, jasno rozróżnia pomiędzy Bogiem, a Jego darami. Stworzenie jest w sensie istotnym sławą boskiej chwały, jej uwielbieniem. O ile zatem do natury Boga należy chwała, tak do natury stworzenia bycie sławą chwały lub, jak to najczęściej u Elżbiety znajdujemy: uwielbieniem (jego) chwały – la louange de sa gloire, laus gloriae.

 

4. Najwyższy stopień kontemplacji

Jahwe pozwala Eliaszowi doświadczyć mocy Boga żywiołów, zwłaszcza ognia, gdy ofiara zostaje przyjęta i strawiona na oczach zebranych. Korzystając z tego, wycina on na pniu zebranych tam, zmęczonych całodziennym tańcem, kapłanów Baala. Demonstracja potęgi Jahwe okazała się jednak niewystarczająca. Być może rezultat konfrontacji obnażył prawdę o sercach Izraelitów, skłonnych do idolatrii. Wpędził ich w przerażenie, ale nie w bojaźń przed prawdziwym Bogiem, w trwogę wobec tego, co utracili i co zostało zdemaskowane jako bezsilne. Eliasz zniechęcony ucieka na pustynię. Tu jednak Bóg nie daje mu spokoju.

Wydarzeniom na pustyni i wędrówce na Horeb można by nadać dwa znaczenia: jedno egzystencjalne, drugie duchowe. Zgodnie z logiką pierwszej interpretacji widzimy jak Eliasz, tuż po „rozprawieniu się” z kapłanami Baala, zamiast świętować zwycięstwo i przywracać religijny ład w kraju, w pośpiechu ucieka przed gniewem Izebel, która po zorientowaniu się co do przebiegu „konfrontacji” kultów, rzuca prorokowi wyzwanie: Chociaż ty jesteś Eliasz, to jednak ja jestem Izebel! Niech to sprawią bogowie i tamto dorzucą, jeśli nie postąpię jutro z twoim życiem, jak się stało z życiem każdego z nich (1Krl 19,1). W każdym razie, doprowadza Eliasza do stanu, że zapragnął śmierci: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków (1Krl 19,4). Ucieka na pustynię, by dokończyć swych dni, pogrążając się w śmiertelnym śnie.

Druga interpretacja odwołuje się do głębin ducha: Eliasz, myśląc o wypełnionym czasie,  jednocześnie wchodzi w głębię logiki ofiary i śmierci. Niedawno złożył ofiarę całopalną, teraz – pragnąc śmierci – sam staje się ofiarą: odbierz mi życie, uderzając ogniem z nieba, by je pochłonąć. Gotowość do ofiary zostaje przyjęta i spełniona, ale odroczona. Bóg decyduje się na interwencję. Posyła anioła, który trąca Eliasza i podaje pokarm: Wstań i jedz (1Krl 19,5). Wyrażenie oddane w polskim jako „trącać”, wyraża stykanie się, a w istocie znaczy rozpalić, rozjaśnić. Mamy do czynienia z doświadczeniem, które głęboko dotyka, przemieniając świadomość i stan ducha, z ożywieniem duchowym.

Eliasz powstaje i posłuszny Bogu idzie na górę Horeb. Czterdzieści dni spędzonych na wędrówce oczywiście nawiązuje do drogi przymierza, ale zarazem objawia sposób Bożego żywienia. Otrzymany od Boga anielski dar przypomina, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana (Pwt 8,3). Wcześniej, za Mojżesza – manna, teraz już wyraźniej – w postaci podpłomyka i wody (1Krl 19,7), co stanowi znakomitą aluzję eucharystyczną.

Eliasz idzie tak długą drogą, nie tylko dlatego, by odnowić łaskę przymierza, jeszcze raz przejść, ale idzie uczyć nowej prawdy o Bogu. Kard. Ratzinger (Benedykt XVI) odsłania tę treść w swej refleksji:

W tej właśnie chwili, gdy Eliasz porzuca swą wiel­kość, gdy nie wierzy już, że jest w stanie sam odbudować Boże królestwo, Bóg wskazuje mu nową drogę. Albo­wiem teraz Bóg może i musi działać sam. Ucieczka prze­radza się w drogę wiary.

Eliasz musi wędrować czterdzieści dni i czterdzieści nocy, by powrócić tam, gdzie tak naprawdę rozpoczęły się dzieje wiary: na górę Horeb. Okazało się bowiem, że wygasł już ogień tej góry, ogień poznania Boga, Jego sło­wa oraz wynikającego z tego słowa Prawa, czyli prawi­dłowego porządku życia i uwielbienia Boga. I nawet jeśli Izrael żyje we własnym kraju, to w rzeczywistości powró­cił do Egiptu; popadł w pogaństwo i zasługuje na wypę­dzenie, sam siebie bowiem zatracił.

(…) Eliasz musi powrócić do źródła, musi niejako powtórzyć historię Izraela – czterdzieści lat prze­mieniło się w czterdzieści dni i nocy. Eliasz wędruje na nowo w zastępstwie całego Izraela [10].

 

Przed tobą długa droga do ofiary – Eliasz otrzymuje pokarm z nieba, który pozwala dojść do bożej góry Horeb (hebr. miejsce zniszczenia), do miejsca ofiary, w ciągu symbolicznej liczby dni czterdziestu. Na Horebie dokonuje się tajemnica duchowej śmierci. Wtedy dopiero wyjaśnia się następstwo dwóch takich samych pytań: Co ty tu robisz Eliaszu? (1Krl 19,9).

W słowach tych zostało poddane bożemu prześwietleniu całe jego wnętrze, objawiona mu została prawda o nim samym, ale i została ona odebrana i zadana na nowo. Tę prawdę Eliasz odkrywał razem z Bogiem w formie sformułowanego pytania. Do czego on sam zmierza, do czego doprowadza go Bóg, co znaczy, że staje w tym świętym miejscu. To pytanie ma miejsce przed szczególną epifanią Boga w zupełnie nowy, nieznany dotąd sposób i powtarza się ono, w tej samej formie, po niej. Wynika z tego, że doświadczenie nie zmieniło tożsamości proroka, ale je potwierdziło, gdyż odpowiada on na obydwa pytania w ten sam sposób. Nowe życie, dane w nowym doświadczeniu Boga, zostało potwierdzone: Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów… (1Krl 19, 10.14).

Pytanie zostało skierowane przez Jahwe w szczególnym miejscu: w zagłębieniu skały, lub jak mówi Pismo – w grocie. Oznacza to z jednej strony kryjówkę, a z drugiej chodzi o szczelinę, rozpadlinę skalną. Grota wiąże się z pierwotną symboliką w epifanii mojżeszowej, kiedy patriarcha zapragnął widzieć chwałę Boga: Gdy przechodzić będzie moja chwała, postawię cię w rozpadlinie skały i położę rękę moją na tobie, aż przejdę (Wj 33,22). Można by stwierdzić, że zarówno Mojżesz, jak i Eliasz, w tym samym miejscu otrzymali doświadczenie. Jak tłumaczy Izajasz, jest to miejsce przerażenia: gdy wejdzie między rozpadliny skalne i w szczeliny opoki ze strachu przed Panem, i przed blaskiem Jego majestatu, kiedy powstanie, by przerazić ziemię (Iz 2,21). Dokonują się tam rzeczy przerastające możliwości człowieka. Lecz zarazem jest to miejsce miłości. Jak to znajdujemy w Pieśń nad pieśniami, w zagłębieniu skały ukrywa się oblubienica (Pnp 2,7), chora i mdlejąca z miłości. Tam wyrażone jest podobne, jak mojżeszowe czy eliaszowe, pragnienie: w szczelinach przepaści, ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku (Pnp 2,14).

W tej samej konwencji komentuje rozpadlinę skalną św. Jan od Krzyża, jako miejsce wzniosłego poznania:

Wszystkie te rzeczy dusza czuje i pojmuje każdą z osobna w tym wzniosłym odczu­ciu chwały, którą jej okazuje Duch Święty w słodkim i czułym płomieniu, z pragnieniem, by weszła już do chwały (ŻPM 1,28).

Eliasz został doprowadzony na niezwykłe miejsce, jakby w rozpadlinę dziejów, w szczelinę, pomiędzy tym, co ludzkie i co boskie, gdzie Bóg mu się objawił w zupełnie nowy sposób.

Eliasz staje w miejscu zniszczenia, gdzie zniszczona została jego dotychczasowa religijność, stosunek do Boga, dotychczasowe życie, gdyż został potraktowany jak ofiara całopalna. Wejście w grotę, w rozpadlinę skalną wiąże się z wejściem w szczelinę własnego istnienia, we własną pomrokę, w swe ciemne, zniszczone, wnętrze. Można by to porównać z jednej strony z konfrontacją z najtrudniejszymi doświadczeniami życia, a z drugiej – z całkowitym ogołoceniem, o którym mówi św. Jan od Krzyża. Eliasz staje jako ofiara w miejscu niszczenia/składania ofiar i powierza się Bogu. Umiera, ale co istotniejsze – rodzi się w nowy sposób. Bóg pokonując w nim „stare” religijne odniesienie, przechodzi przez jego życie, w zupełnie nowy sposób. Stąd powtórzone pytanie o sens misji – co ty tu robisz, Eliaszu, nabiera zupełnie nowego znaczenia.

Epifania Jahwe wobec Eliasza była jedyna swego rodzaju. Po objawieniu, nazwijmy je w  konwencji mojżeszowej, w kanonie żywiołów, następuje, jak to określa Biblia tysiąclecia: szmer łagodnego powiewu (1 Krl 19, 12), w hebrajskim oryginale mamy: qôl Dümämâ daqqâ. Autor biblijny najpierw ujawniając siłę żywiołów, stwierdza jednoznacznie pustkę epifanijną: Pan nie był, kolejno ani w wichurze, ani w trzęsieniu ziemi, ani w ogniu. Wyrażenie „szmer łagodnego powiewu” (qôl Dümämâ daqqâ) bezpośrednio można przetłumaczyć jako „głos czułego milczenia” lub „szmer delikatnego milczenia”. Z mistycznego punktu widzenia ta syntagma opisuje najwyższą formę boskiej obecności. Dodajmy, że w literaturze hebrajskiej spotykamy następujące tłumaczenia: jeden z targumów tłumaczy – „głos tych, którzy chwalą Boga w ukryciu”[11], saadia zaś – „głos chwały Boga w ciszy”, natomiast peschitto – „głos cichego słowa”[12].

Istotne jest spostrzeżenie, że Eliasz tego nie widział, ale to usłyszał. Kiedy usłyszał szmer, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty (1Krl 19,13). Zakrył twarz podobnie, jak Mojżesz.

Qôl jednoznacznie wiąże się z możliwością usłyszenia, czymś co przychodzi jako [od]dźwięk, szmer, powiew, krzyk, jako wibrujące powietrze. Qôl to wołanie, jak woła krew Abla (Rdz 10,4), głosem trąby (Wj 19,19), szmer unoszonego wiatrem liścia, (Pwt 26,36), ale też delikatny odgłos kroków nadchodzącego oblubieńca: Cicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach (Pnp 2,8). O tym samym doświadczeniu pisze księga Joba: Doszło mnie tajemne słowo, jakiś szmer przyjęło me ucho w zgłębianiu nocnych rozmyślań, gdy sen człowiekiem owładnął. Strach mnie ogarnął i drżenie, że wszystkie się kości zatrzęsły, tchnienie mi twarz owionęło, włosy się na mnie zjeżyły. Stał. Nie poznałem twarzy. Jakaś postać przed mymi oczami. Szelest. (Job 4,10-15). W tekście wyraźnie pojawia się o wiele głębsza wrażliwość na głos, niż na poznanie za pomocą wzroku. Job również dokładnie usłyszał, ale dokładnie nie zobaczył. Qôl oznacza uchwycone przez ucho, percepcję inną od spojrzenia, czy widzenia, jest to zatem rodzaj ekstazy wobec delikatnej formy Słowa, która osiada w całkowitym milczeniu, by Słowo mogło brzmieć zgodnie ze swą naturą. W sensie duchowym chodzi nie tylko o powstrzymanie się od słów, ale o śmierć człowieka, czego pragnął na początku swej drogi Eliasz.

Qôl domaga się oczekiwania, zasłuchania, jak u ewangelicznych dziewcząt, gdy o północy rozległo się wołanie: „Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” (Mt 25,5). „Wołanie nadchodzącego” – tak oto można przetłumaczyć qôl. Tym samym wołaniem wzywał św. Jan Chrzciciel do nawrócenia.

Słowo dümämâw hebrajskim znaczy tyle, co milczenie, cisza. Nie chodzi zatem o wiatr, wieczorną bryzę, ale o głębię objawiającego się Boskiego milczenia. Wydaje się, że właśnie w taki sposób Adam i Ewa usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru (Rdz 3,8): czas powiewu, powiew zwiastujący obecność Stwórcy, czas Boga wychodzącego do człowieka. Wyrażenie dümämâ oznacza milczenie i głębokie skupienie, a zarazem niemożność uchwycenia przedmiotu poznania, dlatego, jawi się jako puste wewnętrznie. Jest to swego rodzaju czysta uwaga skierowana czyste istnienie Boga.

W doświadczeniu Eliasza mamy do czynienia z paradoksem mistyki Boga. Przeciwstawia się to gwałtownemu wichrowi, znanemu z epifanii synaickiej, który nadciągnął, by przerazić. Ale nie poruszył Eliasza. Wszystko wskazuje na to, że była to cisza utwierdzenia, osadzenie, z którego nie można wyrwać. Gwałtowny wicher nie potrafił naruszyć postawy Eliasza, który wiedział co robi na tej górze. Nie potrafiła ona ani przerazić, ani zmieść Eliasza, a w sensie duchowym – zmienić jego nastawienia. Dlatego, po tym wydarzeniu, Eliasz odpowiada twierdząco i tak samo, jak poprzednio, przed doświadczeniem: rozpaliłem się żarem gorliwości

Moglibyśmy to skomentować za pomocą trzech kategorii św. Jan od Krzyża: nocy ciemnej, głębokiego milczenia i nasłuchiwania duchowego, jako kontemplację, jako poznanie bez pozna­wania. (PD 39,12)

Gdy więc dusza znajdzie się już w stanie takiego milczenia i nasłuchiwania, powinna wówczas zapomnieć nawet o tej miłosnej uwadze, o której mówiłem, by była zupełnie wolna i podatna na działanie Pana. W tej uwa­dze miłosnej powinna tylko tak długo trwać, dopóki się sama nie poczuje pogrążoną w samotności, bierności we­wnętrznej, zapomnieniu i nasłuchiwaniu duchowym. Stan ten, by go dusza mogła rozpoznać, przychodzi zawsze z chwilą pewnego, spokojnego wewnętrznego pogrążenia się w Bogu (PD 3, 35-36).

Bóg zatem objawia się w ciszy, w cichej słodyczy delikatnego tchnienia. Jest to najdalej idący obraz delikatnego Boga, Boga miłosiernego, który dopuszcza do siebie, tych, których nie przeraził swym „gniewnym” i „sprawiedliwym” obliczem. Eliasz zostaje zaproszony do uczestniczenia w miłosierdziu Boga.

Ostatni element słynnego wyrażenia stanowi daqqa, czyli subtelny delikatny, czuły, cichy[13]. Można je wywieść od słowa daq, które znaczy tyle, co pył, proch, a w formie czasownikowej – być straty na proch. Być prochem, znaczy powrócić do prawdy o stworzeniu. Słowo daqqa, odniesione do milczenia, nadaje jeszcze większej mocy temu szczególnemu rodzajowi uwagi. W istocie bowiem, przymiotnik cienki, delikatny, określa proch, pył (Iz 29, 5) a odpowiadający mu czasownik daqaq oznacza – zredukować, zmienić w proch, w pył (w Biblii: góry, zboże, spalone mięso). Oznacza więc uwagę skierowaną zawsze, na milczenie jako na kwintesencję czystej istoty – milczenie które ma taką moc, że jeśli napotkałoby na skałę, zredukowałoby ją do pyłu. To milczenie absolutne nie jest bynajmniej pasywne, lecz jest milczeniem zdobytym, a wręcz milczeniem zdobywającym[14].

Podsumowując analizę wyrażenia qôl Dümämâ daqqâ, należy zwrócić uwagę, że poszczególne jego człony są zaprzeczeniem pierwotnych żywiołów:

  • gwałtownej wichurze – przeciwstawiony zostaje szmer, szelest, delikatny głos;
  • trzęsieniu ziemi – milczenie, nieporuszenie;
  • ogniu – delikatność, cisza.

 

To, co zaskakuje w doświadczeniu Eliasza jest swoiste zastąpienie potęgi Boga, Jego delikatnością. W Żywym płomieniu miłości Jana od Krzyża znajdujemy ślady tej samej fascynacji, gdzie święty autor umieszcza mistrzowskie strofy o delikatności potęgi Oblubieńca nawiedzającego duszę, o nieskończenie miłych dotknię­ciach Słowa (ŻPM 2, 17-19).

Wiążąc to z jobowym skojarzeniem szelestu Boga z czystością, uzyskujemy niezwykle czysty stan ducha, czysty stan poznania i miłowania. Eliasz chroniąc się w skale, chroni się w Chrystusie, a jednocześnie na skale (na kamieniu) wypisane jest jego nowe imię, objawione w pytaniu: Co ty tu robisz Eliaszu?...

Jest to doświadczenie mistyczne Boga, najwyższe ze znanych w Biblii, którego dostępuje Eliasz po przejściu oczyszczenia i uświęcenia, poprzez pustynię, samotność, post, milczenie i pozostanie w jednym miejscu (swoista nieporuszoność, odnośnie do celów duchowych i stanowcze „trwanie” podczas doświadczenia)[15]. Powiew, szum, szept cichego głosu, odgłos delikatnego milczenia jest objawieniem samej istoty Boga, w czystym stanie bez kształtu, dlatego nie jest widziany, a bardziej – słyszany. Wydaje  się być on wyższy, niż widzenie pleców Boga, jak to mamy u Mojżesza: ujrzysz Mnie z tyłu, lecz oblicza mojego tobie nie ukażę (Wj 33,23), a najwyższym – już zbawczym oglądem, jest widzenie Boga, twarzą w twarz.

Przez połączenie dwóch przeciwstawnych słów qôl i Dümämâ (oddźwięku, głosu i [za]milczenia) został znakomicie podkreślony paradoksalny charakter poznania, w którym umysł jest w swoim punkcie szczytowym, ekstatycznym, w poznawczym apogeum. Swego rodzaju metaforą poznawczą może być rozpadlina skalna, grota w której Eliasz czekał na Boga. Poznanie przez szczelinę (hiatus) i poznanie bezpośrednie, lecz przy zasłoniętym umyśle, są dwoma najwyższymi stopniami mistycznego. Można je porównać z tym, co św. Paweł nazywa poznaniem przez Ducha, który przenika głębokości Boga (1Kor 2,10) czy też poznanie myśli czy też zamysłu Boga (sensum Domini), ale można przetłumaczyć także – umysłu Boga (mentis) – (1Kor 2,16).

Tajemnicę szmeru czy powiewu możemy pogłębić dzięki lekturze św. Jana od Krzyża o pneumatologiczny wymiar. W 13 i 14 strofie Pieśni duchowej mistyk z Fontiveros uświadamia nam, że zarówno szmer jak i powiew są znakami obecności Ducha Świętego:

Sam bowiem Duch Święty, który jest miłością, przyrów­nany jest w Piśmie świętym do powiewu (Dz 2, 2), jest bowiem tchnieniem i mądrością Ojca i Syna (PD 13,11).

Używa określenia powiew lotu (aire de vuelo), które jest tożsame z kontemplacją, a dokładnie jest tchnieniem z kon­tem­placji Ojca i Syna. Miłość w tym przypadku jest nazwana powiewem, ponieważ rodzi się z kontemplacji i po­znania Boga, jakie dusza otrzymuje (PD 13,11). Bóg udziela się duszy przez powiew, to znaczy, przez miłość rodzącą się z tego poznania. Tutaj najmocniej miłość pojawia się zgodnie z pawłowym określeniem – jako więź doskonałości (Kol 3,14). Samo poznanie nie pozwala dostąpić zjednoczenia, które dokonuje się za pomocą miłości.

Ponadto św. Jan od Krzyża łączy powiew z orzeźwieniem ducha, zwłaszcza gdy doskwiera żar i pragnienie, zmęczenie upałem(por. PD 13,12).

Rozbudowując metaforę św. Jana od Krzyża można zinterpretować doświadczenie Eliasza w sposób jeszcze bardziej duchowy: góra Horeb jest nie tylko górą wzniosłego doświadczenia, ale samym Bogiem, jak to możemy wyczytać w 14-15 strofie Pieśni duchowej: Mój Ukochany jest jak gór wyżyny; a powiew jest mistyczną łaską dotknięcia umysłu.

Jan rozróżnia dwa doświadczenia: powiew (toque) i szum (silbo czy też sonido). Ma na myśli dotknięcie wiatru, które wyczuwa się słuchem (rozumem), i jednocześnie powoduje on najwyższą rozkosz duchową (PD 14-15).

Doświadczenie odnosi się do istoty duszy, do której miłosne tchnienie mistycznego wiatru dociera za pomocą słuchu, to jest – łaski otwarcia ucha. Można to również zinterpretować w kontekście konsekracji, czy też nowej jakości misji: Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy (Ps 40,7). Dopiero teraz pytanie, co ty tu robisz Eliaszu? (1Krl 19,9) i odpowiedź proroka nabierają właściwej głębi. Eliasz doznaje łaski otwarcia uszu, otwarcia sięgającego samego rdzenia jego istoty, otwarcia nie tylko na Słowo (a w konsekwencji na obecność Mesjasza), ale i nowego rodzaju konsekracji, która polega na ofiarowaniu siebie, a nie czegoś zewnętrznego (zwierząt czy płodów ziemi). Z tego wydarzenia na Horebie wywodzi się misja, która pozwala czynić go patronem życia monastycznego.

Doświadczeniu Eliasza na Horebie należy nadać jeszcze jedno imię: objawienie Boga ubogiego, lub też ubóstwo teofanii. Nowy etap objawienia pojawia się w łagodnym tchnieniu Ducha Świętego. Niewątpliwie możemy nadać mu cechy chrystologiczne: „Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi [led­wo] tlejącego się knotka” (Iz 42,2-3). jako Do tego nawiązuje kard. Ratzinger w obszernym akapicie. Objawia się Bóg „ubogi”, dysponujący wyłącznie pokorną bronią miłości i prawdy, który z tego względu zawsze wydaje się prze­grany, a który jednak jest jedyną prawdziwą i ocalającą mocą tego świata[16]. Objawia się tajemnica bezsilności Boga.

Rzeczą znamienną jest fakt, że po doświadczeniu na Horebie, Eliasz wycofuje się z prorockiej działalności, namaszczając Elizeusza, syna Szafata z Abel-Mechola, na następcę po sobie (1Krl 19,16), usuwa się na bok, to znaczy ukrywa – by wieść życie kontemplatywne. W doświadczeniu Horebu prorok dostępuje najwyższego stopnia miłości, która pozwala wieść życie jedynie dla Stwórcy.

5. Maryjny trop Eliasza

Początek „mistycyzmu maryjnego” ma podobne osadzenie, co późniejsze doświadczenie na Horebie. Eliasz mówi Achabowi: Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu (1Krl 18,41). Słyszany szmer (qôl) deszczu może być tego samego rodzaju zwiastunem, co szmer milczenia nowej teofanii (1Krl 19,12).

Biblia zaznacza w bardzo uroczystym tonie, że Eliasz wszedł na szczyt Karmelu (1Krl 18,42). Szczyt góry ma tu podwójne znaczenie. Z jednej strony oznacza możliwe najwyższe do osiągnięcia miejsce, ukoronowanie drogi, dzieła, obecność w miejscu niezwykłym i uprzywilejowanym, jedynym swego rodzaju, zdobyte z niemal nadludzką siłą, a z drugiej – maksymalny zasięg, osiągnięcie szczytu możliwości. Autor biblijny wydaje się podkreślać, że Eliasz osiąga pewien pułap w swej misji. Pomiędzy doświadczeniem na górze Karmel i na górze Horeb istnieje mocny związek. Eliasz uczy się natury odgłosu, szmeru. Pomiędzy szmerem deszczu, który jest gwarantem urodzajności natury, a szmerem Boga, który jest gwarantem duchowego owocowania istnieje związek, odsłaniany jako powiązanie stworzenia ze Stwórcą. Można by powiedzieć, że Eliaszowi dane jest przejść od tajemnicy (szmeru) natury na Karmelu do tajemnicy (szmeru) Boga na Horebie. Góra, z natury niedostępna i trudna do zdobycia staje się przestrzenią wtajemniczenia, gdzie Bóg objawia swe misteria. Samo wstępowanie, wchodzenie posiada już symbolikę inicjacyjną. W hebrajskim szczyt (rö´š) oznacza zarówno głowę (Rdz 48,17), jak i początek (Wj 12,2). Zatem Eliasz wychodzi na najwyższy punkt poznania, jak i zmierza do początku, do pierwotności bożych planów. Jest dopuszczony, jak wcześniej Abraham, który dzięki wierze wytrwał, jakby na oczy widział Niewidzialnego (Hbr 11,27) oraz  patrzył na spełnienie obietnicy z daleka (Hbr 11,12), oraz jak Mojżesz, który patrzył na zapłatę (Hbr 11, 26). Eliasz na Karmelu dostąpił objawienia nadziei. Wyszedł wysoko, by uzyskać właściwą perspektywę spraw, wyszedł na szczyt, by dotrzeć do początku boskiego planu, by wydobyć na światło, czym jest wykonanie tajemniczego planu, ukrytego przed wiekami w Bogu, Stwórcy wszechrzeczy (Ef 3,9). Tym planem było pojawienie się Odkupiciela, z potomstwa Niewiasty, która miażdży głowę wężowi.

Eliasz, osiągnąwszy szczyt, wtulił twarz między swoje kolana (1Krl 18,42). Hebrajskie wayyighar znaczy położyć twarz, pochylić się nad kimś, ku czemuś. Tak samo Elizeusz pochylał się nad chłopcem, któremu przywrócił życie, tuląc twarz do twarzy (2Krl 4,34). Wtulenie wiąże się ze zbliżeniem twarzy, z poznawczym oglądem, z bezpośredniością prawdy, odwagą trwania wobec ujawniającej się prawdziwości rzeczy, Boskiego planu. Ważne znaczenie posiada fakt, że Eliasz wtulił głowę pomiędzy kolana. Jest to głęboka symbolika pokory, pochylania się nad prawdą, a z drugiej  strony – głębia skupienia. Hebrajskie BirKä|yw wyraża: upaść na kolana, a zatem chodzi o postawę uniżenia – Eliasz upadł na kolana z twarzą ku ziemi.

Pokora Eliasza polega na takim zanurzeniu się w historię, by dostrzec w niej ślady czasu łaskawego, drożność łaski, oraz pewność spełnianych Bożych obietnic. Po drugie, Eliasz tak mocno przywarł pokorą do ziemi, że utworzył coś na kształt pomostu, pomiędzy niebem a ziemią, a jego modlitwa tak mocno przyciągała Boga, że nie tylko pozwala to wypełnić czas obietnicy, ale burzliwie przyspiesza jej wypełnienie.

Eliasz zgodnie z tekstem księgi Syracha: modlitwa pokornego przeniknie obłoki (Syr 35, 17), pokazany jest jako człowiek pokory i przenikający obłok tajemnicy zarazem. Ten sam boski obłok pojawia się w Zwiastowaniu, gdzie Duch Święty zacienia Maryję, ogarnia ją i pozwala wydać światu Zbawiciela.

Autor biblijny informuje, że Eliasz zwrócił się do swego sługi: Podejdź no, spójrz w stronę morza!» On podszedł, spojrzał i wnet powiedział: «Nie ma nic!» Na to mu odrzekł: «Wracaj siedem razy!» (1Krl 18,43). Bardzo istotne wydaje się, iż prorok musiał korzystać z pośrednictwa sługi, nie mając niejako osobiście dostępu do tajemnicy. Być może jest to symbol tych, którzy oczekiwali zbawczych tajemnic i tych, którym było dane je widzieć. Pomiędzy prorokiem a sługą nawiązała się relacja oczekiwania i wzajemnego świadczenia. Być może sam Eliasz nie mógł patrzeć w kierunku morza – w szerokiej metaforze – w kierunku grzechu – dlatego zapośrednicza poznanie.

Liczba siedmiu powrotów to liczba doskonałego poznania, a może nawet liczba kolejnych siedmiu niebios, niejako siedmiu stopni wtajemniczenia. Jest to również liczba całości, pełni miary, oraz liczba sytości, zwłaszcza dla tych, którzy szukają boskich postanowień. Św. Augustyn widzi w liczbie siedem liczbę zbawienia.

Za siódmym razem sługa wraca  mówi: Oto obłok mały, jak dłoń człowieka, podnosi się z morza! (1Krl 18,44). W Wulgacie, zamiast „dłoni”, mamy – vestigium hominis, czyli dosłownie ślad, znak, cień człowieka, po grecku ichnos – trop. Człowiek zostawia ślad raczej za pomocą stopy. To samo słowo występuje w Księdze Powtórzonego Prawa, gdzie Jahwe obiecuje oddać ziemię, na której naród wybrany pozostawi ślady swych stóp: każde miejsce, po którym będzie chodzić stopa waszej nogi, będzie wasze (Pwt 11,24). Mając na uwadze maryjną interpretację, możemy w vestigium widzieć ślad stopy Maryi, która miażdży głowę węża (Rdz 3,15). Eliasz jest świadkiem czasu spełnienia obietnicy, dostrzega czas pokolenia Niewiasty miażdżącej.

Określenie vestigium wydaje się być ważne, ponieważ autor Listu do Hebrajczyków rozróżnia dwa rodzaje poznania: cień przyszłych dóbr oraz obraz rzeczy (Hbr 10,1). W tym przypadku mamy do czynienia bardziej  z cieniem.

Obłok zaś z jednej strony przybliża duchową, delikatną stronę niepokalanej natury Maryi, z drugiej zaś – jest zobrazowaniem łaski – przyjścia Pana na wyschłą ziemię. Spełnia się podwójna obietnica: rozleję wody po spragnionej glebie i zdroje po wyschniętej ziemi. Przeleję Ducha mego na twoje plemię i błogosławieństwo moje na twych potomków (Iz 44,3); oraz: pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. (Ez 36,25-26). Obłok błogosławieństwa, sycenie wyschniętej ziemi, wylanie Ducha.

Tradycja Karmelu, zwłaszcza w osobie Filipa Ribota (+1391) odkrywa maryjny wymiar obłoku. Wymiar ten pojawia się w podwójnym sensie: najpierw dotyczy tajemnicy samej Maryi, następnie – jej macierzyństwa i Chrystusa. Ribot pisze, o czterech tajemnicach zawartych w obłoku:

pierwsza, w jaki sposób narodzi się z łona matki dziewczynka wolna od jakiegokolwiek grzechu; druga, w jakim czasie to się stanie; trzecia, w jaki sposób dziewczynka zachowa nienaruszone dziewictwo na wzór Eliasza; czwarta, w jaki sposób Bóg, przyjmując ludzką naturę, narodzi się z tej dziewicy[17].

Symbol Maryi Ribot buduje na zasadzie kontrastu: ciężkiej i słonej wody morskiej, natury obarczonej ciężarem grzechu oraz lekkiego i pełnego słodyczy łaski obłoku, nawiązując do obłoku towarzyszącemu narodowi wybranemu na pustyni[18]. Ribot interpretuje w sposób symboliczny słowa proroka: Wracaj siedem razy! (1Krl 18,43). W sześciu powrotach widzi dekady kolejnych pokoleń, oczekujących na Chrystusa, Maryja zaś pojawia się jako obłok siódmej dekady. Wspomniany autor odsłania przed nami powiązanie pomiędzy Eliaszem a osobą Maryi:

błogosławiona Matka Boga potrafiła, na wzór Eliasza, odrzucić od siebie w sposób radykalny wszelką pożądliwość, gdy śladem tego mężczyzny jako pierwsza z pośród kobiet wybrała życie w nienaruszonym dziewictwie ze względu na miłość Bożą”[19]

Interesujące w przytoczonym tekście jest, że to Maryja naśladuje Eliasza, a nie stanowi on figury Maryi. Obłok w sensie dosłownym kończył czas udręki wypalonej grzechem ziemi i objawiał czas zbawienia. W metaforze obłoku ważne jest to, iż on wywodzi się z morza, tzn. pochodzi z odmętów doczesności, z pokoleń skażonych grzechem, ale sam w sobie niesie deszcze łaski, wodę zbawienia – pozwala nadejść wodom chrztu.

 

***

Reasumując, możemy stwierdzić, że ukazano trzy najważniejsze wydarzenia z życia proroka Eliasza: niejako apogeum religijnego zaangażowania (Kiszon); apogeum kontemplacji (Horeb); apogeum tajemnicy zbawienia (Karmel). Z jednej strony dokonują one radykalnych zmian w życiu samego proroka, z drugiej są zaproszeniem zwłaszcza spadkobierców jego charyzmatu, do ciągłej refleksji nad prawdami zawartymi w jego życiu.

 


[1] M. Eliade, Doświadczenie mistycznego światła, przekł. A. Ławski, J. Sieradzan, w: Pismo literacko-artystyczne, cz. I, nr 5(1985),s. 99-129; cz. II, 6(1985), s. 70-95, tenże, Inicjacja, obrzędy, stowarzyszenia tajne, przekł. K. Kocjan, Kraków 1997, s. 127, tenże, Przeżycia światłości mistycznej, w: Mefistofeles i androgyn, przekł. B. Kupis, opr. R. Reszke, Warszawa 1994, s. 13-77.

[2] Św. Teresa z Los Andes, Dziennik, tłum. SS. Karmelitanki Bose z Tryszczyna, Kraków 2000, s.  101.

[3] Tamże, s. 79.

[4] Tamże, s. 100.

[5] Tamże s. 165.

[6]Za: G. Goucher, Dzieje duszy, s. 129.

[7] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. I, s. 583.

[8] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. II, s. 486.

[9] Rew Mosze Chajim Luzzatto, Ścieżka sprawiedliwych (Mesilat Jeszarim), przekł. A. Borowski, Kraków 2005, s. 77.

[10] J. Ratzinger, Wielość religii i jedno Przymierze, przekł. E. Piecul, Poznań, s. 79- 80.

[11] Ta interpretacja qol demama daqqa mogłaby pobudzić do rozważenia ze swej strony realnego sensu formuły przez którą Tragum parafrazuje tekst hebrajski, zakładając że qal di-mesabhin ba-hasay, literalnie znaczy: głos wielbiących [tych którzy wielbią Boga] w milczeniu. Otóż wielbić Boga, to skoncentrować się na Nim będąc oczarowanym Jego wzniosłością i wypowiedzieć to. Jeśli zwrócimy uwagę że to uwielbienie dokonuje się w milczeniu, to podejmujemy tę samą definicję, usuwając z niej wyrażenie „i wypowiedzieć to”. Pozostaje więc ta żarliwa uwaga skierowana na boskość, daleka od jakiegokolwiek postrzegania [wyobrażenia, odczucia]. Parafraza Targumu koresponduje więc dokładnie ze stanem umysłu który jest, jak się wydaje, wyrażony przez tekst hebrajski qol demama daqqa. Pod takimi warunkami, Targum nie zawierałby fałszywego znaczenia. [Za:] M. Masson, élie ou l’appel du silence, Paris 1992,s. 20, (przypis).

[12] [Za:] Tamże, s. 20.

[13] Tamże,s. 20

[14] Tamże, s. 35-36.

[15] Tamże,s. 40-41.

[16] J. Ratzinger, Wielość religii…,dz. cyt., s. 80-82.

[17] F. Ribot, Istituzione e gesta dei primi monaci, Citta del Vaticano 2004, s. 158, [Za:] Antologia karmelitańska, red. M. Zawada OCD, przekł. A. Smagacz OCD, s. 47.

[18] Tamże, s. 159, [Za:] Antologia…, s. 48.

[19] Tamże, s. 164, [Za:] Antologia…, s. 53.

http://www.communiocrucis.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=255:eliasz&catid=22:poczyta-warto-&Itemid=68

 

20 lipca

Błogosławiony Alojzy Novarese, prezbiter

 

Alojzy urodził się 29 lipca 1914 r. w rodzinie chłopskiej, jako ostatnie z dziewięciorga dzieci Carla Giusta Novarese i Teresy Sassone. Dziewięć miesięcy po jego urodzeniu zmarł ojciec rodziny, pozostawiając trzydziestoletniej żonie ciężar wychowania i utrzymania gromadki dzieci. Od dziecka Alojzy wzrastał w pobożności maryjnej. Na jego duchowość wpłynęły postaci trzech wielkich świętych: św. Jana Bosko, św. Józefa Cottolengo i św. Ludwika Marii Grignon de Montfort.
Jednak główną rzeczywistością, która go ukształtowała, było zetknięcie z cierpieniem. W wieku 9 lat, wskutek nieszczęśliwego wypadku, zachorował na gruźlicę kości. Pomimo tego udało mu się ukończyć szkołę podstawową, gimnazjum i liceum. Z powodu choroby wielokrotnie musiał długi czas spędzać w szpitalach.
17 maja 1931 roku został cudownie uzdrowiony za wstawiennictwem Matki Bożej Wspomożycielki i św. Jana Bosko. Po trzech nowennach, do których włączyła się młodzież z oratorium salezjanów w Valdocco (Turyn), zamknęło się samorzutnie siedem otwartych wrzodów, ustąpił proces gruźliczy, a noga, która nie była już w stanie utrzymać ciężaru ciała, wzmocniła się i odzyskała sprawność. Dzięki temu Alojzy Novarese mógł kontynuować naukę. Zapragnął poświęcić się służbie medycznej, poprzez którą niósłby pomoc i ulgę chorym.
Śmierć matki w 1935 r. przyczyniła się jednak do podjęcia innego wyboru, którym okazało się być kapłaństwo. W powołaniu tym odkrył drogę niesienia radykalnego i ostatecznego wsparcia chorym. 17 grudnia 1938 roku w bazylice św. Jana na Lateranie w Rzymie Alojzy otrzymał święcenia kapłańskie. W 1939 r. ukończył studia teologiczne, a w 1942 r. ukończył prawo kanoniczne. W 1945 r. zdobył dyplom adwokata Roty Rzymskiej przy najwyższym trybunale papieskim. W latach 1942-1970 pełnił posługę w Sekretariacie Stanu Kurii Rzymskiej, w tym od 1 maja 1945 r. – jako urzędnik do Spraw Świętych. Przez 20 lat współpracował tam z Giovanim Battista Montinim – przyszłym papieżem Pawłem VI. 12 marca 1952 r. uzyskał tytuł nadzwyczajnego szambelana, a 17 października 1957 r. godność domowego prałata papieskiego Jego Świątobliwości Piusa XII.
Dopiero w 1964 roku zaczęły się spełniać jego pragnienia wyniesione z czasu choroby. Jan XXIII powierzył mu funkcję przewodniczącego Biura Duszpasterstwa Chorych przy Komisji Episkopatu Włoch, którą pełnił do 1977 roku.
W maju 1943 z inicjatywy ks. Alojzego powstała “Maryjna Liga Kapłanów”, niosąca pomoc kapłanom – chorym i zdrowym – w szerzeniu prawdziwego nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny. Jej inicjatywą stała się coroczna pielgrzymka kapłanów do Lourdes, połączona z rekolekcjami. 17 maja 1947 roku założył “Centrum Ochotników Cierpienia”, które zostało uznane przez Jana XXIII w breve apostolskim Valdae probandae z 24 listopada 1960 r. jako stowarzyszenie zrzeszające chorych, którzy – świadomi swoich obowiązków wynikających z chrztu – chcą aktywnie współuczestniczyć w życiu Kościoła, ofiarując własne cierpienie jako zadośćuczynienie za grzechy świata i jako narzędzie nawrócenia, prowadząc także działalność apostolską względem innych braci i sióstr cierpiących. Z kolei w 1950 roku zaczęło ukazywać się czasopismo “Kotwica nadziei”, która stała się bardzo skutecznym łącznikiem prałata Novarese z powiększającą się cały czas rzeszą potrzebujących wsparcia duchowego chorych. 1 listopada 1950 r. ks. Alojzy powołał do życia stowarzyszenie “Cichych Pracowników Krzyża”. Ostatnią rodziną założoną przez niego w Lourdes 15 sierpnia 1952 r. byli “Bracia i Siostry Chorych”. Dzięki tej ostatniej grupie osoby zdrowe, otwarte na cierpienie drugiego człowieka, zyskały możliwość wspierania ludzi chorych.
23 maja 1960 roku rozpoczął działalność pierwszy włoski ośrodek duszpasterstwa chorych – Dom Niepokalanego Serca Maryi w Re (Novara). Po nim zaczęły powstawać kolejne domy: w Rzymie, Ariano Irpino, Rocca Priora, Montichiari, Moncrivello, Arco, Meldoli, w Calambrone koło Pizy, w Serniola di Casale, jak również poza granicami Włoch: w Polsce (Głogów), Izraelu (Jerozolima), Portugalii (Fatima), Kamerunie (Mouda) i Kolumbii (Bonawentura). Dzięki posłudze Cichych Pracowników Krzyża tysiące wiernych znalazły gościnę oraz zaczęły odkrywać prawdziwy sens i wartość ludzkiego cierpienia i choroby.
Ks. prałat Alojzy Novarese zmarł lipca 1984 r. w Domu “Matki Bożej Ozdoby Karmelu” w Rocca Priora. Jego osoba i dzieło cieszyły się szczególnym szacunkiem i życzliwością papieży. Na wieść o śmierci prałata Novarese papież św. Jan Paweł II wydał okrzyk: “Śmierć księdza prałata Novarese to strata nie tylko dla Stowarzyszenia, ale dla całego Kościoła Powszechnego”. Jego najbliższa współpracownica, współzałożycielka Cichych Pracowników Krzyża, s. Elwira Miriam Psorulla o jego śmierci napisała: “Jestem pewna, że Matka Boska przyszła, aby zabrać ze sobą swego ulubionego syna. Sama przyszła, osobiście! W przeciwnym razie niewytłumaczalny zostałby świetlany uśmiech, jaki drogi Ojciec miał na ustach tuż na chwilę, zanim uszło z niego życie. Uśmiech, który mu pozostał i potem, rozświetlając jego twarz: taki uśmiech mogła mieć tylko dusza zespolona z Bogiem!”.
Beatyfikacja ks. Novarese nastąpiła 11 maja 2013 roku w rzymskiej bazylice św. Pawła za Murami. W imieniu papieża Franciszka przewodniczył jej kard. Tarcisio Bertone.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-20e.php3

 

20 lipca

Święty Józef Barsaba Justus

2007-jozef_1

Józef był członkiem pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej. Musiał odznaczać się wieloma zaletami, skoro razem z Maciejem kandydował na miejsce w gronie Apostołów opuszczone przez Judasza. Łukasz Ewangelista (Dz 1, 23) wyraźnie odróżnia go od innych Józefów i dlatego do imienia dodaje patronimikum Barsabbas (syn Sabby) oraz łaciński przydomek Iustus, jakiego Żydzi i prozelici często używali. Potem Łukasz już go nie wymienia. Natomiast Euzebiusz w ślad za Papiaszem utrzymuje, że należał on do siedemdziesięciu uczniów Zbawiciela. Opowiada też, że wypił truciznę, ale dzięki cudownej interwencji nie odniósł jakiejkolwiek szkody. Wedle Adona i Usuarda zmarł w Judei po prześladowaniach. W synaksariach razem z innymi mężami apostolskimi figuruje pod dniem 30 czerwca. W Martyrologium Rzymskim wspomina się go w dniu 20 lipca.

 

 

 

OZJASZ (Józef) zwany Barsabą, przezwany Justusem, biskup Eleutheropolis, męczennik (Apostoł swiaszczennomuczenik Iosija, Iosif nazywajemyj Warsawoj i prozwannyj Iustom, jepiskop Jelewferopolskij), 4/17 stycznia, 30 października/12 listopada, zm. I w.

Był apostołem z grona siedemdziesięciu i biskupem męczennikiem miasta Eleutheropolis (53 km na południowy zachód od Jerozolimy). Pochodził z rodu króla Dawida i Salomona, synem spraw. Józefa Oblubieńca z jego pierwszego małżeństwa, rodzonym bratem apostołów Judy z grona 12. i Jakuba z grona.

W ewangelii apostoła Jana Teologa znajdziemy słowa “bo nawet Jego bracia nie wierzyli w Niego” (J 7,5), które można odnieść również do Jozjasza. Święty biskup Teofilakt z Bułgarii wyjaśnia te słowa w następujący sposób: “Na początku ziemskiej działalności Jezusa Chrystusa synowie Józefa nie wierzyli w Jego Boską istotę. Gdy sprawiedliwy Józef Oblubieniec powróciwszy z Egiptu zaczął dzielić między synami należącą do niego ziemię, chciał wydzielić część również Zbawicielowi. Jedynie starszy Jakub uznał Jezusa, za co został nazwany bratem Pańskim, a Jozjasz z Judą byli temu przeciwni.”

Później Jozjasz uwierzył w Chrystusa i był jednym z dwóch uczniów wybieranych w miejsce Judasza Iskarioty, ale nie został wybrany, ponieważ los padł na apostoła Macieja (Dz 1,23-26). Święty Jozjasz został biskupem i zginął śmiercią męczeńską w Eleutheropolis.

opr. Tomasz Sulima

http://cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal[sw_id]=1231&cHash=52be567bd7f7a220e91bc39b2acfd187

 

 

 

20 lipca 2014

Błogosławiony Tytus Brandsma (1881-1942) – święty czasów oporu

 

Powołanie do Kościoła i do kapłaństwa przyniosło mi takie bogactwo słodkich doznań i tak wiele radości, że teraz chętnie przyjmuję wszystko, co może mi się wydawać niemiłe” (o. Tytus Brandsma). 

Anno Sjoerd Brandsma urodził się 23 lutego 1881 r. w południowej części Holandii, w Oegeklooster koło Bolswardu. Pochodził z bardzo wierzącej rodziny fryzyjskiej, o czym świadczy wybór życia zakonnego nie tylko przez niego, ale także czwórkę spośród pięciorga jego rodzeństwa. Uczęszczał do szkoły franciszkańskiej w miejscowości Megen. Osiągał bardzo dobre wyniki w nauce i niemalże nigdy nie opuszczał go dobry nastrój. Ze względu na swoje niedomagania zdrowotne po ukończeniu szkoły średniej musiał zrezygnować z surowych reguł życia franciszkańskiego. Wstąpił jednak do klasztoru karmelickiego w holenderskim Boxmeer. Po przywdzianiu habitu w roku 1898 przyjął imię Tytus. Swoją mszę prymicyjną celebrował w roku 1905 w rodzinnym kościele świętego Marcina w Bolsward. Następnie kontynuował naukę w Rzymie, zdobywając w wieku niespełna 28 lat tytuł doktora filozofii. Mimo słabego zdrowia odznaczał się wielką siłą duchową. Po ukończeniu doktoratu pracował jako wykładowca filozofii w Oss w południowej Holandii, a w roku 1923 po powstaniu Katolickiego Uniwersytetu w Nijmegen został tam mianowany profesorem.

Oprócz bogatego życia naukowego Tytus Brandsma realizował także wiele celów społecznych, publikując artykuły popularnonaukowe w katolickich tygodnikach i dziennikach oraz udzielając się w dziedzinie szkolnictwa, nauki i prasy jako członek zarządów. Założył czasopismo o tematyce maryjnej oraz katolicką bibliotekę publiczną.

Po objęciu władzy przez Hitlera działalność tego świętego była obserwowana przez nazistów. Brandsma zachęcał do sprzeciwu wobec narodowego socjalizmu, ukazując niebezpieczeństwo tej ideologii. W końcu został aresztowany i zamknięty w więzieniu w Scheventigen, a następnie 12 marca 1942 roku przeniesiony do obozu przejściowego w Amersfoort. Mimo zaistniałej sytuacji nie pozostał bierny i przez cały czas wspierał pozostałych uwięzionych. Nie narzekał na swój los, pisząc do braci karmelitów: „[…] nie martwcie się, dam sobie radę i mam się dobrze”. 19 czerwca 1942 trafił do obozu w Dachau. Nie opuszczały go hart ducha i wola walki. Został zabity śmiertelną dawką fenolu 26 lipca 1942 r.

Należy podkreślić, że bł. Tytus był surowy w sprawie zasad, ale łagodny w ich zastosowaniu. Ponadto umiał patrzeć na świat z perspektywy drugiego człowieka. Wypełniając swoje codzienne obowiązki działalnością w przestrzeni publicznej, podkreślał nieprzemijalność religii katolickiej.

Tytus Brandsma został ogłoszony błogosławionym przez papieża Jana Pawła II w roku 1984. Jego wspomnienie liturgiczne przypada 26 lipca. Jest jednym spośród patronów dziennikarstwa katolickiego.

Małgorzata Kapusta

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Czu-Kia-Ho, w Chinach – błogosławionych Leona Mangin, Pawła Denn, Modesta Andlauera i Remigiusza Isore oraz ich Towarzyszy, męczenników. Byli to jezuiccy misjonarze, którzy wraz z 54 wiernymi chińskimi zginęli za wiarę, względnie zostali żywcem spaleni w swym kościółku misyjnym. Swego męczeństwa dopełnili w czasie tzw. powstania bokserów, które wybuchło w roku 1900.

oraz:

św. Ansegiza (+ 833); św. Aureliusza, biskupa Kartaginy (+ 429); św. Eliasza, biskupa Jerozolimy (+ 516); św. Flawiana II, biskupa Antiochii (+ 512); św. Pawła, diakona i męczennika (+ 851); św. Sewery (+ ok. 660); św. Wulmara, opata (+ ok. 700)

 

Imieniny 20 Lipiec

Czesław

Czesław imieniny obchodzi: 12 stycznia, 19 kwietnia, 20 kwietnia, 20 lipca oraz 2 września

Jest to słowiańskie imię złożone. Jako pierwszy człon występuje temat rzeczownikowy na -i od rzeczownika cześć, czci. W drugim członie występuje częsty w imiennictwie słowiańskim element –sław. Obok imienia męskiego Czesław w użyciu jest też żeńskie imię Czesława. W literaturze niesłowiańskiej czasem podaje się, że imię Czesław (Ceslaus) jest formą skróconą imienia Więcesław (Venceslaus). Jest to nieporozumienie wynikające z niejasności budowy słowotwórczej słowiańskich imion dwuczłonowych. Przypadkowa zbieżność fonetyczna formy łacińskiej Ceslaus z częścią imienia Ven-ceslaus nie może być dowodem na pochodzenia imienia Czesław od imienia Więcesław (Venceslaus). Od imienia Czesław istnieją zdrobnienia: Czesiek, Cesiek. Imię Czesław jest jednym z nielicznych imion słowiańskich, które weszło do kalendarza imion chrześcijańskich ze względu na osobę bł. Czesława.

W źródłach polskich imię to poświadczone jest od r. 1397 w formie Czesław i Czasław (1399). Dodać trzeba, że forma Czasław może być też odrębnym imieniem utworzonym z elementów cza- (od czasownika čaja-ti ‘czekać’) i -sław; wtedy należałoby do grupy imion zawierających w pierwszym członie rdzeń ča-.

Imię żeńskie Czesława umieszczone jest w kalendarzu imion słowiańskich pod dniem 12 stycznia.

Odpowiedniki obcojęz.: łac., niem. Ceslaus, wł. Ceslao.

Święty, a raczej błogosławiony, który uświęcił to rodzime imię, jest w wykazach hagiograficznych jedyny. Niewiele o nim wiemy, bo wskutek połączenia jego osoby ze św. Jackiem, wymieszały się szczegóły biograficzne. Nie wiadomo nawet, skąd pochodził. Późniejsi biografowie przypuszczali, że był rodzonym bratem Jacka i krewnym biskupa krakowskiego Iwona. Niektórzy podają, iż przed wstąpieniem do zakonu piastował godność kustosza sandomierskiego. Inni utrzymują, że z dominikanami zetknął się będąc w Paryżu na studiach. To tylko jest pewne, że w r. 1222 przybył z innymi dominikanami do Krakowa. Następnie udać się miał do Pragi, żeby tam założyć klasztor. Potem został przeorem we Wrocławiu, gdzie bp Wawrzyniec oddał dominikanom kościół Św. Wojciecha (1226). Nie wiadomo, czy jest identyczny z prowincjałem dominikańskim tego imienia (1233-1236). Nie mamy też sposobu do zweryfikowania przekazanego nam przez Długosza opowiadania o tym, jak to Czesław w r. 1241 obronił swymi modlitwami gród wrocławski przed zniszczeniem przez Tatarów. W każdym razie z Wrocławiem związał się najściślej. Tam umarł 15 lipca 1242 r. Tam przy kościele Św. Wojciecha został pochowany. Tam też najżywszy był zawsze jego kult. Zatwierdził go w r. 1713 Klemens XI. Do ożywienia kultu błogosławionego przycznił się energiczny przeor wrocławski (1606-1609), Abraham Bzowski. Okres ponownego wzmożenia kultu przypada na czasy najnowsze. Wspomnienie błogosławionego umieszczono w w. XVII pod dniem 20 lipca i tak utrzymuje się ono w diecezjach polskich po dzień dzisiejszy. W nowym Martyrologium Rzymskim proponuje się termin 17 lipca. Jest rzeczą zrozumiałą, iż pamiątkę Czesława powinno się obchodzić 15 lipca, bo taki wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jest jego dies natalis.

CZTERNASTU WSPOMOŻYCIELI.

Spośród plejady świętych tych przede wszystkim uważano za wspomożycieli, którzy w pobożności ludowej uchodzili za szczególnych pomocników wśród przeciwności losu i klęsk. Za takich zaś uchodzili dlatego, że legendy lub ikonografia sławiły ich za pomoc, której udzielili już wcześniej w sytuacjach podobnych. Innym razem za szczególnie bliskich uważano ich dlatego, że ongiś wykonywali podobny zawód lub znajdowali się w podobnych warunkach. Wydawali się mieć jakby więcej wyrozumiałości. Dla takich opinii poszukiwano potem uzasadnień refleksyjnych, teologicznych. Głoszono więc, że święci zdobyli zasługi szczególne i dlatego też cieszą się przywilejami dodatkowymi, szczególnymi. Role, jakie odgrywają w zakresie wstawiennictwa, stały się dzięki temu zróżnicowane, doszło jakby do ich wyraźnego podziału. Otrzymywali dodatkowe wyniesienia, ale też w zakresie świadczenia dobra dodatkowe przywileje. Mówiono więc de dignitate et privilegiis istius sancti i na przykład podkreślano, że Andrzej apostoł ista privilegia habet… ab incendio liberare. Z takich to wspomożycieli pobożność ludowa zaczęła z czasem tworzyć całe grupy, czczone i wzywane razem. Najsławniejszą stała się pod koniec średniowiecza grupa czternastu, do której zaliczono: Achacego, Barbarę, Błażeja, Cyriaka, Dionizego, Erazma, Eustachego, Idziego, Katarzynę, Krzysztofa, Małgorzatę Antiocheńską, Panta-

leona i Wita. O każdym z nich mówimy w tym repertorium osobno, wobec czego wystarczy tu zaznaczyć, że tylko Idzi nie był w tej grupie męczennikiem. Potem tu i ówdzie do czternastu dołączano innych: Antoniego Pustelnika, Leonarda, Rocha itd. Pierwsze ślady takiego kultu sięgają XIII stulecia. Pojawiły się najpierw w diecezjach bamberskiej i ratyzbońskiej. W wieku następnym ta szczególna cześć ogarniała już sąsiednie kraje niemieckie, potem dotarła także gdzie indziej. Z czasem znalazła swe odzwierciedlenie również w liturgii. W każdym razie niektóre piętnastowieczne mszały łacińskie z terenu Niemiec zawierały osobne formularze de XIV adiutoribus. Ale bardziej intensywnie kult odzwierciedlił się w rozmaitych przejawach pobożności ludowej, także pielgrzymkami, tymi zwłaszcza, które docierały do sanktuarium Vierzehnheiligen pod Bambergą. Na wspólne wspomnienie wyznaczano dzień 8 lipca, ale istniały także terminy inne, ruchome, np. niedziele po Wielkanocy. Zmierzch tego zbiorowego kultu przyniosła ze sobą reformacja, która go obśmiewała i wskazywała jako przykład kultowych nadużyć.

Eliasz

Eliasz imieniny obchodzi: 20 lipca

Jest to imię biblijne z grupy imion teoforycznych. Pochodzi z hebrajskiego El-iyajahu ‘Bogiem jest Jahwe’.

W Polsce imię spotykane w średniowieczu i w epoce Odrodzenia. W czasach późniejszych niemalże zanika, utrzymując się na ziemiach ruskich w postaci Ilija (w Kościele wschodnim imiona biblijne zawsze cieszyły się znaczną popularnością). Ponadto, jak wiele imion biblijnych, utrzymuje się oczywiście wśród polskich Żydów. W dokumentach jest poświadczone w formach: Helijasz (1212), Ulijasz (1415), Ilijasz, Ilija (1430), Elijasz (1443), Hilijasz (1450). Od imienia tego pochodzą też nazwiska: Eliasz (np. Walery Eliasz Radzikowski), Heliasz i Uliasz.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Elias, ang. Elias, Ellis, fr. Élie, ros. Ilija wł. Elia.

Święci, którzy w epoce chrześcijańskiej rozsławiali to imię, są stosunkowo liczni. Największe zbiory hagiograficzne wymieniają ich ponad dwudziestu pięciu. Nie wszystkich możemy tu przedstawić. Ukażemy zwięźle kilku, a o jednym wspominaliśmy już powyżej pod hasłem Daniel. Przed wszystkimi wypada jednak scharakteryzować sylwetkę tego, który godnie reprezentuje Stary Testament, ale który także w chrześcijaństwie doznawał czci niemałej. Potem dodamy jednego, którego kult nosi na sobie znamiona szczególne, ale który tym bardziej jest interesujący, że podtrzymywany był u naszych południowych sąsiadów.

Eliasz, prorok. Wielka postać tego męża, obdarzonego duchem proroczym, pojawia się w w. IX przed Chrystusem. Swą działalność rozwijał zwłaszcza za rządów króla Achaba (874-853), zszedł zaś z dziejowej sceny za Ochozjasza (853-852). Wspomina go Księga Kronik, ale znany jest przede wszystkim dzięki Księgom Królewskim. Poczynając od 17 rozdziału, 1 Krl przekazuje nam relacje, które ani nie są jednolite, ani też nie pochodzą z tych samych źródeł. We wskazanym rozdziale prorok pojawia się nagle, bez podania czegokolwiek o jego poprzednim życiu. To tylko wiadomo, że przybył z Zajordanii, nie wiemy jednak, jaką miejscowość oznacza Tiszbe w Gileadzie. Jego imię jest równocześnie programem: Jahwe jest moim Bogiem. Interweniuje w chwili, gdy alians Tyru i Samarii, usankcjonowany małżeństwem Izebeli z Achabem, zagraża monoteizmowi jahwistycznemu. Może się on rozpłynąć w kulcie Baala, bo w osobie Jeroboama Izrael odrzucił monarchię Dawidową ze stolicą w Jerozolimie i powrócił -na wyżyny-, zakładając monarchię typu charyzmatycznego, nie dziedziczoną. Razem z Izebelą w Izraelu zakorzenił się rzeczywiście kult Baala, a jahwizm, religia narodu, stał się czymś politycznie podejrzanym. Eliasz przeciwstawia się tej politycznej dominacji nad religią. Sam zaś Baal był prastarym bóstwem semickim, czczonym jako Pan deszczu i pogody, wegetacji i płodności. Eliasz głosił więc, że jedynym Panem natury jest Jahwe i dlatego przeciwstawiał się kultowi bożka, obwieszczając suszę. Zakończyło tę suszę widowisko na Karmelu. Niedaleko górskiego cypla, gdzie czczono Baala-Adonisa, prorok wzniósł ołtarz, a potem znalazł potwierdzenie dla swej żarliwej wiary. Scenę zakończyła masakra kapłanów Baala, ale na wieść o tej masakrze Izebela jeszcze bardziej zawzięła się na proroka. Musiał on ratować się ucieczką. Poszedł wtedy na górę Horeb, jakby w pielgrzymce do źródeł jahwizmu. Doznał tam tego, czego doznali w czasie swej wędrówki Izraelici, zmierzający do Ziemi Obiecanej. Bóg objawił mu się nie jak Mojżeszowi wśród błyskawic i grzmotów, ale pośród delikatnego powiewu, jakby dla uwypuklenia bardziej duchowego aspektu tej samej religii. Ukazał zarazem prorokowi przyszłość, a ukazując zapewnił o proroczej sukcesji i zmianie dynastii. Potem dowiadujemy się o interwencji proroka w sprawie winnicy Nabota. Wreszcie w pierwszych rozdziałach 2 Krl znajdujemy trudne teksty o wyniesieniu Eliasza, a w nich powtórzenia i zwroty, które częściowo dotyczą może Elizeusza. Bibliści dyskutują o ich charakterze, a niektórzy sądzą, że poprzez obrazy autor chciał tu opisać rzeczywistości niewidzialne. W każdym razie wpływ Eliasza na następcę, który kontynuował jego dzieło, był ogromny. Później Malachiasz uczyni zeń prototyp proroka zapowiadającego Mesjasza, a wreszcie sam Chrystus nazwie Jana Chrzciciela Eliaszem, który miał przyjść. Dla współczesnych Chrystusowi był już zresztą tym, który ucieleśniał nadzieje mesjańskie, prorokiem przebywającym u Boga i żyjącym już życiem Bożym. Nic dziwnego, że dla chrześcijan stał się później wzorem życia doskonałego, a jeszcze później patronem wspólnot mniszych osiadłych na Karmelu. Kojarzył im się łatwo z Najśw. Panną, pełną łaski, żyjącą życiem Bożym w swym ukryciu i w bytowaniu pełnym skromności. Grecy wspominali proroka razem z Elizeuszem w dniu 20 lipca. Łacinnicy czynili to zrazu 17 czerwca, ale potem poszli za zwyczajem greckim.

Eliasz I, patriarcha Jerozolimy. Z pochodzenia był Arabem, a wychował się w klasztorze w Nitrii. Do Palestyny uszedł, gdy patriarcha Aleksandrii, Tymoteusz, okazał się zdecydowanym monofizytą. Do r. 473 przebywał w ławrze św. Eutymiusza. Patriarcha Jerozolimy, Anastazy I, wyświęcił go na kapłana. Wtedy to niedaleko Jerycha zbudował sobie celkę i stamtąd zarządzał dwoma klasztorami. W r. 494 został następcą Anastazego. Czasy były trudne, bo cesarz Anastazy popierał monofizytyzm, a wiele Kościołów rozdzierała schizma akacjańska. Wobec tych zjawisk Eliasz wykazywał daleko idącą roztropność. Mimo to po wysłaniu do cesarza wyznania wiary i po jego sfałszowaniu oraz po proteście autora synod w Sydonie (512) złożył go z urzędu. Odmówił wówczas ustąpienia, a do cesarza wysłał delegację ze św. Sabą na czele. W r. 516 Olympus, zarządca Palestyny, znów zażądał podpisania formuły monofizyckiej. Gdy odmówił, zesłano go do Aela nad Morzem Czerwonym. Tam zmarł 20 lipca 518 r. Opinie były podzielone. Oskarżano go o małoduszność, nawet o zawieranie dwuznacznych kompromisów, ale wedle Ewagriusza i Cyryla ze Scytopolis był prawdziwym obrońcą prawowierności. Tak go też potraktowali ojcowie soboru nicejskiego II. Mimo to Grecy w swych synaksariach go nie umieścili. Znalazł się natomiast w Martyrologium Rzymskim. Razem z Flawianem Antiocheńskim wprowadził go do niego Baroniusz. Widnieje tam pod dniem 4 lipca.

Eliasz i towarzysze, męczennicy z Kordoby. Eliasz, kapłan pochodzący z Lusitanii, dawnej prowincji rzymskiej, był już w podeszłym wieku, gdy za panowania Mohameda, syna Abderama II, wybuchło w Kordobie nowe prześladowanie muzułmańskie. W jakich okolicznościach został ujęty i skazany, nie wiemy. Jego towarzyszami byli młodzi mnisi Paweł i Izydor. Wszyscy ponieśli śmierć 17 kwietnia 856 r. Jest ona dobrze poświadczona w starych martyrologiach, w kalendarzu Recemunda oraz w dziełku św. Eulogiusza Memoriale sanctorum.

Eliasz z Enna (na Sycylii). Nazywano go nieraz Eliaszem Młodszym, bo greckie Neos miało go odróżniać od Eliasza proroka. Urodził się prawdopodobnie w r. 823. Będąc dzieckiem, uprowadzony został przez saraceńskich piratów. Zwrócono go rodzicom, ale później uprowadzono po raz wtóry i wtedy znalazł się w Afryce. Gdy odzyskał wolność, podążył do Jerozolimy. Z rąk patriarchy przyjął wówczas habit zakonny. Potem pielgrzymował do rozmaitych miejsc w Palestynie, Egipcie, Syrii, na Peloponezie, w Epirze i Kerkirze. W końcu osiadł w Kalabrii. Był jeszcze w Rzymie, a potem wiódł życie ascetyczne w Reggio. Słysząc o nim jako cudotwórcy, Leon VI zaprosił go do Konstantynopola. W drodze do stolicy zatrzymał się w Tesalonice i tam też 17 sierpnia 903 r. zmarł. Ciało przeniesiono do Kalabrii.

Eliasz Joresti. Pochodził z Siedmiogrodu. W klasztorze w Putnie, na Bukowinie, zapoznał się z rozmaitymi umiejętnościami, m.in. z drukarstwem i z malowaniem ikon. Tam też został mnichem, a następnie otrzymał święcenia kapłańskie. Potem na żądanie hospodara Wasyla Lupu (1634-1653) kierował drukarnią w Alba Iulia (Gyulafehérvár, Karlsburg). Starł się tam z kalwinami, którzy z dusz siedmiogrodzkich Rumunów -pragnęli wytrzebić prawosławie-. Na skutek oszczerstw dostał się wówczas do więzienia. Gdy dzięki okupowi odzyskał wolność, wyjechał do Mołdawii. W r. 1656 został biskupem w Husi. Zmarł wkrótce potem. Dla cierpień, które ponosił w obronie czystości swego wyznania, kanonizował go w r. 1955 Synod Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego.

Hieronim

Hieronim imieniny obchodzi: 8 lutego, 3 Marca, 9 lipca, 20 lipca, 30 września oraz 4 grudnia

Imię to pochodzi z języka greckiego, od słów: hierós ‘święty, poświęcony bóstwu’ oraz ónyma (ónoma) ‘imię’. Całość znaczy: ‘święte imię’. Zawiera ono więc życzenie, by człowiek, który je nosi, był święty.

W Polsce imię znane jest w średniowieczu, szerzej w XVI w. Po dostosowaniu do fonetyki polskiej przyjęło formę zdrobniałą Jarosz. Do dziś utrzymało się w tej formie w nazwiskach. Imię Hieronim nosił zasłużony dla rozwoju drukarstwa w Polsce Hieronim Wietor. Dziś występuje rzadko. Formą skróconą i spieszczeniem jest Hirek. Od imienia Hieronim pochodzą nazwiska: Jarosz, Jaroszek, Jaroszewicz, Jaroszewski, Jaroszyński.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Hieronymus, ang. Jerome, fr. Jérôme, hiszp. Jerónimo, niem. Hieronymus, ros. Jeronim, wł. Gerolamo, Geronimo.

Święci oraz błogosławieni noszący to imię tworzą w wykazach hagiograficznych grupę złożoną z dziesięciu osób. Tutaj przedstawimy dwóch, którzy znaczeniem i zasięgiem kultu przewyższają wszystkich innych.

Hieronim, doktor Kościoła. Życie Sofroniusza Euzebiusza Hieronima – bo takie było jego pełne imię – znamy stosunkowo dobrze i to dzięki jego własnym pismom, zwłaszcza listom oraz wstępom, w których chętnie opowiadał o sobie. Urodził się około r. 345 w Strydonie, mieście położonym na pograniczu Dalmacji i starożytnej Panonii (na terenie dzisiejszej Istrii), które jeszcze za jego życia zniszczone zostało przez Gotów. Kształcił się w Rzymie pod kierunkiem mistrzów łacińskiej prozy i poezji. Niemały wpływ wywarł nań sławny ówczesny gramatyk Donat, od którego w pewnym sensie przejął metodę swej późniejszej egzegezy, tzn. skłonność do komentowania każdego wiersza z osobna, bez zbytniej troski o kontekst. W Rzymie też przyjął chrzest, prawdopodobnie z rąk papieża Liberiusza (352-366). Na życzenie rodziny udał się następnie do Trewiru, gdzie miał rozpocząć karierę urzędniczą. Zwiedziwszy Galię, zatrzymał się potem na kilka lat w Akwilei, gdzie gorliwemu klerowi przewodniczył biskup tego miasta, św. Chromacjusz. O klerze tym napisał później, że tworzył wspólnotę świętych. Kiedy z nie znanych nam bliżej powodów grono przyjaciół uległo rozproszeniu, Hieronim wyruszył poprzez Azję Mniejszą do Ziemi Świętej, ale wyczerpany trudami musiał się zatrzymać w Antiochii u swego przyjaciela Ewagriusza. Stamtąd udał się na pustynię syryjską w pobliże dzisiejszego Aleppo. Doznał wówczas wielu przeżyć wewnętrznych. Wyczerpany surowym trybem życia, znalazł się o krok od śmierci. Po powtórnym pobycie w Antiochii, gdzie przyjął święcenia kapłańskie (377), wyruszył z powrotem do Europy. W Konstantynopolu zatrzymał się na czas dłuższy (379-382) i wtedy to nie tylko słuchał kazań Grzegorza z Nazjanzu, ale podjął się przekładu niektórych homilii Orygenesa oraz kroniki Euzebiusza z Cezarei. W roku 382 towarzyszył Paulinowi z Antiochii na synodzie rzymskim. Wówczas to na polecenie papieża Damazego zaczął pracować nad poprawieniem starego łacińskiego przekładu Nowego Testamentu i psalmów. Przyjął też pod swe kierownictwo duchowne wiele znakomitych Rzymianek, które wtajemniczał w lekturę Biblii. Pod koniec r. 384 stracił możnego protektora i znalazł się otoczony ludźmi nastawionymi doń wrogo. Napisał więc list pełen goryczy i złośliwości i w sierpniu roku następnego opuścił Rzym. W ślad za nim pojechały jego zamożne penitentki: Paula, Eustochium i inne. Razem z nimi zwiedzał Ziemię Świętą, Egipt, klasztory w Nitrii, gdzie słuchał wykładów znakomitego znawcy Orygenesa, Didyma Ślepca. Potem osiedlił się w Betlejem (386) i tam kierował małą społecznością mniszą oraz zgromadzeniem zakonnic, które założyła Paula. Aktywności intelektualnej i polemik nie zaprzestał. Spory orygenesowskie stawały się coraz to gorętsze, a równocześnie pojawił się pelagianizm. Niemal osamotniony i spracowany, zmarł w r. 419 lub 420. Spuściznę literacką pozostawił po sobie olbrzymią. W latach 389- -395 przełożył na łacinę wiele ksiąg Septuaginty. Potem (391-405) wprost z hebrajskiego przetłumaczył niemal cały Stary Testament. Równocześnie napisał wiele komentarzy do ksiąg zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Ale jego praca tłumacza nie kończyła się bynajmniej na Biblii. Przełożył także wiele pism Orygenesa, Euzebiusza, Pachomiusza i innych. Ponadto napisał życiorysy Pawła pustelnika, Hilarego itd. W swym De viris illustribus stworzył wreszcie zarys historii literatury starochrześcijańskiej. Osobne miejsce zajmują jego pisma polemiczne skierowane przeciw Helwidiuszowi, Jowinianowi, Janowi Jerozolimskiemu, Rufinowi, pelagianom i innym. Jeśli dodamy do tego jego liczne listy, staniemy przed ogromem tak imponującym, że niemal niepodobna przypisać go jednemu człowiekowi. Nie dziwi nas przeto, że niespożyta pracowitość Hieronima, a z nią jego gorące przywiązanie do Kościoła, umiłowanie Matki Najśw., czystości, bezinteresowności i ascetyzm – przysłoniły potomnym jego niewątpliwe wady, które przejawiał w różnych okresach swego życia: skłonność do namiętnych polemik, kłótliwość, posługiwanie się inwektywami, zgryźliwość, zarozumiałość, a ponadto ciasne, jednostronne pojmowanie spraw płci i pogardę dla małżeństwa. Największym dziełem Hieronima jest Wulgata, która dzięki uchwale soboru trydenckiego stała się na kilka stuleci oficjalnym tekstem Kościoła. Warto jeszcze zauważyć, iż martyrologium zwane Hieronimiańskim nie jest dziełem Hieronima, ale późniejszym tworem galloromańskim. Kościół czci Hieronima w dniu 30 września jako jednego z czterech wielkich doktorów Zachodu oraz patrona egzegetów. Artyści, dla których wydawał się zawsze tematem wdzięcznym, przedstawiali go już to jako mnicha – tytana pracy, już też z insygniami kardynalskimi, aluzją do tego, że sekretarzował papieżowi Damazemu. Jego atrybutem jest zazwyczaj księga, ale nieraz także oswojone lwiątko lub ukazująca się nad jego głową trąba sądu ostatecznego. Dodajmy w końcu, iż istnieją cztery kongregacje hieronimitów – zgromadzenia eremitów, którzy obrali sobie za patrona świętego Doktora.

Hieronim Emiliani, którego Włosi zwą skrótowo Girolamo Miani, urodził się w Wenecji w r. 1486. Zrazu myślał o karierze wojskowej. Kiedy jednak w r. 1511 dostał się do niewoli, zaczął zastanawiać się nad sensem życia i postanowił się nawrócić. W r. 1518 oddał się dziełom miłosierdzia. Obfitych po temu okazji dostarczały zwłaszcza lata 1527- -28, w których republikę nawiedziła epidemia. Pod wpływem Kajetana z Tieny oraz Jana Piotra Carafy (późniejszego papieża Pawła IV), którzy właśnie założyli zgromadzenie teatynów, zajmował się teraz przede wszystkim sierotami. Otworzył dla nich dom, w którym trud wychowania łączono z uczeniem zawodu. Dzieło to wkrótce się rozrosło. Otwarto nowe sierocińce w Weronie, Brescii, Bergamo, Mediolanie, Padwie itd. W r. 1533 Hieronim osiadł w Somasca niedaleko Bergamo. Od tej właśnie miejscowości wywodzi się nazwa zgromadzenia zorganizowanego dla prowadzenia tego dzieła. Jest ono, podobnie jak teatyni, zgromadzeniem kleryckim. Hieronim zmarł 8 lutego 1537 r., jako ofiara epidemii, w czasie której pielęgnował chorych. Beatyfikowany w r. 1747, w dwadzieścia lat później został przez papieża Klemensa XIII kanonizowany. W Martyrologium Rzymskim wspominany był 20 lipca, ostatnio jednak przyznano jego wspomnieniu termin właściwy, tzn. 8 lutego.

Leon

Leon imieniny obchodzi: 20 lutego, 14 Marca, 11 kwietnia, 19 kwietnia, 22 kwietnia, 12 czerwca, 28 czerwca, 3 lipca, 17 lipca, 20 lipca, 10 listopada oraz 16 listopada

Jako imię własne pojawia się już u starożytnych Greków. Greckie Lé-n było pierwotnie zdrobnieniem imion dwuczłonowych typu Le–chár-s lub też Auto-lé-n, Panta-lé-n. W imionach tych zmieszały się dwa wcześniejsze typy, z wyrazem laós (lé-s) ‘lud’ oraz lé-n (gen. leontos) ‘lew’. Samo skrócenie Lé-n rozumieli Grecy, jak się wydaje, jako równe nazwie pospolitej lé-n ‘lew’. Było też u Greków w użyciu żeńskie imię Léajna, dosł. Lwica.

Czy to imię przeszło od Greków do Rzymian, czy też u Rzymian pojawiło się niezależnie – nie wiemy. W każdym razie Leo jako cognomen znane jest już w czasach republikańskich i należało do tzw. nazw zwierzęcych (inne tego typu cognomina to Aquila ‘Orzeł’, Ursus ‘Niedźwiedź’), używanych zarówno przez pogan, jak i chrześcijan. Oprócz imienia męskiego Leo (gen. Leonis) istniało też imię żeńskie Lea i Leaena (ta ostatnia postać to fonetyczna adaptacja greckiej formy Léajna). U Słowian prawosławnych, głównie na Rusi, greckie Lé-n zostało przetłumaczone jako Lew i używane jest do dziś w antroponimii.

W Polsce w średniowieczu imieniem własnym była prawdopodobnie tylko forma Leon, a Lew pojawia się bądź jako nazwisko (np. Stanisław Lew w 1445 r.), bądź też jako imię ukraińskie (Lew Ruthenus z 1445 r.). Po unii polsko-litewskiej pojawia się w dokumentach historycznych imię Lew, ale zawdzięczamy je z pewnością wschodniej tradycji, białoruskiej (np. słynny Lew Sapieha, kanclerz w. lit. za Zygmunta III). O odpowiedniości tych dwóch form, tzn. białorusko-ukraińskiej Lew i pol.- -łac. Leon, wiedziano dobrze, gdyż w tekstach łacińskich ukraińskie Lew oddawano jako łac. Leo (np. per Leonemducem Russiae z 1352 r.). Końcowe -n w pol. Leon bierze się z uogólnienia tematu łac. leon-, występującego w przypadkach zależnych.

Od ukraińskiej postaci tego imienia, czyli od Lew, utworzono zdrobnienie Lewek, LewkLewko, z pomocą którego często w źródłach określano także Żydów. Czy tu jednak nie nastąpiło zmieszanie między zdrobnieniem od Lew i od żydowskiego imienia Lewi (por. Lewita), trudno powiedzieć. Taki mieszany charakter mogą mieć pochodne nazwiska typu Lewicki, Lewin, Lewisz, Lewkowicz, Lewkowski itp.

Używanymi dziś zdrobnieniami od LeonaLeoś, Leosiek. Z rzadka spotyka się też u nas imię żeńskie Leonia. Od imienia Leon (w formie ukraińskiej Lew) pochodzi nazwa miasta Lwów.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Leo, fr. Léon, niem. Leo, wł. Leone, ros. Lew.

W samym Martyrologium Rzymskim pojawia się czternastu Leonów. W innych wykazach hagiograficznych spotykamy ich jeszcze więcej: ponad trzydziestu. Tu wystarczy ograniczyć się do ośmiu. Pięciu z nich to papieże, chlubnie zapisani w rocznikach kościelnych.

Leon Wielki. Dano mu ten zaszczytny przydomek nie tylko dlatego, że jest równocześnie Doktorem Kościoła – zresztą ten tytuł nadano mu dopiero w r. 1754 – ale przede wszystkim ze względu na jego ogromne zasługi w zdecydowanym strzeżeniu czystości wiary, praw stolicy Piotrowej oraz obronie kultury zachodniej. Pochodził z Tuscji. Za pontyfikatu Celestyna I był rzymskim archidiakonem. Najwidoczniej już wtedy związał się z wybitnymi osobistościami swego czasu, a znajomość języka greckiego umożliwiła mu także dobre stosunki z wybitnymi przedstawicielami chrześcijaństwa Wschodu. Jana Kasjana zachęcił do napisania dzieła De incarnatione Domini, skierowanego przeciw Nestoriuszowi. Mimo swej nieobecności w Rzymie – przebywał właśnie jako legat w Galii – w 440 r. wybrany zostaje na papieża i po swym powrocie konsekrowany na biskupa rzymskiego. Pontyfikat przypadł na czasy licznych sporów teologicznych i niemałego zamieszania pośród hierarchii kościelnej. Leon zwalczać musi więc pelagianizm i manicheizm, które szerzą się w samej Italii, pryscylianizm, który pojawił się w Hiszpanii, tendencje odśrodkowe pośród episkopatów północnej Afryki, Galii i Ilirii. Jest w tym wszystkim konsekwentny i mężny, ale potrafi przecież dla zachowania pokoju i zgody ustąpić tam, gdzie pozwala mu na to jego jasny umysł i niewzruszony instynkt wiary. Dowodzi tego spór o obliczanie terminu Wielkanocy. W 440 r. zdecydowanie odrzuca monofizytyzm, a nie zamykając nowemu herezjarsze, Eutychesowi, możliwości pojednania się z Kościołem, w słynnym liście do patriarchy Flawiana wykłada genialnie naukę o dwóch naturach w Chrystusie. Aby mieć lepszy wgląd w to, co dzieje się na Wschodzie, a zarazem sprawniejszy kontakt z dworem cesarskim w Bizancjum, osadza tam swego nuncjusza (apokryzjariusza), którym zostaje jego zaufany, Julian z Chios. Rozpoczynają się właśnie przygotowania do soboru, w czasie których nieustępliwie podkreśla swój autorytet i zwalcza tendencje powstałe wokół godności patriarchów wschodnich. Przez legatów bierze udział w najliczniejszym soborze starożytności, jaki zebrał się w 451 r. w Chalcedonie, a potem zatwierdza jego uchwały dogmatyczne, ale zwleka z podpisaniem 28 kanonów, przyjętych pod nieobecność legatów papieskich. Jeden z nich właśnie rozszerzał jurysdykcję patriarchy konstantynopolitańskiego, a równocześnie zagrażał niezależności patriarchy od władzy politycznej. Dzięki Leonowi niezależność tę uznaje już cesarz zachodni Walentynian III, który wraz z żoną Eudoksją i matką Gallą Placydią złożył mu w 450 r. pewnego rodzaju homagium. Teraz (454) patriarcha Konstantynopola Anatol zmuszony jest uczynić podobnie i uznać prymat rzymski. W tym czasie Leon mężnie broni Italii i miasta Rzymu. Kiedy w r. 452 z północy nadciągają barbarzyńcy, nieustraszony papież wyrusza im naprzeciw i dotarłszy do Mantui spotyka się z Attylą, który wstrzymuje swój, zdałoby się, niepohamowany marsz na południe i rozpoczyna układy. W trzy lata później Leon z tą samą odwagą przeciwstawia się następnemu najeźdźcy, Genzerykowi, królowi Wandalów, ale tym razem celu swego w pełni nie osiąga. Obroni wprawdzie miasto przed spaleniem i rzezią, ale nie jest już w stanie obronić przed dwutygodniową grabieżą. Sterany trudami, Leon umiera 10 listopada 461 r. Wśród jego dokonań wymienić trzeba zarówno umocnienie prawowierności katolickiej i autorytetu stolicy apostolskiej, jak i piękną spuściznę literacką. Obejmuje ona listy (nieraz dłuższe traktaty teologiczne, zdradzające współpracę kancelistów papieża) i mowy (jasność myśli, czysty język, zrytmizowany styl). Leon Wielki wspominany był w Martyrologium Rzymskim w dniu 11 kwietnia oraz 28 czerwca (przeniesienie relikwii). Grecy natomiast wyznaczyli mu dzień 12 listopada. Po reformie kalendarza rzymskiego (1969) liturgiczne wspomnienie wielkiego papieża przeniesiono na właściwy dies natalis.

Leon II, papież. Pochodził z Sycylii, ale jakie było jego curriculum vitae przed wstąpieniem na stolicę Piotrową, nie wiemy. Konsekrowano go, gdy legaci papiescy wrócili z soboru konstantynopolitańskiego. Wedle Liber Pontificalis miał dar wymowy, dobrze znał Pismo Św., języki łaciński i grecki oraz był współczujący dla ubogich. W jesieni 682 r. rozpisał listy w sprawie uznania soborowych uchwał przeciwko monoteletyzmowi. Chętnie się przy tym powoływał na działalność swego poprzednika, Agatona. Załagodził też trwający od dłuższego czasu spór z biskupami Rawenny, a w samym Rzymie zadbał o parę kościołów. Zmarł po dziesięciomiesięcznym pontyfikacie, w dniu 3 lipca 683 r. Przez pomyłkę z datą translacji relikwii Leona Wielkiego znalazł się w Martyrologium Rzymskim pod dniem 28 czerwca.

Leon Cudotwórca. Urodził się w Rawennie. Wyświęcony na kapłana, zajmował się rozmaitymi sprawami tamtejszego Kościoła. Po śmierci biskupa Sabina promowano go na osieroconą stolicę w Katanii na Sycylii. Troszczył się teraz o prawowierność, opieką otoczył sieroty i wdowy i rozpoczął budowę kościoła pod wezwaniem św. Łucji. Hagiografowie opowiadają o nim to zwłaszcza, że jak ongiś apostoł Szymona Maga, on pokonał niejakiego Heliodora, którego sztuczki wywoływały na Sycylii niepokoje i fascynowały dwór konstantynopolitański. Leon zmarł 20 lutego 685 r. Zachowało się kilka jego życiorysów, w tym takich, które miałyby być zredagowane przez współczesnych. Chronologia szczegółów, które podają, nastręcza wiele problemów.

Leon III, papież. Jego pontyfikat także przypadł na czasy przełomowe w historii Zachodu. O pochodzeniu i formacji przyszłego papieża nic pewnego nie wiemy. To natomiast pewne, że od wczesnej młodości zaangażowany był w służbie Kościoła. Nie wiemy też dobrze, w jakich okolicznościach wstąpił na stolicę Piotrową po Hadrianie I. Objąwszy ster Piotrowej nawy, dokonał natychmiast posunięcia o niemałym w przyszłości znaczeniu: powiadomił o wyborze Karola Wielkiego i posłał mu symboliczne dary, nazywając króla Franków patrycjuszem rzymskim. Postąpił tak prawdopodobnie dlatego, że w Rzymie miał wielu wrogów, którzy odważyli się nawet na to, że w r. 799 w czasie publicznej procesji znieważyli go i powalili na ziemię. Skłoniło go to, aby udać się osobiście do Karola. W Paderborn nastąpiło spotkanie z królem, który przyrzekł Leonowi poparcie. Papież wrócił do Rzymu mając orszak przydzielony przez Karola, który niebawem sam przybył do stolicy chrześcijaństwa, aby tam przywrócić ład i pokój. Wedle najnowszych badań nie wydaje się prawdziwe dawniejsze przeświadczenie historyków, jakoby papież oczyścił się wówczas przysięgą ze stawianych mu zarzutów. W Boże Narodzenie 800 r. odwzajemniając się Karolowi za poparcie, Leon dokonał – dość niespodziewanie dla współczesnych, a nawet dla samego króla – jego koronacji na cesarza. Było to wydarzenie brzemienne w skutki. Kiedy w osłabionym wewnętrznymi sporami i obrazoburstwem Bizancjum cesarstwo przeżywało właśnie bezkrólewie, na Zachodzie powstało nowe cesarstwo, niejako dziedzic dawnego cesarstwa rzymskiego, ale zarazem dzieło papiestwa, które nawiązywało do starożytnych idei państwa Bożego. Było to największe dokonanie pontyfikatu Leona. W kolejnych latach swych rządów utrzymywał on nadal stosunki z Frankami, ale nawiązywał je również z anglosaską Brytanią. Zmarł 12 czerwca 816 r. W poczet świętych zaczęto go wpisywać stosunkowo późno, oficjalnie zaś dekretem Kongregacji Obrzędów uczyniono to dopiero w r. 1673.

Leon IV, papież. Był rzymianinem, synem niejakiego Radualda. Wychował się w klasztorze Św. Marcina przy bazylice Św. Piotra. Grzegorz IV wezwał go na Lateran i uczynił subdiakonem. Sergiusz II wyświęcił go na kapłana, potem uczynił kardynałem. Gdy Sergiusz II zmarł (847), Leona jednogłośnie obrano jego następcą. Liber Pontificalis wychwala jego cierpliwość, pokorę, dobroć, umiłowanie sprawiedliwości, przykładanie się do Pism świętych, ewangeliczną prostotę, miłość ku ludziom. Zwie go nutritor pauperum et contemptor sui. Zajmował się ozdobą kościołów rzymskich, dla obrony przed Saracenami kazał odnowić dawne fortyfikacje i z tą samą myślą zmobilizował oddziały, a z flot Neapolu, Amalfi i Gaety zdołał stworzyć ligę, która pobiła napastnika. W r. 850 namaścił na króla Italii Ludwika, syna cesarza Lotara I, ale wystrzegał się uzależnienia swej władzy od potęg świeckich. Niezależność okazał także wobec Hinkmara z Reims, uchwał synodu w Soissons oraz decyzji patriarchy konstantynopolitańskiego. W r. 853 przewodniczył u Św. Piotra synodowi, zmierzającemu do umocnienia dyscypliny wśród kleru i przy zawieraniu małżeństw. Mimo upomnień i anatem na sławnym Anastazym, którego wyświęcił na kapłana i uczynił kardynałem, nie wymusił tego, aby powrócił do Rzymu. Papież zmarł 17 lipca 855 r. i pod tym dniem wpisany został do Martyrologium Rzymskiego.

Leon IX, papież. Bruno, hrabia z Egisheim i Dagsburgu (Alzacja), urodził się 12 lutego 1002 r. Jako kleryk przebywał na dworze cesarza Konrada II. W 1026 r. mianowany został biskupem Toul. Na tym urzędzie działał gorliwie poprzez wizytacje i synody, do klasztorów zaś wprowadzał reformę kluniacką. W przetargach o Burgundię stał wiernie po stronie Konrada oraz Henryka III, który był jego krewnym. Henryk też właściwie wyniósł go w r. 1048 na sejmie Rzeszy w Wormacji na stolicę Piotrową. Nie było to zrazu po myśli rzymian; kiedy jednak ich kandydat Halinard z Lyonu ustąpił, przyjęli bez oporu Leona. Wybrany na Lateranie (1049), bez zwłoki przystąpił do walki z symonią, inwestyturą świeckich i małżeństwami księży. Ściągał równocześnie do kurii papieskiej ludzi wybitnych, samą zaś kurię przeorganizował na wzór kancelarii cesarskiej. Uczestniczył w dwunastu synodach. Na jednym z nich, w Vercelli (1050), potępił naukę Berengariusza o Eucharystii (zaprzeczenie rzeczywistej obecności Chrystusa w Najśw. Sakramencie). Z dworem cesarskim utrzymywał stosunki zgodne. Ucisku doznał na skutek ekspansji normandzkiej. Mimo pomocy udzielonej mu przez Henryka III wyprzeć Normanów nie zdołał, a w 1053 r., po wycofaniu się posiłków z Rzeszy, w bitwie pod Civitate poniósł klęskę. W niewoli, do której się wówczas dostał, potraktowano go z szacunkiem. W marcu 1054 pozwolono mu powrócić do Rzymu, gdzie w miesiąc później (19 kwietnia) umarł. Należy do najwybitniejszych papieży. W historii zapisał się tym, że torował drogę reformie gregoriańskiej.

Leon z Saint-Bertin. Urodził się w rodzinie szlacheckiej we Flandrii. W wieku dwudziestu czterych lat, został w Anchin mnichem. W r. 1131 obrano go opatem w Lobbes. Ośrodek przeżywał wówczas kryzys. Leon wprowadził doń niektóre zwyczaje cysterskie, wzmocnił dyscyplinę i uprościł obrzędy. Wkrótce opactwo liczyło już ponad stu mnichów. W r. 1138 został opatem w Saint-Bertin, gdzie mnisi już to bronili swej niezależności, już też opowiadali się za reformami kluniackimi. W r. 1139 Innocenty II wręczył mu dekret potwierdzający niezależność ośrodka. W r. 1147 razem z hrabią Flandrii i biskupem z Arras wziął udział w drugiej wyprawie krzyżowej. Gdy w r. 1152 opactwo mocno ucierpiało na skutek pożaru, w ciągu dwóch lat zdołał je odbudować. W r. 1161 oślepł. Zmarł 26 stycznia roku następnego. Nigdy go nie kanonizowano, ale zawsze opatrywano tytułem błogosławionego.

Źródła i literatura w Catholicisme 7 (1975), 310 n.

Leon Ignacy Mangin i towarzysze, męczennicy. O położeniu chrześcijan w Chinach XIX stulecia mówić będziemy więcej w aneksach. Wybuchające raz po raz prześladowania, których stali się ofiarami, nasiliły się pod sam koniec tego stulecia, kiedy to nieporadna cesarzowa-wdowa oparcia szukała w stronnictwie staromandżurskim, a to dla swych celów zmobilizowało wojowników fanatycznej sekty, nazywanych Bokserami. Swoją nienawiść do obcych ześrodkowali oni na chrześcijanach. Zaczęli więc napadać na ich kościoły, palić je, potem masowo mordować wiernych. W okręgu Xiangchenggen pierwszym znakiem nadciągających pogromów była śmierć dwóch jezuitów francuskich. Ojcowie Remigiusz Isoré i Modest Andlauer zginęli przy ołtarzu skromnej kaplicy w On-Y. Było to wyraźne ostrzeżenie dla licznych chrześcijan z tych okolic. Pod kierownictwem ojca Mangin schronili się wówczas w Czu-Kia-cho, bo istniała tam szansa obrony i ocalenia. W obwarowanym miasteczku odparli kilka ataków, kiedy jednak Bokserów wsparły oddziały regularnej armii, obrona nie miała już żadnych szans. Ostatniego ratunku szukali wtedy chrześcijanie w kościele. Zginęli wszyscy. Ojcowie Mangin i Denn śmierć ponieśli przy ołtarzu, inni znaleźli ją w płomieniach podpalonej świątyni lub w jej pobliżu, jeszcze inny wtedy, gdy próbowali ratować się ucieczką. Rozegrały się sceny jak w czasach wielkich prześladowań rzymskich. Triumfy święciła zarazem wierność i bohaterstwo chińskich chrześcijan. Było ich około 1800, ponadto około 1200 zginęło w okolicach miasteczka. Nikt nie zdołał wówczas spisać ich imion i nazwisk. Ustalono je znacznie później, i to jedynie w pięćdziesięciu sześciu wypadkach. Tych też pięćdziesięciu sześciu Pius XII beatyfikował w r. 1955. Duchowymi przywódcami wszystkich tych męczenników byli niewątpliwie kapłani Leon Ignacy Mangin, Paweł Denn, Remigiusz Isoré i Modest Andlauer. – Leon Ignacy Mangin urodził się 31 lipca 1857 r. w Verny, w Lotaryngii, jako jedenaste z dzieci miejscowego sędziego pokoju. Nauki pobierał w kolegiach w Metzu i Amiens. W r. 1875 wstąpił do jezuitów. Pod koniec studiów filozoficznych, odbywanych w Li-ge, wezwano go do wyruszenia na misje. W Tien-Tsinie ukończył teologię i w lipcu 1886 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Pracował potem na wielu stacjach misyjnych w prowincji Hopej, poważany przez władze cywilne i ceniony dla swej energii w działaniu i pogodnego usposobienia. Gdy nadeszło prześladowanie, wszystkich podtrzymywał na duchu. Potem zachęcał wiernych, by pozostali w kościele: -Nieco prędzej, czy nieco później- Za chwilę znów zobaczymy się w niebie-. Gdy padł pierwszy strzał, Maria Czu-Ou-Czen osłoniła go własnym ciałem. Potem zapaliła mu się sutanna. Padł przeszyty drugą serią pocisków. – Z nim razem zginął ks. Paweł Denn. Urodził się 1 kwietnia 1847 w Lille. W 1872 wstąpił do jezuitów i tego samego roku wysłany został do Chin. W osiem lat później otrzymał tam święcenia kapłańskie. Pracował w kilku ośrodkach, a w Tcian-Kia- -Tcioang był rektorem. Pod koniec dołączył do wspólnoty kierowanej przez o. Mangin. Zginął u jego stóp, gdy ukląkł, by przyjąć absolucję. – Remigiusz Isoré urodził się 22 kwietnia 1852 r. w Bambecque, na terenie francuskiej Flandrii. Studiował w Cambrai, a przez jakiś czas był prefektem w Roubaix. W r. 1875 wstąpił do zakonu. Studia kończył już w Chinach, gdzie też w r. 1886 otrzymał święcenia kapłańskie. Przez jakiś czas uczył w kolegium w Tcian-Kia-Tcioang, potem obsługiwał stację i szkołę w On-Y. Tam też zginął, stojąc przy ołtarzu. – Modest Andlauer był Alzatczykiem. Urodził się w Strasburgu. W r. 1877 wstąpił do jezuitów. Nauczał w Amiens, Lille i Brescii, ale marzył o misjach i męczeństwie. Wreszczie w r. 1882 mógł wyjechać do Chin. Zginął tam razem z o. Isoré, miesiąc przed innymi.

Małgorzata

Małgorzata imieniny obchodzi: 18 stycznia, 22 lutego, 25 lutego, 10 kwietnia, 13 kwietnia, 10 czerwca, 13 lipca, 20 lipca, 27 sierpnia, 14 października, 17 października oraz 2 listopada

Jest to imię pochodzenia greckiego, wywodzące się od pospolitego słowa margarit-s ‘perła’ (por. wł. Gemma).

W Polsce jest to jedno z najbardziej popularnych imion żeńskich od czasów średniowiecznych. Poświadczone w formach: Małgorzata (1422), Małgorzeta (1387), Margorzata (1410) Margarzeta, Margarzęta, Margorzata, Margorzeta, Margrzeta, równolegle z formami obcymi: Margareta (1265), Margarita, Margereta, Margaret, Margart, Margerit, Margrit. Formy skrócone i spieszczone to: Greta, Macha, Machna, Marusza, Marzena, Masza, Maszka, Małgosia, Małgośka, Gosia, Gośka, Gosieńka, Małgorzatka (częste w ludowych piosenkach).

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Margarita, ang. Margaret, Marget, Margot, Margery, fr. Marguerite, niem. Margareta, Greta, wł. Margherita, węg. Margit.

Kult Małgorzaty (Maryny) Antiocheńskiej rozkrzewił się na Zachodzie stosunkowo późno. Stał się jednak kultem bardzo popularnym, dobrze zakorzenionym w rozmaitych środowiskach. Stąd popularność zyskało także imię Małgorzata. Pod tym imieniem sławne stały się z czasem dość liczne święte i błogosławione. Jest ich ponad dwadzieścia pięć. Wszystkich tu nie uwzględnimy. Pominiemy te, które mało były znane i których kult, nieraz przemijający, nie zatoczył szerszych kręgów.

Małgorzata Antiocheńska. Punktem wyjścia dla legendy, którą rozmaicie amplifikowano i która rozgałęziła się w niezwykły sposób, była zapewne autentyczna historia Pelagii, męczennicy czczonej w dniu 8 października. Dla uniknięcia aresztowania skoczyła ona z dachu swego domu i tak przyśpieszyła śmierć. Potem z jej osobą związano to, co Jan Chryzostom mówił o bogatej heterze: po swym nawróceniu i przyjęciu chrztu wiodła w całkowitym odosobnieniu życie pokutne. Ta grecka Pelagia stała się później Maryną lub Małgorzatą. W następnych wersjach była już konwertytką z pogaństwa, wyrzuconą z domu przez ojca, potem wybranką prefekta Olibriusza, który dotknięty jej odmową, kazał ją uwięzić, a następnie wydał na śmierć. W więzieniu musiała jeszcze stoczyć walkę z szatanem, który ją napadł pod postacią smoka. Ostatecznego kształtu legenda nabrała pod piórem niejakiego Tymoteusza. Jej echa znajdujemy w synaksariach pod dniem 17 lipca. Na Zachodzie do martyrologiów dostała się za czasów Rabana Maura, i to pod dniem 20 lipca. Gdy odświeżono kontakty ze Wschodem, na Zachód przywędrowały także -relikwie- Małgorzaty-Maryny. Między innymi szczyciły się nimi Montefalcone i Wenecja. Potem sławę świętej rozgłaszały średniowieczne misteria oraz Złota Legenda. Dzięki tej ostatniej Małgorzata stała się także patronką kobiet rodzących. Zaliczono ją ponadto do Czternastu Wspomożycieli.

Małgorzata Szkocka. Była wnuczką króla Anglii Edmunda Żelaznobokiego, którego to dziedzictwo przejął w 1016 r. Kanut Wielki. Synowie zmarłego (lub zamordowanego) władcy odesłani zostali wówczas do Szwecji – podobno z zamiarem dokonania na nich skrytobójstwa – a stamtąd, zapewne poprzez dwór Bolesława Chrobrego, dostali się na Węgry. Jeden z nich, Edward Etheling, poślubił tam Agatę (Algilę), siostrę św. Emeryka. Ich to właśnie córką była Małgorzata Szkocka, która światło dzienne ujrzała na ziemi węgierskiej około r. 1046. Ojczyznę swą poznała dopiero w dwunastym roku życia, gdy rządy w Anglii objął jej stryjeczny dziad, św. Edward Wyznawca. Do 1066 r. przebywała na jego dworze. Po bitwie pod Hastings uszła z krewnymi do Szkocji, gdzie w 1070 r. poślubiła króla Malcolma III. Urodziła mu sześciu synów i dwie córki. Mimo tak licznego potomstwa, które wychowała wzorowo, jej dobroczynna działalność nie ograniczyła się do rodzinnego domu. Wywierając zbawienny wpływ na mało wykształconego męża, wciągnęła go do dzieła reformy kościelnej w Szkocji, w czym był jej także pomocny sławny nauczyciel Anzelma, Lanfrank. Zasłużyła się także w rozwoju oświaty i sztuki oraz ożywieniu duszpasterstwa. We wdzięcznej pamięci zapisała się również jako fundatorka opactwa w Dunfermline. Przede wszystkim jednak zasłynęła z dobroczynności względem potrzebujących. Była równocześnie przykładem bogomyślności i chrześcijańskiego wyrzeczenia. Złożona ostatnią chorobą, przeżyła jeszcze śmierć męża i syna, którzy zginęli w zasadzce nad rzeką Alne (1093). Sama zmarła 16 listopada tegoż roku. Lud rychło uznał ją za świętą. Za świętą uznali także Małgorzatę jej biografowie (Turgot i in.) oraz kronikarze szkoccy. Nie wiadomo, kiedy odbyła się uroczysta kanonizacja. Dość, że w 1250 r. dokonano translacji ciała do kościoła przy opactwie w Dunfermline. Pamiątkę obchodzono odtąd 19 czerwca (data tej translacji); potem także 10 czerwca, 8 lipca itd. Kalendarz rzymski z r. 1969 przywrócił temu wspomnieniu jego miejsce właściwe.

Małgorzata z Roskilde. Była córką zamożnego duńskiego rodu Hvidów, który wydał ze swego grona wielu biskupów, dostojników królewskich i wojowników. Ją samą wydano za Herloga, męża porywczego. Cierpliwie znosiła wybuchy jego gniewu. 25 lub 28 października 1176 r. stała się w końcu ofiarą mężowskiej furii. Powiesił ją tak, by wszystko wskazywało na to, iż sama targnęła się na życie. Z tego też powodu pochowano ją w niepoświęconej ziemi. Ale osobliwe światło, które pojawiło się nad grobem, zastanowiło wielu. Absalon, arcybiskup Lund, krewny Małgorzaty, rozpoczął wówczas dochodzenie. Herlog, wezwany przed trybunał, przyznał się do zbrodni. Dokonano uroczystej translacji szczątków. Ciało złożono w kościele cysterek w Roskilde. Lud bez zwłoki uznał Małgorzatę za męczennicę. Wspomnienie obchodzono w dniu 25 października.

Małgorzata i Ida z Hohenfels. Były córkami grafa, który swe dobra posiadał na północ od Moguncji. Małgorzata wcześnie wstąpiła do klasztoru na Rupertsbergu pod Bingen. Tam to jego założycielka, św. Hildegarda, mianowała ją potem przeoryszą. Jej starsza siostra Ida wyszła tymczasem za Eberharda, hrabiego ze Sponheim. Gdy ten około 1190 r. zmarł, podążyła za Małgorzatą. Nie wiemy, kiedy zmarły. Zapewne w ostatnich latach XII stulecia. Ich kult na przełomie XV i XVI w. odnowił Trithemius, opat ze Sponheim, głośny autor wielu dziełek. Małgorzatę wspominano 29 października, Idę 24 lutego.

Małgorzata z Leuven (Lovanium). Znamy ją dzięki Cezaremu z Heisterbach, autorowi poczytnego ongiś Dialogus miraculorum. Była służącą w gospodzie w Leuven. W dniu 2 września 1225 r. gospodę naszli rozbójnicy i w celach rabunkowych zamordowali właścicieli. Małgorzatę zawlekli potem poza miasto, aby dopuścić się gwałtu. Zginęła w obronie czci własnej. Ciało wrzucono do rzeki Dijle (Dyle). Wydobyli je miejscowi rybacy i skromnie pochowali. Kiedy jednak grób otoczyła przedziwna światłość, sprawa nabrała rozgłosu. Ciało przeniesiono wówczas uroczyście do kolegiaty Św. Piotra, gdzie spoczywa po dzień dzisiejszy. Fier Margrietje zażywa tam czci szczególnej i to pomimo tego, że w r. 1904 Kongregacja Obrzędów dowody na jej nieprzerwany kult -od niepamiętnych czasów- uznała za niewystarczające. Wspomnienie przypada 20 lipca.

Małgorzata z Ypres. Znamy ją dość dobrze dzięki żywotowi, który wkrótce po jej śmierci napisał Tomasz z Cantimpré. Urodziła się w r. 1216 w rodzinie zamożnych mieszczan w Ypres, które wówczas przeżywało okres świetności. W r. 1220 zmarł jej ojciec. Rodziną zajął się wówczas stryj, który był proboszczem w okolicy Ypres. Małgorzatę oddano na wychowanie do zakonnic. Około r. 1234 zwróciła na siebie uwagę dominikanina Sigera z Lille, który zaproponował jej rolę animatorki w gronie pobożnych niewiast. Trybem swego życia przypominały one beginki. Nie żyły w klauzurze, ale praktykowały cnoty odpowiadające zakonnym ślubom. Małgorzata poświęcała przy tym wiele czasu na modlitwę. Żywą cześć okazywała Eucharystii, co duchowo zbliżało ją do współczesnej Julianny z Mont-Cornillon. Pewien wpływ wywierała też na Małgorzatę, księżnę Flandrii. Zmarła po długiej chorobie, w dniu 20 lipca 1237 r. W tym też dniu obchodzono jej wspomnienie.

Małgorzata Węgierska. Była córką króla Beli IV i jego żony, Marii Laskaris; należała do rodziny świętych. Wystarczy powiedzieć, że ciotkami jej były św. Elżbieta z Turyngii oraz bł. Salomea, a rodzonymi siostrami nasze księżniczki: św. Kinga oraz bł. Jolanta. Na świat przyszła w 1242 r., a więc w czasie, gdy Polsce i Węgrom groziły najazdy tatarskie. Nie bez związku z tym położeniem już w czwartym roku życia oddana została na wychowanie do dominikanek w Veszprém, ofiarowana przez rodziców Bogu jako żywe wotum za odwrócenie niebezpieczeństwa ze Wschodu. Mając lat dziesięć, przeniosła się do ufundowanego przez ojca klasztoru na wyspie pod Budapesztem, która zwiedzającym tę naddunajską stolicę znana jest dzisiaj jako Wyspa Św. Małgorzaty. W 1254 r. złożyła tam profesję. Gdy później chciano ją zwolnić z tego obowiązku, aby wydać za księcia kaliskiego, Bolesława Pobożnego, za Przemysła Ottokara II Czeskiego lub Karola Andegaweńskiego, króla Neapolu, stanowczo odmówiła. Toteż w 1261 r. ponowiła publicznie swą decyzję w obecności arcybiskupa Ostrzyhomia (Esztergom) i innych dostojników. Odtąd bez przeszkód mogła wieść życie wypełnione po brzegi bogomyślnością, surowymi wyrzeczeniami oraz uczynkami miłości. W szczególny sposób promieniowała chrześcijańską pokorą i przywiązaniem do zakonnego ubóstwa. Zmarła 18 stycznia 1270 r., uważana powszechnie za świętą. W ciągu wieków kilkakrotnie aprobowano cześć oddawaną jej w zakonie dominikańskim i w diecezjach węgierskich. Ostatecznego potwierdzenia cześć ta doznała w dekrecie Piusa XII o wpisaniu Małgorzaty do katalogu świętych (1943).

Małgorzata z Kortony. Urodziła się około r. 1247 w Laviano, nad jeziorem Trasimeno. Gdy miała siedem lat, straciła matkę, a ojciec ożenił się po raz wtóry. Wiele wycierpiała potem ze strony macochy. Mając siedemnaście lat, związała się z pewnym szlachcicem, który jej obiecywał małżeństwo. Przez siedem lat przebywała z nim w Montepulciano, gdzie też urodziła mu syna. Gdy pewnego razu znalazła kochanka martwego, zabitego przez nieznanych sprawców, wróciła do ojca, ale ten jej nie przyjął. Udała się wówczas do Kortony i poddała kierownictwu tamtejszych franciszkanów. Gdy wieść o jej nawróceniu rozeszła się dostatecznie szeroko, przyjęto ją do Trzeciego Zakonu. Wiodła teraz życie wypełnione pokutami, które dochodziły do skrajności. W r. 1278 założyła szpital dla ubogich i odpowiednią konfraternię. Od r. 1288 żyła już w całkowitym odosobnieniu przy kościele Św. Franciszka. Potem przeniosła się w pobliże kościoła Św. Bazylego. Syn tymczasem został franciszkaninem. Zmarła 22 lutego 1297 r. Kanonizował ją w r. 1728 Benedykt XIII. Obszerną Legendę napisał o świętej Giunta Bevignati, jej duchowy kierownik. Jest w tym piśmie wiele ze zwierzeń jego duchowej córki. Widać stąd, jakie głębokie przeżycia mistyczne stały się udziałem pokutnicy. Po Franciszku Serafickim i Klarze była trzecim jasnym płomieniem zakonu franciszkańskiego.

Małgorzata z Citt- di Castello. Na świat przyszła w r. 1287, dotknięta ślepotą. Rodzice ją porzucili, ale przygarnęło ją małżeństwo Venturino i Giorgia. W r. 1301 została w pobliskim kościele dominikanów tercjarką. Rychło objawił się u niej dar modlitwy mistycznej, połączony z ekstazami. Odznaczała się też niezwykłą mądrością. Wyczerpana pokutami, zmarła 28 października 1320 r. W r. 1609 Paweł V zaaprobował jej kult. Uchodzi za jedną z prekursorek nabożeństwa do św. Józefa. Jej wspomnienie obchodzone jest w dniu 13 kwietnia.

Małgorzata z Faenzy. Urodziła się około r. 1230. Bardzo wcześnie znalazła się w klasztorze założonym przez św. Humilitas, jak ona pochodzącą z Faenzy. Niebawem stała się ulubioną uczennicą i powiernicą założycielki. Gdy ta ostatnia w r. 1310 zmarła, ona przejęła kierownictwo w klasztorze pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty. Sama zmarła 26 sierpnia 1330 r. Jeszcze za życia przypisywano jej rzeczy niezwykłe. To pewne, że obdarzona była darami mistycznymi.

Małgorzata Ebner. Urodziła się około r. 1291 w Donauwörth, w Szwabii. Wcześnie wstąpiła do pobliskiego klasztoru dominikanek w Maria-Medingen. W r. 1312 popadła w chorobę, z której już nie wyleczyła się nigdy. Zapewne przyczyniło się to do pogłębienia jej pobożności i ubogacenia życia duchowego. Przebywała odtąd w odosobnieniu, zwłaszcza po śmierci infirmerki, którą darzyła pełnym zaufaniem. Około r. 1332 zadzierzgnęła nić przyjaźni z dominikaninem Henrykiem z Nördlingen, któremu zwierzała się ze swych mistycznych doznań. Korespondowała także z Janem Taulerem oraz angażowała się w sprawę cesarza Ludwika Bawarskiego. Od r. 1344 na skutek nalegań Henryka zaczęła spisywać swe Offenbarungen. Tak to stała się przedstawicielką tej duchowości, którą historycy nazwą Nonnenmystik. Wyprzedziła też erę autobiografii, mocno jeszcze wówczas spokrewnionych z relacjami o wizjach i z legendami hagiograficznymi. Zmarła 20 czerwca 1351 r. Nie należy jej mylić z Krystyną Ebner, która była jej współczesną. Dodajmy ponadto, że korespondencja Henryka jest pierwszym z zachowanych zbiorów listów w języku niemieckim. Natomiast pisma Małgorzaty dotąd nie zostały jeszcze w całości wydane. Jej kult zaaprobowano dopiero w r. 1979.

Małgorzata Sabaudzka. Urodziła się około r. 1382 w Pinerolo jako córka Amadeusza Sabaudzkiego i siostrzenica papieża awiniońskiego, Klemensa VII. W r. 1403 wydano ją za Teodora II Paleologa, markiza w Monferrato. W piętnaście lat później owdowiała. Aby uniknąć powtórnego małżeństwa, dołączyła wówczas do wspólnoty dominikańskich tercjarek, potem do sióstr drugiego zakonu. Otrzymała tam niezwykły tytuł ksieni. W swym usposobieniu przypominała nieco Katarzynę Sieneńską, której rejestr listów kazała sobie skopiować. Zmarła 23 listopada 1464 r. Klemens IX zaaprobował w r. 1669 jej kult. Wspomnienie obchodzi się w dniu 27 listopada.

Małgorzata Lotaryńska. Urodziła się w r. 1463 na zamku Vaudémont jako córka Fryderyka Lotaryńskiego i Jolanty Andegaweńskiej. W latach 1475-1480 przebywała w Awinionie na dworze swego dziada, króla Ireneusza Andegaweńskiego. W r. 1488 wydano ją za Ireneusza z Alençon. Miała z nim troje dzieci, które wychowała bardzo starannie. Po śmierci męża (1492) przez dwadzieścia lat rządziła jako regentka z wielką rozwagą i poczuciem sprawiedliwości. Pod wpływem św. Franciszka z Paoli zaczęła też praktykować surowe umartwienia, a w r. 1513 została franciszkańską tercjarką. Ufundowała potem w Argentan klasztor dla klarysek. W nim to w r. 1520 złożyła profesję zakonną. Po kres życia była wzorem ascezy i wierności regułom zakonnym. Przyjaźniła się ze św. Joanną de Valois i ścisłe kontakty utrzymywała z biskupem Mans, Filipem Luksemburskim. Zmarła 2 listopada 1521 r. Jej kult zaaprobował w r. 1921 Benedykt XV.

Małgorzata Ward. Daty jej urodzenia nie znamy. Pochodziła z Congleton (hr. Cheshire), ale mieszkała potem w Londynie, gdzie była damą dworu w domu Miss Whitel. Z serdecznym współczuciem odwiedzała w więzieniu ks. Wilhelma Watsona, potem zaś, gdy ten chwilowo się załamał, a następnie powtórnie osadzony został w celi, przemyciła mu powróz, dzięki czemu zdołał zbiec. Kamerdyner Małgorzaty, Irlandczyk Ryszard Flower, wręczył wówczas uciekinierowi ubranie. Małgorzatę i jej służącego aresztowano. Potem oświadczono jej, że może skorzystać z prawa łaski królowej, jeśli przyrzeknie uczęszczać na nabożeństwa protestanckie. Odparła, że byłoby to niezgodne z jej sumieniem. Zginęła na szubienicy w dniu 30 sierpnia 1588 r. W tym samym dniu zginęli: ks. Ryszard Leigh, londyńczyk, oraz Ryszard Martin i Edward Shelley, którzy dopuścili się tej samej -zbrodni-: wspomagali kapłanów katolickich. Pius XI beatyfikował ich w r. 1929, natomiast Małgorzatę wraz z innymi Paweł VI ponadto kanonizował w r. 1970. Dodajmy, że świętej nie należy mylić z Marią Ward (1585-1645), która była założycielką zgromadzenia pod wezwaniem Matki Najśw.

Małgorzata Clitherow. Urodziła się około r. 1553 w Yorku jako córka Tomasza Middletona. W r. 1571 wyszła za Jana Clitherowa. W jakieś dwa lub trzy lata później dzięki osobistym studiom doszła do przekonania, że prawdziwym jest wyznanie katolickie. W nim wychowywała teraz swoje dzieci, w czym jej mąż, protestant, nie robił jakichkolwiek trudności. Dużo się modliła. Wielokrotnie wspomagała kapłanów katolickich i organizowała dla nich kryjówki. Nie mogło to w końcu ujść uwagi duchownych protestanckich oraz agentów królewskich. W dniu 10 marca 1586 r. dokonano w jej domu nagłej rewizji. Kapłan, który się tam wtedy ukrywał, zdołał zbiec, nie znaleziono też niczego kompromitującego. Mimo to Małgorzatę wraz z dziećmi aresztowano. Dzieci wkrótce zwolniono, ją natomiast stawiono przed trybunałem i skazano na śmierć. Wyrok przyjęła spokojnie. Gdy nadszedł czas egzekucji, przywdziała białą szatę, którą od dawna miała przygotowaną na tę okoliczność, a mężowi przesłała posłanie -na znak powinnej miłości jak od początku-. Pozdrowienie przesłała także córce Agnieszce, która potem zostanie mniszką w Lovanium, oraz dwom synom, którzy obiorą stan kapłański. Zgnieciono ją ciężkimi kamieniami. Wraz z innymi beatyfikował ją w r. 1929 Pius XI, kanonizował zaś z całą gromadą męczenników angielskich Paweł VI (1970).

Małgorzata Maria Alacoque. Urodziła się 22 lipca 1647 r. w Lauthecour (Burgundia) jako córka Klaudiusza, notariusza i sędziego. Straciła go, gdy miała lat osiem, i odtąd dorastała w warunkach szczególnie uciążliwych, zdana na tyranię apodyktycznego wuja i gderliwych ciotek. Wcześnie zaczęła tęsknić za życiem zakonnym. Wskazano jej zrazu urszulanki z Mâcon, ale własne serce kazało jej wybrać wizytki w Paray-le-Monial, do których wstąpiła w 1671. W rok później złożyła u nich profesję zakonną. Początki nie były łatwe. Zahartowała jednak rychło swą szczerą pobożność i pokorę, a w ten sposób stała się sposobną do przyjęcia posłannictwa, które w dziejach chrześcijańskiej duchowości miało jej zapewnić miejsce wyjątkowe. W dzień św. Jana Ewangelisty (27 XII 1673 r.) doznała pierwszej wielkiej łaski mistycznej, która pozwoliła jej głęboko wniknąć w miłość Najśw. Serca Jezusowego i która wezwała ją do szerzenia jego kultu w duchu zadośćuczynienia. Wezwanie okazało się trudniejsze do zrealizowania, niż można by przypuszczać. Święta doświadczyła sprzeciwu i nieufności. Stało się to źródłem nowych udręk, które z czasem złagodziło roztropne kierownictwo kolejnych spowiedników, jezuitów Klaudiusza La Colombi-re, ojca Rolin i ojca Croiset. Po pierwszym objawieniu nastąpiły dalsze: w r. 1674 żądanie pierwszopiątkowej Komunii św. przyjmowanej w duchu wynagrodzenia, a 16 czerwca 1675 tzw. wielkie objawienie z wyznaniem: -Oto Serce, które tak bardzo umiłowało ludzi…- i z żądaniem ustanowienia osobnego liturgicznego święta. W dziesięć lat później Małgorzata została wychowawczynią nowicjuszek, wśród których mogła teraz bez większych sprzeciwów szerzyć kult Najśw. Serca tak, jak sama dzięki swym mistycznym doznaniom kult ten pojmowała. Przeżycia tego rodzaju zresztą jeszcze się nie skończyły. 2 lipca 1688 r. doznała wizji Najśw. Serca, Najśw. Marii Panny, św. Franciszka Salezego i Klaudiusza La Colombi-re. W tym mniej więcej czasie w obrębie klasztoru powstała pierwsza kaplica ofiarowana Najśw. Sercu Jezusowemu, a już przedtem Małgorzata wespół z siostrami obchodziła uroczyście święto tegoż Najśw. Serca. Zmarła po krótkiej chorobie, 16 października 1690 r. Beatyfikował ją dopiero Pius IX w r. 1864, a kanonizował Benedykt XV w r. 1920. Idea kultu Najśw. Serca, zrodzona z przeżytych przez Małgorzatę wizji, rozwijała się tymczasem pośród zmiennych losów. Nie tu miejsce na odtwarzanie dziejów kultu Najśw. Serca, powiedzmy jednak krótko, że myśl wielkiej promotorki z Paray-le-Monial przyjmowana była często w sposób graniczący ze skrajnością. Kwitowano ją nieraz nieufnością, to znów traktowano z przesadnym entuzjazmem. Właściwe miejsce św. Małgorzaty Marii w rozwoju czci Najśw. Serca autorytatywnie uwypuklił dopiero Pius XII w encyklice Haurietis Aquas: -Najważniejsze… miejsce wśród tych, którzy krzewili kult Najśw. Serca Jezusowego, zajmuje św. Małgorzata Maria Alacoque… Zapalona niezwykłą gorliwością, sprawiła, nie bez podziwu wierzących, że kult ten nabierał właściwych sobie wymiarów, różniąc się od wszystkich form pobożności chrześcijańskiej podkreśleniem elementu miłości i wynagradzania… Kult ten nie zjawił się w Kościele nagle, ani też nie zrodził się na skutek prywatnych objawień, lecz stanowi spontaniczny wykwit żywej wiary i gorącej pobożności, którą ludzie obdarzeni nadprzyrodzonymi darami żywili względem Zbawiciela i Jego chwalebnych ran… Z tego wynika, że objawienia św. Małgorzaty Marii nie wniosły nic nowego do katolickiej nauki w tej materii. Mają one jednak swoje znaczenie, polegające na tym, że Chrystus Pan ukazując w nich Serce Najświętsze chciał w niezwykły sposób zwrócić umysły ludzkie ku kontemplacji i czci tajemnicy miłości, którą miłosierny Bóg okazał względem rodzaju ludzkiego-.

Małgorzata Bourgeoys. Urodziła się 17 kwietnia 1620 r. w Troyes, w Szampanii, w rodzinie niezamożnej, liczącej dwanaścioro dzieci. Kiedy dorosła, przez jakiś czas współpracowała ze zgromadzeniem sióstr Notre-Dame, założonym dopiero co przez Alicję Le Clerc. Zetknęła się tam m.in. z Pawłem Chomedey de Maisonneuve, gubernatorem królewskim w Montrealu. Potem z dwoma towarzyszkami próbowała wieść życie wspólne, dzieląc czas na bogomyślność i posługi miłości. W końcu pod wpływem swego kierownika duchownego zdecydowała się naśladować Pannę podróżującą, Vierge voyag-re, a więc oddawać się tej służebności, którą Matka Najśw. okazywała apostołom i Kościołowi po Wniebowstąpieniu. Wyruszyła następnie do Kanady. Zatrzymała się tam w domu gubernatora i rozpoczęła działalność charytatywną. Zajęła się także budową kościoła, a ponadto zaopiekowała się dziewczętami przybyłymi z Europy po to, aby osadnicy mieli się z kim żenić. Po jakimś czasie pojechała do kraju z zamiarem pozyskania współpracownic. Gdy wróciła, wybudowała dom dla nauczycielek i nabyła majątek na ich utrzymanie. W r. 1670 znów wyjechała do Francji, tym razem dla uzyskania patentu królewskiego. Zgromadzenie wzrastało tymczasem w liczbę. W r. 1676 uzyskało ono aprobatę biskupią. Trzy lata później po raz trzeci pojechała do ojczystego kraju, aby napisać dla zgromadzenia reguły zakonne. W r. 1693 złożyła jednak urząd przełożonej i usunęła się na ubocze. Potem wiele jeszcze wycierpiała. Nękały ją skrupuły, a także niechęć otoczenia, sprowokowana podejrzanymi -rewelacjami- jednej z sióstr. Zmarła 12 stycznia 1700 r. Beatyfikował ją w r. 1950 Pius XII, a kanonizował w r. 1982 Jan Paweł II.

Paweł

Paweł imieniny obchodzi: 10 stycznia, 15 stycznia, 25 stycznia, 1 lutego, 5 lutego, 6 lutego, 8 lutego, 2 Marca, 7 Marca, 22 Marca, 28 kwietnia, 7 czerwca, 26 czerwca, 28 czerwca, 29 czerwca, 12 lipca, 20 lipca, 19 października, 16 listopada oraz 19 listopada

Jest to imię pochodzenia łacińskiego. Pierwotnie tzw. praenomen (imię właściwe) nadawane dziecku w związku z jakąś cechą fizyczną. Pierwotne znaczenie tego imienia to ‘mały’. Później mogło być też używane w funkcji cognomen. W tej roli bardzo często występowało w rodzie rzymskim Emiliuszów (gens Aemilia).

Na gruncie chrześcijańskim popularność swą jako imię zawdzięcza św. Pawłowi.

W Polsce znane jest od czasów średniowiecznych (pocz. XIII w.). Poświadczają je formy Paweł, Pawał oraz spieszczenia: Pachnik, Pasz, Paszek, Pachucy, Pawlik, Pawlisz, Pawełko, Pawełek, Pawlich, Pawliczko, Pawliczek. Do dziś imię jest dość popularne. Jako spieszczenia używane są formy: Pawełek i gwarowe Pawluś. Od imienia Paweł pochodzą nazwiska: Pawlak, Pawlas, Pawlus, Pawłowicz, Pawłowski, Pawelski, Pawełkiewicz, Pawełek, Pawlik, Pawliczek, Pawliszak, Pawlikiewicz, Pawlicki, Pawlikowski, Pawluszkiewicz, Pawłucki, Pawlusiński, Pach, Paszek, Pasek, Pachowicz, Pacho, Pachoński, Paszkiewicz, Paszkowski oraz nazwy miejscowe: Pawlikowice, Pawłów, Pawłowice.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Paulus, ang. Paul, fr. Paul, Pal, Paoul, Pau, Paulet, Pol, Pou, Poul, hiszp. Pablo, niem. Paul, Paulus, ros. Pawieł, ukr. Pawło, węg. Pál, wł. Paolo, Polo.

Świętych, którzy pod tym imieniem pojawiają się w martyrologiach i innych zapisach hagiograficznych, jest ponad sześćdziesięciu. Tu przedstawimy dwudziestu pięciu. Inni, zazwyczaj wymieniani w licznych grupach męczenników, nie są dostatecznie rozpoznani i nie doczekali się wyraźniejszych oznak kultu.

Paweł, apostoł narodów. Znamy go dość dobrze z Dziejów Apostolskich i jego osobistych wyznań, rozproszonych po trzynastu listach, wchodzących w skład Nowego Testamentu. Urodził się przed r. 10 po Chrystusie w Tarsie, stolicy Cylicji. Rodzice, którzy byli prawowiernymi Żydami, pochodzili może z Giskali w Galilei (Hieronim) i wywodzili się z pokolenia Beniamina. Z rodzinnego domu Szaweł wyniósł nie tylko to czcigodne stare imię żydowskie, ale także silne przywiązanie do tradycji, tak jak ją rozumieli faryzeusze. Jako faryzeusz musiał też wcześnie nauczyć się jakiegoś rzemiosła, jakkolwiek jego społeczna pozycja tego nie wymagała. Szaweł zdobył tedy umiejętność tkania płacht namiotowych, co w czasie prac misyjnych zapewniało mu utrzymanie. Jako obywatel Tarsu miał pełne prawa obywatelskie w cesarstwie. Mówił poprawnie po aramejsku, znał język grecki, a nawet otarł się o greckie piśmiennictwo. W literaturę i filozofię grecką głębiej jednak nie wniknął. To, co później pojawi się u niego z tych dziedzin, nabył raczej mimochodem, przez zwyczajne ocieranie się o greckie środowisko. Jego późniejsza twórczość literacka słownictwem, porównaniami i obrazami (sport, prawo itd.) zdradza, że wyrósł w mieście. Świadczy ona jednak przede wszystkim o jego oczytaniu w Piśmie Św., tzn. w Septuagincie. Między r. 18 a 20 Paweł udał się do Jerozolimy, aby w szkole Gamaliela I studiować Torę. Świadczą o tym znowu jego pisma, znać w nich bowiem wpływ egzegezy rabinów palestyńskich, są przykłady zaczerpnięte z typologii hellenistyczno-judaistycznej oraz z apokalips żydowskich. Gorliwość w strzeżeniu religijnych tradycji oraz intuitywne wyczucie, że zagraża im poważne niebezpieczeństwo ze strony chrześcijaństwa, sprawiły, że mając około 25 lat stał się zdecydowanym przeciwnikiem i prześladowcą Kościoła. Największym przy tym zgorszeniem była dlań zapewne wiara, z jaką chrześcijanie odnosili się do swego ukrzyżowanego Mesjasza. Z listami polecającymi, wygotowanymi przez Synedrium, udał się około 35 r. do Damaszku i wtedy właśnie u bram miasta dokonała się tajemnica, która wymyka się spod kwalifikacji czysto psychologicznych. Ile zawdzięczał temu oślepiającemu oświeceniu, opowiedział później w Liście do Filipian (3, 7-12). Byłoby wprost absurdalnym twierdzić, że to, co wówczas przeżył, nastąpiło jako ostatni etap nurtujących go wątpliwości i głębokiego, dokonującego się w nim kryzysu religijnego. Nie jest też zbyt szczęśliwym nazywać tę godzinę nawróceniem. Paweł nie zwracał się od niewiary ku wierze w jedynego Boga lub z religijnej obojętności do życia gorliwego, ale z gorliwej służby Bożej, z której zawsze był dumny, do życia w łasce, do poznania Jezusa Chrystusa i służenia bez podziału Jego Ewangelii. Ochrzczony przez Ananiasza, rozpoczął tę służbę niemal od razu – w synagogach Damaszku. Potem usuwa się do -Arabii-, tzn. do kraju Nabatejczyków (na południowy wschód od Damaszku), gdzie rozproszone były kolonie żydowskie. Wróciwszy do Damaszku, wkrótce potem, ścigany nienawiścią Żydów, musiał stamtąd uciekać (początek 37 r.-). Wówczas to podążył do Jerozolimy, aby poznać Piotra. Ale przebywał tam tylko piętnaście dni. Następnie udał się do Syrii i Cylicji, gdzie spędził kilka lat. Około r. 44 Barnaba ściągnął go do syryjskiej Antiochii, aby wspomógł go w pracy na miejscu. Stamtąd wysłano obydwu z posłaniem do pogan. Przekazywali je najpierw na Cyprze, potem w południowych okolicach Galacji aż po Derbe. Tymczasem coraz ostrzej rysował się konflikt między chrześcijanami nawróconymi z pogaństwa a tymi, którzy należeli do narodu wybranego. Aby apostołów i starszych przebywających w Jerozolimie skłonić do opowiedzenia się za uwolnieniem nawróconych pogan od ciężarów Prawa żydowskiego, gmina antiocheńska wysłała Pawła i Barnabę na tzw. sobór jerozolimski (r. 49/50). Osiągnąwszy, co zamierzał, Paweł rozpoczął z nowymi współpracownikami drugą wyprawę misyjną (50-53). Odwiedził teraz gminy pozakładane wcześniej w Azji Mniejszej, pojechał do kraju Galatów i poprzez Filippi, Tesalonikę i Bereę dotarł do Achai. W jej stolicy, Koryncie, przebywał półtora roku. Tam też napisał dwa listy do Tesaloniczan. Trzecia wyprawa zawiodła go do stolicy prowincji Azji, do Efezu, gdzie pośród wielu niebezpieczeństw i prześladowań przetrwał dwa i pół roku. Był równocześnie w żywym kontakcie z innymi gminami, jak o tym świadczą napisane wówczas listy do Koryntian i Galatów, może także do Filipian. Potem poprzez Macedonię jeszcze raz udał się do Koryntu. Na początku 58 r. pojechał do Jerozolimy, aby tamtejszej gminie zawieźć składkę zebraną w Macedonii i Achai. Sądził wówczas, że spełniwszy swe zadanie na Wschodzie, będzie mógł niebawem wyruszyć na Zachód. Dał temu wyraz w napisanym dopiero co Liście do Rzymian (15, 22-24). Tymczasem w Palestynie czekały na niego niemałe przykrości: napaść Żydów, aresztowanie przez władzę rzymską, przesłuchiwania przez prokuratorów Feliksa i Festusa, dwuletnie więzienie w Cezarei. Gdy odwołał się do cesarza, nastąpiła deportacja drogą morską, a w czasie podróży katastrofa u brzegów Malty. Na początku 61 r. przybył do Rzymu, gdzie dalsze dwa lata spędził w więzieniu o dość łagodnym regulaminie. Napisał wówczas listy do Kolosan, Filemona, Efezjan i, wedle tradycyjnego poglądu, do Filipian. Na tym pobycie w Rzymie kończy się relacja Dziejów Apostolskich o św. Pawle. Resztę odtwarzamy z różnych ułamkowych przekazów i trwałej, a zarazem wczesnej tradycji historycznej. Tak więc jest rzeczą niemal pewną, że po opuszczeniu więzienia Paweł udał się na Wschód. Przez czas jakiś działał wówczas w Efezie i na Krecie. Potem aresztowano go po raz drugi. W Rzymie oczekiwał już tylko na zakończenie procesu i niechybną śmierć. Zapewne wówczas powstały listy zwane pastoralnymi (Tm, Tt), których autentyczność niejednokrotnie próbowano podważać. Czy jeździł także do Hiszpanii (63 r.)- Rzecz nie jest pewna, ma jednak za sobą świadectwa zaczerpnięte z pierwszego listu św. Klemensa oraz z tzw. fragmentu Muratoriego. Tradycja pierwotnego Kościoła utrzymuje wreszcie zdecydowanie, że w Rzymie dopełnił swoich pracowitych dni świetnym męczeństwem. Przypadło ono na prześladowanie zainicjowane przez Nerona (64-68), prawdopodobnie na lata 66 lub 67. Miejsce dokonania męczeństwa i uniwersalne znaczenie apostołowania Pawła kojarzy nierozłącznie jego pamięć z męczeńską śmiercią poniesioną w Rzymie przez księcia apostołów, Piotra. Nie znaczy to wszakże, że musieli zginąć tego samego dnia. Nie w tym samym też miejscu złożono ich ciała. W każdym razie od bardzo dawnych czasów pamiątkę ich obchodzono razem, w czasie jednej uroczystości. W r. 285 ustanowione zostało ich wspólne święto, które bardzo rychło przyjęło się w całym Kościele. Za przykład mogą tu służyć świątynie Konstantynopola, w których co roku w dniu 29 czerwca obchodzono uroczyście święto Piotra i Pawła; nie tak zaś było z pamiątką innych apostołów. Z czasem względy praktyczne sprawiły, że papież odprawiwszy 29 czerwca uroczystą mszę na Watykanie, udawał się nazajutrz do Bazyliki św. Pawła za Murami. Stąd drugie wspomnienie w martyrologium, umieszczone pod dniem 30 czerwca. Trzecie zaś, 25 stycznia, widniało pierwotnie w Martyrologium Hieronimiańskim pod nazwą translacji. Ale takiej nigdy nie było. W VII w. rzeczywiście pominięto to określenie i zastąpiono je terminem: conversio – nawrócenie. W czasach najnowszych ten właśnie dzień dzięki inicjatywom P. J. F. Wattsona i P. Couturiera stał się dniem modlitw o zjednoczenie Kościołów chrześcijańskich (1908 r.). Św. Paweł wspominany jest w kalendarzach i martyrologiach jeszcze raz, a mianowicie 18 listopada. Kościół zachodni obchodzi w tym dniu (od XI w.) pamiątkę poświęcenia czcigodnych bazylik rzymskich Piotra i Pawła. Warto dodać, że jest to wspomnienie poświęcenia dawnych bazylik św. Piotra i Pawła. Obecną Bazylikę św. Piotra poświęcił Urban VIII 18 listopada 1626 roku, a odnowioną po pożarze Bazylikę św. Pawła za Murami Pius IX 10 grudnia 1854 roku.

Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z apostołem przez lekturę jego listów oraz zapoznanie się z częściowym opisem jego działalności w Dziejach Apostolskich. Teksty pracowicie zestawia Słownik osób NTest. 322-333. Istnieje mnóstwo komentarzy do tych tekstów. Starsze podaje DB 4 (1908), 2188-2231; nowsze DBSuppl. 7 (1966), 156-387; a także Catholicisme 10 (1985), 866-910. Dobry wybór oraz rozprawa o osobowości Pawła i jego duchowości w DSp 12 (1984), 487-522. – Pomniki kultu i święta w BHG 1451-1465x; BHL 6568s-6583; oraz w Com. mart. rom. 34 n. 261 i 530. – O zgromadzeniach pod wezwaniem św. Pawła LThK 8 (1963), 229 oraz Catholicisme, t. c., 913-915. – U nas literaturę paulińską zestawia Encykl. bibl. 2 (1960), 217-252. Do dziejów kultu ponadto: Neuling, według indeksu; Złota Legenda 254-261; ŻŚw pod dniami 25 stycznia, 29 i 30 czerwca; Estr. 24 (1912), 153; Recepcja antyku 1/2 (1983), 281-286; Dramat St. 619. Z nowszych na uwagę zasługują: C. Fouard, Św. Paweł 1-2, Warszawa 1911-1912; F. Prat, Św. Paweł, Kraków 1924; K. Pieper, Św. Paweł – Misjonarska indywidualność i działalność apostoła narodów, Kraków 1929; E. Dąbrowski, Św. Paweł – Życie i pisma, Poznań2 1952; tegoż editio maior: Dzieje Pawła z Tarsu, Warszawa2 1965. – Ikonografia w Bibl. Ss. 10 (1968), 164-228; LCI 8 (1976), 128-147; Catholicisme, t. c., 910-913. Ikony Rublowa także w wyd.: M. Ałpatow, Rublow, Warszawa 1975, 20. 37. 49. Przyczynki do ikonografii polskiej w BHS 1 (1932-33), 153; 2 (1933-34), 36. 29. 298; 3 (1934-35), 32; 13 (1951), 142; 18 (1956), 81; W. Smoleń, Ilustracje świąt kościelnych w polskiej sztuce, Lublin 1987, 205-209; Grafika Lud. 102; LPB 417-429.

Paweł, biskup Narbonne. Prudencjusz nazwał go równym męczennikom. Podobne pochwały wygłosił ku jego czci Grzegorz z Tours. Ten sam historiograf podaje, że kiedy Decjusz był razem z Gratusem prokonsulem (250), wysłano do Galii siedmiu biskupów na przepowiadanie Ewangelii. Wśród nich znalazł się właśnie Paweł. Vita, która prawdopodobnie pochodzi z połowy IV stulecia, utrzymuje, że do Narbonne przybył z Rzymu w czasie prześladowań. Pochowano go na suburbium, w miejscu, gdzie obecnie znajduje się kościół pod jego wezwaniem. Od IV w. poczynając, grób biskupa otaczany był czcią; jest to jedna z najstarszych oznak czci oddawanej biskupowi, który nie był męczennikiem. Późniejsza legenda utrzymywała, że św. Paweł apostoł nawrócił na Cyprze prokonsula Sergiusza Pawła, który podążył za apostołem do Rzymu. Doznał tam niewysłowionych tortur, ale cudownie uzdrowiony, wyświęcony został na biskupa. Potem towarzyszył apostołowi w drodze do Hiszpanii, ewangelizował Béziers i tam udzielił sakry Afrodyzjuszowi. Założył w końcu wspólnotę chrześcijańską w Narbonne. Już Usuardus odrzucał tę legendę. Do martyrologium wpisał Pawła pod dniem 12 grudnia. W Martyrologium Hieronimiańskim widniał pod 22 marca.

Paweł z Teb. Znamy go niemal wyłącznie z jednego źródła: z życiorysu napisanego w latach 374-379 przez św. Hieronima. Istnieje wprawdzie wiele różnojęzycznych wersji Vita sancti Pauli Thebaei, jednak po dyskusjach ciągnących się długo uczeni doszli do zgodnego wniosku, że zależne są one od łacińskiego oryginału, który wyszedł spod pióra Hieronima. Czy samotnik z Betlejem pisząc ten życiorys miał autentyczne materiały do dyspozycji, czy też raczej, chcąc stworzyć pochwałę życia pustelniczego, jął się literackiej fikcji- Niektórzy sądzili, że taki właśnie jest charakter jego dziełka (tak np. Weingarten i R. Reizenstein). Przypuszczali inni, że doszło do jakiegoś pomieszania osób, że istniał raczej jakiś Paweł Oxyrynchita itd. Większość badaczy przyjmuje jednak historyczność Tebańczyka, dopatrując się jej potwierdzenia w drobnych, ale harmonizujących ze sobą szczególikach spoza tradycji hieronimiańskiej. W hagiografii zdarza się to zresztą niejednokrotnie: wspomnienie jakiegoś świętego z epoki starożytnej zaciemnione zostało silnie przez literacką tradycję, nie pozbawioną elementów, które ją kompromitują; mimo to historyczność postaci zagwarantowana została przez tradycję liturgiczną i wczesne ślady kultu. Paweł z Teb miał się urodzić około r. 228 jako syn zamożnych rodziców. Gdy za cesarza Decjusza rozpoczęło się prześladowanie, uszedł na pustynię. Gdy potem zachłanny szwagier zagroził mu jako chrześcijaninowi denuncjacją, uszedł po raz wtóry i zamieszkał w skalnej grocie. Żył tam jako pustelnik przez lat dziewięćdziesiąt. Pod koniec życia miał go odwiedzić św. Antoni. Paweł zmarł w r. 341 mając lat 113. Wkrótce po jego śmierci Antoni miał powrócić na to miejsce i pochować go przy pomocy dwóch lwów. W XII w. znaleziono rzekomo relikwie św. Pawła i przeniesiono je najpierw do Konstantynopola, potem do Wenecji (1240 r.), a w końcu na Węgry (1381 r.). W tej ostatniej translacji udział mieli węgierscy paulini, zakon znany dobrze u nas, szczycący się patronatem pierwszego pustelnika. W martyrologiach zachodnich wspominano Pawła 10 stycznia. Potem przeważył jednak termin późniejszy, tzn. 15 stycznia. W tym dniu oraz 5 stycznia wymieniały Pawła liturgiczne księgi greckie.

Paweł I, patriarcha konstantynopolitański. Pochodził z Tesaloniki. Miał być sekretarzem Aleksandra Konstantynopolitańskiego, który też wyznaczył go na swego następcę. Sakrę otrzymał u Św. Ireny w r. 337 lub następnym. Wkrótce potem Macedoniusz, jeden z jego kapłanów, postawił go w stan oskarżenia. Zesłano go do Pontu lub do jego rodzinnego miasta. Pod koniec 339 lub w roku następnym poczynił w Trewirze starania o powrót, ale na swą stolicę wrócił dopiero po śmierci Euzebiusza, którego osadzono na jego miejscu. Macedoniusz znów intrygował. Gdy w listopadzie lub w grudniu 342 r. na skutek wywołanych przezeń niepokojów zabito Hermogenesa, urzędnika cesarskiego, Konstancjusz II osadził na miejscu Pawła samego Macedoniusza. Wówczas patriarcha pozostał głową tych, którzy opowiedzieli się za wyznaniem nicejskim. W r. 344 zesłano go do Singery (Mezopotamia), a potem do Emessy (Syria), a w końcu do Kukuzy (Kapadocja). W tej ostatniej około r. 350 jako więzień zmarł, może uduszony. Nie wiadomo, kiedy ciało przeniesiono do Ancyry. Teodozy Wielki kazał je sprowadzić do stolicy (381 r.). Złożono je wówczas w kościele wybudowanym przez Macedoniusza. Odtąd był to kościół Św. Pawła. Za łacińskich rządów w Konstantynopolu relikwie wywieziono do weneckiego San Lorenzo. Żywot, który opowiada o wyznawcy, zawiera wiadomości pochodzące od współczesnych, ale też amplifikowane dane, których dostarczyli Sokrates i Sozomenos. Miały na celu wyposażyć Konstantynopol w drugiego Atanazego. Synaksaria wspominały Pawła w dniu 6 listopada, natomiast martyrologia łacińskie w dniu 7 czerwca.

Paweł Prostak. Jest bohaterem budujących anegdot, które znajdujemy w Historia Lausiaca Palladiusza. Miał odkryć zdradę żony i wtedy usunął się na pustynię. Św. Antoni, do którego się zgłosił, poddał go licznym i surowym próbom. Wyszedł z nich zwycięsko dzięki pokorze i prostocie, od której urobiono mu przydomek. Okazał się też dobrym egzorcystą tam, gdzie inni uczeni mnisi nie mogli dać sobie rady. Poza wspomnianym dziełkiem Palladiusza mówią o nim Historia monachorum in Aegypto oraz historyk Sozomenos. W synaksariach wspomnienie widniało pod 5 października lub 18 marca; w martyrologiach łacińskich pod dniem 7 marca.

Paweł, biskup z Trois-Châteaux. Po raz pierwszy wspomina go dopiero Adon, a żywot, który się zachował, jest z XIII stulecia. Miał pochodzić z Rzymu lub z Reims. Gdy wstępował na stolicę biskupią, jego żona schroniła się w klasztorze w Arles. Jego następca Florencjusz brał w r. 517 udział w synodzie w Epaone. Wszystko to skłania do przypuszczenia, że biskup życia dokonał na początku VI wieku. Nic ponadto pewnego o nim powiedzieć się nie da. Wspomnienie obchodzono 1 lutego.

Paweł Aurelian. Urodził się może w Brytanii około r. 480. Miast służby wojskowej, którą mu proponował ojciec, obrał życie zakonne. Zetknął się dzięki temu ze świętymi Dawidem, Samsonem i Gildasem. Potem nie zgodził się przyjąć godności biskupa dworskiego, którą mu proponowano. Udał się za Kanał i osiadł na wysepce Batz. Wysłany na dwór Childeberta, musiał tam przyjąć sakrę biskupią. Osiadł potem w miejscu, które nazwane zostanie Kastel-Paul, a następnie Pol de Léon. Toponimia bretońska zaświadczy zresztą wielokrotnie o czci tego mało znanego świętego. W r. 960 jego relikwie przeniesiono do opactwa Fleury-sur-Loire. Wspomnienie obchodzono 12 marca.

Paweł, biskup Verdun. Urodził się w możnej rodzinie epoki merowińskiej. Przez jakiś czas przebywał na dworze Chlotara II. Chcąc wieść życie bogomyślne, udał się potem na wzgórze pod Trewirem i osiadł tam jako pustelnik. Miał także przebywać w opactwie Tholey, ale wielu szczegół ten odrzuca. Powołany na biskupstwo w Verdun, odnowił w diecezji życie religijne, zacieśnił więzi organizacyjne i przywrócił dyscyplinę kościelną. Wybudował też kościół pod wezwaniem św. Saturnina, w którym go potem pochowano. Zmarł w r. 648 lub następnym. Relikwie przeniesiono później do katedry. Wspomnienie obchodzi się 8 lutego.

Paweł, męczennik z Cypru. W Martyrologium Rzymskim widnieje pod 17 marca jako męczennik konstantynopolitański. W rzeczywistości był czczonym później w stolicy męczennikiem z Cypru. Razem z innymi aresztowany został przez tamtejszego gubernatora Teofana Lardotyra. Męczono go w sposób okrutny i w końcu żywcem spalono. Jak inni w tym czasie, ginął za obronę czci obrazów. Stało się to około r. 760. O męczeństwie wiemy dzięki danym z Acta Stephani Iunioris, które zredagował diakon Stefan, współczesny wydarzeniom.

Paweł, męczennik konstantynopolitański. Nazywano go także Młodszym lub Novus. Miał zginąć w r. 766 lub nieco później, w każdym razie za rządów Konstantyna V, najzawziętszego wroga kultu świętych obrazów. O męczenniku wiele powiedzieć nie potrafimy, bo opisy jego męczeństwa są późne i pozbawione wartości historycznej. To pewne, że czczono go 8 lipca i że relikwie przewiezione zostały do Wenecji, gdzie złożono je na wysepce św. Jerzego.

Paweł I, papież. Rządził tuż po zawarciu przez papiestwo układów z królem Franków, Pepinem Małym. Włości papieskie, zawiązek państwa, otrzymały dzięki temu poważne gwarancje, natomiast Pepin wyniesiony został do godności królewskiej (751). Nie mogło się to podobać ani zwolennikom polityki probizantyńskiej, ani panującym na wielkich połaciach Italii Longobardom. Rzymianin z urodzenia, a brat poprzednika, Stefana II, Paweł wybrany został na stolicę Piotrową 29 maja 757 r. W rywalizacji z kontrkandydatem, diakonem Teofilaktem, wspomogło go niewątpliwie poparcie reprezentanta Pepina. W ciągu dziesięciolecia nowy papież wzmocnił alians z Frankami, ale na sprawy kościelne w państwie Pepina nie mógł sobie zagwarantować zbyt wielkiego wpływu. Udało mu się natomiast powiększyć papieskie państwo. Wszystko to nie przestawało niepokoić możnych rzymian, co zaznaczy się wyraźnie po śmierci papieża. Nastąpiła ona 28 czerwca 767 r. W dawnych martyrologiach Paweł I nie był wspominany. Do Martyrologium Rzymskiego wprowadził go Baroniusz. W zreformowanym rzymskim Proprium (1963) Pawła I się już nie wspomina.

Paweł IV, patriarcha konstantynopolitański. Jego także niektórzy nazywają Młodszym, co jest zapewne jednym z powodów zamieszania w hagiografii bizantyńskiej. Paweł Młodszy pojawia się mianowicie w synaksariach pod rozmaitymi datami dziennymi: 2 września, 20 i 31 sierpnia, ale nie wiemy, na oznaczenie którego z ongiś czczonych świętych. Gdyby chodziło o patriarchę, mógłby nim być Paweł III (+ 694 r.), ale wiele wskazuje na to, że chodzi o oznaczanego cyfrą IV. Kościołem konstantynopolitańskim rządził on w latach 780-784. Na tron patriarszy wstąpił po śmierci Nicetasa I (780 r.), który był obrazoburcą. Sam Paweł był wtedy lektorem, a pochodził z Cypru. Wyniesiony do wysokiej godności przez Leona IV Chazara, podpisał deklarację potępiającą kult obrazów, ale potem podobno bardzo żałował czynu i niebawem, porzuciwszy tron patriarszy, usunął się do klasztoru. Na próżno nalegano, aby wrócił do stolicy.

Paweł, biskup Pluzji (Prusji). Pod dniem 7 marca wpisano do Martyrologium Rzymskiego Pawła, biskupa Peluzjum, w Egipcie. Było to mylne przeniesienie na świętego, którego wspominały synaksaria w tym dniu, szczegółów zaczerpniętych ze wspomnienia biskupa Teofilakta, którego te same synaksaria wspominały w dniu następnym. Biskup Pluzji zmarł na wygnaniu w Bitynii, zapewne w r. 832 lub następnym. Znamy go z żywota Piotra z Atroa, który Pawła cudownie uleczył.

Paweł, męczennik z Kordoby. Znamy go przede wszystkim z Memoriale Sanctorum św. Eulogiusza. Pochodził z samej Kordoby, a wychowywał się przy tamtejszej Bazylice św. Zoila. Gdy został diakonem, zasłynął z prostoty, posłuszeństwa i miłości okazywanej uwięzionym. Idąc za przykładem św. Syzenanda, sam stawił się przed zwierzchnością muzułmańską i zadeklarował, że islam to wyznanie błędne i że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem. W więzieniu spotkał innych wyznawców. Zginął 20 lipca 851 r. Pochowano go we wspomnianej bazylice. Martyrologium Rzymskie poszło za relacją Eulogiusza.

Paweł z Xeropotamos. Był ponoć wnukiem cesarza Michała I, a synem Teofilakta, który usunięty do Aten, wybudował kościół pod wezwaniem św. Mikołaja. Gdy Paweł osiągnął pełnoletność, pojął za żonę bogatą atenkę, krewną cesarzowej Teodory. W r. 920 Roman Lakapenos zdobył tron i wtedy wezwał go do stolicy. Został mianowany patrycjuszem i wysokim urzędnikiem administracji cesarskiej. W r. 928 oskarżono go jednak o spiskowanie przeciw własnemu zięciowi. Musiał wtedy udać się na wygnanie. Na górze Athos zajął się klasztorem Xeropotamos, który niedawno spalili arabscy piraci. Tam to imię Nicetas zamienił na imię apostoła narodów. Wiodąc życie zakonne, zaczął także pisać teksty religijne. Ułożył mianowicie homilię na Ofiarowanie Pańskie, kanony na wspomnienie czterdziestu męczenników z Sebaste oraz jamby ku czci Krzyża Świętego. Potem dzięki środkom, które otrzymał od cesarza, odnowił kościół przy klasztorze, a ten ostatni obwarował przywilejami. Został w końcu ihumenem klasztoru. Zmarł 28 lipca 950 r. Pochowano go w stolicy.

Paweł Słupnik z Latros (Latmos). Urodził się około r. 880 w Elea, niedaleko Pergamum, w Azji Mniejszej, jako syn Antiocha, który był marynarzem i który rychło go osierocił, umierając na skutek ran odniesionych w walce z piratami. Razem z bratem Bazylim wychowywał się w klasztorze Św. Szczepana. Potem udał się na Olimp i tam przyjął habit mnisi. Następnie schronił się na górze Brachianos (dziś Samrun Dag), która sąsiadowała z Latros. Przez jakiś czas zarządzał pobliskim klasztorem Św. Eliasza. Tęskniąc za życiem w samotności, udał się następnie z niejakim Dymitrem na pustkowie. Dymitr wrócił jednak niebawem do klasztoru, on zaś zaczął przemyśliwać o zamieszkaniu na słupie. Wówczas to wskazał mu ktoś samotną, wystającą skałę z małą grotą, na której przed stu laty mieszkał mnich Anastazy. Tam osiadł. Ale u stóp skały zaczęli się niebawem zbierać uczniowie, którzy z czasem wybudowali sobie klasztorek i wystawili oratorium. Gdy w końcu napływ odwiedzających i proszących o radę stawał się coraz większy, Paweł zszedł ze skały i z dwoma mnichami wyruszył na wyspę Samos. Schronił się tam w górskiej grocie, którą nazywano grotą Pitagorasa. Nie przebywał w niej długo. Odnaleziony przez uczniów z Latros, przynaglony został do powrotu. Zmarł na swej skale 15 grudnia 955 r. Paweł pozostawił po sobie Testament, w którym streścił reguły zakonne, zalecenia monastyczno-ascetyczne. Jego miejsce na skale zajął mnich Pachomiusz. Natomiast klasztorek u stóp skały zaczęto nazywać ławrą tou Stylou.

Paweł Obnorski. Urodził się w 1317 r. w Moskwie, w rodzinie bojarskiej. Wstąpiwszy w szeregi zakonne, został uczniem Sergiusza z Radoneża. Tęskniąc za samotnością, z błogosławieństwem tego ostatniego udał się na północny wschód od Jarosławia i Kostromy. Osiadł na wzgórzu nad rzeką Obnorą. Przez trzy lata mieszkał w wydrążonym pniu drzewnym. Z czasem zaczęli doń ściągać uczniowie. U stóp wzgórza wybudował wówczas monaster, ale sam był w nim nie tyle ihumenem, co raczej ojcem duchowym, wygłaszającym do mnichów egzorty. Spełniał też wobec wielu rolę, którą podejmą potem na Rusi liczni starcy. Szerzył również tę modlitwę, która nazywana jest modlitwą Jezusową. Zmarł w r. 1429, prawdopodobnie w dniu 15 grudnia. Miał wówczas 112 lat. Żywot, który mu poświęcono, powstał w latach 1536-1538. W r. 1547 uzupełniono go opisem cudów, które spełniły się za jego przyczyną.

Paweł z Cropani (Catanzaro). Urodził się 24 stycznia 1432 r. w rodzinie D’Ambrosio. Wcześnie wstąpił do miejscowego klasztoru Trzeciego Regularnego Zakonu św. Franciszka. W r. 1458 przyjął święcenia kapłańskie. Odznaczył się w zachowaniu reguł, w umiłowaniu milczenia oraz w podejmowaniu uczynków pokutnych. Dokładnie też przewidział chwilę swego zgonu. Zmarł 24 stycznia 1489 r. Pochowany został w przyklasztornym kościele. U franciszkanów zawsze uchodził za błogosławionego. Emigranci z Kalabrii rozpowszechnili jego kult w Ameryce.

Paweł Giustiniani. Urodził się w r. 1476 w Wenecji, w rodzinie miejscowego patrycjatu. Studiował długo w rodzinnym mieście oraz w Padwie. Dobrze obeznał się z greckimi i łacińskimi autorami starożytności. W trzydziestym czwartym roku życia wstąpił w Toskanii do eremu kamedulskiego, gdzie niebawem dołączył doń jego przyjaciel, Wincenty Quirini. Z nim to przedsięwziął reformę zakonu. W r. 1520 opuścił jednak Camaldoli i w pobliżu Ancony rozpoczął życie eremickie. Tam ściągnęli doń uczniowie, z którymi założył kongregację znaną pod nazwą Kongregacja z Monte Corona. Zmarł w r. 1528. W zgromadzeniu czczono go zawsze jako błogosławionego. Wiele pozostawił na piśmie. Jego korespondencja, traktaty, dialogi i zapiski duchowe objęłyby dwanaście tomów, ale nigdy nie zostały wydane. Nauka błogosławionego przetrwała natomiast w kongregacji, która swą żywotność okazuje po dzień dzisiejszy i która pewien wpływ wywarła też na pierwszych kapucynów.

Paweł Miki, Paweł Suzuki i towarzysze, męczennicy japońscy. Chrześcijaństwo w Japonii, zaszczepione przez św. Franciszka Ksawerego (1549 r.), rozwijało się początkowo bez większych przeszkód. Prześladowanie nadeszło niemal nagle i było tym dotkliwsze, że nie dość spodziewane. Głównym tłem była zmiana stosunków politycznych, a jedną z bezpośrednich przyczyn podszepty kupców angielskich, którzy zazdrośnie patrzyli na Portugalczyków i Hiszpanów swobodnie poruszających się po wyspach. Pierwsza fala prześladowań zagarnęła m.in. trzech rodowitych Japończyków, którzy wiarę swą i zakonne powołanie ukoronować mieli męczeństwem. Byli to Paweł Miki, Jan z wyspy Goto i Jakub Kisai. Paweł urodził się około r. 1565 niedaleko Kioto w rodzinie japońskiego szlachcica. Chrzest otrzymał jako dziecko. Od jedenastego roku życia kształcił się u jezuitów. Wstąpił do nich, gdy miał lat dwadzieścia dwa. Po odbyciu nowicjatu i studiów długo pracował jako gorliwy katechista. W tym charakterze przewędrował niemal całą Japonię, a ponadto sporządził po japońsku pisemne pouczenia o wierze. W ten sposób jak najlepiej zasłużył sobie, aby go dopuszczono do święceń kapłańskich, które wówczas tubylcom z reguły długo odkładano. Miał je właśnie przyjąć z rąk biskupa Martineza (1597 r.), gdy wybuchło prześladowanie. Aresztowany w Kioto, spotkał tam dwudziestu trzech innych, między nimi zaś Japończyków Jana z wyspy Goto oraz Jakuba Kisai. Wkrótce rozpoczęły się tortury. Wyznawcom obcięto lewe uszy, a następnie wożono po ulicach miasta z wypisanymi wyrokami. Paweł wykorzystał tę okazję i zbiegowisku głosił naukę wiary. Potem przewieziono więźniów do Nagasaki. W drodze ich liczba powiększyła się o dwóch chrześcijan, którzy zostali ujęci w chwili, gdy próbowali nieść pociechę uwięzionym. Na naleganie prowincjała władze zgodziły się ostatecznie dopuścić do nich kapłana z Najśw. Sakramentem. Paweł miał wtedy możność przyjęcia świętych sakramentów, natomiast Jan i Jakub zdołali złożyć śluby zakonne i stać się w pełni jezuitami. Niedaleko miasta ustawiono w jednej linii 26 krzyżów, w odległości czterech kroków jeden od drugiego. Gdy skazani na nich zawiśli, Paweł – jakby w imieniu wszystkich – rozpoczął wspaniałe kazanie, w nim zaś wyraził wielką radość, jaka płynie dlań ze świadomości, iż umiera za prawdziwą wiarę. Podobne bohaterstwo okazali inni. Znalazł się wśród nich także drugi Japończyk o tym samym imieniu co Miki. Paweł Suzuki pochodził z państewka Ovari, a chrzest przyjął dzięki ewangelizacyjnej działalności franciszkanów. Stawszy się ich tercjarzem, dzielnie współpracował z misjonarzami w okolicach Meaco. Był między innymi ofiarnym infirmarzem. Aresztowany w czasie tego samego prześladowania, on również doprowadzony został do Nagasaki i włączony do gromady męczenników. Przeszyci na koniec lancami żołnierzy, dopełnili swej ofiary po południu w dniu 5 lutego 1597 r. Beatyfikował ich w r. 1627 Urban VIII, kanonizował zaś w r. 1862 Pius IX. Proces ułatwiła dokładna relacja naocznego świadka, portugalskiego jezuity, Ludwika Frois, spisana przezeń w Nagasaki w dniu 15 marca 1597 r. Paweł Miki i towarzysze umieszczeni zostali ostatnio (1969 r.) w litaniach do Wszystkich Świętych, a także w kalendarzu liturgicznym, i to pod dniem 6 lutego (przesunięci z uwagi na wspomnienie św. Agaty).

Paweł Fiwejski, męczennik. Skąd pochodził, nie wiemy. Do niewoli wzięli go Tatarzy. Został potem wykupiony przez jakiegoś zamożnego chrześcijanina. Był już wówczas chory na epilepsję. W czasie jednego z ataków tej choroby naraził się Turkom, którzy źle rozumiejąc chorego, powzięli przekonanie, że na ich terenie prowadzi się prozelityzm. Gdy go aresztowano, dwukrotnie odmówił przyjęcia mahometanizmu. Zginął w r. 1683. W meneach ruskich widnieje pod dniem 3 kwietnia, a czczony jest jako męczennik.

Paweł od Krzyża. Paweł Franciszek Danei urodził się 3 maja 1694 r. w Ovadzie, w Piemoncie. Mając dziewiętnaście lat, zapłonął pragnieniem poniesienia śmierci za wiarę. Zaciągnął się początkowo do oddziałów weneckich, by wziąć udział w walce z Turkami. Potem jednak zrozumiał, że Bóg żąda od niego czegoś innego i zaczął wieść życie wypełnione rozmyślaniami i surowymi praktykami pokutnymi. Nie od razu znalazł dla swego trybu życia zrozumienie u drugich, m.in. surowo doświadczali go niektórzy spowiednicy. Pełniejsze zrozumienie okazał mu dopiero Franciszek Arborio di Gattinara, biskup Alessandrii. On też przystał na to, aby Paweł przywdział czarną pokutną suknię z wyszytym na niej krzyżem i napisem: Iesu Christi Passio (1720 r.). Przybywając w samotni pod Castellazzo, Paweł ułożył teraz zarys reguły. Potem udał się do Rzymu i od Benedykta XIII otrzymał (1725 r.) ustne pozwolenie na gromadzenie towarzyszy. Pierwszym był jego młodszy brat, Jan Chrzciciel. Z nim razem oddał się następnie posługiwaniu w szpitalu S. Gallicano (1726-1728); w tym czasie otrzymał święcenia kapłańskie (1727 r.). Potem, czując się bardziej powołanym do pracy kaznodziejskiej, usunął się chwilowo do pustelni na Monte Argentario (niedaleko Orbetello), a otrzymawszy od Klemensa XII (1731 r.) przywilej głoszenia słowa Bożego, zakrzątnął się około gromadzenia towarzyszy oddanych, jak on, pracy kaznodziejskiej. Właśnie w Orbetello powstaje w r. 1737 pierwszy zakonny dom pasjonistów, któremu Paweł nadał nazwę Ritiro, tzn. odosobnienie. W r. 1741 Benedykt XIV zatwierdził ostatecznie regułę nowego zgromadzenia. Wcześniejsze próby uzyskania aprobaty nie powiodły się, ponieważ papież uznał regułę za zbyt surową i zażądał jej złagodzenia. Prowadząc nadal gorliwą działalność kaznodziejską, Paweł mieszkał w latach 1744-1769 w klasztorze pod Vetrallą, a potem przeniósł się znów do Rzymu, gdzie go od dawna oczekiwano. Był już wtedy formalnie obranym generałem nowego zgromadzenia. W r. 1771 powstało także analogiczne zgromadzenie żeńskie (pasjonistki), którego pierwszy dom założony został w Corneto. Ostatnie lata spędził Paweł w otrzymanym od Klemensa XIV klasztorze przy bazylice męczenników Jana i Pawła. Tam chorego odwiedzili jeszcze kolejni papieże, wspomniany Klemens XIV oraz Pius VI; tam też wiele godzin, przykuty niemocą do krzesła, spędził Paweł w towarzystwie Róży Calabresi, mistyczki, która stała się powiernicą jego własnych doznań mistycznych. Zmarł 18 października 1775 r. Pozostawił po sobie Diario spirituale oraz ponad 2 tysiące listów. Wyłania się z nich nie tylko postać wielkiego i gorliwego kaznodziei, jednego z największych w XVIII stuleciu, ale także głębokiego chrześcijańskiego mistyka, spokrewnionego duchowo ze św. Teresą, Janem od Krzyża, Franciszkiem Salezym, Janem Taulerem i Henrykiem Suzo, przy czym cechą specyficzną jego mistyki była jej pasyjność, zanurzenie się i niejako uczestniczenie w tajemnicy Męki Pańskiej. Pius IX beatyfikował (1853 r.) i kanonizował (1867 r.) Pawła. Jego pamiątkę długo obchodzono w dniu 28 kwietnia. W nowym kalendarzu umieszczono go nazajutrz po dacie śmierci (19 października), która wypadła w dzień św. Łukasza.

http://www.deon.pl/imieniny/imie,2388,pawla.html

 

 

O autorze: Judyta