Słowo Boże na dziś – 6 lipca 2014 – Niedziela -XIV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A

Myśl dnia

Mądry szanuje wszystkich, bo w każdym odkryje coś dobrego.

Baltasar Gracián y Morales

 

 alfa&omega

XIV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A

PIERWSZE CZYTANIE (Za 9,9–10)

Król pokoju

Czytanie z Księgi proroka Zachariasza.

To mówi Pan:

„Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 145,1–2.8–9.10–11.13cd–14)

Refren: Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu.

Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu, *
i sławił Twoje imię przez wszystkie wieki.
Każdego dnia będę Ciebie błogosławił *
i na wieki wysławiał Twoje imię.

Pan jest łagodny i miłosierny, *
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich, *
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył.

Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła *
i niech Cię błogosławią Twoi święci.
Niech mówią o chwale Twojego królestwa *
i niech głoszą Twoją potęgę.

Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach *
i we wszystkich dziełach swoich święty.
Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają, *
i podnosi wszystkich zgnębionych.

DRUGIE CZYTANIE (Rz 8,9.11–13)

Jeżeli będziecie uśmiercać popędy ciała, będziecie żyli

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian

Bracia:

Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.
Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Mt 11,25)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mt 11,25–30)

Jezus łagodny i pokorny sercem

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami:

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.

Oto słowo Pańskie.

Ewangeliczna mądrość

Człowiek o dziecięcym sercu to nie człowiek zdziecinniały! To osoba przepełniona prawdziwą Bożą mądrością, a nie jedynie wiedzą. Człowiek mądry to ten, który odkrywa siebie jako stworzenie, dziecko, dar Boga. Który żyje tym, co wie, i naucza innych świadectwem swojego życia. Człowiek nie może zrozumieć, pojąć, pokochać siebie bez poznania Chrystusa! Dlatego Jezus mówi nam dziś: „Przyjdź do Mnie… Ucz się ode Mnie… Znajdziesz to, czego najbardziej szukasz, pragniesz: przebaczenie, miłość, pokój serca, moją obecność”.

Jezu, wraz z Tobą, wysławiam dziś Ojca za to wszystko, co do tej pory objawił mi o swojej miłości. Dziękuję za ewangeliczną mądrość, którą kształtujesz mój umysł, uczucia i wolę.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

 

Modlitwa o mądrość

Boże przodków i Panie miłosierdzia,

któryś wszystko uczynił, swoim słowem

i w Mądrości swojej stworzyłeś człowieka,

by panował nad stworzeniami,

co przez Ciebie się stały,

by władał światem w świętości i sprawiedliwości

i w prawości serca sądy sprawował –

dajże mi Mądrość, co dzieli tron z Tobą,

i nie wyłączaj mnie z liczby swych dzieci!

Bom sługa Twój, syn Twojej służebnicy,

człowiek niemocny i królkowieczny,

zbyt słaby, by pojąć sprawiedliwość i prawa.

Choćby zresztą był ktoś doskonały między ludźmi,

jeśli mu braknie mądrości od Ciebie

– za nic będzie poczytany.

 

Jezus nie obiecuje, że zdejmie z nas trud czy ciężar, obiecuje natomiast, że nas pokrzepi, jeśli do Niego przyjdziemy. Czasem, pod wpływem życiowych doświadczeń, wzbraniamy się uznać siebie przed Bogiem za potrzebujących. Próbujemy sami szukać przyczyn i rozwiązań naszych problemów, zamiast zwrócić się do Niego. Jednak aby mogła nastąpić dogłębna zmiana w naszym życiu, potrzebujemy mocy Ducha Świętego, który uzdolni nas do przezwyciężania naszych grzesznych skłonności i ograniczeń. Nie wzbraniajmy przyjść do Jezusa z naszymi ciężarami i potrzebami – On czeka, aby nas pokrzepić.

o. Łukasz Kubiak OP, „Oremus” lipiec 2005, s. 15

 

W chrześcijaństwie i Ewangelii najwspanialsze jest to, że jest ona dla wszystkich. Chrystus nie stawia żadnych zewnętrznych, sztucznych, formalnych ograniczeń ani warunków. Jedno wymaganie trzeba tylko spełnić: trzeba chcieć. Nie jest potrzebne żadne specjalistyczne wykształcenie, pochodzenie społeczne, stan majątkowy, rekomendacje, narodowość – nic, poza własną, dobrą wolą. Kto będzie zbawiony? – Ten, kto zechce.

Coś nam tu nie pasuje: przecież Kościół ciągle stawia jakieś wymagania, księża co rusz wołają z ambon, że coś musimy, że katolik jest zobowiązany; uczniowie buntują się, że w szkole jest przymusowa katecheza itp. Otóż nic podobnego, nie ma żadnego przymusu, natomiast są pewne konsekwencje. Samo chrześcijaństwo nie jest obowiązkowe, natomiast jeśli zostaje się świadomie chrześcijaninem, podejmuje się świadomą i dobrowolną decyzję wiary, wtedy należy być konsekwentnym.

To trochę tak, jak z podjęciem pracy: nikt nikogo nie zmusza, aby gdzieś pracował, ale jeśli ktoś złoży podanie do firmy i zostanie przyjęty, wtedy musi podjąć odpowiednie zobowiązania. I nie może mieć pretensji do szefa, że każe mu robić to, co do niego należy. Nikt mu nie kazał przyjmować tej pracy, ale jeśli ją podjął, to podjął też określone obowiązki.

Podobnie jest z wiarą, z tą jednak różnicą, że jest to dziedzina oparta nie na życiowej konieczności – jak praca, lecz na miłości i zaufaniu, i przyjęciu Bożego daru. Bóg kocha każdego z nas i każdemu ofiarowuje swoją miłość i udział w swoim życiu, czyli zbawienie. Nie musimy tego daru przyjmować, nikt nas nie zmusza – ale przecież byłoby głupotą go odrzucić!

Niestety, nie wszyscy to rozumieją, niektórych zaślepia pycha. Pycha, która nie dopuszcza myśli, że zbawienie można otrzymać za darmo. Tacy ludzie nie chcą być dłużnikami Boga, nie chcą niczego otrzymyuwać, nie chcą się uniżać i prosić. chcą stanąć wobec Boga jak równy z równym i rzucić Mu w twarz: Poradzę sobie sam! Obejdę się bez Twojej łaski! Sam sobie zbuduję swoją drogę do nieba, swoją wieżę Babel. Stać mnie na to i wobec tego zbawienie mi się należy! Tak mówią.

No, może nie dosłownie, ale taką postawę prezentują swoimi czynami i życiem. Pamiętacie faryzeusza i celnika? „Zachowuję posty, daję dziesięcinę, odmawiam pacierze, nie mam żadnych grzechów – jak ten celnik.” Na tym polega „mądrość” tego świata: sam chcę płacić swoje rachunki, nie chcę nikomu niczego zawdzięczać, zwłaszcza Bogu! Zadumajmy się chwilę nad sobą, a może odkryjemy ślady takiego myślenia w zakamarkach swojego serca.

Ale są też ludzie pełni pokory, którzy zdają sobie sprawę i rozumieją, że nie mogą liczyć na siebie, że sami są przegrani. I nie boją się upokorzenia, bo wiedzą, że Bóg ich kocha i chce im pomóc. A tam, gdzie jest prawdziwa miłość, tam nie ma miejsca na żadne upokorzenie. Miłość i pokora to w istocie jedno i to samo: obdarowanie i przyjęcie daru. I za to dziękuje Jezus Ojcu: że są ludzie, którzy nie boją się przyjąć z pokorą Bożego daru, którzy z dziecięcą ufnością wyciągają ręce do Boga i pozwalają się Bogu nieść i prowadzić, pozwalają sobie pomóc. I nie boją się związanych z tym niedogodności i niewygód, rozmaitych trudów i obciążeń. Ufają Bogu, że tak widocznie trzeba.

A jeśli ktoś sądzi, że jest to pójście na łatwiznę, że to niegodne człowieka, że powinniśmy stać na własnych nogach i płacić własne rachunki, to może wynika to z tego, że nie rozumiemy do końca czym jest miłość, że nigdy nie doznaliśmy niczyjej bezwarunkowej miłości, że zawsze musieliśmy sobie jakoś na miłość – albo raczej tylko na uznanie i pochwałę – zasłużyć. To jest mądrość tego świata, mądrość handlowa: płacę i wymagam, stać mnie. Przy takiej mądrości nie ma miejsca na miłość i na dar. Bo ta mądrość nie znosi żadnych darów ani wdzięczności. Więc dla Boga, który jest tylko Darem i Miłością nie ma tu za bardzo miejsca.

Ks. Mariusz Pohl

 

Tylko jeden krok

Żywym komentarzem do słów Jezusa: „Wysławiam Cię, Ojcze, że zakryłeś tajemnice królestwa przed mądrymi i przewidującymi, a objawiłeś je ludziom prostym” jest życie i dzieło św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Nigdy nie podejmowała żadnych studiów, nie miała też czasu na zdobywanie bogatego doświadczenia życiowego.

Według Teresy droga ewangeliczna jest dla wszystkich – zarówno geniuszy, jak i tych, którzy otrzymali zaledwie jeden talent. Każdy zaś, nawet najmniejszy, potrafi dobrze przeżyć chwilę obecną, dobrze postawić jeden krok. Tęgim umysłom zostawia martwienie się o jutro, ona zaś koncentruje całą swoją uwagę na chwili obecnej i z uśmiechem na twarzy proponuje każdemu, komu zależy na ewangelicznej drodze, wędrowanie według jej metody. Ona dobrze wie, że dopiero w trakcie wędrowania, po pokonaniu pewnego odcinka, wędrowiec sam odkryje piękno i bogactwo tej drogi. Ojciec objawi mu tajemnice królestwa, o których wspomina Chrystus.

Takie ustawienie ewangelicznego życia posiada jeden niezwykle doniosły walor. Łączy nierozerwalnie miłość Boga z miłością człowieka. Skoro całość drogi sprowadzona jest wyłącznie do jednego kroku, to musi on być równocześnie aktem miłości Boga i człowieka. Dla Teresy istnieje jedna chrześcijańska miłość obejmująca Stwórcę i stworzenie. Jej życie przez to jest proste, czytelne i piękne. To święta promieniująca życzliwością do wszystkich.

Zdawać by się mogło, że jeśli ktoś myśli jedynie o dobrym postawieniu kroku, to koncentruje uwagę na sobie i nie dostrzega innych. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Jeśli jest to krok stawiany na drodze miłości, to wędrujący w swym sercu niesie wszystkich ludzi. Teresa jako karmelitanka, odcięta od świata klauzurą, nie miała możliwości podejmowania szerszego działania o charakterze zewnętrznym. Ale jej serce wypełnione miłością każdym swym uderzeniem rozprowadzało tę miłość po całej ziemi. Nawet wówczas, gdy ciało spalała nieuleczalna choroba, Teresa wiernie kroczyła swoją drogą. To nie przypadek, że właśnie ona została ogłoszona jedną z największych misjonarek naszych czasów. Stało się to nie tyle dlatego, że swoją ofiarą i modlitwą ubogaciła wielu misjonarzy, lecz dlatego, że wytyczyła drogę misyjnego działania dla najskuteczniejszych misjonarzy, jacy istnieją na ziemi, dla ludzi słabych, kalekich, chorych, samotnych, podeszłych w latach.

Ktokolwiek chce głębiej wniknąć w modlitwę Chrystusa, w której wysławia Ojca „za to, że tajemnice królestwa zakrył przed mądrymi i przewidującymi, a objawił ludziom prostym”, winien zapoznać się z życiem i pismami św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Ona stanowi żywy komentarz do tego wersetu Ewangelii. Bóg posłużył się nią celem dokładniejszego wyjaśnienia, co należy rozumieć przez ewangeliczne określenie „człowiek prosty”.

Ks. Edward Staniek

 

Polak i katolik

Zachariasz i inni prorocy żydowscy mieli nieco łatwiejsze zadanie, niż kapłani Kościoła Chrystusowego. Nie musieli się zastanawiać nad tym, jak pogodzić patriotyzm żydowski z wymaganiami religii mojżeszowej. Według nich dobry patriota to wzorowy wyznawca judaizmu i odwrotnie.

W Kościele te dwa pojęcia wcale nie są zamienne. Może ktoś być wzorowym patriotą nie mając nic wspólnego z Kościołem i odwrotnie, może ktoś być synem Kościoła nie okazując większej sympatii ani do narodu, z którego pochodzi, ani do tego wśród którego żyje. Sprawa jednak z punktu widzenia praktycznego wcale nie jest taka prosta. Wymaga jasnego ustawienia.

Kościół objął swoimi granicami setki narodów jednocząc je w duchu ewangelicznie rozumianego prawa, żądając w chwili napięć i bolesnych decyzji wierności Kościołowi jako rzeczywistości nadrzędnej w stosunku do narodu czy państwa. Takie sytuacje prowadzące aż do przelewu krwi miały miejsce, mają i będą miały.

Kto decyduje się na przynależność do Kościoła, winien wiedzieć, że wierność Bożemu Prawu decyduje o jego wartości i czyni zeń wiernego syna narodu, choć nie zawsze ten naród to rozumie. Jest tu nieodzownie potrzebna świadomość dwu wielkich zadań, za które człowiek ochrzczony jest odpowiedzialny.

Pierwsze zadanie polega na ubogaceniu narodu przez wniesienie w jego życie wartości ewangelicznych. Chodzi o wiarę, o miłość bliźniego, o wrażliwość na sprawy społeczne, o nadzieję, czyste sumienie, zdolność budowania wspólnoty złożonej z ludzi dobrej woli. Chodzi o umiejętność modlitwy, czyli utrzymywania żywej łączności z Bogiem, o zdolność odważnego spojrzenia na cierpienie, a nawet w oczy własnej śmierci. Przelanie bogactwa Ewangelii w codzienne życie własnego narodu to zadanie zaszczytne i piękne. Szczęśliwy, kto odkrył blask swego chrześcijańskiego powołania i umie ubogacać wiarą i miłością swoją Ojczyznę.

To podejście jest ważne i z tej racji, że z chwilą, gdy chrześcijanin znajduje się poza ojczystą ziemią, swoją wiernością Bogu ubogaca równocześnie ziemię swych ojców, dając o niej piękne świadectwo, i ziemię tego narodu, który go gości. Wzorowy katolik jest zawsze i wszędzie wartościowym człowiekiem bez względu na sytuację, w jakiej się znajdzie.

Drugie zadanie jest równie ważne. Chrześcijanin winien pamiętać, że ubogaca również Kościół. Chodzi mu nie tylko o wartości moralno-religijne jego serca, ale i o całe bogactwo jego ojczystego narodu. Kościół to wielka Boża Rodzina, którą tworzą wszystkie narody żyjące pod słońcem. Inne wartości wnosi w tę Rodzinę naród japoński a inne hiszpański, inne narody germańskie a inne słowiańskie. Każdy bowiem naród otrzymał inne talenty, pomnożone przez wielowiekową historię licznych pokoleń, i one winny być dostrzeżone. Wartościowy człowiek zna bogactwo patriotyzmu wyssane z mlekiem matki, jest z niego dumny i umie nim ubogacać Chrystusowy Kościół.

Od samego początku Kościół zabiegał o to, by uszlachetniać rysy twarzy poszczególnych narodów. Nigdy nie chciał ich zmieniać, nigdy nie chciał zniekształcać, chciał jeno, by na nich pojawił się blask prawdziwej wiary w Chrystusa i uśmiech pełen nadziei i miłości. Tym różnili się chrześcijanie starożytni od Żydów, którzy chcieli, by prozelici albo przyjęli judaizm, albo w świątyni zatrzymali się na dziedzińcu dla pogan, nie mogąc się mieszać z wyznawcami Prawa Mojżeszowego. O zburzenie tego muru, dzielącego Żydów od pogan, mieli największe pretensje do świętego Pawła. On pierwszy szukał tego, co wartościowe w innych narodach, by szanując odrębność narodową gromadzić wszystkich w jednym Chrystusowym Kościele. On jako pierwszy prorok Izraela nie tylko zapowiadał powstanie wielkiej Bożej Rodziny obejmującej wszystkie narody, ale on ją tworzył.

Dobrze rozumiany patriotyzm nigdy nie popada w kolizję z powołaniem chrześcijańskim i przynależnością do Kościoła. Nigdy też naród nie traci, jeśli jego syn lub córka przyjmują chrześcijaństwo. Ktokolwiek sądzi inaczej, dowodzi jeno ciasnoty swego spojrzenia i braku właściwego zrozumienia, zarówno przynależności do Kościoła, jak i patriotyzmu.

Ks. Edward Staniek

 

„Chcę Cię wywyższać, Boże mój, Królu, i błogosławić imię Twoje na zawsze i na wieki” (Ps 145, 1)

Ośrodkiem dzisiejszej liturgii jest wyjątek z ewangelii św. Mateusza (Mt 11, 25-30), bezcenna perła, pozwalająca nam spojrzeć na tajemnicę osobistą Chrystusa, Jego wewnętrzny stosunek do Ojca. Najbardziej uderza wzniosłe objawienie zastrzeżone dla prostaczków, to jest dla małych, pokornych, którymi gardzą mądrzy tego świata, choć właśnie ci ostatni są stanowczo wyłączeni. „Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (tamże 25). Bóg nie objawia się uczonym, zadufanym we własną wiedzę, przekonanym, że wiedzą wszystko, objawia się jednak maluczkim, którzy otwierają się na Niego z prostotą dziecięcą, świadomi własnej niewiedzy. To oni zostaną dopuszczeni do tego najwyższego poznania, jakie ma miejsce między Jezusem a Ojcem niebieskim i jakiego tylko Bóg może udzielić człowiekowi: „Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (tamże 27). Chodzi tutaj o poznanie w znaczeniu biblijnym, tj. życiowe, miłosne. Wzajemne poznanie, dzięki któremu Ojciec zna dokładnie Syna, a Syn Ojca, ukazuje, że Jezus — Syn wcielony — w głębi swojego jestestwa jest całkowicie równy Ojcu. Jest to tekst Ewangelii synoptyków, którzy Bóstwo Jezusa stwierdzają z większą jasnością. Gdy mądrzy — uczeni w Piśmie i faryzeusze z owego czasu, i wielu uczonych dzisiejszych — widzą w Jezusie tylko człowieka, „syna cieśli” (Mt 13, 55), to prostaczkowie, zarówno z owego czasu jak i każdego innego, umieją rozpoznawać w Nim Syna Bożego: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16, 16), Im właśnie Jezus objawia siebie i Ojca.

Ale nie tylko to. Jezus pamięta także o ziemskich warunkach, cierpieniach, ucisku, w jakich często miotają się prostaczkowie, pokorni, ubodzy i kieruje do nich wezwanie: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Pokrzepi ich swoją miłością, objawiając im miłość Ojca i ucząc ich kochać Go jak dzieci. Jezus nie chce obciążać ludzi uciążliwymi prawami, lecz daje im jedyne prawo, prawo miłości Boga i braci, mające jeden cel: wypełnienie woli Ojca niebieskiego. Miłosnej woli, ponieważ jest to wola Ojca; aczkolwiek wymagająca, to przecież zawsze pełna miłości dla tego, kto umie ją przyjąć, jak przyjął Jezus: z miłością, cichością, pokorą. „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (tamże 29-30).

W taki sposób sam Jezus ukazuje się jako Mesjasz zapowiedziany przez Zachariasza (9, 9-10; I czytanie): Król cichy i pokorny, który nie narzuca się wspaniałością i potęgą wielkich tej ziemi, nie dochodzi sprawiedliwości mieczem, lecz wszędzie przynosi pokój; „pokój ludom obwieści” (tamże 10). Naucza ludzi postępować jak On, z cichością i pokorą, poddając się z miłością pod jarzmo woli Boga, jak On sam przyjął ciężar krzyża. By tak czynić, trzeba umartwiać skłonności ciała, które buntuje się przeciw niesprawiedliwości i cierpieniu, a żyć według Ducha Chrystusa (II czytanie: Rz 8, 9. 11-13). To jest możliwe dla wszystkich wierzących, ponieważ, jak mówi św. Paweł: „Wy nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha… Jeżeli kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy” (tamże 9). Jasne więc, że chcąc należeć do Chrystusa, nie wystarczy przyjąć Jego Ducha na chrzcie, lecz nieustannie pokonywać przyrodzone skłonności, by żyć według Ducha Jezusowego.

r Będę Cię wywyższał, o Boże mój, Królu; będę błogosławił imię Twe na zawsze i na wieki. Każdego dnia będę Ciebie błogosławił i na wieki wysławiał Twe imię.
Panie, jesteś wielki i godzien wielkiej chwały; wielkość Twoja jest niezgłębiona. Pokolenie pokoleniu głosi Twoje dzieła i zwiastuje Twoje potężne czyny. Będą głosić wspaniałą chwałę Twego majestatu; będą rozważać Twe cuda… Będą przekazywać pamięć o Twej wielkiej dobroci i radować się będą Twą sprawiedliwością (Psalm 145, 1-5. 7).

r „Wysławiam Cię; Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”.
O Panie, mądrym i roztropnym nie przeciwstawiłeś niemądrych i nieroztropnych, lecz prostaczków. Kto są ci prostaczkowie? Pokorni… O drogi Boże!.., Dlaczego, Panie, rozradowałeś się? Ponieważ objawienia dostąpili maluczcy.
Spraw, o Panie, abyśmy byli maluczkimi; istotnie, gdybyśmy chcieli być wielkimi, jeślibyśmy byli mądrymi i roztropnymi, nie nam zostaną objawione Twoje tajemnice. Kto są ci wielcy? Mądrzy i roztropni. Mówiąc, że są mądrzy, stali się głupimi… Jeśli mówiąc, że jestem mądry, staję się głupi, spraw, Panie, abym mówił, że jestem głupi, a będę mądry, lecz spraw, abym to mówił w moim wnętrzu… a nie wobec ludzi (św. Augustyn).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 358

 

Świętych Obcowanie

 

6 lipca

Błogosławiona
Maria Teresa Ledóchowska, dziewica i zakonnica

 

0607-maria_2_ledóchowska 

Maria Teresa urodziła się 29 kwietnia 1863 r. (w czasie powstania styczniowego) w Loosdorf w Austrii, dokąd jej rodzina wyemigrowała po powstaniu listopadowym. 21 grudnia 1873 r. została dopuszczona do pierwszej spowiedzi, a 12 maja 1874 r. do pierwszej Komunii świętej. Sakrament bierzmowania przyjęła w pałacu biskupim 15 lipca 1878 roku. Od najmłodszych lat wykazywała wybitne uzdolnienia literackie, muzyczne i aktorskie. Mając 5 lat napisała mały utwór dla domowników, a jako 9-letnia dziewczynka układała wiersze. Rodzina każdy dzień kończyła wspólnym pacierzem, a w niedzielę uczestniczyła we Mszy świętej. Matka – niezwykle czuła na niedolę bliźnich, bardzo towarzyska i pogodna – umiała wychować dzieci w karności i sumienności. Ojciec pogłębiał wiedzę dzieci, zapoznając je z historią malarstwa i sztuki, z historią Polski i ojczystą mową.
W roku 1873 rodzice stracili po raz drugi majątek (pierwszy raz dziadek stracił go za udział w powstaniu listopadowym), na skutek bankructwa instytucji, której akcje wykupili. Ojciec sprzedał więc dobra w Loosdorf i wynajął mieszkanie w St. Polten. Tu dzieci uczęszczały do szkoły Pań Angielskich. Z tej okazji Maria Teresa zapoznała się z dziełem Marii Ward, założycielki tej instytucji. Dokumentem z tych lat jest świadectwo szkolne Marii Teresy Ledóchowskiej, wystawione w 1875 roku, gdy miała lat 12, na którym widnieją same oceny bardzo dobre. Wielkim przeżyciem dla niej była wiadomość o uwięzieniu w Ostrowie Wielkopolskim jej stryja, arcybiskupa Mieczysława Ledóchowskiego. Posłała do więzienia napisany przez siebie wiersz ku jego czci. W dwa lata potem witała go radośnie w Wiedniu (1875), gdy jako kardynał zatrzymał się tam w drodze do Rzymu. Pierwszą swoją książkę – Mein Polen – jemu właśnie zadedykowała. Było to sprawozdanie z podróży, jaką odbyła po Polsce ze swoim ojcem (1879). Miała wtedy zaledwie 16 lat.
W 1883 r. Ledóchowscy przenieśli się z Austrii na stałe do Polski, do Lipnicy Murowanej koło Bochni (miejsce urodzenia św. Szymona z Lipnicy), gdzie ojciec wykupił mocno zaniedbany majątek. Powitali ich chlebem i solą burmistrz miasta i ludność w strojach krakowskich. Maria ucieszyła się z powrotu do Polski. Miała wtedy 20 lat. Rychło jednak zaznała, jakie są kłopoty w prowadzeniu gospodarstwa. W porze zimowej chętnie zwiedzała pobliski Kraków i brała udział w towarzyskich zebraniach i zabawach. Wyróżniała się urodą i inteligencją, dlatego rychło zdobyła sobie wzięcie.
W zimie 1885 r. zachorowała na ospę i przez wiele tygodni leżała walcząc o życie. Choroba zostawiła ślady na jej twarzy. Organizm był osłabiony, bowiem sześć lat wcześniej Maria Teresa przebyła ciężki tyfus. Ta właśnie choroba uczyniła ją dojrzałą duchowo. Poznała marność tego życia i rozkoszy świata. Zrodziło się w niej postanowienie oddania się na służbę Panu Bogu, jeśli tylko dojdzie do zdrowia. Na ospę zachorował także jej ojciec i zaopatrzony sakramentami zmarł. Pochowany został w Lipnicy. Maria Teresa, sama osłabiona po ciężkiej chorobie, nie była zdolna do prowadzenia majątku. W wyniku starań rodziny, cesarz Franciszek Józef I mianował ją damą dworu wielkich książąt toskańskich – Marii i Ferdynanda IV, którzy po wygnaniu z Włoch rezydowali w zamku cesarskim w Salzburgu. Mimo życia na dworze, Maria Teresa prowadziła życie pełne wewnętrznego skupienia.
W 1886 r. po raz pierwszy zetknęła się z zakonnicami, które przybyły na dwór arcyksiężnej po datki na misje. Wtedy po raz pierwszy spotkała się z ideą misyjną Kościoła. Jedną z owych sióstr była dawna dama tegoż dworu, hrabina Gelin. Właśnie w tym czasie kardynał Karol Marcial Lavigerie (+ 1892), arcybiskup Algieru, rozwijał ożywioną akcję na rzecz Afryki. Pewnego dnia Maria Teresa dostała do ręki broszurę kardynała, gdzie przeczytała słowa: “Komu Bóg dał talent pisarski, niechaj go użyje na korzyść tej sprawy, ponad którą nie ma świętszej”. To było dla niej światłem z nieba. Znalazła cel swojego życia. Postanowiła skończyć z pisaniem dramatów dworskich, a wszystkie swoje siły obrócić dla misji afrykańskiej. W tej sprawie napisała też do stryja, kardynała Ledóchowskiego, który pochwalił jej postanowienie.
Jej pierwszym krokiem był dramat Zaida Murzynka, wystawiony w teatrze salzburskim i w innych miastach. Ponieważ obowiązki damy dworu zabierały jej zbyt wiele cennego czasu, zwolniła się z nich. Stanęła na czele komitetów antyniewolniczych. Te jednak rychło ją zwolniły, gdyż chciała, aby były to komitety katolickie. Opozycja zaś nalegała, by komitetom nadać charakter międzywyznaniowy. Maria zamieszkała w pokoiku przy domu starców u sióstr szarytek (1890). Zerwała stosunki towarzyskie i oddała się wyłącznie sprawie Afryki. Na własną rękę zaczęła wydawać Echo z Afryki (1890). Nawiązała kontakt korespondencyjny z misjonarzami. Wkrótce korespondencja wzrosła tak dalece, że musiała zaangażować sekretarkę i ekspedientkę. Jednak widząc, że dzieło się rozrasta, w roku 1893 w numerze wrześniowym Echa Afryki rzuciła apel o pomoc. Z pomocą jednego z ojców jezuitów opracowała statut Sodalicji św. Piotra Klawera. 29 kwietnia 1894 r., w swoje 31. urodziny, przedstawiła go na prywatnej audiencji Leonowi XIII do zatwierdzenia. Papież dzieło pochwalił i udzielił mu swojego błogosławieństwa. Siedzibą sodalicji były początkowo dwa pokoje przy kościele Świętej Trójcy w Salzburgu. Tam też założyła muzeum afrykańskie.

Od roku 1892 Echo z Afryki wychodziło także w języku polskim. Administrację Maria Teresa umieściła przy klasztorze sióstr urszulanek, gdzie zakonnicą była wtedy jej młodsza siostra, Urszula (przyszła założycielka urszulanek szarych Serca Jezusa Konającego, kanonizowana w 2003 r. przez św. Jana Pawła II). W 1894 r. Maria Teresa miała już własną drukarnię. Jako napędową siłę dla maszyn drukarskich wykorzystywała wodę rzeki płynącej w majątku, który zakupiła w Salzburgu. Nową placówkę oddała pod opiekę Maryi Wspomożycielki. Echo z Afryki, a od 1911 roku także Murzynek, zaczęły wychodzić w 12 językach. Tu drukowano nadto broszury misyjne, kalendarze, odezwy itp., a potem katechizmy i książeczki religijne w językach Afryki. W roku 1921 utworzyła akcję Prasy afrykańskiej jako pomoc dla misjonarzy w Afryce. Chodziło o druk książek religijnych w językach tubylczych.
9 września 1896 r. Maria Teresa złożyła śluby zakonne na ręce kardynała Hellera, biskupa Salzburga. W 1897 r. kardynał zatwierdził konstytucję przez nią ułożoną dla nowego zgromadzenia zakonnego. Dzieło miało trzy stopnie: 1) członkowie zewnętrzni, wspomagający sodalicję; 2) zelatorzy uiszczający ofiary; 3) same zakonnice jako człon wewnętrzny i zasadniczy – prowadzący całe dzieło. W tym samym roku Maria Teresa założyła w Salzburgu drukarnię misyjną. W roku 1899 Święta Kongregacja Rozkrzewiania Wiary, na której czele stał kardynał Ledóchowski, wydała pismo pochwalne, a następnie przyjęła Sodalicję pod swoją bezpośrednią jurysdykcję. 10 czerwca 1904 r. św. Pius X osobnym breve pochwalił dzieło, a w roku 1910 Stolica Apostolska udzieliła mu definitywnej aprobaty.
W roku 1904 Maria Ledóchowska przeniosła swoją stałą siedzibę do Rzymu. W cztery lata potem udała się osobiście do Polski, aby szerzyć tam ideę misyjną. Na wiadomość o powstaniu Polski niepodległej, Maria Teresa poleciła zatknąć polskie sztandary na domach swego zgromadzenia (1918). W roku 1920 wysłała zapomogę do Polski. Pod koniec jej życia Echo z Afryki miało ok. 100 000 egzemplarzy nakładu. W roku 1901 Maria Teresa założyła przy domu głównym Sodalicji w Rzymie międzynarodowy nowicjat. Także i biura Sodalicji były rozsiane niemal po wszystkich krajach Europy. Przy każdej filii założono muzeum Afryki. Nadto Maria wyjeżdżała do różnych miast z wykładami i odczytami o misjach w Afryce.
Maria Teresa zmarła 6 lipca 1922 r. w obecności swoich duchowych córek. 10 lipca złożono jej ciało na głównym cmentarzu rzymskim przy bazylice św.Wawrzyńca. Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w roku 1945. Paweł VI w świętym roku jubileuszowym, w niedzielę misyjną 19 października 1975 r., wyniósł ją do chwały ołtarzy. Ciało jej od roku 1934 znajduje się w domu generalnym Sodalicji. W czasie Soboru Watykańskiego II biskupi Afryki licznie nawiedzali grób tej, która całe swoje życie i wszystkie swoje siły poświęciła dla ich ojczystej ziemi. W nagrodę za bezgraniczne oddanie się sprawom Afryki Maria Teresa zdobyła zaszczytny przydomek Matki Afryki. Jest patronką dzieł misyjnych wPolsce.

W ikonografii bł. Maria Teresa przedstawiana jest w habicie Sodalicji św. Piotra Klawera, czasami z murzyńskimi dziećmi.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-06a.php3

 

Modlitwa

do Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej

 

Boże, dzięki Twojej łasce Błogosławiona Maria Teresa niestrudzenie niosła pomoc głosicielom Ewangelii, spraw za jej wstawiennictwem, aby wszystkie ludy poznały Ciebie, prawdziwego Boga, i Twojego Syna, Jezusa Chrystusa. Który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

 

 

Nowenna do bł. Marii Teresy Ledóchowskiej (27 VI – 5 VII)

 

O Boże pomnóż Twe łaski dla tych, którzy o nie prosić będą z ufnością pokładaną w pomoc bł. Marii Teresy. Niech naśladowanie jej cnót i uczynków gorliwości, jakie pełniła w swym życiu zapewni nam Twoje błogosławieństwo.

Bł. Maria Teresa przez swe wstawiennictwo niech będzie jeszcze jedną więcej opiekunką, która będzie nas wspierać w kłopotach i smutkach tego życia, a szczególnie niech wyprosi łaskę ……. Oraz dopomoże nam do osiągnięcia wiecznej szczęśliwości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Bł. Mario Tereso – módl się za nami.

 

za: http://www.ledochowska.muszyna.pl/?page_id=11

 

 

6 lipca

Święta Dominika, dziewica i męczennica

 0607-dominika_1

Święta Dominika (czczona także pod imionami Cyriaka, Kiriaka, Kyriaka – od grec. Kyriake, “należąca do Pana”) pochodziła z Nikomedii w Azji Mniejszej. Żyła w III w. za panowania cesarza Dioklecjana i jego zięcia Maksymiana, prześladowców chrześcijan. Jej rodzice, Doroteusz i Euzebia, Grecy, byli pobożnymi i bogatymi, lecz bezdzietnymi chrześcijanami. Nie ustawali oni w modlitwie i otrzymali od Boga dziecko. Dziewczynka urodziła się w niedzielę (Dzień Pański, po grecku Kyriake), toteż nadano jej imię Kiriaka – dopiero później, na Zachodzie, “przetłumaczono” jej imię na łacińskie Dominica.
Od dzieciństwa Dominika poświęciła swoje życie Bogu, powstrzymując się od bycia nieposłuszną. Ponieważ była piękna na ciele i duszy, wielu zalotników zaczęło ubiegać się o jej rękę, jednak ona wszystkim odmawiała, mówiąc, że jest zaręczona z Chrystusem i że nie pragnie niczego więcej niż umrzeć jako dziewica. Sędzia Nikomedii także chciał zaręczyć ją ze swoim synem, szczególnie że pochodziła z zamożnej rodziny. Gdy Dominika odmówiła, wydał ją i jej rodziców Dioklecjanowi jako chrześcijan, którzy byli przez niego prześladowani.
Cesarz rozkazał torturować rodziców Dominiki. Doroteusz był chłostany, póki żołnierz nie zmęczył się tak, że nie był zdolny kontynuować chłosty. Kiedy rodzice Dominiki nie wyrzekli się swojej wiary, Dioklecjan skazał ich na wygnanie do Melitene (położonego między Kapadocją i Armenią), gdzie zmarli, wycierpiawszy wiele dla Chrystusa. Dominikę natomiast cesarz wysłał na przesłuchanie do Maksymiana, aby ten poddał ją próbom. Dziewczyna odmówiła wyparcia się wiary, torturowano ją więc w każdy możliwy sposób, m.in. poprzez biczowanie. Jednak jej wiara była niezłomna.
Pewnej nocy, kiedy leżała w więzieniu, Bóg do niej przemówił: “Nie bój się tortur, Dominiko. Moja łaska jest z tobą”. Dzięki temu Dominika przetrwała wiele strasznych prób. Ostatecznie Maksymian odesłał ją do Hilariona, eparchy (odpowiednik biskupa w Kościele wschodnim) Bitynii, do Chalcedonu.
Jedną z kolejnych tortur było powieszenie Dominiki za włosy na kilka godzin, podczas gdy żołnierze przypalali jej ciało pochodniami. Potem wtrącono ją do celi. W nocy ukazał się jej Chrystus i uzdrowił ją. Widząc cuda ratujące Dominikę, wielu pogan nawróciło się. Wszyscy jednak zostali ścięci.
Następnie młoda kobieta była torturowana przez Apoloniusza, następcę Hilariona. Kiedy została wrzucona w ogień, płomienie gasły. Gdy została rzucona na pożarcie dzikim bestiom, te stawały się potulne i delikatne. Wtedy Apoloniusz skazał ją na ścięcie. Podczas kilku minut darowanych jej na modlitwę prosiła Boga o przyjęcie jej duszy oraz o miłosierdzie i opiekę dla tych, którzy uczczą jej męczeństwo. Po modlitwie oddała duszę Bogu, zanim ostrze miecza spadło na nią.
Zmarła w 289 r. w Chalcedonie, mając 21 lat. Ośrodek jej kultu powstał w Tropea w Kalambrii na południu Włoch.

O autorze: Judyta