Kto chce, by Majdan płonął, a w Kijowie ginęli ludzie?

Coraz częściej zastanawiam się nad tym pytaniem.  Gdy patrzę na historię Majdanu od 21 listopada 2013, to rzuca mi się w oczy, że w chwilach, gdy wydaje się możliwe jakieś pokojowe rozwiazanie, zaraz ktoś prowokuje nowe, coraz to bardziej krwawe starcia.

Zaczęło się to w nocy z piątku na sobotę 30 listopada 2013, kiedy to kilkaset osób pozostałych na placu po 10-tysięcznym wiecu zostało brutalnie zaatakowanych i pobitych przez milicję  /TUTAJ/.  Wzbudziło to powszechne oburzenie i w następnych zgromadzeniach wzięło udzial już 10 razy tyle osób.  Tu stroną zaogniającą konflikt była bez wątpienia milicja.

Nieco inaczej było w styczniu.  W połowie tego miesiąca płomień protestu zdawał się przygasać.  Wtedy, 16 stycznia parlament Ukrainy przyjął w ekspresowym tempie ustawy ograniczające w znacznym stopniu prawa obywateli, wprowadzające w istocie stan wyjatkowy.  Protesty na Majdanie znacznie się nasiliły.  Prowokatorem była Partia Regionów Janukowycza.

W dniu 22 stycznia najbardziej bojowa część demonstrantów zaatakowała oddziały Berkutu.  Witalija Kliczkę, który próbował powstrzymać zamieszki potraktowano gaśnicą.  Krwawe zajścia pochłoneły sześć ofiar śmiertelnych.  W tym przypadku stroną prowokującą byli demonstranci.

Zamieszki te doprowadziły do dymisji rządu Azarowa, wycofania wiekszości antyobywatelskich ustaw i częściowej amnestii dla manifestantów.  Na Majdanie zapanowal “zbrojny pokój”.  W weekend 15 i 16 lutego rozeszła się wieść, że z aresztów zwolniono 238 uczestników protestów, a opozycja opuściła część okupowanych budynków rządowych i administracyjnych.  W dniu 18 lutego parlament Ukrainy mial obradować nad przywróceniem konstytucji z 2004 roku i ograniczeniem władzy Janukowycza.

I wtedy – zonk!  W dniu 18 lutego rana część demonstrantów przełamała jeden z kordonów milicyjnych i zablokowała gmach parlamentu.  W efekcie o 13:30 nastapił szturm Berkutu na Majdan, powtarzany kilkakrotnie w ciagu dnia i w nocy z 18 na 19 lutego.  Zginęło 26 osób, a ponad 150 zostało rannych.  I w tym przypadku zajścia sprowokowali demonstranci.

Cały dzień 19 lutego upłynał w oczekiwaniu na ponowny atak Berkutu, jednak wieczorem zostal on odwołany, gdyż wynegocjowano rozejm.  Przetrwał on do ranka 20 lutego, gdy nieoczekiwanie został zerwany, nie wiadomo przez kogo.  Dawid Wildstein  /TUTAJ/ tak to relacjonowal:

“Niewiele zapowiadało ten koszmar. Nagle, podczas pozycyjnych walk, Berkut zaczął się wycofywać. Bojownicy ruszyli za nim. Ja byłem przy instytuckiej, Paweł Bobołowicz bardziej na prawo. W pewnym momencie przy nim wybuchł skład koktajli mołotowa. A potem się zaczęło. Strzały wszędzie. Zaplanowana rzeź.”.

Wydaje się więc, że w tym przypadku prowokatorami były wojska MSW.  Potwierdza to oświadczenie p.o. szefa MSW, ktory powiedział, iż wojskom wewnętrznym i milicji wydano ostrą amunicję z rozkazem jej użycia.  I faktycznie użyto jej.  Według Niezaleznej pl  /TUTAJ/:

“16:09

CNN, powołując się na źródła z ukraińskiej opozycji, podaje statystyki dzisiejszej rzezi: 100 osób zabitych i 500 rannych.”.

Widać więc jasno, że istnieją siły , którym zależy na tym, by na Ukrainie panował coraz większy chaos, toczyły się walki i ginęli ludzie. Myślę, ze nie trudno je wskazać – to Rosja i Putin.  Rosyjskie media i władze otwarcie naciskały na Janukowycza, by zrobił wreszcie porządek z tym Majdanem.  Powtarzały się tez doniesienia o rosyjskich najemnikach, walczacych z demonstrantami.  Ostatnio Ziuganow straszył podziałem Ukrainy.

Zaczęły sie jednak wreszcie pojawiać naciski ze strony Zachodu.  Dziś ministrowie spraw zagranicznych Francji, Niemiec i Polski rozmawiali  w Kijowie z Janukowyczem, a potem z opozycją /na wieść o tym Putin zapowiedział wysłanie swojego człowieka do Kijowa/.  Przdstawili plan rozwiązania konfliktu poprzez powolanie rządu tymczasowego i wcześniejsze wybory parlamentarne i prezydenckie.  Wczoraj w sprawie Ukrainy dość zdecydowanie wypowiedziały się Stany Zjednoczone.  Czy to coś da? – nie wiadomo.

O autorze: elig