Homoseksualiści jako agenci – tekst Tomasza Parola

Tomasz Parol, czyli “Łażący Łazarz” znany był w ostatnich latach jako redaktor naczelny portalu Nowy Ekran.  Służba u Opary /i jego kumpli z “wojskówki”/ nie przyniosła mu chwały, a jej groteskowe zakończenie rozbawiło całą blogosferę.  Dziś jest on szefem portalu  3obieg.pl . Kto tym razem to finansuje?  – nie wiadomo.  Prawdopodobnie dowiemy się tego przy okazji kolejnej awantury /jedna już była – odeszła połowa redakcji  3obieg.pl /.

Ta nieco osobliwa działalność spowodowała, iż wszyscy zapomnieli, że Parol jest też niezłym autorem, zdolnym do napisania interesującego tekstu.  I oto cztery dni temu stworzył on notkę “Podskórne koterie polityczne”  /TUTAJ/.  Omówil on w niej różne rodzaje tych koterii, ale mnie najbardziej zainteresował rozdział “Hiacyntowa koteria” traktujacy o agentach – homoseksualistach /lub innych zboczeńcach/.  Nazwa “hiacyntowa” pochodzi od słynnej akcji “Hiacynt” przeciwko homoseksualistom przeprowadzonej w roku 1985 przez MSW Kiszczaka.  Jak pisze Newsweek  /TUTAJ/:

“Przed świtem 15 listopada 1985 r. milicja rozpoczęła z polecenia ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka operację „Hiacynt”. Funkcjonariusze zjawiali się w mieszkaniach ludzi znajdujących się na listach bezpieki i wprost z pościeli, bez nakazu aresztowania, zabierali ich do komend. Następnie grupy operacyjne wyruszyły w teren, aby w miejscach spotkań homoseksualistów przygotować zasadzki i wyłapać tych o mało męskim wyglądzie. (…)  podczas akcji „Hiacynt”, i w czasie kolejnych obław, kiedy ujęto łącznie ok. 11 tys. gejów (…)  Milicjanci wypytywali homoseksualistów o kontakty z innymi mężczyznami, zwłaszcza przyjeżdżającymi z Zachodu. Zaś bezpieka groźbami i szantażem usiłowała pozyskać jak najwięcej konfidentów. Każdemu założono teczkę osobową”.

W ten sposób SB pozyskała wielu agentów wśród homoseksualistów.  Tomasz Parol twierdzi, że:

“Okazało się, że skuteczność werbunkowa kontaktu operacyjnego w „Hiacyncie” jest niemal stuprocentowa. Są podejrzenia, że nie konstruktywność opozycji, ale właśnie jej hiacyntowatość (zapewne z wyjątkami jak zawsze) była gruntownym kryterium przy montowaniu okrągłego stołu. Gdy się tak na zimno zastanowić, to SB-ecja nie dokonała w tej kwestii żadnego spektakularnego odkrycia. Wszak NKWD już w latach 30-tych selekcjonowała homoseksualistów na Oxfordzie czy Harvardzie i czyniła ich agentami, pomagając później w karierze przez łóżko z takimi jak oni i windując do najwyższych stanowisk państwowych (np. Kim Philby szef sekcji w MI-6).

Tu działo się podobnie, hiacyntowa agentura (głównie homoseksualna, ale nie tylko) nie tylko została uwikłana na sztywno, ale też dostała możliwość radośnie i z przyjemnością wspierać się nawzajem i windować coraz wyżej. Nadszedł rok 89-ty, potem 90-ty i 91-y a akcja „Hiacynt” trwała dalej. Tym razem przejęta przez UOP (a może w części przez nowopowstałe WSI) i rozwijana. (…)  Podobno od początku uruchomienia akcji pozwoliła ona na zwerbowanie i wywindowanie ok. 4500 polityków, biznesmenów, artystów, dziennikarzy, urzędników państwowych, funkcjonariuszy czy działaczy organizacji pozarządowych. Ulokowanych wszędzie gdzie się dało. I ponoć ta akcja ciągle trwa. (…)
Tu mamy praprzyczynę forsowania i nagłaśniania wszelkich coraz większych potrzeb i praw dotyczących homoseksualistów. To tendencja generowana przez tych wpływowych z koterii hiacyntowej. Panowie oczywiście im na to pozwalają, demontuje to, bowiem przy okazji wartości w społeczeństwie i jego spójność, tworząc polską społeczność łatwiejszą do manipulacji.”.

Parol uważa, że całe życie polityczne w Polsce zdominowane jest przez opisane w jego notce koterie, w szczególności przez tę “hiacyntową”.  Na zdrowy rozum jej wplywy tłumaczyłyby wiele zjawisk, z jakimi mamy do czynienia we współczesnej Polsce.  Wiadomo skadinąd, że homoseksualiści w wielu obszarach życia społecznego tworzyli sitwy.  Tak było w dziedzinie mody, gdzie spowodowali oni epidemię anoreksji wśród modelek, gdyż chcieli, by były one podobne do młodych chłopców.  Jak twierdzi Joanna Szczepkowska, analogiczne zjawiska mają też miejsce i w świecie teatru.

Tomasz Parol przyznaje w Epilogu, że nie ma “kwitów” na to, co napisał.  Dysponuje relacjami, ale nie ma ich potwierdzenia w postaci dokumentów.  Uważa jednak, iż wie gdzie one się znajdują.  Pisze:

“Otóż są w Zbiorze Zastrzeżonym IPN, gdzie znajduje się ta cała część operacji Hiacynt, która nie znajduje się w służbach typu SKW i ABW oraz w prywatnych kieszeniach. I rekomendowałbym ufać tylko tym politykom, którzy będą domagać się otwarcia całości akt IPN, w tym Zbioru Zastrzeżonego, do którego wcale nie trafiali nasi agenci wywiadu i kontrwywiadu przewerbowani z czasów PRL  (…) ale ci formalnie rządzący Polską, na których ci nieformalnie rządzący chcą mieć skryte trzymanie.”.

W zwiazku z tym Parol domaga się otwarcia Zbioru Zastrzeżonego.  To słuszny postulat – bez tego nie oczyścimy tego bagna.  Właściwy zasięg i skutki akcji “Hiacynt” trzeba wyjaśnić.  Zdaniem Parola to właśnie “hiacyntowi” zadbali, by w Polsce nie doszło do lustracji.  Jest rzeczą ciekawą, że tekst Tomasza Parola jest pierwszym, w którym tak otwarcie pisze się o roli homoseksualistów oraz innych “mniejszości seksualnych” w tajnych służbach.  Już sam ten fakt jest znamienny.

O autorze: elig