Moja subiektywna interpretacja przyczyn “tragedii posmoleńskiej”

Tusk_Putin_Smolensku_4055602-235x300

“Tragedia smoleńska podzieliła Polaków”. Ileż to już razy usłyszeliśmy tę banalną formułkę wbijaną nam do głów przez ośrodki medialne. Już samo w sobie to stwierdzenie jest przedziwne dla postronnego obserwatora. Bo proszę sobie tak pomyśleć na chłodno. W którym normalnym kraju tragiczna śmierć urzędującego prezydenta wraz z wybitnymi przedstawicielami państwa na pokładzie powoduje podzielenie się polityków a wręcz nawet społeczeństwa na dwa osobne plemiona? Uściślijmy więc. To nie sama tragedia podzieliła Polaków, tylko to co po niej nastąpiło. To “tragedia posmoleńska” wykopała rów nie do zakopania między dwoma obozami.

Stan po katastrofie smoleńskiej nazywam tragedią, gdyż obudziły się w nim najgorsze ludzkie namiętności, takie jak nienawiść, pogarda i odczłowieczenie rywala. Pogorszył się stan naszej debaty publicznej. Zgwałcono wszystkie możliwe tabu dotyczace takich wartości, jak szacunek dla starości czy do śmierci. Doszło do pierwszej w III RP zbrodni na tle politycznym. Wyhodowano nowych błaznów, których jedyną działalnością jest pluć na wszystko co święte. A skłócone ze sobą partie polityczne nie są w stanie się zgodzić nawet w prostych sprawach dotyczących obrony polskich interesów narodowych. A do takich spraw należy włączyć walkę o wyjaśnienie przyczyn i okoliczności wspomnianej katastrofy lotniczej. Co ważne, wina za taki fatalny stan rzeczy nie jest rozłożona równomiernie.

“Sekta smoleńska” i “sekta pancernej brzozy” nie powstały dzisiaj. Te dwie formacje istniały w polskim narodzie od setek lat. Natomiast katastrofa smoleńska, a szczególnie to co się działo po niej, były zapalnikiem detonującym bombę. Romantycy kontra pozywiści, patrioci kontra zaprzańcy, odważni kontra tchórze, poważni kontra beztroscy, idealiści kotra materialiści, konserwatyści kontra modernizatorzy kłócili się ze sobą od lat, a Smoleńsk uwypuklił najgorsze cechy obu tych ekip, oczywiście ze zdecydowanym wskazaniam na najgorsze cechy ekipy “zaprzańców”.

Oto, jak ja osobiście interpretuję to co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku i po nim. Może wyda to się tutaj niepopularne, ale teoria zamachu jest dla mnie nieprawdopodobna, choć mimo wszystko nie ma też ostatecznych dowodów na to, że to nie był zamach. Ani, że był. Jeśli więc wejść w poetykę wiary, bądź niewiary w zamach to ja w niego nie wierzę. Nie dlatego, że jak to mawia salon “nie było powodów” ku temu z powodu marnych szans Lecha Kaczyńskiego na drugą kadencję prezydencką. Powody do zamordowania prezydenta były. I to nie tylko z punktu widzenia Putina, który mógł w ten sposób zastraszyć niepokornych przywódców Europy Środkowo-Wschodniej, ale również, a może przede wszystkim z punktu widzenia wewnętrznych wrógów Kaczyńskich umocowanych w postkomunistycznych służbach i dawnej WSI. Zastanawia bowiem w tej sprawie samozwańcze przejęcie obowiązków prezydenta przez ówczesnego marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego w dniu 10.04.2010, jeszcze przed prawnym potwierdzeniem śmierci prezydenta urzędującego. A także to, co niemal od razu po tragicznych wiadomościach ze Smoleńska robili w BBNie jego ludzie.

Jeśli były powody do unicestwienia Kaczyńskiego, to dlaczego w zamach nie wierzę? Dlatego, że w takim przypadku musiałbym przypisać cudowne zdolności tym, którzy ten zamach zlecili i wykonali, kimkolwiek by nie byli, Putinem, Tuskiem, WSI czy nawet Al-Kaidą. Że po przeszło trzech latach nie ma nawet tropu kim byli wykonawcy zbrodni. Że po tych trzech latach żaden światowy podmiot, któremu może zależeć na oczernieniu potencjalnych zamachowców milczy. Nie wierzę, że któryś z podejrzanych mógł być aż tak sprytny. Biorąc nawet pod uwagę teorię dwóch wybuchów, która wydaje się prawdopodobna, nie ma żadnej odpowiedzi na to, kto do nich fizycznie doprowadził, nie ma nawet na ten temat żadnych hipotez. Czy ktoś z pasażerów wniósł bombę na pokład samolotu, czy podłożono ją podczas remontu samolotu w Samarze i zdalnie zdetonowano, czy samolot został zaatakowany przez jakąś rakietę z ładunkiem wybuchowym? A może rosyjscy kontrolerzy świadomie sprowadzili samolot w ziemię, tylko po co wtedy jeszcze te wybuchy? To wszystko wydaje mi się zatem nieprawdopodobne, ale gdyby potencjalni zamachowcy zdołali do dnia dzisiejszego ukryć swoje ślady zbrodni, to trzeba byłoby im dać nagrodę Nobla z fizyki i uznać że są geniuszami. Może nimi są i może do zamachu doszło, nie wykluczam go, aczkolwiek daję szansę takiemu scenariuszowi na około 10%. I trzeba to rzetelnie zbadać, nie wykluczając żadnych hipotez.

Według mnie sytuacja tego feralnego poranka wyglądała następująco. Fatalna pogoda oraz niemal nie zakończone tragedią pierwsze lądowania tego poranka w Smoleńsku skłoniły pracowników “wieży” do tego, by zakazać lądowania prezydenckiego samolotu w tak trudnych warunkach. Mówił zresztą o tym Antoni Macierewicz podczas niedawnego wykładu w Klubie Ronina. W takim tonie, że jeden z kontrolerów lotu w Smoleńsku chciał “uratować” prezydencki samolot. Jednak konsultacje kontrolerów z “centralą” doprowadziły do zgody na próbne lądowanie w ekstremalnych warunkach. Być może z powodu strachu w Moskwie przed oskarżeniami Rosji przez Polaków za zakłócanie tak ważnej rocznicy, jaką jest Katyń. Polscy piloci, wbrew temu co się mówi nie lądowali, a podeszli do próby lądowania. Podczas obniżania lotu zignorowali ostrzeżenia, gdyż była to w tym miejscu rutynowa procedura spowodowana nieprzystosowaniem lotniska w Smoleńsku do pewnych systemów komputerowych samolotu (Przepraszam za powierzchowność tej tezy ale tak ja to zrozumiałem jako kompletny laik). W odróżnieniu od rutynowych lądowań, tym razem samolot nie był jednak na kursie i ścieżce, choć kontrolerzy lotu mówili odwrotnie i zmylili załogę. Piloci zmyleni przez kontrolerów nie wiedzieli o tym, że są w zagłębieniu terenu, tzw. jarze poniżej wysokości bezwględnej pasa. Nie wiedzieli, że w odróżnieniu od poprzednich lotów w tym miejscu, tym razem wysokość bezwględna(do ziemi) jest inna od względnej(do wysokosci pasa). Gdy pilot zorientował się, że coś jest nie tak, postanowił odejść na drugi krąg. Silniki zawarczały, ale było już na to za późno. Samolot trafił na koniec jaru i wzniesienie terenu. Tam ściął nie jedną brzozę, ale cały las w wyniku czego stracił sterowność, przechylił się na jedną ze stron, zahaczył skrzydłem o ziemię i nic już go nie uratowało przed katastrofą. Być może doszło przy tym do wybuchów oparów paliwa i rozrzucenia części samolotu na wiele stron i sporą powierzchnię. Tak ja to widzę, choć jestem otwarty na poprawki bardziej zorientowanych w komentarzach.

Polski rząd tuż po kastrofie dał się naiwnie wmanewrować w grę z Rosją. Tusk liczył na to, że w obliczu tak wielkiej tragedii, atmofery współczucia i pojednania narodów polskiego i rosyjskiego uda się coś dla Polski ugrać politycznie i gospodarczo. Mogła go też w tym utwierdzić opozycja, która na czas kampanii przedwczesnych wyborów prezydenckich prezentowała stonowaną agitację i nie poruszała tematu katastrofy smoleńskiej w ogóle. Mimo tego, że naturalny elektorat PiS głośno mówił o prawdopodobnym zamachu dokonanym przez Putina. Pamiętamy też krótkotrwałą jedność Polaków, kwiaty i znicze na Krakowskim Przedmieściu, rosyjskie znaki współczucia dla Polaków na miejscu wypadku, przemowę “do braci Moskali” Jarosława Kaczyńskiego itp. W tej atmosferze rząd został totalnie rozegrany przez Rosjan, spartaczył wszystko co mógł oddając całe śledztwo, wszystkie dowody wschodniemu sąsiadowi. Nie tylko to, w związku ze swoim nieprofesjonalizmem nie zdołał nawet zostać sprawną firmą pogrzebową, czym tak bardzo się chwalono po katastrofie. Wiemy dziś, że nie przeprowadzono sekcji zwłok ofiar, pomylono ciała w trumnach, nie przekopano ziemi na metr, zostawiono szczątki ofiar w ziemi, sfotografowano i umieszczono w Internecie zwłoki ofiar. W Polsce zaś dokonano przekrętu “trumnowego”, gdyż urzędnicy mający oferty darmowej obsługi funeralnej przez część firm pogrzebowych postanowili przepłacić za tę przysługę dawnemu oficerowi WSW. Ten zresztą wywindował ceny o wiele wyższe, niż rynkowe.

Rosja zaś wpadła w panikę, w miarę szybko i sprawnie opanowaną. Rzeczą bezsprzeczą był fakt, że kontrolerzy lotu pomylili się w swoich komendach dla pilotów. To, jak i sam wygląd wieży kontrolnej i stan lotniska był dla nich powodem do międzynarodowego wstydu. Postanowili ukryć zatem wszystkie ślady swojego niedbalstwa. Na przykład poprzez instalację na drugi dzień oświetlenia sygnalizacyjnego na smoleńskim lotnisku, którego wcześniej nie było.  W dziwny sposób akurat w ten dzień zepsuły się zapisy z radarów w budzie kontroli lotów. Przejęto śledztwo, po to by zwalić winę za wszystko na Polskę. Wysmarowano mijający się z prawdą raport MAK. Ale mieliśmy też serię skandalicznych doniesień na temat wraku, niszczenia dowodów, betonowania miesjca wypadku, kradzeży części samolotu, mycia wraku, czy jego permanentnego przetrzymywania na zawsze po rosyjskiej stronie.

W Polsce “patrioci” uruchomili swoją romantyczną wyobraźnię oraz motyw Polski, jako Chrystusa Narodów. Doszli więc do wniosku, że skoro Rosjanie coś ukrywają w sprawie katastrofy, to znaczy, że muszą mieć krew na rękach. A skoro tej krwi nie mają, to czemu nie chcą oddać nam dowodów w sprawie, czemu tak demonstrancyjnie kluczą. Obóz rządowy w Polsce wiedział zaś, że znalazł się w pułapce. Wiedział doskonale, że Rosjanie zaczęli z nimi grać sobie w kulki. Ale nie mogli im pogrozić palcem, bo raz, że panicznie się tej Rosji boją, a po drugie musieliby przyznać się do swoich fatalnych błędów popełnionych tuż po katastrofie w sferze jej wyjaśniania. Jak mają wytknąć palcem Rosji błędy przy pochówkach, skoro Marszałek Kopacz “ramię w ramię pracowała z rosyjskimi patologami”? Jak mogą się domagać zwrotu wraku, skoro sami się zgodzili na to, by Rosjanie go badali. Jak mogą chcieć cokolwiek od Rosjan, skoro nie wierzą w zamach. Bo tylko “awanturnicy” czegoś domagają się od groźnych Rosjan. Czyli w głębi serca widzą rosyjskie zaniechania, ale nie mogą swoich rozterek ujawniać, bo byłaby to dla nich polityczna śmierć poprzez niespotykane w polskim życiu publicznym przyznanie się do błędu. I też w związku z tą paranoją, w związku ze świadomością swoich błędów i swoją frustracją wyżywaja się nieludzko na opozycji. Ta pełni bowiem rolę ich niedajęcego im spokoju sumienia. Podkręcają do czerwoności przemysł pogardy, eksponują chamów w postaci Palikota i Niesiołowskiego. Jest to ich jedyny oręż polityczny. Tylko poprzez przyrównanie przeciwników politycznych do wariatów są w stanie utrzymać się przy władzy. A opozycja, gdy widzi tę dwuznaczną rolę Tuska dolewa oliwy do politycznego piekła twierdząc, że ten mógł pomagać Putinowi przy zabijaniu Lecha Kaczyńskiego.

Niejasne zachowanie Rosjan i zacieranie śladów po katastrofie smoleńskiej wcale nie musi oznaczać, że są oni autorami zamachu. Ich matactwa mogą mieć dwie przyczyny, może nawet jednocześnie. Po pierwsze, posłużę się przemyśleniami Ziemkiewicza. Jego teza mówi o tym, że Rosjanie niechętnie chcieli eksponować bylejakość swojego państwa, którą trzeba by było wykazać, gdyby doszło do prawdziwego śledztwa. Może lepiej zamiast słabości wyeksponować okrutność. Lepiej żeby się nas bali, niż z nas śmiali. Wmówimy wszystkim, że co tam, jesteśmy zdolni nawet do takiego cynicznego łajdactwa jak zamordowanie urzędującego prezydenta obcego kraju, który był dla nas niewygodny. I nikt na świecie nawet nie raczył z tego powodu nam podskoczyć. Drugim razem więc jakiś inny prezydent zastanowi się dwa razy, czy wspomóc okupowaną przez nas Gruzję, albo jakąś inną postsowiecką kolonię. Po drugie, Rosjanie od lat bardzo, ale to bardzo lubią, jak jakiś kraj coś od nich chce. I tak jak w sprawie Katynia nie odtajnia wszystkich dokumentów bo wie, że Polska tak bardzo ich żąda. Podbijają w ten sposób cenę tych dokumentów. Tak samo może być z wrakiem Tupolewa. Wiedzą, że jest to dla Polaków dowód w sprawie, nasza własność i symbol tragedii. Mogą więc negocjować cenę jego zwrotu i wciąż ją podbijać takimi występkami, jak choćby mycie wraku. Być może jest to jakis trop w sprawie ostatniego zamiesznia w PGNiG związanego z budową drugiej nitki gazociągu jamalskiego. A może ceną za wrak musi być rezygnacja Polski z łupkowych marzeń zagrażających interesom Gazpromu.

Bzdurą jest Raport Millera będący kopią oszczerczego raportu MAK. Bzdurą jest teoria pancernej brzozy, która po ścięciu kilka razy rosła i się kurczyła. Bzdurą jest to co mówią prokuratorzy Szeląg i Rzepa. Jedną wielką bzdurą jest zespół Macieja Laska do tłumacznia przyczyn katastrofy. Stąd też wszyscy eksperci będący blisko rządu maja tak wielki problem z obalaniem teorii Macierewicza. Bo po drodze wyjdą setki dowodów ich nieprofesjonalizmu i niechlujstwa, jakiego dopuścili sie badając katastrofę. Dlatego więc mityczny zespół Laska, który już od około roku miał powstać na dniach powstaje w takich bólach. Bo co oni mogą tłumaczyć, skoro spieprzyli co się dało. Nawet nie potrafili zmierzyc brzozy, która rzekomo miała być pancerna. Stąd te tajne spotkania Laska z dziennikarzami “branżowymi”, stąd strach przed konfrontacją przed kamerami z ekspertami Macierewicza, stąd łajdackie żarciki na temat reklam pewnych środków na pewną przypadłość emitowanych tuz przed filmem Anity Gargas w TVP. Oni wszyscy, dziennikarze, celebryci, politycy, autorytety wiedzą, że śledztwo smoleńskie zostało totalnie zakłamane. Wiedzą, że są rzecznikami złej sprawy. Ale z tym większą złością atakują tych co myślą inaczej, bo przecież oni są nieomylni. Rzucają też cień podejrzeń o matactwa na siebie, a to tylko utwierdza “patriotów” w przekonaniu, że zamach musiał być i kropka. A kto w zamach powątpiewa, nawet go nie wykluczając, ten zdrajca. Ktoś zaś wierzy w zamach wśród “zaprzańców” ten wariat.

A ja tak z ciekawości dodam, że i wśród lemingów istnieje pewien odsetek osób wierzących w zamach, nawet będących w 100% do niego przekonanych. Sam z takimi rozmawiałem. Ale jednocześnie jest w tych osobach strach przed Kaczyńskim, który może z tego powodu rozpętać “wojnę z ruskimi”. Stąd też ta grupa tak bardzo pragnie, by nigdy już tego tematu publicznie nie poruszać. Część nim “rzyga”, jak pewien znany złodziej zakomunikował to na blogu. I być może ta mentalność i kopleks wobec Moskali siedzi też w głowach polskich władz, które tak bardzo boją się prawdy w tej sprawie. Jakakolwiek by nie była.

Tragedia “posmoleńska” jest kwintesencją polskich sporów toczonych od lat. Jednak tym razem, z powodu istniejących uwarunkowań politycznych, debata ta weszła na poziom plemiennej nienawiści.  Na dzień dzisiejszy w żaden sposób nie służy to Polsce. Ale paradoksalnie może być to dla Polaków czas katharsis. Być może nasze życie publiczne musiało upaść tak nisko. Po Smoleńsku ostatecznie pospadały wszystkie maski. Już wiemy komu na prestiżu Polski zależy a kto ma to w nosie. Dla kogo prawda ma jakąś wartość i jest jedna, a dla kogo jest kilka prawd. Kto jest konserwatystą a kto konserwatystą bezobjawowym. Kto jest dziennikarzem, a kto propagandystą. Tragedia smoleńska otworzyła oczy wielu wyborcom. Ruszyła choć trochę zerową dotąd oddalną aktywność obywatelską. Zmobilizowała niezależne środowisko dziennikarskie, które bardzo dynamicznie się rozwija. Tak, trudne momenty w naszej historii mobilizują Polaków do właściwych postaw. Nie wszysktich, tak jak nie wszystkich ruszały narodowe powstania czy karnawał Solidarności. Być może tragizm Smoleńska będzie nauczką dla przyszłych wyborów Polaków. Bo człowiek podobno uczy się na błędach.

 

Źródło grafiki: http://info-horyzont.pl/media/2012/10/Tusk_Putin_Smolensku_4055602.jpg

O autorze: Migorr

Jestem równolatkiem tworu zwanego "Trzecią Rzeczpospolitą". Moje marzenie: Aby jej kres, którego konsekwencją będzie budowa Wolnej Polski nastąpił jeszcze za mojego życia.