Wielokrotnie już polecałam znaną książkę „ Efekt odwrócenia. Niezamierzone skutki działań społecznych” R. Boudon. Jak już pisałam efekt odwrócenia polega w wielkim uproszczeniu na tym, że w działalności społecznej czy ekonomicznej osiągamy efekt dokładnie przeciwny do zamierzonego.
Na przykład obniżamy cenę produktu, żeby zwiększyć popyt , a okazuje się, że z jakiś nieprzewidzianych przyczyn , po obniżce popyt spadł. Albo w trosce o kobiety przeprowadzamy ustawę zakazującą zwalniania z pracy ciężarnych, w efekcie czego młode kobiety mają większe kłopoty ze znalezieniem pracy, więc nasze działanie obraca się przeciw nim.
Pisze o tym bo przeczytałam, że mają ulec zaostrzeniu przepisy dotyczące tak zwanego mobbingu w pracy. Tymczasem ustawa antymobbingowa od samego początku była i jest skazana na niepowodzenie. Trzeba sobie uświadomić, że jeżeli jakaś grupa zdecyduje się dręczyć wybraną ofiarę, ma do dyspozycji ogromne spektrum mniej czy bardziej wyrafinowanych form prześladowania, których nie sposób penalizować.
Można od biedy skonstruować akt oskarżenia przeciwko szefowi wymyślającemu publicznie sekretarce od idiotek i doprowadzającemu ją tym do łez. Ale jak zakwalifikować manifestacyjne otwieranie okien po wejściu ofiary do pokoju? Albo przerywanie na jej widok wszelkich rozmów? Albo pomijanie jej w imprezach towarzyskich.?
Dopuszczenie możliwości oskarżenia o mobbing w oparciu o subiektywne odczucia poszkodowanego jest bardzo niebezpieczne. Otwiera przysłowiową puszkę Pandory, prowokując pieniaczy, poszukujących odwetu czy nawet niezrównoważonych psychicznie do nękania pracodawców niekończącymi się oskarżeniami, często tylko dla korzyści materialnych.
Łatwość oskarżenia o molestowanie seksualne nie tylko spowodowała w Ameryce falę fałszywych oskarżeń lecz stała się przyczyną histerycznego lęku amerykańskich mężczyzn przed kobietami. Niektórzy amerykańscy prawnicy radzą swoim klientom sporządzanie pisemnej umowy dotyczącej przebiegu przyszłej randki z uwzględnieniem dopuszczalnego zakresu zachowań seksualnych.
Pomijając element spontaniczności – jest to nonsens, gdyż propozycja zawarcia takiej umowy, może tym bardziej być traktowana jako prześladowanie seksualne.
Charakterystyczne dla współczesnego prawodawstwa tworzenie grup specjalnej troski, owocuje nie tylko absurdalnymi dysproporcjami wyroków ( w USA za zaczepkę erotyczną można czasem dostać wyższy wyrok niż za gwałt) ale jak uczy doświadczenie przepisy mające chronić jakąś wyróżnioną grupę społeczną w ostatecznym rachunku obracają się przeciwko tym uciśnionym i uruchamiają spiralę absurdu.
Przepisy chroniące przed zwolnieniem kobiet w ciąży powodują – jak napisałam- że wielu pracodawców za nic w świecie nie zatrudni kobiety w wieku rozrodczym. Ustawodawca odpowiada na to przepisami anty dyskryminacyjnymi. Nie wolno odmówić zatrudnienia ze względu na płeć, kolor skóry, wyznanie, preferencje seksualne.
Wolno natomiast wprowadzać skomplikowane i upokarzające procedury rekrutacyjne, które są przecież mobbingiem w stanie czystym lecz usankcjonowanym prawnie.
Wolno zmuszać kandydata do odpowiadania na bezsensowne pytania, można kazać mu odgrywać scenki rodzajowe i wolno odmówić zatrudnienia pod pretekstem, że kandydat nie przeszedł tego testu.
Jeżeli procedura rekrutacyjna przypomina osławione egzaminy do szkoły teatralnej, podczas których znudzeni i zblazowani członkowie komisji nakazywali odegrać kandydatowi na przykład krzesło czy jajecznicę i jeżeli dobrze widać, że egzaminatorzy zabawiają się wymyślając coraz to nowe skomplikowane i często upokarzające zadania, doświadczony kandydat doskonale wie, że stanowisko zostało dawno obsadzone przez protekcję, a procedurę rekrutacyjną przeprowadza się tylko pro forma. Jedyną sensowną reakcją na upokarzające praktyki komisji rekrutacyjnej byłoby trzaśnięcie drzwiami i pożegnanie komisji brzydkim słowem.
Ale kandydat prawie zawsze, wbrew oczywistości, zachowuje w sercu resztkę złudzeń, że ma być może jakąś szanse na zatrudnienie i nie chce jej pogrzebać. Poza tym boi się dostać na mityczną czarną listę. Dlatego poddaje się takim upokarzającym praktykom jak badanie wykrywaczem kłamstw przed zatrudnieniem na stanowisko portiera, czy oglądanie przyszłym kelnerom, jak na targu niewolników, zębów.
W żadnym wypadku nie postuluję wprowadzenia przepisów zakazujących stosowania wykrywaczy kłamstw czy zaglądania w zęby w czasie rekrutacji. Po pierwsze każdy przepis można obejść, a każdy absurdalny przepis antymobbingowy przenosi zjawisko mobbingu na inny poziom.
Jak powiedziałam jedyną rozsądną reakcją człowieka który czuje się upokarzany to odstąpić od rekrutacji. Ale żeby ta reakcja była karą dla dręczyciela musi mu pracownika brakować.
W warunkach szalejącego bezrobocia jest to raczej mało prawdopodobne.
Postawię paradoksalną tezę . Mobbing to reakcja na przepisy zakazujące nieuzasadnionego zwalniania pracowników z pracy.
Jeżeli szef chce się pozbyć pani Krysi, która go straszliwie drażni, a pani Krysia nie chce jak na złość upić się w pracy czy ukraść tonera do drukarki, pozostaje mu sprawić żeby pani Krysia sama z tej pracy zrezygnowała.
Jest na to wiele wypróbowanych sposobów, ale najlepszym pomysłem- podsunę- jest skierowanie pani Krysi na wyjazd integracyjny. Dla większości pracowników taki wyjazd to traumatyczne przeżycie . Aby wykazać swą „kreatywność i otwartość na wyzwania” muszą wspinać się na piramidy z pudeł, poruszać się w zespole kilku osób na nartach spiętych łańcuchami, brać udział w wyścigach w workach, oraz zawodach w przeciąganiu liny, zjeżdżać z wież triangulacyjnych. To dopiero mobbing w stanie czystym ale usankcjonowany idiotycznymi psychologicznymi teoriami, które jak to teorię – łatwo dobudować do każdego świństwa.
Oczywiście istnieją ludzie, którzy podczas takich wyjazdów doskonale się bawią. Są to na ogół ludzie młodzi, zdrowi. i odporni na alkohol. Ludzie starsi, schorowani, nie wysportowani są jednak czasem gotowi odejść z pracy, żeby uniknąć lęku i upokorzeń.
Jak głosi wieść gminna kandydatka do szkoły teatralnej, której podczas egzaminu zaproponowano odegranie jajecznicy, opuściła salę wypowiadając się swobodnie i bez cenzury na temat członków komisji i ich przodków. Podobno tak tym ujęła komisję (umiejętnością wywodzenia tak zwanych „ rodowodów” ) , że ktoś wybiegł za nią z sali i została przyjęta. Ale być może to tylko jeden z mitów tej uczelni.
Świetny tekst. I bardzo potrzebny. Niestety – do działań ewidentnie kontrproduktywnych, o których z góry można powiedzieć, że przyniosą zgoła odwrotne do zamierzeń skutki – nawołują często ludzie skądinąd zacni i pełni dobrych chęci. Na przykład: http://boskawola.blogspot.com/2012/05/mit-re-industrializacji.html (próbowałem jakoś inaczej ten link wkleić, ale mi się to czegoś nie udaje…)
Czytam sobie po kolei i z upodobaniem Pana stronę ( podobnie jak Sigma). Z własnego doświadczenia wiem, że człowiek o racjonalnym podejściu do życia bardzo często oskarżany jest o złą wolę. Ale pchajmy nasz wózek pomalutku. Cóż nam pozostaje?
tego nie widziałem, mogę prosić o bardziej szczegółowy opis? ;DD
Przyznam że jest coś w człowieku co pcha go do wyżywania się na niezorientowanym kandydacie.
Mój syn pracował w firmie organizującej takie imprezy integracyjne. Chłopcy, (robotnicy wysokościowi zresztą) wyżywali się na starszych tęgich księgowych i dyrektorach, którym zakładali bezpieczny zjazd w uprzęży z jakiegoś triangula, a nawet między drzewami. Dla nich było to bardzo zabawne- dla tych osób raczej nie.Konkurencja polegająca na biegu narciarskim w zespole z nartami połączonymi łańcuchami to też ich wynalazek.To wszystko w konwencji żartu, albo rytuału inicjacyjnego. Ciekawe, że nikt nie ośmielił się przeciwstawić gówniarzom.
Mój znajomy opowiadał jak dostał robotę dyr. regionalnego SAMPO. Przyznam że historia godna uwagi i o zgrozo prawdziwa. Aby dostać robotę – rozmowa kwalifikacyjna miała odbyć się o 5 rano w schronisku górskim (kolebie) w tatrach. Jak to urzędnik nie obyty z górami popierdzielał nocą w świetle księżyca w śniegu po pas. Wilki wyły, nogi odmawiały posłuszeństwa a on przeklinał dzień swojego narodzenia. Ledwo zdążył na czas i robotę dostał. Właśnie za konsekwencje, upór, stanowczość, pracowitość i przeciwstawienie się wyzwaniu z którym nie miał wcześniej do czynienia.
Wieża ciśnień to jednak nie żarty, ja nie wziąłbym odpowiedzialności za życie księgowego po takiej lince nawet z asekuracją. A jak te pierniki tam na samą górę wylazły to nie potrafię sobie wyobrazić. Ciasno, duszno, a na górze duje jak cholera. Po takich zmianach to pikawa może odmówić posłuszeństwa. Zjechać z góry na linie z niedoborami tlenowymi – czysty hardkor. ;DDDDD
Oni nie zjeżdżają w kluczu z którego łatwo wypaść.Są tak asekurowani,że fizycznie nic im nie grozi. A pikawa? To koszty walki o wizerunek luzaka i podejmującego każde wyzwanie. Jest taka teza , że ponurak źle pracuje. Dlatego nieszczęsne starsze księgowe usiłują pokryć uśmiechem naturalne przerażenie. W programie o modelkach w TVN ( nie widziałam) też podobno panienki w tipsach zjeżdżają na linie. Takie są zabawy i spory w one lata.
można też spojrzeć z punktu odgórnego ukierunkowywania agresji i walki o władzę. prawa i zwyczaje wdzierające się we wszelkie sfery życia to totalitarna przemoc, która ma na celu coś więcej niż regulację przydatną do ochrony. w praktyce wszyscy mają być niedobrowolnie potulni na życzenie innych, zależni od władzy, ludzie same się popacyfikują i nie będzie zagrożenia dla systemu. A ludzie naprzyzwyczajani do konieczności zdawania się na wszelkie ukazy. przypomina też zwalczanie ucisku uciskiem. takie inżynierie społeczne już w założeniu niszczą ludzką świadomość, dobrowolność, swobodę postępowania więc nie mogą dać dobrych owoców. Ludzie też nie będą zmuszeni od dzieciństwa wyrabiać własnej siatki przydatnych znajomych i przysług, by sobie radzić w obszarach nieregulowanych. Oszukaństwo jak komunizm.
Chyba tylko raz uczestniczyłem w wyjeździe integracyjnym i oby nigdy więcej.
Po pierwsze, jakim prawem ktoś zabiera pracownikom święty weekend? Rozumiem, gdyby to się odbywało w regularny dzień pracy.
Po drugie, do integracji trzeba poziomu. Jeśli ludzie w jednej firmie przez rok nie potrafią się do siebie odnosić się jak ludzie, to tylko naiwny idiota może sądzić, że przez jeden dzień pokonają wszystkie bariery, uprzedzenia i stereotypy.
Po trzecie, od kilku osób słyszałem, jakie to było dla nich uwłaczające, gdy osoba stojąca nieco wyżej w hierarchii na wyjeździe integracyjnym, czy to na fali ogólnego odprężenia i sterowanego zbliżenia międzyosobowego, czy też na fali alkoholu, proponuje przejście na “ty”, po czym po powrocie do firmy, po ponownym wejściu w dotychczasowe stare utarte kanały i konwencje nagle okazuje się, że jednak forma “Pan/Pani” nadal obowiązuje, a wyjazdu integracyjnego jakby nie było.
Wszystkie te wymuszone zachodnimi tanimi podręcznikami leksykony firmowych zachowań należy o kant tyłka rozwalić. Jeden wykład Romana Kluski, dostępne na Youtube, da 10x więcej pożytku.
Nawiążę do tytułu: o dobrych chęciach…
Ostatnio pojawił się w kinach bardzo dobry film. “Układ Zamknięty”. Jeden z najlepszych filmów III RP, na równi dobry z “Długiem” i “Placem Zbawiciela”. Kto oglądał, ten wie, o czym mówię.
Duńska firma wyposaża trzech polskich wspólników w maszyny i know-how.
Jednocześnie KTOŚ ze świata finansów (nie ma najmniejszych podstaw, zastrzegam, by sądzić, że to ktoś związany z ową duńską firmą) wchodzi w układ z polską prokuraturą (niezrównany Janusz Gajos) i każe im, by tych trzech wspólników wzięła pod lupę. Oczywiście wspólnicy zostają przymknięci, like a Roman Kluska, a firma przejęta. Prokurator i naczelnik urzędu skarbowego chcą sprzedać akcje przejętej (niby na rzecz Skarbu Państwa) firmy pewnemu funduszowi “Of Corce Holding”.
Jednak Duńczykom – ku nagłemu zdziwieniu Układu – udaje się w ostatniej chwili “wydobyć” swe maszyny z Polski (ustanowili na nich prawo zastawu czy coś podobnego) – ku rozpaczy prokuratury apelacyjnej, która miała nadzieję na sprzedaż tej firmy owemu zachodniemu funduszowi “Of Cource Holding”.
Trzej wspólnicy wychodzą z więzienia – po firmie zostały puste budynki.
Jeden z nich ma jednak za sobą dwie próby samobójcze po brutalnych przeżyciach w więzieniu i w ogóle jest “nie halo”.
Dwóm z dotychczasowym wspólnikom Duńczycy proponują status wspólników w nowym przedsięwzięciu. Ci wymownie patrzą na siebie, bo wiedzą, że najwięcej pracy wykonał ten, którego w więzieniu zgwałcono.
Oczywiście interpretacji filmu jest tyle, ilu Polaków. Jednak diagnoza jest bolesna: władza wykonawcza (prokuratura) sprzedaje się obcym za pieniądze i działa przeciwko rodzimym przedsiębiorcą. Prawo działa w oderwaniu od władzy wykonawczej, ale tylko gdy dysponujemy kapitałem na prawników. Jesteśmy jako kraj obszarem, na którym toczy się rozgrywka pomiędzy drapieżnym kapitałem (ów holding), naginającym prawo dla własnym interesów, a zachodnimi przedsiębiorcami próbującymi działać uczciwie.
Przy czym reżyser wcale nie wyklucza, że ci pierwsi i drudzy nie działają w porozumieniu…. I to byłoby najboleśniejsze… bo znaczyłoby, że nas, Polaków, rozgrywają jak chcą.
Co nie zmienia nic w tym, że największym rakiem polskiej rzeczywistości gospodarczej jest polska egzekutywa (charakterystyczna rola Gajosa jako przedstawiciela prokuratury), która tym obcym się wysługuje za obietnicę apanaży.
Do ciekawych wniosków prowadzi zastosowanie uwag o mobbingu do moich powyższych rozważań…. Gdyby tak Polacy mieli trochę pomyślunku, to jedni (przedsiębiorcy) dogadaliby się z drugimi (pracownikami prokuratury i urzędów skarbowych) i trochę by pomobingowali tych zachodnich “apostołów postępu”, którzy za plecami naszymi próbują nas tak nisko rozgrywać.
Nie miałbym najmniejszych skrupułów.
Bardzo dawno temu pojechałam na akcję bodajże ” Góra” organizowaną przez Grotowskiego a raczej jego akolitów. Nie pamiętam czy sam mistrz nas zaszczycił swoją obecnością, ale chyba nie. Dokleiłam się (z wielkiej ich łaski) do samochodu ekipy uniwersyteckiej. Byli to sami starszawi profesorowie i docenci. Jak się okazało traktowali te wszystkie wtajemniczenia ze śmiertelną powagą. Pierwszy zgrzyt, który zapamiętałam to miarowe kołysanie się przy ognisku, objętych ramionami obcych ludzi. Nie znoszę i od młodości nie znosiłam takiej wymuszonej fraternizacji. Nie pamiętam jak dalej rozwijała się sytuacja – zapamiętałam jednak, że było to w atmosferze najgłębszego wtajemniczenia. W pewnej chwili starsi panowie zaczęli skakać nago przez ognisko. Płacząc ze śmiechu ( chyba była to jednak histeria) opuściłam zgromadzenie i o świcie odjechałam pierwszym autobusem. Od tej pory starannie unikałam wszelkiej zbiorowej integracji.
Panie Pawle.
Proszę mi wtłumaczyć jak krowie na rowie.
Jakim cudem Pan zachwala, że ten film jest ekstra super i obecny namiestnik tzw. IIIrp też go zachwalał i zaganiał lud do kin?!
P.S.
A ważny film powstał jeden – Historia Roja.
Wtrącę się, a Pan Paweł mi wybaczy. Dla naszych namiestników jest to mądrość etapu.Jest to plan B. Przyznać, że jest jakiś układ, o nieznanej etiologii, jak niespodziewana ciężka choroba i zabrać się do jego naprawiania. A raczej do pozorowania naprawiania. Zawsze chodzi o to, żeby zagospodarować i skanalizować niezadowolenie społeczne. Nie zmienia to faktu, że film jest dobry.Dość dobry. Bo ” krzywda” przedsiębiorców jest tylko elementem tej układanki, której finałem może być likwidacja państwa.
Pani Izabelo.
Oczywiście jak zwykle ma Pani rację.
Tak. To są ciągle te same metody.
Metoda główna – można ją nazwać na Służewiec.
Głupie naiwne ludziki chodzą sobie na wyścigi. Mają swoich faworytów, mienią się znawcami tematu – obstawiają, grają. Tak, czasami wygrywają. Ale zwykle nie.
Dlatego ich żywot jest bardzo nerwowy bo niepewny.
A istnieją tacy, którzy martwią się mniej.
Nie stawiają na jednego konia. Mają stajnię.
Ale też jest taki ktoś, kto jest właścicielem całego Służewca…
To jest niesamowite, że tak bezczelnie prosty mechanizm jest zupełnie nieznany ogółowi, z uporem maniaka odrzucany z powszechnej świadomości.