Dojrzałość duchowa

Wrzucam ten wpis gdzieś głęboko, kto zechce, ten zajrzy…

path

Dojrzałość to postawa ducha, intelektu, to m.in. umiejętność łagodzenia sporu, gdy ten jest jałowy i bezsensowny, gdy jest tylko manifestacją sił i ma na celu pognębienie słowne drugiej strony (“światli” nazywają ją inteligencją interpersonalną, ale to przecież jest zwykłe wyrachowanie, umiejętność takiego prowadzenia sprawy, by mnie było widać, bym wykazała się zdumiewającą umiejętnością doprowadzania do konsensusu, ale gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość, na wysłuchanie drugiego człowieka, na okazanie mu cierpliwości, szacunku, wysiłek zrozumienia?). Czy Chrystus posługiwał się inteligencją w rozmowie z faryzeuszami, czy miłością? Czy wychodził zawsze obronną ręką, bo miał silnie rozwiniętą umiejętność odnajdywania się w sytuacjach kryzysowych i był oblatany w kontaktach międzyludzkich, miał wysoko rozwiniętą inteligencję interpersonalną?

Po tym wstępie chciałabym sobie ponarzekać; czasem bowiem trzeba wyrzucić z żołądka to, co gryzie. Zastanawiam się zatem, skąd u ludzi dorosłych (myślę o nas tu wszystkich, którzyśmy się do legionu wpisali, a już 18 lat sobie jakiś czas temu skończyli), którzy tyle doświadczyli, a ciągle wśród nas: zacietrzewienie, chęć dogryzania sobie, udry za udry, miecz za miecz, rozemocjonowanie, rozgoryczenie, obrażanie się, odchodzenie-wracanie, postawa wyczekująco-agresywnie-roszczeniowa…

Najpierw (kilka tyg. temu) mieliśmy tu do czynienia z dziwnym mizoginizmem, gdy to tutejsi i „extutejsi” niektórzy panowie dziwnie poniżali kobiety, jakoby te nie miały prawa wypowiadać się w pewnych sprawach, również teologicznych, cytowali dla ugruntowania swych rozemocjonowanych stanów słowa św. Pawła, zupełnie ich nie rozumiejąc – uśmiałam się szczerze…

Po drodze – i wcześniej, i później – zaliczyliśmy też wiele dziwactw, ale najdziwaczniejsze to jest chyba to uwzięcie się na pewną blogerkę i czy jest powód , czy go nie ma – obrażanie siebie, marnowanie czasu rodzinnego i niedzielnego na pisanie notek, którym jednak daleko do zgrabnej satyry, jako formy literackiej; persyflażowe komentarze, albo mydłkowaci mężczyźni (niektórzy tutaj), którzy gdy trzeba, będą pięknie pisać i komentować o Bogu i wszystkich możliwych cnotach, a gdy tylko najdzie ich ochota, nie umieją powstrzymać wybuchu wulkanu słów wulgarnych ze swej paszczęki… Jeszcze rozumiem zakląć na żywo, gdy coś zdenerwuje, a potem się opamiętać, ale wulgaryzmy przelewać w komentarz, to już oznaka kompletnej niedojrzałości, nieumiejętności współżycia w grupie.

Dedykuję zatem artykuł, który być może pozwoli zastanowić nam się nad własną dojrzałością duchową – albo jej brakiem – która jest niezwykle ważna, bo bez niej nie możemy mówić o człowieku, bez niej się tu po prostu powykańczamy wzajemnie….

Duchowość to zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie.

To ta sfera, w której człowiek stawia sobie pytanie o to, kim jest, po co żyje oraz w oparciu o jakie więzi i wartości może osiągnąć sens swego istnienia.

Duchowość to także centralny system zarządzania życiem. Dopóki ktoś nie rozwinie sfery duchowej, dopóty nie może zająć świadomej i dojrzałej postawy wobec siebie, świata i życia. Człowiek nie może zrozumieć samego siebie z innej perspektywy niż duchowa. Np. ciało nie może wyjaśnić tajemnicy człowieka, gdyż ono nie wie, kim jest człowiek i po co żyje. Duchowość zaczyna się wtedy, gdy człowiek wznosi się ponad swoje ciało, aby postawić sobie pytanie o całą swoją rzeczywistość: o to, jaki sens ma jego ciało oraz pozostałe wymiary jego człowieczeństwa.

Człowiek nie może zrozumieć samego siebie, jeśli czyni to poprzez pryzmat własnej psychiki.

Skupia się wtedy na swoich subiektywnych przekonaniach lub doraźnych przeżyciach emocjonalnych. Psychika bowiem nie jest źródłem człowieczeństwa, ani źródłem prawdy o człowieku. Sfera ta jest intelektualną i emocjonalną reakcją człowieka na własną tajemnicę i własną sytuację życiową. Człowiek nie może zrozumieć samego siebie wtedy, gdy skupia się na własnej zdolności myślenia.

Może wtedy zrozumieć jedynie swoje myśli i przekonania na własny temat, ale nie może zrozumieć samego siebie. Umysł ludzkie nie jest bowiem źródłem wiedzy o naturze i tajemnicy człowieka.

Odkryć, ale nie może jej własną mocą wymyślić ani ustalić. Pozostawiony własnej spontaniczności umysł ludzki nie szuka prawdy o człowieku, lecz wygodnych dla danej osoby półprawd, a nawet iluzji. Człowiek, dla którego jego własne myślenie jest najwyższym i jedynym autorytetem, kieruje się tak zwaną logiką prywatną i przynajmniej czasami oszukuje samego siebie. W ten sposób pozbawia się szansy na zrozumienie samego siebie i na osiągnięcie prawdziwego rozwoju. Biedny jest człowiek, który w pełni się zgadza z własnym zdaniem na temat samego siebie i swojej tajemnicy.

Podobnie z perspektywy emocji człowiek nie może odkryć tego, kim jest i po co żyje. Człowiek skupiony na własnej emocjonalności nie wie, jaką postawę powinien zająć wobec samego siebie i wobec emocji, które przeżywa. Poddając się emocjonalnej spontaniczności szuka jedynie dobrego samopoczucia: natychmiast i za wszelką cenę. Nawet za cenę popadnięcia w dyktaturę emocji czy w śmiertelne uzależnienia chemiczne.

Człowiek emocjonalny jest podobny do małego dziecka, które — używając terminologii Z. Freuda — kieruje się zasadą przyjemności zamiast zasadą realizmu.

Okazuje się, że coraz częściej nazywamy duchowością coś, co w rzeczywistości duchowością nie jest.

Dla przykładu wzruszenia emocjonalne, wrażliwość artystyczna, odczucia estetyczne, zachwyt nad przyrodą i zwierzętami  – to wszystko nie jest duchowością. Tego typu umiejętności są czymś ważnym i pozytywnym, ale nie gwarantują, że dany człowiek zrozumie samego siebie i sens swojego istnienia…

Ks. Marek Dziewiecki

Prawdziwa dojrzałość idzie zawsze w parze z prostotą

 

O autorze: Polonia