Związki partnerskie temat zastępczy?

LGBT

Spór o związki partnerskie często przedstawiany jest jako temat zastępczy. Nie jestem przekonany czy aby na pewno podejście takie jest właściwe.

Oczywiście czas jest po temu nie najstosowniejszy. Zajmować się sprawami obyczajowymi gdy gospodarka wali się na łeb. Ale w kontekście naszego patrona stanowisko takie jest nieco nie na miejscu.

Zresztą sami zainteresowani, chyba liczą na to ,że w natłoku bieżących problemów społeczeństwo nie będzie kruszyć kopi, o takie niewinne kwestie. Umiejętnie przedstawiają swoje racje ,a to opieka nad ciężko chorym partnerem, a to kwestie majątkowe.

Takie argumenty mogą znaleźć pozytywny odzew, czemu nie pomóc bliźniemu, częściowo sam temu uległem. Jest jednak małe ale. Gdy zaczęto odrobinę naświetlać nieco temat okazało się ,ze zabezpieczenie tych praw możliwe jest w aktualnych normach prawnych. Dlaczego więc tworzyć nowe uregulowania mające normować te kwestie. Aby było łatwiej?

Rodzi się pytanie. Czemu?

Istotnym elementem związku partnerskiego, będzie łatwość jego utworzenia i rozwiązywania. Na początek zajmijmy się związkami heteroseksualnym.

Osoby promujące, wskazują na uciążliwości w jakich żyją pary z wieloletnim stażem. Dlaczego więc się tak męczą? Przecież nikt nie zmusza ich do ślubu kościelnego, związek cywilny można w miarę sprawnie rozwiązać, jeżeli jest dobra wola obu stron. No chyba, że nie ma i zaczynają się korowody.

Darujmy sobie zabawę w białych rękawiczkach, oznacza to ,że te zgodne pary tak naprawdę sobie nie ufają. Przynajmniej jedna ze stron zakłada ,że partner dybie na jego ……. do wyboru.

Nowy związek ma dawać uprawnienia jak dla małżeństwa i luz jak dla singla.

No te se nada pane Havranek.

Państwo dając niektóre uprawnienia małżeństwu robi dobry interes, za który godzi się płacić pewnymi udogodnieniami. Małżeństwa w większości są związkami długotrwałymi pozwalającymi planować no okres nieco dalszy niż przyszłe wakacje. Młodej parze na początku może i wystarczy szybki wóz i miejsce w kąciku u mamusi ale później robi się „ciasno”.

Zaczyna się kombinowanie jak by tu się usamodzielnić, jak na razie nie wynaleziono lepszego sposobu jak zarobienie na siebie. Później dziecko, kolejne zobowiązania i wydatki, przy których kasa na nowego iPhona to pikuś. Trzeba jakoś rozłożyć między sobą obowiązki, zgadzać się na kompromisy. Wielka polityka w skali mikro.

Za to państwo płaci przywilejami, niewielkimi ale jednak. Nie skłonią one do zawarcia związku ale ułatwia jego funkcjonowanie.

Partnerstwo ma dać te same przywileje na zawołanie ale bez zobowiązań. Odzywa się we mnie duch mamony? Przepraszam, to nie ja wskazywałem,że aby uregulować niektóre kwestie „partnerzy” muszą opłacać notariusza. Teraz ja, mam opłacać urzędnika państwowego aby komuś ułatwić życie?

Dlaczego większość społeczeństwa ma fundować mniejszości jazdę na gapę? Przecież to ich wybór nie chcą zobowiązań muszą za to zapłacić, proste. Tutaj jest pies pogrzebany, niektórym wygodniej żyć na luzie ale jest to kosztowne. Jeżeli uda się przeforsować korzystne zapisy, rozwiązany zostanie odwieczny dylemat.

Jak zjeść ciastko i mieć ciastko

To tradycyjny model rodziny pozwolił przetrwać polskiej świadomości. To czy ma to być rodzina katolicka czy nie to już indywidualna sprawa każdego z osobna. Ale ma to być rodzina. Chyba że podobają nam się samotne matki w luźnych związkach jako model docelowy. Jeżeli tak to nie widzę powody aby się ograniczyć w rozszerzaniu swobód.

Czasami warto być konserwatystą

Na tym kończę pierwszą część.

O autorze: czaro