4 lata temu, zaraz po wygraniu przez Trumpa wyborów, zadałem proste pytanie, na odpowiedź na które czekałem lata 4:
Czy Trump posadzi Clinton – czy Układ skasuje Trumpa?
„Grupa Trzymająca USA ma zwyczaj korygowania wyników wyborów, gdy jej te wyniki nie odpowiadają.
Za mojego życia aż 3 takie korekty miały miejsce:
najpierw jakiś dziwny kolo zastrzelił prezydenta Johna Kennedy’ego, by zaraz potem zostać zastrzelonym przez umierającego na raka frustrata.
Parę lat później Robert Kennedy, pewniak w wyborach, został wyeliminowany przez jordańskiego Palestyńczyka, zaś Ronald Reagan tylko dlatego przeżył, że, a jakże – świr! strzelał ciut niecelnie.
Krótko mówiąc, czy Trump pożyje jeszcze trochę, nie jest wcale takie pewne.”
***
Okazało się, że wprawdzie Trump 4 lata przeżył, ale za to wspomniana Grupa Trzymająca USA, przez te same 4 lata pracowała nad udoskonaleniem starego wynalazku, znanego pod marką handlową Maszynka do głosowania.
I teraz, za oceanem, w największej demokracji świata (można się już śmiać), odchodzi taki wałek, którego by się nawet protoplaści żoliborskich socjalistów nie powstydzili:
martwe dusze, superaty głosów, a nawet peeselowskie numery na dosypkę ew. odsypkę – wedle potrzeby
I pomyśleć, że od tego, kto z tej nawalanki wyjdzie zwycięsko zależy, czy na wojnę za ropę waszą, nie naszą pójdziemy od razu, czy jednak trzeba będzie kolejne 4 lata poczekać.
***
Za to u nas jest cudnie:
socjaliści narobili takiego, pardon – bardaku, że karetki z ludźmi chorymi na normalne choroby (zawały, udary, nowotwory) stoją w wieeelogodzinnych kolejkach przed szpitalami, albo fundują konającym pacjentom zwiedzanie zarządzanego przez Kniazia Nowogrodzkiego lenna, historycznym Szlakiem SORów do kostnicy.
Cóż, socjalistyczną modą, przez 5 lat zajmowali się tym, co uznali za priorytetowe.
Nie, nie mam na myśli zwyczajowej w tej branży jumy – to oczywista oczywistość.
Oni poświęcali czas rozrywkom wszelakim:
a to się – pardon – brandzlowali norkami i szynszylami, a to się darli o to, czyja sitwa będzie miała mniej czy więcej ministerstw i spółek Skarbu Państwa, a to zastępczo mierzyli się z LGBT i aborcją, których nie tykali latami, ale teraz z sondaży im wyszło, że słupki to lubią, to i się zajęli, choć szpenie z sondażowni słupki najwyraźniej pomylili z kołkami.
A żeby było już cudownie tak, że tylko nam kłopotów brak (guglować młodzi, guglować!) , Człowiek z Power Pointa żeni Polakom Narodową Kwarantannę.
Żeni z takim samym przekonaniem, jak kierowany przez niego bank żenił jeleniom kredyty we frankach.
I z takim samym przekonaniem, jak temu żenieniu zaprzeczał, i z identycznym, jak kiedy się jednak do tego żenienia, przyparty do muru, przyznał.
Bo Człowiek z Power Pointa wszystko co robi, z przekonaniem robi – taka rasa, pardon! konfiguracja taka.
Generalnie – w żenieniu to jest tak dobry, jak sam mistrz Power Point, o którym mam zwyczaj mawiać, że o ile papier zniesie wszystko, to Power Point nawet jeszcze więcej.
Czego on, Ciemnemu Ludowi /Suwerenowi (wersja zależna od tego, czy swobodna, nienagrywana rozmowa, czy oficjalny spicz) , w swej karierze komiwojażera nie żenił!
I samochody na elektryczne bateryjki dla każdego (to dla każdego dotyczyło jednak najwyraźniej tylko bateryjek i to w wersji „paluszki” – te środkowe),
i 100 tys. mieszkań, i chyba tylko jeszcze Narodowego Lotu Na Księżyc nie, ale to tylko z braku czasu, bo jęzor nie serce – odpocząć musi.
Mam tylko w związku z tą kwarantanną narodową pytanie natury technicznej (bo ja inżynier jestem, jeszcze z prawdziwym, PRLowskim dyplomem):
ponieważ, jak to jeszcze niedawno para-prezydent Duda kląskał, Polska to jest ojczyzna dwóch narodów,
który z nich został wyznaczony do kwarantannowania, a który do trzymania kluczy?
Ciekawa sytuacja w USA. Trump nie jest przyjacielem Polski, ale warto odnotować: widać, że poparcie dla Izraela, związki z żydowską sektą Chabad Lubawicz, wybiórcze poparcie dla moralnej zgnilizny, wszystko to nie wystarczyło Trumpowi do nominacji. Zgodnie z dyrektywą Stalina starsi i mądrzejsi policzyli głosy, ogłaszając zwycięstwo swojego kandydata.
Wklejam film od pani Aliny o fałszerstwach
a co zrobi dodasz?
i co dalej z tym
Jest tak, jak mówisz. Rotszyldy tłuką się z Chabadnikami – ot i cała prawda. Lucyferyczne jidy poukrywane po zarządach największych korporacji pod pięknymi nazwiskami (Clintony i loża Kissindżerska ) wolą dalej sobie po cichu spijać amerykańską krew i nie chcą wrzaskliwych pejsatych kapeluszników z ich amerykańskimi gauleiterami (Kuszner ze swym Marchewkowym Teściem).
Tamci cenią sobie dyskrecję i anonimowość, od pokoleń powkłuwani w amerykański krwioobieg, podczas gdy małe tłuste kupczyki z Chabadu urządzają wrzaski, kładą kabałę i wyliczają czas przyjścia prawdziwego mesjasza, który wskrzesi im Wielki Izrael (Chabad Israel) od Egiptu aż po Kroke (Kraków) i Ukrainę.
Rotszyldy wolą Nowy Jork zamiast Tel Awiwu i zupełnie im się nie dziwię. Przed wojną też woleli siedzieć w Paryżu czy Warszawie niż jechać do kibucu w Palestynie. I o to głównie teraz chodzi – jak ma wyglądać ich główne państwo: w rozproszeniu, które tak dobrze sprawdza się od czasu przejęcia przez Rotszyldów waluty amerykańskiej w postaci Federal Reserve Act z 1913 r. – czy jak chcą Chabadnicy, ma być dalej tym heroicznym celem dla rakiet hezbollachu na Bliskim Wschodzie, filosemickim wypierdkiem powojennych anglo-amerykańskich macherów dowodzonych przez polskiego jida z Białorusi, Chaima Weizmanna ze Światowej Organizacji Syjonistycznej.
O tym zupełnie nie mówi się w uprawianej przez pismedia propagandzie dla matołów (bo sami są matołami) jednak jeśli ktoś nie widzi tego w tej optyce ten nic nie rozumie i będzie dalej chrzanić o lepszym czy gorszym systemie liczenia głosów. Sprawy amerykańskie nie rozstrzygają się przy urnach – to jest show dla gawiedzi, a w tajnych gabinetach np. w Denver… i gdzie indziej…
Poprawka: napisałem z rozpędu Chabad Israel a nazwa brzmi Erec Israel (Wielki Izrael).