No co – skoro jest ekonomia polityczna, to i anatomia polityczna może być – kto (prawie) bogatemu zabroni?
Nie wiem, co za spinfelczer (konsekwentnie promuję określenie swojego autorstwa) wymyślił hasło „Polska Sercem Europy”, ale ewidentnie musiał to być ktoś z PiSu, bo nikt inny hasła tak przecudnej urody (otapetowane zwłoki Europy wyglądają wciąż nie najgorzej) wypichcić by nie potrafił.
Ten spinfelczer, może jest nawet lekarzem, bo to na medycynie już na pierwszym semestrze zajęcia obowiązkowe w prosektorium mają, stąd i takie fantastyczne (najdosłowniej) hasło.
Ja miałem na studiach zajęcia z anatomii tylko teoretyczne, ale to wystarczyło, żeby mi się organy nie myliły.
Polska była już płucem Europy (a dokładniej tego płuca, wschodniego konkretnie, płatem, co dawno temu odkrył nasz Papież) i co się Publiczności bardzo spodobało.
Parę dziesiątków lat później triathlon wyborczy mamy rozpoczęty, a płuco już zajęte – złapali więc pisowcy to co im się nawinęło pod rękę, czyli serce, i dawaj je na plakaty!
Problem w tym, że Prezes (TEN Prezes), mając za plecami (niektórzy tak mają) serce, opowiadał na konwencji o zupełnie innym organie.
Zapowiedział, że Polska w najbliższej dekadzie osiągnie poziom życia bogatszych ba! najbogatszych krajów Unii Europejskiej.
Co to znaczy?
A to, ze Polacy będą konsumowali tak, jak na przykład Holendrzy, Szwedzi, Francuzi, że o tych… no, jak im tam – nazistach nie wspomnę.
Dla każdego przytomnego Polaka, te Prezesowe obiecanki brzmią trochę abstrakcyjnie (no niestety), dlatego niepotrzebnie Prezes tak daleko, aż zagranicą, szukał:
wystarczyłoby, gdyby Prezes obiecał Polakom, że będą konsumowali tak, jak Kujda ze Srebrnej, albo jak ta blondynka Martynka z NBP, czy ten burmistrz Ząbek, co z – za przeproszeniem – gównianych 13 tys. przeskoczył do PGNiG na jakieś 80 tys. miesięcznie, a to jest już z pewnością poziom równy poziomom przynależnym Holendrom, Szwedom, Francuzom i tym – tfu! – wiadomo komu.
A z takim poziomem, to – jak pisał bard przedwojennego Czerniakowa, Stanisław Grzesiuk – „można żyć i kochankie mieć!”, i ja niczego tu nie sugeruję, o insynuowaniu nie wspominając.
Wracając do politycznej anatomii:
a czym to się, szanowni Czytelnicy, waszym zdaniem konsumuje?
Sercem? Jakim sercem?!
Prawda, jak to prawda, jest bardziej prozaiczna:
konsumuje się przewodem pokarmowym – od ust aż po… no, wiadomo po co, ale tak czy inaczej – żołądek rulez!
Stąd i tytułowa „Polska Żołądkiem Europy!”
Tyle, że Prezes, najwyraźniej z anatomią nieobyty, zapomniał, że skoro serce po lewej stronie nosi (na Żoliborzu to wręcz epidemiczne), to w konsekwencji tego noszenia, wszyscy mamy jednakowe żołądki, co mu się w trakcie tego wyborczego triathlonu (pozostańmy w konwencji gastrycznej) może czkawką odbić.
Nawet już się odbijać zaczęło.
Bo nauczyciele – i to ponad podziałami, zarówno ci z ZNP, i ci z Solidarności – bezczelnie demonstrują, że mają takie same żołądki jak pisowskie tuzy Zalewska, Kempa, Krasnodębski, czy mój ulubiony Brudziński, które to tuzy nie chcą czekać 10 lat i zarobki (oraz emerytury) na poziomie ojro chcą mieć od zaraz, a dokładniej od najbliższej kadencji zbiorowiska politycznych pieczeniarzy, zwanego Europarlamentem.
O ile nauczyciele jest to grupa zawodowa proweniencji i reputacji marnej, to nikt mi nie wmówi, że tzw. klasa polityczna choć trochę się od nich różni na plus.
Jedni drugich (najdosłowniej) warci, a jednak kasa – diametralnie różna!
Taaa… ten wyborczy triathlon to nam chyba Opatrzność zesłała.
Dodaj komentarz