Chyba tylko Wiadomości Onet .pl podały wczoraj /25.02.2015 – /TUTAJ// tę informację. Przeszła ona zresztą całkiem bez echa. Dowiedzieliśmy się, że:
“Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska ma nadzieję, że założeniami do projektu ustawy o zintegrowanym systemie kwalifikacji rząd zajmie się na posiedzeniu w najbliższy lub następny wtorek. Wyraziła przekonanie, że przepisy ustawy wejdą w życie do końca 2015 r. (…) Zgodnie z projektem założeń, na świadectwach, dyplomach i certyfikatach umieszczana ma być informacja o stopniu kwalifikacji zgodnym z Polską Ramą Kwalifikacji, jakim legitymuje się posiadacz tego dokumentu. (…)
Polska Rama Kwalifikacji – opisana w tzw. raporcie referencyjnym dla Komisji Europejskiej – opiera się na Europejskiej Ramie Kwalifikacji. Zawiera osiem poziomów wykształcenia osiąganych na drodze edukacji formalnej (od podstawówki po doktorat), pozaformalnej (na kursach, warsztatach, szkoleniach) lub nieformalnej (w pracy, w drodze e-learningu). Każdemu poziomowi zostaną przypisane poszczególne etapy edukacji, np. matura to poziom czwarty, dyplom inżyniera – szósty, magistra – siódmy, a doktorat – ósmy.
W polskim systemie kwalifikacji wyróżnione mają być kwalifikacje “pełne” i “cząstkowe”. Przykładem kwalifikacji pełnej może być np. matura lub licencjat, a cząstkowej np. znajomość programowania stron internetowych, specjalizacja w jakieś dziedzinie kulinarnej, ogrodniczej, kosmetycznej czy budowlanej. Gdy ktoś uzyska pełną kwalifikację na danym poziomie, będzie mógł ubiegać się o kolejną kwalifikację pełną na wyższym poziomie. (…)
Każdemu poziomowi kwalifikacji towarzyszy opis efektów uczenia się na tym poziomie w kategoriach: wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych.
Z kolei Zintegrowany Rejestr Kwalifikacji to publiczny rejestr ewidencjonujący nadawane w Polsce kwalifikacje zawodowe. Prowadzić ma go Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.”.
Zdumiałam się – po co komu te ramy i rejestry? Wiadomo przecież, że posiadanie dyplomu nie oznacza bynajmniej faktycznych kwalifikacji, więc tym bardziej te poziomy o niczym nie będą świadczyć. Dlaczego rząd w ogóle zajmuje się czymś takim i to w dodatku w pośpiechu? Wyjaśnienie zagadki znalazłam w następnych zdaniach:
“Według “Rzeczpospolitej” /TUTAJ/ tempo prac nad projektem ustawy o zintegrowanym systemie kwalifikacji niepokoi Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju Regionalnego. Chodzi o ryzyko utraty środków unijnych na rozwój systemu kształcenia przez całe życie w wysokości 422 mln euro (143 mln euro w budżecie centralnym i 279 mln euro w budżetach regionalnych). Stałoby się tak, gdyby przepisy ustawy o zintegrowanym systemie kwalifikacji nie weszły w życie do końca 2015 r.”.
Widać więc, że w sytuacji, gdy poziom nauczania w szkołach stale spada, sześciolatkowie uczą się w nieprzygotowanych do tego klasach, a darmowe podręczniki się rozlatują, MEN zajmuje się wcielaniem w życie brukselskiej biurokratycznej fikcji. Po co komu program kształcenia przez całe życie? Nie lepiej zrezygnować z tych unijnych pieniędzy, a tzw. wkład własny przeznaczyć na poprawę sytuacji w szkołach?
Dodaj komentarz