Myśl dnia
Tadeusz Wiatrowski
Czwartek
Święto św. Stanisława Kostki, zakonnika, patrona Polski
Dzisiejsze czytania: Mdr 4,7-15 (1 J 2,12-17); Ps 148,1-2.11-13a.13c-14; Mt 5,8; Łk 2,41-52
Rozważania: Oremus · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD
(Mdr 4,7-15)
Sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek. Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości – życie nieskalane. Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy: bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł. Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele. Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości. A ludzie patrzyli i nie pojmowali, ani sobie tego nie wzięli do serca, że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi i nad świętymi Jego opatrzność.
lub
(1 J 2,12-17)
Piszę do was, dzieci, że dostępujecie odpuszczenia grzechów ze względu na Jego imię. Piszę do was, ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku. Piszę do was, młodzi, że zwyciężyliście Złego. Napisałem do was, dzieci, że znacie Ojca, napisałem do was, ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku, napisałem do was, młodzi, że jesteście mocni i że nauka Boża trwa w was, i zwyciężyliście Złego. Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki.
(Ps 148,1-2.11-13a.13c-14)
REFREN: Chłopcy i dziewczęta, chwalcie imię Pana
Chwalcie Pana z niebios,
chwalcie Go na wysokościach.
Chwalcie Go, wszyscy Jego aniołowie,
chwalcie Go, wszystkie Jego zastępy.
Królowie ziemscy i wszystkie narody,
władcy i wszyscy sędziowie tej ziemi,
Młodzieńcy i dziewczęta,
starcy i dzieci
niech imię Pana wychwalają.
Majestat Jego ponad ziemią i niebem
i On pomnaża potęgę swego ludu.
Oto pieśń pochwalna wszystkich Jego świętych,
synów Izraela, ludu, który jest Mu bliski.
(Mt 5,8)
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
(Łk 2,41-52)
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
************************************************************
Komentarz
Obchodzimy dziś święto św. Stanisława Kostki (1550-1568), patrona Polski oraz dzieci i młodzieży. Stanisław urodził się w bardzo bogatej i wpływowej rodzinie. Już we wczesnej młodości czuł, że jest powołany do życia zakonnego. Nie zważając na sprzeciwy krewnych i szyderstwa rówieśników, oddawał się modlitwie i pokucie. Został wkrótce przyjęty do rodziny jezuickiej. Przeżywszy 18 lat, ten młody czciciel Matki Bożej umarł z różańcem w dłoniach w wigilię święta Wniebowzięcia Maryi Panny. Sława jego świętości szybko obiegła nie tylko Kościół w Polsce, ale i w Europie. Zgodnie ze słowami z dzisiejszego czytania z Księgi Mądrości, „wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele”.
Michał Piotr Gniadek, „Oremus” wrzesień 2008, s. 76
DARY DUCHA ŚWIĘTEGO
„Przyjdź, Duchu Święty, przyjdź, dawco darów” (MP: sekwencja)
Chrześcijanin na chrzcie świętym razem z laską uświęcającą i innymi cnotami wlanymi otrzymuje dary Ducha Świętego. Jeśli cnoty wlane są zasadami nadprzyrodzonymi, które czynią człowieka zdolnym działać w sposób cnotliwy i zasługujący na życie wieczne, to dary są zasadami nadprzyrodzonymi, które uzdalniają go, by przyjmował pomoc Ducha Świętego, odbierał Jego natchnienia i pobudki oraz odpowiadał im. Św. Tomasz przyrównuje dary do żagli okrętowych; jak dzięki żaglom wiatr porusza i niesie okręt, tak Duch Święty przez dary porusza i prowadzi człowieka. W ten sposób droga do świętości staje się łatwiejsza i bezpieczniejsza.
„Człowiek zmysłowy — mówi św. Paweł — nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać… Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko” (1 Kor 2, 14-15). Chrześcijanin jest człowiekiem duchowym, w którym mieszka Duch Święty i przez swoje dary czyni go zdolnym pojąć „sprawy Ducha Bożego”. „Sprawiedliwy, który już żyje życiem łaski i działa przy pomocy cnót… potrzebuje tych siedmiu darów, które przypisuje się szczególnie „Duchowi Świętemu. Dzięki nim człowiek staje się posłuszniejszy i mocniejszy, a zarazem może iść łatwiej i z ochotą za pobudką Bożą” (Leon XIII). Bóg w swojej nieskończonej dobroci nie odmawia chrześcijaninowi niczego, co jest potrzebne do jego uświęcenia. Fakt, że udzielił mu darów, wskazuje na to, że On sam chce wkraczać w jego życie duchowe poprzez działanie Ducha Świętego. Ponadto zarówno dary, jak łaska i cnoty wlane zostały nam dane w zarodku, czyli jako nasienie; do swojego rozwoju nasienie to wymaga dobrej ziemi i ciągłej troski, co zależy od dobrej woli każdego. Egoizm, przywiązanie do siebie samego i do stworzeń nie tylko utrudniają rozwój cnót, ale też wstrzymują rozwój darów. Miłość natomiast wyzwala je od wszelkiej przeszkody i uwalnia je, na podobieństwo żagli rozwiniętych, na powiew Ducha Świętego.
- O Duchu Święty, Uświęcicielu, Boże wszechmogący, istotna miłości Ojca i Syna, uwielbiony węźle Boskiej Trójcy, uwielbiam Cię i miłuję z całego serca. Niewyczerpane źródło łask i miłości, oświeć mój umysł, uświęć duszę moją i rozpal serce. Boże dobroci i miłosierdzia, przyjdź do mnie: nawiedź mnie, napełnij, pozostań we mnie, uczyń serce moje świątynią i żywym sanktuarium, gdzie będziesz przyjmował moje uwielbienia, hołdy i znajdował swoje rozkosze. Źródło wody żywej, tryskającej aż na życie wieczne, użyźnij, napój duszę moją, która odczuwa pragnienie sprawiedliwości. Ogniu święty, oczyść mnie, spraw, abym spalił się w Twoich płomieniach i aby te nigdy we mnie nie wygasły. Światłości niewysłowiona, oświeć mnie; Świętości doskonała, uświęć mnie; Duchu prawdy, bez Ciebie pozostaję w błędzie; Duchu miłości, bez Ciebie jestem zimny jak lód; Duchu namaszczenia, bez Ciebie pozostaję oschły; Duchu życia dający życie, bez Ciebie pozostaję w śmierci (P. Aurillon).
- Widzę Ciebie, Boże, Ojcze, Słowo i Duchu, i pojmuję, że szukasz w swojej najwyższej mądrości i wiecznej dobroci swego stworzenia tak, iż zdawać się może, że nie znajdujesz ani chwały, ani upodobania poza nim, chociaż jest ono tak nędzne. A Duch ten jest wędką, na którą starasz się je pochwycić. A serce, które przyjmuje Ducha, podobne jest do krzaka, który widział Mojżesz, płonącego a nie spalającego się. W najwyższej czystości płonie ono pragnieniem, aby Boga nie obrażano, ale Go uwielbiano, pali je to pragnienie, ale nie spala.
O Słowo… pukasz do serca wszystkich, lecz pukasz delikatnie, starając się, aby każdy przygotował się na przyjęcie daru Ducha Świętego. Idziesz, miło nucąc i cicho zawodząc. Idziesz, weseląc się lub zawodząc i starając się, aby każdy przygotował się na przyjęcie tego daru…
O Duchu, pochodzący od Ojca i Słowa, dajesz się duszy w sposób tak słodki i delikatny, że często jest on nie zrozumiany, a jeśli mimo swojej wielkości jest zrozumiany, to przez niewielu doceniany. A przecież oprócz swej dobroci wlewasz w duszę potęgę Ojca i mądrość Syna. Dusza zaś, stawszy się tak potężna i mądra, jest zdolna nosić Cię w sobie jako godnego mieszkańca, obsypując Cię pieszczotami, czyli może postępować tak, że będziesz sobie w niej podobał i że jej nie opuścisz (św. M. Magdalena de Pazzi).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 206
http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140918.htm
Także Maryja i Józef, święci i sprawiedliwi przed Bogiem, zgubili Jezusa! I przeżyli potem trud poszukiwania Go. Kiedy nie znajdujemy Jezusa pośród nam najbliższych, w naszym tu i teraz, warto powrócić do Jerozolimy, czyli do ostatniego momentu intensywnego doświadczenia Boga w naszej codzienności. To pamięć Bożych dzieł i wdzięczność za Jego nieskończoną miłość pozwala nam spotkać Go ponownie, opowiedzieć o zagubieniu, poszukiwaniu, bólu utraty, aby potem powrócić z Nim do naszej codzienności. Tak aby Jezus mógł wzrastać w nas, w naszym myśleniu, odczuwaniu, postawach, wyborach, czynach.
Dziękuję Ci, Jezu, za każdy powrót do Ciebie poprzez sakrament pokuty i pojednania. Za każde ponowne odnalezienie Ciebie w moim życiu.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Małżeństwo i pożądliwość, 1,11; Kazanie 51
Mówiąc Józefowi: „Nie bój się przyjąć twojej żony Maryi” (Mt 1,20), anioł nie mylił się… Miano „żony” nie było próżne, ani kłamliwe, ponieważ ta Dziewica uszczęśliwiała swego męża, w sposób tym bardziej doskonały i godny podziwu, że została matką bez udziału tego męża, płodna bez niego, ale wierna z nim. To ze względu na to autentyczne małżeństwo zasłużyli na nazwę „rodziców Chrystusa” – nie tylko Ona jako „Jego matka” ale także on jako „Jego ojciec” – mąż Jego matki, ojciec i mąż według ducha, a nie ciała. On – duchem, Ona – w ciele, ale są oboje rodzicami Jego pokory, a nie szlachectwa, Jego słabości, a nie boskości. Przeczytajcie Ewangelię, która nie kłamie: „Jego Matka rzekła do Niego: ‘Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie’”.
On, pragnąc pokazać, że poza nimi ma Ojca, który Go zrodził bez matki, odpowiedział im: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” A żeby nie myślano, iż swoją mową odrzuca rodziców, ewangelista dorzuca: „Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany”… Dlaczego poddawał się tym, którzy byli tak nieznaczni wobec Jego boskiej natury? Ponieważ „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,7), według której oni byli Jego rodzicami. Gdyby nie byli zjednoczeni prawdziwym węzłem małżeńskim, choć bez współżycia cielesnego, nie mogliby stać się rodzicami tej postaci sługi.
Zbadajmy genealogię Chrystusa, począwszy od Józefa: mąż w czystości, jest ojcem w podobny sposób… Czy nie zrodził, spytacie, Jezusa w sposób naturalny? Ale Maryja, czy poczęła Go w sposób naturalny? To Duch Święty działał, i działał za nich oboje. Ponieważ Józef, mówi nam Mateusz (1,19), był „człowiekiem sprawiedliwym”. Mąż i żona, oboje sprawiedliwi. Duch Święty spoczął w ich wspólnej sprawiedliwości i dał obojgu syna.
www.evzo.org
**********************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
18 WRZEŚNIA
*************************
Święty Stanisław Kostka, zakonnik
patron Polski
Stanisław urodził się 28 grudnia 1550 r. w Rostkowie na Mazowszu (obecnie powiat przasnyski). Był synem Jana, kasztelana zakroczymskiego, i Małgorzaty z Kryskich (z Drobina). Krewni rodziny zajmowali eksponowane stanowiska w ówczesnej Polsce. Miał trzech braci: Pawła (+ 1607), Wojciecha (+ 1576) i Mikołaja, oraz dwie siostry, z których znamy imię tylko jednej, Anny. Historia nie przekazała nam bliższych szczegółów z lat dziecięcych Stanisława. Wiemy tylko z akt procesu beatyfikacyjnego, że był bardzo wrażliwy. Dlatego ojciec w czasie przyjęć, na których niekiedy musiał bywać także Stanisław, nakazywał gościom umiar w żartach, gdyż inaczej chłopiec może omdleć.
Pierwsze nauki Stanisław pobierał w domu rodzinnym. W wieku 14 lat razem ze swoim bratem, Pawłem, został wysłany do szkół jezuickich w Wiedniu. Kostkowie przybyli do Wiednia w dzień po śmierci cesarza Ferdynanda, to znaczy 24 lipca 1564 r. Wiedeńska szkoła jezuitów cieszyła się wówczas zasłużoną sławą. Codziennie odprawiano Mszę świętą. Przynajmniej raz w miesiącu studenci przystępowali do sakramentu pokuty i do Komunii. Modlono się przed lekcjami i po nich. Na pierwszym roku wykładano gramatykę, na drugim “nauki wyzwolone”, na trzecim – retorykę.
Początkowo Stanisławowi nauka nie szła zbyt dobrze. Nie otrzymał bowiem dostatecznego przygotowania w Rostkowie. Pod koniec trzeciego roku studiów należał już jednak do najlepszych uczniów. Władał płynnie językiem łacińskim i niemieckim, rozumiał również język grecki. Zachowały się zeszyty Stanisława z błędami poprawianymi ręką nauczyciela. Pozostały również notatki dotyczące problemów religijnych, jakie poruszano, aby chłopców przygotować także pod tym względem i umocnić ich w wierze katolickiej. Wolny czas Stanisław spędzał na lekturze i modlitwie. Ponieważ w ciągu dnia nie mógł poświęcić kontemplacji wiele czasu, oddawał się jej w nocy. Zadawał sobie także pokuty i biczował się. Taki tryb życia nie mógł się podobać kolegom, wychowawcy i bratu. Uważali to za rzecz niemoralną, a Stanisława za “dziwaka”. Usiłowali go przekonywać złośliwymi przycinkami “jezuity” i “mnicha”, a potem nawet biciem i znęcaniem skierować na drogę “normalnego” postępowania. Stanisław usiłował im dogodzić, dlatego nawet brał lekcje tańca. Nie potrafił się jednak w tym odnaleźć.
W grudniu 1565 r. ciężko zachorował. Według własnej relacji, był pewien śmierci, a nie mógł otrzymać Komunii świętej, gdyż właściciel domu nie chciał wpuścić kapłana katolickiego. Wówczas sama św. Barbara, patronka dobrej śmierci, do której się zwrócił, w towarzystwie dwóch aniołów nawiedziła jego pokój i przyniosła mu Wiatyk. W tej samej chorobie zjawiła mu się Najświętsza Maryja Panna z Dzieciątkiem, które złożyła mu na ręce. Od Niej też doznał cudu uzdrowienia i usłyszał polecenie, aby wstąpił do Towarzystwa Jezusowego.
Jezuici jednak nie mieli zwyczaju przyjmować kandydatów bez zezwolenia rodziców, a na to Stanisław nie mógł liczyć. Zdobył się więc na heroiczny czyn: zorganizował ucieczkę, do której się starannie przygotował. Było to 10 sierpnia 1567 r. Legenda osnuła ucieczkę szeregiem niezwykłych wydarzeń. O jej prawdziwym przebiegu dowiadujemy się z listu samego Stanisława. Za poradą swojego spowiednika, o. Franciszka Antonio, który był wtajemniczony w jego plany, Stanisław udał się nie wprost do Rzymu, gdzie byłby łatwo pochwycony w drodze, ale do Augsburga, gdzie przebywał św. Piotr Kanizjusz, przełożony prowincji niemieckiej. Spowiednik Stanisława stwierdza, że w drodze otrzymał on również łaskę Komunii świętej z rąk anioła, kiedy wstąpił do protestanckiego kościoła w przekonaniu, że jest to kościół katolicki. W Augsburgu nie zastał Piotra Kanizjusza, dlatego podążył dalej do Dylingi. Trasa z Wiednia do Dylingi wynosi około 650 km. W Dylindze jezuici mieli swoje kolegium. Tam Stanisław został przyjęty na próbę.
Wyznaczono mu zajęcia służby u konwiktorów: sprzątanie ich pokoi i pomaganie w kuchni. Stanisław boleśnie przecierpiał tę decyzję. Ufając jednak Bogu, starał się wypełniać swoje obowiązki jak najlepiej. Po powrocie do Dylingi św. Piotr Kanizjusz bał się przyjąć Stanisława do swojej prowincji w obawie przed gniewem rodziców i ich zemstą na jezuitach w Wiedniu. Mając jednak od miejscowych przełożonych bardzo dobre rekomendacje, skierował go wraz z dwoma młodymi zakonnikami do Rzymu z listem polecającym do generała. Droga była długa i uciążliwa. Stanisław z towarzyszami odbywał ją przeważnie pieszo. Dotarli tam 28 października 1567 r.
Stanisław został przyjęty do nowicjatu, który znajdował się przy kościele św. Andrzeja. Było z nim wtedy około 40 nowicjuszów, w tym czterech Polaków. Rozkład zajęć nowicjatu był prosty: modlitwy, praca umysłowa i fizyczna, posługi w domu i w szpitalach, konferencje mistrza nowicjatu i przyjezdnych gości, dyskusje na tematy życia wewnętrznego i kościelnego. Stanisław rozpoczął nowicjat pełen szczęścia, że nareszcie spełniły się jego marzenia. Ojciec jednak postanowił za wszelką cenę go stamtąd wydostać. Wykorzystał w tym celu wszystkie możliwości. Do Stanisława wysłał list, pełen wymówek i gróźb. Za poradą przełożonych Stanisław odpisał ojcu, że ten powinien raczej dziękować Bogu, że wybrał jego syna na swoją służbę. W lutym 1568 r. Stanisław przeniósł się z kolegium jezuitów, gdzie mieszkał przełożony generalny zakonu, do domu św. Andrzeja na Kwirynale, w którym pozostał do śmierci.
Swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością i rozmodleniem budował całe otoczenie. W pierwszych miesiącach 1568 r. Stanisław złożył śluby zakonne. Miał wtedy zaledwie 18 lat. W prostocie serca w uroczystość św. Wawrzyńca (10 sierpnia) napisał list do Matki Bożej i schował go na swojej piersi. Przyjmując tego dnia Komunię świętą, prosił św. Wawrzyńca, aby uprosił mu u Boga łaskę śmierci w święto Wniebowzięcia. Prośba została wysłuchana. Wieczorem tego samego dnia poczuł się bardzo źle. 13 sierpnia gorączka nagle wzrosła. Przeniesiono go do infirmerii. 14 sierpnia męczyły Stanisława mdłości. Wystąpił zimny pot i dreszcze, z ust popłynęła krew. Była późna noc, kiedy zaopatrzono go na drogę do wieczności. Prosił, aby go położono na ziemi. Prośbę jego spełniono. Przepraszał wszystkich. Kiedy mu dano do ręki różaniec, ucałował go i wyszeptał: “To jest własność Najświętszej Matki”.
Zapytany, czy nie ma jakiegoś niepokoju, odparł, że nie, bo ma ufność w miłosierdziu Bożym i zgadza się najzupełniej z wolą Bożą. Nagle w pewnej chwili, jak zeznał naoczny świadek, kiedy Stanisław modlił się, twarz jego zajaśniała tajemniczym blaskiem. Kiedy ktoś zbliżył się do niego, by zapytać, czy czegoś nie potrzebuje, odparł, że widzi Matkę Bożą z orszakiem świętych dziewic, które po niego przychodzą. Po północy 15 sierpnia 1568 r. przeszedł do wieczności. Kiedy podano mu obrazek Matki Bożej, a on nie zareagował na to uśmiechem, przekonano się, że cieszy się już oglądaniem Najświętszej Maryi Panny w niebie.
Jego kult zrodził się natychmiast i spontanicznie. Wieść o śmierci świętego Polaka rozeszła się szybko po Rzymie. Starsi ojcowie przychodzili do ciała i całowali je ze czcią. Wbrew zwyczajowi zakonu ustrojono je kwiatami. Z polecenia św. Franciszka Borgiasza, generała zakonu, ciało Stanisława złożono do drewnianej trumny, co również w owych czasach było wyjątkiem. Także na polecenie generała magister nowicjatu napisał o Stanisławie krótkie wspomnienie, które rozesłano po wszystkich domach Towarzystwa Jezusowego. Ojciec Warszewicki ułożył dłuższą biografię Stanisława. W dwa lata po śmierci współbracia udali się do przełożonego domu nowicjatu, aby pozwolił im zabrać ze sobą relikwię głowy Stanisława. Kiedy otwarto grób, znaleziono ciało nienaruszone.
Proces kanoniczny trwał jednak długo. W latach 1602-1604 Klemens VII zezwolił na kult. 18 lutego 1605 r. Paweł V zezwolił na wniesienie obrazu Stanisława do kościoła św. Andrzeja w Rzymie oraz na zawieszenie przed nim lampy i wotów; w 1606 r. ten sam papież uroczyście zatwierdził tytuł błogosławionego. Uroczystości beatyfikacyjne odbyły się najpierw w Rzymie w domu św. Andrzeja, a potem w Polsce. Był to pierwszy błogosławiony Towarzystwa Jezusowego. Klemens X zezwolił zakonowi jezuitów w roku 1670 na odprawianie Mszy świętej i brewiarza o Stanisławie w dniu 13 listopada. W roku 1674 tenże papież ogłosił bł. Stanisława jednym z głównych patronów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litwy. Dekret kanonizacyjny wydał Klemens XI w 1714 r. Jednak z powodu śmierci papieża obrzędu uroczystej kanonizacji dokonał dopiero Benedykt XIV 31 grudnia 1726 r. Wraz z naszym Rodakiem chwały świętych dostąpił tego dnia również św. Alojzy Gonzaga (+ 1591). Jan XXIII uznał św. Stanisława szczególnym patronem młodzieży polskiej.
Relikwie Świętego spoczywają w kościele św. Andrzeja na Kwirynale w Rzymie. Św. Stanisław Kostka jest patronem Polski (od 1671 r.) i Litwy, archidiecezji łódzkiej i warszawskiej oraz diecezji płockiej, a także Gniezna, Lublina, Lwowa, Poznania i Warszawy; oręduje także za studentami i nowicjuszami jezuickimi, a także za polską młodzieżą.
Św. Stanisławowi Kostce przypisuje się zwycięstwo Polski odniesione nad Turkami pod Chocimiem w 1621 r. W tym dniu o. Oborski, jezuita, widział św. Stanisława na obłokach, jak błagał Matkę Bożą o pomoc. Król Jan Kazimierz przypisywał orędownictwu Świętego zwycięstwo odniesione pod Beresteczkiem (1651).
W ikonografii św. Stanisław Kostka przedstawiany jest w stroju jezuity. Jego atrybutami są: anioł podający mu Komunię, Dziecię Jezus na ręku, krucyfiks, laska pielgrzymia, lilia, Madonna, różaniec.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-18a.php3
Św. Stanisław Kostka patron młodych na dzisiejsze czasy
Ks. Jan Augustynowicz
18 września przypada święto patrona polskiej młodzieży – św. Stanisława Kostki. Urodził się w 1550 r. w Rostkowie k. Przasnysza (diecezja płocka).
Znany badacz dziejów św. Stanisława Kostki – ks. kan. Janusz Cegłowski zastanawiał się przy jego grobie w Rzymie: „Czy dzisiaj, po kilku wiekach od śmierci, może on być światłem, wskazówką, ostoją w poszukiwaniach, wątpliwościach, zagubieniach czy decyzjach współczesnej młodzieży… Przez tyle lat wydawało mi się, że Stanisław Kostka to przeszłość, to historia Kościoła. Myślałem sobie: Co ma dzisiaj do zaproponowania ten odległy patron młodych, chłopak z XVI stulecia – młodzieży początku XXI wieku, młodzieży nasyconej kulturą absurdu, konsumpcji, seksu i zmysłów; kulturą utraty sensu i wyśmiewanej wiary; kulturą brutalności, przemocy i braku szacunku wobec drugiego człowieka; kulturą niewiary w miłość, w Ojczyznę, w tradycję; kulturą rozpadających się rodzin i przyjaźni; kulturą samotności i rozpaczy, która wyciąga rękę po narkotyk, alkohol lub samobójstwo, i kulturą przerażającej pustki”.
W swojej książce zatytułowanej Święty Stanisław Kostka ks. Janusz Cegłowski tak pięknie pisze o naszym Patronie: „Nie dał się zwieść mirażowi kariery, bogatego i wygodnego życia, przyszłości zabezpieczonej majątkiem rodziców. Miał odwagę przeciwstawić się panującym modom na życie. Nie chciał tylko wypełniać żołądka, imponować strojami, uczynić z życia jednej wielkiej rozrywki. Niesamowicie szybko zrozumiał te wszystkie złudzenia, za którymi często biegniemy, przeskoczył je, odkrył głębię, którą każdy z nas posiada, a która często przez całe życie jest w stanie uśpienia. Miał swoją klasę, styl. Był silną osobowością. Umiał przeciwstawić się naciskom grupy, być sobą, być wolnym. Jest to szalenie trudne, zwłaszcza w młodzieńczym wieku. Żył z pasją. To siła zakochania. To nie był młodzieniaszek, który nie wie, po co żyje, jest znudzony i apatyczny, żądający od innych, a nie dający nic z siebie. Swą porywającą miłość młodzieńczą skierował do Boga. Nie miał czasu na eksperymenty w poszukiwaniu szczęścia. On wiedział, że ten świat nie zaspokoi jego tęsknot, że prędzej czy później poczułby się oszukany lub zawiedziony. Uwierzył w miłość Boga do niego i całym sobą Bogu odpowiedział. Miał pewnie świadomość, że charakter – to nie tylko sprawa dziedziczenia cech po przodkach, nie tylko wpływ środowiska, ale to również praca nad jego kształtowaniem. Stawać się dojrzałym człowiekiem – to podjąć trud rozwoju. Nie był mięczakiem, który mówi: taki już jestem, a zło usprawiedliwia słabością, obwinia innych, oskarża warunki, historię… Był czujnym ogrodnikiem wyrywającym chwasty słabości i grzechu, aby wyrosły piękne kwiaty i owoce. Młodość dla niego to była świadomość możliwości cudownego wzrostu, to rozpoznanie rzeźby, która ma się wyłonić ze wspaniałej bryły marmuru, to decyzja na to, komu zaufam i kto będzie moim Mistrzem. A jeśli zajdzie potrzeba, to post i modlitwa…” (s. 6-7).
Postacią młodego Świętego z Rostkowa zafascynowany jest też Ojciec Święty. 13 listopada 1988 r. Papież Jan Paweł II rozpoczął drugie dziesięciolecie swojego Pontyfikatu modlitwą na rzymskim Kwirynale, klęcząc przy sarkofagu polskiego świętego – Stanisława Kostki. Do zebranych gości Namiestnik Chrystusa wypowiedział wiele osobistych myśli i przeżyć. Powiedział wtedy m.in.: „«Żyjąc krótko, przeżył czasów wiele». Wszyscy znamy te słowa, które stanowią syntezę życia naszego Świętego, postaci doprawdy niezwykłej: w tak niedługim czasie zdołał osiągnąć ogromną dojrzałość powołania chrześcijańskiego i zakonnego. Ten święty patron młodzieży polskiej towarzyszył mi od dawna, w czasach młodości i potem, stale. Towarzyszył mi w Rzymie, gdy byłem studentem w położonym niedaleko stąd Kolegium Belgijskim. Prawie każdego dnia przychodziłem szukać u niego duchowego światła i pomocy (…). Jego krótka droga życiowa z Rostkowa na Mazowszu przez Wiedeń do Rzymu była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj do tego celu życia każdego chrześcijanina, jakim jest świętość. Kiedy znajdujemy się wobec tej niezwykłej postaci, myśli nasze podążają natychmiast do młodych całego świata (…). Tak, św. Stanisław miał trudną młodość, mimo że był z bardzo bogatego rodu, arystokratycznego, prawie królewskiego, miał trudną młodość. Młodzi dzisiaj mają w Polsce trudną młodość, czasem wydaje mi się, że nie potrafią sprostać wyzwaniom, czasem szukają wyjścia poza Ojczyzną. Dla wszystkich: i tych, co odchodzą z Ojczyzny, i tych, co zostają, niech św. Stanisław Kostka będzie patronem – patronem trudnych dróg życia polskiego, życia chrześcijańskiego. Szukajmy u niego stale wspomożenia dla całej młodzieży polskiej, dla całej młodej Polski”.
Te słowa Jana Pawła II pozostają aktualne do dziś. Zatem – św. Stanisław Kostka jest idealnym patronem dla młodych na dzisiejsze trudne czasy. To nie jest papierowy bohater.
http://www.niedziela.pl/artykul/72060/nd/Sw-Stanislaw-Kostka-patron-mlodych-na
Żywot świętego Stanisława Kostki, jezuity
(żył około roku Pańskiego 1568)
Cóż może być piękniejszego niż młodzian cnotliwy? Chociaż cnota jego nie przeszła jeszcze próby ognia, walk i doświadczeń, mimo to rozkwit łaski Bożej w młodocianej duszy, gorejące płomienie miłości ku Stwórcy, dziewicza tęsknota do niebieskiego Oblubieńca czynią na każdym wrażenie miłe i podniosłe. Wzorem i ideałem takiego młodzieńca jest św. Stanisław, urodzony w roku 1550, potomek znakomitego polskiego rodu Kostków.
Pobożna matka wychowała go w zasadach pobożności i miłości Jezusa i Matki Jego Najświętszej, a ziarno jej nauki nie padło na opoczystą rolę. Młody Stanisław miał tak delikatne i drażliwe uczucie moralności, że lekkomyślne i nieprzyzwoite słowa, jakie niekiedy padały z ust gości, przyprawiały go o zemdlenie, toteż ojciec jego przerywał takie gawędy, mówiąc: “Uciszcie się, gdyż mój Staś wpadnie w taki zachwyt, że go będziemy musieli podnosić z podłogi”.
W roku 1546 oddano Stanisława wraz z starszym bratem Pawłem do konwiktu jezuitów w Wiedniu. W następnym roku z powodu braku miejsca umieszczono ich na stancji w prywatnym domu protestanckim.
Święty Stanisław Kostka
Stanisław wszystek czas poświęcał nauce i modlitwie, a jedyną jego rozrywkę stanowiło zwiedzanie kościoła jezuitów. Ile razy szedł do szkoły, wstępował do świątyni, by oddać hołd Sakramentowi świętemu. Nawet jego praca tchnęła modlitwą, gdyż w każdym wypracowaniu piśmiennym umieszczał słowa, zmierzające do chwały Boskiej i uczczenia Dziewicy świętej, którą gorąco miłował. Brat jego Paweł był paniczem dumnym, miłośnikiem zbytku, rozrywek i towarzystwa, gniewała go zatem skromność i pokora brata, jego ustawiczne modły, posty, cotygodniowe spowiedzi i przystępowanie do Komunii świętej. Niemal co dzień czynił mu o to wyrzuty, drwił z niego, szydził, a nierzadko bił go do krwi i kopał. Niewiele lepiej obchodził się z nim jego ochmistrz, który uważał za swój obowiązek wyleczyć go z rzekomego marzycielstwa i wychować na modnego i światowego panicza. Wygadując ciągle na niego i zasypując go złośliwymi docinkami, mawiał: “Ojciec na to cię tu przysłał, abyś się nauczył dobrego tonu, a nie na to, żebyś ze spuszczonymi oczyma chodził jak pobożniś jaki”.
Świątobliwy młodzieniaszek znosił cierpliwie te przymówki i łagodnie odpowiadał: “Urodziłem się nie dla tego świata, lecz dla wieczności. Dlatego żyję i żyć będę tak, jak się Bogu podoba”. Poza tym, gdzie nie widział nic złego, okazywał jak największe posłuszeństwo; dał się nawet nakłonić do brania lekcji tańca.
W roku 1566 wskutek postów, biczowań, nocnego czuwania i poniewierek brata zapadł w śmiertelną chorobę. Ze łzami błagał o sakramenta święte, ale protestancki gospodarz, ochmistrz i brat zatykali uszy na jego prośby. Opuszczony od ludzi udał się pod opiekę świętej Barbary, patronki umierających, jakoż Święta ta ukazała mu się w towarzystwie dwóch aniołów, którzy dali mu Komunię świętą. Potem ukazała mu się Matka Boska z Dzieciątkiem Jezus na ręku i pocieszała go, że jeszcze nie umrze, ale winien wstąpić do Towarzystwa Jezusowego.
Po tym widzeniu istotnie wkrótce wyzdrowiał i zgłosił się do nowicjatu, ale nie przyjęto go, gdyż nie miał pozwolenia rodziców. Mimo to nie odstąpił od swego zamiaru. Gdy brat znowu zaczął go poniewierać, rzekł do niego: “Oświadczam ci, Pawle, że dłużej tych dokuczliwości znosić nie myślę. Wypędzasz mnie, pomyśl przeto, jak się z tego przed ojcem wytłumaczysz!” Rozdał potem swą kosztowną odzież pomiędzy biednych studentów, przywdział liche łachmany i uciekł z Wiednia, pozostawiwszy pismo, w którym podał powody swej ucieczki. Brat popędził za nim i doścignął go, ale go nie poznał z powodu lichego przebrania.
Stanisław przybył szczęśliwie do Dillingen do świętego Piotra Kanizjusza, który go przyjął na próbę za służącego, a potem z dwoma młodymi jezuitami odesłał go do Rzymu i polecił generałowi zakonu, świętemu Franciszkowi Borgiaszowi. Ten przyjął Stanisława do nowicjatu dnia 28 października roku 1567. Wkrótce potem nadszedł list od ojca Stanisława, pełen wyrzutów i zelżywości. Stanisław tak nań odpowiedział: “Kochany ojcze! Byłbym niepocieszony, gdybym na gniew i wyrzuty twoje przez to zasłużył, żem popełnił coś zdrożnego; ale tego, com uczynił, nie mogę uważać za zdrożność i pohańbienie imienia twego. Już od dawna jedynym staraniem moim było służyć Bogu i wziąć na siebie krzyż Chrystusowy. Znalazłem w tym tyle rozkoszy, iż nie podobna mi uwierzyć, iżbyś, miłując dzieci swoje, pozbawić mnie chciał tego, czego bym nie oddał za wszystkie skarby świata”.
Pozostał w nowicjacie i żył jak anioł. Pokora jego, posłuszeństwo, pobożność, miłość Maryi i Pana Jezusa, skrupulatna sumienność, wesołość i zadowolenie jednały mu powszechną przychylność. Serce jego gorzało taką miłością Boga, że często musiał chłodzić pierś zimnymi okładami.
Pewnego dnia rzekł do towarzyszy: “Spodziewam się za łaską Bożą obchodzić w Niebie najbliższe święto Wniebowzięcia Matki Boskiej” i w dziecięcej prostocie napisał list do Przeczystej Dziewicy z prośbą o śmierć szczęśliwą. Dnia 10 sierpnia opadła go zimnica, którą lekarze lekceważyli. Dnia 14 sierpnia przyjął sakramenta święte i wraz z otaczającymi jego łoże towarzyszami odmawiał modlitwy za konających, póki słowa nie zamarły mu na ustach. Dnia 15 sierpnia 1568 roku z brzaskiem dnia uleciała dusza jego ku Niebu. Liczył wtedy Stanisław dopiero 18. rok życia. Papież Benedykt XIII zaliczył go w poczet Świętych wraz z świętym Alojzym.
Nauka moralna
Zwróćmy uwagę na słowa świętego Stanisława w liście do ojca: “Już od dawna staraniem moim było służyć Bogu i wziąć na siebie krzyż Chrystusowy” itd. Słowa te dają nam jasny pogląd na tę czystą, dziewiczą duszę, pełną bogomyślności.
Jakaż jest istota bogomyślności?
1) Jest nią silna i żywa radość, jaką Bóg zdobi i obdarza duszę przez łaskę uświęcającą. Za pomocą i przyczyną tej łaski wykonuje człowiek przykazania Boskie ochoczo i rączo, a nadto jeszcze pełni takie dobre uczynki, do których nie jest ściśle zobowiązany. Bogomyślność więc polega na tym, że obdarzony nią chrześcijanin szybko i chętnie czyni to, co może się przyczynić do chwały Boga, gdy tym czasem chrześcijanin zwykłej miary, który nie doszedł jeszcze do tego stopnia doskonałości, ociężale czyni dla Boga to, czego nie może zaniechać bez ściągnięcia na siebie grzechu. Jak niegdyś Pan Jezus garnął do siebie dzieci i swe błogosławione dłonie kładł na ich głowach, tak czyni i dziś. Szczodrobliwość jego zdobi dusze dziecięce darem bogomyślności. Niechaj matki nie omieszkają starannie pielęgnować i rozwijać w swych dziatkach dar bogomyślności, aby się z nich doczekać pociechy na ziemi, i szczęścia w Królestwie niebieskim.
2) Jakże słodkie jest życie bogomyślne! Człowiek zamiłowany w zmysłowych i ziemskich rozkoszach z politowaniem potrząsa głową, widząc bogomyślnego oddanego postom, modlitwie, samotności, wybaczającego urazy, hamującego gniew i żądze; nie mogąc zajrzeć w tajniki serca, nie pojmuje, jak bogomyślność to wszystko osładza i ułatwia. Święty Franciszek Salezy trafnie porównuje bogomyślnych z pszczółkami, które w tymianku znajdują sok obfity, ale surowy, a przez ssanie zamieniają go na wonny i słodki miód. Bogobojny i pobożny chrześcijanin spotyka w życiu wiele przeciwności i goryczy, ale przyjmując je ochoczo i z poddaniem się woli Bożej, zamienia je na słodycz. Palonym na stosach i wplatanym w koło Męczennikom wydawało się, że spoczywają na posłaniu z kwiatów; święci Młodzieńcy i Dziewice, krepując się dobrowolnie ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, chwalili Boga pobożnym pieniem i psalmami.
Modlitwa
Boże, który pomiędzy różnymi cudami mądrości Twojej, także i młodocianemu wiekowi udzielasz łaski dojrzałej świątobliwości, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy za przykładem świętego Stanisława, z każdej chwili czasu zbawienia korzystając, do wiecznego spokoju wejść pośpieszyli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem wraz z Duchem świętym żyje i króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.
* * *
Święty Stanisław Kostka
(18 września)
Aniele ziemski bez winy,
Ozdobo naszej krainy,
Wejrzyj z niebios dziś łaskawie
Na nas, święty Stanisławie!,
Przyjm nasze modły, ofiary,
Zlej na nas niebieskie dary,
Wesprzyj nas w każdej potrzebie,
Gdy głos nasz wzniesiem do Ciebie.
Gdy niewinni przed ołtarze
Twe upadną na swe twarze,
Niech szatańskiej strzały złości
Nie zranią ich niewinności.
Gdy my grzeszni zawołamy,
Niech pomocy Twej doznamy;
Uproś, jakich łask nam trzeba,
Zaprowadź i nas do nieba.
Senatorską rodzinę Kostków spotkał zaszczyt zaliczenia do członków swoich św. Stanisława. Ukochał on cnotę czystości z całego serca i tak pieczołowicie jej strzegł, że mdlał, gdy o ucho jego odbił się wyraz mniej przyzwoity. Studia odbywał w konwikcie jezuickim w Wiedniu, gdzie współtowarzyszom przyświecał wzorem cnót chrześcijańskich. Po zamknięciu konwiktu zniewolony był zamieszkać w domu protestanckim wraz z bratem Pawłem, który słowem dokuczliwym i czynem rubasznym, nawet ordynarnym do światowego zamierzał zmusić go życia. Atoli wszystkie zabiegi brata pozostały przecie bezowocnymi wobec stanowczości Stanisława. Gdy go nakłaniano do życia swobodniejszego, tęsknota jego za niebem często znalazła wyraz w pytaniu: “Cóż mi to pomoże do szczęśliwości wiecznej?” albo w powiedzeniu: “Do wyższych rzeczy jam urodzony!” Mieszkał w nim duch umartwienia, znosił nietylko cierpliwie domowe zniewagi, lecz postem, biczowaniem i innymi uczynkami pokutniczymi trapił słabowite swe ciało. Skutkiem tych surowych praktyk zapadł na śmiertelną chorobę, podczas której po trzykroć znakiem krzyża św. odpędzał złego ducha, napadającego nań w postaci potwornego psa. Napróżno św. Stanisław błagał o przyprowadzenie kapłana, któryby go św. wiatykiem opatrzył na drogę do wieczności. Gdy ludzie głuchymi pozostali na gorące jego prośby, zmiłowało się nad nim niebo – komunię św. przyniósł mu anioł. Doznał też niebywałej łaski, że Matka Boska pozwoliła mu przytulić do serca Najświętszą Dziecinę, wyrażając życzenie, aby wstąpił do zakonu jezuitów. Stanisław, przyszedłszy nagle do zdrowia, puścił się sam piechotą w szacie pielgrzyma do Rzymu, gdzie ówczesny generał jezuitów, św. Franciszek Borgjasz, przyjął go do towarzystwa Jezusowego. W nowicjacie cnoty jego jeszcze wspanialej zabłysły, szczególnie jego miłość Boga, która jak płomień palący serce jego przenikała, a z ócz ustawicznie wyciskała łzy. W porywach miłości często doznawał zachwytów – wyglądał wtedy jak wniebowzięty, oblicze jego pałało. Więcej żarem miłości niż febrą wyczerpany fizycznie, wstąpił dnia 15 sierpnia w osiemnastym roku życia do chwały niebieskiej. Liczne cuda wsławiły imię jego, nietylko w Polsce. Papież Benedykt XIII zaliczył go w poczet świętych Pańskich.
Św. Stanisław Kostka należy do głównych orędowników i opiekunów Polski; ponadto Ojciec św. ogłosił go szczególnym patronem młodzieży, której organizacje dzień jego obchodzą z uroczystością niezwykłą.
Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego – Katowice 1931
św. Stanisław Kostka
urodzony dla świata 1550 roku
urodzony dla nieba 15.08.1568 roku
kanonizowany 1725 roku
wspomnienie 18 września
* * *
Św. Stanisław Kostka
Święty na każde czasy
Ks. Jacek Molka
W tym roku przypada 280. rocznica kanonizacji jednego z naszych największych świętych. Jest on również jednym z patronów naszej ojczyzny. W 1726r. imiennik obecnego Papieża – Benedykt XIV kanonizował 18-letniego młodzieńca. Jego rodzina w XVI-wiecznej Polsce (na katolickim Mazowszu) była dosyć dobrze sytuowana i stosunkowo wpływowa. Owym młodym człowiekiem był św. Stanisław Kostka (do 1954r. najmłodszy święty wśród tzw. wyznawców).
Bez wątpienia wydarzeniami z życiorysu naszego rodaka można byłoby obdarować co najmniej kilku świętych Kościoła katolickiego, choć przeżył on zaledwie 18 lat (1550-68). Dlatego też jego biografia doczekała się do chwili obecnej kilkudziesięciu opracowań. Każde z nich podkreśla jego niezłomną wolę poświęcenia swojego życia Bogu w szeregach prężnie rozwijającego się wówczas Zgromadzenia Jezuitów. Temu pragnieniu św. Stanisław podporządkował wszystko inne w swoim życiu. W nim zaś kierował się początkowo maksymą: Do wyższych rzeczy jestem stworzony i dla nich winienem żyć. Potem zaś, już jako zakonnego nowicjusza, program jego życia streszczało zawołanie: Początkiem, środkiem i końcem rządź łaskawie, Chryste.
Dzięki organizowanym w wielu polskich parafiach trzydniowym obchodom upamiętniającym święto św. Stanisława Kostki (18 września) wydarzenia z życia naszego szczególnego rodaka są raczej powszechnie znane nie tylko wśród ludzi młodych, lecz także wśród osób o wiele bardziej zaawansowanych wiekowo. Większość z nas słyszała zatem o jego bliskich herbu Dąbrowa i rodzinnym Rostkowie czy obfitującej w niezwykłe wydarzenia wędrówce z Wiednia do Rzymu (np. jego starszy brat nie poznał św. Stanisława, szukając go na trakcie do Wiecznego Miasta), aby tylko zrealizować swoje marzenia. Podobnie rzecz się ma z jego ekstatycznymi wizjami i wyjątkowo osobistym kontaktem z Bogiem (np. Komunia św. przynoszona mu przez anioła). Nie chciałbym jednak w tym tekście przytaczać tylko niektórych faktów związanych z życiorysem tego Patrona dzieci i młodzieży. Bez trudu bowiem można znaleźć jego biografię i zapoznać się z nią (np. za pomocą internetu).
W jaki sposób mówić dziś o św. Stanisławie Kostce, aby jego styl życia stał się atrakcyjny dla współczesnych dzieci, a przede wszystkim młodzieży? Nad odpowiedzią na to pytanie powinni się zastanowić zwłaszcza duszpasterze i wychowawcy, ale także – a może przede wszystkim – rodzice. Niejednokrotnie w dzisiejszych czasach młody człowiek chce przeżywać swoje życie w sposób lekki, łatwy i na dodatek przyjemny. Mało się od niego wymaga, a i on poprzestaje na tym, co zaproponują mu wszędobylskie media i reklama. Stąd też w społeczeństwach, nie tylko szeroko rozumianego Zachodu, wciąż przybywa “dorosłych dzieci”, które nie umieją decydować o swoim życiu i są wprost uzależnione od starzejących się rodziców.
Przykład św. Stanisława Kostki mógłby stać się antidotum na tę przypadłość współczesnego społeczeństwa. Jego zaś życiowa postawa bazuje i wyrasta z rodziny silnej wiarą, w której praktykuje się życie oparte na trwałych zasadach moralnych, wypływających z nauczania Jezusa Chrystusa oraz z tradycji Kościoła. W tym przypadku sprawdza się stara teologiczna reguła, że łaska Boża bazuje na naturze. Innymi słowy – nasz rodak być może nie byłby świętym, gdyby nie sprzyjające temu rodzinne środowisko, które ukształtowało w dzieciństwie jego charakter i pierwsze zasady, którymi się kierował. Potem zaś św. Stanisław po prostu pozwolił działać w swoim życiu Panu Bogu (drugie życiowe motto).
Wydaje się, że dzisiejszej młodzieży trzeba byłoby nieustannie przypominać o tym, że święty nie musi być człowiekiem starszym i niejednokrotnie dobiegającym końca swoich ziemskich dni. Dlatego też osoba św. Stanisława może tak bardzo pomóc młodemu człowiekowi w kształtowaniu osobowości. Jego zaś styl życia może stać się inspiracją do tego, aby zacząć od siebie wymagać, a w konsekwencji po prostu stać się świętym.
Grobowiec św. Stanisława Kostki w Rzymie, kościół św. Andrzeja na Kwirynale Adam Bujak/”Ilustrowany Leksykon Polskich Świętych”/Biały Kruk
Tygodnik “niedziela” Nr 38 – 17 września 2006r.
*********************************
Błogosławiony Fidel Fuidio Rodriguez,
zakonnik i męczennik
***********
Fidel urodził się 24 kwietnia 1880 r. w Yecora, Álava (Hiszpania) jako siódmy syn mieszczańskiej rodziny. Został przyjęty na postulanta do szkoły marianistów. Po 3 latach postulatu został przyjęty do nowicjatu i pierwsze śluby złożył mając 17 lat. Po ukończeniu studiów zaczął uczyć łaciny i historii, jeżdżąc po różnych szkołach marianistów w całej Hiszpanii.
W 1933 r. przełożeni stwierdzili, że nie jest bezpieczne dla niego dalsze przebywanie w Madrycie, gdzie był dość znany. Pojechał więc do Ciudad Real. Tam nauczał nie tylko w szkole marianistów, ale też jako jedyny zakonnik w szkole państwowej. W lipcu 1936 r. kolegium zostało zajęte przez oddziały komunistyczno-anarchistyczne. Fidel ukrył się, miesiąc później znaleziono go w czasie jednej z częstych rewizji. Został aresztowany za to, że miał krzyżyk na szyi.
W więzieniu, nie tracąc dobrego humoru, wykorzystał czas, by przygotować się do śmierci. Wspierał też towarzyszy niedoli. W czasie procesu został uznany za niewinnego, ale gdy opuszczał więzienie, został porwany i rozstrzelany następnego dnia, 18 września 1936 r., w Carrión de Calatrava w Ciudad Real. Jego szczątki zostały pogrzebane dopiero 24 lata po śmierci. Przez ten czas przeleżały na dnie małej przepaści. Został beatyfikowany przez św. Jana Pawła II dnia 1 października 1995 r.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-18b.php3
*******************************
Błogosławiony Józef Kut,
prezbiter i męczennik
**********
Józef urodził się 21 stycznia 1905 r. w niewielkiej wsi Sławin, w połowie drogi między Ostrowem Wielkopolskim a Kaliszem. Był najstarszym z pięciorga dzieci Józefa i Marianny z domu Piaskowskiej. Maturę zdał w 1924 r. w gimnazjum w Ostrowie Wielkopolskim. W tym samym gimnazjum uczyło się trzech innych błogosławionych kapłanów: Jan Nepomucen Chrzan, Władysław Mączkowski i Aleksy Sobaszek.
Studiował w seminarium duchownym w Poznaniu i w Gnieźnie, często dojeżdżając z rodzinnego Sławina. Po powrocie do domu pomagał rodzicom w pracach gospodarskich. Święcenia kapłańskie przyjął 16 czerwca 1929 r. Jego pierwszą placówką była parafia św. Floriana w Chodzieży. W latach 1930-1936 był wikariuszem w parafii św. Marcina w Poznaniu.
W 1936 r. został proboszczem parafii św. Stanisława w Gościeszynie. Zamieszkali tu też rodzice Józefa oraz jego najmłodsze rodzeństwo, m.in. siostra Pelagia, która po 1945 r. wstąpiła do sióstr serafitek. Ks. Józef prowadził Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, powołanych przez Akcję Katolicką w 1934 r., do których należała prawie cała młodzież parafii. Pomagał m.in. w przygotowaniach przedstawień teatralnych i animował działalność chóru kościelnego.
Wkrótce po wybuchu wojny parafia ks. Józefa stała się ofiarą brutalnego napadu kolonistów niemieckich z pobliskiej wsi Tarnowa. Wyłamano okna plebanii, dokonano rewizji osobistej obecnych, Józefowi przyłożono bagnet do szyi i kazano wyjść z domu. Tym razem skończyło się na straszeniu i rabunku mienia.
Jesienią 1941 r. Niemcy zaczęli aresztować w Wielkopolsce pozostałych jeszcze w parafiach polskich księży – zaczęła się czwarta, największa fala zatrzymań polskich kapłanów. Ks. Józef mógł uniknąć aresztowania, ostrzegano go. Nie skorzystał z okazji. 6 października 1941 r. został aresztowany przez gestapo. Przewieziono go do poznańskiego, Fortu VII, w którym Niemcy urządzili obóz koncentracyjny Posen. Dwa tygodnie później przewieziono go do KL Dachau i nadano mu numer 28074.
Po przybyciu odmówił podpisania niemieckiej listy narodowościowej. Był bity i szykanowany. Pracował w “komandzie śniegowym”, bez odpowiedniego ubrania i obuwia, prześladowany przez sadystycznego kapo, o nieustannym głodzie. Niebawem przeziębił się, a jego ciało pokryło się wrzodami. Skierowano go wówczas do obozowego “szpitala”, tzw. rewiru. Wyzdrowiał i po wyjściu z rewiru pracował na plantacjach. Mniej więcej w połowie 1942 r. zaczął słabnąć i chorować. Z trudem potrafił utrzymać w ręku kosz podczas prac w polu. Ostatnią próbę wydostania go z obozu podjęła rodzina. Gestapo miało postawić dwa warunki: wyrzeczenie się posługi kapłańskiej i podpisanie niemieckiej listy narodowościowej. Choć wiedział, że może mu to uratować życie, ks. Józef w ostatnim liście do rodziny dał do zrozumienia, że tego rodzaju warunków przyjąć nie może.
Zmarł z głodu 18 września 1942 r. Jego ciało spalono w obozowym krematorium. Został beatyfikowany przez papieża św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r. w gronie 108 męczenników II wojny światowej.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-18c.php3
Dlaczego Matka Boża została ogłoszona Królową Polski?
…
Jak paskudnie szatan przewrotnością kpi sobie z Boga i cnót chrześcijańskich, że skusił niektórych do upodobania masochizmu i sadyzmu.
Jak biczować i palić masochistę, ten czuje rozkosz, podobnie jak męczennik, tyle że motywacja jest całkiem różna.
?????
męczennik czuje rozkosz?
Chyba pomylenie pojęć, a i porównanie mocno niestosowne.
porównujesz do rozkoszy zwłaszcza w zestawieniu z masochistą. Nadal uważam to za bardzo niezręczne porównanie.